Lata świetności tej uliczki już dawno minęły - jej użyteczność zanikła wraz z zamknięciem otaczających ją sklepów. Kiedyś służyła jako miejsce postoju samochodów dostawczych, przywożących świeże pieczywo, warzywa i pozostałe artykuły spożywcze. Niełatwo się do niej dostać, bo po drodze trzeba pokonać sieć krętych, ciasnych uliczek - tylko wprawny kierowca potrafiłby przedrzeć się przez wszystkie wystające śmietniki, nagłe, ostre zakręty i inne przeszkody bez zarysowania auta. Większość mieszkańców dzielnicy prawdopodobnie zapomniało o istnieniu tej uliczki, zupełnie jakby została wymazana z mapy miasta wraz z bankructwem pobliskich biznesów.
Na pierwszy rzut oka wydaje się opustoszała - z przewróconych blaszaków wydobywa się smród gnijących śmieci, które upodobały sobie dzikie gryzonie, a wszelkie źródła światła, które mogłyby próbować zwalczyć ciemności utraciły swoją moc już dawno. Lampy i pozostałości po neonowym oświetleniu zostały brutalnie pozbawione żarówek, a ściany niemal w całości zostały pokryte graffiti.
Nie było nawet jednego suchego skrawka – wszystko wokół było przemoknięte, a deszcz nie tracił na sile. Szare krople padały gęsto, zdawały się rozbijać brudem. W znacznym stopniu pogarszały widoczność. Ktoś by powiedział: to tylko woda. Racja, ale nieustające opady, przez które tonęły kolejne ulice wywoływały zupełnie inne odczucia niż zwykły, padający od czasu do czasu deszcz. Żywioł pokazywał swoją siłę.
Mnogość krętych uliczek Nanashi była niebywała – czasami wystarczyło zrobić kilka kroków do przodu bez odwracania się za siebie, by dojść do wniosku, że zgubiło się swoją drogę. Krajobraz dzielnicy był pozbawiony charakterystycznych elementów, które można by było uznać za punkty odniesienia potrzebne do ustalenia swojego położenia. Zresztą, nawet jeśli ktokolwiek byłby w stanie zapamiętać rozmieszczenie poszczególnych śmietników, malunków na ścianach lub stert śmieci, to teraz wszystko i tak wydawało się być nie takie jak zawsze. Jakby ulicami przeszło tsunami, wywracając wszystko to, z czym się zetknęło.
Otoczenie zmieniło się natychmiastowo – stopy zbłąkanych śmiałków po raz pierwszy zetknęły się z wodą. Pobliska kałuża zdawała się powiększać z każdą sekundą, ale to nagły przypływ bardziej zwracał ich uwagę. Mętna, brudnawa ciecz zbliżyła się nagle, nieoczekiwanie, sięgając powyżej kostek. Uliczkę zalewało coraz mocniej. Na tafli powstającego bajorka unosiły się plakaty zaginionych dzieci – na pomiętych, mokrych kartkach można było zauważyć co najmniej kilka różnych twarzy, na pierwszy rzut oka wszystkie w podobnym wieku. Z kilku z nich złożono statki, które przypływały do nich za każdym razem, gdy powstawała jedna z małych, niegroźnych fal.
Kilka metrów przed nimi rozciągała się ciemność. To właśnie z niej nadciągały kolejne zrywy – zupełnie jakby pękła jakaś rura, z której wylewała się ta cała brudna woda. Nieznana czerń nie zachęcała by ruszyć w jej kierunku, ale kilka kroków przed nimi (a więc kilka kroków w stronę nicości) coś zdawało się prześwitywać. Podłużny przedmiot świecił wątłym światłem, częściowo wystając spod cieczy. Wystarczyło tylko wyciągnąć przed siebie rękę...
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Nadal w to nie wierzył. Nie wiedział jak to się stało. Dlaczego ryzykował zagrożeniem dla zdrowia a nawet (co gorsza) nowych ubrań, przeprawiając się przez istny potop szwedzki. Dlaczego prowadził swój zniewalający, zniewieściały tyłek przez ulice Nanashi i w końcu dlaczego maszerował za siwowłosym mężczyzną, który kilka miesięcy temu mu go obił. W gwoli wyjaśnienia - nie w tym pozytywnym kontekście.
Z czasem i kolejnymi centymetrami wysokości słupa wody zaczynał chyba rozumieć, czemu go tu zabrał. Myśl ta wpadła do zielonej głowy zupełnie ironicznie, ale przeszła też lekkim dreszczem po karku żywej drabiny. Jedno było pewne - w biednej dzielnicy musiałoby już powstać jezioro, żeby zmieściło sobie 2 metry, żeby móc go utopić. Ale trzeba myśleć pozytywnie. Jeżeli nawet posłużyłby za żywą drabinę dajmy na to, to złamanie rdzenia kręgowego brzmi jak lepsza śmierć, niż utopienie.
- Ewww. Bogowie, to odrażające. - Zacisnął lekko zęby. Przyciqgnął odruchowo dłonie do piersi i zrobił kilka szybkich kroków w bok widząc, jak jakaś parada śmieci płynie z prądem tuż koło ich nóg. Umierał z radości, że żałożył dość szczelne buty sięgające po kolana dzisiejszego dnia. Czasami warto było być pedałem.
Wtedy też rozejrzał się dookoła szukając nowego zagrożenia. Obejrzał się za siebie. Dostrzegł kolejne zniszczone plakaty ze zdjęciami zaginionych dzieci. Takie same jak kilka minut drogi temu, a jednak inne. Wciąż pod klatką piersiową kotłował mu się wzbierający jak kolejne fale wody smutek, gdy widział na nich twarze i sylwetki o wiele bardziej wychudzone od niego samego. Nawet Kou ze swoją gładką, rumianą od pudru twarzą wyglądał przy nich zupełnie zdrowo. Wychowany w dysfunkcyjnej rodzinie, mógł sobie chyba nieco zbyt dobrze wyobrazić ich los, przez co zaciśnięte gardło milczał od kilku minut.
Wypili kilka łyków przed ruszeniem w drogę, jednak widząc to wszystko wysoki pederasta przetrzeźwiał już do reszty. Czemu było ich aż tak dużo?
Słyszał niejedno o tej dzielnicy, jak z resztą o każdym miejscu w Fukkatsu, ale zobaczenie tego wszystkiego na własne oczy było prawdziwym szokiem. Był ignorantem uciekającym od nowych problemów, duchem Karafuruna który zza swojego beztroskiego terenu usianego klubami wyściubiał nos co najwyżej w kierunku centrum. Nie miał potrzeby do tej pory sprawdzać, czy te plotki o Nanashi są prawdziwe. Widząc wszechobecną biedę poczuł się wręcz winny - conajmniej jakby miał jakikolwiek wpływ na to, co widzi. Uświadomił sobie, że wszyscy ignorują to co się tu dzieje tak samo jak on, przez co prawdopodobnie jest tak, a nie inaczej. Niczym się nie różnił od reszty znieczulonego miasta, choć do tej pory zawsze myślał, że sam jest marginesem którego inne społeczne problemy nie dotyczą.
Gdy zauważył przepływające koło nich papiery złożone w statki nie wytrzymał, łapiąc się dłonią za twarz, na której usta zadrżały w nagłym poczuciu zgrozy. Element jak z jakiegoś horroru, a wszystko przecież działo się naprawdę.
Zwiesił głowę dalej idąc za Jiro. Przez chwilę zerknął w jego kierunku, jednak szybko przybrał przestraszony wyraz twarzy i odwrócił go z powrotem. Jakoś tak nie chciał gapić się o sekundę za długo w momencie, kiedy zorientował się, że nie wie już gdzie są. Poczuł lekkie napięcie i jasne oczy znowu zaczęły dziczeć, rozglądając się nerwowo po otoczeniu i orientując w końcu, że z każdym krokiem robi się coraz ciemniej.
Wskazał oceniającym palcem przed siebie, prosto w punkt, w którym utknęły jego szeroko otwarte oczy.
- Kotek... potrzebujecie tu hydraulika. - Ta, hydraulik w Nanashi był tylko świadkiem nieświadomości Kou co do skali problemu. Zapewne tutejsza ludność inwestowała wszelkie dostępne pieniądze w razie katastrofy klimatycznej, dlatego na jedzenie już zabrakło.
Astygmatyzm nie pomagał mu w określeniu kształtu źródła światła. Nawet mimo noszenia dobrze dobranych soczewek, promień odchodzący od drobnego blasku zamazywał nieco jego istotę. - A mówili że nie macie tu oświetlenia... no zobacz. - Sam oczywiście nie miał w planach podchodzić pierwszy. Skomentował tylko obecność światła i stanął w miejscu postępując zgodnie z zasadą "ja pukam, ty wchodzisz".
Ekwipunek:
+ torba na ramię:
- napoczęta butelka czerwonego wina
- paczka petów
- żarowa zapalniczka
- pudełko z kartami
- telefon
- klucze
- lusterko
- kosmetyczka z zawartością
- kilka minerałów
- kadzidełko pachnące lawendą
- fioletowy tealight
- sojowa fasola
Ubiór: link + kurtka + buty do kolan na niewysokim koturnie + torba
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Te kilka łyków alkoholu, którym poczęstował go w parku Kou wystarczyło, by rozgrzewające ciepło jeszcze bardziej pozwoliło przywyknąć do przenikającego uczucia chłodu spowodowanego przez deszcz i co gorsza, przemoczone buty, bo Jiro nawet nie silił się na jakiekolwiek, daremne zresztą, próby omijania wody.
– Skoro teraz Nanashi jest dla ciebie odrażające, to ciesz się, że nie widziałeś go przed zalaniem – odparł, nadal prowadząc to arystokratyczne kociątko po największej kuwecie w Fukkatsu – Woda pozabierała stąd większość śmieci.
... i nasz blok.
Zgrzytnął zębami ze złością, najwyraźniej musząc pogodzić się z faktem, że ich dom również należał do tej kategorii. Na moment zawiesił spojrzenie na niesionych wodą plakatach, próbując wypatrzeć jakieś znajome twarze wśród tych nadrukowanych na rozmiękłym papierze.
Milczenie Kou było trudne do zniesienia, zwłaszcza w połączeniu z wyrazem jego twarzy. Dzieciak chyba nie był przygotowany na taki widok. Przez jedną sekundę Jiro poczuł się w obowiązku, by spróbować go jakoś zagadać, by to milczenie przerwać i rozwiać ewentualny niepokój. Wystarczyło jednak jedno słowo, by całkowicie współczucie i plan porzucić.
Kotek...?
Yurei zatrzymał się tak gwałtownie, że siedzący na ramieniu Karmelek prawie spadł do wody, w ostatniej chwili zaczepiając się pazurkami na materiale bluzy. Obiecał sobie, że mu więcej nie przypierdoli, ale najwyraźniej Kou był zbyt nieśmiały by spytać wprost, więc robił pod to ewidentne podchody.
– Żebyś ty nie potrzebował zaraz kogoś, kto cię z tych ścieków będzie wyławiał, wodoroście – odwarknął, zerkając znacząco na jego włosy; orientując się, że w momencie wejścia do Nanashi czwórka dymnych kotów zdążyła zająć honorowe miejsca na ramionach i głowie żywej drabiny i podróżować tak bez kontaktu z mokrym podłożem.
Może dlatego wpatrywał się w niego o ten jeden moment za długo, zastanawiając się czy mimo faktu, że człowiek nie jest w stanie dostrzec kocich duchów, to w ogóle zdaje sobie sprawę z ich obecności. Dopiero wskazanie mu świecidełka sprawiło, że podążył wzrokiem za źródłem światła.
Za cholerę nie miał pojęcia co to za cacko, ale sam fakt, że świeciło, a więc nie było najpewniej zniszczone, sprawiało wrażenie, że mogło być sporo warte. Oczywiście sporo w Nanashi oznaczało tyle, że można było za to dostać równowartość trzech onigiri z marketu. A może i - o rany - ze czterech.
– Trzymaj, przydasz się na coś – powiedział, zsuwając z ramion plecak i wciskając go Kou, podobnie jak zrobił z różańcem shinto, który miał założony na nadgarstku jak bransoletkę, podwijając od razu rękawy bluzy.
Przeszedł przez brudną wodę i bez wahania sięgnął po świecidełko.
@Mistrz Gry @Naiya Kō
Ekwipunek: plecak, telefon, składany nóż, latarka odstraszająca yōkai (z niebieskim światłem), kilka papierosów, zapalniczka, amulet z niewyraźnymi znakami, różaniec shinto, szczur Karmelek, baton papita.
Ubiór: link + czarny zwykły plecak.
Mistrz Gry, Ejiri Carei, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Napływająca z ciemności woda była brudna i mętna, można było odnieść wrażenie, że gęstnieje z każdym przypływem. Część papierowych statków była już tak mokra, że plakaty, z których zostały zrobione rozwarstwiały się, zaczynając przypominać bardziej rozmemłaną papkę niż wytwór ludzkich rąk. Znikały z tafli wody, gubiły się w mule. Ale wciąż napływały nowe, jakby tworząca je fabryka wciąż działała.
Zanurzona w cieczy dłoń napotkała opór – palce najpierw napotkały tylko brud, ale szybko natknęły się na twardy przedmiot. Dosłownie kilka sekund później okazało się, że znaleziskiem była latarka. Urządzenie wciąż działało, jednak strumień światła był wątły i czasami przerywał, ledwo przebijał się przez ciemności. Ale mimo tej słabej mocy zdołało częściowo naświetlić (przy podnoszeniu) bliżej nieokreślony kształt, który znajdował się na oko kilka metrów przed nimi. Oddalał się, woda zakrywała go coraz bardziej. Ale czy naprawdę coś tam było? Czy to jednak umysł płatał im figle?
1-50 - przy podnoszeniu latarki żadna z postaci nie dostrzegła kształtu rysującego się w ciemnościach. To była krótka chwila, nikt nie zwrócił na to uwagi. Wraz z kolejnym mrugnięciem oczu można dostrzec tylko rozpościerającą się ciemność.
51-100 - mimo paskudnej pogody i masy niesprzyjających warunków udało się coś dostrzec, upewnić się, że kilka metrów dalej coś jest. Coś albo ktoś. I jest w ruchu, dąży ku nieznanemu.
Termin: 08.05 23:59
Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō and Naiya Kō szaleją za tym postem.
- Masz rację. Pewnie też by było. - Rzucił dygresją w eter i wzruszył ramionami. - Oho, podskoczyłbym z radości, ale chyba nie trzeba cię dodatkowo ochlapywać kolego. - Wymalowana buźka która za wszelką cenę - niezbyt skutecznie - próbował chronić przed tym nieustającym pochmurnym impaktem, nagle otworzyła się widocznie pozwalając sobie na żarty mogące naginać cierpliwość towarzysza. Im bardziej napięte czuły się te pedalskie cztery litery, tym ciężej było im utrzymać język na wodzy. Mało miał w sobie innych reakcji obronnych niż słowa i horrendalnie długie paznokcie, broń niesłychanie pomocna w barach z różowymi światami.
- Woda pozabierała stąd większość śmieci. -
- Poza nami. -
Słysząc zgrzyt zębów opanował to jednak, na moment zwyczajnie zamykając się, wyraźnie uznając że było to skierowane do niego i szedł za nim dalej że ściśniętymi wargami nadal obserwując otoczenie przywodzące na myśl obraz rosnącego przygnębienia.
Wtedy mało nie wpadł na Jirō, albo na brudną ziemię oskakując wręcz w samoobronnym odruchu. Z dwojga złego, nauczony doświadczeniem zdecydowanie wolałby to drugie. Ziemia przebaczała mu ilekroć na nią nie spadał, czego o Jirō prawdopodobnie nie mógłby powiedzieć. Ale tak nagłe zatrzymanie się w miejscu tuż przed dwoma rozproszonymi bezmyślnymi metrami było za to dla Kou niemalże jak proszenie się o jego rękę. Lub nogę. Lub wszystko, czym mógł go potencjalne uraczyć wpadając nań przez swoją pięknie wyrośniętą niezdarność.
Wodoroście?!?
Zaśmiał się nerwowo, ukrywając tym samym wewnętrzną ulgę która pojawiła się, gdy udało mu uratować swoje życie lub zdrowie.
- Oby chociaż był ładny. - Ściągnął ręce bliżej siebie rozglądając się, jakby rzeczywiście zaraz miał się tam pojawić jego bohater w stroju hydraulika.
Wtedy zaobserwował jak staruszek wpatruje się w niego z jakimś podejrzanie nieokreślonym wyrazem w oczach, na co w końcu odpowiedział swoim równie przewiercającym, nieco przestraszonym spojrzeniem. Po dłuższej chwili takiego zamrożenia w czasie i przestrzeni w końcu się odezwał, zdradzając najwyraźniej poziom swojej świadomości na temat podróżujących na tym żywym Titanicu małych zjaw. - No co? Mam coś na twarzy honey? Może i jest na co popatrzeć, ale mama wychowała zepsutego pedała, a nie znak drogowy. -
- No pewnie że się przy...- Nie dokonczył zaskoczony, że rzeczywiście posłuży za wieszak, choć nie oponował przed wciśnięciem mu należących do Jirō przedmiotów. Czując chłód mokrego materiału wciągnął głęboki wdech, zarzucając sobie dobytek Hasegawy na ramię i oglądając tajemniczy wisiorek, przekładając go sobie palcach, jakby to on był w tej chwili najważniejszy. Moment, po co temu dresiarzowi potrzebne te koraliki? Spojrzał na niego podejrzliwie mrużąc powieki, gdy stał za jego plecami, wyraźnie zaczynając myśleć.
Widząc jak Jiro wyciąga spod wody latarkę zbliżył się nagle, nachylając zza niego jakby to cokolwiek zmieniało w jego widzeniu. Przysiągłby, że widzi jakiś obiekt, ale zwalił na swój astygmatyzm fakt że nie jest w stanie zbyt dobrze ocenić co to do cholery jest. Może i miał soczewki, ale pewnych niuansów nawet z nimi nie mógł dostrzec idealnie. Choć miał też wrażenie, że im bardziej się wpatrywał, tym bardziej obiekt znikał mu z pola widzenia, jakby turlał się w przeciwnym kierunku, choć i to ciężko było mu określić. - Co to za menel tam leżał... -
[Rzut na percepcję: 55-20=35, nieudany]
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Mistrz Gry, Hasegawa Jirō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
– Gdyby nawet wychowała znak drogowy to pewnie i tak nie zakaz wjazdu – mruknął, naprawdę próbując nie reagować na zaczepkę, nawet gryząc się w język, chcąc tym jednym burknięciem uciąć kolejne odpowiedzi, ale nie wyszło.
Nie udało mu się jednak zachować powagi. Najpierw na twarz przypałętał się głupawy uśmieszek, którego nie ukryła nawet czarna maseczka, a później ramiona zatrzęsły się w akompaniamencie rozbawionego rechotu. Jiro był swoim największym fanem jeżeli chodziło o własne żarty.
Wyłowiona z brudnej wody latarka została potraktowana iście królewsko, jak na tak godną zdobycz przystało. Hasegawa bezceremonialnie wytarł warstwę brudu o kieszeń bluzy, by móc sprawdzić ewentualne uszkodzenia. Zmrużył podejrzliwie oczy, gdy promień oświetlił oddalający się kształt. Zerknął szybko na Kou, by upewnić się czy też to widział, orientując się, że wodorost już nie czai się gdzieś w oddali, a wiernie trwa tuż obok niego. Gdyby nie świadek, Jiro nie wahałby się przed zabraniem znaleziska, ale jednak przy ludziach trzeba było zachować resztki przyzwoitości.
– Hej, zaczekaj! Nie zgubiłeś czegoś? – zawołał za oddalającym się kształtem, nie będąc do końca pewnym czy to coś czy jednak ktoś; skinął głową na towarzysza, ruszając powoli za uciekinierem – Chodź, to pewnie jakiś dzieciak z Kyokenu. Oni wszystko zawsze gubią.
Na przykład zęby skacząc jak poparzeni po dachach budynków.
@Mistrz Gry @Naiya Kō
Mistrz Gry, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Hasegawa Jirō gardzi postem aż przykro.
Poruszający kształt faktycznie okazał się kimś – w stronę ciemności szło dziecko. Parolatek szedł przed siebie jak zahipnotyzowany – nie zareagował na słowa Jiro, zachowywał się tak, jakby cały świat wokół nie miał znaczenia, jakby nawet ta brudna woda, przez którą musiał przejść była bez znaczenia. Młodzieniec nie zatrzymywał się. Bardzo leniwie, ale też niezłomnie brnął przed siebie. Tam gdzie się znajdował robiło się gęściej, a ciecz sięgała mu do pasa. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to dalej mogło być jeszcze głębiej, ale nie przejmował się tym.
Te kilka kroków wprzód wystarczyło by Kou również dostrzegł chłopca – obaj go widzieli, więc to nie był wymysł bujnej wyobraźni, a prawdziwe dziecko. Samotne dziecko, które przebijało się przez kolejne warstwy mułu, tonąc w nim coraz bardziej. Jakby traciło pod nogami grunt, ale za wszelką cenę musiało iść dalej.
Jiro szedł przodem – poruszał się powoli, praktycznie takim samym tempem co uciekinier. Wychwycenie kolejnego kształtu w ciemnościach nie stanowiło już dla niego większego problemu, bo oczy przyzwyczaiły się do deszczowego krajobrazu. Ten chłopiec ślepo podążał za sylwetką kobiety – długowłosej, bardzo szczupłej, zanurzonej w bajorze aż do połowy pleców. Dostrzeżenie jakichkolwiek szczegółów było niemożliwe, bo postać niknęła w czarności – jakby otulał ją cień.
Kou jej nie widział – był jeszcze za daleko czy po prostu jego ludzkie oczy nie potrafiły jej zobaczyć?
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō and Naiya Kō szaleją za tym postem.
– Gdyby nawet wychowała znak drogowy to pewnie i tak nie zakaz wjazdu –
Słysząc to poczuł jak coś gotuje mu sie w żyłach, ale najwyraźniej ta gorąca krew uderzyła mu zamiast w dłonie, to wprost do postępującego na twarzy rumieńca. Nabrał powietrza w usta, które sekundę później z impetem szeroko otworzył zaciskając brwi. - Oh my godness...To. Było. Ostre. - Dokończył przełykając ślinę, jednocześnie kręcąc głową na boki i ikonicznie wachlując ją całą szerokością dłoni. Prawda boli, co?
Jego podminowanie, na które wyraźnie Jirō stanął z doskonałym wręcz wyczuciem, nie trwało długo. Dłoń nagle stanęła w miejscu gdy spod zwróconych ku dołowi doklejonych rzęs nie dłuższy czas nie wypływała żadna emocja. Była to jednak tylko cisza przed burzą. Czuł, jak zaraz nie wytrzyma tego dłużej i gdy Hasegawa w dodatku na tą własną kąśliwie szczerą uwagę się zaśmiał, Kou nagle wybuchnął... niekontrolowanym śmiechem, pokazując jak szereg białych zębów ukazuje się zupełnie mimowolnie, gdy przyłożył dłoń do skroni.
- A śmiej się, śmiej. Jak wjedziesz na tą autostradę to prędko nie wyjedzie ci z głowy. -
Jirō nagle poderwał krzycząc coś do jegomościa którego Kou nie spostrzegł.
- Z Kyoken?! - Pewne zmieszanie dało się usłyszeć w głosie, który niejedną plotkę słyszał, ale od zawsze wzbraniał się przed spotkaniem z którymkolwiek z ugrupowań o których tyle mówiono w mieście. Widząc, że Jirō ma zamiar iść za czymś bądź kimś zobaczonym w tej ciemnicy, ba, pociągnąć go za sobą, westchnął z rozleniwieniem. W taką pogodę powinnien popijać matcha latte w ciepłej kawarnii zamiast szwendać się po tym realnym potopie szwedzkim i narażać się na przeziębienie, ale cóż. Mimo wszystko nie oleje Jirō w tym momencie, ale ponarzekać sobie może. Ruszył za nim.
Kilka kroków później dostrzegł jakiegoś dzieciaka, który był chyba nawet bardziej pozbawiony instynktu samozachowawczego niż Kou, że szedł prosto w wodę, prawie jak Mojżesz na Morze Czerwone. - Co do...też to widzisz? -Czego można by się spodziewać, dzieciak nie miał z boziulką żadnych układów, albo jeszcze był za młody, gdyż w swym transie zatapiał się coraz bardziej. - NIE NO NIE MOGĘ NA TO PATRZEĆ, ON SIĘ UTOPI, ZRÓB ŻE COŚ. - Piskliwym głosem wykrzyczał odwracając głowę i przykrywając dłonią, podczas gdy drugą tknął ramię Jirō. Z tego też względu, nie widział nic więcej, choć po chwili odkrył oczy by spojrzeć, czy dzieciak za którym kroczyli dalej tam jest. - AAAAAAAA SZYBKO. - Wyraźnie zaczął panikować, machając w powietrzu nerwowo pazurami, po czym tym razem wodzony nagłym przypływem motywacji chwycił siwowłosego za bluzę i ruszył ślepo za dzieciakiem, nie widząc nic poza tym. Wszystko na czym się skupiał to myśl, że jeśli odpowiednio szybko nie zareagują, to zaraz jakieś dziecko zginie na jego biednych oczach.
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo, Matsumoto Hiroshi and Jinnai Hisae szaleją za tym postem.
– Zostanie ze mną na zawsze jako trauma? – spytał, słysząc nawiązanie do autostrady, zerkając kątem oka na towarzysza.
Oczywiście wyłapał ten durny rumieniec na jego twarzy, ale starał się go zignorować, jako powód pojawienia się go, dopuszczając do siebie jedynie wymówkę z zimnem. Dlatego nie zapytał, nie odciął się, mimo podania mu przytyku niemal na talerzu. Wolał nie drążyć.
Wyłapał za to zmieszanie w głosie, gdy powtórzył po nim nazwę ugrupowania. Czyżby o grupie poza granicami ich dzielnicy ludzie mieli zupełnie inne zdanie niż Hasegawa?
– Co, boisz się Kyoken? To dzieci, nie trzęś portkami. Normalnie miałbym wywalone na to co robią, ale moja córka się z nimi bawi, więc trzeba udawać zatroskanego obywatela żeby jej się liczba kolegów nie zmniejszyła – wyjaśnił cicho ze zrezygnowanym westchnięciem, ujawniając tym samym całe swoje podejście do rozgrywającej się przed ich oczami sceny.
Jakby sam fakt, że to Kou bardziej przejął się brnącym coraz dalej w głębiny dzieciakiem, a nie Jiro, który przecież był najpewniej z tej samej dzielnicy co mały smark, nie był wystarczającym potwierdzeniem jego słów. Przyspieszył kroku dopiero, gdy poczuł na ramieniu dłoń i spróbował zwiększyć między nimi odległość, by uchronić się przed dotykiem. Przygryzł język, by nie warknąć jakiejś powtórki z baru.
Nie miał zamiaru bawić się w dalsze nawoływanie dziecka, skoro to go ignorowało. Jeżeli udałoby mu się go dopaść, po prostu zatrzymałby go w miejscu, by nie szedł dalej.
Sylwetka kobiety niemal natychmiast przywołała mu wspomnienie harionago i jej ostrych haków rozszarpujących mu skórę. Przełknął nerwowo ślinę. Od czasu powodzi Tuszkot trzymał się z dala od Nanashi, nie chcąc rozpuścić się we wszechobecnej wodzie, więc Jiro stracił możliwość korzystania z pomocy małego demona, a bez niej niekiedy trudno było mu stwierdzić czy miał do czynienia z innym yokai.
Ale zaraz, zaraz. Miał przecież przy sobie zupełnie nowy radar jeżeli chodziło o duchy.
– Przed nami idzie ktoś jeszcze, widzisz ją?
@Mistrz Gry @Naiya Kō
Sugiyama Nobuo, Naiya Kō, Matsumoto Hiroshi and Jinnai Hisae szaleją za tym postem.
— Gdzie ja jestem? — wyszeptał, pozwalając sinym ustom zadrgać; głosu się zająknąć. W jego gardle bez wątpienia tkwiła gula, która tylko ostatkami sił powstrzymywała wybuch płaczu i to piekielne ogarniające go przerażenie. Obrócił gwałtownie głowę, dostrzegając drugiego mężczyznę, a płuca napełniły się powietrzem. Zaczął drżeć. — Gdzie Yami? Była ze mną — jego głos wibrował i choć stał przy nich zziębnięty, to nie wydawał się ranny. Rozglądał się po ich ledwo oświetlonych sylwetkach (wzbudzały lęk) a zaraz później tafli, jakby Yami miała wciąż gdzieś tam być.
Nie było tam jednak nikogo. Znikła nawet — wcześniej zauważona przez Jirō — wolno zatapiająca się mara.
Z racji przerwania wydarzenia, temat pozostawiam dla was. W każdej chwili możecie zrobić z/t. Chłopiec może zostać przez was wykorzystany jako NPC w kolejnych wątkach.
TERMIN: brak
TURA: 4
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKA: 0
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 1
Bezimienny chłopiec
— stan: powżne ochłodzenie organizmu; zamroczenie
Naiya Kō
— stan: przemoczony; cierpną ci palce stóp i zaczynasz odczuwać przebiegające po ciele dreszcze zimna
— wynagrodzenie: 60 PF
Hasegawa Jirō
— stan: przemoczony
— wynagrodzenie: 110 PF
Hasegawa Jirō, Mamoritai Akari, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.