Ślepa uliczka
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

08.06.23 21:13
Ślepa uliczka


Lata świetności tej uliczki już dawno minęły - jej użyteczność zanikła wraz z zamknięciem otaczających ją sklepów. Kiedyś służyła jako miejsce postoju samochodów dostawczych, przywożących świeże pieczywo, warzywa i pozostałe artykuły spożywcze. Niełatwo się do niej dostać, bo po drodze trzeba pokonać sieć krętych, ciasnych uliczek - tylko wprawny kierowca potrafiłby przedrzeć się przez wszystkie wystające śmietniki, nagłe, ostre zakręty i inne przeszkody bez zarysowania auta. Większość mieszkańców dzielnicy prawdopodobnie zapomniało o istnieniu tej uliczki, zupełnie jakby została wymazana z mapy miasta wraz z bankructwem pobliskich biznesów.
Na pierwszy rzut oka wydaje się opustoszała - z przewróconych blaszaków wydobywa się smród gnijących śmieci, które upodobały sobie dzikie gryzonie, a wszelkie źródła światła, które mogłyby próbować zwalczyć ciemności utraciły swoją moc już dawno. Lampy i pozostałości po neonowym oświetleniu zostały brutalnie pozbawione żarówek, a ściany niemal w całości zostały pokryte graffiti.

Haraedo
Mistrz Gry

20.06.23 20:59
Ślepa uliczka Hn0GpMw

KWADRANS.
Sekundy mijały nieubłaganie – upływu czasu nie dało się zatrzymać w żaden sposób. I tyle w zupełności wystarczyło, całe piętnaście minut. Jeśli by się uprzeć, to może nawet mniej. Ktoś, kto zdecydował się trafić w to miejsce doskonale wiedział, w którym momencie musi skręcić, by przedrzeć się przez sieć wąskich uliczek i pokonać całą drogę naprawdę szybko. Musiał też doskonale wiedzieć, że tym razem w ciemnych odmętach tego porzuconego skrawka ziemi nie będzie sam.
Tylko nieostrożna albo niezwykle zagubiona dusza mogła dobrowolnie zatracić się wśród pajęczyny zakrętów i ulic. Zwykle zaczynało się od postawienia kilku, z pozoru nic nieznaczących kroków. Za nimi pokonywało się następne dwa lub trzy metry. Po nich granica się już zacierała. Nie było odwrotu, bo labirynt miejskich zawijasów zdawał się stale zmieniać, wyglądać za każdym razem zupełnie inaczej. W takiej sytuacji zdrowy rozsądek podpowiadałby, że najlepiej będzie iść prosto przed siebie. Jednak nieświadomy umysł nie zdawał sobie sprawy, że to początek drogi prowadzącej w błogie zapomnienie.
Wyświetlacz telefonu podświetlił się kilkukrotnie.
To jakiś żart? Piętnaście minut..?
Już mniej, a zegar wciąż tykał. Tylko do czego odliczał? Czego miał być świadkiem? Co niezwykłego miał zobaczyć?
    ...ZDĄŻY?

Poproszę o trzy rzuty:
– pierwszy ustali czy Warui był w pobliżu gdy dostał wiadomość (1-50 – był poza Nanashi; 51-100 – był na terenie Nanashi),
– drugi będzie na orientację przestrzenną. W tych rejonach nawet GPS zaczyna szwankować i pokazuje ulice, które zdają się nie istnieć (1-50 – Shinya po drodze kilkukrotnie skręcił w złą uliczkę; 51-100 – Warui bez problemu pokonał sieć zawiłych korytarzy),
- trzeci będzie na zręczność. Masa porozwalanych kartonów, blaszanych śmietników i resztek zepsutej żywności potrafi znacznie spowolnić kogoś, kto próbuje... zdążyć gdzieś na czas (1-50 – Warui zahacza o jakąś przeszkodę, tracąc przez to cenne sekundy; 51-100 – Shinya bardzo sprawnie pokonuje wszystkie przeszkody).

Liczę tu na Twoją inwencję twórczą. Opisz drogę postaci, biorąc pod uwagę wynik każdego z rzutów. Masz tutaj wolną rękę. Suma Twoich pozytywnych rezultatów będzie miała wpływ na dalszy przebieg historii. Możesz zakończyć swój post w momencie, w którym Warui dociera w wyznaczone miejsce. Powodzenia.
Teraz nie narzucam terminu, ale na każdy kolejny post będziesz miała 72 godziny.
Nobu

Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ye Lian and Amakasu Shey szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

28.06.23 16:20
15|04|2037
ok. godz. 23

- Dalej nie jadę, młody.
Gdyby nie znajdowali się w zdezelowanym, pordzewiałym samochodzie taksówkarza, mężczyzna za kółkiem z pewnością by splunął; powstrzymał się tylko dlatego, że nie chciał bardziej syfić we własnym aucie. Dzięki temu czuł się lepiej niż otoczenie wokół - czystszy o jedną, gęstą, brudną plamę.
Na ekranie komórki migała mała strzałka - cel.
- Jeszcze tylko 3 kilometry. To kurwa niedużo.
Głos mu stężał od nalegania. W lewej dłoni ściskał telefon, w drżeniu nadgarstka powodując zmazy na pulpicie. W prawej gniótł klamkę drzwi. Gotował się, aby za nią szarpnąć i wypaść z pojazdu prosto na popękaną chodnikową drogę. Powstrzymywała go tylko nadzieja, że stary jednak ulegnie i wciśnie cholerny pedał gazu.
- Nie.
Następna odmowa, po której broda młodego pasażera podskoczyła; zmiana nachylenia rozgoniła mroki rzucane przez daszek czapki; wraz z twarzą uniosło się wściekłe spojrzenie. Wbiło w lusterko, od razu odnajdując stanowczy wzrok taksówkarza.
- Powiedziałem - skrzywił mięsiste wargi, mnąc w nich przekleństwo - nie.
Ostatni wyraz zadziałał jak policzek; siarczysty, ale uprzytamniający. Ton przewoźnika, obleczony agresją i kategorycznością, wymusił na upchniętym z tyłu kliencie natychmiastowe wyłuskanie portfela. Warui nie starał się nawet zabrzmieć na grzecznego; zwykle trzymał gardę w towarzystwie obcych ludzi, budując pozory dobrego wychowania, przymilnej uległości. Tworzył obraz człowieka, na którym można zbić korzyści - nie skarżył się na ciężką pracę, której efekty, nawet teraz, odciskały na nim swoje piętno, nie miał problemów z nadgorliwym, aroganckim szefem ani z kiepskimi warunkami. Pozwalał, aby starsze kobiety prosiły go o dźwiganie zakupów i z chęcią przystawał na nadgodziny. Ludzie widzieli w nim więc tanią siłę roboczą, prosty mechanizm, który dopasować można wszędzie, a potem przełożyć w inny punkt, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Przez wszystkie lata kreacji na uniwersalną zębatkę trzymał gardę; teraz palce mu się trzęsły, miał gdzieś, jak zostanie odebrany i czy w ogóle jakkolwiek - wrzucał po prostu jeny w wyciągniętą ponaglająco dłoń. Parę drobnych monet rozsypało się pod fotele i na skrzynię biegów, ale poza rozdrażnionym "EJŻE!" wyrwanym z krtani kierowcy, Shin już więcej nie usłyszał.
Zagłuszył to trzaskiem zamykanych za sobą drzwi; a później stukotem ciężkich butów. Nie zdążył ich zmienić na własne, o wiele wygodniejsze i o wiele lepiej przystosowane do uliczek Nanashi egzemplarze. Gdy dostał wiadomość - miał czternaście minut - ziemia pod nim chrupnęła. Ciężar świadomości sprawił, że zwykle stabilna gleba nabrała miękkości gąbki. Albo kruchości cienkiego szkła, gdzie każdy postawiony krok oznaczał następną pajęczynę rozbić.
Przez parę sekund jak ostatni kretyn wpatrywał się w treść smsa. W czaszce zaczęło mu się roić od owadzich myśli; każda próbowała zaskarbić sobie jego uwagę w drażniący sposób. Nakazywały mu biec, zatrzymać się, zastanowić albo działać. Wszystko było ze sobą sprzeczne, a on sam i tak działał instynktownie. Zamknięte w organizmie odruchy zdominowały racjonalne podejście psychiki.
Gdzieś podskórnie pragnął wykręcić do kogoś numer. Poprosić, że jeżeli nie wróci, to trzeba to zgłosić.
Tylko komu?
Policji? Nie szukaliby go. W aktach od czterech lat był martwy.
Na liście kontaktów nie miał zresztą nikogo, komu potrafiłby wystarczająco zaufać.
Może Seiwa... - podsunęła słodką nutą mrzonka. Albo może... bo on zrobiłby wszystko, aby nie ujrzeć w oczach Ichiru zawodu... może do niego?
Przeklął gwałtownie, natrafiając na jeden z zamkniętych obszarów. Z czaszki ulały się fale rozterek i opcji. W zamian aż zbyt piorunująco trafił w rzeczywistość, jak topielec zgarnął zimny wiatr w płuca, rozglądając się wokół. Oddech ciął powietrze gorącem; nie zauważył, kiedy zsunął maskę, aby móc płynniej nabierać hausty tlenu. Potrzebował go do szaleńczego pościgu. Ile zostało mu czasu? Za mało. Oderwał uwagę od komórki, zdając sobie sprawę, że wbudowany w nią GPS nie działał poprawnie. Kropkowana trasa utrzymywała, że powinien kierować się dobre pięćset metrów naprzód, ale przed nosem miał zamurowaną przestrzeń, wysoką na trzy metry. Zatrzymała go. Więcej niż pewne, że satelity nie łapały informacji dotyczących zmian infrastruktury slumsów. Nie było to nikomu potrzebne.
Tylko jemu.
Zawsze chciał to, czego inni nie potrzebowali.
To, co innym wydawało się nieważne, dla niego stanowiło priorytet. Omal nie rzucił urządzeniem w gołe cegły; resztką silnej woli ostatni raz spojrzał w wyświetlacz, przemknął czujnie wzdłuż poplątanych linii, elektronicznej mapy, która, przynajmniej częściowo, powinna mieć dalej sens w świecie aktualnym. Po tym ulokował telefon w przedniej kieszeni kurtki, ruszając już w wyznaczonym przez siebie kierunku. Musiał zawrócić, a potem skręcić w lewo. Chód zmienił się w trucht, trucht - w bieg. Rozproszona percepcja co rusz wyłapywała nowe rozgałęzienia arterii, szukała tabliczek, starych szyldów świadczących o tym, że jest na odpowiedniej ulicy, że nie minął punktu zaczepienia, który akurat zakodował w pamięci. Wykorzystywał nie tylko wzrok, choć na nim opierał znaczną część swojej sondy. Wychwytywał jednak również dźwięki; brak wiatru oznaczał kolejny ślepy zaułek, więc nie kierował się tam, bo musiałby przejść górą, a nie wszystkie wąskie ścieżki miały metalowe drogi ewakuacyjne (właściwie większość nie miała). Węszył, bo już raz wyczuł stęchły zapach, mimo bankructwa, na zawsze wżarty w okoliczne kręte labirynty - fetor unosił się od pogrzebanego rybiego cmentarza pozostawionego po fabryce, który dał mu znać, że idzie w dobrą stronę. Nawet opuszki palców raz za razem zdawały się sięgać po zostawione przez czas i ludzi informacje. Dotknął szorstkiej nawierzchni jednego z budynków; była wilgotna od pleśni i grzybów. Odetchnął szybko, kantem przegubu ścierając pot ze skroni. Gdy opuścił rękę i ruszył dalej, palce otarły się o przytroczony do paska sprzęt.
Prawie zapomniał.
Jeszcze kręcąc się po budowie, zaaferowany ostatnimi minutami zmiany, łaził po planie wyglądającym, jakby ogromne stworzenie nadgryzło je z zachodniej strony. Wtedy robił to z luzem, leniwością wręcz. Przechadzał się wśród piramid kartonów, mas leżących na uwalonym od pyłu podłożu narzędzi, minął stare radio wykorzystywane przez pracowników, by choć trochę odsunąć koncentrację od słońca bijącego w kaski, przegrzewającego mózg jak przegrzewa się zostawione w niepamięci masło na teflonowej patelni. Za paskiem miał już wtedy wciśnięty młotek - z zamiarem odłożenia go do skrzynki, zapewne znów odstawionej dopiero na parterze, tuż przy zamkniętym, tymczasowym pomieszczeniu dla personelu - w dłoni bawił się natomiast kluczem francuskim. Okręcał go na palcu wskazującym tworząc śmigło wentylatora - i dokładnie w tej sekundzie dostał wiadomość. Potem już nie myślał. Złapał pierwszą lepszą taksówkę, wrzeszcząc na kierowcę jak na targu. Instruował go przy najmniej istotnym zakręcie, wskazywał skrócone wersje. Na litość boską, gdzie pan jedzie? TĘDY BĘDZIE SZYBCIEJ. Przez cały ten proces zdążył zapomnieć o ciężkim, nagrzanym od jego własnej temperatury obuchu, wżynającym się w kość biodra przy mocniejszym skręcie ciała, wyparł też fakt posiadania klucza francuskiego, który w amoku werżnął gdzieś za pasek niedaleko pierwszego narzędzia; obydwa przedmioty obijały się o siebie bezgłośnie, kiedy wysiadł z taksówki i pruł naprzód, i choć normalnie powinien być zły, że bezmyślnie sięgnął po dodatkowe obciążenie, prędko uprzytomnił sobie, że mogło zadziałać na jego korzyść. Że, choć w przedniej kieszeni jak zawsze nosił składany scyzoryk, zwykle przydający się do otwierania konserw podczas przerwy, podświadomie stworzył sobie szersze zaplecze do walki.
Sapnął, wbijając piętę w ziemię.
Znów natrafił na ślepy zaułek; pięść z furią palnęła w ścianę. Metalowe pokrywy uliczki słały ziemię jak nowoczesne panele, wokół unosiły się roje tłustych much. Wibrujące brzęczenie odgłosów ich skrzydeł doprowadzało do szału, ale szum w głowie Waruiego przyćmiewał irytację akurat z tego powodu. Był zły, bo poruszał się, jakby miał złapać ostatni pociąg do raju. Jakby nic innego nie miało znaczenia - był gotów zedrzeć z kolan skórę czołgając się pod zawalonymi częściami rusztowań, mógł skręcić kostkę przeskakując przez poustawiane jeden obok drugiego w formie blokady kontenery. Wciąż czuł bolesne zdarcie tkanki, gdy przypadkiem zranił się o wystający pręt - potrzebował się go przytrzymać, gdy zeskakiwał z pozbawionej szczebli drabiny na drugą stronę jeszcze ichniejszej zamkniętej szczeliny. Skracał sobie dojście do mety na wszystkie możliwe sposoby - tylko po to, aby dotrzeć ponownie w...
Zamrugał, wytężając wzrok. Naprzeciwko dostrzegł pozabijane deskami okna zostawionych przed laty lokali i sklepów. Ślimacząc się przez dzielnice z mozolnym, zdziadziałym kierowcą, miał przynajmniej tyle oleju we łbie, by przestudiować dokąd naprawdę się udaje. Nawigacja działała, a on z obsesyjną szybkością przeciągał kciukiem po ekranie, zapoznając się z punktem docelowym.
Który miał tuż naprzeciwko.
Ze świstem nabieranego przez zęby powietrza ruszył w tamtą stronę.
Ostrożniej.
Czego świadkiem mam być, ty chory zwyrolu?

ubiór; maseczka (obecnie ściągnięta);
czapka z daszkiem; spodnie (bez łańcuszka);
na nogach ciężkie obuwie robotnicze;
wszystko uwalone pyłem, ziemią, brudem;
bycie w pobliżu - (40) - porażka;
orientacja przestrzenna - (56) - sukces;
zręczność - (56) - sukces;
młotek i klucz francuski przytroczone do paska;
komórka; składany scyzoryk wielofunkcyjny
w przedniej kieszeni spodni; komórka;


従順な


Warui Shin'ya

Ye Lian, Sugiyama Nobuo and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

30.06.23 22:39
JEDENAŚCIE?
Już mniej, bo sekundy mijały z prędkością pocisków wystrzelanych z broni palnej, przebijających się przez wszystkie napotkane przeszkody. Mówi się, że mamy czas, ale gdyby tak zastanowić się nad tym dłużej i poświęcić temu chwilę... można dojść do wniosku, że tak naprawdę to czas ma nas. Upływa nieubłaganie, wciąż. Nie zatrzymuje się. Ma wszystkich w garści. Jest bezlitosny. Wraz z nim zmienia się świat. I nie lubi spóźnień, bo sekundy nie przestają biec, są w wiecznym pościgu, nienauczone odpoczynku. Ale co właściwie gonią? Albo kogo.
Otoczenie wydawało się nie odstawać od reszty ulic nędznej dzielnicy. Droga do miejsca, które pokazywała nawigacja na pierwszy rzut oka wyglądała zupełnie normalnie. Wszechobecne szarości, smród, masa blaszanych kubłów i gdzieniegdzie gryzonie, próbujące po raz setny zadowolić się tymi samymi rozkładającymi się resztkami co zawsze. Kiedy Shin biegł, gdzieś w tle słyszał jedynie popiskiwanie szczurzych uciekinierów, który usuwali się z drogi, gdy tylko dochodził do nich łomot roboczego obuwia uderzającego o ziemię.
Cisza?
Był przecież tak blisko, a jego oczy nie dostrzegały jeszcze nic, co odstawałoby od normy. Uszy nie wychwytywały żadnego niepokojącego dźwięku, zupełnie jakby dotarł w złe miejsce. Albo jakby się spóźnił, przegapiając swoją jedyną szansę na zostanie świadkiem. Ale kwadrans jeszcze nie minął, tego mógł być pewny. Przecież parokrotnie sprawdzał wyświetlacz telefonu – w zapasie nie pozostało więcej niż minuta, ale na miejscu był przed czasem.
...trzy, dwa, jeden.
Czas był idealnie wyliczony, jak w idealnie nastawionym zegarku. Żeby zobaczyć jakie tajemnice skrywa uliczka musiał tylko wyjść zza rog--

Ciszę przebił wystrzał z broni palnej, a w oddali dało się wychwycić piosenkę ubarwioną szmerami starego radia. Warui rozpoznał też dźwięk zapalonego silnika auta. Dosłownie sekundy później, zupełnie nieoczekiwanie mógł usłyszeć kobiecy krzyk. Było w nim coś niepokojącego – pochodził z najgłębszych czeluści gardła, był jak ostatnie tchnienie, które jest z siebie wyrzucić człowiek. Ale wszystko szybko zdawało się powrócić do swojego pierwotnego stanu – względnej ciszy, z włączoną w tle muzyką, która stawała się coraz głośniejsza z każdym stawianym krokiem.
Poniekąd został świadkiem.
Kiedy wreszcie wyłonił się zza rogu mógł wreszcie coś dostrzec, a pozorny spokój, okazał się jednym, wielkim kłamstwem. Jakieś dwadzieścia metrów przed nim stał czerwony samochód osobowy – zaparkowany niedbale (bo szerokość ulicy nie pozwalała na swobodne manewry), z wciąż włączonymi przednimi światłami, które bił wręcz oślepiającym blaskiem i radiem, z którego dobiegał nadal ten sam utwór. Gdzieś za samochodem mignęła ciemna postać, która zaśmiała się twardo, nikczemnie (mężczyzna?). Przemknęła jak cień i jak cień rozpłynęła się wśród ciemności.
Nie trzeba było też długo czekać na dźwięk policyjnych syren – bardzo prawdopodobne było to, że to sprawca całego zamieszania sam zawiadomił służby, które były jeszcze gdzieś w oddali i wkrótce miały dotrzeć na miejsce. O ile uda im się pokonać sieć zawiłych ulic.

Informacje techniczne:
– dwa udane rzuty pozwoliły dotrzeć Shinyi na czas – udało mu się usłyszeć kilka rzeczy, których nie byłby świadkiem, gdyby przeważyły porażki. Informacje te mogą przydać się w dalszym śledztwie,
– daję Ci teraz trzy posty na rozejrzenie się po miejscu zbrodni (bo policja jest w drodze). Napisz czemu przygląda się postać i co robi. Obowiązuje zasada jeden post = jedno miejsce. Przykładowo jeśli Warui zajrzy do środka samochodu, to obejść pojazd będzie mógł dopiero w kolejnym poście. Po każdym z trzech postów będę nakreślał co udało się zauważyć. Jeśli w poście zobaczę, że postać patrzy w kierunku, w którym jest jakaś poszlaka i wyraźnie czegoś szuka, to dam od razu znać co udało jej się znaleźć. Jeśli okaże się, że może znaleźć coś więcej, ale to pomija, to poproszę Cię o odpowiedni rzut kością. Czas nigdy nie jest sprzymierzeńcem, istnieje więc ryzyko, że na niektóre rzeczy rudy po prosty się nie natknie,
- paintowa mapka,
- termin: 03.07 23:59.


Mistrz Gry
Warui Shin'ya

08.07.23 22:45
Oddech wyślizgiwał mu się spomiędzy warg chrypliwie i szybko. Na skroniach perlił się pot, starty tylko raz, czego pamiątką okazała się długa, jasne smuga pyłu kojarzonego z budownictwem. Ten sam tlen, który z taką zapalczywością przemykał po jego organizmie, utknął nagle w skurczonym przełyku. Warui zatrzymał się raptownie ze wzrokiem wbitym przed siebie; ponad maską krzywo zaparkowanego samochodu dostrzegł postać. Bardziej cień albo zarys. Tylko kontur, cudem możliwy do wychwycenia z głębokiej ciemności, w której stał.
Śmiech zmroził krew w jego żyłach, utwardził wszystkie tkanki do marmuru jak u ofiary Meduzy. Nie mógł się ruszyć, rażony gromkim, niskim dźwiękiem triumfu, od którego skóra kurczyła się w sekundę, cierpła na karku i plecach, ściągana lękiem i obezwładniającą wściekłością. Wiedział, że musi za nim pobiec zanim będzie za późno - i raz jeszcze rozmyje się sposobem zdmuchniętej wiatrem pary - ale wszystko w nim odmówiło posłuszeństwa.
Toczył bój o najgłupszy krok, o mrugnięcie, o zaczerpnięcie tchu. Szczęki zadrżały od zbyt mocnego zacisku, w oczach pojawił się trawiący źrenicę płomień. Ilekroć na niego natrafiał zatrzymywał się jak w stop-klatce. Jakby przeciwnik trzymał pod rękawem pilot, którego klawisz wyłącza wszystko wokół spektaklu, przymusem tworzył z otoczenia lożę dla obserwatorów. Nie można było wstać z fotela, by nie zakłócać gry aktorom. Patrz i podziwiaj - to jedyne opcje.
To, co wyrwało go ze stuporu, było nagłym przebiciem z daleka - pierwsze uderzenie syreny policyjnej, dźwięk jak nabój przebijający się przez szczelną powłokę. Drgnął, poruszył głową, jakby chciał się obejrzeć za siebie, sprawdzić, czy radiowóz nie zatrzymuje się raptem dziesięć kroków od niego, potrzebował sprawdzić, czy rzeczywistość biegnie tym samym rytmem co zmysły - ale wzrok zahaczył się o cienistą sylwetkę, o jej coraz mniej widoczny obrys. Z gardła Shina wyrwało się coś nieartykułowanego - jak pierwszy szept do załamującej nuty, jak dźwięk rozdzierającego duszę rozczarowania.
Okowy w kostkach puściły, od razu przesunął chwiejnie but naprzód, ale zdążył postawić dwa bezładne kroki nim nie został sam.
Otoczony przytłumioną muzyką starego radia, przerywaną co rusz sinusoidą alarmu nadjeżdżających stróżów prawa, miał wrażenie, że wyciągnięto go spod wody. Z żołądkiem wypełnionym kamieniami podbiegł do czerwonej osobówki, rzucając jeszcze szybkie spojrzenie w róg, w którym powinien stać sprawca.
Przeklął.
Częściowo ciało rwało się do dalszej gonitwy, jak pies, który pochwycił trop, doskonale wiedząc, że zwierzyna wymknie mu się spomiędzy kłów, jeżeli teraz nie ruszy z miejsca, pozwalając jej uciec. Częściowo był natomiast świadom, boleśnie, że nie miałoby to sensu. Powieliłby jeden z wielokrotnie popełnianych błędów, gdy wyszarpywał się do biegu, a potem zostawał z niczym. Ani nie odnajdował oprawcy, ani nie zdobywał nowych faktów.
Zmusił się więc, aby rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu podstawowych informacji na temat zdarzenia. Do wnętrza pojazdu miał zamiar zerknąć w drugiej kolejności, na razie chciał jednak mieć pewność, że nic dodatkowego mu nie zagraża. Ściany zaułka, podłoże, jakiś przedmiot, który przypadkiem wypadł w momencie kraksy, broń, skoro słyszał strzały?



従順な


Warui Shin'ya

Ye Lian and Mistrz Gry szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

12.07.23 0:12
Całe szczęście, że Warui zdecydował się zostać na miejscu i rozejrzeć się w poszukiwaniu większej ilości informacji, bo gonitwa nie miałaby jakiegokolwiek sensu. Nieznajoma sylwetka była widoczna dosłownie przez chwilę, a zniknęła niemalże wraz z pierwszym mrugnięciem oczy rudowłosego. Trudno byłoby nawet ustalić, w którą stronę udał się sprawca, a wszechobecna ciemność wcale nie ułatwiłaby zadania. Ale wszystko wskazywało na to, że po prostu uciekł i póki co nic nie przemawiało za tym, że mógł czaić się gdzieś w pobliżu. Chociaż ostrożności nigdy za wiele.
Stojące w uliczce auto było w dobrym stanie – nie było na nim śladów wypadku. Co prawda miało już za sobą swoje lata, ale nawet po podejściu bliżej wyglądało całkiem normalnie. Należało raczej do tych z dolnej półki – takich, którego mógłby się dorobić nawet student. Miało w sobie coś odrobinę zabytkowego (było stylizowane na wiekowe), coś czym można było zaszpanować przed kolegami. Albo przed dziewczyną.
Jasne światła samochodu rozpędzały ciemności tylko z przodu – z tej strony ulicy nie dało się dostrzec nic godnego uwagi. Trochę błota, walające się pod nogami śmieci, gdzieniegdzie przemykający szczur. Nic więcej. Żarówki auta były bardzo mocne, więc dostrzeżenie tego, co było z tyłu lub w środku samochodu stawało się niemalże niemożliwe. Trzeba było podejść do samochodu z boku. Sprzed maski Shiny'a mógł wychwycić jedynie bliżej nieokreślony kształt na miejscu kierowcy.

Piosenka zmieniła się – radio w dalszym ciągu śnieżyło, momentami zakłócenia stanowiły większą część utworu, który w towarzystwie wciąż przybierających na sile sygnałów policyjnych syren brzmiał naprawdę przerażająco. To miejsce wydawało się być odcięte od reszty świata. Ta muzyka wydawała się być taka spokojna, śpiewając mężczyzna podczas nagrywania musiał być pozbawiony wszelkich trosk. To było czuć w każdym, wypowiadanym przez niego słowie.
Gdzieś w tle zdołał się przebić nieznany dźwięk. Jakby ktoś próbować coś wyszeptać z ukrycia. Albo jakby chciał coś z siebie wykrztusić. Ewentualnie starał się odkrztusić zalegającą w gardle flegmę.
Jakiś człowiek? Ktoś tu jeszcze był?
Za samochodem czy w środku?
Najpierw i tak trzeba było przedrzeć się przez ciemności, bo oplatająca sylwetkę z każdej strony czerń utrudniała wychwycenie szczegółów, które mogły okazać się ważne.
I znowu.
Odgłos jakby ktoś próbował wymieszać makaron razem z sosem.
Ale to na pewno nie był makaron.
I na pewno nie był też sos.

termin: 15.07 23:59.

Mistrz Gry

Ye Lian ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

15.07.23 2:01
Sondował otoczenie z pilnością, na którą wszyscy byli nauczyciele, z dyrektorką na czele, unieśliby brwi w niedowierzaniu. Nawet jeżeli, gdy podchodził, niewiele widział przez pryzmat spowodowany reflektorami, spomiędzy przymrużonych powiek błyskały czujne ślepia.
Mięśnie, stwardniałe od oczekiwania, czuł co do milimetra - kiedy ostatnim razem aż tak się spinał? Kiedy miał wrażenie, że serce zaczyna się przemieszczać, podchodzi do gardła, wystukując o krtań szalony rytm? Przełykając nerwowo ślinę dotknął opuszką palca przytroczonego do pasa francuskiego klucza. Broń marna i właściwie niepotrzebna, skoro wróg zniknął sekundę po tym jak splunął mu w twarz, ale odruch był bezwarunkowy. Mimowolnie sprawdzał czy na pewno jest uzbrojony, czy zimno metalu jest wystarczająco przejmujące, aby całość nie okazała się koszmarem.
Zbyt często śnił o Podszywaczu, za każdym jednym razem z tym samym marnym finałem. Myśl, że mógłby go wreszcie dorwać niemal elektryzowała. Podnosiła jego nadzieję i w sekundę później mu ją odbierała; bo przecież rzeczywistość wyglądała inaczej niż płonne oczekiwania. Cel zniknął dawno temu, zostawiając go z całym syfem.
I z tykającą bombą czasową.
Zmusił się, by przyspieszyć. Nogi jak z waty nie chciały ponownie zmuszać się do żwawszych ruchów, ale Shin'ya zdawał się kompletnie ignorować coraz bardziej odczuwalne wyczerpanie. Liczyła się każda sekunda. Przebił się przez rażącą biel, w ostatniej chwili, tylko na moment, odwracając wzrok. W kącikach oczu zaperliły się łzy, ale nie wytarł ich, nie próbował też pozbyć się wilgoci w inny sposób. Akcje związane z mordercą, którego tropił od tylu lat, kompletnie oddzierały go z godności. Ile razy podczas bezowocnych poszukiwań padał na kolana jak błagający o litość niewolnik? Ile razy od świtu po najczarniejszą noc błąkał się po mieście, zaglądając w każdym nikczemny zakamarek, zapominając o jedzeniu i podstawach higieny? Bywały dni, kiedy wyłączał się ze świata, zamroczony ułomną pewnością, że jest już tak blisko, nie może teraz odpuścić.
Cholera. Cholera, cholera, cholera.
Wciąż normował oddech po szaleńczej gonitwie, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że lada moment będzie zmuszony biec dalej; uciekać przed policyjnymi syrenami, których ostrzegawcze dźwięki przebijały się przez czaszkę stopniowo coraz głośniejszymi atakami. Ale nawet pomimo nadciągającej straży, wychwycił coś jeszcze. Coś poza muzyką, którą najchętniej wyłączyłby, choćby wymontowując radio.
Oczywiście, przemknęło mu przez myśl.
Rekonstrukcja bez ofiar nie byłaby kompletna.
Wiedział o tym jeszcze nim trafił w ustalony punkt. Jeszcze nim doczytał odebraną wiadomość. Był tego świadom na długo przed angażem w dzisiejszą grę. Spojrzenie wbił więc w szybę samochodu, podchodząc do niego bliżej od strony pasażera. Zerknięcie do wnętrza było tym, przed czym umysł się wzbraniał, ale upór nie pozwalał na odpuszczenie sobie zdobycia choćby trywialnej informacji.
Ledwo zdawał sobie przy tym sprawę, że dłoń, na szczęście zakryta rękawiczką, sięgnęła równocześnie do klamki auta.



従順な


Warui Shin'ya

Ye Lian and Sugiyama Nobuo szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

18.07.23 23:59
Auto udało się sprawnie wyminąć; udało się też uniknąć oślepiającego blasku jasnych jak promienie letniego słońca świateł. Warui zdecydował się zacząć swoje małe śledztwo od strony pasażera – pierwsze, co na pewno od razu rzuciło mu się w oczy to niedomknięte drzwi, jakby próbowało je zamknąć dziecko. Albo jakby ktoś użył do tego resztek swoich sił.
Z zewnątrz nie dało się dostrzec żadnych szczegółów – wszystko co zdołał wychwycić wytężony wzrok było pozbawione koloru, było kształtami, z których dało się wyciągnąć szczątkowe informacje. Miejsce pasażera było puste, ale nieco dalej, na siedzeniu kierowcy jawił się nieregularny kształt. Przypominał zarys ludzkiej sylwetki.
Dopiero gdy Shin'ya był wystarczająco blisko, by złapać za klamkę drzwi, jego oczy ujrzały na siedzisku ledwo świecący wyświetlacz telefonu komórkowego (po który mógłby nawet sięgnąć, bo szyba była częściowo obniżona). Duże, białe cyfry wskazywały godzinę – 23:04, ale to nie one skupiały na sobie uwagę rudowłosego. Tapetą telefonu było zdjęcie, na którym widoczne były dwie postacie: chłopak i dziewczyna. Oboje w wieku prawdopodobnie studenckim – ona trzymała dłoń na jego brodzie, przysuwając usta do pokrytego kilkudniowym zarostem policzka, a on po prostu się uśmiechał, przymykając przy tym oczy. Na środkowym palcu jej dłoni widoczny był pierścień – bardzo charakterystyczny, z symbolem czterolistnej koniczyny. Miała długie jasne włosy i pomalowane paznokcie, a on był krótko ścięty, prawie łysy.
Do kogo należał ten telefon? Kim byli ci ludzie?
Warto było zajrzeć do środka samochodu? Przez wciąż przybierającą na sile noc dostrzeżenie wszystkich elementów układanki na pewno nie było możliwe.
Czy ten wcześniejszy, kobiecy krzyk... mógł należeć do dziewczyny ze zdjęcia? Czy to ona siedziała na miejscu kierowcy? Była jedyną ofiarą? A może jeszcze żyła?
Syreny policyjne stawały się coraz głośniejsze, czasu było coraz mniej, a pytać coraz więcej.

termin: 22.07 23:59.

Mistrz Gry

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

22.07.23 22:25
Jakby świat zalała woda. Zatknięte gardło funkcjonowało na ciągłym bezdechu, przy każdym zaczerpnięciu tlenu ściskając się coraz mocniej. Ściągnięte marsowo brwi tworzyły między sobą zmarszczkę rozdrażnienia, kiedy on sam, jak niespokojny duch, kręcił się przy miejscu zbrodni. Zabawne, że był przygotowany nawet teraz, w tak niespodziewanym akcie prowokacji - skronie okrywał przylegający do głowy materiał czapki, kryjący pod szorstką tkaniną burzę rudych pasm. Dłonie spoczywały wsunięte w rękawiczki, choć wiosna zdążyła zadomowić się z Fukkatsu na dobre. Pomyślał nagle, że sam prezentował się jak sprawca.
Złodziej dowodów. Co za ironia.
Co jednak mogli zrobić zwykli policjanci?
Obstawiali bardziej zbiegi okoliczności niż przedstawiane suche fakty. Rzeczowość argumentów ich nie interesowała, ale Shin odpuścił to już wieki temu. Nie uwierzyliby mu w stworzony koncept, podobnie jak nie daliby szansy na akceptację Kakuriyo. Co i jednemu, i drugiemu, niespecjalnie przeszkadzało istnieć. Przedstawiciele prawa od lat jawili mu się jako bezużyteczne miernoty.
W przymrużonych ślepiach zaczaiła się rosnąca frustracja. Złość znajdowała ujście w decyzjach; w ich szybszym podejmowaniu, nawet jeżeli wciąż walczył z odpychającymi go falami żywiołu. Rozcapierzona w palcach ręka sięgała po klamkę płynnie i stanowczo, ale on sam miał wrażenie, że dzieje się to zbyt długo. Jakby ciało nie nadążało za myślami, było o dwa kroki za nimi - tęgie i niezgrabne, dźwigające jakiś przepotężny balast.
Zatrzymał się, dostrzegłszy wyświetlacz komórki. Pół sekundy zajęło mu wychwycenie rozbłysku pulpitu, wchłonięcie tapety. Mrugnąwszy zachował ten niewielki, uroczy kadr w szufladzie swojej pamięci, gotów wysunąć ją i wyciągać z wnętrza akta za aktami, znów bawiąc się w godzinne szukanie powiązań.
Nie.
Nie może zostawić tego telefonu.
Mieścił w sobie informacje o ofierze, leżał na widoku i nawet jeżeli nie miał w sobie nic szczególnego, przejrzenie karty mogłoby w pewien sposób uspokoić nerwy: bo próbował niczego nie ominąć. Szarpnął więc gwałtownie za klamkę, słysząc charakterystyczny zgrzyt naruszonych zawiasów. Uległy pod naporem siły, wypuszczając na zewnątrz o kilka decybeli głośniejszą muzykę. Spokój bijący z piosenki drażnił strunę cierpliwości, niemal naruszając coś fizycznie w jego ciele. Mrowiły opuszki, zwarte w pięść; pięść, którą najchętniej grzmotnąłby w radio, ale wiedział, że nie ma na to czasu, że najważniejsze jest pochwycenie urządzenia i wyłączenie go, wyciągnięcie karty i schowanie jej we wnętrzu jednej z zamykanych kieszeni. Nieporadność, z jaką to zrobił, porównywalna była z nieporadnością chłopca wrzuconego w zadanie uporania się z pierwszą wycinanką. Byłoby prościej, gdyby nie miał na sobie tych przeklętych rękawiczek, a jednak nie ściągnął ich; być może ze względu na tykający nad uchem zegar. Dopiero gdy wysunął mikroskopijną kartę i wcisnął ją w środek jednej ze skrytek, wzrok powędrował dalej.
Lewą dłoń oparł na siedzisku pasażera; twardej skórze obijającej fotel. Prawą sięgnął do nieruchomego ciała; ale nim to zrobił, wsunął na usta i nos wcześniej odkrytą twarz. Już nie biegł, choć wspomnienie po szaleńczej gonitwie powoli opanowywało kończyny, wypełniało go typowym po wysiłku znużeniem. Wpierw musiał jednak zorientować się w sytuacji ofiary. Czy była osobą ze zdjęcia? Żyła? Popchnął ją w ramieniu, jeszcze kątem oka zerkając na tylne siedzenie.
Gotów był w każdej chwili wysunąć się z auta i puścić do ucieczki.



従順な


Warui Shin'ya
Mistrz Gry

05.11.23 0:23
Ciało zdawało się pozostawać nieruchome, lecz wciąż ciepłe. Trudno było stwierdzić, czy nadal żyje, ale krew wypływająca leniwym potokiem z poderżniętego gardła przywodziła tylko i wyłącznie jedną konkluzję. Muzyka z radia coraz mocniej odciskała swe piętno na umyśle młodego mężczyzny, i być może gdyby utracił tych kilka sekund na wyłączenie go, albo przynajmniej ściszenie, to kupiłby sobie szansę na zareagowanie, gdy jakaś siła wepchała go mocniej do samochodu, zachodząc go od tyłu. I nim rudowłosy zorientował się co właściwie się wydarzyło, drzwi pojazdu trzasnęły mocno, zamykając go w środku. Pierwsze, ewentualne naparcie na nic nie dało, bo najwidoczniej od zewnątrz zostały czymś podparte. Być może dwa, albo i trzy mocniejsze kopnięcia pomogą w ucieczce, jednakże wzrok miodowych tęczówek przykuła ciemna postać, która stanęła tuż przy masce auta, na przeciwko niego Waruia.
Ciężko było powiedzieć kim był, kobietą czy też mężczyzną, ponieważ czarny płaszcz skutecznie skrywał wszelakie cielesne szczegóły, a biała maska przyozdobiona uśmiechem namalowanym za pomocą czegoś czerwonego, najpewniej krwi, skrywała jego/jej tożsamość.
Napastnik uniósł dłoń, w której trzymał zakrwawiony nóż i wskazujący palec przyłożył do maski, miejsca, które miało imitować usta, jakby chciał pokazać, aby było cicho. Następnie pomachał mu, jakby witał się z dawno niewidzianym przyjacielem, by ostatecznie wyprostować rękę i wskazać miejsce na ścianie po lewej stronie.
Syreny były coraz głośniejsze, a przybycie policji na miejsce to zapewne kwestia minuty, może i dwóch. Zamaskowana osoba odwróciła się i odbiegła, po chwili znikając w odmętach mroku, pozostawiając Waruia samego w samochodzie z trupem. Jeżeli policja zastanie go takiego...
Pierwsze kopnięcie.
Potem kolejne.
Drzwi wreszcie puściły, a do jego uszu dobiegł metaliczny dźwięk upadającego pręta, który najpewniej blokował drzwi. Teraz musiał uciekać, nim jednak Warui zniknął z miejsca zdarzenia, ujrzał kątem oka ścianę, na którą wskazywała zamaskowana postać. Na chropowatej nawierzchni naniesiony był napis: Biegnij, chłopcze, biegnij, tak bardzo przypominający tytuł piosenki Woodkid.
Wreszcie udało ci się uciec, niemal w tym samym momencie, w którym policja nadjechała.
Pozostało jednak jedno pytanie: po co to wszystko było?

Wątek zakończony


--------------

Za wątek otrzymujesz ode mnie 50 PF
Wiem, że napisałaś w poście o tym, że Warui jest gotowy do ucieczki, dlatego wybacz, że nieco nim pokierowałam. Potrzebowałam tego, aby sprawnie zamknąć ci ten wątek. W razie wątpliwości śmiało pisz na pw. - Enma


@Warui Shin'ya
Mistrz Gry

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

17.04.24 23:06
ZIEMIA WIĘCEJ NIE UPIJE



Nie było nawet jednego suchego skrawka – wszystko wokół było przemoknięte, a deszcz nie tracił na sile. Szare krople padały gęsto, zdawały się rozbijać brudem. W znacznym stopniu pogarszały widoczność. Ktoś by powiedział: to tylko woda. Racja, ale nieustające opady, przez które tonęły kolejne ulice wywoływały zupełnie inne odczucia niż zwykły, padający od czasu do czasu deszcz. Żywioł pokazywał swoją siłę.
    Mnogość krętych uliczek Nanashi była niebywała – czasami wystarczyło zrobić kilka kroków do przodu bez odwracania się za siebie, by dojść do wniosku, że zgubiło się swoją drogę. Krajobraz dzielnicy był pozbawiony charakterystycznych elementów, które można by było uznać za punkty odniesienia potrzebne do ustalenia swojego położenia. Zresztą, nawet jeśli ktokolwiek byłby w stanie zapamiętać rozmieszczenie poszczególnych śmietników, malunków na ścianach lub stert śmieci, to teraz wszystko i tak wydawało się być nie takie jak zawsze. Jakby ulicami przeszło tsunami, wywracając wszystko to, z czym się zetknęło.
    Otoczenie zmieniło się natychmiastowo – stopy zbłąkanych śmiałków po raz pierwszy zetknęły się z wodą. Pobliska kałuża zdawała się powiększać z każdą sekundą, ale to nagły przypływ bardziej zwracał ich uwagę. Mętna, brudnawa ciecz zbliżyła się nagle, nieoczekiwanie, sięgając powyżej kostek. Uliczkę zalewało coraz mocniej. Na tafli powstającego bajorka unosiły się plakaty zaginionych dzieci – na pomiętych, mokrych kartkach można było zauważyć co najmniej kilka różnych twarzy, na pierwszy rzut oka wszystkie w podobnym wieku. Z kilku z nich złożono statki, które przypływały do nich za każdym razem, gdy powstawała jedna z małych, niegroźnych fal.
    Kilka metrów przed nimi rozciągała się ciemność. To właśnie z niej nadciągały kolejne zrywy – zupełnie jakby pękła jakaś rura, z której wylewała się ta cała brudna woda. Nieznana czerń nie zachęcała by ruszyć w jej kierunku, ale kilka kroków przed nimi (a więc kilka kroków w stronę nicości) coś zdawało się prześwitywać. Podłużny przedmiot świecił wątłym światłem, częściowo wystając spod cieczy. Wystarczyło tylko wyciągnąć przed siebie rękę...
   
Proszę opiszcie pod pierwszym postem swój ubiór i ekwipunek, to ważne. Poza tym macie wolną rękę w działaniu. Zgodnie z obietnicą na pierwsze posty nie narzucam terminu, ale później obowiązują nas 72 godziny. W razie pytań/problemów/zażaleń/nieobecności zapraszam na PW lub discorda.
Nobu
@Hasegawa Jirō  @Naiya Kō
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei and Naiya Kō szaleją za tym postem.

Naiya Kō

21.04.24 21:40

Nadal w to nie wierzył. Nie wiedział jak to się stało. Dlaczego ryzykował zagrożeniem dla zdrowia a nawet (co gorsza) nowych ubrań, przeprawiając się przez istny potop szwedzki. Dlaczego prowadził swój zniewalający, zniewieściały tyłek przez ulice Nanashi i w końcu dlaczego maszerował za siwowłosym mężczyzną, który kilka miesięcy temu mu go obił. W gwoli wyjaśnienia - nie w tym pozytywnym kontekście.
Z czasem i kolejnymi centymetrami wysokości słupa wody zaczynał chyba rozumieć, czemu go tu zabrał. Myśl ta wpadła do zielonej głowy zupełnie ironicznie, ale przeszła też lekkim dreszczem po karku żywej drabiny. Jedno było pewne - w biednej dzielnicy musiałoby już powstać jezioro, żeby zmieściło sobie 2 metry, żeby móc go utopić. Ale trzeba myśleć pozytywnie. Jeżeli nawet posłużyłby za żywą drabinę dajmy na to, to złamanie rdzenia kręgowego brzmi jak lepsza śmierć, niż utopienie.
- Ewww. Bogowie, to odrażające. - Zacisnął lekko zęby. Przyciqgnął odruchowo dłonie do piersi i zrobił kilka szybkich kroków w bok widząc, jak jakaś parada śmieci płynie z prądem tuż koło ich nóg. Umierał z radości, że żałożył dość szczelne buty sięgające po kolana dzisiejszego dnia. Czasami warto było być pedałem.
Wtedy też rozejrzał się dookoła szukając nowego zagrożenia. Obejrzał się za siebie. Dostrzegł kolejne zniszczone plakaty ze zdjęciami zaginionych dzieci. Takie same jak kilka minut drogi temu, a jednak inne. Wciąż pod klatką piersiową kotłował mu się wzbierający jak kolejne fale wody smutek, gdy widział na nich twarze i sylwetki o wiele bardziej wychudzone od niego samego. Nawet Kou ze swoją gładką, rumianą od pudru twarzą wyglądał przy nich zupełnie zdrowo. Wychowany w dysfunkcyjnej rodzinie, mógł sobie chyba nieco zbyt dobrze wyobrazić ich los, przez co zaciśnięte gardło milczał od kilku minut.
Wypili kilka łyków przed ruszeniem w drogę, jednak widząc to wszystko wysoki pederasta przetrzeźwiał już do reszty. Czemu było ich aż tak dużo?
Słyszał niejedno o tej dzielnicy, jak z resztą o każdym miejscu w Fukkatsu, ale zobaczenie tego wszystkiego na własne oczy było prawdziwym szokiem. Był ignorantem uciekającym od nowych problemów, duchem Karafuruna który zza swojego beztroskiego terenu usianego klubami wyściubiał nos co najwyżej w kierunku centrum. Nie miał potrzeby do tej pory sprawdzać, czy te plotki o Nanashi są prawdziwe. Widząc wszechobecną biedę poczuł się wręcz winny - conajmniej jakby miał jakikolwiek wpływ na to, co widzi. Uświadomił sobie, że wszyscy ignorują to co się tu dzieje tak samo jak on, przez co prawdopodobnie jest tak, a nie inaczej. Niczym się nie różnił od reszty znieczulonego miasta, choć do tej pory zawsze myślał, że sam jest marginesem którego inne społeczne problemy nie dotyczą.
Gdy zauważył przepływające koło nich papiery złożone w statki nie wytrzymał, łapiąc się dłonią za twarz, na której usta zadrżały w nagłym poczuciu zgrozy. Element jak z jakiegoś horroru, a wszystko przecież działo się naprawdę.
Zwiesił głowę dalej idąc za Jiro. Przez chwilę zerknął w jego kierunku, jednak szybko przybrał przestraszony wyraz twarzy i odwrócił go z powrotem. Jakoś tak nie chciał gapić się o sekundę za długo w momencie, kiedy zorientował się, że nie wie już gdzie są. Poczuł lekkie napięcie i jasne oczy znowu zaczęły dziczeć, rozglądając się nerwowo po otoczeniu i orientując w końcu, że z każdym krokiem robi się coraz ciemniej.
Wskazał oceniającym palcem przed siebie, prosto w punkt, w którym utknęły jego szeroko otwarte oczy.
- Kotek... potrzebujecie tu hydraulika. - Ta, hydraulik w Nanashi był tylko świadkiem nieświadomości Kou co do skali problemu. Zapewne tutejsza ludność inwestowała wszelkie dostępne pieniądze w razie katastrofy klimatycznej, dlatego na jedzenie już zabrakło.
Astygmatyzm nie pomagał mu w określeniu kształtu źródła światła. Nawet mimo noszenia dobrze dobranych soczewek, promień odchodzący od drobnego blasku zamazywał nieco jego istotę. - A mówili że nie macie tu oświetlenia... no zobacz. - Sam oczywiście nie miał w planach podchodzić pierwszy. Skomentował tylko obecność światła i stanął w miejscu postępując zgodnie z zasadą "ja pukam, ty wchodzisz".

Ekwipunek:
+ torba na ramię:
- napoczęta butelka czerwonego wina
- paczka petów
- żarowa zapalniczka
- pudełko z kartami
- telefon
- klucze
- lusterko
- kosmetyczka z zawartością
- kilka minerałów
- kadzidełko pachnące lawendą
- fioletowy tealight

- sojowa fasola

Ubiór: link + kurtka + buty do kolan na niewysokim koturnie + torba


Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite

Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Naiya Kō

Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Sugiyama Nobuo and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Hasegawa Jirō

02.05.24 16:09
  Pogoda zmieniła się gwałtownie, gdy tylko przekroczyli umowną granicę między dzielnicami. Hasegawie zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać. Dziwna anomalia wisiała nad ich głowami już od tylu miesięcy, że nie stanowiła żadnego zaskoczenia, stała się niemal codziennością. Narzucił na głowę kaptur, choć chyba tylko po to, by woda nie lała mu się po karku, a wsiąkała w materiał. Leżący do tej pory w swoim ulubionym legowisku Kokos, zsunął się na szyję właściciela w postaci nadal zaspanego rogala.
  Te kilka łyków alkoholu, którym poczęstował go w parku Kou wystarczyło, by rozgrzewające ciepło jeszcze bardziej pozwoliło przywyknąć do przenikającego uczucia chłodu spowodowanego przez deszcz i co gorsza, przemoczone buty, bo Jiro nawet nie silił się na jakiekolwiek, daremne zresztą, próby omijania wody.
  – Skoro teraz Nanashi jest dla ciebie odrażające, to ciesz się, że nie widziałeś go przed zalaniem – odparł, nadal prowadząc to arystokratyczne kociątko po największej kuwecie w Fukkatsu – Woda pozabierała stąd większość śmieci.
  ... i nasz blok.
  Zgrzytnął zębami ze złością, najwyraźniej musząc pogodzić się z faktem, że ich dom również należał do tej kategorii. Na moment zawiesił spojrzenie na niesionych wodą plakatach, próbując wypatrzeć jakieś znajome twarze wśród tych nadrukowanych na rozmiękłym papierze.
  Milczenie Kou było trudne do zniesienia, zwłaszcza w połączeniu z wyrazem jego twarzy. Dzieciak chyba nie był przygotowany na taki widok. Przez jedną sekundę Jiro poczuł się w obowiązku, by spróbować go jakoś zagadać, by to milczenie przerwać i rozwiać ewentualny niepokój. Wystarczyło jednak jedno słowo, by całkowicie współczucie i plan porzucić.
  Kotek...?
  Yurei zatrzymał się tak gwałtownie, że siedzący na ramieniu Karmelek prawie spadł do wody, w ostatniej chwili zaczepiając się pazurkami na materiale bluzy. Obiecał sobie, że mu więcej nie przypierdoli, ale najwyraźniej Kou był zbyt nieśmiały by spytać wprost, więc robił pod to ewidentne podchody.
  – Żebyś ty nie potrzebował zaraz kogoś, kto cię z tych ścieków będzie wyławiał, wodoroście – odwarknął, zerkając znacząco na jego włosy; orientując się, że w momencie wejścia do Nanashi czwórka dymnych kotów zdążyła zająć honorowe miejsca na ramionach i głowie żywej drabiny i podróżować tak bez kontaktu z mokrym podłożem.
  Może dlatego wpatrywał się w niego o ten jeden moment za długo, zastanawiając się czy mimo faktu, że człowiek nie jest w stanie dostrzec kocich duchów, to w ogóle zdaje sobie sprawę z ich obecności. Dopiero wskazanie mu świecidełka sprawiło, że podążył wzrokiem za źródłem światła.
  Za cholerę nie miał pojęcia co to za cacko, ale sam fakt, że świeciło, a więc nie było najpewniej zniszczone, sprawiało wrażenie, że mogło być sporo warte. Oczywiście sporo w Nanashi oznaczało tyle, że można było za to dostać równowartość trzech onigiri z marketu. A może i - o rany - ze czterech.
  – Trzymaj, przydasz się na coś – powiedział, zsuwając z ramion plecak i wciskając go Kou, podobnie jak zrobił z różańcem shinto, który miał założony na nadgarstku jak bransoletkę, podwijając od razu rękawy bluzy.
  Przeszedł przez brudną wodę i bez wahania sięgnął po świecidełko.

@Mistrz Gry  @Naiya Kō

Ekwipunek: plecak, telefon, składany nóż, latarka odstraszająca yōkai (z niebieskim światłem), kilka papierosów, zapalniczka, amulet z niewyraźnymi znakami, różaniec shinto, szczur Karmelek, baton papita.
Ubiór: link + czarny zwykły plecak.




Hasegawa Jirō

Mistrz Gry, Ejiri Carei, Naiya Kō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Wczoraj o 11:59
Mżawka pozostawała tak samo gęsta – zdawała się nie przybierać na sile. Przemoknięte ubrania śmiałków ciasno przywierały do ich ciał, a włosy kleiły się do twarzy. Nie było zimno, ale wszechobecna woda w połączeniu ze sporadycznymi podmuchami wiatru potrafiła wywołać na skórze gęsią skórkę. U kogoś ze słabszą odpornością po takiej wędrówce prawdopodobnie pozostałby prezent w postaci przeziębienia. Jednak osoby, które z własnej, nieprzymuszonej woli decydowały się na spacer ulicami Nanashi w tak kapryśną pogodę musiały wiedzieć z czym się mierzą.
    Napływająca z ciemności woda była brudna i mętna, można było odnieść wrażenie, że gęstnieje z każdym przypływem. Część papierowych statków była już tak mokra, że plakaty, z których zostały zrobione rozwarstwiały się, zaczynając przypominać bardziej rozmemłaną papkę niż wytwór ludzkich rąk. Znikały z tafli wody, gubiły się w mule. Ale wciąż napływały nowe, jakby tworząca je fabryka wciąż działała.
    Zanurzona w cieczy dłoń napotkała opór – palce najpierw napotkały tylko brud, ale szybko natknęły się na twardy przedmiot. Dosłownie kilka sekund później okazało się, że znaleziskiem była latarka. Urządzenie wciąż działało, jednak strumień światła był wątły i czasami przerywał, ledwo przebijał się przez ciemności. Ale mimo tej słabej mocy zdołało częściowo naświetlić (przy podnoszeniu) bliżej nieokreślony kształt, który znajdował się na oko kilka metrów przed nimi. Oddalał się, woda zakrywała go coraz bardziej. Ale czy naprawdę coś tam było? Czy to jednak umysł płatał im figle?

Poproszę o rzuty na percepcję (wzrok):
1-50 - przy podnoszeniu latarki żadna z postaci nie dostrzegła kształtu rysującego się w ciemnościach. To była krótka chwila, nikt nie zwrócił na to uwagi. Wraz z kolejnym mrugnięciem oczu można dostrzec tylko rozpościerającą się ciemność.
51-100 - mimo paskudnej pogody i masy niesprzyjających warunków udało się coś dostrzec, upewnić się, że kilka metrów dalej coś jest. Coś albo ktoś. I jest w ruchu, dąży ku nieznanemu.
Termin: 08.05 23:59
Nobu
@Hasegawa Jirō  @Naiya Kō
Mistrz Gry

Seiwa-Genji Enma and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.

Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku