Nazwa oczywiście nie wzięła się znikąd. To właśnie neony w tym kolorze zalewają gości baru, kiedy ci zejdą do lokalu po schodach w obsydianowym kolorze. Chociaż innych kolorów również nie brakuje w okolicach lady, która poza sceną najbardziej rzuca się w oczy. Zarówno goście, jak i obsługa baru, to w zdecydowanej większości mężczyźni, z czego ci drudzy są z lekka skąpo ubrani. Znaleźć tu można wszystko czego potrzeba do dobrej zabawy. Na parkiecie zawsze ktoś tańczy, a w tle gra energiczna muzyka.
Nie da się też przeoczyć gdzieniegdzie rozstawionych donic z kwiatami lawendy. Bar zazwyczaj czynny jest całą dobę, jednak najbardziej zaludniony jest w środku nocy.
W tej chwili był nawet bardziej skory do współpracy, jeśli chodzi o powrót do domu. Wystarczyło mu tylko coś źle zrozumieć i proszę. Mógł z uśmiechem na twarzy wykreślić plan tuptania przez pół miasta, tylko po to, aby Enmuś był spokojniejszy. W końcu, poczuł się zaszczycony, posiadając jego uwagę i troskę, a motylki w jego brzuchu tylko jeszcze bardziej szalały pijane, jak on sam.
Mimowolnie puścił jego rękę, gdy się odsunął. To akurat troszkę zabolało, ale nie zamierzał się bardziej narzucać. W końcu, ryzykowałby tym dostaniem w pysk - co w obecnym stanie mogłoby Izaye nawet powalić - gdyby się posunął nieco dalej. Lepiej nie odstraszać obiektu swojego zainteresowania. Szczególnie, podczas stanu nietrzeźwości. Może wszystko pójdzie zgodnie z intencjami Hasegawy, gdy będzie trzeźwy, kto wie. Na tą chwilę widział, że nie ma żadnych szans. Na swoje szczęście, przecież pijany przez całe swoje życie łazić nie będzie. Jeszcze będzie miał okazję, aby z Enmą posiedzieć. I może powiedzieć co nieco? O ile zbierze się na odwagę.
Westchnął spytany o coś do picia. Najchętniej wróciłby do baru i znów napiłby się jakiegoś drinka z wysoką liczbą procentów. Pobiegał wzrokiem przez moment po chodniku, zastanawiając się co innego może wypić. Na cokolwiek gazowanego ochoty nie miał, słodkie napoje również odpadały.
- Woda brzmi w porządku. - Podreptał za swoim kolegą i oparł się ramieniem o maszynę z napojami. Siedzieć dalej nie chciał, ale stać gdzieś obok? To znacznie lepszy wariant.
Tak się przyglądał przez moment Enmie i myślał. Oprócz miliona komplementów, które miał mu ochotę powiedzieć - głównie, chciał mu powiedzieć, że jest taki śliczny, uroczy - błądził po prozaicznych myślach. A mianowicie, jak go podejść. Ciężki temat, szczególnie dla kogoś niedoświadczonego. Siedzenie w szafie, to znacznie bezpieczniejsza i wygodniejsza rzecz, do pewnego momentu, gdy nie usłyszy się setnego pytania od rodziny, kiedy to się jakąś dziewczynę im przedstawi.
W tym przypadku wypadałoby dogłębnie zbadać teren. Niby został już nazwany własnością Enmy, co źle zrozumiał. Co za utrapienie! Każdy mógłby mieć wypisane na twarzy co jest pięć. Byłoby wszystkim na świecie łatwiej.
Ściągnął okulary, aby je przetrzeć skrawkiem swetra. Następnie założył je na głowę, jakby to były zwykłe okulary przeciwsłoneczne. Z bliska jeszcze jako-tako widział bez większych szczegółów, ale na dłuższą metę -7 dioptrii robi swoje. Nawet z tak niewielkiej odległości buźka Enmy była nieco rozmazana.
- Wydaje mi się, że taki troszkę nie w sosie jesteś. - Przechylił głowę z lewej strony na prawą, uderzając lekko o maszynę z napojami. - Taki zmęczony, wydaje mi się. Nie chcesz wrócić razem ze mną? Może? Kurde ten. No wiesz, pojedziemy razem, ja wysiądę wcześniej, czy coś. - Oczywiście, nie miał nic złego na myśli, ale jeśli miałby spędzić z nim odrobinę więcej czasu? Czemu by nie zaproponować mu czegoś takiego.
@Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.
- Tak? - odpowiedział mu pytaniem, jednocześnie podając butelkę z krystalicznym napojem, kiedy maszyna wyrzuciła z siebie zamówienie - Czy ja wiem? To pewnie przez nadmiar dźwięków. Wiesz, że bywają dla mnie wyjątkowo uciążliwe. - westchnął i wzruszył lekko ramionami, bo w rzeczywistości Enma w żadnym stopniu nie czuł się zmierzły, zły czy jakoś szczególnie bez humoru. Może trochę zmęczony, ale było to rzeczą naturalną biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znajdował.
Zrobił dwa kroki do przodu i usiadł na wysokim krawężniku, prostując nogi przed sobą. Rzeczywiście odczuwał zmęczenie, jak się nad tym zastanowić. Najchętniej znalazłby się już w domu, w swoim łóżku owinięty kocem. I nawet, jeżeli miałby problemy z zaśnięciem, to przynajmniej znajdowałby się u siebie. Z dala od ludzi. Od nieznajomych twarzy. Głosów. I dotyków.
Tylko on sam pogrążony w samotności.
- W sumie to nie taki głupi pomysł. Odwieziemy cię pod drzwi a potem poproszę taksówkarza, aby zabrał mnie do mojego domu. - powieki wreszcie opadły, a ciało momentalnie zakomunikowało o swym zmęczeniu.
Jak szybko je zamknął, tak szybko otworzył, karcąc w duchu samego siebie, że zapomniał o jednej z najważniejszych, złotych rad: Nigdy nie zamykaj oczu, nawet na moment, jeżeli jesteś poza domem.
Uniósł dłoń i zaczął pocierać jej wierzchem powieki, jakby właśnie w ten naiwny, a nawet trochę dziecięcy sposób chciał odegnać obrzydliwie lepkie łapska senności i zmęczenia.
- Tylko musisz mi obiecać, że jak wreszcie znajdziesz się pod swoim domem to nigdzie nie uciekniesz, a wrócisz grzecznie do siebie. - w jego tonie było słychać pojedynczą nutę reprymendy odzianą w rozbawienie. Nie musiał tego robić. Pouczać. Machać palcem wskazującym. Karcić. Przecież Izaya był dorosły, i mógł sam decydować o swoim ciele i życiu.
A Enma miał w sobie tyle z matczynej troski, co nic.
Z drugiej zaś strony obserwowanie fal przeróżnych emocji, jakie muskały twarz drugiego chłopaka było na tyle intrygujące i zabawne, że Enmie nawet przez myśl nie przeszło, aby w końcu się powstrzymać.
- I co tak stoisz jak gwoźdź czekający na dobicie. Siadaj. Chociaż patrząc na ciebie to i tak się dziwię, że wciąż jesteś w stanie utrzymać się w pionie. - parsknął pod nosem, wreszcie sięgając po swoją puszkę. Wsunął palec pod metalową zawleczkę i pociągnął, a ciszę przeciął charakterystyczny dźwięk uciekającego gazu.
W przeciwieństwie do Izayi, Enma postawił na płynny cukier w postaci wiśniowej coli. Nie był największym fanem samego napoju, ale połączenie z tym owocem sprawiło, że ów cola uplasowała się na pierwszej pozycji ulubionych przysmaków chłopaka.
- Pomóc ci? - zapytał orientując się, że jego towarzysz wciąż stoi. Swoją drogą w stanie wysokiego upojenia alkoholowego było ciężko zapanować nad motoryką ciała, więc nic dziwnego, że było mu ciężko schylić się niemal do parteru, aby bezpiecznie usiąść bez ryzyka wywalenia się na gębę. Odstawił puszkę i podniósł się, wsuwając dłoń pod jego ramię, żeby go asekurować.
- Dajesz. Siadaj. Nie bój się, nie puszczę cię. - zapewnił go, tym samym zachęcając go, aby w końcu posadził tyłek.
@Hasegawa Izaya
Warui Shin'ya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Odebrał podarowaną butelkę z wodą. Szkoda, że jednak to piwo nie jest, ale trudno się mówi.
Radocha wymalowała się na buźce Hasegawy. Ciężko ukryć szczęście, że jednak Seiwuś,
- Oczywiście, oczywiście. - Odkręcił butelkę i wpatrzył się w gwint niemrawym wzrokiem. - Będę grzecznym chłopcem i wrócę grzecznie do domu. - Choć oczywiście, nie narzekałbym gdybyś mnie odprowadził pod same drzwi. Ha, ha. Dokończył w myślach. Och, jakże to byłoby romantyczne. Aż na same wyobrażenie tego scenariusza zarumienił się jeszcze bardziej. Czy to alkohol wirujący w żyłach, czy też niekontrolowane emocje?
Kolejne słowa przyjaciela wyrwały Hasegawę z rozmarzeń. Zaśmiał się razem z Seiwą. Osobiście nie przeszkadzało mu stanie w miejscu, nawet w tym stanie jeszcze był w stanie utrzymać się na nogach jako-tako. Czasem chłodne powietrze potrafi orzeźwić umysł. Może nie w pełni, ale coś tam pomaga.
Pierwszy łyk wody i omal się nie zakończył udławieniem. Na szczęście, tylko omal. Mózg mu się zwiesił, nawet nie zdążył złożyć sensownej odpowiedzi, a poczuł dotyk pod ramieniem. Teraz to wyboru większego nie miał. Na pewno odepchnąć Enmy nie zamierzał. Opcjonalnie mógł zrobić coś niesamowicie głupiego, a wiele durnych myśli przebiegło Hasegawie po głowie. Głupich i żałosnych, takich idealnych do posiadania klasycznego moralniaka na kolejny dzień.
- No skoro tak ślicznie prosisz. - Z rozbawionym uśmiechem przewrócił oczami nonszalancko. Zakręcił butelkę i grzecznie usadowił tyłek na krawężniku. Postawił butelkę obok swojej nogi. Teraz pozostało tylko nie zapomnieć o wodzie.
Z cichym westchnięciem ściągnął okulary z nosa, aby je przetrzeć rękawem. Nie tak dokładnie, jak to zwykle miał w zwyczaju. I tak to nie poprawiłoby w żaden sposób wyraźności otoczenia w obecnym stanie. Z tą myślą założył okulary na głowę.
- Ej, Seiwuś? - Zawahał się. Miał na końcu języka parę niedorzecznych pytań. Znalazł drogę, którą mógłby iść naokoło. Pytanie typu idealne! - A Ty masz może kogoś na oku? Śliczną buźkę masz, młody jesteś, dobre nazwisko. Pewnie masz grono fanek, co? - Żałość oblała jego wewnętrzne "ja" po wypowiedzeniu zdania na głos. Dotarło do niego, jak głupio ono brzmi. Cóż, raz się żyje, nie? Jakieś tam carpe diem czy inne yolo.
- Znaczy, wiesz. Nie musisz mi odpowiadać, nie? Zwyczajna ciekawość. - Krótkie sprostowanie i od razu poczuł się nieco lepiej. Poniekąd miał ochotę coś więcej dopowiedzieć, ale mogłoby to się zamienić w długi monolog i rozmyślenia pijanego człowieka.
Lepiej aż tak się nie pogrążać.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Na to liczę, Izaya. Że wrócisz grzecznie do domu i nigdzie nie będziesz się z niego ruszał aż do rana. Albo przynajmniej do momentu, jak wytrzeźwiejesz. - odpowiedział mu zaskakująco spokojnym tonem. Mimochodem zerknął na wyświetlacz telefonu, chcąc skontrolować godzinę. Miał wrażenie, że minuty wyjątkowo się ciągną i gdy myślał, że minęło już z dobre piętnaście minut, to w rzeczywistości okazywało się, że upłynęła zaledwie połowa tego. Westchnął, niemal cierpiętniczo. Teatralnie.
"Ej, Seiwuś"
Przez jego twarz przebiegł cień skrzywienia i niezadowolenia, choć było to tak ulotne, że niezwykle ciężkie do uchwycenia. Mimo wszystko ciężko było mu przywyknąć, gdy ktoś AŻ tak się spoufalał, że zaczynał zdrabniać jego nazwisko czy też imię w tak zagraniczny sposób. I nie miało najmniejszego znaczenia kto to robi. Znajomi, kumple, czy nawet bliska rodzina. Nic jednak nie powiedział. Zachowanie swojego towarzysza oraz sposób, w jaki się wysławiał zrzucił na jedynego winowajce tego wieczoru: alkohol.
- Hm? - zareagował niemal niemo na jego zawołanie, jednocześnie przechylając głowę lekko w jego stronę, lecz wzrok miał utkwiony w wyświetlaczu telefonu. Przesuwał kciukiem po jednej z wielu stron o tematyce paranormalnej, które oznaczył gwiazdką zapisując do ulubionych. Lubił czytać, wydawać się mogło, takie bzdetki. Najczęściej były wypełnione fejkowymi sytuacjami, sfabrykowanymi zdjęciami oraz zamazanymi filmikami, jakby ludzie kręcili telefonami sprzed dwudziestu lat. Typowe.
Rzeczy, których na pozór nie można było podeprzeć zdrowym rozsądkiem i logiką, których nie można było wytłumaczyć, od zawsze fascynowały i przyciągały do siebie tłumy. Działały niczym słodki lep na muchy. A zjawiska paranormalne z pewnością do takich należały, dlatego też miały tylu zwolenników na całym świecie. Niektórzy nawet wybijali w internecie na wymyślonych sytuacjach, aby zdobyć jak najwięcej wyświetleń.
Żałosne.
Ale wśród całego tego gówna, od czasu do czasu można było natrafić na prawdziwą perłę. I Enma właśnie takich szukał. Był gotowy spędzać długie godziny, zazwyczaj w nocy gdy bezsenność go męczyła, na przeszukiwaniu stron i innych form portali społecznościowych.
"... masz kogoś na oku?"
Czy on... dobrze usłyszał? Nie, zdecydowanie nie przesłyszał się.
Ciemnowłosy uniósł nagle głowę i spojrzał zaskoczony na Izayę, jakby do samego końca chciał głęboko wierzyć, że chłopak za moment zaśmieje się i powie, że żartował. Nic jednak na to nie wskazywało.
- Ha?! - jęknął zrezygnowany. Nie miał pojęcia czemu Izaya nagle zaczął interesować się jego życiem prywatnym. To nie tak, że Enma jakoś bardzo się z tym krył, bo przecież nie miał ku temu powodów, ale z drugiej strony nigdy też nie zaprzątał sobie głowy bzdurami typu dziewczyna czy chłopak. Żył sam. I cieszył się tą wolnością póki mógł.
- Co to w ogóle za pytanie? I tak nagle? Nie zaprzątaj sobie głowy takimi bzdetami. - pokręcił głowę, chcąc na powrót skupić się na telefonie, ale kątem oka dostrzegł w oddali zbliżający się samochód w ich stronę.
- Chyba taksówka jedzie.
@Hasegawa Izaya
Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.
W przeciwieństwie do Enmy, Izaya odczuwał ten czas inaczej. Szczerze cieszył się z towarzystwa Seiwy, przez co czas uciekał mu jak woda przez palce. Za szybko. Najchętniej zaprosiłby przyjaciela do siebie, aby spędzić z nim więcej czasu. A kto wie? Jeszcze by doszło do czegoś więcej i zwyczajnie byłoby mu głupio. Bardzo głupio.
Wpatrywanie się w telefon innej osoby nie leżało w naturze Hasegawy. W prywatne rzeczy nie chciał się nigdy pchać, choć ciekawość zwykle przeważa w duszy człowieka. Mimochodem zerknął raz, aby dostrzec co tam Enma przegląda. Nie do końca ogarnął co tam szuka. Gdyby wiedział, to najpewniej znalazłby masę ciekawych tematów. W końcu, dziennikarz musi być obeznany w tym i owym. Masę tematów znać oraz masę zdjęć mieć. Ciekawe, czy znalazłby jakieś paranormalne "coś" na zdjęciach.
Padło ważne pytanie. Dla Hasegawy, rzecz jasna. Sama reakcja Enmy była częścią odpowiedzi. Piękna, nietuzinkowa. Zabawna. Już dawno Izaya dostrzegał głupotki w swoim koledze, które najzwyczajniej go bawiły.
Słodkie.
Podniósł jedną brew, a uśmiech jak był na jego twarzy tak pozostał. Cudowna reakcja, a wpatrywanie się w buźkę kolegi tylko bardziej wprawiała w oczarowanie Izayę. On się prosi o buziaka jak nic.
- Aa... Tak po prostu pytam, gdyby miało mi odbić w przyszłości i chciałbym Cię gdzieś zaprosić. - Zaśmiał się pod nosem. Jak coś, to wina alkoholu. - Wiesz no, chciałbym mieć pewność, że nie masz tam gdzieś za plecami jakiegoś zazdrośnika. - Z cichym westchnięciem, papugując kolegę również odwrócił głowę. Nieszczęsny transport już się zbliżał. Szkoda, że to nie jest chwila na robienie dalszych scen, aby zostać dłużej.
Przed podniesieniem się z krawężnika sięgnął do kieszeni po listek leków, wycisnął jedną tabletkę i pochłonął ją szybciutko. Bez popicia, jak zwykle, choć wodę od Enmy dostał. Szybko o niej zapomniał, choć w przypadku brania leków to przyzwyczajenie. A powód czemu wziął? Również przyzwyczajenie oraz podświadoma chęć sponiewierania się jeszcze bardziej. Im dalej w las może być jeszcze gorzej, aczkolwiek uczucie jest boskie. Psychotropy w połączeniu z alkoholem tylko nasilają uczucie upojenia. Minus jest taki, że w pewnym momencie nie będą dawać nic w stanie trzeźwości. Trzeba będzie znaleźć sobie inny lek, inną odskocznię. Co prawda, już rozważał wcześniej innego typu używki, na przykład zioło. Problemem byłoby odnalezienie dobrego dilera. Stety-niestety Izaya obraca się w całkiem grzecznym towarzystwie, gdzie narkotyki nie występują.
Schował listek do kieszeni i wstał. Otrzepał sobie tył spodni z niewidzialnego brudu. Momentalnie spojrzał pijanymi oczyma na Seiwę. Wyciągnął do niego rękę, oczywiście oczekując, że Enma skorzysta z jego propozycji pomocy przy wstawaniu. Najwyżej oboje się wywrócą. Takie tam, drobne pięćdziesiąt procent szansy na to. Osobiście Izaya by na to nie narzekał. Zbyt dużo romantycznych sytuacji sobie wyobrażał, aby skończyć na gruncie z obiektem swojej miłości przez głupi upadek.
Jeśli z tego nie skorzystał - trudno. Mógł zawsze zrobić jeszcze jedną rzecz. Bardziej wymuszoną do wykonania.
- Panie przodem. - Z zalotnym puszczeniem oczka otworzył przed nim drzwi do taksówki. Głupoty głupotami. I tak to "wszystko" wina alkoholu.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Otulił się mocniej materiałem bluzy, gdy nocne i rześkie powietrze zaczęło drażnić odkrytą skórę, boleśnie przypominając Enmie o braku tolerancji na zmiany temperatur. Wystarczyło zaledwie kilka stopni mniej, by jego ciało drżało jak samotny liść na wietrze, a skórę pokrywała gęsia skórka. A mimo to kochał zimę najbardziej ze wszystkich pór roku. Słysząc bełkotliwe słowa Izayi, nie potrafił powstrzymać naturalnej reakcji jakim było ciche parsknięcie, bo szczery śmiech nie był w stanie prześlizgnąć się przez ściśnięte gardło.
- Daj spokój. Nie ma nikogo, kto byłby zazdrosny w stosunku do mnie. - odpowiedział, uznając to za wyjątkowo abstrakcyjną wizję, machając przy tym dłonią, jakby chciał odegnać wyjątkowo irytującą muchę. Enma nigdy przedtem nie był w jakiejś bliskiej relacji z innymi osobami. Bez znaczenia czy w formie romansu, czy czysto przyjacielskich stosunków. Nie dopuszczał ludzi do siebie, nie kruszył dla nich murów, którymi szczelnie się otaczał. Nie zachęcał, ani też nie zapraszał. I chociaż czasami samotność była przytłaczająca i dusiła, to wciąż trzymał się obranej ścieżki. Bo tak było lepiej. Bezpieczniej. Dla niego, ale też dla innych. Przeświadczenie, że każdy, do kogo się zbliży zostaje przeklęty było zbyt silne, by mógł to wyplenić.
- Izaya, przecież jak będziesz chciał, to zawsze możemy gdzieś razem wyskoczyć. Masz mój numer, możesz pisać i dzwonić kiedy chcesz. - dodał po dłuższej chwili, gdy stłumiony chichot, który nigdy nie ujrzał światła dziennego, opuścił jego wargi. - Tylko nigdzie w takie miejsca, jak to. Za głośno. - uśmiechnął się, powoli podnosząc się z twardej i zimnej ziemi, nie korzystając z wyciągniętej w jego stronę dłoni. To nie tak, że nie chciał przyjąć pomocy, ale takowej najzwyczajniej nie potrzebował. No i nie ufał, aby mężczyzna był w stanie utrzymać ciężar Enmy, biorąc pod uwagę stan upojenia w jakim aktualnie się znajdował.
Jednak nie oponował, kiedy Izaya przepuścił go do taksówki.
Ot, mała uprzejmość na koniec wieczoru.
@Hasegawa Izaya
Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.
Dłoń z papierosem wsunęła się do środka auta, zaledwie na chwilę, gdy wielokolud znów wsparł ciężar swego ramienia na otwartym na oścież miejscu, w którym winna znajdować się szyba okna w drzwiach od strony głównego, jedynego w swym rodzaju pasażera.
Lekko uśmiechnięta sylwetka pederasty bujała się bez najmniejszego oporu trafiając w rytm, pod nosem nadążając za słowami i spoglądając do środka na równie rozbujanego kolegę, któremu ten intensywny vibe zdawał się nie przeszkadzać w prowadzeniu auta po zatłoczonej ulicy w samym centrum. Ten znajomy, ale jednak zawsze tak samo ujmujący widok wprawił go w nagłe, niesposobne do poskromienia zamyślenie. Wtedy też ulotny flaschback z dalekiej przeszłości, której w znacznej większości nie pamiętał, zupełnie przysłonił jego myśli. Z burgundowych ust wydarł się przedłużony wydech wypuszczający smugę siwego dymu.
Dziewczynka z warkoczykami, na którą zadzierał głowę wysoooko do góry, tańczyła i śmiała się wokół bezradnego małego chłopca, patrząc, jak niezgrabnie buja się na pingwinich nogach nie mogąc jej dogonić. Pragnął zobaczyć, co trzyma w rękach. Równocześnie nie był w stanie zrozumieć, co ją tak bawiło. Dla niego to zaspokojenie niewinnej ciekawości było sprawą życia lub śmierci i to było zupełnie poważne.
Maluch z gęstą, czarną czupryną jak się przewrócił, tak zaniósł się łzami upływającymi z ogromnych, oliwkowych ocząt. Owe zniknęły jednak równie szybko co się pojawiły, gdy mała rozpromieniona zołza starła je z oczu chłopca, po czym założyła mu na głowę wianek zrobiony z małych, białych kwiatków.
Wraz z powiewem zapachu świeżego, wiosennego powietrza, podniósł oczy łapiąc się małymi łapkami za nowe nakrycie głowy. Wpatrzony w rozbawioną starszą siostrę jak w obrazek nie miał zamiaru go zdejmować. Był piękny.
To był jeden z niewielu obrazków, które tak wyraźnie zapisały się w jego pamięci.
Otworzyła usta.
- Hahaa! Od teraz mam siostrę! Nai-Ko! Naiko! Naaaikoo-nee chan! -
(...)
Potrząsnął kolorową czupryną jakby chciał zdmuchnąć z siebie wszystkie te troski i wziął kolejnego, głębokiego bucha kontemplując, jaki nahalny nadnaturalny byt z niego kpi, by akurat teraz przypomnieć mu o tej wizjii. Równocześnie obserwował miliony barw czających się za oknem, pochłaniających każdy jeden kłąb dymu, która uciekał z ust postaci w pełnej krasie imitującej pisankę. Albo choinkę, której właściciel nie szczędził ozdób w każdym możliwym detalu; od góry do dołu usiany biżuterią i przyciągającym wzrok ubraniem, niczym najdroższa prostytutka w kraju; ubranie wydawało się droższe niż życie... Jej? Jego? Tej nocy to bez znaczenia. Burżuazyjny but zabłyszczał w świetle wejściowego neonu, gdy tylko kilkunastocentymetrowy slupek pokonał próg, zderzając się z podłogą. Wyszedł powoli i sensacyjnie, zdejmując przyciemniające okulary i rzucił niedopałek za siebie, by jego miejsce pod intensywnym różem zajęła guma balonowa, którą począł żuć tak intesywnie, jakby jego szczęka nie miała żadnej granicy wytrzymałości.
Choć swojej męsko, czy raczej chłopięco zarysowanej żuchwy nie zakrył, bo nie było to tego wieczoru konieczne, można było powiedzieć z pełną śmiałością, że potrafił się pomalować o wiele lepiej niż niejedna dziewczyna którą znał. Z tego też powodu nie bał się spotkać kogoś znajomego - świetnie potrafił zmienić swoje rysy twarzy drogimi kosmetykami i perukami tak, że nie przypominał codziennego siebie niemal wcale. Jedynym impostorem, który mógł go zdradzić w atmosferze dudniącej w piersiach głośnej muzyki i neonów, był jego wzrost i niezbyt kreatywny pseudonim artystyczny - ale z drugiej strony, to kto by się tym przejmował? Wszystko mogło być uznane za zwykły zbieg okoliczności, a sam Naiya nie czuł aż tak silnej potrzeby, by to ukrywać. A nawet wrędz przeciwnie, bo w takich momentach przejmować stery zwykła jego wrodzona atencyjność. Wierzył z resztą, że i tak prędzej czy później ktoś połączy kropki. A może każdy już wiedział? Może jego znajomi i cała reszta karafuruny spiskowali przeciwko niemu? Na codzień również ostrożnie pokazywał tą część siebie na prawo i lewo, więc czuł, że nawet zakładanie tej mylącej maski z podkładu i konturowania wiele mu nie pomoże. Różnica była niewielka. W takie wieczory był tylko... bardziej. Po prostu bardziej.
Klub w którym dziś dorabiał przywitał go tą samą, intensywną energią, w której nie wyglądał i nie czuł się tą samą osobą. Wraz z udanym przekroczeniem progu, przy którym zwyczajowo musiał się schylić, już do końca tej nocy Naiya Kou przestał istnieć. Adieu.
- Teee, Naiko-Neee Chaaaaan! Znasz jakieś sztuczki? Umiesz tańczyć? - Gromki śmiech rozniósł się wokół stolika, na którym sępie oczy mężczyzn pełnych ciekawości opierały swoje diabelskie dłonie z kielichami wypełnionymi rozmaitym alkoholem. Wtedy też jedna z tych dłoni odcięła się od swych braci znikając w nieoczekiwanym geście, by odnaleźć się nigdzie indziej jak na szczupłej talii Siostrzyczki, przyciągając ją bliżej sylwetki mężczyzny o niedźwiedziowatej urodzie, który był jednak krótszy od Kou o conajmniej głowę. Niezaprzeczalnie przeszedł go dreszcz i to nieprzyjemne poczucie naruszenia przestrzeni osobistej, jednak jak zawsze starał się jak najszybciej zabić w zarodku to mdlące uczucie. Nie miał w zwyczaju dbać aż tak o szacunek dla swoich granic, zwłaszcza wtedy, gdy znoszenie tego wszystkiego było częścią jego pracy. Spokojnie, tylko spokojnie, oddychaj. Weźmiesz kilka łyków i po sprawie. Lepiej płakać pośród zbytku niż śmiać się ze swojej niedoli, prawda?
- Och, mnie pytasz, darling? - I tak też uczynił, uchylając się i dotykając stołu niemal całym tułowiem, wręcz rozwalił sie na nim, po czym sięgając pełnym gracji ruchem dłoni do słomki w malibu z białym rumem nalężącego do nahalnego gościa baru, dopił kilkoma zgrabnymi łykami resztę zawartości jego własności - znowu wzbudzając śmiech hien patrzących na pełną zaskoczenia minę kolegi. - Po kilku drinkach Nai-Nee potrafi wszystko. W s z y s t k o, słodziaku. - Mrugnął spoglądając nań z malującą się na twarzy subtelną dwuznacznością, po czym wrócił do wyprostowanego siadu fałszywie uśmiechając się od ucha do ucha. Nie minęło kilka minut. Znajomy kelner przyniósł mu jego kojące wątły kręgosłup moralny Pornstar Martini na koszt owego gościa wraz z kolejną kolejką dla wszystkich zgromadzonych przy stoliku mężczyzn. Upijając pierwszego łyka obserwował ostrożnie ich stan trzeźwości, by móc domyślić się, po ilu kolejkach będzie mógł się bezpiecznie oddalić i szukać kolejnej ofiary. Wszak dał temu, przy którym siedział -o matko jedyna, za blisko, za blisko, za blisko- nęcącą wizję obietnicy, której nie zamierzał spełniać. Może jeszcze gdyby był w jego typie... ale Kou nie cenił siebie tak nisko. Jego jedynym obowiązkiem było wzbogacenie baru o rozrywkę dla gości i zamówienie kilku dodatkowych horrendalnie drogich drinków. Nic więcej. Nie był święty, ale miał na koncie parę nieciekawych życiowych doświadczeń, dzięki którym bardzo dobrze wiedział, że nie zniósłby więcej. Za to kłamać i wyciągać z ludzi pieniądze potrafił doskonale, a alkohol tylko sprawiał, że zadawnych sobie ran później aż tak nie dostrzegał.
Siostra pewnie nie byłaby z niego dumna.
Barwne soczewki z czasem coraz bardziej krążyły dysktretnie po sali. Brokat absurdalnie długiego manicure'u oplatał wokoł siebie kosmyk pastelowej, falowanej peruki o mieszanych odcieniach fioletu i różowej poświacie. Był w tym jednak jeden mały problem - choć znacznie wolniej od coraz mniej ostrożnie obklejających go sępów, tylko czekających okazji na pożarcie, siłą rzeczy też i z głowy drag queen powoli odpływała trzeźwość.
@Fukai Ichigo
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Haraedo, Satō Kisara, Fukai Ichigo and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
— Ichigo-chan, kite kuda-a-asai.
Mówi to takim tonem, że na chwilę serce Ichigo przestaje bić – ale tylko na chwilę. Kiedy znowu zaczyna, kobieta odpowiada już bez jakiegokolwiek wahania w głosie, mimo że wciąż nie jest pewna, czy robi dobrze, czy źle:
— Mówiłam ci już, że się na to nie zgodzę, Homura.
— Nie było cię tyle czasu! Jesteś mi coś winna.
Nie było?
Przez jej twarz – oświetloną światłem lamp na korytarzu, którym idzie, uderzając obcasami o podłogę – przechodzi cień.
Jak mogłam być?
To nie moja wina.
— …tak, jestem. Dobrze. Ale tylko ten jeden raz, rozumiesz?
— Oczywiście! Dziękuję, Ichi! Zapłacę ci. I napiwki są twoje. Zobaczysz, może jeszcze ci się to spodoba.
Staje przed drzwiami do swojego mieszkania. Z westchnieniem przekłada telefon z jednej dłoni do drugiej, stukając przy tym paznokciami o jego obudowę. Potrzebuje innej ręki, żeby sięgnąć do kieszeni kurtki po klucze.
— Lavender Lounge?
— Tak.
Wchodzi do środka. Nie ma kogo witać, więc z jej ust nie wydobywa się żadne „tadaima!”. Zostawia na wieszaku swoje ubranie wierzchnie – z butami pożegnała się już w progu – a torebce pozwala wydostać się z uścisku jej palców. Ta upada na ziemię, ale Fukai, zamiast ją podnieść, idzie usiąść na kanapie w salonie. Właściwie to rzuca się na nią ze zmęczenia. Przytula się do poduszki, zastanawiając się przez chwilę, co powinna zrobić, po czym wpisuje nazwę klubu w internetową wyszukiwarkę. Litera po literze.
L-a-v-e-n-d-e-r L-o-u-n-g-e.
— Widzę jeden problem — mówi po chwili, zdziwiona, że Homura nie wspomniał jej o takim nic nie znaczącym szczególe.
— Jaki?
— To bar dla gejów.
— To żaden problem, Ichi. Udawaj, że jesteś crossdresserem.
— …kim?
Homura mówi, że wyśle jej kilka zdjęć na czacie. Po odebraniu ich Fukai przegląda je w milczeniu. To wszystko mężczyźni?
— Ludzie chodzą tam, żeby być prawdziwie sobą, nie? Nie wiem, czy to będzie OK.
— Kłamanie, że nie jesteś kobietą?
— Tak. Właśnie to.
Po drugiej stronie słuchawki rozlega się westchnienie.
— Ichigo. Słuchaj. Wiesz, że nie może mi pomóc żadna osoba poza tobą. To jednorazowa akcja. Jeśli chodzi o twoją… moralność, to biorę całą winę na siebie. Ty tylko chcesz, żeby nie wyrzucili twojego przyjaciela z pracy. Nie robisz niczego złego.
Fukai przewraca się na plecy, żeby spojrzeć na swoją twarz w ekranie telefonu. Wygląda bardzo kobieco.
— Myślisz, że ktokolwiek się nabierze na to przebranie?
— Oczywiście, że tak.
— A co z twoim szefem?
— Nie obchodzi go, kto tam pracuje, byle ktokolwiek był na mojej zmianie. Tyle że odpowiadam za ciebie, więc nie rób nic, za co mogliby mnie zwolnić, to może ciebie też zatrudnią… – Śmiech. — Ale bez stresu, Ichi.
— …dzięki. Teraz już się stresuję.
— Po prostu bądź sobą. I namów klientów na kilka drinków. To wszystko.
— A co z… resztą?
— Jaką resztą? — słyszy autentyczne zdziwienie w głosie kolegi.
— No wiesz.
Z jakiegoś powodu nie przechodzi jej to teraz przez gardło, mimo że przecież na co dzień nie ma wcale problemów ze śmiałością. Być może chodzi o sugestię, że Homura to robi?
— Klienci nie mogą nas dotknąć. Nie przejmuj się.
Lavender Lounge wygląda tak jak na zdjęciach w internecie. Schodzi po schodach, czując, jak kręci jej się w głowie coraz bardziej przy każdym kolejnym stopniu. Światło neonów nad barem naprzeciwko wyciąga z ciemności kilka osób, z których żadna nie zwraca na nią teraz uwagi. Jesteś tam, gdzie powinnaś być, Ichigo. Tak muszą myśleć inni, widząc cię – powtarza w głowie słowa znajomego. Idzie na zaplecze, gdzie znajduje strój na dziś – co to w ogóle, do cholery, jest? – i kartę, która ma potwierdzić jej tożsamość jako pracownika klubu. Widnieje na niej alias Hime. Jak słusznie. Po ubraniu się rzuca jeszcze spojrzenie w lustro. Wygląda… lepiej, niż sądziła, że będzie wyglądać. Przed wyjściem z domu obejrzała na youtubie kilka poradników, za pomocą których udało jej się zrobić odpowiedni makijaż. Poza tym – już dzięki Kisarze – dała również radę schować swoje piersi pod bandażem. Nie wie, jak zmienić kształt swoich żeber, talii ani bioder, więc nie jest zadowolona z faktu, że musiała założyć na siebie lateks, który nie zostawia za dużo wyobraźni, bo jest tuż przy skórze. Lateks. Zabiję cię, Homura – myśli, ale teraz nie może już przecież złamać danej mu obietnicy. Wraca z powrotem do klubu, w gęstość zawieszonego w powietrzu dymu; jest go tu tak dużo, że czuje nie tylko jego zapach, ale wręcz smak na swoim języku. Mimo, że jej się to nie podoba, to jest wdzięczna za jego ilość – w końcu zasłania jej sylwetkę.
— E, Księżniczka!
To barman woła ją do baru. Idzie tam, mając nadzieję, że uda jej się znaleźć klienta, który kupi jej alkohol, bo… musi wypić. Wie, że drinki dla klientów są tak mocne, jak dla niej są słabe, ale potrzebowała czegokolwiek. Mężczyzna podaje jej tacę, na której stoi kilka Pornstar Martini.
— To dla nich.
Wskazuje jej głową, gdzie ma ją zanieść.
Przy stoliku siedzi kilku mężczyzn i… kobieta? Nie. Drag queen? Nie wie, jak powinna go określić, ale widząc go, Ichigo od razu odnosi wrażenie, że nie ma przy nim żadnych szans na zdobycie uwagi kogokolwiek. W porównaniu z nim wygląda wręcz normalnie. Skąd on bierze taką pewność siebie? Czuje na sobie spojrzenia, w których zawarte jest nieme pytanie, na jakie nie umie odpowiedzieć. Ze strachu stoi bez ruchu, jak łania w świetle reflektorów samochodu. W końcu kładzie tacę na blacie z brzękiem szkła.
— Zamówienie.
Powinna powiedzieć coś oprócz tego, ale co? Przecież to nie była jej pierwsza praca w obsłudze klienta; dlaczego teraz odbierało jej to mowę? Oczywiście, w kawiarni żaden z gości nie patrzył na nią tym wzrokiem, jednak…
— Czy mogę służyć czymś jeszcze?
— Możesz – odzywa się jeden z mężczyzn. Uśmiecha się do niej drapieżnie, błyszcząc przy tym kłami. — Swoim towarzystwem. Chodź do nas.
Siada obok, na krawędzi, bo na kanapie nie ma już miejsca. Mężczyzna rozwiązuje ten problem na swój sposób – sadzając ją sobie na kolanach. Mieli mnie nie dotykać.
— Wygląda jak dziewczyna, co?
Dreszcz przechodzi jej po plecach.
— Czy ja wiem? Nie bardziej niż inni femboye. Ostatnio spotkałem się z takim jednym, co…
Fukai już nie słucha ich rozmowy. Z przerażeniem patrzy na Kou. Wydaje jej się, że ją przejrzał. Ktoś taki jak on musiał znać się na wszystkich technikach, jakimi próbowała za wszelką cenę zamaskować swoją płeć. Dopiero zmianie tematu udaje się ściągnąć ją na ziemię:
— Nai-Nee, masz takiego przyjaciela w pracy i nic o nim nie mówisz?
Spojrzenie Ichigo zamienia się w jednym mrugnięciu oczami w mordercze.
Nie waż się mu powiedzieć.
Satō Kisara and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Zaskoczenie zmieszało się z chwilowym zwątpieniem, które ukazało się jedynie w braku jakiejkolwiek reakcji twarzy połowicznie ukrytej za kieliszkiem. Był paranoikiem, tymbardziej w podobnie kuriozalnych sytuacjach ciężko było mu dojść do tego, czy na pewno może sobie zaufać, że widzi to, co widzi. Niestety nie zawsze mógł wierzyć samemu sobie, ale tym razem jego kalkulacje nie trwały szczególnie długo. Odpowiedź była zbyt rzeczywista, zbyt widoczna jak na dłoni. Niejedno widział. Niejedno wiedział. Jego gejradar miał się w jak najlepszym porządku.
Z jednej strony nie był negatywnie nastawiony, niby to nie jego sprawa co dziewczyna robi w tym towarzystwie, może się nawet domyślał jak do tego doszło. Jednak uporczywa ciekawość nie dawała mu spokoju.
Groźbę śmierci wymalowaną na porcelanowej cerze, odczytał jako rozjaśniający wszelkie zwątpienia komunikat.
Wiem, że wiesz. Nie waż się...
Widząc to z początku nawet się nie poruszył. Zrobił to sekundę później i to specjalnie, lekko zatrząsnął głową i podniósł brwi udając zaskoczoną minę, po czym powoli podniósł również swój kieliszek i zatopił w nim zęby, oddając nowej postaci równie intensywne, lecz o wiele pewniejsze siebie, spojrzenie.
- Wygląda jak dziewczyna, co? -
- Taaak. Zupełnie jak... księżniczka. - Zasiał ziarno niepewności. Czemu miałbym tego nie robić?
Łokieć oparty o blat. Długi paznokieć powędrował w górę zachaczając szyję, aż skończył gładząc skórę przy ustach wyginających się w lekkim, podstępnym uśmiechu, który nie schodził z jego twarzy. Nachylił się nieco bardziej w stronę Hime, opierając ciężar głowy na owej dłoni. Przekrzywił głowę nieco na bok. Jego wzrok choć im znajdował się bliżej tym był bardziej przenikliwy i wręcz przeszywający na wskroś, to zdecydowanie różnił się od spojrzeń pozostałych mężczyzn przy stole. Tych, które nieustannie spadały na niego, na dziewczynę i na całą obsługę. Wzrok Kou podkreślony uderzającym, fioletowym światłem był oceniający, kłująco beztroski a jednocześnie w jakiś nieludzki sposób wiercący dziurę w brzuchu, ale nie zdradzał po sobie zupełnie nic.
Wróć. Pardon, sensacyjny drag i nowy kolega zdobywali tym momencie jednak najwięcej spojrzeń, co również zdążył w tej chwili zarejestrować.
Nie był demonem inteligencji ale szybko przeanalizował jej reakcje i spojrzenia, domyślając się, że nie do końca czuje się pewnie. Zastanawiał się, czym to się może skończyć, ale nie miał dobrych przeczuć. Pierwszy raz widział coś takiego i wpadła mu nawet myśl, że ktoś podesłał tu dziewczynę specjalnie. Czy ktoś chciał mu zaszkodzić? Zrobić sensację? A może to tylko złośliwy żart? Myśl, że to zwykłe zastępstwo nie przekonywała równie mocno jego krzywego światopoglądu. Choć nie winił w tym dziewczyny, bo gdy na nią patrzył wydawało mu się, że mogła zostać podstawiona i nie mieć o tym wszystkim pojęcia. On już jednak w swojej głowie wszystko wiedział najlepiej i postanowił się lekko odegrać, wejść bardziej w swoje przebranie i stworzyć pole do gry się w kotka i myszkę. Nie chciał być wredny. Nie dyskryminował w żaden sposób jej płci. Mógł wyciągnąć z tego wszystkiego niemałą frajdę, a przy okazji sprawdzić, co jest prawdą.
- Wygląda uroczo, co nie? - Skomentował z udawanie rozczulonym głosem, po czym odsunął się spowrotem na oparcie siedzenia, zaplatając ręce na piersi.
Wciąż momentalnie spoglądał jej prosto w oczy. Próbował wręcz nahalnie podtrzymać między nimi ten ukryty kontakt, a po każdej wypowiedzi zostawiał chwilę przerwy na intensywne wpartywanie i domysły. Podniesiona brew do tej pory niczego nie zdradzała, poza jedną subtelną i jakże prostą odpowiedzią. Nie zrobię tego? A może zrobię? Bo co mi zrobisz?
Zadał sobie w głowie to pytanie retorycznie. Przecież to oczywiste, że tak tego nie zostawi. Nie odnalazł w dziewczynie żadnych znajomych rys. Nie widział interesu w trzymaniu tej tajemnicy, choć blokował go fakt, że wciąż zastanawiał się, czy to miałoby to wszystko jakieś konsekwencje i dla niego.
Nie przychodziło mu do głowy, kogo ze znajomych przebierańców brakuje na sali, ale prawie wszyscy w tym środowisku dogryzali sobie wzajemnie. On też. Tak dla zasady. Dlatego nawet zaczął się cieszyć zaistniałą sytuacją, którą myślał, że z każdą chwilą rozumiał coraz bardziej. Uznał, że nie musi ryzykować ani się wysilać, bo ma w garści żywą strunę i okazję, by na niej zagrać, sprawdzając na ile może ją naciągnąć nim sama pęknie.
A może ją w ten sposób nastroi i wyjdzie nawet lepiej?
- Widzisz... to najnowszy nabytek, ale mówię wam kochani, ta księżniczka ma talent. Trzeba jej tylko pomóc się rozkręcić, a może nawet kiedyś dogoni królową. - Wskazał na siebie palcem, niemalże pozując, gdy podniósł głowę z nazbyt pewnym siebie uśmiechem. Dobrze wiedział, że ton w jakim mówił pozwalał mu mówić o niej, o jej, jednocześnie nie wzbudzając żadnych podejrzeń a jednocześnie nacisnąć ją tam, gdzie chciał.
- Tylko mi tu nie obrośnij w piórka kochana, dobra? Najpierw musisz się wykazać. - Nagle śmiech rozniósł się po sali, prawdopodobnie przez sam w sobie wywyższający ton, w jakim to powiedział.
Może i z pełną premedytacją wszystko utrudniał, ale z drugiej strony zapewniał jej w ten sposób większą wiarygodność przed niezbyt spostrzegawczymi, nietrzeźwymi kolegami dookoła stolika, udając że coś o niej wie, prawda?
Na wszystko znajdował sobie wytłumaczenie.
- Bogiiini, co tak sztywno siedzisz? Rozluźnij się słońce, koledzy nie gryzą. Choć jeśli ładnie poprosisz... -
Wnet obrócił głowę w stronę najbliższego kolegi wypowiadając ostatnie zdanie. Podniósł delikatnym, acz pewłnym gracji ruchem najpierw jedną z horrendalnie długich nóg, potem drugą, zaplatając je nigdzie indziej jak na kolanach swojego natręta. Ramieniem za to oplótł jego szyję, czując, że nie napotyka żadnego oporu.
Normalnie na pewno sam z siebie by tego nie zrobił, bo nie miałby z tego żadnej satysfakcji. Teraz było inaczej, bo czuł że ten wieczór może przynieść mu dużo więcej rozrywki.
-... Może ci pomogą. -
Wymowny wzrok na przeciwko stolika nie zatrzymał się tym razem na delikatnych rysach twarzy Ichigo. Co gorsza, nie szukał też daleko; trafiał rykoszetem prosto na człowieka trzymającego ją na kolanach, jakby swoim własnym gestem na coś przyzwolił. Ale na co, to już zostawało tylko w świecie domysłów.
Nie mogą ich dotknąć... Dobre. Kiedyś być może też w to wierzył, przez chwilę. W razie problemu każdy o tym tylko słyszał, nikt nie widział, a zawsze można było z miejsca stracić robotę jeżeli odstraszyło się klientów i jeszcze suszyło głowę szefa. Nie bez powodu ten bar cieszył się popularnością w dniach jak dziś, gdy najsłabiej strzeżona, a zarazem najlepiej płatna zmiana była na posterunku, o czym stali bywalcy mający zapas w portfelu dobrze wiedzieli.
Ichigo miała pecha, choć dziwne, by było to wszystko tylko zbiegiem okoliczności. Kou mógł już się poszczycić tutaj renomą i układem z jednym z ochroniarzy, który był dla niego must have planem B, gdyby coś było naprawdę źle i sam nie mógł zareagować. Nagle poczuł w tym wszystkim pewne ukłucie współczucia dla Hime. Skąd rzucona w ten niepozorny wir dziewczyna miała o tym wszystkim wiedzieć? Nie sprawiała wrażenia, jakby tak było. Może będzie lepiej, jeżeli nie spuści jej do końca tej nocy z oka.
No cóż. Pracownicy na takim stanowisku musieli być nie tylko dobrze przebrani na zewnątrz, ale również i wewnątrz. Wszyscy w jakimś stopniu byli aktorami; więc gdyby był na miejscu Homury, być może powiedziałby to samo. Nie mogą nas dotknąć w teorii, ale pewnie od siebie dodałby chociaż informację, żeby na siebie uważała.
- Pomogą? - Spojrzał za siebie na drażniące zakończenie wciąż trzymając go w talii dłoni, robiąc najbardziej pick me głos i najbardziej maślane oczy jakie potrafił. Sekundę później podniósł swoją szklankę do góry, sugestywnie upijając ustatni łyk ze swojego kieliszka, który zniknął nie wiadomo kiedy i pozbawiając całej sytuacji atmosfery dwuznaczności, którą jeszcze chwilę temu stworzył. Mężczyzna tylko pokiwał głową i zamachał coś do barmana, a Kou wyczuwając moment również zamachał delikatnie paznokciami, po czym stworzył z palców rzymskie V i wpierw pytająco spojrzał na mężczyznę za sobą, ten mu na coś przytaknął, po czym wskazał na Ichigo znów patrząc na barmana. Barman również skiniając głową, że zrozumiał, odwrócił się wycierając kubek trzymany w dłoniach. Nai zrobił side eye na Ichigo. Ciekawe, czy odebrała jego ukryty sygnał, który okazał się tylko kolejną zmyłką.
- Skarbie, przyniesiesz? - Powiedział, dając jej niejako okazję do chwilowego wyswobodzenia się ze szponów mężczyzny trzymającego ją na kolanach.
Nagle na blacie nieoczekiwanie błysnęła kolejna taca. Chodziło o pozycję numer 5. Ogromna Pina Colada, o jedną więcej niż poprzednio, również dla Hime.
- No wiesz co Nai... masz takie nogi a nawet z nich nie skorzystasz, tylko wykorzystujesz kolegów? - Zaśmiał się z lekką dygresją powyższy osobnik.
Kou też się uśmiechnął i spojrzał lekko za siebie, wciąż kontrolując otoczenie.
- Mam lepsze powody, żeby je oszczędzać, słońce. -
@Fukai Ichigo
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie wie, co myśleć o mężczyźnie – zdaje jej się, że jest dzięki niemu bezpieczna, tylko po to, żeby za chwilę poczuć się przez niego zagrożona. Z ust nieznajomego pada komplement, ale… w uszach Ichigo brzmi jak sposób na obrażenie jej tak, żeby uszło to jej uwadze; zamiast zobaczyć w nim narzędzie do złagodzenia konfliktu, widzi ostrze, którym chce oprzeć się na jej gardle, żeby uniemożliwić jej wykonanie następnego ruchu w grze, jaką z nią prowadzi. Nie dosięgniesz mnie – możesz ciąć powietrze, jeśli chcesz. Fukai przenosi swoją uwagę na wyciągnięte przed siebie dłonie, ze znudzeniem patrząc na pomalowane lakierem paznokcie. Nie zmieniła ich koloru; nie wygląda aż tak androgenicznie, żeby móc pozwolić sobie w takich okolicznościach na robienie tego, co – społecznie – uchodzi za domenę kobiet.
Kō udaje się ponownie zwrócić na siebie uwagę Ichigo, zmieniając swoją pozycję względem niej. Musiał to zrobić, żeby, cóż, znaleźć się na jej poziomie, bo dzieli ich tak duża różnica wzrostu – wciąż tak samo widoczna, mimo że nie stoją obok siebie, a siedzą na kanapach po przeciwnych stronach stolika. Właściwie to nie – bo na kolanach dwóch mężczyzn, z których ręka jednego właśnie schodzi Ichigo na żebra, za jakimi jej serce zaczyna bić jak na alarm. Ignoruje go, obracając się w zamian za to ku swojemu partnerowi w zbrodni… na portfelach klientów, oczywiście. Widząc jego twarz, na której walczą ze sobą światło i cień, zaczyna być ciekawa, jak musi wyglądać, nie mając na sobie niczego. To jest – żadnego makijażu. Nie zrywa z nim kontaktu wzrokowego, jakim przed chwilą się wzajemnie związali; nie mruga oczami, którymi rzuca na niego przenikliwe spojrzenie spod pociągniętych czernią tuszu rzęs.
„Wygląda uroczo, co nie?”
Ty…
— Nie bardziej od ciebie.
Zapomina, że ma za sobą ciało klienta, i opiera się plecami – ku swojemu zdziwieniu – nie o oparcie, a o klatkę piersiową i brzuch, co musiało pobudzić go do działania, bo kładzie dłoń na jej udo. Jak mogła nie pamiętać? Drag queen nie zostawia jednak Fukai samej w potrzebie; przez grającą w klubie muzykę przebija się głos, dzięki któremu Ichigo jest w stanie już z całą pewnością stwierdzić, że ma do czynienia z mężczyzną. Sama jego wysokość budziła wątpliwości, ale czy w ogóle go to obchodziło? Przecież chodzi w butach na obcasie. Wydaje jej się, że Kō przyjmuje siebie takim, jakim jest – a wręcz wykorzystuje to, co ma, do zrobienia wrażenia na innych. Mimo że dziewczyna sama ma wiele cech, których można by jej było zazdrościć, czy umiała być taka jak on? Nie przepraszać nikogo za to, kim jest?
Słucha tego, co mówi, nie mając pojęcia, jak zareagować. Bo kłamie – dla niej – i mówi o niej w taki sposób, jak gdyby się znali. Jednocześnie to przez niego znajduje się teraz w centrum uwagi; rzuca jej wyzwanie, którego Ichigo wcale nie chciała się podejmować. Postanawia wykonać w końcu jakikolwiek ruch, mimo że wciąż nie ma pojęcia, w co w ogóle grają. Ta wymiana zdań przywołuje jednak w jej głowie skojarzenie z szachownicą, więc…
— Królową? — powtarza ze słodyczą, która wręcz mdli; głoski schodzą z języka jak miód, lepiąc się w gardle jedna do drugiej. — Trudno nie dogonić królowej, która przy takim tempie za chwilę będzie leżeć w rowie.
Przytula głowę do barku; pasmo różowych jak wata cukrowa włosów ucieka z upiętego na głowie koka, zalotną falą opadając na jedno z jej oczu. Mężczyźni ze śmiechem miauczą i układają palce na wzór kocich łap z wyciągniętymi z nich pazurami; jeden z nich z rozbawieniem rzuca hasło: catfight. Dla nich to tylko forma rozrywki.
— …ale jak spadać, to z dobrego konia.
Uśmiecha się uroczo do gościa przy drag queen, ale nieznajoma odwdzięcza się dokładnie tym samym – i, ku niezadowoleniu Ichigo, robi to z o wiele większym od niej artyzmem. Sztuka manipulacji ludźmi nie jest dla Fukai zupełnie obca, ale Kō znajduje się na swoim terenie, więc ma nad nią przewagę. Kobieta czuje, jak ręce klienta pozwalają sobie na coraz więcej – jak suną po udzie w górę… a twarz Naiyi pozostaje z jej punktu widzenia niewzruszona; pozbawiona emocji, które mają taki wpływ na zachowanie dziewczyny.
Ta… Naiko, czy jak jej tam, bawi się jej kosztem. W głębi siebie Ichigo myśli więc nad zemstą; zajmuje tak głowę, bo w myślach przecież tak bardzo chce uciec. Zanim jednak dojdzie do tego, co mogłoby zaboleć Naiyę najbardziej, Kō ponownie wyprowadza ją z rytmu za pomocą jednego z wielu kroków, które z taką gracją wykonuje w tańcu, jakiego ona w ogóle nie zna. Przez moment Fukai siedzi jeszcze nieruchomo, jak łania w świetle reflektorów samochodu, po czym – nie czekając na powtórzenie danego jej zaproszenia – zrywa się wręcz z nóg klienta. Uspokaja go przepraszającym uśmiechem i – kołysząc na pocieszenie biodrami – biegnie po tacę z alkoholem. Wraca z nią, mimo wszystko, i podaje każdemu drinka do ręki. Przy Naiko zatrzymuje się, nie zdejmując szklanki z tacy. Tak, teraz rzuciła jej koło ratunkowe, lecz co z tego? Przed chwilą sama wypchnęła ją za burtę statku! Być może naruszenie jej przestrzeni osobistej było zakazane, ale… kładzie dłoń na jej policzku. Przeciąga nią w dół, ku linii szczęki, którą schodzi – już jednym palcem – na szyję. Paznokieć przechodzi po jabłku Adama, zatrzymując się na moment między kośćmi obojczyków. Stuknęła nim w to miejsce, zanim zabrała rękę.
Jak się z tego wyślizgniesz, co, żmijo?
— Myślę, że Naiko ma już dość na dzisiaj. Zaczyna mówić od rzeczy.
Z zadowoleniem czeka wcale nie na reakcję mężczyzn, a jego, patrząc mu przy tym wyzywająco w oczy. Skoro już się nią bawi, to może chociaż bawić się z nim.
Naiya Kō ubóstwia ten post.