Nazwa oczywiście nie wzięła się znikąd. To właśnie neony w tym kolorze zalewają gości baru, kiedy ci zejdą do lokalu po schodach w obsydianowym kolorze. Chociaż innych kolorów również nie brakuje w okolicach lady, która poza sceną najbardziej rzuca się w oczy. Zarówno goście, jak i obsługa baru, to w zdecydowanej większości mężczyźni, z czego ci drudzy są z lekka skąpo ubrani. Znaleźć tu można wszystko czego potrzeba do dobrej zabawy. Na parkiecie zawsze ktoś tańczy, a w tle gra energiczna muzyka.
Nie da się też przeoczyć gdzieniegdzie rozstawionych donic z kwiatami lawendy. Bar zazwyczaj czynny jest całą dobę, jednak najbardziej zaludniony jest w środku nocy.
Otulił się mocniej materiałem bluzy, gdy nocne i rześkie powietrze zaczęło drażnić odkrytą skórę, boleśnie przypominając Enmie o braku tolerancji na zmiany temperatur. Wystarczyło zaledwie kilka stopni mniej, by jego ciało drżało jak samotny liść na wietrze, a skórę pokrywała gęsia skórka. A mimo to kochał zimę najbardziej ze wszystkich pór roku. Słysząc bełkotliwe słowa Izayi, nie potrafił powstrzymać naturalnej reakcji jakim było ciche parsknięcie, bo szczery śmiech nie był w stanie prześlizgnąć się przez ściśnięte gardło.
- Daj spokój. Nie ma nikogo, kto byłby zazdrosny w stosunku do mnie. - odpowiedział, uznając to za wyjątkowo abstrakcyjną wizję, machając przy tym dłonią, jakby chciał odegnać wyjątkowo irytującą muchę. Enma nigdy przedtem nie był w jakiejś bliskiej relacji z innymi osobami. Bez znaczenia czy w formie romansu, czy czysto przyjacielskich stosunków. Nie dopuszczał ludzi do siebie, nie kruszył dla nich murów, którymi szczelnie się otaczał. Nie zachęcał, ani też nie zapraszał. I chociaż czasami samotność była przytłaczająca i dusiła, to wciąż trzymał się obranej ścieżki. Bo tak było lepiej. Bezpieczniej. Dla niego, ale też dla innych. Przeświadczenie, że każdy, do kogo się zbliży zostaje przeklęty było zbyt silne, by mógł to wyplenić.
- Izaya, przecież jak będziesz chciał, to zawsze możemy gdzieś razem wyskoczyć. Masz mój numer, możesz pisać i dzwonić kiedy chcesz. - dodał po dłuższej chwili, gdy stłumiony chichot, który nigdy nie ujrzał światła dziennego, opuścił jego wargi. - Tylko nigdzie w takie miejsca, jak to. Za głośno. - uśmiechnął się, powoli podnosząc się z twardej i zimnej ziemi, nie korzystając z wyciągniętej w jego stronę dłoni. To nie tak, że nie chciał przyjąć pomocy, ale takowej najzwyczajniej nie potrzebował. No i nie ufał, aby mężczyzna był w stanie utrzymać ciężar Enmy, biorąc pod uwagę stan upojenia w jakim aktualnie się znajdował.
Jednak nie oponował, kiedy Izaya przepuścił go do taksówki.
Ot, mała uprzejmość na koniec wieczoru.
@Hasegawa Izaya
Hasegawa Izaya ubóstwia ten post.
Dłoń z papierosem wsunęła się do środka auta, zaledwie na chwilę, gdy wielokolud znów wsparł ciężar swego ramienia na otwartym na oścież miejscu, w którym winna znajdować się szyba okna w drzwiach od strony głównego, jedynego w swym rodzaju pasażera.
Lekko uśmiechnięta sylwetka pederasty bujała się bez najmniejszego oporu trafiając w rytm, pod nosem nadążając za słowami i spoglądając do środka na równie rozbujanego kolegę, któremu ten intensywny vibe zdawał się nie przeszkadzać w prowadzeniu auta po zatłoczonej ulicy w samym centrum. Ten znajomy, ale jednak zawsze tak samo ujmujący widok wprawił go w nagłe, niesposobne do poskromienia zamyślenie. Wtedy też ulotny flaschback z dalekiej przeszłości, której w znacznej większości nie pamiętał, zupełnie przysłonił jego myśli. Z burgundowych ust wydarł się przedłużony wydech wypuszczający smugę siwego dymu.
Dziewczynka z warkoczykami, na którą zadzierał głowę wysoooko do góry, tańczyła i śmiała się wokół bezradnego małego chłopca, patrząc, jak niezgrabnie buja się na pingwinich nogach nie mogąc jej dogonić. Pragnął zobaczyć, co trzyma w rękach. Równocześnie nie był w stanie zrozumieć, co ją tak bawiło. Dla niego to zaspokojenie niewinnej ciekawości było sprawą życia lub śmierci i to było zupełnie poważne.
Maluch z gęstą, czarną czupryną jak się przewrócił, tak zaniósł się łzami upływającymi z ogromnych, oliwkowych ocząt. Owe zniknęły jednak równie szybko co się pojawiły, gdy mała rozpromieniona zołza starła je z oczu chłopca, po czym założyła mu na głowę wianek zrobiony z małych, białych kwiatków.
Wraz z powiewem zapachu świeżego, wiosennego powietrza, podniósł oczy łapiąc się małymi łapkami za nowe nakrycie głowy. Wpatrzony w rozbawioną starszą siostrę jak w obrazek nie miał zamiaru go zdejmować. Był piękny.
To był jeden z niewielu obrazków, które tak wyraźnie zapisały się w jego pamięci.
Otworzyła usta.
- Hahaa! Od teraz mam siostrę! Nai-Ko! Naiko! Naaaikoo-nee chan! -
(...)
Potrząsnął kolorową czupryną jakby chciał zdmuchnąć z siebie wszystkie te troski i wziął kolejnego, głębokiego bucha kontemplując, jaki nahalny nadnaturalny byt z niego kpi, by akurat teraz przypomnieć mu o tej wizjii. Równocześnie obserwował miliony barw czających się za oknem, pochłaniających każdy jeden kłąb dymu, która uciekał z ust postaci w pełnej krasie imitującej pisankę. Albo choinkę, której właściciel nie szczędził ozdób w każdym możliwym detalu; od góry do dołu usiany biżuterią i przyciągającym wzrok ubraniem, niczym najdroższa prostytutka w kraju; ubranie wydawało się droższe niż życie... Jej? Jego? Tej nocy to bez znaczenia. Burżuazyjny but zabłyszczał w świetle wejściowego neonu, gdy tylko kilkunastocentymetrowy slupek pokonał próg, zderzając się z podłogą. Wyszedł powoli i sensacyjnie, zdejmując przyciemniające okulary i rzucił niedopałek za siebie, by jego miejsce pod intensywnym różem zajęła guma balonowa, którą począł żuć tak intesywnie, jakby jego szczęka nie miała żadnej granicy wytrzymałości.
Choć swojej męsko, czy raczej chłopięco zarysowanej żuchwy nie zakrył, bo nie było to tego wieczoru konieczne, można było powiedzieć z pełną śmiałością, że potrafił się pomalować o wiele lepiej niż niejedna dziewczyna którą znał. Z tego też powodu nie bał się spotkać kogoś znajomego - świetnie potrafił zmienić swoje rysy twarzy drogimi kosmetykami i perukami tak, że nie przypominał codziennego siebie niemal wcale. Jedynym impostorem, który mógł go zdradzić w atmosferze dudniącej w piersiach głośnej muzyki i neonów, był jego wzrost i niezbyt kreatywny pseudonim artystyczny - ale z drugiej strony, to kto by się tym przejmował? Wszystko mogło być uznane za zwykły zbieg okoliczności, a sam Naiya nie czuł aż tak silnej potrzeby, by to ukrywać. A nawet wrędz przeciwnie, bo w takich momentach przejmować stery zwykła jego wrodzona atencyjność. Wierzył z resztą, że i tak prędzej czy później ktoś połączy kropki. A może każdy już wiedział? Może jego znajomi i cała reszta karafuruny spiskowali przeciwko niemu? Na codzień również ostrożnie pokazywał tą część siebie na prawo i lewo, więc czuł, że nawet zakładanie tej mylącej maski z podkładu i konturowania wiele mu nie pomoże. Różnica była niewielka. W takie wieczory był tylko... bardziej. Po prostu bardziej.
Klub w którym dziś dorabiał przywitał go tą samą, intensywną energią, w której nie wyglądał i nie czuł się tą samą osobą. Wraz z udanym przekroczeniem progu, przy którym zwyczajowo musiał się schylić, już do końca tej nocy Naiya Kou przestał istnieć. Adieu.
- Teee, Naiko-Neee Chaaaaan! Znasz jakieś sztuczki? Umiesz tańczyć? - Gromki śmiech rozniósł się wokół stolika, na którym sępie oczy mężczyzn pełnych ciekawości opierały swoje diabelskie dłonie z kielichami wypełnionymi rozmaitym alkoholem. Wtedy też jedna z tych dłoni odcięła się od swych braci znikając w nieoczekiwanym geście, by odnaleźć się nigdzie indziej jak na szczupłej talii Siostrzyczki, przyciągając ją bliżej sylwetki mężczyzny o niedźwiedziowatej urodzie, który był jednak krótszy od Kou o conajmniej głowę. Niezaprzeczalnie przeszedł go dreszcz i to nieprzyjemne poczucie naruszenia przestrzeni osobistej, jednak jak zawsze starał się jak najszybciej zabić w zarodku to mdlące uczucie. Nie miał w zwyczaju dbać aż tak o szacunek dla swoich granic, zwłaszcza wtedy, gdy znoszenie tego wszystkiego było częścią jego pracy. Spokojnie, tylko spokojnie, oddychaj. Weźmiesz kilka łyków i po sprawie. Lepiej płakać pośród zbytku niż śmiać się ze swojej niedoli, prawda?
- Och, mnie pytasz, darling? - I tak też uczynił, uchylając się i dotykając stołu niemal całym tułowiem, wręcz rozwalił sie na nim, po czym sięgając pełnym gracji ruchem dłoni do słomki w malibu z białym rumem nalężącego do nahalnego gościa baru, dopił kilkoma zgrabnymi łykami resztę zawartości jego własności - znowu wzbudzając śmiech hien patrzących na pełną zaskoczenia minę kolegi. - Po kilku drinkach Nai-Nee potrafi wszystko. W s z y s t k o, słodziaku. - Mrugnął spoglądając nań z malującą się na twarzy subtelną dwuznacznością, po czym wrócił do wyprostowanego siadu fałszywie uśmiechając się od ucha do ucha. Nie minęło kilka minut. Znajomy kelner przyniósł mu jego kojące wątły kręgosłup moralny Pornstar Martini na koszt owego gościa wraz z kolejną kolejką dla wszystkich zgromadzonych przy stoliku mężczyzn. Upijając pierwszego łyka obserwował ostrożnie ich stan trzeźwości, by móc domyślić się, po ilu kolejkach będzie mógł się bezpiecznie oddalić i szukać kolejnej ofiary. Wszak dał temu, przy którym siedział -o matko jedyna, za blisko, za blisko, za blisko- nęcącą wizję obietnicy, której nie zamierzał spełniać. Może jeszcze gdyby był w jego typie... ale Kou nie cenił siebie tak nisko. Jego jedynym obowiązkiem było wzbogacenie baru o rozrywkę dla gości i zamówienie kilku dodatkowych horrendalnie drogich drinków. Nic więcej. Nie był święty, ale miał na koncie parę nieciekawych życiowych doświadczeń, dzięki którym bardzo dobrze wiedział, że nie zniósłby więcej. Za to kłamać i wyciągać z ludzi pieniądze potrafił doskonale, a alkohol tylko sprawiał, że zadawnych sobie ran później aż tak nie dostrzegał.
Siostra pewnie nie byłaby z niego dumna.
Barwne soczewki z czasem coraz bardziej krążyły dysktretnie po sali. Brokat absurdalnie długiego manicure'u oplatał wokoł siebie kosmyk pastelowej, falowanej peruki o mieszanych odcieniach fioletu i różowej poświacie. Był w tym jednak jeden mały problem - choć znacznie wolniej od coraz mniej ostrożnie obklejających go sępów, tylko czekających okazji na pożarcie, siłą rzeczy też i z głowy drag queen powoli odpływała trzeźwość.
@Fukai Ichigo
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Haraedo, Satō Kisara, Fukai Ichigo and Yōzei-Genji Setsurō szaleją za tym postem.
— Ichigo-chan, kite kuda-a-asai.
Mówi to takim tonem, że na chwilę serce Ichigo przestaje bić – ale tylko na chwilę. Kiedy znowu zaczyna, kobieta odpowiada już bez jakiegokolwiek wahania w głosie, mimo że wciąż nie jest pewna, czy robi dobrze, czy źle:
— Mówiłam ci już, że się na to nie zgodzę, Homura.
— Nie było cię tyle czasu! Jesteś mi coś winna.
Nie było?
Przez jej twarz – oświetloną światłem lamp na korytarzu, którym idzie, uderzając obcasami o podłogę – przechodzi cień.
Jak mogłam być?
To nie moja wina.
— …tak, jestem. Dobrze. Ale tylko ten jeden raz, rozumiesz?
— Oczywiście! Dziękuję, Ichi! Zapłacę ci. I napiwki są twoje. Zobaczysz, może jeszcze ci się to spodoba.
Staje przed drzwiami do swojego mieszkania. Z westchnieniem przekłada telefon z jednej dłoni do drugiej, stukając przy tym paznokciami o jego obudowę. Potrzebuje innej ręki, żeby sięgnąć do kieszeni kurtki po klucze.
— Lavender Lounge?
— Tak.
Wchodzi do środka. Nie ma kogo witać, więc z jej ust nie wydobywa się żadne „tadaima!”. Zostawia na wieszaku swoje ubranie wierzchnie – z butami pożegnała się już w progu – a torebce pozwala wydostać się z uścisku jej palców. Ta upada na ziemię, ale Fukai, zamiast ją podnieść, idzie usiąść na kanapie w salonie. Właściwie to rzuca się na nią ze zmęczenia. Przytula się do poduszki, zastanawiając się przez chwilę, co powinna zrobić, po czym wpisuje nazwę klubu w internetową wyszukiwarkę. Litera po literze.
L-a-v-e-n-d-e-r L-o-u-n-g-e.
— Widzę jeden problem — mówi po chwili, zdziwiona, że Homura nie wspomniał jej o takim nic nie znaczącym szczególe.
— Jaki?
— To bar dla gejów.
— To żaden problem, Ichi. Udawaj, że jesteś crossdresserem.
— …kim?
Homura mówi, że wyśle jej kilka zdjęć na czacie. Po odebraniu ich Fukai przegląda je w milczeniu. To wszystko mężczyźni?
— Ludzie chodzą tam, żeby być prawdziwie sobą, nie? Nie wiem, czy to będzie OK.
— Kłamanie, że nie jesteś kobietą?
— Tak. Właśnie to.
Po drugiej stronie słuchawki rozlega się westchnienie.
— Ichigo. Słuchaj. Wiesz, że nie może mi pomóc żadna osoba poza tobą. To jednorazowa akcja. Jeśli chodzi o twoją… moralność, to biorę całą winę na siebie. Ty tylko chcesz, żeby nie wyrzucili twojego przyjaciela z pracy. Nie robisz niczego złego.
Fukai przewraca się na plecy, żeby spojrzeć na swoją twarz w ekranie telefonu. Wygląda bardzo kobieco.
— Myślisz, że ktokolwiek się nabierze na to przebranie?
— Oczywiście, że tak.
— A co z twoim szefem?
— Nie obchodzi go, kto tam pracuje, byle ktokolwiek był na mojej zmianie. Tyle że odpowiadam za ciebie, więc nie rób nic, za co mogliby mnie zwolnić, to może ciebie też zatrudnią… – Śmiech. — Ale bez stresu, Ichi.
— …dzięki. Teraz już się stresuję.
— Po prostu bądź sobą. I namów klientów na kilka drinków. To wszystko.
— A co z… resztą?
— Jaką resztą? — słyszy autentyczne zdziwienie w głosie kolegi.
— No wiesz.
Z jakiegoś powodu nie przechodzi jej to teraz przez gardło, mimo że przecież na co dzień nie ma wcale problemów ze śmiałością. Być może chodzi o sugestię, że Homura to robi?
— Klienci nie mogą nas dotknąć. Nie przejmuj się.
Lavender Lounge wygląda tak jak na zdjęciach w internecie. Schodzi po schodach, czując, jak kręci jej się w głowie coraz bardziej przy każdym kolejnym stopniu. Światło neonów nad barem naprzeciwko wyciąga z ciemności kilka osób, z których żadna nie zwraca na nią teraz uwagi. Jesteś tam, gdzie powinnaś być, Ichigo. Tak muszą myśleć inni, widząc cię – powtarza w głowie słowa znajomego. Idzie na zaplecze, gdzie znajduje strój na dziś – co to w ogóle, do cholery, jest? – i kartę, która ma potwierdzić jej tożsamość jako pracownika klubu. Widnieje na niej alias Hime. Jak słusznie. Po ubraniu się rzuca jeszcze spojrzenie w lustro. Wygląda… lepiej, niż sądziła, że będzie wyglądać. Przed wyjściem z domu obejrzała na youtubie kilka poradników, za pomocą których udało jej się zrobić odpowiedni makijaż. Poza tym – już dzięki Kisarze – dała również radę schować swoje piersi pod bandażem. Nie wie, jak zmienić kształt swoich żeber, talii ani bioder, więc nie jest zadowolona z faktu, że musiała założyć na siebie lateks, który nie zostawia za dużo wyobraźni, bo jest tuż przy skórze. Lateks. Zabiję cię, Homura – myśli, ale teraz nie może już przecież złamać danej mu obietnicy. Wraca z powrotem do klubu, w gęstość zawieszonego w powietrzu dymu; jest go tu tak dużo, że czuje nie tylko jego zapach, ale wręcz smak na swoim języku. Mimo, że jej się to nie podoba, to jest wdzięczna za jego ilość – w końcu zasłania jej sylwetkę.
— E, Księżniczka!
To barman woła ją do baru. Idzie tam, mając nadzieję, że uda jej się znaleźć klienta, który kupi jej alkohol, bo… musi wypić. Wie, że drinki dla klientów są tak mocne, jak dla niej są słabe, ale potrzebowała czegokolwiek. Mężczyzna podaje jej tacę, na której stoi kilka Pornstar Martini.
— To dla nich.
Wskazuje jej głową, gdzie ma ją zanieść.
Przy stoliku siedzi kilku mężczyzn i… kobieta? Nie. Drag queen? Nie wie, jak powinna go określić, ale widząc go, Ichigo od razu odnosi wrażenie, że nie ma przy nim żadnych szans na zdobycie uwagi kogokolwiek. W porównaniu z nim wygląda wręcz normalnie. Skąd on bierze taką pewność siebie? Czuje na sobie spojrzenia, w których zawarte jest nieme pytanie, na jakie nie umie odpowiedzieć. Ze strachu stoi bez ruchu, jak łania w świetle reflektorów samochodu. W końcu kładzie tacę na blacie z brzękiem szkła.
— Zamówienie.
Powinna powiedzieć coś oprócz tego, ale co? Przecież to nie była jej pierwsza praca w obsłudze klienta; dlaczego teraz odbierało jej to mowę? Oczywiście, w kawiarni żaden z gości nie patrzył na nią tym wzrokiem, jednak…
— Czy mogę służyć czymś jeszcze?
— Możesz – odzywa się jeden z mężczyzn. Uśmiecha się do niej drapieżnie, błyszcząc przy tym kłami. — Swoim towarzystwem. Chodź do nas.
Siada obok, na krawędzi, bo na kanapie nie ma już miejsca. Mężczyzna rozwiązuje ten problem na swój sposób – sadzając ją sobie na kolanach. Mieli mnie nie dotykać.
— Wygląda jak dziewczyna, co?
Dreszcz przechodzi jej po plecach.
— Czy ja wiem? Nie bardziej niż inni femboye. Ostatnio spotkałem się z takim jednym, co…
Fukai już nie słucha ich rozmowy. Z przerażeniem patrzy na Kou. Wydaje jej się, że ją przejrzał. Ktoś taki jak on musiał znać się na wszystkich technikach, jakimi próbowała za wszelką cenę zamaskować swoją płeć. Dopiero zmianie tematu udaje się ściągnąć ją na ziemię:
— Nai-Nee, masz takiego przyjaciela w pracy i nic o nim nie mówisz?
Spojrzenie Ichigo zamienia się w jednym mrugnięciu oczami w mordercze.
Nie waż się mu powiedzieć.
Satō Kisara and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Zaskoczenie zmieszało się z chwilowym zwątpieniem, które ukazało się jedynie w braku jakiejkolwiek reakcji twarzy połowicznie ukrytej za kieliszkiem. Był paranoikiem, tymbardziej w podobnie kuriozalnych sytuacjach ciężko było mu dojść do tego, czy na pewno może sobie zaufać, że widzi to, co widzi. Niestety nie zawsze mógł wierzyć samemu sobie, ale tym razem jego kalkulacje nie trwały szczególnie długo. Odpowiedź była zbyt rzeczywista, zbyt widoczna jak na dłoni. Niejedno widział. Niejedno wiedział. Jego gejradar miał się w jak najlepszym porządku.
Z jednej strony nie był negatywnie nastawiony, niby to nie jego sprawa co dziewczyna robi w tym towarzystwie, może się nawet domyślał jak do tego doszło. Jednak uporczywa ciekawość nie dawała mu spokoju.
Groźbę śmierci wymalowaną na porcelanowej cerze, odczytał jako rozjaśniający wszelkie zwątpienia komunikat.
Wiem, że wiesz. Nie waż się...
Widząc to z początku nawet się nie poruszył. Zrobił to sekundę później i to specjalnie, lekko zatrząsnął głową i podniósł brwi udając zaskoczoną minę, po czym powoli podniósł również swój kieliszek i zatopił w nim zęby, oddając nowej postaci równie intensywne, lecz o wiele pewniejsze siebie, spojrzenie.
- Wygląda jak dziewczyna, co? -
- Taaak. Zupełnie jak... księżniczka. - Zasiał ziarno niepewności. Czemu miałbym tego nie robić?
Łokieć oparty o blat. Długi paznokieć powędrował w górę zachaczając szyję, aż skończył gładząc skórę przy ustach wyginających się w lekkim, podstępnym uśmiechu, który nie schodził z jego twarzy. Nachylił się nieco bardziej w stronę Hime, opierając ciężar głowy na owej dłoni. Przekrzywił głowę nieco na bok. Jego wzrok choć im znajdował się bliżej tym był bardziej przenikliwy i wręcz przeszywający na wskroś, to zdecydowanie różnił się od spojrzeń pozostałych mężczyzn przy stole. Tych, które nieustannie spadały na niego, na dziewczynę i na całą obsługę. Wzrok Kou podkreślony uderzającym, fioletowym światłem był oceniający, kłująco beztroski a jednocześnie w jakiś nieludzki sposób wiercący dziurę w brzuchu, ale nie zdradzał po sobie zupełnie nic.
Wróć. Pardon, sensacyjny drag i nowy kolega zdobywali tym momencie jednak najwięcej spojrzeń, co również zdążył w tej chwili zarejestrować.
Nie był demonem inteligencji ale szybko przeanalizował jej reakcje i spojrzenia, domyślając się, że nie do końca czuje się pewnie. Zastanawiał się, czym to się może skończyć, ale nie miał dobrych przeczuć. Pierwszy raz widział coś takiego i wpadła mu nawet myśl, że ktoś podesłał tu dziewczynę specjalnie. Czy ktoś chciał mu zaszkodzić? Zrobić sensację? A może to tylko złośliwy żart? Myśl, że to zwykłe zastępstwo nie przekonywała równie mocno jego krzywego światopoglądu. Choć nie winił w tym dziewczyny, bo gdy na nią patrzył wydawało mu się, że mogła zostać podstawiona i nie mieć o tym wszystkim pojęcia. On już jednak w swojej głowie wszystko wiedział najlepiej i postanowił się lekko odegrać, wejść bardziej w swoje przebranie i stworzyć pole do gry się w kotka i myszkę. Nie chciał być wredny. Nie dyskryminował w żaden sposób jej płci. Mógł wyciągnąć z tego wszystkiego niemałą frajdę, a przy okazji sprawdzić, co jest prawdą.
- Wygląda uroczo, co nie? - Skomentował z udawanie rozczulonym głosem, po czym odsunął się spowrotem na oparcie siedzenia, zaplatając ręce na piersi.
Wciąż momentalnie spoglądał jej prosto w oczy. Próbował wręcz nahalnie podtrzymać między nimi ten ukryty kontakt, a po każdej wypowiedzi zostawiał chwilę przerwy na intensywne wpartywanie i domysły. Podniesiona brew do tej pory niczego nie zdradzała, poza jedną subtelną i jakże prostą odpowiedzią. Nie zrobię tego? A może zrobię? Bo co mi zrobisz?
Zadał sobie w głowie to pytanie retorycznie. Przecież to oczywiste, że tak tego nie zostawi. Nie odnalazł w dziewczynie żadnych znajomych rys. Nie widział interesu w trzymaniu tej tajemnicy, choć blokował go fakt, że wciąż zastanawiał się, czy to miałoby to wszystko jakieś konsekwencje i dla niego.
Nie przychodziło mu do głowy, kogo ze znajomych przebierańców brakuje na sali, ale prawie wszyscy w tym środowisku dogryzali sobie wzajemnie. On też. Tak dla zasady. Dlatego nawet zaczął się cieszyć zaistniałą sytuacją, którą myślał, że z każdą chwilą rozumiał coraz bardziej. Uznał, że nie musi ryzykować ani się wysilać, bo ma w garści żywą strunę i okazję, by na niej zagrać, sprawdzając na ile może ją naciągnąć nim sama pęknie.
A może ją w ten sposób nastroi i wyjdzie nawet lepiej?
- Widzisz... to najnowszy nabytek, ale mówię wam kochani, ta księżniczka ma talent. Trzeba jej tylko pomóc się rozkręcić, a może nawet kiedyś dogoni królową. - Wskazał na siebie palcem, niemalże pozując, gdy podniósł głowę z nazbyt pewnym siebie uśmiechem. Dobrze wiedział, że ton w jakim mówił pozwalał mu mówić o niej, o jej, jednocześnie nie wzbudzając żadnych podejrzeń a jednocześnie nacisnąć ją tam, gdzie chciał.
- Tylko mi tu nie obrośnij w piórka kochana, dobra? Najpierw musisz się wykazać. - Nagle śmiech rozniósł się po sali, prawdopodobnie przez sam w sobie wywyższający ton, w jakim to powiedział.
Może i z pełną premedytacją wszystko utrudniał, ale z drugiej strony zapewniał jej w ten sposób większą wiarygodność przed niezbyt spostrzegawczymi, nietrzeźwymi kolegami dookoła stolika, udając że coś o niej wie, prawda?
Na wszystko znajdował sobie wytłumaczenie.
- Bogiiini, co tak sztywno siedzisz? Rozluźnij się słońce, koledzy nie gryzą. Choć jeśli ładnie poprosisz... -
Wnet obrócił głowę w stronę najbliższego kolegi wypowiadając ostatnie zdanie. Podniósł delikatnym, acz pewłnym gracji ruchem najpierw jedną z horrendalnie długich nóg, potem drugą, zaplatając je nigdzie indziej jak na kolanach swojego natręta. Ramieniem za to oplótł jego szyję, czując, że nie napotyka żadnego oporu.
Normalnie na pewno sam z siebie by tego nie zrobił, bo nie miałby z tego żadnej satysfakcji. Teraz było inaczej, bo czuł że ten wieczór może przynieść mu dużo więcej rozrywki.
-... Może ci pomogą. -
Wymowny wzrok na przeciwko stolika nie zatrzymał się tym razem na delikatnych rysach twarzy Ichigo. Co gorsza, nie szukał też daleko; trafiał rykoszetem prosto na człowieka trzymającego ją na kolanach, jakby swoim własnym gestem na coś przyzwolił. Ale na co, to już zostawało tylko w świecie domysłów.
Nie mogą ich dotknąć... Dobre. Kiedyś być może też w to wierzył, przez chwilę. W razie problemu każdy o tym tylko słyszał, nikt nie widział, a zawsze można było z miejsca stracić robotę jeżeli odstraszyło się klientów i jeszcze suszyło głowę szefa. Nie bez powodu ten bar cieszył się popularnością w dniach jak dziś, gdy najsłabiej strzeżona, a zarazem najlepiej płatna zmiana była na posterunku, o czym stali bywalcy mający zapas w portfelu dobrze wiedzieli.
Ichigo miała pecha, choć dziwne, by było to wszystko tylko zbiegiem okoliczności. Kou mógł już się poszczycić tutaj renomą i układem z jednym z ochroniarzy, który był dla niego must have planem B, gdyby coś było naprawdę źle i sam nie mógł zareagować. Nagle poczuł w tym wszystkim pewne ukłucie współczucia dla Hime. Skąd rzucona w ten niepozorny wir dziewczyna miała o tym wszystkim wiedzieć? Nie sprawiała wrażenia, jakby tak było. Może będzie lepiej, jeżeli nie spuści jej do końca tej nocy z oka.
No cóż. Pracownicy na takim stanowisku musieli być nie tylko dobrze przebrani na zewnątrz, ale również i wewnątrz. Wszyscy w jakimś stopniu byli aktorami; więc gdyby był na miejscu Homury, być może powiedziałby to samo. Nie mogą nas dotknąć w teorii, ale pewnie od siebie dodałby chociaż informację, żeby na siebie uważała.
- Pomogą? - Spojrzał za siebie na drażniące zakończenie wciąż trzymając go w talii dłoni, robiąc najbardziej pick me głos i najbardziej maślane oczy jakie potrafił. Sekundę później podniósł swoją szklankę do góry, sugestywnie upijając ustatni łyk ze swojego kieliszka, który zniknął nie wiadomo kiedy i pozbawiając całej sytuacji atmosfery dwuznaczności, którą jeszcze chwilę temu stworzył. Mężczyzna tylko pokiwał głową i zamachał coś do barmana, a Kou wyczuwając moment również zamachał delikatnie paznokciami, po czym stworzył z palców rzymskie V i wpierw pytająco spojrzał na mężczyznę za sobą, ten mu na coś przytaknął, po czym wskazał na Ichigo znów patrząc na barmana. Barman również skiniając głową, że zrozumiał, odwrócił się wycierając kubek trzymany w dłoniach. Nai zrobił side eye na Ichigo. Ciekawe, czy odebrała jego ukryty sygnał, który okazał się tylko kolejną zmyłką.
- Skarbie, przyniesiesz? - Powiedział, dając jej niejako okazję do chwilowego wyswobodzenia się ze szponów mężczyzny trzymającego ją na kolanach.
Nagle na blacie nieoczekiwanie błysnęła kolejna taca. Chodziło o pozycję numer 5. Ogromna Pina Colada, o jedną więcej niż poprzednio, również dla Hime.
- No wiesz co Nai... masz takie nogi a nawet z nich nie skorzystasz, tylko wykorzystujesz kolegów? - Zaśmiał się z lekką dygresją powyższy osobnik.
Kou też się uśmiechnął i spojrzał lekko za siebie, wciąż kontrolując otoczenie.
- Mam lepsze powody, żeby je oszczędzać, słońce. -
@Fukai Ichigo
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Yōzei-Genji Setsurō and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie wie, co myśleć o mężczyźnie – zdaje jej się, że jest dzięki niemu bezpieczna, tylko po to, żeby za chwilę poczuć się przez niego zagrożona. Z ust nieznajomego pada komplement, ale… w uszach Ichigo brzmi jak sposób na obrażenie jej tak, żeby uszło to jej uwadze; zamiast zobaczyć w nim narzędzie do złagodzenia konfliktu, widzi ostrze, którym chce oprzeć się na jej gardle, żeby uniemożliwić jej wykonanie następnego ruchu w grze, jaką z nią prowadzi. Nie dosięgniesz mnie – możesz ciąć powietrze, jeśli chcesz. Fukai przenosi swoją uwagę na wyciągnięte przed siebie dłonie, ze znudzeniem patrząc na pomalowane lakierem paznokcie. Nie zmieniła ich koloru; nie wygląda aż tak androgenicznie, żeby móc pozwolić sobie w takich okolicznościach na robienie tego, co – społecznie – uchodzi za domenę kobiet.
Kō udaje się ponownie zwrócić na siebie uwagę Ichigo, zmieniając swoją pozycję względem niej. Musiał to zrobić, żeby, cóż, znaleźć się na jej poziomie, bo dzieli ich tak duża różnica wzrostu – wciąż tak samo widoczna, mimo że nie stoją obok siebie, a siedzą na kanapach po przeciwnych stronach stolika. Właściwie to nie – bo na kolanach dwóch mężczyzn, z których ręka jednego właśnie schodzi Ichigo na żebra, za jakimi jej serce zaczyna bić jak na alarm. Ignoruje go, obracając się w zamian za to ku swojemu partnerowi w zbrodni… na portfelach klientów, oczywiście. Widząc jego twarz, na której walczą ze sobą światło i cień, zaczyna być ciekawa, jak musi wyglądać, nie mając na sobie niczego. To jest – żadnego makijażu. Nie zrywa z nim kontaktu wzrokowego, jakim przed chwilą się wzajemnie związali; nie mruga oczami, którymi rzuca na niego przenikliwe spojrzenie spod pociągniętych czernią tuszu rzęs.
„Wygląda uroczo, co nie?”
Ty…
— Nie bardziej od ciebie.
Zapomina, że ma za sobą ciało klienta, i opiera się plecami – ku swojemu zdziwieniu – nie o oparcie, a o klatkę piersiową i brzuch, co musiało pobudzić go do działania, bo kładzie dłoń na jej udo. Jak mogła nie pamiętać? Drag queen nie zostawia jednak Fukai samej w potrzebie; przez grającą w klubie muzykę przebija się głos, dzięki któremu Ichigo jest w stanie już z całą pewnością stwierdzić, że ma do czynienia z mężczyzną. Sama jego wysokość budziła wątpliwości, ale czy w ogóle go to obchodziło? Przecież chodzi w butach na obcasie. Wydaje jej się, że Kō przyjmuje siebie takim, jakim jest – a wręcz wykorzystuje to, co ma, do zrobienia wrażenia na innych. Mimo że dziewczyna sama ma wiele cech, których można by jej było zazdrościć, czy umiała być taka jak on? Nie przepraszać nikogo za to, kim jest?
Słucha tego, co mówi, nie mając pojęcia, jak zareagować. Bo kłamie – dla niej – i mówi o niej w taki sposób, jak gdyby się znali. Jednocześnie to przez niego znajduje się teraz w centrum uwagi; rzuca jej wyzwanie, którego Ichigo wcale nie chciała się podejmować. Postanawia wykonać w końcu jakikolwiek ruch, mimo że wciąż nie ma pojęcia, w co w ogóle grają. Ta wymiana zdań przywołuje jednak w jej głowie skojarzenie z szachownicą, więc…
— Królową? — powtarza ze słodyczą, która wręcz mdli; głoski schodzą z języka jak miód, lepiąc się w gardle jedna do drugiej. — Trudno nie dogonić królowej, która przy takim tempie za chwilę będzie leżeć w rowie.
Przytula głowę do barku; pasmo różowych jak wata cukrowa włosów ucieka z upiętego na głowie koka, zalotną falą opadając na jedno z jej oczu. Mężczyźni ze śmiechem miauczą i układają palce na wzór kocich łap z wyciągniętymi z nich pazurami; jeden z nich z rozbawieniem rzuca hasło: catfight. Dla nich to tylko forma rozrywki.
— …ale jak spadać, to z dobrego konia.
Uśmiecha się uroczo do gościa przy drag queen, ale nieznajoma odwdzięcza się dokładnie tym samym – i, ku niezadowoleniu Ichigo, robi to z o wiele większym od niej artyzmem. Sztuka manipulacji ludźmi nie jest dla Fukai zupełnie obca, ale Kō znajduje się na swoim terenie, więc ma nad nią przewagę. Kobieta czuje, jak ręce klienta pozwalają sobie na coraz więcej – jak suną po udzie w górę… a twarz Naiyi pozostaje z jej punktu widzenia niewzruszona; pozbawiona emocji, które mają taki wpływ na zachowanie dziewczyny.
Ta… Naiko, czy jak jej tam, bawi się jej kosztem. W głębi siebie Ichigo myśli więc nad zemstą; zajmuje tak głowę, bo w myślach przecież tak bardzo chce uciec. Zanim jednak dojdzie do tego, co mogłoby zaboleć Naiyę najbardziej, Kō ponownie wyprowadza ją z rytmu za pomocą jednego z wielu kroków, które z taką gracją wykonuje w tańcu, jakiego ona w ogóle nie zna. Przez moment Fukai siedzi jeszcze nieruchomo, jak łania w świetle reflektorów samochodu, po czym – nie czekając na powtórzenie danego jej zaproszenia – zrywa się wręcz z nóg klienta. Uspokaja go przepraszającym uśmiechem i – kołysząc na pocieszenie biodrami – biegnie po tacę z alkoholem. Wraca z nią, mimo wszystko, i podaje każdemu drinka do ręki. Przy Naiko zatrzymuje się, nie zdejmując szklanki z tacy. Tak, teraz rzuciła jej koło ratunkowe, lecz co z tego? Przed chwilą sama wypchnęła ją za burtę statku! Być może naruszenie jej przestrzeni osobistej było zakazane, ale… kładzie dłoń na jej policzku. Przeciąga nią w dół, ku linii szczęki, którą schodzi – już jednym palcem – na szyję. Paznokieć przechodzi po jabłku Adama, zatrzymując się na moment między kośćmi obojczyków. Stuknęła nim w to miejsce, zanim zabrała rękę.
Jak się z tego wyślizgniesz, co, żmijo?
— Myślę, że Naiko ma już dość na dzisiaj. Zaczyna mówić od rzeczy.
Z zadowoleniem czeka wcale nie na reakcję mężczyzn, a jego, patrząc mu przy tym wyzywająco w oczy. Skoro już się nią bawi, to może chociaż bawić się z nim.
Naiya Kō ubóstwia ten post.
Zarówno poczucie bezpieczeństwa jak i zagrożenia nigdy nie były czymś, co można by w towarzystwie Nai uznać za pewnik. Zwłaszcza, gdy nie zdążyło się go bliżej poznać, znaleźć jakiś drobny schemat w jego chaotycznie zawoalowanym zachowaniu. Nie tylko był jak pogoda, która wydawała się wiecznie ustalana przez prognozę tylko po to, by siły niemożliwe do przewidzenia jednym, gwałtownym wyładowaniem elektrycznym spaliły naiwne wizje wszystkich ludzi wokół. Z wielkim uwielbieniem bawił się tym - jak Zeus znużony spokojem swoich ziem, gdy te już zbyt długo nie złożyły dlań stosownej ofiary. Ze spokojem obserwował to co działo zza swego Olimpu wzniesionego w głowie, przynajmniej do czasu, w którym nie musiał schodzić na ziemię, zwiedziony igrzyskami do których jego zaproszenie zdało się zostać przyjęte.
Prognoza na dziś przewidywała burzę. Zamknijcie okna, nim zmiecie wasze wszelkie oczekiwania z powierzchni ziemi.
— Nie bardziej od ciebie. -
- Kochana, to chyba oczywiste. - Machnął sugestywnie ręką, przewracając oczami tak ostro, że również jego głowa poruszyła się, niby przypadkowo. - Nie bierz sobie tego za bardzo do serca. -
- Trudno nie dogonić królowej, która przy takim tempie za chwilę będzie leżeć w rowie. -
- Oh? - Mimo słów dziewczyny a nawet pewnej odrazy wobec towarzystwa wyciągającego ku nim swoje szpony, z dużą satysfakcją obserwował uciechę i uwagę którą skupiały na nich pełne fałszywości oczy tych kilku gości. Można by pomyśleć, że nic nie dawało mu w życiu tyle energii, nie ważne jakimi torami toczyła się akcja. Ważne, że czuł na sobie wzrok, otulający niby światła reflektorów. Dający zapomnieć o samotności, zapomnieć o troskach, o obawach że ktoś lub coś robi mu na złość. Jego myśl przeradzała się w coraz to bardziej postępującą radość z zaistniałej sytuacji, nawet jeśli teraz to ona przejmowała pałeczkę.
- …ale jak spadać, to z dobrego konia. -
- Najpierw trzeba go mieć, skarbie. - Rzucił jakże prostacką dygresją, nie do końca rozumiejąc co Hime rzeczywiście miała na myśli z tym koniem. Jego głowa była doprawdy nieco za blisko wspomnianego przez nią rowu, by mógł się dłużej zastanawiać nad odpowiedzią. Ich małemu tłumowi gapiów także zajęło widocznie sekundę by zrozumieć o co mu chodzi, jednak gdy znów zeskanował ją swym przewiercającym wzrokiem z góry do dołu, śmiech nagle rozbujał się wśród realizującego tą sugestię towarzystwa. Zapewne i tak zrozumieli to po swojemu, bez żadnych większych podejrzeń, ze świadomością że Nai mógłby równie dobrze powiedzieć dokładnie to samo do każdego, niezależnie od poziomu męskości. Ale sens i efekt, który uparcie próbował na niej wywrzeć, pozostawał ten sam.
Dziewczyna miała szczęście. Przez materiał lateksu prawdopodobnie nie był tak bardzo wyczuwalny każdy najmniejszy dotyk. Trochę jej zazdrościł i żałował, że nie miał czegoś podobnego w tej chwili na sobie. Z kwaśnym uśmiechem spoglądał, jak mężczyzna tuż obok kończy kolejnego drinka i w przypływie niesamowitej odwagi ściska go mocniej. Zwiesił wzrok przez chwilę, by sztuczne rzęsy przykryły odrazę, którą musiał w tej chwili kipieć. Nie jestem twoją dziwką, do cholery.
- Nie tak mocno aniołku, you'll break me. - Fałszywy uśmiech i delikatny, ale pewny siebie ton wydawały się wręcz przyspawane do wymalowanej przez niego postaci.
Spojrzał na nią znowu. Gdyby nie Hime, prawdopodobnie by się stąd już dawno zwijał, gdy poziom nietrzeźwości tych tutaj bił stanowczo na alarm. Bawił się, to prawda, jednak nie było to wszystko na czym mu tutaj zależało. Sam z siebie nie mógłby się wykręcić i za pomocą sprytu stąd uciec z pełną świadomością, że zostawił by ją w tym wszystkim samą. Zwłaszcza nie wiedząc, co tu właściwie robi. Niby mógłby też ich obu stąd jakoś wyciągnąć i się zapytać, ale po co? Widział zdecydowanie więcej korzyści w pociągnięciu tego tak, jak teraz.
Dziewczyna była zdecydowanie bardziej nieprzewidywalna, niż się spodziewał. Odwrócił twarz w jej stronę z niezadowolonym wyrazem twarzy i zamachał ręką, jakby próbował pospieszyć Hime, mimo że wyczuwał celowość w jej zatrzymaniu się z podaniem ostatniego drinka.
Szybki ruch. Dłoń wystrzeliła w jego stronę niby pocisk. Otworzył oczy szerzej patrząc w dumne oczy stojące nad nim, jakby szukał w nich odpowiedzi na niezadane pytania, wyraźnie wtedy jeszcze nie rozumiejąc o co chodzi. Czując dotyk na swojej twarzy przechodzący do szyi, o mało się nie wzdrygnął. Chyba tylko rola którą przyjmował w tych ubraniach pozwalała mu tego uniknąć, dając przeczucie że nie może z niej wypaść. Nie może być widać wszystkich jego odczuć, bo to tak, jakby z jego przebrania uciekła metka. Dlatego w skonfundowaniu nie poruszył się nawet o milimetr, gdy delikatny palec sunął po jego szyi, zostawiając za sobą pewien dreszcz, którego sam nie mogł za bardzo zrozumieć. A to dlatego, że nie budził tego samego rodzaju dyskomfortu co każdy inny tego wieczoru. Był drobniejszy, bardziej skupiony, a trudniejszy do zniesienia ze względu na zupełnie inny powód czemu mógł zostać wykonany. Dziewczyna korzystała z niego tnąc jego zuchwałość jak skrawek starej szmaty.
Poczuł pewne ukłucie w brzuchu. Chwilę później ostry błysk pojawił się w jego spojrzeniu. Zrozumiał, że bawiła się nim w jeden z najprostszych a zarazem skutecznych sposobów - używając dotyku zdołała zatrząść jego figurą na planszy, przez co nawet nie zorientował się, kiedy jeden z jego pionków upadł. Dał się zaskoczyć, zmieszać, chwilowo stracić kontrolę we własnej grze, a to tak jakby prawie przegrał ten set. Był zbyt nieostrożny i nie docenił przeciwnika, cokolwiek to w tej sytuacji znaczyło. Gdzieś w jego głowie pojawił się jedynie żal do siebie, że nie umiał być wystarczająco zobojętniały, by ten ruch z zaskoczenia mógł się nie udać. Pomyślał, że przynajmniej drugi raz nim tak nie wstrząśnie. W końcu był wbrew sobie dotykany cały czas - z tą różnicą, że po klientach baru i innych drag queens mógł się tego wcześniej spodziewać.
Koniec końców był mężczyzną pod tym całym brokatem. Czy naprawdę nie czuła żadnego zmieszania? Czy udawała równie dobrze co on? Kim jest ta dziewczyna? Czy jeżeli postara się bardziej wróci na pozycję którą sobie ubzdurał, czy może nie było sensu dalej w to brnąć, bo figura różowowłosej była zbyt mocno przytwierdzona do ziemi? Te i inne wątpliwości zgasił równie szybko co się pojawiły. Już zaczął i musiał doprowadzić sytuację do końca, a nawet jeśli to on wyjdzie na tym całym przedstawieniu gorzej. Aby wyjść z twarzą jedyne co może zrobić to zaakceptować ten los. Niemal zawsze podchodził do życia w ten sposób. Godził się ze sobą nawet jako przegrany, nie walczył ze światem desperacko próbując utrzymać pozycję zwycięstwa. Liczyło się tylko to, czy do takiego momentu ponad wszystko parł przed siebie, zgodnie z sobą. Sam widział w takiej postawie głupca, który podąża patrząc w górę a sromotny upadek czeka na niego tuż za rogiem. Trzeba jednak przyznać, że miał z tym nawet więcej wspólnego. Wciąż i wciąż potykał się o badyle które sam sobie stawiał na drodze, tworząc utrudnienia sobie i innym, ale zwykle nawet nie potrafił się przed tym schematem powstrzymać. Odpowiedź czemu tak było, była zasadniczo bardzo prosta, aż za prosta - taki już był. Nic mniej i nic więcej. W to przynajmniej chciał wierzyć. Nie chciał się temu przyglądać głębiej, bo może odkryłby coś, czego nie chciał o sobie wiedzieć.
Jemu chwilę w życiu zajęło wcielanie się w rolę, która na stałę jednak przywarła do niego, skrywając wszelkie tajemnice. Nieprzypadkowo zostało mu mówienie czasem o sobie w trzeciej osobie. Choć mogło to wyglądać na celowy zabieg, dawniej tak bywało po prostu łatwiej.
Ah, taka jesteś? Dobrze.
- Prawie ci się udało. Nai-Nee nigdy nie ma dość, kochana. - Słowa były tylko zasłoną dymną, spod której długa ręka, odrobinę silniejsza niż wydawała się w swojej anemiczności, wystrzeliła wnet jak z procy. Przekroczono jego barierę - tak więc i on nie miał zamiaru się hamować w imię jakiegoś zbędnego honoru. Popchnięto go o krok w tył, więc on zamierzał zrobić dwa w przód. Złapał odsuwającą się w powietrzu dłoń, ściskając nadgarstek nieco mocniej by uwięzić go w swojej własnej, ale w pewien sposób wciąż delikatnie; nie chcąc zrobić jej nic złego a jednocześnie złośliwie odebrać jej nad nim władzę. Złapał ją w locie jak motyla, którego życie oszczędzał, by popatrzeć z bliska na mieniące się w jaskrawości skrzydeł kolory. Kolory zmieszania, na które liczył, dziś były jego ulubionymi. W końcu nic nie mieni się piękniej niż zemsta.
Poprowadził ją spowrotem do swojego policzka, uśmiechając się dziwnie niewinnie jak na to, co przed chwilą zrobił. Taka prawda, że w głowie nomen omen - chłopaka, nie roiło się nic krzywego. To wszystko dalej była tylko część występu, która wywoływała na przemian fale drobnej satysfakcji i zirytowania. Cała gama emocji skrywana pod maską niewzruszonej twarzy, której podły uśmiech przewiercał się przez wszystko, co mógł na swej drodze zobaczyć.
W tym celu zrobił drugi krok. Tak, jakby pierwszy nie był już przegięciem. Korzystając z dostępnej sekundy, w której liczył na jej dezorientację. Z resztą, w drugiej dłoni dzierżyła tacę z ostatnim trunkiem. Zastanawiał się, czy zaryzykowałaby jego zniszczeniem, jeżeli zrobi to, co planował?
Zrobił to.
Dalej trzymał mocno jej dłoń. Za to miał zamiar z pełną premedytacją wykorzystać pomoc drugiej, którą w przeciwieństwie do dziewczyny miał wolną. Poszybowała niby strzała równie szybko co poprzednia, przez co musiał przychylić się w jej kierunku jeszcze bardziej, chwytając tym razem... za jej policzek. Ścisnął go między palcami.
Uśmiech zszedł z wymalowanej jak pisanka twarzy choć jego usta pozostały delikatnie otwarte gdy unosił brodę tak, by obserwować ją z oceniająco półprzymkniętych rzęs. Ustąpił pewnemu dziwnemu, nieco złośliwemu wyrazowi drobnej, wymuszonej na zewnątrz pogardy. Wymuszonej, gdyż nie była żadnym prawdziwym przejawem złości, a zaledwie częścią gry. Tak doskonale ukrywała jego własną niepewność, którą dziewczyna obudziła chwilę temu. Chciał się tylko niewinnie odgryźć, tak, jakby tylko to mogło wskrzesić jego niczym niezachwiany pion.
- Jesteś naprawdę URRROCZA. - Zabrzmiał nieco agresywnie, jak ta jedna stara ciotka której nawet nie znasz, ale ostatni raz widziała cię zanim nauczyłeś się chodzić. Ton głosu zainscenizował ostro i z przejęciem, zupełnie tak, jakby za chwilę miał dodać Takie to małe było, ledwie odrosło od ziemii a zobaczcie jak się teraz rzuca.
Spojrzał w dół, na jej rękę.
- Brak ci tylko wdzięku, maleństwo. - Skoro już był przy jej twarzy, usiłował sprzedać jej pstryczka w nos.
- Nie sądzicie? - Dodał po czym cofnął rękę i sięgnął wreszcie czym prędzej po swoją szklankę, niby to przypadkiem i niepostrzeżenie uderzając w tacę własnym nadgarstkiem, wprawiając ją w ruch. Ot, zwykły przypadek, gest drobnej niezdarności. A może i nie? Nawet tego nie ukrywał; ciemna szminka uniosła się z pozorowaną wdzięcznością w kącikach ust, gdy podniósł szkło jak do toastu. Dziewczyna, o ile była do tej pory czujna, mogła dopatrzeć się w jego tęczówkach błysk niemałej dumy.
Co powiesz na to?
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Ōgimachi-Genji Nozara and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.