Brzeg rzeki - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 8 Cze - 21:25
First topic message reminder :

Brzeg rzeki


Kanał rzeki biegnący po obrzeżach dzielnicy. Zimna woda rzeki wydaje się na pierwszy rzut oka spokojna, jednak gdzieniegdzie można się spotkać z mocniejszymi prądami i głębokim dnem. Po obu stronach rzeki znajduje się równy chodnik pokryty betonowymi płytami tworzący deptak, przeznaczony do spacerów i dla rowerzystów. Co jakiś czas koryto rzeki przecinają proste mosty bez zbędnych ozdób przeznaczone dla samochodów i pieszych. Miejsce często odwiedzane za dnia, nocą pozostaje jednak opustoszałe. Latarnie wzdłuż chodnika zostały postawione w zbyt dalekich odległościach od siebie sprawiając, że brzeg rzeki uchodzi raczej za niebezpieczny po zachodzie słońca. Podobno kręci się tutaj też nieciekawe towarzystwo. Kilku świadków skarżyło się na odgłosy strzałów w okolicy.

Haraedo

Saga-Genji Hayate

Sob 28 Wrz - 19:23
 Jakakolwiek logika i sens mogły zostać odepchnięte daleko, kiedy Hayate był w pobliżu. Wykorzystywanie swoich artystycznych zdolności w chwili zagrożenia egzystencji – bo nie tylko mógł stracić powłokę cielesną, ale też stracić siebie jako duszę – to tylko przedsmak tego, co potrafił wyczyniać. Czego się jednak dziwić, jeśli nie potrafił się w żaden sposób bronić, przemocą się brzydził, a jeszcze bardziej brzydził się potencjalnego ubrudzenia?
 – Mhm. Niewykorzystany scenariusz do dramatu romantycznego. Łzawa historia, których przecież tak bardzo brakuje na wielkim ekranie, oczywiście ze szczęśliwym zakończeniem. Przywrócony do życia bohater zostaje potem mnichem, poprzez służbę dedykując bogom życie dane przez drugą szansę. Ale ćśś, nie powinienem zdradzać takich szczegółów. – Brnięcie w tę farsę było chyba jedynym, co mu w tej chwili zostało. Powieka mu jednak nawet nie drgnęła i z obojętną miną zaczął spoglądać na swoje paznokcie. To wcale nie bait, najprawdziwsza prawda. Przecież by za to dostali co najmniej trzy Oscary. Chociaż nie. Z tą fiu-bździu-inkluzywną polityką Zachodu chyba wolałby nie dostać nawet nominacji do tego zbiorowiska chłamu, w jakie zmieniła się cała gala na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Posłał jej zaraz kolejny tajemniczy uśmieszek poprzedzony spojrzeniem fiołkowych ślepi, badając reakcję.
 – Przez te włosy to wyglądasz trochę jak kwiatek. Spoko kolor, swoją drogą. Ale bez przesady, nie jestem z tych co próbują uprzedmiotowić kogokolwiek, a tym bardziej porównywać do roślinek. Życie to nie poezja. – W tekstach mógł odpływać w jakąś kompletną fikcję literacką, ale mimo wszystko rzeczywistość postrzegał w zupełnie inny sposób. Realistyczny, ze wszystkimi odcieniami szarości, które się przez nią przewijały, a nie wyłącznie przez pryzmat różowych okularów. Nie był tak odklejony, jak momentami mogłoby się wydawać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele było na świecie zła i cierpienia. Co tam na świecie! Wystarczyło spojrzeć na rodzinne miasto. Jedną dzielnicą trzęsły gangi i przestępcy, a w jednej bieda to już nawet piszczeć nie chciała z ubóstwa i głodu. – Ru… Hm. – Nadal brzmiał jak jakiś gołąb. Musiał nadać sylabie miękkości, wyobrazić sobie szmer strumienia, być jak pluśnięcia. Przymknął oczy unosząc palec. To nie było trudne, przecież tyle razy musiał wspinać się na wyżyny dźwiękonaśladowstwa. Podkładał przecież głos w animacjach i bajkach, tam czasem trzeba było się gimnastykować. Lu. Dźwięk bardziej z chińskiego. Jak „la”, ale z inną drugą literą. – Lu-iza – wyartykułował wreszcie. Nadal nie było to perfekcyjne, zabrzmiał może zbyt miękko, a może odrobinę jak osobliwe, śpiewne szczeknięcie. Spojrzał na kobietę ściągając lekko brwi w niepewności. Musiałby potrenować, żeby w końcu osiągnąć znośny poziom.
 – Lepiej to wygląda jak się tańczy w grupie. – Rzucił zgarniając leżący obok telefon i zatrzymując odtwarzanie, póki jeszcze był na ziemi. Tęsknił w sumie za swoją klasą tańca, były tam jednostki wybitnie uzdolnione na parkiecie, pod wpływem muzyki zmieniające się niemalże w stan płynny. Odetchnął głębiej na uspokojenie się po tych chodnikowych szaleństwach. Odzwyczaił się od niemal nieprzerwanego tańczenia przez godzinę na scenie na oczach tłumów. Poprawił włosy, zerkając na Luizę. Miał ją zaskoczyć, tak?
 Kolejna choreografia, którą wybrał, nie była tak skomplikowana i żywa jak poprzednie. Nie o sam taniec tu zresztą chodziło, a raczej o dobór utworu, który mu towarzyszył. Na ile znała prawdziwego Hayate i jego poplątaną karierę muzyczną, w której nigdy nie trzymał się jednego gatunku? Odkładając telefon na zimną powierzchnię deptaka z pierwszymi nutami cofnął się myślami o siedem lat. Z urządzenia wraz z muzyką popłynęły jednak słowa śpiewane łudząco podobnym do niego głosem. Ze swoim realnym wokalem dołączył jednak dopiero od refrenu, tylko potwierdzając, że jest tą samą osobą. Po tylu latach spędzonych jako duch może i zapomniał większości języka, którego dawniej się uczył, ale wystarczyło mu wczuć się w linię melodyczną, żeby przypomnieć sobie to, co było na tę chwilę potrzebne.

Rzut: kłamstwo - porażka (-7)

@Luiza Kamińska

densik
Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska

Sob 28 Wrz - 20:51
W tym momencie chyba obydwoje byli zmieszani do tego stopnia, że nie wiedzieli gdzie ręce włożyć i jakie głupoty wygadywać, aby wyszło im to na dobre. Próbując wyciągnąć jakąkolwiek logikę na 5 sekund, Luiza zastanowiła się, co ona w sumie by zrobiła, gdyby ta 'łzawa historia' była jej osobistą, zmieniła się w ducha po tragedii i rzeczywiście trafiła na kogoś, kto mógłby ją rozpoznać, gdzie nie jest to ktoś bliski. Pierwszą odpowiedzią jest 'cholera wie', bo jest tyle wątków obok! Jak reaguje świat, czy istnieje coś, co może ci zaszkodzić? Możliwości jest tak wiele, a i zawsze najzwyczajniej w świecie ktoś może po prostu mieć to w dupie i nie chcieć. Komedii dopełniał Hayate, gapiący się na swoje paznokcie, który niby technicznie ani drgnął, a jednak wyglądał jak plotkara, która właśnie wpadła w nić swoich własnych bzdur i próbowała grać idealnie niewzruszoną. To cud, że go jeszcze nie wyśmiała.
- Aż sobie nie mogę wyobrazić końcówki z tym mnichem - Luiza pokręciła głową, a z jej ust wyrwał się nerwowy chichot, bo jej udawanie wychodziło jeszcze gorzej, a brzuch bolał od śmiechu. - Zacznijmy od brakującego wątku, gdzie dusza spotyka ludzi przeróżnego kroju, fanów czy nie, jednakże przeżywa tragedię, nie mogąc otrzeć ich łez od razu, mówiąc, że oto wrócił on - albowiem kto wie, jakie zło czeka na niego? Kto wykorzysta tę wiedzę w nieprawidłowy sposób, jak bogowie zareagują, czy nie istnieją żadne ukryte kulty, egzorcyści, wojownicy, a nawet zwyczajni szaleńcy?
W tym momencie Luiza odleciała razem z nim, również po części chcą wybadać reakcję na coś, co poniekąd mogłoby być realną sytuacją Hayate, gdyby rzeczywiście na razie myśleć, że jest duchem. Rzecz jasna, tutaj plot filmu mógł mieć zupełnie inne wersje jak życie, ale podobno gdy dasz ludziom mówić luzem, mogą za pomocą pierwszych skojarzeń coś zdradzić. Jak było naprawdę, Luiza nie miała pojęcia, choć chciałaby wiedzieć.
- A dziękuję, kolor akurat bardzo lubię! - ten komplement, w przeciwieństwie do bredni o imieniu, wywołał u Luizy lekki rumieniec na twarzy, razem z autentycznym zadowoleniem. - Czasem kusi pomyśleć, że jest, choć poezja ma to do siebie, że też zmienia wiele rzeczy w taki sposób, że są niczym koszmar. Spójrz chociażby na biednych bohaterów książek z czasu romantyzmu... Niby romantyczni, a raz dostaną kosza i jedyne co chcą, to lot w jedną stronę.
Nie tylko zresztą tutaj dochodziło do wyolbrzymionych emocji czy tragicznych historii, które niezależnie od zakończenia wywoływały przerażenie. Luiza przebiła się przez wiele takich książek, gier i filmów, gdzie w pewnym momencie myślisz, że śmierć dla bohaterów byłaby zbawieniem, aniżeli karą. W życiu też tak jest, ale... No cóż, życie cechuje realizm. Podobno.
- O, widzisz. Od razu milej to brzmi, panie Hayate-długię-imię-którego-nie-wymawiam-choć-je-znamy. - tutaj troszkę zadrwiła z jego wcześniejszej próby uniku odpowiedzi, aczkolwiek było temu bliżej do niewinnego szturchnięcia w bok. - A wracając do twojego pytania wcześniej, jestem z Polski, czasem nazywanej dalej krajem kwitnącej cebuli.
Nie było teraz jednak czasu na opowiadanie o sobie i swoim jakże wesołym kraju, ponieważ jej rozmówca właśnie rozpoczął kolejny występ! Luiza jednak miała problem. Nawet więcej niż jeden właściwie. Jak miała nie wybuchnąć śmiechem, gdy tyle razy słyszy 'you can call me daddy'? Niezależnie od tego, kto to śpiewał, czy lubiła wykonawcę czy nie, takie piosenki prędzej były po prostu zabawne w tym, ile próbowano wycisnąć swagu w ciągu 4 minut. Śmiech jednak nie nadchodził, a co najwyżej ponownie nerwowy, bo problem numer dwa był równie ważny w tej dyskusji:
Głos. Ruchy. Płynność. A na koniec, dołączenie do piosenki na żywo.
Wszystkie elementy układanki same trafiały na swoje miejsce, a Luiza wpatrywała się w Hayate jak oczarowana. Zamiast oklasków, otrzymał niezręczną ciszę, wraz z Luizą, której dosłownie opadła szczęka. Dopiero po chwili obudziła się z transu i powoli wstała.
- To nie jest możliwe, aby ktoś był aż tak podobny, miał ten sam głos, te same ruchy... - Mamrotała pod nosem, ale na tyle głośno, aby Hayate ją słyszał. - Cóż, technicznie jest, ale nigdy nie słyszałam, żeby on miał brata bliźniaka. Nieważne. Powiedz mi-
Luiza wzięła głęboki wdech.
- Naprawdę jesteś nim. Duchy istnieją, a z jakiegoś powodu nie dane ci było odpocząć w spokoju. Czy tak właśnie jest...?
Niech ją nazwie szaloną, niechby to szlag trafił, ale nijak mogła sobie wyobrazić, że to wszystko była idealna gra aktorska. Jeżeli tak, to ten przebieraniec był geniuszem.

@Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate

Sob 28 Wrz - 22:36
 Wyłącznie zdolności aktorskie ratowały go przed zdradzeniem jakichkolwiek oznak zdenerwowania kłamstwami. Nie potrafił oszukiwać, zawsze był na to zbyt szczery, zbyt otwarty. Wymijał się z prawdą tylko, kiedy musiał kogoś pocieszyć, odwracając jego uwagę od sedna problemu, owijając coś bardziej bawełną, albo raczej jedwabiem – delikatnie, pięknymi słowami.
 – Szaleńców nigdy nie brakuje. Biegają obwieszeni talizmanami i grożą wsadzeniem ich w raczej nieprzyjemne dla ducha miejsca. – Wzdrygnął się na wątpliwej jakości wspomnienie z parku, gdzie właśnie taką „propozycją” go potraktowano. I za co? Za to, że szukał jakiejś iskierki pozytywów w swojej niematerialnej egzystencji, po prostu mówiąc jakiejś lasce, że ładnie pachnie? To, że to chyba nie była laska tylko jakiś przebieraniec to już inna sprawa. Ale groźba ofudy wepchniętej w cztery litery to nie była kara współmierna do winy. – Biedne błąkające się dusze muszą kryć się przed wzrokiem wygłodniałych demonów czających się za każdym rogiem. – No to była już przesada, bo tych yokai wcale nie było aż tak dużo, przynajmniej tych naprawdę groźnych. W mieście, zwłaszcza za dnia i na ulicach raczej spotykało się po prostu inne yurei. A jeśli ktoś się pchał w opuszczone miejsca to sam się prosił o przygotowanie mu trumienki. – A polujący egzorcyści to naprawdę jakaś plaga. Strzelają bez ostrzeżenia, ciskają tymi swoimi zaklęciami, sypią solą po oczach, torturują jak złapią i nie odeślą od razu. To psychopaci, którzy uwielbiają krzywdzić zasłaniając się płaszczykiem niesienia ochrony zwykłym ludziom. Myślę, że ten scenariusz powinien dostać konkretne poprawki. Zrobiłoby się z tego dobry film akcji zamiast romansidła. – Oparł ręce na biodrach. Na pisaniu filmów się nie znał, on miał po prostu dobrze wypaść przed kamerą i zapamiętać swoją rolę, ale potrafił rozpoznać kiepski scenariusz kiedy go widział. – Wątek mnicha jest bez sensu. Potrzeba jakichś wybuchów, pościgów i latających shurikenów. Totalnie.
 Trochę podkoloryzował te zwierzenia o złych rzeczach, na jakie mógł się natknąć, bo jednak jakoś od czterech lat trzymał się całkiem nieźle i co najwyżej raz połknął go yokai. Ale potem przybiegła ekipa egzorcystów, której zmył się z zasięgu wzroku jak najszybciej, bo jednak nie wiedział, co im może strzelić do łba po tym nagłym ratunku. No i raz sobie robił selfiaczka z nacierającą ekipą mglistych zombiaków, ale potem się okazało, że aparat ich nie złapał i nie było ich widać na fotce, bez sensu. Ale za to on wyszedł i wyglądał naprawdę bosko.
 – Literatura pokazuje, jak bardzo słabi są w niej bohaterowie. No błagam, samobój po jednym koszu? W ogóle odstrzelenie samego siebie to takie pójście na łatwiznę i tchórzostwo. W życiu trzeba walczyć, a nie poddawać się po jednej straconej próbie. – Miał kiedyś dość długi epizod depresyjny po utracie brata i przeżyciu wypadku drogowego. Tyle dni dręczył się słowami, że to on powinien tam zginąć zamiast niego, stracił chęć do wszystkiego. I jakoś z tego wyszedł, właśnie walcząc i przepychając się łokciami w kierunku świata. Chociaż nigdy nie dostał kosza, więc nie mógł się postawić w kapciach kogoś przeżywającego pęknięcie serduszka z tego powodu.
 Zmrużył groźnie oczy. Dobra, czyli wyłapała jego imię. Ale nie było takie całkowicie niespotykane i oryginalne, mogła spotkać po prostu innego Hayate. Albo tego nieszczęsnego przebierańca wczuwającego się za mocno w idola. To jeszcze nic nie znaczyło. Przynajmniej z wymowy własnego imienia była bardziej zadowolona. No i zdradziła miejsce, z którego zawędrowała do ich pięknego kraju. Daleko… Przynajmniej z tego co się orientował.
 Po zakończonym występie, przykucnął zbierając telefon z podłoża. Rozpaczałby, jakby go niechcący uszkodził, bez niego był jak bez ręki. Albo nawet bez dwóch! A już będąc w temacie uzależnień, milczenie Luizy skłoniło go do zerknięcia w powiadomienia. W brak powiadomień. Senzaki, złamasie, obyś się właśnie nie obściskiwał z żadną „koleżanką”…
 – Czy istnieją? Sis, one są w s z ę d z i e. Nawet tam jeden stoi – kiwnął głową w bok, patrząc w przestrzeń i machając w kierunku, w którym teoretycznie nie było nikogo. A na pewno dla jego rozmówczyni. Czy on kogoś widział czy tylko ściemniał? Cholera wie. – Masz mnie. To ja, Hayate-kun. TEN Hayate. Bogowie powiedzieli, że za dużo smutku uczynią ludziom jak mnie do siebie wezmą, więc mnie oddali. – Bo to wcale nie tak, że faktycznie trzymał go na rozdrożach wyjątkowo głupi cel, który nie pozwalał mu pójść dalej. A do tego rodzina nie pozwalała mu cieszyć się sztucznie przedłużonym życiem. Koniecznie musiał w to wmieszać ingerencję boską. Tak boską jak on i jego skromność. Rozłożył ręce. – Chcesz przytulaska od ducha, póki materialny? – Uśmiechnął się rozbrajająco.

Rzut: kłamstwo — sukces (78)

@Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska

Sob 28 Wrz - 23:12
- Naprawdę, akurat tego nie muszę wiedzieć, gdzie celują tymi-
No i wyjechało pendolino z północy na południe, konduktor nie zwalnia i raczej cokolwiek ci egzorcyści lubią wsadzać duchom w dupska, to musi to być mocne, zważając na pomysłowość jej rozmówcy. Luiza nawet uniosła lekko ręce w geście poddania się, pozwalając mu na opowiedzenie tego jakże głębokiego wyzwania, jakim była fabuła tego filmu, w którym nawet cholera wie, czy brali jednak udział, czy tylko zmyślał. Wszystko o dziwo jednak było w miarę sensowne, niektóre elementy nawet pasowały do różnych plotek, mitologii, historii innych rzeczy, z jakimi Luiza miała okazję się zapoznać w przeszłości. Pod koniec w sumie nawet już nie robiła żadnych porównań, bo nawet jakby chciała, to go nie przegada. Tę rundę ewidentnie wygrał.
- Cóż, wygląda na to, że niewiele się zmienili... Zawsze ten sam nastrój, co hiszpańska inkwizycja - Luiza przekręciła głową. - Zawsze mnie zastanawiało, czemu tak jest. Strach? Poczucie zagrożenia? Wyjście z założenia, że wszystko, co nie znają, musi być wrogiem? Ironiczne, zważając, że w ten sposób sami podobnie działają, nie mówiąc już o spełnianiu własnej przepowiedni.
Ależ się nagle zrobiło głęboko! Problem w tym, że zarówno tematy okołoduchowe, jak i historie w literaturze i innych dziełach, opierają się na tylu tematach, że często potrafią nieźle poruszyć szare komórki. To był ten element, który złapał za serce młodą Luizę, tym samym wrzucając ją w wir książek, gier, filmów, występów, oper... Zwykła ciekawość, co potrafi stworzyć inny umysł, jak złapać za serce, co dać do myślenia. Wszystko było fascynujące, trzeba tylko poświęcić nieco uwagi.
- I to jest właśnie nudne, bo żeby te powody załamania były lepsze! Albo przynajmniej realniejsze. Wiele ludzi jest słabych psychicznie, a jednak ciężej znaleźć pozycje, które pokazują to w ciekawy, a nawet bardziej realny sposób. Traumy to niesamowicie długi temat - jak potrafią wpływać na ludzi, zmieniać ich całe światopoglądy.
Zaraz się z tego zrobi wykład psychologiczny, a Luiza nawet sama nie była specjalistą w tym temacie.
Miała jednak ważniejsze sprawy na głowie niż te przemyślenia... A może ironicznie wejście na ten temat był o tyle trafny, bo jak serio gada z człowiekiem, który zginął tragicznie, to dopełni się prawda, że komedia jest wynikiem tragedii i czasu. Stała więc jak zamrożona, czekając tylko na odpowiedź Hayate. Kim jest naprawdę? Co siedzi w jego głowie?
- ...Że co? - Luiza zamrugała i złapała się za głowę, tak jakby walczyła z niesamowitym bólem głowy. - Przyznaję szczerze, ale naprawdę nie wiem, co tu się dzieje. Mówisz poważnie. Jeżeli natomiast mówisz poważnie, to cały tok śmiania się z tragedii i traum brzmi tragicznie samo w sobie. To nie tak, że w duchy nie wierzę, po prostu do dzisiaj szukam dowodu-
Wiele jej znajomych myślało, że w 'alternatywnym' świecie, gdzie duchy są prawdziwe, Luiza rzuciłaby się z radością i masą pytań na pierwszego lepszego ducha, jednak na żywo wszystko wyglądało inaczej - szczególnie, gdy zna się daną osobę chociażby z imienia i dawnego życia. Gdy masz fakty przed sobą, prawda okazuje się trudna do zaakceptowania. Nawet sam żarcik z duchowym przytulasem kompletnie ją ominął. Luiza chodziła wręcz jakby ktoś jej przywalił w twarz. Zbladła widocznie, nie wiedziała nawet, co teraz zrobić.
- Boże, przepraszam. Brak mi słów.

@Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate

Pon 30 Wrz - 22:39
 Kiedy Hayate się rozpędził, żadna siła nie była w stanie go zatrzymać. Zwłaszcza jeśli chodziło o gadulstwo. Bujna wyobraźnia artysty potrafiła zaprowadzić go w rejony, o których inni nawet nie śnili, ciskając pomysły i wymysły na prawo oraz lewo, szokując rozmówców i wprowadzając ich w osłupienie. Żeby się zamknął, trzeba byłoby go co najmniej zakneblować.
 – Może to jakaś pogarda wobec tego, co nieludzkie? Bo strach przed nieznanym i potężniejszym niż zwykły człowiek to na pewno. – Nie rozumiał motywów większości egzorcystów i nawet chyba nie chciał ogarniać, co w ich małych, ograniczonych rozumkach się kryło. Jeszcze przypadek Minamoto był jak najbardziej ok, bo oni przynajmniej starali się pomóc duszom, podchodzili do nich z dozą szacunku, jak do wszelkich pozaziemskich istnień, ale te świry co strzelały do wszystkiego co się ruszało albo ci wlepiający talizmany na prawo i lewo byli po prostu niereformowalni. I trzeba było na ich widok wiać jak najdalej, żeby nie oberwać przy okazji jakiejś zaciętej walki.
 – Autorzy po prostu kiedyś za bardzo chcieli pokazać beznadzieję sytuacji, a obecnie w większości nawet nie wiedzą jak to jest przeżyć coś dramatycznego. – Przewrócił lekko oczami. Tak to było jak amatorzy brali się za poważne tematy. A potem takie Grażynki-chan zachwycały się napisanym paździerzem bo takie to życiowe i prawdziwe. Pisarzynom nie chciało się choćby porozmawiać z osobami doświadczonymi przez los, żyli jak te pączki w maśle czy inne truskaweczki w czekoladzie, udając, że znają się na rzeczy. Tymczasem Saga parę piosenek napisał pod wpływem silnych emocji – czy to depresji po wypadku i stracie starszego brata, czy z powodu siostry, która straciła dość młodo wzrok. Zdecydowanie nie brzmiały jak „było mu smutno, więc się zabił, koniec opowieści”.
 – Nie wiem jak mógłbym dostarczyć ci dowodu. Mogę wyjść z ciała, ale nie zobaczysz mojej niematerialnej formy. Mogę ci wejść do snu albo pojawić się w lustrze pomiędzy drugą a trzecią w nocy. Mógłbym na ciebie wpłynąć swoją chikarą, ale to też niewiele ci da. – Inni potrafili naginać rzeczywistość do swojej woli, władali żywiołami, zmieniali swój wygląd jak kameleony, tworzyli przedmioty z niczego. A on co? Najbardziej bezużyteczna moc jaka istniała, zmieniał czyjś nastrój według własnej woli. I to jeszcze tak powoli i subtelnie, że większość nawet nie zauważała zmienionych odczuć. – Zginąłem od postrzału w serce, zasłaniając drugą osobę. Widziałem swojego trupa i własny pogrzeb. Na pewnym etapie można się już z tego śmiać. – Wzruszył lekko ramionami, chowając dłonie w kieszeniach. To tak jak z tragediami życia codziennego. Nie wypada się śmiać z zamachu niedługo po jego zaistnieniu, ale potem żarty same się nasuwają. Wszystko zależało od dystansu, a on go do siebie potrafił mieć całkiem sporo w niektórych momentach.
 – I jestem śmiertelnie poważny – wyszczerzył się rozbrajająco, co totalnie przeczyło zadeklarowanej powadze. No uciekinier z wariatkowa jak się patrzy.

@Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska

Pią 4 Paź - 17:09
- Najprawdopodobniej tak, bo nawet nie trzeba daleko szukać w historii ludzkości - Luiza wzruszyła ramionami. - Zrozumiałabym jeszcze strach połączony z ciekawością, aby zbadać nieznane w bezpieczny sposób, ale natychmiastowe zignorowanie sytuacji i ucieczka w desperackie akcje? Bzdura.
Zaraz wejdą jeszcze w jakieś głębokie tematy i zmienią się w filozofów XXI wieku... Ale fakt jest taki, że tematyka w tym stylu wciąż była intrygująca i budząca wiele emocji - a już szczególnie próba zrozumienia, dlaczego druga strona, której argumenty uważa się za głupie, nie potrafi tego zrozumieć. Chociażby cholerna polityka, myślisz sobie, że świat jest taki, a druga osoba zastanawia się, z jakiego wariatkowa jesteś, żeby w to wierzyć. Ludzka psychika sprawia, że najbardziej skomplikowane obliczenia komputerowe prędzej się spalą na żywca, zanim nadrobią straty w prędkości.
Chwilowo jednak całkowicie zapomniała o całych tych rozmkninach o życiu, książkach i twórcach, bo miała zupełnie inny problem i musiała sobie z nim poradzić: duch. Luiza ciągle biła się w myślach, na ile powinna wierzyć kolesiowi przed nią, ale tak naprawdę mogła co najwyżej strzelić raz na zawsze i trzymać się tego. Zaryzykowała i poszła w stronę 'to prawda'. Nie, żeby Hayate jej specjalnie pomagał w tym temacie...
- Sny, godzina duchów, moce... - Luiza wzięła głęboki oddech i splotła ręce. - Zaraz jeszcze mi zrobisz test wiedzy z folkloru. Czemu to się wydaje takie znajome?
Tak jakby gdzieś z tyłu głowy coś jej mówiło, że miała okazję to zrobić, ale to był sen, w dodatku nieźle popierdzielony, bo piła wódkę z duchem, co jej zrobił życiową grę na 'żywo'... Ale w takim razie jednak ten sen serio był czymś więcej, szczególnie jeżeli Hayate mógł to udowodnić chociażby tej nocy.
- No cóż, jakikolwiek dowód byłby dobry. Bez urazy, naprawdę, ale... - Zawahała się na chwilę. - Mimo osobistej wiary w te tematy, uzyskanie odpowiedzi na żywo wciąż jest zaskakujące. Skąd jednak pewność, że Twoja moc nie zadziała?
Co innego miała pytać, jak to jest kopnąć w kalendarz? Już bez tego Luizie było głupio z jakiegoś powodu.
- O zgrozo, dopiero co rozmawialiśmy o tragediach i zbyt drastycznych reakcjach na coś, czego się człowiek boi, a tutaj dosłownie mamy spotkanie dwóch światów. Mam nadzieję, że w żaden sposób cię nie uraziłam?

@Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate

Pon 21 Paź - 18:50
 Pracę egzorcystów przed swoją śmiercią znał tylko z opowiastek. Za ich klanem snuła się wiekowa historia ratowania z paranormalnych opresji zarówno cesarzy, jak i zwykłych śmiertelników. Tradycja głównie trwała w rodzie Seiwów, ale gdyby się tym zainteresował odrobinę bardziej, na pewno znalazłby przedstawicieli tego osobliwego zawodu również w innych odgałęzieniach rodziny. Nigdy nie uważał tego za coś poważnego, swoją wiarę pozostawiając raczej faktycznie w obrębach wiary – przynajmniej dopóki sam nie stał się jednym z duchów i nie zaczął widzieć na własne oczy wszystkich okropieństw, o których wcześniej jedynie słuchał lub czytał. Pierwszy kontakt był niemalże szokiem, zwłaszcza, gdy dotarła do niego świadomość, że jedna z bliskich mu osób, następca głowy klanu, faktycznie zaczęła to wszystko dostrzegać w bardzo młodym wieku i nie były to jedynie koszmary wywołane tragicznymi wydarzeniami w ich domu. Musieli „uśmiercić” kilkulatka. Jakby za mało przeszedł w swoim krótkim życiu.
 – Duchy istnieją na całym świecie, pewnie spotkałaś je nawet u siebie, w Polsce. – Lekko wzruszył ramionami. Niektóre tak świetnie maskowały się pomiędzy ludźmi, że nawet inne duchy nie były w stanie ich rozpoznać. Najłatwiej było po prostu rzucić okiem na znaczący skórę ślad po zawarciu kontraktu – dla yurei i medium jarzący się i wręcz krzyczący, że dana osoba spisała pakt. Wielu starało się je zakryć poprzez umieszczanie napisów w miejscach, które zazwyczaj zakrywały ubrania. Dla pewności, że żaden egzorcysta nie wpadnie na pomysł pozbycia się ich przy pierwszej lepszej okazji. Żeby jednak dokonać świadomego wyboru, wypadało być trzeźwym, a on swój zawierał po pijaku, korzystając z tej jednej chwili w roku, kiedy świat umarłych i żywych zaczynały się przeplatać. Ostatecznie skończył z inicjałami kontrahenta na szyi i teraz musiał ją zakrywać – nie tylko dla bezpieczeństwa, a również dlatego, że coś działo się z napisem i nie wyglądało to zbyt przyjemnie.
 – Jest bardzo subtelna i nie wiem czy zauważyłabyś jej wpływ. Niestety, nie robię efektownych magicznych fajerwerków. Zawsze mogę spróbować. W sumie… Do jakich emocji jest ci w tej chwili najdalej? – Przechylił lekko głowę. Mógł nakłonić jej umysł do zmiany nastroju na całkowite przeciwieństwo tego, co obecnie przeżywała. Nie był tylko pewien czy będąc tego świadoma, nie pomyśli, że wystąpił u niej jakiś efekt placebo i sama nie wmówiła sobie tych zmian. Udowadnianie w jego przypadku było dość problematyczne. Ani nie mógł dokonać czegoś niesamowitego na pstryknięcie palcami, ani przyjście w snach nie było tak miarodajne. W końcu ulubieniec tłumów mógł się przyśnić każdemu – ot skojarzenie mózgu z jakimś obejrzanym filmem, przesłuchanym utworem, natknięcie się na jakieś wiadomości o martwej gwiazdce.
 – Daj spokój – zaśmiał się. – Żeby mnie urazić trzeba się trochę bardziej postarać, nie jestem przecież taki sztywny. Nie wprowadzajmy grobowej atmosfery do tego spotkania. – A on dalej swoje z tymi martwymi określeniami. Najwyraźniej wydawały mu się przezabawne, bo uśmiech nawet na chwilę nie schodził z bladej twarzy albinosa. Figlarne iskierki krążyły po fiołkowych oczach i najpewniej Hayate był gotów do kolejnej porcji żarcików zbyt mocno zahaczających o jego aktualny stan egzystencji.
 – I nie krępuj się, jeśli masz jakieś pytania.

@Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska

Pon 11 Lis - 14:32
Gdyby tylko więcej rodzin na świecie miało taką wiedzę na swój temat... W przeciwieństwie do tak wielkiego klanu pełnego tradycji i skomplikowanych zainteresowań, Luiza za wiele nie wiedziała o swoich korzeniach, przynajmniej poza faktem, że gdzieś tam jej dziadki i babcie wojowały w trakcie wojen, bo jakimś cudem zachował się jakiś list, który potem został znaleziony w trakcie sprzątania starych zakamarków. Myślała nawet czasem, żeby zrobić jakąś mini kronikę i zachęcić innych do dodania czegoś od siebie. Kto wie, może dojdzie do jakiegoś armaggedonu, a potem za 1000 lat się okaże, że ludzkość dalej istnieje, a jej rodzina akurat znajdzie się w tym wesołym gronie. Z drugiej strony, może to jednak lepiej, że nie musi się martwić o takie rzeczy, jak możliwość przedwczesnego zejścia ze świata z powodu szaleństwa wywołanego przez świat duchowy.
- A w to akurat nie wątpię, pewnie jest z tym podobnie jak z religiami na świecie... Różne teorie i wierzenia, te same efekty. Nie jestem jednak medium, więc co najwyżej albo przypadkiem znałam jednego, któremu odbijało na samą myśl ich widzenia, albo przypadkiem siedziało się zbyt długo w nocy i patrzyło w lustra.
Emocje? Ciekawe, choć rzeczywiście dalekie od szalonej magii, chociaż wszystko może okazać się niebezpieczne w odpowiednich rękach. Luiza skrzyżowała ręce i zaczęła się głęboko zastanawiać nad możliwymi efektami ubocznymi, co prawie wyglądało tak, jakby przez chwilę zapomniała, że nie była sama.
- Technicznie jestem bliska sceny serca, które wyskakuje z piersi, bo tak skacze we wszystkie strony. - Zażartowała. - Natomiast istnieje sobie takie złośliwe placebo, więc cholera wie, na ile to zadziała, dopóki nie weźmiesz mnie z zaskoczenia. Nie jesteś tutaj natomiast po to, by udowadniać całemu światu wszystkiego, więc nie ma sensu się bawić czy smucić, że masz subtelną moc. Może nawet lepiej.
W końcu nie raz i nie dwa panika potrafi zapanować nad człowiekiem, skłaniając go do głupich reakcji, prawda? Albo próbuje komuś wcisnąć bzdurę, ale nie jest w stanie zapanować nad sobą i szlag wszystko trafia.
- Ahah... Rozumiem, niemniej jednak i tak jest to nietypowa sytuacja. Wiesz jak to jest, kiedy pół życia próbujesz udowodnić, że coś istnieje, a większość ludzi myśli, że ci odbiło - a potem znienacka dostajesz ten dowód, na który polujesz? Właśnie to teraz przeżywam. Zawsze sobie wyobrażałam, że będę skakać jak szalona z radości i zadawać 40 pytań na minutę, a jednak... - Dziewczyna wzięła głęboki wdech i pokręciła głową. - Zupełnie inaczej to wygląda. Przypominasz sobie, że jednak rozmawiasz z kimś, kto przeżył tragiczny los i cały czas mimo wszystko czuje emocje. Język sam w gębie zanika, a niektóre pytania wydają się być głupie.
Gdyby nie miała wstydu, to pewnie by się tym nie przejęła... Ale, ku zaskoczeniu wielu, jednak ma.
- Mm... Jak to wygląda...? Kiedy się budzisz po tej drugiej stronie, mam na myśli.

@Saga-Genji Hayate
Luiza Kamińska
Saga-Genji Hayate

Wczoraj o 18:47
 Minamoto pewnie nie dotrwałoby do czasów postapokaliptycznego życia w dystopijnej bańce – żarli się między sobą, publicznie udając, że są jedną wielką, zgraną rodziną. Co chwila jedni kopali dołki pod drugimi, przeprowadzali na siebie zamachy, zdradzali się na prawo i lewo, a najmłodsze pokolenia skręcały coraz dalej od tradycji, wybierając życie starych panien i kawalerów lub – o zgrozo – zapatrując się za bardzo w przedstawicieli tej samej płci. Coraz częściej zdarzały się jednostki uciekające od klanu, zwracające się przeciwko niemu, odcinające od rodzin, dostrzegając zbyt wiele wad, przestarzałych systemów, których musieli się trzymać pod groźbą surowej kary ze strony głowy klanu. „Dziadek” Masashi był już dość sędziwy, rządził twardą ręką, nie zgadzał się z wieloma nowocześniejszymi rozwiązaniami, a przez to dzieciaki się buntowały. Przynajmniej te, którym nie brakowało odwagi, bo Hayate, choć burczał pod nosem jaki jest uciśniony, nie umiał podjąć męskiej decyzji i po prostu wywalić z buta drzwi od szafy, a następnie wyjść z niej pełnią majestatu. Jakoś miłe mu było jeszcze nie-życie i w obawie przed ekspresowym wyegzorcyzmowaniem starał się nadmiernie nie wychylać. Przynajmniej póki to stary Seiwa trząsł całym rodem.
 – Yurei nabywają zdolności często odpowiadające ich charakterom, stylowi życia, rodzajowi śmierci. Zawsze uważano mnie za krzykliwego, rzucającego się w oczy i zapadającego w pamięć, a po eksmisji „na drugą stronę” takie zaskoczenie, że jednak potrafię nie być hałaśliwy, a działać delikatnie. – Przechylił głowę, odgarniając jakiś zbłąkany kosmyk białych włosów za ucho. Podtrzymywał rozmowę nadal nawiązując do egzystencji duchów, ale jednocześnie starając się wpłynąć na nią wykorzystując swoją moc. Otaczająca go niewidoczna aura miała za zadanie uspokoić Luizę, wyciszyć wszystkie gwałtowne emocje, ukoić nerwy i te nieszczęsne oszalałe serce. Wiedział, że potrzebuje na to dłuższej chwili, ale wcale nie zamierzał wzmacniać efektu za pomocą słów czy mowy swojego ciała.
 – W naszej kulturze duchy, demony i bóstwa są codziennością. Uczymy się o nich w szkołach, mijamy świątynie, a w ciągu roku nie ma dnia, żeby gdzieś w którymś miejscu w kraju nie odbywał się festiwal mający korzenie właśnie w religii czy legendach. Niby praktykuje się związane z wyznaniem obrzędy, zawiesi na nowy rok czy latem liścik z życzeniami, kupi amulet czy dwa, a i tak większość jest niewierząca do tego stopnia, że cię wyśmieje albo uzna za nienormalnego jeśli mu powiesz, że właśnie obok niego stoi chcące go zjeść yokai i mógłby dla własnego bezpieczeństwa sunąć się ze dwa metry na prawo. – Ile to słyszało się o zaginięciach przypadkowych obywateli? Zrzucano winę na grupy przestępcze, stwierdzano, że ktoś ich porwał, zamordował, sprzedał do burdelu albo wywiózł poza granice Japonii, żeby zmusić do niewolniczej wręcz pracy. Ale skądś brały się historie o zjawie zrzucającej przechodniów z jednego konkretnego mostu w mieście, z jakiegoś powodu regularnie znajdowano zwęglone zwłoki utopione w konkretnym odcinku rzeki, przeżywało się objawy tajemniczych chorób, które były niczym innym niż efektem klątwy lub demona żywiącego się energią życiową mieszkańców jakiegoś miejsca. Nie było łatwo przekonać kogoś do czegoś, czego ten ktoś nie mógł zobaczyć lub dotknąć. – Powiem ci więcej. W Minamoto staramy się żyć w zgodzie z wszystkimi „magicznymi stworami”, jesteśmy od dziecka uczeni wszelkich ceremoniałów, historii, świąt, mitów. A kiedyś sam niezbyt w to wierzyłem. – Może gdyby choć raz w życiu dostał dowód istnienia tego duchowego świata, nie przeżywałby tak bardzo śmierci brata, mając jakąś nadzieję, że powróci jako duch. Co było chyba typową rodzinną hipokryzją, bo ledwie kilka lat wcześniej wmawiał małemu kuzynowi, że jego brat ma szansę wrócić i że znowu mogą być razem szczęśliwi. – Więc jeśli ja, mając w rodzinie tonę mediów, egzorcystów i historie o wielkich „magikach” czy wojownikach walczących z demonami przy pomocy zaklętej broni, uznawałem to w większości za podkoloryzowane bajki, to raczej ciężko przekonać innych ludzi o prawdziwości tego wszystkiego. Takie czasy. Zaczęliśmy mieć zbyt zamknięte umysły – zaśmiał się bezradnie rozkładając ręce. Niektórzy stwierdziliby, że społeczeństwo stało się postępowe i nie ma w nim miejsca na zabobony. Że za pomocą nauki tłumaczy się wiele zjawisk, które dawniej ludzkość przypisywała działaniu niewidocznych stworzeń, bo skoro bakterii nie widać gołym okiem to za plagami chorób musiały stać klątwy zawistnych bogów. Zaczęto odchodzić od wierzeń, nie składano już tak licznych hołdów nadprzyrodzonym opiekunom, ingerowano w naturalne siedliska istot, które wcześniej współistniały z ludźmi.
 – To w sumie zależy. Niektórzy z początku nie wiedzą, że umarli. Inni nie potrafią się z tym pogodzić i powoli wpadają w szaleństwo. Zwykle nie ma się wspomnienia o chwili zaraz po śmierci – z czasem może wrócić, ale nigdy nie ma w tym detali. – Spojrzał w przestrzeń w kierunku rzeki. Zmrużył lekko oczy, wyraźnie się nad czymś skupiając. – W moim przypadku pamiętam festiwal. Kolory, ludzie, gwar. Powinienem przygotowywać się do występu, ale szedłem z… przyjacielem. – Przecież nie powie, że z miłością jego życia. – Krzyk w tłumie, obróciłem głowę. Ktoś celował w naszą stronę z pistoletu. Dwa wystrzały, jakimś odruchem zasłoniłem towarzysza. Widziałem jeszcze tylko przerażenie w oczach strzelca. Rozmywająca się w czerń twarz przyjaciela, złapał mnie. A potem nagle byłem sam, snując się gdzieś w Asakurze kilka dni później. Zdążyłem jeszcze zobaczyć swój pogrzeb. Nigdy ich nie lubiłem. – Zamknął na chwilę oczy, ale nie pozwolił, by jego smutek przesiąkł do uspokajającej aury. Luiza miała się wyciszyć w pozytywnej, szczęśliwej tonacji, a nie dobijającej melancholii. Rozchylając powieki i wracając do niej wzrokiem, znów się rozchmurzył tym uroczym uśmiechem. – Na początku wraca się do dobrze znanych miejsc, w których szuka się jakiegoś bezpieczeństwa. Zaczynasz widzieć inne duchy, czające się gdzieś za rogiem yokai, ale świat żywych widzisz jak przez zasłonę, trochę jak odbicie na szybie. Większość osób nie zwraca na ciebie żadnej uwagi, nie dostrzega cię. No i jest to poczucie, że musisz coś zrobić. Ciężar, który cię przygniata, kotwica trzymająca nadal na rozdrożu. Każdy yurei ma własny cel, silne pragnienie z ostatnich chwil życia, którego wypełnienie pozwoli mu odejść dalej, do zaświatów. Ale nie wiem co jest dalej. Pewnie jak już zrobię co mam zrobić, będzie mnie czekała przeprawa przez Sanzu. I może po osądzie nie ześlą mnie do piekła.

@Luiza Kamińska

Użycie mocy: Saimin-jutsu no miryoku (1/2) - aura spokoju, radości
Saga-Genji Hayate
Sponsored content
maj 2038 roku