i fell hard in your arms tonight, it was nice || Seiya & Yuushin - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hyeon Yuushin

Czw 22 Cze - 0:38
First topic message reminder :

8 maja 2037 r., 00:17


  – Yuu, chyba dalej nas gonią – gdzieś z boku doszedł do niego przyciszony, pełny strachu kobiecy głos. Hyeon oparł się ciężko o ścianę budynku i zerknął krótko w stronę źródła tego głosu. Nie miał serca znowu jej przypominać – choć właściwie w tej sytuacji byłoby to pocieszeniem – że jej już nikt nie goni, że dla niej to już nie ma znaczenia, bo duchom nie może stać się żadna krzywda. Nie umrze przecież po raz drugi. Skinął tylko głową w odpowiedzi na znak, że przyjął tę informację do wiadomości. Przez chwilę miał problem z unormowaniem oddechu, ale to dlatego, że przez ponad godzinę szaleńczo gnał przez miasto, próbując uniknąć złapania przez grupkę wyjątkowo zdeterminowanych mężczyzn. Nie spodziewał się, że będą aż tak uparci, ale po rozbitym łuku brwiowym, po płytkim bo płytkim, ale jednak obecnym cięciu po nożu na boku, po otarciu na ramieniu i mnóstwu małych zadrapań po przedzieraniu się przez krzaki musiał zrewidować swoje poglądy i poważnie zastanowić się nad kolejnym krokiem, skoro zwyczajna ucieczka nie wystarczała.
  Ugh, to by było na tyle ze zbierania dowodów po cichu. Jedynym plusem sytuacji było to, że przynajmniej teraz wiedział, czego szukać i gdzie to się znajdowało, a dzięki temu, że był to komputer, być może jego następne podejście obędzie się bez kontaktu bezpośredniego – to zdecydowanie wyglądało na robotę dla Voida.
  – Poczekaj na mnie za kontenerem, rozejrzę się za drogą ucieczki – rozległo się tuż koło niego, zanim kątem oka zdążył zarejestrować jakikolwiek ruch. Z całych sił powstrzymywał się przed odruchem cofnięcia się albo przynajmniej wzdrygnięcia, bo każdorazowo spojrzenie na Keiko powodowało, że nieprzyjemne ciarki przechodziły mu po plecach. Krótko po nich zawsze jednak nadchodził gniew. Widząc zmiażdżone wargi, brak większości zębów, połamaną w dwóch miejscach i dziwnie przemieszczoną szczękę zastanawiał się, jak w ogóle był w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co mówiła. Może to jakaś właściwość szczególnie umęczonych duchów lub objaw jej mocy jako yurei, ponieważ słyszał ją doskonale, kiedy stała koło niego na połamanych nogach, wskazując ręką ze zmiażdżonym stawem łokciowym na miejsce, o które jej chodziło. Yuu wiedział, że widok przed jego oczami to zasługa partnera kobiety, co w równym stopniu motywowało go do znalezienia jasnego dowodu przeciwko niemu, jak i potrojenia wysiłków, by facet go nie dogonił, bo rezultat tego spotkania mógłby być… opłakany.
  – Pamiętaj, że nie mogą cię zobaczyć – Hyeon postarał się, żeby jego słowa zabrzmiały możliwie jak najbardziej miękko, po czym zgodnie z zaleceniem, zajął miejsce za wielkim  kontenerem, otoczony przez wielkie czarne worki na śmieci. Nieszczególnie było to komfortowe miejsce do spędzania czasu, zarówno ze względu na zapach, jak i fakt, że przecież przebywał tutaj z otwartymi ranami i dotknięcie czegoś mogło się skończyć mało przyjemnym zakażeniem. I akurat, kiedy przygotowywał się na dłuższy pobyt wśród odpadów, poczuł, jak telefon w kieszeni jego bluzy nieznacznie zawibrował. Przekonany, że to pewnie Rei dopytuje gdzie jest i czy w ogóle dzisiaj się zjawi w mieszkaniu, brwi automatycznie podskoczyły do góry, kiedy zobaczył kto to naprawdę był i w jaki sposób zaczynał rozmowę. Wszystko wskazywało na to, że oczekiwanie na powrót Keiko będzie niezwykle interesujące. Miał już też z tyłu głowy kiełkujący pomysł, gdzie szukać pomocy i w jaki sposób na dobre zgubić pościg, gdyby wszystko inne zawiodło.
Powrót Keiko nie udało mu się zarejestrować wzrokiem, bo kobieta dosłownie zmaterializowała się przed nim, powodując, że z zaskoczenia podskoczył i upuścił telefon, zapewniając mu kolejne pęknięcie na już zniszczonym ekranie.
  – Yuu! Najlepiej będzie wzdłuż parku. Ale musisz się pospieszyć, bo idą w tę stronę. Słuchaj… – I Yuu słuchał, już w biegu zbierając telefon z ziemi i wpychając go w kieszeń bluzy.
(...)
  Stojąc pod oknem jednego, bardzo konkretnego pokoju w akademiku, dziękował wszystkim bogom, o jakich kiedykolwiek słyszał, że Seiya właśnie dzisiaj postanowił zostawić otwarte okno. Nie będzie musiał wchodzić głównym wejściem, narażając się na nieprzychylne spojrzenia portierki i jej niewygodne pytania, bo sądząc po tym, jak żałośnie wyglądał, na pewno mógłby się jakichś spodziewać.
  Ukrycie się w fontannie prawdopodobnie uratowało mu skórę, ale za to teraz był przemoczony do suchej nitki. Miał tylko nadzieję, że nie pływały tam żadne świństwa, przez które mógłby zakazić wszechobecne uszkodzenia skóry.
Nie marnując więcej czasu, ale też nie uprzedzając lokatora pokoju o swoim nadejściu, dość zgrabnie wdrapał się na okno, ale już mniej zgrabnie znalazł się w środku. Prawdę mówiąc, runął na ziemię jak wór ziemniaków. Zebrał się jednak stosunkowo szybko, żeby to okno za sobą zamknąć i zasłonić.
  – Seiya – wydyszał w końcu, odwracając się w stronę wnętrza pomieszczenia. – Musisz mi pomóc – kontynuował, dopadając do niego w dwóch krokach. Niestety biedak potknął się podczas drugiego w efekcie czego nie tylko złapał Yakushimaru za ramiona, jak pierwotnie planował, ale również wylądował u niego na kolanach. – Goni mnie naprawdę powalony typ, jestem mokry, jest mi zimno, trochę oberwałem i muszę przeczekać chwilę w jakimś bezpiecznym miejscu. Nikt mnie nie będzie szukał w akademiku. Masz jakieś rzeczy na rany? – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, jednocześnie próbując złapać oddech po ostrym i stosunkowo długim sprincie, jaki wykonał po wyskoczeniu z fontanny. – Byłbym też bardzo wdzięczny za jakieś ciuchy na zmianę – dodał po chwili, w dalszym ciągu ciężko oddychajac. Żeby unormować ten oddech, pochylił się nieco i oparł czołem o ramię Seiyi. – Pojebana akcja, mówię Ci – wymamrotał ciszej, po kilku kolejnych sekundach walki o tlen w płucach.


@Yakushimaru Seiya
Hyeon Yuushin

Vance Whitelaw, Yakushimaru Seiya and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.


Yakushimaru Seiya

Pon 25 Wrz - 23:28
Słysząc życzenie chłopaka, prychnął pod nosem. To samo w sobie całkiem dosadnie powinno dać mu do zrozumienia, że gwiazdka z nieba była raczej kiepskim porównaniem dla znacznie bardziej osiągalnego zamknięcia mordy. Gdyby jednak sam wydany przez Seiyę odgłos nie przemówił do Hyeona w żaden sposób, spojrzenie czarnowłosego, który czuł się, jakby właśnie miał do czynienia z idiotą, dopełniało całości. Do teraz nie potrafił uwierzyć, że ze wszystkich osób na świecie, musiał użerać się akurat z kimś takim. Nie wiedział nawet, skąd brało się poczucie tego przymusu. W całym swoim życiu brunet nie miewał też skłonności masochistycznych i nie odczuwał, by przebywanie w uciążliwym towarzystwie sprawiało mu jakąkolwiek przyjemność. Z chwili na chwilę było tylko gorzej, bo Yuushin co rusz znajdował sobie nowe pole do manewru, którego – jak oczywiście twierdził – wcale mu nie dawał. To, że nikt inny na miejscu ciemnowłosego za nic w świecie nie wysunąłby podobnych wniosków, było więcej niż pewne. Ale nie. On musiał iść w zaparte – przekonany o swojej zajebistości; pewny tego, że jego metody przynosiły jakieś skutki. Zdaniem Yakushimaru musiał mieć poważne urojenia, skoro wydawało mu się, że był w stanie zatruć mu głowę tymi wszystkimi zagrywkami i dwuznacznymi odzywkami.
  „Opowiedz mi o tym, Seiya.”
  Twarz czarnowłosego raz jeszcze spięła się, gdy zacisnął zęby. Nie tylko w złości, ale i w próbie powstrzymania kolejnego natłoku słów, który rozpychał się w jego gardle i chciał wydostać się na zewnątrz nienapiętnowany żadnymi głębszymi przemyśleniami. Czysta, bezmyślna furia, która mogła przynieść jedynie chwilową ulgę miażdżonej tym słownym motłochem krtani, który rozrastał się coraz bardziej, gdy kolejne – wyjątkowo precyzyjne – pytania bombardowały jego uszy. Przełknął ślinę, ale nie z zażenowania. Chciał po prostu pozbyć się tej pęczniejącej niewygody, ale niesmak goryczy i tak pozostał na jego języku, w który powinien gryźć się tak często, jak było to możliwe. Gdyby spojrzenie mogło zabijać albo wgniatać w ziemię, wyglądałoby dokładnie tak, jak spojrzenie Yakushimaru w momencie tego kilkunastosekundowego milczenia. Trwało zdecydowanie zbyt długo, by nie zauważyć, jak bardzo walczył ze sobą, by nie przedstawić mu całej listy dostrzeżonych prowokacji. Ten jeden raz postanowił posłuchać tego słabego głosu rozsądku, który ledwo przebijał się przez natłok bluzgów w jego głowie. Podskórnie czuł, że poinformowanie Yuu o tym, co szczególnie raziło go w oczy, było jawnym zaproszeniem go do dalszej zabawy.
  Szkoda tylko, że jedynie Hyeonowi było do śmiechu.
  — Ja pierdolę. Już kurwa powiedziałem. Nie. Zgrywaj. Debila. — wyrzucił z siebie najbardziej zdawkowo, jak tylko potrafił. Słowa niechętnie przeciskały się przez jego zęby, bo nie były słowami, które chciał wypowiedzieć. Poza jednym zdaniem, którym obdarzył go na sam koniec, jakby miało zniweczyć cały trud, jaki chłopak sobie zadawał przy tych nędznych próbach prowokacji: — Zresztą po chuj to robisz, skoro i tak nie działa.
  Nędznych? W praktyce niewiele potrzebował, by jego wyobraźnia skierowała się na sugerowane tory. W przypadku ciemnowłosego umysł Seiyi i tak nie musiał szczególnie się wytężać, by wyczarować barwne obrazy. Gdyby jednorazowy wyskok po alkoholu był tylko urwanym filmem, byłoby znacznie prościej wypierać to, co miało miejsce, bo teraz musiał robić to na siłę, skupiając się wyłącznie na zadaniu i na ogólnej samokontroli.
  „Chciałbyś.”
  Zmrużywszy oczy w ostatnim niemym ostrzeżeniu, nie odezwał się już ani słowem. Mógłby milczeć przez resztę wieczoru i była to jedyna rzecz, którą faktycznie chciałby zrobić, ale było to niewykonalne, jak zdobycie tej pierdolonej gwiazdki z nieba. Czuł, że po tej nocy odetnie mu dostęp do siebie już na stałe. Żadnych wiadomości. Żadnego wpuszczania do pokoju. Żadnej pomocy, byleby tylko znowu nie usłyszeć, że „ma za dobre serduszko”, co tylko skwitował ściągnięciem brwi w niezadowoleniu. Nie chciał słuchać, jaki był od kogoś, kto ledwo go znał i z każdą chwilą coraz bardziej igrał z ogniem. Jasne, może nie chciał nikogo zabić, ale czuł, że im dłużej będzie z nim przebywał, tym szybciej będzie o krok od obudzenia w sobie morderczych skłonności.
  Celowo milczał na temat jego zachwytu rysunkami. Nie dał mu nawet znać, że jego prace już zajmowały miejsce w Internecie – może też dlatego nie potrzebował dodatkowego uznania. Ale przede wszystkim nie chciał, by Hyeon miał w garści kolejną informację, choć w perspektywie całej reszty posiadanej przez niego wiedzy to, czym się zajmował, nie było aż tak wielką tajemnicą.
  — Zaraz sam się zajebię, żeby mieć kurwa święty spokój — wymruczał niewyraźnie pod nosem. Trudno było wychwycić poszczególne słowa, gdy kierował je w głąb szafy. Jeszcze przed momentem Yuushin zwijał się z bólu, a teraz odpalił się jak dzieciak po wpierdoleniu połowy tabliczki czekolady. Szkoda, że od gadania nie rozbolała go gęba.
  Seiya zastygł jednak w widocznym bezruchu, gdy wśród całej tej paplaniny znalazło się miejsce na wykład o duchach. Błękit tęczówek chwytający ciepłe światło lampki biurkowej, wyraźnie przygasł, gdy brunet – choć cały czas go słuchał – wydawał się teraz bardziej odległy niż wcześniej. Dziwnie było słuchać o tych wszystkich zmarłych, którzy nagle zyskiwali własną tożsamość. Niektórzy mieli swoje imiona, inni swoje stałe miejsce i nie byli wyłącznie obrazem defektów, które wskazywały na to, w jaki sposób odeszli z tego świata. Drażniła go lekkość, z jaką wypowiadał się o widmach, bo dobrze wiedział, że mało kto wierzył w te historie; że spowiadanie się niewłaściwej osobie mogło skończyć się szybką wysyłką do szpitala dla pierdolniętych.
  Nie są moje – wybrzmiało w jego głowie, jak ostatnia deska ratunku, ale przecież było już za późno na tego rodzaju kontrę. Gdyby zrobił to od razu, sprawy miałyby się inaczej, ale teraz, mimo że nie musiał kłamać, trudno było wpoić sobie do głowy nowy tok myślenia.
  — Jesteś kurewsko nachalny — odezwał się wreszcie, jakby była to najdoskonalsza odpowiedź na wszystko, co do tej pory usłyszał. Rzucił koc w jego stronę, o dziwo nie ciskając nim tak, jak to zrobił wcześniej z ręcznikiem. — Zajebiście. Teraz muszę żyć na świecie z myślą, że nawet kurwa śmierć nas nie rozłączy. Tak w chuj romantyczne, że aż wcale — stwierdził, już nawet nie próbując zaprzeczać. Przy tak obszernym arsenale argumentów, ciężko było iść w zaparte, choć odpowiedź była co najmniej wymijająca.
  Uniósł brwi w niedowierzaniu, które przeciął ponury cień niezadowolenia, gdy powiódł wzrokiem za Hyeonem, który ze wszystkich miejsc w jego pokoju wybrał akurat łóżko. Zacisnął palce mocniej na trzymanych w ręce spodniach i tylko fakt, że nie rozjebał się na całości materaca, powstrzymał Yakushimaru od gwałtowniejszej reakcji.
  — Przypominam, że śpisz kurwa na podłodze. Możesz wziąć narzutę i mniejszą poduszkę. Na tym kurwa kończy się moja gościnność — poinstruował, dopełniając wypowiedź wymownym gestem podbródka, którym wskazał mu odpowiednie miejsce do przygotowania sobie posłania na noc. Było oddalone od jego łóżka na względnie bezpieczną odległość.
  „Od dawna je widzisz?”
  Gdy usłyszał kolejne pytanie, kierował już kroki do łazienki, by zrzucić z siebie ręcznik i naciągnąć na siebie suche i czyste spodnie. Mógł udawać, że nie dosłyszał pytania, ale słyszał je bardzo wyraźnie, zwłaszcza że drzwi pozostały uchylone, gdy na moment zniknął Hyeonowi z oczu tylko dlatego, że po jego wcześniejszym zawahaniu, które trudno było przeoczyć, Seiya wolał przebrać się w osobnym pomieszczeniu.
  Co miało znaczyć od dawna?
  — Od dawna — przyznał, gdy po niecałej minucie wrócił do głównego pokoju, zaczesując palcami mokre włosy, które jeszcze przed chwilą dodatkowo osuszył ręcznikiem. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, z wymownym wyczekiwaniem przyglądając się ciemnowłosemu. Chciał, żeby jego miejsce do spania wreszcie się zwolniło. Właściwie nic nie zmuszało go do tego, żeby rozwinąć swoją wypowiedź, ale gdy zrobił już pierwszy krok, kolejny przyszedł zupełnie bezwolnie: — Jeśli to kurwa takie istotne, to właściwie od zawsze. Długo myślałem, że to chujostwo jest dziedziczne.

Yakushimaru Seiya

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Hyeon Yuushin

Sro 27 Wrz - 23:33
  Uderzanie w różne akordy wściekłości, frustracji i zmęczenia Seiyi dawało Yuu pyszną zabawę. Obserwowanie mimiki jego twarzy przynosiło mu więcej zabawy niż prawdopodobnie powinno, więcej niż wypadało i więcej niż to było bezpieczne. Hyeon wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, ale jednocześnie wiedział też, że Yakushimaru prał innych po mordach za znacznie mniej. Ktoś inny na jego miejscu już dawno zwijałby się z bólu na podłodze, ewentualnie byłby w drodze do szpitala. A to znaczyło, że się kontrolował. Że wkładał szczególnie dużo wysiłku w to, żeby nie wprasować go w ścianę. Że z jakiegoś powodu sam nałożył sobie kaganiec, byleby nie wybuchnąć. Dodając do tego fakt, że Seiya w ogóle zdecydował się mu pomóc, zamiast wyrzucić go za szmaty na zewnątrz, świadczyło o tym, że Yuu miał specjalne przywileje.
  Bardzo go ciekawiło, co sprawiło, że je otrzymał. Doszedł jednak do wniosku, że i tak się dowie, więc może w spokoju nagabywać go swoją obecnością i zobaczyć, dokąd go to zaprowadzi. Seiya bał się, że jeśli go pobije, to on się chlapie ze swoimi informacjami na jego temat? Może zaczynał się już oswajać z jego obecnością? A może istniał jeszcze inny powód? Hyeon nie miał pewności, ale na razie nie odczuwał też palącej potrzeby upewnienia się; wolał popłynąć z prądem i zwyczajnie po swojemu grać na humorach Seia, obserwować, dźgnięcie patykiem w którym miejscu wywoła najlepszą reakcję. Wywołać reakcję, zostawić po sobie wrażenie, podsunąć określone obrazy do umysłu, zasiać ziarno i obserwować jak powoli rośnie. A był święcie przekonany, że coś z niego wyrośnie.
Nie zdołał wyłapać, co Seiya mamrotał pod nosem, bo za bardzo rozproszył go widok jego nagiej i mokrej klatki piersiowej i zebranie się w sobie zajęło mu chwilę.
  Zauważył, jak Yakushimaru nieruchomieje pod szafą po usłyszeniu jego słów i wiedział, że trafił ze słowami wystarczająco mocno, nie zostawiając mu miejsca na żadne wykręty. Najwyraźniej dosadnie było jedynym skutecznym sposobem na Seia.
  “Jesteś kurewsko nachalny”.
  Yuu parsknął śmiechem, szczerząc się szeroko.
  — Tylko jeśli próbujesz wykręcać się od czegoś, co ewidentnie jest prawdą — odpowiedział mu gładko, niewinnie, ale mając na myśli znacznie więcej niż tylko tę sytuację. Bez problemu chwycił rzucony koc w powietrzu, kiwając mu głową w ramach podziękowania. — Wiesz, tylko jeśli któryś z nas zostawiłby jakieś niedokończone sprawy. Chociaż patrząc na moje zobowiązania i Twoje problemy z agresją to pewnie nie odeszlibyśmy tak łatwo. Seiya jako mściwe yurei - totalnie to widzę — stwierdził, śmiejąc się pod nosem.
  Westchnął bardzo głęboko i bardzo cierpiętniczo, kiedy okazało się, że Yakushimaru jednak pamiętał o tym, co mu powiedział o miejscu do spania i kazał wynosić mu się na podłogę. Zimną, twardą i nieprzyjemną podłogę. Wygiął usta w podkówkę, ale szanując (przynajmniej na razie) życzenie gospodarza, chwycił narzutę i mniejszą poduszkę, by za chwilę rozłożyć się w miejscu wskazanym przez Seiyię. Po ułożeniu narzuty na podłodze i zajęciu na niej miejsca, stwierdził, że jeśli nie wymyśli jak ulepszyć swoje posłanie, to to będzie go czekała bardzo długa noc. Teoretycznie powinien być w ogóle wdzięczny, że Sei pozwolił mu zostać na noc, ale Yuu miał standardy.
  Obserwował, jak chłopak znika w łazience i przykrywając nogi kocem w międzyczasie, czekał na odpowiedź na swoje pytanie. Ku jego zadowoleniu, tym razem Yakushimaru nie zdecydował się na żadne wykręty, ale odpowiedział szczerze i zaskakująco otwarcie. Jednak jego wypowiedź sprawiła, że czoło Hyeona przecięła zmarszczka zmartwienia.
  — Od zawsze? Czyli już jako małe dziecko widziałeś wszystkie zmasakrowane duchy? Kurwa — podsumował, brzmiąc, jakby był pod wrażeniem, ale było mu bardzo smutno z tego powodu. — Miałeś w rodzinie kogoś, kto Ci wytłumaczył, co widziałeś? — zapytał po chwili, bo jeżeli nie, to… pokręcił głową z niedowierzaniem i współczuciem. Nie wyobrażał sobie, jakby to było już za dzieciaka widzieć yurei i nie móc z nikim o tym porozmawiać, bo każdy brałby cię za jakiegoś czubka. — Ja miałem siedemnaście lat, kiedy prawie się utopiłem. — Właściwie o tym momencie jego życia zrobiło się całkiem głośno w lokalnych gazetach, bo w końcu uratował innego dzieciaka, ale było to tak dawno temu, że pewnie nikt tego nie pamięta i nie warto było o tym wspominać.
  — Zgaszę światło — stwierdził po dłuższej chwili, dość niezgrabnie i z grymasem na twarzy wygrzebując się spod koca i podnosząc się z podłogi — Słodkich snów — dodał jeszcze, zanim pstryknął włącznik i pokój pogrążył się w ciemności.
  Zgodnie z własnymi przewidywaniami, na podłodze było mu wyjątkowo niewygodne. Nagle odczuwał każdą kość boleśnie wgniatającą się w podłogę, nagle ogarnęło go bijące od niej zimno i nagle, kiedy znieruchomiał i nic innego nie zajmowało jego uwagi, rana na boku zaczęła nieprzyjemnie pulsować bólem, sprawiając, że co rusz dotykał opatrunku, żeby się przekonać, czy na pewno nie przecieka. Po kilkunastu, może więcej, minutach miał już tego dosyć. Stwierdził, że jeśli czegoś nie zrobi, ta noc zmieni się w koszmar z zupełnie innego powodu. Potrzebował miękkiego i ciepłego łóżka i to od razu. Powstrzymując się od głośnego westchnięcia, najciszej, jak tylko mógł, ponownie wygrzebał się spod koca, i chwytając jeden jego koniec jedną ręką i poduszkę drugą, zakradł się do łóżka, na którym leżał Seiya. Zawisł nad nim na moment, szukając najlepszego miejsca, na które mógłby się wcisnąć, ale też wypatrując oznak świadczących o tym, że Yakushimaru jeszcze nie spał. Trwał tak nieruchomo, że chyba spał, więc Hyeon najostrożniej, jak tylko mógł, położył się na łóżku, blisko jego krawędzi i plecami do Seiyi.
W końcu miękko. W końcu dobrze. Ukontentowany, wypuścił powoli powietrze nosem.


@Yakushimaru Seiya
Hyeon Yuushin

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Sob 30 Wrz - 22:51
Możesz przestać? – miał na końcu języka, w który w porę się ugryzł, bo każda próba wytłumaczenia, o co dokładnie mu chodziło, wydawała się absurdalna nawet samemu Yakushimaru. Miał dość jego głosu, śmiechu i złotych drobinek, które zdawały się unosić w powietrzu, choć wiedział, że wcale nie istniały naprawdę. Miał dość pozornej szczerości, na którą nie było miejsca, gdy nic w tej relacji szczere nie było. Był zmęczony tym, że kiedy traktował go z niechęcią, nic sobie z tego nie robił i tracił czas, by marnować swój oddech na bezcelową rozmowę. Gdy Hyeon zachowywał się tak, jakby byli kumplami, Seiya traktował jego obecność jak zło konieczne tego wieczoru, co też było głupie, bo nie było żadnej konieczności w trzymaniu go tutaj. Mógł wyszarpać go za drzwi albo wyjebać przez okno, przez które wszedł, a tymczasem jedyną formą defensywy stały się skrzyżowane na klatce piersiowej ręce, które stawiały pomiędzy nimi szczelny mur, przez który nie chciał dać się przebić, bo jego stosunku nie zmieniał ani śmiech, ani lekki ton, ani zadowolone spojrzenia. Nic do nie zmieniało.
  Tak. Właśnie.
  — Może po prostu nikt cię kurwa nie nauczył, że skoro ktoś próbuje się wykręcać, może wcale nie chce, żebyś znał prawdę? Z różnych powodów. Na przykład dlatego, że chuj cię to obchodzi — rzucił z dość dosadnie wybrzmiewającym w tonie sarkazmem. Jednocześnie uniósł brwi i przechylił głowę na bok, jakby właśnie podsuwał mu sensowny argument do rozważenia, zwłaszcza że czarnowłosy nie miał ani jednego powodu, by darzyć chłopaka choćby minimalnym zaufaniem. Ciężko było mu wykrzesać je z siebie wobec osób, które lubił, a  co dopiero wobec kogoś, kto ku własnej uciesze wytrącał go z równowago, choć – jak sam zauważył – Yakushimaru miał problemy z agresją. — Ta, uprzykrzanie innym życia i pakowanie się innym pod nóż musi być kurwa poważnym zobowiązaniem. Poza tym nie jestem mściwy — zaznaczył i chociaż w jego słowach nie było zawahania, zaraz po nich zatrzymał się na chwilę z lekko rozchylonymi ustami, jakby w zastanowieniu jeszcze nie dokończył zdania. — Przeważnie — dodał po chwili. I trudno było powiedzieć, czy była to bezpośrednia groźba wobec Yuushina, który stale wystawiał jego cierpliwość na próbę, czy jakaś niedopowiedziana prawda.
  Męczeńska postawa nie robiła na nim żadnego wrażenia. Gdy ciemnowłosy popisywał się swoimi cierpiętniczymi zdolnościami aktorskimi, Sei wywrócił oczami, zanim czujnie odprowadził go wzrokiem. Chciał mieć pewność, że Hyeon zajmie wskazane mu miejsce, bo przynajmniej ta jedna rzecz dawała mu jakieś poczucie kontroli i tego, że miał jeszcze cokolwiek do powiedzenia. Bo czemu miałby nie mieć? Był u siebie. Od samego początku powinien o wszystkim decydować. Trwał w tym uważnym napięciu do momentu aż narzuta wylądowała na podłodze. Wtedy bezgłośnie wypuścił powietrze ustami, bo przynajmniej jeden problem został rozwiązany, choć wyrzucenie stąd chłopaka rozwiązałoby ich znacznie więcej.
  Na przykład uniknąłby niewygodnego drążenia tematu.
  Nie musiałby też słuchać zasmuconego tonu i patrzeć na odmalowujące się na twarzy współczucie, które zamiast przynieść ulgę, drażniło jeszcze bardziej. Zastanawiało go, jak za sprawą tej idiotycznej pomocy, której nawet nie chciał mu udzielić, znaleźli się w punkcie, w którym Yuu wiedział na jego temat coś, o czym z nikim nie rozmawiał. Nie robił tego, odkąd nie było nikogo, kto uważałby to za normalne. Teraz zaczynał żałować, że powiedział o kilka słów za dużo, bo – Miałeś w rodzinie kogoś, kto ci wytłumaczył, co widziałeś? – aż za dobrze przypominał sobie, jak wyglądały jego pierwsze doświadczenia z duchami. Kiedyś było mu z tego powodu źle, dzisiaj czuł jedynie niesmak, który nieprzyjemnie rozpychał się w gardle i który starał się zepchnąć tam, gdzie było jego miejsce – gdzieś w głąb podświadomości, gdzie składował wszystkie przeszłe sprawy. Takie, których nie powinno wydobywać się na światło dzienne.
  — Miałem — odpowiedział mechanicznie, ale też bez wcześniejszego zastanowienia. Chciał zetrzeć z jego twarzy to bezsensowne zmartwienie, choć wcale nie patrzył, czy faktycznie znika, gdy już zwrócony plecami do chłopaka, chwytał za róg kołdry i podniósł ją, kładąc się na łóżku. — Możesz kurwa odpuścić sobie to przejęcie. Zresztą to tylko ludzie. — Zastanowił się chwilę, gdy z policzkiem wspartym o wsunięte pod głowę przedramię wpatrywał się w ścianę. — Ex-ludzie — poprawił się po chwili. Gdyby spojrzeć na świat z jego perspektywy, po prostu od zawsze był bardziej zatłoczony. Widok zmasakrowanych duchów stał się czymś na porządku dziennym, przez co drastyczne widoki nie robiły na nim wrażenia – to wyjaśniało, dlaczego tak wiernie oddawał je na kartkach papieru.
  „Ja miałem siedemnaście lat, kiedy prawie się utopiłem.”
  Nie pytałem. Przemknęło mu przez myśl wraz z lekkim ukłuciem irytacji, bo nie odpowiadało mu urządzanie sobie kącika zwierzeń. Leżąc na brzuchu, odetchnął głębiej, jakby zbierał w sobie resztki cierpliwości, gdy powoli zaczynało do niego docierać, że w gruncie rzeczy była to forma handlu wymiennego informacjami, nawet jeśli były kompletnie zbędne. Bo co miał z nimi zrobić? Seiya nie potrzebował na niego żadnego haka. Potrzebował jedynie świętego spokoju, bo – jak już wcześniej zaznaczył – nie był mściwy i prawdopodobnie był w stanie wyrzucić go z pamięci tak szybko, jak tylko zniknąłby mu z oczu.
  — Mhm. Prawie? Wchodzi na to, że nie mam żadnej gwarancji, że nie jesteś kurwa jednym z nich. Nagle wszystko nabiera sensu — wyrzucił już bardziej mrukliwym tonem, jakby ciepło pościeli już starało się odciągnąć jego świadomość od rozmowy i niechcianej obecności Hyeona w pokoju. Na szczęście Yakushimaru nie brzmiał na szczególnie przywiązanego do nowej teorii. Właściwie wątpił, by ciemnowłosy został ściągnięty z powrotem na świat inną metodą niż starą, dobrą resuscytacją. — Poza tym dopiero kurwa musiałeś być zdziwiony — stwierdził, ale w odróżnieniu od Yuu nie silił się na współczucie, jakby sam dopowiedział sobie, że nie było to dla niego traumatyczne przeżycie. A nawet jeśli – po tych kilku latach najwidoczniej nie targał już ze sobą balastu wcześniejszych emocji. Albo dobrze go ukrywał, a Seiya nie zadawał sobie trudu i nie dociekał.
  Dopiero teraz zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebował snu. Ciało rozluźniało się zmęczone wcześniejszym napięciem; prawie zatapiało się w miękkim materacu łóżka. Pożegnanie słyszał już tylko, jak zza ściany, a brak odpowiedzi z jego strony tylko utwierdzał w przekonaniu, że być może już odpłynął. Nie pozwalał stwierdzić tego na pewno, gdy wcześniej celowo zwrócił twarz ku ścianie, bo perspektywa ewentualnego bycia obserwowanym podczas snu wydawała się dziwnie niewygodna i musiała wystarczająco silnie działać na jego psychikę, bo sen miał lekki. Czuł, że co jakiś czas mimowolnie się przebudzał, a później znów zatapiał się w błogiej nieświadomości. I może w końcu udałoby mu się pozostać tam na dobre, gdyby nie nagły ruch na materacu, który zdecydowanie nie miał nic wspólnego z jego wierceniem. Czarnowłosy otworzył oczy, a napięcie pięło się po jego plecach, nieprzyjemnie ściągając wszystkie mięśnie w nagłej gotowości. Ciężar snu momentalnie zniknął z jego powiek, gdy znów napędzała go wzbierająca fala złości.
  — No chyba sobie kurwa żartujesz — warknął, podpierając się na przedramionach, gdy zwrócił twarz ku Yuushinowi. Jeden z łokci wylądował zresztą tuż obok jego sylwetki i kiedy tylko materac ugiął się pod nim, nie sposób było uchronić się przed napierającym na jego ramię ciężarem chłopięcych pleców i przed znajomym ciepłem, które przenikało przez materiał koszulki. Gdyby nie panująca w pokoju ciemność, wściekłość w dwubarwnych tęczówkach mieniłaby się złowrogo, gromiąc chłopaka niemalże elektryzującymi błyskami. Zresztą wściekał się całkiem słusznie. Nie tak się umawiali. — Ja pierdolę. Daj mi chociaż jeden jebany powód, żeby nie zjebać cię na podłogę. Poza tym, że kurwa jesteś ranny, bo jebie mnie to.
  Nie wiedział, po jaką cholerę marnował oddech, skoro równie dobrze mógł zepchnąć go z łóżka już teraz. Gdy tak leżał na brzegu, Yakushimaru nie potrzebował wielkiego wkładu siły, by przypomnieć mu, że tej nocy jego miejsce było na tej jebanej podłodze. Powinien zresztą zepchnąć go od razu. Tymczasem w myślach odliczał sekundy, które dawał Yuu na zastanowienie się, czy chciał zostać wypierdolony siłą czy wypierdolić się sam. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy – nie było żadnego dobrego powodu, dla którego miałby zostać obok.

Yakushimaru Seiya

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Hyeon Yuushin

Czw 12 Paź - 0:25
  — Ale wiesz, pewne rzeczy są tak oczywiste, że udawanie, że się ich nie widzi, jest po prostu głupie — odparł lekkim tonem, najwyraźniej niczym niezrażony. — Do tego stopnia, że po prostu uwłacza inteligencji. A poza tym ja zwyczajnie lubię wiedzieć rzeczy, więc zdarza mi się nieco podrążyć temat. Szczególnie, kiedy się o to prosi. Bo, Seiya, z całym szacunkiem, ale nie wyglądasz na kogoś, kto miałby cokolwiek wspólnego ze sztuką, a już na pewno nie na to, że sam ją tworzysz — rozłożył ręce, unosząc kąciki ust nieco do góry. Cóż, chyba zupełnie nikt nie podejrzewał Yakushimaru o podobne talenty, bo dawał wrażenie kogoś, kto bardziej hołubił siłę fizyczną. Z drugiej strony, nie podejrzewałby go też o studiowanie medycyny. — Jesteś pełen niespodzianek! Jednak trzeba się sporo namęczyć, żeby do nich dotrzeć, bo jesteś też naprawdę dobry w maskowaniu ich — stwierdził, kiwając głową na potwierdzenie własnych słów. Nagle zawiesił się na moment, jakby nad czymś się zastanawiał, ale już po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. — Hahaha, Seiya, jesteś jak małż! Popierdalasz sobie w spokoju w mule, powywijasz jedną, hehe, nogą to tu, to tam, a jak akurat trafisz na jakiegoś obcego, to szybciutko się zamykasz w sobie. A perły, jakie kryjesz w środku…! — dodał, z początku dusząc śmiech w sobie, ale po chwili zupełnie przestał się hamować i po prostu wybuchnął głośnym śmiechem. Porównanie wyjątkowo głupie, ale wyobrażenie sobie tego było naprawdę zabawne, przynajmniej w opinii Yuu: Seiya-małż zamykający się w skorupce. — O kurwa, boli — wydyszał pomiędzy kolejnymi falami śmiechu, łapiąc się za bok, ale jednocześnie nie potrafiąc powstrzymać się od chichotu. Uspokoił się dopiero po dłuższej, naprawdę dłuższej chwili, krzywiąc się i zerkając na opatrunek, czy przypadkiem nie przeciekł. Całe szczęście na razie nie zauważył żadnych czerwonych plam.  
  — Nie twierdzę, że jesteś mściwy — zaczął, kiedy był już w stanie spokojnie się odezwać. — Ale myślę, że gdyby ktoś Cię odwalił, to tak byś się wkurwił, że wróciłbyś jako yurei — dodał, wyraźnie nieporuszony dalszą wypowiedzią chłopaka, która brzmiała trochę tak, jakby znowu mu groził. Cóż, to już nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Linia tolerancji Yakushimaru na Hyeona zdawała się przesuwać z każdym ich spotkaniem, właściwie przesuwała się bardzo zauważalnie i Yuu na razie czuł się bezpieczny, pozwalając sobie na coraz więcej. Groźby Seia zwyczajnie straciły na wartości.
  Nie był nawet w najmniejszym stopniu zadowolony z tego, że wylądował na podłodze, ale na razie postanowił strategicznie o tym nie wspominać, a wspaniałomyślnie uszanować wolę swojego gospodarza. Może później wpadnie na jakiś pomysł, jak obejść ten zakaz. Na razie skupił się na rozmowie, bo niespodziewanie Seiya odsłonił małą część faktów na swój temat. Właściwie jeden fakt i w dodatku bardzo enigmatyczny, ale Yuu miał jakieś pojęcie na temat jak bardzo niezwykła ta sytuacja była. Rzecz tak niespotykana, że momentalnie spoważniał, nie szczerzył się już w żaden sposób, tylko widocznie zaangażował w rozmowę. Dobrze byłoby usłyszeć więcej, wykorzystać ten moment, kiedy Seiya zdecydował się na szczerość, dopóki znowu nie schowa się w swojej skorupce. Choć, sądząc po długości jego wypowiedzi i tonie, w jaki się wypowiadał, ten moment już następował.
  Ahh, szkoda. Ale nic, będzie czekał na następną okazję.
  — Seiya, dzieciaki mają traumę, bo poszły na pogrzeb. Nie bez powodu dzieciom zakazuje się oglądania filmów pełnych przemocy i krwawych scen. Co dopiero od małego spotykać gadające, zmasakrowane zwłoki, które czegoś do ciebie chcą. — Głos Yuu był słyszalnie ostrożny; nie chciał naciskać na dalsze zwierzenia, ale zwyczajnie nie odpowiadało mu lekceważące podejście do opowiadanej historii. To tym bardziej świadczyło o tym, że Seiya nie chce o tym rozmawiać. Powinien pewnie uciąć już ten temat, szczególnie przy tak jasnych sygnałach. Jak się tak jeszcze raz zastanowić, jego wypowiedź w sumie można było odebrać jak naciskanie. — Ale jeśli miałeś kogoś, kto Ci pomagał przez to przejść, to dobrze — wymamrotał ciszej po chwili, odwracając wzrok od pleców Seia i kręcąc głową -  tym przypadku sam do siebie. Dobra, koniec tematu.
  — Mmmm, mówisz? — zapytał na jego następne słowa. W oku Hyeona na powrót pojawiła się łobuzerska iskra. — A może jestem? Może mam moce, które ułatwiają mi uwodzenie niewinnych studentów? Może umarłem nie zaznawszy nigdy miłości, więc teraz odbijam to sobie w inny sposób? Albo umarłem dziewicą i nadrabiam temat? — zastanawiał się na głos, najwyraźniej nagle bardzo zaangażowany w tę historię, choć jednocześnie słyszalnie bardzo rozbawiony. — I zdziwiony byłem tylko przez krótki czas na początku, potem to wszystko zaczęło być niezwykle interesujące. Właściwie na początku myślałem, że zyskałem jakieś super moce i jestem taki wyjątkowy — wyznał, krótko się śmiejąc. Całkiem szybko przekonał się, że wcale nie jest wyjątkowy, ale otarcie się o śmierć otworzyło mu furtkę do zupełnie nowego, fascynującego, ale i przerażającego świata. Nie traktował rozmowy o byciu senkenshą jako handlu wymiennego informacjami, bardziej jako nowy wspólny punkt, wiedzę dostępną dla niewielu, ale między sobą mogli czuć się bezpiecznie w rozmawianiu na jej temat. Siedzieli w tym razem, nieczęsto spotykało się takie osoby, więc czemu by od czasu do czasu nie podzielić się doświadczeniem?
  Westchnął cicho.
  W sumie powinien już szykować się do spania i śladem Yakushimaru zacząć układać się do snu, szczególnie, że on już brzmiał, jakby mógł w każdej chwili zasnąć. Doszedł jednak do wniosku, że rozmowa z półprzytomnym Seiyą raczej na niewiele mu się zda, więc postanowił spróbować pójść spać. Zmęczenie po tym bogatym w wydarzenia wieczorze niespecjalnie chciało nadejść.
  Naprawdę średnio mu wychodziło zasypianie, bo nagle dosłownie wszystko zaczęło mu przeszkadzać. Zimno od podłogi, ból od rany, bo jego uwaga nie była już niczym rozproszona i siedząc w ciemnościach coraz wyraźniej i wyraźniej czuł pulsujące okolice rozcięcia. Nie wspominając już o tym, jak nieprzyjemnie leżało mu się na twardej podłodze, bo narzuta z pewnością wcale godnie nie zastępowała materacu.
  Eh, materac… Gdyby tylko mógł się na jednym położyć. Chociażby ukradkiem. Sei na pewno tak się dzisiaj nawkurwiał, że będzie spał jak dziecko, prawda?
  …
  Otóż nieprawda. Seiya nie potrzebował dużo czasu, żeby zorientować się, że ktoś mu wbił do łóżka, nawet jeśli zrobił to tak delikatnie, jak tylko mógł. Mimowolnie oparł się o ramię chłopaka, z zadowoleniem chociaż przez chwilę chłonąc jego ciepło.
  — Seiiiya, na podłodze jest zimno, wiesz jak ciągnie od podłogi? I wieje Ci od drzwi — poskarżył się, wyginając usta w podkówkę, chociaż Yakushimaru nie mógł go zobaczyć. — I mnie boli, dopiero na tej podłodze się przekonałem, jak naprawdę boli mnie ta rana. I jest mi źle. Jestem obolały i nie mogę zasnąć. I obiecuję, że będę się trzymał krawędzi łóżka i możesz nawet postawić mur z poduszki pomiędzy nami, ale Seiya, ślicznie proszę, nie każ mi wracać na podłogę, okaż serce kumplowi, co? Wiem, że już go dzisiaj sporo okazałeś i jestem Ci super wdzięczny, ale ten ostatni raz, błagam! — wypalił prawie na jednym wdechu, mając szczerą nadzieję, że Seiya wczuje się chociaż trochę w jego sytuację i pozwoli mu zdrzemnąć na łóżku. Jeśli nie… cóż, może w pewnym momencie w końcu zaśnie na tej okropnie zimnej podłodze, ale tylko sobie wyobrażał, jak bardzo skostniały i obolały się obudzi. Same okropności.

@Yakushimaru Seiya
Hyeon Yuushin

Vance Whitelaw and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pią 13 Paź - 0:57
Czarnowłosy uniósł brwi, jakby słowa „z całym szacunkiem” miały specjalną moc, która uruchomiła w Yakushimaru nową emocję – zwątpienie. Pozwolił, by ten wyraz na jego twarzy przemówił za niego, bo do tej pory nie uświadczył żadnego przejawu szacunku z jego strony. Nie szanował jego czasu ani tego, co miał do powiedzenia. Nie szanował jego własności, bo bez zastanowienia decydował się po nią sięgać. Nie szanował też jego przestrzeni osobistej – zarówno tej fizycznej, jak i psychicznej, bo właśnie ku własnej uciesze zapędzał się w rejony, w których on i jego irytująca ciekawość byli niemile widziani. Może z konkretnego powodu, może bez żadnej przyczyny – Seiya nie czuł się zobowiązany do tego, by dosadniej tłumaczyć mu, czemu chciał, żeby sobie odpuścił. „Nie” wydawało mu się wystarczająco mocnym argumentem. „Nie rób tego”, „nie drąż”, „nie dotykaj” – nie istniała żadna prostsza forma przekazu.
  — A ja lubię mieć cholerny święty spokój i zdarza mi się mieć wyjebane na to, że ktoś próbuje drążyć temat — odgryzł się, dając Hyeonowi do zrozumienia, że mógł drążyć w nieskończoność, bo kolejny spust właśnie zatrzaskiwał się przed jego nosem. W praktyce dążyło to tylko do bezsensownej przepychanki, bo tam, gdzie jeden robił pierwszy krok naprzód, drugi cofał się o dwa kroki, a narzucony dystans wcale nie malał. Sam nie czuł też, by skrywał przed światem jakiekolwiek niespodzianki, a przynajmniej nie robił tego, by w ostatecznym rozrachunku zaskakiwać tych bardziej wytrwałych. Yuushin za to miał najwidoczniej inne zdanie na ten temat, choć nagłe porównanie go do małża na kilka sekund zbiło go z tropu, choć dużo bardziej było to nieproporcjonalne do tego kiepskiego żartu rozbawienie. Czarnowłosemu trudno było wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, a głośny śmiech, który falami płynnego złota rozbijał się na ścianach, i tak zagłuszyłby wszystko, co miał do powiedzenia. Z perspektywy osoby trzeciej cała scena musiała wyglądać równie zabawnie, gdy Yuu nie mógł się opanować, a Sei przyglądał mu się z rażącym po oczach niezrozumieniem, zanim w zrezygnowaniu rozmasował palcami czoło, głośno wypuszczając powietrze nosem. Jeszcze przed momentem zaciskające się na ramieniu dłoń świadczyła o tym, że zastanawiał się, czy nie powinien mu przywalić, ale najwidoczniej sam doskonale radził sobie z wyrządzaniem sobie krzywdy.
  — Skończyłeś? To najwidoczniej kara za kurwa debilizm — podsumował, nie podzielając jego entuzjazmu. Ze wszystkich określeń, jakie mógł usłyszeć na swój temat, to było jednym z gorszych, ale może drażniło, bo na granicy podświadomości zdawał sobie sprawę z tego, że w jakimś stopniu – na pewno nie całkowicie – było dość trafne. Pomijając perły i to, że praktykował to tylko w stosunku do obcych.
  No jasne. Nie robił żadnych wyjątków.
  Kolejnym wzruszeniem ramion zbył perspektywę przyszłego powrotu z zaświatów. Dziwne było w szczególności to, że mając o nim takie zdanie, Hyeon wciąż próbował nadepnąć mu na odcisk, jakby prosił się o to, by po śmierci stać się jego głównym celem. Ale czy Seiya w ogóle zakładał taką możliwość? Nawet jeśli Yuushin za każdym razem znajdował sposób, by doprowadzić go do szału i dbał o wysoki poziom irytacji w jego krwi, robił zbyt mało, by wywołać w czarnowłosym faktyczną chęć mordu. Za to na pewno był coraz bliżej wcielenia się w rolę worka treningowego.
  „Seiya, dzieciaki mają traumę, bo poszły na pogrzeb.”
  — Hyeon, to nie jest kurwa twoje zmartwienie — uciął szorstko, jakby ostrożność chłopaka w doborze słów niewiele zmieniała. Już samo posłużenie się nazwiskiem było jak lodowy szpikulec, wbijający się głęboko w czaszkę – na tyle, by przypomnieć mu, że jego miejsce nadal było za ścianą i byłoby zajebiście, gdyby przestał się zza niej dobijać. Nawet jeśli chciał dobrze. Zwłaszcza, jeśli chciał dobrze – to tylko irytowało Yakushimaru jeszcze bardziej. Do tego stopnia, że na kolejne słowa mimowolnie wywrócił oczami, zanim przymknął powieki.
  Zmiana tematu powinna przynieść ulgę, ale mógł przewidzieć, że ciemnowłosy zinterpretuje jego teorię po swojemu. Seiya praktycznie od razu wydał z siebie prychnięcie, bo teraz nawet jemu ta perspektywa wydawała się absurdalna, zwłaszcza że nie został uwiedziony. Ściągnąwszy brwi, przechylił twarz tak, by odsunąć usta od pościeli, przez którą mógłby brzmieć niewyraźnie.
  — Ta? I co, twoim celem jest bycie jebaną księżniczką Disneya i oczekiwanie na pocałunek prawdziwej miłości czy przeruchanie całego akademika? — spytał sarkastycznie, raczej nie licząc na to, że usłyszy odpowiedź, zwłaszcza że szybko postanowił sprostować dużo ważniejszą kwestię: — Nie schlebiaj sobie. To kurwa co najwyżej moc ułatwiająca deprawowanie najebanych studentów. — Pościel zaszeleściła, gdy znów ułożył głowę wygodniej, już na wpół świadomie przysłuchując się kolejnym słowom Yuushina. — Na pewno jesteś wyjątkowo wkurwiający. Świat nie zniósłby więcej niepowtarzalności — wymruczał we własne ramię. Wykorzystanie innego przymiotnika, na pewno stanowiłoby jakieś pocieszenie, ale w tym przypadku było jedynie kolejnym nieprzyjemnym komentarzem, mimo że trudno było nie zwrócić uwagi na to, że wybrzmiewający śmiech – nawet jeśli znacznie krótszy – przyjemnie utulał do snu.
  Wkurwiające.
  Całe szczęście, że ciemnowłosy szybko dał mu powód do jeszcze większego wkurwienia. Ale i nieszczęście z powodu tego, że wyrwał go ze spokojnego snu, którego nieczęsto miał okazję doświadczać. Pod oczami wciąż czuł senny ciężar i choć czuł się, jakby odpłynął na znacznie dłużej, szybko odniósł wrażenie, że wystarczyło, że odcięło go na kilkanaście minut, a Hyeon szybko wykorzystał okazję.
  — To tobie kurwa wieje przez ten pusty łeb — warknął, sztyletując spojrzeniem tył głowy chłopaka. Nie dało się nie wyczuć, że Yakushimaru mocniej naparł przedramieniem na jego plecy, jakby szykował się do zrzucenia go na podłogę. Pierwsze marudne argumenty zdawały się w ogóle do niego nie przemawiać. Jasne, domyślał się, że leżenie na podłodze było niewygodne, ale Yuu od samego początku miał świadomość, że trafił pod zły adres. — Nie jestem twoim kumplem i może trochę niewygody nauczy cię, żeby nie wpierdalać się w takie akcje — rzucił ostro i chociaż wystarczyło jedno mocniejsze popchnięcie, by ciemnowłosy zaliczył nieprzyjemne spotkanie z podłogą, ku swojemu zdziwieniu, Sei nie posunął się do tego rozwiązania. Marudzenie niemalże dudniło w jego głowie, obijając się wewnątrz niej nieznośnym echem. Wybrzmiewało, jak zapowiedź tego, że przez resztę nocy będzie musiał znosić to biadolenie, mimo że wyznaczył Hyeonowi nieprzekraczalną granicę, którą i tak przekroczył.
  Z.całym.szacunkiem.
  Teraz wydawało mu się to jeszcze bardziej śmieszne. Nieprzyjemnie, kurwa, śmieszne. Tak samo, jak wcześniejsze rozwodzenie się na temat mocy, na myśl o których zacisnął zęby, jakby jednak zaczynał zakładać, że coś naruszającego jego wolną wolę wisiało w powietrzu. Bo nagle, po tym krótkim namyśle, granica, którą postawił, wcale nie wydawała się aż tak nieprzekraczalna. Bo teraz to on miał ochotę wypierdolić na podłogę, byleby Yuushin w końcu się zamknął i dał mu spać w spokoju. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że łóżko, na którym leżeli, było jego własnością, więc idiotycznie było rozważać ewakuację dla dobra kogoś, kto świadomie dolewał oliwy do ognia i przy tym wewnętrznym rozbuchaniu czuł, że zaczyna tracić rozum.
  I wcale mu się to nie podobało.
  — Zawsze jesteś kurwa taki marudny? — spytał całkowicie retorycznie, bo oczywiście domyślał się, że nie była to cecha, którą nabył dopiero teraz. Nie pierwszy raz tej nocy narzekał na zimno. Był jak dziecko, u którego jedynym wyłącznikiem było po prostu danie mu tego, czego akurat oczekiwało; na przekór idei, że zgarnięcie całej ręki rozpoczynało się od jednego palca.
  Materac obok pleców Hyeona wrócił do swojej poprzedniej formy, a Seiya odsunięcie się tłumaczył sobie zmęczeniem. Chciał spać i nie chciał już dłużej go słuchać. Mimo wszystko obecność Yuu w pobliżu wywoływała dyskomfort, przez który zaśnięcie wydawało się czymś niemożliwym, ale ucieczka oznaczała absolutną przegraną.
  — Ruszysz się o jebany milimetr, to nie tylko wylądujesz na podłodze. Wytargam cię kurwa za drzwi. Rano od razu stąd wypierdalasz. Nie będę robił ci ani herbaty, ani śniadania, ani kurwa niczego — rzucił tonem kogoś, kto był już na granicy swojej wytrzymałości. Nie liczył nawet na potwierdzenie tego, czy przekaz w ogóle do niego dotarł, wyraźnie stawiając kropkę na końcu zdania. Bo ostanie zdanie musiało należeć już do niego. Po ruchach materaca można było wyczuć, jak czarnowłosy zmienia pozycję, obracając się przy tym przodem do ściany. Jeszcze przez długi czas rozmigotanym z irytacji spojrzeniem wpatrywał się w ciemną ścianę aż nazbyt świadomy obecności Yuushina za jego plecami i zajęty bluzganiem w myślach, bo tylko ono było w stanie zagłuszyć głos, który upominał go, że za łatwo się poddał. W końcu jednak nawet jego ciało rozluźniło się, poddając się sennej atmosferze nocy.

Yakushimaru Seiya

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Hyeon Yuushin

Sro 1 Lis - 1:44
  Uniósł nieznacznie jedną brew, kiedy usłyszał w wypowiedzi Seiyi swoje nazwisko – oczywisty znak, że dalsze ciągnięcie tego tematu jest skrajnie niewskazane. Cóż, spodziewał się tego, nawet nie miał zamiaru wspominać coś więcej. Wiedział, które struny może naciągnąć, ale ta, mocno osobista, zdecydowanie nie była jedną z nich. Westchnął więc jedynie w odpowiedzi, więżąc w gardle mimowolnie formującą się wypowiedź.
  Ochoczo podjął się zmiany tematu, szczególnie, że zdecydowanie było się tam czego uczepić i być może również skierować myśli Seiyi na inny tor. Oh, na bardzo inny tor. Na samą myśl usta Yuu wygięły się w wyjątkowo szerokim uśmiechu.
  — Cóż, przeruchanie całego akademika zdecydowanie brzmi na więcej zabawy — stwierdził wesoło, wzruszając lekko ramionami. W końcu ileż można czekać na tę prawdziwą miłość… ale nawet jeśli i czekać, to czemu nie zapewnić sobie rozrywki po drodze? Beztrosko snuł sobie rozważania na ten temat (bo nie mógł przestać, kiedy jego umysł już się tego chwycił), dopóki nie dotarła do niego kolejna wypowiedź Yakushimaru. I po niej uśmiech Hyeona nagle bardzo przypominał ten, który gościł na ustach kota z Cheshire. — Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany? Bo wiesz, to naprawdę nie był jakiś szczególny wysiłek z mojej strony. Szczególnie, że sam wcale nie byłem wtedy specjalnie trzeźwy — kontynuował leniwie, ale głosem podszytym rozbawieniem, u którego podstaw znajdował się fakt, że Seiyia dalej szedł w zaparte  tej kwestii tego, że zwyczajnie nie uległ nieodpartemu urokowi Yuu i wcale w pewnym momencie nie uznał go za na tyle atrakcyjnego, że sprawy potoczyły się same. — Ale może chcesz mi powiedzieć, co w Twojej opinii zdeprawowało Cię najbardziej? W którym momencie to nastąpiło? — Głos Yuu w tym momencie zdecydowanie brzmiał zbyt niewinnie jak na temat, którego dotyczył. I zbyt niewinnie jak na łobuzerski błysk  oku, który się tam pojawił wraz z zaczęciem tej rozmowy. Seiya właściwie sam się podkładał do podobnych zaczepek, a Hyeon przecież nie byłby sobą, gdyby z tego w jakiś sposób nie skorzystał.
  Kiedy wkradał się po cichu do łóżka Yakushimaru, naprawdę miał wielką nadzieję, że chłopak śpi na tyle mocno, żeby się nie obudził już do końca nocy. Wtedy zetknąłby się z jego gniewem właściwie już po fakcie, więc w sumie zero problemu, sprawa skończona, wyszłoby na jego. Seiya jednak obudził się już teraz, a to stwarzało duży problem: niebezpieczeństwo powrotu na twardą podłogę, gdzie po prostu na pewno nie zasnąłby przez całą noc, a może nawet umarł z bólu po drodze, kto wie.
  Kompletnie nie przejął się obelgą, bo to nie na te słowa czekał w napięciu. Czuł, że chłopak mógłby go zrzucić na podłogę krótkim pchnięciem ramienia, chyba nawet się do tego szykował, a na pewno intensywnie o tym myślał, Hyeon przecież właśnie tego się spodziewał. Nagle jednak nastąpił cud. Yakushimaru się od niego odsunął, wracając do swojej pozycji wyjściowej, czyli zwróceniu się twarzą do ściany. I pozwolił mu zostać w swoim łóżku. Yuu nie mógł uwierzyć w swoje szczęście do tego stopnia, że aż się zapowietrzył na kilka długich sekund, zanim radośnie się zaśmiał.
  — Seiya, jesteś najlepszy! No najlepszy!! I jasne, rano się zmywam, mogę nawet wyjść przez okno, jeśli się boisz, że ktoś z Twoich znajomych zobaczy, jak wychodzę z Twojego pokoju. Ale rany, Seiya! Aż bym Cię wyściskał, ale pewnie tylko byś się wkurwił. A ja musiałbym wykonać zbyt skomplikowane ruchy jak na mój obecny stan. Więc tylko sobie wyobraź, że Cię ściskam. I całuję w czółko na dobranoc. Śpij spokojnie! I najsłodszych snów — swoje wesołe trajkotanie zakończył już półszeptem, po czym zamilkł, pozwalając, żeby otoczyła ich cisza, umożliwiająca spokojne zaśnięcie. Yuu już się nie wiercił, znieruchomiał przyciśnięty do krawędzi łóżka, już zadowolony, bo na wygodnym materacu. A dzięki wieczornym przygodom, nie minęło wiele czasu, nim zasnął.
  Obudził się leżąc na plecach. Chociaż obudził to jeszcze zbyt dużo powiedziane: powoli, powoli odzyskiwał świadomość, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co wydarzyło się wczoraj i w czyim łóżku właśnie się znajdował. Czuł jednak, że jego lewa ręka, podobnie jak lewa noga, na czymś leżały. Potrzebował kilkunastu sekund, żeby powróciły do niego wspomnienia z poprzedniego dnia: Keiko, rana, Seiya, łóżko. Zamrugał parokrotnie powiekami i zerknął ostrożnie na bok. Yakushimaru już nie był zwrócony w kierunku ściany, a przybrał pozycję identyczną do jego. Yuu miał tylko nadzieję, że jeszcze nie obudził, bo on sam po śnie czuł sie jeszcze zbyt ociężały i na razie nie był w stanie ściągnąć z chłopaka swojej ręki, aktualnie znajdującej się po skosie na jego brzuchu: od dolnych żeber, aż do gumki jego spodni, o którą niestety (lub stety) zahaczała. Nogę z kolei miał przerzuconą przez tę jego. Mając na uwadze wczorajsze groźby Seiyi, to kiepsko.
  Ugh… może uda mu się ściągnąć własne kończyny z ciała Seia zanim on się obudzi. Potem wymknie się przez to nieszczęsne okno i witaj nowy dniu.

z/t

@Yakushimaru Seiya
Hyeon Yuushin

Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.

Yakushimaru Seiya

Czw 2 Lis - 18:46
Mimo że był zwrócony do ściany, wywrócił oczami. Gest był wyczuwalny już w kilkusekundowym milczeniu, które zapadło po wskazanej przez Hyeona opcji spędzania swojego życia po śmierci. Seiya nie był nawet odrobinę zaskoczony tą postawą, pomijając to, że Yuushin nie do końca trzymał się swojego aktywnego towarzysko trybu życia. Jako „odhaczona opcja” – jakkolwiek nazywanie się nią nie budziłoby w nim chęci skrzywienia się – czarnowłosy już dawno powinien mieć święty spokój, którego szczerze pragnął, bo na trzeźwo nie miał w sobie aż tyle tolerancji, by względnie cierpliwie znosić obecność drugiego chłopaka. Albo to ciemnowłosy na trzeźwo był mniej zabawny.
  „Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany?”
  Dużo mniej zabawny.
  Ramiona chłopaka drgnęły w stłumionej chęci podciągnięcia ich wyżej, bo to i tak nie uchroniłoby jego uszu przed kolejną falą bezsensownej paplaniny. Gdyby miał w pokoju licznik sensownych rzeczy, które dzisiaj usłyszał, do tej pory wyświetlałby soczyste zero i Yakushimaru nie sądził, by ten wynik miał szybko ulec zmianie. Ani teraz, ani w przyszłości, ani w ogóle w towarzystwie Hyeona. Każde kolejne pytanie tylko pogarszało sprawę, budząc w nim chęć do złapania za pierwszą lepszą rzecz pod ręką i wycelowania nią w głowę Yuu. Problem w tym, że obecnie miał przy sobie jedynie własną poduszkę, którą nie chciał się dzielić, więc musiał zadowolić się jedynie kurczowym zaciśnięciem na niej palców.
  — Zawsze przypierdalasz się do każdego słowa, które usłyszysz? — I kto to mówił? Nie było niespodzianką to, że Sei nie miał w planach kontynuowania tego tematu. Po pierwsze dlatego, że nie było o czym mówić. Po drugie – niepotrzebnie w ogóle wdawał się w tę dyskusję. Po trzecie – nie wiedział. Cokolwiek skłoniło go do popłynięcia z prądem, musiało być efektem potężnego zaćmienia umysłu, z którego nie musiał się tłumaczyć. Nie byli trzeźwi – to wszystko. Może w alkoholu było coś jeszcze. Może po prostu go pojebało; tak na chwilę. Cokolwiek nie kryłoby się za tą nagłą zachcianką, Hyeon musiał pogodzić się z wymownym milczeniem. Bezpiecznym milczeniem. Nie dlatego, że Seiya chronił samego siebie, ale dlatego, że cisza była jedną z dwóch opcji wytoczenia argumentu.
  Albo ona, albo pięść.
  Z drugiego argumentu powinien był skorzystać kilkanaście minut później, gdy okazało się, że pomimo  całej dobrej woli, z jaką zgodził się na to, by dać mu u siebie przenocować, okazało się, że ta noc nie będzie na tyle spokojna, jak wcześniej zakładał. Nie robił sobie wielkich nadziei, ale obecność Yuushina w jego łóżku była na głowę wszystkie inne czarne scenariusze. Co jeszcze? Napisze SMS-a do wszystkich swoich kumpli z informacją, że znalazł przytulną miejscówkę w akademiku i mogą wpadać na noc?
  Ja jebię.
  „Seiya, jesteś najlepszy!”
  Naprawdę wolałby być najgorszy.
  — Jak chcesz mi się odwdzięczyć, to po prostu zamknij mordę, zanim zmienię zdanie. Za chuja nie chcę sobie tego wyobrażać. Nie potrzebuję koszmarów do kolekcji — sarknął, podciągając kołdrę na ramię, choć nawet ona nie była w stanie obronić go ani przed tym pierdoleniem, ani przed niechcianymi myślami. Nie od dziś było wiadomo, że im bardziej nie miało się ochoty nad czymś rozmyślać, tym bardziej żywe stawały się obrazy w głowie, które pojawiały się tam wzbogacone o irytującą narrację: Pamiętasz? Niczego nie musisz sobie wyobrażać. Gdy wtedy rano…
  Poranny blask z trudem przeciskał się przez niewielką przerwę pomiędzy dwiema zasłonami, ale nawet jego słaby snop wystarczył, by bez trudu stwierdzić, że noc była już za nimi. Pobudka przypominała powolne wynurzanie się z gęstych głębin, bo jak zwykle pierwsze sekundy były największą udręką początku nowego dnia. Czarnowłosy leżał na plecach, ale jeszcze nie otwierał oczu, gdy mozolnie przekraczał granicę pomiędzy snem a jawą. Poruszył się, choć wydawało się, że jeszcze nie docierała do niego większość bodźców, z których już teraz powinien zdać sobie sprawę. W beztrosko bezwarunkowym odruchu, uniósł przedramię, które wcześniej spoczywało na wysokości jego żeber, by unieść je ponad głowę wraz z drugą ręką i przeciągnąć się z leniwym pomrukiem, który urwał się gwałtownie, gdy poczuł nienaturalny ciężar na swojej nodze i brzuchu. Nie musiał otwierać oczu i nie musiał też być geniuszem, by szybko skojarzyć fakty. Wspomnienie nocy, jak strzała przebiło jego głowę, uświadamiając mu, że granica, którą postawił, została przekroczona. W innych sytuacjach nie miałby problemu z dotykiem, ale to nie była jedna z tych nocy, po których byłoby to do przyjęcia. No i zamiast uroczej brunetki, miał przy sobie Yuushina. Mógł się spodziewać, że nie posłucha. Mógł uczepić się tego, że dobrze wiedział, że przy nim na pytanie „co może pójść nie tak?”, jest tylko jedna odpowiedź. Wszystko.
  To był chujowy pomysł.
  Zacisnął mocniej powieki. Głęboki oddech został napiętnowany pierwszymi oznakami irytacji. Yakushimaru sprawiał wrażenie kogoś, kto zawsze wstawał lewą nogą, ale on sam dopiero teraz zaczynał rozumieć, co ludzie mieli na myśli, mówiąc o tej lewej nodze. I wcale nie chodziło tu o fakt, że to cudza noga akurat spoczywała na jego własnej, a jej ciężar był przytłaczający bardziej niż powinien. Nie licząc gwałtownych pobudek z powodu dobijania mu się do drzwi o bezbożnych porach, rzadko miał powód, by budzić się wkurwionym – potrzebował konkretnego bodźca, a ten, którego właśnie doświadczał był aż nazbyt konkretny. Impuls momentalnie wyszarpnął jego świadomość z sennego otumanienia i wystarczyła dosłownie chwila, by ochrypły z niewyspania głos przeciął niezręczną ciszę:
  — Masz kurwa trzy sekundy, żeby stąd wypierdalać.

WĄTEK ZAKOŃCZONY.
@Hyeon Yuushin
Yakushimaru Seiya

Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku