Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
8 maja 2037 r., 00:17
– Yuu, chyba dalej nas gonią – gdzieś z boku doszedł do niego przyciszony, pełny strachu kobiecy głos. Hyeon oparł się ciężko o ścianę budynku i zerknął krótko w stronę źródła tego głosu. Nie miał serca znowu jej przypominać – choć właściwie w tej sytuacji byłoby to pocieszeniem – że jej już nikt nie goni, że dla niej to już nie ma znaczenia, bo duchom nie może stać się żadna krzywda. Nie umrze przecież po raz drugi. Skinął tylko głową w odpowiedzi na znak, że przyjął tę informację do wiadomości. Przez chwilę miał problem z unormowaniem oddechu, ale to dlatego, że przez ponad godzinę szaleńczo gnał przez miasto, próbując uniknąć złapania przez grupkę wyjątkowo zdeterminowanych mężczyzn. Nie spodziewał się, że będą aż tak uparci, ale po rozbitym łuku brwiowym, po płytkim bo płytkim, ale jednak obecnym cięciu po nożu na boku, po otarciu na ramieniu i mnóstwu małych zadrapań po przedzieraniu się przez krzaki musiał zrewidować swoje poglądy i poważnie zastanowić się nad kolejnym krokiem, skoro zwyczajna ucieczka nie wystarczała.
Ugh, to by było na tyle ze zbierania dowodów po cichu. Jedynym plusem sytuacji było to, że przynajmniej teraz wiedział, czego szukać i gdzie to się znajdowało, a dzięki temu, że był to komputer, być może jego następne podejście obędzie się bez kontaktu bezpośredniego – to zdecydowanie wyglądało na robotę dla Voida.
– Poczekaj na mnie za kontenerem, rozejrzę się za drogą ucieczki – rozległo się tuż koło niego, zanim kątem oka zdążył zarejestrować jakikolwiek ruch. Z całych sił powstrzymywał się przed odruchem cofnięcia się albo przynajmniej wzdrygnięcia, bo każdorazowo spojrzenie na Keiko powodowało, że nieprzyjemne ciarki przechodziły mu po plecach. Krótko po nich zawsze jednak nadchodził gniew. Widząc zmiażdżone wargi, brak większości zębów, połamaną w dwóch miejscach i dziwnie przemieszczoną szczękę zastanawiał się, jak w ogóle był w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co mówiła. Może to jakaś właściwość szczególnie umęczonych duchów lub objaw jej mocy jako yurei, ponieważ słyszał ją doskonale, kiedy stała koło niego na połamanych nogach, wskazując ręką ze zmiażdżonym stawem łokciowym na miejsce, o które jej chodziło. Yuu wiedział, że widok przed jego oczami to zasługa partnera kobiety, co w równym stopniu motywowało go do znalezienia jasnego dowodu przeciwko niemu, jak i potrojenia wysiłków, by facet go nie dogonił, bo rezultat tego spotkania mógłby być… opłakany.
– Pamiętaj, że nie mogą cię zobaczyć – Hyeon postarał się, żeby jego słowa zabrzmiały możliwie jak najbardziej miękko, po czym zgodnie z zaleceniem, zajął miejsce za wielkim kontenerem, otoczony przez wielkie czarne worki na śmieci. Nieszczególnie było to komfortowe miejsce do spędzania czasu, zarówno ze względu na zapach, jak i fakt, że przecież przebywał tutaj z otwartymi ranami i dotknięcie czegoś mogło się skończyć mało przyjemnym zakażeniem. I akurat, kiedy przygotowywał się na dłuższy pobyt wśród odpadów, poczuł, jak telefon w kieszeni jego bluzy nieznacznie zawibrował. Przekonany, że to pewnie Rei dopytuje gdzie jest i czy w ogóle dzisiaj się zjawi w mieszkaniu, brwi automatycznie podskoczyły do góry, kiedy zobaczył kto to naprawdę był i w jaki sposób zaczynał rozmowę. Wszystko wskazywało na to, że oczekiwanie na powrót Keiko będzie niezwykle interesujące. Miał już też z tyłu głowy kiełkujący pomysł, gdzie szukać pomocy i w jaki sposób na dobre zgubić pościg, gdyby wszystko inne zawiodło.
Powrót Keiko nie udało mu się zarejestrować wzrokiem, bo kobieta dosłownie zmaterializowała się przed nim, powodując, że z zaskoczenia podskoczył i upuścił telefon, zapewniając mu kolejne pęknięcie na już zniszczonym ekranie.
– Yuu! Najlepiej będzie wzdłuż parku. Ale musisz się pospieszyć, bo idą w tę stronę. Słuchaj… – I Yuu słuchał, już w biegu zbierając telefon z ziemi i wpychając go w kieszeń bluzy.
(...)
Stojąc pod oknem jednego, bardzo konkretnego pokoju w akademiku, dziękował wszystkim bogom, o jakich kiedykolwiek słyszał, że Seiya właśnie dzisiaj postanowił zostawić otwarte okno. Nie będzie musiał wchodzić głównym wejściem, narażając się na nieprzychylne spojrzenia portierki i jej niewygodne pytania, bo sądząc po tym, jak żałośnie wyglądał, na pewno mógłby się jakichś spodziewać.
Ukrycie się w fontannie prawdopodobnie uratowało mu skórę, ale za to teraz był przemoczony do suchej nitki. Miał tylko nadzieję, że nie pływały tam żadne świństwa, przez które mógłby zakazić wszechobecne uszkodzenia skóry.
Nie marnując więcej czasu, ale też nie uprzedzając lokatora pokoju o swoim nadejściu, dość zgrabnie wdrapał się na okno, ale już mniej zgrabnie znalazł się w środku. Prawdę mówiąc, runął na ziemię jak wór ziemniaków. Zebrał się jednak stosunkowo szybko, żeby to okno za sobą zamknąć i zasłonić.
– Seiya – wydyszał w końcu, odwracając się w stronę wnętrza pomieszczenia. – Musisz mi pomóc – kontynuował, dopadając do niego w dwóch krokach. Niestety biedak potknął się podczas drugiego w efekcie czego nie tylko złapał Yakushimaru za ramiona, jak pierwotnie planował, ale również wylądował u niego na kolanach. – Goni mnie naprawdę powalony typ, jestem mokry, jest mi zimno, trochę oberwałem i muszę przeczekać chwilę w jakimś bezpiecznym miejscu. Nikt mnie nie będzie szukał w akademiku. Masz jakieś rzeczy na rany? – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, jednocześnie próbując złapać oddech po ostrym i stosunkowo długim sprincie, jaki wykonał po wyskoczeniu z fontanny. – Byłbym też bardzo wdzięczny za jakieś ciuchy na zmianę – dodał po chwili, w dalszym ciągu ciężko oddychajac. Żeby unormować ten oddech, pochylił się nieco i oparł czołem o ramię Seiyi. – Pojebana akcja, mówię Ci – wymamrotał ciszej, po kilku kolejnych sekundach walki o tlen w płucach.
@Yakushimaru Seiya
Vance Whitelaw, Yakushimaru Seiya and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Telefon z hukiem uderzył o leżącą na biurku, zamkniętą książkę. Gdyby nie ona i nie pancerne etui, urządzenie mogłoby skończyć w opłakanym stanie – nie byłby to zresztą pierwszy raz. Gdy gromadzące się nerwy szarpały spiętymi mięśniami ciała, trudno było mu powstrzymać się przed gwałtowniejszymi odruchami, nawet jeśli nie przynosiły one żadnej większej ulgi. Jedynie upływający czas był w stanie zdziałać cuda, ale teraz sprawa była świeża, bo ledwo co zablokował komórkę po odbyciu wymiany zdań, która nie powinna mieć miejsca. Dziś było podwójnie źle – był wściekły nie tylko na swojego rozmówcę, który najwidoczniej nadal wyobrażał sobie za wiele, ale też na siebie. Na to, że tak idiotycznie się pomylił i na to – a z każdą sytuacją docierało to do niego z coraz silniejszym natężeniem – że równie idiotycznie dał się sprowokować. Kurwa, pralka? Serio, Sei? Oparłszy oba łokcie o blat biurka i przycisnął palce do czoła, rozmasowując je w zrezygnowaniu. Wciągnął powietrze przez zęby i wypuścił je głośno przez nos wraz z parsknięciem, w którym zabrakło charakterystycznego rozbawienia. Zamiast niego skumulowało się w nim rozgoryczenie i subtelna nuta zażenowania, bez którego nie sposób było się obejść, mając na uwadze to, do kogo przez czysty przypadek trafiło jego zdjęcie. Z tego wszystkiego wyleciało mu z głowy, że miał wysłać je do kogoś innego i może tak było lepiej – ograniczało to możliwość wysłania go kolejnej niepożądanej osobie.
Przez minutę – może dwie – po prostu siedział w bezruchu, zupełnie niepotrzebnie analizując całą sytuację. Było to jednak na swój sposób wyciszające, bo po fali bluzgów, która przewinęła się przez jego głowę, nastąpiło zbawienne wmawianie sobie, że traktowanie Hyeona na poważnie po tych wszystkich nieskładnych wiadomościach, które wystukał w pośpiechu, było kompletnym debilizmem. Nikt normalny nie pędził do kogoś na złamanie karku z powodu jednego zdjęcia. Jasne, Yuushin nie należał do najnormalniejszych osób, ale Seiya dla własnego komfortu psychicznego na ten moment był skłonny wrzucić go do jednego wora z tymi, którzy noc woleli spędzić w swoim domu. W końcu stało się dla niego więcej niż oczywiste to, że chłopak nie przyjdzie i w najlepszym razie za parę dni zapomną, że ten błąd w ogóle miał miejsce.
Wyprostował się na krześle, odchylając głowę do tyłu przy ostatnim głębszym oddechu. Rozmasował ręką wcześniej napięty kark, zanim osunął się wygodniej na fotelu. Gdy po kilku minutach udało mu się skupić na swojej pracy przy komputerze, starał się nie wracać pamięcią do wcześniejszych wiadomości.
Właśnie w skupieniu przeglądał Internet, gdy w jego pokoju rozległ się głośny huk, choć właściwie, gdyby nie pojedyncze tąpnięcie podłogi, byłby nadal pogrążony w swoim świecie. Yakushimaru zsunął słuchawki z uszu, momentalnie okręcając się na fotelu. Początkowo wydawało mu się, że hałas dobiegał zza drzwi, ale nie zdążył wykonać pełniejszego obrotu, a już zatrzymał się gwałtownie ze spojrzeniem wbitym w podnoszącą się na równe nogi sylwetkę. Musiał być zbyt zdezorientowany, żeby zerwać się z miejsca od razu – nie można było go za to winić, biorąc pod uwagę, że nie na co dzień ktoś wpadał do twojego pokoju przez okno. Ale sądząc po ściągniętych brwiach czarnowłosego, pierwsze ziarno poirytowania już zaczynało kiełkować. Pierwsze pęknięcie pojawiło się, gdy ciemne oczy uchwyciły widok znajomej twarzy, a potem poszło już z górki, bo to, z czego prawie udało mu się oczyścić myśli, teraz powróciło do niego jedną wielką falą. Nie przygotował się na taką zmianę planów, ale nie musiał, bo przecież równie dobrze mógł tu i teraz wyszarpać Yuushina na zewnątrz. Sądząc po dłoniach, które wylądowały na podłokietnikach, zamierzał podnieść się z miejsca, ale trudno było przewidzieć, że chłopak potknie się o własne nogi i przyblokuje go całym swoim ciałem, wyrywając z jego ust niezadowolone syknięcie.
— Czy ciebie już do reszty popierdoliło? — warknął, w pierwszym odruchu wbijając plecy mocniej w oparcie fotela. Próbował odsunąć się choćby o te nędzne milimetry, by uniknąć styczności z wilgotnymi ubraniami, nawet jeśli jego dresowe spodnie już wchłonęły część wody. Poza ciężarem wbijającym się w jego uda, było to pierwsze nieprzyjemne wrażenie – zimno materiału było znacznie dotkliwsze na nagim torsie. Od razu poczuł, jak tysiące niewidzialnych igiełek wbija się w jego skórę; nawet ciepło przyspieszonego oddechu osiadające na obojczyku w niczym tu nie pomogło. Właściwie tylko pogorszyło sprawę, gdy spiął się jeszcze bardziej, a w gardle rozgościła się dusząca gniewem gula. — Zaraz kurwa co najwyżej skończysz z dodatkowymi, jeśli ze mnie nie zejdziesz. Jak sam widzisz, kiepski strzał z tym bezpiecznym miejscem. — Przechylił głowę na bok, gdy po chwili poza uczuciem chłodu, do kompletu poczuł nieprzyjemny zapach brudnej wody i czegoś, co kojarzyło mu się głównie z bezdomnymi zwierzętami. Ale od zwierząt różniło Hyeona to, że nie miał do niego tyle wyrozumiałości. Nie wzbudzał w nim też tej chęci pomocy – może dlatego, że miał dwie ręce, przeciwstawne kciuki i był dużym chłopcem, który powinien radzić sobie sam. — Nie wiem kurwa gdzie się szlajałeś, ale jebiesz śmieciami. Może gdybyś przestał wkurwiać innych, nie musiałbyś czaić się za jakimś jebanym kontenerem. I czy ty kurwa naprawdę znalazłeś czas, żeby siedzieć na telefonie, gdy ktoś gonił cię, żeby cię zajebać? Zajebiście. — Prawie zaczynał sądzić, że to tylko jakieś chore przedstawienie, nawet jeśli nie podejrzewał Yuushina o tak desperackie metody. Z drugiej strony nie znał go na tyle dobrze i był też całkowicie przekonany, że wystarczyło mu to, co już znał. Nie chciał wiedzieć niczego więcej.
Czarnowłosy ułożył ręce nad biodrami chłopaka, zaciskając palce na jego bokach. Gdyby ścisnął je mocniej i boleśniej, może sygnał byłby bardziej dosadny, ale na razie naparł na nie ostrzegawczo i podjął wymowną próbę zepchnięcia go ze swoich nóg.
— I co, może jeszcze mam ci kurwa podać ręcznik i przygotować miejsce do spania? — sarkastyczne pytanie mimowolnie opuściło jego usta, gdy teraz przynajmniej załapał cały sens wcześniejszych SMS-ów. Dwubarwne tęczówki błyszczały rozdrażnieniem, gdy spojrzał na niego z ukosa. Oszczędziłby mu bezsensownych nerwów, gdyby wcześniej był bardziej dosłowny. Ale czy to by coś zmieniło? Seiya nadal nie poczuwałby się odpowiedzialny do udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy, więc w praktyce na jedno wychodziło.
Przez minutę – może dwie – po prostu siedział w bezruchu, zupełnie niepotrzebnie analizując całą sytuację. Było to jednak na swój sposób wyciszające, bo po fali bluzgów, która przewinęła się przez jego głowę, nastąpiło zbawienne wmawianie sobie, że traktowanie Hyeona na poważnie po tych wszystkich nieskładnych wiadomościach, które wystukał w pośpiechu, było kompletnym debilizmem. Nikt normalny nie pędził do kogoś na złamanie karku z powodu jednego zdjęcia. Jasne, Yuushin nie należał do najnormalniejszych osób, ale Seiya dla własnego komfortu psychicznego na ten moment był skłonny wrzucić go do jednego wora z tymi, którzy noc woleli spędzić w swoim domu. W końcu stało się dla niego więcej niż oczywiste to, że chłopak nie przyjdzie i w najlepszym razie za parę dni zapomną, że ten błąd w ogóle miał miejsce.
Wyprostował się na krześle, odchylając głowę do tyłu przy ostatnim głębszym oddechu. Rozmasował ręką wcześniej napięty kark, zanim osunął się wygodniej na fotelu. Gdy po kilku minutach udało mu się skupić na swojej pracy przy komputerze, starał się nie wracać pamięcią do wcześniejszych wiadomości.
Właśnie w skupieniu przeglądał Internet, gdy w jego pokoju rozległ się głośny huk, choć właściwie, gdyby nie pojedyncze tąpnięcie podłogi, byłby nadal pogrążony w swoim świecie. Yakushimaru zsunął słuchawki z uszu, momentalnie okręcając się na fotelu. Początkowo wydawało mu się, że hałas dobiegał zza drzwi, ale nie zdążył wykonać pełniejszego obrotu, a już zatrzymał się gwałtownie ze spojrzeniem wbitym w podnoszącą się na równe nogi sylwetkę. Musiał być zbyt zdezorientowany, żeby zerwać się z miejsca od razu – nie można było go za to winić, biorąc pod uwagę, że nie na co dzień ktoś wpadał do twojego pokoju przez okno. Ale sądząc po ściągniętych brwiach czarnowłosego, pierwsze ziarno poirytowania już zaczynało kiełkować. Pierwsze pęknięcie pojawiło się, gdy ciemne oczy uchwyciły widok znajomej twarzy, a potem poszło już z górki, bo to, z czego prawie udało mu się oczyścić myśli, teraz powróciło do niego jedną wielką falą. Nie przygotował się na taką zmianę planów, ale nie musiał, bo przecież równie dobrze mógł tu i teraz wyszarpać Yuushina na zewnątrz. Sądząc po dłoniach, które wylądowały na podłokietnikach, zamierzał podnieść się z miejsca, ale trudno było przewidzieć, że chłopak potknie się o własne nogi i przyblokuje go całym swoim ciałem, wyrywając z jego ust niezadowolone syknięcie.
— Czy ciebie już do reszty popierdoliło? — warknął, w pierwszym odruchu wbijając plecy mocniej w oparcie fotela. Próbował odsunąć się choćby o te nędzne milimetry, by uniknąć styczności z wilgotnymi ubraniami, nawet jeśli jego dresowe spodnie już wchłonęły część wody. Poza ciężarem wbijającym się w jego uda, było to pierwsze nieprzyjemne wrażenie – zimno materiału było znacznie dotkliwsze na nagim torsie. Od razu poczuł, jak tysiące niewidzialnych igiełek wbija się w jego skórę; nawet ciepło przyspieszonego oddechu osiadające na obojczyku w niczym tu nie pomogło. Właściwie tylko pogorszyło sprawę, gdy spiął się jeszcze bardziej, a w gardle rozgościła się dusząca gniewem gula. — Zaraz kurwa co najwyżej skończysz z dodatkowymi, jeśli ze mnie nie zejdziesz. Jak sam widzisz, kiepski strzał z tym bezpiecznym miejscem. — Przechylił głowę na bok, gdy po chwili poza uczuciem chłodu, do kompletu poczuł nieprzyjemny zapach brudnej wody i czegoś, co kojarzyło mu się głównie z bezdomnymi zwierzętami. Ale od zwierząt różniło Hyeona to, że nie miał do niego tyle wyrozumiałości. Nie wzbudzał w nim też tej chęci pomocy – może dlatego, że miał dwie ręce, przeciwstawne kciuki i był dużym chłopcem, który powinien radzić sobie sam. — Nie wiem kurwa gdzie się szlajałeś, ale jebiesz śmieciami. Może gdybyś przestał wkurwiać innych, nie musiałbyś czaić się za jakimś jebanym kontenerem. I czy ty kurwa naprawdę znalazłeś czas, żeby siedzieć na telefonie, gdy ktoś gonił cię, żeby cię zajebać? Zajebiście. — Prawie zaczynał sądzić, że to tylko jakieś chore przedstawienie, nawet jeśli nie podejrzewał Yuushina o tak desperackie metody. Z drugiej strony nie znał go na tyle dobrze i był też całkowicie przekonany, że wystarczyło mu to, co już znał. Nie chciał wiedzieć niczego więcej.
Czarnowłosy ułożył ręce nad biodrami chłopaka, zaciskając palce na jego bokach. Gdyby ścisnął je mocniej i boleśniej, może sygnał byłby bardziej dosadny, ale na razie naparł na nie ostrzegawczo i podjął wymowną próbę zepchnięcia go ze swoich nóg.
— I co, może jeszcze mam ci kurwa podać ręcznik i przygotować miejsce do spania? — sarkastyczne pytanie mimowolnie opuściło jego usta, gdy teraz przynajmniej załapał cały sens wcześniejszych SMS-ów. Dwubarwne tęczówki błyszczały rozdrażnieniem, gdy spojrzał na niego z ukosa. Oszczędziłby mu bezsensownych nerwów, gdyby wcześniej był bardziej dosłowny. Ale czy to by coś zmieniło? Seiya nadal nie poczuwałby się odpowiedzialny do udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy, więc w praktyce na jedno wychodziło.
Amakasu Shey and Hyeon Yuushin szaleją za tym postem.
Dopiero kiedy jego postawiony w stan najwyższej czujności umysł zarejestrował ciepło drugiego ciała, dopiero kiedy do jego nozdrzy dotarł subtelny zapach perfumowanego żelu pod prysznic o drzewnym zabarwieniu, dopiero kiedy w jego uszach rozbrzmiał znajomy, naznaczony wyraźnym wkurwieniem głos, dopiero wtedy zaczęło do niego docierać, że jest bezpieczny. Co prawda zagrożenie pewnie będzie krążyło jeszcze w pobliżu przynajmniej przez najbliższą godzinę – zdążył się przecież przekonać, jacy są wytrwali – ale na pewno żaden ze ścigających go mężczyzn nie wpadnie na to, że schował się w akademiku. W końcu kto pomyślałby o tym, że można tam szukać schronienia poprzez wskoczenie przez okno do jednego z pokojów.
Nagle stał się szczególnie świadomy tego, jak bardzo przemoczone są jego ubrania, jakie nieprzyjemne zimno to powoduje – ciałem Yuu automatycznie wstrząsnął silny dreszcz – jak ból powoli wychodził na powierzchnię, przez co spora część jego skóry go piekła. Odsłoniętej skóry. Siedział w krótkim rękawku… kiedy zgubił swoją bluzę? Hyeon zmarszczył brwi, próbując przebrnąć przez chaos wydarzeń z ostatnich trzydziestu minut. Zostawił w krzakach przy fontannie, żeby mieć co na siebie suchego zarzucić, ale zapomniał, kiedy okazało się, że musi gnać sprintem w stronę akademika. A gdzie miał telefon? Też go wyciągał przed wejściem do fontanny… ah, w kieszeni mokrych spodni.
– Nie, po prostu poznajesz mnie od zupełnie nowej strony. Wiesz, wcześniej miałeś wersję demo, teraz dostałeś nowy upgrade. A to jeszcze nie koniec – wymamrotał, nie podnosząc głowy, ale po tym, jak zatrzęsły mu się ramiona można było wywnioskować, że Yuu, pomimo całej tej sytuacji, jest w doskonałym humorze. Nawet pomimo otwartej wrogości Yakushimaru. Oddech powoli się normował, a Hyeon zaczynał odzyskiwać jasność umysłu i większą świadomość swojego położenia. Filtru wypowiedzi jednak w dalszym ciągu nie znaleziono. – Seiya, ale masz nosa. Ukrywałem się za kontenerem. Smski były możliwe, bo nie byłem wtedy sam, miałem kogoś, kto robił mi rozeznanie w terenie. Trochę się jednak przeliczyliśmy, jeśli chodzi o wytrwałość tych typów, gdyż muszę im przyznać, że są uparci. Bo widzisz – oderwał w końcu czoło od ramienia Seia i po raz pierwszy spojrzał mu w oczy. W dalszym ciągu jednak nie rozluźnił kurczowego uścisku, w jakim trzymał jego ramiona – zainterweniowałem w obronie pewnej dziewczyny… ale nie przewidziałem, że jej agresywny chłopak będzie miał taką obstawę. Trzeba było się szybko ewakuować – kłamstwo przeszło mu przez usta gładko, na potwierdzenie swoich słów jeszcze westchnął ciężko. W tym momencie wzrok Yuushina zjechał nieco niżej, mocno niżej, dzięki czemu zauważył, że ma przed sobą półnagiego Seiyę. Zaniemówił na moment, tępo wpatrując się w niczym nie osłoniętą klatkę piersiową chłopaka i wszystkie tatuaże, które dzięki temu znalazły się w zasięgu jego wzroku. Trudno było powiedzieć, czy lekko rozchylone usta to reakcja na widok przed oczami, czy może fakt, że chciał coś powiedzieć, ale chwilowo zapomniał języka w gębie.
– Sam mnie tu zaprosiłeś – wydukał w końcu, powoli przenosząc wzrok z powrotem do twarzy Yakushimaru. – Chyba, że jesteś taki odważny jedynie przez smsy? – Zadziorny uśmiech, który pojawił się na ustach Yuu z tymi słowami wskazywał jednak na to, że szybko doszedł do siebie. – Czyżbym… – zaczął, ale już nie dane było mu dokończyć, bowiem wtedy Seiya ułożył dłonie na jego bokach i lekko na nie naparł. To wystarczyło, żeby Hyeon momentalnie odzyskał wyraźne połączenie z rzeczywistością, gdyż nagle przeszyła go fala bólu, zdająca się mieć swoje źródło tuż pod prawą dłonią Seia. Wygiął ciało w łuk i skrzywił się z bólu, bo choć wcale nie był to najmocniejszy ból, jakiego zdarzyło mu się doświadczyć, to nadszedł tak niespodziewanie, że jego reakcja na niego zupełnie wymknęła mu się spod kontroli. – Kurwa – stęknął, nagle zupełnie zapominając, co chciał wcześniej powiedzieć. – Ostrożnie, mówiłem, że oberwałem. Facet ciął mnie nożem. Nie jestem pewny, jak głęboko. I wiem, że powiedziałeś to ironicznie, ale serio bym to docenił. – Spojrzał na Seiyę już bez bólu w oczach, ale z w dalszym ciągu ściągniętymi brwiami. – Może nie na całą noc – kontynuował, odpychając się nagle lekko dłońmi od ramion chłopaka, szykując się do tego, żeby faktycznie ruszyć się z jego kolan – Mogę nawet przekimać na krześle. Po prostu muszę mieć miejsce na przeczekanie… i suche ubra... – Znów urwał, bo kiedy ślimaczym tempem zgramolił się w końcu z Yakushimaru, okazało się, że nagły spadek adrenaliny osłabił go na tyle, że runął na kolana krótko po wstaniu. Prosto pomiędzy nogi Seiyi, z czołem na jego podbrzuszu, i rękami uczepionymi jego ud. – Ja pierdolę – wymamrotał Yuu w materiał spodni dresowych. Odchylił lekko głowę do góry i spojrzał na Seia z rozchylonymi ustami, ale wzrokiem wyraźnie zbolałym. – Wiedziałem, że powinienem dłużej poczekać ze wstawaniem.
@Yakushimaru Seiya
Nagle stał się szczególnie świadomy tego, jak bardzo przemoczone są jego ubrania, jakie nieprzyjemne zimno to powoduje – ciałem Yuu automatycznie wstrząsnął silny dreszcz – jak ból powoli wychodził na powierzchnię, przez co spora część jego skóry go piekła. Odsłoniętej skóry. Siedział w krótkim rękawku… kiedy zgubił swoją bluzę? Hyeon zmarszczył brwi, próbując przebrnąć przez chaos wydarzeń z ostatnich trzydziestu minut. Zostawił w krzakach przy fontannie, żeby mieć co na siebie suchego zarzucić, ale zapomniał, kiedy okazało się, że musi gnać sprintem w stronę akademika. A gdzie miał telefon? Też go wyciągał przed wejściem do fontanny… ah, w kieszeni mokrych spodni.
– Nie, po prostu poznajesz mnie od zupełnie nowej strony. Wiesz, wcześniej miałeś wersję demo, teraz dostałeś nowy upgrade. A to jeszcze nie koniec – wymamrotał, nie podnosząc głowy, ale po tym, jak zatrzęsły mu się ramiona można było wywnioskować, że Yuu, pomimo całej tej sytuacji, jest w doskonałym humorze. Nawet pomimo otwartej wrogości Yakushimaru. Oddech powoli się normował, a Hyeon zaczynał odzyskiwać jasność umysłu i większą świadomość swojego położenia. Filtru wypowiedzi jednak w dalszym ciągu nie znaleziono. – Seiya, ale masz nosa. Ukrywałem się za kontenerem. Smski były możliwe, bo nie byłem wtedy sam, miałem kogoś, kto robił mi rozeznanie w terenie. Trochę się jednak przeliczyliśmy, jeśli chodzi o wytrwałość tych typów, gdyż muszę im przyznać, że są uparci. Bo widzisz – oderwał w końcu czoło od ramienia Seia i po raz pierwszy spojrzał mu w oczy. W dalszym ciągu jednak nie rozluźnił kurczowego uścisku, w jakim trzymał jego ramiona – zainterweniowałem w obronie pewnej dziewczyny… ale nie przewidziałem, że jej agresywny chłopak będzie miał taką obstawę. Trzeba było się szybko ewakuować – kłamstwo przeszło mu przez usta gładko, na potwierdzenie swoich słów jeszcze westchnął ciężko. W tym momencie wzrok Yuushina zjechał nieco niżej, mocno niżej, dzięki czemu zauważył, że ma przed sobą półnagiego Seiyę. Zaniemówił na moment, tępo wpatrując się w niczym nie osłoniętą klatkę piersiową chłopaka i wszystkie tatuaże, które dzięki temu znalazły się w zasięgu jego wzroku. Trudno było powiedzieć, czy lekko rozchylone usta to reakcja na widok przed oczami, czy może fakt, że chciał coś powiedzieć, ale chwilowo zapomniał języka w gębie.
– Sam mnie tu zaprosiłeś – wydukał w końcu, powoli przenosząc wzrok z powrotem do twarzy Yakushimaru. – Chyba, że jesteś taki odważny jedynie przez smsy? – Zadziorny uśmiech, który pojawił się na ustach Yuu z tymi słowami wskazywał jednak na to, że szybko doszedł do siebie. – Czyżbym… – zaczął, ale już nie dane było mu dokończyć, bowiem wtedy Seiya ułożył dłonie na jego bokach i lekko na nie naparł. To wystarczyło, żeby Hyeon momentalnie odzyskał wyraźne połączenie z rzeczywistością, gdyż nagle przeszyła go fala bólu, zdająca się mieć swoje źródło tuż pod prawą dłonią Seia. Wygiął ciało w łuk i skrzywił się z bólu, bo choć wcale nie był to najmocniejszy ból, jakiego zdarzyło mu się doświadczyć, to nadszedł tak niespodziewanie, że jego reakcja na niego zupełnie wymknęła mu się spod kontroli. – Kurwa – stęknął, nagle zupełnie zapominając, co chciał wcześniej powiedzieć. – Ostrożnie, mówiłem, że oberwałem. Facet ciął mnie nożem. Nie jestem pewny, jak głęboko. I wiem, że powiedziałeś to ironicznie, ale serio bym to docenił. – Spojrzał na Seiyę już bez bólu w oczach, ale z w dalszym ciągu ściągniętymi brwiami. – Może nie na całą noc – kontynuował, odpychając się nagle lekko dłońmi od ramion chłopaka, szykując się do tego, żeby faktycznie ruszyć się z jego kolan – Mogę nawet przekimać na krześle. Po prostu muszę mieć miejsce na przeczekanie… i suche ubra... – Znów urwał, bo kiedy ślimaczym tempem zgramolił się w końcu z Yakushimaru, okazało się, że nagły spadek adrenaliny osłabił go na tyle, że runął na kolana krótko po wstaniu. Prosto pomiędzy nogi Seiyi, z czołem na jego podbrzuszu, i rękami uczepionymi jego ud. – Ja pierdolę – wymamrotał Yuu w materiał spodni dresowych. Odchylił lekko głowę do góry i spojrzał na Seia z rozchylonymi ustami, ale wzrokiem wyraźnie zbolałym. – Wiedziałem, że powinienem dłużej poczekać ze wstawaniem.
@Yakushimaru Seiya
Vance Whitelaw and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
W tej sytuacji chciałby czuć się równie bezpieczny, ale zamiast tego odczuwał jedynie narastający dyskomfort. Nie chodziło już nawet o sam przejmujący chłód, który chłonął przez skórę od wilgotnej koszulki; ciężar Yuushina napierał na jedno z ud w taki sposób, że był przekonany, że za moment ścierpnie mu noga. A był to jedynie początek listy rzeczy, które były nie tak – począwszy od obecności Hyeona w jego pokoju, na tej niewygodnej bliskości kończąc. Nie potrafił sobie przypomnieć, w którym momencie dał chłopakowi poczucie, że może na nim polegać. Choć nie przyznawał tego na głos, nawet nietrzeźwy miał całkiem dobrą pamięć, ale teraz zaczynał ją podważać. Więc przez chwilę – nie za długą – zastanawiał się, co takiego zdążył mu obiecać i jak bardzo był wtedy najebany. Myśl urwała się wraz uczuciem drżenia – nie było mu aż tak zimno, jak ociekającemu wodą ciemnowłosemu, ale szczęka Seiyi napięła się przy mocno zaciskających się zębach. Wciągnął powietrze przez nos, bo walka ze sobą o to, by nie zepchnąć go z siebie siłą i trzasnąć go pięścią w zęby, była zacięta.
„A to jeszcze nie koniec.”
Słowa płynnym złotem wlały się do ucha. Niewygoda jeszcze bardziej pęczniała pod czaszką, gdy musiał zmierzyć się z kolejnym obciążającym bodźcem. Już dawno powinien się do tego przyzwyczaić, ale było ciężko, gdy nie zdążył się przygotować. Na dotyk, na zimno, na złość, w którą ciepłe zgłoski siłą próbowały wszyć spokój – przecież wcale go nie chciał – na ten paskudny zapach, którym pewnie zdążył już przesiąknąć, i na to, że Yuushina było za dużo.
— Jestem kurwa prawie pewien, że anulowałem tę jebaną subskrypcję i nie pisałem się na żadne upgrade’y – odezwał się sucho po dłużącym się milczeniu, podczas którego jego własne zęby niemal roztrzaskały się o siebie. W innych warunkach ta kwestia byłaby nawet całkiem zabawna, ale tym razem Yakushimaru był bardzo daleki od podzielenia dobrego humoru Yuu. Na wieść o siedzeniu przy kontenerach kąciki jego ust wykrzywiły się w niesmaku. Zdawało się, że w tym momencie jeszcze bardziej przechylił się w bok, zadzierając nieznacznie podbródek do góry. Gdyby nie to, że chłopak kurczowo wczepił się w jego ramiona, pewnie już teraz zrzuciłby go z siebie – możliwe, że nawet się do tego przymierzał, gdy poruszył się niespokojnie na fotelu. — Ta? No i kurwa gdzie jest teraz twój kumpel od rozeznania w terenie? — wtrącił, zanim Hyeon zdążył dokończyć swoją porywającą historię, którą Seiya – co można było wyczytać z niezadowolonego spojrzenia – był nieszczególnie zainteresowany. Błękitne punkciki łakomie chwytały słaby blask lampki biurkowej, gdy zmrużył powieki, konfrontując gniewne spojrzenie z chłopięcymi oczami. — Mhm. Więc ewakuowałeś się zostawiając ją na pastwę losu jakiegoś zjeba? Odważnie.
Parsknięcie wyrwało mu się w tonacji rozgoryczenia, zanim usta na krótką chwilę uformowały się w wąską linię. Zaczynał mieć nieodparte wrażenie, że Yuushin stracił łączność ze światem. Ze wzrokiem zawieszonym na linii jego oczu, nie mógł przeoczyć, że skupił się na czymś innym. O ile paradowanie bez koszulki go nie krępowało, tak ciemnowłosy dał mu właśnie jeszcze jeden powód do niewygody. Bo przecież nie chciał, żeby mu się przyglądał, żeby był tak blisko i żeby był tu, kurwa, w ogóle.
— Spierdalaj — warknął, zanim rzucona uwaga boleśnie wgryzła się w jego świadomość. Ściągnął brwi jeszcze bardziej, gdy znów przyszło mu wrócić pamięcią do wysłanych niedawno wiadomości. W swojej własnej wersji wydarzeń Seiya ironizował lub, ściślej mówiąc, obrał strategię, która miała zniechęcić chłopaka do dalszego zawracania mu dupy. Ale teraz, gdy wykorzystał już swój plan B i wyglądało na to, że jego problem brał do siebie wszystko aż nazbyt dosłownie, nie miał jeszcze gotowego planu C. Z nasilającym się w skroni pulsującym bólem tym ciężej było mu się skupić na czymś, co nie skończyłoby się nocną wycieczką do lasu z łopatą. Z drugiej strony naprawdę zaczynał tracić cierpliwość; nie posiadał jej wiele.
Może lepiej, że temat urwał się, zanim zdążył znaleźć sobie usprawiedliwienie. Bo przecież wiedział, że cokolwiek zamierzał z Hyeonem zrobić, ktoś już go w tym wyręczył. Nie wiedział tylko, jak bardzo, dopóki chłopak nie skrzywił się gwałtownie. Yakushimaru w pierwszej chwili wziął tę reakcję za koloryzowaną – wiedział, że nie włożył za wiele siły w próbę zrzucenia go z siebie. Niewiele brakowało, by zacisnął palce mocniej i przez przylegającą do ciała koszulkę, wyraźnie dało się wyczuć napinające się palce. Wystarczył moment, by wbić się gwałtownie palcami w jego ciało, a jednak uderzony nagłą realizacją. Dłonie czarnowłosego drgnęły, rozluźniając się, gdy w głowie filtrował informacje. Oberwałem. Ciął mnie nożem.
— O czym ty znowu pierdolisz? Jakim kurwa nożem? — wyrzucił z siebie, nie mogąc oszczędzić sobie poirytowanego tonu. Musiał się zgrywać, bo nikt nie podpadał uzbrojonym typom, nie mając żadnych umiejętności. Właściwie nawet chciał, żeby tak było, ale nadzieja na to, że będzie mógł zwyczajnie wypierdolić go przez okno, zniknęła w momencie, gdy spojrzawszy na swoją dłoń, dostrzegł na niej rozmywający się, blady ślad krwi. Ledwo zarejestrował dużo ciemniejszą plamę krwi na ubraniu, ale mignęła mu przed oczami, zanim podnoszący się z niego chłopak runął ciężko na podłogę. Dziwne. Wydawało mu się, że poczuje ulgę, gdy pozbędzie się balastu z nóg. Wydawało mu się też, że nie mogło spotkać go nic gorszego od wcześniejszej niekomfortowej pozycji. Zastanawiał się, co jeszcze tego wieczoru będzie mu się wydawało, bo dość szybko zdał sobie sprawę, że z każdą chwilą Yuushin przechodził samego siebie. To był tylko nieszczęśliwy wypadek, ale dłonie wsparte na jego udach, chłód wilgotnego czoła przyciśniętego do jego i kontrastujące się z nim ciepło oddechu zespalającego się z wodą, która zdążyła wsiąknąć w bawełnę dresowych spodni, wywołały kolejne spięcie. Miał dość – teraz jedynie wahał się, czy bardziej obecności Hyeona czy samego siebie; tych chorych, ożywających wspomnień, które chciał zatrzeć, bo były tylko popełnionym w życiu błędem. Pojedynczym, ale takie ryły w pamięci najtrwalsze rysy.
Kurwa. Z nerwowym syknięciem odepchnął się nogą od podłogi; koła fotela potoczyły się, odsuwając go tylko na nieznaczną odległość, ale tyle wystarczyło, by Yuu stracił oparcie w jego nogach, tyle że nie runął na podłogę, bo palce Seiyi już kurczowo zacisnęły się dookoła jego ramienia – nie było w tym delikatności, z jaką powinno się traktować rannego, ale nie potrafił inaczej, gdy ciałem szarpały gwałtowne fale poirytowania.
— Nie. Ja pierdolę — wyrzucił z siebie, kładąc nacisk na zaprzeczeniu. Jeśli ktoś miał tu przejebane, to właśnie on. — Wstawaj. — Nie dał mu większego wyboru, bo zerwawszy się z miejsca, poderwał go za sobą do góry i do ostatniej chwili korciło go, żeby raczej wytargać go za drzwi pokoju. Zwłaszcza, że wkurwiało go wszystko – począwszy od sytuacji sprzed chwili, aż po konieczność zarzucenia sobie ramienia chłopaka na kark i objęcia go w pasie, żeby nie wypierdolił się na prostej drodze, co dziś wychodziło mu znakomicie. — To nawet nie jest kurwa śmieszne. Jakby typ wpierdolił ci nóż w bok, też zapierdalałbyś tutaj na resztkach adrenaliny? Czy ja ci wyglądam na jebany SOR? Nawet nie odpowiadaj. — Trzasnął z otwartej dłoni o włącznik światła w łazience. — Masz szczęście, że jeszcze się nie wykrwawiłeś. Chociaż- — uciął zdanie gorzkim prychnięciem i – co dziwne – już z większym wyczuciem podprowadził go do pralki, która jako jedyna stanowiła sensowną podporę.
Cofnął się o dwa kroki, zsuwając spojrzenie ku krwawej plamie na koszulce. W dużo jaśniejszym, zimnym świetle wyglądało to co najmniej źle, ale skaleczenie wcale nie musiało być aż tak groźne. Szczęka czarnowłosego drgnęła w widocznym napięciu, ale tylko on sam wiedział, jak ciężko było przemielić w ustach dwa słowa, które miał na końcu języka.
Chuj mnie strzeli.
— Zdejmij to. — W otoczeniu ścian wyłożonych kafelkami jego głos brzmiał aż nazbyt wyraźnie. Ta intensywność tonu – nawet jeśli mrukliwego – była drażniąca dla jego własnych uszu. Przydałby mu się rentgen w oczach, bo jaki teraz miał wybór? No właśnie.
„A to jeszcze nie koniec.”
Słowa płynnym złotem wlały się do ucha. Niewygoda jeszcze bardziej pęczniała pod czaszką, gdy musiał zmierzyć się z kolejnym obciążającym bodźcem. Już dawno powinien się do tego przyzwyczaić, ale było ciężko, gdy nie zdążył się przygotować. Na dotyk, na zimno, na złość, w którą ciepłe zgłoski siłą próbowały wszyć spokój – przecież wcale go nie chciał – na ten paskudny zapach, którym pewnie zdążył już przesiąknąć, i na to, że Yuushina było za dużo.
— Jestem kurwa prawie pewien, że anulowałem tę jebaną subskrypcję i nie pisałem się na żadne upgrade’y – odezwał się sucho po dłużącym się milczeniu, podczas którego jego własne zęby niemal roztrzaskały się o siebie. W innych warunkach ta kwestia byłaby nawet całkiem zabawna, ale tym razem Yakushimaru był bardzo daleki od podzielenia dobrego humoru Yuu. Na wieść o siedzeniu przy kontenerach kąciki jego ust wykrzywiły się w niesmaku. Zdawało się, że w tym momencie jeszcze bardziej przechylił się w bok, zadzierając nieznacznie podbródek do góry. Gdyby nie to, że chłopak kurczowo wczepił się w jego ramiona, pewnie już teraz zrzuciłby go z siebie – możliwe, że nawet się do tego przymierzał, gdy poruszył się niespokojnie na fotelu. — Ta? No i kurwa gdzie jest teraz twój kumpel od rozeznania w terenie? — wtrącił, zanim Hyeon zdążył dokończyć swoją porywającą historię, którą Seiya – co można było wyczytać z niezadowolonego spojrzenia – był nieszczególnie zainteresowany. Błękitne punkciki łakomie chwytały słaby blask lampki biurkowej, gdy zmrużył powieki, konfrontując gniewne spojrzenie z chłopięcymi oczami. — Mhm. Więc ewakuowałeś się zostawiając ją na pastwę losu jakiegoś zjeba? Odważnie.
Parsknięcie wyrwało mu się w tonacji rozgoryczenia, zanim usta na krótką chwilę uformowały się w wąską linię. Zaczynał mieć nieodparte wrażenie, że Yuushin stracił łączność ze światem. Ze wzrokiem zawieszonym na linii jego oczu, nie mógł przeoczyć, że skupił się na czymś innym. O ile paradowanie bez koszulki go nie krępowało, tak ciemnowłosy dał mu właśnie jeszcze jeden powód do niewygody. Bo przecież nie chciał, żeby mu się przyglądał, żeby był tak blisko i żeby był tu, kurwa, w ogóle.
— Spierdalaj — warknął, zanim rzucona uwaga boleśnie wgryzła się w jego świadomość. Ściągnął brwi jeszcze bardziej, gdy znów przyszło mu wrócić pamięcią do wysłanych niedawno wiadomości. W swojej własnej wersji wydarzeń Seiya ironizował lub, ściślej mówiąc, obrał strategię, która miała zniechęcić chłopaka do dalszego zawracania mu dupy. Ale teraz, gdy wykorzystał już swój plan B i wyglądało na to, że jego problem brał do siebie wszystko aż nazbyt dosłownie, nie miał jeszcze gotowego planu C. Z nasilającym się w skroni pulsującym bólem tym ciężej było mu się skupić na czymś, co nie skończyłoby się nocną wycieczką do lasu z łopatą. Z drugiej strony naprawdę zaczynał tracić cierpliwość; nie posiadał jej wiele.
Może lepiej, że temat urwał się, zanim zdążył znaleźć sobie usprawiedliwienie. Bo przecież wiedział, że cokolwiek zamierzał z Hyeonem zrobić, ktoś już go w tym wyręczył. Nie wiedział tylko, jak bardzo, dopóki chłopak nie skrzywił się gwałtownie. Yakushimaru w pierwszej chwili wziął tę reakcję za koloryzowaną – wiedział, że nie włożył za wiele siły w próbę zrzucenia go z siebie. Niewiele brakowało, by zacisnął palce mocniej i przez przylegającą do ciała koszulkę, wyraźnie dało się wyczuć napinające się palce. Wystarczył moment, by wbić się gwałtownie palcami w jego ciało, a jednak uderzony nagłą realizacją. Dłonie czarnowłosego drgnęły, rozluźniając się, gdy w głowie filtrował informacje. Oberwałem. Ciął mnie nożem.
— O czym ty znowu pierdolisz? Jakim kurwa nożem? — wyrzucił z siebie, nie mogąc oszczędzić sobie poirytowanego tonu. Musiał się zgrywać, bo nikt nie podpadał uzbrojonym typom, nie mając żadnych umiejętności. Właściwie nawet chciał, żeby tak było, ale nadzieja na to, że będzie mógł zwyczajnie wypierdolić go przez okno, zniknęła w momencie, gdy spojrzawszy na swoją dłoń, dostrzegł na niej rozmywający się, blady ślad krwi. Ledwo zarejestrował dużo ciemniejszą plamę krwi na ubraniu, ale mignęła mu przed oczami, zanim podnoszący się z niego chłopak runął ciężko na podłogę. Dziwne. Wydawało mu się, że poczuje ulgę, gdy pozbędzie się balastu z nóg. Wydawało mu się też, że nie mogło spotkać go nic gorszego od wcześniejszej niekomfortowej pozycji. Zastanawiał się, co jeszcze tego wieczoru będzie mu się wydawało, bo dość szybko zdał sobie sprawę, że z każdą chwilą Yuushin przechodził samego siebie. To był tylko nieszczęśliwy wypadek, ale dłonie wsparte na jego udach, chłód wilgotnego czoła przyciśniętego do jego i kontrastujące się z nim ciepło oddechu zespalającego się z wodą, która zdążyła wsiąknąć w bawełnę dresowych spodni, wywołały kolejne spięcie. Miał dość – teraz jedynie wahał się, czy bardziej obecności Hyeona czy samego siebie; tych chorych, ożywających wspomnień, które chciał zatrzeć, bo były tylko popełnionym w życiu błędem. Pojedynczym, ale takie ryły w pamięci najtrwalsze rysy.
Kurwa. Z nerwowym syknięciem odepchnął się nogą od podłogi; koła fotela potoczyły się, odsuwając go tylko na nieznaczną odległość, ale tyle wystarczyło, by Yuu stracił oparcie w jego nogach, tyle że nie runął na podłogę, bo palce Seiyi już kurczowo zacisnęły się dookoła jego ramienia – nie było w tym delikatności, z jaką powinno się traktować rannego, ale nie potrafił inaczej, gdy ciałem szarpały gwałtowne fale poirytowania.
— Nie. Ja pierdolę — wyrzucił z siebie, kładąc nacisk na zaprzeczeniu. Jeśli ktoś miał tu przejebane, to właśnie on. — Wstawaj. — Nie dał mu większego wyboru, bo zerwawszy się z miejsca, poderwał go za sobą do góry i do ostatniej chwili korciło go, żeby raczej wytargać go za drzwi pokoju. Zwłaszcza, że wkurwiało go wszystko – począwszy od sytuacji sprzed chwili, aż po konieczność zarzucenia sobie ramienia chłopaka na kark i objęcia go w pasie, żeby nie wypierdolił się na prostej drodze, co dziś wychodziło mu znakomicie. — To nawet nie jest kurwa śmieszne. Jakby typ wpierdolił ci nóż w bok, też zapierdalałbyś tutaj na resztkach adrenaliny? Czy ja ci wyglądam na jebany SOR? Nawet nie odpowiadaj. — Trzasnął z otwartej dłoni o włącznik światła w łazience. — Masz szczęście, że jeszcze się nie wykrwawiłeś. Chociaż- — uciął zdanie gorzkim prychnięciem i – co dziwne – już z większym wyczuciem podprowadził go do pralki, która jako jedyna stanowiła sensowną podporę.
Cofnął się o dwa kroki, zsuwając spojrzenie ku krwawej plamie na koszulce. W dużo jaśniejszym, zimnym świetle wyglądało to co najmniej źle, ale skaleczenie wcale nie musiało być aż tak groźne. Szczęka czarnowłosego drgnęła w widocznym napięciu, ale tylko on sam wiedział, jak ciężko było przemielić w ustach dwa słowa, które miał na końcu języka.
Chuj mnie strzeli.
— Zdejmij to. — W otoczeniu ścian wyłożonych kafelkami jego głos brzmiał aż nazbyt wyraźnie. Ta intensywność tonu – nawet jeśli mrukliwego – była drażniąca dla jego własnych uszu. Przydałby mu się rentgen w oczach, bo jaki teraz miał wybór? No właśnie.
Amakasu Shey and Hyeon Yuushin szaleją za tym postem.
– Widzisz, Seiya, jesteś prawie pewien. To nie to samo. – Znów cały zadrżał od tłumionego śmiechu, który powoli wypełniał klatkę piersiową i piął się do góry, usiłując się przedostać przez gardło na zewnątrz. Na to Yuu jeszcze nie mógł sobie pozwolić, nie, kiedy Yakushimaru w dalszym ciągu rozważał, czy wywalić do z pokoju, czy jednak się zlitować. – Poza tym, beze mnie miałbyś beznadziejnie spokojne życie. Mówię Ci, znudziłoby Ci się – obwieścił mu z niczym niezachwianą pewnością siebie. – Czy ktokolwiek inny wpada do Ciebie z pudełkiem świeżutkiej, pachnącej pizzy? – Pytanie oczywiście było zupełnie retoryczne, Yuu miał nieodparte wrażenie, że nie, nikt nie odważył się tak napaść Seiyi Yakushimaru, prawie dwumetrowego postrachu kierunku lekarskiego w zaciszu jego pokoju. W teorii działanie mu na nerwy w jakikolwiek sposób nie było najmądrzejszym posunięciem. W praktyce Hyeona nie mogło to mniej obchodzić. Gdyby chłopak naprawdę chciał dać mu w zęby, pewnie zrobiłby to już dawno temu. Drażnienie go miało w sobie coś z dźgania patykiem niedźwiedzia, ale Yuu po prostu nie mógł się powstrzymać. Nie, kiedy wyciągał od niego wszystkie zamierzone reakcje tak łatwo. Nie, kiedy powolutku, ale stanowczo, udowadniał swoją rację, proste fakty, z którymi on od dawna żył w pełnej zgodzie, a które Seiya z jakiegoś powodu bardzo mocno starał się wyprzeć.
A Yuu wiedział, że nie do końca mu to wychodziło.
– Rozdzieliliśmy się – powiedział po prostu, mijając się z prawdą tylko odrobinę. Powiedział przecież Keiko, że może już iść, że znajdzie ją później, bo przecież on spokojnie sobie poradzi, nie ma daleko. – Oh, nie martw się o nią – ze spokojem wpatrywał się w gniewne oczy Seiyi, zupełnie pewny tego, co mówił – Jej już nic złego nie może się stać. Jestem tutaj właśnie z tego powodu – Zręczne mieszanie kłamstw z prawdą doprowadził do perfekcji, nawet mu powieka nie drgnęła, nie mówiąc już o jakimkolwiek ruszeniu sumienia – niewzruszony niczym, pozostał neutralny i, miał nadzieję, przekonujący w niewymuszony sposób. Przecież kłamał w dobrej sprawie.
Całe szczęście, że zdążył powiedzieć, co chciał, zanim zerknął w dół na nagą klatkę piersiową Seiyi, bo w przeciwnym wypadku na pewno albo głupio by się zająknął, albo na moment straciłby wątek. Co prawda nie miał problemu z tym, żeby przyznać, że uważał Yakushimaru za atrakcyjnego, ale wolał to robić na swoich zasadach, w czasie, który bardziej wpłynąłby na jego korzyść, bo obecnie… obecnie czuł, jakby wręczył Seiyi oręż, za pomocą którego ten mógłby się z nim drażnić, bo miałby ten mały krok przewagi. Z drugiej jednak strony Seiya to Seiya, obecnie pewnie wolałby samemu przesiedzieć godzinę pod kontenerem ze śmieciami, a potem wskoczyć w ciuchach do fontanny, niż w jakikolwiek sposób się z nim drażnić. To dalej stawiało Yuu w pozycji, w której to on miał przewagę. Bardzo domyślną, ale zawsze jakąś – na razie tyle mu wystarczało.
Każda jego następna myśl została rozmyta przez nagłość kolejnych wydarzeń: najpierw upadek pomiędzy nogi Seiyi, a potem jego gwałtowne odsunięcie się, które zapewne skończyłoby się tym, że Hyeon wylądowałby twarzą na podłodze, gdyby nie mocny uścisk dłoni Yakushimaru, która znienacka zakleszczyła się na ramieniu Yuu. Miał zbyt opóźnione ruchy, żeby w porę zareagować na niespodziewaną utratę oparcia, dlatego był rad, że Sei się w porę zreflektował i uratował go od przynajmniej obitego nosa.
Wydał z siebie jedynie przeciągłe stęknięcie, kiedy chłopak pociągnął go ze sobą do góry i przez pierwsze kilka kroków uwiesił się na nim dość mocno, żeby później odnaleźć większą stabilność chodu i wykorzystać jego ramię już bardziej w formie wsparcia. Miło było znaleźć się tak blisko Seiyi nie tylko ze względu na oparcie, jakie mu oferował, ale także ze względu na to, że cały emanował ciepłem, którego Yuu w chwili obecnej bardzo brakowało.
– Rany, Seiya, ale jesteś cieplutki – wymamrotał, nieznacznie bardziej przylegając do jego boku, chwilowo olewając wszystkie zarzuty, jakie w stosunku do niego miał Yakushimaru. Chwilowo wolał się rozkoszować tą odrobiną ciepła chłopaka, którą udało mu się skraść dla siebie, bowiem z każdą kolejną minutą coraz bardziej docierała do niego niewygoda sytuacji, w jakiej się znalazł: mokry, cały, calusieński mokry, niemalże ociekający wodą, z włosami lepiącymi się do czoła i karku i nieprzyjemnie przylegającym do ciała ubraniem. Temperatura zarówno wody jak i wczesnego majowego wieczora zrobiły swoje i kiedy adrenalina zaczęła z niego schodzić, jego wrażliwość na chłód nagle się wyostrzyła. – Wyszedłem z założenia, że gdyby było bardzo źle, to nie mógłbym do Ciebie dobiec nawet pomimo adrenaliny, a skoro tu jestem, to nie może być aż źle. Ale to musisz sam ocenić. Nie obarczyłbym Cię taką odpowiedzialnością za moje życie, cokolwiek sobie o mnie myślisz – powiedział ni to z rozbawieniem, ni to poważnie, przez co trudno było wywnioskować, jakie miał podejście do całej sprawy. Wykrzywił usta w podkówkę, kiedy Yakushimaru zostawił go opartego o pralkę, wyraźnie niepocieszony z utraty tak miłego źródła ciepła. Słysząc jednak następne słowa chłopaka, w oczach Yuu w jednej chwili rozbłysły łobuzerskie iskierki.
– Seiya, cóż za stanowczość w głosie – wymruczał niskim głosem, nie spuszczając z niego spojrzenia – Mówiła Ci kiedyś któraś “yes, daddy”? Bo ja mam teraz ochotę – przyznał, czując, jak wargi rozciąga mu powolny uśmieszek. Jednak już bez zbędnego ociągania się, chwycił za brzegi koszulki i dość powolnie, bo nie chciał bardziej naruszać świeżej rany na boku, zdjął z siebie mokry materiał. Oczom Seiyi ukazały się zarówno obsypane piegami ramiona, ukryte do tej pory pod rękawami tatuaże, jak i różnego rodzaju blizny – w głównej mierze te drobne, ale przy dokładnych oględzinach cięcia nożem Seiya mógł zauważyć na żebrach powyżej niepozorną, podłużną szramę, która ciągnęła się dalej wzdłuż boku Yuu i najwyraźniej kończyła dopiero gdzieś na jego plecach.
Hyeon dość niezgrabnie wsunął się na pralkę, po czym palcami zaczesał mokre włosy do tyłu. Wiedział, że lada chwila zaczną schnąć, a przez to zakręcą się do niesfornych fal. Na to liczył. To tylko dodawało mu uroku.
– To myślisz, że pozwolisz mi u siebie przekimać? – zapytał, przechylając lekko głowę w bok. – I mam nadzieję, że nie nadużyję Twojej gościnności, jeśli poproszę o gorącą herbatę? – uśmiechnął się najładniej, jak tylko potrafił – jak zwykle, kiedy chciał coś u kogoś ugrać.
@Yakushimaru Seiya
A Yuu wiedział, że nie do końca mu to wychodziło.
– Rozdzieliliśmy się – powiedział po prostu, mijając się z prawdą tylko odrobinę. Powiedział przecież Keiko, że może już iść, że znajdzie ją później, bo przecież on spokojnie sobie poradzi, nie ma daleko. – Oh, nie martw się o nią – ze spokojem wpatrywał się w gniewne oczy Seiyi, zupełnie pewny tego, co mówił – Jej już nic złego nie może się stać. Jestem tutaj właśnie z tego powodu – Zręczne mieszanie kłamstw z prawdą doprowadził do perfekcji, nawet mu powieka nie drgnęła, nie mówiąc już o jakimkolwiek ruszeniu sumienia – niewzruszony niczym, pozostał neutralny i, miał nadzieję, przekonujący w niewymuszony sposób. Przecież kłamał w dobrej sprawie.
Całe szczęście, że zdążył powiedzieć, co chciał, zanim zerknął w dół na nagą klatkę piersiową Seiyi, bo w przeciwnym wypadku na pewno albo głupio by się zająknął, albo na moment straciłby wątek. Co prawda nie miał problemu z tym, żeby przyznać, że uważał Yakushimaru za atrakcyjnego, ale wolał to robić na swoich zasadach, w czasie, który bardziej wpłynąłby na jego korzyść, bo obecnie… obecnie czuł, jakby wręczył Seiyi oręż, za pomocą którego ten mógłby się z nim drażnić, bo miałby ten mały krok przewagi. Z drugiej jednak strony Seiya to Seiya, obecnie pewnie wolałby samemu przesiedzieć godzinę pod kontenerem ze śmieciami, a potem wskoczyć w ciuchach do fontanny, niż w jakikolwiek sposób się z nim drażnić. To dalej stawiało Yuu w pozycji, w której to on miał przewagę. Bardzo domyślną, ale zawsze jakąś – na razie tyle mu wystarczało.
Każda jego następna myśl została rozmyta przez nagłość kolejnych wydarzeń: najpierw upadek pomiędzy nogi Seiyi, a potem jego gwałtowne odsunięcie się, które zapewne skończyłoby się tym, że Hyeon wylądowałby twarzą na podłodze, gdyby nie mocny uścisk dłoni Yakushimaru, która znienacka zakleszczyła się na ramieniu Yuu. Miał zbyt opóźnione ruchy, żeby w porę zareagować na niespodziewaną utratę oparcia, dlatego był rad, że Sei się w porę zreflektował i uratował go od przynajmniej obitego nosa.
Wydał z siebie jedynie przeciągłe stęknięcie, kiedy chłopak pociągnął go ze sobą do góry i przez pierwsze kilka kroków uwiesił się na nim dość mocno, żeby później odnaleźć większą stabilność chodu i wykorzystać jego ramię już bardziej w formie wsparcia. Miło było znaleźć się tak blisko Seiyi nie tylko ze względu na oparcie, jakie mu oferował, ale także ze względu na to, że cały emanował ciepłem, którego Yuu w chwili obecnej bardzo brakowało.
– Rany, Seiya, ale jesteś cieplutki – wymamrotał, nieznacznie bardziej przylegając do jego boku, chwilowo olewając wszystkie zarzuty, jakie w stosunku do niego miał Yakushimaru. Chwilowo wolał się rozkoszować tą odrobiną ciepła chłopaka, którą udało mu się skraść dla siebie, bowiem z każdą kolejną minutą coraz bardziej docierała do niego niewygoda sytuacji, w jakiej się znalazł: mokry, cały, calusieński mokry, niemalże ociekający wodą, z włosami lepiącymi się do czoła i karku i nieprzyjemnie przylegającym do ciała ubraniem. Temperatura zarówno wody jak i wczesnego majowego wieczora zrobiły swoje i kiedy adrenalina zaczęła z niego schodzić, jego wrażliwość na chłód nagle się wyostrzyła. – Wyszedłem z założenia, że gdyby było bardzo źle, to nie mógłbym do Ciebie dobiec nawet pomimo adrenaliny, a skoro tu jestem, to nie może być aż źle. Ale to musisz sam ocenić. Nie obarczyłbym Cię taką odpowiedzialnością za moje życie, cokolwiek sobie o mnie myślisz – powiedział ni to z rozbawieniem, ni to poważnie, przez co trudno było wywnioskować, jakie miał podejście do całej sprawy. Wykrzywił usta w podkówkę, kiedy Yakushimaru zostawił go opartego o pralkę, wyraźnie niepocieszony z utraty tak miłego źródła ciepła. Słysząc jednak następne słowa chłopaka, w oczach Yuu w jednej chwili rozbłysły łobuzerskie iskierki.
– Seiya, cóż za stanowczość w głosie – wymruczał niskim głosem, nie spuszczając z niego spojrzenia – Mówiła Ci kiedyś któraś “yes, daddy”? Bo ja mam teraz ochotę – przyznał, czując, jak wargi rozciąga mu powolny uśmieszek. Jednak już bez zbędnego ociągania się, chwycił za brzegi koszulki i dość powolnie, bo nie chciał bardziej naruszać świeżej rany na boku, zdjął z siebie mokry materiał. Oczom Seiyi ukazały się zarówno obsypane piegami ramiona, ukryte do tej pory pod rękawami tatuaże, jak i różnego rodzaju blizny – w głównej mierze te drobne, ale przy dokładnych oględzinach cięcia nożem Seiya mógł zauważyć na żebrach powyżej niepozorną, podłużną szramę, która ciągnęła się dalej wzdłuż boku Yuu i najwyraźniej kończyła dopiero gdzieś na jego plecach.
Hyeon dość niezgrabnie wsunął się na pralkę, po czym palcami zaczesał mokre włosy do tyłu. Wiedział, że lada chwila zaczną schnąć, a przez to zakręcą się do niesfornych fal. Na to liczył. To tylko dodawało mu uroku.
– To myślisz, że pozwolisz mi u siebie przekimać? – zapytał, przechylając lekko głowę w bok. – I mam nadzieję, że nie nadużyję Twojej gościnności, jeśli poproszę o gorącą herbatę? – uśmiechnął się najładniej, jak tylko potrafił – jak zwykle, kiedy chciał coś u kogoś ugrać.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Wyraz twarzy Yakushimaru mówił wszystko – przyklejone tam zwątpienie, które przedzierało się przez grubą maskę niezadowolenia, zdradzało, że nie dość, że nie podobało mu się takie urozmaicanie jego codzienności, to jeszcze był przekonany, że bez Hyeona miał ciekawe życie. Za ciekawe. To nie rozrywki potrzebował, tylko kurwa świętego spokoju. Odnajdował go w tych nielicznych momentach, gdy całe swoje skupienie mógł poświęcić pracy przy biurku. Samotnie; z dala od czynników wytrącających go z równowagi – ludzi. Odpoczynek nie pomagał na długo, gdy było się chodzącą miną i wystarczył jeden źle postawiony krok, by doprowadzić do wybuchu. Czasem zdawało się, że już tylko gniew wypełniał go po same brzegi, ale przecież potrafił się uśmiechać, żartować i bywał też spokojny – choć ktoś inny mógłby powiedzieć, że racjonalny – tyle że nie były to emocje zarezerwowane na teraz. Nie dla Yuushina, przed którym postawił ścianę, a w spojrzeniu, w którym tłoczyły się równie gniewne, jak on sam, kurwiki.
— Wyobraź sobie, że za chuj nie jest spokojne i wcale mi go nie ułatwiasz — wyrzucone z niezadowoleniem słowa nawet nie były wyrzutem; były stwierdzeniem. Jak na kogoś, kto niczego o nim nie wiedział, wysuwał całkiem odważne wnioski na temat tego, czego czarnowłosy potrzebował w swoim życiu. Potrzeb miał wiele, ale świeża pizza nie znajdowała się na tej liście albo po prostu nie przyjmował do wiadomości, że jej potrzebował. Zwłaszcza od niego.
„Jej już nic złego nie może się stać.”
Ściągnął mocniej brwi, przechylając lekko głowę na bok, jak ktoś, kto nadstawiał ucha, bo wydawało mu się, że się przesłyszał. Chłopak mógł nie mieć nic złego na myśli, ale jego próba uspokojenia Seiyi brzmiała co najmniej źle.
— Kurwa. Zaraz pomyślę, że sam ją gdzieś zakopałeś — stwierdził na głos, ale wystarczająco za mało przejęty, by zauważyć, że daleko było mu do posądzania Yuushina o morderstwo. Wystarczyło na niego spojrzeć, by dojść do wniosku, że zabójca był z niego żaden, nawet jeśli ci niepozorni bywali najgorsi. W głowie zakodował jednak, że Hyeon próbował jej pomóc, a Sei – co wkurwiało go jeszcze bardziej – z niewytłumaczalnego powodu mu w to uwierzył. Nie miał żadnych argumentów, które przemawiałyby za winą chłopaka, więc pozostało mu zaakceptować to, że nie kłamał, albo czekać aż po drodze podwinie mu się noga.
Po części się podwinęła – dosłownie i nie tak, jak sobie tego życzył. Wszystko trwało chwilę, ale dyskomfort, który rozgościł się wewnątrz, pozostał z nim na dłużej i narastał. Wraz z ciałem, które mocniej przylgnęło do jego własnego – nie mógł przecież nie poczuć tego, będąc tak blisko – wraz ze zbędnym komentarzem na temat bijącego od jego ciała ciepła. Szorstkie parsknięcie gwałtownie przecięło powietrze, bo nie podzielał przyjemności z prowadzenia go do łazienki. Mokra koszulka ziębiła nagi bok, a ramię Yuushina ciężko napierało na jego kark, jakby postanowił, że jak ma być utrapieniem, to już na całego.
— Jeszcze jedno debilne słowo, a będziesz konał na korytarzu — wymruczał pod nosem, na co mógł sobie pozwolić bez obawy o to, że go nie usłyszy. Byli niekomfortowo blisko – nic dziwnego, że odsunięcie się od chłopaka przyniosło mu wewnętrzną ulgę. Nie tylko dlatego, że koszulka ciemnowłosego obrzydliwie lepiła się do jego skóry, na której właśnie perliła się pozostawiona tam wilgoć. — Chyba wystarczająco dałem ci do zrozumienia, co sobie myślę. Jesteś kurwa największym wrzodem na dupie, jakiego poznałem. Ale zdążyłem zauważyć, że ta rola bardzo ci odpowiada — stwierdził i tym razem nie podobało mu się to, że mógł mieć rację. Za cholerę nie wiedział tylko, jakie korzyści przynosiło siedzenie w towarzystwie kogoś, kto otwarcie pokazywał, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Yakushimaru był wręcz przekonany, że był dosadny w swoim zachowaniu, nie licząc dzisiejszej nocy, gdy – jak sądził – pozostawiono go bez wyboru. I teraz trwał rozdarty pomiędzy chęcią wypierdolenia go stąd (Mówiła ci kiedyś któraś-) a koniecznością udzielenia mu tej pieprzonej pomocy.
— Czy ja kurwa mówię niewyraźnie? — sarknął, nie chcąc się powtarzać po raz drugi. W zniecierpliwieniu zmrużył oczy. Im bardziej zadowolony ze swoich docinek był Yuu, tym bardziej Seiya oddalał się od możliwości odzyskania całkowitego spokoju przynajmniej na chwilę, przez co znajdując się naprzeciwko siebie byli dla siebie absolutnym kontrastem.
Nie zawstydzał go widok odsłanianego torsu, ale w samej czynności rozbierania się było coś intymnego, z czego zdał sobie sprawę dopiero, gdy Hyeon zdecydował się bez sprzeciwu spełnić jego polecenie. Wmawiał sobie, że to oczywiste, że powinien dać mu przynajmniej szczątkowe poczucie prywatności, gdy nagle odwrócił się, całkowicie ignorując prześlizgującą się przez głowę kliszę; zbędne wspomnienie, które za wszelką cenę chciał wyprzeć ze świadomości. Wypadł całkiem naturalnie – nie licząc warg, które na sekundę zwęziły się do cienkiej linii z przypływem nagłego rozgoryczenia – gdy bez słowa podszedł do umywalki, jakby to nie widok zmusił go do odwrócenia się, a nagłe przypomnienie sobie o konieczności umycia rąk. Było to zresztą całkiem logiczne, skoro miał zająć się jego raną. Wsunął dłonie pod strumień wody, obmywając je dokładnie. Resztki pozostałej na nich krwi tylko na moment zabarwiły znikającą w odpływie wodę. Gdy przez jej szum przebiło się pytanie o możliwość nocowania, obejrzał się za siebie przez ramię, krzyżując posępne spojrzenie ze złotymi tęczówkami chłopaka. Nawet kurwa nie zaczynaj. Nie był to zresztą najlepszy moment na zadawanie kolejnych pytań. Wrzące emocje dopiero z niego schodziły, a Yuu, jak gdyby nigdy nic zdecydował się na próbę podsycenia ich kolejną kroplą oliwy. Ale czarnowłosy nie potwierdził ani nie zaprzeczył, choć zwracając twarz z powrotem w stronę lustra, pokręcił głową na boki. Nie w odpowiedzi, a do samego siebie.
Szum ucichł. Strząsnął nadmiar wody z nadgarstków, zanim chwycił za ręcznik i, osuszając dłonie, zwrócił się przodem do Hyeona. Wzrok od razu zawiesił na wysokości chłopięcego boku, zatrzymując się tam nieruchomo, jakby nie interesowała go reszta odsłoniętego ciała albo nie chciał przyjrzeć się dokładniej całej sylwetce.
— Już jej nadużyłeś. Wpierdoliłeś mi się przez okno bez zaproszenia. Uznałeś, że muszę ci pomóc. Muszę kurwa, bo co? Hm? — spytał, podchodząc bliżej. Nie czekał jednak na odpowiedź, bo to, że żadnego przymusu w tym nie było, uważał za więcej niż oczywiste. — Mógłbym wymieniać dalej, co jeszcze zrobiłeś nie tak, ale jesteś tak zajebiście roszczeniowy, że pewnie masz na to wyjebane. Nie żebym był tym zaskoczony. Zastanowię się. — Przynajmniej miał okazję pozostawić go w tej dręczącej niepewności, zwłaszcza że nie było wiadomym, czy chodziło mu o nocleg, czy o herbatę.
Zaparł palce na jego żebrach, pewnie już wtedy wyczuwając pod opuszkami cienkie zgrubienie na skórze. Musiał spojrzeć na niego tak, jakby całe jego istnienie ograniczało się do tego, że był cięciem na skórze. Dotyk był dzięki temu dużo łatwiejszy; nie zatruwał mu głowy niechęcią ani tym, czego nie rozumiał i nie chciał rozumieć. Wbrew gorzkich komentarzy – wyglądał teraz na bardziej skupionego, nawet jeśli resztki złości wciąż ostrzegawczo wyglądały z czerni źrenic, jak bestie gotowe rzucić się do ataku w każdej chwili. Przez moment w milczeniu przyglądał się ranie, na której już nagromadziła się świeża krew, przez co wyglądała groźniej.
— Przeżyjesz. Tak czy inaczej najpierw musisz się umyć — stwierdził, gdy po nieprzyjemnym przyciśnięciu palca wskazującego do miejsca nad raną, jej brzegi prawie się nie rozchyliły. Draśnięcie. Cofnął rękę i odsunął się na niewielki krok. Dopiero wtedy jego spojrzenie wspięło się wyżej ku bliźnie, którą trudno było przeoczyć, ale z jakiegoś powodu nie potrafił sobie przypomnieć, że w ogóle tam była. Zresztą po co miałby przypominać sobie coś wartego tylko zapomnienia? I to nie w pozytywnym sensie. — A to kurwa skąd? Zbierasz je sobie do kolekcji?
— Wyobraź sobie, że za chuj nie jest spokojne i wcale mi go nie ułatwiasz — wyrzucone z niezadowoleniem słowa nawet nie były wyrzutem; były stwierdzeniem. Jak na kogoś, kto niczego o nim nie wiedział, wysuwał całkiem odważne wnioski na temat tego, czego czarnowłosy potrzebował w swoim życiu. Potrzeb miał wiele, ale świeża pizza nie znajdowała się na tej liście albo po prostu nie przyjmował do wiadomości, że jej potrzebował. Zwłaszcza od niego.
„Jej już nic złego nie może się stać.”
Ściągnął mocniej brwi, przechylając lekko głowę na bok, jak ktoś, kto nadstawiał ucha, bo wydawało mu się, że się przesłyszał. Chłopak mógł nie mieć nic złego na myśli, ale jego próba uspokojenia Seiyi brzmiała co najmniej źle.
— Kurwa. Zaraz pomyślę, że sam ją gdzieś zakopałeś — stwierdził na głos, ale wystarczająco za mało przejęty, by zauważyć, że daleko było mu do posądzania Yuushina o morderstwo. Wystarczyło na niego spojrzeć, by dojść do wniosku, że zabójca był z niego żaden, nawet jeśli ci niepozorni bywali najgorsi. W głowie zakodował jednak, że Hyeon próbował jej pomóc, a Sei – co wkurwiało go jeszcze bardziej – z niewytłumaczalnego powodu mu w to uwierzył. Nie miał żadnych argumentów, które przemawiałyby za winą chłopaka, więc pozostało mu zaakceptować to, że nie kłamał, albo czekać aż po drodze podwinie mu się noga.
Po części się podwinęła – dosłownie i nie tak, jak sobie tego życzył. Wszystko trwało chwilę, ale dyskomfort, który rozgościł się wewnątrz, pozostał z nim na dłużej i narastał. Wraz z ciałem, które mocniej przylgnęło do jego własnego – nie mógł przecież nie poczuć tego, będąc tak blisko – wraz ze zbędnym komentarzem na temat bijącego od jego ciała ciepła. Szorstkie parsknięcie gwałtownie przecięło powietrze, bo nie podzielał przyjemności z prowadzenia go do łazienki. Mokra koszulka ziębiła nagi bok, a ramię Yuushina ciężko napierało na jego kark, jakby postanowił, że jak ma być utrapieniem, to już na całego.
— Jeszcze jedno debilne słowo, a będziesz konał na korytarzu — wymruczał pod nosem, na co mógł sobie pozwolić bez obawy o to, że go nie usłyszy. Byli niekomfortowo blisko – nic dziwnego, że odsunięcie się od chłopaka przyniosło mu wewnętrzną ulgę. Nie tylko dlatego, że koszulka ciemnowłosego obrzydliwie lepiła się do jego skóry, na której właśnie perliła się pozostawiona tam wilgoć. — Chyba wystarczająco dałem ci do zrozumienia, co sobie myślę. Jesteś kurwa największym wrzodem na dupie, jakiego poznałem. Ale zdążyłem zauważyć, że ta rola bardzo ci odpowiada — stwierdził i tym razem nie podobało mu się to, że mógł mieć rację. Za cholerę nie wiedział tylko, jakie korzyści przynosiło siedzenie w towarzystwie kogoś, kto otwarcie pokazywał, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Yakushimaru był wręcz przekonany, że był dosadny w swoim zachowaniu, nie licząc dzisiejszej nocy, gdy – jak sądził – pozostawiono go bez wyboru. I teraz trwał rozdarty pomiędzy chęcią wypierdolenia go stąd (Mówiła ci kiedyś któraś-) a koniecznością udzielenia mu tej pieprzonej pomocy.
— Czy ja kurwa mówię niewyraźnie? — sarknął, nie chcąc się powtarzać po raz drugi. W zniecierpliwieniu zmrużył oczy. Im bardziej zadowolony ze swoich docinek był Yuu, tym bardziej Seiya oddalał się od możliwości odzyskania całkowitego spokoju przynajmniej na chwilę, przez co znajdując się naprzeciwko siebie byli dla siebie absolutnym kontrastem.
Nie zawstydzał go widok odsłanianego torsu, ale w samej czynności rozbierania się było coś intymnego, z czego zdał sobie sprawę dopiero, gdy Hyeon zdecydował się bez sprzeciwu spełnić jego polecenie. Wmawiał sobie, że to oczywiste, że powinien dać mu przynajmniej szczątkowe poczucie prywatności, gdy nagle odwrócił się, całkowicie ignorując prześlizgującą się przez głowę kliszę; zbędne wspomnienie, które za wszelką cenę chciał wyprzeć ze świadomości. Wypadł całkiem naturalnie – nie licząc warg, które na sekundę zwęziły się do cienkiej linii z przypływem nagłego rozgoryczenia – gdy bez słowa podszedł do umywalki, jakby to nie widok zmusił go do odwrócenia się, a nagłe przypomnienie sobie o konieczności umycia rąk. Było to zresztą całkiem logiczne, skoro miał zająć się jego raną. Wsunął dłonie pod strumień wody, obmywając je dokładnie. Resztki pozostałej na nich krwi tylko na moment zabarwiły znikającą w odpływie wodę. Gdy przez jej szum przebiło się pytanie o możliwość nocowania, obejrzał się za siebie przez ramię, krzyżując posępne spojrzenie ze złotymi tęczówkami chłopaka. Nawet kurwa nie zaczynaj. Nie był to zresztą najlepszy moment na zadawanie kolejnych pytań. Wrzące emocje dopiero z niego schodziły, a Yuu, jak gdyby nigdy nic zdecydował się na próbę podsycenia ich kolejną kroplą oliwy. Ale czarnowłosy nie potwierdził ani nie zaprzeczył, choć zwracając twarz z powrotem w stronę lustra, pokręcił głową na boki. Nie w odpowiedzi, a do samego siebie.
Szum ucichł. Strząsnął nadmiar wody z nadgarstków, zanim chwycił za ręcznik i, osuszając dłonie, zwrócił się przodem do Hyeona. Wzrok od razu zawiesił na wysokości chłopięcego boku, zatrzymując się tam nieruchomo, jakby nie interesowała go reszta odsłoniętego ciała albo nie chciał przyjrzeć się dokładniej całej sylwetce.
— Już jej nadużyłeś. Wpierdoliłeś mi się przez okno bez zaproszenia. Uznałeś, że muszę ci pomóc. Muszę kurwa, bo co? Hm? — spytał, podchodząc bliżej. Nie czekał jednak na odpowiedź, bo to, że żadnego przymusu w tym nie było, uważał za więcej niż oczywiste. — Mógłbym wymieniać dalej, co jeszcze zrobiłeś nie tak, ale jesteś tak zajebiście roszczeniowy, że pewnie masz na to wyjebane. Nie żebym był tym zaskoczony. Zastanowię się. — Przynajmniej miał okazję pozostawić go w tej dręczącej niepewności, zwłaszcza że nie było wiadomym, czy chodziło mu o nocleg, czy o herbatę.
Zaparł palce na jego żebrach, pewnie już wtedy wyczuwając pod opuszkami cienkie zgrubienie na skórze. Musiał spojrzeć na niego tak, jakby całe jego istnienie ograniczało się do tego, że był cięciem na skórze. Dotyk był dzięki temu dużo łatwiejszy; nie zatruwał mu głowy niechęcią ani tym, czego nie rozumiał i nie chciał rozumieć. Wbrew gorzkich komentarzy – wyglądał teraz na bardziej skupionego, nawet jeśli resztki złości wciąż ostrzegawczo wyglądały z czerni źrenic, jak bestie gotowe rzucić się do ataku w każdej chwili. Przez moment w milczeniu przyglądał się ranie, na której już nagromadziła się świeża krew, przez co wyglądała groźniej.
— Przeżyjesz. Tak czy inaczej najpierw musisz się umyć — stwierdził, gdy po nieprzyjemnym przyciśnięciu palca wskazującego do miejsca nad raną, jej brzegi prawie się nie rozchyliły. Draśnięcie. Cofnął rękę i odsunął się na niewielki krok. Dopiero wtedy jego spojrzenie wspięło się wyżej ku bliźnie, którą trudno było przeoczyć, ale z jakiegoś powodu nie potrafił sobie przypomnieć, że w ogóle tam była. Zresztą po co miałby przypominać sobie coś wartego tylko zapomnienia? I to nie w pozytywnym sensie. — A to kurwa skąd? Zbierasz je sobie do kolekcji?
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Yuu tylko się uśmiechnął. Uśmiechem łagodnym, wyrozumiałym, jakby Seiya w oczywisty sposób nie był czegoś świadom, ale to nie szkodzi, na poznanie prawdy jeszcze przyjdzie czas, on przecież może poczekać. Uśmiechem nawet protekcjonalnym, ale w tym przypadku trudno było powiedzieć, czy Hyeon faktycznie miał tę protekcjonalność na myśli, czy jedynie się zgrywał, żeby rozognić kurwiki w oczach Yakushimaru na nowo. On przecież i tak swoje wiedział i na tym etapie absolutnie nic nie mogło go zbić z tropu – szczególnie nie głośno i wyraźnie protestujący Seiya. Klamka zapadła, nie było już odwrotu.
– Ooo, zmieniłeś zdanie na temat tych “witek”? – zapytał, odnosząc się do określenia, jakiego Sei używał, żeby nazywać jego ręce. – Myślisz, że dałbym radę? – W jego głosie dało się wyczuć szczere zainteresowanie. Nagle zaciekawiło go, czy Yakushimaru naprawdę podejrzewał, że byłby w stanie kogoś zabić i czy uważał, że Yuu dałby sobie radę z zakopaniem gdziekolwiek czyjegoś ciała. Hyeon osobiście wątpił szczególnie w to, że własnymi rękami poradziłby sobie z transportem wiotkiego ciała i wykopaniem głębokiego dołu na niego. Wydawało się to wymagać okropnie dużo wysiłku. Gdyby faktycznie byłby zdolny do zabicia kogoś, pewnie ostatecznie stwierdziłby, że to nie jest warte zachodu i wylanego potu. – Ale miałem po prostu na myśli to, że już nikt jej nie skrzywdzi. Częściowo dlatego mam… wieczór pełen przygód – przyznał, nie mijając się przy tym wcale z prawdą.
Siedzenie u Seiyi na kolanach z pewnością zaliczało się do jednych z przyjemniejszych rzeczy, jakie go dzisiaj spotkały. Był wygodny, ładnie pachniał świeżym prysznicem (wyrzuty sumienia, że wlazł na niego krótko po zażyciu kąpieli w wątpliwie czystej fontannie? Nie stwierdzono), a w tej pozycji Hyeon mógł też chłonąć więcej ciepła, którego tak mu teraz brakowało. Nic dziwnego, że zwlókł się raczej niechętnie, a pomoc Yakushimaru po małym wypadku przyjął z ulgą i nieukrywaną przyjemnością.
– Nie są debilne, są zupełnie szczere – odpowiedział głośno niemal obruszony na ledwo zrozumiały pomruk, jaki Sei z siebie wydał. Jednak już następne słowa chłopaka sprawiły, że przez ciało Yuu po raz kolejny przeszło to drżenie, które oznaczało, że znów powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Tak, bardzo mu to odpowiadało, wcale nie musiał tego potwierdzać, żeby było to dla Seiyi jasne. Przecież i tak wiedział. – Ale błagam, nie rozśmieszaj mnie tak, boli – wymamrotał na wciąż na wpół rozbawiony, ale z coraz wyraźniej odmalowującym się grymasem bólu na twarzy.
I choć grymas bólu powoli zanikał, rozbawienie nigdzie się nie wybierało z błyszczących łobuzersko oczu, najwyraźniej rozgoszczone tam na dobre. Jego źrodło tym razem wzięło się z tej nagłej nieśmiałości, jaką Yakushimaru zdawał się odczuć, kiedy Yuu z mozołem ściągał z siebie mokrą koszulkę. Niby poszedł wymyć dłonie, ale zrobił to w zbyt nienaturalnym momencie i z dziwnym napięciem twarzy, by zawsze czujne oczy Hyeona tego nie wyłapały. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób, nie chciał teraz narażać się bardziej, nie, kiedy bardzo czegoś od niego potrzebował. Poza tym, Sei i tak będzie musiał do niego wrócić, odwracanie się zupełnie nic mu nie da.
– Bo byłeś najbliższą pomocą, o jakiej pomyślałem, w sumie to sam się podsunąłeś z tym zdjęciem, a poza tym głęboko wierzę w Twoje dobre serduszko i widzisz, nie pomyliłem się! – ton głosu Yuu był teraz dziwną mieszanką rzeczywistego uradowania, że Seiya zgodził mu się pomóc, ale także zuchwałej satysfakcji, bo przecież miał rację i choć Yakushimaru się burzył i wyklinał po swojemu, tak teraz uważnie wpatrywał się w zraniony bok. Wyraz jego twarzy nabrał takiego profesjonalizmu, że Yuu siłą rzeczy nie odważył się już niczego więcej powiedzieć, tylko czekał na werdykt. Ciepłe palce chłopaka pewnie byłyby milszym doświadczeniem na wychłodzonej skórze, gdyby nie fakt, że tak ciekawsko wchodziły na obszary najbliższe cięciu nożem, co zwyczajnie powodowało, że znów silniej odczuł nieznośne igiełki bólu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to konieczne, także nawet nie pisnął, choć zmarszczka na jego czole pogłębiała się z każdą kolejną sekundą badania.
– Dobrze słyszeć – odpowiedział, szczerząc już zęby w uśmiechu, choć nie bez wyraźnego wysiłku. – Myślisz, że to trzeba szyć, czy obejdzie się tylko z opatrunkiem? – zapytał, bardzo licząc na to, że nie będzie już kłuty. Jak na jeden dzień, miał już dosyć kontaktu z ostrymi przedmiotami. Na wieść o konieczności prysznica tylko pokiwał głową, bo trudno było się nie zgodzić, że po wizycie w fontannie będzie potrzebował zmyć z siebie cały jej brud, a dodatkowo mydło odkazi ranę, także nawet nie miał na co czekać. Potrzebował jedynie ręcznika.
Na pytanie o bliznę, która stanowiła jedną z dwóch pamiątek po spotkaniu z gangiem nożowników (druga znajdowała się na wewnętrznej stronie prawej dłoni), zareagował jedynie wzruszeniem ramion, bo słyszał je niejednokrotnie i miał na nie gotową odpowiedź, naturalnie mijającą się z prawdą. – A bo niepotrzebnie kręciłem się w pobliżu tej popadającej w ruinę niedokończonej konstrukcji hotelu niedaleko portu. Zleciałem z wysokości i prawie nadziałem się na wystający pręt. Na szczęście wiem jak spadać i cudem udało mi się wykręcić – brzmiał tak monotonnie i pewnie w tym, co mówił, że trudno było mu zarzucić kłamstwo. Jednak dopiero kiedy skończył mówić zorientował się, że nie ma do czynienia z pierwszym lepszym nieznajomym, z którym akurat postanowił spędzić noc, więc myślał on bardziej o tym, co będą za chwilę robić niż o historii blizny na boku Yuu, tylko ze studentem medycyny, który otrzymaną informację przetworzy na chłodno. Cóż. Żeby ukryć zawahanie, jakie wkradło się w jego umysł, przystąpił do ściągania reszty mokrej odzieży.
– Przyniósłbyś mi jakiś ręcznik? I suche ubrania? Ślicznie proszę – uśmiechnął się najładniej, jak tylko potrafił, jednocześnie odpinając guzik spodni. Wiedział, że nie da rady ich normalnie ściągnąć, bo czuł, że schylanie się spowoduje otwarcie się rany i nowa porcję bólu, więc ostrożnie, ale w miarę sprawnie, pozbył się ich razem z bielizną, dzięki sprytnej taktyce przydeptywania sobie na zmianę nogawek. Yuu nie miał problemów ze swoją nagością, nie wstydził się swojego ciała. Nie robił też z tego jakiejś wielkiej rzeczy, Seiya pewnie nie raz oglądał nagich kolegów w męskiej szatni poza tym nagiego Hyeona również już miał okazję widzieć na oczy, właściwie nawet nie tylko widzieć. Stanął więc przed prysznicem zupełnie nieskrępowany, całkowicie rozluźniony, zerkając na swoją ranę, jakby chciał się upewnić, czy proces ściągania ubrań nie spowodował jakiegoś naruszenia tkanek.
– A będę mógł liczyć jeszcze na tę herbatkę? Byłbym niezmiernie wdzięczny – wymruczał jeszcze, zerkając w stronę Yakushimaru.
@Yakushimaru Seiya
– Ooo, zmieniłeś zdanie na temat tych “witek”? – zapytał, odnosząc się do określenia, jakiego Sei używał, żeby nazywać jego ręce. – Myślisz, że dałbym radę? – W jego głosie dało się wyczuć szczere zainteresowanie. Nagle zaciekawiło go, czy Yakushimaru naprawdę podejrzewał, że byłby w stanie kogoś zabić i czy uważał, że Yuu dałby sobie radę z zakopaniem gdziekolwiek czyjegoś ciała. Hyeon osobiście wątpił szczególnie w to, że własnymi rękami poradziłby sobie z transportem wiotkiego ciała i wykopaniem głębokiego dołu na niego. Wydawało się to wymagać okropnie dużo wysiłku. Gdyby faktycznie byłby zdolny do zabicia kogoś, pewnie ostatecznie stwierdziłby, że to nie jest warte zachodu i wylanego potu. – Ale miałem po prostu na myśli to, że już nikt jej nie skrzywdzi. Częściowo dlatego mam… wieczór pełen przygód – przyznał, nie mijając się przy tym wcale z prawdą.
Siedzenie u Seiyi na kolanach z pewnością zaliczało się do jednych z przyjemniejszych rzeczy, jakie go dzisiaj spotkały. Był wygodny, ładnie pachniał świeżym prysznicem (wyrzuty sumienia, że wlazł na niego krótko po zażyciu kąpieli w wątpliwie czystej fontannie? Nie stwierdzono), a w tej pozycji Hyeon mógł też chłonąć więcej ciepła, którego tak mu teraz brakowało. Nic dziwnego, że zwlókł się raczej niechętnie, a pomoc Yakushimaru po małym wypadku przyjął z ulgą i nieukrywaną przyjemnością.
– Nie są debilne, są zupełnie szczere – odpowiedział głośno niemal obruszony na ledwo zrozumiały pomruk, jaki Sei z siebie wydał. Jednak już następne słowa chłopaka sprawiły, że przez ciało Yuu po raz kolejny przeszło to drżenie, które oznaczało, że znów powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Tak, bardzo mu to odpowiadało, wcale nie musiał tego potwierdzać, żeby było to dla Seiyi jasne. Przecież i tak wiedział. – Ale błagam, nie rozśmieszaj mnie tak, boli – wymamrotał na wciąż na wpół rozbawiony, ale z coraz wyraźniej odmalowującym się grymasem bólu na twarzy.
I choć grymas bólu powoli zanikał, rozbawienie nigdzie się nie wybierało z błyszczących łobuzersko oczu, najwyraźniej rozgoszczone tam na dobre. Jego źrodło tym razem wzięło się z tej nagłej nieśmiałości, jaką Yakushimaru zdawał się odczuć, kiedy Yuu z mozołem ściągał z siebie mokrą koszulkę. Niby poszedł wymyć dłonie, ale zrobił to w zbyt nienaturalnym momencie i z dziwnym napięciem twarzy, by zawsze czujne oczy Hyeona tego nie wyłapały. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób, nie chciał teraz narażać się bardziej, nie, kiedy bardzo czegoś od niego potrzebował. Poza tym, Sei i tak będzie musiał do niego wrócić, odwracanie się zupełnie nic mu nie da.
– Bo byłeś najbliższą pomocą, o jakiej pomyślałem, w sumie to sam się podsunąłeś z tym zdjęciem, a poza tym głęboko wierzę w Twoje dobre serduszko i widzisz, nie pomyliłem się! – ton głosu Yuu był teraz dziwną mieszanką rzeczywistego uradowania, że Seiya zgodził mu się pomóc, ale także zuchwałej satysfakcji, bo przecież miał rację i choć Yakushimaru się burzył i wyklinał po swojemu, tak teraz uważnie wpatrywał się w zraniony bok. Wyraz jego twarzy nabrał takiego profesjonalizmu, że Yuu siłą rzeczy nie odważył się już niczego więcej powiedzieć, tylko czekał na werdykt. Ciepłe palce chłopaka pewnie byłyby milszym doświadczeniem na wychłodzonej skórze, gdyby nie fakt, że tak ciekawsko wchodziły na obszary najbliższe cięciu nożem, co zwyczajnie powodowało, że znów silniej odczuł nieznośne igiełki bólu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to konieczne, także nawet nie pisnął, choć zmarszczka na jego czole pogłębiała się z każdą kolejną sekundą badania.
– Dobrze słyszeć – odpowiedział, szczerząc już zęby w uśmiechu, choć nie bez wyraźnego wysiłku. – Myślisz, że to trzeba szyć, czy obejdzie się tylko z opatrunkiem? – zapytał, bardzo licząc na to, że nie będzie już kłuty. Jak na jeden dzień, miał już dosyć kontaktu z ostrymi przedmiotami. Na wieść o konieczności prysznica tylko pokiwał głową, bo trudno było się nie zgodzić, że po wizycie w fontannie będzie potrzebował zmyć z siebie cały jej brud, a dodatkowo mydło odkazi ranę, także nawet nie miał na co czekać. Potrzebował jedynie ręcznika.
Na pytanie o bliznę, która stanowiła jedną z dwóch pamiątek po spotkaniu z gangiem nożowników (druga znajdowała się na wewnętrznej stronie prawej dłoni), zareagował jedynie wzruszeniem ramion, bo słyszał je niejednokrotnie i miał na nie gotową odpowiedź, naturalnie mijającą się z prawdą. – A bo niepotrzebnie kręciłem się w pobliżu tej popadającej w ruinę niedokończonej konstrukcji hotelu niedaleko portu. Zleciałem z wysokości i prawie nadziałem się na wystający pręt. Na szczęście wiem jak spadać i cudem udało mi się wykręcić – brzmiał tak monotonnie i pewnie w tym, co mówił, że trudno było mu zarzucić kłamstwo. Jednak dopiero kiedy skończył mówić zorientował się, że nie ma do czynienia z pierwszym lepszym nieznajomym, z którym akurat postanowił spędzić noc, więc myślał on bardziej o tym, co będą za chwilę robić niż o historii blizny na boku Yuu, tylko ze studentem medycyny, który otrzymaną informację przetworzy na chłodno. Cóż. Żeby ukryć zawahanie, jakie wkradło się w jego umysł, przystąpił do ściągania reszty mokrej odzieży.
– Przyniósłbyś mi jakiś ręcznik? I suche ubrania? Ślicznie proszę – uśmiechnął się najładniej, jak tylko potrafił, jednocześnie odpinając guzik spodni. Wiedział, że nie da rady ich normalnie ściągnąć, bo czuł, że schylanie się spowoduje otwarcie się rany i nowa porcję bólu, więc ostrożnie, ale w miarę sprawnie, pozbył się ich razem z bielizną, dzięki sprytnej taktyce przydeptywania sobie na zmianę nogawek. Yuu nie miał problemów ze swoją nagością, nie wstydził się swojego ciała. Nie robił też z tego jakiejś wielkiej rzeczy, Seiya pewnie nie raz oglądał nagich kolegów w męskiej szatni poza tym nagiego Hyeona również już miał okazję widzieć na oczy, właściwie nawet nie tylko widzieć. Stanął więc przed prysznicem zupełnie nieskrępowany, całkowicie rozluźniony, zerkając na swoją ranę, jakby chciał się upewnić, czy proces ściągania ubrań nie spowodował jakiegoś naruszenia tkanek.
– A będę mógł liczyć jeszcze na tę herbatkę? Byłbym niezmiernie wdzięczny – wymruczał jeszcze, zerkając w stronę Yakushimaru.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Gówno wiedział. Z tą myślą łatwiej było mu przetrawić uśmiech zarysowujący się na wargach Hyeona, choć był równie uporczywy, co drzazga pod paznokciem; co małe otarcie na skórze, które – choć niepozorne – szczypało, przypominając o sobie przy każdym dotyku. Z tym samym kojarzyła mu się ta relacja, choć w jego głowie nie było żadnej relacji. Był tylko Yuushin, który co jakiś czas – zdecydowanie za często – przypominał Yakushimaru o swoim istnieniu. Dla czarnowłosego był zakończonym tematem, który niepotrzebnie odgrzebywało się na nowo, a to odgrzebywanie bardzo mu się nie podobało. Prawie tak samo, jak to, że jeszcze nie wybił mu zębów, żeby sprawdzić, czy nadal byłoby mu do śmiechu. Czemu? Bo wiedział za dużo? Bo kłapał gębą na tyle, że brunetowi ciężko było uwierzyć, że urażony nie zacznie rozpowiadać wszystkim o tamtej nocy?
Chyba tak.
— Bez przesady — zaprzeczył, wywracając oczami. Potrzeba było czegoś więcej, żeby zmienił zdanie, zwłaszcza że miał przed sobą Yuu, który przed prawdziwym zagrożeniem był w stanie uratować się jedynie ucieczką. — Myślę, że poradzenie sobie z laską metr sześćdziesiąt, którą tyra jej były, to jeszcze kurwa żaden wyczyn — wyjaśnił tonem wskazującym na to, że uważał to za oczywistość. Przynajmniej wierzył w jakieś umiejętności Hyeona, a to, że im umniejszał, było już zupełnie odrębną sprawą. I chociaż uważał, że to nawet lepiej, że nic nie wskazywało na to, by chłopak był w stanie podnieść rękę na kogoś słabszego, nie powiedział tego na głos. Kto wie? Może z tego samego powodu Seiya też nie podniósł ręki na ciemnowłosego – bo uważał go za słabszego od siebie. Wytłumaczenie równie dobre, jak każde inne. Każde, które nie wiązało się z niczym osobistym. — Zajebiście. Czemu to ja muszę być jedną z tych przygód? — wymruczał niewyraźnie pod nosem, jakby mówił bardziej do siebie niż do niego. Tak było. Wcale nie oczekiwał odpowiedzi, będąc przekonanym, że i tak usłyszy coś, co kompletnie do niego nie przemówi.
„Nie są debilne, są zupełnie szczere.”
Głośny wdech przez nos wymownie dawał do zrozumienia, że kończyła mu się cierpliwość. I tak wykrzesał jej z siebie za dużo tego wieczoru, a teraz powoli ocierał się o swoją granicę wraz z kolejną szpilką wbijaną tylko po to, by uleciała z niego cała tłoczona wewnątrz para. To jasne, że w tej sytuacji nie znajdował niczego zabawnego. Obecność chłopaka – szczególnie tak bliska – była dla niego niewygodna. Naelektryzowana atmosfera gęstniała w nieprzyjemny sposób, przenikając przez skórę do mięśni, sprawiając, że nie czuł się rozluźniony. Wiedział, że to nie zdenerwowanie – tylko rażąca świadomość popełnionego błędu. Własnego błędu, który składał na karb zachowania Hyeona; tego, że w ogóle zaczął się dookoła niego kręcić. I po jaką cholerę?
Zdjęcie. Wystarczyło słowo-klucz, by barki Yakushimaru drgnęły, zanim nieznacznie opadły w spochmurnieniu. W natłoku zdarzeń prawie zapomniał o tej durnej pomyłce. Przypominanie o niej nie poprawiało jego samopoczucia. Tak samo, jak to całe pierdolenie o jego dobrym sercu.
— Nie. To ty uznałeś, że się podsunąłem. To nie było kurwa zaproszenie do włażenia mi na głowę. Nie było nawet dla ciebie — zawiesił głos i ściągnął brwi, jakby właśnie pochwycił kolejną istotną i niezbyt przyjemną myśl. — Usuń to. To po pierwsze. Po drugie spierdalaj. Robię to kurwa po raz pierwszy i ostatni, żebyś aż tak nie przyzwyczajał się do mojego „dobrego serca” — sarknął, najwidoczniej nie podzielając jego teorii na ten temat. Sposób, w jaki zakończył zadanie – ten szorstki ton – bezpowrotnie ucinał temat. Na wszelki wypadek, gdyby Hyeonowi zachciało się jeszcze snuć nieprawdziwe domysły na jego temat. Uznał, że nie robi tego bezinteresownie, a jednocześnie nie było żadnej rzeczy, o której chciałby w zamian. No może poza świętym spokojem – zdawało mu się, że o tym nie musiał mówić na głos.
— Nie trzeba — odpowiedział, ale bez tych uspokajających nut, które przecież powinny uprzyjemnić zabieg poszkodowanemu. Seiya wcale nie chciał, żeby czuł się komfortowo – to znacząco zmniejszało szanse na to, że jeszcze kiedyś zwróci się o pomoc właśnie do niego. Jeszcze przez chwilę przypatrywał się grubej bliźnie, wsłuchując się w historię dawnej rany. W jego spojrzeniu i wyrazie twarzy nadal malowały się pozostałości wcześniejszego skupienia, więc trudno było odgadnąć, co myślał na temat jego nieuważnej zabawy w opuszczonym budynku. Dopiero po chwili czarne tęczówki zabrnęły ku tym złotym, błękitne punkciki na tęczówkach pojaśniały, chłonąc zimne światło łazienkowej lampy i zdawało się, że to właśnie to sprawiło, że rezygnacja i zwątpienie w spojrzeniu stały się niemal namacalne; osiadały na twarzy chłodem kontrastującym się z ciepłem wcześniejszego dotyku. — Długo nad tym myślałeś? — spytał mimowolnie, choć przecież nie wyłapał żadnego zająknięcia w chłopięcym tonie. Na pierwszy rzut oka bajka nie pasowała do noszonej na ciele blizny. Kłamstwo nie przeszkadzało mu aż tak bardzo, jak próba traktowania go, jak idioty, ale wzruszył ramionami, co w mowie niewerbalnej oznaczało, że Yuushin nie musiał mówić nic więcej.
Zresztą i tak szybko odwrócił jego uwagę, gdy chwilę później od tak zaczął się rozbierać. Seiya cofnął się do tyłu z ponurym niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Nie był ani zażenowany, ani zniesmaczony – po prostu niezadowolony z tego, że Hyeon nie wpadł na to, że może wypadałoby odczekać aż zostawi go samego.
— Ja pierdolę — wymruczał ściszonym tonem, unosząc rękę do twarzy tylko po to, by w zrezygnowaniu rozmasować czoło palcami. Zaraz opuścił gwałtownie ramię. Wzrok z wymuszoną stanowczością trwał zawieszony na wysokości piegowatej twarzy. — Po co ci ubrania, skoro widocznie nie przeszkadza ci bieganie z gołą dupą? — rzucił nie bez ironii i na ułamek sekundy ściągnął usta w wąską linię. Znów odwrócił się od ciemnowłosego, ale tym razem już tylko po to, by wyciągnąć z niewielkiej szafki jeden z czystych ręczników. Jego ruchy znów były niespokojne, jakby zbliżał się do granicy, bo znów wzmagała się w nim chęć wyładowania się na czymkolwiek. Może dlatego palce gwałtownie wbiły się w złożony niestarannie ręcznik, a drzwiczki szafki trzasnęły nieco za głośno.
„A będę mógł liczyć jeszcze na tę herbatkę?”
Rozchylił usta, a krótki, ciepły oddech przemknął przez nie w zaczątku suchego śmiechu, który został stłumiony nagłym zrywem ramienia, gdy Yakushimaru zamachnął się, ciskając w Yuushina ręcznikiem, o który tak ślicznie prosił. Celował w tył jego głowy, choć nie sądził, że uderzenie miękkim materiałem, który zdążył rozłożyć się w locie, było równie otrzeźwiające, co cios w potylicę z otwartej ręki. Na szczęście komunikat był równie wymowny – działał mu na nerwy.
— Przyniosę ubrania. Zawołaj mnie, jak kurwa ubierzesz spodnie — rzucił, zanim zostawił go samego w łazience. Przymknął za sobą drzwi, pozostawiając je jedynie lekko uchylone – na tyle, by po niecałych dwóch minutach wsunąć przez nie wyciągnięte z szafy ubrania w mało zaskakującym kolorze i położyć je na stojącej obok pralce. Dopiero wtedy zamknął za sobą drzwi, choć to nie o prywatność Hyeona dbał w tym momencie, a o swoją własną. Potrzebował ciszy. Kurwa.
Chyba tak.
— Bez przesady — zaprzeczył, wywracając oczami. Potrzeba było czegoś więcej, żeby zmienił zdanie, zwłaszcza że miał przed sobą Yuu, który przed prawdziwym zagrożeniem był w stanie uratować się jedynie ucieczką. — Myślę, że poradzenie sobie z laską metr sześćdziesiąt, którą tyra jej były, to jeszcze kurwa żaden wyczyn — wyjaśnił tonem wskazującym na to, że uważał to za oczywistość. Przynajmniej wierzył w jakieś umiejętności Hyeona, a to, że im umniejszał, było już zupełnie odrębną sprawą. I chociaż uważał, że to nawet lepiej, że nic nie wskazywało na to, by chłopak był w stanie podnieść rękę na kogoś słabszego, nie powiedział tego na głos. Kto wie? Może z tego samego powodu Seiya też nie podniósł ręki na ciemnowłosego – bo uważał go za słabszego od siebie. Wytłumaczenie równie dobre, jak każde inne. Każde, które nie wiązało się z niczym osobistym. — Zajebiście. Czemu to ja muszę być jedną z tych przygód? — wymruczał niewyraźnie pod nosem, jakby mówił bardziej do siebie niż do niego. Tak było. Wcale nie oczekiwał odpowiedzi, będąc przekonanym, że i tak usłyszy coś, co kompletnie do niego nie przemówi.
„Nie są debilne, są zupełnie szczere.”
Głośny wdech przez nos wymownie dawał do zrozumienia, że kończyła mu się cierpliwość. I tak wykrzesał jej z siebie za dużo tego wieczoru, a teraz powoli ocierał się o swoją granicę wraz z kolejną szpilką wbijaną tylko po to, by uleciała z niego cała tłoczona wewnątrz para. To jasne, że w tej sytuacji nie znajdował niczego zabawnego. Obecność chłopaka – szczególnie tak bliska – była dla niego niewygodna. Naelektryzowana atmosfera gęstniała w nieprzyjemny sposób, przenikając przez skórę do mięśni, sprawiając, że nie czuł się rozluźniony. Wiedział, że to nie zdenerwowanie – tylko rażąca świadomość popełnionego błędu. Własnego błędu, który składał na karb zachowania Hyeona; tego, że w ogóle zaczął się dookoła niego kręcić. I po jaką cholerę?
Zdjęcie. Wystarczyło słowo-klucz, by barki Yakushimaru drgnęły, zanim nieznacznie opadły w spochmurnieniu. W natłoku zdarzeń prawie zapomniał o tej durnej pomyłce. Przypominanie o niej nie poprawiało jego samopoczucia. Tak samo, jak to całe pierdolenie o jego dobrym sercu.
— Nie. To ty uznałeś, że się podsunąłem. To nie było kurwa zaproszenie do włażenia mi na głowę. Nie było nawet dla ciebie — zawiesił głos i ściągnął brwi, jakby właśnie pochwycił kolejną istotną i niezbyt przyjemną myśl. — Usuń to. To po pierwsze. Po drugie spierdalaj. Robię to kurwa po raz pierwszy i ostatni, żebyś aż tak nie przyzwyczajał się do mojego „dobrego serca” — sarknął, najwidoczniej nie podzielając jego teorii na ten temat. Sposób, w jaki zakończył zadanie – ten szorstki ton – bezpowrotnie ucinał temat. Na wszelki wypadek, gdyby Hyeonowi zachciało się jeszcze snuć nieprawdziwe domysły na jego temat. Uznał, że nie robi tego bezinteresownie, a jednocześnie nie było żadnej rzeczy, o której chciałby w zamian. No może poza świętym spokojem – zdawało mu się, że o tym nie musiał mówić na głos.
— Nie trzeba — odpowiedział, ale bez tych uspokajających nut, które przecież powinny uprzyjemnić zabieg poszkodowanemu. Seiya wcale nie chciał, żeby czuł się komfortowo – to znacząco zmniejszało szanse na to, że jeszcze kiedyś zwróci się o pomoc właśnie do niego. Jeszcze przez chwilę przypatrywał się grubej bliźnie, wsłuchując się w historię dawnej rany. W jego spojrzeniu i wyrazie twarzy nadal malowały się pozostałości wcześniejszego skupienia, więc trudno było odgadnąć, co myślał na temat jego nieuważnej zabawy w opuszczonym budynku. Dopiero po chwili czarne tęczówki zabrnęły ku tym złotym, błękitne punkciki na tęczówkach pojaśniały, chłonąc zimne światło łazienkowej lampy i zdawało się, że to właśnie to sprawiło, że rezygnacja i zwątpienie w spojrzeniu stały się niemal namacalne; osiadały na twarzy chłodem kontrastującym się z ciepłem wcześniejszego dotyku. — Długo nad tym myślałeś? — spytał mimowolnie, choć przecież nie wyłapał żadnego zająknięcia w chłopięcym tonie. Na pierwszy rzut oka bajka nie pasowała do noszonej na ciele blizny. Kłamstwo nie przeszkadzało mu aż tak bardzo, jak próba traktowania go, jak idioty, ale wzruszył ramionami, co w mowie niewerbalnej oznaczało, że Yuushin nie musiał mówić nic więcej.
Zresztą i tak szybko odwrócił jego uwagę, gdy chwilę później od tak zaczął się rozbierać. Seiya cofnął się do tyłu z ponurym niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Nie był ani zażenowany, ani zniesmaczony – po prostu niezadowolony z tego, że Hyeon nie wpadł na to, że może wypadałoby odczekać aż zostawi go samego.
— Ja pierdolę — wymruczał ściszonym tonem, unosząc rękę do twarzy tylko po to, by w zrezygnowaniu rozmasować czoło palcami. Zaraz opuścił gwałtownie ramię. Wzrok z wymuszoną stanowczością trwał zawieszony na wysokości piegowatej twarzy. — Po co ci ubrania, skoro widocznie nie przeszkadza ci bieganie z gołą dupą? — rzucił nie bez ironii i na ułamek sekundy ściągnął usta w wąską linię. Znów odwrócił się od ciemnowłosego, ale tym razem już tylko po to, by wyciągnąć z niewielkiej szafki jeden z czystych ręczników. Jego ruchy znów były niespokojne, jakby zbliżał się do granicy, bo znów wzmagała się w nim chęć wyładowania się na czymkolwiek. Może dlatego palce gwałtownie wbiły się w złożony niestarannie ręcznik, a drzwiczki szafki trzasnęły nieco za głośno.
„A będę mógł liczyć jeszcze na tę herbatkę?”
Rozchylił usta, a krótki, ciepły oddech przemknął przez nie w zaczątku suchego śmiechu, który został stłumiony nagłym zrywem ramienia, gdy Yakushimaru zamachnął się, ciskając w Yuushina ręcznikiem, o który tak ślicznie prosił. Celował w tył jego głowy, choć nie sądził, że uderzenie miękkim materiałem, który zdążył rozłożyć się w locie, było równie otrzeźwiające, co cios w potylicę z otwartej ręki. Na szczęście komunikat był równie wymowny – działał mu na nerwy.
— Przyniosę ubrania. Zawołaj mnie, jak kurwa ubierzesz spodnie — rzucił, zanim zostawił go samego w łazience. Przymknął za sobą drzwi, pozostawiając je jedynie lekko uchylone – na tyle, by po niecałych dwóch minutach wsunąć przez nie wyciągnięte z szafy ubrania w mało zaskakującym kolorze i położyć je na stojącej obok pralce. Dopiero wtedy zamknął za sobą drzwi, choć to nie o prywatność Hyeona dbał w tym momencie, a o swoją własną. Potrzebował ciszy. Kurwa.
Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
– To fakt, szczególnie że można to zrobić na wiele sposobów, w tym tych nie do końca fair – a Yuu wiedział, o czym mówi, w końcu prowadził podcast kryminalny – Ale wiesz, pozostaje jeszcze kwestia przeniesienia ciała. Nie jest to łatwe przy stężeniu pośmiertnym, wiotkie ciało również niczego nie ułatwia… trzeba mieć jednak trochę siły – mędrkował niestrudzenie dalej, w pełni zdając sobie sprawę z faktu, że być można zaczyna brzmieć trochę zbyt profesjonalnie i tak, jakby mógł mieć z tym styczność wcześniej. Bardzo ciekawiło go, czy Seiya ulegnie temu nowemu wrażeniu czy jednak będzie się trzymał tego, co sam sobie do tej pory na jego temat wywnioskował.
– Bo wiedziałem, że poradzisz sobie ze wszystkim, co niespodziewanie mógłbym na Ciebie zrzucić – odpowiedział mu gładko i zupełnie szczerze na wymamrotane pod nosem pytanie, nawet jeśli ewidentnie stanowiło tylko komentarz do samego siebie. Yuu był całkowicie poważny z tym stwierdzeniem, w jego oczach Seiya miał odpowiednie kwalifikacje zarówno do wyjścia cało z trudnych sytuacji, jak i również do pomocy innym po wyjściu z takowych. I choć Hyeon mógł mieć uzasadnione wątpliwości, czy Yakushimaru po prostu nie wywali go za drzwi (albo z powrotem przez okno), umywając ręce od całej sprawy, tak przeczucie go nie myliło – Sei pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy (ale mógł się domyślać), że szczególnie tą decyzją przypieczętował swój los.
Yuu, dla kontrastu, czuł się całkowcie rozluźniony. Tym bardziej, ile czuł ciepło bijące od chłopaka, miłe, przyjemne i tak teraz potrzebne ciepło, które powodowało, że tylko coraz bardziej wtapiał się w boku Yakushimaru, raz czy dwa wydając nawet z siebie krótkie mruknięcie, brzmiąc zupełnie jak kot. Konieczność oderwania się od niego przyjął bez większych protestów, ale z rozczarowanym westchnięciem, bo łazienka, choć nieznacznie cieplejsza od pokoju, nawet w najmniejszym stopniu nie zastępowała ciepła drugiego ciała. Ale nieważne. Może później.
Na słowa Seiyi o zdjęciu zareagował z wyraźnym rozbawieniem. Mógł nie mieć siły, żeby powłóczyć nogami, ale dostawał nowej energii ilekroć pojawiała się szansa na dalsze przekomarzanie się: oczy Yuu wyraźnie rozbłysnęły łobuzerskimi iskierami, których nie sposób było nie rozpoznać.
– Ah, Seiya. Rozkazom wypowiedzianym takim tonem nie sposób się sprzeciwić – pokręcił głową z leniwym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. Jednak wbrew swoim słowom, doskonale wiedział, że zdjęcia na pewno nie usunie. Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. – E tam, nie wydaje mi się – wzruszył ramionami na jego następną wypowiedź. – To jest jak z przekraczeniem jakiejś granicy: z każdym kolejnym razem przychodzi coraz łatwiej. Poza tym, może to powołanie lekarskie się w Tobie odzywa – podsunął mu usłużnie wygodne wytłumaczenie, w które on sam nawet nie wierzył, ale może Seiyi będzie się lepiej w nocy spało (z Yuu gdzieś niedaleko) z tą myślą.
Odetchnął z ulgą, kiedy Yakushimaru potwierdził, że szycie rany nie będzie konieczne. To dobrze, bo chociaż dobrze znosił ból, tak wolał go unikać, kiedy to naprawdę nie było niezbędne, a bycie szytym w łazience Seiyi w nieco partyzanckich warunkach z pewnością nie należałoby do miłych.
Trochę w napięciu i trochę z obawą czekał na reakcję Seia na jego opowieść o powstaniu blizny. Czy przyłapie go na kłamstwie, czy w ogóle będzie go to obchodziło? Czy to sprawi, że Yuu będzie musiał się plątać pomiędzy kłamstwem a prawdą, żeby tylko nie wyjawić prawdziwego pochodzenia blizny? Nie chciał opowiadać rzeczywistej historii, bo ta za bardzo by go połączyła z deathwishem, a nie planował ujawniać przed Seiem swojej internetowej tożsamości. Na pewno nie teraz.
Na zadane przez niego pytanie jedynie uniósł brew. Cóż, mógł się domyślić, że studenta medycyny nie oszuka.
– W porządku… – zaczął powoli, przypatrując się uważnie twarzy Seiyi, jakby czegoś na niej szukał. – Co Ty byś w takim razie podejrzewał? Gdybyś miał zgadywać. – Był ciekawy, czy Seiya podejmie się zadania, czy uzna, że właściwie w ogóle go to nie interesuje. Hyeon w dalszym ciągu nie zamierzał niczego mu mówić, ale chętnie posłuchałby jego teorii.
Yuushin zupełnie nic nie robił sobie ze swojej nagości, szczególnie tak mozolnie osiągniętej. Rana dużo mu utrudniała, bo choć dobrze znosił jej ból, nie chciał robić niczego, co mogłoby doprowadzić do jej powiększenia. Dlatego też kiedy skupił maksymalnie na tym, żeby jak najdelikatniej ściągnąć spodnie, nie zastanawiał się nawet nad tym, czy powinien jakoś uprzedzić Yakushimaru o swojej nagości. Inna sprawa, że nawet nie czuł ku temu powinności, bo ostatecznie to nie jest jakiś obcy dla niego widok, szczególnie, że Sei nie tylko widział go nagiego, ale również go takiego dotykał.
– Bo jest mi zimno, Seiya – wytłumaczył mu cierpliwie, choć chyba utrzymująca się gęsia skórka powinna mówić za niego. – Chyba, że oferujesz ogrzać mnie swoim ciałem – wiesz, nie powiem nie – to wtedy mogę z tą gołą dupą zostać – powiedział, szczerząc się przekornie od ucha do ucha, bo dokładnie wiedział, z jaką odpowiedzią się spotka.
Uderzenie miękkiego ręcznika w tył głowy, kiedy właśnie pakował się pod prysznic, wyraźnie powiedziało mu, w jakim nastroju znajduje się Seiya i że zaczyna się chyba zbliżać do granicy swojej cierpliwości, ale wcale nie nie powstrzymało go to przed zaniesieniem się krótkim śmiechem. Sam prysznic trwał krótko, bo Yuu nie chciał się namaczać, tylko zmyć z siebie w brud fontanny. Użył letniej, bardzo letniej wody, bo bał się, że gorąca wzmorzy krążenie krwi i jeszcze się wykrwawi pod tym prysznicem jak świniak. Ledwo się oblał, użył kapki szamponu, jaki znalazł i ostrożnie namydlił dłonie, żeby przetrzeć mydlinami ranę – całość trwała może pięć minut, pewnie nawet mniej. I kiedy już był gotowy, żeby wyjść z brodzika na dywanik, zorientował się, że co prawda ubrania leżą w zasięgu jego ręki, ale nie ręcznik. Ręcznik w dalszym ciągu leży tam, że upadł po brutalnym ciosie Yakushimaru. Zorientował się również, że nie jest w stanie sięgnąć po ten ręcznik, bo miał z tyłu głowy przykry obraz, że jak tylko się schyli, rana się otworzy i zacznie na nowo krwawić, teraz może nawet mocniej. Może się nawet poszerzy. Zmarszczył czoło w zastanowieniu.
– Seiya! – krzyknął, chcąc jednoznacznie zwrócić na siebie jego uwagę. – Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie schylić się po ten ręcznik? To znaczy bardzo bym chciał, ale wtedy być może będziesz musiał wzywać do mnie karetkę. – Wiedział, że Sei przyjdzie wkurwiony, ale nawet pomimo tego nie mógł się powstrzymać od poszerzającego się na ustach uśmiechu. Nie mógł się tego zatrzymać, nie, kiedy Yakushimaru tak bardzo starał się trzymać dystans i stawiać granice… ale najwyraźniej im bardziej się starał, tym bardziej mu to nie wychodziło. Czy to przez działania Hyeona, czy przez jego własne niefortunne decyzje.
@Yakushimaru Seiya
– Bo wiedziałem, że poradzisz sobie ze wszystkim, co niespodziewanie mógłbym na Ciebie zrzucić – odpowiedział mu gładko i zupełnie szczerze na wymamrotane pod nosem pytanie, nawet jeśli ewidentnie stanowiło tylko komentarz do samego siebie. Yuu był całkowicie poważny z tym stwierdzeniem, w jego oczach Seiya miał odpowiednie kwalifikacje zarówno do wyjścia cało z trudnych sytuacji, jak i również do pomocy innym po wyjściu z takowych. I choć Hyeon mógł mieć uzasadnione wątpliwości, czy Yakushimaru po prostu nie wywali go za drzwi (albo z powrotem przez okno), umywając ręce od całej sprawy, tak przeczucie go nie myliło – Sei pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy (ale mógł się domyślać), że szczególnie tą decyzją przypieczętował swój los.
Yuu, dla kontrastu, czuł się całkowcie rozluźniony. Tym bardziej, ile czuł ciepło bijące od chłopaka, miłe, przyjemne i tak teraz potrzebne ciepło, które powodowało, że tylko coraz bardziej wtapiał się w boku Yakushimaru, raz czy dwa wydając nawet z siebie krótkie mruknięcie, brzmiąc zupełnie jak kot. Konieczność oderwania się od niego przyjął bez większych protestów, ale z rozczarowanym westchnięciem, bo łazienka, choć nieznacznie cieplejsza od pokoju, nawet w najmniejszym stopniu nie zastępowała ciepła drugiego ciała. Ale nieważne. Może później.
Na słowa Seiyi o zdjęciu zareagował z wyraźnym rozbawieniem. Mógł nie mieć siły, żeby powłóczyć nogami, ale dostawał nowej energii ilekroć pojawiała się szansa na dalsze przekomarzanie się: oczy Yuu wyraźnie rozbłysnęły łobuzerskimi iskierami, których nie sposób było nie rozpoznać.
– Ah, Seiya. Rozkazom wypowiedzianym takim tonem nie sposób się sprzeciwić – pokręcił głową z leniwym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. Jednak wbrew swoim słowom, doskonale wiedział, że zdjęcia na pewno nie usunie. Ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. – E tam, nie wydaje mi się – wzruszył ramionami na jego następną wypowiedź. – To jest jak z przekraczeniem jakiejś granicy: z każdym kolejnym razem przychodzi coraz łatwiej. Poza tym, może to powołanie lekarskie się w Tobie odzywa – podsunął mu usłużnie wygodne wytłumaczenie, w które on sam nawet nie wierzył, ale może Seiyi będzie się lepiej w nocy spało (z Yuu gdzieś niedaleko) z tą myślą.
Odetchnął z ulgą, kiedy Yakushimaru potwierdził, że szycie rany nie będzie konieczne. To dobrze, bo chociaż dobrze znosił ból, tak wolał go unikać, kiedy to naprawdę nie było niezbędne, a bycie szytym w łazience Seiyi w nieco partyzanckich warunkach z pewnością nie należałoby do miłych.
Trochę w napięciu i trochę z obawą czekał na reakcję Seia na jego opowieść o powstaniu blizny. Czy przyłapie go na kłamstwie, czy w ogóle będzie go to obchodziło? Czy to sprawi, że Yuu będzie musiał się plątać pomiędzy kłamstwem a prawdą, żeby tylko nie wyjawić prawdziwego pochodzenia blizny? Nie chciał opowiadać rzeczywistej historii, bo ta za bardzo by go połączyła z deathwishem, a nie planował ujawniać przed Seiem swojej internetowej tożsamości. Na pewno nie teraz.
Na zadane przez niego pytanie jedynie uniósł brew. Cóż, mógł się domyślić, że studenta medycyny nie oszuka.
– W porządku… – zaczął powoli, przypatrując się uważnie twarzy Seiyi, jakby czegoś na niej szukał. – Co Ty byś w takim razie podejrzewał? Gdybyś miał zgadywać. – Był ciekawy, czy Seiya podejmie się zadania, czy uzna, że właściwie w ogóle go to nie interesuje. Hyeon w dalszym ciągu nie zamierzał niczego mu mówić, ale chętnie posłuchałby jego teorii.
Yuushin zupełnie nic nie robił sobie ze swojej nagości, szczególnie tak mozolnie osiągniętej. Rana dużo mu utrudniała, bo choć dobrze znosił jej ból, nie chciał robić niczego, co mogłoby doprowadzić do jej powiększenia. Dlatego też kiedy skupił maksymalnie na tym, żeby jak najdelikatniej ściągnąć spodnie, nie zastanawiał się nawet nad tym, czy powinien jakoś uprzedzić Yakushimaru o swojej nagości. Inna sprawa, że nawet nie czuł ku temu powinności, bo ostatecznie to nie jest jakiś obcy dla niego widok, szczególnie, że Sei nie tylko widział go nagiego, ale również go takiego dotykał.
– Bo jest mi zimno, Seiya – wytłumaczył mu cierpliwie, choć chyba utrzymująca się gęsia skórka powinna mówić za niego. – Chyba, że oferujesz ogrzać mnie swoim ciałem – wiesz, nie powiem nie – to wtedy mogę z tą gołą dupą zostać – powiedział, szczerząc się przekornie od ucha do ucha, bo dokładnie wiedział, z jaką odpowiedzią się spotka.
Uderzenie miękkiego ręcznika w tył głowy, kiedy właśnie pakował się pod prysznic, wyraźnie powiedziało mu, w jakim nastroju znajduje się Seiya i że zaczyna się chyba zbliżać do granicy swojej cierpliwości, ale wcale nie nie powstrzymało go to przed zaniesieniem się krótkim śmiechem. Sam prysznic trwał krótko, bo Yuu nie chciał się namaczać, tylko zmyć z siebie w brud fontanny. Użył letniej, bardzo letniej wody, bo bał się, że gorąca wzmorzy krążenie krwi i jeszcze się wykrwawi pod tym prysznicem jak świniak. Ledwo się oblał, użył kapki szamponu, jaki znalazł i ostrożnie namydlił dłonie, żeby przetrzeć mydlinami ranę – całość trwała może pięć minut, pewnie nawet mniej. I kiedy już był gotowy, żeby wyjść z brodzika na dywanik, zorientował się, że co prawda ubrania leżą w zasięgu jego ręki, ale nie ręcznik. Ręcznik w dalszym ciągu leży tam, że upadł po brutalnym ciosie Yakushimaru. Zorientował się również, że nie jest w stanie sięgnąć po ten ręcznik, bo miał z tyłu głowy przykry obraz, że jak tylko się schyli, rana się otworzy i zacznie na nowo krwawić, teraz może nawet mocniej. Może się nawet poszerzy. Zmarszczył czoło w zastanowieniu.
– Seiya! – krzyknął, chcąc jednoznacznie zwrócić na siebie jego uwagę. – Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie schylić się po ten ręcznik? To znaczy bardzo bym chciał, ale wtedy być może będziesz musiał wzywać do mnie karetkę. – Wiedział, że Sei przyjdzie wkurwiony, ale nawet pomimo tego nie mógł się powstrzymać od poszerzającego się na ustach uśmiechu. Nie mógł się tego zatrzymać, nie, kiedy Yakushimaru tak bardzo starał się trzymać dystans i stawiać granice… ale najwyraźniej im bardziej się starał, tym bardziej mu to nie wychodziło. Czy to przez działania Hyeona, czy przez jego własne niefortunne decyzje.
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Zmrużył powieki, próbując przypomnieć sobie, czemu w ogóle o tym rozmawiali. Hyeon, jak na kogoś, kto uważał, że nie byłby w stanie poradzić sobie z ciałem, wiedział zaskakująco dużo o trudnościach, które mogła przysporzyć próba ukrycia zwłok. Czy Yakushimaru to dziwiło? Nie za bardzo. Zafascynowanie samą tematyką morderstw było dość popularne w tych czasach. Ułatwiony dostęp do materiałów kryminalnych wszelkiego rodzaju, tylko dostarczał pożywki wszystkim zainteresowanym. I jemu zdarzyło się posłuchać czegoś drastyczniejszego do obiadu, ale to nie dlatego zdawał sobie sprawę, jak dużym problemem było ukrycie zwłok. Nie chodziło też o medyczny punkt widzenia.
Sam to zaczął.
— No niech ci kurwa będzie. Nikogo nie zabiłeś, bo jesteś na to za słaby — podsumował tak, jakby faktycznie była to wersja wydarzeń Yuushina. Z drugiej strony czy to nie dziwne, że zamiast zwyczajnie zaprzeczyć, wolał szukać powodów, dla których nie byłby w stanie tego zrobić? W głosie Seiyi dało się wyczuć, że przytakiwał jedynie dlatego, że nie chciał tracić energii na bezsensowną dyskusję. Ale jego brak zaufania nie brał się z tego, że uważał ciemnowłosego za zagrożenie. Bardziej z tego, że coś na pewno ukrywał, ale zamiast zastanawiać się nad drążeniem, czarnowłosego o wiele bardziej interesowało to, kiedy się go pozbędzie.
Widocznie spięte barki drgnęły, gdy prychnął pod nosem. Żuchwa poruszyła się przy bezgłośnym tarciu zębów o siebie. Wiara w jego umiejętności wcale mu nie schlebiała. Hyeon nie miał też żadnych podstaw, by cokolwiek na ich temat wiedzieć. A już tym bardziej nie miał żadnego przywileju, który pozwalałby mu wszystko na niego zrzucać. Pieprzony Yuushin. Za kogo on się uważał?
— Mhm. I co, z oczu mi to kurwa wywróżyłeś? — sarknął mimowolnie, obrzucając go spojrzeniem, które w swoim rozdrażnieniu przeczyło jakimkolwiek pomocnym kwalifikacjom. W praktyce nie chciał odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę, że jego medyczna kariera w zasadzie dla każdego była jednym wielkim absurdem; czymś, na co porwał się na przekór światu i na co machano ręką, bo dla żartu jeszcze nikt się na tym kierunku nie utrzymał. Bycie lekceważonym było naturalnym stanem rzeczy, do którego się przyzwyczaił i – jak widać – znacznie prościej było być kimś, na kim nie polegano, bo od ciężaru wchodzenia na głowę szybko zaczynał boleć go kark. Yuushin za to niewiele sobie z tego robił, a widok uśmiechu na jego ustach wbijał kolejną drażniącą igiełkę w jego świadomość.
Już sam widok leniwie uniesionych kącików ust uświadamiał Seiyę w tym, że nie wypełni jego polecenia. W najlepszym wypadku mógł zgarnąć jego telefon z ubrań, które za chwilę miał z siebie zrzucić. W najgorszym – rozjebać urządzenie o ścianę, skoro jeszcze nie dotarło do niego, że nie żartował.
— Yuu — zaczął z naciskiem. Ton ostro ciął powietrze, gdy chłopak stąpał po coraz to cieńszym lodzie. Cierpliwość nie była najmocniejszą stroną Yakushimaru i gdyby nie to, że polegał na swojej sile fizycznej, brak tej cierpliwości przysporzyłby mu znacznie więcej problemów. — Nie pierdol. Nie będzie kurwa żadnych kolejnych razów. Zresztą czy ja ci wyglądam na zadowolonego czy mam być kurwa jeszcze bardziej odpychający? — Przynajmniej nie krył się z tym, że robił wszystko byleby go zniechęcić, a mimo tego Hyeon przybiegał z powrotem, jak zadowolone szczenię, które nie rozumiało, że odsunięcie go na bok stopą to całkiem wymowny oznaka tego, że powinno trzymać się z daleka. Jeśli to nie głupota kierowała ciemnowłosym, Sei miał wszelkie prawo, by zrzucić jego zachowanie na złośliwość, a to oznaczało tylko jedno – jego rosnąca wściekłość tylko napędzała go do działania, ale nawet oświecony tą myślą, nie był w stanie walczyć ze stłoczonym wewnątrz gniewem, który nie pojawił się tam tylko ze względu na obecną sytuację. Zbierał się tam latami i kiedy tylko rzeczywistość tworzyła we wnętrzu chłopaka kolejne pęknięcie, natychmiast przeciskał się na zewnątrz, robiąc miejsce dla kolejnej dawki furii.
Teraz pęknięcie było niewielkie, a gniew wciąż miał w sobie racjonalność, ale jeszcze kilka kolejnych szpilek – trzy, może pięć – było w stanie zbliżyć go do granicy. Tej, z powodu której jego wątpliwa reputacja, nagle nabierała sensu.
„Co ty byś w takim razie podejrzewał?”
Przechylił głowę na bok, bo dla niego teoria, którą miał w głowie była całkiem oczywista. A teraz, gdy Yuushin nawet nie próbował bronić swojej wersji wydarzeń, Yakushimaru był już stuprocentowo pewny, że kłamał. Opuścił nieznacznie ramiona, nie obrzucając blizny ponownym spojrzeniem. Wydawał się znacznie bardziej rozluźniony, gdy miał szansę skupić się na czymś logicznym, nawet jeśli jego uprzedzona część wzbraniała się przed udzielaniem Hyeonowi wyjaśnień.
— A myślisz, że dlaczego kurwa spytałem, czy zbierasz kolekcję? Wygląda na cięcie. Głębsze niż to z dzisiaj i może zadane trochę innym rodzajem ostrza. Kończy się w takim miejscu, że nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakim cudem się kurwa na ten pręt nie nadziałeś. Ale pomijając moją ograniczoną wyobraźnię co do umiejętnego spadania, blizna po czymś takim wyglądałaby znacznie gorzej. Ta nie jest aż tak rozjebana, jak mogłaby być — wytłumaczył, zakrzykując uprzedzenia. Ale nie do końca, bo przyłapanie kogoś na mówieniu nieprawdy i wskazywanie popełnionego błędu było w jakiś sposób oczyszczające. I po ludzku przynosiło wewnętrzną satysfakcję, która – choć nie odmalowała się stricte na twarzy czarnowłosego – „uśmiechnęła się” do Yuushina z dna źrenic. — Wow — dodał po krótkiej pauzie bez jakiegokolwiek poruszenia, kręcąc głową na boki w wyrazie dezaprobaty. — Wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz o tym mówić. Nie jestem kurwa aż tak dociekliwy. — Za to jego radar na ściemy sprawdzał się znakomicie – przynajmniej, gdy miał do czynienia z naocznym dowodem upiększania historii. Nie wydawał się jednak przejęty ani zaskoczony pamiątką po innej ranie, skoro dzisiejszego wieczoru przyszło mu zająć się innym nacięciem. Wcześniejsza lekcja niczego go nie nauczyła albo miał dar do przyciągania nożowników.
„Chyba że oferujesz ogrzać mnie swoim ciałem…”
Z rezygnacją przeciągnął ręką po policzku, wbijając w niego palce na tyle mocno, że na chwilę pozostawiły po sobie czerwone ślady. Spojrzenie uniósł ku sufitowi, jakby to z góry miały spłynąć na niego siły, które pozwolą mu przetrwać dzisiejszy wieczór. Czemu to robił? Czemu?
— Jak widać jestem wykurwiście chętny — sarkazm zakuł w uszy, choć już sama cięta mina czarnowłosego wskazywała na to, że za nic nie zaoferowałby mu takiej pomocy. Zapieranie się dawało mu poczucie tego, że wszystko było na swoim miejscu; że tylko ten jeden raz zwyczajnie mu odjebało. Jego świat może nie rysował się w najbardziej kolorowych barwach – nie był też szczególnie poukładany – ale nie potrzebował ubarwiać go kolejnymi rozbryzgami farby; tym razem złotej. Yuushin był jak glitch w dobrze znanym mu już programie – pojawiał się nagle i nie można było być pewnym, co tym razem zaburzy. Choć w szczególności miał talent do burzenia krwi w jego żyłach. Nie w ten przyjemny sposób.
Dlatego to nawet lepiej, że na chwilę mógł zostawić go samego.
Liczył na to, że będzie miał więcej czasu dla siebie, ale krzyk zbyt szybko przecisnął się przez wszystkie szpary w zamkniętych drzwiach łazienki. Przez cały ten czas tłumił nerwowe rozedrganie, to oddechami, to bezgłośnymi uderzeniami palca o blat biurka, gdy wpatrywał się w monitor, właściwie nie robiąc nic poza ignorowaniem szumu wody w łazience. Jakby go tu nie było. Nie ruszył się z miejsca od razu, a już zdecydowanie zastygł tam na dłużej, gdy dotarły do niego kolejne przytłumione słowa. Przesłyszał się – była to pierwsza teoria, która przeszła mu przez myśl. Pozostała w jego głowie tylko przez chwilę, zaraz zastąpiona widokiem debilnie szczerzącego się Hyeona, który przecież był złośliwym chujem. I może powinien dać mu się wykrwawić, ale uderzony tym irytującym wyobrażeniem, po trzech sekundach absolutnego, napiętego bezruchu, zerwał się z miejsca. Stawiane w stronę łazienki kroki były głośne i wybijały głuchy rytm. Gdyby gniew miał swoje własne brzmienie, byłby warknięciem, który rozdarł gardło, gdy wstawał z fotela i tymi ciężkimi krokami, które miały dać znać Yuushinowi – i najlepiej całemu akademikowi – że był wkurwiony. Klamka, na którą naparł dłonią, opadła gwałtownie i tylko jakimś cudem, nie wyrwał jej z drzwi, choć sądząc po impecie, z jakim odskoczyła do góry, niewiele brakowało. I wiedział, że w łazience zastanie jego uśmiechniętą gębę, a mimo tego oglądanie go na żywo – nagiego i zadowolonego z siebie, podjudzało dwukrotnie bardziej.
— Zaraz kurwa będziesz potrzebował jeszcze dentysty i jebanego ortopedy — wycedził przez zęby, gdy zaledwie dwa kroki dzieliły go od ciemnowłosego. Przez chwilę wydawało się, że tym razem spełni obietnicę, bo gotowa do ataku postawa i tempo, z jakim zbliżał się do chłopaka, sprawiały, że przypominał zerwanego z łańcucha kundla, który wreszcie miał okazję odwdzięczyć się za dźganie go kijem z bezpiecznej odległości. Palce wbijające się w piegowate ramię były jak dotkliwe ugryzienie, gdy przedramieniem naparł na obojczyki Hyeona. Chęć pchnięcia nim o ścianę była ogromna, ale na chęciach się skończyło, bo zaledwie zmusił go do wycofania się w głąb kabiny i przyparł go do nieprzyjemnie zimnych kafelków. — Nie wkurwiaj mnie.
Na ułamek sekundy naparł na niego mocniej. Ciężki dotyk prześlizgnął się wyżej – na szyję, wywołując nieprzyjemny ścisk; ostrzegawczy. Ale miał w sobie za dużo wyczucia, z którego Seiya zdawał sobie sprawę i którego obecność powodowała jeszcze większe rozdrażnienie. Zaklął pod nosem, obracając się do niego bokiem, a samo zgarnięcie ręcznika było kwestią chwili, bo robił to bardzo szybko – z gwałtownością podobną wcześniejszym krokom – i wcisnął go prosto w ręce Yuu.
— Ruchy — ponaglił go, ruchem ręki wskazując ubrania. Miał ochotę znów wyjść, ale nie miało to najmniejszego sensu, skoro to, czego potrzebował znajdowało się w łazience. Z zaciśniętymi zębami, które trzymały w ryzach język ze stłoczonymi w ustach przekleństwami, podszedł do szafki z lustrem i wyciągnął z niej prowizoryczną apteczkę, która znacznie bardziej przypominała wypchaną po brzegi kosmetyczkę. Zza rozsuniętego suwaka wystawało opakowanie plastrów i jeszcze zapakowany bandaż. Przez chwilę grzebał w środku, zaabsorbowany tym na tyle, by nie zwracać uwagi na kroki za plecami. Milczał, grając na czas przy szukaniu opakowania z gazą. Gdy dorwał wreszcie wymięty, szeleszczący pakunek i zgarnął bandaż, jeszcze przez chwilę stał przodem do umywalki, zanim przy cięższym oddechu, zwrócił się przodem do Hyeona. W porę, bo zdążył się już ogarnąć, choć nawet ten fakt nie przyniósł Yakushimaru żadnej widocznej ulgi. Nadal wydawał się podburzony, ale tym razem to wzburzenie napędzało go do działania. Skończyć, co zaczął i wyjebać go za drzwi – plan był prosty.
Stojąc obok, rozdarł opakowanie z gazą i rozłożył ją na tyle, by zdołała przykryć całą ranę. Dziwne, że w tym wszystkim nie trzęsły mu się ręce, gdy wszystko w nim chciało wzbronić się przed tą idiotyczną pomocą. Niemniej ze zdecydowaniem przycisnął biały materiał do chłopięcego boku, a ten skutecznie odcinał ciepło jego dłoni od skóry ciemnowłosego.
— Trzymaj.
Sam to zaczął.
— No niech ci kurwa będzie. Nikogo nie zabiłeś, bo jesteś na to za słaby — podsumował tak, jakby faktycznie była to wersja wydarzeń Yuushina. Z drugiej strony czy to nie dziwne, że zamiast zwyczajnie zaprzeczyć, wolał szukać powodów, dla których nie byłby w stanie tego zrobić? W głosie Seiyi dało się wyczuć, że przytakiwał jedynie dlatego, że nie chciał tracić energii na bezsensowną dyskusję. Ale jego brak zaufania nie brał się z tego, że uważał ciemnowłosego za zagrożenie. Bardziej z tego, że coś na pewno ukrywał, ale zamiast zastanawiać się nad drążeniem, czarnowłosego o wiele bardziej interesowało to, kiedy się go pozbędzie.
Widocznie spięte barki drgnęły, gdy prychnął pod nosem. Żuchwa poruszyła się przy bezgłośnym tarciu zębów o siebie. Wiara w jego umiejętności wcale mu nie schlebiała. Hyeon nie miał też żadnych podstaw, by cokolwiek na ich temat wiedzieć. A już tym bardziej nie miał żadnego przywileju, który pozwalałby mu wszystko na niego zrzucać. Pieprzony Yuushin. Za kogo on się uważał?
— Mhm. I co, z oczu mi to kurwa wywróżyłeś? — sarknął mimowolnie, obrzucając go spojrzeniem, które w swoim rozdrażnieniu przeczyło jakimkolwiek pomocnym kwalifikacjom. W praktyce nie chciał odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę, że jego medyczna kariera w zasadzie dla każdego była jednym wielkim absurdem; czymś, na co porwał się na przekór światu i na co machano ręką, bo dla żartu jeszcze nikt się na tym kierunku nie utrzymał. Bycie lekceważonym było naturalnym stanem rzeczy, do którego się przyzwyczaił i – jak widać – znacznie prościej było być kimś, na kim nie polegano, bo od ciężaru wchodzenia na głowę szybko zaczynał boleć go kark. Yuushin za to niewiele sobie z tego robił, a widok uśmiechu na jego ustach wbijał kolejną drażniącą igiełkę w jego świadomość.
Już sam widok leniwie uniesionych kącików ust uświadamiał Seiyę w tym, że nie wypełni jego polecenia. W najlepszym wypadku mógł zgarnąć jego telefon z ubrań, które za chwilę miał z siebie zrzucić. W najgorszym – rozjebać urządzenie o ścianę, skoro jeszcze nie dotarło do niego, że nie żartował.
— Yuu — zaczął z naciskiem. Ton ostro ciął powietrze, gdy chłopak stąpał po coraz to cieńszym lodzie. Cierpliwość nie była najmocniejszą stroną Yakushimaru i gdyby nie to, że polegał na swojej sile fizycznej, brak tej cierpliwości przysporzyłby mu znacznie więcej problemów. — Nie pierdol. Nie będzie kurwa żadnych kolejnych razów. Zresztą czy ja ci wyglądam na zadowolonego czy mam być kurwa jeszcze bardziej odpychający? — Przynajmniej nie krył się z tym, że robił wszystko byleby go zniechęcić, a mimo tego Hyeon przybiegał z powrotem, jak zadowolone szczenię, które nie rozumiało, że odsunięcie go na bok stopą to całkiem wymowny oznaka tego, że powinno trzymać się z daleka. Jeśli to nie głupota kierowała ciemnowłosym, Sei miał wszelkie prawo, by zrzucić jego zachowanie na złośliwość, a to oznaczało tylko jedno – jego rosnąca wściekłość tylko napędzała go do działania, ale nawet oświecony tą myślą, nie był w stanie walczyć ze stłoczonym wewnątrz gniewem, który nie pojawił się tam tylko ze względu na obecną sytuację. Zbierał się tam latami i kiedy tylko rzeczywistość tworzyła we wnętrzu chłopaka kolejne pęknięcie, natychmiast przeciskał się na zewnątrz, robiąc miejsce dla kolejnej dawki furii.
Teraz pęknięcie było niewielkie, a gniew wciąż miał w sobie racjonalność, ale jeszcze kilka kolejnych szpilek – trzy, może pięć – było w stanie zbliżyć go do granicy. Tej, z powodu której jego wątpliwa reputacja, nagle nabierała sensu.
„Co ty byś w takim razie podejrzewał?”
Przechylił głowę na bok, bo dla niego teoria, którą miał w głowie była całkiem oczywista. A teraz, gdy Yuushin nawet nie próbował bronić swojej wersji wydarzeń, Yakushimaru był już stuprocentowo pewny, że kłamał. Opuścił nieznacznie ramiona, nie obrzucając blizny ponownym spojrzeniem. Wydawał się znacznie bardziej rozluźniony, gdy miał szansę skupić się na czymś logicznym, nawet jeśli jego uprzedzona część wzbraniała się przed udzielaniem Hyeonowi wyjaśnień.
— A myślisz, że dlaczego kurwa spytałem, czy zbierasz kolekcję? Wygląda na cięcie. Głębsze niż to z dzisiaj i może zadane trochę innym rodzajem ostrza. Kończy się w takim miejscu, że nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakim cudem się kurwa na ten pręt nie nadziałeś. Ale pomijając moją ograniczoną wyobraźnię co do umiejętnego spadania, blizna po czymś takim wyglądałaby znacznie gorzej. Ta nie jest aż tak rozjebana, jak mogłaby być — wytłumaczył, zakrzykując uprzedzenia. Ale nie do końca, bo przyłapanie kogoś na mówieniu nieprawdy i wskazywanie popełnionego błędu było w jakiś sposób oczyszczające. I po ludzku przynosiło wewnętrzną satysfakcję, która – choć nie odmalowała się stricte na twarzy czarnowłosego – „uśmiechnęła się” do Yuushina z dna źrenic. — Wow — dodał po krótkiej pauzie bez jakiegokolwiek poruszenia, kręcąc głową na boki w wyrazie dezaprobaty. — Wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz o tym mówić. Nie jestem kurwa aż tak dociekliwy. — Za to jego radar na ściemy sprawdzał się znakomicie – przynajmniej, gdy miał do czynienia z naocznym dowodem upiększania historii. Nie wydawał się jednak przejęty ani zaskoczony pamiątką po innej ranie, skoro dzisiejszego wieczoru przyszło mu zająć się innym nacięciem. Wcześniejsza lekcja niczego go nie nauczyła albo miał dar do przyciągania nożowników.
„Chyba że oferujesz ogrzać mnie swoim ciałem…”
Z rezygnacją przeciągnął ręką po policzku, wbijając w niego palce na tyle mocno, że na chwilę pozostawiły po sobie czerwone ślady. Spojrzenie uniósł ku sufitowi, jakby to z góry miały spłynąć na niego siły, które pozwolą mu przetrwać dzisiejszy wieczór. Czemu to robił? Czemu?
— Jak widać jestem wykurwiście chętny — sarkazm zakuł w uszy, choć już sama cięta mina czarnowłosego wskazywała na to, że za nic nie zaoferowałby mu takiej pomocy. Zapieranie się dawało mu poczucie tego, że wszystko było na swoim miejscu; że tylko ten jeden raz zwyczajnie mu odjebało. Jego świat może nie rysował się w najbardziej kolorowych barwach – nie był też szczególnie poukładany – ale nie potrzebował ubarwiać go kolejnymi rozbryzgami farby; tym razem złotej. Yuushin był jak glitch w dobrze znanym mu już programie – pojawiał się nagle i nie można było być pewnym, co tym razem zaburzy. Choć w szczególności miał talent do burzenia krwi w jego żyłach. Nie w ten przyjemny sposób.
Dlatego to nawet lepiej, że na chwilę mógł zostawić go samego.
Liczył na to, że będzie miał więcej czasu dla siebie, ale krzyk zbyt szybko przecisnął się przez wszystkie szpary w zamkniętych drzwiach łazienki. Przez cały ten czas tłumił nerwowe rozedrganie, to oddechami, to bezgłośnymi uderzeniami palca o blat biurka, gdy wpatrywał się w monitor, właściwie nie robiąc nic poza ignorowaniem szumu wody w łazience. Jakby go tu nie było. Nie ruszył się z miejsca od razu, a już zdecydowanie zastygł tam na dłużej, gdy dotarły do niego kolejne przytłumione słowa. Przesłyszał się – była to pierwsza teoria, która przeszła mu przez myśl. Pozostała w jego głowie tylko przez chwilę, zaraz zastąpiona widokiem debilnie szczerzącego się Hyeona, który przecież był złośliwym chujem. I może powinien dać mu się wykrwawić, ale uderzony tym irytującym wyobrażeniem, po trzech sekundach absolutnego, napiętego bezruchu, zerwał się z miejsca. Stawiane w stronę łazienki kroki były głośne i wybijały głuchy rytm. Gdyby gniew miał swoje własne brzmienie, byłby warknięciem, który rozdarł gardło, gdy wstawał z fotela i tymi ciężkimi krokami, które miały dać znać Yuushinowi – i najlepiej całemu akademikowi – że był wkurwiony. Klamka, na którą naparł dłonią, opadła gwałtownie i tylko jakimś cudem, nie wyrwał jej z drzwi, choć sądząc po impecie, z jakim odskoczyła do góry, niewiele brakowało. I wiedział, że w łazience zastanie jego uśmiechniętą gębę, a mimo tego oglądanie go na żywo – nagiego i zadowolonego z siebie, podjudzało dwukrotnie bardziej.
— Zaraz kurwa będziesz potrzebował jeszcze dentysty i jebanego ortopedy — wycedził przez zęby, gdy zaledwie dwa kroki dzieliły go od ciemnowłosego. Przez chwilę wydawało się, że tym razem spełni obietnicę, bo gotowa do ataku postawa i tempo, z jakim zbliżał się do chłopaka, sprawiały, że przypominał zerwanego z łańcucha kundla, który wreszcie miał okazję odwdzięczyć się za dźganie go kijem z bezpiecznej odległości. Palce wbijające się w piegowate ramię były jak dotkliwe ugryzienie, gdy przedramieniem naparł na obojczyki Hyeona. Chęć pchnięcia nim o ścianę była ogromna, ale na chęciach się skończyło, bo zaledwie zmusił go do wycofania się w głąb kabiny i przyparł go do nieprzyjemnie zimnych kafelków. — Nie wkurwiaj mnie.
Na ułamek sekundy naparł na niego mocniej. Ciężki dotyk prześlizgnął się wyżej – na szyję, wywołując nieprzyjemny ścisk; ostrzegawczy. Ale miał w sobie za dużo wyczucia, z którego Seiya zdawał sobie sprawę i którego obecność powodowała jeszcze większe rozdrażnienie. Zaklął pod nosem, obracając się do niego bokiem, a samo zgarnięcie ręcznika było kwestią chwili, bo robił to bardzo szybko – z gwałtownością podobną wcześniejszym krokom – i wcisnął go prosto w ręce Yuu.
— Ruchy — ponaglił go, ruchem ręki wskazując ubrania. Miał ochotę znów wyjść, ale nie miało to najmniejszego sensu, skoro to, czego potrzebował znajdowało się w łazience. Z zaciśniętymi zębami, które trzymały w ryzach język ze stłoczonymi w ustach przekleństwami, podszedł do szafki z lustrem i wyciągnął z niej prowizoryczną apteczkę, która znacznie bardziej przypominała wypchaną po brzegi kosmetyczkę. Zza rozsuniętego suwaka wystawało opakowanie plastrów i jeszcze zapakowany bandaż. Przez chwilę grzebał w środku, zaabsorbowany tym na tyle, by nie zwracać uwagi na kroki za plecami. Milczał, grając na czas przy szukaniu opakowania z gazą. Gdy dorwał wreszcie wymięty, szeleszczący pakunek i zgarnął bandaż, jeszcze przez chwilę stał przodem do umywalki, zanim przy cięższym oddechu, zwrócił się przodem do Hyeona. W porę, bo zdążył się już ogarnąć, choć nawet ten fakt nie przyniósł Yakushimaru żadnej widocznej ulgi. Nadal wydawał się podburzony, ale tym razem to wzburzenie napędzało go do działania. Skończyć, co zaczął i wyjebać go za drzwi – plan był prosty.
Stojąc obok, rozdarł opakowanie z gazą i rozłożył ją na tyle, by zdołała przykryć całą ranę. Dziwne, że w tym wszystkim nie trzęsły mu się ręce, gdy wszystko w nim chciało wzbronić się przed tą idiotyczną pomocą. Niemniej ze zdecydowaniem przycisnął biały materiał do chłopięcego boku, a ten skutecznie odcinał ciepło jego dłoni od skóry ciemnowłosego.
— Trzymaj.
Shogo Tomomi and Hyeon Yuushin szaleją za tym postem.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku