Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
– Yuu, chyba dalej nas gonią – gdzieś z boku doszedł do niego przyciszony, pełny strachu kobiecy głos. Hyeon oparł się ciężko o ścianę budynku i zerknął krótko w stronę źródła tego głosu. Nie miał serca znowu jej przypominać – choć właściwie w tej sytuacji byłoby to pocieszeniem – że jej już nikt nie goni, że dla niej to już nie ma znaczenia, bo duchom nie może stać się żadna krzywda. Nie umrze przecież po raz drugi. Skinął tylko głową w odpowiedzi na znak, że przyjął tę informację do wiadomości. Przez chwilę miał problem z unormowaniem oddechu, ale to dlatego, że przez ponad godzinę szaleńczo gnał przez miasto, próbując uniknąć złapania przez grupkę wyjątkowo zdeterminowanych mężczyzn. Nie spodziewał się, że będą aż tak uparci, ale po rozbitym łuku brwiowym, po płytkim bo płytkim, ale jednak obecnym cięciu po nożu na boku, po otarciu na ramieniu i mnóstwu małych zadrapań po przedzieraniu się przez krzaki musiał zrewidować swoje poglądy i poważnie zastanowić się nad kolejnym krokiem, skoro zwyczajna ucieczka nie wystarczała.
Ugh, to by było na tyle ze zbierania dowodów po cichu. Jedynym plusem sytuacji było to, że przynajmniej teraz wiedział, czego szukać i gdzie to się znajdowało, a dzięki temu, że był to komputer, być może jego następne podejście obędzie się bez kontaktu bezpośredniego – to zdecydowanie wyglądało na robotę dla Voida.
– Poczekaj na mnie za kontenerem, rozejrzę się za drogą ucieczki – rozległo się tuż koło niego, zanim kątem oka zdążył zarejestrować jakikolwiek ruch. Z całych sił powstrzymywał się przed odruchem cofnięcia się albo przynajmniej wzdrygnięcia, bo każdorazowo spojrzenie na Keiko powodowało, że nieprzyjemne ciarki przechodziły mu po plecach. Krótko po nich zawsze jednak nadchodził gniew. Widząc zmiażdżone wargi, brak większości zębów, połamaną w dwóch miejscach i dziwnie przemieszczoną szczękę zastanawiał się, jak w ogóle był w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co mówiła. Może to jakaś właściwość szczególnie umęczonych duchów lub objaw jej mocy jako yurei, ponieważ słyszał ją doskonale, kiedy stała koło niego na połamanych nogach, wskazując ręką ze zmiażdżonym stawem łokciowym na miejsce, o które jej chodziło. Yuu wiedział, że widok przed jego oczami to zasługa partnera kobiety, co w równym stopniu motywowało go do znalezienia jasnego dowodu przeciwko niemu, jak i potrojenia wysiłków, by facet go nie dogonił, bo rezultat tego spotkania mógłby być… opłakany.
– Pamiętaj, że nie mogą cię zobaczyć – Hyeon postarał się, żeby jego słowa zabrzmiały możliwie jak najbardziej miękko, po czym zgodnie z zaleceniem, zajął miejsce za wielkim kontenerem, otoczony przez wielkie czarne worki na śmieci. Nieszczególnie było to komfortowe miejsce do spędzania czasu, zarówno ze względu na zapach, jak i fakt, że przecież przebywał tutaj z otwartymi ranami i dotknięcie czegoś mogło się skończyć mało przyjemnym zakażeniem. I akurat, kiedy przygotowywał się na dłuższy pobyt wśród odpadów, poczuł, jak telefon w kieszeni jego bluzy nieznacznie zawibrował. Przekonany, że to pewnie Rei dopytuje gdzie jest i czy w ogóle dzisiaj się zjawi w mieszkaniu, brwi automatycznie podskoczyły do góry, kiedy zobaczył kto to naprawdę był i w jaki sposób zaczynał rozmowę. Wszystko wskazywało na to, że oczekiwanie na powrót Keiko będzie niezwykle interesujące. Miał już też z tyłu głowy kiełkujący pomysł, gdzie szukać pomocy i w jaki sposób na dobre zgubić pościg, gdyby wszystko inne zawiodło.
Powrót Keiko nie udało mu się zarejestrować wzrokiem, bo kobieta dosłownie zmaterializowała się przed nim, powodując, że z zaskoczenia podskoczył i upuścił telefon, zapewniając mu kolejne pęknięcie na już zniszczonym ekranie.
– Yuu! Najlepiej będzie wzdłuż parku. Ale musisz się pospieszyć, bo idą w tę stronę. Słuchaj… – I Yuu słuchał, już w biegu zbierając telefon z ziemi i wpychając go w kieszeń bluzy.
(...)
Stojąc pod oknem jednego, bardzo konkretnego pokoju w akademiku, dziękował wszystkim bogom, o jakich kiedykolwiek słyszał, że Seiya właśnie dzisiaj postanowił zostawić otwarte okno. Nie będzie musiał wchodzić głównym wejściem, narażając się na nieprzychylne spojrzenia portierki i jej niewygodne pytania, bo sądząc po tym, jak żałośnie wyglądał, na pewno mógłby się jakichś spodziewać.
Ukrycie się w fontannie prawdopodobnie uratowało mu skórę, ale za to teraz był przemoczony do suchej nitki. Miał tylko nadzieję, że nie pływały tam żadne świństwa, przez które mógłby zakazić wszechobecne uszkodzenia skóry.
Nie marnując więcej czasu, ale też nie uprzedzając lokatora pokoju o swoim nadejściu, dość zgrabnie wdrapał się na okno, ale już mniej zgrabnie znalazł się w środku. Prawdę mówiąc, runął na ziemię jak wór ziemniaków. Zebrał się jednak stosunkowo szybko, żeby to okno za sobą zamknąć i zasłonić.
– Seiya – wydyszał w końcu, odwracając się w stronę wnętrza pomieszczenia. – Musisz mi pomóc – kontynuował, dopadając do niego w dwóch krokach. Niestety biedak potknął się podczas drugiego w efekcie czego nie tylko złapał Yakushimaru za ramiona, jak pierwotnie planował, ale również wylądował u niego na kolanach. – Goni mnie naprawdę powalony typ, jestem mokry, jest mi zimno, trochę oberwałem i muszę przeczekać chwilę w jakimś bezpiecznym miejscu. Nikt mnie nie będzie szukał w akademiku. Masz jakieś rzeczy na rany? – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, jednocześnie próbując złapać oddech po ostrym i stosunkowo długim sprincie, jaki wykonał po wyskoczeniu z fontanny. – Byłbym też bardzo wdzięczny za jakieś ciuchy na zmianę – dodał po chwili, w dalszym ciągu ciężko oddychajac. Żeby unormować ten oddech, pochylił się nieco i oparł czołem o ramię Seiyi. – Pojebana akcja, mówię Ci – wymamrotał ciszej, po kilku kolejnych sekundach walki o tlen w płucach.
@Yakushimaru Seiya
8 maja 2037 r., 00:17
– Yuu, chyba dalej nas gonią – gdzieś z boku doszedł do niego przyciszony, pełny strachu kobiecy głos. Hyeon oparł się ciężko o ścianę budynku i zerknął krótko w stronę źródła tego głosu. Nie miał serca znowu jej przypominać – choć właściwie w tej sytuacji byłoby to pocieszeniem – że jej już nikt nie goni, że dla niej to już nie ma znaczenia, bo duchom nie może stać się żadna krzywda. Nie umrze przecież po raz drugi. Skinął tylko głową w odpowiedzi na znak, że przyjął tę informację do wiadomości. Przez chwilę miał problem z unormowaniem oddechu, ale to dlatego, że przez ponad godzinę szaleńczo gnał przez miasto, próbując uniknąć złapania przez grupkę wyjątkowo zdeterminowanych mężczyzn. Nie spodziewał się, że będą aż tak uparci, ale po rozbitym łuku brwiowym, po płytkim bo płytkim, ale jednak obecnym cięciu po nożu na boku, po otarciu na ramieniu i mnóstwu małych zadrapań po przedzieraniu się przez krzaki musiał zrewidować swoje poglądy i poważnie zastanowić się nad kolejnym krokiem, skoro zwyczajna ucieczka nie wystarczała.
Ugh, to by było na tyle ze zbierania dowodów po cichu. Jedynym plusem sytuacji było to, że przynajmniej teraz wiedział, czego szukać i gdzie to się znajdowało, a dzięki temu, że był to komputer, być może jego następne podejście obędzie się bez kontaktu bezpośredniego – to zdecydowanie wyglądało na robotę dla Voida.
– Poczekaj na mnie za kontenerem, rozejrzę się za drogą ucieczki – rozległo się tuż koło niego, zanim kątem oka zdążył zarejestrować jakikolwiek ruch. Z całych sił powstrzymywał się przed odruchem cofnięcia się albo przynajmniej wzdrygnięcia, bo każdorazowo spojrzenie na Keiko powodowało, że nieprzyjemne ciarki przechodziły mu po plecach. Krótko po nich zawsze jednak nadchodził gniew. Widząc zmiażdżone wargi, brak większości zębów, połamaną w dwóch miejscach i dziwnie przemieszczoną szczękę zastanawiał się, jak w ogóle był w stanie zrozumieć cokolwiek z tego, co mówiła. Może to jakaś właściwość szczególnie umęczonych duchów lub objaw jej mocy jako yurei, ponieważ słyszał ją doskonale, kiedy stała koło niego na połamanych nogach, wskazując ręką ze zmiażdżonym stawem łokciowym na miejsce, o które jej chodziło. Yuu wiedział, że widok przed jego oczami to zasługa partnera kobiety, co w równym stopniu motywowało go do znalezienia jasnego dowodu przeciwko niemu, jak i potrojenia wysiłków, by facet go nie dogonił, bo rezultat tego spotkania mógłby być… opłakany.
– Pamiętaj, że nie mogą cię zobaczyć – Hyeon postarał się, żeby jego słowa zabrzmiały możliwie jak najbardziej miękko, po czym zgodnie z zaleceniem, zajął miejsce za wielkim kontenerem, otoczony przez wielkie czarne worki na śmieci. Nieszczególnie było to komfortowe miejsce do spędzania czasu, zarówno ze względu na zapach, jak i fakt, że przecież przebywał tutaj z otwartymi ranami i dotknięcie czegoś mogło się skończyć mało przyjemnym zakażeniem. I akurat, kiedy przygotowywał się na dłuższy pobyt wśród odpadów, poczuł, jak telefon w kieszeni jego bluzy nieznacznie zawibrował. Przekonany, że to pewnie Rei dopytuje gdzie jest i czy w ogóle dzisiaj się zjawi w mieszkaniu, brwi automatycznie podskoczyły do góry, kiedy zobaczył kto to naprawdę był i w jaki sposób zaczynał rozmowę. Wszystko wskazywało na to, że oczekiwanie na powrót Keiko będzie niezwykle interesujące. Miał już też z tyłu głowy kiełkujący pomysł, gdzie szukać pomocy i w jaki sposób na dobre zgubić pościg, gdyby wszystko inne zawiodło.
Powrót Keiko nie udało mu się zarejestrować wzrokiem, bo kobieta dosłownie zmaterializowała się przed nim, powodując, że z zaskoczenia podskoczył i upuścił telefon, zapewniając mu kolejne pęknięcie na już zniszczonym ekranie.
– Yuu! Najlepiej będzie wzdłuż parku. Ale musisz się pospieszyć, bo idą w tę stronę. Słuchaj… – I Yuu słuchał, już w biegu zbierając telefon z ziemi i wpychając go w kieszeń bluzy.
(...)
Stojąc pod oknem jednego, bardzo konkretnego pokoju w akademiku, dziękował wszystkim bogom, o jakich kiedykolwiek słyszał, że Seiya właśnie dzisiaj postanowił zostawić otwarte okno. Nie będzie musiał wchodzić głównym wejściem, narażając się na nieprzychylne spojrzenia portierki i jej niewygodne pytania, bo sądząc po tym, jak żałośnie wyglądał, na pewno mógłby się jakichś spodziewać.
Ukrycie się w fontannie prawdopodobnie uratowało mu skórę, ale za to teraz był przemoczony do suchej nitki. Miał tylko nadzieję, że nie pływały tam żadne świństwa, przez które mógłby zakazić wszechobecne uszkodzenia skóry.
Nie marnując więcej czasu, ale też nie uprzedzając lokatora pokoju o swoim nadejściu, dość zgrabnie wdrapał się na okno, ale już mniej zgrabnie znalazł się w środku. Prawdę mówiąc, runął na ziemię jak wór ziemniaków. Zebrał się jednak stosunkowo szybko, żeby to okno za sobą zamknąć i zasłonić.
– Seiya – wydyszał w końcu, odwracając się w stronę wnętrza pomieszczenia. – Musisz mi pomóc – kontynuował, dopadając do niego w dwóch krokach. Niestety biedak potknął się podczas drugiego w efekcie czego nie tylko złapał Yakushimaru za ramiona, jak pierwotnie planował, ale również wylądował u niego na kolanach. – Goni mnie naprawdę powalony typ, jestem mokry, jest mi zimno, trochę oberwałem i muszę przeczekać chwilę w jakimś bezpiecznym miejscu. Nikt mnie nie będzie szukał w akademiku. Masz jakieś rzeczy na rany? – wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu, jednocześnie próbując złapać oddech po ostrym i stosunkowo długim sprincie, jaki wykonał po wyskoczeniu z fontanny. – Byłbym też bardzo wdzięczny za jakieś ciuchy na zmianę – dodał po chwili, w dalszym ciągu ciężko oddychajac. Żeby unormować ten oddech, pochylił się nieco i oparł czołem o ramię Seiyi. – Pojebana akcja, mówię Ci – wymamrotał ciszej, po kilku kolejnych sekundach walki o tlen w płucach.
@Yakushimaru Seiya
Vance Whitelaw, Yakushimaru Seiya and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.
Uniósł nieznacznie jedną brew, kiedy usłyszał w wypowiedzi Seiyi swoje nazwisko – oczywisty znak, że dalsze ciągnięcie tego tematu jest skrajnie niewskazane. Cóż, spodziewał się tego, nawet nie miał zamiaru wspominać coś więcej. Wiedział, które struny może naciągnąć, ale ta, mocno osobista, zdecydowanie nie była jedną z nich. Westchnął więc jedynie w odpowiedzi, więżąc w gardle mimowolnie formującą się wypowiedź.
Ochoczo podjął się zmiany tematu, szczególnie, że zdecydowanie było się tam czego uczepić i być może również skierować myśli Seiyi na inny tor. Oh, na bardzo inny tor. Na samą myśl usta Yuu wygięły się w wyjątkowo szerokim uśmiechu.
— Cóż, przeruchanie całego akademika zdecydowanie brzmi na więcej zabawy — stwierdził wesoło, wzruszając lekko ramionami. W końcu ileż można czekać na tę prawdziwą miłość… ale nawet jeśli i czekać, to czemu nie zapewnić sobie rozrywki po drodze? Beztrosko snuł sobie rozważania na ten temat (bo nie mógł przestać, kiedy jego umysł już się tego chwycił), dopóki nie dotarła do niego kolejna wypowiedź Yakushimaru. I po niej uśmiech Hyeona nagle bardzo przypominał ten, który gościł na ustach kota z Cheshire. — Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany? Bo wiesz, to naprawdę nie był jakiś szczególny wysiłek z mojej strony. Szczególnie, że sam wcale nie byłem wtedy specjalnie trzeźwy — kontynuował leniwie, ale głosem podszytym rozbawieniem, u którego podstaw znajdował się fakt, że Seiyia dalej szedł w zaparte tej kwestii tego, że zwyczajnie nie uległ nieodpartemu urokowi Yuu i wcale w pewnym momencie nie uznał go za na tyle atrakcyjnego, że sprawy potoczyły się same. — Ale może chcesz mi powiedzieć, co w Twojej opinii zdeprawowało Cię najbardziej? W którym momencie to nastąpiło? — Głos Yuu w tym momencie zdecydowanie brzmiał zbyt niewinnie jak na temat, którego dotyczył. I zbyt niewinnie jak na łobuzerski błysk oku, który się tam pojawił wraz z zaczęciem tej rozmowy. Seiya właściwie sam się podkładał do podobnych zaczepek, a Hyeon przecież nie byłby sobą, gdyby z tego w jakiś sposób nie skorzystał.
Kiedy wkradał się po cichu do łóżka Yakushimaru, naprawdę miał wielką nadzieję, że chłopak śpi na tyle mocno, żeby się nie obudził już do końca nocy. Wtedy zetknąłby się z jego gniewem właściwie już po fakcie, więc w sumie zero problemu, sprawa skończona, wyszłoby na jego. Seiya jednak obudził się już teraz, a to stwarzało duży problem: niebezpieczeństwo powrotu na twardą podłogę, gdzie po prostu na pewno nie zasnąłby przez całą noc, a może nawet umarł z bólu po drodze, kto wie.
Kompletnie nie przejął się obelgą, bo to nie na te słowa czekał w napięciu. Czuł, że chłopak mógłby go zrzucić na podłogę krótkim pchnięciem ramienia, chyba nawet się do tego szykował, a na pewno intensywnie o tym myślał, Hyeon przecież właśnie tego się spodziewał. Nagle jednak nastąpił cud. Yakushimaru się od niego odsunął, wracając do swojej pozycji wyjściowej, czyli zwróceniu się twarzą do ściany. I pozwolił mu zostać w swoim łóżku. Yuu nie mógł uwierzyć w swoje szczęście do tego stopnia, że aż się zapowietrzył na kilka długich sekund, zanim radośnie się zaśmiał.
— Seiya, jesteś najlepszy! No najlepszy!! I jasne, rano się zmywam, mogę nawet wyjść przez okno, jeśli się boisz, że ktoś z Twoich znajomych zobaczy, jak wychodzę z Twojego pokoju. Ale rany, Seiya! Aż bym Cię wyściskał, ale pewnie tylko byś się wkurwił. A ja musiałbym wykonać zbyt skomplikowane ruchy jak na mój obecny stan. Więc tylko sobie wyobraź, że Cię ściskam. I całuję w czółko na dobranoc. Śpij spokojnie! I najsłodszych snów — swoje wesołe trajkotanie zakończył już półszeptem, po czym zamilkł, pozwalając, żeby otoczyła ich cisza, umożliwiająca spokojne zaśnięcie. Yuu już się nie wiercił, znieruchomiał przyciśnięty do krawędzi łóżka, już zadowolony, bo na wygodnym materacu. A dzięki wieczornym przygodom, nie minęło wiele czasu, nim zasnął.
Obudził się leżąc na plecach. Chociaż obudził to jeszcze zbyt dużo powiedziane: powoli, powoli odzyskiwał świadomość, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co wydarzyło się wczoraj i w czyim łóżku właśnie się znajdował. Czuł jednak, że jego lewa ręka, podobnie jak lewa noga, na czymś leżały. Potrzebował kilkunastu sekund, żeby powróciły do niego wspomnienia z poprzedniego dnia: Keiko, rana, Seiya, łóżko. Zamrugał parokrotnie powiekami i zerknął ostrożnie na bok. Yakushimaru już nie był zwrócony w kierunku ściany, a przybrał pozycję identyczną do jego. Yuu miał tylko nadzieję, że jeszcze nie obudził, bo on sam po śnie czuł sie jeszcze zbyt ociężały i na razie nie był w stanie ściągnąć z chłopaka swojej ręki, aktualnie znajdującej się po skosie na jego brzuchu: od dolnych żeber, aż do gumki jego spodni, o którą niestety (lub stety) zahaczała. Nogę z kolei miał przerzuconą przez tę jego. Mając na uwadze wczorajsze groźby Seiyi, to kiepsko.
Ugh… może uda mu się ściągnąć własne kończyny z ciała Seia zanim on się obudzi. Potem wymknie się przez to nieszczęsne okno i witaj nowy dniu.
@Yakushimaru Seiya
Ochoczo podjął się zmiany tematu, szczególnie, że zdecydowanie było się tam czego uczepić i być może również skierować myśli Seiyi na inny tor. Oh, na bardzo inny tor. Na samą myśl usta Yuu wygięły się w wyjątkowo szerokim uśmiechu.
— Cóż, przeruchanie całego akademika zdecydowanie brzmi na więcej zabawy — stwierdził wesoło, wzruszając lekko ramionami. W końcu ileż można czekać na tę prawdziwą miłość… ale nawet jeśli i czekać, to czemu nie zapewnić sobie rozrywki po drodze? Beztrosko snuł sobie rozważania na ten temat (bo nie mógł przestać, kiedy jego umysł już się tego chwycił), dopóki nie dotarła do niego kolejna wypowiedź Yakushimaru. I po niej uśmiech Hyeona nagle bardzo przypominał ten, który gościł na ustach kota z Cheshire. — Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany? Bo wiesz, to naprawdę nie był jakiś szczególny wysiłek z mojej strony. Szczególnie, że sam wcale nie byłem wtedy specjalnie trzeźwy — kontynuował leniwie, ale głosem podszytym rozbawieniem, u którego podstaw znajdował się fakt, że Seiyia dalej szedł w zaparte tej kwestii tego, że zwyczajnie nie uległ nieodpartemu urokowi Yuu i wcale w pewnym momencie nie uznał go za na tyle atrakcyjnego, że sprawy potoczyły się same. — Ale może chcesz mi powiedzieć, co w Twojej opinii zdeprawowało Cię najbardziej? W którym momencie to nastąpiło? — Głos Yuu w tym momencie zdecydowanie brzmiał zbyt niewinnie jak na temat, którego dotyczył. I zbyt niewinnie jak na łobuzerski błysk oku, który się tam pojawił wraz z zaczęciem tej rozmowy. Seiya właściwie sam się podkładał do podobnych zaczepek, a Hyeon przecież nie byłby sobą, gdyby z tego w jakiś sposób nie skorzystał.
Kiedy wkradał się po cichu do łóżka Yakushimaru, naprawdę miał wielką nadzieję, że chłopak śpi na tyle mocno, żeby się nie obudził już do końca nocy. Wtedy zetknąłby się z jego gniewem właściwie już po fakcie, więc w sumie zero problemu, sprawa skończona, wyszłoby na jego. Seiya jednak obudził się już teraz, a to stwarzało duży problem: niebezpieczeństwo powrotu na twardą podłogę, gdzie po prostu na pewno nie zasnąłby przez całą noc, a może nawet umarł z bólu po drodze, kto wie.
Kompletnie nie przejął się obelgą, bo to nie na te słowa czekał w napięciu. Czuł, że chłopak mógłby go zrzucić na podłogę krótkim pchnięciem ramienia, chyba nawet się do tego szykował, a na pewno intensywnie o tym myślał, Hyeon przecież właśnie tego się spodziewał. Nagle jednak nastąpił cud. Yakushimaru się od niego odsunął, wracając do swojej pozycji wyjściowej, czyli zwróceniu się twarzą do ściany. I pozwolił mu zostać w swoim łóżku. Yuu nie mógł uwierzyć w swoje szczęście do tego stopnia, że aż się zapowietrzył na kilka długich sekund, zanim radośnie się zaśmiał.
— Seiya, jesteś najlepszy! No najlepszy!! I jasne, rano się zmywam, mogę nawet wyjść przez okno, jeśli się boisz, że ktoś z Twoich znajomych zobaczy, jak wychodzę z Twojego pokoju. Ale rany, Seiya! Aż bym Cię wyściskał, ale pewnie tylko byś się wkurwił. A ja musiałbym wykonać zbyt skomplikowane ruchy jak na mój obecny stan. Więc tylko sobie wyobraź, że Cię ściskam. I całuję w czółko na dobranoc. Śpij spokojnie! I najsłodszych snów — swoje wesołe trajkotanie zakończył już półszeptem, po czym zamilkł, pozwalając, żeby otoczyła ich cisza, umożliwiająca spokojne zaśnięcie. Yuu już się nie wiercił, znieruchomiał przyciśnięty do krawędzi łóżka, już zadowolony, bo na wygodnym materacu. A dzięki wieczornym przygodom, nie minęło wiele czasu, nim zasnął.
Obudził się leżąc na plecach. Chociaż obudził to jeszcze zbyt dużo powiedziane: powoli, powoli odzyskiwał świadomość, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co wydarzyło się wczoraj i w czyim łóżku właśnie się znajdował. Czuł jednak, że jego lewa ręka, podobnie jak lewa noga, na czymś leżały. Potrzebował kilkunastu sekund, żeby powróciły do niego wspomnienia z poprzedniego dnia: Keiko, rana, Seiya, łóżko. Zamrugał parokrotnie powiekami i zerknął ostrożnie na bok. Yakushimaru już nie był zwrócony w kierunku ściany, a przybrał pozycję identyczną do jego. Yuu miał tylko nadzieję, że jeszcze nie obudził, bo on sam po śnie czuł sie jeszcze zbyt ociężały i na razie nie był w stanie ściągnąć z chłopaka swojej ręki, aktualnie znajdującej się po skosie na jego brzuchu: od dolnych żeber, aż do gumki jego spodni, o którą niestety (lub stety) zahaczała. Nogę z kolei miał przerzuconą przez tę jego. Mając na uwadze wczorajsze groźby Seiyi, to kiepsko.
Ugh… może uda mu się ściągnąć własne kończyny z ciała Seia zanim on się obudzi. Potem wymknie się przez to nieszczęsne okno i witaj nowy dniu.
z/t
@Yakushimaru Seiya
Yakushimaru Seiya ubóstwia ten post.
Mimo że był zwrócony do ściany, wywrócił oczami. Gest był wyczuwalny już w kilkusekundowym milczeniu, które zapadło po wskazanej przez Hyeona opcji spędzania swojego życia po śmierci. Seiya nie był nawet odrobinę zaskoczony tą postawą, pomijając to, że Yuushin nie do końca trzymał się swojego aktywnego towarzysko trybu życia. Jako „odhaczona opcja” – jakkolwiek nazywanie się nią nie budziłoby w nim chęci skrzywienia się – czarnowłosy już dawno powinien mieć święty spokój, którego szczerze pragnął, bo na trzeźwo nie miał w sobie aż tyle tolerancji, by względnie cierpliwie znosić obecność drugiego chłopaka. Albo to ciemnowłosy na trzeźwo był mniej zabawny.
„Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany?”
Dużo mniej zabawny.
Ramiona chłopaka drgnęły w stłumionej chęci podciągnięcia ich wyżej, bo to i tak nie uchroniłoby jego uszu przed kolejną falą bezsensownej paplaniny. Gdyby miał w pokoju licznik sensownych rzeczy, które dzisiaj usłyszał, do tej pory wyświetlałby soczyste zero i Yakushimaru nie sądził, by ten wynik miał szybko ulec zmianie. Ani teraz, ani w przyszłości, ani w ogóle w towarzystwie Hyeona. Każde kolejne pytanie tylko pogarszało sprawę, budząc w nim chęć do złapania za pierwszą lepszą rzecz pod ręką i wycelowania nią w głowę Yuu. Problem w tym, że obecnie miał przy sobie jedynie własną poduszkę, którą nie chciał się dzielić, więc musiał zadowolić się jedynie kurczowym zaciśnięciem na niej palców.
— Zawsze przypierdalasz się do każdego słowa, które usłyszysz? — I kto to mówił? Nie było niespodzianką to, że Sei nie miał w planach kontynuowania tego tematu. Po pierwsze dlatego, że nie było o czym mówić. Po drugie – niepotrzebnie w ogóle wdawał się w tę dyskusję. Po trzecie – nie wiedział. Cokolwiek skłoniło go do popłynięcia z prądem, musiało być efektem potężnego zaćmienia umysłu, z którego nie musiał się tłumaczyć. Nie byli trzeźwi – to wszystko. Może w alkoholu było coś jeszcze. Może po prostu go pojebało; tak na chwilę. Cokolwiek nie kryłoby się za tą nagłą zachcianką, Hyeon musiał pogodzić się z wymownym milczeniem. Bezpiecznym milczeniem. Nie dlatego, że Seiya chronił samego siebie, ale dlatego, że cisza była jedną z dwóch opcji wytoczenia argumentu.
Albo ona, albo pięść.
Z drugiego argumentu powinien był skorzystać kilkanaście minut później, gdy okazało się, że pomimo całej dobrej woli, z jaką zgodził się na to, by dać mu u siebie przenocować, okazało się, że ta noc nie będzie na tyle spokojna, jak wcześniej zakładał. Nie robił sobie wielkich nadziei, ale obecność Yuushina w jego łóżku była na głowę wszystkie inne czarne scenariusze. Co jeszcze? Napisze SMS-a do wszystkich swoich kumpli z informacją, że znalazł przytulną miejscówkę w akademiku i mogą wpadać na noc?
Ja jebię.
„Seiya, jesteś najlepszy!”
Naprawdę wolałby być najgorszy.
— Jak chcesz mi się odwdzięczyć, to po prostu zamknij mordę, zanim zmienię zdanie. Za chuja nie chcę sobie tego wyobrażać. Nie potrzebuję koszmarów do kolekcji — sarknął, podciągając kołdrę na ramię, choć nawet ona nie była w stanie obronić go ani przed tym pierdoleniem, ani przed niechcianymi myślami. Nie od dziś było wiadomo, że im bardziej nie miało się ochoty nad czymś rozmyślać, tym bardziej żywe stawały się obrazy w głowie, które pojawiały się tam wzbogacone o irytującą narrację: Pamiętasz? Niczego nie musisz sobie wyobrażać. Gdy wtedy rano…
Poranny blask z trudem przeciskał się przez niewielką przerwę pomiędzy dwiema zasłonami, ale nawet jego słaby snop wystarczył, by bez trudu stwierdzić, że noc była już za nimi. Pobudka przypominała powolne wynurzanie się z gęstych głębin, bo jak zwykle pierwsze sekundy były największą udręką początku nowego dnia. Czarnowłosy leżał na plecach, ale jeszcze nie otwierał oczu, gdy mozolnie przekraczał granicę pomiędzy snem a jawą. Poruszył się, choć wydawało się, że jeszcze nie docierała do niego większość bodźców, z których już teraz powinien zdać sobie sprawę. W beztrosko bezwarunkowym odruchu, uniósł przedramię, które wcześniej spoczywało na wysokości jego żeber, by unieść je ponad głowę wraz z drugą ręką i przeciągnąć się z leniwym pomrukiem, który urwał się gwałtownie, gdy poczuł nienaturalny ciężar na swojej nodze i brzuchu. Nie musiał otwierać oczu i nie musiał też być geniuszem, by szybko skojarzyć fakty. Wspomnienie nocy, jak strzała przebiło jego głowę, uświadamiając mu, że granica, którą postawił, została przekroczona. W innych sytuacjach nie miałby problemu z dotykiem, ale to nie była jedna z tych nocy, po których byłoby to do przyjęcia. No i zamiast uroczej brunetki, miał przy sobie Yuushina. Mógł się spodziewać, że nie posłucha. Mógł uczepić się tego, że dobrze wiedział, że przy nim na pytanie „co może pójść nie tak?”, jest tylko jedna odpowiedź. Wszystko.
To był chujowy pomysł.
Zacisnął mocniej powieki. Głęboki oddech został napiętnowany pierwszymi oznakami irytacji. Yakushimaru sprawiał wrażenie kogoś, kto zawsze wstawał lewą nogą, ale on sam dopiero teraz zaczynał rozumieć, co ludzie mieli na myśli, mówiąc o tej lewej nodze. I wcale nie chodziło tu o fakt, że to cudza noga akurat spoczywała na jego własnej, a jej ciężar był przytłaczający bardziej niż powinien. Nie licząc gwałtownych pobudek z powodu dobijania mu się do drzwi o bezbożnych porach, rzadko miał powód, by budzić się wkurwionym – potrzebował konkretnego bodźca, a ten, którego właśnie doświadczał był aż nazbyt konkretny. Impuls momentalnie wyszarpnął jego świadomość z sennego otumanienia i wystarczyła dosłownie chwila, by ochrypły z niewyspania głos przeciął niezręczną ciszę:
— Masz kurwa trzy sekundy, żeby stąd wypierdalać.
„Oh, Seiya, czujesz się zdeprawowany?”
Dużo mniej zabawny.
Ramiona chłopaka drgnęły w stłumionej chęci podciągnięcia ich wyżej, bo to i tak nie uchroniłoby jego uszu przed kolejną falą bezsensownej paplaniny. Gdyby miał w pokoju licznik sensownych rzeczy, które dzisiaj usłyszał, do tej pory wyświetlałby soczyste zero i Yakushimaru nie sądził, by ten wynik miał szybko ulec zmianie. Ani teraz, ani w przyszłości, ani w ogóle w towarzystwie Hyeona. Każde kolejne pytanie tylko pogarszało sprawę, budząc w nim chęć do złapania za pierwszą lepszą rzecz pod ręką i wycelowania nią w głowę Yuu. Problem w tym, że obecnie miał przy sobie jedynie własną poduszkę, którą nie chciał się dzielić, więc musiał zadowolić się jedynie kurczowym zaciśnięciem na niej palców.
— Zawsze przypierdalasz się do każdego słowa, które usłyszysz? — I kto to mówił? Nie było niespodzianką to, że Sei nie miał w planach kontynuowania tego tematu. Po pierwsze dlatego, że nie było o czym mówić. Po drugie – niepotrzebnie w ogóle wdawał się w tę dyskusję. Po trzecie – nie wiedział. Cokolwiek skłoniło go do popłynięcia z prądem, musiało być efektem potężnego zaćmienia umysłu, z którego nie musiał się tłumaczyć. Nie byli trzeźwi – to wszystko. Może w alkoholu było coś jeszcze. Może po prostu go pojebało; tak na chwilę. Cokolwiek nie kryłoby się za tą nagłą zachcianką, Hyeon musiał pogodzić się z wymownym milczeniem. Bezpiecznym milczeniem. Nie dlatego, że Seiya chronił samego siebie, ale dlatego, że cisza była jedną z dwóch opcji wytoczenia argumentu.
Albo ona, albo pięść.
Z drugiego argumentu powinien był skorzystać kilkanaście minut później, gdy okazało się, że pomimo całej dobrej woli, z jaką zgodził się na to, by dać mu u siebie przenocować, okazało się, że ta noc nie będzie na tyle spokojna, jak wcześniej zakładał. Nie robił sobie wielkich nadziei, ale obecność Yuushina w jego łóżku była na głowę wszystkie inne czarne scenariusze. Co jeszcze? Napisze SMS-a do wszystkich swoich kumpli z informacją, że znalazł przytulną miejscówkę w akademiku i mogą wpadać na noc?
Ja jebię.
„Seiya, jesteś najlepszy!”
Naprawdę wolałby być najgorszy.
— Jak chcesz mi się odwdzięczyć, to po prostu zamknij mordę, zanim zmienię zdanie. Za chuja nie chcę sobie tego wyobrażać. Nie potrzebuję koszmarów do kolekcji — sarknął, podciągając kołdrę na ramię, choć nawet ona nie była w stanie obronić go ani przed tym pierdoleniem, ani przed niechcianymi myślami. Nie od dziś było wiadomo, że im bardziej nie miało się ochoty nad czymś rozmyślać, tym bardziej żywe stawały się obrazy w głowie, które pojawiały się tam wzbogacone o irytującą narrację: Pamiętasz? Niczego nie musisz sobie wyobrażać. Gdy wtedy rano…
Poranny blask z trudem przeciskał się przez niewielką przerwę pomiędzy dwiema zasłonami, ale nawet jego słaby snop wystarczył, by bez trudu stwierdzić, że noc była już za nimi. Pobudka przypominała powolne wynurzanie się z gęstych głębin, bo jak zwykle pierwsze sekundy były największą udręką początku nowego dnia. Czarnowłosy leżał na plecach, ale jeszcze nie otwierał oczu, gdy mozolnie przekraczał granicę pomiędzy snem a jawą. Poruszył się, choć wydawało się, że jeszcze nie docierała do niego większość bodźców, z których już teraz powinien zdać sobie sprawę. W beztrosko bezwarunkowym odruchu, uniósł przedramię, które wcześniej spoczywało na wysokości jego żeber, by unieść je ponad głowę wraz z drugą ręką i przeciągnąć się z leniwym pomrukiem, który urwał się gwałtownie, gdy poczuł nienaturalny ciężar na swojej nodze i brzuchu. Nie musiał otwierać oczu i nie musiał też być geniuszem, by szybko skojarzyć fakty. Wspomnienie nocy, jak strzała przebiło jego głowę, uświadamiając mu, że granica, którą postawił, została przekroczona. W innych sytuacjach nie miałby problemu z dotykiem, ale to nie była jedna z tych nocy, po których byłoby to do przyjęcia. No i zamiast uroczej brunetki, miał przy sobie Yuushina. Mógł się spodziewać, że nie posłucha. Mógł uczepić się tego, że dobrze wiedział, że przy nim na pytanie „co może pójść nie tak?”, jest tylko jedna odpowiedź. Wszystko.
To był chujowy pomysł.
Zacisnął mocniej powieki. Głęboki oddech został napiętnowany pierwszymi oznakami irytacji. Yakushimaru sprawiał wrażenie kogoś, kto zawsze wstawał lewą nogą, ale on sam dopiero teraz zaczynał rozumieć, co ludzie mieli na myśli, mówiąc o tej lewej nodze. I wcale nie chodziło tu o fakt, że to cudza noga akurat spoczywała na jego własnej, a jej ciężar był przytłaczający bardziej niż powinien. Nie licząc gwałtownych pobudek z powodu dobijania mu się do drzwi o bezbożnych porach, rzadko miał powód, by budzić się wkurwionym – potrzebował konkretnego bodźca, a ten, którego właśnie doświadczał był aż nazbyt konkretny. Impuls momentalnie wyszarpnął jego świadomość z sennego otumanienia i wystarczyła dosłownie chwila, by ochrypły z niewyspania głos przeciął niezręczną ciszę:
— Masz kurwa trzy sekundy, żeby stąd wypierdalać.
WĄTEK ZAKOŃCZONY.
@Hyeon Yuushin Hyeon Yuushin ubóstwia ten post.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku