Negai no furuki - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Czw 14 Wrz - 0:39
First topic message reminder :

Negai no furuki




Nie ma nic gorszego od marzeń, którym nie udało się stabilnie zapuścić korzeni. Podobnie myśli się o niewielkim, zeschłym drzewku niewiadomego gatunku, wciąż sterczącym jak wykrzywiony w reumatycznym bólu starzec bądź niczym czarne ramię z dłonią pełną długich, gałęziowych palców pragnących w ostatniej chwili sięgnąć nieba. Jego rachityczna sylwetka napawa mimowolnym przygnębieniem, zwłaszcza w zestawieniu z przetartymi tanzaku zawieszonymi na cieniutkich, kruchych patykach. Być może były to prośby zapisane przez ówczesnych mieszkańców, choć obecnie okoliczne budynki stoją puste, grożąc w każdej chwili rychłym zawaleniem. Niektórzy wciąż wzdychają na myśl o trzepocie spłowiałych kartek, wspominając ze smutkiem, że tak szeleścić powinny soczyste liście, nie zasupłane linki z dowiązanymi doń niespełnionymi życzeniami.

Nie ma co udawać - mało kto polega na cudownej mocy drzewka, jednak wciąż znajdą się ludzie dający wiarę w jego ponowną boskość. Twierdzą oni, że istnieje sekretna legenda związana z korzeniami Negai no furuki. W opowieści, sięgają one aż do Yomi no kuni, krainy zmarłych, chłonąc tamtejszą grzeszną materię, a spijając ją, uśmiercają serce rośliny. Gdyby jednak odprawić rytuał oczyszczający w godzinie wołu i proces ten powtarzać przez siedem nocy z rzędu, drzewko ożyje i choć nie spełni żadnych życzeń żyjących, stanie się opoką dla umęczonych w Yomi dusz, gdyż czubki jego splątanych korzeni zaczną się mienić ciepłym blaskiem, rozganiając mrok.
Haraedo

Mistrz Gry

Nie 5 Maj - 22:19
 Przestraszone, sarnie oczy dziewczynki zaczęły wpatrywać się w zamaskowanego wybawiciela, jakby nie dowierzając w jego ofertę. Nie wiedziała czy powinna mu ufać, czy nie zostawi Kenjiego jak tylko zniknie za najbliższym rogiem. Nie miała ochoty ani przebywać tu chwili dłużej, ani tym bardziej zostawiać w okolicy swojego towarzysza. Był dla niej jak starszy brat, a rodziny w potrzebie nie powinno się zostawiać.
 – Nie podchodźcie do drzewa. Proszę. To coś przy nim mieszka. – Drobna postać nerwowo zaczęła skubać rękawy, nawet odrobinę nie uspokajając się, kiedy chłopak obiecał trzymać się od niego z daleka. Ponaglił ją, żeby uciekała po pomoc. Ociągając się jeszcze chwilę, wreszcie odwróciła się na pięcie i przedzierając przez dość głęboką jak na jej wzrost wodę, ruszyła w kierunku ulicy.
 – Chiyo ma trochę zbyt bujną wyobraźnię – stwierdził Kenji po chwili, kiedy uznał, że dziewczynka znalazła się już daleko poza zasięgiem słuchu. Spróbował się nieco poprawić, ale obecny stan dwóch kończyn niezbyt na to pozwalał. Kusiło uwolnić chociaż rękę, zaciskając wcześniej mocno zęby i przygotowując się, że będzie niemożliwie bolało, ale wolał poczekać na pomoc. Pewnie wykrwawiłby się zanim Jona dotarłby na miejsce. Znał swoją towarzyszkę, najpierw powie wszystko ze szczegółami, potem znowu będzie panikować o potworze w wodzie i dopiero na końcu przekaże informacje niezbędne do wysłania ekipy ratunkowej.
 – Twierdzi, że – bolesne jęknięcie, chwila przerwy przed kontynuowaniem wypowiedzi – pływa tu jakaś wielka ryba z zębiskami. – Prychnął lekko. W tej chwili nawet szczury nie chciały tu pływać, a w tym gigantycznym śmietnisku, jakim było Nanashi, w ciągu kilku miesięcy raczej nie zalęgłyby się żadne wodne zwierzęta. – Pewnie szczupaka zobaczyła – chciał się zaśmiać, ale zamiast tego na jego twarzy powstał wyłącznie grymas bólu. Nie wierzył w żadną demoniczną rybę, ale nie miał ochoty leżeć w zimnej, brudnej wodzie, powyginany jak w samym środku dzikiej rozgrywki w Twistera, w budynku, który mógł w każdej chwili stwierdzić, że on też chętnie się położy, jak jego jedna ściana już uczyniła. – Albo to jakiś bóbr, kurwa.
 Coś cicho plusnęło, nieco inaczej niż lejąca się z nieba woda. Był to dźwięk jednorazowy, dość odległy. Przypominał wrzucenie kamienia do głębokiej kałuży. Może studzienka kanalizacyjna na chwilę się odetkała, wysyłając w stronę niespokojnej tafli bańkę powietrza uwięzioną od kilku dni. A może Chiyo naprawdę dostrzegła coś czającego się w uliczkach, mieszkającego w cieniu nagich gałęzi negai no furuki.

@Warui Shin'ya
Termin: 08.05
Kolejka: 6
Spóźnienia:
— MG - 0
— Uczestnik - 0

Możesz swobodnie rozmawiać przez telefon, choć czasem pojawiają się niewielkie zakłócenia.
● Yosu
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sro 8 Maj - 23:37
Odetchnął głęboko.

- Odebrałeś.

Ulga wydawała się nieproporcjonalna do tego, co miało miejsce. Jak wcześniej już sobie podkreślił: nie znał dwójki dzieciaków. Widok śmierci, również tych, którzy na nią nie zasłużyli, nie był zresztą obcy. Nie przyzwyczaił się do tego, ale jedno cudze istnienie na karku nie obciążyłoby go aż tak; nie po ostatnich razach, ciągłym wyszarpywaniu się ze szczęk śmierci, zwykle cudzym kosztem. A może właśnie o to chodziło. W Kenjim dostrzegł małą szansę na to, aby zadośćuczynić poprzednie krzywdy i dlatego torpedował lekarza po drugiej stronie marnego połączenia wiązanką bełkotliwych zapewnień, że jakoś mu się odpłaci.

- Aha, dobra... - przytaknął, jednocześnie zerkając na rannego i nagle rzucając do niego cichsze: staraj się nie ruszać! Próbował w tym samym czasie słuchać zaleceń i wyłapywać teksty wypowiadane obolałym tonem Kenjiego.

Coś tu pływało.

Może szczupak. Bóbr.

Shin'ya zagryzł policzek od wewnątrz, odwracając uwagę od chłopca i poszukując na prawo i lewo czegoś, co mogłoby posłużyć za prowizoryczne usztywnienie.

- Przywiązać do czegoś twardego... - powtórzył, rozchlapując wodę nerwowymi krokami. - Deska się nada, tak? - To było pytanie retoryczne, ale chyba potrzebował zająć czymś myśli. Zdecydowanie nie był medykiem, nie miał wprawy, a idąc po jeden z poluzowanych kawałków drewna cały czas trzymało się go wrażenie, że palce posiadał zgrabiałe i nieprzystosowane do manewrów, które lada moment przyjdzie mu wykonać.

- Dzieciak... - zaczął, sięgając po wystający element, próbując szarpnięciem wyciągnąć go spomiędzy stert gruzu i syfu. - Jest uziemiony tym prętem, a nie wiem, czy nie będzie się trzeba szybko ewakuować. - Oby nie. Oby Jona, kimkolwiek była, miała naprawdę zgrabne i skoczne nogi, pokonujące trasę od tajemnej siedziby aż po leże rzekomego szczupaka w zawrotnej prędkości. - Co wtedy? Cholera... przerywa cię. Możesz powtórzyć?

Jeżeli udało mu się wyciągnąć/ułamać jedną z upatrzonych desek to przycisnął telefon pomiędzy ramieniem a uchem, przedtem zrzucając z barku plecak. W środku znajdowały się między innymi jego ubrania na zmianę, ale też kilka przedmiotów, które najwidoczniej mogły się przydać. W tym scyzoryk - za jego funkcją łatwiej będzie rozedrzeć koszulkę, której pas posłuży do unieruchomienia rannej nogi.

Warui Shin'ya

Ye Lian ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Nie 12 Maj - 0:59
 Kenji przysłuchiwał się rozmowie mimowolnie, bardziej z konieczności niż potrzeby dowiedzenia się, o czym i z kim konwersuje nieznajomy. Z jednej strony kyōkeński instynkt nakazywał wsadzać nos w nieswoje sprawy, póki sprawy te rozgrywały się na terenie Nanashi, z drugiej nawet jakby chciał podsłuchiwać jakoś drugą stronę, to chlupanie deszczu uniemożliwiało wyłapywanie mu całości. Po tym, że ani nieznajomy go nie zostawił, ani tym bardziej właśnie nie dobijał, a zalecał bezruch, mógł chociaż wnioskować, że odbywała się tu jakaś konsultacja względem jego przypadku.
 Zastosował się, przynajmniej na ile mógł. Przemoczony i wychłodzony drżał nieznacznie z zimna, ale starał się ograniczać jakiekolwiek ruchy do minimum. To też nie tak, że zamierzał zaraz zrywać się na nogi (cóż – jedną nogę), uwalniać rękę od kawału sterczącego z niej żelastwa i rączo skakać w kierunku zachodzącego słońca. Gdyby tu chodziło wyłącznie o dłoń, może jeszcze pokusiłby się o spróbowanie szczęścia z dobiegnięciem do sierocińca. Było tam kilka osób, które choć minimalnie potrafiły poskładać człowieka w całość, ewentualnie ktoś podwiózłby go do bardziej ogarniętego lekarza. W obecnej sytuacji ciężko byłoby mu się nawet czołgać do celu, o wstawaniu nie było więc mowy.
 Woda w pobliżu wbitego pręta zabarwiała się powoli na czerwono. Póki dawny element budynku tkwił w ranie, upływ krwi był ograniczony do minimum, chłopakowi bardziej od wykrwawienia groziła hipotermia lub dalsze osuwanie się gruntu. Dom jednak wydawał się chwilowo stabilny, nawet po uszczupleniu go o deskę, która lekko przegnita nie stawiała większego oporu przy łamaniu.
 – Weź moją chustę – rzucił, wyciągając z kieszeni kawałek czarnego materiału złożonego kilka razy w trójkąt. Wystawił rękę w stronę Shina. Jeśli miał coś wiązać, to chociaż tak Kenji mógł pomóc zamiast biernego przyglądania się wszystkiemu. A na pewno było to rozwiązanie lepsze od niszczenia całkiem dobrych ubrań.
 Coś znowu cicho chlupnęło, tym razem trochę bliżej. Warui mógł odnieść wrażenie, jakby coś otarło mu się o kostkę, ale równie dobrze mógł to być jakiś dryfujący śmieć, zawirowanie w wodzie wywołane chodzeniem, nic, czym warto byłoby się przejmować.

@Warui Shin'ya
Termin: 15.05
Kolejka: 7
Spóźnienia:
— MG - 0
— Uczestnik - 0

● Yosu
Mistrz Gry

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Sro 15 Maj - 22:42
To zapewne niemożliwe, aby coś tak chropowatego jak drewniana deska, było jednocześnie tak śliskie jak się wydawało, ale w obecnej sytuacji już wszystko leciało mu z rąk. Rozchlapując dookoła brudną, brązowawą taflę, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie dotarga prowizorycznego usztywnienia, chociaż od poszkodowanego dzieliło go raptem kilka metrów. Dwa? Trzy?

- Przerywa cię - powtórzył do telefonu, który mókł w zastraszającym tempie; Shin'ya nie był pewien, czy lada moment nie siądzie mu urządzenie. Wprawdzie niezgrabnie idąc do dzieciaka, częściowo chował się pod krzywiznami zrujnowanego budynku, bo osunięta nawierzchnia stanowiła zadaszenie, ale nie zmieniało to faktu, że co rusz się przemieszczał, niekiedy wystawiając i siebie, i komórkę, na mało urokliwy odzew pogody. A pogoda była wściekła. Szum praktycznie wlewał się do uszu, dominował wszystkie inne dźwięki. Z ledwością dało się zarejestrować choćby to pomocne weź moją chustę. Kenji brzmiał dla niego bardziej jak mamrot... ale jak urywane połączenie, gdzie połowy treści nawet nie da się zrozumieć przy zakłóceniach na linii. Jedynie wyciągnięta z tkaniną dłoń poukładała w głowie yurei cały kontekst.

- Dobra - zgodził się bezpretensjonalnie, zaprzestając walki z plecakiem. Ten opadł z powrotem na jego plecy całym swoim ciężarem; Shin z kolei rozdrażniony natłokiem czynności, które miał wykonać, podał chłopakowi telefon. - Trzymaj, mów co gada. Niech instruuje dalej. - Wątpił, że włączenie funkcji głośnomówiącej zdałoby egzamin przy tym uporczywym deszczu, skoro już przyciskając aparat do ucha, niemal przebijając się nim aż do czaszki, z trudnością cokolwiek z wytycznych słyszał. Musiał więc zawierzyć, że Kenji okaże się lepszy w takich sprawach, że z bólu urządzenie nie wypadnie mu z rąk, przede wszystkim jednak - że podyktuje mu wszystko skrupulatnie, choć nawet z instruktażem krok-po-kroku Warui powątpiewał, aby ogarnął stan młodego.

- Teraz zaciśnij zęby, pewnie zaboli.

Nie znał się na tym; próg bólu mógł być zresztą różny, a noga nie wydawała się szczególnie dobrym elementem do ruszenia. Nie było jednak możliwości, aby została pozbawiona amortyzacji, bo Kenji mógłby nie znieść przetransportowania do miejsca zamieszkania, jeżeli kości stale ocierałyby się o siebie w cierpiętniczych impulsach.

Warui pochylił się więc, nieomal klęknął, przystawiając deskę do rannej nogi. W ręce trzymał chustę i to ją postarał się - w miarę delikatnie - wsunąć pod udo rannego, aby móc związać materiałem kończynę ze stabilizatorem.

Tylko to ciągłe... dziwne wrażenie...

Kątem oka zerknął ku wodzie, doszukując się w niej oznak jakichkolwiek potwierdzeń, że dziewczynka jednak nie wydziwiała.

percepcja - wzrok (123) - sukces;

Rzut na dostrzeżenie czy coś jest w wodzie; o ile jest możliwe do dostrzeżenia.
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ye Lian and Jinnai Hisae szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Sob 18 Maj - 23:20
 Kenji złapał telefon, odruchowo zerkając na wyświetlacz, który teraz, odsunięty od ucha Shina, podświetlił się ujawniając kontakt, z którym komunikował się yurei. Nic mu to nie mówiło, wobec czego przysunął urządzenie do własnego policzka, chcąc w miarę możliwości wyłapać każdy szczegół instruktażu – tu w końcu chodziło o jego zdrowie, a może nawet i życie. Choć wolałby raczej, żeby obyło się bez walki o to ostatnie.
 Nie dało się chyba przygotować na kolejny krok, a przynajmniej chłopak tego nie potrafił. W chwili, w której jego noga została poruszona, jakkolwiek delikatnie się to nie zadziało, zawył z bólu, odchylając głowę i zaciskając zęby. Tyle dobrego, że jednocześnie rękę z telefonem odsunął od twarzy, dzięki czemu znajdujący się po drugiej stronie rozmowy medyk nie został narażony na utratę słuchu w jednym z uszu. Spięcie mięśni wywołało kolejne fale bólu promieniujące zarówno od złamania, jak i przebitej dłoni, której palce nieznacznie zacisnął. Po paru sekundach rozluźnił się odrobinę, próbując oddychać głęboko dla uspokojenia. Jeśli unieruchamianie przetrąconej kończyny tak go bolało, to nie chciał wiedzieć, co czeka go przy okazji wyciągania pręta z ręki. Na znieczulenie nie miał co liczyć, chyba, że zaraz wybawca rąbnie go kamieniem w łeb niczym w średniowieczu.
 W wodzie z kolei istotnie coś było. Pierwsze rzuciły się w oczy jakieś witki, z początku przypominające parzydełka meduzy. Jedna taka otarła się o kostkę rudowłosego i powoli zdawała się wycofywać w kierunku ulicy, gdzie woda była głębsza. Zaraz jednak znalazł się też właściciel nietypowego narządu, skryty częściowo w gigantycznej kałuży. Para wyłupiastych, rybich ślepi wpatrywała się w Shin’yę, jakby z lekkim zaskoczeniem, że ten patrzy wprost w ich kierunku. Stworzenie pokrywały łuski, wydawały się twarda – krople deszczu rozbryzgiwały się nieznacznie po uderzeniu w nie. Pysk miało to lekko rozchylony, rybi i najeżony szpiczastymi zębami, przez grzbiet przebiegały przypominające płetwy wypustki. Masywne cielsko wyglądało na dziwne połączenie karpia z waranem, cokolwiek wyposażyło tę istotę w cztery łapska, na których aktualnie leżała, musiało mieć wybitnie wybujałą wyobraźnię. Witki, które omiotły wcześniej nieszczęsną kostkę ducha, były wąsami rybowatego dziwadła – wyjątkowo długimi, sunącymi pod wodą niczym zwiadowcy.
 Istota skrzeknęła niskim pomrukiem, strosząc grzebień na grzbiecie i rozwierając bardziej zębatą paszczę. Próbowała być jeszcze groźniejsza, jakby powątpiewała w to, że już jest w stanie zasiać niepewność w potencjalnym przeciwniku. Chlupnęła zadnią częścią wyglądającą jak rybi ogon, wzburzając wodę. Ciężko było wyczuć intencje stworzenia, choć pewne było to, że jeszcze nie zaatakowała.

@Warui Shin'ya
Termin: 21.05
Kolejka: 8
Spóźnienia:
— MG - 0
— Uczestnik - 0

Kenji, wysoki próg bólu - porażka (42)

● Yosu
Mistrz Gry

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pon 20 Maj - 16:43
Niby człowiek uczy się wiązać buty w wieku trzech lat, a tu przychodzi taki moment, że byle supeł przerasta możliwości. Shinowi plątały się palce z nerwów, ale poza tym materiał był lekko zawilgocony, wokół szumiało od uporczywego deszczu, który już chyba na stałe wżarł się w część audio jego psychiki, a jakby tego było mało chłopak, którego na żywca próbował jakoś ogarnąć, wił się i stękał z bólu; czasami też krzyczał, co w pierwszej sekundzie targnęło nadgarstkami. Zaskoczenie kanalikami przetransportowało się z przegubów do mózgu, a potem na nowo spłynęło w dół, aby ulokować w jasnych oczach. Źrenice skontrolowały więc stan Kenjiego, na końcu języka zatrzymało się mało subtelne: żyjesz?, ale oszczędził sobie - i jemu - takich kretyńskich wstawek.

Z tego co zrozumiał po rozmowie z medykiem, musiał przede wszystkim usztywnić nogę. Nie wspomniano mu w jaki sposób, poza faktem, aby kończynę unieruchomić, nie narażając na dalsze otarcia pękniętej kości. Nie pozostawało nic innego jak liczyć na prędki bieg Chiyo; i na równie szybką interwencję osoby, do której w ogóle dzieciaki zwrócą się o pomoc.

Nawet jeżeli przydałaby się nie tylko ta lekarska, o czym Warui zorientował się niedługo po całkiem donośnym wrzasku pacjenta. Próbował go właśnie uspokoić uniesionymi obronnie rękoma (no już, po krzyku, dasz radę), ale zamarł w połowie gestu, kątem oka wychwytując jakiś ruch.

Widok tej... istoty odruchowo go zatrzymał. W żyły wlał się szybkoschnący cement, od którego przygarbiona sylwetka zdawała się odrobinę mniejsza; podobnie jak mniejsze zdają się drapieżniki czające na ofiarę. W rzeczywistości nie miał zamiaru bawić się w polowanie; ani na dziwne stworzenie, ani w ogóle na cokolwiek.

Obserwował je tylko z uwagą, dość wolno odcinając zwierzę od Kenjiego ręką. Zabandażowana dłoń nie drżała od strachu, ale może był to wynik niesamowitego napięcia tkanek. Prostowanie swojej sylwetki zajęło mu, miał wrażenie, całą wieczność, podczas której próbował skatalogować to, co widzi, z tym, co mógł kiedykolwiek opowiedzieć mu Seiwa. Gdyby tylko miał drugie urządzenie, pewnie właśnie telefonowałby do kontrahenta, torpedując jego pół-głuche ucho stekiem wyłapanych detali.

Na pewno jakiś yokai. Wodny. Nie wydaje się agresywny, przynajmniej nie w dosłownym znaczeniu. Może to jego terytorium? Może zabłądził przez stałe ulewy, zmieciony z naturalnego dla siebie środowiska? Nie prezentował się na szczególnie bystrego, ale mało było potworów i bóstw, które tuszowały swoją faktyczną inteligencję?

- Heeej... - cichy ton praktycznie utonął pod szmerem deszczu, ale Shin był aż nazbyt świadom tego, ze nie trzymał w żadnej kieszeni (ani w plecaku) dodatkowych telefonów. Połączenie z medykiem było zdecydowanie istotniejsze w kontekście Kenjiego, poza tym nie było pewności, czy jego wybawca, któremu właśnie narzucał się z następnym zleceniem, nie postanowi się rozłączyć, jeżeli rozmowa okaże się dla niego zbyt długa.

W pewien sposób taka się właśnie wydawała. Nagle każda sekunda urosła do miana minuty, bo ilekroć wzrok osiadał na rybim stworzeniu, tyle samo razy z głowy wyparowywały wszelkie możliwe scenariusze. Co niby miał zrobić w konfrontacji z... tym?

Nawet nie wiedział czym było.

Mógł na ten moment najwyżej sprawdzać jego intencje. Gdyby nieoczekiwanie stworzenie postanowiło wykorzystać swoje zębiska w ataku, zrzucenie plecaka z ramienia nie powinno stanowić problemu, choćby tylko po to, aby jednym ruchem użyć ekwipunku jak tarczy; miękkiej masy składającej się z ubrań, wypełnionej twardymi narzędziami, w którą mogłyby się zatopić te trójkątne, ostre kły.

Ale może nie będzie potrzeby.

Może to było rozumne.

- Chcemy się stąd jak najszybciej zawinąć. - Zapewnienie brzmiało śmiesznie, jakby próbował do swoich racji przekonać przypadkowo spotkanego jeża albo dwie zezowate kaczki, w każdym razie stronę, którą mało interesowało co chciał. - Nie zamierzamy przeszkadzać. Pomoc jest już w drodze. I będzie lada chwila. - Kontrolne zerknięcie ku Kenjiemu. - ... będzie, nie?

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Czw 23 Maj - 23:56
 Kenji przymknął na chwilę oczy, starając się jakoś przetrzymać ból. Niewiele mógł zrobić, więc po prostu chwycił się myśli, że niebawem ktoś po niego wróci i zajmie się porządnie obrażeniami. Może podrzuci jakiemuś lekarzowi, który nie będzie obojętny na cierpienie nanashiańskiej sierotki, w końcu spora część obywateli miasta miała wobec nich jeszcze choć minimalne pokłady współczucia. Musiał jednak dotrwać do tego momentu, a przy okazji spróbować nie mazgaić się jak dzieciak. Zgrywanie kozaka graniczyło z niemożliwością, kiedy każdy najdrobniejszy ruch wiązał się z bólem – jeśli nie w połamanej nodze to w przebitej ręce lub obitych plecach. Był też tak przemoknięty, że ubrania ciążyły nieznośnie, zdając się jeszcze mocniej przyszpilać go do gruzowiska.
 Pokryte łuskami stworzenie mrugnęło wyłupiastymi ślepiami, ruszyło ogonem, powodując powstanie małej fali, która z pluskiem rozbiła się o fundament domu. Zaskoczone widokiem kogoś, kto reagował na jego obecność, nie do końca wiedziało, jak się zachować. Nikt też nie próbował z nim rozmawiać, sprzedając zapewnienie o dobrych intencjach. Istota zamknęła paszczękę, chowając tym samym groźne zęby, ale zamiast tego uniosła się odrobinę, przyjmując bardziej wyprostowaną pozycję. Jak surykatka badająca otoczenie. Przekręciła łeb w prawo i w lewo, omiatając spojrzeniem najpierw yurei, a potem leżącego nastolatka.
 – Będzie… – odmruknął Kenji wreszcie znowu rozchylając powieki. – Z kim ty tam gadasz? – Próbował nieco unieść głowę, ale po raz kolejny odezwały się stłuczone plecy zachęcające go do pozostania w jednej, niezmiennej pozycji. Posłuchał więc rady własnego ciała i zrezygnował z patrzenia w kierunku Shina. Woda na tyle zalewała mu oczy, że i tak nie widział za dobrze, a nie miał jak pozbyć się deszczówki z twarzy – wciąż trzymał telefon, starając się nie zanurzyć go w kałuży.
 Yokai wydał z siebie dźwięki przypominające bulgotanie, opuszczając się znowu na wszystkie łapy. Podszedł bliżej. W sposobie jego poruszania się było coś niepokojącego. Był na tyle duży, że na pierwszy rzut oka raczej założyłoby się, że będzie powolny i niezdarny. Tym bardziej, że stanowił dziwną hybrydę ryby z jaszczurem. Stworzenie nie zataczało się jednak na boki i stawiało kończyny tak, jakby mimo wszystko mogło być dość zwinne. Pochyliło się na tyle, że paszcza zanurzyła się w wodzie. Na jej powierzchnię wydobyły się pęcherzyki powietrza, ale zamiast bulgotania słyszalny był niski, ledwo wyraźny pomruk. Głodny…

@Warui Shin'ya
Termin: 26.05
Kolejka: 9
Spóźnienia:
— MG - 0
— Uczestnik - 0

● Yosu
Mistrz Gry

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pią 24 Maj - 23:01
Z kim gadał?

Zamarł w połowie odpowiedzi; usta miał lekko rozchylone, spojrzenie utkwione w dziwnym stworze, ale twarz jakby w drodze do zwrócenia się ku rozmówcy. Wtedy dopiero dotarły do niego wszystkie oczywistości. Dlatego chłopiec nie wierzył Chiyo. Dlatego był tak sceptyczny. Dlatego teraz musiał uważać swoje jedyne towarzystwo za kompletnego świra. Shin przeklął w duchu. Czemu myśl, że dosłownie wszyscy w Nanashi widzą te przeklęte istoty z Kakuriyo tak mocno się w nim zakorzeniła, że nawet nie wpadł na wariant, w którym dzieciak jest... normalny? Najwidoczniej nie dostrzegał zagrożenia nie dlatego, że to nie chciało się mu ukazać; nie widział go, bo nie był do tego zdolny.

- Nie forsuj się - rzucił sekundę za późno, robiąc taktyczny krok w lewo. Mechanicznym odruchem odgrodził Kenjiego od yokai, stając zwierzęciu na drodze. - Masz dalej połączenie z lekarzem? - Próba odwrócenia koncentracji od tego, co rozgrywało się praktycznie tuż pod nosem musiała być marna, ale liczył na to, że ból przyćmiewał wszystkie racjonalności. Nie miał zresztą czasu, aby płakać nad tym, jak odbiera go ktoś kompletnie nieznajomy.

Uniósł otwarte dłonie na wysokość barków. Deszcz dudnił mu nawet o wystawione czubki palców, ściekał gęstymi kroplami po nosie i skroni, zalewał oczy. Powieki musiał mrużyć, aby móc utrzymywać spojrzenie na rybim jaszczurze.

Postąpił powolny krok naprzód; na powierzchni wody pojawiły się charakterystyczne fałdy. W skroni dudniło mu własne serce, mieszające się z echem zakodowanych słów. Głodny...

- Tu nic nie ma - mówił ciszej; na tyle jednak, by przebić się przez szum ulewy. Nie ma nic w wodzie - mogłoby się zdawać, gdyby Kenji go jednak usłyszał. Ale w rzeczywistości był to komunikat dla istoty, jaką miał przed sobą. Tu nic nie ma do jedzenia. - Dlaczego nie poszukasz gdzieś indziej?

Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Mistrz Gry

Pon 27 Maj - 21:49
 Dzieciak próbował wyjrzeć za sylwetkę swojego wybawcy, zlokalizować tajemniczą osobę, z którą ten rozmawiał, albo raczej prowadził monolog. Wiercenie się ani nie poprawiało jego odczuć, ani też nie było zbytnio możliwe w chwili, gdy połowa ciała była praktycznie unieruchomiona. Musiał więc posłuchać „polecenia” i faktycznie się nie forsować, nawet jeśli wcale nie chciał ulegać czyimś rozkazom. Prychnął cicho; odgłos zlał się całkowicie z dźwiękami ulewy i pluskami wywoływanymi przez przyczajone yokai.
 Kenji uniósł rękę bezpośrednio nad twarz, spoglądając na wyświetlacz. Telefon prawie wyśliznął mu się z palców i upadł, ale zdążył wzmocnić chwyt i tylko kant urządzenia dotknął czubka jego nosa. O wiele lepsze to niż alternatywa w postaci rąbnięcia w czoło.
 – Chyba zerwało połączenie – stwierdził, wpatrując się w ekran. Wyświetlała się tam tylko tapeta (tudzież ekran blokady), a nie informacje o wybranym kontakcie i czasie trwania rozmowy. – Były jakieś zakłócenia i szumy. Nie wiem czy mówił coś oprócz tego jak usztywnić nogę. – Przesunął wzrokiem w górny róg telefonu. – Aha. Zasięg zdechł – zakomunikował po nieco zirytowanym westchnięciu. Typowe Nanashi. Brakowało im wszystkiego, od żarcia, ubrań i godności aż po zasięg w urządzeniach, jeśli już ktoś dorwał jakieś z szóstej ręki i zaniósł do syna kuzynki szwagra dziadka, żeby to prowizorycznie naprawić. Więc nawet jakby chciał mu ten sprzęt zwinąć i udawać niewiniątko, to by nie miał z tego za wiele pożytku. Może gdyby przestało padać i gdyby naprawić przekaźniki, to znowu opłacałoby się kroić frajerów z fantów, a potem je opychać po lombardach.
 – Jest żarcie. Dużo żarcia. Leży tam. – Stworzenie próbowało obejść yurei po łuku, zerkając wyłupiastymi oczyskami w kierunku pogruchotanego nastolatka, ale nie miało łatwej drogi dostępu. Część zawalonej ściany blokowała go z jednej strony, część jeszcze stojącej nie pozwalała na przejście z drugiej, a pomiędzy znajdował się Shin’ya, którego wyraźnie rybia istota próbowała ominąć albo po prostu zajść w jakiś sposób od tyłu.
 – Streszczaj się Chi… – mruknął Kenji, podejrzewając, że albo został sam ze świrem gadającym do siebie, albo rzeczywiście ktoś tam był, chcąc przetrzepać kieszenie prawie-trupa, który nie miał jak się obronić przed napastnikiem. Dlatego Psy trzymały się razem. A przez tę cholerną ulewę, ciężko było pilnować każdego kąta ich terytorium, żeby nikt bez zaproszenia się po nim nie panoszył.

@Warui Shin'ya
Termin: 30.05
Kolejka: 10
Spóźnienia:
— MG - 0
— Uczestnik - 0

● Yosu
Mistrz Gry

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Warui Shin'ya

Czw 30 Maj - 0:50
Zaklął; ale tylko ruchem warg; bez dźwięku nawet mimo ulewy, która z pewnością zagłuszyłaby najgorsze przekleństwa. Zerwana rozmowa to coś, czego się obawiał. Fatalna pogoda, ograniczony zakres łączności w Nanashi, wreszcie jego przedawnione urządzenie - to wszystko sprawiało, że i tak cudem utrzymali kontakt z lekarzem przez całkiem długi czas.

Zasięg zdechł.

- I oby tylko on miał dziś czelność - wymsknęło się, kiedy wzrokiem sunął za ruchem yokai. - Daleko macie do tej swojej... Jony? - Mówił do Kenjiego, ale nawet na niego nie zerkał; zaczynał zresztą tracić wiarę, że chłopak utrzyma przekonanie o jego poczytalności. Wpierw chciał to jeszcze jakoś ugrać, ale powoli brakowało opcji, a wbrew początkowym próbom, stworzenie zdawało się mało chętne, aby odpuścić; musiało być rzeczywiście głodne i to zapewne wzmagało upór. Shin'ya mimo wszystko, do licha, nie chciał go atakować. Nie był szczególnie bojowy, nawet pomimo rosłej sylwetki. W gruncie rzeczy kierował się tym nieszczęsnym przeświadczeniem, że póki nikt nie zrobił mu krzywdy, sam też nie będzie jej robił.

Przesunął się o kolejny, lustrzany krok, odgradzając potwora od rannego.

- Jest żarcie... Dużo żarcia. Leży tam.

- Nie - zaoponował; ręce wciąż miał uniesione jak przed policyjnym szwadronem, ale w gardle zalęgła się jakaś nuta ostrości. - Musisz poszukać gdzie indziej. To nie jest miejsce dla ciebie. - Byłoby prościej, gdyby się nie wygłuszał podczas nużących elaboratów Seiwy na temat wszystkich możliwych przedstawicieli Kakuriyo; gdyby nie lekceważył przekazywanej wiedzy, komentując próby kontrahenta jedynie zbywającym machnięciem dłoni. Wtedy nie obchodziło go które yokai są groźne, a które łatwo spłoszyć. Teraz wiele by dał, aby odkorkować zmysł słuchu podczas tych kilku spotkań, w trakcie których dziedzic klanu trajkotał jak najęty, próbując go przeszkolić.

- Niedługo może się zrobić niebezpiecznie, odpuść - delikatnym ruchem nadgarstka wskazał kierunek, z którego przybył: poszukaj płynąc z nurtem, tam znosi zwierzęta.

Warui Shin'ya
Sponsored content
maj 2038 roku