Im głębiej w każdy las, tym gęściej i w tym przypadku nie jest inaczej. Z każdym pokonanym metrem wędrowcy zauważają, że drzewa są bliżej siebie, jest ich coraz więcej. Z początku ciężko to zauważyć, niemniej po czasie i uważniejszym skupieniu wzroku ludzie orientują się, że otaczający ich gąszcz jest znacznie potężniejszy, niż gdy stawiali pierwszy krok naprzód. Korony drzew niemal całkowicie przesłaniają niebo, pozwalając jedynie drobnym strugom światła na przebicie między zasłoną liście i oświetlenie drogi wędrowców. W końcu ciężka trasa doprowadza ich jednak do samego środka, gdzie światła jest znacznie więcej, a roślinność sprawia wrażenie, jakby przeskoczyła wszelkie prawa tego świata rosnąć ponad normę i porażając majestatem. Flora w samym centrum jest ogromna i potężna, zapierająca dech w piersiach. Pośród wszelkiej tej zieleni nie zabrakło również mieszkańców lasu. Spokojny strumień płynący przez środek stał się miejscem spotkań wielu zwierząt, w tym jeleni, które przyzwyczajone do potęgi swego domu nie odczuwają zbyt wielkich obaw przed człowiekiem. Co bardziej zaznajomione z tym miejscem jednostki twierdzą, istnieje nawet możliwość zmierzwienia jasnej sierści, czy podsunięcie przekąski pod pysk przechadzającej się sarny.
– Nikogo nie będę zabijał – rzucił sucho, niezadowolony z wydawania jemu rozkazów. Nigdy nie wykonałby z własnej woli polecenia kogoś takiego, jak ona. Opuścił nieco lufę, zdejmując kobietę z celu i spróbował podnieść się do pionu. Porównując doświadczenie do tego, co odczuwał wcześniej, podczas ruchu, teraz było jeszcze gorzej. Jakby grzązł w ziemi mimo jej suchości, jakby niewidzialny kundel próbował szarpnąć go za nogawkę w tył i znów sprowadzić do parteru. – Chronię mieszkańców tej wyspy. Wszystkie we trzy zaliczacie się do tego grona. Wiedźma nic mi nie zrobiła, panienka Umehara potrzebuje pilnej pomocy medycznej, a to ty w tej chwili wykazujesz się niepotrzebną agresją.
Uniósł karabin tak, by jedną ręką – tą zdrową – oprzeć go o ramię. Był jednak gotowy mimo bólu do szybkiej reakcji i powrotu do postawy bojowej. Jeśli było trzeba, nadal miał przy sobie pistolet. Nie potrzebował specjalistycznej broni do pozbywania się materialnych istot, tu ograniczeniem była wyłącznie pojemność magazynka. Światło latarki skierował z kolei w podłoże, póki jasnowłosa trzymała się na dystans i nie musiał znów razić jej po oczach.
– Co da wam powstrzymywanie miastowych przed wchodzeniem między drzewa? Prędzej czy później wytną je, żeby się was pozbyć, jeśli nie zaprzestaniecie ataków. Większość z nich nie ma nawet pojęcia, że istniejecie. Rozlew krwi zawsze prowadzi wyłącznie do kolejnej wojny. – On już prowadził jeden front, przeciwko yūrei. Nie uśmiechało mu się dodatkowo ruszać przeciwko hordom yōkai, ale jeśli sytuacja to na nim wymusi – nie będzie się powstrzymywać. Część tych istot i tak regularnie tępił, choć na ogół były to jednostki niereformowalne, bezrozumne i stanowiące realne zagrożenie dla ludzi. Powstrzymywał się przed zabijaniem i egzorcyzmowaniem tych, którzy wykazywali się rozumem i wolą współpracy, ale to także mogło w każdej chwili ulec zmianie. Wystarczyło, żeby wyczuł choćby odrobinę zagrożenia.
– Podaj inną cenę zniesienia klątwy. Czego chcecie? I, na bogów, pozwól pomóc panience Umeharze. Nie musi ani cierpieć, ani tym bardziej umierać z czyjejkolwiek winy.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Forma Kuboty z chwili na chwilę ewoluowała; postać drobnej, nastoletniej dziewczyny rozrastała się w ramionach, karku, w biodrach i plecach, nabierając krągłości i żelaznych mięśni. Choć zdawało się, że w normalnym okolicznościach ubranie podrze się na każdej istocie, która przeobrazi się w większy okaz, w przypadku yōkai nie miało to stałej reguły. Sweter, który na sobie miała, imitujący dziwnym trafem sierść, scalił się z klatką piersiową, jej pulsującymi w powiększających drgawkach barkami, by finalnie roznieść ścieżki futra na szyję, nogi, na dłonie, cały czas obdarowane hakami długich szponów.
Oddychała spokojnie, ale ślepia rozwarte były szeroko - na całą możliwość, bez powiek, z silną potrzebą wpatrywania się w Nakashimę, bo u niego szukała podjętej decyzji, jakby Black, w momencie, w którym wbiegła między nich, przestała grać jakąkolwiek ważną rolę przedstawienia.
Ręce Kuboty, przetransformowane już w łapy, opadły na glebę. Pasiasty ogon leżał nieruchomo na ziemi, częściowo przykrywając stale nieprzytomną Umeharę. Zwierzę, które pojawiało się na oczach obecnych, miało w sobie fuzję szopa i jenota, ale o szczuplejszej sylwetce; być może specjalnie stworzonej do zręczniejszych uników. Już teraz nad nimi górowało; miało przeszło dwa metry i nieprzerwanie pęczniało.
- Nie wytną lasu - słowa pochodziły od Kuboty; jednak pysk się nie poruszył. Nie miał ludzkich szczęk, by móc posłużyć się znaną człowiekowi mową. - Są za słabi, by tu wejść. Sam tego doświadczyłeś, twoje nogi nie są już sprawne. Przed Kinigami leżą niesłużące do niczego maszyny. Ich żelazne potwory przestały działać, gdy w popłochu zniknęli, przerażeni potęgą lasu. Lasu, który chciał chronić wiedźmę, jakby była jego własnym potomstwem; księżniczką tego miejsca. Ale mnie... - Nos zmarszczył się, gdy wywarczała słowa. - Mnie od początku nie pasowała. Mogłam nie słuchać rozkazów, wszak dawniej tanuki same były bóstwami. Wiedziałeś o tym? - Obniżała mordę, aż ta nie zawisła kawałek od podłoża; obraz zwierzęcia gotującego się do skoku. Ślepia wpatrzone były wciąż w Nakashimę; nawet jeżeli częściowo zasłoniętego nogami Black. - Czy i o tym nie zdają sobie sprawy ludzkie istoty? Te same, które mogą niszczyć naturę, ale obrażają się, gdy natura zaczyna się przeciwstawiać? Te same, które postawiły tu pułapkę, by teraz panikować, gdy gleba spija krew niewinnej?
To masz na myśli usiłując mnie powstrzymać, a broniąc intencji mieszkańców?
Pomyśl jak raz.
Jeżeli zaprzestaniemy ataków, będzie to równoznaczne ze zgodą, by wchodzili głębiej w Kinigami. Daj mi jeden powód, byśmy to zrobili. Jeden, na litość bogów, powód, by dalej karczowali, dalej niszczyli. Zabierają nam tereny. Zabierają pożywienie. Jeżeli zaś nasz opór nie zmaleje, być może masz rację - i wywołamy wojnę. Wtedy jest szansa, że przegramy.
Lub nie.
W drugiej opcji przynajmniej są dwie ścieżki, naiwny człowieku, a my zrobimy wszystko, aby przechylić szalę na nasze zwycięstwo.
Znów coś trzasnęło; ten dźwięk pochodził z konkretnej strony, ale tylko czuły słuch byłby w stanie wychwycić z której dokładnie - bardziej z południa czy południowego-wschodu?
Kubota poruszyła się; sierść na jej karku, zjeżona jak gwoździe, targana była wiatrem.
- Tu i teraz mówię, że zabicie wiedźmy Kinigami, przeczącej własnemu dziedzictwu zdrajczyni, to jedyna droga, by zdjąć klątwę. Jeżeli nie jesteś w stanie tego zrobić, aby uchronić mieszkańców tej wyspy, odejdź. Możesz wziąć ze sobą plugawą czarownicę bądź zostawić sprawę mnie. Wbrew pozorom, nie na rozlewie krwi mi zależy najbardziej. Nie będę cię gonić.
Kałuża krwi Umehary, wypływająca spod ogona yōkai, zdawała się powiększać; wchłaniana w piach setkami drobnych kropel.
Spóźnienia: 1 (MG); 1 (uczestnicy).
11/05, godz. 23:59
|| STAN POSTACI
› NAKASHIMA
- głęboka rana na przedramieniu; po wydarzeniu konieczne jest rozegranie wątku w szpitalu, lazarecie garnizonu w Haiiro bądź bezpośrednio z medykiem innego gracza. W przypadku dwóch pierwszych możesz założyć, że lekarzem jest NPC. Wątek musi mieć min. 3 posty na głowę. Brak interwencji w ciągu dwóch najbliższych fabuł oznacza wdanie się zakażenia, które automatycznie daje ci -15 do rzutu na siłę i wytrzymałość, a po kolejnych dwóch bez zainteresowania się stanem ręki - konieczna jest amputacja (kalectwo znaczące).
OBECNY POZIOM: 2/5 - w wyniku bezpośredniej interakcji z Kubotą.
› BLACK
OBECNY POZIOM: 4/5 - z powodu zdrady Kuboty tracisz opcję na brak spowolnienia.
- reakcja na lęk - niewygodne uczucie niepokoju, nieznaczne odrętwienie ruchów; możliwe rozdrażnienie (na następne 2 tury); (2/2)
|| PROPONOWANE RZUTY
› NAKASHIMA, BLACK
rzut na słuch.
rzut na siłę; sukces oznacza brak spowolnienia na następne dwie tury;
porażka to -1 do możliwości poruszania się;
Rzuty na tym etapie są dobrowolne. Brak rzutu z waszej strony oznacza utrzymanie poziomu obecnego.
|| OD MG
Możecie na tym etapie zrezygnować z dalszego udziału w wydarzeniu, wycofując się. Klątwa nie zostanie wtedy zniesiona, jednak pojawią się rozszerzone informacje i możliwości w temacie z zadaniem.
Możecie, naturalnie, kontynuować rozgrywkę wedle własnych planów.
Hecate Black ubóstwia ten post.
Ludzie ostatnimi czasu pozwalali sobie na zbyt wiele względem Kinigami. Powalone pnie, porozjeżdżana gumowymi kołami roślinność, dotąd skryte pod warstwami ziemi domy ssaków czy innych zwierząt które zmieciono z powierzchni metalowymi koparkami.
– Skąd pewność, że klątwa zniknie gdy mnie zabijesz, skoro od początku wysłano cię o pomoc do mnie? – zapytała w końcu, unosząc dwubarwne tęczówki wprost na złote ślepia stojącego przed nią yokai. Stworzenie było wielkie, potężne i wspaniałe w każdym calu; gdyby nie zaistniała w ich relacjach burza, Black byłaby gotowa głośno i jawnie zachwycić się potęgą zwierzęcia, które obecnie patrzyło na nią z rządzą mordu. – Zabierz mnie do tych, którzy cię wysłali i przedstaw mnie jako zdrajcę, skoro uważasz, że taka jest właśnie prawda.
Kątem oka zerknęła ku powiększającej się kałuży krwi. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Zaczynała się zastanawiać, czy do Kuboty w ogóle docierało cokolwiek z tego, co mówiła. A nawet jeśli docierało, to może zwyczajnie nie chciała tego słuchać, już kilka minut temu zamykając się na wszelkie inne opcje, gdy została rzekomo zdradzona.
Black przeklęła w myślach. Zrobiła dokładnie to, przed czym się wstrzymywała już podczas rozmowy z Nakashimą – od samego początku wszak wiedziała, że pomoc mieszkańcom nie jest dobrym pomysłem.
– Kubota – odezwała się ponownie, tym razem bez cienia złości w głosie – ton miała zimniejszy od arktycznego lodu, całkowicie poważny. Jak brzmiało jej imię? Słyszała, jak Nakashima je wypowiadał. – Umehara. Ona umiera.
Nie patrzyła już na wielkie zwierzę, całkowicie tracąc nim zainteresowanie. Jedyne, co miało teraz znaczenie, to ta bogu ducha winna dziewczyna, która z całej ich trójki najmniej zawiniła, a jednocześnie stała najbliżej śmierci. Dlaczego ona?
| słuch: 34 porażka
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
– Tanuki, kitsune i cała masa innych yōkai. Gdzie jest teraz wasza boskość? – Zapewne właśnie igrał z ogniem, wsadzając rękę zbyt blisko żarzących się drew. Kubota, jak zdążył usłyszeć prawdopodobne imię kobiety, już wyglądała na wystarczająco zdenerwowaną, a on to drążył, dolewając benzyny do ogniska, mentalnie nadeptując na jej okazały ogon. – Ludzie są plagą Ziemi, tu mogę się z tobą zgodzić. Nie szanują natury, niszczą domy tych, których uważają za gorszych i słabszych od siebie, zalewają betonem zielone tereny i zagarniają dla siebie więcej miejsca, bo ich liczebność cały czas rośnie. Ale wiesz, co jeszcze robi moja rasa? Tworzy rezerwaty. Ogromne miejsca chronione naszym prawem przed ingerencją, w których nie wolno nam budować czy choćby zbierać roślin i zabijać w nim zwierząt. Kakure jest ogromne. Nie chcielibyście czegoś takiego? Miejsca, którego nikt by nie mógł naruszyć, w którym moglibyście żyć w spokoju. Z dala od miasta, maszyn.
Pójście tą ścieżką nie było tak bardzo niemożliwe. Potrzeba by było petycji, negocjacji, zgromadzenia wielu głosów opowiadających się za stworzeniem takiego miejsca. Tego co prawda wiedzieć nie musiała, albo przynajmniej jeszcze nie. Był jednak skłonny użerać się z tą papierkową robotą, uderzyć do odpowiednich osób, wywalczyć własnymi nerwami i czasem założenie rezerwatu. Mógł uderzyć do Minamoto, w końcu jako tako współpracowali z Tsunami, mieli spory wpływ na Fukkatsu. Wszystko, byleby pozbyć się choć jednego problemu z nieludzkimi istotami. Mieli wystarczająco dużo problemów w samym mieście, żeby jeszcze walczyć na froncie z lasem.
Wychwycił dźwięk. Osłonięty choć częściowo przez Shirshu, obrócił się w kierunku miejsca, z którego dobiegło trzaśnięcie, automatycznie znów przybrał pozycję pozwalającą na oddanie strzału, opierając bardziej karabin na przedramieniu niż stabilizując go dłonią. Zsunął na oczy noktowizor, próbując przez niego zlustrować ciemności.
– Czy to ktoś z twoich? – zapytał nagle znacznie ciszej, nie odnosząc się już do zabijania Wiedźmy czy odejścia. Jeśli ktoś rozstawił pułapki na terenie, na którym normalnie nie powinno ich być, równie dobrze mógł się tu gdzieś kręcić. Wyjątkowo wolał teraz wyłapać potencjalne nowe zagrożenie, nawet kosztem odwrócenia się plecami do obecnego. Jeden problem naraz. Prowadził tu negocjacje, nie potrzebował przeszkadzaczy.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
- Nie przysłano mnie po żadną pomoc do ciebie - zaprzeczyła, wbrew swoim początkowym zamysłom, zwracając uwagę na Hecate. - Gdybyś nauczyła się słuchać ze zrozumieniem, być może obyłoby się bez dzisiejszych rozlewów krwi. Ale nie potrafisz nawet tego.
Grzmiała jak nadchodząca z oddali burza; jak trzaski wyładowań elektrycznych, rozchodzące się korzeniami wzdłuż ciemnoszarych chmur. Zdawała się jednak nie tyle słabnąć w swojej złości, co napinać niewidzialną linę, jakby nie tylko nogi tu obecnych były skrępowane jakimiś więzami. W ciemni jej ślepi żarzyły się iskry złota, gdy przeskakiwała z twarzy Wiedźmy na Nakashimę.
Sierść, której ostre włosie zdążyło nieco opaść, na powrót się zjeżyło. Gdzie teraz jest boskość tanuki?
- Odzyskujemy ją właśnie - wycedziła między zwartymi szczękami, nieruchomym pyskiem zwrócona ku snajperowi. Ostre pazury wbijały się w glebę, orząc ją ostrymi hakami krańców; ogon podrygiwał co jakiś czas, muskając nieprzytomną Umeharę; Kubota się jednak nie poruszyła, mimo wcześniejszych gróźb pozostając w obecnym miejscu. Ogrom jej postaci wydawał się wreszcie ustać w ciągłym wzroście; mierzyła już dobre trzy metry w kłębie, przez naprężone gabaryty opierając się o część drzew i ocierając o ich szorstką korę przy każdym wdechu.
Słuchała ewidentnie jego słów - wbrew bojowo przyjętej postawie, zdradzały ją choćby uszy, których trzepot nagle zamienił się w sztywne przekierowanie ku mówiącemu. Rezerwat brzmiał jak coś, od czego Kubota potulniała; jak ładna mrzonka, perfekcyjnie tłumiąca agresję, bo nagroda wydawała się zbyt cudowna, by umknęła przez spartaczenie.
Milczała aż do pytania, najwidoczniej dopiero przypominając sobie, że od strony południowego-wschodu słychać było kroki. Nakashima był w stanie wychwycić to prędzej; nawet kątem oka dostrzec przemierzające bezszelestnie sylwetki o makabrycznie nieludzkich kształtach. Czaiły się między pniami jak zmory, przypatrując całej scenie; aż do momentu, w którym rozległ się trzask. Wraz z tym krokiem wyłoniła się pierwsza z postaci - smukła kobieta o pociągłej twarzy zdobionej zmyślnym, ostrym makijażem. Czerwień podkreślająca jej powieki nadawała spojrzeniu drapieżnego wyrazu, zaś smagnięte równie intensywnym karmazynem usta, kusiły zmysłową prowokacją. Ubrana w białe kimono zdobione szkarłatnym akcentem płatków śniegu przystanęła niecałe dziesięć metrów od obecnych. W dłoniach trzymała zamknięty wachlarz; papierowy brzeg obijał się lekko, bezgłośnie, o ramię kobiety.
- Byakko - dźwięk wyrwany z gardła Kuboty dalej brzmiał jak warczenie; nie było w tym jednak wrogości. Pojawiła się służalcza wręcz nuta, podczas której pysk opadł milimetr niżej w przedsmaku czegoś wyglądającego jak ukłon. Już samo to było pewnym rodzajem odpowiedzi dla tezy Nakashimy.
U stóp przybyłej pojawiła się para lisów - ich jasne futra emanowały własną aurą, uwagę przykuwała jednak nienaturalna ilość ogonów. Zwierzę przycupnięte po prawej stronie kobiety poruszało trzema, po lewej zaś odpowiednik miał aż sześć śnieżnych kit.
Byakko jednym ruchem nadgarstka rozwinęła wachlarz; na powierzchni papieru ujawnił się leśny pejzaż w barwach przydymionej bieli i intensywnej czerwieni. Po głosie dało się sądzić, że półkole harmonijki zasłoniło jej rozbawiony uśmiech.
- Rezerwat - powtórzyła miękko, tocząc wzrokiem po rannym żołnierzu. - Podoba mi się. Rezerwat byłby naprawdę - sekundowa pauza; drgnięcie kącika ust - miły. Czy obejmie całe Kinigami, chłopcze?
Kubota drgnęła, ale struchlała natychmiast, gdy dłoń byakko lekko się poruszyła.
- Pamiętam o Umeharze, Kubota. Jej losu nic już nie zmieni. - Wzrok padł na Hecate. - Podejdź do dziewczęcia, Wiedźmo. Zajmij się, jak proponowałaś.
Kubotą znów targnęło, postąpiła pół kroku naprzód.
- Ona zrani Umeharę, jest zdrajczynią... - umilkła natychmiast, gdy dostrzegła gwałtowne przymrużenie lisich ślepi jasnowłosej przybyszki. Długi ogon tanuki zsunął się z nieruchomego ciała ciemnowłosej kobiety, uwięzionej w śmiertelnej pułapce. Pierś ofiary wciąż walczyła o każdy oddech, unosząc się i opadając w nieregularnych odstępach czasu. Na czole lśnił pot, migoczący w nocnym snopie księżycowego światła.
- Ma swoją szansę na zadośćuczynienie, Kubota. - Wachlarz odsłonił nienaturalne w pięknie oblicze byakko. - Ashi-magari - zwróciła się ponownie do Nakashimy - to pierwsze z naszych planów. Tanuki wciąż będą wiązać ludzkie nogi, aby ci ludzie nie zapuszczali się w swej nienawiści w głąb Kinigami. Jeżeli jednak wywalczysz dla nas rezerwat, cofniemy klątwę. Możesz odejść. Spełnij obietnicę. - Ślepia przeskoczyły na Black. - Ty, Wiedźmo, zostaniesz z nami. Musimy porozmawiać.
Spóźnienia: 2 (MG); 1 (uczestnicy).
19/05, godz. 23:59
|| STAN POSTACI
› NAKASHIMA
- głęboka rana na przedramieniu; po wydarzeniu konieczne jest rozegranie wątku w szpitalu, lazarecie garnizonu w Haiiro bądź bezpośrednio z medykiem innego gracza. W przypadku dwóch pierwszych możesz założyć, że lekarzem jest NPC. Wątek musi mieć min. 3 posty na głowę. Brak interwencji w ciągu dwóch najbliższych fabuł oznacza wdanie się zakażenia, które automatycznie daje ci -15 do rzutu na siłę i wytrzymałość, a po kolejnych dwóch bez zainteresowania się stanem ręki - konieczna jest amputacja (kalectwo znaczące).
OBECNY POZIOM: 2/5.
› BLACK
OBECNY POZIOM: 4/5.
|| PROPONOWANE RZUTY
› NAKASHIMA, BLACK
rzut na siłę; sukces oznacza brak spowolnienia na następne dwie tury;
porażka to -1 do możliwości poruszania się;
Rzuty na tym etapie są dobrowolne. Brak rzutu z waszej strony oznacza utrzymanie poziomu obecnego.
› NAKASHIMA
możesz rzucić na psychologię, aby dostrzec prawdziwe zamiary byakko i określić czy jest wobec Black negatywnie, czy pozytywnie nastawiona;
› BLACK
możesz także rzucić na:
siłę - sukces oznacza uratowanie kobiety, porażka - uśmiercenie jej;
lub
inżynierię - sukces oznacza możliwość rozbrojenia pułapki w dowolny sposób, porażka - brak udzielonej pomocy, uśmiercenie jej.
|| RZUT NA SŁUCH - NAKASHIMA
Dzięki wyłapaniu dźwięków jesteś w stanie określić bez problemu umiejscowienie 5 z najbliżej stojących między drzewami yōkai. Gdyby przyszło ci oddać strzał, pierwszy ma stuprocentową szansę trafienia w cel; reszta podlega rzutom k100 na broń palną.
Słowa okazały się zresztą niepotrzebne. Nie zdążyli jeszcze dobrze rozognić walki na argumenty, gdy na arenę wkroczyły kolejne jednostki. Wzrok Black dość szybko padł na skrytą za wachlarzem twarz oraz towarzyszące kobiecie lisy. Usta dziewczyny na ułamek sekundy uformowały delikatny uśmiech; byli wspaniali, ciężko było oderwać od nich spojrzenie.
Nawet jeśli cały czas słuchała rozmowy o planach i propozycji uznania te tereny za rezerwat, to wciąż uparcie milczała. Pomysł Nakashimy wydawał się naprawdę dobry i solidny, lecz mógł okazać się czasochłonny. Postanowiła jednak uwierzyć, że wiedział co robił i miał choć najmniejszą szansę doprowadzenia tego do skutku. Wydawał się być honorowym mężczyzną.
– Podejdź do dziewczęcia, Wiedźmo.
Barwne tęczówki Black podniosły się wpierw na Byakko, później opadły z powrotem na leżącą w kałuży czerwieni Umeharę. Było już za późno, obie to wiedziały. Gdyby nie marnowali czasu na bezsensowne sprzeczki, gdyby Kubota nie postawiła na porywczość. Hecate wiedziała, że sama również nie była bez winy. Powinna od samego początku zająć się tą, która najbardziej potrzebowała pomocy, dlaczego więc stanęła w obronie Nakashimy? Nie była do końca pewna, w końcu już w momencie gdy się z nią skontaktował niczego mu nie obiecywała.
Kolejne westchnienie cisnęło się na usta.
Trudno, pomyślała sobie. Raz się żyje, raz umiera.
Minęła więc nieco spokorniałą Kubotę, opadając kolanami w rozlany po leśnej ziemi szkarłat. Czym prędzej przyjrzała się więzieniu w jakim tkwiła kończyna dziewczyny, ostrzom wbijającym się głęboko w skórę i stale cieknącej w dół krwi. Podczas skrupulatnej pracy nad raną Hecate już niemal nie słyszała płytkiego oddechu. Widziała za to coraz szybciej ulatujące z ciała życie i bez względu na to ile wysiłku nie włożyłaby w próbę ratunku, los Umehary wydawał się już przesądzony.
Wyprostowała niespiesznie plecy, ani na moment nie odrywając wzroku od nieruchomej już klatki piersiowej, od rozchylonych, acz pozbawionych dechu ust, od przymkniętych oczu.
Krótkie gwizdnięcie rozbrzmiało nagle z ust wiedźmy; coś nad głowami ich wszystkich zaszeleściło, przemknęło ciemną smugą z jednego cienia w drugi. Black w tym czasie oderwała skrawek ubrania umehary – małą acz wyraźną na tle lasu wstążkę. Odczekała moment, poruszając się ponownie dopiero w momencie, w którym czarny jak smoła kruk przysiadł na jej ramieniu, kładąc na wyciągniętej dłoni coś, co w pierwszej chwili wyglądało na kawałek patyka z kilkoma listkami. Sama Hecate rozsunęła zmiękłą od juchy krew, niespiesznie układając w niewielkim dołku przyniesioną przez Stolasa roślinę. Po uklepaniu gleby tak, by kiedyś gałąź przerodziła się w drzewo, zawiązała nań urwany z ubrania martwej dziewczyny materiał.
Palce stuliły się w pięść, zamykając w jej wnętrzu część zmieszanego z krwią piachu.
Przeklęci będą ci, którzy zadzierają z czarną magią.
| siła: 36 - porażka
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Widząc kobietę, słysząc słowo wypowiedziane przez tanuki, opuścił broń, rezygnując z bojowej postawy. Naznaczona pazurami ręka była za to wdzięczna, bo choć Yosuke starał się tego nie okazywać, bolało jak cholera. Byakko. Biały Lis. Skłonił nieznacznie głowę okazując jej w ten sposób szacunek – nie po drodze było mu zadzierać z bóstwami, a kitsune posiadające po kilka ogonów tylko utwierdziło go w przekonaniu, że miał małe szanse w ewentualnej walce. Wystarczył jeden ruch Kuboty, a już musiał planować widzenie z którymś medykiem.
– Tego nie mogę obiecać. Postaram się, abyście otrzymali jak najwięcej, znajdę kogoś odpowiedniejszego niż ja do negocjacji z władzami miasta.
Mógł przekazać ich żądania, wiadomość. Ważne też było, co i z jakiego powodu wpływało na siły ludzi zapuszczających się w las. Rozumiał ich motywację, choć zdecydowanie nie mógł powiedzieć, że wie dokładnie, co czują. Był poniekąd po stronie tych, przez których mieszkańcy lasu cierpieli i nigdy nie przyszło mu znaleźć się w skórze tych drugich. Dlatego, jeśli chciał im pomóc, musiał odnaleźć kogoś, kto zna się na tej całej biurokracji.
– Czy Wiedźmie nic się nie stanie? – spytał chcąc się upewnić, że nie zostawi kobiety w niebezpieczeństwie. Spojrzał w jej stronę, przez chwilę obserwując to, co robi. Miała naprawdę imponującego pupila, choć ciekawiło go też, co dokładnie robi z ziemią obok dziewczyny. – I czy też mogę podejść do Umehary? – W końcu wypadałoby wrócić z całym ubiorem, żeby nikt mu nie suszył o to głowy. – Byłbym również wdzięczny, gdyby ashi-magari darowało mi wolność, choćby na chwilę. Im szybciej dotrę do miasta, tym szybciej będę mógł zacząć działać w waszej sprawie. Sam proces może trochę potrwać, ludzie lubią utrudniać rzeczy innym ludziom. – Całe szczęście, że byli w Japonii, a nie jakimś kraju w środkowej Europie, gdzie odsyłano od okienka do okienka tylko po to, żeby wrócić do poprzedniego okienka i odkryć, że akurat zaczęła się godzinna przerwa na kawkę.
Mistrz Gry ubóstwia ten post.
Kubota kurczyła się, zapadała w sobie jak przedziurawiony balon. Stopniowo traciła na gabarytach, wchłaniała je do wewnątrz - malała, przytłoczona brakiem ruchu ze strony Umehary, jej wciąż nieco otwartymi powiekami, rozchylonymi wargami brudnymi od ziemi. Okrągłe uszy tanuki przylgnęły do czaszki, scalając się z nią, tworząc pierwszą linię gęstych, jasnych włosów, zaraz falą opadających na coraz bardziej ludzkie oblicze. Pazury, długie jak harpuny, tępiały, tworząc wypielęgnowane, aczkolwiek dalej ludzkie płytki paznokcia o bezbarwnym kolorze. Dłonie, jeszcze nie tak dawno będące potężnymi łapami, zdrobniały, by koniec końców stulić w piąstki. Wzrok Kuboty spoczywał na Umeharze, której policzek wciąż nosił ślad błotnistej smugi. Dziewczyna się nie odzywała; starała się zachować dumę, zadzierając lekko głowę, jakby stała na baczność w szeregu. Targały nią emocje widoczne doskonale przez każdego, kto zerknąłby na rozdygotane ciało. Za ciepło było na takie skurcze, a zaciśnięte szczęki i zgrzytające za zwartych ust zęby tylko podkreślały jej obecny stan - była na samej granicy.
Byakko zdawała się jednak w ogóle nie interesować sceną ratunku. Przypatrywała się spokojnie Nakashimie, co jakiś czas niemal niedostrzegalnie przytakując. Kodowała jego słowa i choć nie dał jej pełnej pewności co do realizacji swojego planu, wyglądało na to, że kobieta jest usatysfakcjonowana. Nie miała zamiaru się targować.
- Zatem od ciebie wszystko zależy.
Wraz z niepodważalnym wyrokiem na barkach mężczyzny spoczął bagaż - metaforyczny, jednak równie uporczywy jak fizycznie niedomagające dolne kończyny. Ściskał za gardło samą świadomością zadania - dziesiątki biurokratycznych sprzeczek, narady, wątpliwe w pozytywie rokowania - to wszystko go czekało.
Jaskrawe ślepia yōkai przymrużyły się mocniej na dźwięk pytania. W dłoniach Wiedźmy spoczął właśnie drobny patyk, zebrany za pośrednictwem wyszkolonego kruka, zaś Kubota cudem powstrzymywała się, by nie dopaść kobiety. Drobne ręce raz za razem prostowały palce i zamykały je ponownie w kułaku, jakby w stałym niezdecydowaniu czy chce, czy nie chce, by kontrola zerwała się jak zbyt napięta lina.
"Czy Wiedźmie nic się nie stanie?" - pytanie zawisło w powietrzu; rześkim i nocnym, pełnym zapachu sosnowych igieł i zleżałego mchu. Byakko nieruchomo przyglądała się Nakashimie, z ciężkim do określenia wyrazem na twarzy. Kąciki jej ust były delikatnie, symbolicznie uniesione, jednak trudno sprecyzować, co kryło się za tym kulturalnym uśmiechem.
- Dziś nie grozi jej niebezpieczeństwo - przyznała po chwili tak długiej, że nadzieja na odpowiedź dawno minęła. - Reszta zależy od niej. I proszę - fałdy kimona zawisły nad trawą, gdy uniosła nadgarstek i wskazała ku Umeharze; jakby nie było wiadomo, gdzie leży jej martwe ciało - zabierz swoje rzeczy, nie będą jej już potrzebne. Po tym jednak proszę cię, byś odszedł. Zajmie ci to dużo czasu, noc jeszcze młoda, ale klątwa puści poza granicami Kinigami. Niestety, nie spełnię twojej prośby. Nie robię wyjątków. Wiedźmo - zwróciła się już ku Black, postępując pół kroku naprzód; przemykając stopą wśród źdźbeł bez szelestu jakby w istocie nie posiadała materialnej powłoki. Lisy u jej boków w wiernej synchronizacji również drgnęły; trzymały się jej jak lojalni ochroniarze, tocząc ciemnymi ślepiami po terenie, pozwalając wiatrowi targać futrem i poruszać długim włosiem swych licznych ogonów. - Zaszczycisz mnie spacerem? Kubota, zdaje się, potrzebuje chwili dla siebie.
Tanuki nagle wybuchła; po jej twarzy pociekły łzy, gorącym, nerwowym strumieniem tocząc się po policzkach. Palce, zaciśnięte w drżące pięści, przywarła do oblicza, zasłaniając drgający podbródek i poczerwieniałą gwałtownie skórę. Piersią targnął szloch, prędko zdławiony - musiała do krwi, do samego szaleństwa, zagryzać wargi i tylko trzęsące się histerycznie, przygarbione mocniej ramiona udowadniały, że wciąż płakała.
Spóźnienia: 2 (MG); 1 (uczestnicy).
24/05, godz. 23:59
|| STAN POSTACI
› NAKASHIMA
- głęboka rana na przedramieniu; po wydarzeniu konieczne jest rozegranie wątku w szpitalu, lazarecie garnizonu w Haiiro bądź bezpośrednio z medykiem innego gracza. W przypadku dwóch pierwszych możesz założyć, że lekarzem jest NPC. Wątek musi mieć min. 3 posty na głowę. Brak interwencji w ciągu dwóch najbliższych fabuł oznacza wdanie się zakażenia, które automatycznie daje ci -15 do rzutu na siłę i wytrzymałość, a po kolejnych dwóch bez zainteresowania się stanem ręki - konieczna jest amputacja (kalectwo znaczące).
OBECNY POZIOM: 1/5.
› BLACK
OBECNY POZIOM: 4/5.
|| PROPONOWANE RZUTY
› NAKASHIMA, BLACK
rzut na siłę; sukces oznacza brak spowolnienia na następne dwie tury;
porażka to -1 do możliwości poruszania się;
Rzuty na tym etapie są dobrowolne. Brak rzutu z waszej strony oznacza utrzymanie poziomu obecnego.
|| NAKASHIMA
Jeżeli usłuchasz prośby byakko, aby odejść, prosiłabym o wstrzymanie się ze zgłoszeniem nagrody w aktualizacjach ID. Ostateczne podsumowanie tak czy inaczej pojawi się dopiero po rozmowie z Hecate.
W czasie ich dalszej rozmowy jeszcze przez chwile patrzyła na nieruchome ciało. Siedzący na ramieniu krok przechylił tylko łeb raz czy dwa wpierw w jedną stronę, później w drugą, by na koniec stuknąć dziobem i tknąć kosmyk włosów właścicielki. Spojrzała wówczas w koralikowate oczy ptaszyska i skinęła pokrótce głową, najwyraźniej doskonale rozumiejąc o co chodziło zwierzęciu.
Garstka brudnej od czerwieni gleby trafiła do kieszeni kurtki.
Black podniosła się niespiesznie, ówcześnie ostatni raz poprawiając zawiązany na gałązce materiał. Kiwnęła krótko do Nakashimy, chcąc tym samym dać mu znać, że sobie poradzi i jest wdzięczna za pomoc. Byakko chciała wyraźnie zostać sama i Hecate nie zamierzała psuć jej planów. Poza tym chciała wysłuchać tego, co towarzyszka lisich demonów miała jej do powiedzenia.
– Będę zaszczycona – odezwała się w końcu, ponownie kierując wzrok ku kobiecie. Po raz kolejny zerknęła również ku jej lisim towarzyszom, nieskrycie zafascynowana nie tylko licznymi ogonami, ale też aurą, którą emanowały. Nie było wątpliwości co do tego, że zmiotłyby z powierzchni ziemi każdego, kto wyszedłby im naprzeciw. Skinęła im więc głową z wyraźnym szacunkiem, czekając aż ich przywódczyni wybierze kierunek trasy.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Obserwował lisicę, starając się rozszyfrować jej intencje. Drobny ruch, minimalna zmiana mimiki, jakakolwiek inna nuta wkradająca się w głos. Choć przeczuwał, że szanse w otwartej walce miał w tym momencie raczej niewielkie, zawsze mógł próbować nie zgadzać się na to, żeby Shirshu została sama. Nie znał jej, ani tym bardziej jej powiązań z lasem, ale jeśli jedno yōkai chciało jej śmierci, to czemu inne miałoby odpuścić kobiecie, która ponoć ich zdradziła? Odpowiedź poniekąd uspokoiła Nakashimę. „Dziś” było jednak terminem dość… ogólnym. I krótkim. Nawet, jeśli nie wyczuwał fałszu w tym stwierdzeniu, równie dobrze Wiedźmie mogło coś grozić jutro. A do „jutra” było tylko kilka godzin.
Klęknął przy Umeharze, najpierw bez specjalnego pośpiechu zdejmując z niej swoją kurtkę, którą odłożył na bok, a następnie z dziwną delikatnością rozpinając pasek stanowiący prowizoryczną opaskę uciskową. Czy cokolwiek pomogła? Może tylko przedłużyła agonię dziewczyny? Tego nie wiedział i właściwie już się nie dowie. Odgarnął z jej czoła kosmyk ciemnych włosów, odsłaniając twarz zmęczoną walką o życie i bólem, teraz już nieruchomą, odpoczywającą.
– Proszę na siebie uważać – odezwał się cicho w stronę Shirshu, ale nie odrywał wzroku od martwej dziewczyny. – W razie potrzeby jestem całodobowo pod telefonem.
Przymknął oczy, złączył dłonie i pochylając nieco głowę zmówił cichą modlitwę. Był niemal na granicy szeptu, jakby chciał przeprowadzić rozmowę z samym wiatrem używając do tego jego szemrzącego języka. Nie trwało to długo, a po skończeniu znów zawiesił spojrzenie na twarzy Umehary.
– Pozbądź się trosk i odpocznij. Niech twój duch odnajdzie spokojną drogę do zaświatów.
Sięgnął jeszcze do ostrych zębisk pułapki, żeby zetrzeć z metalu odrobinę krwi dziewczyny. Czerwone smugi naniósł na kolbę odłożonego obok karabinu, kreśląc szkarłatem jej imię. Zawsze zastanawiał się czy warto nadawać broni imiona, ale chyba wreszcie znalazł odpowiednie. Nawet, jeśli nie na stałe, to przynajmniej dopóki nie rozwiąże tej sprawy – dla tej, która nie miała żadnej winy, a poniosła śmierć. Przypomnienie o obietnicy złożonej mieszkańcom Kinigami.
Wstał z trudem. Nogi ciążyły nieznośnie, jakby mu ktoś w nich upchnął watę zamiast mięśni, ale nie zamierzał się sprzeczać z wolą byakko. Czekał go długi i mozolny spacer w kierunku miasta, ale na dobrą sprawę jeszcze dziś nie musiał się spieszyć. Jakiekolwiek działania podjąć mógł dopiero za dnia, a jak na razie i tak musiał zająć się ranną ręką. Zebrał swoje rzeczy i podszedł do Kuboty.
– Wybacz, że nie dałem rady jej pomóc – odezwał się pochylając głowę w delikatnym ukłonie. Ryzykował, że znowu się na niego rzuci, choć przynajmniej teraz, w ludzkiej postaci, nie powinno być to aż tak mordercze jak poprzedni atak. Pozostało mu już tylko odejść, zawrócić do Fukkatsu i podjąć próbę zadowolenia duchów. W środeczku już umierał na myśl o stosach papierów do wypełniania, ale lepsze to od prowadzenia pełnowymiarowej wojny z yōkai. Najpierw jednak musiał przebić się do skraju lasu, a z racji niespiesznego tempa mógł jeszcze przy okazji zająć się wypatrywaniem innych pułapek i w razie konieczności rozbrajaniem ich przy pomocy patyków albo kamieni wrzuconych do środka.
| zt?
Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Hecate Black szaleją za tym postem.