Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Spoiler:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Do licha, czuł się jak idiota, bo na ten równie idiotyczny uśmiech sam się wyszczerzył, dopiero po przerwie zdecydowanie o jedno uderzenie serca za długiej uprzytamniając sobie, że powinien zacząć coś robić, zamiast stać na środku pomieszczenia, czekając cholera wie na co jeszcze.
Ruszył się więc, choć ciężko mówić o tym, że postanowił zaprowadzić nowego kolegę na górę. W gruncie rzeczy ramię, które opadło na kark Hasegawy, musiało ważyć tonę, a sam chwyt bardziej przypominał ścisk kogoś, kto pragnie go udusić, niż popchnąć ku wspólnej eksploracji. Intencje nie zahaczały jednak o żadne niecne cechy; rudowłosy wydawał się wyjątkowo podbudowany, kiedy wreszcie oprzytomniał z senności i mógł w pełni analizować nieznane otoczenie, widać więc było, że niestosowne użycie siły to efekt najwyżej roztargnienia.
Poza tym w niewyjaśniony sposób odczuł ulgę, że dziewczyny zaczęły wspinać się po stopniach, a on - wraz z zaadoptowanym znajomym - ruszył zaraz za nimi, pozostawiając obiekt nagłej irytacji na parterze (im bardziej oddalał się od przeklinacza, tym bardziej abstrakcyjne wydawało się uczucie gniewu, jakie targnęło za trzewia w momencie pierwszego bluźnięcia; z tyłu psychiki wytworzyła się już mimo tego pierwsza rysa na szufladce z zapisanymi wrażeniami wobec tego uczestnika).
Do rzeczywistości ściągnęły go dźwięki. W porównaniu do przodujących współzawodniczek, kroki podążających za nimi mężczyzn wywoływały więcej zamieszania; skrzypienie było głośniejsze, zwłaszcza pod dobre trzydzieści kilogramów cięższym Shinem, który mimowolnie zadarł głowę wyżej, jakby chciał zaznaczyć, że cała ta masa rozkłada się proporcjonalnie do wzrostu.
- Warui Shin'ya - odezwał się, kiedy ciężkie obuwie wpadło miękko w stary, wytarty dywan. Przedstawiając się, wreszcie zsunął rękę ze swojego towarzysza, obrzucając go przeciągłym spojrzeniem; coś na dnie jasnych oczu zamigotało, wychwytując słoneczne refleksy, przemknęło wzdłuż linii wodnej aż do kącika przymrużonych ślepi, gdzie zniknęło przy następnym ruchu głowy. Czymkolwiek było, uciekło bezpowrotnie, pozostawiając do wglądu wcześniejszą, rozbawioną nawierzchnię. - Skoro mamy spędzić ze sobą czternaście dni, to przynajmniej dobrze wiedzieć, kogo i jak wołać, kiedy któreś zatrzaśnie się w składziku. Widzicie to?
Palcem wskazał na klapę w suficie, już ruszając w tamtym kierunku. Przyciągany niepojętym zaintrygowaniem wyrzucił nadgarstek ponad głową, o kilkanaście centymetrów nie sięgając opuszkami zabandażowanej ręki zbyt krótkiego sznurka. Skrzywił się pod materiałem maseczki, przez ułamek sekundy rozważając czy dobrym pomysłem będzie podsadzenie jednej z uczestniczek. Z pewnością pomysł był nie tylko dobry, ale wręcz znakomity, zakładał jednak, że głównie dla niego. Zanim się więc zorientował, nogi już uginał w kolanach, by w chwilę później podskoczyć, wczepiając się w uwieszoną klapy linkę.
Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Mamoritai Akari, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi, Saga-Genji Momoka and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Wydawało się, że uczestnicy skupiali się na ocenie - począwszy od zebranych, po otoczenie, z mrocznym wnętrzem ich tymczasowego domu. Carei, wolała jednak ludzi, na myśl o zaschłych w murach budynku tajemnicach, przechodziły ja ciarki. To sprawiało, że śmielej śledziła poczynania swoich towarzyszy. A na moment, w którym zetknęła spojrzenie ognistowłosym, coś zakołysało się w oczach jaśniej, filuternie, jakby swoim gestem trącił wrażliwą na rozbawienie strunę. Uniosła lekko dłoń, by smukły palce przytknąć do ust, jakby chciała uciszyć chłopaka, bo przyłapał ją na czymś niecnym.
Cieszył ją fakt, że naprawdę nie była sama. Bujdy czy nie, podobno w każdej historii tkwił ziarno prawdy. Na reakcję Momoki, sama drgnęła mimowolnie, patrząc jednak łagodniej, ciepło, jakby uśmiechem mogła dodać dziewczynie otuchy. Pamiętała sama, jak kiedyś robiły na niej medialne skupiska ludzi. Ale były tu obie, czy myliła się twierdząc, że i dla niej była to szansa? - Wystraszyłam cię? - musnęła leciutko kobiecy nadgarstek - nie chciałam - dodała cicho - i jasne, idziemy na górę - potwierdziła, wciąż ściszonym głosem, nie chcąc prowokować zapewne i tak krążącego w żyłach niepokoju. Każdy potrzebował czasu na oswojenie - we własnym tempie.
Pewność z jaką odezwał się do niej chłopak z charakterystycznym wulgarnym akcentem, wywołał w niej rezolutną ciekawość - Mogę mieć nadzieję, że ten filtr działa skutecznie na wszystkich - Ta sama ostrość, z jaką jej odpowiadał dawała równoczesną pewność - albo jego poczucie - że naprawdę był zdolny ją ochronić - Zapamiętam, zawołam, jeśli się taki pojawi - a w stwierdzeniu, ciężko było nawet doszukać się żartu, bo Carei była pewna tego co mówiła. Krzyczałaby zapewne najgłośniej na świecie, byleby tylko ktoś pojawił się w progu, JEŚLI rzeczywiście miały pojawić się jakiekolwiek duchu. Na samą myśl, dreszcze ciągnęły się przez skórę, niby rozbiegane mrówki.
Nie pozbyła się nawyku obserwacji. Coś kusiło ją za każdym razem, gdy chwytała w pęta własnych, czarnych jak parzona kawa źrenic - te cudze. Podobnie, utrzymała się przy Panie Czarującym, jak zdążyła określić chłopaka, prawdopodobnie niewiele od niej starszego. Trudno jej było nawet zgadnąć, czym mógł się trudnić. Wydawał się z naturalną werwą wiązać w komunikacji, jednocześnie - cóż patrząc na budowę ciała - robił wrażenie kogoś bardzo aktywnego fizycznie - Jestem pewna, że sobie z tym poradzisz - mówiła, odwracając wzrok, w którym mimo rozbawienia, zakiełkował cień zawstydzenia. Miała jednak wystraczająco wiele powodów, by skupić się na czymś zupełnie innym, bo ich niekonwencjonalna drużyna powoli rozdzielała się na grupki. Najstarszy z nich - zniknął w ...łazience? Każdy czymś się zajął. Każdy na coś liczył.
Widziała w bezpośredniości Waruia ważny atut, który zapamiętać jeszcze miała na później. Przez gest, z jakim przygarnął chłopaka w okularach mogła wierzyć, że nie bał się bliskości. Cecha, której zbyt często jej brakowało - znowu na wielu poziomach. I razem z Momoką, jako pierwsze wspięły się na schody. Wysunęła nawet dłoń w jej kierunku, w zachęcie, że jeśli chciała - mogła, ale nie musiała ją chwycić. Niezależnie od decyzji - prowadziła na górę, od czasu do czasu zerkając przez ramię za siebie, dla pewności, że nie zostały same. na szczycie, rozejrzała się, w pierwszej kolejności dostrzegając uchylone drzwi do pomieszczeń - może ten? - wskazała dziewczynie na pokój nr 5 - tylko jeden był zamknięty i mimo wszystko, nie chciała być niego blisko - zostaniecie tu? - zwróciła się jednocześnie do obu panów. Stanęła naprzeciw towarzyszy, nogi skrzyżowała lekko, dłonie zaplotła za siebie, a na usta wplotła jeden z jaśniejszych uśmiechów, jakie potrafiła. Przechyliła przy tym głowę, pozwalając by czarny warkocz zsunął się na ramię - Ejiri Carei - dygnęła nawet lekko. Wiedziała, że być może dla niektórych - nazwisko może być znajome. Nie dlatego kim była ona sama, ale - jej nieżyjący tragicznie ojciec, aktor i gwiazda - przyjemnie mi was poznać - dodała dźwięcznie, bo rudowłosy miał rację. 14 dni to bardzo długo, gdy miało się z kimś kontakt właściwie 24/h. Uwagę bezpośrednio przeniosła na okularnika, zastanawiając się, czy uda mu się przejąć inicjatywę, potem zrobiła krok ku dziewczynie - czym się zajmujesz... - zdążyła urwać pytanie, bo "...któreś zatrzaśnie się w składziku" oraz "Widzicie to?"
kazało jej oddać cień źrenic i całą uwagę mówiącemu. Pierwszy, nasuwający się komentarz miał być pytaniem - czemu w ogóle ktoś planował się w składziku zamykać - ale ledwie rozchyliła malowane czerwienią wargi, a wzrok pognał do wiszącego pod sufitem sznurka oraz klapy, którą jej wskazano. Uniosła brwi i już chciała choćby gestem powstrzymać, gdy Shinya przystąpił do siłowego działania. Zdecydowanie nie trzymała się go cierpliwość, a le trzymała się siła. Po skórze wspięło się nieumiejętne ukryte drżenie - coś tam jest? - rzuciła bardziej w przestrzeń, jeszcze zanim usłyszała zgrzyt otwierającej się klapy.
@Warui Shin'ya @Shiba Ookami @Saga-Genji Momoka @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Isei Yoshiro
Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi, Saga-Genji Momoka and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Dopiero teraz dotarła do was inna świadomość. Że gdyby nie (heroiczne) poświęcenie mężczyzny (choć wykonane nieświadomie), ofiarą bliskiego spotkania z drabiną stałaby się Ejiri, jako że stała najbliżej. Mówią, że bohaterowie czasami rodzą się w nieszczęściu. Kto wie, być może jest w tym ukryta jakaś prawda.
Strych okazał się sporym pomieszczeniem, choć jak można było się tego spodziewać - wyjątkowo zakurzonym. Wchodząc na górę i pokonując kolejne stopnie zdradliwej drabiny, w wasze nozdrza uderzał coraz to bardziej ostry i ciężki do zidentyfikowania zapach, który kręcił w nosie i drażnił wasze gardła. Dostrzegliście sporo starych pudeł przeróżnej wielkości, gdzie większość z nich zdążyła już zgnić przez te wszystkie lata. Z sufitu zwisały stare, potargane szarfy, które zapewne w dawnych latach pełniły funkcję czegoś na wzór baldachimu czy innej dekoracji - teraz jednak porzucone lawirowały na wietrze wybitego okna nieopodal wejścia na górę.
Po prawej stronie, na manekinie pozbawionym głowy dostrzegliście starodawną suknię ślubną, skromną i nieco pożółkłą przez goniący czas, przykrytą półprzezroczystą folią. Po lewej za to stało sporej wielkości lustro skryte pod starą, zacerowaną płachtą. Oprócz tego była tu stara szafa z pękniętymi z jednej strony drzwiami, które ledwo wisiały na zawiasach.
---------
Shin'ya (zręczność) - Brak sukcesu
Ci co weszli na strych - możecie rzucić na percepcje (wzrok)
@Warui Shin'ya @Saga-Genji Momoka @Hasegawa Izaya @Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Przysłuchiwała się wymianie zdań Ejiri i Yoshiro, jakby udając, że liczba mnoga słowa w zdaniu wypowiedzianym przez mężczyznę wcale jej nie dotyczyła, a ona była tylko świadkiem toczącej się rozmowy. Wpatrywała się w swoje dłonie próbując ocenić, czy poradziłaby sobie sama z przeniesieniem pryczy. Lata treningów walki wręcz sprawiły, że na jej ramionach można było dojrzeć zarysy mięśni, a dłonie zdawały się należeć do dużo starszej osoby zajmującej się pracą fizyczną. Paznokcie zawsze miała krótkie, niektóre różniące się kształtem bardziej od innych. Pewnie przed udziałem w reality show powinna była odwiedzić manikiurzystkę, ale jej tendencja do prokrastynacji zupełnie wypierała takie rzeczy z głowy. Dzień przed wyjazdem praktycznie ją zaskoczył, i w sumie to nie była do końca pewna co dokładnie ze sobą spakowała.
Po raz kolejny już dzisiaj, z zamyślenia wyrwała ją dłoń Ejiri, którą z nieznanym dla siebie zapałem chwyciła. Gdyby dobrze się przyjrzeć, pod makijażem można było nawet dostrzec czerwień, która od razu wkradła się na jej twarz. Podążyła za nią na górę uważnie patrząc pod nogi - z jednej strony, aby przypadkiem się nie potknąć, a z drugiej żeby przysłonić oblaną rumieńcem twarz fioletową grzywką. Ośmieliła się dopiero podnieść wzrok przy progu pokoju, na który wskazała jej towarzyszka. Pokiwała głową na znak zgody, jednocześnie zerkając w kierunku zamkniętego pokoju. Przechyliła lekko głowę, zastanawiając się co mogło być w jego środku. Dreszczyk emocji przeszedł przez jej ciało, przyprawiając ją o gęsią skórkę. Opuściła rękawy koszuli, które do tej pory były zwinięte przy jej łokciach. Gdyby ktoś pytał, zrobiło się jakoś zimno..
Gdy Ejiri stanęła im naprzeciw, Momoka oparła się o ścianę przy wejściu do pokoju i pozwoliła sobie wreszcie zlustrować mężczyzn przebywających z nimi na górze. Uśmiechnęła się delikatnie, nawet z pewnego rodzaju uznaniem, na widok czerwonych włosów jednego z nich. Ten kolor był zawsze numerem dwa na jej liście odcieni do przetestowania jeśli chodzi o fryzury. Brakło jej odwagi na noszenie czerwieni, dlatego też doceniała osoby, które nie przejmują się aż tak opinią innych. Nawet lekko im zazdrościła, biorąc pod uwagę własną osobowość i kłopoty z odnalezieniem się w społeczeństwie.
- Momoka. - powiedziała, celowo unikając swojego nazwiska. Nie przepadała za nim szczególnie ze względu na dwa człony, wydawało się jej takie jakieś za długie. Zresztą i tak wolała, żeby zwracać się do niej po imieniu.
Już miała odpowiedzieć jej na pytanie, gdy mężczyzna postanowił otworzyć starą klapę. Zakasłała w ściśniętą dłoń, drugą machając w powietrzu starając się odgonić chmarę kurzu, która opadła w ich stronę razem z drabiną. Widząc, że Shinya oberwał w czoło zapomniała o kaszlu i podeszła bliżej, aby upewnić się, że nie dorobił się krwawiącej rany. Odetchnęła z ulgą widząc, że nic takiego się nie wydarzyło, ale dla pewności zapytała - Wszystko w porządku...? Może w kuchni znajdzie się trochę lodu..
Poczekała chwilę na odpowiedź, a potem dała się ponieść ciekawości - temu głosikowi w głowie szepczącemu co jest na strychu?. Nie zwlekając ani chwili dłużej chwyciła się drabinki i wspięła się na górę. Z każdym wdechem drażniącego zapachu zaklinała się w duszy, że może jednak trzeba było poczekać na innego śmiałka, który chciałby pójść pierwszy. Widok sukni ślubnej sprawił, że szybko zapomniała o irytującej woni drażniącej jej nozdrza. Podeszła najbliżej jak się dało i wyciągnęła swój notesik z ołówkiem. Ostrożnie zdjęła folię z manekinu i odłożyła ją na bok. Z największą delikatnością dotknęła materiału, starając się wyobrazić osobę, która kiedyś nosiła tę kreację. Następnie odsunęła się lekko na bok, umożliwiając kolejnym osobom przyjrzenie się manekinowi. Bez słowa zaczęła szkicować suknię, snując jednocześnie pomysły na przyszły artykuł, w którym opisze ich znaleziska.
@ISEI YOSHIRO @EJIRI CAREI @YAKUSHIMARU SEIYA @HASEGAWA IZAYA @WARUI SHIN'YA @SHIBA OOKAMI
あなたのことは決して忘れない.
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Dla Yakushimaru nie było to niecodzienne zjawisko, z którym nie tyle, co się oswoił, ale zaczął traktować je jak naturalną część życia. Czasem odnosiło się wrażenie, że złość napędzała go do działania i była mechanizmem bez wmontowanej regulacji – wystarczyło nacisnąć odpowiedni guzik. Nie zawsze taki był, ale nawet wtedy uważano go za trudnego, a teraz nie robił nic ponad to, by przynajmniej dawać ludziom powód do uważania go za trudnego.
Wypuścił powietrze przez zęby z charakterystycznym „tsk”, gdy ręka drugiego czarnowłosego opadła na jego ramię. Była to pierwsza oznaka przekroczenia jakiejś niepisanej granicy.
— Ta? A wiesz co ja widzę? — stwierdził, zerkając aluzyjnie na dłoń, którą chłopak już zsuwał z jego ramienia. Po czym, nie czekając na żaden przejaw zaciekawienia ze strony chłopaka, dodał: — Że sobie kurwa za dużo wyobrażasz.
Pokręcił głową na boki i poprawił czarny materiał podkoszulka na ramieniu, gdy ostentacyjnie otrzepał je ręką, co w dość oczywisty sposób dawało do zrozumienia, że nie przepadał za przyjacielskimi gestami czy za jakimkolwiek dotykiem. Nie trudno było się temu dziwić – nie każdy przepadał za zaliczaniem pierwszej bazy z obcymi.
— Mhm. Może — mruknął zdawkowo, gdy przeglądał zawartość lodówki. Sięgnął po dwa opakowania wędlin i obejrzał je z obu stron, sprawdzając daty ważności. Niektóre z nich mogły trzymać się krócej, a to oznaczało, że na wybrzydzanie nie było miejsca i trzeba było zjeść to, co im zostawiono w odpowiedniej kolejności. — O ile ktoś tu nie wpierdala za dwóch. Raczej trudno było przeoczyć tego wielkiego typa. — Odstawiwszy wędliny na półkę, wymownie wskazał kciukiem na drzwi za swoimi plecami, orientacyjnie wskazując na to, że mężczyzna kręcił się gdzieś po domu. Chwilę później zamknął lodówkę i podniósłszy się na równe nogi, wreszcie spojrzał na resztę zapasów, o której wspominał nieznajomy. — Tak czy inaczej raczej nie ma co liczyć na podjadanie ani kurwa na koncert życzeń.
Czasami doceniał, że nie był przyzwyczajony do przesadnych wygód i miał nadzieję, że wśród obecnych nie trafiła się żadna księżniczka w typie francuskiego pieska. Mieli za to perfekcyjną panią domu, co dostrzegł, gdy opuścił niewielką spiżarnię i wrócił do jadalni. Z niejakim sceptycyzmem przyjrzał się wywijającemu miotłą chłopakowi, ale z drugiej strony dobrze, że ktoś odnalazł zapał do tej pospolitej czynności. Yakushimaru skrzyżował ręce na klatce piersiowej i rozejrzał się po całej otwartej przestrzeni. Postąpił parę kroków ku pokojom ze wzrokiem uniesionym ku balustradzie na pierwszym piętrze, a później zajrzał w głąb pustego holu.
— Jakieś to kurwa dziwne — rzucił nagle, mrużąc powieki. Jako że jego jedynym towarzyszem był teraz brunet (@Isei Yoshiro), widocznie został zmuszony do tego, by słuchać jego wywodów. — Mam na myśli cały rozkład tego domu. — Wymownie zatoczył ręką niewidzialne koło, jakby chciał nim objąć całe otoczenie. — Żadnego salonu i cała masa jakichś kurwa bezsensownych pokoi w tym samym stylu? Wygląda na to, że ingerowali we wnętrze bardziej niż to konieczne. Za chuja nie wiem, co mamy tu robić przez czternaście dni. Chyba po prostu się nie pozabijać – mówiąc to, skubnął palcami kawałek kwiecistej tapety i zerwał niewielki strzęp ze ściany. — Ciekawe czy mają tu gdzieś telewizor. Tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty czwarty to kurwa nie aż takie zamierzchłe czasy.
@Isei Yoshiro @Warui Shin'ya @Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Saga-Genji Momoka @Shiba Ookami @Mistrz Gry
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi, Saga-Genji Momoka and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Atak wysuwanych stopni pozbawił go jednak nakrycia. Czapka, przy brutalnym szarpnięciu głowy w tył, zsunęła się ze skroni, upadając na panele i wzbijając tuman siwego kurzu. Rude pasma, wcześniej pochowane w zamknięciu, opadły czerwonawą, pomarańczową i blond falą na zmarszczone w bólu brwi. Gdzieś przez pulsującą błonę zamroczenia słyszał jeszcze niknące echo pytania - coś tam jest? - a chwilę po tym głośniejsze, wymówione dopiero co: wszystko w porządku..? Może w kuchni...
- Nie, nie. Nie trzeba. Jest świetnie - sapnął, ściągając łopatki i, wyprostowawszy się, nabrał haust powietrza przez nos. Przetrzymał je w płucach (nie rozkaszlał się pewnie tylko dlatego, że kiedy oberwał, wstrzymał dech), po czym raptownie wypuścił cały nagromadzony tlen przez ściśnięte zęby. Kiedy uchylił wreszcie powieki, wzrok skierował wpierw na czarnowłosą, jakby szukał w niej potwierdzenia, że wciąż znajdują się na konkretnym kontynencie podczas rządów konkretnego prezydenta Stanów Zjednoczonych przy tej samej konkretnej sumie zaoferowanej w ramach wygranej cholernego show. Ostatecznie przymrużone ślepia drgnęły, a spojrzenie scentralizowało się na twarzy Momoki.
Podeszła do niego, wzmagając czujność, nie krył jednak zaintrygowania, które migotało u dna źrenicy. Bardzo powoli opuścił wtedy dłoń, odsłaniając czerwoną plamę tuż nad lewą brwią.
- Jak to wygląda? - Pochylił odrobinę brodę, próbując jeszcze odgarnąć niesforną grzywkę. - Nie zostanie blizna? Nie chcę wyglądać jak niepożądany owoc miłości Harrego Pottera z Ronem Weasleyem, nawet za cenę wspaniałej sławy i fanfików pisanych przez rzeszę wiernych, nastoletnich fanek.
Brzmiał nerwowo? Bezsensownie? Nie miał pewności czy było to efektem bliskiego spotkania z nagłym zjazdem drabiny, czy jednak czymś, co od samego początku czaiło się w gmachu budynku. Cokolwiek jednak grało tu pierwsze skrzypce, widok wspinającej się na strych Momoki lekko wykrzywił jego usta. Widać to było pomimo maseczki; zmarszczyła się nieco nasada nosa, ściągnęły gniewniej brwi.
- Ah. - Zreflektował się, obracając w stronę Hasegawy. - Proszę, panie oraz intelektualiści przodem. Bohaterowie zaraz za nimi.
Jak na bohatera marnie wyglądał z kwitnącym siniakiem.
percepcja, wzrok (-19) - porażka; ślepy z zapotrzebowaniem na okulary Izayi;
Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Mamoritai Akari, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
- Ojoj, wątpię, żeby tutaj mieli cokolwiek aby ogarnąć ten syf. - Skomentował słowa Warui'ego. - Ja to bym się bardziej obawiał, że coś nas capnie, ale z tego co wiem to od rudych zwykle się z daleka trzymają. Wydaje mi się, że szalone duchy też trzymają się tej zasady. - Z kąśliwym uśmieszkiem nie mógł nie odpowiedzieć na zaczepkę. Z drugiej strony mógł trochę swoich słów żałować. Aby nie budować żadnej złej atmosfery, sam zarzucił ramię na rudego. - Ale dobra, jak coś wyskoczy to Ty się z tym bijesz.
Idąc na piętro Izaya zaczął się zastanawiać czy może faktycznie nie wkurzył rudego. Sam sobie nie zdawał sprawy, że to ów przeklinający chłopaczyna jest źródłem złości rudzielca. Nie wnikał dlaczego, sam miał raczej losowych ludzi gdzieś. W każdym razie, wydawało mu się, że zaraz zostanie uduszony. No to klops. Jego duch ewentualnie zostanie w tym domu na zawsze i będzie sam nawiedzał nowych odwiedzających czy kolejnych uczestników programu. W sumie, mogłoby być śmiesznie, zrobić takie paranormal activity.
Wejście na górę łatwe nie było. Zastanawiał się kiedy schody pękną pod ich ciężarem i oboje skończą z połamanymi nogami. A do tego mieli dwie towarzyszki. Ha, ha, dla każdego po jednej, nie?
Po szybkim rozejrzeniu się, uznał, że to piętro nie różni się niczym od tragicznego parteru. Cieszył się też, że upolował sobie pokój na parterze, choć szczerze mówiąc, w obecnej sytuacji to nawet by się nie obraził, gdyby mógł z kimś pokój dzielić. Może nawet rudzielca zaprosi i zrobią renowację ów budynku.
- Hasegawa Izaya. - Wypadało się w końcu przedstawić. A reszcie? To kiedyś tam, przy jakiejś okazji. Zabrał swoją rękę, aby rudy Warui mógł się odsunąć.
- Raczej ta. Coś potrzebujesz? - Mimochodem zerknął w stronę czarnowłosej dziewczyny. Oczy otworzył nieco szerzej, gdy dosłyszał nazwisko. - Ooo. Skądś kojarzę Twoje nazwisko. Również miło poznać. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Faktycznie, oglądając wszelakie filmy z przeróżnymi twarzami mogło przewinąć się to nazwisko. Może by go to trochę zaciekawiło, może nie. Pewnie nie latałby za nią jak idiota wypytując o każdy szczegół z życia jej ojca. Nie był znów takim zapalonym fanem aktorów. Przy okazji też usłyszał jak ma na imię jej towarzyszka. Z równie ciepłym uśmiechem skinął głową na przywitanie.
Nie dosłyszał dobrze zaczętego pytania Carei. Powrócił uwagą na rudzielca i zaraz sam podążył wzrokiem przed siebie, szukając tego, co kolega dostrzegł.
- No, mam szczerą nadzieję, że to nie ja będę tą osobą, która się gdzieś zatrzaśnie. - Podążył za Shin'yą. Klapę zauważył, ale sam nie chciałby skakać wzwyż. Nie te lata i tak dalej... A tak naprawdę, to wiedział, że ma paskudną kondycję i nie ma sensu nawet próbować. Jeszcze by wyskakał dziurę w podłodze, a oceniając po samych schodach to nie oczekiwał, że podłoga jakimś cudem jest w lepszym stanie.
Cóż. Warui był faktycznie tym nieszczęsnym bohaterem, który oberwał drabiną w łeb. Izaya trochę się wystraszył. Nawet podskoczył do rudego, aby w razie czego go łapać, gdyby zaraz miał stracić przytomność od uderzenia. Zmrużył oczy, gdy usłyszał, że wszystko jest w porządku. Ta, jasne. Nie chciał w to wierzyć.
Hasegawa parsknął i pokręcił głową. Ta, dzieciak Harrego Pottera i Rona Wesleya. Blisko, ale więcej czerwonego koloru w okolicy twarzy nic nie zmieni.
- Nie lepiej, żebyś sobie usiadł na chwilę? - Szybko zwrócił się do Shin'yi. Miał cichą nadzieję, że rudy go posłucha i grzecznie sobie gdzieś usiądzie na parę minut. Najgorszym wariantem by było, gdyby doznał wstrząśnięcia mózgu.
Nie, żeby Izaya nie chciał iść pierwszy na strych - a na to wskazywało, że został postawiony pod ścianą - ale lekko zaczął się martwić o kolegę. Nawet obrzucił Momokę błagającym wzrokiem, aby ta również zachęciła Shin'ye, aby sobie odpoczął choć przez chwilę.
@Yakushimaru Seiya @Ejiri Carei @Isei Yoshiro @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Saga-Genji Momoka @Mistrz Gry
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Przysłuchiwała się kolejnym wyznaniom tożsamości, starając się zapamiętać i przypisać im twarze. Nie dopytywała Momoki, czemu odsłoniła tylko... imię? Każdy miał tajemnice. I każdy chciał jej fragmenty zachować dla siebie. Sam, mroczny dom - był tego świadkiem. Odrobinę dłużej przyglądała się Izayi - Chodziło mi... żebyśmy nie były na piętrze same - doprecyzowała, na razie słyszała o zajmowanych pokojach na dole - To bardzo możliwe - przyznała chłopakowi. Cień musiał widocznie umknąć przez jej źrenice, ale dla złagodzenia, niby nałożona spiesznie maska, obdarzyła mówiącego lekkim skinieniem oraz uśmiechem.
Kilka kolejnych chwil, zlało się w podobny przeskakującym kadrom filmowych scen. W jednej chwili padały pytania i odpowiedzi, w kolejnej Warui sięgał po sznurek z klapą, by finałem okazał się gwałtowny zgrzyt, huk i dźwięk wyraźnego uderzenia. Niemal podskoczyła, a po i tak chłodnej skórze rozlało się coś bardziej ostrzegawczego. Nieprzyjemna, bolesna w swej realności wizji, że to ona obrywa, zdawała się widmem, który uniknęła. Świadomie, czy nie - uratował ją. gdyby nie zrobił tego co zrobił, gdyby zignorował impuls, ona prawdopodobnie leżałaby z rozbitą głową. Myśli zakotwiczyła się we wspomnieniu innego rodzaju.
Gdybyś wsiadła do samolotu z rodzicami, zginęłabyś razem z nimi. Chwilowy paraliż sprawił, że z jakimś otumanieniem, rozchylonymi wargami i rozszerzonymi niebezpiecznie źrenicami - patrzyła, jak najpierw Momoka podchodzi do uderzonego, potem Izaya, z wyjątkową troską zajmuje uwagę chłopaka. To było coś dobrego, coś krzepiącego z jednej strony, a z drugiej przyznawała, że rudowłosy zniósł atak drabiny z przyjemną dla oka odwagą.
Z namysłem śledziła ruch sylwetek wspinających się po drabinie, sama podeszła ku pierwszym szczeblom, ale w pierwszej kolejności, odwróciła się do nich plecami, stając dokładnie przed pozostałym jeszcze na dole chłopaku - Pozwól - poprosiła cicho, tkliwie, wspinając się lekko na palce, a lewą dłoń podsuwając wyżej. Nie zaczekała na ewentualna odmowę, przytykając wierzch ręki dokładnie w pulsującym jeszcze od uderzeniu miejscu, tuż nad brwią. Chłód jej palców zbiegł się z gorącem, jaki zdawał się pęcznieć w rozbitej skórze. Dwie sekundy potem, odwróciła rękę, powtarzając gest - wciąż przyda ci się lód - kontynuowała łagodnie, opadając już na pięty - dziękuję - z początkowego szeptu zniknęła nieśmiałość, która musiała wkraść się, gdy straciła gardę - i nie sądzę, by z tego były tak tragiczne dzieci - wargi rozciągnęły się jaśniej, gdy w końcu wspięła się na drabinę, starając się mimo wszystko, by zwinąć brzeg zwiewnej sukienki i niekoniecznie odsłaniać całą długość jej nóg.
Zamrugała w pierwszej chwili, gdy zaduch strychu owionął jej twarz. Dopiero potem, rozejrzała się, po pomieszczeniu, rejestrując w otoczeniu najbardziej przyciągające wzrok obiekty. Jak choćby ślubna suknia, której widok, wywołał w niej ciarki - to dobry pomysł, żeby naruszać...? - odezwała się do dziewczyny, ale nie starała się zbliżyć, by choćby musnąć palcami półprzeźroczysty materiał. Przemknęła przez stare, przegnite pudła, na wybite okno, które przynajmniej pozwalało, by wdzierało się tu jakiekolwiek powietrze. I w końcu, zerknęła na lustro. Jego tajemnica - kusiła, wiec to w jego kierunku podeszła, nie starając się jednak zerwać zakrywającej go płachty. Wystarczająco wiele razy widziała w filmach, nawet sama grała drobną rólkę w inscenizacji, gdzie tafla lustra stanowiła dziwny portal czy też nosiła przekleństwo. Co najmniej - nie chciała tego robić sama.
| Rzut na - percepcję (wzrok) - udany
@Hasegawa Izaya @Warui Shin'ya @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Saga-Genji Momoka and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Chciałby się tu rozejrzeć ale, ciemno tu było jak w jakiejś norze. Przez to też nic specjalnego nie rzucało mu się w oczka, które chociaż się starały, to nie dawały rady na strychu. Starał się wypatrzeć jakiś sznurek do pociągnięcia żeby żarówkę odpalić.
@Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Saga-Genji Momoka @Mistrz Gry @Isei Yoshiro @Hasegawa Izaya
#a2006d
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Po dogłębnym rozejrzeniu się po spiżarni, zarówno Isei, jak i Seiya nie dostrzegli nic, co mogłoby wyróżnić się na tle innych rzeczy, ani też nic, co mogłoby przykuć wasze spojrzenie. Daty na puszkach, które sprawdzał Seiya, dziwnym zbiegiem okoliczności nie były czytelne. Jakby upływ czasu specjalnie sprawił, że wyblakły pod siłą promieni słonecznych, albo ktoś w ogóle nie umiejscowił ich na etykietach. Co było zaskakujące biorąc pod uwagę, że cała reszta była czytelna.
W tym samym czasie niestrudzony chłopak o hebanowych włosach jak postanowił, tak też zaczął robić, co zaowocowało jego krzątaniem się po jadalni w celu oczyszczenia, chociażby w drobnym stopniu, bałaganu, jaki prezentowało sobą pomieszczenie. Z każdym kolejnym ruchem zmiotki tumany kurzu unosiły się w powietrzu, wirowały w szaleńczym tańcu, drażniły drogi oddechowe i drapały w gardle, co skutkowało nagłymi napadami kaszlu, które niestety zaczynały udzielać się i jego towarzyszowi. I choć początkowo jego poczynania wydawały się bezużyteczne, tak po jakiś piętnastu minutach faktycznie można było dostrzec zmiany w otoczeniu. Niestety, był to jedynie wierzchołek góry lodowej skrytej w głębokich warstwach oceanicznych wód. Żeby doprowadzić pomieszczenie do porządku i czystej funkcjonalności, Isei musiałby spędzić na sprzątaniu z dobre dwanaście godzin. Jak nie dłużej.
I kiedy kupa śmieci, gruzu, kurzu oraz popękanych kawałków drewna zaczynała się piętrzyć, Seiya machinalnie pociągnął za fragment tapety, odsłaniając kawałek gołej, drewnianej ściany. Zarówno on, jak i Isei dostrzegli tam małą dziurę w ścianie. Jej średnica nie była zbyt pokaźna, aczkolwiek na tyle wielka, by mógł spokojnie wsunąć w nią dłoń.
Po dramatycznym łapaniu zsuwającej się drabiny, cała czwórka znalazła się na strychu. Jedni podziwiali zakurzone antyki, inni z kolei próbowali dostrzec... właściwie cokolwiek, co mogłoby przykuć ich uwagę.
Momoka obdarzyła szczególną uwagę suknię ślubną, której materiał pomimo upływu wielu lat wydawał się zaskakująco miękki pod naporem opuszek. Ciężko było również przeoczyć srebrną broszkę zdobioną małymi, czerwonymi klejnocikami, która była wpięta na samej górze sukni.
Warui jeszcze przez chwilę walczył z mroczkami, które zaczęły powoli znikać po kilku głębszych wdechach. Gorzej z narastającym bólem głowy wywołanym przez nagłe uderzenie i piekące uczucie na czole. Zapewne było to jednym z głównych powodów dla których nie był w stanie dostrzec nic, co mogłoby przykuć jego uwagę. Nie licząc wrażenia bycia obserwowanym od momentu, w którym postawił nogę na deskach strychu. A do tego to uczucie nagłego chłodu, który wręcz otulał sobą jego ciało w lodowatym uścisku dawno niewidzianego przyjaciela.
To samo tyczyło się drugiego z męskich przedstawicieli w czteroosobowej grupie. Zaaferowany sytuacją sprzed paru chwil, całą swoją uwagę skupił na rudowłosym mężczyźnie i jego samopoczuciu, na krótki moment zapominając o tym, po co właściwie tutaj przyszli. Do momentu, w którym wydawało mu się, że usłyszał ciche skrobanie gdzieś za jednym z wielu pudeł.
Właściwie z całej waszej czwórki tylko jedna osoba była w stanie dostrzec cokolwiek, co innym wyraźnie umykało sprzed spojrzenia. Wpierw podeszła do starego lustra, które wyraźnie kusiło ją w dziwny, niewyjaśniony sposób, aczkolwiek bardzo szybko wzrok Ejiri padł na małą szkatułkę upchniętą pomiędzy dwa średniej wielkości pudła. Była mała, posrebrzana i pełna pereł, które zostały albo wszyte, albo przyklejone. Ciężko było określić z tak odległości. Wystarczyło zrobić dwa, może trzy kroki, i sięgnąć po nią, by spróbować ją otworzyć.
Shiba, który do tej pory pozostawiony sam sobie, wybrał liczniejszą opcję w postaci czwórki buszującej na górze. I chociaż bez problemu dostrzegł na piętrze otwarte wejście na strych, to wybrał alternatywny sposób na dostanie się jeszcze wyżej. Mniej pospolity i "normalny", jaki stanowiły schody. Kiedy złapał się drewnianych desek, te niebezpiecznie zaskrzypiały i zawyły, jakby ostrzegawczo, że jego ciężar stanowił dla nich wyjątkowy problem.
A być może po prostu tak mu się wydawało?
Warui: Możesz rzucić jeszcze raz na percepcje (wzrok)
Izaya: Możesz rzucić na percepcje (wzrok albo słuch)
Momoka: Rzuć na silną wolę. Jeżeli nie będziesz mieć sukcesu - masz niepohamowaną chęć, aby ukraść broszkę
Shiba: Rzuć na zręczność. Jeżeli nie będziesz mieć sukcesu - jedna deska załamie się pod twoim ciężarem a ty spadniesz. Jeżeli będziesz mieć sukces - możesz wtedy wrzucić na percepcje (wzrok)
----------------------
[size=10]
Termin: 16.05 godz. 23:59
Nie obowiązuje kolejka. Do końca terminu możecie pisać ile chcecie.
Jeżeli chcecie się rozejrzeć/więcej informacji - możecie mnie otagować.
@Ejiri Carei @Saga-Genji Momoka @Isei Yoshiro @Yakushimaru Seiya @Warui Shin'ya @Hasegawa Izaya @Shiba Ookami
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.