Strona 18 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
First topic message reminder :
Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Spoiler:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
- Ale nie chciałam was zostawić w tyle - w głosie pojawiła się wyrwana w końcu z bezsilności emocja. To na pewno przyznać musiała Yakushimaru, całą tonacją i postawą - zmuszał do reakcji - pozytywnej czy nie, nie miało znaczenia. Nie dawał miejsca na obojętność, wyrywając i Carei z otępienia, które gięło ją aż w dół. W coś, czego widzieć u siebie nigdy nie chciała - Pasuje - ciemne spojrzenie od nowa prześledziło obecność zebranych, finalnie zatrzymując się przy rudowłosym. Z westchnieniem, które w innych warunkach, zwiastowałoby przeprosiny, tylko pochyliła głowę, naprawdę oddając się pod wystosowaną opiekę. Nie próbowała sobie wyobrazić, jak inaczej mogłaby pokonać mur - w jedną czy drugą stronę. Przy każdym z mężczyzn, przypominała krasnala.
Nie protestowała, gdy Seyia wykorzystał spleciony materiał prześcieradła, jak zapalnik. Coś nawet kusiło ja, by obróciła się, czekając na widok buchającego ognia z wnętrza nawiedzonego budynku. Przerażała ją sama idea, równie mocno co możliwość, że wciąż mogli tu zostać... zatrzymani.
- Niech spłonie - szepnęła za chłopakiem, bardziej do siebie, niewyraźnie, z pulsującą pod skórą gniewną emocję. nie panowała nad ilością, intensywnością, albo pustka, która zalewała i odpływała uczuciami. Była już tak przeraźliwie zmęczona wszystkim, że tylko obecność wciąż żywych towarzysz, trzymała ją w pionie. I jeszcze gnała ją do instynktu przetrwania.
Jednocześnie z niemą wdzięcznością skorzystała z wsparcia Iseia, gdy pomagał jej wspiąć się na mur. na szczycie oglądała się tylko na pozostałych, uparcie odwracając wzrok od pozostawionego nie taks samotnego domu. Wciąż wydawało jej się, że całe ciało drzy, wypłukane z sił, a próba oparcia się na oblepionym naroślami przedramieniu, dedykował falę piekącego bólu, wyciskającego resztki łez. I dopiero jednak, gdy Warui znalazł się po drugiej stronie, z cichą nadzieją, że nie uderzy twarzą w ziemię, a zostanie złapana, zdecydowała się zsunąć na drugą stronę muru.
Nie zamykała oczu. Przełknęła ślinę z cichą modlitwą o... ochronę.
Dla nich wszystkich.
| Rzut na zręczność - 49
Nie protestowała, gdy Seyia wykorzystał spleciony materiał prześcieradła, jak zapalnik. Coś nawet kusiło ja, by obróciła się, czekając na widok buchającego ognia z wnętrza nawiedzonego budynku. Przerażała ją sama idea, równie mocno co możliwość, że wciąż mogli tu zostać... zatrzymani.
- Niech spłonie - szepnęła za chłopakiem, bardziej do siebie, niewyraźnie, z pulsującą pod skórą gniewną emocję. nie panowała nad ilością, intensywnością, albo pustka, która zalewała i odpływała uczuciami. Była już tak przeraźliwie zmęczona wszystkim, że tylko obecność wciąż żywych towarzysz, trzymała ją w pionie. I jeszcze gnała ją do instynktu przetrwania.
Jednocześnie z niemą wdzięcznością skorzystała z wsparcia Iseia, gdy pomagał jej wspiąć się na mur. na szczycie oglądała się tylko na pozostałych, uparcie odwracając wzrok od pozostawionego nie taks samotnego domu. Wciąż wydawało jej się, że całe ciało drzy, wypłukane z sił, a próba oparcia się na oblepionym naroślami przedramieniu, dedykował falę piekącego bólu, wyciskającego resztki łez. I dopiero jednak, gdy Warui znalazł się po drugiej stronie, z cichą nadzieją, że nie uderzy twarzą w ziemię, a zostanie złapana, zdecydowała się zsunąć na drugą stronę muru.
Nie zamykała oczu. Przełknęła ślinę z cichą modlitwą o... ochronę.
Dla nich wszystkich.
| Rzut na zręczność - 49
Blood beneath the snow
Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Fakt że miał na tyle siły żeby się wdrapać na mur, łapać innych i pomagać im przeskakiwać dobrze świadczył. Chociaż ból jaki czuł przy podciąganiu świadczył, że to co mu się stało w plecy, to nie tylko nacięty naskórek. Równie dobrze mogły być to głębokie rany, które tylko wyglądały na płytkie ze względu na jego rozmiary. Pomoc Iseia w wejściu na górę i przytrzymanie go, przyjął z wdziędznością. I chociaż mógł im pomóc z wejściem, tak z lądowaniem już nie do końca. Nieco od nich zależało czy wylądują na nogach, czy może na tyłku. Chociaż w tej sytuacji, to tak naprawdę nie było większej różnicy. Wszystko dobrze, byleby z dala od tego przeklętego domu. Naprawdę... Osoby, które go prowadziły zabulą im sporo. Naprawdę sporo. Może i nie wytrzymali 14 dni, ale odszkodowanie zdecydowanie się im należało.
Jeśli ktoś się ociągał - rudy dla przykładu - a był na tyle blisko, to Shib sam go chwycił i przerzucił na drugą stronę. Niczym worek ryżu. Oczywiście o ile był w stanie i zasięgu.
Po skończonym wsparciu i on postanowił zeskoczyć. Na nogi i z nie małym hukiem. Na szczęście stabilnie. Nie wyjebał się też na gupi ryj z przemęczenia, więc zdecydowanie uważał to za sukces. No chyba że jednak trafił mu się tam na dole jakiś nierówny kamień, który to zmienił.
Jeśli ktoś się ociągał - rudy dla przykładu - a był na tyle blisko, to Shib sam go chwycił i przerzucił na drugą stronę. Niczym worek ryżu. Oczywiście o ile był w stanie i zasięgu.
Po skończonym wsparciu i on postanowił zeskoczyć. Na nogi i z nie małym hukiem. Na szczęście stabilnie. Nie wyjebał się też na gupi ryj z przemęczenia, więc zdecydowanie uważał to za sukces. No chyba że jednak trafił mu się tam na dole jakiś nierówny kamień, który to zmienił.
Rzut: Shiba ninja - Sukces
#a2006d
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Nie chodziło o to, że jakoś szczególnie polubił się z prowizoryczną liną, ale kiedy została mu tak ostentacyjnie wyszarpnięta z uchwytu zgrabiałych, rozedrganych palców, nie potrafił przegryźć wkurzonego: EJ! - jakby wyrwano mu rodzinną pamiątkę. Był zmęczony i zaspany - przecież pierwszej nocy prawie nie spał, wczytując się w notatki dawno pogrzebanej lokatorki tego domostwa, a potem nadmiar emocji wypełnił mu żyły adrenaliną, podniósł czujność i być może dzięki temu uchronił przed rychłym dołączeniem do okolicznych stokrotek, które oglądałby od ich mniej atrakcyjnej strony, ale koniec końców zastrzyk energii miał swoje wady. Był chwilowy i Shin zaczynał odczuwać spadek sił. Nie myślał już racjonalnie; nawet nie zamierzał zastanawiać się nad swoimi wyborami. Niósł go naprzód instynkt, a instynkt podpowiadał, że musi odciągnąć Yakushimaru od tej przeklętej chawiry. W połowie drogi zorientował się dopiero, że dudnienie w czaszce to nie tylko huk rozszalałej krwi, ale najwidoczniej próba dobicia się oczywistości do mózgu.
Seiya próbował wcielić ich plan w życie.
Jego plan, ściślej ujmując.
- Laury należą się mnie - zaznaczył z przekąsem, stojąc jak ostatni frajer pomiędzy akcją ratunkową a Yakushimaru. Nie polubili się i więcej niż pewne, że w normalnych okolicznościach wzięliby się za fraki, gdyby tylko natrafili na siebie w losowym klubie. W losowym klubie nie było jednak nienazwanych, paranormalnych zjawisk; nie było mokrych kroków zostawianych przez nieuchwytne wzrokiem stopy, ani tym bardziej nie było śmiertelnych wypadków, do których ktoś doprowadził żądzą mordu i bezsensownej nienawiści.
Dalej nie chciało mu się wierzyć we wszystko, co miało miejsce i już łatwiej przyjął fakt, że chociaż Seiya działał mu na nerwy, to teraz czekał na niego, przestępując z nogi na nogę, wytężając wzrok, będąc przy tym w gotowości na nadejście jakiejś rozemglonej sylwetki ducha, mogącej wypaść zza framugi po drzwiach i dopaść do czarnowłosego.
Naprawdę zamierzałby go bronić?
Może leżało to w jego geście - chciał się po ludzku odpłacić. Życie za życie. Yakushimaru nie zastanawiał się nad tym czy trzeba go łapać, gdy nagle upadł na podłogowe deski, więc on też, mimowolnie, nie zastanawiał się nad tym, czy wziąłby nogi za pas, bo stało się oczywiste, że nie. Na ogół nie miał w sobie krzty bohaterstwa, ale ten jeden raz zaciskał zęby, zwijał palce w pięści i chyba miał już zakodowane w umyśle, aby w razie czego rzucić się w stronę czarnowłosego.
Na szczęście nie było takiej konieczności i kiedy Seiya zawrócił, jeszcze pół sekundy przypatrywał się jego obracającej sylwetce. Sam postawił po tym kilka koślawych ruchów, parę kroków biegnąc tyłem, a potem puszczając się pędem do muru. Miał przejść przez niego pierwszy - rzekomo - ale wcześniej mignęła mu zapalczywość Iseia, więc po prostu pozwolił mu działać w kwestii pomocy Ejiri. Poza tym musiał przyznać, że lubił robić na złość tej wyszczekanej łajzie.
- ... nie zgłoszę się do żadnego programu.
Prychnął.
- Comedy Central będzie zawiedzione.
Ze wsparciem Shiby znalazł się na górze chwilę przed Seiyą. Obrócił się - pewnie jak wszyscy - w stronę domostwa. Żywił kretyńską nadzieję, że podpalony materiał zatli się wystarczająco i żarłocznie pochłonie cały budynek, równając go z glebą do gołych fundamentów. Podskórnie dobijało się do niego jednak okrutne przeświadczenie, że byłoby to zbyt proste.
Że mogą pokonać mury, ale nie uciekną z łapsk tej jednej spędzonej w rezydencji nocy, której efekty odczuwał coraz dobitniej. Bolały go mięśnie ud, bolały go ramiona, na których próbował utrzymać wagę ciała. Bolało go czoło z guzem wielkości pokaźnej śliwki i oczy, które miał zapiaszczone pod powiekami przez brak snu.
Bolała go też porażka; jakby tchórzył, zapominając o Momoce i Hasegawe. Nie mógł się do nich przywiązać w tak krótkim czasie, a mimo tego wspólny wróg ich zjednoczył.
Seiya próbował wcielić ich plan w życie.
Jego plan, ściślej ujmując.
- Laury należą się mnie - zaznaczył z przekąsem, stojąc jak ostatni frajer pomiędzy akcją ratunkową a Yakushimaru. Nie polubili się i więcej niż pewne, że w normalnych okolicznościach wzięliby się za fraki, gdyby tylko natrafili na siebie w losowym klubie. W losowym klubie nie było jednak nienazwanych, paranormalnych zjawisk; nie było mokrych kroków zostawianych przez nieuchwytne wzrokiem stopy, ani tym bardziej nie było śmiertelnych wypadków, do których ktoś doprowadził żądzą mordu i bezsensownej nienawiści.
Dalej nie chciało mu się wierzyć we wszystko, co miało miejsce i już łatwiej przyjął fakt, że chociaż Seiya działał mu na nerwy, to teraz czekał na niego, przestępując z nogi na nogę, wytężając wzrok, będąc przy tym w gotowości na nadejście jakiejś rozemglonej sylwetki ducha, mogącej wypaść zza framugi po drzwiach i dopaść do czarnowłosego.
Naprawdę zamierzałby go bronić?
Może leżało to w jego geście - chciał się po ludzku odpłacić. Życie za życie. Yakushimaru nie zastanawiał się nad tym czy trzeba go łapać, gdy nagle upadł na podłogowe deski, więc on też, mimowolnie, nie zastanawiał się nad tym, czy wziąłby nogi za pas, bo stało się oczywiste, że nie. Na ogół nie miał w sobie krzty bohaterstwa, ale ten jeden raz zaciskał zęby, zwijał palce w pięści i chyba miał już zakodowane w umyśle, aby w razie czego rzucić się w stronę czarnowłosego.
Na szczęście nie było takiej konieczności i kiedy Seiya zawrócił, jeszcze pół sekundy przypatrywał się jego obracającej sylwetce. Sam postawił po tym kilka koślawych ruchów, parę kroków biegnąc tyłem, a potem puszczając się pędem do muru. Miał przejść przez niego pierwszy - rzekomo - ale wcześniej mignęła mu zapalczywość Iseia, więc po prostu pozwolił mu działać w kwestii pomocy Ejiri. Poza tym musiał przyznać, że lubił robić na złość tej wyszczekanej łajzie.
- ... nie zgłoszę się do żadnego programu.
Prychnął.
- Comedy Central będzie zawiedzione.
Ze wsparciem Shiby znalazł się na górze chwilę przed Seiyą. Obrócił się - pewnie jak wszyscy - w stronę domostwa. Żywił kretyńską nadzieję, że podpalony materiał zatli się wystarczająco i żarłocznie pochłonie cały budynek, równając go z glebą do gołych fundamentów. Podskórnie dobijało się do niego jednak okrutne przeświadczenie, że byłoby to zbyt proste.
Że mogą pokonać mury, ale nie uciekną z łapsk tej jednej spędzonej w rezydencji nocy, której efekty odczuwał coraz dobitniej. Bolały go mięśnie ud, bolały go ramiona, na których próbował utrzymać wagę ciała. Bolało go czoło z guzem wielkości pokaźnej śliwki i oczy, które miał zapiaszczone pod powiekami przez brak snu.
Bolała go też porażka; jakby tchórzył, zapominając o Momoce i Hasegawe. Nie mógł się do nich przywiązać w tak krótkim czasie, a mimo tego wspólny wróg ich zjednoczył.
zręczność (26) - tylko kolejna porażka do kolekcji
Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Przeskoczenie na drugą stronę okazało się zaskakująco łatwe, chociaż cała czwórka, nie licząc Shiby, upadła boleśnie na twardą ziemię. Szczęście w nieszczęściu, nikt nic nie złamał, jednakże z pewnością obolałe ciało będzie dawało o sobie znać jeszcze przez jakiś czas.
Kiedy byliście na szczycie muru, każdy z was mógł dostrzec to, co znajdowało się po drugiej stronie. Długa, opuszczona ulica, przy której stało kilka domu, choć żaden z nich nie wydawał się być zamieszkały przez kogokolwiek. Zarośnięte i zaniedbane ogrody świadczyły o tym, że od dobrych kilku lat nikt tutaj nie zaglądał. Nie mieliście jednak czasu na rozmyślanie o tym, bo zza waszych pleców dobiegł dźwięk pękającego drewna. Płomienie ognia podłożone przez Yakushimaru wreszcie rozhuczały się na dobre, pożerając kolejne fragmenty przeklętego domu. Przez ulotną chwilę podziwialiście hipnotyzujący obraz zgliszczy i pożogi.
Musieliście jednak ruszyć dalej, wszakże nie wiedzieliście ile zajmie wam droga do najbliższego miasta czy nawet wioski. Gdzieś, gdzie znaleźlibyście innych ludzi i telefon, by zawiadomić policję. Jednakże kiedy tyko stopy ostatniego, żywego członka dotknęły ziemi, zdaliście sobie sprawę, że coś było nie tak. Gdy odwróciliście się, każdy z was poczuł jak zimny dreszcz przebiega wzdłuż waszego kręgosłupa, bowiem wciąż znajdowaliście się na podwórku rodziny Howens. Jakbyście nigdy nie przekroczyli muru, a złowrogi dom wciąż stał nietknięty z otwartymi drzwiami, zapraszając was do wiecznego tańca w niekończącym się koszmarze.
- - -
Młody mężczyzna ziewną szeroko, sięgając po poranną gazetę. Na pierwszej stronie widniał napis "Tajemnica domu Howens. Producenci popularnego programu wreszcie przemawiają!"
Przechylił głowę lekko w bok czując narastające zainteresowanie, wszakże słyszał o programie "Czternaście nawiedzonych nocy" i nie mógł się doczekać, aż wreszcie wypuszczą to w telewizji. Jakże wielkie było jego rozczarowanie, kiedy ogłoszono, że program jednak nie będzie leciał w telewizji.
'Minęły dwa miesiące od tajemniczego zaginięcia siedmiu uczestników programu 14 nawiedzonych nocy. Nikt nie ma pojęcia, co się stało.
- Po dwóch tygodniach przyjechaliśmy. Łańcuch na drzwiach był nienaruszony. Kiedy weszliśmy do środka, nikogo nie było! Ich rzeczy wciąż pozostały jednak na miejscu i wyglądało to tak, jakby dopiero co przyjechali - mówi Charlie Benett - Może przeskoczyli przez mur? Ale dlaczego? Przecież to nie ma sensu. Jedzenie pozostało nietknięte. Wszystko na swoim miejscu. A co najdziwniejsze, kamery niczego nie nagrały. Znaczy, nagrały, ale tylko pierwsze dwie godziny. Kręcili się po domu, a potem już ich nie było. Jakby gdzieś wleźli i tam zostali.
- A co z resztą materiału? Kamery działały przez dwa tygodnie? - pyta nasz redaktor
- Tak. Całe dwa tygodnie kamery działały i kręciły materiał. Przejrzeliśmy go całego. My, na zmianę, i policja, bo zabezpieczyła potem materiały, wiadomo. Ale filmy pokazały tylko wnętrze domu. Jakby po tych dwóch godzinach nikogo nie było w środku!
- Rzeczywiście, bardzo dziwne. Sądzi pan, że ma to coś wspólnego z plotkami? No wie pan, że dom rzekomo jest nawiedzony?
- A gdzie tam. Jak żyję, nigdy nie widziałem ducha. A pan? - zaśmiał się Charlie.
- Również. Doprawdy, dziwna sytuacja.
- Tak. Możliwe, że uczestnicy nie wytrzymali atmosfery i presji, i po prostu uciekli. Wstydząc się tego, schowali się gdzieś. Ale mogliby dać znać.
- A ich rodziny?
- Policja się kontaktowała, ale nam nie chcą nic mówić.
- Rozumiem. I co teraz?
- Jak to co? Za miesiąc ruszamy z kolejnym programem! Szczerze powiedziawszy po tej akcji z tamtą siódemką, ta cała mistyczna i tajemnicza otoczka tylko napędziła nas do działania. Nawet nie wie pan ilu mamy chętnych na spróbowanie swoich sił w następnej próbie!
- W takim razie mogę chyba powiedzieć za wszystkich, że nie możemy się doczekać emisji programu!
Mężczyzna zamknął gazetę i się uśmiechnął. Może jednak uda mu się obejrzeć wyczekiwany program?
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału! Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście <3 Każdy z was w nagrodę za udział w tym wątku otrzyma punkty PF. Pod uwagę brałam ilość napisanych postów (10 PF za każdy post), zaangażowanie oraz terminowość! JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!
@Warui Shin'ya 290+500=790 PF
@Ejiri Carei 280+500=780 PF
@Yakushimaru Seiya 270+500=770 PF
@Isei Yoshiro 260+500=760 PF
@Shiba Ookami 230+300=530 PF
Kiedy byliście na szczycie muru, każdy z was mógł dostrzec to, co znajdowało się po drugiej stronie. Długa, opuszczona ulica, przy której stało kilka domu, choć żaden z nich nie wydawał się być zamieszkały przez kogokolwiek. Zarośnięte i zaniedbane ogrody świadczyły o tym, że od dobrych kilku lat nikt tutaj nie zaglądał. Nie mieliście jednak czasu na rozmyślanie o tym, bo zza waszych pleców dobiegł dźwięk pękającego drewna. Płomienie ognia podłożone przez Yakushimaru wreszcie rozhuczały się na dobre, pożerając kolejne fragmenty przeklętego domu. Przez ulotną chwilę podziwialiście hipnotyzujący obraz zgliszczy i pożogi.
Musieliście jednak ruszyć dalej, wszakże nie wiedzieliście ile zajmie wam droga do najbliższego miasta czy nawet wioski. Gdzieś, gdzie znaleźlibyście innych ludzi i telefon, by zawiadomić policję. Jednakże kiedy tyko stopy ostatniego, żywego członka dotknęły ziemi, zdaliście sobie sprawę, że coś było nie tak. Gdy odwróciliście się, każdy z was poczuł jak zimny dreszcz przebiega wzdłuż waszego kręgosłupa, bowiem wciąż znajdowaliście się na podwórku rodziny Howens. Jakbyście nigdy nie przekroczyli muru, a złowrogi dom wciąż stał nietknięty z otwartymi drzwiami, zapraszając was do wiecznego tańca w niekończącym się koszmarze.
- - -
Młody mężczyzna ziewną szeroko, sięgając po poranną gazetę. Na pierwszej stronie widniał napis "Tajemnica domu Howens. Producenci popularnego programu wreszcie przemawiają!"
Przechylił głowę lekko w bok czując narastające zainteresowanie, wszakże słyszał o programie "Czternaście nawiedzonych nocy" i nie mógł się doczekać, aż wreszcie wypuszczą to w telewizji. Jakże wielkie było jego rozczarowanie, kiedy ogłoszono, że program jednak nie będzie leciał w telewizji.
'Minęły dwa miesiące od tajemniczego zaginięcia siedmiu uczestników programu 14 nawiedzonych nocy. Nikt nie ma pojęcia, co się stało.
- Po dwóch tygodniach przyjechaliśmy. Łańcuch na drzwiach był nienaruszony. Kiedy weszliśmy do środka, nikogo nie było! Ich rzeczy wciąż pozostały jednak na miejscu i wyglądało to tak, jakby dopiero co przyjechali - mówi Charlie Benett - Może przeskoczyli przez mur? Ale dlaczego? Przecież to nie ma sensu. Jedzenie pozostało nietknięte. Wszystko na swoim miejscu. A co najdziwniejsze, kamery niczego nie nagrały. Znaczy, nagrały, ale tylko pierwsze dwie godziny. Kręcili się po domu, a potem już ich nie było. Jakby gdzieś wleźli i tam zostali.
- A co z resztą materiału? Kamery działały przez dwa tygodnie? - pyta nasz redaktor
- Tak. Całe dwa tygodnie kamery działały i kręciły materiał. Przejrzeliśmy go całego. My, na zmianę, i policja, bo zabezpieczyła potem materiały, wiadomo. Ale filmy pokazały tylko wnętrze domu. Jakby po tych dwóch godzinach nikogo nie było w środku!
- Rzeczywiście, bardzo dziwne. Sądzi pan, że ma to coś wspólnego z plotkami? No wie pan, że dom rzekomo jest nawiedzony?
- A gdzie tam. Jak żyję, nigdy nie widziałem ducha. A pan? - zaśmiał się Charlie.
- Również. Doprawdy, dziwna sytuacja.
- Tak. Możliwe, że uczestnicy nie wytrzymali atmosfery i presji, i po prostu uciekli. Wstydząc się tego, schowali się gdzieś. Ale mogliby dać znać.
- A ich rodziny?
- Policja się kontaktowała, ale nam nie chcą nic mówić.
- Rozumiem. I co teraz?
- Jak to co? Za miesiąc ruszamy z kolejnym programem! Szczerze powiedziawszy po tej akcji z tamtą siódemką, ta cała mistyczna i tajemnicza otoczka tylko napędziła nas do działania. Nawet nie wie pan ilu mamy chętnych na spróbowanie swoich sił w następnej próbie!
- W takim razie mogę chyba powiedzieć za wszystkich, że nie możemy się doczekać emisji programu!
Mężczyzna zamknął gazetę i się uśmiechnął. Może jednak uda mu się obejrzeć wyczekiwany program?
Wydarzenie zakończone
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału! Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście <3 Każdy z was w nagrodę za udział w tym wątku otrzyma punkty PF. Pod uwagę brałam ilość napisanych postów (10 PF za każdy post), zaangażowanie oraz terminowość! JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!
@Warui Shin'ya 290+500=790 PF
@Ejiri Carei 280+500=780 PF
@Yakushimaru Seiya 270+500=770 PF
@Isei Yoshiro 260+500=760 PF
@Shiba Ookami 230+300=530 PF
Ejiri Carei, Shiba Ookami, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Seijun Nen szaleją za tym postem.
Strona 18 z 18 • 1 ... 10 ... 16, 17, 18
maj 2038 roku