14 Nawiedzonych Nocy - Page 10
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Czw 2 Maj - 0:27
First topic message reminder :

14 Nawiedzonych Nocy - Page 10 Conjuringhouse

Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.

-------

Mapy:
Spoiler:

- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.

Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.


@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.


Isei Yoshiro

Wto 9 Lip - 19:25
Zobaczył, jak Ejiri zrywa się z krzesła, by w chwilę potem dopaść do jego boku. Troska, jaką zdawało mu się dojrzeć w ciemnych ślepkach, poruszyła kolejne struny rozbawienia ze swojej pokracznej pozycji. Jak miał jednak odpowiedzieć na proste pytanie zadane przez dziewczynę, gdy wiedział, co poczuł na górze schodów, acz sam nie dawał temu wiary? Zdecydował nie mówić nic konkretnego, póki nie uda mu się dokładniej zbadać sprawy. Isei pokładał głęboką wiarę w swoje przekonania, niemniej nie mógłby oszukiwać się, gdyby doświadczył czegoś na własnej skórze.
Nic... Najwyraźniej  niezdara ze mnie. — Na ten moment istniało zbyt wiele innych możliwości, by mógł powiedzieć Ejiri, że ze schodów zrzucił go... duch?
To miłe, że się martwisz, ale nic mi nie jest. — Uśmiechnął się, by w chwilę potem próba zaparcia się stopą o schodek wywołała grymas na jego twarzy.
Albo jednak coś mi jest. — Parsknął krótkim, urwanym śmiechem.

Mogę nią ruszać, ale wtedy boli. — Skręcona kostka — według diagnozy Waruia, jak i odczuwanego przeszywającego bólu — nie była jeszcze końcem świata. 
Żyję, to nic takiego. — Odpowiedział Ookamiemu. Zapewne porządny zimny kompres położony jak najszybciej na opuchliznę, pomoże mu w niedługim czasie wrócić do jako takiej sprawności. Chwilowo jednak był uziemiony. Było to zdecydowanie większą karą, aniżeli sama bolesność puchnącej kostki. Yoshiro, złoty chłopak, a jednak żywe srebro, które wiecznie musiało być w ruchu, musiał właśnie usiąść na tyłku w jednym miejscu. Na ten moment jednak był zmuszony do zsunięcia się do końca ze schodów. Wprawdzie trzymanie nogi w górze było doskonałym zabiegiem pod skręconą kostkę, to wylegiwanie się na starych podłogowych deskach już niekoniecznie. Dodatkowo schodki wbijające się w zdartą na plecach skórę nie były najbardziej komfortową leżanką. Przez moment skrzywił się, jednak po chwili udało mu się usiąść na podłodze, zaraz próbując sięgnąć poręczy, by wstać na jedną nogę. 

Pomysłów na to, gdzie podział się niepozorny chłopak w okularach było wiele. Niemniej pewne było jedynie to, że zniknął zupełnie niezauważony. W powietrzu jednak wciąż wybrzmiewało pytanie długowłosej kobiety.
Sam już nie wiem. Może to bardzo dobre reality show, a o nas kiedyś nakręcą film, jak sami nabawiliśmy się tutaj traum — myśląc, że to wszystko prawda. A może jednak z tym domem jest coś naprawdę nie tak.

Czerwonowłosy poszedł wcześniejszym śladem Iseia na piętro, by w chwilę później zawołać Ookamiego. Yoshiro nic jednak w tym momencie nie mógł zrobić i jedynie przyglądał się temu, co miało za chwilę się zadziać.
Isei Yoshiro

Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Wto 9 Lip - 22:05
Od słów przeszedł w czyn, bo na słowach nigdy się nie kończyło. Nieważne, czy chodziło o spełnienie groźby przywalenia komuś w mordę, czy o znalezienie łopaty w zupełnie obcym miejscu. Może wypruwał sobie żyły na próżno, ale w jego głowie wciąż echem odbijało się: co, jeśli…? Co, jeśli jednak nikt nie przyjedzie? Co, jeśli faktycznie zaraz zacznie tam gnić? Nie chciał tracić kolejnych godzin, gdyby okazało się, że jego najgorsze przeczucia miały się sprawdzić. Niektórzy często trąbili o samospełniających się przepowiedniach – uważał to za pojebany trend. Nie wierzył w magię pozytywnego myślenia. Wierzył w magię realizmu – a realne fakty były takie, że na planie mieli prawdziwego trupa i program rozrywkowy nagle przestał mieć cokolwiek wspólnego z rozrywką.
  Więc kopał. Nie, żeby był z tego szczególnie zadowolony. Znalazł minimalnie przyjemniejsze miejsce w cieniu rzucanym przez dom i miał zamiar wyrobić się ze swoją pracą jeszcze przed dwunastą. Może to i lepiej, że miał czym zająć ręce. Wysiłek fizyczny po części wyładowywał całą jego frustrację, gdy podeszwą buta agresywnie wbijał szpadel w ziemię. Od czasu do czasu klął pod nosem na napotkany kamień. Nie miał czasu zastanawiać się nawet nad tym, z jakiej kurwa racji to jemu przypadło to zadanie. Miał jednak wrażenie, że w całym zbiorowisku był jedyną osobą, która uważała, że ten nieceremonialny pochówek był najlepszym, co mogli zrobić w tej sytuacji. Z wnętrza domu dobiegało słabe echo dźwięku zegara, ale czarnowłosy nie zwracał na niego uwagi – swój czas odmierzał głębokością i szerokością kopanego dołu. Co jakiś czas odchodził kawałek dalej, by na oko ocenić, czy martwa dziewczyna da radę się tam zmieścić. Nie przyjrzał jej się zbyt dokładnie, bo nie był to najmilszy widok, ale nie wyglądała na szczególnie wysoką.
  Gdy skończył, otarł wierzchem ręki sperlony na czole pot. Dopiero teraz, gdy zatrzymał się na chwilę i pochylony podparł się przedramieniem o łopatę, zdał sobie sprawę ze swojego lekko przyspieszonego oddechu i nieprzyjemnej suchości w ustach. Z lekko przymrużonymi oczami wpatrywał się w owoc swojej pracy. Nie było to nic, z czego byłby dumny.
  Nigdy nie aspirował na grabarza.
  Wbił szpadel w usypany obok dołu kopiec i wytarł ubrudzone ziemią ręce o własne spodnie. Ruszając w stronę domu, wygrzebywał ciemne drobinki zza swoich paznokci, kompletnie nieświadomy tego, że zdążył przegapić wiele atrakcji na rzecz wyznaczonego sobie bojowego zadania – marzył tylko o tym, żeby się napić. Ledwo uchylił drzwi i – KTO TAM JEST?! – ściągnął brwi.
  — No kurwa chyba twoja stara — wymruczał pod nosem, popychając skrzydło drzwiowe mocniej. Dopiero przekroczywszy próg, rozejrzał się uważniej po jadalni, kolejno przeskakując wzrokiem po osobach, które znajdowały się na parterze. Dwubarwne tęczówki Yakushimaru zdawały się niezmiennie płonąć gniewnym blaskiem, ale tym razem wyglądał też tak, jakby w milczeniu analizował całą sytuację, rozważając co się zmieniło. — A ten czego drze mordę? — spytał ni z tego, ni z owego, kierując twarz w stronę piętra. — Przysięgam, że jeśli znów coś się odjebało, to nie zamierzam już zapierdalać z łopatą.
  Nie był to komentarz z cyklu tych „na miejscu”, ale w całej tej ponurej szopce mimowolnie próbował zachować jakieś poczucie tego, że wcześniejsza sytuacja była jedynie czymś jednorazowym; zwykłym wypadkiem.
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Wto 9 Lip - 23:00
Nie miała pewności, co dokładnie chciała znaleźć w ramach odpowiedzi na swoje pytanie. W jednej chwili Isei z determinacją pokonywał schody w górę, niedługo potem spadał w dół, jak wypchnięta z balkonu kukiełka. Samo porównanie doprawiło serce o nieprzyjemny chłód. Jakby było w tym więcej prawdy, niż chciałaby wierzyć.
Nic... Najwyraźniej  niezdara ze mnie.
- To nie wyglądało na niezdarność - zmarszczyła brwi, obserwując zmieniającą się mimikę na twarzy chłopaka. Czy miała rację, nie miała pojęcia. Podążyła za dreszczem, który - chociaż pojawił się już na wejściu do budynku, dopiero teraz wydawał się ciążyć, bez lekceważącego westchnienia - Nie ruszaj się, zaczekaj... - zdążył zapleść pace na przedramieniu, ale czarnowłosy już zdążył się dźwignąć do góry. A właściwie, spróbował to zrobić, wracając do początkowej pozycji. Zachowanie tak bardzo podobne, do żywotności, jaką obdarzyła go w postrzeganiu. Obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem, ale nie odezwała się, dopóki Warui, nie zajął się oględzinami, podobnymi do tych, jakie przed chwilą sama  była poddana. Oprała się bokiem o ścianę, tylko obserwując działania, a gdy finalnie ich doktor (wciąż nie odpowiedział jej na pytanie) powędrował na górę, finalnie wołając też białowłosego, sama przykucnęła ponownie przy Yoshiro, pozwalając by na wpół rozpleciony warkocz, opadł na jedno ramię - Jeśli nie masz nic przeciw - zaczęła, przesuwając ledwie muśnięciem, przy kostce na nodze, jakby sprawdzając wypukłość - przyniosę ...coś zimniejszego - ...niż moje dłoni - zdawało się mówić przepraszające spojrzenie. Podniosła się wolno, mimowolnie podsuwając zraniona rękę do biodra, nie chcąc urazić. Wykorzystała materiał chusteczki, którą miała, ostrożnie namoczyła ją w wodzie i zwinęła nieco lodowych okruchów z lodówkowej zamrażarki.
- Zakładałam, że to my mamy być aktorami, ale... - urwała, klękając i w końcu siadając bliżej chłopaka, podsuwając prowizorycznie zrobiony, zimny okład - ale chyba zapomnieli dać nam scenariusz - chciała się uśmiechnąć, szczególnie, ze było coś w urywanym rozbawieniu chłopaka, co pociągało za sobą. Kusiło? Ale wystarczyło zerknąć w górę, idąc śladem echa słów Waruia, by cień osiadł na rzęsach, przykrywając mrugnięciem ich cel.
Drgnęła też, gdy drzwi uchyliły się, a do środka wszedł Yakushimaru. Niemożliwe, jak łatwo podejmował się tych najbardziej brudnych spraw i coś kazało jej uchwycić dwubarwne spojrzenie jakie im posłał - Zniknął... jeden z uczestników, ten w okularach - mimo wulgaryzacji, zdążyła w dziwaczny sposób zaakceptować sposób komunikacji chłopaka - Szukają go - nie podniosła się, wciąż tkwiąc na podłodze. Zresztą, bijący od niej chłód kontrastował narastającym wokół gorącem. Czułą się jak kot, który szukał sposobu na ochłodę. Nie przejmowała się już nawet tym, ze wciąż siedziała w krótkich spodenkach od piżamy i cienkiej koszulce.


14 Nawiedzonych Nocy - Page 10 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Sro 10 Lip - 11:50
-Kurwa, to gówno nawet działać nie powinno. Chujostwo z jarmarku. - Klął pod nosem oglądajac zegar za którego złamanego centa by nie zapłacił. Szturchał to, grzebał. Nawet przestawił wskazówki. Mała na 9, a długa na 6. Całkowite przeciwieństwo tego co było teraz. Tak, doskonale wiedział i spodziewał się tego że jeśli pójdzie, to jak wróci to nagle będzie tak jak było. Albo to miejsce, albo twórcy programu drą z nich łacha. Albo, hehe, obydwa. Wołanie Shina dosłyszał i piękne słowa jakie wypowiedział. Dla gliniarza to niemal jak walentynka. Pobiegł na górę - Ktoś życzył sobie żeby drzwiczki wypierdolić? - Spytał się już idąc pewnie w kierunku drzwi. Nie biegł, ale gdyby pierdolnął w kogoś z taką samą siłą jak te drzwi, to kości można by składać jak trójwymiarowe puzzle. Kopniak był pewny i solidny, a zaraz za nim poszła seria ciosów i szarpań. Gdyby został strażakiem zamiast gliniarzem, to używaliby Shiby zamiast siekiery. Drzwi rozjebał w piękny sposób.
Czuł że Waru wbiegnie niemal natychmiast jak drzwi pójdą w diabły, a Shiba był gotów żeby wejść zaraz za nim.

Rzut na siłę: 30 + 45 = SUKCES


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Nie 14 Lip - 1:56
Seiya, Isei i Ejiri

Seiya niewątpliwie uporał się bez większego problemu z wykopaniem dołu, jednakże ostro słońce, które zdążyło zawładnąć letnim niebem oraz uporczywie wysoka temperatura sprawiły, że tuż po przekroczeniu progu starego domu, mógł poczuć irytujące zawroty głowy. Przyspieszone bicie serca i pragnienie tylko potęgowały uczucie przytłoczenia ciężką pracą w tak tragicznych warunkach.
Ejiri, mimo że sama wymagała lekarskiej pomocy, wszakże Waru udał się na górę nim zdołał dokonać małej 'operacji', niemal wzorowo odegrała rolę pielęgniarki, zajmując się Isei'em, którego kostka przypominała teraz nabrzmiałą i dojrzałą śliwkę. Każda próba ruszenia kostką wywoływała w jego ciele rażący ból, który pulsował gorącem i rozpływał się wzdłuż nogi.
Byli zmuszeni czekać na wieści z góry, a dom, pomimo skąpania dziennym światłem, wydawał się duszny i opustoszały. Jednakże kiedy zdawało się, że chyba już nic ich nie zaskoczy, Ejiri jako pierwsza dostrzegła czarną, oleistą maź, która wydobywała się z dziury w ścianie nieopodal. Spływała powoli, jak żywica oblepiająca korę drzew.
Nie trzeba było długo czekać, żeby zarówno Seiya, jak i Isei rozpoznali 'znajomą dziurę'. To ta sama, w której poprzedniego dnia znaleźli ukrytą karteczkę.

Shiba, Izaya i Warui

Drzwi wydawały się dość solidne i zamknięte na klucz, ale stare drewno nie miało najmniejszych szans z monstrualną siłą Shiby. Wystarczyły dwa mocniejsze kopnięcia, aby wyrwać jej z framug, a drobne drzazgi i wióry zasypały fragment korytarza. Zamknięty do tej pory pokój okazał się dość przestronny i zdecydowanie należał do dziecka. Nikłe światło wpadało przez jedyne okno w pomieszczeniu, ale wystarczyło go na tyle, by bez problemu dostrzec całe wyposażenie znajdujące się w środku. Pożółkła tapeta w gospodarcze zwierzęta odpadała płatami, a w kącie pod sufitem czarna plama świadczyła o postępującym grzybie. Na brudnym i zakurzonym dywanie, który niegdyś z pewnością był miękki i koloru zielonego, walały się porzucone i poniszczone przez czas pluszaki oraz drewniane klocki. W kącie stała stara szafa z lustrem, przez którego taflę przechodziło głębokie pękniecie. Pod ścianą przy oknie stało jednoosobowe łóżko, a koc, który okrywał mebel był brudny i pełen kurzu. Jednakże to, co najbardziej przykuło uwagę to krzesło stojące na samym środku pokoju. A nad nim zwisający sznur z pętlą, zamocowany do starej, obskurnej lampy.
Oraz Izaya, który właśnie stał na krześle i zaciągał sznur na szyi. Jego wzrok był mętny, jakby wyobcowany i odległy.
A potem zrobił krok do przodu-

---------------


Seiya: Rzuć na wytrzymałość (jeżeli będzie pudło - będziesz odczuwał wszelkie skutki przegrzania i udaru)
Isei: Rzuć na wytrzymałość - od tego zależy na ile zaciśniesz zęby, by nie poddać się bólowi kostki

Termin: 15.07 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Hasegawa Izaya  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Shogo Tomomi, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Nie 14 Lip - 14:37
Ejiri nie dała się tak łatwo zwieść słowom o jego niezdarności. Sprytna...
Niemniej jego odpowiedź, przestała być ważna w poniesionym trudzie ruchu ku górze, a przynajmniej miał taką nadzieję. Szczególnie że nie wyszedł mu on najlepiej, bo i stuknąwszy przypadkiem skręconą kostką o stopień, szybko powrócił na podłogę. Jeżeli ktoś zaoferuje mu pomocą dłoń, to tym razem chętnie z niej skorzysta. Carei ponownie przykucnęła obok niego, przyglądając się kostce zmieniającej barwy na głębokie odcienie niebieskiego i fioletu. Moment gdy dotknęła chłodnymi dłońmi kostki, dla odmiany nie przyniósł kolejnej fali bólu, a odrobinę ulgi. Zimny okład był zdecydowanie tym, czego potrzebował, więc i kiwnął głową na zgodę. Wróciła z prowizorycznym kompresem nader prędko, przykładając przyjemny chłód do nogi.
Dzięki, jesteś aniołem.
I masz świętą rację, jakiś scenariusz byłby zbawienny. Gorzej, jeśli to improwizowany teatr, bo ze mnie jest dosyć fatalny aktor. — Wyszczerzył zęby w skropionym bólem uśmiechu. Spojrzał po nich obojgu, w piżamach, bladych, acz zgrzanych od unoszącego się w powietrzu coraz intensywniej gorąca. Ona ze spuchniętym palcem, on ze zwichniętą kostką. Piękna para. Uśmiechnął się przez moment do tej myśli, dodając po chwili poważniej w stronę Ejiri. — Ty też potrzebujesz pomocy z tym palcem. Warui miał rację, spuszczenie ropy powinno wystarczyć. Mam nadzieję, że zaraz wróci i dokończy to, co Ci obiecał. Ale w razie czego też powinienem sobie z tym poradzić. Mam odrobinę doświadczenia z pierwszej pomocy.

Do pokoju wkroczył Yakushimaru, którego przez chwilę z nimi nie było. Przez w sumie podejrzanie długą chwilę, wcześniej nie uprzedzając nikogo, dokąd idzie. Zauważył jednak spracowane i brudne od ziemi ręce mężczyzny. Najwyraźniej postanowił samodzielnie podjąć decyzję o... A to niby on, Yoshiro, nie potrafił przez chwilę usiedzieć w miejscu. Isei krótko westchnął, ale nie mógł powiedzieć, żeby specjalnie tego pomysłu nie popierał. Carei w punkt odpowiedziała Seyiowi, co się tutaj wydarzyło pod jego nieobecność. Więcej tłumaczeń zdawało się zbędne, szczególnie że Isei właśnie zaczynał zaciskać zęby z powodu promieniującego bólu.
Jak Ci... poszło? Nie musiałeś tego robić sam, wystarczyło dać mi znać.

Z góry rozległy się hałasy jakby łamania drewna. Nie słyszał jednak krzyków Waruia, więc to raczej nie on był łamany przez Ookamiego, a jakiś solidny przedmiot. Drzwi? Nie wszystkie dźwięki były jasne z tego miejsca. Miał tylko nadzieję, że dobrze im idzie, aczkolwiek zaniepokoił się, że znowu coś się tutaj dzieje. Zaprawdę niezwykłe było to miejsce.

Ból w kostce stawał się nie do zniesienia. W pierwszej chwili po eleganckim przeturlaniu się przez schody, nakręcony wciąż adrenaliną, nie czuł zbyt wiele. Ot lekkie wykręcenie stopy, nic więcej. Teraz jednak, gdy emocje zaczęły opadać, odczuwał narastające pulsowanie. Okład sporządzony przez Ejiri przyniósł z początku sporo ulgi i z pewnością pozytywnie przyczynił się do zmniejszenia obrzęku. Dzięki temu, jeśli okład będzie kontynuowany, powinien szybciej wrócić do jako takiej sprawności. Niestety w pokoju było oszałamiająco wręcz gorąco, a lód szybko zamieniał się w narastającą kałużę. Siedząc wciąż na drewnianych dechach, cieszył się że wcześniej tu trochę posprzątał. Teraz przynajmniej nie leżał na dywanie z kurzu, acz ten może by sprawił, że podłoga zdawałaby się mniej twarda. Stara, znana prawda miała rację — jak se pościelisz, tak się wyśpisz. Choć w tym wypadku trzeba było podmienić ścielenie na sprzątanie, a wyspanie się na spadanie ze schodów. Fair enough.

Lekki pot zrosił czoło Yoshiro. Dokładnie siedem błyszczących kropli wystąpiło na skórę, co mogłoby oznaczać, że właśnie z bólu wylewał z siebie siódme poty. Nie był pewien, czy zaraz nie straci przytomności, co wydawało mu się nader żałosne. Sam nie do końca wiedział, dlaczego ból był tak dojmujący. Przecież nie złamał kończyny. Kątem oka dostrzegł niewyraźną biel tlącą się na schodach. Zerknął w tamtą stronę zamglonym spojrzeniem, orientując się ze zdziwieniem, że... był to kolor włosów należących do chłopaka o beznamiętnym, jednak skierowanym w jego stronę spojrzeniu. Gdy jednak chciał mu się dokładniej przyjrzeć, zjawa rozmyła się w powietrzu, a jego własny film zaczął się rwać. Chociaż niewątpliwie poczynania ich wszystkich wciąż były nagrywane przez czujne oczy kamer.

Rzut na wytrzymałość: porażka

@Ejiri Carei  @Yakushimaru Seiya
Isei Yoshiro

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Chishiya Yue, Yakushimaru Seiya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Pon 15 Lip - 21:30
Czarnowłosy przyłożył wierzch ręki do swojego czoła. Czuł wilgoć perlącego się potu, który jednak nie zdołał schłodzić jego skóry. Jego usta wykrzywiły się w niezadowoleniu, ale z początku nie było wiadomo, czy bardziej dobiła go wieść, że kogoś nie dopilnowali, czy może to, że coraz bardziej docierało do niego, jak chujowo się czuje. Może jedno i drugie – na dzisiaj już i tak miał po uszy złych wiadomości.
  — Zajebiście — podsumował, zamaszystym ruchem ręki ocierając swoją twarz, co pozostawiło na niej niezbyt wyraźną, ciemną smugę ziemistego brudu. — Żeby jeszcze kurwa dorosłych trzeba było pilnować — sarknął. Wcale mu się to nie podobało – to przeklęte uczucie, że coś było nie tak. I to, że nie potrafił przekonać nawet samego siebie, że jakiś debil może nie zapodział się w domu z własnej woli. Jednocześnie nie rozumiał, jakimi prawami rządziło się to miejsce, ale na pierwszy rzut oka ciężko było się tu zapodziać. Poruszanie się po budynku nie przechodziło bez echa – zawsze coś skrzypiało, trzaskało i chociaż prowadzone rozmowy nie zawsze były na tyle głośne, by wychwycić konkretne słowa, ich słaby szmer też docierał do uszu pozostałych domowników.
  Yakushimaru sceptycznym spojrzeniem obarczył Iseia. Wręcz sugestywnie zwrócił uwagę na to, że czarnowłosy widocznie kiepsko radził sobie z ustaniem na własnych nogach. Seiya jednak wcale nie był lepszy, gdy jego ramię zderzyło się z framugą drzwi, w których wciąż stał. Gdyby nie to, w jak gwałtowny sposób przechyliła się jego sylwetka, można byłoby pomyśleć, że zamierzał przybrać bardziej arogancką pozycję, ale w gruncie rzeczy rozgrzany do czerwoności – czego tym razem paląca wściekłość nie była przyczyną – poczuł nagłe zawroty głowy. Rzecz jasna, nie zamierzał się do tego przyznawać, jakby męskie ego nakazywało wyprzeć mu fakt tego, że zmachał się kopaniem jakiegoś jebanego dołka.
  — Ta? Żebyś rozjebał sobie drugą nogę? — uwieńczył retoryczne pytanie prychnięciem. Miał na uwadze to, że zarówno Isei, jak i Shiba byli za tym, by jeszcze przez jakiś czas przetrzymać zwłoki. Nic dziwnego, że Yakushimaru zwyczajnie nie miał ochoty się o nic prosić. — Jak to jak mi poszło? Jak stąd wyjdziemy, zakłady pogrzebowe będą się o mnie zabijać — dodał kwaśno. Mimowolnie zaczerpnął głębszego oddechu, gdy przed jego oczami zatańczyły mroczki. Nawet jego spojrzenie na moment stało się mętne, a chwilowe drganie tęczówek, które skakały wzrokiem po twarzy drugiego chłopaka, świadczyło o tym, że nie potrafił podchwycić ostrości widzenia.
  Nie mówiąc nic więcej, odbił się gwałtownie od framugi i ciężkimi krokami ruszył w stronę zlewu. Po drodze zaszurał o podłogę krzesłem, o które musiał się oprzeć, zanim dotarł do blatu kuchennego. Nie zainteresował się niepokojącymi trzaskami na górze, bo ich intensywność malała w zestawieniu z szumem w uszach. Nie fatygował się, by sięgnąć po szklankę. Odkręciwszy kran, pochylił się nad nim, ręką zagarniając zimną wodę z płynącego z niego strumienia. Pił łapczywie, choć przez moment nie był pewien, czy bardziej chciało mu się pić czy jednak rzygać (na szczęście nie miał czym – od rana praktycznie nic nie zjadł). Korciło go, żeby wejść pod zimny prysznic, ale od łazienki dzielił go spory kawałek, więc na razie obmył twarz, wklepując wodę w policzki, później zmoczył też szyję i kark, nie przejmując się wodą wsiąkającą w materiał podkoszulka. Wziąwszy kolejny łyk, namoczył jeszcze włosy, które zaczesał do tyłu, gdy wyprostował się, oddychając ciężko, jakby zmęczył go nawet sam akt nawadniania.
  Przesadził – to pewne.
  Czy zamierzał otwarcie to przyznawać? Nigdy w życiu.
  Ociekając wodą, ciężko było trzymać fason, ale Seiya wreszcie odwrócił się przodem do pozostałych, choć wciąż asekuracyjnie wspierał się dłońmi o blat za plecami. Ale to nie Isei i nie Ejiri przyciągnęli jego wzrok. Zmrużywszy powieki, skupił się na odsłoniętej wczoraj dziurze w ścianie. Był przekonany, że kiedy wkładał tam rękę była płytka i sucha, a teraz…
  — Ja jebię. Teraz jeszcze mam zwidy czy ta jebana ściana naprawdę przecieka?

Jakże zaskakujący rzut na wytrzymałość: -18 – porażka.


@Ejiri Carei  @Isei Yoshiro
Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Pon 15 Lip - 22:12
Potrzebował raptem sekundy, aby wszystkie zblokowane szokiem trybiki znów zaczęły działać. Gdzieś na końcu języka dalej wyczuwał rozbawione: "to nie było potrzebne", które chciał powiedzieć Ookamiemu. Pokaz jego siły był imponujący; nie spodziewał się natomiast, że wyrwie całe drzwi z zawiasów, któreś z desek roztrzaskując na drzazgi i to wszystko w sposób, który sugerował, że nie było to żadną przeszkodą do pokonania. Wydawało się to niemal komediowe. Chwilowa wesołość minęła jednak natychmiast, gdy tylko spojrzenie Shina pomknęło ku wnętrzu. Nawet się nie zastanawiał, popchnięty brutalnie rękoma instynktu.

- Hase! - Własny ton wypełnił dziecięcy pokój; reprymenda mieszała się z czymś innym. Może z dozą nierozumienia, bo niby jakim cudem chłopak miał się tutaj znaleźć? Pomieszczenie było zamknięte na trzy spusty od samego początku ich udziału i potrzebowali zbitych mięśni Shiby, aby wreszcie dostać się do środka, a jednak jakimś cudem Izaya się tu znalazł. Serio to jego kroki były słyszane? (To NIEMOŻLIWE, przypomniał sobie, przecież siedzieli wtedy wszyscy razem przy stole na parterze). W głowie zalęgła się niewygodna myśl czy warto w ogóle podjąć się próby ocalenia, bo może właśnie na to zasługiwał, ale w przeciwnym razie nie poznają żadnych odpowiedzi. Jak chociażby na pytanie czy Hasegawa miał klucze od samego początku?

Czy chciał się powiesić z poczucia winy po Momoce?

Shin dopadł go, z zamiarem zatrzymania przed wykonaniem ostatecznego kroku; był świadom, że może nie zdążyć nawet pomimo niewielkiego dystansu, więc w umyśle przeskakiwał już w kolejnych punktach przygotowywanego naprędce planu. Jeżeli zabraknie czasu, miał zamiar od razu chwycić chłopaka w pasie, byle podtrzymać go na odpowiedniej wysokości. Był taki kościsty... Od pierwszego dnia w nawiedzonym domu zwrócił na to uwagę. Okularnik nie mógł przecież ważyć więcej niż był w stanie unieść, sądząc po drobnej sylwetce i chuderlawych kończynach, ale nawet jeżeli, to nie mógł go też asekurować w nieskończoność.

- Shiba, lina! - komenda padła oschle, ale założył, że towarzysz ustosunkuje się do niej bez problemu. Nie było tutaj czasu na prośby albo nadmierne słówka. Ważne było, aby albo sam Izaya, albo ktoś postronny, pozbył się liny zadzierzgniętej na gardle nim będzie za późno.



従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Wto 16 Lip - 15:14
- Pomogę, jeśli chcesz się podnieść, ale... siedząc na podłodze, jest odrobinę chłodniej - zmęczenie nakładało się na ton i głośność. Wydawało się, że mówiła ciszej, niż powinna. Spoglądała zresztą w dół na własne, przytknięte do ziemi, bose stopy. Czuła się trochę jak kot szukający chłodu. Tego fizycznego i tego, dającego oddech od ciężaru zbiegających się cieniem myśli. I tylko obecność poszkodowanego wyrwała ją do teraźniejszości, zmuszając umysł do przeskoczenia na mniej obleczony mrokiem tor. Chciałaby umieć się zaśmiać z sytuacji, zagrać idealnie scenkę oderwania od problemu. Ale kolejne wydarzenia nie dawały szansy na odwrót. Zbieg okoliczności mogłaby uznać, raz, dwa razy, ale jednocześnie działo się tyle, że mdłości same podchodziły do gardła.
...jesteś aniołem.
Uniosła wzrok z zaskoczeniem, wytrącona z chmurnej refleksji, lekko zawstydzona nawet, jakby ktoś przypomniał jej o własnym istnieniu - Czasem mi się zdarza - blady uśmiech zakołysał się, gdy skrzyżowała spojrzenie z tym dużo jaśniejszym, mieniącym się migotliwie nieokreśloną seria barw, należącym do Iseia - czasem nie trzeba odgrywać, gdy wczujesz się w coś co jest ci znajome - podążyła lżej prowadzonym tokiem, ale czuła się nieswojo w zastałych okolicznościach. Jakby kłamała.
- Zaczekamy - odpowiedziała tylko poważniej, starając się nie zaglądać ponownie w górę, akurat, gdy rozległy się trzaski - ale dziękuję. Też zajmujesz się... medycyną? - westchnęła spoglądając na opuchliznę nogi - jeśli podpowiesz, co można oprócz okładu zrobić... usztywnić? To może spróbuje poszukać czegoś... - urwała, gdy do pomieszczenia wszedł ich model - wszystko w  porządku? - obróciła się do Seiya, mimowolnie lustrując buzujące na obliczu zmęczenie i gorąc wstępującego szkarłatu, a potem smugę rozmazanego brudu. Drgnęła, bo jakoś mimowolnie chciała wstać i spróbować zetrzeć powstały, ziemisty ślad. Zupełnie, jakby zamroczony malarz użył do tego pędzla.
- Mam wrażenie, że ktoś tutaj gra z nami w jakąś pokrętną grę - skontrowała komentarz, znowu omijając wulgaryzm. Prześledziła też pokonaną drogę chłopaka do zlewu, spłoszona umykając wzrokiem dopiero, gdy zwilgotniałe wodą oblicze odwróciło się w ich stronę. Patrzyła za długo. I było to nie na miejscu. Prawdopodobnie.
- Zakładam, że nie mamy nic przeciwbólowego... - zwróciła się do Iseia, pamiętając, że do niego należała apteczka. Patrząc na zmęczony profil chłopaka i perlący się po skroni pot, potrafiła sobie wyobrazić ból, jaki przezywał. Wystarczająco, że sama wciąż czuła rozchodzące się pulsowanie w zranionym palcu. Urwała jednak wyrazy, kierując uwagę tam, gdzie wskazał Seiya - Co... to jest? - przez twarz przemknął cień obrzydzenia, ale nie poruszyła się z miejsca, które zajmowała przy chłopaku. Ostatnim razem, gdy podążyła za ciekawością odkrycia tajemnicy, skończyła z ukąszeniem. Im dłużej tu byli - a ledwie drugi dzień się zaczynał - tym bardziej nie chciała tu być.
- Coraz więcej powodów, żeby zrezygnować - wydusiła, jak zahipnotyzowana, wciąż ze wzrokiem utkwionym w płynącej na czarno mazi, przypominającej zgniłą krew? - jeśli to efekty specjalne...  ten dom zaczyna wyglądać jakby żył - w przeciwieństwie do nich, jakby wyżerał z nich żywotność -  I bardzo, bardzo chorował - przymknęła powieki, ale ciemność wcale nie dawała ukojenia.

@Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro


14 Nawiedzonych Nocy - Page 10 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Czw 18 Lip - 3:34
Rozjebanie drzwi mając siłę i łapę ogra raczej nie należało do wyzwań. W końcu jego rozmiar nie był tylko na pokaz. Chociaż do tego też był wykorzystywany. Do pokoju wpadł zaraz za rudzielcem, tylko po to żeby ujrzeć mało przyjemny obraz nastolatka chcącego się powiesić. A przynajmniej na takiego Hasegawa wyglądał. Nawet jeśli był trochę starszy, to Shiba alkoholu by mu nie sprzedał.
Jak na rozkaz Shiba rzucił się na linę i zależnie od tego co było prostsze, albo ją zdjął z szyi dzieciaka... Albo zerwał to na czym była zawieszona. Bardziej oczywiście skłaniał się ku pierwszej opcji, ponieważ nie chciał jeszcze bardziej demolować tego domostwa. Chociaż, może było to właśnie rozwiązanie? Niczym krwiożerczy potwór, wendigo, czy inny wilkołak popkultury roznieść dom w drzazgi i resztę czasu spędzić obozując przed bramą z tego co zostanie. Jakiś szałas mogli zrobić, a wspólne spanie zabezpieczyć przed nocnymi wypadkami. Wzrok chłopaka jednak był dziwny. Jak na haju. - Ocucę go. - Rzekł, kiedy uporał się z liną i wyprowadził Hasegawie "delikatnego" liścia w twarz. I tak wyszło mocno, ale najwyżej na tyle żeby mu zaczerwieniło paszczę. Z doświadczenia jednak wiedział że miało to bardzo rozbudzające działanie.


#a2006d
Shiba Ookami

Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku