14 Nawiedzonych Nocy - Page 12
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Czw 2 Maj - 0:27
First topic message reminder :

14 Nawiedzonych Nocy - Page 12 Conjuringhouse

Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.

-------

Mapy:
Spoiler:

- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.

Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.


@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.


Warui Shin'ya

Nie 28 Lip - 11:03
Usłyszał jeszcze za sobą "Znalazłeś coś?" Shiby, ale w miarę biegu oddaliło się, zagłuszane uderzeniami podeszew o stare deski. Zdawał się zbyt skupiony na pościgu, nawet jeżeli wydawało się to dość irracjonalne w swojej intensywności. Nawet jeżeli ktoś się tutaj przemieszczał, a budynek był spory, to jak wielka szansa musiała istnieć, że nie dorwaliby go w stanie najwyższej gotowości?

- Czekaj! - warknął, zatrzymując się gwałtownie po środku holu, jak szarpnięty za cugle ogier. Z płytkim oddechem rozejrzał się dookoła, ostatecznie wbijając wzrok w mokre plamy bosych stóp. - Kurwa. - Dotknął mokrej skóry nad górną wargą grzbietem dłoni; i wtedy zorientował się, że wciąż trzyma nożyczki, które pochwycił jeszcze na dole.

Przez głowę przemknęła oczywista obawa, czy z Ejiri wszystko w porządku. Stan jej ręki nie zagrażał ani życiu, ani nawet zdrowiu - wymagał wprawdzie interwencji, ale krótki zabieg powinien sobie z tym poradzić. Tymczasem jak ostatni frajer wybiegł, goniąc kogoś po piętrze...

Odetchnął, zadzierając brodę, wprost na zamkniętą klapę. To było tak cholernie dziwne; tak nieprawdopodobne, że mięśnie mimowolnie napinały się, gotowe do przyjęcia ataku, który formalnie nawet nie nadchodził. Co tu, u diabła, było? Nie człowiek. Ta myśl odbijała się od wnętrza czaszki jak ciśnięty kauczuk.

- Ktoś jest na strychu, sprawdzę to! Zajmij się Izayą! - krzyknął dopiero do Shiby, jednocześnie, wolną ręką, sięgając do klapy; tym razem uważając, by nie wywalić sobie stopni na twarz i nie dokonać słusznej poprawy na czole.

Zamarł jednak w połowie szarpnięcia, kiedy usłyszał głośny łomot z dołu.

Obrócił lekko głowę, w kierunku drzwi:

- W PORZĄDKU?

Jak miałoby być, gdy w pokoju niedaleko gniło i twardniało ciało Momoki, Hasegawa był nieprzytomny, o krok od śmierci, z parteru dochodziły dziwne dźwięki, a jemu przyszło w udziale...?

Przeklął, ciągnąc za uchwyt klapy. Musiał dowiedzieć się, co tu jest grane.

Czy nie tak jednak ginęli wszyscy najgłupsi bohaterowie horrorów?


従順な
Warui Shin'ya

Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Sro 31 Lip - 2:01
Warui

Schody zsunęły się z głośnym hukiem, ale na całe szczęście mężczyzna tym razem zdecydowanie był przygotowany na to i obyło się bez niepotrzebnego, kolejnego uszczerbku na zdrowiu. Wraz z pokonywaniem kolejnych stopni prowadzących ku górze, w jego nozdrza uderzał coraz mocniej ostry, duszący odór. Z racji jego doświadczenia, już po krótkiej chwili zorientował się, czym był specyficzny "zapach". Smród rozkładającego się mięsa.
Kiedy dotarł na samą górę, jego oczom ukazał się widok przerażający, bowiem na samym środku, na krześle, siedziała Momoka, ubrana w suknię ślubną, którą widzieli wczorajszego dnia. Jej szczątki były na dość wysokim poziomie rozkładu, a przecież umarła zaledwie kilka godzin temu. Jej puste oczy pozbawione życia wpatrywała się prosto w Warui, jakby w niemym osądzie, że nie zdołał jej uratować. Jej usta były rozchylone, a broszka, której dziewczyna wczorajszego wieczoru tak namiętnie się przypatrywała, była wepchnięta pomiędzy suche wargi. Po bladej skórze pełzało kilka czerwi, a ciemne włosy pozbawione blasku zsuwały się po bieli starej sukni przypominając smołę rozlaną na śniegu.

Isei, Ejiri i Seiya


Z otworu w ścianie uderzał przyjemny chłód, który koił skórę skąpaną w wysokiej, lipcowej temperaturze. Seiya, który znajdował się najbliżej nowego zjawiska, wsunął dłoń do środka, ale jego palce napotkały jedynie twardej i lepkiej od dziwnej mazi ściany. Żadnego przełącznika. Żadnej wajchy. Nic. Ponadto znajdując się w połowie w środku, miał nieodparte wrażenie, że ktoś go obserwuje. Ktoś, kto stoi kilka stopni niżej, ale nieprzenikniona ciemność nie pozwalała na dostrzeżenie nawet jakiegokolwiek zarysu ewentualnej sylwetki.
Samopoczucie Ejiri stawało się coraz gorsze i jeszcze bardziej mogło ją przytłaczać, sprawiając, że strach paraliżował każdy nerw, a dziwne uczucie nacisku na skórę oraz łaskotania całego przedramienia wydawało się o wiele bardziej intensywne, niż przedtem. Być może był to objaw i konsekwencja stresu i nerwów, którym nieustannie była poddawana. Jednakże sporej wielkości białe bąble pulsowały i paliły, uzmysławiając dziewczynę, że palec to jej najmniejsze zmartwienie.
Stan kostki Isei'a zdawał się pogarszać z każdą upływającą sekundą. Ból nie ustawał, a i jego ciało jak na złość nie chciało do niego przywyknąć. Pozostawała nadzieja w bandażu i jednoczesnym usztywnieniu rannej nogi. Nagle pomysł Ejiri nie wydawał się tak bardzo głupi. Tak samo jak możliwość przedyskutowania dalszego planu. Ciężko jednak było zrobić cokolwiek, skoro pozostawała trójka wciąż nie zjawiła się na dole.

---------------


Seiya: Konsekwencje udaru zaczynają maleć - znikną za 2 posty.
Isei: Rzuć na wytrzymałość - od teraz co kolejkę rzucasz na wytrzymałość do momentu, aż wypadnie ci sukces.

Termin: 02:08 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Hasegawa Izaya  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Czw 1 Sie - 0:46
Tym razem był już przygotowany; uważał na mechanizm i podparł spód dłonią, amortyzując gwałtowny ześlizg stopni po szynach. Ścierpł mu kark; dziwne uczucie jak na kogoś, kto nie wierzył w żadne bajki, duchy i straszydła. Atmosfera domu była jednak wystarczająca, by nadszarpnąć nawet tak głęboko zakorzenione przekonanie, że nie było się czego obawiać. Serio odczuwał lęk? Wmawiał sobie, że lepiej to nazwać stosownym "niepokojem", ale literki tego wyrazu z każdym pokonanym schodkiem zostawały przydeptane podeszwą buta.

Na rzecz faktu, że był spięty, jakby naprawdę szykował się na walkę.

Miał zresztą powód, bo jeszcze nim znalazł źródło, skrzywił się mimo noszonej maseczki. Nie tamowała przepływu powietrza tak dobrze jak teraz by chciał. Dotknął opuszkami materiału, ale smród rozkładu zdawał się wżerać we włókna i pozostawać tam na amen.

Widok Momoki w tym stanie zadziałał zresztą jak policzek. Zatrzymał go na pół sekundy, z ręką przy twarzy, ze zmarszczonymi w niedowierzaniu brwiami. Oczywiście, reakcja Ejiri była dostatecznie wymowna, a poza tym śmierć uczestniczki potwierdził jeszcze Isei... ale widzieć to na własne oczy to zupełnie coś innego.

A przecież to nie pierwszy trup, z którym miał styczność.

Skrzypienie desek podłogowych niemal rozkrajało mu uszy, gdy zdecydował się zbliżyć. Oceniał przede wszystkim to, w jak zaawansowanym stadium znajdowało się ciało. Może to nie ona, a ktoś bardzo do niej podobny? Nawet przy tej nieznośnej, letniej temperaturze, nie byłaby w stanie nabawić się takich ubytków.

Kto zresztą ją przebrał w tę cholerną suknię?

Kto ją tu przyniósł?

Izaya?

Odepchnął od siebie ten pomysł, ale natrętna wizja powracała jak mucha. Zbyt wiele na niego wskazywało, gdyby brać pod uwagę najrozsądniejsze argumenty.

Pytanie tylko czy logika miała prawo grać tu pierwsze skrzypce?

Rozejrzał się ostrożnie, bo przecież gdzieś tutaj powinna być ta niska (dziecięca?) postać, skoro jeszcze raptem kilkadziesiąt sekund temu słyszał jej tupot. Ścieśnił chwyt na nożyczkach.

Jeżeli nikogo tutaj nie znajdzie, miał zamiar wrócić do reszty. Zaraz po tym, jak zarekwiruje broszkę i dokładnie obejrzy Momokę.


従順な
Warui Shin'ya

Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Raikatsuji Yuzuha, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Czw 1 Sie - 21:03
Tch — syknął pod nosem, cofając dłoń w momencie, w którym poczuł nieprzyjemne uczucie pod opuszkami palców. Wycofał dłoń, by przyjrzeć się mazi, która oblepiała jego palce – chyba dokładnie tej samej, którą wcześniej mieli okazję zobaczyć, gdy sączyła się z dziury w ścianie. Roztarł w palcach niezidentyfikowaną substancję tylko po to, by zaraz z obrzydzeniem wytrzeć ją o własne spodnie. Nie wycofał się jednak do tyłu, by odsunąć się od utorowanego przejścia, mimo niepokojącego uczucia, że niżej coś było. Jasne, że było. To kurestwo prawie pomachało nam przed nosem – sarknął do samego siebie w myślach, przywierając ramieniem do ściany. Nie ruszył się z miejsca, pomimo błagań Ejiri, jakby nadal miał zamiar udać się na dół, choć w praktyce chłód bijący od odnalezionego przejścia w dół był dla niego na tyle kojący, że zaczynał stopniowo czuć się lepiej. Mokry podkoszulek i włosy, które lepiły mu się do skroni i czoła przyjemnie ziębiły rozgrzane ciało – wydawało się nawet, że zaczerwieniona z wysiłku skóra zaczynała odzyskiwać bardziej naturalny kolor, choć może to też były tylko zwidy.
  Jak wszystko inne w tym domu.
  Odrywając mętny wzrok od ciemności, obejrzał się na dwójkę towarzyszy. To, co mówili niby miało sens, ale z drugiej strony spędził dobrą godzinę na zewnątrz i jego jedynym wrogiem okazało się wiszące wysoko na niebie słońce. Za sprawą jakiejś pokrętnej logiki doszedł do wniosku, że to wnętrze domu miało w sobie coś szkodliwego. Nadal uważał to za absurd, bo oprócz grupy, która zgłosiła się do programu, nie powinno być tu nikogo innego.
  — Nie — zaoponował na słowa Carei. Niejasne było to, z czym się nie zgadzał, ale zacięte spojrzenie ciemnych oczu, w których połyskiwały nietypowe plamki błękitu, sprawiało, że nie wyglądał na kogoś, z kim wypadało polemizować. — To nic osobistego, ale nie mam czasu myśleć o tym, żeby pozbyć się tego skurwiela i jeszcze pilnować tego, żeby nic ci się kurwa nie stało — doprecyzował, będąc całkowicie pewnym, że nie mógłby od tak olać faktu, że czarnowłosa zdecydowała się pójść razem z nim.
  Wciągając kolejny haust powietrza przez zęby, rozmasował pokryte tatuażami przedramię. Gdy jego ciało stopniowo się rozluźniało, zaczynał odczuwać efekty wcześniejszego napięcia. Starał się podejść do tego racjonalnie, gdy i Isei, i dziewczyna robili wszystko, by zachęcić go do czekania. Ale nie lubił czekać, zwłaszcza że – tu zerknął w stronę schodów na górę – nic nie wskazywało na to, że pozostała dwójka zamierzała się tutaj zjawić.
  — Gdyby to był jebany halucynogen, jak wyjaśnisz to, że widzieliśmy to samo? Zahipnotyzowali nas, gdy spaliśmy? — parsknął sucho. Był zniecierpliwiony i zły; zdezorientowany i zdenerwowany jednocześnie. Zacisnął i rozprostował palce jednej ręki, zdradzając to, że mimo kiepskiego samopoczucia cały czas był gotów do zerwania się ze smyczy i działania. Sztucznie zarzucone na niego więzy wprawiały go w niewygodę. — Podsadzę cię — rzucił niespodziewanie po chwili zastanowienia, wbijając wzrok w mur za oknem. — Rozmawialiście o przejściu na drugą stronę. Możemy też związać kilka prześcieradeł, żebyś nie wyjebała się schodząc na drugą stronę — kontynuował, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Palcem wskazującym zastukał bezgłośnie o własne ramię, przygryzając od wewnątrz policzek w zamyśleniu. — Przyniosę je i ty się tym zajmiesz, bo nie będziesz tu kurwa siedział, skoro mamy się nie rozdzielać — polecił Yoshiro i odbił się od ściany. Przy pierwszym kroku naprzód, zatoczył się lekko, nadal zmagając się z kiepskim samopoczuciem.
  — Przytrzymasz drzwi, zanim jakiś niewidzialny kutas uzna, że je zatrzaśnie — mruknął i machnął ręką na Ejiri. Brzmiało to, jak żart, ale zaczynało się dziać tyle dziwnych rzeczy, że chyba każdy z nich zaczynał wierzyć, że to możliwe. Odczekał chwilę aż dziewczyna podeszła z nim do drzwi jednego z pokoi, zanim wsunął się do środka, by ściągnąć pierwsze nakrycie z pryczy.

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Pią 2 Sie - 23:34
Okazało się że niewyspanie nie pozwoliło mu ot tak biec z Izią przywiązanym do krzesła zupełnie jak z pluszowym zwierzaczkiem. Chcąc czy nie musiał go odstawić pod ścianę i spróbować zająć się nim najlepiej jak tylko potrafił. Przykucnął więc przy nim i spróbował ocenić czy to coś więcej niż utrata przytomności związana z podduszeniem. Jego stan kiedy wchodzili był nienaturalny. Zupełnie jakby wziął jakieś tajemnicze proszki, które namąciły mu w głowie. Po prawdzie w końcu ekipa programu nie sprawdzała, kto co wziął ze sobą. Izaya mógł równie dobrze wziąć ze sobą narkotyki, chociaż na ćpuna nie wyglądał. - Jasnę, spróbuję! - Odkrzyknął do rudego który ruszył za duchem. Miał nadzieję że nie nękał ich duch wyglądający jak dziecko. O dziwo te były z jakiegoś powodu najbardziej przerażąjące. Nie żeby bał się duchów.
Sprawdził też czy nie związał go zbyt mocno i na wszelki wypadek poluzował delikatnie więzy, by nie uciskały jego klatki piersiowej. Następnie złapał go i zaczął targać w kierunku łazienki. Jeśli tam dotarł, to spróbował chlusnąć mu wodą po paszczy. Nawet na pijaków czasem działa. Oby na niego też. Rudy chyba znał się na medycynie sądząc po tym jak opatrywał Ejiji. Może on ogarnie co doskwiera Hasegawie? Bo Shib ewidentnie nie wiedział.


Rzut na medycynę: Fail


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Nie 4 Sie - 20:40
W zasadzie to nie wiem, co wy widzieliście. Bo ja teraz nie widziałem niczego. Jednak widziałem wcześniej na schodach... chłopaka o białych włosach. A Ty? — Odparł do Seiya trochę zdziwiony, to zakłopotany wyznaniem tego, że widział coś, czego prawdopodobnie oni nie widzieli. Tymczasem Yakushimaru i Ejiri zdawali się zauważyć coś — kogoś?  — koło dziury w ścianie, gdy on nie dostrzegł niczego ponad wylewającą się ciecz.

To dobry pomysł, ogarnijmy te prześcieradła. — Odezwał się ponownie do Seiya. Carei na razie milczała, więc nie miał pewności, co sądzi o jego pomyśle przejścia przez ogrodzenie. Natomiast to, że w razie czego i tak powinni opracować drogę ucieczki z tego miejsca, zdawało się po prostu rozsądne — niezależnie od tego, czy dziewczyna skorzysta z niego w tym momencie, czy może później z pozostałymi uczestnikami. A może nikt z tego rozwiązania nie skorzysta? Mimo wszystko obecność w tym domu coraz bardziej zdawała się niebezpieczna i bardzo, ale to bardzo niepokojąca. Tak szczerze, to nagroda za ten program powinna być znacznie wyższa. Przy tej kasie, jaką dawali teraz, raczej nikomu nie będzie aż tak zależało na zostaniu tutaj z trupem uczestniczki pogrzebanym w ogródku. Pomysł Yakushimaru miał wiele sensu. Nie wystarczy na mur wejść, jeszcze trzeba będzie w miarę bezpiecznie zejść na dół po drugiej stronie. Najbardziej jednak Iseia cieszyło to, że Seiya chwilowo zawiesił pomysł schodzenia samotnie w dół odsłoniętej piwnicy lub czymkolwiek było pomieszczenie za rozbitą ścianą. Zdecydowanie lepiej będzie się nie rozdzielać. Na szczęście pokoje na parterze znajdowały się naprzeciwko jadalni i tuż obok siebie — no już bez jaj, że nawet z jakimiś widmami dookoła mieliby nie ogarnąć ściągnięcia z łóżek kilku prześcieradeł.

Isei odłożył owiniętą bandażem stopę na podłogę, ale póki co wciąż niemiłosiernie bolała, a jego umysł nie mógł przyzwyczaić się do bólu, od razu wysyłając naglący rozkaz podniesienia nogi ku górze. Najwyraźniej na ten moment nie może się nawet na niej podpierać. Rozejrzał się po jadalni, a jego wzrok padł na miotłę. Miotłę z którą już wcześniej się zaprzyjaźnił robiąc tutaj porządki. Opierając się rękoma o stół i blaty, skacząc na jednej nodze, dopadł do miotły. Odwrócił ją do góry nogami, aby sztywny chrust umieścić pod pachą, tym samy robiąc z niej prowizoryczną kulę. Oparł się kilka razy na drewnianym drążku, który spokojnie wytrzymywał jego ciężar. Teraz mógł poruszać się szybciej i nie wadzić reszcie ekipy. Wracając w kierunku Ejiri i Seiya, którzy zaczęli iść w stronę pokoi, zatrzymał się na chwilę przy rozwalonej ścianie. Nawet jeśli został pozbawiony jednego ze swoich atutów — sprawności fizycznej — to wciąż mógł się opierać na innych. Na przykład tym, którym zajmował się zawodowo. Historia, umiejętność łączenia informacji i wyciągania wniosków było tym, na czym znał się doskonale. Gdyby mógł znaleźć jakieś dokumenty, fotografie, listy... z pewnością mógłby coś z nich wyczytać. Może nawet wyjaśnić kim były zjawy, w które chyba powoli zaczynał wierzyć, i czego mogły od nich chcieć. Sam nie czuł się wcale tak bardzo zagrożony pobytem tutaj, a swoją szklankę chciał widzieć do połowy pełną. Wszak Iseiowi nie przydarzyło się wciąż nic wielkiego. Tak, na górze schodów został odepchnięty, jednak bardziej postrzegał to jako ostrzeżenie. Wrócił myślą do tego, o czym wcześniej powiedziała Ejiri — ten dom wydawał się cierpieć i być bardzo chorym, jakkolwiek by to nie brzmiało. Gdyby tylko ten dom pozwolił sobie pomóc i wskazał jakąś podpowiedź... Zajrzał więc do dziury w ścianie i zobaczył klepkę innego koloru, jakby schowek. Dotknął go i przycisnął. Jeśli miał rację, to wyjął stamtąd bardzo starą, pożółkłą teczkę zawiązywaną na sznurek. Może się jednak pomylił i klepka nie ruszyła się ani o jotę pozostawiając go z niczym. Niezależnie od sytuacji, potem zwrócił się do Carei i Yakushimaru, aby pomóc im w ogarnianiu prześcieradeł.

Rzut na wytrzymałość: porażka, bo co innego 14 Nawiedzonych Nocy - Page 12 3988973330

@Yakushimaru Seiya  @Ejiri Carei
Isei Yoshiro

Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Wto 6 Sie - 23:06
Shiba

Wszelkie próby ocucenia Izayi spełzały na niczym. Bez znaczenia co robił, ciemnowłosy wciąż pozostawał pogrążony w głębokim śnie. Sprawa wydawała się zaskakująca, i wręcz nieprawdziwa, bo przecież po takim czasie Izaya powinien wykazywać jakiekolwiek oznaki życia. Ostatnią deską ratunku zdawała się łazienka i zimna woda skryta w kranach. Jednakże tuż po przekroczeniu progu pomieszczenia, za plecami Shiby rozbrzmiały głośne kroki, jakby ktoś biegł. W jego stronę. Nim jednak zdołał się odwrócić i jakkolwiek zareagować, mężczyzna poczuł przeszywający ból z tyłu głowy.
A potem zapadła ciemność.

Seiya, Isei, Ejiri

Maź była lepka i ciemna, jakby ktoś zabarwił zepsuty kisiel wymieszany z klejem. Niestety, wytarcie dłoni o ubranie nie pomogło, a ciecz najwyraźniej nie chciała łatwo zejść z dłoni Seiyi, póki co barwiąc sobą jego jasną skórę. Była zimna w dotyku i wywoływała nieprzyjemne mrowienie na palcach.
Pomysł udania się w głąb domu musiał poczekać, gdy padła propozycja pościągania prześcieradeł i poszewek z łóżek. Przynajmniej ta czynność wydawała się na tyle bezpieczna, że nadzieja na brak kolejnych niespodzianek w postaci wypadków była obiecująca. Kiedy Seiya zajął się zbieraniem potrzebnych rzeczy, Isei z zaciekawieniem zajrzał do dziury, ale nie napotkał tam nic więcej, jak tajemniczej mazi. Mazi, która teraz zabarwiła swym odcieniem również i jego dłoń, pozostawiając po sobie nieprzyjemne, mrowiące uczucie na opuszkach. Chłopak postanowił, mimo potęgującego bólu w kostce, udać się do pozostałej trójki, aby im pomóc, lecz w tym momencie do waszych uszu dobiegł głośny huk zakończony plaśnięciem.
Z góry, po schodach, spadło ciało Izayi, które upadło bezwiednie u ich podnóża. Jego ręce oraz nogi były ułożone w nienaturalnej pozycji sugerując o licznych wykręceniach i złamaniach. Kark był wykręcony o sto osiemdziesiąt stopni, tak samo jak Momoki, jednakże w tym wypadku to, co rzucało się najbardziej w oczy to dwa, czarne oczodoły pozbawione oczu. Dwie, puste dziury, z których sączyła się gęsta krew spoglądały na was jakby w niezadowoleniu, pretensji i osądzie.



Warui


Można by rzec, że na strychu po niskiej postaci nie było ani śladu, aczkolwiek byłoby to błędne założenie, gdyż na brudnych od kurzu deskach podłogi, Warui dostrzegł kilka mokrych śladów. Jednakże nie prowadziły one w żadne, konkretne miejsce. Były chaotyczne, pojawiały się w jednym miejscu i znikały w drugim. Niestety, na próżno było szukać ich właściciela, bo gołym okiem mężczyzna nie mógł go dostrzec. Dlatego też nim postanowił zejść na dół, skupił swoją uwagę na martwej dziewczynie w sukni ślubnej, oraz broszce umieszczonej w jej ustach. Bez cienia obrzydzenia wyciągnął dłoń i sięgnął po mały przedmiot, który zaskakująco łatwo osiadł w jego dłoni. Był chłodny i dość ciężki, ale przy bliższym przyjrzeniu się nie wyglądał jakoś specjalnie.
Wszystko zmieniło się niemal w sekundzie, kiedy rudowłosy zorientował się, że na strychu robi się coraz bardziej gorąco. Gdy uniósł spojrzenie znad przedmiotu dostrzegł, że ciało Momoki zaczęły pochłaniać języki ognia, łapczywie zajmując coraz to więcej materiału białej sukienki. Swąd spalonego ciała drażnił zmysł węchu, a dym drapał w oczy. Minęła kolejna sekunda, gdy rudowłosy zdał sobie sprawę, że płomienie w tanecznym ruchu otoczyły go i teraz spora część strychu płonęła, tym samym odcinając mu jedyną drogę ucieczki.


---------------


Seiya: Konsekwencje udaru zaczynają maleć - znikną za 1 post.
Isei: Rzuć na wytrzymałość - od teraz co kolejkę rzucasz na wytrzymałość do momentu, aż wypadnie ci sukces.
Warui: Rzuć ponownie na siłę woli.

Termin: 08.08 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Sro 7 Sie - 8:42
Za chuja nie wiem, o kim mówisz — odpowiedział na pytanie Iseia bez większego namysłu. Zerknął jednak ku schodom, by upewnić się, że jego wersja wydarzeń była stuprocentowo pewna. To i tak nie dawało mu żadnej gwarancji, biorąc pod uwagę, że zjawy już pewnie dawno tam nie było. — Coś było za ścianą — dodał po chwili, kierując wzrok na przejście w drzwiach. Pocierał przy tym palcami o podkoszulek, gdy mrowienie w nich nie ustawało. Maź, której dotknął, nie była na tyle zimna, by wgryzać mu się w skórę jak lodowe igiełki. — Ktoś wystawił rękę przez tą jebaną dziurę, więc zakładam, że pojeb nadal tam siedzi. Sprawdzę to jak już kurwa przetransportujemy ją za ogrodzenie — mówiąc to, na oślep kiwnął głową ku Ejiri. Kontrolnie obejrzał swoją dłoń, by sprawdzić, czy poza powierzchownym uczuciem nic więcej się z nią nie działo.
  Tak czy inaczej nie zamierzał rezygnować z planu, którym się z nimi podzielił.
  — Dobra, ruszaj się młoda — ponaglił, gdy wynosił pierwsze prześcieradło. Uformował je w niedbałą kulę i od razu rzucił w stronę Yoshiro. Biały materiał jak duch przeleciał przez kawałek pokoju, a Yakushimaru nie mógł być nawet pewien, czy brunet je złapie – w końcu nie uprzedził go, by je przechwycił. Testował jego refleks.
  Był już w kolejnym pokoju i zrywał z materaca kolejne prześcieradło, gdy z jadalni dobiegł głośny huk. Zmarszczył brwi, nawijając materiał na swoje przedramię i od razu opuścił pomieszczenie, stawiając ciężkie kroki. Poruszałby się żwawiej, gdyby nie to, że wciąż starał się uważać, by nie zakręciło mu się w głowie.
  — Co jest? Wyjebałeś si- — uciął, zatrzymując się gwałtownie. Nieruchome, ale wciąż gniewne spojrzenie spoczęło na tym, co spadło z piętra wyżej. Znów w pierwszym odruchu starał się myśleć o tym, jak o przedmiocie, ale z każdą sekundą – cholera, nawet milisekundą – dopatrywał się coraz więcej znajomych cech. Nie zamienił z chłopakiem ani jednego słowa, ale domyślał się, że to jego szukali tam na górze.
  I znaleźli.
  I kurwa znaleźli.
  Seiya zacisnął zęby, a mięśnie jego twarzy wyraźnie naprężyły się. Tłumił i gniew, i narastające nudności (może wywołane przegrzaniem, może widokiem wydłubanych oczu). Postawił krok w bok, chyba instynktownie zastawiając widok Ejiri. Prześcieradło, które wcześniej zwinął w rozpadający się kłębek, nagle rozłożyło się jak żagiel, gdy czarnowłosy szarpnął nim gwałtownie. Już nieszczególnie zależało mu na tym, by dokładnie przyglądać się ciału. Wiedział, że było prawdziwe, jeszcze zanim ukrył je pod prześcieradłem, na którym wkrótce miały wykwitnąć drobne plamki krwi w miejscach, w których to zetknęło się ze świeżymi ranami.
  — Zabierz ją kurwa na zewnątrz. Doniosę resztę za chwilę — mimowolnie warknął, jakby próbował mówić i zgrzytać zębami jednocześnie. Cholera wie, co właśnie chodziło mu po głowie, ale lśniące niezdrowo spojrzenie uniesione ku górze świadczyło o tym, że chyba zamierzał udać się właśnie tam. — Widzę, że zajebiście się bawicie — wymamrotał pod nosem, ale zamiast ku schodom, najpierw skierował się w miejsce, w którym wcześniej odłożył miotłę. Oderwał trzonek od pozostałej części, ważąc go w ręce. Przeważnie nie potrzebował broni, ale tym razem uznał ją za formę dosadnego komunikatu „podejdź, to ci przypierdolę” – a na to Yakushimaru był gotów zawsze.
  Wspierając się wolną ręką o ścianę, ruszył po schodach na górę, mając zamiar znaleźć rudowłosego i nienaturalnie przerośniętego kolesia. W końcu to oni jeszcze jakiś czas temu trzaskali się na górze – musieli mieć z tym coś wspólnego.
  — I co kurwa, jeden trup to wam za mało? — rzucił głośniej, pozwalając na to, by jego głos poniósł się górnym korytarzu. Zatrzymał się kawałek dalej od schodów i rozejrzał, starając się zlokalizować pozostałą dwójkę.

Yakushimaru Seiya

Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Sro 7 Sie - 20:59
Miała nieodparte wrażenie, coraz mocniej napierające na umysł, że wszystko co się działo wokół - rozmazywało się. To, co początkowo miało być czystą okazją, rozrywką i szansą - zlepiało się w gęsta masę tłoczących się emocji. Ciężko przychodziło jej odsunąć jej potok, który zalewał ją, by chwilę potem zostawić ją pustą, zdezorientowaną, trącaną niewidoczną siłą, jak w groteskowej zabawie. Czułą się jak wrzucona na scenę pacynka, której siłą ktoś doczepił nitki, ciągnąc boleśnie raz za razem. To, co robiła, czego rozpaczliwie próbowała się trzymać, szukając jasności zrozumienia - rozsypywało się z kolejną tragedią. Nie czuła się nawet odrobinę sobą. Filuterna osobowość kruszała pod naporem własnego, zdradliwego strachu. To, że opierała się teraz niemal całkowicie na obecności pozostałych uczestników, wtrącało jakąś bezdenną bezsilność. A mimo to, ulegała coraz mocniej, polegając na tym, co jeszcze jej zostało.
Poruszenie ciało, wyrwanie się z kłującego ciało bezruchu, połączyła z działaniem. Pomysł, upleciony z zastraszonej myśli o ucieczce, zakotwiczył się w myśli i niemal zawył alarmem. Naprawdę chciała się stąd wydostać i żadna nagroda nie była już warta pozostawania dłużej. Ale wciąż - nie chciała być sama. Czy tu w nawiedzonym domie, czy poza jego murem. Z naznaczonym troską spojrzeniem witała decyzję Iseia, gdy mimo malującego się na twarzy bólu, podążył z nimi, by zgarnąć pozostawione w pokojach prześcieradła. Krótko, zbiegła ich spojrzenia ze sobą, posyłając coś na kształt zmęczonego, albo smutnego uśmiechu. Coś przecież musiało im w tym pomóc. Cokolwiek. I czuła się - przyznawała z zawinionym wstydem - jednocześnie i rozpaczliwie wdzięczna Yakushimaru, że chciał jej - im pomóc. To, co na początku pociągnęło jej uwagę toczoną, słowną agresywnością, była aktualnie dziwnym pocieszeniem. Siłą, na której próbowała się jeszcze zaprzeć, nawet jeśli chłopak sam był osłabiony.
Zgodnie z obietnicą, przytrzymywała drzwi, chcąc mieć w zasięgu wzroku - jednocześnie obu mężczyzn. Zapierała się barkiem o wcale nie chłodną przestrzeń wejścia, by przesuwać się odpowiednio do kolejnych.
Nie odzywała się w większości, śledząc tylko poruszenia - niemal z każdej strony, jakby ciało wezbrało się jastrzębią czujnością. To sprawiło, że dosłownie podskoczyła, gdy odezwał się huk... czegoś upadającego. Znowu - ze schodów. Serce wywróciło się niemal z galopada uderzeń, gdy sztywno ruszyła za czarnowłosym, niemal jak cień, nie chcąc pozostać samą z tyłu. Ledwie kątem oka dostrzegła co właściwie znalazło się tym razem u podnóża wejścia na górę. Żołądek wierzgnął bólem. Zapomniała o własnym bólu, o dziwnym ciążeniu w przedramieniu. Obie ręce zaparła na plecach Seiya. Place zwinęły się w gwałtownym spazmie.
- Nie.Nie.Nie.Nie...Nie znowu - wyrazy skleiły się w niemal jedno, gdy i głowę na krótko przytknęła do ciała chłopaka przed nią, nie chcąc zobaczyć w całej okazałości, tego - co stało się z Izayą. Głosy zniekształciły się, gdy palce straciły oparcie, a Yakushiamru ruszył na górę. Chwiejnie, nieco nieprzytomnie obejrzała się za Iseiem. Nie zdawała sobie sprawy, ze łzy, które naprawdę próbowała trzymać na uwięzi, teraz puściły się strugą przez policzki. Nie łkała, bo gardło miała ściśnięte. W załzawionym wzroku, mieniło się jednak bezdenne błaganie, by naprawdę - wyszli na zewnątrz.
Albo - poszli też na górę. Co działo się z pozostałymi?
Byle nie zostawać na dole.
Tuż przy kolejnym ciele.


14 Nawiedzonych Nocy - Page 12 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Yakushimaru Seiya and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Czw 8 Sie - 19:14
Nie widziałem niczego za ścianą... ale jeśli dobrze rozumiem, to wy nie widzieliście zjawy na schodach. To dalej nie wyklucza halucynogenów, jednak  teraz to i tak nie ma specjalnego znaczenia. Chyba nikt z nas nie pisał się na takie atrakcje w tym programie. — Odparł do Seiya, niemniej nie mieli czasu na dalsze dyskusje, trzeba było zająć się realizacją planu B, a więc ucieczki z tego przeklętego miejsca. 
Nic nie dały dalsze rozmyślania i poszukiwania Yoshiro. Klapka okazała się niczym więcej jak klapką i nie było za nią żadnego schowka. Jedyne co udało mu się znaleźć, to paskudną maź, która w tym momencie oblepiała końce jego palców. Doznanie było na tyle nieprzyjemne, że musiał szybko obetrzeć je o materiał spodenek, pozostawiając jednak czarne, wciąż delikatnie lepkie smugi na opuszkach. Nie zamierzał jednak poświęcić temu specjalnie więcej czasu i poszedł pomagać przy prześcieradłach. Złapanie pierwszego z nich nie należało do najłatwiejszych ze względu na podpieranie się na miotle, jednak udało mu się je chwycić wolną ręką. Odwzajemnił też blady uśmiech Ejiri, starając się dodać jej trochę otuchy. Dużo już dzisiaj przeżyła i widok nawet delikatnie wygiętych ku górze warg dawał mu nadzieję na to, że ich położenie nie jest aż tak złe. Zaczął rwać materiał tego i kolejnych prześcieradeł na pasy tak, aby jednocześnie były wystarczająco grube, ale też zapewniły odpowiednią długość, by móc po nich zejść z muru. Następnie związywał je w ciasne supły, tworząc tym samym pokaźnej długości pościelową linę. 
Rozległ się dźwięk, który rozniósł się echem niedawnych wydarzeń po skórze Iseia — spadanie ze schodów. Siłą rzeczy znajdował się najbliżej i ponownie dzisiejszego dnia zobaczył trupa. Widok Izayi leżącego pod schodami przywołał lodowaty dreszcz, a zaraz po nim uderzenie gorąca, wyrzut kortyzolu, który zagłuszył jakikolwiek ból w kostce. Czas było stąd uciekać i to szybko. Dom najwyraźniej nie chciał pomocy, a chciał ich stąd tylko wyrzucić na zbity pysk. Było jedynie kwestią czasu, gdy każdemu z nich przydarzy się „nieszczęśliwy wypadek". Istniała szansa, że to Warui z Ookamim załatwili tak Izayę, jednak wydawało się to zbyt podejrzane i nielogiczne, a z pewnością Isei nie miał zamiaru tego sprawdzać. Miał w swoim życiu ludzi, których kochał i nie widziało mu się umierać w ramach durnej przygody. Jednocześnie Seiya zostawił mu pod opieką Ejiri, którą również chciał zabrać z tego przeklętego miejsca. 
Zabiorę ją. Nie daj się zabić. — Rzucił szybko do czarnowłosego licząc na to, że to nie jest ostatni moment, gdy jeszcze widzi towarzysza żywego. Odwrócił się i zabrał ze sobą już przygotowaną linę.
 Carei, weź jeszcze tamte pościele. — Wskazał ręką na porzuconą przez Yakushimaru stertę materiału. Ogarną dokończenie liny bez niego, aby była gotowa, gdy tylko do nich wróci. Na szczęście aktualna długość byłaby już wystarczająca, mimo tego Isei wolał mieć jej zapas. Wciąż podpierał się na miotle, ale szedł już praktycznie normalnie zawdzięczając to adrenalinie, chęci uratowania dziewczyny i pragnieniu wydostania się z tego piekła. Miał gorącą nadzieję, że to wszystko reżyserka, z której wyleczy się prochami i terapią, a nie prawda, która pozostawi na nim rysę do końca życia lub i nawet go tego życia pozbawi już teraz. Razem z Ejiri wyszli na zewnątrz, gdzie panował gorąc, jednak panował spokój. Nic z zewnątrz nie wskazywało na tragedie rozgrywające się wewnątrz domu. Zawiewał delikatny, ciepły wiatr, a w trawie brzęczały owady. Doszli do muru, gdzie Isei chwycił czystą dłonią rękę roztrzęsionej kobiety i spojrzał jej intensywnie w oczy.
Wyciągnę Cię stąd. Wydostaniemy się, obiecuję. — Musieli zrobić już tylko kilka rzeczy, a droga ucieczki stanie przed nimi otworem.
Porwij jeszcze ten materiał, ja w tym czasie przytargam to. — Wskazał ręką na żeliwny stelaż stojący nieopodal muru. Stary, ale wyglądający całkiem solidnie, a przede wszystkim pozwalając im wspiąć się metr, a może nawet półtora metra wzwyż.

Rzut na wytrzymałość: SUKCES!!!

@Ejiri Carei  @Yakushimaru Seiya
Isei Yoshiro

Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku