Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Spoiler:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Ciało Izayi zawisło bezwiednie, a sznur napiął się boleśnie na jego szyi wżynając się w skórę, odcinając dopływ powietrza. Jednakże błyskawiczna reakcja rudowłosego sprawiła, że dosłownie sekundę później ciemnowłosy miał na powrót dostęp do powietrza, co z pewnością uratowało mu życie. Shiba nie czekając na ponowne zaproszenie doskoczył do dwójki znajdującej się na środku pokoju i chwyciwszy za sznur, który oplatał czerwoną szyję szczupłego chłopaka, delikatnie przerzucił ją przez jego głowę, co w efekcie oswobodziło niedoszłego samobójcę. Delikatnie ułożyli nieprzytomnego Izayę na ziemi i choć Shiba sprezentował mu sporego liścia na ocucenie, ten zdawał się być pogrążony w głębokim śnie.
Ale żył. Jego klatka piersiowa unosiła się w spokojnym oddechu, a oczy pozostawały teraz zamknięte. Wyglądał na spokojnego, chociaż czerwony ślad na szyi przypominał o sytuacji sprzed kilku chwil.
Nie wyglądało też na to, aby Izaya nosił na sobie jakieś konkretne uszkodzenia ciała, a przynajmniej tak prezentował się z wierzchu. Zagadką pozostawało to, że wciąż się nie budził. Jednak nim Warui mógł coś zrobić bądź powiedzieć, poczuł na sobie uporczywe spojrzenie. Kątem oka dostrzegł w wejściu niską, wręcz małą sylwetkę przypominającą dziecko, ale gdy uniósł wzrok w tamtą stronę, nieznajoma osoba odwróciła się i uciekła, zostawiając za sobą odgłos głośnego biegania.
Ból w kostce stawał się coraz bardziej uporczywy i odbierał zdrowe myśli. Panujący dookoła upał tylko pogarszał sytuację. Nie minęło kilka minut, a cała koszulka Isei'a była mokra i lepiła się do jego ciała. Zimny prysznic wydawał się niezwykle kuszący. Albo pokój z klimatyzacją. A najlepiej i jedno, i drugie. I przede wszystkim szpital.
Seiya również nie wydawał się być w najlepszej kondycji, choć zdecydowanie lepszej od drugiego mężczyzny. To, czego na pewno potrzebował w tym momencie, to odpoczynku i do tego w zaciemnionym, chłodnym miejscu. Zimna woda przyniosła nieco ulgi, ale nawet on wiedział, że to nie było rozwiązaniem na jego aktualny stan.
Ciemna maź gęsto wypływała z dziury, tworząc coraz większą plamę na podłodze. Ciężko było ocenić czym była, ale na pewno niczym przyjemnym, o czym świadczył lekki zapach zgniłej ziemi, który zaczął wypełniać sobą pomieszczenie. Być może rury poszły. A być może źródło było inne, bardziej nietypowe. Koniec końców nikt z zebranych nie zamierzał zbliżyć się do tajemniczej cieczy, i każdy w milczeniu oczekiwał na dwójkę, która udała się ku górze.
Umęczone oczy Seiyi, które utkwione były w dziurze, dostrzegły ruch. Wpierw wydawał się znikomy, jakby ledwo zauważalny, niemal nieobecny, ale nim dłużej się przyglądał, tym coraz bardziej wyraźniej widział smoliste palce wynurzające się z otchłani. Leniwie, niemal z ociąganiem, formując się w ludzką dłoń. Rozcapierzone palce barwą przypominały odnóża pająka, powiększały się, nabierały kształtu, wydrapywały sobie drogę na wolność.
A potem jego uwagę skradło nagłe zamieszanie z boku, gdy Ejiri poczuła ciepły oddech na swoim karku, a następnie mocne szarpnięcie za warkocz przez nieznaną siłę. Gdy jednak dziewczyna odwróciła głowę, by spojrzeć na agresora, nikogo tam nie było. Tak samo, jak Seiya powrócił spojrzeniem w stronę dziury, ale dłoni już nie było.
Być może była to jedynie halucynacja wywołana ostrym słońcem.
Ale skoro tak, to skąd na brudnej tapecie odciśnięty, czarny ślad dłoni?
---------------
Seiya: Rzuć na wytrzymałość (jeżeli będzie pudło - będziesz dalej odczuwał wszelkie skutki przegrzania i udaru)
Isei: Rzuć na wytrzymałość - od teraz co kolejkę rzucasz na wytrzymałość do momentu, aż wypadnie ci sukces. Wtedy żaden ból kostki nie będzie ci straszny!
Termin: 21.07 23:59
@Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Isei Yoshiro @Shiba Ookami @Hasegawa Izaya @Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
— Nie, nie jestem medykiem. Jednak jako pedagog regularnie powtarzam kursy z pierwszej pomocy, a też kilka lat temu próbowałem dostać się do straży pożarnej. Nie udało mi się ze względu na... kontuzję. — Głos mu się zachybotał i spojrzał na swoją kostkę. Poczuł się tak, jakby los właśnie z niego zadrwił. Przyszedł do programu, aby coś przeżyć, czegoś dokonać, a właśnie siedział zupełnie bezużyteczny.
— Najlepiej będzie po prostu owinąć nogę mocno bandażem. To wystarczy, jednak tym mogę spokojnie zająć się sam. Jestem już dużym chłopcem. — Powiedział i puścił długowłosej oczko.
— Czemu nie, zawsze to noga rozwalona w słusznym celu. — Wyszczerzył z kolei zęby w kierunku Seyia, czując jednak przy tym, jak bardzo zaschnięte ma kąciki ust. Pod naporem gwałtownego uśmiechu gotowe były wręcz popękać, więc i wygięcie warg nie zagościło długo na jego twarzy. Było tak irracjonalnie gorąco... Kilka kropel, które wcześniej pojawiło się na czole Iseia, zamieniło się w strużki powolnie płynące po skroniach, obcierane raz po raz wierzchem dłoni. Niewiele to jednak pomagało, bo niedługo później również cienki t-shirt nasiąkł wilgocią, przyklejając się do skóry. Sam już nie wiedział, czy to otoczenie było tak nagrzane, czy to może on był tak gorący. Stawiał jednak na to pierwsze, bo sam wyglądał jak skończona oferma u podnóża schodów. Gorączki też nie miał, więc rzeczywiście, druga opcja odpadała całkowicie.
Nie mógł znieść tego niezdarnego poczucia. Po prostu nie mógł tak siedzieć bezczynnie. Nie w taki sposób — przecież nie spędzi tutaj całego dnia, bo było tak odrobinę chłodniej. Marzył o opłukaniu twarzy w chłodnej wodzie i wypiciu kilku łyków orzeźwiającego połączenia wodoru i tlenu, którego jako człowiek był wyjątkowym amatorem. Należało jednak mierzyć siły na zamiary, a tych mogło co najwyżej starczyć na to, żeby usiąść przy stole. Chyba...
Ponownie spojrzał na siedzącą obok dziewczynę, dochodząc do wniosku, że nie ma skrupułów, aby odciągać ją od chłodniejszego podłoża. Był w stanie sam wstać i wykonać te 3 niewielkie skoki w kierunku krzesła. Jeśli będzie mu chciała pomóc z własnej woli, to chwyci pomocną dłoń, jednak ona sama też była poszkodowana. Kręciło mu się w głowie, miał mroczki przed oczami i jakieś dziwne zwidy (czy białowłosa mara jeszcze do niego wróci?), ale to nie było żadną wymówką. Usiądzie jak mężczyzna przy stole. W końcu i tak musi obandażować sobie kostkę.
— Sam nie wiem, czy mamy coś przeciwbólowego. Sprawdzę jeszcze raz w apteczce. — Rzucił w kierunku dziewczyny, po czym wstał. Kołysząc się, skupiał całość uwagi na tym, by dotrzeć bezpiecznie do najbliższego krzesła. W końcu, całkowicie zlany potem, padł na krzesło, które żałośnie zaskrzypiało pod jego ciężarem. Ze względu na uporczywy ból kostki, którą odczuwał jakby co najmniej odcięto mu nogę piłą mechaniczną, nie zauważył cieknącej dziury w ścianie, dopóki nie wskazali na nią Seyia i Ejiri. Co jest do cholery, przecież ledwie wczoraj wyciągnęli z niej suchą kartkę. Patrzył jak zahipnotyzowany na ten dziwny twór, przynajmniej przez chwilę nie dostrzegając ewentualnego nietypowego zachowania towarzyszy.
Rzut na wytrzymałość: porażka
@Ejiri Carei @Yakushimaru Seiya
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
A była to dopiero pierwsza noc.
— Kurwa! — warknął pod nosem, przekręcając się bokiem w stronę umywalki. Splunął do niej, chcąc pozbyć się wzbierającego niesmaku w ustach. Czuł się okropnie, a było jeszcze gorzej, gdy odbił się od blatu, by chwiejnym krokiem podejść do stołu. Wsparł obie ręce o oparcie jednego z krzeseł i pochyliwszy głowę, wziął głęboki oddech. Irytujące mroczki tańczyły mu przed oczami, a on musiał odzyskać rezon. W głowie już zdążył ułożyć plan, który byłby całkiem prosty, gdyby nie doświadczał skutków przegrzania, ale teraz z wykonaniem było znacznie ciężej. Gdyby nie to, że Isei kuśtykał, Seiya może wziąłby pod uwagę jego pomoc, ale teraz nakręcał samego siebie myślą, że wszystko musiał kurwa robić sam. I tak było dla niego lepiej, bo podnoszenie samemu sobie ciśnienia wręcz dosłownie nie pozwalało na to, by krew odpłynęła mu z twarzy. Był moment, gdy wydawało mu się, że za moment padnie na ziemię, jak długi.
— Lepiej się odsuń — zwrócił się do dziewczyny, bo chłopak, który zajął miejsce na innym krześle, znajdował się już poza zasięgiem rażenia. Czarnowłosy wciągnął powietrze przez zęby i nie mówiąc już nic więcej, zacisnął palce na oparciu krzesła i szarpnął nim z rozmachem. Jak zawsze działał szybko i bez zastanowienia, ale szczerze w tej chwili już nic nie robiło mu różnicy. W kilku kolejnych krokach znalazł się w pobliżu ściany ozdobionej wyraźnym odbiciem dłoni. Trzymając bogu ducha winny mebel, zamachnął się nim, celując w okolice dziury. Z hukiem rąbnął o powierzchnię, za którą najwyraźniej było więcej miejsca niż wcześniej im się wydawało. Jeśli ktoś faktycznie się tam chował, właśnie czekała na niego niemiła niespodzianka, bo Yakushimaru nie poprzestał na jednym uderzeniu. Zaraz wyprowadził kolejne. I jeszcze jedno. Po trzecim nogi krzesła uderzyły o podłogę, a on zawisł nad nim na wyprostowanych ramionach, dysząc przy tym ciężko.
— Zaraz cię stamtąd wypłoszę, skurwielu — wycedził. Może zachowywał się irracjonalnie, bo przecież to nie tak, że coś na pewno tam było. Ale nie był w stanie usiedzieć spokojnie, gdy jeszcze nie przekonał się o tym na własne oczy.
@Ejiri Carei @Isei Yoshiro
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Szorstki sznur zdążył zapoczątkować coraz intensywniejsze zaczerwienienie. Nie powinno mu nic jednak być. Drogi oddechowe wydawały się drożne, a poza śladem na krtani, nie posiadał żadnych dodatkowych obrażeń. Oglądał go ostrożnie, ale szybko; nie do końca potrafiąc określić czy przepełniała go bardziej wściekłość, czy jednak współczucie. Może obydwie te emocje walczyły ze sobą na tyle zażarcie, by stracił rezon?
Ocknął się dopiero przez natrętne przeświadczenie bycia obserwowanym. Tlen utknął w połowie drogi do płuc, gdy złote spojrzenie podskoczyło ponad nieruchomym ciałem uczestnika. Zarejestrował raptem ruch - smugę, która nieoczekiwanie wymknęła się z pola wzroku, zrywając go na równe nogi.
- Zajmij się nim! - poprosił Shibę, wybiegając już z pomieszczenia, śladem niskiej osoby.
Nie było tu wcześniej nikogo o tym nikłym wzroście. Żadnych... dzieci?
- Ej! - syknął, próbując wyłapać, w którą stronę ruszyć, gotów podjąć gonitwę.
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
W filmach... w filmach napięcie zawsze narastało. Tutaj wszystko wywróciło się do góry nogami już pierwszej nocy i...cokolwiek zakładał scenariusz (nadzieja próbowała ją ostatkami sił przekonywać, że jakiś był), czuła bardziej narastający strach i wymęczoną frustrację, wciąż nie mogąc pogodzić się z "pierwszymi" punktami programu.
Poruszyła się intuicyjnie chcąc pomóc wstać Iseiowi, ale cofnęła rękę, układając wnętrzem do jeszcze chłodnej podłogi. Chociaż wiedza ta był aktualnie do niczego potrzebna, pamiętała, jak dumni potrafili byc mężczyźni gdy chodziło o samodzielne działanie. Przynajmniej gdy chodziło o obcych. Dla nich wszystkich, wciąż była przecież kimś takim.
- Jeśli powiesz mi czego szukać... - zdążyła zaproponować, ale odpuściła, gdy chłopak zerwał się i finalnie sam zdecydował poradzić. Zwarła lekko usta, z wahaniem opadając w dół. Czuła się coraz gorzej - jak nie ona. Jak dziewczynka, ta mała, bezsilna, albo lekceważona na własne życzenia. Umykała jej zwyczajowa filuterność. Gubiła się.
Oddech, jaki poczuła na karku, powiał chłodem. Nieprzyjemnym, jeżącym włoski i z dreszczem, która uderzył u podstawy kręgosłupa, zwieńczony szarpnięciem za włosy - Nie! - syknęła z przestrachem, Odchyliła się gwałtownie, niemal upadając na kolana, jedną ręką zapierając się o podłogę, jednocześnie próbując dostrzec - co właściwie wydarzyło się za nią i wolną dłoń wpleść w rozsypujący się już warkocz.
I nawet nie próbowała oponować, gdy Seiya poprosił, by się usunęła. Zerwała ciało, wycofując w głąb pomieszczenia, aż dotknęła biodrem brzegu jadalnego stołu. Uniosła barki w spięciu, gdy chłopak zamachnął się meblem... nie zamykając jednak oczu, jakby w natarczywej potrzebie przekonania, czy za ścianą rzeczywiście ktoś krył się, drwiąc z nich okrutnie.
I czym były właściwie trzaski na górze? Co się wydarzyło z trójką pozostałych?
- Wynieśmy się stąd. - ledwie szept, poruszenie warg, gdy szeroko rozszerzone źrenice ścigały wypływającą z pęknięcia ściany, gęstą maź.
Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
#a2006d
Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Stan Isei'a zdawał się pogarszać z sekundy na sekundę, a kostka puchła coraz bardziej. Na domiar złego w wybrakowanej apteczce nie znalazł nic, co mogłoby okazać się przydatne. Ból wgryzał się w jego mięśnie, szarpał i wtaczał truciznę odbierającą zdrowe myślenie. Upał osiadał na jego skórze i odbierał możliwość swobodnego oddechu, a pojedyncze krople potu barwiły swym połyskiem rozpalone ciało. Było piekielnie duszno, a przecież nie było nawet południa. Jakby ten dom zamienił się w istny piekarnik.
Wystraszona Ejiri odskoczyła na bok, dając pełne pole manewru drugiemu chłopakowi, samej czując, jak duchota zaczyna doskwierać. Zdawało się, że zaczęła przywykać do bólu palca, jednakże białe krosty, które pokrywały jej rękę, wydawały się coraz bardziej niepokojące i większe. Na domiar złego miała wrażenie, że czuje dziwne uczucie pod skórą, jakby coś napierało od środka.
Seiya, nie mogąc wytrzymać dziwnej sytuacji w domu, bez większego zastanowienia zamachnął się i zaczął raz po razie uderzać w ścianę. Ta o dziwo pod wpływem uderzeń zaczęła się sypać w małe drzazgi i wióry. Po kilku chwilach pojawiło się kilka większych pęknięć, które odsłoniły ciemność wylewającą się z drugiej strony. Dzienne światło, które zdołało wkraść się głębiej ukazało fragment schodów, które najpewniej prowadziły gdzieś w dół.
Izaya wciąż pozostawał nieprzytomny, jakby zapadł w naprawdę głęboki sen niebezpiecznie ocierający się o śpiączkę. Jego ciało było bezwładne, pozbawione jakiegokolwiek oporu i przypominało bardziej lalkę, niż prawdziwego człowieka. Shiba zgarnął nieszczęśnika przywiązanego do krzesła, aczkolwiek było to na tyle niewygodne, że nawet jego niedźwiedzia siła nie była w stanie mu pomóc. Ostatecznie musiał albo zostawić samego Izayę i ruszyć za Warui'em, albo zostać wraz z ciemnowłosym na wypadek, gdyby ten jednak się obudził.
Tymczasem Warui pognał za małą istotą gabarytami przypominającą dziecko. Pierwsze co z pewnością rzuciło mu się w oczy, to mokre ślady małych stóp znaczące brudne deski korytarza. Prowadziły wzdłuż niego, jednak urywały się tuż nad wejściem na strych. Problem był taki, że te było zamknięte, a drabina wsunięta. Wyglądało to tak, jakby w tym jednym miejscu zniknął. Bądź wyparował.
Z dołu dobiegł rytmiczny huk, jakby coś, albo ktoś o coś mocno uderzał.
W tej samej chwili nad głową Warui'a rozległ się dźwięk biegania. Zdecydowanie ktoś albo coś znajdowało się również na strychu.
---------------
Seiya: Rzuć ostatni raz na wytrzymałość (jeżeli będzie pudło - będziesz dalej odczuwał wszelkie skutki przegrzania i udaru)
Isei: Rzuć na wytrzymałość - od teraz co kolejkę rzucasz na wytrzymałość do momentu, aż wypadnie ci sukces.
Termin: 26.07 23:59
@Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Isei Yoshiro @Shiba Ookami @Hasegawa Izaya @Ejiri Carei
Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— No kurwa chciałbym — wydyszał w odpowiedzi na szept Ejiri, ale zamiast obejrzeć się w jej stronę, wpatrywał się w ciemność za rozwaloną ścianą. Zarys schodów dwoił mu się i troił w oczach, gdy skutki udaru cieplnego stawały się coraz dotkliwsze. Świetny kurwa moment – klął w myślach. Przycisnął wierzch ręki do ust, przez co brzmienie przyspieszonego oddechu przez nos stało się jeszcze głośniejsze. Yakushimaru odnosił wrażenie, że aktualnie było mu wszystko naraz i nie wiedział, czy w pierwszej kolejności powinien wyrzygać całą wodę, w którą w siebie wlał, zbliżyć się do umywalki i wypić jeszcze więcej czy paść na ziemię i pozwolić wydarzeniom toczyć się własnym torem. Ale wątpił, by udało mu się przeżyć, gdyby w ten spektakularny sposób zrzucił całą odpowiedzialność na dwójkę towarzyszy.
Schody były aktualnie najgorszą rzeczą, jaka mogła im się przytrafić. Po pierwsze dlatego, że zarówno Isei, jak i Seiya nie byli w najlepszej kondycji, by pokonywać stopnie, nawet jeśli te prowadziły w dół. A po drugie dlatego, że nie pojebało go na tyle, by zmuszać przerażoną dziewczynę, by sprawdziła sytuację na własną rękę.
Przymknął oczy. Dał sobie chwilę na oddech i bezczynne tkwienie w miejscu. Nicnierobienie było zbawienne dla organizmu targanego mdłościami. Żołądek miał okazję nieco się uspokoić, gdy czarnowłosy z niesmakiem przełykał ślinę. Przynajmniej nie czuł już tej paskudnej suchości w ustach. Gdyby nie to, że wciąż utrzymywał się w pionie, a jego ramiona na przemian unosiły się i opadały, jakby nieodłącznie uczestniczyły w procesie pompowania powietrza, można byłoby odnieść wrażenie, że już zdążył się wyłączyć.
Szarpnął za oparcie krzesła, ale tym razem po prostu usunął je sobie z drogi, zanim dopadł do ściany, zaciskając palce na brzegu skruszonego drewna.
— Jest tu jakaś latarka? — spytał, już sięgając wolną ręką do środka. Zawsze mógł mieć nadzieję na jakiś cholerny włącznik u szczytu klatki schodowej, którą z jakiegoś powodu zdecydowano się zamurować.
@Ejiri Carei @Isei Yoshiro
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
- Chodźmy naprawdę. Ten mur... da się go pokonać może? Shiba mógłby podsadzić kogoś... - mówiła nie do końca dowierzając własnemu pomysłowi. Zwarła szczęki, niemal przygryzające zwilgotniałe od panującej duchoty usta. Uniosła dłoń, najpierw ścierając ze skroni narastający pot, potem palcami przysłaniając twarz. Na krótko - wygrana nie jest tego warta. Już mam dość. To za dużo - odezwała się ponownie, tym razem spoglądając na Yoshiro - zaczekaj... zmienię ci okład - musiała się ruszyć, zrobić krok, mniej chwiejny. Cokolwiek, co wytrąci - chociaż na chwilę z narastającego, zaciskającego się wokół mroku.
Zadrżała, niemal kuląc się przy stole, ale wzrok finalnie osiadł na Seiya, zamaszyście pozbywającym się kruchych desek i otwierając ciemne przejście w dół, do... - piwnica? - poruszyła ustami z jakimś dusznym niedowierzeniu - Nie mam latarki, mam tylko gaz pieprzowy, ale nie wiem czy się do czegoś przyda i... nie idź sam - była paskudnie zmęczona, wymęczona nawet - proszę... niech ktoś z góry wróci. Pójdę z Tobą, albo... - westchnęła, zaciskając palce zdrowej ręki na cienkiej koszulce - już sama nie wiem. Nie da się udawać, że cokolwiek tu jest w porządku. Im bardziej się rozdzielamy, tym więcej się dzieje się złego - czy miało sens cokolwiek co mówiła, czego chciała, co emocje próbowały wyklarować? Głos jej się łamał. Ten, sam, który tak zgrabnie modulowała intencja, gdy była przed kamerą, gdy nagrywała kolejne sceny drugorzędnego filmu. Ale ostatnim czego chciała teraz - to zostać samą, albo pozwolić, by któreś z nich tak zostało. Przerażało ją to bardziej, niż nasilający ból, niż zmęczenie, niż krążący jak lew niepokój.
Warui Shin'ya, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
— Coś mnie ominęło? Widzieliście cokolwiek więcej, niż ja widziałem? — Wciąż ostrożnie, jednak zadał pytanie. On też coś poczuł na górze schodów, a później coś widział, czego chyba nikt inny nie dostrzegł.
Za ścianą pojawiły się schody w dół, póki jednak do końca nie opadł pył, nie mógł dostrzec czy podłoże za stojącą przed chwilą ścianą było mokre od tej dziwnej substancji wypływającej z dziury. Czy schody również nią były pokryte? Jeśli tak, to mogły być niebezpieczne, bo kolejna osoba mogła skończyć tak jak i on. A może jednak były zupełnie suche, a ich dopadła zbiorowa halucynacja? Zbiorowa halucynacja nie miała sensu, jednak zaczynał przyzwyczajać się do tego, że nic w tym domu nie miało specjalnego sensu. Jednocześnie chyba każdy z uczestników zaczynał się czuć już wystarczająco zastraszonym. Same jednak schody nie zdziwiły go specjalnie. Nie było to typowe, jednak w starych budynkach dosyć często dokonywano takich decyzji budowlanych uzależnionych od widzimisię aktualnych lokatorów.
Zastanowił się przez chwilę nad słowami Carei. Czy powinni stąd uciekać? Prawdopodobnie Shiba mógłby bez problemu podsadzić ich na odpowiednią wysokość. Gdyby przytargać na zewnątrz stół lub inny mebel, to przy ich pomocy i jego daliby radę wciągnąć — przynajmniej w teorii. Mimo to czy to już był odpowiedni czas na ucieczkę? Ookami i Warui biegali gdzieś po piętrze, a im na parterze de facto nic się złego jeszcze nie przytrafiło. Widzieli przeciekającą ścianę, a przynajmniej tylko on tyle zobaczył. Pomijając gwiazdy, które zobaczył spadając ze schodów.
— Carei, może Ciebie rzeczywiście Shiba mógłby podsadzić przez mur? Twoją rękę powinien ktoś obejrzeć. — Nie myślał o tym, że ktokolwiek powinien też zerknąć na osłabionego gorącem Seiya, jak i jego własną kostkę. Było to dla niego oczywiste. Najpierw kobiety i dzieci, prawda? Dzieci tutaj nie było, więc Ejiri była pierwszą z osób, która powinna zostać odstawiona w bezpieczne miejsce.
Ból kostki nie malał, co szczególnie zirytowało go — chętnie poszedłby sprawdzić te schody, ale w takim stanie miał na to niewielkie szanse. W jakiś dziwny sposób chciał się jednak przygotować do momentu, w którym już poczuje się lepiej. Nie było to nazbyt sensowne, przecież skręcona kostka nie przestanie być skręconą w ciągu kilku godzin, jednak czuł, że nie może sobie tutaj pozwolić na całkowitą bierność. Po prostu musiał zrobić wszystko, co w swojej mocy, aby odzyskać choć część sprawności. Zaczął więc grzebać w apteczce i wyciągnął z niej bandaż, by zacząć nim ciasno obwiązywać stopę i kostkę. Usztywniona noga powinna mu zdecydowanie mniej doskwierać, choć na razie jeszcze nie odczuł specjalnej ulgi. Tę natomiast mógł mu zaoferować nowy okład, który kobieta najwyraźniej chciała dla niego przygotować.
— Usiądźmy choć na chwilę i zastanówmy się, co powinniśmy zrobić. Spróbujmy się... przegrupować? Chłopacy z góry pewnie za chwilę przyjdą, zwabieni dźwiękami z dołu. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy i chciałbym wiedzieć, czy widzimy je tak samo. Może w jedzeniu albo powietrzu rozpylili halucynogen? A może mamy do czynienia z nawiedzonym domem i rzeczywiście lepiej stąd spadać, zamiast go dalej eksplorować. W takim wypadku mnie też nie zależy mi na wygranej.
Rzut na wytrzymałość: porażka
@Ejiri Carei @Yakushimaru Seiya
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.