14 Nawiedzonych Nocy - Page 13
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mistrz Gry

Czw 2 Maj - 0:27
First topic message reminder :

14 Nawiedzonych Nocy - Page 13 Conjuringhouse

Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.

-------

Mapy:
Spoiler:

- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.

Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.


@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.


Warui Shin'ya

Nie 11 Sie - 1:13
Spodziewał się różnego rozwoju wydarzeń, ale nie kombinacji zupełnie sprzecznych ze sobą żywiołów. A na pewno nie w tak nadnaturalnej otoczce, kiedy w jednej sekundzie przypatrywał się mokrym śladom, chaotycznie rozsianym po deskach, by w następnej mrużyć powieki od wybuchu jaskrawych pomarańczy i żółci. Machinalnie wstrzymał powietrze, przygarbił się. Jak raz mógł być szczerze zadowolony ze swojego beznadziejnie pedantycznego podejścia do noszenia maseczki. Nie chroniła w sposób permanentny, ale była jego jedyną formą zabezpieczenia przed czadem. Wolną od broszki dłoń przytknął bliżej nosa i ust, nieco pochylił głowę, w której roiło się od natłoku pytań. Co tu się dzieje? Jak się stąd wydostać? Czego jego, do cholery, świadkiem?

Może dalej śnił; realistycznie, ale nie szkodzi, skoro to jedynie kadry nadesłane pocztą wymęczonego umysłu. Potrzebował kasy tak bardzo, że dał się zamknąć w zawilgoconym, nagrzanym do czerwoności gmachu sprzed wieków. Zapieczętowany z obcymi ludźmi zwyczajnie wykreował paranoiczną projekcję. Mało to przypadków, gdy ludziom śnią się w nocy najbardziej porąbane scenariusze i to tylko pod wpływem nadmiaru bodźców i zdarzeń za dnia?

A jednak ogień wydawał się obezwładniającego gorący. Policzki nabierały temperatury; musiały czerwienić się nad linią czarnego materiału. Shin'ya kaszlnął, zgięty w pół, przypatrzony ciału Momoki o jedną chwilę za długo. Musiał stąd wiać. Koszmar czy nie - wolał obudzić się z przeświadczeniem lepszego zakończenia. Robiło się zresztą nieznośnie, a truchła jednej z uczestniczek nie dałby rady ani ocalić, ani stąd wytaszczyć.

Nie był bohaterem w żadnym uniwersum.

Obrócił się więc gwałtownie z zamieram przemierzenia odcinka do klapy; ściany gorąca zdawały się perlić pot na czole (czyżby?), ale jakie miał wyjście jak nie przebicie się przez mur czerwieni i oranżu?

Potrzebował przegrupować myśli. Znaleźć pozostałych; pogadać. Coś było nie tak i ta świadomość narastała z każdym wykonanym ruchem.

siła woli (56) - sukces


従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Nie 11 Sie - 5:29
Izaya nie reagował i szczerze niezmiernie go to frustrowało. Krótkie podduszenia nie powinny wywoływać aż tak silnej śpiączki. Przeszedł próg łazienki w nadziei że bieżąca woda pomoże ocucić chłopaka. Jednak nie było mu dane tego sprawdzić. Szybko nadciągające kroki zza jego pleców były niepokojące, ale niestety okazuje się że wadą wielkiego cielska była niezbyt wysoka zręczność i prędkość. Nim w ogóle zdołał dobrze się odwrócić w kierunku biegnącej do niego osoby, poczuł ból z tyłu głowy, a potem ciemność zaczęła zalewać jego oczy. Czy w ogóle w tej sytuacji mógł coś zrobić? Próbować się obudzić będąc pogrążonym we śnie? Kto go załatwił? To pytanie by sobie zadał. Rudy? Była to opcja, a poza tym babcia przestrzegała żeby Rudemu nie ufać. Nikogo innego w pobliżu nie było. Chętnie wyjaśni tę sytuację jak się już obudzi. Jeśli w ogóle będzie dane mu się obudzić.
Ciekawe czy ktoś usłyszał jego masywne cielsko uderzające w ziemię.


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Arihyoshi Hotaru and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Mistrz Gry

Sro 14 Sie - 1:42
Isei, Ejiri

Fala gorąca uderzyła w waszą dwójkę, kiedy tylko opuściliście dom. Zdawało się, że nawet pogoda była przeciwko wam, bo już po krótkiej chwili krople potu zaczynały gęsto spływać po waszych czołach oraz skroniach. Pomimo bólu, Isei za wszelką cenę próbował dotrzymać kroku rozdygotanej towarzyszce, i choć plan jaki mieli był naprawdę dobry, to szybko zorientowali się, że będą musieli wrócić do środka. Na zewnątrz nie było niczego, co mogłoby pomóc w przeskoczeniu wysokiego muru i najlepszym rozwiązaniem byłoby zabrać jakieś meble z domy. Niestety, choć ból w kostce mężczyzny ewidentnie zaczął maleć (a być może Isei zdołał przyzwyczaić się do niebezpiecznie irytującego pulsowania), to sam na pewno nie da rady asekurować dziewczynę.

Seiya, Shiba

Tymczasem Seiya dotarł na piętro, a w jego uszy odbiła się tłamsząca cisza. Wydawało się, że nie ma nawet śladu zarówno po rudowłosym, jak i wielkich gabarytów mężczyźnie. Zdawało się, że dom w jednej sekundzie stał się pusty i tylko Seiya, jako jedyny, pozostał w nim żywy. Trwało to dłużące się sekundy, gdy wreszcie dosłyszał stłamszony jęk dochodzący ze strony łazienki. Dopiero teraz dostrzegł wystające na korytarz fragmenty sporej wielkości stóp, które zdecydowanie należały do Shiby.
Świadomość leniwie zaczynała powracać do Ookamiego, który znajdował się na brudnej, nieco lepkiej i zimnej podłodze łazienki. Po jego skroniach i czole spływała jasna krew, barwiąc swym odcieniem zakurzoną biel. Jednakże oprócz wyraźnej rany na głowie, nie wyglądało na to, aby odniósł jakieś inne obrażenia.

Warui

Bezradność sytuacji, w jakiej się znalazł, mogła przytłoczyć. Języki płomieni łapczywie pożerały kolejne płaty pomieszczenia, w jakim się znajdował, zamykając go w coraz to mniejszym okręgu. Gorąc palił skórę, ciemny dym drażnił spojówki, zdając się bezkarnie wkradać w nozdrza; krtań; płuca, pomimo materiału maseczki. Gdzieś zza jego plecami drewniany dach wydawał z siebie ostrzegawcze pęknięcia, jakby chciał w głośnym krzyku ostrzec przed nieuniknioną tragedią.
Zawali się.
Mrugnął.
I-
Nic.
Strych wydawał się nietknięty, a w powietrzu unosił się ten sam odór stęchlizny, który towarzyszył mu od samego początku. Po płomieniach nie było ani śladu, a dantejskie sceny sprzed paru chwil wydawały się jedynie iluzją. Halucynacją, która przybyła na moment robiąc spustoszenie, i równie szybko zniknęła pozostawiając po sobie jedynie niesmak.
Ciała Momoki również nie było. Warui był sam na strychu z małą broszką w zaciśniętej dłoni.
Gdzieś z dołu dobiegło go stłumione nawoływanie jednego uczestnika.
Najpewniej uczestnika, bo kogo innego?

---------------


Termin: 16.08 23:59


@Warui Shin'ya  @Yakushimaru Seiya  @Isei Yoshiro  @Shiba Ookami  @Ejiri Carei
Mistrz Gry

Warui Shin'ya, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Isei Yoshiro

Sro 14 Sie - 13:04
Plan wydawał się wystarczająco dobry. Niestety plany mają to do siebie, że sprawdzone w rzeczywistości często wymagają niezbędnych poprawek. Tak było i w tym momencie. Isei skierował swoje kroki do żelastwa, które miało być ich drabiną do ucieczki przez mur. Yoshiro zaparł się najmocniej jak mógł, przenosząc niemal cały ciężar na zdrową nogę. Konstrukcja rzeczywiście przesunęła się, ale również spektakularnie rozpadła w rękach mężczyzny. Okazało się, że metal w miejscu łączeń był intensywnie przeżarty przez rdzę i nie może im posłużyć jako podpora. Wrócił więc do Carei, siadając w skąpym cieniu dawanym przez mur. Upał był niesamowity, a czasu mieli niewiele, nim cień całkowicie umknie w słońcu południa. Jeżeli nie chcieli dostać udaru, którego nabawił się Seiya, ani doznać poparzeń, to za chwilę po prostu musieli wrócić do domu. Żadne z nich jednak nie chciało tam wracać, więc i chwilowy ukrop zdawał się lepszym rozwiązaniem niż natknięcie się na kolejnego martwego uczestnika. Albo samemu zostać zabitym w dziwnych okolicznościach.
Jak się trzymasz? Jak Twoja ręka? — Czasu było tyle co na lekarstwo, jednak chciał dowiedzieć się, jakie myśli czają się w głowie dziewczyny. Praca przy linie też musiała nadwyrężać jej obolałą rękę. Dlatego też Isei pomógł Ejiri w dokończeniu liny, aby poszło szybciej i żeby też ograniczyć jej ból. Ostatnie supły wiązali, gdy promienie słońca zaczęły padać na nich pionowo w dół. 
Lina skończona, schowajmy się na chwilę do środka. W mieszkaniu znajdziemy inny przedmiot, który przyciągniemy pod mur. — Linę zabrał ze sobą, przewiązując ją dookoła ramienia.

@Ejiri Carei
Isei Yoshiro

Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Czw 15 Sie - 14:44
Nie zamierzał dać się zabić. Niezmiennie ściskając w palcach kij, ruszył powoli w głąb korytarza, celowo ciągnąć go za sobą po ziemi. Nie próbował zachowywać się cicho, bo spokój, jaki zapanował w domu był niepokojący. Czuł się mniej nieswojo, gdy dodatkowy dźwięk wypełnił pusty korytarz. Yakushimaru zawczasu dawał też znać, że niósł ze sobą coś, czego nie zawahałby się użyć. Mógł być największym fanem horrorów, ale nie oznaczało to, że prosił się o tak autentyczne wrażenia na żywo. Nie rozumiał też, po jaką cholerę organizatorzy zaoferowali im czternaście nawiedzonych nocy, skoro po jednej, ich szeregi znacznie się przerzedziły. Jeśli w takim tempie mieli padać, jak muchy, równie dobrze mieli szansę wyzdychać do dzisiejszego wieczora.
  Słysząc jęk, przystanął i zsunął rękę na połowę długości trzymanego trzonka miotły. Uniósł swoją prowizoryczną dłoń, choć jeszcze nie szykował się do ataku, gdy przesuwał wzrokiem po otwartej przestrzeni naprzeciwko siebie. Nie musiał długo szukać – korytarz nie był na tyle zagracony, by jego uwadze umknęły dwie przerośnięte stopy. Gdyby nie wydany wcześniej odgłos, byłby przekonany, że ma przed sobą kolejnego trupa. To idiotyczne, że widok martwych ludzi w tym domu przestawał być zaskakujący – ta myśl sprawiła, że Seiya mimowolnie zacisnął usta w wąską linię, gdy już ostrożniejszymi krokami zaczął zbliżać się do łazienki. Na razie nie był w stanie stwierdzić, czy rozjebany na ziemi mężczyzna był sam. Może leżał tam przez rudego, który właśnie szykował się do spuszczenia z niego krwi, jak z upolowanej zwierzyny (choć nawet czarnowłosy uważał tę myśl za abstrakcyjną), a może...
  — Zajebałeś czołem o framugę? — spytał mimowolnie, gdy zatrzymawszy się w drzwiach dostrzegł z wolna odzyskującego przytomność Shibę. Zupełnie odruchowo trącił jego bok końcem kija, jakby usiłował trafić na przycisk, który odpowiadał za motywację do szybszego zebrania dupy z podłogi. — Zresztą kurwa nieważne. Wstawaj, bo trzeba stąd spierdalać. Możesz być potrzebny na dole — polecił zdecydowanym tonem. Nie panował nad przyjętą postawą kogoś, kto właśnie rozstawiał wszystkich po kątach. Mimo narwanego charakteru, który nieustannie dawał o sobie znać, myślał zaskakująco trzeźwo, a przynajmniej na tyle, by inicjować rzeczy, za które pozostali jeszcze się nie zabrali i by wyciągać proste wnioski, jak to, że na zewnątrz było względnie bezpiecznie – nie licząc tego, że można było usmażyć się na słońcu.
  Wycofał się o dwa kroki, robiąc mężczyźnie miejsce na podniesienie się.
  — Tamtego drugiego też coś dopadło? Mówię o rudym, bo waszego drugiego kolegę ktoś spierdolił ze schodów — doprecyzował kwaśno, z lekko przymrużonymi oczami rozglądając się po korytarzu. Na ten moment był dosłownie ostatnim podejrzanym, który wciąż mógł odpowiadać za urządzenie zwłokom zjeżdżalni ze schodów.
  Jego wzrok zatrzymał się na otwartej klapie na strych. Był przekonany, że jeszcze wczoraj ją zamykał po tym, jak cała gromada narobiła hałasu. Stuknąwszy dwukrotnie końcówką trzonka o podłogę, ruszył w stronę niestabilnej drabinki. Zamiast wspiąć się po niej wsunął kij w przejście i uderzył nim o brzeg podestu. Gest ten mógł zarówno odstraszyć ewentualne szczury, które kręciły się w pobliżu, jak i sprowokować coś, co szczurem wcale nie było.
  — Wyłaź.

Yakushimaru Seiya

Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Ejiri Carei

Pią 16 Sie - 21:38
Niech to już się wszystko skończy
Myśl wierciła się obijaną powtarzalnością echa, jak modlitwa. Może właśnie o to chodziło? Gdyby miała szansę porozmawiać z dziadkami, byłaby to pierwsza z rzeczy, jaką by zrobili. I jaką opieką by obdarzyli. Bezsilność z jaką pozostawała sprawiała, że desperacko uczepiła się tej myśli, w duchu, szeptaną prośbą, płynącą - znowu - ze łzami, zanosząc bogów - jacy istnieli - o pomoc. Nie wierzyła już w zbieg okoliczności, w groteskowy scenariusz reality show. Coś strasznego naprawdę musiało się wydarzyć w tym domu, coś, co wykręciło racjonalność do góry nogami i przerażało. I chociaż miała okazję grać w drobnych rolach dramatów, wiedziała, że wszystko było wyreżyserowane. Widziała i wiedziała, że nawet brudzona krew, rany, były charakteryzacyjną scenerią. Nic nie bolało, nie przerażało. I nikt nie ginął.
Podążyła za Iseiem, jak wątły cień. Zdrową ręką, uczepiła się nawet męskiego rękawa w brzydkiej obawie, że przypadkiem zostanie sama. Potem wciskała palce w nagrzany materiał prześcieradeł, które wiązała - tak i na ile - potrafiła. Wciąż czuła, jak przedramię wydaje się drętwieć, coś napierało ze środka i przez krótki moment nawet wyobraziła sobie, że ta sama, czarna maź, która płynęła w żyłach nawiedzonego budynku, jakimś cudem wżarła się pod jej skórę. Robiło jej się niedobrze na samą myśl i coraz częściej zerkała w stronę puchnących krost. Czuła się coraz słabiej, ale zaciskała usta, przełykając ślinę. Warui obiecał... zająć się jej raną, że był to tylko prostu zabieg. Co więc działo się z ręką wyżej?
Drgnęła, kołysząc ciałem jak osika, gdy wyrwało ją pierwsze pytanie chłopaka. Grzało niemiłosiernie, a ledwie dało się oddychać i sam cierpiał od zwichnięcia, a mimo to - skupiał się na niej. Była wdzięcza, rozpaczliwie wręcz i jednocześnie, gryzło ja poczucie winy.
- Trzymam cię za słow. Jeśli stąd wyjdziemy... spotkajmy się - przymknęła powieki, z desperacja próbując skupić się - właśnie na rozwiązaniu, nie na szarzy nieszczęść, które wolno, wciągały wszystkich... do grobu?
Potwierdziła kiwnięciem głowy, przejmując kolejne materiały, z których powstać miała prowizoryczna lina. Nie próbowała zastanawiając się, czy będzie w stanie w ogóle utrzymać się na niej, gdy znajdzie się po drugiej stronie. To co robiła, na tych kilka chwil, pomagało nie myśleć.
Upał nie dał szansy wytrzymać na zewnątrz dłużej. A chociaż raziły ją mdłości na samą myśl, że znajdą pozostawione w jadalni ciało, wydawało się, że po prostu zemdleje, jeśli nie znajdą odrobiny wytchnienia.
- Pytasz... a sam, jak się czujesz? - westchnęła, odnajdując ramię chłopaka, wolno opierając się o nie czołem. Wilgoć rosiła skronie, kleiła wysunięte z warkocza włosy. Oparła zdrową, wciąż chłodną dłoń tuz obok - Boli... - mówiła cicho, ale bliskość wykluczała niesłyszalność - i ciało i umysł. Chciałabym już odpocząć - nie tak łatwo było zebrać i poukładać to, co działo się z nią. Była przerażona, wyczerpana. I chciała wreszcie zasnąć. A miała wrażenie, że nawet zamykając oczy, wciąż ścigał ją kalejdoskop przeżytych scen i śmierci.
- I może... pozostali wrócą. Cali. - dodała, odchylając głowę i w końcu wracając do znienawidzonego wnętrza.
Niech bogowie naprawdę mają ich w opiece.


14 Nawiedzonych Nocy - Page 13 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Yakushimaru Seiya and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Nie 18 Sie - 1:26
Nic nie pomagało - ani chwiejny krok, od którego oparł się o jedną z niebezpiecznie skrzypiących desek; ani maseczka na twarzy, która powinna jakkolwiek uchronić go przed wdychaniem toksyn, a zamiast tego jedynie mocniej ogrzewała zakrytą skórą. Na krótki moment poczuł się, jakby coś go uwięziło w samym środku ogniska. Wdepnął w pożar i nie potrafił się z niego wydostać. Płonął żywcem jak czarownice i kto wie czy z nią nie był zidentyfikowany przez ten cholerny przedmiot ściskany w ręce.

Przez łzawienie nic nie widział, a ostry atak chrypliwego kaszlu być może zagłuszył okoliczne odgłosy - w tym huk spadającego ciała, nawet jeżeli to ciało było potężne jak wór cementu. Powinien zwrócić na to uwagę, ale był w stanie koncentrować się jedynie na tym, by w spazmatycznym charknięciu wciągnąć ostatni tlenu. Łomot upadku zdawał się jedynie przytłumionym przez błonę akustycznym tłem.

... a potem nagle zapanowała cisza.

Jeszcze się o coś opierał i niemal był pewien, że czuje gorąco bijące z przedmiotu. Ale pot ściekający po skroni nie był tak obfity jak sekundę temu. Dało się też odetchnąć, choć pierwszy haust wydawał się żałosną próbą niedoszłego topielca.

Coś stuknęło w podłogę, powodując cofnięcie się. Złapał równowagę, marszcząc brwi, wydychając powietrze przez nos.

- Wyłaź.

Spojrzał w dół, wprost na Seiyę. Wpierw złoto spojrzenia zdawało się błyszczeć w niezrozumieniu, ale szybko pociemniało.

- Bawi cię to? - pytaniu towarzyszyło niewesołe parsknięcie. Zamachnął się ramieniem, jakby próbował objąć nim cały plener. We łbie mu szumiało, myśli dalej były nieklarowne, przysłonięte dymem. Skwierczały. - Ty to zrobiłeś? - Zamaszyście rozsunięta dłoń nagle świsnęła nad głową Shina, ciskając w stojącego u spodu uczestnika błyskotką. - Gdzie cały czas byłeś ze swoimi bystrymi rozkazami? Odwal się teraz z nimi.

To ten pretensjonalny ton, uzmysłowił sobie. Ta myśl, że gość się poczuwał. Gdzie niby wcześniej był? Co robił? Pół debaty milczał, jakby nic go to nie obchodziło. Od początku mu się nie podobał, a teraz łaził z kijem i traktował go jak psa, do którego odzywać można się jedynie komendami? A poza tym...

Shin gwałtownie wciągnął powietrze.

- Co mu zrobiłeś, do jasnej cholery? - wycedzonym słowom akompaniował dźwięk skrzypiących, starych stopni, kiedy nie rozważając innych możliwości zaczął schodzić po schodach, odwracając wzrok od ujrzanego Shiby z powrotem na czarnowłosego. Widok obalonego olbrzyma nim wstrząsnął; to głupie, ale ludzie tego kalibru wydają się nigdy nie upadać. Są jak ściana, jak dom. Jeżeli runą, to tylko przez siły przekraczające ludzkie. - Odsuń się. - W pięści błysnęły nożyczki. - Dobrze ci radzę.

Jeżeli Shiba był tutaj...

... to co z Hasegawą?


Ostatnio zmieniony przez Warui Shin'ya dnia Nie 18 Sie - 22:39, w całości zmieniany 1 raz


従順な
Warui Shin'ya

Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Yakushimaru Seiya

Nie 18 Sie - 9:54
Nie zareagował ciepło na widok chłopaka. Nie był w stanie powiedzieć, co dokładnie mu w nim nie pasowało, ale może wystarczyły mu same wcześniejsze krzywe spojrzenia. Wcześniej jednak nie przywiązywał do niego większej uwagi, ale teraz… teraz na jego nieszczęście Sei poświęcał ją tylko jemu.
  — Tak kurwa, zajebiście mnie to bawi — rzucił, ale ton głosu nie pozostawiał wątpliwości, że był równie niezadowolony, co rudowłosy. Niezadowolenie to eskalowało w momencie, w którym padło kolejne pytanie. Yakushimaru wydał z siebie kwaśne prychnięcie, cofając się o krok, gdy błyszczący przedmiot trzasnął o jego ramię i po chwili wylądował na podłodze. — Szykowałem moje zajebiście bystre rozkazy, gdy zapierdalałem z łopatą na słońcu. Mówiłem, że nie możemy jej tu trzymać — przypomniał mimowolnie podniesionym głosem. Dwubarwne tęczówki wróciły spojrzeniem do tych złotych, wwiercając się w nie z równą zaciekłością. Wymiana ognia zapewne do niczego nie prowadziła, ale zrzucanie winy na niego za całe to zdarzenie wciskało wszystkie odpowiednie przyciski temperamentu Seiyi.
  Szczeka czarnowłosego poruszyła się, gdy bezdźwięcznie zazgrzytał zębami. Palce mocniej zacisnęły się na pozbawionym szczotki kiju od miotły i teraz był dosłownie o krok od zamachnięcia się nim. Nie chodziło już nawet o samo obwinianie – do teraz był przekonany, że to on o gramolący się z podłogi mężczyzna byli odpowiedzialni za cały ten chaos. To oni oddzielili się od grupy, to w ich obecności zginęła kolejna osoba. Gdy w nocy wbiegał po schodach na górę, to on znajdował się w pobliżu pokoju dwójki dziewczyn.
  — Co ja mu zrobiłem? — warknął, z ironicznym naciskiem wypowiadając słowo „ja”. Równie dobrze mógł wstawić tam „no chyba sobie kurwa żartujesz”. — Nice try. Znam wielu kutasów, ale większość z nich przynajmniej nie przypisuje swoich zasług inn- — uciął, gdy jego wzrok padł na nożyczki. W jego głowie na nowo rozbłysnął obraz leżącego na ziemi chłopaka. Widział go przez chwilę, ale tyle wystarczyło, by zapamiętał widok jego krwawiących oczodołów. Przełknął ślinę nie w obawie o to, że spotka go ten sam los, ale dlatego, że zrobiło mu się niedobrze, gdy zaczął rozkładać całą tę sytuację na czynniki pierwsze. Po chwili to on parsknął sucho i cofnął się o dwa kroki tylko po to, by wycelować w niego końcówkę kija, jakby właśnie wskazywał winnego. — Bo co? Mi też wyłupisz oczy tym chujostwem i zepchniesz mnie ze schodów, jak swojego kumpla? — przechylił głowę i wystawił wolną rękę w bok, w prowokacyjnie zapraszającym geście. Nie czytał w myślach i nie zakładał, że zastanawiał się nad tym, co stało się z okularnikiem, ale właśnie dostał odpowiedź na to niewypowiedziane pytanie. — Dawaj. Ale lepiej się pospiesz, zanim dwie dodatkowe ofiary spierdolą przez płot na mój bystry rozkaz — sarknął, ruchem głowy wskazując korytarz za sobą. Było więcej niż pewne, że zamierzał utrudnić mu przedarcie się dalej i więcej niż pewne, że był szczerze przekonany, że ma przed sobą sprawcę. Yakushimaru mógł być agresywny, mieć niewyparzoną gębę i z pewnością był gotów na wszystkie obelgi, ale wmawianie mu, że był cholernym mordercą wykraczało poza jego granice tolerancji (choć te już same w sobie wydawały się wąskie).

Yakushimaru Seiya

Warui Shin'ya, Amakasu Shey, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Shiba Ookami

Nie 18 Sie - 14:47
Łeb go kurwa bolał niesamowicie. Podczas odzyskiwania przytomności nawet przez moment nie był pewien w stu procentach jak się nazywa i gdzie właściwie są. Dopiero po chwili mu się rozjaśniło i jak do Sei szturchnął, to nieco bardziej na nogi się pozbierał. - Nie... Ale zdecydowanie ktoś mi od tyłu czymś jebnął. - Patrząc na jego zawód, to najlepsze możliwe przypuszczenie jakie mógł wypracować. -Jak to kurwa ktoś go spierdolił. - Spytał się rozglądając i faktycznie Izi nigdzie tu nie było. To zaś wywołało u niego złość, którą chętnie rozładowałby na drzwiach. - Pobiegł na strych, bo chyba kogoś widział - Odparł zgodnie z prawdą. Kiedy Sei zaszedł pod strych, Shibi jeszcze zahaczył o swój pokój z którego wziął i broń, której stan natychmiast sprawdził oraz... No wodę święconą. Jeśli to nie wina mordercy, to miejsce było ewidentnie przeklęte. Na niewiele się to raczej zdziała, ale lepsze to niż nic. Broń schował za pasem, za koszulą. Dopiero potem dołączył do grupy pod strychem. I sytuacja była tam niemal tak gorąca, jak biorące w niej udział osoby. - Uspokójcie się. Wątpię żeby to był on. Jeśli miał wydłubane oczy, to Rudy szybko by się z siebie śladów nie pozbył. Wątpię żeby przebierał nóżkami na tyle szybko żeby mnie ogłuszyć, zabić dzieciaka, umyć się, przebrać i znowu zamknąć na strychu. - Powiedział odsuwając się od nich i w nadziei że reszta na dole ma się lepiej. - Idę zobaczyć co z tymi na zewnątrz. - Dopiero kiedy dotarł do Eji i Iseia zadał pytanko. -Słuchajcie, Seiya cały czas był z wami na dole? - Wolał się upewnić że to też nie on. W końcu każdy Alibi potrzebował. Zerknął na mur obok.- Mogę was przerzucić jeśli chcecie.


#a2006d
Shiba Ookami

Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Warui Shin'ya

Nie 18 Sie - 23:11
Pożar, którego doświadczył na strychu, być może zniknął, jak chodzi o doznania sensoryczne, ale coś pozostało wewnątrz organizmu. Iskry wzniecały się z każdym ciężko postawionym krokiem, z każdym drgnieniem szczęki, zmarszczeniem brwi. Twarz, wcześniej wymuszenie rozbawiona, nabrała marsowości, kiedy podeszwa sportowego obuwia uderzyła o deskę podłogową. Nie zmieniał perspektywy; nie obracał się na boki. Nie dostrzegł nawet tego, że Shiba, którego brał za nieprzytomnego (albo gorzej) poruszył się, powoli odzyskując świadomość. Pełnię skupienia wycentrował w czarnowłosego. Zawęził się obraz do sylwetki rozmówcy, tony rozmywały się gdzieś w tle, z wyłączeniem głosu, od którego przewrócił oczami.

- Znam wielu kutasów...

- Widać - przyznał. - To przez nich lubisz tak szeroko kłapać paszczą?

Ich obecne bronie ostro się od siebie różniły. Nie chodziło o to, która wypadała lepiej, a która gorzej. W gruncie rzeczy ta trzymana przez Shina była bardziej mobilna, dokonałaby też prawdopodobnie większych obrażeń - a z pewnością ubarwionych wszystkimi odcieniami czerwieni. Rzecz jednak w tym, że kij od miotły to doskonały przedmiot do trzymania na dystans, jeżeli przeciwnik nie chciał nabawić się stłuczeń i dostać przy odrobinie nieuwagi trzonkiem w brzuch. Jedynie ten fakt trzymał Waruiego jeszcze w odległości - non stop jednak się gapił, zwracał uwagę na cofnięcie chłopaka, na jego mimikę twarzy, na ruch ramion, nadgarstka.

I nieustannie obracał nożyczki w zabandażowanych palcach; natrętnie.

Zamarł dopiero przy kolejnym tekście.

Mi T E Ż wyłupisz oczy...

- Naprawdę się dziwisz, że ktoś wyłupił sobie oczy na twój widok? - warknął zjeżony, napinając mięśnie pod przegrzaną od upału koszulką. Słowa padły jeszcze zanim zrozumiał dalszy sens rozmowy.

Zepchniesz ze schodów tak jak swojego kumpla...

- Do diabła, nie zepchnąłem nikogo! - oczywiście, że nie. - Byłem wtedy na dole, kiedy Isei spadł. Widziało mnie całe walne zgromadzenie przy stole. A ty? - Machnął wolną ręką, wskazując cholera już wie co i kogo. - Łaziłeś z łopatą i kopałeś dla nas kolejne groby. Kto ma potwierdzić twoje alibi? Zakrzaczony bukszpan czy źdźbło trawy spod ganku? - Nie spojrzał w bok; nie zorientował się. Założył, że nagły ruch nadgarstka u przeciwnika to kwestia zmyłki. "Zerknij tam, strać gardę". Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie był tak naiwny. Jak zresztą spuścić parę przy tylu dolewających oliwy do ognia tekstach?

Parsknął; bez entuzjazmu, z zerową wesołością.

Właśnie, nie dało się.

- Dwie kolejne ofiary? - Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Los twierdzi, że jesteś jego jedyną ofiar...

Uciął równie gwałtownie co się rozgadał; bo do zażartej dyskusji dołączył Shiba. Pozbierał się jakoś z podłogi, kazał im się uspokoić. Ale nie było tu miejsca na spokój. Każdy atom rezonował zdenerwowaniem i Shin'ya był pewien, że jeszcze sekunda, a pęknie. Nie będzie się wtedy liczyło nic prócz szybkości i siły; to serio jego wina, że ten narwany typ jest tak podejrzany? Że to on sobie wylazł w środku rozmowy, kiedy chwilę później ktoś zrzucił Iseia ze schodów, być może zamknął...

- Gdzie jest Hasegawa? - syknął, zamykając pięść na chirurgicznej stali. Już nie bawił się nożyczkami. Trzymał je pewnie...

... ale nie był już tak pewny Ookamiego. Czy nie miał pilnować Izayi? Nieprzytomnego chłopaka, którego nigdzie tu obok nie było?


従順な
Warui Shin'ya

Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku