Była godzina dziewiąta rano w poniedziałek. Dwa czarne wany podjechały pod dom Howensów przywożąc na miejsce siedmioro uczestników programu. Dom otaczał prawie trzymetrowy, kamienny mur, przez który nie byliście w stanie niczego dostrzec.
- Postawiliśmy ten mur specjalnie na potrzeby programu! - powiedział z uśmiechem Charlie Benett, niemal dumnie, jakby dokonał czegoś niesamowitego, producent stacji telewizyjnej TTV. Był to dość niski mężczyzna, nieco przysadzisty o grubym wąsie, którego moda przeminęła chyba z dziesięć lat temu. Był lipiec, temperatura pomimo porannej pory zaczynała doskwierać. Było chyba z trzydzieści stopni w cieniu, a przecież nie było nawet południa.
- Przez czternaście dni będziecie odcięci zupełnie od świata. Zero kontaktu z rodzinami, przyjaciółmi, z nami. W zamrażalce i lodówce macie zapasy jedzenia na czternaście dni, a woda w kranie jest zdatna do picia. To co? - klasnął w dłonie, uśmiechając się promiennie spoglądając na każdego z was po kolei.
- To do zobaczenia! - pomachał wam, kiedy przekraczaliście metalowe drzwi, które bardziej przypominały zabezpieczenie, jakie stosuje się przy różnego rodzaju sejfach, aniżeli domach. Z drugiej strony ich grubość i ciche skrzypnięcie, gdy zamykały się za wami dodawały jedynie klimatu. Po chwili mogliście usłyszeć metalowy odgłos łańcucha, a na koniec pstryknięcie kłódki.
Staliście w siódemkę przed staro wyglądającym domem, w którym już na pierwszy rzut oka nikt nie mieszkał od paru dobrych lat. Trawa dookoła sięgała niemalże łydek i jeżeli kiedykolwiek była tutaj jakaś ścieżka - już dawno zniknęła pod naporem chwastów i gąszczy. Ciemna cegła domu straszyła wyblakłym kolorem, a w wielu miejscach odpadał tynk, z kolei na dachu mogliście dostrzec brak paru dachówek. Do starych, odrapanych i drewnianych drzwi prowadziły trzy schodki zbudowane z drewna, a każdy stawiany krok na nich niósł ze sobą dziwnie brzmiące skrzypienia, jakby w każdej chwili miały się zarwać.
Po wejściu do domu od razu w wasze nozdrza uderzył zapach stęchlizny oraz gęsty zaduch. Brudne i zakurzone podłogi od lat nie widziały szczotki i mydła, tak samo ściany, w których rogach znajdowały się grube pajęczyny. Tapety w blade kwiaty w wielu miejscach odpadały grubymi warstwami, a wszystko dookoła, zaiste, wyglądało gorzej od przysłowiowych "spartańskich warunków". A wy mieliście tu spędzić czternaście długich dni i nocy.
-------
Mapy:
- Spoiler:
- Termin na odpisy: 04.05 23:59
Nie obowiązują kolejki. Możecie pisać ile potrzebujecie. Jeżeli będziecie potrzebowali interwencji MG przed upływem terminu - oznaczcie mnie.
Z niektórymi z was mogę czasami prowadzić mini fabułę na pw, by nie psuć rozrywki innym.
@Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Shiba Ookami, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Atak wysuwanych stopni pozbawił go jednak nakrycia. Czapka, przy brutalnym szarpnięciu głowy w tył, zsunęła się ze skroni, upadając na panele i wzbijając tuman siwego kurzu. Rude pasma, wcześniej pochowane w zamknięciu, opadły czerwonawą, pomarańczową i blond falą na zmarszczone w bólu brwi. Gdzieś przez pulsującą błonę zamroczenia słyszał jeszcze niknące echo pytania - coś tam jest? - a chwilę po tym głośniejsze, wymówione dopiero co: wszystko w porządku..? Może w kuchni...
- Nie, nie. Nie trzeba. Jest świetnie - sapnął, ściągając łopatki i, wyprostowawszy się, nabrał haust powietrza przez nos. Przetrzymał je w płucach (nie rozkaszlał się pewnie tylko dlatego, że kiedy oberwał, wstrzymał dech), po czym raptownie wypuścił cały nagromadzony tlen przez ściśnięte zęby. Kiedy uchylił wreszcie powieki, wzrok skierował wpierw na czarnowłosą, jakby szukał w niej potwierdzenia, że wciąż znajdują się na konkretnym kontynencie podczas rządów konkretnego prezydenta Stanów Zjednoczonych przy tej samej konkretnej sumie zaoferowanej w ramach wygranej cholernego show. Ostatecznie przymrużone ślepia drgnęły, a spojrzenie scentralizowało się na twarzy Momoki.
Podeszła do niego, wzmagając czujność, nie krył jednak zaintrygowania, które migotało u dna źrenicy. Bardzo powoli opuścił wtedy dłoń, odsłaniając czerwoną plamę tuż nad lewą brwią.
- Jak to wygląda? - Pochylił odrobinę brodę, próbując jeszcze odgarnąć niesforną grzywkę. - Nie zostanie blizna? Nie chcę wyglądać jak niepożądany owoc miłości Harrego Pottera z Ronem Weasleyem, nawet za cenę wspaniałej sławy i fanfików pisanych przez rzeszę wiernych, nastoletnich fanek.
Brzmiał nerwowo? Bezsensownie? Nie miał pewności czy było to efektem bliskiego spotkania z nagłym zjazdem drabiny, czy jednak czymś, co od samego początku czaiło się w gmachu budynku. Cokolwiek jednak grało tu pierwsze skrzypce, widok wspinającej się na strych Momoki lekko wykrzywił jego usta. Widać to było pomimo maseczki; zmarszczyła się nieco nasada nosa, ściągnęły gniewniej brwi.
- Ah. - Zreflektował się, obracając w stronę Hasegawy. - Proszę, panie oraz intelektualiści przodem. Bohaterowie zaraz za nimi.
Jak na bohatera marnie wyglądał z kwitnącym siniakiem.
percepcja, wzrok (-19) - porażka; ślepy z zapotrzebowaniem na okulary Izayi;
Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Mamoritai Akari, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
- Ojoj, wątpię, żeby tutaj mieli cokolwiek aby ogarnąć ten syf. - Skomentował słowa Warui'ego. - Ja to bym się bardziej obawiał, że coś nas capnie, ale z tego co wiem to od rudych zwykle się z daleka trzymają. Wydaje mi się, że szalone duchy też trzymają się tej zasady. - Z kąśliwym uśmieszkiem nie mógł nie odpowiedzieć na zaczepkę. Z drugiej strony mógł trochę swoich słów żałować. Aby nie budować żadnej złej atmosfery, sam zarzucił ramię na rudego. - Ale dobra, jak coś wyskoczy to Ty się z tym bijesz.
Idąc na piętro Izaya zaczął się zastanawiać czy może faktycznie nie wkurzył rudego. Sam sobie nie zdawał sprawy, że to ów przeklinający chłopaczyna jest źródłem złości rudzielca. Nie wnikał dlaczego, sam miał raczej losowych ludzi gdzieś. W każdym razie, wydawało mu się, że zaraz zostanie uduszony. No to klops. Jego duch ewentualnie zostanie w tym domu na zawsze i będzie sam nawiedzał nowych odwiedzających czy kolejnych uczestników programu. W sumie, mogłoby być śmiesznie, zrobić takie paranormal activity.
Wejście na górę łatwe nie było. Zastanawiał się kiedy schody pękną pod ich ciężarem i oboje skończą z połamanymi nogami. A do tego mieli dwie towarzyszki. Ha, ha, dla każdego po jednej, nie?
Po szybkim rozejrzeniu się, uznał, że to piętro nie różni się niczym od tragicznego parteru. Cieszył się też, że upolował sobie pokój na parterze, choć szczerze mówiąc, w obecnej sytuacji to nawet by się nie obraził, gdyby mógł z kimś pokój dzielić. Może nawet rudzielca zaprosi i zrobią renowację ów budynku.
- Hasegawa Izaya. - Wypadało się w końcu przedstawić. A reszcie? To kiedyś tam, przy jakiejś okazji. Zabrał swoją rękę, aby rudy Warui mógł się odsunąć.
- Raczej ta. Coś potrzebujesz? - Mimochodem zerknął w stronę czarnowłosej dziewczyny. Oczy otworzył nieco szerzej, gdy dosłyszał nazwisko. - Ooo. Skądś kojarzę Twoje nazwisko. Również miło poznać. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Faktycznie, oglądając wszelakie filmy z przeróżnymi twarzami mogło przewinąć się to nazwisko. Może by go to trochę zaciekawiło, może nie. Pewnie nie latałby za nią jak idiota wypytując o każdy szczegół z życia jej ojca. Nie był znów takim zapalonym fanem aktorów. Przy okazji też usłyszał jak ma na imię jej towarzyszka. Z równie ciepłym uśmiechem skinął głową na przywitanie.
Nie dosłyszał dobrze zaczętego pytania Carei. Powrócił uwagą na rudzielca i zaraz sam podążył wzrokiem przed siebie, szukając tego, co kolega dostrzegł.
- No, mam szczerą nadzieję, że to nie ja będę tą osobą, która się gdzieś zatrzaśnie. - Podążył za Shin'yą. Klapę zauważył, ale sam nie chciałby skakać wzwyż. Nie te lata i tak dalej... A tak naprawdę, to wiedział, że ma paskudną kondycję i nie ma sensu nawet próbować. Jeszcze by wyskakał dziurę w podłodze, a oceniając po samych schodach to nie oczekiwał, że podłoga jakimś cudem jest w lepszym stanie.
Cóż. Warui był faktycznie tym nieszczęsnym bohaterem, który oberwał drabiną w łeb. Izaya trochę się wystraszył. Nawet podskoczył do rudego, aby w razie czego go łapać, gdyby zaraz miał stracić przytomność od uderzenia. Zmrużył oczy, gdy usłyszał, że wszystko jest w porządku. Ta, jasne. Nie chciał w to wierzyć.
Hasegawa parsknął i pokręcił głową. Ta, dzieciak Harrego Pottera i Rona Wesleya. Blisko, ale więcej czerwonego koloru w okolicy twarzy nic nie zmieni.
- Nie lepiej, żebyś sobie usiadł na chwilę? - Szybko zwrócił się do Shin'yi. Miał cichą nadzieję, że rudy go posłucha i grzecznie sobie gdzieś usiądzie na parę minut. Najgorszym wariantem by było, gdyby doznał wstrząśnięcia mózgu.
Nie, żeby Izaya nie chciał iść pierwszy na strych - a na to wskazywało, że został postawiony pod ścianą - ale lekko zaczął się martwić o kolegę. Nawet obrzucił Momokę błagającym wzrokiem, aby ta również zachęciła Shin'ye, aby sobie odpoczął choć przez chwilę.
@Yakushimaru Seiya @Ejiri Carei @Isei Yoshiro @Shiba Ookami @Warui Shin'ya @Saga-Genji Momoka @Mistrz Gry
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Przysłuchiwała się kolejnym wyznaniom tożsamości, starając się zapamiętać i przypisać im twarze. Nie dopytywała Momoki, czemu odsłoniła tylko... imię? Każdy miał tajemnice. I każdy chciał jej fragmenty zachować dla siebie. Sam, mroczny dom - był tego świadkiem. Odrobinę dłużej przyglądała się Izayi - Chodziło mi... żebyśmy nie były na piętrze same - doprecyzowała, na razie słyszała o zajmowanych pokojach na dole - To bardzo możliwe - przyznała chłopakowi. Cień musiał widocznie umknąć przez jej źrenice, ale dla złagodzenia, niby nałożona spiesznie maska, obdarzyła mówiącego lekkim skinieniem oraz uśmiechem.
Kilka kolejnych chwil, zlało się w podobny przeskakującym kadrom filmowych scen. W jednej chwili padały pytania i odpowiedzi, w kolejnej Warui sięgał po sznurek z klapą, by finałem okazał się gwałtowny zgrzyt, huk i dźwięk wyraźnego uderzenia. Niemal podskoczyła, a po i tak chłodnej skórze rozlało się coś bardziej ostrzegawczego. Nieprzyjemna, bolesna w swej realności wizji, że to ona obrywa, zdawała się widmem, który uniknęła. Świadomie, czy nie - uratował ją. gdyby nie zrobił tego co zrobił, gdyby zignorował impuls, ona prawdopodobnie leżałaby z rozbitą głową. Myśli zakotwiczyła się we wspomnieniu innego rodzaju.
Gdybyś wsiadła do samolotu z rodzicami, zginęłabyś razem z nimi. Chwilowy paraliż sprawił, że z jakimś otumanieniem, rozchylonymi wargami i rozszerzonymi niebezpiecznie źrenicami - patrzyła, jak najpierw Momoka podchodzi do uderzonego, potem Izaya, z wyjątkową troską zajmuje uwagę chłopaka. To było coś dobrego, coś krzepiącego z jednej strony, a z drugiej przyznawała, że rudowłosy zniósł atak drabiny z przyjemną dla oka odwagą.
Z namysłem śledziła ruch sylwetek wspinających się po drabinie, sama podeszła ku pierwszym szczeblom, ale w pierwszej kolejności, odwróciła się do nich plecami, stając dokładnie przed pozostałym jeszcze na dole chłopaku - Pozwól - poprosiła cicho, tkliwie, wspinając się lekko na palce, a lewą dłoń podsuwając wyżej. Nie zaczekała na ewentualna odmowę, przytykając wierzch ręki dokładnie w pulsującym jeszcze od uderzeniu miejscu, tuż nad brwią. Chłód jej palców zbiegł się z gorącem, jaki zdawał się pęcznieć w rozbitej skórze. Dwie sekundy potem, odwróciła rękę, powtarzając gest - wciąż przyda ci się lód - kontynuowała łagodnie, opadając już na pięty - dziękuję - z początkowego szeptu zniknęła nieśmiałość, która musiała wkraść się, gdy straciła gardę - i nie sądzę, by z tego były tak tragiczne dzieci - wargi rozciągnęły się jaśniej, gdy w końcu wspięła się na drabinę, starając się mimo wszystko, by zwinąć brzeg zwiewnej sukienki i niekoniecznie odsłaniać całą długość jej nóg.
Zamrugała w pierwszej chwili, gdy zaduch strychu owionął jej twarz. Dopiero potem, rozejrzała się, po pomieszczeniu, rejestrując w otoczeniu najbardziej przyciągające wzrok obiekty. Jak choćby ślubna suknia, której widok, wywołał w niej ciarki - to dobry pomysł, żeby naruszać...? - odezwała się do dziewczyny, ale nie starała się zbliżyć, by choćby musnąć palcami półprzeźroczysty materiał. Przemknęła przez stare, przegnite pudła, na wybite okno, które przynajmniej pozwalało, by wdzierało się tu jakiekolwiek powietrze. I w końcu, zerknęła na lustro. Jego tajemnica - kusiła, wiec to w jego kierunku podeszła, nie starając się jednak zerwać zakrywającej go płachty. Wystarczająco wiele razy widziała w filmach, nawet sama grała drobną rólkę w inscenizacji, gdzie tafla lustra stanowiła dziwny portal czy też nosiła przekleństwo. Co najmniej - nie chciała tego robić sama.
| Rzut na - percepcję (wzrok) - udany
@Hasegawa Izaya @Warui Shin'ya @Saga-Genji Momoka
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Saga-Genji Momoka and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Chciałby się tu rozejrzeć ale, ciemno tu było jak w jakiejś norze. Przez to też nic specjalnego nie rzucało mu się w oczka, które chociaż się starały, to nie dawały rady na strychu. Starał się wypatrzeć jakiś sznurek do pociągnięcia żeby żarówkę odpalić.
@Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Saga-Genji Momoka @Mistrz Gry @Isei Yoshiro @Hasegawa Izaya
#a2006d
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Po dogłębnym rozejrzeniu się po spiżarni, zarówno Isei, jak i Seiya nie dostrzegli nic, co mogłoby wyróżnić się na tle innych rzeczy, ani też nic, co mogłoby przykuć wasze spojrzenie. Daty na puszkach, które sprawdzał Seiya, dziwnym zbiegiem okoliczności nie były czytelne. Jakby upływ czasu specjalnie sprawił, że wyblakły pod siłą promieni słonecznych, albo ktoś w ogóle nie umiejscowił ich na etykietach. Co było zaskakujące biorąc pod uwagę, że cała reszta była czytelna.
W tym samym czasie niestrudzony chłopak o hebanowych włosach jak postanowił, tak też zaczął robić, co zaowocowało jego krzątaniem się po jadalni w celu oczyszczenia, chociażby w drobnym stopniu, bałaganu, jaki prezentowało sobą pomieszczenie. Z każdym kolejnym ruchem zmiotki tumany kurzu unosiły się w powietrzu, wirowały w szaleńczym tańcu, drażniły drogi oddechowe i drapały w gardle, co skutkowało nagłymi napadami kaszlu, które niestety zaczynały udzielać się i jego towarzyszowi. I choć początkowo jego poczynania wydawały się bezużyteczne, tak po jakiś piętnastu minutach faktycznie można było dostrzec zmiany w otoczeniu. Niestety, był to jedynie wierzchołek góry lodowej skrytej w głębokich warstwach oceanicznych wód. Żeby doprowadzić pomieszczenie do porządku i czystej funkcjonalności, Isei musiałby spędzić na sprzątaniu z dobre dwanaście godzin. Jak nie dłużej.
I kiedy kupa śmieci, gruzu, kurzu oraz popękanych kawałków drewna zaczynała się piętrzyć, Seiya machinalnie pociągnął za fragment tapety, odsłaniając kawałek gołej, drewnianej ściany. Zarówno on, jak i Isei dostrzegli tam małą dziurę w ścianie. Jej średnica nie była zbyt pokaźna, aczkolwiek na tyle wielka, by mógł spokojnie wsunąć w nią dłoń.
Po dramatycznym łapaniu zsuwającej się drabiny, cała czwórka znalazła się na strychu. Jedni podziwiali zakurzone antyki, inni z kolei próbowali dostrzec... właściwie cokolwiek, co mogłoby przykuć ich uwagę.
Momoka obdarzyła szczególną uwagę suknię ślubną, której materiał pomimo upływu wielu lat wydawał się zaskakująco miękki pod naporem opuszek. Ciężko było również przeoczyć srebrną broszkę zdobioną małymi, czerwonymi klejnocikami, która była wpięta na samej górze sukni.
Warui jeszcze przez chwilę walczył z mroczkami, które zaczęły powoli znikać po kilku głębszych wdechach. Gorzej z narastającym bólem głowy wywołanym przez nagłe uderzenie i piekące uczucie na czole. Zapewne było to jednym z głównych powodów dla których nie był w stanie dostrzec nic, co mogłoby przykuć jego uwagę. Nie licząc wrażenia bycia obserwowanym od momentu, w którym postawił nogę na deskach strychu. A do tego to uczucie nagłego chłodu, który wręcz otulał sobą jego ciało w lodowatym uścisku dawno niewidzianego przyjaciela.
To samo tyczyło się drugiego z męskich przedstawicieli w czteroosobowej grupie. Zaaferowany sytuacją sprzed paru chwil, całą swoją uwagę skupił na rudowłosym mężczyźnie i jego samopoczuciu, na krótki moment zapominając o tym, po co właściwie tutaj przyszli. Do momentu, w którym wydawało mu się, że usłyszał ciche skrobanie gdzieś za jednym z wielu pudeł.
Właściwie z całej waszej czwórki tylko jedna osoba była w stanie dostrzec cokolwiek, co innym wyraźnie umykało sprzed spojrzenia. Wpierw podeszła do starego lustra, które wyraźnie kusiło ją w dziwny, niewyjaśniony sposób, aczkolwiek bardzo szybko wzrok Ejiri padł na małą szkatułkę upchniętą pomiędzy dwa średniej wielkości pudła. Była mała, posrebrzana i pełna pereł, które zostały albo wszyte, albo przyklejone. Ciężko było określić z tak odległości. Wystarczyło zrobić dwa, może trzy kroki, i sięgnąć po nią, by spróbować ją otworzyć.
Shiba, który do tej pory pozostawiony sam sobie, wybrał liczniejszą opcję w postaci czwórki buszującej na górze. I chociaż bez problemu dostrzegł na piętrze otwarte wejście na strych, to wybrał alternatywny sposób na dostanie się jeszcze wyżej. Mniej pospolity i "normalny", jaki stanowiły schody. Kiedy złapał się drewnianych desek, te niebezpiecznie zaskrzypiały i zawyły, jakby ostrzegawczo, że jego ciężar stanowił dla nich wyjątkowy problem.
A być może po prostu tak mu się wydawało?
Warui: Możesz rzucić jeszcze raz na percepcje (wzrok)
Izaya: Możesz rzucić na percepcje (wzrok albo słuch)
Momoka: Rzuć na silną wolę. Jeżeli nie będziesz mieć sukcesu - masz niepohamowaną chęć, aby ukraść broszkę
Shiba: Rzuć na zręczność. Jeżeli nie będziesz mieć sukcesu - jedna deska załamie się pod twoim ciężarem a ty spadniesz. Jeżeli będziesz mieć sukces - możesz wtedy wrzucić na percepcje (wzrok)
----------------------
[size=10]
Termin: 16.05 godz. 23:59
Nie obowiązuje kolejka. Do końca terminu możecie pisać ile chcecie.
Jeżeli chcecie się rozejrzeć/więcej informacji - możecie mnie otagować.
@Ejiri Carei @Saga-Genji Momoka @Isei Yoshiro @Yakushimaru Seiya @Warui Shin'ya @Hasegawa Izaya @Shiba Ookami
Warui Shin'ya, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
— Będziemy musieli jakoś racjonować żywność. Mimo wszystko bym się nie martwił na zapas. To, co zje ten facet, pewnie się wyrówna kalorycznie z porcjami dziewczyn. Zresztą, chyba nikt tutaj nie przyszedł jeść. — Isei przynajmniej miał taką nadzieję, odpowiadając chłopakowi.
Yoshiro sprzątną większość zastanego syfu — bo inaczej nie dało się tego nazwać — i stwierdził, że wystarczy. Zaczął łapać go kaszel, jednak jadalnia wyglądała zdecydowanie lepiej. Gdy pozostali uczestnicy wrócą z obchodu po innych pomieszczeniach, będzie przynajmniej gdzie usiąść. W tym momencie zdecydowanie więcej światła wpadało przez okna, a na stole można było przynajmniej położyć cokolwiek bez obawy, że kurz zagnie wokół tego czasoprzestrzeń i pochłonie niczym czarna dziura. Wraz z kurzem zgarnął też masę innych śmieci, które wymiótł z domu przez barierkę przy schodach wyjściowych, jednak tak, aby nikt nie mógł się o nie potknąć przy samym schodzeniu ze stopni. Zdecydowanie nie chciał zostawiać tej roboty na barkach dziewcząt, niezależnie od tego, jak „wyglądał” z miotłą w dłoniach. Byłoby to najzupełniej nie fair, szczególnie że zmiatanie brudu z wysokich powierzchni było raczej robotą dla faceta, a nie dla niewysokich kobiet. W domu rodzinnym mieszkał przede wszystkim z kobietami, gdzie babka, matka i siostra nauczyły go szacunku nie tylko dla ich sprzątania, ale też tego, że jest takim samym członkiem zespołu co i one. Wynikały z tego oczywiste obowiązki, obejmujące przez niektórych uważane za „damskie” powinności.
— Mhm, zapewne zmieniali wnętrze. Gdyby było oryginalne, to z pewnością pokoje by się od siebie różniły. — Isei puszczał mimo uszu przekleństwa lecące od czarnowłosego — najwyraźniej taki już miał styl. — Prawda, przydałoby nam się tutaj jakieś zajęcie. Aczkolwiek samo niepozabijanie się i tak już uznam za sukces. — Yoshiro otrzepał dłonie po skończonej pracy, a później podszedł do zlewu w aneksie kuchennym, by je porządnie obmyć. Słowa wielkoluda potwierdziły się — woda rzeczywiście po chwili zrobiła się przyjemnie ciepła, a i wydawała się jak najbardziej czysta. Zaczął się zastanawiać, cóż porabiała ekipa, która poszła na piętro. Słyszał dziwne hałasy i postukiwania, najwyraźniej jednak belki, z których zbudowany był strop, dosyć nieźle oddzielały i wygłuszały piętra.
— Widzisz cokolwiek, co dzieje się na górze? — Rzucił do swojego aktualnego towarzysza.
Odsłonięta spod skrawka tapety dziura przykuła uwagę Yoshiro. Ciekawe czy tapeta była oryginalna, czy może organizatorzy specjalnie nakleili sztucznie postarzały materiał na drewnianą boazerię? Isei nie miał zamiaru tak po prostu wkładać ręki do dziury, więc jedynie z lekkim dystansem spojrzał przez otwór. Dziura była podobnie zakurzona, jak i wszystko inne tutaj, więc niewiele było widać. Yoshiro ostukał pięścią ścianę dookoła otworu. Wydawało mu się, że brzmi pusto.
— Myślisz, że może tam być jakieś ukryte pomieszczenie? — Poświęcił jeszcze chwilę na oględziny otworu, jednak na razie nic wielkiego nie odkrył. Zainteresował go natomiast stary, nakręcany zegar, który stał w samym kącie jadalni. Poszedł w jego kierunku, aby mu się lepiej przyjrzeć.
----
@Seiwa-Genji Enma Poproszę więcej info / rzut kostką w kwestii zegara w jadalni.
@Saga-Genji Momoka @Ejiri Carei @Hasegawa Izaya @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Shiba Ookami
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Saga-Genji Momoka szaleją za tym postem.
Może rzeczywiście lepiej, aby usiadł sobie na chwilę?
Spoglądając na Hasegawę (@Hasegawa Izaya) dorwało go niejasne wrażenie, że jeden głupi incydent, którego był niechybnym, chociaż marnym bohaterem, jednak zaniepokoił chłopaka. W uniesionej odrobinę brwi kryło się zaczepne pytanie, czy naprawdę martwi się o niego aż tak bardzo. Nic jednak nie wypowiedział; zmrużyły się natomiast powieki, w kącikach zarysowały zmarszczki. Choć pół twarzy zasłaniał materiał maseczki, dało się zorientować, że usta rozszerzył w rozbawionym uśmiechu.
Mina zmieniła się dopiero w nowym towarzystwie. W topaz ślepi wkradło się ponowne zaintrygowanie, o wiele poważniejsze niż w kontekście Hasegawy. Być może ze względu na aurę jaką emanowała Ejiri (@Ejiri Carei), sama jej obecność wprawiała go w rodzaj irracjonalnego roztargnienia, jakby non stop musiał poprawiać rozwichrzone włosy albo sprawdzać czy narzucona na tors koszulka jest pognieciona. Pozwolił więc jej na cokolwiek, co miała zamiar zrobić nie tylko dlatego, że zgodę otrzymałaby tak czy inaczej. Głównym prowodyrem posłuszeństwa były jednak zacięcia, jakieś zblokowane zastawki w mózgu na pół sekundy zamierały, stopując zębatki, by zaraz pozwolić im na dalszą pracę. Było wtedy za późno; mógł jedynie ugiąć mocniej kark, oprzeć zranione miejsce o chłodną, kobiecą dłoń. Przy temperaturze jej organizmu powątpiewał, że lód faktycznie by mu się jeszcze przydał, ale ugryzł się w język, by nie wchodzić w żadne słowne utarczki.
- Dziękuję.
- Polecam się. - Ściągnął łopatki, ponownie górując nad dziewczyną. - Ktoś musi użyć głowy przy rozwiązywaniu problemów.
Nie zakładał natomiast, że niektóre problemy mogły wykraczać poza jego możliwości; gdyby rozdrażnić wielkoluda, nagle zmaterializowanego na piętrze, miałby uszczuplone szanse w konfrontacji. Mężczyzna (@Shiba Ookami) nie sprawiał na razie wrażenia negatywnie nastawionego; nie miał też tendencji do rozstawiania pozostałych uczestników po kątach, co w pierwszym odruchu dało się mu zarzucić. Ze względu na wiek mógł się poczuwać; tymczasem nie tylko nie bawił się w ojcowskie powinności, ale właściwie zdawał się całkiem dopasowany mentalnie.
Shin'ya wszedł chwilę przed kolosem, natychmiastowo, gdy tylko wdrapał się po drabinie, kładąc dłoń na ramieniu Hasegawy.
- Trochę kręci mi się we łbie - szept wyjaśnień co do stałego naruszanie osobistej przestrzeni chłopaka zdawał się nie wpływać na dziwną, mroczną obecność zalegającą w kątach tego miejsca. Abstrakcyjny, lodowaty dotyk na karku w niczym nie przypominał przyjemnego chłodu filigranowej dłoni, która nie tak dawno muskała obity punkt nad brwią. Mroczki sprzed nosa wprawdzie zniknęły, błędnik przestał tak szaleć, ale pulsowanie nie ustało; przypominało o idiotycznym wypadku, o nierzetelności, przede wszystkim o fakcie, że oberwał czymś zwyczajnie ciężkim. Oczywiście, powinien posłuchać i jednej, i drugiej mądrości - usiąść na tyłku, odsapnąć chwilę, wetknąć czerep do zamrażalnika. Do dalszego buszowania popchnęła go jednak szczeniacka ciekawość.
Nie chciał zostać w tyle tylko dlatego, że do pewnego stopnia był nieuważny.
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
— Może i nie. Ale kurwa, mamy siedzieć tutaj przez dwa tygodnie, a na razie nie wygląda na to, by było tu cokolwiek do robienia. — Przemknął wzrokiem po brudnym salonie, z którego prawdopodobnie wytargano większość mebli. W starych, amerykańskich domach często rozstawiano pod ścianami różnego rodzaju komody, a w salonie trzymano kanapy – często równie tandetne, co kwiecista tapeta na ścianie. Domyślał się, rzecz jasna, że po krwawej masakrze trzeba było pozbyć się brudnych mebli, ale jakoś trudno było mu sobie wyobrazić to, że wyglądało tu aż tak źle.
— Jeśli ten rudy chuj nadal będzie się krzywo patrzył, to niczego ci nie obiecam — mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do drugiego czarnowłosego, gdy powoli przechadzał się po otwartej przestrzeni holu i jadalni. Słysząc jego pytanie, machinalnie przystanął i zadarł głowę, by wlepić wzrok w jakiś punkt na ścianie ponad balustradą na piętrze. Chwilę nasłuchiwał w milczeniu, by zaraz zaprzeczyć powolnym ruchem głowy. — Prawdę mówiąc, to kurwa ledwo ich słyszę. Pewnie siedzą w jakimś dalszym pokoju — stwierdził, nieszczególnie przejęty tym, że na moment miał względny spokój. Towarzyszący mu chłopak koniec końców wydawał się dość nieproblematyczny i przynajmniej szybko dotarło do niego, że powinien trzymać ręce przy sobie. Zdarzało się, że niektórzy sądzili, że Yakushimaru tylko „tak gadał”, a ostrzeżenia płynące z jego ust były jedynie pustymi słowami. Szybko jednak uświadamiał im, że nie miał żadnych oporów, gdy chodziło o złamanie komuś nosa.
Ściągnął brwi, gdy zerwany kawałek tapety odsłonił przed nim kawałek otworu w ścianie. Gdy tylko rzuciła mu się w oczy dziura, natychmiast oderwał większy płat.
— A to co do chuja? — rzucił nagle, opuszką palca przesuwając po brzegu otworu w ścianie. Był za duży na to, by być pamiątką po wystrzelonym naboju, a nie było żadnego powodu, dla którego ktokolwiek miałby robić w ścianie coś, co i tak zamierzał zakryć tapetą. — Nie wiem — odpowiedział, pochylając się nieznacznie, by zajrzeć do środka. Na razie sprawdzał jedynie, czy coś znajdowało się po drugiej stronie. — Mam nadzieję, że to pokój. Naoglądałem się kurwa za dużo horrorów — zaczął, gdy ni z tego, ni z owego na moment oddalił się od ściany tylko po to, by zgarnąć odstawioną przez nieznajomego miotłę. Nic jednak nie wskazywało na to, by Seiya miał zamiar poprawić po nim sprzątanie i dotrzeć do kilku pomiętych kłębków kurzu. — Był nawet taki jeden, w którym jakiś zjeb przemieszczał się w ścianach. Pewnie sprawy miałyby się inaczej, gdyby kurwa projektowano domy bez tych niepotrzebnych przestrzeni, ale wiadomo. Dla dreszczyku emocji musieli zafundować ludziom jeszcze jedną kurwa traumę — dzieląc się kolejnym wywodem, wsunął trzonek miotły do otworu w ścianie. W pierwszej kolejności chciał sprawdzić, jak szeroka była przestrzeń za wylotem. Może faktycznie za ścianą znajdowało się jakieś ciemne pomieszczenie? Później ustawił miotłę pod kątem, by sięgnąć nią niżej i poruszył nią na boki, jakby sprawdzał, czy w ten sposób natrafi na jakąś przeszkodę.
— Nie mówili nic na temat tego, że nie możemy tu niczego rozpierdalać?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Mrużyła więc oczy, przysuwając wierzch dłoni do ust, jakby drobnością palców byłą w stanie zasłonić dostęp do lepkiego kurzu. Zastanawiała się, ile czasu jej zajmie, nim ciągnące się - niby fantazyjne ozdoby - pajęczyny, stworzą na jej włosach nietypowy welon. Właściwie, jeśli wziąć pod uwagę suknię na manekinie - wpasowałaby się w krajobraz idealnie. Ale - roli panny młodej jeszcze nie grała. I nie czuła potrzeby, by przymierzać jej formę akurat - w nawiedzonym - zgodnie z tym co słyszeli - domu. Ocenę samej kreacji, pozostawiła Momoce. Coś z jednej strony szeptało, ze powinna była zostać u jej boku, ze być może - powinny były trzymać się razem, ale nie tak łatwo było zatrzymać ją w miejscu, gdy obsesyjnie wręcz nadwrażliwy zmysł, szukał kolejnych okazji do zebrania doświadczenia. Wzrok przeskakiwał więc z rozsypanych na poddaszu elementów, jak rozrzuconych puzzli, by finalnie, z błądzącego cienia na zakrytym lustrze, zawiesić uwagę na niedużej, posrebrzonej (chyba nie tylko kurzem i starością) szkatułce. I nawet jeśli sama tak niedawno przestrzegała drugą dziewczynę przed pochopnością, tak podążyła za instynktem, który zalała ciekawość.
W wolną dłoń chwyciła brzeg spódnicy, zawijając jej fragment na koniuszek palca, by z kieszonki, wysunąć materiałową chusteczkę. Rozwinęła krańce, układając na dłoni i tak przygotowana, pokonała dzielący ja dystans, raz tylko obracając się na obu panów, dla ewentualnej pewności, że będą wiedzieli gdzie jest, jakby przypadkiem... zniknęła.
Pochyliła się z zawahaniem, przykucające przy stercie pudeł, między którymi znajdowała się szkatułka z perłami. Czy przyszytymi? Owiniętą w chusteczkę dłonią, sięgnęła po znaleziony skarb - To, zdecydowanie rzeczy, pozostawione po właścicielach - obróciła znalezisko, chcąc rzeczywiście zerknąć do zawartości - albo bardzo realistyczne rekwizyty - zakończyła z uznaniem. Łatwiej było wczuć się w odgrywaną rolę, w przyjęte cele dla postaci - jeśli sceneria odzwierciedlała ich istotę. To, co widziała do tej pory robiło wrażenie. I wciąż odczuwała wędrujące po skórze ciarki - nie sądzę, żeby ktoś z własnej woli pozostawił takie pamiątki... - drgała, gdy usłyszała ciężki zgrzyt kroków i odwracając z uwagą spojrzenie, dostrzegła wychylające się, równie ciężkie ciało białowłosego. Nie do końca rozumiejąc, skąd pomysł na tak drastyczne sposoby poruszania w pionie. Kusiło ją nawet wskazać schody - drabinę, bo być może przy takiej posturze nie zauważył ich? Nie była pewna. Tak, jak tego, czemu chciał tłoczyć się z nimi w tak ciasnym pomieszczeniu. I co właściwie działo się z pozostałymi?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Hasegawa Izaya, Matsumoto Hiroshi and Isei Yoshiro szaleją za tym postem.
Ale co jak co! Hasegawa szczerze się przestraszył o los i życie Warui'a. Czy to też miałby być pan przeklinający, czy jedna z dziewczyn, to nie ma znaczenia. Życie ma się jedno, nie? A takie coś, to mogłoby go zabić jeszcze. Izaya odczuł, że jego martwienie się o rudzielca to nie to samo, co ewentualny strach Ejiri. No, tak, w końcu ta dziewczyna jest atrakcyjna. Może to dlatego. W zasadzie, pewnie sam zareagowałby podobnie.
Słowa Warui'ego skomentował pokręceniem głowy. Oby nie było kolejnych takich akcji, bo wyjdzie z tego programu jako najbardziej uszkodzony uczestnik. W sumie, trochę śmiesznie by było, jakby wszyscy byli cali i zdrowi, a ten wyjechałby na wózku. Byłoby widać, kto tu się najbardziej narażał na wszystko.
Chcąc nie chcąc usłyszał co się zbliża przez trzeszczące schody. Gigant i ewidentnie najstarszy z całej ekipy wybrał chyba - według Izayi - ciekawsze towarzystwo. Witamy w gronie eksploratorów. Cokolwiek robiła pozostała dwójka na parterze, na pewno na pięterku mogła się rozkręcić niezła impreza. Z duchami. Z pająkami... Normalnie świetnie się zapowiada.
Izaya wbił się w kolejkę, aby wspiąć się na strych. Stanął kawałek od wejścia, aby w razie nagłego ataku paniki czy strachu nie cofnąć się do tyłu i spaść na dół. Wtedy by sobie jeszcze nogę złamał i może... Może mógłby liczyć na odrobinę atencji ze strony pań. W sumie, czy warto dla takiej chwili bycia w centrum uwagi? Raczej nie.
Krótkie rozejrzenie się i jakoś nic szczególnego w oko Izayi nie wpadło. Głównie dlatego, że dość prędko poczuł rękę na swoim ramieniu. Błyskawicznie osadził ślepia na poszkodowanym rudzielcu. Złapał go za rękę, którą jeszcze moment trzymał na ramieniu okularnika i przełożył sobie ją nad ramię, aby Warui mógł się bezproblemowo oprzeć. Przez ten cały czas nie puścił ręki Shin'yi. Tak dla pewności, mając przed oczami niespełnione wizje przyszłości jak rudzielec odbywa bolesne spotkanie z podłogą.
- Słuchaj no, jeśli chcesz to możemy zaraz nawet na zewnątrz wyjść, żebyś sobie pooddychał świeżym powietrzem, a nie kurzem. - A przy okazji sam Izaya pewnie sobie zapali. - Jeśli byś się dalej fatalnie czuł to... - Urwał, gdy doszły do uszu Izayi jakieś szmery? Nie, bardziej szuranie czy może skrobanie. Rozejrzał się za bliżej niezidentyfikowanymi dźwiękami. - Słyszycie to? Coś drapie o pudła. - Pierwszą myślą było: czy to kot? Niemożliwe, żeby tutaj kot przeżył sam sobie bez jedzenia i picia. Chyba. Albo to jakiś gryzoń, czy inny szkodnik.
Niekoniecznie zwracając na ludzi dookoła, pociągnął Warui'ego za sobą, aby zbliżyć się do źródła dźwięku. Jeśli coś wyskoczy, to nie tylko na niego. Na rudzielca sprowadzi kolejne nieszczęście w gratisie.
Rzut: Percepcja; słuch - 94-20=74
@Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Isei Yoshiro @Saga-Genji Momoka @Shiba Ookami @Mistrz Gry
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Matsumoto Hiroshi, Isei Yoshiro and Seijun Nen szaleją za tym postem.