Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
22.08.2023r.
Nareszcie przyszły wakacje, na które czekał z niecierpliwością od kilku tygodni. Choć wolne trwało już od paru dni, dopiero dziś zdecydował się na przyjazd do Fukkatsu. W środku tygodnia istniała większa szansa na mniejsze tłumy. Wstał z samego rana, żeby dotrzeć do miasta pociągiem jeszcze przed południem – proszenie rodziców o podwózkę skończyłoby się zrzuceniem mu na głowę młodszego rodzeństwa, a chciał choć jeden dzień mieć dla siebie, bez konieczności niańczenia Reiny i Shina. Chodzenie wszędzie z siedmiolatką i trzynastolatkiem nie brzmiało jak dobre spędzanie czasu. Zwłaszcza z uwagi na siostrę, którą trzeba by było zabawiać przez większość czasu i dostosowywać się ze wszystkim do jej zachcianek. Łącznie z liczeniem się z tym, że prędzej czy później (a raczej to pierwsze) chciałaby wrócić do domu.
To też nie tak, że nie lubił spędzać czasu z rodzeństwem. Kochał ich z całego serca i chciał dla nich jak najlepiej, ale znosił tę chaotyczną dwójkę codziennie, zajmował się nimi zawsze po szkole, pomagał odrabiać lekcje i organizował zabawy, kiedy rodzice siedzieli w pracy. W tym na bardzo częstych nadgodzinach, bo przychodnia w Sāwie miała za mało personelu. Czasami po prostu potrzebował spokoju. W weekend i tak mieli mieć rodzinny wypad, podczas którego matka będzie mogła zająć się matkowaniem zamiast zrzucania tego obowiązku na niego.
Dochodziło południe, kiedy znalazł się w pobliżu wybiegu zebr. Nie obszedł jeszcze nawet połowy terenu zoo, a najbardziej interesującą go atrakcję – nocne zwierzęta – zostawiał sobie na później. Zdążył już jednak przebrnąć przez terraria płazów i gady, a teraz, snując się samemu, powoli zmierzał do ptaków. Nie szedł żadną konkretną ścieżką i nie obchodziło go, jeśli będzie potem zawracał po własnych śladach, żeby obejrzeć coś innego. Miał w końcu cały dzień dla siebie i równie dobrze cały mógł spędzić właśnie tutaj. Choć planował jeszcze dzisiaj wizytę w ogrodzie botanicznym, wypadałoby też zdążyć na jakiś pociąg, który nie dowiezie go do Sāwy w środku nocy. Nie chciał zamartwiać rodziców, a nie był jeszcze pełnoletni.
Jego uwagę przykuła długowłosa postać, choć bardziej niż jej bujna grzywa, w oczy rzucił mu się uroczy plecak przypominający pluszaka, który miała zarzucony na plecy. Podszedł bliżej, niemal się skradając, choć żwirowa ścieżka chrzęściła pod ciężkimi glanami skutecznie to uniemożliwiając. Wychynął nagle obok niej, obrócił się i oparł nonszalancko o barierkę, przyglądając się dziewczynie dwubarwnym spojrzeniem.
– Super plecak – skomentował uśmiechając się radośnie. Nie było w tym ani krzty sarkazmu, mówił serio. Pociągnął przez słomkę z trzymanego w dłoni kubka bubble tea i obejrzał się na koniowate, dreptające leniwie po wydzielonym dla nich terenie. – Myślisz, że są białe w czarne paski czy czarne w białe? – zagadnął odwiecznym pytaniem, które niejednemu filozofowi zapewne spędzało sen z powiek. Tak naprawdę niewiele interesowało go rozwiązanie tego problemu, bo najpewniej już dawno był rozwiązany – to i tak były jedne z nielicznych zwierząt, których barwy widział tak samo, jak normalni ludzie. Chodziło mu raczej o nawiązanie rozmowy, choćby na chwilę. Zwariowałby, gdyby się miał nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Kto w ogóle był w stanie tak długo milczeć? Ludzie byli stadnym gatunkiem, potrzeba komunikacji była zakodowana w genach od dziesiątek tysięcy lat.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Natsu yasumi, letnie wakacje, powoli dobiegały końca. Z końcem sierpnia Alaesha wróci do szkoły, przygotowując się ze zdwojoną siłą do egzaminów na daigaku. To już na szczęście ostatni egzamin wstępny, jaki ją czeka w życiu, jednak najważniejszy — od niego zależy, czy dostanie się do wymarzonej akademii sztuki. Szczęśliwie miała konkretny cel i całym sercem chciała się kształcić w kierunku rysunku. Miała więc w sobie tyle motywacji, aby w ciągu roku szkolnego uczęszczać przez pięć dni w tygodniu do szkoły przygotowawczej i zasuwać. Matka i tak uważała, że mogłaby dać z siebie więcej, jednak puszczała jej uwagi mimo uszu — wiedziała, że uczelnia jest w zasięgu jej możliwości, a miała jeszcze cały rok nauki przed sobą. Zresztą lubiła się uczyć. Niektóre przedmioty przychodziły jej z zadziwiającą łatwością jak chociażby angielski, technologia i gospodarstwo domowe czy nauki przyrodnicze, dzięki czemu miała więcej czasu na przykładanie się do tych lekcji, które spędzały jej sen z powiek, w tym nieszczęsną matematykę. Teraz jeszcze nie chciała o tym myśleć. Wciąż miała przed sobą tydzień wakacji, a pogoda dopisywała. Wymsknęła się z domu, aby jak zwykle się gdzieś powłóczyć. Pozostanie w domu w taką pogodę, byłoby grzechem. Liczyła na to, że wyciągnie, którąś z koleżanek na spacer, ale żadna dzisiaj nie mogła. Szkoda, ale w sumie lubiła też wyjścia spędzone jedynie w swoim towarzystwie.
Zobaczyła nadjeżdżający autobus i wskoczyła do niego bez większego namysłu, mając wrażenie, że to odpowiednia linia, która zawiezie ją w okolice portu. Wbrew pozorom było tam wiele miejsca, gdzie mogłaby się zaszyć w samotności i z przyjemnością oglądać rozbijające się fale oceanu. Wlepiła oczy w ekran telefonu i gdy zorientowała się, że wsiadła w złą linię, było już za późno — zmierzała do centrum. Hmm, czym może zająć się sama w centrum? Spojrzała na rozkład jazdy autobusu i dostrzegła jeden przystanek: zoo. No dobra, to będzie zoo.
Będąc na miejscu najpierw poszła do motylarni, której nie udało się jej odwiedzić przy poprzedniej wizycie ze względu na remont pomieszczeń. Motyli było tam dosłownie mnóstwo, a mnogość kolorów skrzydeł była dla Itou urzekająca. Na specjalnych podestach leżały pokrojone w plastrach owoce, na których motyle chętnie siadały i spijały słodki sok. Choć z bliska koniec końców były trochę brzydkimi owadami, to przyglądała im się ciekawie, aby po powrocie do domu spróbować narysować niektóre z gatunków. Po przejściu przez wyznaczoną ścieżkę postanowiła przejść się po otwartym terenie zoo — na zewnątrz przynajmniej było trochę wiatru, a w motylarni ze względu na zwierzęta musiało być gorąco i wilgotno.
Ominęła wybieg z małpami, pooglądała żyrafy i przyjrzała się leniwie śpiącym w cieniu wilkom, które mogłaby przysiąc, wyglądały jak tylko trochę większe psy. Gdy doszła do wybiegu z zebrami, słońce już było w zenicie. Oparła się na przedramionach o wysoką barierkę i patrzyła na niewielkie stadko zebr, a przede wszystkim na fikające wokoło młode, najwyraźniej całkowicie zachwycone ze swojego życia. Niespodziewany głos nie tylko wyrwał ją z zamyślenia, ale też sprawił, że aż podskoczyła, prostując się jak struna. Była to odruchowa reakcja, niewiele mająca wspólnego z prawdziwym strachem, jednak z boku mogło to wyglądać zabawnie. Koledzy z klasy często wykorzystywali jej naturalną reakcję na zaskoczenie, strasząc ją w przypadkowych momentach. Sama się z tego śmiała, bo rzeczywiście, niewiele osób reagowało tak silnie, jak ona. Tym razem również roześmiała się, szczególnie, że jej plecak otrzymał nieoczekiwany komplement.
— Dzięki! Też mi się podoba. — Niejednokrotnie widziała, jak ludzie przyglądali się jej plecakowi, szczególnie małe dzieci, których mamy szybko je karciły za pokazywanie palcem na pluszową czerwoną pandę. Lubiła się wyróżniać. Na co dzień musiała nosić mundurek, więc liczyły się detale. Miała też upodobanie do różnorakich kolorów, które nakładała nie tylko na swoje szkice, ale też na siebie pod postacią ubrań. Tymczasem stojący przed nią chłopak był ubrany od góry do dołu w czerń. Co nie znaczyło, że wyglądał źle — nawet wręcz przeciwnie. Z całej jego sylwetki najbardziej kolorowe okazały się jego oczy mieniące się zupełnie dwoma różnymi barwami.
— Fajne oczy. To kontakty? — Ponownie oparła się o barierkę, przyglądając się dalej chłopakowi z zaciekawieniem. Dlaczego do niej zagadał? W sumie nie miała nic przeciwko, o ile rozmowa będzie się kleić. Na razie zapowiadało się dobrze, bo zagadnął ją w kolejnym temacie.
— Są czarne. Białe pasy po prostu zawierają mniej melaniny. — Akurat na to pytanie doskonale znała odpowiedź. Lubiła ciekawostki ze świata przyrody, które pochłaniała dla przyjemności z sieci. — Ich skóra jest czarna, tak samo, jak twoje ciuchy. Nie jest ci gorąco? — Zmierzyła wzrokiem jego i siebie, mając wrażenie, jakby ubrali się do zupełnie innej pogody.
Ubiór, plecak, trampki
@Nakashima Yosuke
Zobaczyła nadjeżdżający autobus i wskoczyła do niego bez większego namysłu, mając wrażenie, że to odpowiednia linia, która zawiezie ją w okolice portu. Wbrew pozorom było tam wiele miejsca, gdzie mogłaby się zaszyć w samotności i z przyjemnością oglądać rozbijające się fale oceanu. Wlepiła oczy w ekran telefonu i gdy zorientowała się, że wsiadła w złą linię, było już za późno — zmierzała do centrum. Hmm, czym może zająć się sama w centrum? Spojrzała na rozkład jazdy autobusu i dostrzegła jeden przystanek: zoo. No dobra, to będzie zoo.
Będąc na miejscu najpierw poszła do motylarni, której nie udało się jej odwiedzić przy poprzedniej wizycie ze względu na remont pomieszczeń. Motyli było tam dosłownie mnóstwo, a mnogość kolorów skrzydeł była dla Itou urzekająca. Na specjalnych podestach leżały pokrojone w plastrach owoce, na których motyle chętnie siadały i spijały słodki sok. Choć z bliska koniec końców były trochę brzydkimi owadami, to przyglądała im się ciekawie, aby po powrocie do domu spróbować narysować niektóre z gatunków. Po przejściu przez wyznaczoną ścieżkę postanowiła przejść się po otwartym terenie zoo — na zewnątrz przynajmniej było trochę wiatru, a w motylarni ze względu na zwierzęta musiało być gorąco i wilgotno.
Ominęła wybieg z małpami, pooglądała żyrafy i przyjrzała się leniwie śpiącym w cieniu wilkom, które mogłaby przysiąc, wyglądały jak tylko trochę większe psy. Gdy doszła do wybiegu z zebrami, słońce już było w zenicie. Oparła się na przedramionach o wysoką barierkę i patrzyła na niewielkie stadko zebr, a przede wszystkim na fikające wokoło młode, najwyraźniej całkowicie zachwycone ze swojego życia. Niespodziewany głos nie tylko wyrwał ją z zamyślenia, ale też sprawił, że aż podskoczyła, prostując się jak struna. Była to odruchowa reakcja, niewiele mająca wspólnego z prawdziwym strachem, jednak z boku mogło to wyglądać zabawnie. Koledzy z klasy często wykorzystywali jej naturalną reakcję na zaskoczenie, strasząc ją w przypadkowych momentach. Sama się z tego śmiała, bo rzeczywiście, niewiele osób reagowało tak silnie, jak ona. Tym razem również roześmiała się, szczególnie, że jej plecak otrzymał nieoczekiwany komplement.
— Dzięki! Też mi się podoba. — Niejednokrotnie widziała, jak ludzie przyglądali się jej plecakowi, szczególnie małe dzieci, których mamy szybko je karciły za pokazywanie palcem na pluszową czerwoną pandę. Lubiła się wyróżniać. Na co dzień musiała nosić mundurek, więc liczyły się detale. Miała też upodobanie do różnorakich kolorów, które nakładała nie tylko na swoje szkice, ale też na siebie pod postacią ubrań. Tymczasem stojący przed nią chłopak był ubrany od góry do dołu w czerń. Co nie znaczyło, że wyglądał źle — nawet wręcz przeciwnie. Z całej jego sylwetki najbardziej kolorowe okazały się jego oczy mieniące się zupełnie dwoma różnymi barwami.
— Fajne oczy. To kontakty? — Ponownie oparła się o barierkę, przyglądając się dalej chłopakowi z zaciekawieniem. Dlaczego do niej zagadał? W sumie nie miała nic przeciwko, o ile rozmowa będzie się kleić. Na razie zapowiadało się dobrze, bo zagadnął ją w kolejnym temacie.
— Są czarne. Białe pasy po prostu zawierają mniej melaniny. — Akurat na to pytanie doskonale znała odpowiedź. Lubiła ciekawostki ze świata przyrody, które pochłaniała dla przyjemności z sieci. — Ich skóra jest czarna, tak samo, jak twoje ciuchy. Nie jest ci gorąco? — Zmierzyła wzrokiem jego i siebie, mając wrażenie, jakby ubrali się do zupełnie innej pogody.
Ubiór, plecak, trampki
@Nakashima Yosuke
Nakashima Yosuke and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Nie przejmował się nauką. Sāwa nie oferowała dużego wyboru, jeśli chodziło o kwestię wyboru uczelni – i tak powinni się cieszyć, że w ogóle mieli placówki zapewniające podstawowe oraz średnie wykształcenie, a dzieciaki nie musiały spędzać kilku godzin dziennie w pociągu, żeby dojechać do Fukkatsu. Ciążyła na nim swego rodzaju presja, jako najstarszy z rodzeństwa musiał coś sobą reprezentować, dać młodym przykład i „wyjść na ludzi”, ale Yosuke wybitnie się z tym nie spinał. Oceny miał na przyzwoitym poziomie, z pewnymi niedociągnięciami w dziedzinach, którymi mniej się interesował. Już wiedział czym chce się zajmować w przyszłości i chociaż rodzice byli nieco zawiedzeni faktem, że nie pójdzie w ich ślady, miał ich pełne poparcie. Nie potrzebował najlepszego uniwersytetu w mieście. Wystarczyło, żeby zdał egzamin sprawnościowy, dzięki któremu dostanie się do policji, a potem mógł pójść na kursy albo studia powiązane bezpośrednio z pracą. Podobno nawet łatwiej było dostać się na taki kierunek, kiedy już nosiło się mundur.
Póki cieszył się wakacyjną wolnością, odpychał myśli o przyszłości na dalszy plan. Chciał być beztroski przez te kilka tygodni, nie skupiać się na dorosłości już powoli czającej się za rogiem. Czekał go wyjazd z rodzinnej wioski i gdzieś tlił się niepokój związany z tą koniecznością. Miasto było czymś zupełnie innym. Budynki z metalu i szkła pięły się do nieba, dookoła panował hałas, pośpiech, żyło tu mnóstwo ludzi, w tym spore grono przyjezdnych. Choć Fukkatsu co jakiś czas przetkane było nicią parków, zielonych alejek i sumiennie obsadzonych kwiatowych klombów, nadal wydawało się, jakby było w nim za mało roślinności. O wiele mniej niż w miejscu, do którego trzeba było przedzierać się gęstym lasem, gdzie każdy dom miał swój ogródek, gdzie można było uświadczyć obsianych pól i obserwować z upływem pór roku, jak rosną plony, a potem są zbierane. Ile to razy nie pomagał „sąsiadowi sąsiada” w zbiorach w sadzie, żeby sobie dorobić w wolnym czasie, a przy okazji po prostu okazać życzliwość oraz szacunek komuś z tej dość hermetycznej społeczności. Jeśli kogoś nie znał to chociaż kojarzył z widzenia. Miasto było niczym rzucenie się na głęboką wodę i zanoszenie modłów do bogów, żeby pozwolili wypłynąć na powierzchnię. Być może to motywowało go do zaczepiania przypadkowych nastolatków, kiedy już przyjeżdżał do tego odmiennego, obcego mu miejsca. Nie tylko naturalna otwartość, ciekawość i pragnienie odczuwania nowych doświadczeń, ale też nadzieja na zbudowanie jakiejś interesującej relacji, która mogłaby pomóc w przetrwaniu, kiedy już wypłynie na nieznane wody.
– Sama natura. Z pokręconą genetyką – odparł z tajemniczym uśmieszkiem. Próbował ją wkręcić, a może mówił całkiem na serio? Jego oczy były zawsze pierwszym na co inni zwracali uwagę. W całej typowo japońskiej urodzie tylko one zdawały się nie pasować do układanki, jakby nie były prawdziwe, sztucznie udziwnione. Nie mógł jednak samemu zweryfikować, jak bardzo osobliwe się wydawały. Dla niego zjawisko miało barwę szarości – lekko odmienną od siebie, ale wciąż szarości. Najlepszym potwierdzeniem, że jednak nie ubarwiał tęczówek soczewkami, było jego rodzeństwo – Shin z obojgiem oczu w czerwieni i kontrastująca Reina urzekająca zielenią. Siedmiolatce przecież nikt o zdrowych zmysłach nie instalowałby kontaktów. Chyba, że państwo Nakashima było dalekie od psychicznej stabilności, co przy trójce dzieci było całkiem możliwe.
– Podobno im cieplejszy rejon, w którym żyją, tym więcej mają pasków na grzbiecie. – Przeciągle odwrócił wzrok od dziewczyny, przenosząc go na brykające młode. Kiedy nie miał co robić i wyjątkowo zaczynał się nudzić, przeglądał strony z różnymi mniej i bardziej znanymi faktami, wertował encyklopedię, którą kiedyś zgarnął w szkolnym konkursie albo oglądał programy przyrodnicze, w których lektor czasem podawał ciekawostki dotyczące świata zwierząt. Niektóre zapadały mu w pamięć, inne całkowicie umykały. To, co podłapał, przydawało się czasami do rozwiązywania krzyżówek albo w przypadkach jak ten, gdzie dało się wykorzystać niecodzienną wiedzę w niezobowiązującej rozmowie. – Wychodzi na to, że nie wyewoluowałem pasków – zaśmiał się rozbrajająco. – Rano było dość chłodno, zapomniałem sprawdzić jaka będzie pogoda w Fukkatsu w ciągu dnia i nie zabrałem nic na przebranie. Ale jest w porządku, póki nie stoję za długo na słońcu.
W teorii mógł podwinąć nogawki do kolan i podwiązać je troczkami, ale wtedy pojawiała się problematyczna kwestia dość wysokich, skórzanych butów, których nagrzane brzegi bezpośrednio dotykałyby piszczeli. Wystarczająco wiele razy doznał w ten sposób poparzeń, żeby z dwojga złego woleć wsuwać nogawki do cholewek i po prostu trzymać się cienia. Przyzwyczaił się zresztą do takiego stylu. Ułatwiał chodzenie zarówno po górach, jak i lesie, gdzie mogło go to uchronić przed wygłodniałym kleszczem, pająkiem czy zaniepokojonym wężem, który mógłby nie przegryźć się przez but z czubkiem wzmocnionym metalową blaszką.
– Ty z kolei jesteś lepsza ode mnie w byciu zebrą – zauważył, dnem trzymanego kubka wskazując na spodenki rozmówczyni. Paski, w jego oczach czarne, białe i szare, w tematykę skubiących trawę na wybiegu koniowatych wpasowały się idealnie.
@Itou Alaesha
Póki cieszył się wakacyjną wolnością, odpychał myśli o przyszłości na dalszy plan. Chciał być beztroski przez te kilka tygodni, nie skupiać się na dorosłości już powoli czającej się za rogiem. Czekał go wyjazd z rodzinnej wioski i gdzieś tlił się niepokój związany z tą koniecznością. Miasto było czymś zupełnie innym. Budynki z metalu i szkła pięły się do nieba, dookoła panował hałas, pośpiech, żyło tu mnóstwo ludzi, w tym spore grono przyjezdnych. Choć Fukkatsu co jakiś czas przetkane było nicią parków, zielonych alejek i sumiennie obsadzonych kwiatowych klombów, nadal wydawało się, jakby było w nim za mało roślinności. O wiele mniej niż w miejscu, do którego trzeba było przedzierać się gęstym lasem, gdzie każdy dom miał swój ogródek, gdzie można było uświadczyć obsianych pól i obserwować z upływem pór roku, jak rosną plony, a potem są zbierane. Ile to razy nie pomagał „sąsiadowi sąsiada” w zbiorach w sadzie, żeby sobie dorobić w wolnym czasie, a przy okazji po prostu okazać życzliwość oraz szacunek komuś z tej dość hermetycznej społeczności. Jeśli kogoś nie znał to chociaż kojarzył z widzenia. Miasto było niczym rzucenie się na głęboką wodę i zanoszenie modłów do bogów, żeby pozwolili wypłynąć na powierzchnię. Być może to motywowało go do zaczepiania przypadkowych nastolatków, kiedy już przyjeżdżał do tego odmiennego, obcego mu miejsca. Nie tylko naturalna otwartość, ciekawość i pragnienie odczuwania nowych doświadczeń, ale też nadzieja na zbudowanie jakiejś interesującej relacji, która mogłaby pomóc w przetrwaniu, kiedy już wypłynie na nieznane wody.
– Sama natura. Z pokręconą genetyką – odparł z tajemniczym uśmieszkiem. Próbował ją wkręcić, a może mówił całkiem na serio? Jego oczy były zawsze pierwszym na co inni zwracali uwagę. W całej typowo japońskiej urodzie tylko one zdawały się nie pasować do układanki, jakby nie były prawdziwe, sztucznie udziwnione. Nie mógł jednak samemu zweryfikować, jak bardzo osobliwe się wydawały. Dla niego zjawisko miało barwę szarości – lekko odmienną od siebie, ale wciąż szarości. Najlepszym potwierdzeniem, że jednak nie ubarwiał tęczówek soczewkami, było jego rodzeństwo – Shin z obojgiem oczu w czerwieni i kontrastująca Reina urzekająca zielenią. Siedmiolatce przecież nikt o zdrowych zmysłach nie instalowałby kontaktów. Chyba, że państwo Nakashima było dalekie od psychicznej stabilności, co przy trójce dzieci było całkiem możliwe.
– Podobno im cieplejszy rejon, w którym żyją, tym więcej mają pasków na grzbiecie. – Przeciągle odwrócił wzrok od dziewczyny, przenosząc go na brykające młode. Kiedy nie miał co robić i wyjątkowo zaczynał się nudzić, przeglądał strony z różnymi mniej i bardziej znanymi faktami, wertował encyklopedię, którą kiedyś zgarnął w szkolnym konkursie albo oglądał programy przyrodnicze, w których lektor czasem podawał ciekawostki dotyczące świata zwierząt. Niektóre zapadały mu w pamięć, inne całkowicie umykały. To, co podłapał, przydawało się czasami do rozwiązywania krzyżówek albo w przypadkach jak ten, gdzie dało się wykorzystać niecodzienną wiedzę w niezobowiązującej rozmowie. – Wychodzi na to, że nie wyewoluowałem pasków – zaśmiał się rozbrajająco. – Rano było dość chłodno, zapomniałem sprawdzić jaka będzie pogoda w Fukkatsu w ciągu dnia i nie zabrałem nic na przebranie. Ale jest w porządku, póki nie stoję za długo na słońcu.
W teorii mógł podwinąć nogawki do kolan i podwiązać je troczkami, ale wtedy pojawiała się problematyczna kwestia dość wysokich, skórzanych butów, których nagrzane brzegi bezpośrednio dotykałyby piszczeli. Wystarczająco wiele razy doznał w ten sposób poparzeń, żeby z dwojga złego woleć wsuwać nogawki do cholewek i po prostu trzymać się cienia. Przyzwyczaił się zresztą do takiego stylu. Ułatwiał chodzenie zarówno po górach, jak i lesie, gdzie mogło go to uchronić przed wygłodniałym kleszczem, pająkiem czy zaniepokojonym wężem, który mógłby nie przegryźć się przez but z czubkiem wzmocnionym metalową blaszką.
– Ty z kolei jesteś lepsza ode mnie w byciu zebrą – zauważył, dnem trzymanego kubka wskazując na spodenki rozmówczyni. Paski, w jego oczach czarne, białe i szare, w tematykę skubiących trawę na wybiegu koniowatych wpasowały się idealnie.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Itou nie przyszła tutaj z kimkolwiek rozmawiać. Nie miałaby nawet odwagi, aby do kogokolwiek zagadać. Potrafiła mówić dużo, na lubiane tematy nawet bardzo dużo, ale rozpoczynanie konwersacji zawsze stanowiło dla dziewczyny problem. Wydukanie z siebie pierwszych słów, choć często skrupulatnie układanych w głowie przez kilka minut, zazwyczaj kończyło się zaplątanym językiem powtarzającym w nieładzie głoski i słowa. Miało się to zmienić dopiero w przyszłości, choć i później rozpoczynanie rozmów leżało zaledwie na granicy kobiecej strefy komfortu. Dzisiejszy wypad do zoo był w zasadzie przypadkiem. Miała jechać do odludnej miejscówki, gdzie mogłaby popatrzeć w spokoju na wodę, przysiadając na kamieniu i wsłuchując się w rozkrzyczane mewy. Naprawdę lubiła Fukkatsu. Uważała je za ładne miasto i czasem chodziła na podobne wypady po jego uliczkach. Czasem jednak już miała dość hałasu, kolorowych szyldów i reklam, a przede wszystkim ludzi, którzy nie dość, że byli głośni, to jeszcze trzeba było ich wymijać. Tymczasem Alaesha często chodziła zamyślona, z głową w chmurach lub sprawdzając coś w telefonie. Idąc chodnikiem, nie wypadało też nucić piosenek albo iść w zmiennym rytmie, chociażby do muzyki lecącej ze słuchawek wetkniętych w uszy. W samotności nikt na nią nie patrzył i mogła czuć się swobodnie. Nie przyszła tutaj z zamiarem rozmowy z kimkolwiek, jednak pogawędka z nieznajomym zaczynała ją coraz bardziej wciągać.
Przyglądała się z zaciekawieniem kolorowym oczom, przekrzywiając głowę do boku. Już chciała się odezwać, przyjąć jego słowa za pewnik, wtem brwi dziewczyny zbiegły się, a oczy zmrużyły. Miała się bardziej na baczności niż zazwyczaj. Dopiero co poznała tego chłopaka, więc mógł chcieć zrobić sobie z niej żarty. Może założył się z kolegą, który zaraz wyskoczy gdzieś z boku i wyśmieją jej łatwowierność. Itou była bystra, jednak z założenia nie doszukiwała się w ludziach złych intencji. Z tego powodu już nie raz dała się nabrać na różnego rodzaju żarty. Nie lubiła tego w sobie, ponieważ w swoim słowniku nazywała to naiwnością. Dopiero z wiekiem nauczyła się akceptować tę cechę, widząc że potrafi szczerzej i ufniej podchodzić do życia niż inni, co i bywało czasami nawet trochę urocze.
— Wkręcasz mnie? — Wyprostowała się, stając stopami na szczebelku barierki. Chwyciła się jej mocno i wychyliła na wyprostowanych ramionach w kierunku chłopaka. Stała teraz odrobinę wyżej, miała więc zielone i czerwone oczy na wysokości własnych, ciemnych z nutką jasnych refleksów. W zielone oko jeszcze mogłaby uwierzyć. Genetyka tego nie broniła, nawet w wypadku zazwyczaj ciemnookich Japończyków. Wystarczyło połączenie dwóch recesywnych alleli. Jednak czerwone oczy mieli wedłu jej wiedzy tylko albinosi. Zbliżyła nieznacznie twarz w poszukiwaniu cienkiej obwódki soczewek wokół tęczówek. Niemniej nic takiego nie dostrzegła. Kolory wyglądały naturalnie, zwyczajnie. Nie były sztucznie nasycone. Wyraz twarzy nastolatki zaczął powoli się zmieniać. Ściągnięte wcześniej brwi uniosły się ku górze, a powieki otworzyły się mocniej w zdziwieniu.
— N-naprawdę masz taki kolor oczu. — Wróciła na swoje miejsce przy barierce, zerkając to na czarnowłosego, to na brykające źrebię zebry.
— Więc Twoje lewe oko jest jak biały pasek u zebry. Tęczówka musi być pozbawiona melaniny i po prostu odbija kolor tylnej ściany oka. To szalenie ciekawe. Choć pod względem genetyki pewnie zupełnie trywialne, jakaś zwykła mutacja. — Dotarło do niej, że się rozgadała. Chłopak zapewne to wszystko wiedział albo nic go to nie obchodziło. Albo co gorsza, jedno i drugie.
— Ale sorry, pewnie wszyscy Ci o tym mówią i już masz dość tego tematu. — Bezpieczniej było wrócić do zebr, choć ta tematyka również mogła być grząska. Niewiele brakowało, aby język Itou rozwiązał się całkowicie i zanudziła na amen, swoją drogą, sympatycznego chłopaka.
— Serio? Nie wiedziałam o tym! — Wiedza towarzysza zrobiła na Alaeshy pozytywne wrażenie. Rzadko kiedy mogła porozmawiać na takie tematy z rówieśnikami. To, co nie wliczało się w zakres wiedzy do egzaminów, nie liczyło się dla większości z nich. W zasadzie nie miała im tego za złe — i tak wszyscy musieli się uczyć o wiele za dużo. Mimo wszystko trudno było znaleźć kompana do rozmowy, który po chwili nie patrzyłby na nią jakoś dziwnie, gdy z zaangażowaniem opowiadała o naukowych zagadnieniach, gdy reszta chętniej omówiłaby j-popowe dramaty. Alaesha ugryzła się w język, aby nie powiedzieć nic więcej. To w końcu tylko zebry i zwykły small talk, coś, co w Japonii robiło się grzecznościowo i nagminnie. Zaraz pewnie skinie na pożegnanie głową i pójdzie dalej. Jednak dotychczas spokojny głos nieznajomego rozbrzmiał już wkrótce śmiechem w rzuconym żarcie. Rzeczywiście, do dzisiejszej pogody białe paski na czarnych ciuchach mogłyby znacznie poratować chłopaka. Itou zachichotała pod nosem, huśtając się lekko przy barierce. Trudno było jej wytrzymać w miejscu bez żadnego ruchu. Zazwyczaj starała się tego nie pokazywać, niemniej podczas akurat tej rozmowy nie czuła w sobie takiego przymusu. Z tego, co powiedział potem zrozumiała, że nie mieszkał w Fukkatsu.
— Skąd przyjechałeś? Chyba nie jakoś z daleka, skoro zdążyłeś dojechać o tej porze. — Czarnowłosy już w chwilę potem zwrócił uwagę na jej własny ubiór. Spojrzała po sobie, w pierwszym odruchu zupełnie nie pamiętając, co ma na sobie. Wzrok padł na wskazane spodenki i wszystko stało się jasne. Były przecież w paski.
— Trochę dziwna byłaby to zebra, ale w sumie masz rację. — Poprawiła odrobinę materiał i się uśmiechnęła. Z pewnością była lepiej ubrana do gorącej pogody od niego, a już samo to sprawiało, że „była lepszą zebrą". Niemniej właśnie stali w słońcu, a ona wolała, żeby chłopak nie spłonął tutaj żywcem. Lub przynajmniej, żeby nie dostał udaru cieplnego.
— Może chodźmy zobaczyć pandy, tam wybieg jest zacieniony. Jeśli masz czas i ochotę oczywiście. — Dodała pospiesznie drugie zdanie, zdając sobie sprawę z tego, że przecież mógł być tutaj ze znajomymi lub rodzicami. Niezależnie od odpowiedzi i tego, czy zaczęli iść w kierunku kolejnego wybiegu dla zwierząt, zadała mu jeszcze pytanie.
— Jak się nazywasz?
@Nakashima Yosuke
Przyglądała się z zaciekawieniem kolorowym oczom, przekrzywiając głowę do boku. Już chciała się odezwać, przyjąć jego słowa za pewnik, wtem brwi dziewczyny zbiegły się, a oczy zmrużyły. Miała się bardziej na baczności niż zazwyczaj. Dopiero co poznała tego chłopaka, więc mógł chcieć zrobić sobie z niej żarty. Może założył się z kolegą, który zaraz wyskoczy gdzieś z boku i wyśmieją jej łatwowierność. Itou była bystra, jednak z założenia nie doszukiwała się w ludziach złych intencji. Z tego powodu już nie raz dała się nabrać na różnego rodzaju żarty. Nie lubiła tego w sobie, ponieważ w swoim słowniku nazywała to naiwnością. Dopiero z wiekiem nauczyła się akceptować tę cechę, widząc że potrafi szczerzej i ufniej podchodzić do życia niż inni, co i bywało czasami nawet trochę urocze.
— Wkręcasz mnie? — Wyprostowała się, stając stopami na szczebelku barierki. Chwyciła się jej mocno i wychyliła na wyprostowanych ramionach w kierunku chłopaka. Stała teraz odrobinę wyżej, miała więc zielone i czerwone oczy na wysokości własnych, ciemnych z nutką jasnych refleksów. W zielone oko jeszcze mogłaby uwierzyć. Genetyka tego nie broniła, nawet w wypadku zazwyczaj ciemnookich Japończyków. Wystarczyło połączenie dwóch recesywnych alleli. Jednak czerwone oczy mieli wedłu jej wiedzy tylko albinosi. Zbliżyła nieznacznie twarz w poszukiwaniu cienkiej obwódki soczewek wokół tęczówek. Niemniej nic takiego nie dostrzegła. Kolory wyglądały naturalnie, zwyczajnie. Nie były sztucznie nasycone. Wyraz twarzy nastolatki zaczął powoli się zmieniać. Ściągnięte wcześniej brwi uniosły się ku górze, a powieki otworzyły się mocniej w zdziwieniu.
— N-naprawdę masz taki kolor oczu. — Wróciła na swoje miejsce przy barierce, zerkając to na czarnowłosego, to na brykające źrebię zebry.
— Więc Twoje lewe oko jest jak biały pasek u zebry. Tęczówka musi być pozbawiona melaniny i po prostu odbija kolor tylnej ściany oka. To szalenie ciekawe. Choć pod względem genetyki pewnie zupełnie trywialne, jakaś zwykła mutacja. — Dotarło do niej, że się rozgadała. Chłopak zapewne to wszystko wiedział albo nic go to nie obchodziło. Albo co gorsza, jedno i drugie.
— Ale sorry, pewnie wszyscy Ci o tym mówią i już masz dość tego tematu. — Bezpieczniej było wrócić do zebr, choć ta tematyka również mogła być grząska. Niewiele brakowało, aby język Itou rozwiązał się całkowicie i zanudziła na amen, swoją drogą, sympatycznego chłopaka.
— Serio? Nie wiedziałam o tym! — Wiedza towarzysza zrobiła na Alaeshy pozytywne wrażenie. Rzadko kiedy mogła porozmawiać na takie tematy z rówieśnikami. To, co nie wliczało się w zakres wiedzy do egzaminów, nie liczyło się dla większości z nich. W zasadzie nie miała im tego za złe — i tak wszyscy musieli się uczyć o wiele za dużo. Mimo wszystko trudno było znaleźć kompana do rozmowy, który po chwili nie patrzyłby na nią jakoś dziwnie, gdy z zaangażowaniem opowiadała o naukowych zagadnieniach, gdy reszta chętniej omówiłaby j-popowe dramaty. Alaesha ugryzła się w język, aby nie powiedzieć nic więcej. To w końcu tylko zebry i zwykły small talk, coś, co w Japonii robiło się grzecznościowo i nagminnie. Zaraz pewnie skinie na pożegnanie głową i pójdzie dalej. Jednak dotychczas spokojny głos nieznajomego rozbrzmiał już wkrótce śmiechem w rzuconym żarcie. Rzeczywiście, do dzisiejszej pogody białe paski na czarnych ciuchach mogłyby znacznie poratować chłopaka. Itou zachichotała pod nosem, huśtając się lekko przy barierce. Trudno było jej wytrzymać w miejscu bez żadnego ruchu. Zazwyczaj starała się tego nie pokazywać, niemniej podczas akurat tej rozmowy nie czuła w sobie takiego przymusu. Z tego, co powiedział potem zrozumiała, że nie mieszkał w Fukkatsu.
— Skąd przyjechałeś? Chyba nie jakoś z daleka, skoro zdążyłeś dojechać o tej porze. — Czarnowłosy już w chwilę potem zwrócił uwagę na jej własny ubiór. Spojrzała po sobie, w pierwszym odruchu zupełnie nie pamiętając, co ma na sobie. Wzrok padł na wskazane spodenki i wszystko stało się jasne. Były przecież w paski.
— Trochę dziwna byłaby to zebra, ale w sumie masz rację. — Poprawiła odrobinę materiał i się uśmiechnęła. Z pewnością była lepiej ubrana do gorącej pogody od niego, a już samo to sprawiało, że „była lepszą zebrą". Niemniej właśnie stali w słońcu, a ona wolała, żeby chłopak nie spłonął tutaj żywcem. Lub przynajmniej, żeby nie dostał udaru cieplnego.
— Może chodźmy zobaczyć pandy, tam wybieg jest zacieniony. Jeśli masz czas i ochotę oczywiście. — Dodała pospiesznie drugie zdanie, zdając sobie sprawę z tego, że przecież mógł być tutaj ze znajomymi lub rodzicami. Niezależnie od odpowiedzi i tego, czy zaczęli iść w kierunku kolejnego wybiegu dla zwierząt, zadała mu jeszcze pytanie.
— Jak się nazywasz?
@Nakashima Yosuke
Nakashima Yosuke and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Zawiązywanie nowych znajomości przychodziło mu z łatwością. Wystarczyło rzucić żartem, komplementem, krótkim komentarzem na temat aktualnej sytuacji, zaoferować pomoc, a w przypadku dziewcząt często wystarczał sam uśmiech. Zawsze znajdował jakiś powód do zaczepki, jeśli czuł potrzebę porozmawiania z kimś, a był na tyle społecznym zwierzem, żeby potrzeba ta pojawiała się u niego dostatecznie często. Nawet, jeśli nie zdobywał stałych przyjaciół, znajomych, z którymi utrzymywałby kontakt po tym jak ich drogi się rozejdą, uważał, że warto zamienić choć parę słów. Ludzie po prostu nie byli stworzeni do samotności.
Wysunął nieco głowę w jej kierunku, przechylił lekko, żeby światło docierało do tęczówek pod lepszym kątem. Postanowił nawet zrobić coś, co u większości od razu wywoływało dyskomfort. Otworzył ślepia jak najszerzej i przyłożył palec do gałki ocznej, przesuwając nim delikatnie, na potwierdzenie, że nie znajduje się tam żaden hydrożelowy czy silikonowy obiekt. Po tej krótkiej prezentacji pozwolił jej jednak na przyglądanie się w spokoju tak długo, jak tylko chciała, wykorzystując ten czas na wpatrywanie się w jej oczy. Nie były typowo ciemne, przypominające czarne węgielki. Była w nich jasność, której nie dostrzegał w przeciętnych oczach mieszkańców wyspy, ale nie zgadłby jaki mają kolor. Musiał być jednak jakiś naturalny, skoro tak intensywnie doszukiwała się choć kropli fałszu w jego zapewnieniach. Albo sama ubarwiała własne, stąd też wiedziała, czego szukać z tak bliska
– Nie, nie. To całkiem… – musiał znaleźć odpowiednie słowo. Na końcu języka zaplątało mu się takie, które niekoniecznie pasowało do ledwo nawiązanej znajomości. – …miłe. – Przerwa w wypowiedzi trwała sekundę, góra dwie. Nie chciał palnąć czegoś głupiego, co mogłoby zmienić nastawienie dziewczyny wobec niego. Tak, jak szybko potrafił zagadać obcą osobę, tak samo szybko i bez przemyślenia zdarzało mu się rzucić tekstem, który mógłby zostać zrozumiany dość opacznie. – Często nawet po przyjrzeniu się obrywam tekstami, że to na bank jakieś bardzo dobrze dopasowane soczewki, hologram, fizyka czarnej dziury albo czary. Przynajmniej jeśli chodzi o osoby w naszym wieku. Czasem zaczynają od razu cykać foty bez pytania mnie o zdanie. – Wzruszył lekko ramionami. Uroki bycia „dziwnym”, do których już dawno się przyzwyczaił. Wolał nawet nie myśleć, ile razy jego zdjęcie poszybowało gdzieś do sieci albo zostało przesłane do zupełnie obcych ludzi, jakby był jakąś atrakcją turystyczną, którą koniecznie trzeba było zobaczyć. – Lubię mądre dziewczyny. – Wyszczerzył się w rozbrajającym uśmiechu.
Choć znał zarówno profesjonalną, medyczną diagnozę, jak i całą rodzinną historię podobnych ubytków w barwnikach, nadal przyjemnie było posłuchać, kiedy nastolatka z takim przejęciem trajkotała o tych bardziej technicznych aspektach jego przypadłości zamiast robić z niego ciekawostkę do podzielenia się ze znajomymi. Przynajmniej nie wydawała się być stereotypową laską, której wiedza ograniczała się do celebryckich dram, ploteczek i skomplikowanych losów postaci z taśmowego serialu, a zainteresowania obejmowały standardowy zestaw Netflix&Chill, muzyka (czyli wyłącznie słuchanie zespołów popowych) i podróże, choć najdalej gdzie była to na obrzeżach miasta, w którym żyła. Nie była zwyczajna, nudna. Rozmowa, jakkolwiek niezobowiązująca by nie była, była dla Yosuke czymś przyjemnym, a nie stąpaniem po polu minowym w postaci udawania, że wcale się nie zna na najgorętszych, najpikantniejszych problemach znanych ludzi.
– Jestem z Sāwy. – Wsiadł w najwcześniejszy pociąg, którym zwykle niektórzy mieszkańcy dojeżdżali do pracy w mieście. To wymagało od niego wstania niemalże skoro świt, ale nie miał z tym problemu. W dzień wolny jakoś tak łatwiej i chętniej zrywał się z łóżka o nieludzkiej dla niektórych porze – może dlatego, że czekały go pełne wrażeń godziny, a on nie lubił marnować czasu. Z rana nie bywało też tak nieznośnie gorąco latem, wszelkie warte odwiedzenia miejsca były mniej zatłoczone, minimalizował szansę, że brat czy siostra (a zwłaszcza ona) się do niego przyczepią. Wyjazd bliżej południa skończyłby się utratą połowy dnia i wysoką szansą, że nie ruszałby na wycieczkę sam.
– Jasne. Mam masę czasu, a chyba gdzieś w tamtą stronę był też niedźwiedź polarny i pingwiny. – Podejrzewał, że w ich okolicy może być nieco chłodniej, w końcu jakoś musieli zapewniać zwierzakom warunki zbliżone do naturalnych. Chociaż z tymi topniejącymi lodowcami to białe miśki nawet w upale powoli mogły się czuć jak w domu.
– Nakashima Yosuke. A ty?
@Itou Alaesha
Wysunął nieco głowę w jej kierunku, przechylił lekko, żeby światło docierało do tęczówek pod lepszym kątem. Postanowił nawet zrobić coś, co u większości od razu wywoływało dyskomfort. Otworzył ślepia jak najszerzej i przyłożył palec do gałki ocznej, przesuwając nim delikatnie, na potwierdzenie, że nie znajduje się tam żaden hydrożelowy czy silikonowy obiekt. Po tej krótkiej prezentacji pozwolił jej jednak na przyglądanie się w spokoju tak długo, jak tylko chciała, wykorzystując ten czas na wpatrywanie się w jej oczy. Nie były typowo ciemne, przypominające czarne węgielki. Była w nich jasność, której nie dostrzegał w przeciętnych oczach mieszkańców wyspy, ale nie zgadłby jaki mają kolor. Musiał być jednak jakiś naturalny, skoro tak intensywnie doszukiwała się choć kropli fałszu w jego zapewnieniach. Albo sama ubarwiała własne, stąd też wiedziała, czego szukać z tak bliska
– Nie, nie. To całkiem… – musiał znaleźć odpowiednie słowo. Na końcu języka zaplątało mu się takie, które niekoniecznie pasowało do ledwo nawiązanej znajomości. – …miłe. – Przerwa w wypowiedzi trwała sekundę, góra dwie. Nie chciał palnąć czegoś głupiego, co mogłoby zmienić nastawienie dziewczyny wobec niego. Tak, jak szybko potrafił zagadać obcą osobę, tak samo szybko i bez przemyślenia zdarzało mu się rzucić tekstem, który mógłby zostać zrozumiany dość opacznie. – Często nawet po przyjrzeniu się obrywam tekstami, że to na bank jakieś bardzo dobrze dopasowane soczewki, hologram, fizyka czarnej dziury albo czary. Przynajmniej jeśli chodzi o osoby w naszym wieku. Czasem zaczynają od razu cykać foty bez pytania mnie o zdanie. – Wzruszył lekko ramionami. Uroki bycia „dziwnym”, do których już dawno się przyzwyczaił. Wolał nawet nie myśleć, ile razy jego zdjęcie poszybowało gdzieś do sieci albo zostało przesłane do zupełnie obcych ludzi, jakby był jakąś atrakcją turystyczną, którą koniecznie trzeba było zobaczyć. – Lubię mądre dziewczyny. – Wyszczerzył się w rozbrajającym uśmiechu.
Choć znał zarówno profesjonalną, medyczną diagnozę, jak i całą rodzinną historię podobnych ubytków w barwnikach, nadal przyjemnie było posłuchać, kiedy nastolatka z takim przejęciem trajkotała o tych bardziej technicznych aspektach jego przypadłości zamiast robić z niego ciekawostkę do podzielenia się ze znajomymi. Przynajmniej nie wydawała się być stereotypową laską, której wiedza ograniczała się do celebryckich dram, ploteczek i skomplikowanych losów postaci z taśmowego serialu, a zainteresowania obejmowały standardowy zestaw Netflix&Chill, muzyka (czyli wyłącznie słuchanie zespołów popowych) i podróże, choć najdalej gdzie była to na obrzeżach miasta, w którym żyła. Nie była zwyczajna, nudna. Rozmowa, jakkolwiek niezobowiązująca by nie była, była dla Yosuke czymś przyjemnym, a nie stąpaniem po polu minowym w postaci udawania, że wcale się nie zna na najgorętszych, najpikantniejszych problemach znanych ludzi.
– Jestem z Sāwy. – Wsiadł w najwcześniejszy pociąg, którym zwykle niektórzy mieszkańcy dojeżdżali do pracy w mieście. To wymagało od niego wstania niemalże skoro świt, ale nie miał z tym problemu. W dzień wolny jakoś tak łatwiej i chętniej zrywał się z łóżka o nieludzkiej dla niektórych porze – może dlatego, że czekały go pełne wrażeń godziny, a on nie lubił marnować czasu. Z rana nie bywało też tak nieznośnie gorąco latem, wszelkie warte odwiedzenia miejsca były mniej zatłoczone, minimalizował szansę, że brat czy siostra (a zwłaszcza ona) się do niego przyczepią. Wyjazd bliżej południa skończyłby się utratą połowy dnia i wysoką szansą, że nie ruszałby na wycieczkę sam.
– Jasne. Mam masę czasu, a chyba gdzieś w tamtą stronę był też niedźwiedź polarny i pingwiny. – Podejrzewał, że w ich okolicy może być nieco chłodniej, w końcu jakoś musieli zapewniać zwierzakom warunki zbliżone do naturalnych. Chociaż z tymi topniejącymi lodowcami to białe miśki nawet w upale powoli mogły się czuć jak w domu.
– Nakashima Yosuke. A ty?
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Posiadacz dwubarwnych tęczówek postanowił pomóc Itou w ocenie realności kolorów, którym właśnie z taką uwagą się przyglądała. Wysuwając twarz w kierunku dziewczęcia, znajdował się wyjątkowo blisko, z czego jednak Alaesha początkowo skwapliwie skorzystała. Wpadające promienie słoneczne dodały oczom wyrazu i głębi, które definitywnie potwierdziły ich naturalność. Palec włożony do oka był już w tym momencie zbyteczny, bo i tak zdążyła mu uwierzyć.
— Już dobrze, dobrze! Naprawdę Ci wierzę! Wyjmij ten palec! — Roześmiała się, starając nie przyglądać się samemu palcowi gmerającemu po gałce ocznej — nie przestała jednak spoglądać w nietypowe połączenie tęczówek. Chłopak również nie zmieniał kierunku spojrzenia i w pewnym momencie już sama nie wiedziała, kto wpatruje się w kogo, więc odsunęła się, może odrobinę zbyt gwałtownie. Niespecjalnie była przyzwyczajona do tak bliskiej obecności chłopaków, przynajmniej nie takich, których ledwo poznała. Z takim bliżej poznanym to już była inna sprawa. Niemniej ten akurat zaczepnie igrał dystansem, raz go w pełni zachowując, a kiedy indziej niespodziewanie skracając. Chociaż po prawdzie sama była sobie winna, przysuwając się w przypływie ciekawości i chęci zbadania stojącego przed nią zjawiska. Rozumianego nie tylko jako intrygujące tęczówki.
W nowo poznanym było coś swobodnego i szczerego. Mówił z łatwością, o jakiej Itou na razie mogłaby tylko pomarzyć — drażniona zazwyczaj intruzyjnymi podszeptami własnych myśli lub zupełną pustką właśnie wtedy, gdy wypadało się odezwać. Niemniej w tym momencie wewnętrzny monolog ucichł, również przyglądając się z zainteresowaniem niecodziennemu towarzystwu; przesuwając uwagę wraz z dziewczyną na ruch dłoni poprawiającej dłuższe czarne pasma, które okalały symetryczną twarz i ładny uśmiech.
— Miłe? Nie miałeś czegoś innego na myśli? Na przykład nerdowskie... lub głupie? — Ostatnie słowa wymówiła ciszej i półgębkiem. Wydęła też lekko policzki i spojrzała gdzieś w bok, by po chwili wrócić wzrokiem do chłopaka w poszukiwaniu jego reakcji. Dwubarwność, a może i sama obecność, wzbudzały w Itou delikatny niepokój, który zmuszał co jakiś czas do odwrócenia wzroku. Będzie potrzebowała jeszcze chwili, aby się przyzwyczaić.
— Czary! — Wpierw krótko parsknęła śmiechem z ewidentnego absurdu (doceniając przy tym poczucie humoru), a dopiero potem wysnuła wniosek, że to okropnie nie fair, że jest tak traktowany. Pewnie właśnie z tego powodu tak bezpośrednio chciał jej zaprezentować prawdziwość swoich tęczówek. Być może też tym samym uciąć temat, za którym nie przepadał ze względu na nieprzyjemne lub głupie komentarze?
— Naprawdę? Ludzie się tak zachowują? Twoje oczy niewątpliwie są interesujące, ale przecież żaden z Ciebie zwierzak w zoo, żeby robić Ci zdjęcia bez pytania. — Kiwnęła głową w kierunku chodzących po wybiegu zebr, nie widząc między nimi a nim większego podobieństwa ponad czernią pasków i ubioru chłopaka i tym, że należeli do gromady ssaków.
Tymczasem już w chwilę potem twarz chłopaka rozjaśnił szeroki i zdawałoby się odrobinę zawadiacki uśmiech, a z samych ust popłynęło, jak najwyraźniej miał w zwyczaju, zupełnie swobodnie rzucone wyznanie. Alaesha poczuła, że zrobiło się jej jakoś goręcej, chociaż słońce wcale nie przyświecało mocniej. Uśmiechnęła się i odjęła na chwilę dłoń od barierki, żeby założyć jakiś zaginiony kosmyk włosów za ucho, zupełnie jednak nie wiedząc, co odpowiedzieć. Powiedział „mądre”, a nie „ładne” i to chyba zrobiło na niej największe wrażenie. To że była dosyć ładna, wiedziała i już kilkukrotnie słyszała (choć w nastoletniej głowie i tak znajdowało się parę zupełnie nieadekwatnych kompleksów), jednak najczęściej chłopacy brali nogi za pas, gdy okazywało się, że ma lepsze od nich wyniki z egzaminów. Najwyraźniej nie zakładali, że jedno i drugie może i w ogóle powinno się ze sobą łączyć. Natomiast jeśli dobrze zrozumiała, to nowo poznany zaklasyfikował ją właśnie do kategorii mądrych i ponoć mu się to nawet podobało. Och.
Dopiero po pewnej chwili wpadła do dziewczęcej głowy myśl, która dodatkowo wybrzmiała z wcześniejszej wypowiedzi czarnowłosego.
— W naszym wieku? Po czym zakładasz, że mamy tyle samo lat? — Zapytała, odrobinę mrużąc przy tym powieki.
— Sāwa? Jejku, ale super, musisz mieć codziennie wokół siebie tyle przyrody i spokoju, i ciszy. Szukam też tego w Fukkatsu, ale nie zawsze znajduję. W sumie dzisiaj trafiłam do zoo zupełnie przypadkiem ... — Przez chwilę zastanawiała się, czy przyznać się do pomyłki, lecz chłopak od początku grał z nią w otwarte karty i miała zamiar odwdzięczyć się tym samym — przy okazji ponownie się trochę rozgadując. — ... bo wsiadłam nie do tego autobusu, do którego chciałam. Miałam jechać do portu, gdzie nad wybrzeżem jest taka miejscówka, o której prawie nikt nie wie. Są tam szuwary, mewy, kaczki, a czasem nawet czaple. Miałam dzisiaj siedzieć na rozgrzanym betonie, ale tak się złożyło, że właśnie oglądam zebry. Z Tobą. Ale starczy mojego gadania, chodźmy zobaczyć te pandy! — Ucieszyła się, że to nietypowe spotkanie jeszcze nie musi się kończyć i że w sumie to znalazła, a raczej samo ją znalazło towarzystwo.
— Jestem Itou Alaesha.
Doszli do wybiegu z pandami, przy którym było zdecydowanie chłodniej. Alaesha wspięła się na nową barierkę, tym razem jednak siadając na niej — choć nie powinna tego robić, to nie zawsze przejmowała się różnego rodzaju zakazami. Skoro Yosuke z własnej woli chciał spędzić z nią dłuższą chwilę, to czas najwyższy było się trochę rozluźnić. W międzyczasie jedna z pand przeturlała się niezgrabnie po drewnianej kładce i był to widok, na jaki Itou w duchu liczyła.
— O rany, uwielbiam to, jakie one są niezdarne.
@Nakashima Yosuke
— Już dobrze, dobrze! Naprawdę Ci wierzę! Wyjmij ten palec! — Roześmiała się, starając nie przyglądać się samemu palcowi gmerającemu po gałce ocznej — nie przestała jednak spoglądać w nietypowe połączenie tęczówek. Chłopak również nie zmieniał kierunku spojrzenia i w pewnym momencie już sama nie wiedziała, kto wpatruje się w kogo, więc odsunęła się, może odrobinę zbyt gwałtownie. Niespecjalnie była przyzwyczajona do tak bliskiej obecności chłopaków, przynajmniej nie takich, których ledwo poznała. Z takim bliżej poznanym to już była inna sprawa. Niemniej ten akurat zaczepnie igrał dystansem, raz go w pełni zachowując, a kiedy indziej niespodziewanie skracając. Chociaż po prawdzie sama była sobie winna, przysuwając się w przypływie ciekawości i chęci zbadania stojącego przed nią zjawiska. Rozumianego nie tylko jako intrygujące tęczówki.
W nowo poznanym było coś swobodnego i szczerego. Mówił z łatwością, o jakiej Itou na razie mogłaby tylko pomarzyć — drażniona zazwyczaj intruzyjnymi podszeptami własnych myśli lub zupełną pustką właśnie wtedy, gdy wypadało się odezwać. Niemniej w tym momencie wewnętrzny monolog ucichł, również przyglądając się z zainteresowaniem niecodziennemu towarzystwu; przesuwając uwagę wraz z dziewczyną na ruch dłoni poprawiającej dłuższe czarne pasma, które okalały symetryczną twarz i ładny uśmiech.
— Miłe? Nie miałeś czegoś innego na myśli? Na przykład nerdowskie... lub głupie? — Ostatnie słowa wymówiła ciszej i półgębkiem. Wydęła też lekko policzki i spojrzała gdzieś w bok, by po chwili wrócić wzrokiem do chłopaka w poszukiwaniu jego reakcji. Dwubarwność, a może i sama obecność, wzbudzały w Itou delikatny niepokój, który zmuszał co jakiś czas do odwrócenia wzroku. Będzie potrzebowała jeszcze chwili, aby się przyzwyczaić.
— Czary! — Wpierw krótko parsknęła śmiechem z ewidentnego absurdu (doceniając przy tym poczucie humoru), a dopiero potem wysnuła wniosek, że to okropnie nie fair, że jest tak traktowany. Pewnie właśnie z tego powodu tak bezpośrednio chciał jej zaprezentować prawdziwość swoich tęczówek. Być może też tym samym uciąć temat, za którym nie przepadał ze względu na nieprzyjemne lub głupie komentarze?
— Naprawdę? Ludzie się tak zachowują? Twoje oczy niewątpliwie są interesujące, ale przecież żaden z Ciebie zwierzak w zoo, żeby robić Ci zdjęcia bez pytania. — Kiwnęła głową w kierunku chodzących po wybiegu zebr, nie widząc między nimi a nim większego podobieństwa ponad czernią pasków i ubioru chłopaka i tym, że należeli do gromady ssaków.
Tymczasem już w chwilę potem twarz chłopaka rozjaśnił szeroki i zdawałoby się odrobinę zawadiacki uśmiech, a z samych ust popłynęło, jak najwyraźniej miał w zwyczaju, zupełnie swobodnie rzucone wyznanie. Alaesha poczuła, że zrobiło się jej jakoś goręcej, chociaż słońce wcale nie przyświecało mocniej. Uśmiechnęła się i odjęła na chwilę dłoń od barierki, żeby założyć jakiś zaginiony kosmyk włosów za ucho, zupełnie jednak nie wiedząc, co odpowiedzieć. Powiedział „mądre”, a nie „ładne” i to chyba zrobiło na niej największe wrażenie. To że była dosyć ładna, wiedziała i już kilkukrotnie słyszała (choć w nastoletniej głowie i tak znajdowało się parę zupełnie nieadekwatnych kompleksów), jednak najczęściej chłopacy brali nogi za pas, gdy okazywało się, że ma lepsze od nich wyniki z egzaminów. Najwyraźniej nie zakładali, że jedno i drugie może i w ogóle powinno się ze sobą łączyć. Natomiast jeśli dobrze zrozumiała, to nowo poznany zaklasyfikował ją właśnie do kategorii mądrych i ponoć mu się to nawet podobało. Och.
Dopiero po pewnej chwili wpadła do dziewczęcej głowy myśl, która dodatkowo wybrzmiała z wcześniejszej wypowiedzi czarnowłosego.
— W naszym wieku? Po czym zakładasz, że mamy tyle samo lat? — Zapytała, odrobinę mrużąc przy tym powieki.
— Sāwa? Jejku, ale super, musisz mieć codziennie wokół siebie tyle przyrody i spokoju, i ciszy. Szukam też tego w Fukkatsu, ale nie zawsze znajduję. W sumie dzisiaj trafiłam do zoo zupełnie przypadkiem ... — Przez chwilę zastanawiała się, czy przyznać się do pomyłki, lecz chłopak od początku grał z nią w otwarte karty i miała zamiar odwdzięczyć się tym samym — przy okazji ponownie się trochę rozgadując. — ... bo wsiadłam nie do tego autobusu, do którego chciałam. Miałam jechać do portu, gdzie nad wybrzeżem jest taka miejscówka, o której prawie nikt nie wie. Są tam szuwary, mewy, kaczki, a czasem nawet czaple. Miałam dzisiaj siedzieć na rozgrzanym betonie, ale tak się złożyło, że właśnie oglądam zebry. Z Tobą. Ale starczy mojego gadania, chodźmy zobaczyć te pandy! — Ucieszyła się, że to nietypowe spotkanie jeszcze nie musi się kończyć i że w sumie to znalazła, a raczej samo ją znalazło towarzystwo.
— Jestem Itou Alaesha.
Doszli do wybiegu z pandami, przy którym było zdecydowanie chłodniej. Alaesha wspięła się na nową barierkę, tym razem jednak siadając na niej — choć nie powinna tego robić, to nie zawsze przejmowała się różnego rodzaju zakazami. Skoro Yosuke z własnej woli chciał spędzić z nią dłuższą chwilę, to czas najwyższy było się trochę rozluźnić. W międzyczasie jedna z pand przeturlała się niezgrabnie po drewnianej kładce i był to widok, na jaki Itou w duchu liczyła.
— O rany, uwielbiam to, jakie one są niezdarne.
@Nakashima Yosuke
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
W akompaniamencie lekkiego, przypominającego chichot śmiechu odsunął palec od oka. Nie było to zbyt przyjemne ani do oglądania, ani jako wykonywana czynność, a za pchanie rąk do tak wrażliwego organu rodzice najpewniej by go po tych rękach strzelili kawałkiem zwiniętej w rulon gazety. Bo przecież nikt inny niż oni będą go potem leczyć z czegoś, co mu tam mogło wleźć za sprawą brudnych łapek. Dłonie pozornie tylko były zadbane i czyste – póki miały kontakt z przestrzeniami publicznymi, mogły stawać się nowym domem dla niezliczonych mikroskopijnych żyjątek. To siedziało gdzieś z tyłu głowy Nakashimy, krążyło w jego świadomości, jednak pchany do przodu młodzieńczą energią niespecjalnie przejmował się tym, że później może czegoś żałować. Zwłaszcza, kiedy całkiem niezła, zbudowana zahartowaniem odporność skutecznie trzymała wszelkie choroby na dystans.
– Nerdy bywają urocze – stwierdził od razu, patrząc na tę reakcję udawanego (chyba) obrażenia się. Na jego twarzy cały czas utrzymywał się uśmiech, choć teraz dopiero zdawał się przeobrażać w nieco bardziej szelmowski, zadziorny. Bezpośredniość Yosuke któregoś dnia na pewno zaowocuje jakąś nieprzyjemnością, jak choćby sprzedaniem liścia na tę bezczelną twarz, ale liczył, że nie jest to ten dzień. Nie mógł się po prostu powstrzymać. – Wiesz, miałem powiedzieć seksowne. Ale nie chcę wyjść na dupka bez taktu, który myśli tylko o jednym.
W jego wychowaniu kładziono duży nacisk na szacunek. Nie tylko wobec rodziców, nauczycieli i ogółem starszych, ale także wobec kobiet. Wobec każdego i wszystkiego właściwie, bo i taką naturę uczono go szanować. Nie łamać gałęzi, jeśli nie jest to konieczne, nie dręczyć zwierząt, nie niszczyć ławek czy murów szczeniackimi napisami, nie mówić źle o bogach i respektować zasady panujące na świętych terenach. Dlatego momentami wstrzymywał też język przed powiedzeniem choć słowa za dużo, ale nie było to łatwe, a jak się okazywało – również wyjątkowo trwałe. Wystarczyło lekkie pociągnięcie tematu, żeby i tak wygadał się z tego, co miał na myśli przy pierwszym odruchu. Świadczyło to o jego szczerości i prawdomówności, ale może też o odwadze graniczącej z głupotą, że choć wymanewrował z potencjalnie nieprzyjemnej sytuacji, mimo wszystko niczym bumerang zawracał prosto na kurs kolizyjny z tą samą ścieżką.
– Kiedyś takie osobliwości ludzie mogli oglądać w cyrku, ale większość dziwaków zaczęła być całkiem normalna w naszych czasach. A jak już jakiegoś się spotka, to najczęściej się w człowieku budzi jakiś instynkt małpy przy kiści bananów. – Wzruszył ramionami. Nie miał siły na odganianie się od ludzi w trybie uga buga, wolał ich po prostu ignorować, tak jak tych, którzy gapili się na niego, jakby zobaczyli boskie objawienie. W Sāwie na szczęście ludzie znali go od urodzenia i tam nie musiał się martwić o brak spokoju – być może kto się miał napatrzeć, ten już się napatrzył. Albo przez to, że żył obok nich i widzieli go codziennie, był dla nich całkowicie normalny.
– Strzelam. Gdybyś była starsza, pewnie kułabyś do egzaminów na uczelni, albo dorabiała, jak to studenci. Możesz ewentualnie być młodsza, ale nie przypominasz rówieśniczek mojego brata. Obstawiam, że masz siedemnaście jak ja albo najwyżej ze dwa mniej lub więcej. – Dedukowanie na ogół szło mu sprawnie, ale dobrze wiedział, że kariery jako detektyw nie zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo chciał pójść w tym kierunku. Na szczęście zostawały mu jeszcze w miarę proste zagadki życia codziennego i możliwość szacowania różnych rzeczy.
– Byłem w porcie raz, przypadkiem właśnie. Niezbyt mi podeszła ta mieszanka smogu i rybnych targów, uciekłem w stronę centrum. Nigdy nie byłem na wybrzeżu… przynajmniej od tej strony wyspy. – Dla niego poplątana siatka komunikacji miejskiej była zbyt skomplikowana. Dwa autobusy różniące się o jeden numer przyjeżdżające na ten sam przystanek potrafiły nagle mieć trasę w zupełnie przeciwnym kierunku, tramwaj zjeżdżał nagle gdzieś, gdzie nie powinien, coś z dodaną jedną literką obok numeru nagle zmieniało połowę swojego rozkładu albo kończyło bieg szybciej. Nie orientował się w tym wszystkim tak dobrze, a aplikacja na telefonie nie zawsze pokazywała wszystko właściwie. Nie uwzględniała choćby objazdów, wypadków drogowych, a czasami też jednodniowych zmian spowodowanych jakimś świętem. – W czasie, który zajmuje przejechanie z jednej strony Fukkatsu na drugą, można dojechać do Sāwy. Wpadnij kiedyś, góry są piękne w każdą porę roku. Las zresztą też, nawet zimą.
Plastikowy kubek po napoju wylądował po drodze w koszu, czyniąc obie ręce Nakashimy wolnymi. Wsunął dłonie w kieszenie, zatrzymując się w końcu przy pandach. Uśmiechnął się z jakimś rozczuleniem, widząc biało-czarnego miśka zachowującego się zupełnie nie jak na niedźwiedzia przystało.
– Zawsze mnie zastanawiało, jakim cudem jeszcze nie wyginęły. Nawet te w zoo stały się tak zależne od człowieka, że ledwo samodzielnie funkcjonują. – Przechylił nieco głowę, a po chwili namysłu, oparł się o barierkę przedramionami, wychylając nieco w przód.
@Itou Alaesha
– Nerdy bywają urocze – stwierdził od razu, patrząc na tę reakcję udawanego (chyba) obrażenia się. Na jego twarzy cały czas utrzymywał się uśmiech, choć teraz dopiero zdawał się przeobrażać w nieco bardziej szelmowski, zadziorny. Bezpośredniość Yosuke któregoś dnia na pewno zaowocuje jakąś nieprzyjemnością, jak choćby sprzedaniem liścia na tę bezczelną twarz, ale liczył, że nie jest to ten dzień. Nie mógł się po prostu powstrzymać. – Wiesz, miałem powiedzieć seksowne. Ale nie chcę wyjść na dupka bez taktu, który myśli tylko o jednym.
W jego wychowaniu kładziono duży nacisk na szacunek. Nie tylko wobec rodziców, nauczycieli i ogółem starszych, ale także wobec kobiet. Wobec każdego i wszystkiego właściwie, bo i taką naturę uczono go szanować. Nie łamać gałęzi, jeśli nie jest to konieczne, nie dręczyć zwierząt, nie niszczyć ławek czy murów szczeniackimi napisami, nie mówić źle o bogach i respektować zasady panujące na świętych terenach. Dlatego momentami wstrzymywał też język przed powiedzeniem choć słowa za dużo, ale nie było to łatwe, a jak się okazywało – również wyjątkowo trwałe. Wystarczyło lekkie pociągnięcie tematu, żeby i tak wygadał się z tego, co miał na myśli przy pierwszym odruchu. Świadczyło to o jego szczerości i prawdomówności, ale może też o odwadze graniczącej z głupotą, że choć wymanewrował z potencjalnie nieprzyjemnej sytuacji, mimo wszystko niczym bumerang zawracał prosto na kurs kolizyjny z tą samą ścieżką.
– Kiedyś takie osobliwości ludzie mogli oglądać w cyrku, ale większość dziwaków zaczęła być całkiem normalna w naszych czasach. A jak już jakiegoś się spotka, to najczęściej się w człowieku budzi jakiś instynkt małpy przy kiści bananów. – Wzruszył ramionami. Nie miał siły na odganianie się od ludzi w trybie uga buga, wolał ich po prostu ignorować, tak jak tych, którzy gapili się na niego, jakby zobaczyli boskie objawienie. W Sāwie na szczęście ludzie znali go od urodzenia i tam nie musiał się martwić o brak spokoju – być może kto się miał napatrzeć, ten już się napatrzył. Albo przez to, że żył obok nich i widzieli go codziennie, był dla nich całkowicie normalny.
– Strzelam. Gdybyś była starsza, pewnie kułabyś do egzaminów na uczelni, albo dorabiała, jak to studenci. Możesz ewentualnie być młodsza, ale nie przypominasz rówieśniczek mojego brata. Obstawiam, że masz siedemnaście jak ja albo najwyżej ze dwa mniej lub więcej. – Dedukowanie na ogół szło mu sprawnie, ale dobrze wiedział, że kariery jako detektyw nie zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo chciał pójść w tym kierunku. Na szczęście zostawały mu jeszcze w miarę proste zagadki życia codziennego i możliwość szacowania różnych rzeczy.
– Byłem w porcie raz, przypadkiem właśnie. Niezbyt mi podeszła ta mieszanka smogu i rybnych targów, uciekłem w stronę centrum. Nigdy nie byłem na wybrzeżu… przynajmniej od tej strony wyspy. – Dla niego poplątana siatka komunikacji miejskiej była zbyt skomplikowana. Dwa autobusy różniące się o jeden numer przyjeżdżające na ten sam przystanek potrafiły nagle mieć trasę w zupełnie przeciwnym kierunku, tramwaj zjeżdżał nagle gdzieś, gdzie nie powinien, coś z dodaną jedną literką obok numeru nagle zmieniało połowę swojego rozkładu albo kończyło bieg szybciej. Nie orientował się w tym wszystkim tak dobrze, a aplikacja na telefonie nie zawsze pokazywała wszystko właściwie. Nie uwzględniała choćby objazdów, wypadków drogowych, a czasami też jednodniowych zmian spowodowanych jakimś świętem. – W czasie, który zajmuje przejechanie z jednej strony Fukkatsu na drugą, można dojechać do Sāwy. Wpadnij kiedyś, góry są piękne w każdą porę roku. Las zresztą też, nawet zimą.
Plastikowy kubek po napoju wylądował po drodze w koszu, czyniąc obie ręce Nakashimy wolnymi. Wsunął dłonie w kieszenie, zatrzymując się w końcu przy pandach. Uśmiechnął się z jakimś rozczuleniem, widząc biało-czarnego miśka zachowującego się zupełnie nie jak na niedźwiedzia przystało.
– Zawsze mnie zastanawiało, jakim cudem jeszcze nie wyginęły. Nawet te w zoo stały się tak zależne od człowieka, że ledwo samodzielnie funkcjonują. – Przechylił nieco głowę, a po chwili namysłu, oparł się o barierkę przedramionami, wychylając nieco w przód.
@Itou Alaesha
Mamoritai Akari and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Oczywiście, że obrażenie się było najzupełniej udawane. Był to element swobodnego zachowania, jakie dziewczyna lubiła wokół siebie roztaczać — aczkolwiek potrzebowała do tego towarzystwa, przy którym pokazanie cząstki siebie wydawało się bezpieczne. Natomiast Yosuke rozbrajał ją od początku trwającej już chwili rozmowy i tym samym coraz bardziej opuszczała zwyczajową gardę. Drobny teatrzyk był zarezerwowany dla nielicznych i miał on poprawić humor oglądającemu; albo wprowadzić w drobną konsternację, albo zwrócić na siebie uwagę. Niemniej, nie pozwalał przejść koło Alaeshy obojętnie. Zawsze wywoływała jakieś emocje. Ludzie od razu zaczynali łapać jej poczucie humoru, albo nie, co szybko rewidowało kolejne znajomości. Mogłaby się obrazić, gdyby stwierdził, że zachowała się głupio. Choć i wtedy nie byłaby to obraza majestatu — na coś takiego musiałby sobie na serio nagrabić. Pewnie chwilę pokręciłaby nosem, dalej przy tym żartując, tylko bardziej uszczypliwie i z silnym postanowieniem utarcia rozmówcy jego własnego nosa. Tym czego jednak najmniej się mogła spodziewać, były komplementy. Nie bardzo była do nich przyzwyczajona i musiała powstrzymać się przed obejrzeniem się za siebie i poszukaniem jakiejś uroczej nerdki. Serio miał na myśli właśnie ją? To o nerdkach nie myślało się jak o cute, fejkowych gamerkach, które w kocich uszach i koszulkach na ramiączkach udawały, że umieją grać? W tym momencie wydęte w żartobliwej minie policzki zaczęło opuszczać ze świstem powietrze. Gdy wyraz dziewczęcej twarzy już w żadne sposób nie przypominał oburzenia, chłopak doprawił swoją wypowiedź wyjątkowo szczerą prezentacją własnych myśli. W pierwszym odruchu nie wiedziała, gdzie podziać oczy, jednak w kącikach ust już drgał uśmiech. I to nie byle jaki uśmiech, bo dosyć śmiały, będący wynikiem podbudowania samooceny i dojrzewającego kobiecego uroku. Gdyby Yosuke wiedział, co na co dzień roiło się w jej głowie... Cóż, hormony i odrobinę zbyt mocno skrywany przed światem temperament robiły swoje. Z czego jednak nie wypadało się zwierzać, ani tym bardziej chwalić ledwo poznanemu chłopakowi. Niemniej, absolutnie nie miała zamiaru się na niego gniewać, a wręcz przeciwnie, zadowolona była z tego nieoczekiwanego, zdawało się, podrywu. Wcześniejsze zafrasowanie więc zaczęło ustępować śmiałości i coraz bardziej chciała sprawdzić, gdzie ta rozmowa ich zaprowadzi.
— Jesteś wyjątkowo szczery. Podoba mi się to w tobie. — Zerknęła z ukosa na chłopaka spod zmrużonych rzęs i przygryzła od środka policzek. Zdecydowanie coraz bardziej ją intrygował i nawet nie miało to wiele wspólnego z tym, że był całkiem przystojny. Nawet mogłaby powiedzieć, że jego dłuższe włosy i czarne ubrania sprawiały, że był w jej typie. Zastanawiała się, czy może kolor ciuchów miał cokolwiek wspólnego również z gustem muzycznym, ale mając to do siebie, że myśli w jej głowie skakały z tematu na temat — za czym nie zawsze nadążali jej rozmówcy, jeśli wyrażała je na głos — postarała skupić się na wciąż omawianej tematyce.
— Obiecuję, że nie będę Cię traktować jak kiść bananów. Już się naoglądałam. — Uśmiechnęła się od ucha do ucha, jednocześnie nie precyzując, czego się naoglądała. W domyśle rzecz jasna chodziło o nietypowe oczy, a w rzeczywistości zdążyła już dokładniej przyjrzeć się Nakashimie w całości. Ona również nie umiała, a przede wszystkim nie lubiła kłamać. Dlatego, jeśli nie chciała z czymś się od razu zdradzać, to nie wytykała koniuszka języka, za który można by było pociągnąć. No, chyba że akurat chciała. Teraz nie miała takiej potrzeby, więc słuchała uważnie dedukcji czarnowłosego na temat jej wieku.
— Wow, dobry w tym jesteś. Planujesz karierę detektywa? Rzeczywiście mam 17 lat. Też jesteś rocznik 2006? — Rozważania były tym ciekawsze, że wnioski okazały się jak najbardziej trafne.
— Port jest osobliwym miejscem, ale tam też można znaleźć fajne miejsca. Na wybrzeżu w Fukkatsu zresztą też trzeba wiedzieć, gdzie się pokręcić. Przynajmniej jeśli nie chce się chodzić w tłoku. Zdecydowanie ładniejsze wybrzeże jest poza miastem, ale to już wymaga całodniowej wycieczki. — Choć Alaesha doskonale znała większość miasta, to poruszanie po nim nie zawsze należało do najłatwiejszych. Było to spowodowane przede wszystkim roztargnieniem lub pogrążeniem we własnych myślach, które zawsze były ciekawsze niż konkretne numery na pojazdach. Tak, jak i stało się dzisiejszego dnia.
— Dojazd do Sawy jest taki szybki? W sumie chętnie bym odwiedziła takie miejsce, ale jakoś nigdy wcześniej nie miałam okazji... — Zaczęła myśleć na głos, rozważając naprędce, co musiałaby powiedzieć mamie, żeby móc urwać się na taką wyprawę. Latem to nawet nie byłby specjalny problem, wtedy zdarzały się dni, że przez niemal cały dzień Ali mogło nie być w domu. Trudniej byłoby o każdej innej porze roku. Pytaniem jednak było, co miałaby robić przez cały dzień sama w Sawie? Chyba że... chłopak chciałby ją oprowadzić?
Panda, która przeturlała się po kładce, zakończyła swój upadek na miękkiej mordce. Jednak już w chwilę potem przewróciła się na bok i potem usiadła — jakby cała sytuacja w ogóle nie miała miejsca.
— To nie tak, że pandy nie mogą sobie poradzić bez ludzi. To raczej przez ludzi nie dają sobie rady, wiesz? Pandy żyją sobie całkiem dobrze w naturalnym środowisku, o ile mają wystarczająco przestrzeni i bambusa. — Zerknęła na Yosuke, sprawdzając czy oby na pewno się jeszcze nie nudzi. Czy jej gadanie o ciekawostkach również miałoby być sek... Nie. Chyba nie. W sumie nie była wcale pewna, co dokładnie miał wtedy na myśli. Postanowiła więc mówić dalej, siedząc wciąż na barierce i lekko bujając nogami.
— Są dowody, że pandy wyewoluowały do jedzenia bambusa jakieś 6 milionów lat temu. Już wtedy miały dodatkową wypustkę służącą za niby-kciuk, którą mogły łamać pędy. Więc to nie z winy człowieka są tak nieporadne. One dalej mają układ trawienny przypominający mięsożerców i wręcz fatalnie przyswajają pokarm roślinny. Natomiast coś je musiało do tego skłonić. Być może nie miały dostatecznego dostępu do innego pożywienia, a bambusa było pod dostatkiem. — Zaczerpnęła szybki i głęboki oddech, żeby już tylko dodać konkluzję. — Gdyby tylko ludzie nie zabierali im przestrzeni do życia, to jakoś by sobie radziły jedząc to zielsko przez jedyne 15 godzin na dobę. — Zakończyła zdanie z zamachnięciem ręki w tył wskazując na biało-czarne miśki z lekką rezygnacją co do ich życiowych wyborów. Niemniej ekspresja ruchu zachwiała jej równowagą. Poczuła jak ciężar ciała nieuchronnie przenosi się do tyłu. Złapanie za barierkę niewiele by już dało, więc i wyciągnęła rękę przed siebie, napotykając na czarny materiał. Kurtki, koszulki? Nie zdążyła tego zarejestrować. Chwyciła i miała nadzieję, że oboje nie fikną kozła przez barierkę, wyglądając przy tym nie mniej pokracznie, niż pandy, które właśnie obgadywali.
@Nakashima Yosuke
— Jesteś wyjątkowo szczery. Podoba mi się to w tobie. — Zerknęła z ukosa na chłopaka spod zmrużonych rzęs i przygryzła od środka policzek. Zdecydowanie coraz bardziej ją intrygował i nawet nie miało to wiele wspólnego z tym, że był całkiem przystojny. Nawet mogłaby powiedzieć, że jego dłuższe włosy i czarne ubrania sprawiały, że był w jej typie. Zastanawiała się, czy może kolor ciuchów miał cokolwiek wspólnego również z gustem muzycznym, ale mając to do siebie, że myśli w jej głowie skakały z tematu na temat — za czym nie zawsze nadążali jej rozmówcy, jeśli wyrażała je na głos — postarała skupić się na wciąż omawianej tematyce.
— Obiecuję, że nie będę Cię traktować jak kiść bananów. Już się naoglądałam. — Uśmiechnęła się od ucha do ucha, jednocześnie nie precyzując, czego się naoglądała. W domyśle rzecz jasna chodziło o nietypowe oczy, a w rzeczywistości zdążyła już dokładniej przyjrzeć się Nakashimie w całości. Ona również nie umiała, a przede wszystkim nie lubiła kłamać. Dlatego, jeśli nie chciała z czymś się od razu zdradzać, to nie wytykała koniuszka języka, za który można by było pociągnąć. No, chyba że akurat chciała. Teraz nie miała takiej potrzeby, więc słuchała uważnie dedukcji czarnowłosego na temat jej wieku.
— Wow, dobry w tym jesteś. Planujesz karierę detektywa? Rzeczywiście mam 17 lat. Też jesteś rocznik 2006? — Rozważania były tym ciekawsze, że wnioski okazały się jak najbardziej trafne.
— Port jest osobliwym miejscem, ale tam też można znaleźć fajne miejsca. Na wybrzeżu w Fukkatsu zresztą też trzeba wiedzieć, gdzie się pokręcić. Przynajmniej jeśli nie chce się chodzić w tłoku. Zdecydowanie ładniejsze wybrzeże jest poza miastem, ale to już wymaga całodniowej wycieczki. — Choć Alaesha doskonale znała większość miasta, to poruszanie po nim nie zawsze należało do najłatwiejszych. Było to spowodowane przede wszystkim roztargnieniem lub pogrążeniem we własnych myślach, które zawsze były ciekawsze niż konkretne numery na pojazdach. Tak, jak i stało się dzisiejszego dnia.
— Dojazd do Sawy jest taki szybki? W sumie chętnie bym odwiedziła takie miejsce, ale jakoś nigdy wcześniej nie miałam okazji... — Zaczęła myśleć na głos, rozważając naprędce, co musiałaby powiedzieć mamie, żeby móc urwać się na taką wyprawę. Latem to nawet nie byłby specjalny problem, wtedy zdarzały się dni, że przez niemal cały dzień Ali mogło nie być w domu. Trudniej byłoby o każdej innej porze roku. Pytaniem jednak było, co miałaby robić przez cały dzień sama w Sawie? Chyba że... chłopak chciałby ją oprowadzić?
Panda, która przeturlała się po kładce, zakończyła swój upadek na miękkiej mordce. Jednak już w chwilę potem przewróciła się na bok i potem usiadła — jakby cała sytuacja w ogóle nie miała miejsca.
— To nie tak, że pandy nie mogą sobie poradzić bez ludzi. To raczej przez ludzi nie dają sobie rady, wiesz? Pandy żyją sobie całkiem dobrze w naturalnym środowisku, o ile mają wystarczająco przestrzeni i bambusa. — Zerknęła na Yosuke, sprawdzając czy oby na pewno się jeszcze nie nudzi. Czy jej gadanie o ciekawostkach również miałoby być sek... Nie. Chyba nie. W sumie nie była wcale pewna, co dokładnie miał wtedy na myśli. Postanowiła więc mówić dalej, siedząc wciąż na barierce i lekko bujając nogami.
— Są dowody, że pandy wyewoluowały do jedzenia bambusa jakieś 6 milionów lat temu. Już wtedy miały dodatkową wypustkę służącą za niby-kciuk, którą mogły łamać pędy. Więc to nie z winy człowieka są tak nieporadne. One dalej mają układ trawienny przypominający mięsożerców i wręcz fatalnie przyswajają pokarm roślinny. Natomiast coś je musiało do tego skłonić. Być może nie miały dostatecznego dostępu do innego pożywienia, a bambusa było pod dostatkiem. — Zaczerpnęła szybki i głęboki oddech, żeby już tylko dodać konkluzję. — Gdyby tylko ludzie nie zabierali im przestrzeni do życia, to jakoś by sobie radziły jedząc to zielsko przez jedyne 15 godzin na dobę. — Zakończyła zdanie z zamachnięciem ręki w tył wskazując na biało-czarne miśki z lekką rezygnacją co do ich życiowych wyborów. Niemniej ekspresja ruchu zachwiała jej równowagą. Poczuła jak ciężar ciała nieuchronnie przenosi się do tyłu. Złapanie za barierkę niewiele by już dało, więc i wyciągnęła rękę przed siebie, napotykając na czarny materiał. Kurtki, koszulki? Nie zdążyła tego zarejestrować. Chwyciła i miała nadzieję, że oboje nie fikną kozła przez barierkę, wyglądając przy tym nie mniej pokracznie, niż pandy, które właśnie obgadywali.
@Nakashima Yosuke
Była tak uroczo zabawna w swoim odegranym naburmuszeniu. Miał ochotę jeszcze się z nią podroczyć, pozaczepiać i zobaczyć, jak daleko sięga granica, ale z nowo poznanymi osobami był ten kłopot, że ciężko było wstępnie wybadać grunt. Wydawała się być na tyle super dziewczyną, że głupio byłoby zrazić ją do siebie na samym starcie i doprowadzić do prawdziwego obrażenia się. Z własnej winy skończyłby znajomość jeszcze szybciej niż zaczął, a to byłoby dość przykre. I pewnie nie nauczyłby się niczego na błędach, przy kolejnej okazji tak samo mówiąc więcej niż wypadało.
Uuu, na dodatek chyba trafił na jedną z tych bardziej wstydliwych… Tym bardziej powinien pilnować się z własnymi słowami, żeby nie wprawiać jej w dyskomfort, przynajmniej póki się z nim nie oswoi. Patrzcie go, jaki pewny siebie. Już zakładał, że w ogóle ta znajomość potrwa dłużej niż obejście kilku wybiegów – a przecież równie dobrze zaraz mogły znaleźć się osoby, z którymi tu przyszła i ją porwać, albo nie wysępi od niej numeru, przez co nie będzie jak ani lepiej się poznać, ani umówić na jakieś kolejne spotkanie.
– Och. Większość ludzi zmywa mi za to głowę, haha. – Uśmiech rozpromieniał jego muśniętą letnim słońcem twarz i zdawało się, że to jego nienaturalnie wręcz naturalny wyraz. Optymistycznie podchodził do wszystkiego, z czym się spotykał, zarażał nastawieniem. Zdawał się nie mieć zmartwień, każde z nich zmieniać w coś pozytywnego, obracać wszelki smutek w żart.
Pochylił głowę z cichym podziękowaniem, wierząc, że faktycznie nie zacznie go traktować jak muzealnego eksponatu – nie dotykać, tylko patrzeć i to patrzeć intensywnie. Nie był jednak antyczną wazą z chińskiej porcelany, żeby mu się tak przypatrywać i nie móc szturchnąć. Rozbić się nie rozbije, a nie był limitowaną czasowo ekspozycją, żeby nie dało się na niego normalnie popatrzeć też w innym terminie.
– Nie, na detektywa raczej się nie nadaję… Ale do policji chciałbym w sumie wstąpić. – Takie były plany, niezmienne od paru lat, a więc najwyraźniej już na tyle ukształtowane, zdecydowane i przyklepane, żeby się nie rozmyślić. Rodzice niczego mu nie narzucali, dawali tylko sugestie, z których nie musiał korzystać. – Tak. Jestem z lipca. – Siedemnastkę obchodził ledwie miesiąc temu, dzielnie zdmuchując wszystkie świeczki z upieczonego przez mamę tortu. Jak dotąd żadne z jego życzeń się nie spełniło, ale tym razem pomyślał o takim, które miało szansę kiedyś w przyszłości dojść do skutku. Poprosił o taką dziewczynę co go nie odrzuci i pokocha takiego, jakim był. Wiedział, że na takie rzeczy ma jeszcze mnóstwo czasu i nikt by krzywo nie patrzył na samotnego kawalera przed dwudziestką. A i po dwudziestce wielu nie miało jeszcze doświadczenia z posiadaniem drugiej połówki. Życzenie zawisło więc pod kategorią „wykonalne, ale w długim przedziale czasu”. To nie żadne pragnienie nabycia supermocy, dostania gwiazdki z nieba czy nagłej poprawy jego wzroku.
– Może w takim razie w przyszłym roku dam wybrzeżu drugą szansę. Albo teraz we wrześniu, jeśli jeszcze będzie wystarczająco ciepło. – Bez znajomości miasta ciężko było znaleźć dobre miejsca, które się w nim kryły. Musiał więc najpierw przejrzeć sieć w poszukiwaniu informacji, może zaopatrzyć się w jakąś mapę w informacji turystycznej, albo… – Chciałabyś zostać moją przewodniczką po tych lepszych miejscach? – A to cwaniak, jak ją podchodzi, byle tylko móc poprosić o numer. Nadal jednak mogła mu odpowiedzieć przecząco, nie musiała być przewodniczką zagubionych sierot spoza Fukkatsu, które nie potrafiły wystukać sobie czegoś na nawigacji w telefonie.
– To tylko kilkadziesiąt kilometrów. Po wyjechaniu z miasta, pociąg już nigdzie się nie zatrzymuje. Jedzie przez las aż do Sāwy. – Żyli na szczęście w kraju, w którym koleje były bardzo sprawne. Odjeżdżały o czasie nie czekając na spóźnialskich i pędziły przed siebie, bez ociągania, robienia wyjątków od reguły. Zawsze można było na nich polegać.
Obserwował nieporadne miśki wsłuchany w jej głos. Nawet kusiło powiedzieć jakąś kompletną bzdurę, byleby rozgadała się, sypiąc jak z rękawa kolejnymi ciekawostkami, faktami, historiami. Przyjemnie się tego słuchało i aż zaczynał się zastanawiać czy nie planowała jakiejś kariery nauczycielki.
– No nieźle – skomentował, patrząc jak jedna z pand ociera się grzbietem o kawałek kłody służący im najwyraźniej za drapaczkę. – Te piętnaście godzin tłumaczyłoby, czemu są takie tłuściutkie. – Rzucił żartem, nie wiedząc czy zaraz nie dostanie kolejnej mini rozprawki rozkładającej pandzie warstwy tłuszczyku na tablicy wraz z objaśnieniem, co je powoduje. – Chociaż pierwszeństwa w zwierzęcych igrzyskach głupoty chyba nikt nie odbierze koalom. Słyszałem, że nie ruszą zerwanych liści eukaliptusa, muszą same je sobie ściągnąć z drzewa. Podobno mogłyby umrzeć z głodu w pomieszczeniu wypełnionym ich jedynym pożywieniem. – I cyk, kolejne zwierzę wpisujące się w spektrum szarości.
Zapatrzony na biało-czarne misie zauważył tylko na granicy wzroku machnięcie dłoni, a następnie poczuł chwyt na koszulce, który pociągnął go w przód. Wyciągnął przed siebie ręce, oplatając je w pasie Alaeshy i próbując wyhamować tego fikołka zapierając się glanami o podłoże.
– Uważaj, pandko. Jak tam wpadniesz to cię adoptują i koniec, będziesz wcinać bambus trzy czwarte doby. – Zaczął się śmiać, puszczając ją i odsuwając się dwa kroki w bok.
@Itou Alaesha
Uuu, na dodatek chyba trafił na jedną z tych bardziej wstydliwych… Tym bardziej powinien pilnować się z własnymi słowami, żeby nie wprawiać jej w dyskomfort, przynajmniej póki się z nim nie oswoi. Patrzcie go, jaki pewny siebie. Już zakładał, że w ogóle ta znajomość potrwa dłużej niż obejście kilku wybiegów – a przecież równie dobrze zaraz mogły znaleźć się osoby, z którymi tu przyszła i ją porwać, albo nie wysępi od niej numeru, przez co nie będzie jak ani lepiej się poznać, ani umówić na jakieś kolejne spotkanie.
– Och. Większość ludzi zmywa mi za to głowę, haha. – Uśmiech rozpromieniał jego muśniętą letnim słońcem twarz i zdawało się, że to jego nienaturalnie wręcz naturalny wyraz. Optymistycznie podchodził do wszystkiego, z czym się spotykał, zarażał nastawieniem. Zdawał się nie mieć zmartwień, każde z nich zmieniać w coś pozytywnego, obracać wszelki smutek w żart.
Pochylił głowę z cichym podziękowaniem, wierząc, że faktycznie nie zacznie go traktować jak muzealnego eksponatu – nie dotykać, tylko patrzeć i to patrzeć intensywnie. Nie był jednak antyczną wazą z chińskiej porcelany, żeby mu się tak przypatrywać i nie móc szturchnąć. Rozbić się nie rozbije, a nie był limitowaną czasowo ekspozycją, żeby nie dało się na niego normalnie popatrzeć też w innym terminie.
– Nie, na detektywa raczej się nie nadaję… Ale do policji chciałbym w sumie wstąpić. – Takie były plany, niezmienne od paru lat, a więc najwyraźniej już na tyle ukształtowane, zdecydowane i przyklepane, żeby się nie rozmyślić. Rodzice niczego mu nie narzucali, dawali tylko sugestie, z których nie musiał korzystać. – Tak. Jestem z lipca. – Siedemnastkę obchodził ledwie miesiąc temu, dzielnie zdmuchując wszystkie świeczki z upieczonego przez mamę tortu. Jak dotąd żadne z jego życzeń się nie spełniło, ale tym razem pomyślał o takim, które miało szansę kiedyś w przyszłości dojść do skutku. Poprosił o taką dziewczynę co go nie odrzuci i pokocha takiego, jakim był. Wiedział, że na takie rzeczy ma jeszcze mnóstwo czasu i nikt by krzywo nie patrzył na samotnego kawalera przed dwudziestką. A i po dwudziestce wielu nie miało jeszcze doświadczenia z posiadaniem drugiej połówki. Życzenie zawisło więc pod kategorią „wykonalne, ale w długim przedziale czasu”. To nie żadne pragnienie nabycia supermocy, dostania gwiazdki z nieba czy nagłej poprawy jego wzroku.
– Może w takim razie w przyszłym roku dam wybrzeżu drugą szansę. Albo teraz we wrześniu, jeśli jeszcze będzie wystarczająco ciepło. – Bez znajomości miasta ciężko było znaleźć dobre miejsca, które się w nim kryły. Musiał więc najpierw przejrzeć sieć w poszukiwaniu informacji, może zaopatrzyć się w jakąś mapę w informacji turystycznej, albo… – Chciałabyś zostać moją przewodniczką po tych lepszych miejscach? – A to cwaniak, jak ją podchodzi, byle tylko móc poprosić o numer. Nadal jednak mogła mu odpowiedzieć przecząco, nie musiała być przewodniczką zagubionych sierot spoza Fukkatsu, które nie potrafiły wystukać sobie czegoś na nawigacji w telefonie.
– To tylko kilkadziesiąt kilometrów. Po wyjechaniu z miasta, pociąg już nigdzie się nie zatrzymuje. Jedzie przez las aż do Sāwy. – Żyli na szczęście w kraju, w którym koleje były bardzo sprawne. Odjeżdżały o czasie nie czekając na spóźnialskich i pędziły przed siebie, bez ociągania, robienia wyjątków od reguły. Zawsze można było na nich polegać.
Obserwował nieporadne miśki wsłuchany w jej głos. Nawet kusiło powiedzieć jakąś kompletną bzdurę, byleby rozgadała się, sypiąc jak z rękawa kolejnymi ciekawostkami, faktami, historiami. Przyjemnie się tego słuchało i aż zaczynał się zastanawiać czy nie planowała jakiejś kariery nauczycielki.
– No nieźle – skomentował, patrząc jak jedna z pand ociera się grzbietem o kawałek kłody służący im najwyraźniej za drapaczkę. – Te piętnaście godzin tłumaczyłoby, czemu są takie tłuściutkie. – Rzucił żartem, nie wiedząc czy zaraz nie dostanie kolejnej mini rozprawki rozkładającej pandzie warstwy tłuszczyku na tablicy wraz z objaśnieniem, co je powoduje. – Chociaż pierwszeństwa w zwierzęcych igrzyskach głupoty chyba nikt nie odbierze koalom. Słyszałem, że nie ruszą zerwanych liści eukaliptusa, muszą same je sobie ściągnąć z drzewa. Podobno mogłyby umrzeć z głodu w pomieszczeniu wypełnionym ich jedynym pożywieniem. – I cyk, kolejne zwierzę wpisujące się w spektrum szarości.
Zapatrzony na biało-czarne misie zauważył tylko na granicy wzroku machnięcie dłoni, a następnie poczuł chwyt na koszulce, który pociągnął go w przód. Wyciągnął przed siebie ręce, oplatając je w pasie Alaeshy i próbując wyhamować tego fikołka zapierając się glanami o podłoże.
– Uważaj, pandko. Jak tam wpadniesz to cię adoptują i koniec, będziesz wcinać bambus trzy czwarte doby. – Zaczął się śmiać, puszczając ją i odsuwając się dwa kroki w bok.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Itou podobały się reakcje chłopaka. Często się śmiał, szeroko uśmiechał lub mówił w taki sposób, że chciało się go ciągnąć za język i rozmawiać dalej. Coś między nimi zaklikało. Z niektórymi ludźmi Ala nie była w stanie wymienić choćby kilku zdań bez skrętów kiszek, a przy innych nie zamykała się jej buzia. Najwyraźniej Nakashima należał do tej drugiej kategorii osób. W końcu mogli wymienić się gadką o jej plecaku, a słowa mogłyby wcale dalej nie płynąć. Wtedy któreś z nich szybko zmyłoby się z pola widzenia i tyle. Natomiast udało jej się zdobyć towarzysza na dzisiejszą wizytę w zoo, co dla śmiało-nieśmiałej Alaeshy było nie lada wyczynem. Na dodatek chłopak nie zrobił jeszcze nic, od czego mogłaby mu zmyć, czy nawet wysuszyć głowę.
— Policja? Ciekawe. Ja się wybieram na akademię sztuki, chociaż na wszelki wypadek złożę papiery na jakiś kierunek medyczny lub przyrodniczy. — Yosuke nie był specjalnie wysoki czy postawny, ale też nie wyglądał na łajzę. Zdawał się po prostu całkiem zdrowo prezentującym się chłopakiem. Oczywiście Ala musiała też zupełnie nieproszona podać informacje o tym, jakie są jej zamiary dotyczące studiów. Był to w końcu jeden z głównych tematów zajmujących jej myśli. Pragnęła dostać się na ASP, choć oceny miała na tyle dobre, że pewnie bez problemu dostałaby się na wiele innych uczelni. Stresowała się naborem na akademię sztuki, ponieważ tam nie liczyły się jedynie oceny, a również złożone prace, wyuczony warsztat, ale też kreatywność i to ulotne coś, czego wymagano od przyszłych studentów.
Ona nie wiedziałaby, jak podróżować poza miastem, on nie znał Fukkatsu na tyle, żeby samemu odkryć naprawdę interesujące miejscówki. Najwyraźniej byli na siebie skazani — wcale a wcale nie umawiając się wstępnie na kolejne, potencjalne spotkanie.
— Mogłabym. Jeśli obiecasz, że Ty oprowadzisz mnie po Sawie. — W uśmiechu zawarła nutkę tajemniczości. No, no, może jeszcze za chwilę poprosi ją o numer? Nie miałaby w sumie nic przeciwko, ale raczej nie miała zamiaru wyskakiwać z takim pytaniem samodzielnie. On pierwszy zagadał, niech pokaże, czego chce i czy to, czego chce, nie zmieni się do końca spotkania.
— Czyli we wrześniu oprowadzam Cię po wybrzeżu. Jesteśmy, umówieni, tak? — Nie oznaczało to, że nie mogła go jednak trochę podpuścić. Rzucić mu wskazówką, że rzeczywiście mogłaby być zainteresowana spotkaniem. Warto też było go sprawdzić, czy nagle nie spęka. Może taki mocny był tylko w gębie? W końcu mógłby się speszyć przy starszej od niego dziewczynie. Nieznacznie starszej, ale jednak!
— Hah! Z lipca! Jesteś więc młodszy ode mnie i to o całe pół roku. — W wieku siedemnastu lat takie rzeczy jak kilka miesięcy różnicy wciąż robiły jakieś wrażenie. Ze zdobytą wiedzą właśnie miała narzędzie do tego, żeby w razie potrzeby trochę mu podokuczać, że jest bambikiem. Niemniej pocieszny podrostek miał całkiem przyjemne poczucie humoru. Alaesha zaśmiała się z wytłumaczenia Yosuke, skąd brał się niedźwiedzi tłuszczyk. No bo w sumie chyba musiał mieć rację.
— Dużo jedzonka, spanka, odpoczynku i boczki rosną. — Uśmiechała się, ale spojrzała na puchate zwierzątka z jakimś rozrzewnieniem. W sumie sama chciałaby mieć więcej czasu dla siebie i skorzystać z takiego życia, jak te pandy, zamiast zasuwać nawet w wakacje do szkoły przygotowawczej.
— Też o tym słyszałam, natomiast jest to chyba spore uproszczenie. Do najbardziej inteligentnych nie należą, ale instynkt im podpowiada, że jedzenie znajdują na drzewach. Wydaje mi się, że widziałam miśka nawet tutaj w zoo, który jadł zerwane liście. Pewnie muszą być po prostu świeże. — Mogła wysupływać z głowy różne teorie, niemniej aby umysł mógł tworzyć, to należało zachować czaszkę z dala od upadków i guzów. Z tym u Alaeshy było już trudniej, szczególnie w obliczu coraz bardziej pochłaniającej jej rozmowy i obecności zabawnego młodzieńca. Dobrze więc, że Nakashima nie był nadto delikatny i rzeczywiście nie stanowił eksponatu, którego nie wolno było dotykać. Gdyby Alaesha chwyciła się go, a on identyfikowałby się z kruchą, antyczną wazą, to nie dość, że by jej nie uratował przed wleceniem z rozpędu na pandzi wybieg, to i mógłby po wszystkim tylko z niesmakiem się otrzepać i sobie pójść. Chłopak okazał się jednak całkiem stabilnym oparciem, a nawet nie tylko — w zasadzie to złapał ją, chwytając w talii. Miał niezły refleks i to był naprawdę dobry chwyt. Serce podskoczyło Itou do gardła — w większości na pewno ze względu na widmo upadku, ale bliskość Yosuke dodała do tego swoją cegiełkę. Roześmiał się, wciąż ją trzymając w objęciu i od razu dodał śmieszną anegdotkę. Jak on to robił, że był taki wygadany? Do tego nazwał ją pandką, co było urocze, ale też przekraczające standardowe japońskie granice świeżych kontaktów międzyludzkich. Podobało jej się to.
— M-może to nie taki zły los dla mnie. — Aż szkoda, że wypuścił ją tak szybko.
— Dobra, chodźmy zobaczyć papugi! — Zeskoczyła z barierki, tym razem zupełnie lekko i bez zawahania, stając stabilnie na ścieżce. Zachowała się nie wiele inaczej niż panda, która wcześniej wywróciła się na pysia, udając potem, że nic się nie stało. Nie obejrzała się za siebie, tylko po prostu poszła dalej, licząc na to, że Yosuke podąży za nią. Chciała ukryć zażenowanie wynikające ze zrobienia prawie-fikołka, co wyszło jej całkiem elegancko. Była niezła w zakładaniu masek, o ile miały być one noszone tylko przez chwilę. Gorzej, jeżeli ktoś zdobywał wprawę w czytaniu jej gierek, wtedy trudno było dziewczynie ukryć cokolwiek. Jednocześnie nieobracanie się za siebie pozwoliło ukryć twarz i czający się rumieniec — który szczęśliwie w razie czego można było zganić na upał lub działanie promieni słonecznych.
Nowo poznany chłopak niedługo dołączył i zrównał z nią krok. Przed wejściem do papugarni widniał automat do kupna niewielkich miseczek z ptasią karmą, z którego Alka skorzystała. Wchodząc do papugarni, uderzyło ich ciepło i wilgoć, do którego musiało być dostosowane pomieszczenie dla egzotycznego ptactwa.
— Rany, jakie są śliczne i kolorowe! — Była już tutaj kilka razy — wiedziała, że zwierzęta są w tym zoo całkiem dobrze traktowane, choć raczej zmęczone. Nie podchodziła więc na siłę do żadnego z ptaków, a jedynie patrzyła dookoła, prezentując znany tym zwierzakom pojemniczek z jedzonkiem. Papuga, która się na niego połakomi, sama do niej przyleci. W pewnym momencie poczuła ruch powietrza nad głową i niewielki ciężar wczepiający się we włosy. Podsunęła wyżej pojemniczek i spytała swojego towarzysza.
— Która to? — Niech wskaże jej kolor, aby mogła wiedzieć, cóż za słodziak do niej przyleciał. Choć za chwilę się pewnie dowie sama, gdy zwierzątko przejdzie na jej rękę.
@Nakashima Yosuke
— Policja? Ciekawe. Ja się wybieram na akademię sztuki, chociaż na wszelki wypadek złożę papiery na jakiś kierunek medyczny lub przyrodniczy. — Yosuke nie był specjalnie wysoki czy postawny, ale też nie wyglądał na łajzę. Zdawał się po prostu całkiem zdrowo prezentującym się chłopakiem. Oczywiście Ala musiała też zupełnie nieproszona podać informacje o tym, jakie są jej zamiary dotyczące studiów. Był to w końcu jeden z głównych tematów zajmujących jej myśli. Pragnęła dostać się na ASP, choć oceny miała na tyle dobre, że pewnie bez problemu dostałaby się na wiele innych uczelni. Stresowała się naborem na akademię sztuki, ponieważ tam nie liczyły się jedynie oceny, a również złożone prace, wyuczony warsztat, ale też kreatywność i to ulotne coś, czego wymagano od przyszłych studentów.
Ona nie wiedziałaby, jak podróżować poza miastem, on nie znał Fukkatsu na tyle, żeby samemu odkryć naprawdę interesujące miejscówki. Najwyraźniej byli na siebie skazani — wcale a wcale nie umawiając się wstępnie na kolejne, potencjalne spotkanie.
— Mogłabym. Jeśli obiecasz, że Ty oprowadzisz mnie po Sawie. — W uśmiechu zawarła nutkę tajemniczości. No, no, może jeszcze za chwilę poprosi ją o numer? Nie miałaby w sumie nic przeciwko, ale raczej nie miała zamiaru wyskakiwać z takim pytaniem samodzielnie. On pierwszy zagadał, niech pokaże, czego chce i czy to, czego chce, nie zmieni się do końca spotkania.
— Czyli we wrześniu oprowadzam Cię po wybrzeżu. Jesteśmy, umówieni, tak? — Nie oznaczało to, że nie mogła go jednak trochę podpuścić. Rzucić mu wskazówką, że rzeczywiście mogłaby być zainteresowana spotkaniem. Warto też było go sprawdzić, czy nagle nie spęka. Może taki mocny był tylko w gębie? W końcu mógłby się speszyć przy starszej od niego dziewczynie. Nieznacznie starszej, ale jednak!
— Hah! Z lipca! Jesteś więc młodszy ode mnie i to o całe pół roku. — W wieku siedemnastu lat takie rzeczy jak kilka miesięcy różnicy wciąż robiły jakieś wrażenie. Ze zdobytą wiedzą właśnie miała narzędzie do tego, żeby w razie potrzeby trochę mu podokuczać, że jest bambikiem. Niemniej pocieszny podrostek miał całkiem przyjemne poczucie humoru. Alaesha zaśmiała się z wytłumaczenia Yosuke, skąd brał się niedźwiedzi tłuszczyk. No bo w sumie chyba musiał mieć rację.
— Dużo jedzonka, spanka, odpoczynku i boczki rosną. — Uśmiechała się, ale spojrzała na puchate zwierzątka z jakimś rozrzewnieniem. W sumie sama chciałaby mieć więcej czasu dla siebie i skorzystać z takiego życia, jak te pandy, zamiast zasuwać nawet w wakacje do szkoły przygotowawczej.
— Też o tym słyszałam, natomiast jest to chyba spore uproszczenie. Do najbardziej inteligentnych nie należą, ale instynkt im podpowiada, że jedzenie znajdują na drzewach. Wydaje mi się, że widziałam miśka nawet tutaj w zoo, który jadł zerwane liście. Pewnie muszą być po prostu świeże. — Mogła wysupływać z głowy różne teorie, niemniej aby umysł mógł tworzyć, to należało zachować czaszkę z dala od upadków i guzów. Z tym u Alaeshy było już trudniej, szczególnie w obliczu coraz bardziej pochłaniającej jej rozmowy i obecności zabawnego młodzieńca. Dobrze więc, że Nakashima nie był nadto delikatny i rzeczywiście nie stanowił eksponatu, którego nie wolno było dotykać. Gdyby Alaesha chwyciła się go, a on identyfikowałby się z kruchą, antyczną wazą, to nie dość, że by jej nie uratował przed wleceniem z rozpędu na pandzi wybieg, to i mógłby po wszystkim tylko z niesmakiem się otrzepać i sobie pójść. Chłopak okazał się jednak całkiem stabilnym oparciem, a nawet nie tylko — w zasadzie to złapał ją, chwytając w talii. Miał niezły refleks i to był naprawdę dobry chwyt. Serce podskoczyło Itou do gardła — w większości na pewno ze względu na widmo upadku, ale bliskość Yosuke dodała do tego swoją cegiełkę. Roześmiał się, wciąż ją trzymając w objęciu i od razu dodał śmieszną anegdotkę. Jak on to robił, że był taki wygadany? Do tego nazwał ją pandką, co było urocze, ale też przekraczające standardowe japońskie granice świeżych kontaktów międzyludzkich. Podobało jej się to.
— M-może to nie taki zły los dla mnie. — Aż szkoda, że wypuścił ją tak szybko.
— Dobra, chodźmy zobaczyć papugi! — Zeskoczyła z barierki, tym razem zupełnie lekko i bez zawahania, stając stabilnie na ścieżce. Zachowała się nie wiele inaczej niż panda, która wcześniej wywróciła się na pysia, udając potem, że nic się nie stało. Nie obejrzała się za siebie, tylko po prostu poszła dalej, licząc na to, że Yosuke podąży za nią. Chciała ukryć zażenowanie wynikające ze zrobienia prawie-fikołka, co wyszło jej całkiem elegancko. Była niezła w zakładaniu masek, o ile miały być one noszone tylko przez chwilę. Gorzej, jeżeli ktoś zdobywał wprawę w czytaniu jej gierek, wtedy trudno było dziewczynie ukryć cokolwiek. Jednocześnie nieobracanie się za siebie pozwoliło ukryć twarz i czający się rumieniec — który szczęśliwie w razie czego można było zganić na upał lub działanie promieni słonecznych.
Nowo poznany chłopak niedługo dołączył i zrównał z nią krok. Przed wejściem do papugarni widniał automat do kupna niewielkich miseczek z ptasią karmą, z którego Alka skorzystała. Wchodząc do papugarni, uderzyło ich ciepło i wilgoć, do którego musiało być dostosowane pomieszczenie dla egzotycznego ptactwa.
— Rany, jakie są śliczne i kolorowe! — Była już tutaj kilka razy — wiedziała, że zwierzęta są w tym zoo całkiem dobrze traktowane, choć raczej zmęczone. Nie podchodziła więc na siłę do żadnego z ptaków, a jedynie patrzyła dookoła, prezentując znany tym zwierzakom pojemniczek z jedzonkiem. Papuga, która się na niego połakomi, sama do niej przyleci. W pewnym momencie poczuła ruch powietrza nad głową i niewielki ciężar wczepiający się we włosy. Podsunęła wyżej pojemniczek i spytała swojego towarzysza.
— Która to? — Niech wskaże jej kolor, aby mogła wiedzieć, cóż za słodziak do niej przyleciał. Choć za chwilę się pewnie dowie sama, gdy zwierzątko przejdzie na jej rękę.
@Nakashima Yosuke
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku