Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Nareszcie przyszły wakacje, na które czekał z niecierpliwością od kilku tygodni. Choć wolne trwało już od paru dni, dopiero dziś zdecydował się na przyjazd do Fukkatsu. W środku tygodnia istniała większa szansa na mniejsze tłumy. Wstał z samego rana, żeby dotrzeć do miasta pociągiem jeszcze przed południem – proszenie rodziców o podwózkę skończyłoby się zrzuceniem mu na głowę młodszego rodzeństwa, a chciał choć jeden dzień mieć dla siebie, bez konieczności niańczenia Reiny i Shina. Chodzenie wszędzie z siedmiolatką i trzynastolatkiem nie brzmiało jak dobre spędzanie czasu. Zwłaszcza z uwagi na siostrę, którą trzeba by było zabawiać przez większość czasu i dostosowywać się ze wszystkim do jej zachcianek. Łącznie z liczeniem się z tym, że prędzej czy później (a raczej to pierwsze) chciałaby wrócić do domu.
To też nie tak, że nie lubił spędzać czasu z rodzeństwem. Kochał ich z całego serca i chciał dla nich jak najlepiej, ale znosił tę chaotyczną dwójkę codziennie, zajmował się nimi zawsze po szkole, pomagał odrabiać lekcje i organizował zabawy, kiedy rodzice siedzieli w pracy. W tym na bardzo częstych nadgodzinach, bo przychodnia w Sāwie miała za mało personelu. Czasami po prostu potrzebował spokoju. W weekend i tak mieli mieć rodzinny wypad, podczas którego matka będzie mogła zająć się matkowaniem zamiast zrzucania tego obowiązku na niego.
Dochodziło południe, kiedy znalazł się w pobliżu wybiegu zebr. Nie obszedł jeszcze nawet połowy terenu zoo, a najbardziej interesującą go atrakcję – nocne zwierzęta – zostawiał sobie na później. Zdążył już jednak przebrnąć przez terraria płazów i gady, a teraz, snując się samemu, powoli zmierzał do ptaków. Nie szedł żadną konkretną ścieżką i nie obchodziło go, jeśli będzie potem zawracał po własnych śladach, żeby obejrzeć coś innego. Miał w końcu cały dzień dla siebie i równie dobrze cały mógł spędzić właśnie tutaj. Choć planował jeszcze dzisiaj wizytę w ogrodzie botanicznym, wypadałoby też zdążyć na jakiś pociąg, który nie dowiezie go do Sāwy w środku nocy. Nie chciał zamartwiać rodziców, a nie był jeszcze pełnoletni.
Jego uwagę przykuła długowłosa postać, choć bardziej niż jej bujna grzywa, w oczy rzucił mu się uroczy plecak przypominający pluszaka, który miała zarzucony na plecy. Podszedł bliżej, niemal się skradając, choć żwirowa ścieżka chrzęściła pod ciężkimi glanami skutecznie to uniemożliwiając. Wychynął nagle obok niej, obrócił się i oparł nonszalancko o barierkę, przyglądając się dziewczynie dwubarwnym spojrzeniem.
– Super plecak – skomentował uśmiechając się radośnie. Nie było w tym ani krzty sarkazmu, mówił serio. Pociągnął przez słomkę z trzymanego w dłoni kubka bubble tea i obejrzał się na koniowate, dreptające leniwie po wydzielonym dla nich terenie. – Myślisz, że są białe w czarne paski czy czarne w białe? – zagadnął odwiecznym pytaniem, które niejednemu filozofowi zapewne spędzało sen z powiek. Tak naprawdę niewiele interesowało go rozwiązanie tego problemu, bo najpewniej już dawno był rozwiązany – to i tak były jedne z nielicznych zwierząt, których barwy widział tak samo, jak normalni ludzie. Chodziło mu raczej o nawiązanie rozmowy, choćby na chwilę. Zwariowałby, gdyby się miał nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Kto w ogóle był w stanie tak długo milczeć? Ludzie byli stadnym gatunkiem, potrzeba komunikacji była zakodowana w genach od dziesiątek tysięcy lat.
22.08.2023r.
Nareszcie przyszły wakacje, na które czekał z niecierpliwością od kilku tygodni. Choć wolne trwało już od paru dni, dopiero dziś zdecydował się na przyjazd do Fukkatsu. W środku tygodnia istniała większa szansa na mniejsze tłumy. Wstał z samego rana, żeby dotrzeć do miasta pociągiem jeszcze przed południem – proszenie rodziców o podwózkę skończyłoby się zrzuceniem mu na głowę młodszego rodzeństwa, a chciał choć jeden dzień mieć dla siebie, bez konieczności niańczenia Reiny i Shina. Chodzenie wszędzie z siedmiolatką i trzynastolatkiem nie brzmiało jak dobre spędzanie czasu. Zwłaszcza z uwagi na siostrę, którą trzeba by było zabawiać przez większość czasu i dostosowywać się ze wszystkim do jej zachcianek. Łącznie z liczeniem się z tym, że prędzej czy później (a raczej to pierwsze) chciałaby wrócić do domu.
To też nie tak, że nie lubił spędzać czasu z rodzeństwem. Kochał ich z całego serca i chciał dla nich jak najlepiej, ale znosił tę chaotyczną dwójkę codziennie, zajmował się nimi zawsze po szkole, pomagał odrabiać lekcje i organizował zabawy, kiedy rodzice siedzieli w pracy. W tym na bardzo częstych nadgodzinach, bo przychodnia w Sāwie miała za mało personelu. Czasami po prostu potrzebował spokoju. W weekend i tak mieli mieć rodzinny wypad, podczas którego matka będzie mogła zająć się matkowaniem zamiast zrzucania tego obowiązku na niego.
Dochodziło południe, kiedy znalazł się w pobliżu wybiegu zebr. Nie obszedł jeszcze nawet połowy terenu zoo, a najbardziej interesującą go atrakcję – nocne zwierzęta – zostawiał sobie na później. Zdążył już jednak przebrnąć przez terraria płazów i gady, a teraz, snując się samemu, powoli zmierzał do ptaków. Nie szedł żadną konkretną ścieżką i nie obchodziło go, jeśli będzie potem zawracał po własnych śladach, żeby obejrzeć coś innego. Miał w końcu cały dzień dla siebie i równie dobrze cały mógł spędzić właśnie tutaj. Choć planował jeszcze dzisiaj wizytę w ogrodzie botanicznym, wypadałoby też zdążyć na jakiś pociąg, który nie dowiezie go do Sāwy w środku nocy. Nie chciał zamartwiać rodziców, a nie był jeszcze pełnoletni.
Jego uwagę przykuła długowłosa postać, choć bardziej niż jej bujna grzywa, w oczy rzucił mu się uroczy plecak przypominający pluszaka, który miała zarzucony na plecy. Podszedł bliżej, niemal się skradając, choć żwirowa ścieżka chrzęściła pod ciężkimi glanami skutecznie to uniemożliwiając. Wychynął nagle obok niej, obrócił się i oparł nonszalancko o barierkę, przyglądając się dziewczynie dwubarwnym spojrzeniem.
– Super plecak – skomentował uśmiechając się radośnie. Nie było w tym ani krzty sarkazmu, mówił serio. Pociągnął przez słomkę z trzymanego w dłoni kubka bubble tea i obejrzał się na koniowate, dreptające leniwie po wydzielonym dla nich terenie. – Myślisz, że są białe w czarne paski czy czarne w białe? – zagadnął odwiecznym pytaniem, które niejednemu filozofowi zapewne spędzało sen z powiek. Tak naprawdę niewiele interesowało go rozwiązanie tego problemu, bo najpewniej już dawno był rozwiązany – to i tak były jedne z nielicznych zwierząt, których barwy widział tak samo, jak normalni ludzie. Chodziło mu raczej o nawiązanie rozmowy, choćby na chwilę. Zwariowałby, gdyby się miał nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Kto w ogóle był w stanie tak długo milczeć? Ludzie byli stadnym gatunkiem, potrzeba komunikacji była zakodowana w genach od dziesiątek tysięcy lat.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Bywał gadatliwy, łatwo nawiązywał nowe znajomości, zaczepiając nieznajomych rówieśników pod byle pretekstem. Co prawda zazwyczaj zagadywał tych samotnych, których nie otaczał wianuszek przyjaciół, ale zdarzało mu się czasem porozmawiać również z większą grupą. Każda okazja do konwersacji była dobra, a niespodziewany komplement potrafił poprawić komuś dzień, nawet jeśli nie podejmował dalszej wymiany zdań. Parę razy zdarzyło się, że w komunikacji miejskiej zmienił ekspresję czyjejś twarzy z ponurej na radosną – o wiele przyjemniejszą w odbiorze. Zwykle nie trzeba było wiele, żeby to osiągnąć. Ot żart, komentarz sytuacyjny, kilka miłych słów.
– Och, artystka! – Nie podejrzewałby jej po tych wszystkich zaserwowanych ciekawostkach o wybór takiego kierunku dalszej nauki. Już coś bardziej związanego z przyrodą pasowałoby do bycia niemalże jak chodząca encyklopedia. – Rodzice chcieli, żebym poszedł na medycynę, myśleli, że pójdę w ich ślady. Ale to trzeba poświęcić za dużo lat nauki zanim się zacznie faktycznie pomagać ludziom. Poza tym, biologia i chemia jakoś nigdy mi nie podchodziły. Wolę fizykę i matematykę. Pewnie jak mi nie wyjdzie w policji albo chociaż straży pożarnej, to pójdę w kierunku jakiejś inżynierii. – Zaśmiał się lekko. Pewnie miałby jakieś predyspozycje do zostania mózgowcem zajmującym się konstrukcją maszyn czy projektowaniem i programowaniem robotów, ale wydawało mu się to na tyle nie ekscytujące, żeby nie traktować tego jako pierwszy wybór. Prędzej jako opcję bardzo awaryjną, kiedy wszystkie inne wyjścia zawiodą. Robotyka też mogła pomagać ludziom, gdyby odpowiednio dobrze się rozwinęła.
– Z przyjemnością. – Uśmiech szelmy zabłądził na obliczu ciemnowłosego. Wszystko zgodnie z planem, teraz nie będzie mogła uniknąć kolejnego kroku. Jeśli zacznie się wykręcać to wyjdzie na tchórza, ha! Wyciągnął z kieszeni telefon, wszedł w kontakty i tapnął dodanie nowego, po czym wyciągnął urządzenie w jej stronę. – Wpiszesz mi swój numer? Nie wiem czy starczyłoby mi września na przeczesanie całego miasta, żeby cię odnaleźć. Choć warto byłoby spróbować. – Mrugnął do niej z utrzymującym się zadziornym uśmieszkiem. Jedyną opcją na to, żeby robili sobie za przewodników bez jakiegokolwiek kontaktu do siebie, było umówienie się na konkretny dzień, w dokładnie określonym miejscu o doprecyzowanej godzinie. I potem liczenie na szczęście, że żadne z nich się nie spóźni i nikomu nic nie wypadło, bo przecież nawet nie mieliby jak się o tym wzajemnie poinformować.
– O niee, bujam się ze staruszką, fuuj! – Dramatycznie odegrane obrzydzenie wymagało aż odsunięcia się od Itou na pół kroku i ściągnięcia brwi w zdegustowanym wyrazie. Tak naprawdę to nie robiło mu różnicy, że jest starsza o pół roku, o pięć lat czy o dwa młodsza. Jeśli dobrze się z nią rozmawiało, to każdy wiek był dobry. – W zasadzie… Jeśli byś była sprzed dwudziestego dziewiątego stycznia to praktycznie jak rok starsza. – Kto by się jednak przejmował chińskim kalendarzem. Dawno przestarzały, oparty o antyczne obserwacje nieba, z bezsensownie ruchomymi datami.
– Pozostaje się cieszyć, że jestem człowiekiem. Może ewolucja w naszym przypadku zrobiła kilka dziwnych rzeczy, ale przynajmniej możemy robić coś więcej niż wsuwanie liści kilkanaście godzin dziennie. – Na przykład chodzić po zoo i podśmieszkowywać się z innych zwierząt. Ciekawe jakby to było, gdyby to inny gatunek wykształcił inteligencję i zdolność korzystania z narzędzi w takim stopniu jak ludzie. Czy to pod czujnym okiem przerośniętych wron, człowieki siedziałyby sobie całą rodziną na wybiegu, podczas gdy ledwie pierzące się pisklęta biegałyby alejkami ogrodu zoologicznego, dziwiąc się na widok łysych małp. Albo jakby wielkie koty chodziły w pozycji wyprostowanej, będąc w stanie złapać coś w swoje miękkie łapki.
Zawahał się przez chwilę czy iść do papugarni. Bał się, że Alaesha szybko odkryje coś, o czym jeszcze jej nie powiedział, że zdradzi się czymś i już nie będzie nastawiona z takim entuzjazmem, że nie będzie już chciała oprowadzania po górskiej wiosce, bo taki co nie widzi kolorów to prawie jak ślepy, więc niemalże kaleka. Co on mógł wiedzieć o pięknych miejscach i gdzie mógłby ją zaprowadzić, mając tak zniekształconą percepcję otoczenia? Wydawała się jednak tak radosna na tę chwilę, że jego zostanie w tyle szybciej zwróciłoby uwagę. Może jakoś to ukryje, wywinie się, będzie zgrywał typowego faceta, dla którego istnieją trzy kolory: czarny, fajny i pedaliki. Liczył, że temat po prostu nie wypłynie. Nie potrafił kłamać, nie chciał tego robić, ale w razie konieczności wolał od razu powiedzieć prawdę bez konieczności przyciskania go i ciągnięcia za język.
W pomieszczeniu było duszno. Atmosfera przypominała tę przed letnią popołudniową burzą – gęsta, wilgotna, parna. Zbyt długa ilość spędzonego tu czasu skończyłaby się najpewniej przyklejaniem koszulki do ciała, a po wyjściu na zewnątrz byle powiew wiatru przyniósłby niebywałą ulgę i zagrożenie przeziębieniem jednocześnie. Była więc szansa, że duchota szybko ich stąd wygoni – albo poddziobujące papugi.
– Erm… A bo ja wiem? – Nie zareagował na pierwszy zachwyt dziewczyny, odpowiadając dopiero na pytanie. A nawet nie tyle odpowiadając, co po prostu spoglądając na ptaka łapiącego za włosy swojej tymczasowej grzędy. – Kolorowa… taka… Na grzbiecie jasna, końce skrzydeł ma ciemne, dziób bym powiedział średniej długości. Może jakaś tabliczka tu gdzieś jest, zaraz poszukam. – Rozejrzał się, obejrzał przez ramię i podszedł do pierwszej plakietki stojącej przy poręczy odgradzającej ścieżkę od zasadzonej w papugarni dżungli. To nie była ta. Przedstawiona na zdjęciu miała nastroszony czubek i wydawała się być sporo większa. Zaraz obok była kolejna informacja, ale tu tekst mówił o tym, że ptak ma pręgi na głowie, grzbiecie i skrzydłach. Zatrzymał się przy trzeciej tablicy. Konura słoneczna. Wydawała się być całkiem podobna, ale nie miał pewności, dlatego obrócił głowę jeszcze raz w kierunku Itou, przypatrując się stworzonku zaciekawionemu porcją darmowej karmy.
@Itou Alaesha
– Och, artystka! – Nie podejrzewałby jej po tych wszystkich zaserwowanych ciekawostkach o wybór takiego kierunku dalszej nauki. Już coś bardziej związanego z przyrodą pasowałoby do bycia niemalże jak chodząca encyklopedia. – Rodzice chcieli, żebym poszedł na medycynę, myśleli, że pójdę w ich ślady. Ale to trzeba poświęcić za dużo lat nauki zanim się zacznie faktycznie pomagać ludziom. Poza tym, biologia i chemia jakoś nigdy mi nie podchodziły. Wolę fizykę i matematykę. Pewnie jak mi nie wyjdzie w policji albo chociaż straży pożarnej, to pójdę w kierunku jakiejś inżynierii. – Zaśmiał się lekko. Pewnie miałby jakieś predyspozycje do zostania mózgowcem zajmującym się konstrukcją maszyn czy projektowaniem i programowaniem robotów, ale wydawało mu się to na tyle nie ekscytujące, żeby nie traktować tego jako pierwszy wybór. Prędzej jako opcję bardzo awaryjną, kiedy wszystkie inne wyjścia zawiodą. Robotyka też mogła pomagać ludziom, gdyby odpowiednio dobrze się rozwinęła.
– Z przyjemnością. – Uśmiech szelmy zabłądził na obliczu ciemnowłosego. Wszystko zgodnie z planem, teraz nie będzie mogła uniknąć kolejnego kroku. Jeśli zacznie się wykręcać to wyjdzie na tchórza, ha! Wyciągnął z kieszeni telefon, wszedł w kontakty i tapnął dodanie nowego, po czym wyciągnął urządzenie w jej stronę. – Wpiszesz mi swój numer? Nie wiem czy starczyłoby mi września na przeczesanie całego miasta, żeby cię odnaleźć. Choć warto byłoby spróbować. – Mrugnął do niej z utrzymującym się zadziornym uśmieszkiem. Jedyną opcją na to, żeby robili sobie za przewodników bez jakiegokolwiek kontaktu do siebie, było umówienie się na konkretny dzień, w dokładnie określonym miejscu o doprecyzowanej godzinie. I potem liczenie na szczęście, że żadne z nich się nie spóźni i nikomu nic nie wypadło, bo przecież nawet nie mieliby jak się o tym wzajemnie poinformować.
– O niee, bujam się ze staruszką, fuuj! – Dramatycznie odegrane obrzydzenie wymagało aż odsunięcia się od Itou na pół kroku i ściągnięcia brwi w zdegustowanym wyrazie. Tak naprawdę to nie robiło mu różnicy, że jest starsza o pół roku, o pięć lat czy o dwa młodsza. Jeśli dobrze się z nią rozmawiało, to każdy wiek był dobry. – W zasadzie… Jeśli byś była sprzed dwudziestego dziewiątego stycznia to praktycznie jak rok starsza. – Kto by się jednak przejmował chińskim kalendarzem. Dawno przestarzały, oparty o antyczne obserwacje nieba, z bezsensownie ruchomymi datami.
– Pozostaje się cieszyć, że jestem człowiekiem. Może ewolucja w naszym przypadku zrobiła kilka dziwnych rzeczy, ale przynajmniej możemy robić coś więcej niż wsuwanie liści kilkanaście godzin dziennie. – Na przykład chodzić po zoo i podśmieszkowywać się z innych zwierząt. Ciekawe jakby to było, gdyby to inny gatunek wykształcił inteligencję i zdolność korzystania z narzędzi w takim stopniu jak ludzie. Czy to pod czujnym okiem przerośniętych wron, człowieki siedziałyby sobie całą rodziną na wybiegu, podczas gdy ledwie pierzące się pisklęta biegałyby alejkami ogrodu zoologicznego, dziwiąc się na widok łysych małp. Albo jakby wielkie koty chodziły w pozycji wyprostowanej, będąc w stanie złapać coś w swoje miękkie łapki.
Zawahał się przez chwilę czy iść do papugarni. Bał się, że Alaesha szybko odkryje coś, o czym jeszcze jej nie powiedział, że zdradzi się czymś i już nie będzie nastawiona z takim entuzjazmem, że nie będzie już chciała oprowadzania po górskiej wiosce, bo taki co nie widzi kolorów to prawie jak ślepy, więc niemalże kaleka. Co on mógł wiedzieć o pięknych miejscach i gdzie mógłby ją zaprowadzić, mając tak zniekształconą percepcję otoczenia? Wydawała się jednak tak radosna na tę chwilę, że jego zostanie w tyle szybciej zwróciłoby uwagę. Może jakoś to ukryje, wywinie się, będzie zgrywał typowego faceta, dla którego istnieją trzy kolory: czarny, fajny i pedaliki. Liczył, że temat po prostu nie wypłynie. Nie potrafił kłamać, nie chciał tego robić, ale w razie konieczności wolał od razu powiedzieć prawdę bez konieczności przyciskania go i ciągnięcia za język.
W pomieszczeniu było duszno. Atmosfera przypominała tę przed letnią popołudniową burzą – gęsta, wilgotna, parna. Zbyt długa ilość spędzonego tu czasu skończyłaby się najpewniej przyklejaniem koszulki do ciała, a po wyjściu na zewnątrz byle powiew wiatru przyniósłby niebywałą ulgę i zagrożenie przeziębieniem jednocześnie. Była więc szansa, że duchota szybko ich stąd wygoni – albo poddziobujące papugi.
– Erm… A bo ja wiem? – Nie zareagował na pierwszy zachwyt dziewczyny, odpowiadając dopiero na pytanie. A nawet nie tyle odpowiadając, co po prostu spoglądając na ptaka łapiącego za włosy swojej tymczasowej grzędy. – Kolorowa… taka… Na grzbiecie jasna, końce skrzydeł ma ciemne, dziób bym powiedział średniej długości. Może jakaś tabliczka tu gdzieś jest, zaraz poszukam. – Rozejrzał się, obejrzał przez ramię i podszedł do pierwszej plakietki stojącej przy poręczy odgradzającej ścieżkę od zasadzonej w papugarni dżungli. To nie była ta. Przedstawiona na zdjęciu miała nastroszony czubek i wydawała się być sporo większa. Zaraz obok była kolejna informacja, ale tu tekst mówił o tym, że ptak ma pręgi na głowie, grzbiecie i skrzydłach. Zatrzymał się przy trzeciej tablicy. Konura słoneczna. Wydawała się być całkiem podobna, ale nie miał pewności, dlatego obrócił głowę jeszcze raz w kierunku Itou, przypatrując się stworzonku zaciekawionemu porcją darmowej karmy.
@Itou Alaesha
Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
— Artystka to chyba za wiele powiedziane. — Chodziła do plastyka, ale to jeszcze nie znaczyło, że jest jakaś wybitna w rysunku czy innych sztukach. Szło jej dobrze, coraz lepiej, a nauka przychodziła jej stosunkowo łatwo, jednak kim należało być, aby nazwać się artystą? Niejeden malarz tworzący jak kura pazurem zostawał ogłoszony wielkim mistrzem, a kto inny rysując hiperrealistyczne portrety w Internecie był w zasadzie nikim. Alaeshę jednak ujęło w wypowiedzi chłopaka, że mówiąc o medycynie stwierdził, że potrzeba wielu lat, aby zacząć pomagać ludziom. Nie powiedział, że to wiele czasu, aby zdobyć zawód, czy strata czasu, zanim zacznie się zarabiać porządne pieniądze. W takim razie policja jako pierwszy wybór Nakashimy zaczęła mieć nawet więcej sensu. Wysupłała też z jego wypowiedzi, że ma lekarzy rodziców, yabai... Poczuła się taka mała w obliczu tej informacji — jej matka nie była nikim specjalnym, a ojca w zasadzie nawet nie uświadczyła w swoim życiu. Lepiej nie było ciągnąć drażliwego tematu związanego z rodziną, a zagaić o szkołę, na czym znała się dobrze.
— Matma i fizyka to akurat dla mnie najtrudniejsze przedmioty. Biologię natomiast uwielbiam, a z chemią sobie radzę. W sumie Twoje wybory brzmią serio ciekawie. — Nie cierpiała matematyki. Liczby były dla niej jakąś całkowitą abstrakcją i zupełnie nie potrafiła ich czytać, robiąc wiecznie podstawowe błędy w obliczeniach. Gdyby ktoś sprawdził historię jej kalkulatora, to chyba spłonęłaby żywcem ze wstydu. Całkowity brak zrozumienia królowej nauk sprawiał jednak, że chłopak stojący przed nią wydał się jej ciekawszy. O ile nawet nie bardziej atrakcyjny. W jego umyśle musiało być coś, czego jej zdecydowanie brakowało. I właśnie taki chłopak przytaknął na jej propozycję spotkania we wrześniu! Niby to on ją od początku zaczepiał, ale to Alaesha poprowadziła rozmowę na odpowiednie tory. Trudno było przecież podrywać kogoś, kto nie wykazywał najmniejszego zainteresowania, prawda? Tymczasem chłopak mógł sobie myśleć, że miał pełną kontrolę nad sytuacją.
Nie spodziewała się tylko, że tak szybko poprosi o numer. Pomimo ekspresowego wręcz tempa podrywu jak na japońskie standardy nie był w żaden sposób nachalny, a jego argument był niezwykle smooth. Jak mogłaby mu odmówić? Szczególnie gdy tak się do niej uśmiechnął? Rany, Itou, nie wkręcaj się tak szybko! — zganiła się w głowie. Próby ukrycia uśmiechu chyba jednak na niewiele się zdały. Była już pewna, że z nią flirtuje, a on wiedział, że chciałaby się z nim spotkać. Wątpiła, że na serio próbowałby jej szukać, ale doceniła komplement. Chwyciła telefon i wstukała swoje imię, nazwisko i numer telefonu. Bicie serca nieco przyspieszyło w momencie oddawania mu smartfona. Natomiast już w chwilę później się z niej śmiał — młodszy szczeniak próbował się odgryźć! Weszła więc w jeszcze bardziej wyszczekane tony, aniżeli wcześniej.
— Jeżeli nie chcesz się bujać ze staruszką, to zawsze możesz usunąć mój numer. — Przez chwilę pożałowała, że w ogóle mu go dała, skoro teraz się z niej naigrywał. Gdyby wciąż trzymała telefon w ręku, to chociaż dla przekory wykasowałaby go. Szybko jednak się uspokoiła. Próbując mu teraz zabrać telefon tylko pokazałaby, że jakkolwiek jej zależy. A na czym miało jej zależeć? Poznali się ledwie chwilę temu... Jednak znała siebie — gdyby się nie odezwał, to by ją to trochę zakuło. Nie musiał natomiast o tym wiedzieć.
— Zawsze mogę się też zastanowić, czy w ogóle odpiszę takiemu dzieciakowi. — Rzuciła od niechcenia, lekko, oglądając przy tym ostentacyjnie paznokcie jednej z dłoni. Jeśli wydawało mu się, że wyciągnięcie od niej numeru wystarczyło, żeby na niego poleciała, to się mylił. Zdarzyło się już Alce, że ktoś wydębił od niej numer i się nigdy nie odezwał. Na razie nie liczyła na specjalnie wiele, dopóki rzeczywiście do niej nie napisze.
— Otóż jestem, urodziłam się 6 stycznia. Więc jak się odnosisz do starszych? — Kontynuowała jak gdyby nigdy nic. Przecież nie czekała na zapewnienia, że na pewno się do niej odezwie, pff. Mało wierzyła w ludzkie słowa, a liczyły się dla niej przede wszystkim czyny. Tymczasem końcówkę zdania postarała się ubrać w jak najbardziej poważną minę, krzyżując przy tym ręce na piersi. Tylko lekko uniesiony kącik ust zdradzał, że sobie z niego żartuje.
Przyglądała się miśkom i słuchała tego, co mówił Yosuke. Ludzkie organizmy nie były często tak sprawne, jak te zwierzęce. Przykładowo jako jedne z niewielu zwierząt człowiek musi przyjmować witaminy z pożywienia, zamiast je samodzielnie wytwarzać. Tych dziwactw i słabości było nawet więcej i mogłaby zaraz zasypać nimi chłopaka. Natomiast to, co powiedział, sprawiło że choć otworzyła usta, to już za moment je zamknęła i nie powiedziała nic więcej. Nowo poznany pokazywał jej właśnie pozytywną stronę medalu. Na dodatek w tak prostych i logicznych słowach. Z pewnością bycie ludźmi było dużo bardziej ciekawe niż konieczność pożywiania się przez większość doby.
Zeskoczyła z barierki i poszła przed siebie. Przez chwilę zestresowała się, że do niej nie podejdzie, że może odwrócił się na pięcie i już sobie poszedł. Może nie potrzeba mu było dalszego spotkania z nieskoordynowaną staruszką? Może w którymś momencie przesadziła i jednak czymś go do siebie zraziła? Mimo biegających po głowie myśli wytrzymała jeszcze chwilę bez odwrócenia się za siebie, a gdy już miała zerknąć, ten zjawił się obok, uff. Zerknęła tylko kątem oka w stronę Yosuke, nie odwracając przy tym głowy i się uśmiechnęła. Ten wyraz twarzy pozostał z nią na dłużej, również wtedy, gdy kupowała ptasią karmę i nawet gdy jedna z papużek wczepiła się w jej długie włosy — chłopak wybitnie poprawiał humor młodej Itou. Yosuke starał się opisać papugę, która ją niecnie napadła i kazała wyskakiwać z wszelkiego ziarna, ale dalej nie wiedziała, którą miał na myśli. Chyba większość papug można by było opisać jako trochę jasne, a trochę ciemne, więc przedstawiona charakterystyka na niewiele się jej zdała. Niemniej znawczynią papuzich gatunków również nie była. Mógł w sumie wskazać inną taką samą papugę z żerdzi i wszystko byłoby jasne, natomiast podszedł do tematu nadzwyczaj skrupulatnie.
Alka podsunęła miseczkę ku górze, z której ptaszyna chętnie dziobnęła kilka ziaren, a część z nich wyrzuciła. Te które ptakowi miały nie smakować, odbiły się od jej ramienia, czoła i policzka. W końcu ptak wykonał decydujący krok, wchodząc łapkami na jej palec, którego kurczowo chwycił się pazurkami. Alaesha ściągnęła ptaszynę w dół, pozwalając jej teraz do woli jeść i podeszła do Yosuke. Przeczytała napis na tabliczce — konura słoneczna.
— No cześć, Słoneczko. — Zwróciła się do ptaka i pogłaskała go po łebku, kolejne słowa kierując już do chłopaka.
— Wystarczyło powiedzieć kolor. Nie wymagałam od Ciebie pełnej rozprawki. — Roześmiała się. To nie lekcja angielskiego, gdzie konieczne było odpowiadanie pełnymi zdaniami. Wypracowania, ani nawet podania dokładnej nazwy ptaszyny też od niego nie oczekiwała. Może przesadziła z wcześniejszym mówieniem o ciekawostkach i się chłopak zestresował, że nie wie?
Tymczasem zawitała do niej jeszcze jedna papużka. Tym razem falista, cała zielona z nakrapianymi żółto i czarno skrzydłami. Ptaszyna zaczęła schodzić nieco zbyt nachalnie i boleśnie po materiale jej koszulki, chcąc dostać się do jedzenia. Itou skrzywiła się na drapnięcia niedelikatnej papugi, która jednocześnie chciała odgonić Słoneczko. Nie miała jednak zamiaru przejść na jej wystawioną zachęcająco rękę.
— Weźmiesz, tę zieloną ode mnie? — Obie były zielone, jednak jedna z nich była zdecydowanie zieleńsza od drugiej. Dla osoby o dobrym wzroku nie byłaby to żadna łamigłówka.
@Nakashima Yosuke
— Matma i fizyka to akurat dla mnie najtrudniejsze przedmioty. Biologię natomiast uwielbiam, a z chemią sobie radzę. W sumie Twoje wybory brzmią serio ciekawie. — Nie cierpiała matematyki. Liczby były dla niej jakąś całkowitą abstrakcją i zupełnie nie potrafiła ich czytać, robiąc wiecznie podstawowe błędy w obliczeniach. Gdyby ktoś sprawdził historię jej kalkulatora, to chyba spłonęłaby żywcem ze wstydu. Całkowity brak zrozumienia królowej nauk sprawiał jednak, że chłopak stojący przed nią wydał się jej ciekawszy. O ile nawet nie bardziej atrakcyjny. W jego umyśle musiało być coś, czego jej zdecydowanie brakowało. I właśnie taki chłopak przytaknął na jej propozycję spotkania we wrześniu! Niby to on ją od początku zaczepiał, ale to Alaesha poprowadziła rozmowę na odpowiednie tory. Trudno było przecież podrywać kogoś, kto nie wykazywał najmniejszego zainteresowania, prawda? Tymczasem chłopak mógł sobie myśleć, że miał pełną kontrolę nad sytuacją.
Nie spodziewała się tylko, że tak szybko poprosi o numer. Pomimo ekspresowego wręcz tempa podrywu jak na japońskie standardy nie był w żaden sposób nachalny, a jego argument był niezwykle smooth. Jak mogłaby mu odmówić? Szczególnie gdy tak się do niej uśmiechnął? Rany, Itou, nie wkręcaj się tak szybko! — zganiła się w głowie. Próby ukrycia uśmiechu chyba jednak na niewiele się zdały. Była już pewna, że z nią flirtuje, a on wiedział, że chciałaby się z nim spotkać. Wątpiła, że na serio próbowałby jej szukać, ale doceniła komplement. Chwyciła telefon i wstukała swoje imię, nazwisko i numer telefonu. Bicie serca nieco przyspieszyło w momencie oddawania mu smartfona. Natomiast już w chwilę później się z niej śmiał — młodszy szczeniak próbował się odgryźć! Weszła więc w jeszcze bardziej wyszczekane tony, aniżeli wcześniej.
— Jeżeli nie chcesz się bujać ze staruszką, to zawsze możesz usunąć mój numer. — Przez chwilę pożałowała, że w ogóle mu go dała, skoro teraz się z niej naigrywał. Gdyby wciąż trzymała telefon w ręku, to chociaż dla przekory wykasowałaby go. Szybko jednak się uspokoiła. Próbując mu teraz zabrać telefon tylko pokazałaby, że jakkolwiek jej zależy. A na czym miało jej zależeć? Poznali się ledwie chwilę temu... Jednak znała siebie — gdyby się nie odezwał, to by ją to trochę zakuło. Nie musiał natomiast o tym wiedzieć.
— Zawsze mogę się też zastanowić, czy w ogóle odpiszę takiemu dzieciakowi. — Rzuciła od niechcenia, lekko, oglądając przy tym ostentacyjnie paznokcie jednej z dłoni. Jeśli wydawało mu się, że wyciągnięcie od niej numeru wystarczyło, żeby na niego poleciała, to się mylił. Zdarzyło się już Alce, że ktoś wydębił od niej numer i się nigdy nie odezwał. Na razie nie liczyła na specjalnie wiele, dopóki rzeczywiście do niej nie napisze.
— Otóż jestem, urodziłam się 6 stycznia. Więc jak się odnosisz do starszych? — Kontynuowała jak gdyby nigdy nic. Przecież nie czekała na zapewnienia, że na pewno się do niej odezwie, pff. Mało wierzyła w ludzkie słowa, a liczyły się dla niej przede wszystkim czyny. Tymczasem końcówkę zdania postarała się ubrać w jak najbardziej poważną minę, krzyżując przy tym ręce na piersi. Tylko lekko uniesiony kącik ust zdradzał, że sobie z niego żartuje.
Przyglądała się miśkom i słuchała tego, co mówił Yosuke. Ludzkie organizmy nie były często tak sprawne, jak te zwierzęce. Przykładowo jako jedne z niewielu zwierząt człowiek musi przyjmować witaminy z pożywienia, zamiast je samodzielnie wytwarzać. Tych dziwactw i słabości było nawet więcej i mogłaby zaraz zasypać nimi chłopaka. Natomiast to, co powiedział, sprawiło że choć otworzyła usta, to już za moment je zamknęła i nie powiedziała nic więcej. Nowo poznany pokazywał jej właśnie pozytywną stronę medalu. Na dodatek w tak prostych i logicznych słowach. Z pewnością bycie ludźmi było dużo bardziej ciekawe niż konieczność pożywiania się przez większość doby.
Zeskoczyła z barierki i poszła przed siebie. Przez chwilę zestresowała się, że do niej nie podejdzie, że może odwrócił się na pięcie i już sobie poszedł. Może nie potrzeba mu było dalszego spotkania z nieskoordynowaną staruszką? Może w którymś momencie przesadziła i jednak czymś go do siebie zraziła? Mimo biegających po głowie myśli wytrzymała jeszcze chwilę bez odwrócenia się za siebie, a gdy już miała zerknąć, ten zjawił się obok, uff. Zerknęła tylko kątem oka w stronę Yosuke, nie odwracając przy tym głowy i się uśmiechnęła. Ten wyraz twarzy pozostał z nią na dłużej, również wtedy, gdy kupowała ptasią karmę i nawet gdy jedna z papużek wczepiła się w jej długie włosy — chłopak wybitnie poprawiał humor młodej Itou. Yosuke starał się opisać papugę, która ją niecnie napadła i kazała wyskakiwać z wszelkiego ziarna, ale dalej nie wiedziała, którą miał na myśli. Chyba większość papug można by było opisać jako trochę jasne, a trochę ciemne, więc przedstawiona charakterystyka na niewiele się jej zdała. Niemniej znawczynią papuzich gatunków również nie była. Mógł w sumie wskazać inną taką samą papugę z żerdzi i wszystko byłoby jasne, natomiast podszedł do tematu nadzwyczaj skrupulatnie.
Alka podsunęła miseczkę ku górze, z której ptaszyna chętnie dziobnęła kilka ziaren, a część z nich wyrzuciła. Te które ptakowi miały nie smakować, odbiły się od jej ramienia, czoła i policzka. W końcu ptak wykonał decydujący krok, wchodząc łapkami na jej palec, którego kurczowo chwycił się pazurkami. Alaesha ściągnęła ptaszynę w dół, pozwalając jej teraz do woli jeść i podeszła do Yosuke. Przeczytała napis na tabliczce — konura słoneczna.
— No cześć, Słoneczko. — Zwróciła się do ptaka i pogłaskała go po łebku, kolejne słowa kierując już do chłopaka.
— Wystarczyło powiedzieć kolor. Nie wymagałam od Ciebie pełnej rozprawki. — Roześmiała się. To nie lekcja angielskiego, gdzie konieczne było odpowiadanie pełnymi zdaniami. Wypracowania, ani nawet podania dokładnej nazwy ptaszyny też od niego nie oczekiwała. Może przesadziła z wcześniejszym mówieniem o ciekawostkach i się chłopak zestresował, że nie wie?
Tymczasem zawitała do niej jeszcze jedna papużka. Tym razem falista, cała zielona z nakrapianymi żółto i czarno skrzydłami. Ptaszyna zaczęła schodzić nieco zbyt nachalnie i boleśnie po materiale jej koszulki, chcąc dostać się do jedzenia. Itou skrzywiła się na drapnięcia niedelikatnej papugi, która jednocześnie chciała odgonić Słoneczko. Nie miała jednak zamiaru przejść na jej wystawioną zachęcająco rękę.
— Weźmiesz, tę zieloną ode mnie? — Obie były zielone, jednak jedna z nich była zdecydowanie zieleńsza od drugiej. Dla osoby o dobrym wzroku nie byłaby to żadna łamigłówka.
@Nakashima Yosuke
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
– Jeśli akademia sztuki, to na pewno artystka. – Nieważne, jeśli nie miała jeszcze własnych wystaw, rozległego portfolio i nie znali jej na pół świata. Nieważne też czy zajmowała się tańcem, gimnastyką, malarstwem, śpiewem, rzeźbą czy pisaniem wierszy. Dla niego już wpadała w kategorię artystów, ale nie widział w tym nic złego. Świat potrzebował również tych romantycznych dusz postrzegających wszystko w zupełnie inny sposób, marzycieli, ludzi dostarczających społeczeństwu rozrywki na wyższym poziomie niż przeciętny serial puszczany w telewizji. Nie mógł podziwiać obrazów, ale mógł zachwycać się ludźmi, którzy je tworzyli.
– No to mamy w takim razie na odwrót – zaśmiał się po usłyszeniu jej odpowiedzi. – Szybko zapamiętuję reguły w matmie i potem reszta jest tylko analogicznymi sytuacjami, te wszystkie prawa w fizie podobnie. Ale jak mam opisać nibynóżki, wyczytać informacje z fotki czegoś pod mikroskopem czy wymienić jaki narząd odpowiada za który hormon… Czyste wkuwanie na pamięć. Nie dla mnie to. A w chemii z kolei totalnie leżę na równaniach reakcji. – Coś znikało, pojawiały się inne związki, nagle jeden pierwiastek połączony był z innym, cyferki się przemieszczały, wpełzały jakieś minusy i plusy przy tych mrówkowatych ciągach nie mających dla niego większego sensu. Niezbyt wiedział, jak zareagują na siebie dwa chemiczne związki, kiedy będzie to coś gwałtownego i niebezpiecznego, a kiedy nie ma się co martwić wynikiem eksperymentu. I wreszcie: dlaczego chlor i sód oddzielnie były tak groźne, a połączone ze sobą mogły ci najwyżej nieprzyjemnie zasolić obiad?
Uśmiechnął się lekko złośliwie, przez chwilę scrollując coś na wyświetlaczu. Nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji, żeby usuwać numer na jej życzenie, a potem znowu błagać, żeby jednak podała go ponownie. Mimo tych żartów i zaczepek, chciał się z nią spotkać ponownie. Przepaść wieku nie grała większej roli. Nacisnął coś w milczeniu, a po chwili wysłał wiadomość pod kombinację cyfr, którą mu zapisała. Najwyżej jakaś pizzeria w mieście zaraz dostanie zdjęcie, które absolutnie nic im nie powie i będą się zastanawiać, co się właśnie dzieje.
– Spokojnie, bo jeszcze babuszka udaru dostanie. Pogramy sobie w bingo, shōgi, rozwiążemy sudoku… – Powinien się opamiętać, bo zaraz się doigra. Ale zaczepianie jej było tak zabawną rozrywką, że ciężko się było powstrzymać. Być może jej reakcje były tak samo naciągane, jak wcześniejsze wydęcie policzków i nie miał się co martwić, że zaraz odejdzie, zablokuje jego numer i tyle z następnej okazji do rozmowy. – Dobrze, już dobrze. Przestaję. – Skłonił się dość głęboko w geście przeprosin. Nie chciał wyjść na pozbawionego kultury i taktu idiotę, którego poznania zacznie zaraz żałować. Albo jeszcze pomyśli, że wszyscy z tej wiochy w górach tacy beznadziejni i nie przyjedzie pozwiedzać uroczej okolicy, nawet jeśli miałaby to zrobić bez tego głupka obok.
Mógł kłamać, że ma alergię na pióra, wykręcić się, że musi lecieć na pociąg, nie wejść po prostu do budynku pełnego kolorowych, chętnych do interakcji z ludźmi papug. Stwierdzić, że ptaki go nie interesują albo zabrnąć w kierunku obaw o ewentualne przenoszone przez nie choroby, czy nie podziobią, nie podrapią, nie zaplączą się we włosy. W ostateczności było jeszcze uznanie, że jest gorąco, on i tak nie jest ubrany na taką pogodę, a w środku będzie jak w sercu dżungli. Ale to by było zbyt podejrzane.
– W sumie… – mruknął wykonując nieco nerwowy uśmiech i odwracając się od razu ponownie w stronę tabliczki, czytając jakieś ciekawostki, że niby jest tym bardzo zainteresowany. Spojrzał na Itou dopiero gdy wystosowała do niego prośbę. Wzrok padł najpierw na pierwszą lokatorkę grzędy w postaci dziewczyny, potem na drugą, wspinającą się zaciekle po jej koszulce. Sięgnął do trzymanej karmy, zgarniając kilka ziarenek i ledwo unikając dziobnięcia.
– Którą? Tą? – zapytał wysuwając dłoń z przysmakami do wczepionej nakrapianej koleżanki. Przyszła na wyżerkę jako druga i wyraźnie nie potrafiła się zachować, dlatego pomyślał, że może właśnie o nią chodzić.
@Itou Alaesha
– No to mamy w takim razie na odwrót – zaśmiał się po usłyszeniu jej odpowiedzi. – Szybko zapamiętuję reguły w matmie i potem reszta jest tylko analogicznymi sytuacjami, te wszystkie prawa w fizie podobnie. Ale jak mam opisać nibynóżki, wyczytać informacje z fotki czegoś pod mikroskopem czy wymienić jaki narząd odpowiada za który hormon… Czyste wkuwanie na pamięć. Nie dla mnie to. A w chemii z kolei totalnie leżę na równaniach reakcji. – Coś znikało, pojawiały się inne związki, nagle jeden pierwiastek połączony był z innym, cyferki się przemieszczały, wpełzały jakieś minusy i plusy przy tych mrówkowatych ciągach nie mających dla niego większego sensu. Niezbyt wiedział, jak zareagują na siebie dwa chemiczne związki, kiedy będzie to coś gwałtownego i niebezpiecznego, a kiedy nie ma się co martwić wynikiem eksperymentu. I wreszcie: dlaczego chlor i sód oddzielnie były tak groźne, a połączone ze sobą mogły ci najwyżej nieprzyjemnie zasolić obiad?
Uśmiechnął się lekko złośliwie, przez chwilę scrollując coś na wyświetlaczu. Nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji, żeby usuwać numer na jej życzenie, a potem znowu błagać, żeby jednak podała go ponownie. Mimo tych żartów i zaczepek, chciał się z nią spotkać ponownie. Przepaść wieku nie grała większej roli. Nacisnął coś w milczeniu, a po chwili wysłał wiadomość pod kombinację cyfr, którą mu zapisała. Najwyżej jakaś pizzeria w mieście zaraz dostanie zdjęcie, które absolutnie nic im nie powie i będą się zastanawiać, co się właśnie dzieje.
– Spokojnie, bo jeszcze babuszka udaru dostanie. Pogramy sobie w bingo, shōgi, rozwiążemy sudoku… – Powinien się opamiętać, bo zaraz się doigra. Ale zaczepianie jej było tak zabawną rozrywką, że ciężko się było powstrzymać. Być może jej reakcje były tak samo naciągane, jak wcześniejsze wydęcie policzków i nie miał się co martwić, że zaraz odejdzie, zablokuje jego numer i tyle z następnej okazji do rozmowy. – Dobrze, już dobrze. Przestaję. – Skłonił się dość głęboko w geście przeprosin. Nie chciał wyjść na pozbawionego kultury i taktu idiotę, którego poznania zacznie zaraz żałować. Albo jeszcze pomyśli, że wszyscy z tej wiochy w górach tacy beznadziejni i nie przyjedzie pozwiedzać uroczej okolicy, nawet jeśli miałaby to zrobić bez tego głupka obok.
Mógł kłamać, że ma alergię na pióra, wykręcić się, że musi lecieć na pociąg, nie wejść po prostu do budynku pełnego kolorowych, chętnych do interakcji z ludźmi papug. Stwierdzić, że ptaki go nie interesują albo zabrnąć w kierunku obaw o ewentualne przenoszone przez nie choroby, czy nie podziobią, nie podrapią, nie zaplączą się we włosy. W ostateczności było jeszcze uznanie, że jest gorąco, on i tak nie jest ubrany na taką pogodę, a w środku będzie jak w sercu dżungli. Ale to by było zbyt podejrzane.
– W sumie… – mruknął wykonując nieco nerwowy uśmiech i odwracając się od razu ponownie w stronę tabliczki, czytając jakieś ciekawostki, że niby jest tym bardzo zainteresowany. Spojrzał na Itou dopiero gdy wystosowała do niego prośbę. Wzrok padł najpierw na pierwszą lokatorkę grzędy w postaci dziewczyny, potem na drugą, wspinającą się zaciekle po jej koszulce. Sięgnął do trzymanej karmy, zgarniając kilka ziarenek i ledwo unikając dziobnięcia.
– Którą? Tą? – zapytał wysuwając dłoń z przysmakami do wczepionej nakrapianej koleżanki. Przyszła na wyżerkę jako druga i wyraźnie nie potrafiła się zachować, dlatego pomyślał, że może właśnie o nią chodzić.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Wzruszyła tylko nieznacznie ramionami, choć zrobiło się jej miło na komentarz o byciu artystką. Sama się nią jeszcze nie czuła. Jedynie aspirowała do tego, żeby prawdziwie tworzyć. Naprawdę chciała, żeby rysunek był jej głównym sposobem na życie. Zdawała sobie sprawę z tego, że wyrobienie sobie nazwiska nie było proste oraz że artyści najczęściej nie zarabiali wiele. Przynajmniej do momentu, gdy nie mieli regularnych zleceń i nie stawali się rozpoznawalni czy niejako modni. Ona natomiast już starała się pilnie pracować na swoją przyszłą renomę. Poza zajęciami sama z zacięciem tworzyła, a nawet zrobiła już kilka płatnych portretów. Na razie kosztowały ją one tyle co nic — raczej żeby zwróciły się jej materiały i miała na bilet do kina, ale to już było zawsze coś.
— Ja zupełnie nie rozumiem liczb. Chyba podchodzę do nich nazbyt kreatywnie, bo nie umiem wyłapać między nimi żadnych schematów. Fizyka jest dla mnie jakaś łatwiejsza, bo w niej operuje się często na literach i rysunkach. — Choć według matki powinna być orłem ze wszystkiego, to bez przesady, mogła przyznać się przed rówieśnikiem, że nie przepada za jakimś przedmiotem. Zresztą koniec końców matma przyda się jej tylko do liczenia pieniędzy, bo ani jej się śniło liczenie czegokolwiek za pomocą logarytmów w dorosłym życiu. Za to nibynóżki uważała za coś zupełnie super. Potrafiłaby do tego wyrecytować z pamięci rozkład wszystkich narządów i wydzielanych przez nich hormonów, ale mówienie o tym teraz wyglądałoby jak bezczelne przechwałki.
— To brzmi tak, jakbyśmy mogli się nieźle uzupełniać w nauce. — Założyła ręce za siebie, udając niewiniątko. Luźna propozycja wspólnej nauki to zawsze możliwość spotkania i lepszego poznania. To że mieszkał dużo dalej niż zajmowało jej dojście do lokalnej biblioteki, to już niewiele znaczący, godny pominięcia szczegół.
Najwyraźniej nie miał zamiaru usuwać jej numer — i dobrze. Wtedy to by się pewnie obraziła na poważnie i sobie poszła, coby marnował jej czas, gdy ona przyszła pooglądać zwierzaki, a nie jego. Tymczasem chłopak zabierał większość jej uwagi. Być może nawet zbyt wiele... Poczuła wibrację dobiegającą z plecaka i cichy dźwięk. Przerzuciła go do przodu, wyjmując telefon i sprawdzając wiadomość od nieznanego numeru.
— Awww, jaki słodziak! To Twój pies? — Nieco ją ułagodził tym zdjęciem. Na dodatek już miała jego numer. Czy teraz powinno jej nie kusić, żeby w razie potrzeby odezwać się pierwszą? Czy ewentualnie mieć to w nosie? Szkoda tylko, że dalej ją wkurzał, bo może zdjęcie psiaka wystarczyłoby, aby zapomniała o przezwiskach. Prosił się o guza.
— Jeśli mam Cię ograć w shogi, to proszę bardzo. Jestem w to całkiem dobra — Alka lubiła różnego rodzaju gry, przede wszystkim takie, które opierały się na strategii i wyprzedzaniu ruchów przeciwnika. Może nie była w tym jakaś wybitna, ale z nieopierzonymi graczami wygrywała bez najmniejszego problemu.
W sumie to ten cały Yosuke całkiem zabawnie się z nią drażnił. Inaczej niż ci wszyscy ugrzecznieni rówieśnicy. Chyba podobała się jej taka forma rozmowy. Nawet wiedział, kiedy przestać, żeby całkiem jej nie zdenerwować, no, no. Nieźle.
W papugarni natomiast Ala bawiła się już całkiem dobrze. Yosuke być może nie aż tak, jak ona, bo i żadna ptaszyna go jeszcze nie wybrała. To się jednak na pewno za chwilę zmieni, a też może ptasi dzikus dla niego będzie łagodniejszy.
— Mhm, tą. — Mruknęła tylko, gdy w międzyczasie poczuła kolejne bolesne zadrapanie.
— Jeśli dla Ciebie też taka będzie, to możesz ją po prostu odłożyć na żerdź.
Dodatkowo, tak jak myślała, już w chwilę potem nie była jedyną osobą wybraną przez jakąś papugę. Na ramię Nakashimy zleciał jasnożółty ptaszek, wczepiając się w podkoszulek. Nie wiedziała, jak się ta papuga nazywała, ale kojarzyła ją z memów.
— O, bananek!
@Itou Alaesha
— Ja zupełnie nie rozumiem liczb. Chyba podchodzę do nich nazbyt kreatywnie, bo nie umiem wyłapać między nimi żadnych schematów. Fizyka jest dla mnie jakaś łatwiejsza, bo w niej operuje się często na literach i rysunkach. — Choć według matki powinna być orłem ze wszystkiego, to bez przesady, mogła przyznać się przed rówieśnikiem, że nie przepada za jakimś przedmiotem. Zresztą koniec końców matma przyda się jej tylko do liczenia pieniędzy, bo ani jej się śniło liczenie czegokolwiek za pomocą logarytmów w dorosłym życiu. Za to nibynóżki uważała za coś zupełnie super. Potrafiłaby do tego wyrecytować z pamięci rozkład wszystkich narządów i wydzielanych przez nich hormonów, ale mówienie o tym teraz wyglądałoby jak bezczelne przechwałki.
— To brzmi tak, jakbyśmy mogli się nieźle uzupełniać w nauce. — Założyła ręce za siebie, udając niewiniątko. Luźna propozycja wspólnej nauki to zawsze możliwość spotkania i lepszego poznania. To że mieszkał dużo dalej niż zajmowało jej dojście do lokalnej biblioteki, to już niewiele znaczący, godny pominięcia szczegół.
Najwyraźniej nie miał zamiaru usuwać jej numer — i dobrze. Wtedy to by się pewnie obraziła na poważnie i sobie poszła, coby marnował jej czas, gdy ona przyszła pooglądać zwierzaki, a nie jego. Tymczasem chłopak zabierał większość jej uwagi. Być może nawet zbyt wiele... Poczuła wibrację dobiegającą z plecaka i cichy dźwięk. Przerzuciła go do przodu, wyjmując telefon i sprawdzając wiadomość od nieznanego numeru.
— Awww, jaki słodziak! To Twój pies? — Nieco ją ułagodził tym zdjęciem. Na dodatek już miała jego numer. Czy teraz powinno jej nie kusić, żeby w razie potrzeby odezwać się pierwszą? Czy ewentualnie mieć to w nosie? Szkoda tylko, że dalej ją wkurzał, bo może zdjęcie psiaka wystarczyłoby, aby zapomniała o przezwiskach. Prosił się o guza.
— Jeśli mam Cię ograć w shogi, to proszę bardzo. Jestem w to całkiem dobra — Alka lubiła różnego rodzaju gry, przede wszystkim takie, które opierały się na strategii i wyprzedzaniu ruchów przeciwnika. Może nie była w tym jakaś wybitna, ale z nieopierzonymi graczami wygrywała bez najmniejszego problemu.
W sumie to ten cały Yosuke całkiem zabawnie się z nią drażnił. Inaczej niż ci wszyscy ugrzecznieni rówieśnicy. Chyba podobała się jej taka forma rozmowy. Nawet wiedział, kiedy przestać, żeby całkiem jej nie zdenerwować, no, no. Nieźle.
W papugarni natomiast Ala bawiła się już całkiem dobrze. Yosuke być może nie aż tak, jak ona, bo i żadna ptaszyna go jeszcze nie wybrała. To się jednak na pewno za chwilę zmieni, a też może ptasi dzikus dla niego będzie łagodniejszy.
— Mhm, tą. — Mruknęła tylko, gdy w międzyczasie poczuła kolejne bolesne zadrapanie.
— Jeśli dla Ciebie też taka będzie, to możesz ją po prostu odłożyć na żerdź.
Dodatkowo, tak jak myślała, już w chwilę potem nie była jedyną osobą wybraną przez jakąś papugę. Na ramię Nakashimy zleciał jasnożółty ptaszek, wczepiając się w podkoszulek. Nie wiedziała, jak się ta papuga nazywała, ale kojarzyła ją z memów.
— O, bananek!
@Itou Alaesha
– Czyżby? – Zmrużył lekko oczy, przechylając głowę. Czy to ona teraz wysnuwała jakieś propozycje na ewentualne spotkania? Nie widziałby problemu, żeby czasem pomóc jej rozwiązać jakieś zadanie, czy to zdalnie przez wiadomości, czy przyjeżdżając do niej. Znaczy do jakiejś biblioteki, tak. Zupełnie niewinne spotkanie w celu wzajemnej pomocy szkolnej. W przyszłości nie mieli ze sobą konkurować o jedno miejsce w nudnej korporacji, więc jak najbardziej mogli uzupełnić własną wiedzę. – Pokażesz mi swoje nibynóżki w pantofelkach, a ja ci w zamian dokonam analizy matematycznej oznaczoną całką? – Skrzyżował ręce na piersi, patrząc na Itou z jakimś takim nieodgadnionym uśmieszkiem, odrobinę zaczepnym, troszeczkę szelmowskim, z delikatnie uniesioną brwią. Jakkolwiek nie zabrzmiał, nie miał na myśli nic dwuznacznego. Był takim laczkiem z biologii, że nie rozróżniał nibynóżek od rzęsek, a to przecież właśnie je miały te całe nieszczęsne i jakże fascynujące pantofelki. Tak, tak. To właśnie o to chodziło w jego wypowiedzi. I o to, że całki były narzędziem do rozwiązywania zagadnień z analizy czyli jednego z matematycznych działów. Mhm. Tak było, wysoki sądzie, a ona mówiła, że jest starsza.
– Mój. No, właściwie nasz. Wabi się Kuma. – Niedźwiedź, czy raczej Misiek był wszędobylskim samojedem dostarczającym rozrywki całej rodzinie. Nakashima wysłał do Alaeshy jeszcze jedną wiadomość. Być może liczył, że zmiękczy ją na tyle, że wybaczy mu całą sesję dokuczania i bardziej przekona do odwiedzenia Sāwy. Jeśli nie dla niego to chociaż dla spotkania z radosnym psem albo dla widoków, które prezentowały się w tle za nim. – A tu jeszcze jego kumpela, Ōkami. – Trzecia wiadomość zawierała zdjęcie innego psa, białego husky o elektryzująco niebieskich oczach. Łagodniejsze, spokojniejsze usposobienie drugiego zwierza równoważyło nadmiar energii Miśka.
– Taka jesteś pewna, że wygrasz? – zakpił. Dużo grywał w planszówki oparte o strategię, podobnie zresztą było w przypadku gier komputerowych, jeśli już wybierał tę formę rozrywki. Podobało mu się, że dziewczyna była tak śmiała w swoich założeniach i nie próbowała się wykręcić czy po prostu powiedzieć, że nie rozumie tej gry. Była inteligentna, śliczna, a na dodatek była pewna swoich zdolności w shōgi. – Przyjmuję wyzwanie. Może się potem o coś założymy? – lekko hazardowy aspekt nadawał tylko smaku całej grze, sprawiał, że dążenie do wygranej było bardziej emocjonujące. No i można było tym zweryfikować czy dalej będzie tak odważna.
Papuga zaczęła łapczywie dobierać się do kilku ziarenek, które trzymał, przez co łatwiej było odciągnąć ją od ubrań Itou. Yosuke złączył obie ręce, żeby ptak mógł wygodniej usiąść zamiast wbijać się pazurkami w jedną dłoń. Przyglądał się jej przez chwilę, do momentu jak nie zaczęła się dobierać do jego palca.
– Ejże – ostrzegł papużkę, która przestała tylko na moment. Poruszyła zabawnie łebkiem i znów spróbowała podgryźć jego dłoń. Widać nie podobało się jej, że źródełko karmy wyschło. Nakashima też mógł się wyposażyć w automacie w mały zapas… – Bananek? Jaki bananek? – Obrócił głowę, żeby móc spojrzeć na swoje ramię. Nie znał gatunku swojego nowego pierzastego przyjaciela, ale na bank widział kiedyś w Internecie kilka zabawnych komiksów z udziałem właśnie takiej papużki. Tymczasem falista panna dziobnęła go w palec, co skomentował syknięciem i posłaniem jej gniewnego spojrzenia.
@Itou Alaesha
– Mój. No, właściwie nasz. Wabi się Kuma. – Niedźwiedź, czy raczej Misiek był wszędobylskim samojedem dostarczającym rozrywki całej rodzinie. Nakashima wysłał do Alaeshy jeszcze jedną wiadomość. Być może liczył, że zmiękczy ją na tyle, że wybaczy mu całą sesję dokuczania i bardziej przekona do odwiedzenia Sāwy. Jeśli nie dla niego to chociaż dla spotkania z radosnym psem albo dla widoków, które prezentowały się w tle za nim. – A tu jeszcze jego kumpela, Ōkami. – Trzecia wiadomość zawierała zdjęcie innego psa, białego husky o elektryzująco niebieskich oczach. Łagodniejsze, spokojniejsze usposobienie drugiego zwierza równoważyło nadmiar energii Miśka.
– Taka jesteś pewna, że wygrasz? – zakpił. Dużo grywał w planszówki oparte o strategię, podobnie zresztą było w przypadku gier komputerowych, jeśli już wybierał tę formę rozrywki. Podobało mu się, że dziewczyna była tak śmiała w swoich założeniach i nie próbowała się wykręcić czy po prostu powiedzieć, że nie rozumie tej gry. Była inteligentna, śliczna, a na dodatek była pewna swoich zdolności w shōgi. – Przyjmuję wyzwanie. Może się potem o coś założymy? – lekko hazardowy aspekt nadawał tylko smaku całej grze, sprawiał, że dążenie do wygranej było bardziej emocjonujące. No i można było tym zweryfikować czy dalej będzie tak odważna.
Papuga zaczęła łapczywie dobierać się do kilku ziarenek, które trzymał, przez co łatwiej było odciągnąć ją od ubrań Itou. Yosuke złączył obie ręce, żeby ptak mógł wygodniej usiąść zamiast wbijać się pazurkami w jedną dłoń. Przyglądał się jej przez chwilę, do momentu jak nie zaczęła się dobierać do jego palca.
– Ejże – ostrzegł papużkę, która przestała tylko na moment. Poruszyła zabawnie łebkiem i znów spróbowała podgryźć jego dłoń. Widać nie podobało się jej, że źródełko karmy wyschło. Nakashima też mógł się wyposażyć w automacie w mały zapas… – Bananek? Jaki bananek? – Obrócił głowę, żeby móc spojrzeć na swoje ramię. Nie znał gatunku swojego nowego pierzastego przyjaciela, ale na bank widział kiedyś w Internecie kilka zabawnych komiksów z udziałem właśnie takiej papużki. Tymczasem falista panna dziobnęła go w palec, co skomentował syknięciem i posłaniem jej gniewnego spojrzenia.
@Itou Alaesha
Nie wiedziała, czy ma się zawstydzić, zacząć śmiać, unieść brew jeszcze wyżej od niego czy załamać ręce nad stanem jego wiedzy. Ale był zaczepny, skubany! Po raz kolejny zrobił na Itou wrażenie, z jaką łatwością wymyślał na poczekaniu te wszystkie teksty. Był wygadany. Pyskaty. Zabawny. Po prostu świetny.
— Moich to Ci nie pokażę... W sumie żadnych nie pokażę, bo pantofelki byłyby dużo za duże na amebie nibynóżki. Ale właśnie udowodniłeś, jak bardzo potrzebujesz tych korków. — Czy oni poniekąd „zaplanowali” już drugie spotkanie? Gdzie w dużej mierze „zaplanowali”, oznaczało Alkę, która podpuszczała Yosuke? Szybko wygrało rozbawienie z reakcją gwałtownego parsknięcia śmiechem. Dobrze wiedziała, że żartuje i szuka kolejnego punktu, aby ją zaczepić. Właśnie dlatego w jednym zdaniu zawarła zarówno odmowę — niech sobie nie wyobraża zbyt wiele — jak i oficjalnie przypieczętowanie propozycji wspólnej nauki. Niech się nagłowi, niech nie ma pewności czy go do siebie przyciąga, czy odpycha. Niby nóżki Alaesha miała całkiem zgrabne, jednak pantofelków nie nosiła. Nie było więc czego dokładnie przeanalizować. Natomiast jeśli chodziło o całki, to nie odezwała się ani słowem. Nie dość, że figę z makiem z nich rozumiała, to żart chłopaka zabrzmiał co najmniej dwuznacznie. Albo to jej się kojarzyło dwuznacznie. Lepiej było nie chlapnąć jakiejś głupoty nad wyraz i na początku znajomości.
— Rany, jaki cudny! — Wysyłał jej kolejne zdjęcia swoich pupili, czym zdecydowanie trafił w czuły punkt. Nie dość, że po prostu bardzo lubiła zwierzęta, to z nich wszystkich psy należały do jej faworytów. Głos jej zmiękł, zupełnie złagodniał, gdy wpatrywała się w fotkę pierwszego psiaka. Stanowiło to ciekawy kontrast do jeszcze chwilę temu obronno-zaczepnej Itou. W takim razie nie tylko umiała się droczyć, a też być miła, choć na ten moment jej największe pokłady sympatii były kierowane w stronę ekranu smartfona. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak zatapia dłonie i twarz w tej miękkiej sierści, o ile psiak by jej na to w ogóle pozwolił i o ile znalazłaby się w Sawie. W końcu przyjazd, żeby zobaczyć się z jego psami, był dostateczną wymówką, prawda? Wcale a wcale nie musiałaby tam przyjeżdżać tylko dla niego. Psy i piękne widoki, mhm.
— Bogowie, co za niebieskie oczy! — Oczy drugiego zwierzęcia zarówno przeszywały kolorem, jak i płynęła z nich jakaś duma i spokój. Równie cudna psina. Sama nie miała psa, bo matka nie zgadzała się na zwierzę w domu —tatami będzie całe w sierści, kto to będzie sprzątał, ja z nim wychodzić na spacery nie będę, karma kosztuje i inne tego typu zupełnie bezsensy. Więc gdy tylko mogła to bawiła się z Maru, psem sąsiadki. Był to jednak malutki kundelek, sięgający do połowy piszczela, tymczasem Yosuke prezentował dorodne okazy. Nieraz widywała inne psiaki u koleżanek, ale nigdy takie duże — ludzie w mieście raczej nie brali do domów na tyle okazałych ras. Tymczasem on miał te zwierzęta dla siebie na co dzień, ech, tylko pozazdrościć. Albo pojechać do Sawy i też się nimi trochę nacieszyć. Kupiłaby trochę smaczków i może jakąś zabawkę z zarobionych pieniędzy. Ciekawe, czy umiały robić jakieś sztuczki. Maru nauczyła kilku komend. Przez te zdjęcia już prawie zapomniała o tym, że jeszcze przed chwilą jej dokuczał. Prawie. Ale psy miał przecudne — wiedział czym ją uwieść.
— Jejku, ale jakie ładne widoki na tych zdjęciach. Gdzie je robiłeś? Tylko nie mów, że tam u siebie? — Przy czym jednym z ciekawych widoków był fragment kolan chłopaka, który również załapał się na zdjęcie. Natomiast wolała dopytać, czy fotka była robiona u niego w miejscowości. Może to tylko z jakiejś rodzinnej wycieczki, bo aż nierealnym się wydawało, że w okolicach widoki miałoby być tak przepięknie.
— No jasne. Będziesz płakał już w trakcie gry. — Wyszczerzyła się w perfidnym uśmiechu. Czuła się pewna swoich umiejętności w shogi. Może wyjątkowo by się nie popłakał, choć to przecież młodszy dzieciak i mógłby nie znieść tego stresu, ale przynajmniej na koniec musiałby odszczekać te teksty o staruszkach.
— Potem? Założyć to się trzeba przed rozgrywką, żebyś potem nie mógł się wymigać. Jak już ze mną przegrasz. — Próbował ją sprawdzić? Hah! Trudno było o coś ciekawszego dla Itou niż rywalizacja. Choćby mieli grać o złote kalesony, to Alaesha i tak chciała je zdobyć. Dla samej satysfakcji i dreszczyku emocji. Zresztą, nawet jeśli jakimś przypadkiem by przegrała, co było dalece mało prawdopodobne, to ona wywiązałaby się z zakładu. Natomiast czy to oznaczało, że tylko się dalej przekomarzali, czy może robili plan na kolejne spotkanie? Pilotowanie po wybrzeżu Fukkatsu, wspólna nauka, zwiedzanie Sawy, gra w shogi. Niech może od razu zaplanują ślub na drugie spotkanie? Nie byłby to nawet taki zły traf, bo z pewnością by się przy nim nie nudziła.
Była mu wdzięczna za zabranie od niej papugi. Nieźle ją podrapała, jednak teraz próbowała podgryzać również Yosuke. Nie miała zamiaru zostawiać go samego z tą awanturnicą, więc przesypała mu połowę swojego pojemniczka w jego wyciągnięte dłonie. Może to na chwilę ją powstrzyma. Gdy Nakashima był zajęty papugą, miała okazję mu się przez chwilę przyjrzeć. Pomimo że ta go chwytała dziobem, to tylko do niej mówił i rzucał gniewne spojrzenia, ale był wobec niej całkowicie łagodny. Nie denerwował się tak na serio. W sumie to był słodki i, no musiała to przyznać, przystojny. Do tego w sumie uratował ją od zadziornej falistej panny, biorąc teraz na siebie jej dziabnięcia.
— Złośliwa, ale jednocześnie śliczna jest ta zołza. A ten zielony brzuszek. Co to w ogóle jest za odcień, jakby go nazwać... Jak myślisz? — Zaczęła się zastanawiać nad barwą dla ptasiego upierzenia. Limonkowy? Jak kolor młodej trawy? Zaraz pomyślała jakie kolory swoich farb musiałaby wymieszać, aby osiągnąć taki kolor. Nie miała aż tylu tubek, żeby po prostu mieć taką farbę i musiałaby pokombinować, żeby ją osiągnąć samodzielnie.
— Bez kitu przypomina trochę banana. — Podeszła blisko, na zaledwie krok od Nakashimy. W końcu chciała pogładzić papugę po łebku i wcale nie chodziło o niego.
@Nakashima Yosuke
— Moich to Ci nie pokażę... W sumie żadnych nie pokażę, bo pantofelki byłyby dużo za duże na amebie nibynóżki. Ale właśnie udowodniłeś, jak bardzo potrzebujesz tych korków. — Czy oni poniekąd „zaplanowali” już drugie spotkanie? Gdzie w dużej mierze „zaplanowali”, oznaczało Alkę, która podpuszczała Yosuke? Szybko wygrało rozbawienie z reakcją gwałtownego parsknięcia śmiechem. Dobrze wiedziała, że żartuje i szuka kolejnego punktu, aby ją zaczepić. Właśnie dlatego w jednym zdaniu zawarła zarówno odmowę — niech sobie nie wyobraża zbyt wiele — jak i oficjalnie przypieczętowanie propozycji wspólnej nauki. Niech się nagłowi, niech nie ma pewności czy go do siebie przyciąga, czy odpycha. Niby nóżki Alaesha miała całkiem zgrabne, jednak pantofelków nie nosiła. Nie było więc czego dokładnie przeanalizować. Natomiast jeśli chodziło o całki, to nie odezwała się ani słowem. Nie dość, że figę z makiem z nich rozumiała, to żart chłopaka zabrzmiał co najmniej dwuznacznie. Albo to jej się kojarzyło dwuznacznie. Lepiej było nie chlapnąć jakiejś głupoty nad wyraz i na początku znajomości.
— Rany, jaki cudny! — Wysyłał jej kolejne zdjęcia swoich pupili, czym zdecydowanie trafił w czuły punkt. Nie dość, że po prostu bardzo lubiła zwierzęta, to z nich wszystkich psy należały do jej faworytów. Głos jej zmiękł, zupełnie złagodniał, gdy wpatrywała się w fotkę pierwszego psiaka. Stanowiło to ciekawy kontrast do jeszcze chwilę temu obronno-zaczepnej Itou. W takim razie nie tylko umiała się droczyć, a też być miła, choć na ten moment jej największe pokłady sympatii były kierowane w stronę ekranu smartfona. Z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak zatapia dłonie i twarz w tej miękkiej sierści, o ile psiak by jej na to w ogóle pozwolił i o ile znalazłaby się w Sawie. W końcu przyjazd, żeby zobaczyć się z jego psami, był dostateczną wymówką, prawda? Wcale a wcale nie musiałaby tam przyjeżdżać tylko dla niego. Psy i piękne widoki, mhm.
— Bogowie, co za niebieskie oczy! — Oczy drugiego zwierzęcia zarówno przeszywały kolorem, jak i płynęła z nich jakaś duma i spokój. Równie cudna psina. Sama nie miała psa, bo matka nie zgadzała się na zwierzę w domu —tatami będzie całe w sierści, kto to będzie sprzątał, ja z nim wychodzić na spacery nie będę, karma kosztuje i inne tego typu zupełnie bezsensy. Więc gdy tylko mogła to bawiła się z Maru, psem sąsiadki. Był to jednak malutki kundelek, sięgający do połowy piszczela, tymczasem Yosuke prezentował dorodne okazy. Nieraz widywała inne psiaki u koleżanek, ale nigdy takie duże — ludzie w mieście raczej nie brali do domów na tyle okazałych ras. Tymczasem on miał te zwierzęta dla siebie na co dzień, ech, tylko pozazdrościć. Albo pojechać do Sawy i też się nimi trochę nacieszyć. Kupiłaby trochę smaczków i może jakąś zabawkę z zarobionych pieniędzy. Ciekawe, czy umiały robić jakieś sztuczki. Maru nauczyła kilku komend. Przez te zdjęcia już prawie zapomniała o tym, że jeszcze przed chwilą jej dokuczał. Prawie. Ale psy miał przecudne — wiedział czym ją uwieść.
— Jejku, ale jakie ładne widoki na tych zdjęciach. Gdzie je robiłeś? Tylko nie mów, że tam u siebie? — Przy czym jednym z ciekawych widoków był fragment kolan chłopaka, który również załapał się na zdjęcie. Natomiast wolała dopytać, czy fotka była robiona u niego w miejscowości. Może to tylko z jakiejś rodzinnej wycieczki, bo aż nierealnym się wydawało, że w okolicach widoki miałoby być tak przepięknie.
— No jasne. Będziesz płakał już w trakcie gry. — Wyszczerzyła się w perfidnym uśmiechu. Czuła się pewna swoich umiejętności w shogi. Może wyjątkowo by się nie popłakał, choć to przecież młodszy dzieciak i mógłby nie znieść tego stresu, ale przynajmniej na koniec musiałby odszczekać te teksty o staruszkach.
— Potem? Założyć to się trzeba przed rozgrywką, żebyś potem nie mógł się wymigać. Jak już ze mną przegrasz. — Próbował ją sprawdzić? Hah! Trudno było o coś ciekawszego dla Itou niż rywalizacja. Choćby mieli grać o złote kalesony, to Alaesha i tak chciała je zdobyć. Dla samej satysfakcji i dreszczyku emocji. Zresztą, nawet jeśli jakimś przypadkiem by przegrała, co było dalece mało prawdopodobne, to ona wywiązałaby się z zakładu. Natomiast czy to oznaczało, że tylko się dalej przekomarzali, czy może robili plan na kolejne spotkanie? Pilotowanie po wybrzeżu Fukkatsu, wspólna nauka, zwiedzanie Sawy, gra w shogi. Niech może od razu zaplanują ślub na drugie spotkanie? Nie byłby to nawet taki zły traf, bo z pewnością by się przy nim nie nudziła.
Była mu wdzięczna za zabranie od niej papugi. Nieźle ją podrapała, jednak teraz próbowała podgryzać również Yosuke. Nie miała zamiaru zostawiać go samego z tą awanturnicą, więc przesypała mu połowę swojego pojemniczka w jego wyciągnięte dłonie. Może to na chwilę ją powstrzyma. Gdy Nakashima był zajęty papugą, miała okazję mu się przez chwilę przyjrzeć. Pomimo że ta go chwytała dziobem, to tylko do niej mówił i rzucał gniewne spojrzenia, ale był wobec niej całkowicie łagodny. Nie denerwował się tak na serio. W sumie to był słodki i, no musiała to przyznać, przystojny. Do tego w sumie uratował ją od zadziornej falistej panny, biorąc teraz na siebie jej dziabnięcia.
— Złośliwa, ale jednocześnie śliczna jest ta zołza. A ten zielony brzuszek. Co to w ogóle jest za odcień, jakby go nazwać... Jak myślisz? — Zaczęła się zastanawiać nad barwą dla ptasiego upierzenia. Limonkowy? Jak kolor młodej trawy? Zaraz pomyślała jakie kolory swoich farb musiałaby wymieszać, aby osiągnąć taki kolor. Nie miała aż tylu tubek, żeby po prostu mieć taką farbę i musiałaby pokombinować, żeby ją osiągnąć samodzielnie.
— Bez kitu przypomina trochę banana. — Podeszła blisko, na zaledwie krok od Nakashimy. W końcu chciała pogładzić papugę po łebku i wcale nie chodziło o niego.
@Nakashima Yosuke
Zorientował się dopiero po fakcie dokonanym, jak mogło zabrzmieć to, co przed chwilą powiedział. I… rany. Nie dostał za to przez łeb. Dziewczyna nie zaczęła też syczeć jak czajnik z gotującą się wodą, robiąc czerwona po same uszy, z których nie poleciała para uchodzącej wściekłości. Ani się nagle nie spłoszyła, rzucając, że właściwie to w domu zostawiła żelazko na gazie i musi uciekać. Trafiła mu się naprawdę twarda zawodniczka. Ale to dobrze. Z takimi było więcej zabawy i mógł w głowie przygotowywać więcej tekstów do testowania granic.
Odpowiedział niewinnym uśmiechem. Nie można było być dobrym ze wszystkiego, bo jak coś było do wszystkiego to i do niczego. Choćby rodzice na głowach stanęli i podparli się uszami, to nie było szans, żeby przynosił same najlepsze oceny z każdego przedmiotu. Yosuke miał ograniczone moce przerobowe, a żeby poświęcić więcej czasu na naukę, musiałby zrezygnować ze swojego czasu wolnego, pomocy w pracach domowych rodzeństwa albo chociaż z domowych obowiązków. Wspólna nauka z kimś w jego wieku brzmiała o wiele przyjemniej niż samodzielne wiszenie nad książką. Gdzieś pomiędzy czytaniem kolejnych akapitów przeplecie się żart, luźna opowieść o tym, jak minął im dzień. Lepiej zapamiętywał naukowe fakty w taki właśnie sposób.
Zwierzęta działały niemalże za każdym razem. Nawet jeśli ktoś nie przepadał za psami, fotki Miśka z minami, na których wyraźnie tęskni za inteligencją, potrafiły wywołać salwę śmiechu. Dla tych bardziej czułych na czworonożne uroki, objawiała się Wilczyca, na pierwszy rzut oka mądrzejsza od swojego kudłatego kolegi, ale podczas zabaw również energiczna i momentami głupkowata. Lepsze wrażenie robiły na żywo, ale nie chciał ciągnąć ich w podróż do miasta. W górsko-leśnych odludziach żyło im się o wiele lepiej, a nieprzyzwyczajone do miejskiego hałasu pewnie odnajdowałyby się w betonowej dżungli jeszcze gorzej niż sam Nakashima.
Wymownie przesunął palcami wzdłuż warg, jakby zapinał suwak, a na koniec obrócił je „zamykając kłódeczkę”. Miał nie mówić to nie mówił. W Yakkari było mnóstwo urokliwych miejsc idealnych na robienie zdjęć. Kilka jeziorek, potoki, wodospady, przełęcze, doliny, szczyty niskie i wysokie. Wielu pewnie jeszcze nie odkrył – leżały za daleko na jednodniową wycieczkę, ścieżka do nich była niebezpieczna albo ukryta w ten czy inny sposób. Miał jednak parę ulubionych miejsc, w które regularnie wracał, zarówno sam, jak i z rodziną lub znajomymi.
– Potem w sensie jak już się umówimy na ten zacięty pojedynek. Oczywiście, że zakład byłby tuż przed rozgrywką. Żeby mógł cię cykor oblecieć, bo to wiadome, że to ty położysz partię. – Uśmiechnął się złośliwie, ale wcale tak bardzo nie zależało mu na wygranej. Nie wiedział na ile Itou się tylko przechwala, a na ile faktycznie może być jakąś młodocianą mistrzynią, która zmiecie go z planszy w mniej niż pięć ruchów. Potrafił przegrywać, nawet jeśli pokonywała go dziewczyna. Tu się liczyła dobra zabawa i zastrzyk adrenaliny, kiedy będą toczyć zaciekły bój o honor. Kto wie, co mogli wymyślić przy okazji zakładu?
Podziękował cicho za podzielenie się ptasią karmą. Dzięki temu agresywna papużka znowu zajęła się wybieraniem co lepszych ziaren zamiast kombinowaniem jak zjeść nieszczęsnego człowieka, który miał pecha pójść z pomocą jej pierwszemu wyborowi. Mógł teraz w spokoju przyjrzeć się zwierzątku balansującemu na jego dłoniach. Nigdy wcześniej chyba nie był tak blisko jakiegokolwiek ptaka. Ptaszarnie w zoo niespecjalnie go interesowały, okazy oglądał co najwyżej przez szybę czy siatkę klatki, bez większego przyglądania się. A nie licząc kur w rodzinnej miejscowości, nic nigdy nie siadło tak blisko niego.
– Ciekawe ilu turystów już pożarła – zażartował, przesuwając lekko kciukiem po brzegu jednego ze złożonych skrzydeł. Krwiożercza papuga nadawałaby się na pirackiego pupila, miała w sobie wystarczająco zaciekłości, żeby nieźle radzić sobie podczas abordażu. – Odcień zielony pasuje jak dla mnie najlepiej. – Nie znał się na kolorach, a na ich odcieniach tym bardziej. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić czym może być odcień w odniesieniu do barw. Z szarościami sprawa przedstawiała się prosto: były po prostu jasne lub ciemniejsze. Istniał jasny szary i ciemny szary. Ale mógł teraz przynajmniej zabrzmieć jak typowy facet i jakoś wymigać się od odpowiedzi.
– Serio? – Stał w miarę nieruchomo, żeby nie spłoszyć obiektu ich rozważań. Patrzył na stworzonko, szukając jakichś powiązań pomiędzy nią a owocem – istniało dla niego tylko jedno: były tak samo jasne. – Faktycznie może odrobinę.
@Itou Alaesha
Odpowiedział niewinnym uśmiechem. Nie można było być dobrym ze wszystkiego, bo jak coś było do wszystkiego to i do niczego. Choćby rodzice na głowach stanęli i podparli się uszami, to nie było szans, żeby przynosił same najlepsze oceny z każdego przedmiotu. Yosuke miał ograniczone moce przerobowe, a żeby poświęcić więcej czasu na naukę, musiałby zrezygnować ze swojego czasu wolnego, pomocy w pracach domowych rodzeństwa albo chociaż z domowych obowiązków. Wspólna nauka z kimś w jego wieku brzmiała o wiele przyjemniej niż samodzielne wiszenie nad książką. Gdzieś pomiędzy czytaniem kolejnych akapitów przeplecie się żart, luźna opowieść o tym, jak minął im dzień. Lepiej zapamiętywał naukowe fakty w taki właśnie sposób.
Zwierzęta działały niemalże za każdym razem. Nawet jeśli ktoś nie przepadał za psami, fotki Miśka z minami, na których wyraźnie tęskni za inteligencją, potrafiły wywołać salwę śmiechu. Dla tych bardziej czułych na czworonożne uroki, objawiała się Wilczyca, na pierwszy rzut oka mądrzejsza od swojego kudłatego kolegi, ale podczas zabaw również energiczna i momentami głupkowata. Lepsze wrażenie robiły na żywo, ale nie chciał ciągnąć ich w podróż do miasta. W górsko-leśnych odludziach żyło im się o wiele lepiej, a nieprzyzwyczajone do miejskiego hałasu pewnie odnajdowałyby się w betonowej dżungli jeszcze gorzej niż sam Nakashima.
Wymownie przesunął palcami wzdłuż warg, jakby zapinał suwak, a na koniec obrócił je „zamykając kłódeczkę”. Miał nie mówić to nie mówił. W Yakkari było mnóstwo urokliwych miejsc idealnych na robienie zdjęć. Kilka jeziorek, potoki, wodospady, przełęcze, doliny, szczyty niskie i wysokie. Wielu pewnie jeszcze nie odkrył – leżały za daleko na jednodniową wycieczkę, ścieżka do nich była niebezpieczna albo ukryta w ten czy inny sposób. Miał jednak parę ulubionych miejsc, w które regularnie wracał, zarówno sam, jak i z rodziną lub znajomymi.
– Potem w sensie jak już się umówimy na ten zacięty pojedynek. Oczywiście, że zakład byłby tuż przed rozgrywką. Żeby mógł cię cykor oblecieć, bo to wiadome, że to ty położysz partię. – Uśmiechnął się złośliwie, ale wcale tak bardzo nie zależało mu na wygranej. Nie wiedział na ile Itou się tylko przechwala, a na ile faktycznie może być jakąś młodocianą mistrzynią, która zmiecie go z planszy w mniej niż pięć ruchów. Potrafił przegrywać, nawet jeśli pokonywała go dziewczyna. Tu się liczyła dobra zabawa i zastrzyk adrenaliny, kiedy będą toczyć zaciekły bój o honor. Kto wie, co mogli wymyślić przy okazji zakładu?
Podziękował cicho za podzielenie się ptasią karmą. Dzięki temu agresywna papużka znowu zajęła się wybieraniem co lepszych ziaren zamiast kombinowaniem jak zjeść nieszczęsnego człowieka, który miał pecha pójść z pomocą jej pierwszemu wyborowi. Mógł teraz w spokoju przyjrzeć się zwierzątku balansującemu na jego dłoniach. Nigdy wcześniej chyba nie był tak blisko jakiegokolwiek ptaka. Ptaszarnie w zoo niespecjalnie go interesowały, okazy oglądał co najwyżej przez szybę czy siatkę klatki, bez większego przyglądania się. A nie licząc kur w rodzinnej miejscowości, nic nigdy nie siadło tak blisko niego.
– Ciekawe ilu turystów już pożarła – zażartował, przesuwając lekko kciukiem po brzegu jednego ze złożonych skrzydeł. Krwiożercza papuga nadawałaby się na pirackiego pupila, miała w sobie wystarczająco zaciekłości, żeby nieźle radzić sobie podczas abordażu. – Odcień zielony pasuje jak dla mnie najlepiej. – Nie znał się na kolorach, a na ich odcieniach tym bardziej. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić czym może być odcień w odniesieniu do barw. Z szarościami sprawa przedstawiała się prosto: były po prostu jasne lub ciemniejsze. Istniał jasny szary i ciemny szary. Ale mógł teraz przynajmniej zabrzmieć jak typowy facet i jakoś wymigać się od odpowiedzi.
– Serio? – Stał w miarę nieruchomo, żeby nie spłoszyć obiektu ich rozważań. Patrzył na stworzonko, szukając jakichś powiązań pomiędzy nią a owocem – istniało dla niego tylko jedno: były tak samo jasne. – Faktycznie może odrobinę.
@Itou Alaesha
Rzucił ten uśmiech niewiniątka, jakby zupełnie nie wiedział, jak zabrzmią jego słowa. Jeszcze to wzruszenie ramionami i mina niemal szczeniaczka. Nie mógł konkurować ze swoimi psiakami, jednak zmiękczał Alę w zupełnie innych kategoriach. Jeśli jednak mieliby zająć się kiedyś wspólną nauką, to niech nie wyobrażał sobie, że będą tylko plotkować. Dziewczyna brała naukę serio i jeśli obrałaby do przerobienia jakiś zakres, to z pewnością by to zrobiła. Nawet gdyby musiała wbijać Nakashimie do głowy informacje z biologii lub jakiegokolwiek innego przedmiotu. Więc owszem, wspólna nauka mogła być ciekawsza i weselsza, ale nie przewidywała obijania się. Najlepiej na początku zająć się tym, czym należało, a potem mieć chwilę do wykorzystania na głupoty i pogaduchy.
Tym razem to Ala się uśmiechnęła na jego gest zamknięcia ust na kłódkę. Rzeczywiście miał nie mówić, to nie mówił. Spojrzała jeszcze raz z niedowierzaniem to na jedno, to na drugie zdjęcie, które widniało w jej skrzynce odbiorczej. Tam gdzie mieszkał było przepięknie. Natomiast były to tylko skrawki krajobrazów, na których główne role odgrywały dwa puchate zwierzaki. Zatem jak ładnie musiało być tam tak po prostu? Stojąc gdzieś na bezdrożu i chłonąc krajobrazy?
— Umówimy? Już byś się chciał ze mną umawiać na kolejne spotkanie? Które to już z kolei? — Czepiała się słówek, zastanawiając czy może teraz wybije go z rytmu, czy może jednak chłopak znowu odbije piłeczkę. Całkiem ładnie wychodził im ten słowny ping-pong i była ciekawa na ile sobie jeszcze pozwolą w tych żartach. W końcu co do zasady wszystko, co zostało wrzucone w żart, mogło być zarówno traktowane na serio, jak i zupełnie na odwrót — wcale nie brane na poważnie. Tym samym mogli powiedzieć jeszcze całkiem sporo, nawet nie musząc się tym specjalnie przejmować. Tymczasem zadawanie dodatkowych pytań — przykładowo w postaci „Ale Ty tak serio?” — oznaczało automatyczne wykluczenie się z gry i pozwolenie na przeciągnięcie przeciwnikowi liny na swoją stronę oraz przegranego razem z nią. Aczkolwiek co się każdemu z nich urodzi po tej rozmowie w głowie, było już kwestią zupełnie indywidualną.
— Cykor? Położyć partię? Phi! Twoje niedoczekanie. — Prychnęła, jednak nie z jakąś wybitną złością. Raczej w głosie Alki dominował żartobliwy, acz zdeterminowany ton. Jeśli kiedykolwiek będzie miało dojść do rozgrywki między nimi, to z pewnością wcześniej odświeży sobie kilka strategii i zagra w parę partii przez neta. Nie pójdzie mu z nią tak łatwo, nawet jeśli miałby być niepisanym mistrzem shogi.
— Nie boję się zakładów i zrobię wszystko. — Zabrzmiało to odrobinę zbyt dosłownie, więc aby za wiele myśli nie kręciło się po tej szubrawej głowie, szybko doprecyzowała. — Na co się umówimy, oczywiście.
— Pewnie wszystkich. Teraz będę jedną ocalałą, bo ją ode mnie zabrałeś. Miło Cię było poznać. — Czy warto było dla niej tak się nastawiać na papuzie ugryzienia? Z pewnością, jeśli jeszcze kiedyś chciał dostać od niej łomot. W shogi oczywiście. Lub ona od niego. Również w shogi — może nie skończą na jednym razie? Jednej partii gry, ma się rozumieć.
Tymczasem w określeniu koloru falistej papużki Yosuke nie chciał jej pomóc. Cóż, w domu wyciągnie farby i zacznie mieszać odcienie. Wtedy na bazie ilości zużytych barw łatwiej jej będzie określić właściwy ton zieleni.
— W sumie kojarzy mi się tak bananowo ze względu na tego mema. Ale w sumie ma też podobny żółty odcień. — Pogłaskała bananowego ptaszka, który postanowił przeskoczyć z ramienia Yosuke, a jej ramię. Nim jednak zdążyła chociaż głaskąć papugę, ta odleciała, zostawiając przy tym nieelegancką plamę na białej bluzce. W sumie trochę przypał, ale nic się też wielkiego nie stało, co tylko krótko skwitowała.
— No cóż, to tylko zwierzę. Mimo wszystko pójdę do łazienki, żeby to wyczyścić. Widziałam gdzieś jedną niedaleko. Zostaniesz tutaj? — W sumie mógł już chcieć skończyć spotkanie i niekoniecznie bujać się ze staruszką i to na dodatek brudną. Mógł też nie stać jak ten słup soli w okolicy łazienki, tylko spędzić przyjemniej czas w ptaszarni. Niezależnie od jego odpowiedzi wyszła stamtąd sama lub z Yosuke i skierowała swoje kroki prosto pod jakąś łazienkową umywalkę. Plama nie chciała dać za wygraną, a i ze względów higienicznych użyła więcej mydła i wody. Zamieniła więc niewielką, brudną plamę, na dużo większą, mokrą, ale chociaż czystą. Odcisnęła nadmiar wody papierowym ręcznikiem, ale nie zmieniało to faktu, że materiał kleił się do ciała i usilnie próbował nabierać cech przezroczystości. Na dworze było całkiem ciepło — wprawdzie niebo zdążyły zasłonić popołudniowe chmury (czyżby miało zanosić się jednak na deszcz?), ale nie na tyle, żeby materiał nie miał szans przeschnąć. Itou wyszła z łazienki, naciągając koszulkę od dołu i tym samym odciągając od skóry.
@Nakashima Yosuke
Tym razem to Ala się uśmiechnęła na jego gest zamknięcia ust na kłódkę. Rzeczywiście miał nie mówić, to nie mówił. Spojrzała jeszcze raz z niedowierzaniem to na jedno, to na drugie zdjęcie, które widniało w jej skrzynce odbiorczej. Tam gdzie mieszkał było przepięknie. Natomiast były to tylko skrawki krajobrazów, na których główne role odgrywały dwa puchate zwierzaki. Zatem jak ładnie musiało być tam tak po prostu? Stojąc gdzieś na bezdrożu i chłonąc krajobrazy?
— Umówimy? Już byś się chciał ze mną umawiać na kolejne spotkanie? Które to już z kolei? — Czepiała się słówek, zastanawiając czy może teraz wybije go z rytmu, czy może jednak chłopak znowu odbije piłeczkę. Całkiem ładnie wychodził im ten słowny ping-pong i była ciekawa na ile sobie jeszcze pozwolą w tych żartach. W końcu co do zasady wszystko, co zostało wrzucone w żart, mogło być zarówno traktowane na serio, jak i zupełnie na odwrót — wcale nie brane na poważnie. Tym samym mogli powiedzieć jeszcze całkiem sporo, nawet nie musząc się tym specjalnie przejmować. Tymczasem zadawanie dodatkowych pytań — przykładowo w postaci „Ale Ty tak serio?” — oznaczało automatyczne wykluczenie się z gry i pozwolenie na przeciągnięcie przeciwnikowi liny na swoją stronę oraz przegranego razem z nią. Aczkolwiek co się każdemu z nich urodzi po tej rozmowie w głowie, było już kwestią zupełnie indywidualną.
— Cykor? Położyć partię? Phi! Twoje niedoczekanie. — Prychnęła, jednak nie z jakąś wybitną złością. Raczej w głosie Alki dominował żartobliwy, acz zdeterminowany ton. Jeśli kiedykolwiek będzie miało dojść do rozgrywki między nimi, to z pewnością wcześniej odświeży sobie kilka strategii i zagra w parę partii przez neta. Nie pójdzie mu z nią tak łatwo, nawet jeśli miałby być niepisanym mistrzem shogi.
— Nie boję się zakładów i zrobię wszystko. — Zabrzmiało to odrobinę zbyt dosłownie, więc aby za wiele myśli nie kręciło się po tej szubrawej głowie, szybko doprecyzowała. — Na co się umówimy, oczywiście.
~
— Ciekawe ilu turystów już pożarła.— Pewnie wszystkich. Teraz będę jedną ocalałą, bo ją ode mnie zabrałeś. Miło Cię było poznać. — Czy warto było dla niej tak się nastawiać na papuzie ugryzienia? Z pewnością, jeśli jeszcze kiedyś chciał dostać od niej łomot. W shogi oczywiście. Lub ona od niego. Również w shogi — może nie skończą na jednym razie? Jednej partii gry, ma się rozumieć.
Tymczasem w określeniu koloru falistej papużki Yosuke nie chciał jej pomóc. Cóż, w domu wyciągnie farby i zacznie mieszać odcienie. Wtedy na bazie ilości zużytych barw łatwiej jej będzie określić właściwy ton zieleni.
— W sumie kojarzy mi się tak bananowo ze względu na tego mema. Ale w sumie ma też podobny żółty odcień. — Pogłaskała bananowego ptaszka, który postanowił przeskoczyć z ramienia Yosuke, a jej ramię. Nim jednak zdążyła chociaż głaskąć papugę, ta odleciała, zostawiając przy tym nieelegancką plamę na białej bluzce. W sumie trochę przypał, ale nic się też wielkiego nie stało, co tylko krótko skwitowała.
— No cóż, to tylko zwierzę. Mimo wszystko pójdę do łazienki, żeby to wyczyścić. Widziałam gdzieś jedną niedaleko. Zostaniesz tutaj? — W sumie mógł już chcieć skończyć spotkanie i niekoniecznie bujać się ze staruszką i to na dodatek brudną. Mógł też nie stać jak ten słup soli w okolicy łazienki, tylko spędzić przyjemniej czas w ptaszarni. Niezależnie od jego odpowiedzi wyszła stamtąd sama lub z Yosuke i skierowała swoje kroki prosto pod jakąś łazienkową umywalkę. Plama nie chciała dać za wygraną, a i ze względów higienicznych użyła więcej mydła i wody. Zamieniła więc niewielką, brudną plamę, na dużo większą, mokrą, ale chociaż czystą. Odcisnęła nadmiar wody papierowym ręcznikiem, ale nie zmieniało to faktu, że materiał kleił się do ciała i usilnie próbował nabierać cech przezroczystości. Na dworze było całkiem ciepło — wprawdzie niebo zdążyły zasłonić popołudniowe chmury (czyżby miało zanosić się jednak na deszcz?), ale nie na tyle, żeby materiał nie miał szans przeschnąć. Itou wyszła z łazienki, naciągając koszulkę od dołu i tym samym odciągając od skóry.
@Nakashima Yosuke
W milczeniu przechylił głowę i uniósł wzrok wbijając go gdzieś w pobliskie drzewo. Wyprostował jeden palec – wędrówka po fajnych miejscach nad oceanem. Dołączył drugi – zwiedzanie Sāwy. Niemal od razu w górę powędrował palec numer trzy, który właśnie policzył w tym zestawieniu ich potencjalną wspólną naukę, a zaraz za nim czwarty – ten od najnowszego umówienia się na partyjkę gry planszowej. Powrócił spojrzeniem z bujnej korony pełnej liści do dziewczyny twardo stojącej na ziemi i wyciągnął rękę z tymi skomplikowanymi matematycznymi wyliczeniami jak dzieciak, któremu udało się wykonać jakieś trudne zadanie. Pokiwał palcami szczerząc się najwyraźniej zadowolony z siebie. Patrzcie go, jaki pewny, że w ogóle Itou nie wystawi go z tym pokazaniem miłych, plażowych miejscówek.
– Pechowa coś ta liczba. Trzeba zaplanować jeszcze ze cztery, nie sądzisz? – Śmiały, szeroki uśmieszek przeobraził się w coś bardziej subtelnego, ale też na swój sposób uroczego. Osiem spotkań brzmiało już jak całkiem rozbudowana relacja, ale sama cyfra przynosić miała rzekomo szczęście, więc może lepiej zawczasu było nie poprzestawać tylko na tej „przeklętej” czwórce. Nakashima wiedział, że jeśli Alaeshy spodoba się w górach, to jedna wycieczka rozwinie się w co najmniej dwie kolejne. Nawet cały weekend to było za mało, żeby zobaczyć wszystkie cuda – wędrówka do niektórych miejsc zajmowała naprawdę długie godziny, a jeśli nie planowaliby spania pod namiotem, to kolejne godziny trzeba było sobie doliczać na powrót.
– Odważna dusza – stwierdził, rezygnując w ostatniej chwili ze złapania ją za słówko, jakoby to miała zrobić wszystko. To się jeszcze okaże, chociaż nie myślał o jakimś wybitnie niegodziwym zakładzie. Była damą, więc nie wypadało jej traktować jak kolegi z ławki i czynić czystego, brutalnego hazardu, w którym stawką było coś więcej niż delikatny uszczerbek na honorze.
Wydał z siebie dźwięk, który mógłby zostać odebrany jako teatralne jęknięcie przerażenia. Dobrze sobie to wykombinowała! Uratował ją jak księżniczkę z pilnowanej przez smoka wieży, ale ona zamiast oddać mu rękę i wraz z nią pół królestwa, jak w bajkach, miała dać nogę, jego zostawiając z pokrytą łuską bestią – dokładniej: na jej pastwę. Właściwie jakby tak to rozważyć, smoki miały poniekąd coś wspólnego z dinozaurami, a ptaki ewoluowały właśnie z tych prehistorycznych potworów, więc porównanie papugi do smoka-strażnika było nawet na miejscu. Dobrze, że nie ziało to ogniem, a jedynie dziobało i drapało.
– Myślałem, że to przez jej kształt. Jak tak wygnie szyję to rzeczywiście robi się bananiasta. – Nie wiedział, jakiego jest koloru. Wyglądała mu na białą z jakimiś akcentami, których nie potrafił zidentyfikować. Dopiero kiedy powiedziała o żółtej barwie, zaczął dostrzegać, że pióra na tle bluzki Itou były bardziej szarawe niż białe.
– To podobno przynosi szczęście – zaśmiał się lekko, obracając się, żeby odstawić dziobiącą bestię na barierce i odsypując pozostałe ziarna obok niej. – Pójdę z tobą, nie chcę być pożarty żywcem. I przy okazji umyłbym ręce.
Od dziecka wpajano mu nawyk jak najlepszego dbania o higienę, zwłaszcza po kontaktach ze zwierzętami. Ptaki w zoo na pewno były dobrze zaopiekowane pod kątem weterynaryjnym, ale nie chciał kusić losu. Zresztą, miał za sobą podróż pociągiem, komunikacją miejską, dotykanie barierek, czuł na palcach pył z ptasiej karmy. Skoro i tak byłby w pobliżu łazienki, to nic nie szkodziło, żeby z tego skorzystać.
Zajęło mu to mniej czasu niż Alaeshy, na którą czekał opierając się o ścianę i przeglądając w telefonie kursy pociągów do Sāwy. Nie chciał wrócić do domu za późno, ale nie uśmiechało mu się również siedzenie przez godzinę czy dwie na stacji. Miał jeszcze trochę czasu.
– Żeby cię tylko teraz nie przewiało. – Zgrzanie się w papugarni i wilgotna koszulka mogły skończyć się przeziębieniem. To było aż głupie, ile osób zaczynało dość konkretnie chorować w lato, kiedy wydawało się, że trudno w takich warunkach złapać katar, gorączkę i ból gardła. Rozsupłał rękawy lekkiej kurtki, którą dotychczas miał przewiązaną w pasie i wyciągnął dzierżącą ją rękę w kierunku Itou. – Trzymaj. Tak na wszelki wypadek.
@Itou Alaesha
– Pechowa coś ta liczba. Trzeba zaplanować jeszcze ze cztery, nie sądzisz? – Śmiały, szeroki uśmieszek przeobraził się w coś bardziej subtelnego, ale też na swój sposób uroczego. Osiem spotkań brzmiało już jak całkiem rozbudowana relacja, ale sama cyfra przynosić miała rzekomo szczęście, więc może lepiej zawczasu było nie poprzestawać tylko na tej „przeklętej” czwórce. Nakashima wiedział, że jeśli Alaeshy spodoba się w górach, to jedna wycieczka rozwinie się w co najmniej dwie kolejne. Nawet cały weekend to było za mało, żeby zobaczyć wszystkie cuda – wędrówka do niektórych miejsc zajmowała naprawdę długie godziny, a jeśli nie planowaliby spania pod namiotem, to kolejne godziny trzeba było sobie doliczać na powrót.
– Odważna dusza – stwierdził, rezygnując w ostatniej chwili ze złapania ją za słówko, jakoby to miała zrobić wszystko. To się jeszcze okaże, chociaż nie myślał o jakimś wybitnie niegodziwym zakładzie. Była damą, więc nie wypadało jej traktować jak kolegi z ławki i czynić czystego, brutalnego hazardu, w którym stawką było coś więcej niż delikatny uszczerbek na honorze.
Wydał z siebie dźwięk, który mógłby zostać odebrany jako teatralne jęknięcie przerażenia. Dobrze sobie to wykombinowała! Uratował ją jak księżniczkę z pilnowanej przez smoka wieży, ale ona zamiast oddać mu rękę i wraz z nią pół królestwa, jak w bajkach, miała dać nogę, jego zostawiając z pokrytą łuską bestią – dokładniej: na jej pastwę. Właściwie jakby tak to rozważyć, smoki miały poniekąd coś wspólnego z dinozaurami, a ptaki ewoluowały właśnie z tych prehistorycznych potworów, więc porównanie papugi do smoka-strażnika było nawet na miejscu. Dobrze, że nie ziało to ogniem, a jedynie dziobało i drapało.
– Myślałem, że to przez jej kształt. Jak tak wygnie szyję to rzeczywiście robi się bananiasta. – Nie wiedział, jakiego jest koloru. Wyglądała mu na białą z jakimiś akcentami, których nie potrafił zidentyfikować. Dopiero kiedy powiedziała o żółtej barwie, zaczął dostrzegać, że pióra na tle bluzki Itou były bardziej szarawe niż białe.
– To podobno przynosi szczęście – zaśmiał się lekko, obracając się, żeby odstawić dziobiącą bestię na barierce i odsypując pozostałe ziarna obok niej. – Pójdę z tobą, nie chcę być pożarty żywcem. I przy okazji umyłbym ręce.
Od dziecka wpajano mu nawyk jak najlepszego dbania o higienę, zwłaszcza po kontaktach ze zwierzętami. Ptaki w zoo na pewno były dobrze zaopiekowane pod kątem weterynaryjnym, ale nie chciał kusić losu. Zresztą, miał za sobą podróż pociągiem, komunikacją miejską, dotykanie barierek, czuł na palcach pył z ptasiej karmy. Skoro i tak byłby w pobliżu łazienki, to nic nie szkodziło, żeby z tego skorzystać.
Zajęło mu to mniej czasu niż Alaeshy, na którą czekał opierając się o ścianę i przeglądając w telefonie kursy pociągów do Sāwy. Nie chciał wrócić do domu za późno, ale nie uśmiechało mu się również siedzenie przez godzinę czy dwie na stacji. Miał jeszcze trochę czasu.
– Żeby cię tylko teraz nie przewiało. – Zgrzanie się w papugarni i wilgotna koszulka mogły skończyć się przeziębieniem. To było aż głupie, ile osób zaczynało dość konkretnie chorować w lato, kiedy wydawało się, że trudno w takich warunkach złapać katar, gorączkę i ból gardła. Rozsupłał rękawy lekkiej kurtki, którą dotychczas miał przewiązaną w pasie i wyciągnął dzierżącą ją rękę w kierunku Itou. – Trzymaj. Tak na wszelki wypadek.
@Itou Alaesha
Odbił piłeczkę. Jak miło. Do tego jaki był pewny siebie, że poza swoim skrupulatnym wyliczeniem czterech spotkań chciałby czterech kolejnych. Nie ma co, miał głowę do matmy. Rzeczywiście potrzebowała u niego tych korków. Matematykę w jego wydaniu to nawet chętnie by postudiowała.
— Na razie nie mam pomysłów, ale pewnie zaraz na coś wpadniemy. Dosyć szybko te pomysły do nas przychodzą. — Roześmiała się głośno i szczerze, odrzucając na chwilę głowę do tyłu. Może nawet zbyt głośno, bo jakaś przechodząca parka się za nią obejrzała, ale co z tego? Rozmowa z chłopakiem wciągała bardziej niż ruchome piaski, a do tego Alka nie miała żadnego wyłącznika. Jeśli ktoś ją zainteresował, to wpadała jak śliwka w kompot, czy była to relacja przyjacielska, czy miała na kogoś crusha — zaaferowana całkowicie przez dłuższy czas nową osobą. Tymczasem Yosuke jakoś zdawał się nie tylko droczyć... Tak łagodnie się uśmiechnął, jakby może też trochę czekał na jej odpowiedź? Aww. Ale, ech, Itou nie nakręcaj się znowu jak ten chomik w kołowrotku. To nie musi nic znaczyć i pewnie nic nie znaczy, za wiele sobie zawsze dziewczyno dopowiadasz i potem się sama krzywdzisz. Może też właśnie z powodu nadmiernego nakręcania się nie odpowiedziała nic więcej poza kiwnięciem głowy na bycie odważną duszą. Żeby wiedział, że była — ale najpierw to niech jakiekolwiek z tych zaplanowanych spotkań się odbędzie. Wtedy będą dopiero rozmawiali o ewentualnych zakładach.
Chłopak tak zgrabnie podłapywał jej żarty. Rozmowa kleiła im się niesamowicie, a ten dramatyczny teatrzyk dotyczący krwiożerczej papugi był iście wybitny. Zachichotała, pochylając głowę do przodu i pozwalając włosom opaść na twarz. Przecież w życiu by go tutaj nie zostawiła z tym potworem. W razie czego walczyłaby razem z nim i polegliby oboje. Albo przetrwaliby, tylko mocno poturbowani. Taka to była z niej księżniczka do ratowania — bardziej jak główna bohaterka Zaplątanych, która w razie czego była gotowa przywalić patelnią. Choć nie można powiedzieć: była śliczna i też miała długie włosy. Posagu wielkiego nie miała, ale jeśli starczyłoby mu kilkanaście metrów kwadratowych pokoiku na piętrze i jej wolny czas, to mogło to być jego. To znaczy, co? Przecież to tylko jakiś randomowy, nowy znajomy — Itou, wyjdź z tego kołowrotka w końcu!
— Jeśli przyniesie mi to szczęście, to w sumie spoko... — Zerknęła na plamę zostawioną przez bananiastą, stwierdzając że pozbycie się jej nie będzie jakieś wybitnie trudne. Nie miała „dwóch lewych rąk". Od najmłodszych lat matka angażowała ją we wszelkie prace domowe. Musiała umieć zrobić wszystko. Gdy jej koleżanki miały skupiać się w stu procentach na nauce, to ona... wcale nie miała taryfy ulgowej. Nauka i sprzątanie musiały być na tip-top. Najwyżej nie miała potem czasu dla siebie lub próbowała go dla siebie wyrwać późną nocą, siedząc z lampką lub telefonem pod kołdrą, żeby matka nie widziała światła z jej pokoju i nie goniła jej do spania.
Również odłożyła swoją papuzią słodzinkę — ona jedna siedziała na spokojnie przez cały czas, skubiąc ziarenka i nie czyniąc żadnego problemu. Gdyby tylko miała taką możliwość, to zabrałaby ją do domu. Może fajnie byłoby mieć papugę jako domowe zwierzątko? Aczkolwiek na razie mogła tylko pomarzyć o posiadaniu własnego zwierzaka. Wyszli więc razem z ptaszarni i rozeszli się tymczasowo do łazienek.
— Nie no, co ty... Nie trzeba. — Yosuke jednak stał z tą wyciągniętą w ręku kurtką i jakoś wcale jej nie cofał. Odmawianie mu gdy chciał dobrze i na dodatek miał sporo racji byłoby niegrzeczne, nawet jeśli miała opory przed tym, żeby założyć jego ubranie. W końcu praktycznie się nie znali, a nawet jeśli był to tylko miły gest, to dla Alki w jakiś sposób przekraczał jakąś granicę znajomości, w której chyba nie powinni się jeszcze znajdować. Prawda? Niepewnie, ale chwyciła za materiał, pokłaniając przy tym odruchowo głowę.
— Dziękuję. — Najlepiej byłoby jej ściągnąć tę koszulkę, ale zawracanie do łazienki zdawało się nazbyt problematyczne. No i może nie powinna dawać ledwie poznanemu chłopakowi do zrozumienia, że nosi jego kurtkę na niemal nagie ciało. Zarzucenie czarnego okrycia na bluzkę było najlepszą opcją. Wciągnęła więc ubranie na grzbiet, zapięła do połowy suwak i podciągnęła rękawy do łokcia. Kurtka była na tyle długa, że spod spodu wystawały zaledwie niewielkie pasma materiału spodenek. Owionął ją zapach przypominający na myśl sosnowe drzewa i wiatr. Przyjemny, lekki, trochę ciepły, a trochę orzeźwiający.
Ze względu na zbierające się mocniejsze podmuchy powietrza, które przeganiały szybko chmury po niebie, nawet nie było jej specjalnie gorąco. Zapikał telefon Alaeshy, jednak tym razem Yosuke raczej niczego jej nie przesyłał. Zanurkowała ponownie w swój pluszowy plecak. Matka. Powinna się zbierać na obiad. Rodzicielka miała wiele wad, ale żadnym jej posiłkiem Itou by nie pogardziła. Gotowała wyśmienicie, a czasem Ala miała wrażenie, że jedynie w tych daniach potrafiła pokazać jej jakiekolwiek okruchy czułości i miłości, które werbalnie nie przechodziły jej przez usta.
— Muszę się powoli zbierać. Zostajesz jeszcze w zoo, czy może Cię gdzieś podprowadzić? — Autobusy do Asakury jeździły w zasadzie non stop. Nie zrobi jej różnicy czy pojedzie najszybszym, następnym, czy jeszcze kolejnym. Tymczasem z nowym znajomym wcale nie chciała się tak szybko rozstawać.
@Nakashima Yosuke
— Na razie nie mam pomysłów, ale pewnie zaraz na coś wpadniemy. Dosyć szybko te pomysły do nas przychodzą. — Roześmiała się głośno i szczerze, odrzucając na chwilę głowę do tyłu. Może nawet zbyt głośno, bo jakaś przechodząca parka się za nią obejrzała, ale co z tego? Rozmowa z chłopakiem wciągała bardziej niż ruchome piaski, a do tego Alka nie miała żadnego wyłącznika. Jeśli ktoś ją zainteresował, to wpadała jak śliwka w kompot, czy była to relacja przyjacielska, czy miała na kogoś crusha — zaaferowana całkowicie przez dłuższy czas nową osobą. Tymczasem Yosuke jakoś zdawał się nie tylko droczyć... Tak łagodnie się uśmiechnął, jakby może też trochę czekał na jej odpowiedź? Aww. Ale, ech, Itou nie nakręcaj się znowu jak ten chomik w kołowrotku. To nie musi nic znaczyć i pewnie nic nie znaczy, za wiele sobie zawsze dziewczyno dopowiadasz i potem się sama krzywdzisz. Może też właśnie z powodu nadmiernego nakręcania się nie odpowiedziała nic więcej poza kiwnięciem głowy na bycie odważną duszą. Żeby wiedział, że była — ale najpierw to niech jakiekolwiek z tych zaplanowanych spotkań się odbędzie. Wtedy będą dopiero rozmawiali o ewentualnych zakładach.
Chłopak tak zgrabnie podłapywał jej żarty. Rozmowa kleiła im się niesamowicie, a ten dramatyczny teatrzyk dotyczący krwiożerczej papugi był iście wybitny. Zachichotała, pochylając głowę do przodu i pozwalając włosom opaść na twarz. Przecież w życiu by go tutaj nie zostawiła z tym potworem. W razie czego walczyłaby razem z nim i polegliby oboje. Albo przetrwaliby, tylko mocno poturbowani. Taka to była z niej księżniczka do ratowania — bardziej jak główna bohaterka Zaplątanych, która w razie czego była gotowa przywalić patelnią. Choć nie można powiedzieć: była śliczna i też miała długie włosy. Posagu wielkiego nie miała, ale jeśli starczyłoby mu kilkanaście metrów kwadratowych pokoiku na piętrze i jej wolny czas, to mogło to być jego. To znaczy, co? Przecież to tylko jakiś randomowy, nowy znajomy — Itou, wyjdź z tego kołowrotka w końcu!
— Jeśli przyniesie mi to szczęście, to w sumie spoko... — Zerknęła na plamę zostawioną przez bananiastą, stwierdzając że pozbycie się jej nie będzie jakieś wybitnie trudne. Nie miała „dwóch lewych rąk". Od najmłodszych lat matka angażowała ją we wszelkie prace domowe. Musiała umieć zrobić wszystko. Gdy jej koleżanki miały skupiać się w stu procentach na nauce, to ona... wcale nie miała taryfy ulgowej. Nauka i sprzątanie musiały być na tip-top. Najwyżej nie miała potem czasu dla siebie lub próbowała go dla siebie wyrwać późną nocą, siedząc z lampką lub telefonem pod kołdrą, żeby matka nie widziała światła z jej pokoju i nie goniła jej do spania.
Również odłożyła swoją papuzią słodzinkę — ona jedna siedziała na spokojnie przez cały czas, skubiąc ziarenka i nie czyniąc żadnego problemu. Gdyby tylko miała taką możliwość, to zabrałaby ją do domu. Może fajnie byłoby mieć papugę jako domowe zwierzątko? Aczkolwiek na razie mogła tylko pomarzyć o posiadaniu własnego zwierzaka. Wyszli więc razem z ptaszarni i rozeszli się tymczasowo do łazienek.
— Nie no, co ty... Nie trzeba. — Yosuke jednak stał z tą wyciągniętą w ręku kurtką i jakoś wcale jej nie cofał. Odmawianie mu gdy chciał dobrze i na dodatek miał sporo racji byłoby niegrzeczne, nawet jeśli miała opory przed tym, żeby założyć jego ubranie. W końcu praktycznie się nie znali, a nawet jeśli był to tylko miły gest, to dla Alki w jakiś sposób przekraczał jakąś granicę znajomości, w której chyba nie powinni się jeszcze znajdować. Prawda? Niepewnie, ale chwyciła za materiał, pokłaniając przy tym odruchowo głowę.
— Dziękuję. — Najlepiej byłoby jej ściągnąć tę koszulkę, ale zawracanie do łazienki zdawało się nazbyt problematyczne. No i może nie powinna dawać ledwie poznanemu chłopakowi do zrozumienia, że nosi jego kurtkę na niemal nagie ciało. Zarzucenie czarnego okrycia na bluzkę było najlepszą opcją. Wciągnęła więc ubranie na grzbiet, zapięła do połowy suwak i podciągnęła rękawy do łokcia. Kurtka była na tyle długa, że spod spodu wystawały zaledwie niewielkie pasma materiału spodenek. Owionął ją zapach przypominający na myśl sosnowe drzewa i wiatr. Przyjemny, lekki, trochę ciepły, a trochę orzeźwiający.
Ze względu na zbierające się mocniejsze podmuchy powietrza, które przeganiały szybko chmury po niebie, nawet nie było jej specjalnie gorąco. Zapikał telefon Alaeshy, jednak tym razem Yosuke raczej niczego jej nie przesyłał. Zanurkowała ponownie w swój pluszowy plecak. Matka. Powinna się zbierać na obiad. Rodzicielka miała wiele wad, ale żadnym jej posiłkiem Itou by nie pogardziła. Gotowała wyśmienicie, a czasem Ala miała wrażenie, że jedynie w tych daniach potrafiła pokazać jej jakiekolwiek okruchy czułości i miłości, które werbalnie nie przechodziły jej przez usta.
— Muszę się powoli zbierać. Zostajesz jeszcze w zoo, czy może Cię gdzieś podprowadzić? — Autobusy do Asakury jeździły w zasadzie non stop. Nie zrobi jej różnicy czy pojedzie najszybszym, następnym, czy jeszcze kolejnym. Tymczasem z nowym znajomym wcale nie chciała się tak szybko rozstawać.
@Nakashima Yosuke
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku