Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Nareszcie przyszły wakacje, na które czekał z niecierpliwością od kilku tygodni. Choć wolne trwało już od paru dni, dopiero dziś zdecydował się na przyjazd do Fukkatsu. W środku tygodnia istniała większa szansa na mniejsze tłumy. Wstał z samego rana, żeby dotrzeć do miasta pociągiem jeszcze przed południem – proszenie rodziców o podwózkę skończyłoby się zrzuceniem mu na głowę młodszego rodzeństwa, a chciał choć jeden dzień mieć dla siebie, bez konieczności niańczenia Reiny i Shina. Chodzenie wszędzie z siedmiolatką i trzynastolatkiem nie brzmiało jak dobre spędzanie czasu. Zwłaszcza z uwagi na siostrę, którą trzeba by było zabawiać przez większość czasu i dostosowywać się ze wszystkim do jej zachcianek. Łącznie z liczeniem się z tym, że prędzej czy później (a raczej to pierwsze) chciałaby wrócić do domu.
To też nie tak, że nie lubił spędzać czasu z rodzeństwem. Kochał ich z całego serca i chciał dla nich jak najlepiej, ale znosił tę chaotyczną dwójkę codziennie, zajmował się nimi zawsze po szkole, pomagał odrabiać lekcje i organizował zabawy, kiedy rodzice siedzieli w pracy. W tym na bardzo częstych nadgodzinach, bo przychodnia w Sāwie miała za mało personelu. Czasami po prostu potrzebował spokoju. W weekend i tak mieli mieć rodzinny wypad, podczas którego matka będzie mogła zająć się matkowaniem zamiast zrzucania tego obowiązku na niego.
Dochodziło południe, kiedy znalazł się w pobliżu wybiegu zebr. Nie obszedł jeszcze nawet połowy terenu zoo, a najbardziej interesującą go atrakcję – nocne zwierzęta – zostawiał sobie na później. Zdążył już jednak przebrnąć przez terraria płazów i gady, a teraz, snując się samemu, powoli zmierzał do ptaków. Nie szedł żadną konkretną ścieżką i nie obchodziło go, jeśli będzie potem zawracał po własnych śladach, żeby obejrzeć coś innego. Miał w końcu cały dzień dla siebie i równie dobrze cały mógł spędzić właśnie tutaj. Choć planował jeszcze dzisiaj wizytę w ogrodzie botanicznym, wypadałoby też zdążyć na jakiś pociąg, który nie dowiezie go do Sāwy w środku nocy. Nie chciał zamartwiać rodziców, a nie był jeszcze pełnoletni.
Jego uwagę przykuła długowłosa postać, choć bardziej niż jej bujna grzywa, w oczy rzucił mu się uroczy plecak przypominający pluszaka, który miała zarzucony na plecy. Podszedł bliżej, niemal się skradając, choć żwirowa ścieżka chrzęściła pod ciężkimi glanami skutecznie to uniemożliwiając. Wychynął nagle obok niej, obrócił się i oparł nonszalancko o barierkę, przyglądając się dziewczynie dwubarwnym spojrzeniem.
– Super plecak – skomentował uśmiechając się radośnie. Nie było w tym ani krzty sarkazmu, mówił serio. Pociągnął przez słomkę z trzymanego w dłoni kubka bubble tea i obejrzał się na koniowate, dreptające leniwie po wydzielonym dla nich terenie. – Myślisz, że są białe w czarne paski czy czarne w białe? – zagadnął odwiecznym pytaniem, które niejednemu filozofowi zapewne spędzało sen z powiek. Tak naprawdę niewiele interesowało go rozwiązanie tego problemu, bo najpewniej już dawno był rozwiązany – to i tak były jedne z nielicznych zwierząt, których barwy widział tak samo, jak normalni ludzie. Chodziło mu raczej o nawiązanie rozmowy, choćby na chwilę. Zwariowałby, gdyby się miał nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Kto w ogóle był w stanie tak długo milczeć? Ludzie byli stadnym gatunkiem, potrzeba komunikacji była zakodowana w genach od dziesiątek tysięcy lat.
22.08.2023r.
Nareszcie przyszły wakacje, na które czekał z niecierpliwością od kilku tygodni. Choć wolne trwało już od paru dni, dopiero dziś zdecydował się na przyjazd do Fukkatsu. W środku tygodnia istniała większa szansa na mniejsze tłumy. Wstał z samego rana, żeby dotrzeć do miasta pociągiem jeszcze przed południem – proszenie rodziców o podwózkę skończyłoby się zrzuceniem mu na głowę młodszego rodzeństwa, a chciał choć jeden dzień mieć dla siebie, bez konieczności niańczenia Reiny i Shina. Chodzenie wszędzie z siedmiolatką i trzynastolatkiem nie brzmiało jak dobre spędzanie czasu. Zwłaszcza z uwagi na siostrę, którą trzeba by było zabawiać przez większość czasu i dostosowywać się ze wszystkim do jej zachcianek. Łącznie z liczeniem się z tym, że prędzej czy później (a raczej to pierwsze) chciałaby wrócić do domu.
To też nie tak, że nie lubił spędzać czasu z rodzeństwem. Kochał ich z całego serca i chciał dla nich jak najlepiej, ale znosił tę chaotyczną dwójkę codziennie, zajmował się nimi zawsze po szkole, pomagał odrabiać lekcje i organizował zabawy, kiedy rodzice siedzieli w pracy. W tym na bardzo częstych nadgodzinach, bo przychodnia w Sāwie miała za mało personelu. Czasami po prostu potrzebował spokoju. W weekend i tak mieli mieć rodzinny wypad, podczas którego matka będzie mogła zająć się matkowaniem zamiast zrzucania tego obowiązku na niego.
Dochodziło południe, kiedy znalazł się w pobliżu wybiegu zebr. Nie obszedł jeszcze nawet połowy terenu zoo, a najbardziej interesującą go atrakcję – nocne zwierzęta – zostawiał sobie na później. Zdążył już jednak przebrnąć przez terraria płazów i gady, a teraz, snując się samemu, powoli zmierzał do ptaków. Nie szedł żadną konkretną ścieżką i nie obchodziło go, jeśli będzie potem zawracał po własnych śladach, żeby obejrzeć coś innego. Miał w końcu cały dzień dla siebie i równie dobrze cały mógł spędzić właśnie tutaj. Choć planował jeszcze dzisiaj wizytę w ogrodzie botanicznym, wypadałoby też zdążyć na jakiś pociąg, który nie dowiezie go do Sāwy w środku nocy. Nie chciał zamartwiać rodziców, a nie był jeszcze pełnoletni.
Jego uwagę przykuła długowłosa postać, choć bardziej niż jej bujna grzywa, w oczy rzucił mu się uroczy plecak przypominający pluszaka, który miała zarzucony na plecy. Podszedł bliżej, niemal się skradając, choć żwirowa ścieżka chrzęściła pod ciężkimi glanami skutecznie to uniemożliwiając. Wychynął nagle obok niej, obrócił się i oparł nonszalancko o barierkę, przyglądając się dziewczynie dwubarwnym spojrzeniem.
– Super plecak – skomentował uśmiechając się radośnie. Nie było w tym ani krzty sarkazmu, mówił serio. Pociągnął przez słomkę z trzymanego w dłoni kubka bubble tea i obejrzał się na koniowate, dreptające leniwie po wydzielonym dla nich terenie. – Myślisz, że są białe w czarne paski czy czarne w białe? – zagadnął odwiecznym pytaniem, które niejednemu filozofowi zapewne spędzało sen z powiek. Tak naprawdę niewiele interesowało go rozwiązanie tego problemu, bo najpewniej już dawno był rozwiązany – to i tak były jedne z nielicznych zwierząt, których barwy widział tak samo, jak normalni ludzie. Chodziło mu raczej o nawiązanie rozmowy, choćby na chwilę. Zwariowałby, gdyby się miał nie odzywać do nikogo przez cały dzień. Kto w ogóle był w stanie tak długo milczeć? Ludzie byli stadnym gatunkiem, potrzeba komunikacji była zakodowana w genach od dziesiątek tysięcy lat.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Wspólna porażka w bitwie z bezlitosnym oddziałem dziobów i pazurków była nieco lepszą wizją od samotnej klęski i zostania jedną z setek ofiar, których kości bielały zapewne pomiędzy nasadzonymi zaroślami stanowiącymi tło papugarni. Zawsze to raźniej było być martwym z kimś znajomym, nawet jeśli zapoznanym ledwie minuty temu. A, kto wie, może dzięki wzajemnej pomocy jakoś wydostaliby się z tej śmiertelnej, pełnej pierza pułapki?
– W szczęście podobno trzeba wierzyć. Pewnie działa jak placebo, ale nigdy nie szkodzi spróbować. – Ludzie nosili różne talizmany, od szczęśliwych skarpetek, przez ulubione pluszaki, niepozorne breloczki aż po wszelkiej maści drobne zawieszki przy biżuterii. Jedni myśleli, że to absolutnie nic nie daje, a przedmioty nie mogą mieć żadnej ukrytej mocy przyciągania błogosławieństw i pozytywnych zdarzeń, inni traktowali to zagadnienie śmiertelnie poważnie. Nakashima należał do tych, którzy nie chcieli się zamykać na nieprawdopodobne przypadki. Z czegoś w końcu musiało się brać zwyczajowe wieszanie podków nad drzwiami, figurki kotów machających łapką, powiewające na koniec kwietnia całymi ławicami koinobori. Parę razy zdarzyło mu się nawet wieszać życzenia na drzewie podczas festiwalu czy losować „przepowiednię” w świątyni, licząc, żeby nie wypadł mu zły omen. I póki co, można by powiedzieć, miał w tej kwestii szczęście.
– Weź, proszę. Oddasz przy jakiejś okazji. – Uśmiechnął się ciepło. Mogła też równie dobrze nie oddawać, to nie było coś, za czym wybitnie by tęsknił. Ot zwykły kawałek ubrania – nawet jeśli na nią trochę za duży, to nadal był to jedynie niewiele znaczący fragment pozszywanego materiału. Ale całkiem fajnie w tym wyglądała i teraz nie powinno jej grozić przewianie od zmoczonej koszulki.
Uniósł głowę, patrząc w niebo. W górach ciemne chmury oznaczałyby konieczność uciekania ze szlaku w kierunku zabudowań albo nakłoniłyby do chociaż przeczekania ulewy w jakiejś jaskini czy starej kopalni. Mógł tylko domyślać się, że na bardziej płaskim, miejskim terenie efekt będzie bardzo podobny, co najwyżej bardziej przewidywalny niż w jego okolicy, a w pięć minut po ustąpieniu deszczu ten nie wróci ze zdwojoną siłą, jakby chmurze coś się przypomniało.
– Hm. Za pół godziny mam pociąg do Sāwy. Jeśli na niego zdążę, nie będę czekać dwie na kolejny. – Zastanowił się chwilę. Większość zoo już obszedł, ale był tu już któryś raz i nie czuł potrzeby spojrzenia na każdy z wybiegów po kolei. Zwłaszcza, jeśli zaraz się rozpada, a on jedyną ochroną przed deszczem podzielił się właśnie z nowo poznaną dziewczyną. – Obiecałem, że pomogę w domu, więc mógłbym też już się zebrać. Nie do końca pamiętam, który przystanek spod zoo był w kierunku dworca. – To łatwo było sprawdzić, ale nie pogardziłby jeszcze kilkoma minutami towarzystwa uroczej Alaeshy. Nie chciał jeszcze wracać. Najchętniej zaprosiłby ją na jakąś herbatę i posiedział w przytulnej kawiarence, ale na to, miał nadzieję, będzie jeszcze czas.
@Itou Alaesha
– W szczęście podobno trzeba wierzyć. Pewnie działa jak placebo, ale nigdy nie szkodzi spróbować. – Ludzie nosili różne talizmany, od szczęśliwych skarpetek, przez ulubione pluszaki, niepozorne breloczki aż po wszelkiej maści drobne zawieszki przy biżuterii. Jedni myśleli, że to absolutnie nic nie daje, a przedmioty nie mogą mieć żadnej ukrytej mocy przyciągania błogosławieństw i pozytywnych zdarzeń, inni traktowali to zagadnienie śmiertelnie poważnie. Nakashima należał do tych, którzy nie chcieli się zamykać na nieprawdopodobne przypadki. Z czegoś w końcu musiało się brać zwyczajowe wieszanie podków nad drzwiami, figurki kotów machających łapką, powiewające na koniec kwietnia całymi ławicami koinobori. Parę razy zdarzyło mu się nawet wieszać życzenia na drzewie podczas festiwalu czy losować „przepowiednię” w świątyni, licząc, żeby nie wypadł mu zły omen. I póki co, można by powiedzieć, miał w tej kwestii szczęście.
– Weź, proszę. Oddasz przy jakiejś okazji. – Uśmiechnął się ciepło. Mogła też równie dobrze nie oddawać, to nie było coś, za czym wybitnie by tęsknił. Ot zwykły kawałek ubrania – nawet jeśli na nią trochę za duży, to nadal był to jedynie niewiele znaczący fragment pozszywanego materiału. Ale całkiem fajnie w tym wyglądała i teraz nie powinno jej grozić przewianie od zmoczonej koszulki.
Uniósł głowę, patrząc w niebo. W górach ciemne chmury oznaczałyby konieczność uciekania ze szlaku w kierunku zabudowań albo nakłoniłyby do chociaż przeczekania ulewy w jakiejś jaskini czy starej kopalni. Mógł tylko domyślać się, że na bardziej płaskim, miejskim terenie efekt będzie bardzo podobny, co najwyżej bardziej przewidywalny niż w jego okolicy, a w pięć minut po ustąpieniu deszczu ten nie wróci ze zdwojoną siłą, jakby chmurze coś się przypomniało.
– Hm. Za pół godziny mam pociąg do Sāwy. Jeśli na niego zdążę, nie będę czekać dwie na kolejny. – Zastanowił się chwilę. Większość zoo już obszedł, ale był tu już któryś raz i nie czuł potrzeby spojrzenia na każdy z wybiegów po kolei. Zwłaszcza, jeśli zaraz się rozpada, a on jedyną ochroną przed deszczem podzielił się właśnie z nowo poznaną dziewczyną. – Obiecałem, że pomogę w domu, więc mógłbym też już się zebrać. Nie do końca pamiętam, który przystanek spod zoo był w kierunku dworca. – To łatwo było sprawdzić, ale nie pogardziłby jeszcze kilkoma minutami towarzystwa uroczej Alaeshy. Nie chciał jeszcze wracać. Najchętniej zaprosiłby ją na jakąś herbatę i posiedział w przytulnej kawiarence, ale na to, miał nadzieję, będzie jeszcze czas.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— To najwyraźniej ta papuga rzeczywiście przyniosła mi dzisiaj szczęście. — Nie wytłumaczyła jednak, czym to szczęście miałoby być. Na tamten moment mogła się jednak z nim całkowicie zgodzić. Sama wierzyła w to, że jeśli czegoś będzie bardzo chciała lub poprosi o to wyjątkowo gorąco bogów, to będą skorzy pozytywnie rozpatrzeć jej prośbę. Wtedy każdy taki przejaw dobroci losu przypisywała wyższym bytom, które w dobrotliwy sposób chciały jej pomóc.
— Dobrze, oddam. W takim razie możemy dodać to do listy naszych spotkań, schodząc z tej nieszczęśliwej czwórki. — Nie mogłaby mu odmówić, skoro dawał jej kurtkę z tym uśmiechem, od którego od razu miała ochotę speszona uciec wzrokiem. Wytrzymała jednak i tylko posłała mu lekko przekorny uśmieszek. Oczywiście że miała możliwość oddania mu kurtki po prostu przy kolejnym spotkaniu i wcale specjalnie nie musieliby wydłużać niebezpiecznie poszerzającego się harmonogramu wizyt między Fukkatsu a Sawą. Ale czemu mieliby tego nie zrobić? Dzisiejszy dzień był na tyle miły, że Itou chętnie uczepi się każdej kolejnej okazji do tego, żeby się z tym chłopakiem jeszcze zobaczyć.
— W takim razie chodź, jeśli kupisz bilet przez telefon, to powinieneś zdążyć. — Na szczęście dworzec nie był specjalnie daleko od zoo. Jednak jeśli chciał jechać najbliższym pociągiem, to musieli zagęścić ruchy. Sam może by się nie wyrobił, gdyby dopiero zaczął szukać odpowiedniego przystanku, lecz Ala dobrze wiedziała, gdzie mają iść. Wyprzedziła go o dwa kroki i przez chwilę szła tyłem, żeby zachęcić Yosuke do szybszego chodu.
— To ten sam przystanek, z którego będę odjeżdżać, więc Cię odprowadzę i wsadzę w odpowiedni autobus. — W końcu to ona była miejscowa. Do tego nie przejmowała się takimi trywializmami jak to, że dziewczyna lub chłopak coś powinni albo nie. Nie byli na żadnej randce, tylko się przypadkowo poznali. Oczekiwanie że to on miałby ją odprowadzić, zakrawałoby dla niej wręcz o głupotę. Szczególnie że z przyjemnością wskaże mu odpowiednie miejsce postoju autobusowego. Dosyć szybko udało im się wyjść z zoo, a zupełnie niedaleko był przystanek — miałby jednak prawo się pogubić, bo było to całe skrzyżowanie, skąd autobusy o różnych numerach odjeżdżały w przeróżne kierunki Fukkatsu. W międzyczasie jeszcze wymieniali się wrażeniami po wizycie w ogrodzie zoologicznym i widzianych zwierzakach. Szkoda, że nie udało im się obejrzeć więcej wybiegów razem, aczkolwiek Alka i tak była zadowolona z nieoczekiwanego przebiegu tego dnia. Nie dość, że wcale nie miała w zamiarze jechać do zoo, to teraz wychodziła z niego z nowym znajomym i zdobyczną kurtką. Gdy dochodzili na miejsce, zignorowała autobus, którym mogła jechać, o ile by do niego podbiegła. Yosuke nie wiedział, który numer pojazdu był jej, a ona chciała wykorzystać jeszcze chwilę na rozmowę. Parę minut później nadjechał jego autobus i wsadziła go do niego jak gdyby nigdy nic, tak jak gdyby to jego środek transportu przyjechał po prostu pierwszy.
— To do zobaczenia! — Skłoniła się w lekkim ukłonie, jednak patrząc mu w oczy zamiast je grzecznie i tradycyjnie wbić w podłogę. Było to najzupełniej niepoprawne, jakby rzucała mu jakieś wyzwanie. Nie wątpiła jednak, że odbierze to jako kolejną formę żartu. W końcu nie powiedziała „cześć” czy „miło było Cię poznać”. Umówili się na spotkanie, z którego wypadałoby się wywiązać, prawda?
Wsiadł i pojechał, na co Itou zrobiło się tak jakby pusto, a z nieba nawet spadło kilka kropel. Miała tylko nadzieję, że nie rozpada się na tyle, żeby Nakashima nie dotarł do domu cały i suchy, gdy ona podebrała mu kurtkę. Skubnęła brzeg materiału, dopiero teraz przyglądając się przedmiotowi, który w ogóle do niej nie należał — miał on własną historię i swojego właściciela, a ona teraz tylko korzystała z osłony i ciepła, jakie jej dawał. Żadna inna osoba czekająca z nią na przystanku nie miała jednak o tym pojęcia, a ona poczuła się jakoś przyjemnie błogo z tą niewielką tajemnicą. Mocniejszy podmuch wiatru zakradł się pod rozpiętą kurtkę, dlatego też zapięła ją do końca i nieśmiało pozwoliła sobie wetknąć nos w kołnierz. Pachniała nieznanym jej zapachem, który poczuła zaledwie przez króciutki moment, gdy chłopak złapał ją, żeby nie wywróciła się z barierki. Zapach był miły, jakiś beztroski i lekki.
Wsiadła do swojego autobusu i obkręcała w dłoni telefon. Odpaliła ostatnie wiadomości, gdzie widniały zdjęcia, które jeszcze niedawno przesłał jej Yosuke. Niewiele myśląc, zaczęła szperać w galerii, gdzie znalazła zdjęcie Maru i wysłała mu je, pisząc że to pies jej sąsiadki. Tak na zaczepkę, byle tylko zagaić. Co się będzie zastanawiała godzinami czy do niego napisać i co dokładnie wyskrobać? Temat już sam się zaczął w smsach.
@Nakashima Yosuke
2 x zt
— Dobrze, oddam. W takim razie możemy dodać to do listy naszych spotkań, schodząc z tej nieszczęśliwej czwórki. — Nie mogłaby mu odmówić, skoro dawał jej kurtkę z tym uśmiechem, od którego od razu miała ochotę speszona uciec wzrokiem. Wytrzymała jednak i tylko posłała mu lekko przekorny uśmieszek. Oczywiście że miała możliwość oddania mu kurtki po prostu przy kolejnym spotkaniu i wcale specjalnie nie musieliby wydłużać niebezpiecznie poszerzającego się harmonogramu wizyt między Fukkatsu a Sawą. Ale czemu mieliby tego nie zrobić? Dzisiejszy dzień był na tyle miły, że Itou chętnie uczepi się każdej kolejnej okazji do tego, żeby się z tym chłopakiem jeszcze zobaczyć.
— W takim razie chodź, jeśli kupisz bilet przez telefon, to powinieneś zdążyć. — Na szczęście dworzec nie był specjalnie daleko od zoo. Jednak jeśli chciał jechać najbliższym pociągiem, to musieli zagęścić ruchy. Sam może by się nie wyrobił, gdyby dopiero zaczął szukać odpowiedniego przystanku, lecz Ala dobrze wiedziała, gdzie mają iść. Wyprzedziła go o dwa kroki i przez chwilę szła tyłem, żeby zachęcić Yosuke do szybszego chodu.
— To ten sam przystanek, z którego będę odjeżdżać, więc Cię odprowadzę i wsadzę w odpowiedni autobus. — W końcu to ona była miejscowa. Do tego nie przejmowała się takimi trywializmami jak to, że dziewczyna lub chłopak coś powinni albo nie. Nie byli na żadnej randce, tylko się przypadkowo poznali. Oczekiwanie że to on miałby ją odprowadzić, zakrawałoby dla niej wręcz o głupotę. Szczególnie że z przyjemnością wskaże mu odpowiednie miejsce postoju autobusowego. Dosyć szybko udało im się wyjść z zoo, a zupełnie niedaleko był przystanek — miałby jednak prawo się pogubić, bo było to całe skrzyżowanie, skąd autobusy o różnych numerach odjeżdżały w przeróżne kierunki Fukkatsu. W międzyczasie jeszcze wymieniali się wrażeniami po wizycie w ogrodzie zoologicznym i widzianych zwierzakach. Szkoda, że nie udało im się obejrzeć więcej wybiegów razem, aczkolwiek Alka i tak była zadowolona z nieoczekiwanego przebiegu tego dnia. Nie dość, że wcale nie miała w zamiarze jechać do zoo, to teraz wychodziła z niego z nowym znajomym i zdobyczną kurtką. Gdy dochodzili na miejsce, zignorowała autobus, którym mogła jechać, o ile by do niego podbiegła. Yosuke nie wiedział, który numer pojazdu był jej, a ona chciała wykorzystać jeszcze chwilę na rozmowę. Parę minut później nadjechał jego autobus i wsadziła go do niego jak gdyby nigdy nic, tak jak gdyby to jego środek transportu przyjechał po prostu pierwszy.
— To do zobaczenia! — Skłoniła się w lekkim ukłonie, jednak patrząc mu w oczy zamiast je grzecznie i tradycyjnie wbić w podłogę. Było to najzupełniej niepoprawne, jakby rzucała mu jakieś wyzwanie. Nie wątpiła jednak, że odbierze to jako kolejną formę żartu. W końcu nie powiedziała „cześć” czy „miło było Cię poznać”. Umówili się na spotkanie, z którego wypadałoby się wywiązać, prawda?
Wsiadł i pojechał, na co Itou zrobiło się tak jakby pusto, a z nieba nawet spadło kilka kropel. Miała tylko nadzieję, że nie rozpada się na tyle, żeby Nakashima nie dotarł do domu cały i suchy, gdy ona podebrała mu kurtkę. Skubnęła brzeg materiału, dopiero teraz przyglądając się przedmiotowi, który w ogóle do niej nie należał — miał on własną historię i swojego właściciela, a ona teraz tylko korzystała z osłony i ciepła, jakie jej dawał. Żadna inna osoba czekająca z nią na przystanku nie miała jednak o tym pojęcia, a ona poczuła się jakoś przyjemnie błogo z tą niewielką tajemnicą. Mocniejszy podmuch wiatru zakradł się pod rozpiętą kurtkę, dlatego też zapięła ją do końca i nieśmiało pozwoliła sobie wetknąć nos w kołnierz. Pachniała nieznanym jej zapachem, który poczuła zaledwie przez króciutki moment, gdy chłopak złapał ją, żeby nie wywróciła się z barierki. Zapach był miły, jakiś beztroski i lekki.
Wsiadła do swojego autobusu i obkręcała w dłoni telefon. Odpaliła ostatnie wiadomości, gdzie widniały zdjęcia, które jeszcze niedawno przesłał jej Yosuke. Niewiele myśląc, zaczęła szperać w galerii, gdzie znalazła zdjęcie Maru i wysłała mu je, pisząc że to pies jej sąsiadki. Tak na zaczepkę, byle tylko zagaić. Co się będzie zastanawiała godzinami czy do niego napisać i co dokładnie wyskrobać? Temat już sam się zaczął w smsach.
@Nakashima Yosuke
2 x zt
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku