Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
10/02/2038 03:08
INSTAGRAM
Wiadomości wysłane
@Naiya Kō
INSTAGRAM
10/02/2038 03:08
Wiadomości wysłane
Był środek nocy, kiedy Hiroshi sięgnął leniwie po telefon pozostawiony na szafce nocnej. Znowu nie mógł spać - a mijała już druga doba odkąd nie zmrużył powiek. Nie chciało mu się jednak wstawać o 3:00 nad ranem, by schodami w dół gnać do pustej i zimnej w o tej porze roku pracowni. Jasny wyświetlacz zaatakował światłem jego przyzwyczajone do mroku oczy, które przetarł dłonią w chwilę potem. Jego palce leniwie przejechały po ekranie, kiedy odblokował smartfona i od niechcenia kliknął na ikonkę instagrama. Sam nie wiedział, po co go zakładał, ale przeglądanie zdjęć i rolek działało na swój sposób uspokajająco. Obserwował niemal wszystkie możliwe konta związane ze sztuką, jej historią lub drewnem. Zaobserwował także konto Alaeshy, na którym wystawiała zdjęcia swoich obrazów. Odwzajemniła się 'followem' choć nie miało to znaczenia. Nie zakładał konta dla obserwujących - niczego nie udostępniał, a sam jego profil był no-name'owym kontem bez zdjęcia z nazwą użytkownika stworzoną z ciągu zupełnie przypadkowych liter i symboli.
Po przejrzeniu kilku aktualności na jego twarz wkradł się wyraz podirytowania. Wystarczył jeden like pozostawiony kiedyś pod jakąś rolką związaną z astrologią, by Instagram, drogą algorytmu zaczął go torpedować podobnymi treściami.
Jego palec z coraz większym zniecierpliwieniem scrollował kolejne rolki, gdy jego kciuk zatrzymał się gwałtownie. Jego oczy zatrzymały się na szczupłym mężczyźnie w przebraniu kobiety - zaraz, zaraz. Gdzieś już kiedyś widział kogoś podobnego.
Kolorowy ptak - w różowej peruce i fioletowych soczewkach, w ubiorze w podobnej tonacji rozwodził się właśnie z pasją na temat jakiejś karty, którą trzymał w szczupłej dłoni. Hiroshi nie skupiał się na samych słowach, jakie wypowiadał zniewieściały mężczyzna, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już kiedyś słyszał ten nomen omen charakterystyczny głos, polany manierą...
Jego brwi jakby automatycznie poszybowały do góry, a przymknięte w grymasie usta, rozchyliły się bezwiednie.
Momentalnie podniósł się do pozycji półsiedzącej, kiedy właśnie go olśniło. To był zdecydowanie on. Drzazga we własnej osobie. Szybka reakcja, w której kliknął 'obserwuj'.
Zabawnie zrządzenie losu, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze kilka dni temu żałował, że nie przeprosił go, kiedy miał ku temu okazję. Demony siedzące w jego głowie osądzały go o każde, najmniejsze przewinienie. Nic więc dziwnego, że wypominały mu wieczór skąpany w odcieniach czerwieni.
Opadł ciężko na materac, zastanawiając się od czego zacząć.
Ciszę nocy zagłuszały tylko jego palce uderzające o ekran telefonu, gdy w skupieniu 'rzeźbił' przeprosiny dla nieznajomego.
Westchnął zrezygnowany, kiedy kolejny raz napisał wiadomość, a potem ją usunął. Jego wzrok utkwił na suficie. Po co się tak spinał, skoro Kolorowy Ptak o intrygującej nazwie użytkownika prawdopodobnie nawet nie odczyta tej wiadomości? Liczba obserwujących ten profil przekonała go, że tak właśnie się stanie.
Postanowił, że mimo wszystko wyśle wiadomość. Tak dla własnej satysfakcji, że chociaż spróbował.
Witaj Pszczółko,
Zapewne mnie nie pamiętasz, ale ja pamiętam Cię doskonale - jestem tym nieprzyjemnym, bezbarwnym nikim, na którego miałeś nieprzyjemność natknąć się kilka miesięcy temu w tym zasyfiałym barze na obrzeżach miasta.
Chciałem Cię przeprosić, miałem fatalny dzień, ale to mnie nie usprawiedliwia. Nie powinienem był wylewać na Ciebie swoich frustracji, nawet jeśli sam mnie zaczepiałeś. (Tak szczerze mówiąc nawet nie pamiętam, kto kogo pierwszy zaczepił, ale to już bez znaczenia.)
Wybacz mi moje prostackie i nieeleganckie zachowanie - nie jestem taki, poważnie. Masz święte prawo ubierać się, mówić, siedzieć, pić i wyrażać się jak tylko Ci pasuje i NIC mi do tego. Nawet jeśli tego nie rozumiem.
Prawdopodobnie nawet tego nie odczytasz, ale chyba sam potrzebowałem napisać bym sam mógł poczuć się ze sobą lepiej. Tak więc PRZEPRASZAM.
PS. Fajny profil.
podpisano
Jebany Palant - zasłużyłem.
Po przejrzeniu kilku aktualności na jego twarz wkradł się wyraz podirytowania. Wystarczył jeden like pozostawiony kiedyś pod jakąś rolką związaną z astrologią, by Instagram, drogą algorytmu zaczął go torpedować podobnymi treściami.
Jego palec z coraz większym zniecierpliwieniem scrollował kolejne rolki, gdy jego kciuk zatrzymał się gwałtownie. Jego oczy zatrzymały się na szczupłym mężczyźnie w przebraniu kobiety - zaraz, zaraz. Gdzieś już kiedyś widział kogoś podobnego.
Kolorowy ptak - w różowej peruce i fioletowych soczewkach, w ubiorze w podobnej tonacji rozwodził się właśnie z pasją na temat jakiejś karty, którą trzymał w szczupłej dłoni. Hiroshi nie skupiał się na samych słowach, jakie wypowiadał zniewieściały mężczyzna, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już kiedyś słyszał ten nomen omen charakterystyczny głos, polany manierą...
Jego brwi jakby automatycznie poszybowały do góry, a przymknięte w grymasie usta, rozchyliły się bezwiednie.
Momentalnie podniósł się do pozycji półsiedzącej, kiedy właśnie go olśniło. To był zdecydowanie on. Drzazga we własnej osobie. Szybka reakcja, w której kliknął 'obserwuj'.
Zabawnie zrządzenie losu, kiedy uświadomił sobie, że jeszcze kilka dni temu żałował, że nie przeprosił go, kiedy miał ku temu okazję. Demony siedzące w jego głowie osądzały go o każde, najmniejsze przewinienie. Nic więc dziwnego, że wypominały mu wieczór skąpany w odcieniach czerwieni.
Opadł ciężko na materac, zastanawiając się od czego zacząć.
Ciszę nocy zagłuszały tylko jego palce uderzające o ekran telefonu, gdy w skupieniu 'rzeźbił' przeprosiny dla nieznajomego.
Westchnął zrezygnowany, kiedy kolejny raz napisał wiadomość, a potem ją usunął. Jego wzrok utkwił na suficie. Po co się tak spinał, skoro Kolorowy Ptak o intrygującej nazwie użytkownika prawdopodobnie nawet nie odczyta tej wiadomości? Liczba obserwujących ten profil przekonała go, że tak właśnie się stanie.
Postanowił, że mimo wszystko wyśle wiadomość. Tak dla własnej satysfakcji, że chociaż spróbował.
Witaj Pszczółko,
Zapewne mnie nie pamiętasz, ale ja pamiętam Cię doskonale - jestem tym nieprzyjemnym, bezbarwnym nikim, na którego miałeś nieprzyjemność natknąć się kilka miesięcy temu w tym zasyfiałym barze na obrzeżach miasta.
Chciałem Cię przeprosić, miałem fatalny dzień, ale to mnie nie usprawiedliwia. Nie powinienem był wylewać na Ciebie swoich frustracji, nawet jeśli sam mnie zaczepiałeś. (Tak szczerze mówiąc nawet nie pamiętam, kto kogo pierwszy zaczepił, ale to już bez znaczenia.)
Wybacz mi moje prostackie i nieeleganckie zachowanie - nie jestem taki, poważnie. Masz święte prawo ubierać się, mówić, siedzieć, pić i wyrażać się jak tylko Ci pasuje i NIC mi do tego. Nawet jeśli tego nie rozumiem.
Prawdopodobnie nawet tego nie odczytasz, ale chyba sam potrzebowałem napisać bym sam mógł poczuć się ze sobą lepiej. Tak więc PRZEPRASZAM.
PS. Fajny profil.
podpisano
Jebany Palant - zasłużyłem.
Ye Lian, Itou Alaesha, Naiya Kō and Jinnai Hisae szaleją za tym postem.
Pszczółka
10/02/2038 16:32
Jak pawi ogon, skarbie. :>
L E P I E J T A K
AHA, I JESZCZE DO TEGO NIE DBAM O SIEBIE?
Jesteś okrutny
Hahah. xD
A co, chcesz wejść do środka i sprawdzić, co jest prawdą?
Przykro mi ale to nie takie proste. Skarbie.
O widzisz. Wydaje mi się że znalazłoby się więcej ludzi, którym by się spodobały twoje preferencje, niż takich jak t-
XDDDDDDDDD
Już spieszę z wyjaśnieniem. Dobrze znaczy dobrze. Mam nadzieję, że pomogłem. C:
Ale serio, to nic osobistego, ale niezła z ciebie sztuka. W moich kręgach pewnie byłbyś całkiem popularny.
Czemu spokojny?
No to pięknie, bo ja też. To znaczy, prawie. Ale to sam już raczej wiesz z insta. Nie wierzę w nic, co tworzy te urocze, szemrane organizacje ludzi podlizujących się do kąpiących się w hajsie sugar leaders. Dobrze wiedzą, jak wykorzystać te bajeczki dla swoich celów. Nikt na tym świecie nie zostaje przywódcą żeby innym żyło się lepiej, change my mind sweety.
A ezoteryka... sam nie wiem, z jakiego powodu, ale mnie nie zawodzi.
Od dawna nie wierzysz w nic?
Oooh. Skończ z tym gaikokujin...
XD
Ptaki mogą się schować, aniołku.
Przyjmuję wyzwanie.
Bez przesady. Czasami nawet na zdjęciach nie jest najlepiej...
A żebyś wiedział, że spróbuję.
No już nie taki mały.
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Pustułka
10/02/2038 16:37
Pawi ogon, powiadasz... Wiedziałem, że preferujesz długie, ale żeby aż tak?
xD
Okrutny, raczej szczery :)
Do środka? CHCIAŁBYŚ.
A jak już jesteśmy w temacie kulinarnych preferencji,
lubisz na ostro? xDDD
Oh, myślałem, że mi sugerujesz, że jest mnie za dużo.
Ta sztuka to bardziej komediodramat, jeśli mam być szczery. Na popularności mi nie zależy.
Czemu spokojny? Bo z taką charyzmą kryzys Ci nie grozi. Sądząc po komentarzach, ludzie Cię albo kochają, albo nienawidzą. A chyba o to Ci chodzi, że nie mogą przejść obojętnie.
A to ciekawe. Nigdy Cię to nie zawiodło?
Zgadzam się. Ludzie to okropni egoiści.
Nie wierzę w nic chyba od zawsze... Jestem z natury oporny na bajeczki.
Mam ze sobą skończyć? :C
Ależ oczywiście.
PS. do aniołka mi daleko.
Ostrzegam, nie będzie to łatwe.
Trudno się z tym nie zgodzić.
A Twoja rodzina? Mieszka w Fukkatsu?
Powodzenia, Pszczółko :))
No dobrze, Ty DUŻY złośniku.
Naiya Kō ubóstwia ten post.
Pszczółka
10/02/2038 16:50
Jakiś problem?
Zależy co.
Dobroci nigdy nie jest za dużo, skarbie. Nie oceniaj się tak nisko.
Komediodramat coś w tym jest
Bez obrazy, lubię dramaty kotek.
W punkt. Spostrzegawczy jesteś.
Nie obchodzi mnie co myślą, ale ich zbulwersowanie tak samo jak zainteresowanie można przekuć w zysk.
Zwłaszcza że z jakiegoś powodu obserwuje mnie dużo profili ludzi wyglądających na zupełnie straight. Zabawne.
Nigdy.
Ciężko zrozumieć jak to działa, ale działa. To mi wystarczy.
Od zawsze? Rodzina nie próbowała wmówić ci jakiejś wiary od małego?
Zaraz sam z tobą skończę, jak nie skończysz tak pisać.
Jak sobie wolisz, diabełku.
Nie wiesz, w co się pakujesz
Niestety.
Twoja pewnie nie, hm?
Nie, dziękuję. To ja tobie życzę powodzenia. :)
Tak lepiej.
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.
Pustułka
10/02/2038 17:01
Problem? Ależ skąd...
...Jaskółko
Tak, prawdziwy Okrutnik.
Wybredny...
xD
Dobroci, powiadasz. Mówiłem już, że daleko mi do aniołka.
To już prawie Tragikomedia, Kotku.
Zbulwersowanie przekuć w zysk? Musisz mnie tego nauczyć, haha
Z konkretnego powodu, bo ci, którzy najgłośniej krzyczą, z reguły są najbardziej zainteresowani. A zaprzeczają równie głośno, by udawać, że wcale tak nie jest.
Rozumiem, a od czego zaczęła się Twoja przygoda z ezoteryką?
Tak, od zawsze. Ale tak się składa, że jestem krnąbrny jak ta pustułka, której nie da się wytresować, więc nigdy się nie udało.
Oh, jaki agresywny.
Uważaj Pszczółko, bo ja też mam żądło. xD
To nie kwestia woli, lecz losu.
A Ty wiesz, w co się pakujesz?
Nie, moja jest daleko stąd i niech tak pozostanie...
Nie dzięki :))
Naiya Kō ubóstwia ten post.
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Pustułka
22/03/2038 22:08
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
22:08
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
22:08
Ciemne oczy otworzyły się na niemal pełną szerokość, gdy do uszu na płynął znajomy dźwięk nadejścia wiadomości. Niemal czarne tęczówki przetoczyły się ospale po pomieszczeniu, gdy zdał sobie sprawę, że musiał przysnąć we własnej pracowni. Znowu.
Wciąż siedział przy biurku, z rękoma ułożonymi na dębowym, lakierowanym bladzie, a jego policzek spoczywał miękko na przedramieniu. Spostrzegł, że było już zupełnie ciemno, a na zamroczoną z początku twarz momentalnie wkradł się lekki ledwie zauważalny uśmiech, gdy tylko otrzeźwiona nagłym zbudzeniem świadomość podpowiedziała mu, od kogo mógł się spodziewać wiadomości o takiej porze.
Jego towarzysz w bezsenności nie odzywał się przez cały dzień, choć zdarzały się i noce, w których także gdzieś znikał, nigdy nie chcąc uchylić choćby rąbka tajemnicy, czym też zajmował się w czasie, kiedy wszyscy spali.
Nie czekając chwili dłużej, poderwał ociężałą głowę do góry i sięgnął po telefon, którego podświetlony ekran zasygnalizował, że wcale się nie przesłyszał. Czym prędzej przejechał po nim długimi palcami, jak zwykle nie pozwalając swojemu rozmówcy zbyt długo czekać. Nikły uśmiech goszczący wówczas na jego twarzy odszedł niemal natychmiastowo, gdy tylko dostrzegł nieskładnie napisane słowa. Przez krótką, ulotną chwilę znieruchomiał, jeszcze raz przejeżdżając wzrokiem po otrzymanym smsie. Nie zaprzątał sobie już głowy odpisywaniem wiadomości i w tej samej chwili wybrał zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha.
Chyba pierwszy raz odkąd rozmawiali niemal codziennie, jako pierwszy zdecydował się, by zadzwonić. Głuchy, przerywany dźwięk połączenia zdawał się dłużyć w nieskończoność, nim rozmówca odebrał telefon i przez krótką chwilę dało usłyszeć się po drugiej stronie jedynie nieco niespokojny oddech.
— Kou? Czy wszystko w porządku? — lekko zaniepokojony głos wybrzmiał w swojej najcieplejszej barwie.
Wciąż siedział przy biurku, z rękoma ułożonymi na dębowym, lakierowanym bladzie, a jego policzek spoczywał miękko na przedramieniu. Spostrzegł, że było już zupełnie ciemno, a na zamroczoną z początku twarz momentalnie wkradł się lekki ledwie zauważalny uśmiech, gdy tylko otrzeźwiona nagłym zbudzeniem świadomość podpowiedziała mu, od kogo mógł się spodziewać wiadomości o takiej porze.
Jego towarzysz w bezsenności nie odzywał się przez cały dzień, choć zdarzały się i noce, w których także gdzieś znikał, nigdy nie chcąc uchylić choćby rąbka tajemnicy, czym też zajmował się w czasie, kiedy wszyscy spali.
Nie czekając chwili dłużej, poderwał ociężałą głowę do góry i sięgnął po telefon, którego podświetlony ekran zasygnalizował, że wcale się nie przesłyszał. Czym prędzej przejechał po nim długimi palcami, jak zwykle nie pozwalając swojemu rozmówcy zbyt długo czekać. Nikły uśmiech goszczący wówczas na jego twarzy odszedł niemal natychmiastowo, gdy tylko dostrzegł nieskładnie napisane słowa. Przez krótką, ulotną chwilę znieruchomiał, jeszcze raz przejeżdżając wzrokiem po otrzymanym smsie. Nie zaprzątał sobie już głowy odpisywaniem wiadomości i w tej samej chwili wybrał zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha.
Chyba pierwszy raz odkąd rozmawiali niemal codziennie, jako pierwszy zdecydował się, by zadzwonić. Głuchy, przerywany dźwięk połączenia zdawał się dłużyć w nieskończoność, nim rozmówca odebrał telefon i przez krótką chwilę dało usłyszeć się po drugiej stronie jedynie nieco niespokojny oddech.
— Kou? Czy wszystko w porządku? — lekko zaniepokojony głos wybrzmiał w swojej najcieplejszej barwie.
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Pszczółka
22/03/2038 22:08
POŁĄCZENIE Z: Pszczółka
22:08
Dziś, w kolorowym mieszkaniu na czwartym piętrze zastawionego szyldami bloku, nie świeciły się wszystkie ze świeczek. Miał na tyle oleju w głowie, żeby mając zamiar się sponiewierać ominąć te najbliżej kanapy. Choć zachowywał się wciąż jakby życie było mu niemiłe, spalenie żywcem siebie i - co gorsza - bogu ducha winnych sąsiadów nie brzmiało dziś jak jedno z jego marzeń.
Cały ten dzień z resztą nim nie był. 22 marca. Jego urodziny.
Nigdy nie obchodził ich zbyt hucznie. Chyba, że akurat uciekł z domu albo sam wybrał się do klubu, poznając randomowych, jednorazowych przyjaciół chętnych by opić z nim postawione przez siebie drinki.
Dziś nie miał na to siły. Spijał powoli ostatnie krople wina z ledwie trzymanego przez siebie kieliszka, nim ten wymsknął mu się z rąk. Tak samo było z jego samopoczuciem. Czuł żal, próbując zalać go cierpką, wytrawną goryczą.
Znał tylu ludzi, miał tylu przyjaciół, ale w takich chwilach jednak zawsze był samotny. Ludzie którzy podkreślali jak bardzo go uwielbiają niepotrzebnie wycierali swoje twarze w takie piękne słowa, by potem szukać wymówek od jakiegoś spotkania, nie mówiąc już o jakimś własnym wkładzie, tego Kou nawet nie oczekiwał. Wiedział to wszystko, a jednak zawsze tak samo trzymał w sobie ten ambaras.
Może po prostu nie ma czego obchodzić, myślał.
Wyszedł na balkon owinięty w ogromną narzutą ze sztucznego futra, skutecznie ocieplającej większość sylwetki, którą i tak już rozgrzewał alkohol. Nie szedł jeszcze spać, czego dowodziła dzierżona w dłoni otwarta butelka czerwonego wina. Był w takim stanie, że nawet nie chciało mu się silić na noszenie ze sobą kieliszka, po tym jak jeden wylądował na podłodze w salonie. Postawił niemal całkiem wypitą butelkę na stoliku obok, ledwo wspierając się barierki, mimo czego nie przestał skrobać wiadomości skierowanej do powiernika swoich nocnych trosk. Gwiazdy wisiały już nad jego balkonem, jakby podpowiadały jego rozmazanej smutkiem intuicji, że usłyszenie go jest właśnie tym, czego teraz potrzebuje.
Głos głęboki i kojący. Ciepło, które odsłuchał już o wiele więcej razy niż mógłby się mu przyznać. Które przetaczało się przez zimne pomieszczenie, tworząc w nim nostalgię, której pochodzenia nie mógł zlokalizować. Głos, który przypominał mu o czymś, czego nie doznał, a tak bardzo za tym tęsknił.
Pisanie niewyobrażalnie długimi hybrydami zajęło mu niewyobrażalnie dużo czasu, jak na zaledwie kilka słów napisanych ze wszystkimi możliwymi błędami. Paznokcie ślizgały się po ekranie tak samo jak nietrzeźwy wzrok, przez co już po kilku(nastu?) minutach pojawił się w jego ściągniętych brwiach ślad irytacji i zrezygnował z pisania do niego czegokolwiek więcej. Skasował całość powstałych w ten sposób bredni, których sensu sam już z resztą nie rozumiał. Podjął się kolejnej walki niemal od razu - tym razem jednak, zwracając się bezpośrednio z pytaniem o słowną konwersację.
Odpaliwszy papierosa poczuł jak procenty jeszcze mocniej dobijają mu do głowy. Dopiero, gdy usiadł zorientował się, że jego telefon wydaje z siebie dźwięk nadchodzącego połączenia.
P u s t u ł k a .
Wytężał wzrok próbując odczytać rozmazane znaki na ekranie, wciąż nie dowierzając, że zadzwonił sam.
Dopiero gdy jego głos nareszcie rozległ się w słuchawce był pewien, że to on.
- Pustuułkaaa? -
Odparł trochę tak, jakby był zdziwiony, mimo że dopiero co sam zaproponował rozmowę.
Nie zdawał sobie sprawy, że mogło być słyszalne, że przed chwilą płakał. Jego głos był jakiś taki słaby, ewidentnie nietrzeźwy, jeszcze bardziej niż zwykle przeciągał litery.
Nie miał za wielkich oporów nigdy, ale w tym stanie wydawał się jeszcze bardziej otwarty, niż zazwyczaj.
- Tak... ekhm, tak. To nic, tylko... chciałem usłyszeć twój głos. - I znaleźć w nim choć trochę ukojenia, jestem tak cholernie sam. Wsparł głowę o oparcie balkonowej kanapy, odchylając ją do tyłu i zaciągając się papierosem. - Co porabiaaasz? -
POŁĄCZENIE Z: Pszczółka
22:08
Dziś, w kolorowym mieszkaniu na czwartym piętrze zastawionego szyldami bloku, nie świeciły się wszystkie ze świeczek. Miał na tyle oleju w głowie, żeby mając zamiar się sponiewierać ominąć te najbliżej kanapy. Choć zachowywał się wciąż jakby życie było mu niemiłe, spalenie żywcem siebie i - co gorsza - bogu ducha winnych sąsiadów nie brzmiało dziś jak jedno z jego marzeń.
Cały ten dzień z resztą nim nie był. 22 marca. Jego urodziny.
Nigdy nie obchodził ich zbyt hucznie. Chyba, że akurat uciekł z domu albo sam wybrał się do klubu, poznając randomowych, jednorazowych przyjaciół chętnych by opić z nim postawione przez siebie drinki.
Dziś nie miał na to siły. Spijał powoli ostatnie krople wina z ledwie trzymanego przez siebie kieliszka, nim ten wymsknął mu się z rąk. Tak samo było z jego samopoczuciem. Czuł żal, próbując zalać go cierpką, wytrawną goryczą.
Znał tylu ludzi, miał tylu przyjaciół, ale w takich chwilach jednak zawsze był samotny. Ludzie którzy podkreślali jak bardzo go uwielbiają niepotrzebnie wycierali swoje twarze w takie piękne słowa, by potem szukać wymówek od jakiegoś spotkania, nie mówiąc już o jakimś własnym wkładzie, tego Kou nawet nie oczekiwał. Wiedział to wszystko, a jednak zawsze tak samo trzymał w sobie ten ambaras.
Może po prostu nie ma czego obchodzić, myślał.
Wyszedł na balkon owinięty w ogromną narzutą ze sztucznego futra, skutecznie ocieplającej większość sylwetki, którą i tak już rozgrzewał alkohol. Nie szedł jeszcze spać, czego dowodziła dzierżona w dłoni otwarta butelka czerwonego wina. Był w takim stanie, że nawet nie chciało mu się silić na noszenie ze sobą kieliszka, po tym jak jeden wylądował na podłodze w salonie. Postawił niemal całkiem wypitą butelkę na stoliku obok, ledwo wspierając się barierki, mimo czego nie przestał skrobać wiadomości skierowanej do powiernika swoich nocnych trosk. Gwiazdy wisiały już nad jego balkonem, jakby podpowiadały jego rozmazanej smutkiem intuicji, że usłyszenie go jest właśnie tym, czego teraz potrzebuje.
Głos głęboki i kojący. Ciepło, które odsłuchał już o wiele więcej razy niż mógłby się mu przyznać. Które przetaczało się przez zimne pomieszczenie, tworząc w nim nostalgię, której pochodzenia nie mógł zlokalizować. Głos, który przypominał mu o czymś, czego nie doznał, a tak bardzo za tym tęsknił.
Pisanie niewyobrażalnie długimi hybrydami zajęło mu niewyobrażalnie dużo czasu, jak na zaledwie kilka słów napisanych ze wszystkimi możliwymi błędami. Paznokcie ślizgały się po ekranie tak samo jak nietrzeźwy wzrok, przez co już po kilku(nastu?) minutach pojawił się w jego ściągniętych brwiach ślad irytacji i zrezygnował z pisania do niego czegokolwiek więcej. Skasował całość powstałych w ten sposób bredni, których sensu sam już z resztą nie rozumiał. Podjął się kolejnej walki niemal od razu - tym razem jednak, zwracając się bezpośrednio z pytaniem o słowną konwersację.
Odpaliwszy papierosa poczuł jak procenty jeszcze mocniej dobijają mu do głowy. Dopiero, gdy usiadł zorientował się, że jego telefon wydaje z siebie dźwięk nadchodzącego połączenia.
P u s t u ł k a .
Wytężał wzrok próbując odczytać rozmazane znaki na ekranie, wciąż nie dowierzając, że zadzwonił sam.
Dopiero gdy jego głos nareszcie rozległ się w słuchawce był pewien, że to on.
- Pustuułkaaa? -
Odparł trochę tak, jakby był zdziwiony, mimo że dopiero co sam zaproponował rozmowę.
Nie zdawał sobie sprawy, że mogło być słyszalne, że przed chwilą płakał. Jego głos był jakiś taki słaby, ewidentnie nietrzeźwy, jeszcze bardziej niż zwykle przeciągał litery.
Nie miał za wielkich oporów nigdy, ale w tym stanie wydawał się jeszcze bardziej otwarty, niż zazwyczaj.
- Tak... ekhm, tak. To nic, tylko... chciałem usłyszeć twój głos. - I znaleźć w nim choć trochę ukojenia, jestem tak cholernie sam. Wsparł głowę o oparcie balkonowej kanapy, odchylając ją do tyłu i zaciągając się papierosem. - Co porabiaaasz? -
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Pustułka
22/03/2038 22:08
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
trwa
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
trwa
Nadesłana przed chwilą wiadomość wydała się tak smutną, nieczystą melodią, tonącą w dziwnych błędach, których nie mógł zrozumieć, choć paradoksalnie znaczenie tych słów było bardziej jasne niż mógłby przypuszczać.
Nie wiedział o tym, że dzisiaj są jego urodziny, tak samo jak nie wiedział o nim tysięcy innych rzeczy, pomimo wirtualnego spędzania z nim długich, przeważnie wieczorno-nocnych godzin.
Sam nie obchodził własnych urodzin — w jego ojczystym kraju obchodzono wyłącznie 15 kwietnia — dzień urodzin wiecznego prezydenta, który większości jego rodakom kojarzyło się z czymś pozytywnym, ponieważ był to jedyny dzień w roku, w którym nikt nie głodował. Jedyny dzień w roku, gdzie większość Koreańczyków mogła spożyć mięso i owoce. I choć Hiroshiemu nigdy ich nie brakowało, w jego rodzinie, dzień ten z powodów czysto ideologicznych obchodzono w szczególny sposób.
Ideę obchodzenia rocznicy urodzin inaczej miała się w Korei Południowej, gdzie dosłownie każdy obchodził je pierwszego stycznia, niezależnie od faktycznej daty przyjścia na świat. Tego dnia rozpoczynało się dzień śniadaniem w postaci zupy Miyeok-guk, który miał być wyrazem szacunku dla matki, choć sam Hiroshi spożywał tę zupę wyłącznie z poczucia szacunku do jedzenia — widząc przez lata na własne oczy głód i ubóstwo.
Na zwyczaj obchodzenia własnych urodzin natknął się dopiero w Japonii, w której celebrowano je w podobny sposób jak na zachodzie. Lecz nawet wtedy nie zmieniło to jego podejścia z prostej przyczyny — nigdy tak naprawdę nie miał z kim ich obchodzić, a fakt, że nigdy nie był tego nauczony, pozwalał mu skutecznie odganiać jakiekolwiek negatywne myśli związane z wizją samotnego spędzenia urodzinowego wieczoru.
Mimo tej nieświadomości jak nieświadomości wielu innych rzeczy czekał na te wiadomości z entuzjazmem, mimo że jego twarz tak rzadko zdawała się ją ukazywać. Dopiero rozlegający się dźwięk nieświadomie wznosił jego kąciki ust ku górze, ilekroć sięgał po ten przeklęty telefon, od którego nie potrafił się już uwolnić.
Nie miał pojęcia kiedy zerkanie na ten cholerny wyświetlacz stało się kolejnym przykazaniem. Zdarzało się, że sprawdział nawet jeśli wiedział, że nie była to przeważna pora ich rozmów, nawet jeśli nie usłyszał charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył nadejściu wiadomości tylko od tej jednej wyjątkowej osoby.
Czy wszystko w porządku?
Nim wypowiedział kolejne słowa, zrobił dziwną minę, słysząc zamiast własnego imienia nadaną w żartach ksywkę. Choć i sam Kou także egzystował w jego spisie jako "Pszczółka", pomimo że znali już swoje imiona.
— Czekaj, możesz powtórzyć? — zapytał nagle, próbując nadążyć za dziwnie rozedrganą i nierówną melodią zniewieściałego głosu, który momentami, utraciwszy znaną sobie manierę, brzmiał niemal nosowo. Coś ewidentnie się nie zgadzało i chyba nawet słyszał już co.
— Czy ty płaczesz...? — spytał, a delikatny głos wybrzmiał w zaniepokojeniu, gdy trochę nazbyt gwałtownie poderwał się z miejsca, czyniąc w swoim otoczeniu hałas, upadającego z hukiem na podłogę krzesła.
Z początku nie wyczuł nietrzeźwości tej wyjątkowej niedamskiej, ale i nie do końca męskiej tonacji, skupiając się wyłącznie za zatrwożeniu wynikającym ze świadomości, że płakał.
Nie wyłjak baba, płakał. A on nie potrafił tego znieść. Silna męska dłoń jakby bezwiednie zacisnęła się w pięść na samą myśl, co mógł zrobić komukolwiek, kto spowodowałby ten stan rzeczy.
"Chciałem usłyszeć twój głos"
Z początku zaniemówił, przetaczając wzrokiem po własnej pracowni. Nikt nigdy nie powiedział mu czegoś takiego.
Niecodzienna melodyjność przeciągającego sylaby głosu, szybko jednak sprowadziła go na ziemię, uświadamiając mu coś oczywistego. W wyniku czego zaczął zastanawiać się w jakim stopniu wypowiedziane przed chwilą słowa Kou, będą miały jakiekolwiek odniesienie w rzeczywistości, w której ten pełen zagadek umysł zbudzi się jutro w trzeźwości.
Słyszał z ust Kou już nie jeden komplement, tym razem jednak czyniąc w jego głowie jeszcze większy bałagan, działając na niego w zupełnie inny, bardziej osobisty sposób.
— Cieszę się, że cię słyszę, Kou. — odparł zupełnie szczerze, tak samo jak szczerze mógł odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wiele razy i on sam, odsłuchiwał nagranej w przeszłości wiadomości głosowej tej wyjątkowej eterycznej tonacji.
— Co porabiam? Pracuję. — Bo co innego miałbym robić, kiedy nie ma cię obok.
Westchnął cicho, gdy ta myśl tak mocno wyryła mu to w jego świadomości.
— A Ty? — zapytał, po chwili intuicyjnie spoglądając w okno, na bezkres rozgwieżdżonego tej nocy nieba.
Nie wiedział o tym, że dzisiaj są jego urodziny, tak samo jak nie wiedział o nim tysięcy innych rzeczy, pomimo wirtualnego spędzania z nim długich, przeważnie wieczorno-nocnych godzin.
Sam nie obchodził własnych urodzin — w jego ojczystym kraju obchodzono wyłącznie 15 kwietnia — dzień urodzin wiecznego prezydenta, który większości jego rodakom kojarzyło się z czymś pozytywnym, ponieważ był to jedyny dzień w roku, w którym nikt nie głodował. Jedyny dzień w roku, gdzie większość Koreańczyków mogła spożyć mięso i owoce. I choć Hiroshiemu nigdy ich nie brakowało, w jego rodzinie, dzień ten z powodów czysto ideologicznych obchodzono w szczególny sposób.
Ideę obchodzenia rocznicy urodzin inaczej miała się w Korei Południowej, gdzie dosłownie każdy obchodził je pierwszego stycznia, niezależnie od faktycznej daty przyjścia na świat. Tego dnia rozpoczynało się dzień śniadaniem w postaci zupy Miyeok-guk, który miał być wyrazem szacunku dla matki, choć sam Hiroshi spożywał tę zupę wyłącznie z poczucia szacunku do jedzenia — widząc przez lata na własne oczy głód i ubóstwo.
Na zwyczaj obchodzenia własnych urodzin natknął się dopiero w Japonii, w której celebrowano je w podobny sposób jak na zachodzie. Lecz nawet wtedy nie zmieniło to jego podejścia z prostej przyczyny — nigdy tak naprawdę nie miał z kim ich obchodzić, a fakt, że nigdy nie był tego nauczony, pozwalał mu skutecznie odganiać jakiekolwiek negatywne myśli związane z wizją samotnego spędzenia urodzinowego wieczoru.
Mimo tej nieświadomości jak nieświadomości wielu innych rzeczy czekał na te wiadomości z entuzjazmem, mimo że jego twarz tak rzadko zdawała się ją ukazywać. Dopiero rozlegający się dźwięk nieświadomie wznosił jego kąciki ust ku górze, ilekroć sięgał po ten przeklęty telefon, od którego nie potrafił się już uwolnić.
Nie miał pojęcia kiedy zerkanie na ten cholerny wyświetlacz stało się kolejnym przykazaniem. Zdarzało się, że sprawdział nawet jeśli wiedział, że nie była to przeważna pora ich rozmów, nawet jeśli nie usłyszał charakterystycznego dźwięku, który towarzyszył nadejściu wiadomości tylko od tej jednej wyjątkowej osoby.
Czy wszystko w porządku?
Nim wypowiedział kolejne słowa, zrobił dziwną minę, słysząc zamiast własnego imienia nadaną w żartach ksywkę. Choć i sam Kou także egzystował w jego spisie jako "Pszczółka", pomimo że znali już swoje imiona.
— Czekaj, możesz powtórzyć? — zapytał nagle, próbując nadążyć za dziwnie rozedrganą i nierówną melodią zniewieściałego głosu, który momentami, utraciwszy znaną sobie manierę, brzmiał niemal nosowo. Coś ewidentnie się nie zgadzało i chyba nawet słyszał już co.
— Czy ty płaczesz...? — spytał, a delikatny głos wybrzmiał w zaniepokojeniu, gdy trochę nazbyt gwałtownie poderwał się z miejsca, czyniąc w swoim otoczeniu hałas, upadającego z hukiem na podłogę krzesła.
Z początku nie wyczuł nietrzeźwości tej wyjątkowej niedamskiej, ale i nie do końca męskiej tonacji, skupiając się wyłącznie za zatrwożeniu wynikającym ze świadomości, że płakał.
Nie wył
"Chciałem usłyszeć twój głos"
Z początku zaniemówił, przetaczając wzrokiem po własnej pracowni. Nikt nigdy nie powiedział mu czegoś takiego.
Niecodzienna melodyjność przeciągającego sylaby głosu, szybko jednak sprowadziła go na ziemię, uświadamiając mu coś oczywistego. W wyniku czego zaczął zastanawiać się w jakim stopniu wypowiedziane przed chwilą słowa Kou, będą miały jakiekolwiek odniesienie w rzeczywistości, w której ten pełen zagadek umysł zbudzi się jutro w trzeźwości.
Słyszał z ust Kou już nie jeden komplement, tym razem jednak czyniąc w jego głowie jeszcze większy bałagan, działając na niego w zupełnie inny, bardziej osobisty sposób.
— Cieszę się, że cię słyszę, Kou. — odparł zupełnie szczerze, tak samo jak szczerze mógł odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wiele razy i on sam, odsłuchiwał nagranej w przeszłości wiadomości głosowej tej wyjątkowej eterycznej tonacji.
— Co porabiam? Pracuję. — Bo co innego miałbym robić, kiedy nie ma cię obok.
Westchnął cicho, gdy ta myśl tak mocno wyryła mu to w jego świadomości.
— A Ty? — zapytał, po chwili intuicyjnie spoglądając w okno, na bezkres rozgwieżdżonego tej nocy nieba.
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Pszczółka
22/03/2038 22:08
POŁĄCZENIE Z: Pszczółka
22:08
Urodziny w Japonii rzeczywiście były obchodzone z zupełnie inną czcią, niż to miało miejsce w koreańskiej kulturze, a nawet mimo to Kou nie zamierzał się nimi chwalić. Głupie "Hej, mam dziś urodziny, super, co?!" nie padło z jego ust. Sam fakt ich istnienia, widok tej daty w kalendarzu przyprawiał go o pewien ucisk wspinający się w żołądku. A wszystko przez czucie się jeszcze bardziej samotnym, niż zwykle.
Do tej pory tylko snycerz, w jakiś dziwny i nieodgadniony sposób zapełniał tą pustkę. Działała nań każda wiadomość, tak samo jak każdy odebrany przez niego telefon. One naznaczały bieg czasu jego życia - wyznaczały tempo od świtu do zmierzchu, a nawet wtedy, gdy błądząc wzrokiem między gwiazdami za oknem nie umiał zasnąć. Sprawdzenie wiadomości było pierwszym co robił po pobudce i ostatnim, co robił przed zaśnięciem. Jedynie godziny, gdy znikał w jednej czy drugiej pracy były wyrwaniem się z tego rytmu. Dawniej mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, próbował zapełnić sobie plan dnia, zawalić się obowiązkami tak by poza nimi nie musieć już o niczym myśleć. Miał dość energii by je wszystkie realizować, lecz nie dość siły, by zostać sam ze sobą.
Ale od jakiegoś czasu już nie musiał. I to go mierziło, bo to ta praca która wcześniej przynosiła ulgę teraz zabierała mu możliwość, by zerknąć na ekran.
Urodziny w Japonii... zwyczajowo dzień wcześniej czy później był zarezerwowany dla znajomych, aby ten główny, wyjątkowy przypadał na obchodzenie go z drugą połówką. I w tym także tkwiła, choć stara już, a jednak dalej uwierająca go, źle zrośnięta blizna.
Wspominał ten dzień... To było chyba dwa lata temu, gdy ostatni raz miał taką okazję. Jego były zapomniał, jak z resztą zwykł tłumaczyć się zapominaniem zawsze, gdy było mu coś obojętne, ale nie chciał wyjść na nieprzyjemnego. Kou już dawno zdążył to przejrzeć, jednak po dramie która niczego nie przyniosła poza oskarżeniami przełykał to tylko i akceptował, wmawiając sobie różne rzeczy. Później dostał coś małego i cieszył się jak głupi, zapominając zupełnie o okolicznościach czy terminie, bo w prawdzie poza jego siostrą, nikt inny wcześniej mu czegoś nie dawał. Wówczas wystarczyło mu kilka słówek, kilka kłamstw i jeden mały gest. Łatwo było go kupić.
Dużo się zmieniło od tego czasu, choć niezaprzeczalnie wciąż się zdarzało, że przyciągały go najmniejsze objawy troski, bał się ich jednak dużo bardziej i był dużo bardziej ostrożny. Większość jego miłosnych poszukiwań kończyła się sromotnym rozczarowaniem. Może to dlatego, że choć wielokrotnie podwajał, a nawet potrajał swoją cenę, wciąż zwykł traktować samego siebie jakby był towarem. Co prawda obiecał sobie, że nie da się więcej kupić nieprawdziwymi lub płytkimi uczuciami, ale co z tego, skoro był na tym polu wiecznie nieosiągalny. Tak, jakby użycie waluty którą przyjął nie było możliwe; jakby wystawiał się w oknie sklepu, ale w ostatniej chwili wycofywał się i odrzucał każdą próbę płatności. Stał się niedostępny i pamiętliwy. Wyczulony na błędy, nie znający skruchy. Nie znał siebie innego niż jako skrupulatnie dopracowana powłoka, a paradoksalnie to właśnie pod nią kryło się serce wołające o odrobinę uwagi. Wiecznie miał wrażenie, że nikt go nie dostrzegał; że chuda, kształtna sylwetka odwraca uwagę od tego co ważne, że pokalane kłamstwem usta przyciągają ludzi do osoby, której był tylko pośrednikiem. Że jakby raz jeden powiedziały prawdę, spotkałby się jedynie z odrzuceniem, bo nie takiej osoby w nim szukali.
W każdym razie spędzanie tego dnia samotnie, bolało go. Było dowodem na prawdę, przed którą na codzień tak skutecznie uciekał. Jeden, wyjątkowy dzień w roku, który wiązał mu nogi by przypomnieć, że dla nikogo nic nigdy nie znaczył. Właśnie dlatego upijał się nie chcąc nikogo widzieć. Wcale nie dlatego, że cenił bardziej niż zwykle swoje towarzystwo. Po prostu nie chciał nic więcej czuć, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, smutki które w sobie przez ostatni czas kumulował, właśnie teraz postanowiły wydostać się na światło dzienne.
Aseksualny.
To słowo odbijało się echem po jego umyśle. Ciągnęło w dół, w bezkresną otchłań jego niespełnionych marzeń.
Człowiek, który po raz pierwszy wzbudził w nim niekontrolowane pokłady zaufania, nadziei, radości czy zwyczajnie zauroczył go czymś niewytłumaczalnym, niebanalnym - wszystko mu za jednym zamachem odebrał, dając do zrozumienia że nie ma w sobie dokładnie tego samego. I nigdy nie będzie miał.
Jednak... nadal chciał go mieć przy sobie.
W takiej formie czy innej - wciąż wnosił do jego życia ulgę, nawet jeśli okupioną przykrą świadomością, że może sobie najwyżej pomarzyć, by świętować dzień taki jak dziś z kimś takim jak on. Wnosił doń także i radość. Równie mocno okupioną smutkiem, którego co gorsza, ani trochę nie był winien.
Nie mógł go winić... ale mógł go przynajmniej usłyszeć.
Nie zareagował na prośbę o powtórzenie, jakby jej nie słyszał. Może uznał to za zbędne, a może już sam nie mógł w swoim pijanym umyśle odtworzyć, co Hiroshi chce by mu powtórzył. Zamiast tego w słuchawce rozległ się nikły dźwięk przelewania, gdy przyciskając telefon między ramieniem a policzkiem podniósł wolną na tą chwilę ręką butelkę, by wziąć jeszcze jednego łyka.
Cieszę się, że cię słyszę, Kou.
Spojrzał daleko przed siebie słysząc tę wiadomość, gdy poniżej jego porażająco smutnych, zaszklonych oczu kąciki ust uniosły się delikatnie.
Ten ton... Jak ciepły koc na zmarznięte ciało.
A ja... Jaaa też cieszę się, że cię słyszę. Bardzooo.
Nie płaczę, tylkooo...
Mehh.
Zaciął się, probując odejść od tematu swojego załamanego ciężarem smutku głosu. Podciągnął bliżej siebie nogi biorąc kolejnego bucha. Spojrzał w dół, gdy strzepywał leniwie paznokciem żar, który spadł na stoliku nie tam, gdzie powinien.
Ah. Nic nie rooobię.
Ty zawsze pracujesz... Zauważył.
Kiedy ty odpoczniesz, kotek?
POŁĄCZENIE Z: Pszczółka
22:08
Urodziny w Japonii rzeczywiście były obchodzone z zupełnie inną czcią, niż to miało miejsce w koreańskiej kulturze, a nawet mimo to Kou nie zamierzał się nimi chwalić. Głupie "Hej, mam dziś urodziny, super, co?!" nie padło z jego ust. Sam fakt ich istnienia, widok tej daty w kalendarzu przyprawiał go o pewien ucisk wspinający się w żołądku. A wszystko przez czucie się jeszcze bardziej samotnym, niż zwykle.
Do tej pory tylko snycerz, w jakiś dziwny i nieodgadniony sposób zapełniał tą pustkę. Działała nań każda wiadomość, tak samo jak każdy odebrany przez niego telefon. One naznaczały bieg czasu jego życia - wyznaczały tempo od świtu do zmierzchu, a nawet wtedy, gdy błądząc wzrokiem między gwiazdami za oknem nie umiał zasnąć. Sprawdzenie wiadomości było pierwszym co robił po pobudce i ostatnim, co robił przed zaśnięciem. Jedynie godziny, gdy znikał w jednej czy drugiej pracy były wyrwaniem się z tego rytmu. Dawniej mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, próbował zapełnić sobie plan dnia, zawalić się obowiązkami tak by poza nimi nie musieć już o niczym myśleć. Miał dość energii by je wszystkie realizować, lecz nie dość siły, by zostać sam ze sobą.
Ale od jakiegoś czasu już nie musiał. I to go mierziło, bo to ta praca która wcześniej przynosiła ulgę teraz zabierała mu możliwość, by zerknąć na ekran.
Urodziny w Japonii... zwyczajowo dzień wcześniej czy później był zarezerwowany dla znajomych, aby ten główny, wyjątkowy przypadał na obchodzenie go z drugą połówką. I w tym także tkwiła, choć stara już, a jednak dalej uwierająca go, źle zrośnięta blizna.
Wspominał ten dzień... To było chyba dwa lata temu, gdy ostatni raz miał taką okazję. Jego były zapomniał, jak z resztą zwykł tłumaczyć się zapominaniem zawsze, gdy było mu coś obojętne, ale nie chciał wyjść na nieprzyjemnego. Kou już dawno zdążył to przejrzeć, jednak po dramie która niczego nie przyniosła poza oskarżeniami przełykał to tylko i akceptował, wmawiając sobie różne rzeczy. Później dostał coś małego i cieszył się jak głupi, zapominając zupełnie o okolicznościach czy terminie, bo w prawdzie poza jego siostrą, nikt inny wcześniej mu czegoś nie dawał. Wówczas wystarczyło mu kilka słówek, kilka kłamstw i jeden mały gest. Łatwo było go kupić.
Dużo się zmieniło od tego czasu, choć niezaprzeczalnie wciąż się zdarzało, że przyciągały go najmniejsze objawy troski, bał się ich jednak dużo bardziej i był dużo bardziej ostrożny. Większość jego miłosnych poszukiwań kończyła się sromotnym rozczarowaniem. Może to dlatego, że choć wielokrotnie podwajał, a nawet potrajał swoją cenę, wciąż zwykł traktować samego siebie jakby był towarem. Co prawda obiecał sobie, że nie da się więcej kupić nieprawdziwymi lub płytkimi uczuciami, ale co z tego, skoro był na tym polu wiecznie nieosiągalny. Tak, jakby użycie waluty którą przyjął nie było możliwe; jakby wystawiał się w oknie sklepu, ale w ostatniej chwili wycofywał się i odrzucał każdą próbę płatności. Stał się niedostępny i pamiętliwy. Wyczulony na błędy, nie znający skruchy. Nie znał siebie innego niż jako skrupulatnie dopracowana powłoka, a paradoksalnie to właśnie pod nią kryło się serce wołające o odrobinę uwagi. Wiecznie miał wrażenie, że nikt go nie dostrzegał; że chuda, kształtna sylwetka odwraca uwagę od tego co ważne, że pokalane kłamstwem usta przyciągają ludzi do osoby, której był tylko pośrednikiem. Że jakby raz jeden powiedziały prawdę, spotkałby się jedynie z odrzuceniem, bo nie takiej osoby w nim szukali.
W każdym razie spędzanie tego dnia samotnie, bolało go. Było dowodem na prawdę, przed którą na codzień tak skutecznie uciekał. Jeden, wyjątkowy dzień w roku, który wiązał mu nogi by przypomnieć, że dla nikogo nic nigdy nie znaczył. Właśnie dlatego upijał się nie chcąc nikogo widzieć. Wcale nie dlatego, że cenił bardziej niż zwykle swoje towarzystwo. Po prostu nie chciał nic więcej czuć, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, smutki które w sobie przez ostatni czas kumulował, właśnie teraz postanowiły wydostać się na światło dzienne.
Aseksualny.
To słowo odbijało się echem po jego umyśle. Ciągnęło w dół, w bezkresną otchłań jego niespełnionych marzeń.
Człowiek, który po raz pierwszy wzbudził w nim niekontrolowane pokłady zaufania, nadziei, radości czy zwyczajnie zauroczył go czymś niewytłumaczalnym, niebanalnym - wszystko mu za jednym zamachem odebrał, dając do zrozumienia że nie ma w sobie dokładnie tego samego. I nigdy nie będzie miał.
Jednak... nadal chciał go mieć przy sobie.
W takiej formie czy innej - wciąż wnosił do jego życia ulgę, nawet jeśli okupioną przykrą świadomością, że może sobie najwyżej pomarzyć, by świętować dzień taki jak dziś z kimś takim jak on. Wnosił doń także i radość. Równie mocno okupioną smutkiem, którego co gorsza, ani trochę nie był winien.
Nie mógł go winić... ale mógł go przynajmniej usłyszeć.
Nie zareagował na prośbę o powtórzenie, jakby jej nie słyszał. Może uznał to za zbędne, a może już sam nie mógł w swoim pijanym umyśle odtworzyć, co Hiroshi chce by mu powtórzył. Zamiast tego w słuchawce rozległ się nikły dźwięk przelewania, gdy przyciskając telefon między ramieniem a policzkiem podniósł wolną na tą chwilę ręką butelkę, by wziąć jeszcze jednego łyka.
Cieszę się, że cię słyszę, Kou.
Spojrzał daleko przed siebie słysząc tę wiadomość, gdy poniżej jego porażająco smutnych, zaszklonych oczu kąciki ust uniosły się delikatnie.
Ten ton... Jak ciepły koc na zmarznięte ciało.
A ja... Jaaa też cieszę się, że cię słyszę. Bardzooo.
Nie płaczę, tylkooo...
Mehh.
Zaciął się, probując odejść od tematu swojego załamanego ciężarem smutku głosu. Podciągnął bliżej siebie nogi biorąc kolejnego bucha. Spojrzał w dół, gdy strzepywał leniwie paznokciem żar, który spadł na stoliku nie tam, gdzie powinien.
Ah. Nic nie rooobię.
Ty zawsze pracujesz... Zauważył.
Kiedy ty odpoczniesz, kotek?
Oh my, just look at those eyes - Pretty like a girl, oh boy
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
This boy is so nice - Never seen a boy like him
So cute and polite - Better keep him humble,
Cuz he might wanna learn to bite
Look at me, look at me, look at me - Tell me that you don't like what you see
Look at me, look at me, look at me -Tell me that you don't like
Itou Alaesha and Matsumoto Hiroshi szaleją za tym postem.
Pustułka
22/03/2038 22:08
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
trwa
POŁĄCZENIE Z: Pustułka
trwa
Nieustające i dziwne uczucie próżni zdawało się zagnieżdżać w jego życiu coraz mocniej, gdy przytłoczony głuchym echem ścian pustego mieszkania, pokornie wracał do własnej pracowni, spędzając w niej znacznie więcej czasu, niż sam mógłby się tego po sobie spodziewać. Bywało, że spędzał w niej niemal nieprzerwanie całą dobę, udzielając sobie krótkich przerw na higienę osobistą lub spożycie jakiegokolwiek posiłku. Jego pragmatyczny umysł nie potrafił dostrzec w tej spirali przyczyn jego nieustającej ucieczki od samotności, której nie potrafił sprecyzować, z łatwością za to odnajdując wytłumaczenie, że przecież nie znał innego życia. Koreańczykowi z Północy, wytresowanego do pracy siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin, kolejna noc spędzona na samodoskonaleniu się, nie wydawała się niczym dziwnym.
Skupiony na pracy w najmniejszym detalu odnajdował ulotny spokój w odwróceniu uwagi od tego, jak bardzo nie potrafił być sam ze sobą, choć paradoksalnie, jednocześnie tak bardzo stronił od towarzystwa (większości) ludzi.
Pozostającemu w samozatrudnieniu Koreańczykowi było jednak znacznie łatwiej o wygospodarowanie kilku minut na zerknięcie w przeklęty, rozpraszający ekran telefonu, niżeli komuś, na kogo wciąż zerkało czujne oko pracodawcy. Hiroshi wciąż nie wiedział, czym trudził się jego towarzysz nocnych rozmów jednak zdecydowanie niestałe godziny pracy i ogólna niechęć, by udzielić wystarczająco wyczerpującej odpowiedzi, ilekroć o to pytał, pozwalały mu wysnuć (błędne) wnioski, gdy świadomość podpowiadała mu pracę najpewniej trzyzmianową. Nie dziwiło go to specjalnie. Kou był jeszcze bardzo młody, a wysokie wymagania wobec kultury pracy utrudniały zdobycie dobrego zatrudnienia nawet rodowitym Japończykom, gdzie wyścig szczurów rozpoczynał się jeszcze na długo przed ukończeniem szkoły, a dzieci prześcigały się w uczęszczaniu na rozmaite, dodatkowe zajęcia, byleby sprostać oczekiwaniom wymagającego w swej naturze rynku pracy Japonii.
Jego prośba o powtórzenie słów, które mignęły mu w nietrzeźwej melodii głosu przyjaciela, spotkała się z ciszą zakłóconą bliżej nieokreślonym dźwiękiem, którego nie potrafił na tę chwilę określić. Ale wiedział, że jest pijany.Wiedział słyszał, że jest tak bardzo smutny.
A ten nieopisany smutek, który tak dziwnie zdawał się podskórnie rozumieć, wspinał się właśnie jego własną tchawicą, by pozwolić ustom na wyraz niedosłownej tęsknoty, gdy wydał z siebie, że cieszy się, że go słyszy, wraz z niemal drżącym ruchem wyraźnej grdyki.
Dostrzegając jak bardzo.
Jak bardzo go brakowało. Brakowało jego barwnej osobowości, brakowało widoku pięknej twarzy, której brak rekompensował sobie odtwarzaniem w kółko rolek na Instagramie. I że w końcu brakowało tego nieoczywistego głosu. W ciszy spowijającej zimne ściany pustego mieszkania, w dźwięku nadchodzących wiadomości, których nagle bardziej niż zwykle wyczekiwał. W końcu, że podświadomie liczył na częstsze rozmowy zamiast SMS-owania, choć wiedział, że to niemożliwe. Z czasem nabawił się jakiś dziwnych marzeń, by dzwonić do niego o różnych porach, choć ostatecznie nie podejmował tego kroku, bojąc się, że po drugiej stronie zastanie tylko głuchy i przerywany dźwięk nieodbieranego połączenia. Dlatego zawsze to on czekał. Czasami z niewypowiedzianą ekscytacją widząc przychodzące połączenia, na które odebranie nie kazał mu czekać dłużej niż odsłuchanie ledwie jednego sygnału oczekiwania.
I chyba właśnie do niego dotarło jak bardzo za nim tęsknił. Choć uczucie mu tak obce i wcześniej zupełnie nieznajome, dostarczało mu coraz więcej wiadomości o emocjach, których nigdy nie doświadczył.
A wtedy usłyszał "Jaaa też cieszę się, że cię słyszę. Bardzooo."
Bardzoo to chciałby go teraz zobaczyć.
Szczególnie że smutna symfonia jego strun głosowych zdecydowanie przeczyła słowom, jakoby nie płakał.
W żaden sposób nie ustosunkował się do tego kłamstwa znając go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że wymuszanie na nim przyznania prawdy nigdy nie kończyło się powodzeniem, a zadawane wciąż pytania, zbywał niejasnościami, zwodząc na manowce, nie pozwalając odnaleźć wyczerpującej odpowiedzi.
Powieki Hiroshiego przymknęły się w tej niemej reakcji, pozwalając własnej szyi zwiesić też na chwilę głowę, gdy zastanawiał się, czy może zrobić cokolwiek więcej, poza zwyczajnym byciem.
— Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim. — powtórzył tak wiele razy te słowa, odkąd spotkali się ponownie w Yamazakurze. Wiedział natomiast, że podobnie jak i wcześniej wypowiedź ta zawiśnie w milczeniu, ponownie wzniecając w nim obawy, czy aby nie posunął się zbyt daleko.
Bywało, że nie potrafił za nim nadążyć. Nie potrafił zrozumieć tej niebywałej otwartości w rzucaniu dwuznacznościami, wówczas gdy wchodząc na poziom emocjonalny ta pewność siebie, którą tak bardzo wyróżniał się jego przyjaciel, zdawała się szczelnie zamykać, niekiedy dosłownie wiążąc mu usta, gdy bezpardonowo milczał, tylko po to, by potem zmienić temat.
Hiroshi przystawał na to, chcąc mieć go przy sobie, nawet jeśli pewne informacje dotyczące jego osoby, miały pozostać poza jego zasięgiem.
Sam nie mógł go winić za to, że nie chciał się przed nim otworzyć. Szczególnie że sam Hiroshi zamykał w nieotwieralnej twierdzy tak wiele informacji o sobie samym. To skutecznie odwodziło go od jakichkolwiek nacisków.
— Mam dużo zleceń. — przyznał szczerze gdy rozejrzał się po własnej pracowni, po sugestii, że ciągle pracuje, dostrzegając jak wiele napoczętych projektów oczekuje na ukończenie.
— Odpocznę, kiedy skończę.
Czyli nigdy, bo ja nie potrafię odpoczywać, kiedy jestem sam.
A wtedy tak bardzo niepasujący dźwięk gdzieś w słuchawce dał się określić w świadomości, która natychmiast wymalowała w wyobraźni nic niepokoju.
— Kou, jesteś w domu...? — spytał nagle, będąc pewny, że słyszał przed chwilą trąbienie jakiegoś samochodu. Nie mógł wiedzieć, że jego rozmówca siedzi tak naprawdę na balkonie, a wyczulony dźwiękami mikrofon smartfona ściąga częściej dźwięki, niekiedy zniekształcając rozmowę.
— Mam cię skądś odebrać?
Skupiony na pracy w najmniejszym detalu odnajdował ulotny spokój w odwróceniu uwagi od tego, jak bardzo nie potrafił być sam ze sobą, choć paradoksalnie, jednocześnie tak bardzo stronił od towarzystwa (większości) ludzi.
Pozostającemu w samozatrudnieniu Koreańczykowi było jednak znacznie łatwiej o wygospodarowanie kilku minut na zerknięcie w przeklęty, rozpraszający ekran telefonu, niżeli komuś, na kogo wciąż zerkało czujne oko pracodawcy. Hiroshi wciąż nie wiedział, czym trudził się jego towarzysz nocnych rozmów jednak zdecydowanie niestałe godziny pracy i ogólna niechęć, by udzielić wystarczająco wyczerpującej odpowiedzi, ilekroć o to pytał, pozwalały mu wysnuć (błędne) wnioski, gdy świadomość podpowiadała mu pracę najpewniej trzyzmianową. Nie dziwiło go to specjalnie. Kou był jeszcze bardzo młody, a wysokie wymagania wobec kultury pracy utrudniały zdobycie dobrego zatrudnienia nawet rodowitym Japończykom, gdzie wyścig szczurów rozpoczynał się jeszcze na długo przed ukończeniem szkoły, a dzieci prześcigały się w uczęszczaniu na rozmaite, dodatkowe zajęcia, byleby sprostać oczekiwaniom wymagającego w swej naturze rynku pracy Japonii.
Jego prośba o powtórzenie słów, które mignęły mu w nietrzeźwej melodii głosu przyjaciela, spotkała się z ciszą zakłóconą bliżej nieokreślonym dźwiękiem, którego nie potrafił na tę chwilę określić. Ale wiedział, że jest pijany.
A ten nieopisany smutek, który tak dziwnie zdawał się podskórnie rozumieć, wspinał się właśnie jego własną tchawicą, by pozwolić ustom na wyraz niedosłownej tęsknoty, gdy wydał z siebie, że cieszy się, że go słyszy, wraz z niemal drżącym ruchem wyraźnej grdyki.
Dostrzegając jak bardzo.
Jak bardzo go brakowało. Brakowało jego barwnej osobowości, brakowało widoku pięknej twarzy, której brak rekompensował sobie odtwarzaniem w kółko rolek na Instagramie. I że w końcu brakowało tego nieoczywistego głosu. W ciszy spowijającej zimne ściany pustego mieszkania, w dźwięku nadchodzących wiadomości, których nagle bardziej niż zwykle wyczekiwał. W końcu, że podświadomie liczył na częstsze rozmowy zamiast SMS-owania, choć wiedział, że to niemożliwe. Z czasem nabawił się jakiś dziwnych marzeń, by dzwonić do niego o różnych porach, choć ostatecznie nie podejmował tego kroku, bojąc się, że po drugiej stronie zastanie tylko głuchy i przerywany dźwięk nieodbieranego połączenia. Dlatego zawsze to on czekał. Czasami z niewypowiedzianą ekscytacją widząc przychodzące połączenia, na które odebranie nie kazał mu czekać dłużej niż odsłuchanie ledwie jednego sygnału oczekiwania.
I chyba właśnie do niego dotarło jak bardzo za nim tęsknił. Choć uczucie mu tak obce i wcześniej zupełnie nieznajome, dostarczało mu coraz więcej wiadomości o emocjach, których nigdy nie doświadczył.
A wtedy usłyszał "Jaaa też cieszę się, że cię słyszę. Bardzooo."
Bardzoo to chciałby go teraz zobaczyć.
Szczególnie że smutna symfonia jego strun głosowych zdecydowanie przeczyła słowom, jakoby nie płakał.
W żaden sposób nie ustosunkował się do tego kłamstwa znając go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że wymuszanie na nim przyznania prawdy nigdy nie kończyło się powodzeniem, a zadawane wciąż pytania, zbywał niejasnościami, zwodząc na manowce, nie pozwalając odnaleźć wyczerpującej odpowiedzi.
Powieki Hiroshiego przymknęły się w tej niemej reakcji, pozwalając własnej szyi zwiesić też na chwilę głowę, gdy zastanawiał się, czy może zrobić cokolwiek więcej, poza zwyczajnym byciem.
— Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim. — powtórzył tak wiele razy te słowa, odkąd spotkali się ponownie w Yamazakurze. Wiedział natomiast, że podobnie jak i wcześniej wypowiedź ta zawiśnie w milczeniu, ponownie wzniecając w nim obawy, czy aby nie posunął się zbyt daleko.
Bywało, że nie potrafił za nim nadążyć. Nie potrafił zrozumieć tej niebywałej otwartości w rzucaniu dwuznacznościami, wówczas gdy wchodząc na poziom emocjonalny ta pewność siebie, którą tak bardzo wyróżniał się jego przyjaciel, zdawała się szczelnie zamykać, niekiedy dosłownie wiążąc mu usta, gdy bezpardonowo milczał, tylko po to, by potem zmienić temat.
Hiroshi przystawał na to, chcąc mieć go przy sobie, nawet jeśli pewne informacje dotyczące jego osoby, miały pozostać poza jego zasięgiem.
Sam nie mógł go winić za to, że nie chciał się przed nim otworzyć. Szczególnie że sam Hiroshi zamykał w nieotwieralnej twierdzy tak wiele informacji o sobie samym. To skutecznie odwodziło go od jakichkolwiek nacisków.
— Mam dużo zleceń. — przyznał szczerze gdy rozejrzał się po własnej pracowni, po sugestii, że ciągle pracuje, dostrzegając jak wiele napoczętych projektów oczekuje na ukończenie.
— Odpocznę, kiedy skończę.
Czyli nigdy, bo ja nie potrafię odpoczywać, kiedy jestem sam.
A wtedy tak bardzo niepasujący dźwięk gdzieś w słuchawce dał się określić w świadomości, która natychmiast wymalowała w wyobraźni nic niepokoju.
— Kou, jesteś w domu...? — spytał nagle, będąc pewny, że słyszał przed chwilą trąbienie jakiegoś samochodu. Nie mógł wiedzieć, że jego rozmówca siedzi tak naprawdę na balkonie, a wyczulony dźwiękami mikrofon smartfona ściąga częściej dźwięki, niekiedy zniekształcając rozmowę.
— Mam cię skądś odebrać?
Itou Alaesha and Naiya Kō szaleją za tym postem.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
maj 2038 roku