Wąska, długa ulica zachodnio-północnych rejonów Nanashi szczyci się wyjątkowo złą sławą. Początkowo zamieszkiwali ją ludzie, obecnie jest niemal całkowicie opuszczona i splądrowana. Miasto często odcina przypływ prądu, kąpiąc ją w mrokach, w których czai się coś więcej niż paru zbłąkanych bezdomnych.
Wspomina się przede wszystkim o grupach przestępczych, dla których te pozbawione opieki tereny są jedynym źródłem swobody. Miejsca dawnych sklepów straszą wybitymi szybami i zakurzonym, zniszczonym asortymentem. W oknach brakuje framug, drzwi są powyłamywane, a ściany brudne, zapajęczone i spleśniałe. Każdy budynek zdaje się zbyt potężny i surowy; pochyla się nad przechodniem jakby próbował nad nim górować.
Zbłąkane dusze niejednokrotnie napataczały się na grupki uzbrojone po zęby w to, co akurat było pod ręką: kije bejsbolowe, noże, sztylety, rurki albo zardzewiałe nożyczki. To często bandy źle wychowanych dzieciaków, których główną ideą stała się anarchistyczna walka o własne "ja" w świecie. Są niebezpieczni, ale nawet ich ofiary twierdzą, że ta ulica ma znacznie straszniejsze demony. Paru śmiałków, którym udało się przejść trasę, uparcie utrzymywało, że widziało poruszającą się po starym, nieczynnym sklepie z lalkami postać długowłosej dziewczyny. Stawiała bose stopy po obsypanym kawałkami szkła parkiecie, kręcąc się wśród pozbawionych głów i kończyn manekinów. Ilekroć jednak podchodzono bliżej - znikała. Za każdym razem ten, kto doświadczył podobnego widoku, odchodził w pośpiechu. Serce zaczynało prędzej bić, a lampka ostrzegawcza migała w głowie wściekłą czerwienią.
WYNIKI
1 - sukces; postać natrafia na bandę hałaśliwych dzieciaków lub grupę starszych, głodnych ryzyka młodzików, ale jej wrodzone umiejętności, siła bądź autorytet skutecznie rozpędzają agresorów. Postać wychodzi bez szwanku. Otrzymujesz +30 PF.
2-4 - porażka; postać natrafia na bandę hałaśliwych dzieciaków lub grupę starszych, głodnych ryzyka młodzików. Udaje jej się ich wprawdzie rozgonić, ale w trakcie prób postać zostaje ranna. Konieczny wątek w punkcie medycznym bądź z inną postacią, która zajmie się opatrywaniem obrażeń. Otrzymujesz +10 PF.
5-6 - skrajna porażka; postać natrafia na bandę hałaśliwych dzieciaków lub grupę starszych, głodnych ryzyka młodzików. Wrogów było zbyt wielu, a poza tym to ich rewir. Postaci nie udaje się przepłoszyć przeciwników, ani odeprzeć ich tłumnego ataku. Zostaje ciężko ranna. Konieczny wątek w punkcie medycznym bądź z inną postacią, która zajmie się opatrywaniem obrażeń. Leczenie ran wynosi 3 następne wątki fabularne (min. po 5 postów), gdzie fizyczne możliwości postaci spadają. Otrzymuje ona karę do rzutów k100 na wszystkie akcje związane z fizycznymi umiejętnościami: -10 do rzutu.
Rozpoczynając wątek w nocy gracz może rzucić K6 na wydarzenie. Wynik kostki należy opisać fabularnie zaraz po wykonaniu rzutu.
WYNIKI
1-3 - sukces; postać dostrzega tajemniczy zarys dziewczęcej sylwetki, błąkającej się po jednym z opuszczonych sklepów; bez względu jednak na jego charakter czy poczynania, dziwna nieznajoma znika.
4-5 - sukces; wymagana interwencja MG!; postać dostrzega tajemniczy zarys dziewczęcej sylwetki, błąkającej się po jednym z opuszczonych sklepów; wchodzi w interakcję ze zjawą, która okazuje się duszą zamordowanej córki właścicieli przybytku. Ostateczny wynik jest jednak pozytywny, bo mimo ataku ze strony dziewczyny, postaci udaje się odeprzeć ofensywę bądź uciec. Otrzymujesz +100 PF. (Możliwość poznania historii ducha!)
6 - skrajna porażka; wymagana interwencja MG!; postać dostrzega tajemniczy zarys dziewczęcej sylwetki, błąkającej się po jednym z opuszczonych sklepów. Zjawa atakuje. Postać zostaje ciężko ranna. Konieczny wątek w punkcie medycznym bądź z inną postacią, która zajmie się opatrywaniem obrażeń. Leczenie ran wynosi 3 następne wątki fabularne (min. po 5 postów), gdzie fizyczne możliwości postaci spadają. Otrzymuje ona karę do rzutów k100 na wszystkie akcje związane z fizycznymi umiejętnościami: -30 do rzutu.
W wyniku długiej stagnacji jednego z graczy wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Deszcz lał się gęsto nieprzerwanie od tygodni. Sytuacja ze złej stała się tragiczna. To już nie była kwestia zalanych piwnic, problemu z suszeniem prania, wybijanej zawartości kanałów. Podmywane przez tygodnie fundamenty ulegały żywiołowi. Wąskie uliczki zmieniały się w potoki mogące porwać przechodniów, nie wspominając już o dzieciach. Nurt ciągnął za sobą wszystko co było słabsze od niego - śmietniki, kostkę z chodnika, rowery, tostery, koce... Dosłownie wszystko co się napatoczyło tworząc śmietnikowe wyspy. W niektórych dzielnicach poruszanie się było już tylko możliwe poprzez korzystanie z dachów budynków dookoła chociaż i to nie zawsze się już teraz udawało.
Kai właśnie ledwie doskoczył do krawędzi. Podciągnął się szukając oparcia w śliskiej, metalowej barierce dachu. Trampki chlupotały radośnie. Spodnie i koszula również były kompletnie przemoczone. Nawet kiedy starał się nosić kurtkę efekt był taki sam więc przestał. Im więcej nosił warstw przemoczonego materiały tym czuł się cięższy. Zsunął czapkę z daszkiem z głowy przeciągając dłonią po włosach. Wyciśnięty nadmiar wody spłynął po karku. Wzdrygną się. Złożył czapkę na nowo chroniąc tym samym oczy by się rozejrzeć, choć ciężko było cokolwiek dostrzec w tak gęstym deszczu.
- Shimi, wszystko w porządku? Chcesz odpocząć, czy jeszcze dajesz radę? - spytał spoglądając z góry na dziewczynkę. Bez wątpienia była dużą pomocą w patrolowaniu okolicy w takich warunkach. Wciąż jednak była tylko dzieckiem - Coś rzuciło ci się w oczy? - dopytał samemu starając się rozejrzeć. Ta okolica i tak nie zachęcała do zadomowienia się. Prawdopodobnie wszyscy dzicy lokatorzy powinni udać się za głosem rozsądku i uciec. Zawsze jednak trafił się ktoś mniej rozsądny lub ktoś, kto nie miał wyboru lub możliwości. Chodziło przeważnie o dzieci.
Rzut na rozglądanie się: porażka
Shimizu Tsubame ubóstwia ten post.
Podobnie do Kaia, nie próbowała nakładać na siebie więcej, by nie utrudniać sobie poruszania. Ale dbała o to, by mieć zawsze spodnie, zawiązane po kostkę buty i bluzkę z długim rękawem, która wisiała na niej, jak na strachu. Była chuda. Wiedziała o tym, a klejąca się do skóry materia tylko o tym przypominała. Na nadgarstkach trzymała plecione opaski, pomocne, nie tylko dla utrzymania rękawów w stabilnym miejscu. Nadgarstki, zbyt często wpierała na śliskich ścianach, gdy pokonywali kolejne przeszkody.
Rzadko schodzili niżej, ale - od czasu do czasu i to było konieczne, gdy patrzyło się na umykające z wędrującą deszczowo rzeką, jak rwącym kanałem - rzeczy. Mniej lub bardziej ruchliwe.
Uczepiła się rękoma wyrwy w ścianie, dla nóg odnajdując fragment naderwanego parapetu... czy tez stołka. Albo razem - bo przybite (skutecznie) na kilka sztachet, całkiem mocno powstrzymywało nadciagający poziom zbierającej wody. Uniosła wzrok ku górze, chwytając spojrzenie i słowa chłopaka.
- Zimno mi - odpowiedziała zadziwiająco - jak na nią krótko. Ale po skupionym (nawet jeśli rozmazanym w deszczu) wzroku dało się wyczuć, że uwagę ciągnęło gdzieś indziej - ..i dobrze, że jednak nie jesteśmy z cukru... bo nawet lukru zrobić by się nie dało. A wodą z cukrem jest mdła. Chociaż... jakby namoczyć chleb i posypać cukrem... - zawiesiła głos, kręcąc głową, rozchlapując wokół wodę.
- Coś... tam pływa? - zawahała się wskazując otwarta dłonią niżej, gdzieś w ciemną toń. Odchyliła się, próbując naiwnie dojrzeć, czy cień, który dostrzegła, rzeczywiście był pływającym (żywym?) obiektem, czy wymysłem rozbieganego umysłu. Być może także nieco głodnego - I... się rusza? - aż wygięła szyję, próbują dojrzeć cokolwiek więcej. I tylko ustalenia wcześniej powstrzymały ją przed sprawdzeniem - samej - czy miała rację - O tam, widzisz? - pomachała ręką - to znaczy... bo to nie płynie bezwładnie raczej. Tylko tam się kręci... myślisz że to ryba? - jakie było prawdopodobieństwo, że ulicznym kanałem płynęło wodne zwierzę?
Coś, było na pewno.
Prawdopodobnie.
| Rzut na spostrzegawczość (percepcję) czy coś tam w wodzie widzę - sukces
@Asami Kai
Asami Kai ubóstwia ten post.
Budzący niepokój huk dochodził z jednego z budynków. Obejrzał się przez ramię i zobaczył, jak okoliczna kamienica zaczynała się zapadać pod ciężarem rozmokłych fundamentów. Pęknięcia w ścianach rozchodziły się jak błyskawice, a z wnętrza dobiegły wrzaski ludzi. Panika w ich głosach była wyraźnie słyszalna, mimo ciągłego bicia deszczu.
- Cholera! - Kai poczuł, jak serce zaczyna bić szybciej. Nie było czasu na myślenie o tym, co pływało w wodzie. Jeśli ten budynek runie, to będzie katastrofa. Spojrzał na Shimi, wiedząc, że musi działać szybko. Mimo że drżała z zimna, wiedział, że może na nią liczyć.
- Shimi, zostaw to, musimy pomóc tym ludziom! - krzyknął, zrywając się na nogi. Jego ciało, mimo zmęczenia, od razu zareagowało na nagły przypływ adrenaliny.
W sekundę ocenił sytuację. Miał niewiele czasu. Z każdym ruchem kamienica coraz bardziej przechylała się w stronę ulicy, a spod niej zaczęła wypływać woda. Kai przesunął wzrok po okolicznych dachach, szukając sposobu, aby dostać się do tego budynku. Wzrok padł na napięte między budynkami kable, które przetrwały mimo nawałnicy.
- Tam! Trzymaj się blisko! - wskazał Shimi, zeskakując na najbliższy fragment dachu, który był stabilny. Jego ruchy były pewne, choć wciąż zachowywał ostrożność. Napięte, ale wytrzymałe przewody mogły stanowić jedyną drogę, by dostać się na drugą stronę, a potem również stanowić jedyną drogę ucieczki..
Wyciągnął ramię w stronę kabli, przeskakując nad kałużą wody. Chciał wykorzystać stary trik, którego nauczył się dawno temu, i w tych warunkach przyniósłby mu ogromną przewagę. Nie wszystko jednak poszło tak, jak chciał. Czy to zmęczenie, czy to lichy montaż, a może pogoda - chybotnęło nim na tyle, że stracił równowagę. Kontrolując ciało nie doleciał do balkonu zawalającego się budynku ale improwizując skierował pęd by przebić się przez szybę mieszkania piętro niżej. Wtarabanił się do niego z pełna mocą i przytupem. Przeturlał się przez jakiś stolik kawowy, a potem wylądował z jękiem na podłodze. Mogło być gorzej... Nie była to jednak chwila by się rozczulać..
- Żyję..! - krzykną starając zmobilizować swoje ciało do otrzepania z resztek potłuczonego szkła i wspięcia się na piętro na którym najwyraźniej ktoś ciągle przebywał. Ostatecznie miał jednak nadzieję, że Shi nie będzie trzymała się aż tak blisko..
|rzut na parkour, nieudany
Shimizu Tsubame ubóstwia ten post.
Mówiła dużo, bo taka była jej natura. Być może na swój sposób, plecionymi słowami odganiała ciężar okoliczności, które potrafiły przytłoczyć i przysłonić cel. Nie mogła na to pozwolić. Nie pozwalała na to zazwyczaj wcale.
Palce wciąż wpijała w kruszący się fragment ściany. Zaraz za chłopakiem podążyła uwagą za nagłym drżeniem, a potem łomoczącym hukiem, który skutecznie nakierował jej spojrzenie - na nie tak daleki budynek. Stara kamienica, dosłownie na ich oczach zapadała się, z łomotem opadających bloków cementu i trzeszczącego metalu. Zapowietrzyła się z płytkim westchnieniem, gdy spróbowała zatamować pisk. Krzyk w jej wykonaniu nie mógł nikomu pomóc. Za to zduszone, ludzkie jęki działały przerażająco wręcz pobudzająco. Serce załomotało, wywołując w niej nierówny gest, ale do rzeczywistości przywołał ją głos Kaia. Kiwnęła głową, bardziej nerwowo, cąłkowicie skupiając się na tym - co mówił i gdzie wskazywał, gdy zwinie poderwał się z miejsca. Zrobiła zaraz to samo, w uszach wciąż powtarzając prośbę, by trzymała się blisko. Bez wahania wykonała polecenie. Nie próbowała zgrywać chojraka. Był bardziej doświadczony i starszy. I już zdążyła poznać, że mogła na nim zawsze polegać. Dogadywali się na poziomie beztroskich rozmów, ale gdy okoliczności tego wymagały - działał.
Odepchnęła się od dotychczasowej podpory, kierując początkowo nierówny skok na niższą partię dachu, już nieuzbrojoną w pozrywane kostki. Poślizgnęła się lekko, ale prędko złapała równowagi, podpierając się ręką. Zamarła, w pół-przykucu, obserwując jak towarzysz jakoś nierówno pokonuje dzielącą ich odległość od zawalającego budynku - Kai! - krzyknęła i zwarła usta, czepiając się rękami kabla, który zachybotał niebezpiecznie. Odetchnęła, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę wychylającą z okna. Sama, wybrała inne miejsce, odbijając się od mniej chybotliwej strony i wspierając - za przykładem starszego od niej - na drugą stronę.
Deszcz uderzył mocniej, gdy odbiła się stopami o wyznaczony brzeg dachówek. Wypuściła gruby kabek, akurat by może nie widowiskowo, ale opaść względnie bezpiecznie na twardą (jeszcze) powierzchnie. Przetoczyła się przez bark, czując jak zdziera sobie policzkiem. Zapiekło, ale poderwała się zaraz, wychylając zza krawędzi i szukając wybitego okna - Tu jest wejście! - krzyknęła najpierw co tchu, by wrócić się do centrali rozciągniętego nierówno, szczytu piętra, odnajdując zardzewiałą klapę. Kopnęła w klamrę, która odskoczyła ze zgrzytem - nie była zblokowana.
| parkour minimalnie udany
@Asami Kai
Asami Kai ubóstwia ten post.