Tokegawa to cieśnina w Nanashi o długości ponad 5 kilometrów. Ma kształt spłaszczonej litery "S" i przepływa przez Bezimienne Miasto leniwym, sennym nurtem. Początkowo zakładano, że będzie pełnić funkcję turystyczną, ale mętne widoki i nieczysta woda nie zachęciły potencjalnych odwiedzających do zapoznania się z tym kanałem. Stała się jednak punktem transportowym. Wiele tratew i łodzi przepływa między mało stabilnymi podporami postawionych tu i ówdzie mostów, skracając trasę o cenny czas.
Główny most, a raczej kilka połączonych ze sobą drewnianych konstrukcji, znajduje się w centralnym punkcie Nanashi. Cieśnina osiąga tu głębokość nawet do 18 metrów. Wokół panuje dość spory zgiełk, dzięki pootwieranym sklepom i barom. Po drewnianych, nieszczelnych deskach przechadzają się mieszkańcy, których buty wystukują takt tuż nad głowami tych, którzy pod przeprawą przepływają swoimi łajbami. Bez wątpienia most nad kanałem Tokegawa to jedna z najruchliwszych lokacji Nanashi, choć warto byłoby co jakiś czas zerknąć na solidność budowli, nie wspominając o jej reformie. Brakuje barierek, które zapewniłyby bezpieczeństwo, a niektóre dyle chyboczą się, gdy tylko postawi się na nich podeszwę. Obecnie jest to jednak jedyna droga z jednej części Nanashi na drugą. Niewielu więc narzeka.
Chłopak wyrwał dłoń z ujęcia Itou i cichym, zachrypłym głosem odmówił wątpliwej przyjemności trzymania za rękę niedoszłego topielca. Oczywiście puściła, napinając jednak z całych sił mięśnie całej ręki, którą oddzielała jego szczupłe ciało od przestrzeni nad wodą. I tak nie pozwoliłaby mu skoczyć.
— Co ja tu robię? A Ty co odwalasz?! — Nie krzyczała, mówiła raczej spokojnie, jednak ze słyszalnym wyrzutem. Szczęśliwie facet odskoczył w tył i niezwykle zwinnie znalazł się z powrotem na moście. Ala odetchnęła z ulgą, a wcześniej wisząca w powietrzu ręka opadła na barierkę.
— Niczego nie szukam... Po prostu spać nie mogę. — Chłopak był nietypowy, stał jakoś tak nonszalancko i zadawał jeszcze bardziej nietuzinkowe pytania, jak na zastałą sytuację. Najchętniej Itou skończyłaby tę rozmowę i wróciła do domu, gorzej jeśli odwróci się na pięcie, a on znowu wskoczy na barierkę, a jutro będą go wyławiać z rzeki. Albo i nie będą wyławiać, bo to przecież Nanashi.
— Masz zamiar to powtórzyć? — Kiwnęła głową w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał.
Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
- A co, skoczysz za mną? Jak się nad tym zastanowić, to trochę w tym romantyczności. Przypomina historię Dazai'a. - powiedział cicho, przechylając się nieznacznie w jej stronę, skracając w ten sposób dystans, jaki ich dzielił.
Nie była zbyt wysoka, choć do niskich również nie należała. Różniło ich zaledwie kilka centymetrów, wiec spoglądanie na nieznajomą z góry nie wchodziło w grę, nawet, jeżeli rzeczywiście chciałby to zrobić.
Wreszcie odsunął się od ciemnowłosej dziewczyny i podszedł do barierki. Oparł dłonie o poręcz i podciągnął się, siadając na niej wygodniej, nawet na moment nie spuszczając wzroku z kobiety.
Przyglądał się jej. Oceniał. Analizował.
Jak drapieżnik, który ostatecznie musi podjąć decyzję co dalej.
Atakować, czy też nie.
- Nie zamierzałem skoczyć, jeżeli o to ci chodzi, księżniczko. - skinął lekko głową w stronę wody znajdującej się za jego plecami.
Kłamca.
- Nie jestem typem samobójcy. - uśmiechnął się, choć jego pozbawiony był krzty radości.
Znowu kłamał.
Ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Oparł policzek o dłoń, upychając gdzieś w bok ciemne myśli, które towarzyszyły mu zaledwie kilka sekund wcześniej. Nie miał siły analizować swojego położenia. Nie tym razem. Nie ponownie. Koszmary, które dręczyły go od przeszło kilkunastu dni z każdą kolejną nocą nasilały się. Coraz bardziej pchały ku przepaści. Nie odczuwał jednak lęku, a irracjonalne zaciekawienie sytuacją, w jakiej się znalazł.
Choć rozsądek podpowiadał mu zupełnie co innego. Przecież koniec końców będzie musiał coś z tym zrobić, bo inaczej skończy pogrzebany.
A może właśnie tego pragnął. I właśnie na to czekał. Na koniec. Swój.
- Spać nie możesz. - powtórzył za nią, a w tonacji pojawiła się nuta drwiny. Nie wierzył jej.
- Dlatego wybrałaś się na spacer po mieście? To dość głupie. I ryzykowne, nie uważasz? - zaśmiał się sucho. I sztucznie. - Może jestem psychopatą? I mordercą. - poniekąd mówił prawdę. Jego dłonie wielokrotnie były skąpane posoką ofiar, w tym kobiet.
Bez znaczenia, że sytuacja i scenariusz był zupełnie innych od tych, w których przychodziło mu walczyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że nastraszenie nieznajomej wydawało się zaskakująco miłą perspektywą. Z przyjemnością będzie spijał wszelkie emocje, jakie pojawią się na jej twarzy.
Zdecydowanie było to ciekawsze, niż głowienie się nad swoimi sennymi problemami.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha and Fenrys Umbra szaleją za tym postem.
— Nie jestem ratownikiem, więc bardzo szybko wciągnąłbyś mnie pod wodę, samemu próbując się nie utopić. Niemniej mogłam próbować Cię ratować, dopóki wciąż się wahałeś. Póki jeszcze się nad tym zastanawiasz. — Sama nigdy nie myślała o samobójstwie. Z pewnością nie w sposób świadomy, niemniej całym swoim wcześniejszym trybem życia i odrobiną pecha doprowadziła się do udaru. Znała uczucie, gdy życie zdawało się nie mieć najmniejszego sensu i tego, że już nigdy nie będzie lepiej — utknięcia w czarnej pustce bez punktu odniesienia.
Dała mu skończyć mówić, niemniej wiedziała już, jak skwituje jego słowa.
— Nie wierzę Ci. — Założyła ręce na piersiach, próbując zachować jednak część dystansu, który bez pozwolenia skrócił, i oparła się biodrem o barierkę. Facet mówił tak kwieciście, tak górnolotnie i z taką emfazą, że aż nie dało się tego kupić.
— Zejdę Ci tylko z oczu i zrobisz to znowu. Teraz albo za tydzień. — W jakiś idiotyczny sposób wciąż się o niego martwiła. Serce dalej biło szybciej w klatce artystki, a oddech dopiero wracał po uderzeniu adrenaliny do wcześniejszej normy. Nie chciała jego śmierci, niezależnie od tego, kim był.
Alaesha wcale taka bezbronna nie była. Jakimś cudem uszła z życiem, spotykając nocą najprawdziwszego nożownika. Wprawdzie ona do końca wtedy też poczytalna nie była, jednak... dogadała się z nim? Można to tak nazwać. Ten chłopak z Shingetsu... ciekawe jak się miał. Chyba nie powinno jej to interesować, a jednak chwilami się nad tym zastanawiała. Stojący przed nią brunet przynajmniej nie miał okrwawionych rąk ani nie trzymał w nich noża. To już jakiś plus. Co gorsza, miał rację. Czy po tamten sytuacji nie powinna już sobie całkiem odpuścić nocnych, bezsennych wycieczek? Ach ta Itou, właśnie dopadła ją kolejna sytuacja, gdy zbierała żniwo z nieuczenia się na własnych błędach.
— Nie zrobisz mi krzywdy. Znam takich dupków typków, którzy lubią nastraszyć kobietę w niekomfortowej dla niej sytuacji. Na Twoim miejscu bardziej pomartwiłabym się o siebie, bo jeszcze przed chwilą byłeś skory do skoku z mostu. A może zrobienie mi krzywdy przywróciłoby Ci trochę chęci do życia, hmmm? — Mówiła prowokacyjnie, już całkiem wkurzona. Jednocześnie złość nie brała się znikąd — oczywiście, że czuła się zagrożona i właśnie to uczucie dodawało kobiecie energii, aby pokazać mu, że nie jest wcale całkiem bezbronna. Hah, najpierw nazywa ją księżniczką, a potem, przynajmniej w pewnym sensie, próbuje jej grozić? W zasadzie nawet brzmiał jak psychopata. Niemniej wcale na niego nie wyglądał. Być może ocenianie człowieka po wyglądzie nie zawsze należało do najlepszych z możliwych pomiarów, ani też do najlepszych pod względem dobrego wychowania, to po prostu nie wyglądał jej na takiego. Zdawał się zbyt delikatny, eteryczny i... melancholijny.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
- Gdybym rzeczywiście skoczył do wody w celu ukrócenia swojego życia, to czemu zakładasz, że wciągnąłbym cię pod nią próbując nie utonąć? - wargi ugięły się jeszcze mocniej, a ich kąciki ginęły w cieniu nieoświetlonej części mostu, w której aktualnie się znajdowali. - Skoro chciałbym się zabić, to chciałbym utonąć, a nie desperacko walczyć o ostatni haust powietrza. Nie ma tu miejsca na sprzeczności. - oczywiście wiedział, że w życiu trafiają się nagłe zwroty akcji; zmiany decyzji w ostatniej chwili; poczucie winy i żałowanie swoich czynów. Jednakże chłopak wiedział również, że z pewnością nie należał do takich osób. Gdyby rzeczywiście skoczył, to tylko po to, aby zakończyć życie raz a dobrze. Nie byłoby gwałtownej zmiany decyzji na ostatnią chwilę, nie byłoby żali, ani też próby walki o życie.
Utonąłby. Ot tak, po prostu.
- Nie wierzysz mi. - powtórzył za nią jak echo, jednak w ogóle nie czuł się tym faktem zmartwiony. Nawet jeżeli dziewczyna mu nie uwierzyła, co rzecz jasna było zrozumiałe, to i tak nie była w stanie nic zrobić. A przynajmniej nic realnego.
- Może i za tydzień, może i za dwa. I co w związku z tym? Będziesz mnie od teraz pilnować? - zapewne oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę, że było to niewykonalne. Nie znali się, i zapewne tak pozostanie po dzisiejszym spotkaniu.
- Niech zgadnę. Za moment sprzedasz mi jakaś ckliwą historyjkę na temat życia. Spróbujesz przekonać mnie, że bez względu na okoliczności, że zawsze warto żyć. Bez znaczenia jak bardzo można być w dupie, to i tak jutro może przynieść coś nieoczekiwanego! Coś dobrego! Dorzucisz, że byłaś w podobnej sytuacji, że mówisz to prosto z serca, z doświadczenia. O, wiem! Jeszcze powiesz, że na pewno są ludzie na tym świecie, którzy zapłaczą za mną, że jestem kochany. - pstryknął palcami, jakby właśnie wygrał w grze bingo.
- Ja, jak na prawdziwego przyszłego-niedoszłego samobójcę przytaknę ci. Powiem wszystko to, co chciałabyś usłyszeć. W efekcie końcowym ty wrócisz do domu z czystym sumieniem. Położysz się do ciepłego łóżka w przekonaniu, że zrobiłaś coś dobrego. Spełniłaś dobry uczynek, ocaliłaś czyjeś istnienie! I będziesz żyła w tym przekonaniu, gdzie w rzeczywistości kiedy tylko się rozejdziemy, otworzą się przede mną drzwi pełne możliwości. Nie skoczę do wody, ale może rozjechać mnie auto. Mogę przedawkować leki. Rozciąć sobie nadgarstki. Klasycznie zawisnąć na linie pod sufitem. Ewentualnie wybrać bardziej krwawą opcję i strzelić sobie w łeb. Ty jednak nie będziesz o tym wiedzieć i nadal będziesz żyć w swojej błogiej nieświadomości. Być może nawet pochwalisz się swoim dobrym uczynkiem przed koleżankami. - nagle uśmiech zniknął, a oblicze spoważniało, kiedy odszukał w ciemności jej spojrzenie. - Dlatego daruj sobie swój kompleks zbawiciela. - uniósł obie ręce i skrzyżował je na klatce piersiowej, stawiając między nimi niewidzialną ścianę, która zdawała się być nie do przebicia.
- Z góry zakładasz najgorszy scenariusz. Może faktycznie chciałem skoczyć, a może jedynie podziwiałem widoki. Może lunatykowałem?
@Itou Alaesha
— Oczywiście, istnieje szansa że będąc pod wpływem używek, albo w skrajnie złym stanie psychicznym, to ten odruch zostałby zablokowany. Niemniej jest dużo bardziej prawdopodobne, że Twoje ciało będzie chciało zmienić decyzję w ostatniej chwili. Wyobrażasz sobie, jak żałosne musi być uczucie topienia się, gdy jednak w trakcie zmieniło się zdanie?
Rany, facet lubił sobie pogadać. Już w jednej trzeciej wiedziała, co chce powiedzieć i jaki ma być tego przekaz — bla, bla, bla, pozjadałem wszystkie rozumy, kobieto rozgryzłem Cię i nic nie ma wpływu na moją decyzję, o której podjęciu właśnie sobie zaprzeczam. Z bólem, ale jednak doczekała do końca jego wysublimowanej przemowy. No skoro już chciał się zabić, to niech się chociaż wygada, jej strata.
— Mhm, piękny, brudny fragment rzeki Tatsuno w zaniedbanej części miasta. Rzeczywiście, to widok godny zapamiętania. — Pewnie pożałuje propozycji, którą za chwilę rzuci, ale i tak miała zamiar to zrobić.
— Wow, widzę że przemyślałeś wzdłuż i wszerz wszystkie opcje! — Klasnęła w dłonie z udawanym entuzjazmem. — Rozumiem że pośmiertne nasiąknięcie tkanek wodą okazało się najlepszą opcją? Gratuluję wyboru! Wiesz co, może przestań tak romantyzować śmierć? W trupach nie ma nic pięknego. — Do dziś stawał jej przed oczami obraz martwej matki, zimnej i twardej w dotyku jak kamień i o posiniałych paliczkach i paznokciach. Ani życie, ani śmierć nie były same w sobie piękne. Były po prostu najzwyczajniejszą częścią natury, nieuniknionym obiegiem materii w przyrodzie.
— Nie, nie zrobię Ci wykładu o życiu. Co ja o Tobie wiem? Być może jesteś paskudnym człowiekiem, a Twoje wątpliwości co do dalszego życia są najzupełniej uzasadnione. Ale to już sobie sam możesz przemyśleć. Ja natomiast mogę Ci zaoferować podprowadzenie do domu. Potem zrobisz, co będziesz chciał. — Miała czas, aby dobrze mu się przyjrzeć. Nosił dłuższe, zadbane włosy, a jego twarz i dłonie wyglądały nieskazitelnie, więc nie mogły być dotknięte zbyt ciężką pracą. Nie miał na sobie nic wybitnego, ot zwykły dresowy komplet. Niemniej był on dobrej jakości, elegancko uszyty, a artystce zdawało się, że w półmroku dostrzega nawet konkretne przeszycie z markowym znaczkiem. Jeżeli miał gdzieś iść, to na pewno nie w stronę Nanashi. Asakura zdawała się jedynym sensownym kierunkiem, nawet jeśli nie mieszkał bezpośrednio w tej dzielnicy. Odbiła biodro od barierki i odwróciła się na pięcie. Najwyraźniej trafiła aż nazbyt dobrze w sedno problemu, skoro przestał próbować ją nastraszyć i zaczął testować na niej taktykę na wybitnego filozofa. Obejrzała się przez ramię i rzuciła, patrząc mu w oczy.
— Idziesz?
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Być może kobiece słowa miały jakąś nutę prawdy w sobie, aczkolwiek były na tyle słabe, by jakkolwiek dotarły do umysłu chłopaka. Tak na dobrą sprawę tylko jedna osoba znała ciemną stronę Enmy, i tylko ta jedna osoba wiedziała jak sobie z nią radzić. Pomimo depresji, na którą cierpiał, oraz samobójczych zapędów, wiedział, że nie może tego zrobić. Ciężar i brzemię, które dźwigał każdego dnia, było nie tylko zbyt przytłaczające, ale przede wszystkim ważne, by mógł pozwolić sobie na ucieczkę od obowiązków.
A więc tkwił w tym kole życia, którego tak bardzo nienawidził.
- Myślisz? - zapytał nostalgicznie, uderzając lekko palcem w policzek w zamyśleniu. - Nie zgodzę się z tobą. Gdyby było faktycznie tak, jak mówisz, na świecie mielibyśmy więcej nieudanych prób samobójczych, aniżeli rzeczywiście samych samobójstw. Osoby, o których mówisz, to zdesperowani ludzie, którzy potrzebują pomocy, a których krzyk jest na tyle cichy, że nikt nie jest w stanie ich dosłyszeć. Do ostatniej chwili wierzą, że ktoś ich dostrzeże. Usłyszy. I uratuje. Ale samobójcy? Nie. Nawet nie wiesz ilu z nich wypełnia kieszenie kamieniami, by szybciej iść pod wodę. Pali za sobą mosty, odcinając jakiekolwiek drogę ucieczki. Używki tylko czasami dodają odwagi do tego czynu i nie każdy jest w skrajnie złym stanie psychicznym. Są ci, którzy nie mają już nic więcej do stracenia. Są też ci, którzy nienawidzą życia. Ale również i ci, którzy dławią się poczuciem winy, aż wreszcie tracą oddech i duszą się. Kiedy zapadnie decyzja, uwierz mi, nie zamierzają się z niej wycofać. Nawet, jak będą tonąć. Śmierć przyjmą z otwartymi ramionami. - uśmiechnął się do niej, odwracając wzrok i kierując go w stronę nieznajomej kobiety. Wiatr delikatnie poruszył jego hebanowymi włosami, które zaskakująco dobrze zlewały się z panującym dookoła mrokiem. Jakby on i noc byli jedną i tą samą osobę. Personifikacją ciemności, której nawet najjaśniejsza lampa uliczna nie jest w stanie przegonić.
Romantyzowanie śmierci, co?
- Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Swoją drogą. Wiedziałaś, że śmierć niekoniecznie zawsze oznacza koniec? - w jego uśmiechu zamigotała pewna doza tajemniczości i niedopowiedzianych słów. Nie sądził, aby kobieta zrozumiała to, o czym mówił. Zapewne weźmie go za jakiegoś bełkoczącego idiotę, który kieruje się jakimiś eufemizmami i metaforami. No cóż, bez względu na to, co pomyśli, nie zamierzał wyprowadzać jej z błędu. Świat, w którym żył, był zupełnie inny od tego, którym otaczała się kobieta. Być może nawet i lepiej. Były rzeczy, które Enma najchętniej wymazałby z pamięci. Widoki, na których wspomnienie wypaliłby sobie oczy. Dźwięki, które sprawiały, że uszy mu krwawiły.
Ale taką drogę musiał obrać. Drogę pełną śmierci, krwi i pożogi.
Zeskoczył z barierki, wsuwając ręce do kieszeni spodni, i zrównał krok z kobietą, aż wreszcie zatrzymał się tuż przed nią, odcinając jej tym samym dalszą drogę. Pochylił się nieznacznie w jej kierunku, i uśmiechnął.
- Gdybym chciał się zabić, zrobiłbym to już dawno temu. Mówiłem, że nie chciałem skoczyć. - odsunął się od niej, odwrócił i ruszył powolnym krokiem, nie oglądając się przez ramię.
Ale krok spróbował zrównać z jej, choć wciąż znajdował się jakieś dwa metry przed ciemnowłosą.
- Masz jakieś imię, księżniczko?
@Itou Alaesha
— Nawet nie myślę, tylko przedstawiam fakty. Na dodatek prób samobójczych jest więcej niż udanych zabójstw, choć teraz nie pamiętam oficjalnej statystyki. — Czytała nawet kiedyś tę statystykę, lecz zapomniała konkretnych wartości. W rzeczywistości na świecie co 40 sekund udawało się komuś popełnić samobójstwo, a co 3 sekundy podejmowana była próba samobójcza. Takie tam drobiazgi według WHO.
— Po cóż byłyby samobójcom kamienie w kieszeniach, gdyby zabicie się było takie proste? Gdyby zależało tylko od siły woli? To są zabezpieczenia, które pozwalają zdecydowanej na śmierć osobie nie być w stanie wycofać się z sytuacji. Nie oznacza to jednak, że organizm nie będzie wymachiwał ramionami i nogami, próbując wypłynąć nad wodę czy dłonie nie będą próbowały rozewrzeć liny zaciśniętej na szyi. To czyste odruchy. Podobnie jak nie jesteś w stanie zbyt długo powstrzymać się od mrugania. — Spojrzała na niego przeciągle, starając się właśnie nie mrugać. Nie miało znaczenia, które z nich mrugnęło pierwsze — to i tak pokazywało, że się nie myliła. Że choćby oboje chcieli tego nie zrobić na przekór drugiemu, to skurcz mięśni po prostu musiał się wydarzyć.
Łaciński cytat niczego jej nie mówił, natomiast był pewnie bardzo mądry i górnolotny. Jak w zasadzie większość sentencji wymawianych w tym wymarłym języku. Nigdy się go nie uczyła, jednak wiele z tych zachodnich zdań było całkiem intrygujących i niosących jakąś wiedzę. Niemniej nie zawsze były dopasowane do azjatyckiej kultury. Może gdyby lepiej odpowiadały na potrzeby filozoficzne Japończyków, to łaciny uczyłaby się od maleńkości w szkole.
— Co masz na myśli? — Dobrze wiedziała, że śmierć nie zawsze oznacza koniec. Była tego żywym przykładem, a trochę mniej żywymi przykładami były dusze, które zdarzało się jej zauważać od czasu zostania senkenshą. Mimo wszystko mężczyzna pewnie nie miał na myśli nic z tych rzeczy — ile mediów mogłaby jeszcze poznać na swojej drodze? Dotychczasowe dwie osoby to chyba było już naprawdę wystarczająco jak na jedno miasto, prawda? Prawda?
Najwyraźniej dobrze trafiła, że przynajmniej musi przejść przez Asakurę, aby dojść do miejsca, gdzie mieszka. To gdzie dotrą, dopiero się okaże. Może na przystanek, a może odprowadzi go pod dom. A może on ją, choć chyba wolałaby, żeby nie wiedział gdzie dokładnie mieszka. Sam jej przecież wytykał marne wyczucie własnego bezpieczeństwa, skoro włóczyła się po nocy. Jak to możliwe, że gdy była młodsza, to potrafiła schodzić sobie pięty do krwi przemierzając w nocy całe miasto i spalając przy tym pół paczki papierosów i nie działo jej się zupełnie nic, a teraz wychodziła na ledwie krótki spacer, a ona wplątywała się w kolejne tarapaty? Chyba była kobietą fatalną i to niestety nie w ten sposób, w jaki życzyłaby sobie każda aspirująca femme fatal, po prostu zgarniając na siebie problemy.
— Gdybym chciał się zabić, zrobiłbym to już dawno temu — To chyba miały być słowa otuchy. No dobrze, niech mu będzie. Powiedzmy, że Alaesha właśnie poczuła się odrobinę bezpieczniej. Chociaż... jakoś specjalnie się go nie bała. Miał rację, gdyby chciał ją skrzywdzić — bo czemu od razu zabić...? — to nie musiałby się z nią cackać. Chyba że bardzo lubił zwodzić ewentualne ofiary i dawać im się łudzić, że są bezpieczne. Choć jeszcze z trzeciej strony zbyt był rozmowny i pyskaty na mordercę. Jakoś nie miała problemu z tym, żeby iść z nim dalej w stronę domu. Lub raczej iść kilka kroków za nim w stronę domu. Panicz się znalazł, który musiał koniecznie pokazać, jak to wcale nie przyjmuje jej propozycji, tylko to on ich prowadzi. Uśmiechnęła się pod nosem. Niech to też mu będzie.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie skłamać na pytanie o imię. Mogła podać mu jakiekolwiek i o ile nie wylądowaliby tuż pod jej galerią, to trudno byłoby mu skojarzyć, że podała fałszywe dane. Gorzej że nie lubiła i nie umiała mówic nieprawdy, a przecież podanie imienia to jeszcze ani nie oświadczyny, ani zachęta do popełnienia na niej morderstwa — opcje raiły się jakby dwojako. Nie wiedziała do końca czego się po nim spodziewać, gdy raz jej księżniczkował, a kiedy indziej próbował nastraszyć.
— Księżniczka nazywa się Itou Alaesha. A książę?
@Seiwa-Genji Enma
- Myśli samobójcze to nie to samo, co próby. Jeżeli mówimy o tych pierwszych, to owszem, bo blisko połowa młodych Japończyków miała takowe. Wiadomo, nacisk społeczeństwa, rodziców, szkoła, próba bycia idealnym w tym zapchlonym świecie robi swoje. Większość tak zwanych prób samobójczych to jedynie wołanie o pomoc w nadziei, że zostanie się zauważonym. Samo podcinanie żył w nieudolny sposób o czymś świadczy. Gdyby taka osoba naprawdę chciała się zabić, to cięłaby wzdłuż, a nie wszerz. - zadarł głowę lekko ku górze, wpatrując się w lepkość nocnego nieba, gdzie zza ciężkich chmur nieśmiało wyglądały pojedyncze gwiazdy. - Nawet nie wiesz ile osób z listy zaginionych to tak naprawdę samobójcy. Ile z tych osób znikało w gęstwinach lasów, by zawisnąć na gałęzi. Z dala od osób, które mogłyby je odratować. Ile z tych osób wskoczyło do morza, a ich martwe ciała niesione prądami znikały w odmętach, gdzie stawały się pożywką dla ryb. Albo jaki procent tak zwanych nieszczęśliwych wypadków to tak naprawdę akty desperacji. Chociaż to dotyczy zazwyczaj rodziny z problemami finansowymi i dłużnikami. Po nieszczęśliwym wypadku ubezpieczalnia ma obowiązek wypłacić rodzinie pieniądze. W przypadku samobójstwa, no cóż. Wszystko przepada. Czasami nie warto kierować się statystykami, bo nigdy nie masz pewności czy nie są zmanipulowane. Ludzie u władzy to manipulanci, a szara masa łyka to jak pelikan rybę. - znał to. Och jak bardzo był zaznajomiony z zagrywkami ludzi z wyższych sfer.
Wszakże niejednokrotnie był świadkiem machlojek w wykonaniu jego własnego klanu. Członków klanu Minamoto obsadzonych na wysokich stanowiskach, którzy robili wszystko, by niektóre sekrety nigdy nie ujrzały światła dziennego. Wystarczyła jedna fałszywa informacja, a nawet poszlaka, by zakrzywić całą narrację podawaną do publiczności.
- Czasami warto postawić na logikę i spojrzeć na obraz z szerszej perspektywy, bo inaczej nim się człowiek zorientuje, to znajdzie się w zamkniętym pudle pełnym ignorancji. - wzruszył lekko ramionami, i choć cały czas jego ton pozostawał utrzymany w spokojnej tonacji, tak słysząc jej kolejne słowa, nie potrafił powstrzymać cichego parsknięcia pod nosem.
- A ty myślisz, że jak człowiek wskoczy do wody, to idzie od razu na dno? Oczywiście, że nie. Woda będzie cię wypychać do góry, i dopiero po chwili, gdy ubrania zaczną nasiąkać nią, zaczniesz stopniowo schodzić niżej. Już ci to tłumaczyłem. - dodał, zastanawiając się, czy dziewczyna tak naprawdę go słuchała, czy jedynie wpuszczała jego słowa jednym uchem, a drugim wypuszczała.
Przez głowę przeszła mu myśl, że być może ona sama była w takiej sytuacji, i teraz spogląda na świat przez pryzmat swojego własnego doświadczenia. I choć Enma nie miał problemu z bezpośredniością, a jego takt był porównywalny do delikatności walca drogowego, to tym razem nie zdążył zadać pytania.
Co masz na myśli?
Ponownie się uśmiechnął. Gdyby zaczął jej opowiadać, to nie starczyłoby nocy. A i pewnie całego dnia. Nie chciał zdradzać przed nią wszystkich swoich myśli, dlatego też zdecydowanie wolał wybrać bardziej okrężną drogę.
- Ano to, że świat, w którym żyjemy jest tak naprawdę o wiele większy. A my, ludzie, jesteśmy jedynie gośćmi tutaj, kiedy gospodarze śpią. - spojrzał na drogę, przed siebie, kiedy kroczyli ulicami uśpionej Asakury.
Bogowie już od bardzo dawna milczeli, a kapłani podejrzewali, że są pogrążeni w głębokim śnie. Współcześni ludzie przestawali w nich wierzyć, a każde dziwne zjawisko tłumaczyli naukowym bełkotem. Nie było to nic złego. Już za dzieciaka ostrzegano go i straszono gniewem bóstw. Dopóki spali, balans we świecie był zachowany. Yokai nie szalało aż nadto, a ilość yurei stopniowo malała. Porządek był zachowany, a to oznaczało spokój i pokój pomiędzy dwoma światami.
- Seiwa. - odpowiedział po dłuższej chwili, rozważając podanie jedynie swojego detektywistycznego pseudonimu, ostatecznie decydując się na nazwisko.
- Jesteś z Asakury? - zapytał nagle, zdając sobie sprawę, że idą już od dłuższego czasu, ale tak naprawdę nie miał pojęcia w którym kierunku podążają. Znaczy się, znał doskonale te okolice, wszakże wychował się tutaj, ale zamierzał odprowadzić wpierw dziewczynę, teraz już nie nieznajomą, a dopiero potem samemu wrócić do rezydencji Minamoto, gdzie zatrzymał się na parę dni. Nie było opcji, że zostawiłby ją samą i pozwolił, aby wracała nocą.
Bo nie tylko ludzie stanowili niebezpieczeństwo.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Dała mu jeszcze mówić, wygadać się, skoro jakkolwiek mu to pomagało i odciągało umysł od jego własnego, potencjalnego skoku. W sumie ciekawe, czy miał kieszenie napchane kamieniami, skoro już wcześniej o tym wspomniał. Może powinna sprawdzić lub zapytać? Wtedy wydałoby się jak dalece był z nią szczery i jakie były jego prawdziwe zamiary na tej barierce.
— Ach! Cóż za przyjemny temat do rozwijania wieczorową porą. — Skróciła dystans między nimi i zrównała krok z Seiwą. Temat już ją zmęczył. Facet nie słuchał ani trochę jej, a ona niespecjalnie słuchała jego. Tymczasem swój cel i tak po cichu osiągnęła, drążąc kroplą skałę. Nie skoczył do wody i właśnie zupełnie grzecznie, choć udając, że to on nadawał tej relacji samodzielnie tempa, zszedł z mostu i przechadzali się ulicą. Gdyby nie te pogróżki na początku, to nawet mogłoby to wyglądać na randkę. Noc była zupełnie piękna — niby to romantycznie podczas takiej umierać, jednak Alaesha zdecydowanie wolała przyjrzeć się migającym zza grubych i wełnistych chmur gwiazdom. Póki jeszcze szli przez tereny należące ni to do Nanashi, ni to już Asakury, gdzie światła latarni były mdłe, można było całkiem nieźle podziwiać nocne niebo.
— Tymczasem gwiazdy tak pięknie wyglądają i jest tak przyjemnie cicho. — Byłoby całkiem spokojnie, gdyby czarnowłosy nie nawijał jak najęty. Jak dla niej to właśnie jego słowa były wyzute z logiki, a raczej bardzo chciały podeprzeć pewną tezę. Pewne rzeczy mówił z sensem, wiadomo, mogliby zacząć prawić o polityce, systemie, edukacji, prawach dzieci, dorosłych i starców, hikikomori, przepracowaniu i starzejącym się społeczeństwie — ale po co? Gdyby ją takie tematy nurtowały, to poszłaby na politologię, a nie na akademię sztuki. Mimo tego, że ją irytował, to w jakiś sposób Seiwa ją zaciekawił. Miała to dziwne skrzywienie, że lubiła nietypowe jednostki. Może więc uda się Itou skierować jego romantyczne zapędy na prawdziwą poezję, jaką przed nimi kreowała ciemność. Wystarczyło już jej własnych nawracających, nocnych koszmarów, od których dzisiejszego wieczoru uciekła z własnego łóżka. Jeśli dołoży sobie do tego myśli o samobójcach i niedoszłych nieboszczkach, to słabo widziała szanse na zmrużenie dziś jakkolwiek oka.
— Bo ja wiem, czy śpią... Raczej nie dają śmiertelnikom spać. — Jej noce były wypełnione własnym krzykiem, który bardzo wątpiła, aby powodował tylko jej umysł. Trwanie tego powtarzającego się koszmaru nie miało sensu, wcale nie czuła, aby rozpamiętywanie przeszłości akurat teraz miało dla niej jakieś wybitne znaczenie. Coraz usilniej wierzyła, że to kwestia jakiegoś yokai lub klątwy, z którą nie bardzo jednak wiedziała, co robić.
Książę nie raczył powiedzieć niczego więcej ponad swoje nazwisko, ale przynajmniej nie był już tylko bezimiennym, niedoszłym samobójcą z Mostu Tokegawa. Itou nie miała sensu w tym, by nie przedstawić się pełnym imieniem i nazwiskiem. Kto miał je znać z jej twórczości i tak je znał, nie była więc tak zupełnie prywatną osobą. Natomiast aby kojarzyć jej obrazy, należało też obracać się w odpowiednich kręgach, do których być może Seiwa nie należał.
— Tak. Mój dom jest dwie przecznice stąd. A Ty? — Szli już przez dłuższą chwilę i rzeczywiście, znajdowali się już całkiem blisko miejsca zamieszkania Alaeshy.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Bo wierzył, że na tym świecie nie było nikogo, kto faktycznie mógłby mu pomóc. A każdy, kto próbował tego dokonać i wyciągał pomocną dłoń w jego stronę, spotykał tragiczny los. Na pewnym etapie swojego życia Enma zaczął wierzyć, że jest po prostu przeklęty. Bo jakże inaczej wytłumaczyć przerażające tragedie, które dotykały ludzi, na których mu zależało? Brat, Carei, kuzyn, opiekunka, nauczyciel. Nawet Hayate, który zginął tragicznie.
Owszem, kilka miesięcy temu jego pierś na nowo wypełniła iskra nadziei. Wtedy naprawdę myślał, że wszystko się zmieni, a yurei, z którym miał kontrakt będzie kroczył z nim ramie w ramie, dźwigając ciężkie brzemię wraz z Enmą. Był wtedy jak naiwne dziecko, nie spodziewając się ataku z jego strony w najmniej nieoczekiwanym momencie. Serce do tej pory bolało od sztyletu, który w nie wbił, a zgryzota, rozżalenie oraz rozczarowanie nadal paliły żywym ogniem. Rany wciąż były świeże i raczej szybko takie pozostaną.
- Każdy temat może być tym właściwym i ciekawym. Wszystko zależy od rozmówcy. - odparł, aczkolwiek wyczuł, że dziewczyna wolała urwać ów temat, więc i on sam postanowił to zrobić. Nie należał do osób, które nachalnie drążą jedno i to samo, nawet, jeśli coś drapało go podskórnie.
Nie skomentował jednak nawiązania do gwiazd i pięknego wieczoru. Nigdy nie przykuwał większej uwagi do tego typu, w jego mniemaniu, bzdur, choć faktycznie za dzieciaka interesował się astronomią oraz astrologią. Chociaż bardziej pasowało tu stwierdzenie, że nie wolno mu było przykuwać uwagi do tego typu rzeczy, bombardowany innymi sprawami niemal z każdej strony. Egzorcyzmy. Yokai. Yurei. Klan. To była jego rzeczywistość. Tak na dobrą sprawę dopiero od niedawna mógł pozwolić sobie na nieśmiałe poszerzanie horyzontów.
- Nie. - uciął krótko pewnym siebie głosem. - Gospodarze śpią. - co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Szybko jednak zdał sobie sprawę z ostrości tonu, dlatego też kolejne słowa powiedział już zdecydowanie łagodniej. - Nie oznacza to, że wtedy myszy nie harcują. - wątpił, by Itou miała pojęcie o tym, o czym mówił. Najpewniej uzna go za wariata gadającego jakieś farmazony od rzeczy albo niedoszłego wannabe poetę.
Nie szkodzi. Może tak było lepiej.
- Generalnie mieszkam w centrum. Ale pochodzę z Asakury i potrzebowałem parę rzeczy z rodzinnego domu, więc od razu zostałem na noc. - rezydencja Minamoto znajdowała się praktycznie w samym centrum Asakury. Ciężko się dziwić, skoro cała dzielnica należała praktycznie do jego klanu i była pod ich jurysdykcją. - Można powiedzieć, że z każdego miejsca w Asakurze mam dość blisko. - podrapał się palcem wskazującym po policzku, uśmiechając przy tym lakonicznie.
@Itou Alaesha