Tokegawa to cieśnina w Nanashi o długości ponad 5 kilometrów. Ma kształt spłaszczonej litery "S" i przepływa przez Bezimienne Miasto leniwym, sennym nurtem. Początkowo zakładano, że będzie pełnić funkcję turystyczną, ale mętne widoki i nieczysta woda nie zachęciły potencjalnych odwiedzających do zapoznania się z tym kanałem. Stała się jednak punktem transportowym. Wiele tratew i łodzi przepływa między mało stabilnymi podporami postawionych tu i ówdzie mostów, skracając trasę o cenny czas.
Główny most, a raczej kilka połączonych ze sobą drewnianych konstrukcji, znajduje się w centralnym punkcie Nanashi. Cieśnina osiąga tu głębokość nawet do 18 metrów. Wokół panuje dość spory zgiełk, dzięki pootwieranym sklepom i barom. Po drewnianych, nieszczelnych deskach przechadzają się mieszkańcy, których buty wystukują takt tuż nad głowami tych, którzy pod przeprawą przepływają swoimi łajbami. Bez wątpienia most nad kanałem Tokegawa to jedna z najruchliwszych lokacji Nanashi, choć warto byłoby co jakiś czas zerknąć na solidność budowli, nie wspominając o jej reformie. Brakuje barierek, które zapewniłyby bezpieczeństwo, a niektóre dyle chyboczą się, gdy tylko postawi się na nich podeszwę. Obecnie jest to jednak jedyna droga z jednej części Nanashi na drugą. Niewielu więc narzeka.
— Aczkolwiek w takim razie sądzimy to samo. — Potrzeba było aż tak wielu słów, żeby stwierdzić, że w sumie to myślą podobnie? No cóż, z nie każdym człowiekiem gadka musiała kleić się od razu i natychmiastowo, niemniej im dalej w las, tym Pan Seiwa zdawał się lepszym rozmówcą.
— Racja. Ja natomiast chyba nie zaliczam się do tych godnych pochwały albo przynajmniej nie zaliczałam. Zdrowie sobie popsułam na nieproszeniu o pomoc... — Jakoś tak się jej wymsknęło. I tak widziała tego człowieka pierwszy i pewnie ostatni na oczy. I tak rozmawiali dziwnie i na nietypowe tematy. I tak oszczędzała mu i sobie szczegółów, bo w zasadzie to przypłaciła swoje zapracowanie śmiercią, a nie zdrowiem. Zdrowie akurat miała całkiem dobre, nic jej w sumie nie dolegało. Gdyby nie te przeklęte problemy ze snem, to byłaby okazem zdrowia. Pomijając ewentualne zadry na psychice, które od lat drążyły umysł malarki, często nie dając odpocząć i swobodnie odetchnąć, choć w rzeczywistości nic nie jej nie goniło.
Tymczasem czarnowłosy uciął w końcu temat samobójstw. Może gdyby nie to, że był środek nocy, była nieziemsko niewyspana, nie zmartwiłby, a potem jej nie nastraszył, to mogłaby z większą werwą kontynuować temat. Nawet się trochę posprzeczać, pokłócić i postarać się koniecznie postawić na swoim — bardzo w końcu lubiła nie tylko rywalizować, ale też wygrywać. Teraz jednak cierpliwość ulatywała z niej jak z przebitej opony, którą mógł skleić chyba tylko ciągły, zdrowy sen lub... obecność kogoś, kto bardzo niedawno wrócił do jej życia. Teraz go jednak nie było w mieście i nie miała szans, żeby móc się choćby do niego przytulić i naładować baterie. Lub nie pójść spać w ogóle, bo rozmowy z nim na każdy temat zdawały się właściwe i ciekawe. Nawet jeżeli omawiana tematyka była trudna i nawiązywała do nieciekawej przeszłości.
Obróciła głowę w stronę Seiwy, z lekkim zdziwieniem na nagły stanowczy ton.
— To według Ciebie kto dokładnie jest kotem, a kto harcującymi myszami? — Skoro szli już w alegorie, to czemu miała o to nie zapytać? Niech poopowiada jej jeszcze trochę ciekawostek na dobry sen.
— Pochodzisz z Asakury? To tak jak ja. Być może już niejednokrotnie mijaliśmy się tymi ulicami. — Tymczasem właśnie doszli do właściwego rozwidlenia. Wystarczyło żeby Alaesha skręciła i znaleźliby się na uliczce handlowej, gdzie od frontu można było zobaczyć jej małą galerię sztuki.
— W zasadzie to mieszkam tutaj, więc będę się żegnać. — Niekoniecznie chciała, żeby odprowadził ją pod same drzwi. Szczególnie, że pod które? Miała klucz zarówno do galerii, jak i do domu. Aby jednak wejść bezpośrednio do części mieszkalnej, należało przejść przez wąską i niezbyt dobrze oświetloną ścieżkę. Wolałaby pożegnać się tutaj, może wciąż pozostając częściowo anonimowym człowiekiem, nie zapadając Seiwie w pamięć jako artystka.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Mimo wszystko jedno zdanie drażniło jego podniebienie, usilnie walcząc o prawo ujrzenia światła dziennego. Enma w ostateczności przełknął je i stłamsił głęboko w sobie, do samego końca walcząc o to, by trzymać się wytyczonego przez samego siebie postanowienia. Brak zaangażowania.
O tej porze na ulicach Asakury nie było żywej duszy, co wydawało się bardzo absurdalne oraz abstrakcyjne, zważywszy na ruch, jaki dziennie od rana aż do wieczora, przetaczał się po ulicach japońskiej dzielnicy. Krajobraz przywodził na myśl obraz apokaliptycznego miejsca, gdzie ocalali skrywali się w ciemnościach zrabowanych mieszkań, a w oddali można było usłyszeć pomrukiwania wszelakich bestii, nowych mieszkańców Asakury.
Mimo to miała swój urok, to trzeba było jej przyznać.
Gdyby nie oczy klanu, wiecznie skierowane w jego stronę, oceniające i śledzące każdy ruch młodego Seiwy, chłopak z pewnością nie przeniósłby się do centrum Fukkatsu. Niestety, ale jedynie tam mógł poczuć iluzyjną namiastkę wolności, o której tak marzył przez całe swoje życie. Nawet teraz miał wrażenie, że jest obserwowany przez członków klanu skrytych w cieniach alejek.
Na pytanie o to, kto jest kotem, a kto myszami, uśmiechnął się jedynie. Zamiast odpowiedzi, dziewczyna mogła usłyszeć jedynie szczerą przestrogę.
- Shh, uważaj, żeby myszy cię nie usłyszały, bo bywają bardzo ciekawskie, nawet jeśli, Asakura to terytorium kotów. - to, że czegoś nie potrafimy dostrzec gołym okiem, nie oznacza, że tego nie ma. Drugi świat, ten niekoniecznie materialny, właśnie budził się do życia. Bo noc stała się ich królestwem.
"W zasadzie to mieszkam tutaj, więc będę się żegnać."
Przystanął, spoglądając w stronę rozwidlenia i powoli przeniósł wzrok na dziewczynę. Nie zamierzał naciskać, ani też narzucać swojej obecności. Wierzył, że poradzi sobie i bezpiecznie trafi do domu. Bez znaczenia, czy rzeczywiście mieszkała w okolicy, czy karmiła go słodkim kłamstwem tylko po to, aby się go pozbyć.
- Ach, swoją drogą. - pstryknął palcami, jakby nagle coś sobie przypomniał. - Wspominałaś wcześniej, że nie dają śmiertelnikom spać. Co dokładnie miałaś na myśli? - zmrużył oczy, jak kot, który bacznie przygląda się poczynaniom drugiej osoby. Jakby chciał odczytać jej intencje oraz zamiary.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
— To powinnam obawiać się zarówno kotów, jak i myszy? Jak żyć?! — Roześmiała się lekko, przykrywając usta dłonią, gubiąc się już po trochu w alegoriach. Ona nie czuła się ani myszą, ani kotem. Jej ulubionymi zwierzętami były psy, które całkowicie wyłamywały się z tego podwójnego kanonu — jednocześnie potrafiąc uszanować mniejsze od siebie stworzenia lub bezlitośnie je pogonić, nie mając do nich żadnego szacunku.
Tymczasem gdy powiedziała, że będzie się zbierać, nie usłyszała słów protestu czy nachalnej próby odprowadzenia jej. Odetchnęła na to w głębi ducha, ponieważ naprawdę nie chciałaby tłumaczyć się z tego obcemu mężczyźnie w środku nocy. Zrobienie kilkudziesięciu kroków do własnego domu było kaszką z mleczkiem, którą z przyjemnością zje w samotności po wieczorze pełnym wrażeń. Ewidentnie wciąż jednak odgrywali między sobą jakiś taniec, aby tylko wyciągnąć informacje od drugiego, nie zdradzając do końca własnych myśli i zamiarów. Jednak czy za słowami Itou kryło się coś niezwykłego? I tak, i nie. Tak, ponieważ kryła się za nimi aluzja do świata, z którego śmierć ściągnęła zasłony przed Itou, pozwalając dostrzec więcej. Dużo więcej. Nie, ponieważ z tych słów mogła wybrnąć na wiele sposobów. Nikt z kim na co dzień rozmawiała, nie był nawet w stanie łapać jej za słówka, bo nie wiedział co mogłaby mieć na myśli. Sądząc, że chodzi jej o zwykłą wiarę w legendy i kami. Co zabawne, Alaesha nie uznawała tychże boskości, mając głęboko w poważaniu ich wszelakie moce. Mogliby się tylko w końcu od niej odchrzanić i dać spokojnie się wyspać, ponieważ coraz bardziej bywała jak prychający, niezadowolony kocur, zamiast łagodną kotką. A w rzeczywistości to najchętniej byłaby szczeniaczkiem owiniętym w ciepły kocyk i drapanym z uczuciem za uszkiem.
— Gdyby bóstwa pozwalały mi spać, to leżałabym w swoim łóżku. Ty być może też i wcale byśmy teraz nie rozmawiali. — Wspomnianych bogów wymówiła z przekąsem i trudnym do ukrycia niesmakiem. Poza tym jednak wypowiedź malarki zabrzmiała zupełnie normalnie, lekko, bez nuty tajemniczości. Ot, zwykłe gadanie, zwykłej kobiety. Nic ponadto.
— Dziękuję za odprowadzenie. Śpij dobrze. — Nie życzyła mu dobrego powrotu do domu. Nie powiedziała, żeby się trzymał i najlepiej nie próbował więcej skakać z mostu. Sen przydałby się z pewnością i jej, i jemu i naprawdę byłoby miło, gdyby ktoś tej cichej modlitwy w końcu wysłuchał. Posłała mu niewielki ukłon, coś mniej niż grzeczne ugięcie tułowia, ale zdecydowanie bardziej kulturalne niż pochylenie samej głowy. Spojrzała mu po raz ostatni w oczy i poszła drogą prowadzącą do swojego domu.
1 x zt
@Seiwa-Genji Enma