Lokal osadzony na parterze, którego zalane, zasłonięte kratami okno wychodzi na jedną z bocznych ulic dzielnicy. Do wejścia zachęca wiecznie psujący się, czerwony neon, którego jeden ze znaków trzyma się jedynie na słowo honoru.
Drzwi, jak również i framuga, oklejone są różnej maści naklejkami, ulotkami i reklamami, których nikt od wielu lat nawet nie próbował zerwać. Po wejściu do środka, które sygnalizuje charakterystyczny dzwonek, rozciąga się niewielkich rozmiarów sklepik. Nie jest zbyt dobrze rozświetlony, jedynie za sprawą niewielkich światełek i świec, które skrupulatnie, co wieczór, rozpalane są przez właścicielkę. Asortyment dla dorosłych gęsto rozstawiony jest na półkach, półeczkach, na większości płaskich powierzchni. Część strojów i uprzęży rozwieszona jest na starych, wykrzywionych manekinach. Ściany przyozdobione zostały starymi plakatami i kiczowatymi reklamami erotycznej bielizny. Znaleźć tam można wszystko, czego dusza zapragnie, od najprostszych, najbardziej vanilla akcesoriów, po mokre sny fetyszystów. Warto jednak wziąć pod uwagę, że jest to dosyć wiekowy asortyment. Trudno doszukać się tam czegokolwiek, co w kwestii zabawek erotycznych miało swoją premierę w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
By nieznacznie ożywić wnętrze, kilka pustych kątów zastawione zostało starymi donicami pełnymi roślin, które w głównej mierze zostały znalezione na śmietniku. Pomimo najszczerszych starań, większość skazana jest na ususzenie.
Schody, znajdujące się na tyłach sklepu, zastawione są przez ruchomą półkę na kółkach, nie pozwalając tym samym na wejście na wyższe piętro zwykłemu klientowi. Piętro to, wbrew przepisom budowalnym, przerobione zostało na niewielkie mieszkanie.
Gadka z nią w ogóle się nie kleiła, bardziej przypomniało to spotkanie u nielubianej ciotki na imieninach, wymuszone zaproszenie i ciężko odmówić, a potem siedzisz jak na szpilkach cały wieczór w nadzieje, że nic nie będzie do Ciebie zagadywać.
Zapchlony sierściuch, który właśnie rozwalił mi ulubioną kurtkę. Może powinienem nosić przy sobie jakiś gaz na niedźwiedzie, dobrze, że krajoznawcze wycieczki nie były w moim stylu. W lasach na pewno jeszcze groźniejsze bestie się czaiły, ale z tą poradziłbym sobie. Nie musiała mi pomagać i się wtrącać, nie wiem, na co ona liczyła, że pozwolę się traktować protekcjonalnie?
- Bardzo śmieszne, ehhhh. - Powiedziałem zawiedzionym głosem i wzruszyłem ramionami. Naprawdę to ja go zaczepiłem, gdy on siedział w śmietniku? Z tego, co widziałem, to on na mnie skoczył i zaatakował, gdyby ona miała racje, to ja powinienem ją zaatakować w sklepie, skoro mnie śledziła i sama się zbliżyła nieproszona.
- Ta ta, już prowadzę na przystanek. - Wstałem, otrzepałem się i ruszyłem w kierunku nocnego sklepu, w którym kupiłem sobie coś na śniadanie, nową zapalniczkę i energetyka. Szedłem powoli w stronę busstopu, nie spieszyłem się. Noc jeszcze była młoda, a i tak dzisiejszej wieczoru nie szedłem spać. Potrzebowałem tylko wziąć prysznic, przebrać się i pojechać na uniwersytet. Ona i tak nie dam mi spokoju, dlatego nie było sensu, żeby zawracać sobie jej osobą głowę. W końcu dotarliśmy do przystanku, w ostatniej chwili wskoczyłem do pojazdu i drzwi za mną się zasunęły. Eri została sama ze sobą.
Z/T
@Kitamuro Eri