Kimkolwiek są mieszkańcy - niekoniecznie mają ochotę na gości, więc bronią się przed ich wizytami szeregiem amuletów odpychających yōkai i rozpraszających uwagę zwykłych ludzi, czy blokujących zainteresowanie medium. Wszystko wydaje się być ciekawsze niż małe, tradycyjnie stawiane domki z czerwonymi bądź zielonymi dachami. Jeżeli jednak zawziętość i siła woli zwyciężą, to finalnie można w końcu postawić stopę na terenie wioski. Kiedyś być może tętniła życiem, ale teraz króluje tutaj cisza, przerywana wyciem ostrego wiatru. Przy mieszkaniach niejednokrotnie postawione są pokraczne posągi yōkai oblepione dziesiątkami talizmanów. Można odnieść wrażenie, że cały czas coś przesuwa wzrokiem po nieproszonych gościach, aura wydaje się być nieprzyjemna i napięta, a im dłużej planuje się błąkać po uliczkach - tym zimniej się staje. Jedna z górskich odnóg prowadzi do świątyni, gdzie finalnie można kogoś spotkać; starego mnicha wraz z kilkoma uczniami. Nieliczni mający okazję napić się z nim herbaty (chociaż z reguły można co najwyżej doznać zaszczytu porozmawiania z uczniami) twierdzą, że to zagubiony mistrz z legend produkujący najsłynniejsze talizmany i mistyczne przedmioty, natomiast bardziej prawdopodobnym jest, że to po prostu stary mędrzec pilnujący wielu sekretów. Cokolwiek bowiem zostało zaklęte w wiosce raczej jest dobrze pilnowane. A chociaż nikt za nieproszonym gościem bezpośrednio nie podąża, to czyjaś ostrzegawcza obecność jest świetnie wyczuwalna. Ciężko więc napawać się pięknem okolicy i tradycyjnej architektury, raczej cały czas z tyłu głowy odzywa się sugestia, by jednak wziąć stąd nogi za pas.
Rozpoczynając wątek gracz rzuca kością K6 na siłę woli. Wynik kostki należy opisać fabularnie zaraz po wykonaniu rzutu.
1-3 - porażka; postać zostaje podświadomie odepchnięta. Wątek musi być rozegrany w Zawrotce.
4-6 - sukces; postaci udaje się dotrzeć do wioski. Interwencja MG.
Uśmiechnęła się i naraz mógł pojąć, że była o wiele młodsza niż początkowo można założyć. Jeżeli wcześniej figurowała gdzieś w okolicy osiemnastego roku życia, nagle spadła w rankingu o trzy lata. Wystarczyło jedno drgnienie ust, aby rozwiać wszelkie wątpliwości. Nie wyszydzała jednak jego teorii; wyglądało raczej, jakby rozczuliła ją ta niewiedza; jakby role się odwróciły i to jej przyszło w udziale tłumaczyć coś, co przecież jest takie oczywiste.
- Młodość - poprawiła cierpliwie, ale nie dodała nic więcej; może nie było potrzeby, może rzeczywiście nie chciała wdawać się w szczegóły, zbyt personalne jak na pierwsze, w dodatku tak przypadkowe spotkanie.
Gdzieś daleko w tle coś tymczasem trzasnęło. W pierwszej chwili ciężko było przypasować dźwięk do konkretnego źródła, ale kiedy rozległ się drugi raz, mógł przypominać skruszenie skały. Głuche pęknięcie jak po uderzeniu ciężkim przedmiotem w stary kamień. Motyw zaczął się powielać raz na kilkanaście, kilkadziesiąt sekund - bardzo daleko, ale parę chrupnięć zdawało się rozlegać całkiem blisko; niemal sprawiając wrażenie, że wystarczy się obrócić, aby zrozumieć, co jest dokładnym powodem.
- Jeszcze jest trochę czasu, ale niewiele, więc jeżeli naprawdę chcesz szukać odpowiedzi, najszybciej znajdziesz ją w świątyni. Jeżeli nie, radziłabym wrócić tą drogą, którą tu przyszedłeś. - Odetchnęła, obejmując się lekko w pasie. Kiedy zmarszczyły się poły ubrania, dopiero widać było jak szczupłe jest jej ciało. - Czasami lepiej nie wiedzieć. Czego oczy nie widzą...
- Możesz rzucić na percepcję (wzrok).
TERMIN: 26/07, godz. 23:59.
TURA: 11 (Nakashima),
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Chishiya Yue and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Obejrzał się niemal automatycznie na dźwięk dobiegający z oddali, spróbował wytężyć wzrok, żeby dostrzec cokolwiek dającego pogląd na obecną sytuację. Wszystko wyglądało mu tak samo. Szary krajobraz, szare mury budynków, równie szare dachy, z których niektóre były jaśniejsze, a inne ciemniejsze. Płyty chodnika miały pęknięcia zapewne z racji swojego wieku i żadna szczelina nie wydawała się być nowsza. To raczej nie były spadające dachówki ani kolejne rozbijane dzbanki. Chód kogoś podpierającego się ciężkim kijem? Jakieś wyjątkowo ciężkie cielsko yokai spacerującego uliczkami?
– A ty? Dasz sobie radę? – spytał gotów do ruszenia w kierunku położonej wyżej świątyni i to krokiem raczej żwawszym niż jak podczas ostrożnej wycieczki krajoznawczej. Jeżeli coś im groziło, nie chciał zostawiać dziewczyny samej sobie. Nie tylko ze względu na jej być może pozornie chuderlawą aparycję i przesłonięty wzrok, ale tak po prostu. Miał chronić żywych przed tym, co martwe. Niezależnie od tego czy byli całkowicie bezbronni wobec sił z zaświatów, czy radzili sobie z zagrożeniem nie gorzej niż Tsunami.
Niepokój czający się w środku wzmógł się. To nie był znany mu teren i nie wiedział czego się spodziewać. Znów był sam i jeśli miało tu wyskoczyć na niego coś o wysokiej klasyfikacji, najpewniej miałby niemały problem, żeby sobie z tym poradzić w pojedynkę. W świątyni mógłby być bezpieczniejszy, ale wciąż musiał się później wydostać z wioski. Gdyby nie grzmiące trzaski, bliżej nieokreślone chrupnięcia, byłby jeszcze skłonny uwierzyć w to, że nieznajoma go podpuszcza, próbuje nastraszyć i nakłonić do opuszczenia miejsca, w którym nie życzyli sobie obcych. Cokolwiek jednak się zbliżało, nie brzmiało przyjaźnie.
Z innej strony, jego oczy nie widziały. Może to i lepiej?
@Warui Shin'ya
Rzut: porażka (-30)
Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Kiwnęła głową; lekko. Kryła się w tym niepewność albo może zwykła, dziewczęca delikatność, niepozwalająca na machaniem czerepem do wyłamania kręgów. Pewnością było jednak, że nie sprawiała wrażenia przestraszonej potężnymi trzaskami w tle. Zdecydowanie bardziej zlękła się wcześniej Nakashimy niż tego, co rozgrywało się obecnie.
Droga do świątyni stawała się problematyczna, pomijając nawet wspinaczkę. Pochyła przestrzeń nie zachęcała, ale od niej gorszy był już tylko uporczywy ból w skroni. Wzmogło się przemożne uczucie odpychania: im bliżej sanktuarium, tym powietrze gęstniało, stawiając czynny opór. Być może były to czynniki, dla których rejestrowanie zmian w plenerze zakrawało o cud.
Bo kiedy tuż pod nogi żołnierza posypały się drobne kamyki, a wzrok mógł powieść wyżej, na kruszejący posąg w kształcie jakiegoś yokai (prawdopodobnie zwykłego kitsune niskiej rangi) było już za późno. Tuż za plecami pękło coś o wiele większego - kawałki przypominające marmur prysnęły ciężkim, dudniącym deszczem po glebie, od razu staczając się w dół zbocza. Nakashima poczuł jednocześnie ostre uderzenie, gdy coś smagnęło go pod karkiem, wytrącając z równowagi.
Rozległ się rozdrażniony ryk; fuzja małpiej wściekłości i czegoś drapieżnego, jakby stworzenie nie mogło się zdecydować, czy jest zwierzęciem człekopodobnym, czy jednak opowiada się po stronie dzikich kotów czy psów. Trudno było uwierzyć, że coś o tak ogromnych rozmiarach (gdy zadarło łeb, górowało nad członkiem Tsunami dwukrotnie) zostało zignorowane. Usprawiedliwiał wyłącznie fakt, że posąg wcześniej przedstawiał coś mocno zwiniętego, stulonego jak śpiące kocię. Na upartego, w osłonie cienia, mógł wydawać się potężnym skalnym blokiem, jednym z wielu w okolicy. Nie miał w sobie już tej zastałości; najbardziej ruchliwy zdawał się ogon, zakończony wyszczerzonym pyskiem węża. Spomiędzy rozwartych szczęk drżał w ostrzegawczym syczeniu rozwidlony jęzor.
Na rzeźbie kitsune pojawiła się kolejna drobna wyrwa, jak na powierzchni jaja u wykluwającego się pisklęcia.
I gdzieś z lewej strony również rozległ się pojedynczy trzask.
zdjęcie poglądowe
> Możesz rzucić na egzorcyzmy, aby dowiedzieć się, z czym walczysz.
TERMIN: 31/07, godz. 23:59.
TURA: 12 (Nakashima),
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Zmuszał nogi do posłuszeństwa, stawiając opór temu, co próbowało odwieść go od dalszej wędrówki. Czuł się jakby szedł w wichurze pod wiatr, z każdym krokiem walcząc o zajmowane przez siebie terytorium. Skupiony na pokonywaniu kolejnych stopni i bólu, nie zwracał większej uwagi na otoczenie. Jego cel był prosty: dotrzeć na górę, do świątyni. Może warto byłoby się rozglądać też na boki, przyglądać posągom. Sanktuaria miewały strażników maskujących się pod postacią nieruchomych, wyciosanych głazów, ale nie przyszło mu przez myśl, że któryś z nich mógłby zaraz na niego naskoczyć. W teorii nie mieli przecież powodu, nie miał złych intencji, a spotkana wcześniej nieznajoma sama proponowała wizytę na górze.
Podniósł głowę, starając się zlokalizować źródło miniaturowej lawiny skalnej – głównie żeby sprawdzić czy nie grozi mu prawdziwa. Nie mógł niestety wykluczyć żadnej opcji na zabezpieczenia przeciwko nieproszonym gościom, łącznie z filmowym rozwiązaniem w postaci wielkiego, toczącego się na niego głazu mającego go przerobić na naleśnik. Nie spodziewał się uderzenia, od którego aż przysunął się do ściany, byleby nie polecieć na twarz. Łapiąc od razu za broń, odwrócił głowę żeby zlokalizować istotę. To, że „tylko” go uderzyła zamiast od razu kąsać, drapać do krwi lub zrzucać ze schodów było lekko pocieszającym znakiem. Może w yokai była jakaś inteligencja, która pozwoliłaby na dogadanie się albo chociaż dowiedzenie, co ją tak rozjusza. Jeśli jednak miało to być kolejne bezrozumne stworzenie nastawione jedynie na agresję, to tym samym egzorcysta musiałby odpłacić. Nie bawił się w półśrodki, dla niego istniały tylko dwie opcje. Eliminacja lub rozejście się w pokoju.
Było jeszcze jedno potencjalne wyjście z tej sytuacji, zbliżone do opcji numer dwa. Taktyczny odwrót, jeśli liczebność przeciwników przewyższała jego możliwości pozbycia się ich. W obecnej chwili nawet puszczenie się biegiem po stopniach w górę mogło być rozsądniejsze od przedzierania się przez hybrydę w dół czy walka z nią na stromym terenie. Nie pomagały wcale trzaski i pęknięcia, które wciąż napływały z różnych stron i mogły oznaczać, że zaraz zostanie otoczony przez siły, z którymi w pojedynkę mógł nie mieć szans. W głowie szybko kalkulował czy cokolwiek, co ma przy sobie, w ogóle zadziała na to, co szczerzyło się na niego wściekle.
@Warui Shin'ya
Rzut: egzorcyzmy - sukces (81)
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Dźwięk wydobywający się z gardzieli monstrum nie przypominał niczego, co można usłyszeć wśród zwykłej zwierzyny: to była mieszanina warkotu i jęku, pomruku i skrzeku. Przez struny przetaczały się nuty kotów, małp i ptactwa, z taką samą intensywnością, bijąc się o pierwszeństwo w dotarciu do uszu okolicznych słuchaczy.
Ruchliwy ogon, zakończony gadzim łbem, zdawał się rozwidlać. Wpierw z całą pewnością zwracał uwagę pojedynczy egzemplarz, ale przy kolejnym szarpnięciu wyłoniły się już dwie głowy, a następnie trzy, pięć, aż wreszcie osiem. W skroni Yosuke coś ucisnęło na nerwy, jakby starało się wwiercić do środka z artroskopową precyzją. Z niewiadomych powodów do głowy napłynęło zamglone wspomnienie; bardziej jednak zatuszowana plama, zniekształcony głos. Wrzask nie formował się w żadne wyrazy, ale niósł w sobie agresję, od której serce ściskało się w nienaturalnym skurczu. Wokół było jasno jak w dzień i to porażenie zdawało się fizyczne, jakby ktoś podłożył Nakashimie lampę tuż pod twarz.
Intencji nie trzeba było zgadywać. Nue potrzebował tylko momentu, aby otrząsnąć się ze stuporu. Machnął łbem, strzepując ostatnie majaki zaszokowania. I skoczył ku żołnierzowi, tygrysimi łapami odbijając potężne, kocie cielsko. Małpia morda rozwarła się, ukazując długie zębiska, gotowe wgryźć się w ofiarę siłą żelaznych szczęk niedźwiedziej pułapki. Wzdłuż lewego z boków widać było przecięcie, układające się z pokraczną bliznę. Prawe zdobiło karle skrzydło, przyciśnięte kurczowo do yokai.
Figura kitsune odsłoniła ubrudzone futro na piersi; odłamały się kawałki, odsłaniając skrawek grzbietu i puszystego ogona. Kamienne trzaski zmieszały się z jakimś - na razie wystarczająco odległym - skowytem z dołu wioski.
Nue.
> Możesz rzucić k100 na egzorcyzmy, aby poznać jedną z informacji na temat yokai.
> Dodatkowo rzucasz k100 na lęk - cyfra osiem. Jeżeli wypadnie ci sukces, rzucasz na siłę woli.
TERMIN: 11/08, godz. 23:59.
TURA: 13 (Nakashima),
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Nakashima Yosuke: siła woli (1), percepcja - wzrok (1), egzorcyzmy (1)
- ekwipunek: karabin snajperski (broń Tsunami), pistolet (zwykły, 9mm) + po 2 magazynki, nóż, 2 woreczki fukumame, różaniec shintō, omamori: kōri, świeca ochronna, rózga, peleryna przeciwdeszczowa, paczka zapałek, kawałek kredy, notatnik, ołówek, butelka wody, racje żywnościowe
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Jego reakcją obronną na strach zwykle był odruchowy atak, ale teraz jak zahipnotyzowany patrzył na kłębowisko ogonów. Nie dość, że chimera to jeszcze istna hydra. Gdyby paszcz było siedem czy dziewięć, nawet nie zwróciłby na nie uwagi, uznając po prostu, że jest ich zdecydowanie za dużo jak na taką istotę – jak na dowolną istotę w ogóle. Ale było ich osiem. Przeklęta, parzysta liczba, wywołująca wzdłuż kręgosłupa nieprzyjemny dreszcz przypominający przejechanie po skórze rozgrzanym do białości metalem. Obiegła go fala jednoczesnego gorąca i zimna, nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie było mowy, żeby wspiął się żwawo po stopniach w górę i dobiegł do wrót górującej ponad wioską budowli, ani tym bardziej nie istniała opcja zawrócenia w dół, jakby skowyty, wrzaski, trzaski i trzęsienia dochodzące z tamtej strony miały być jakkolwiek lepszym wyborem. Innych przerażały trzynastki, mające rzekomo nieść ze sobą pecha, szóstki kojarzące się ze złem i demonami, czwórki niepokojąco bliskie śmierci. Dla niego to z ósemką coś było nie tak. Czy fakt, że zapisana systemem arabskim i obrócona o dziewięćdziesiąt stopni nagle zmieniała się w nieskończoność, którą ktoś kiedyś wypalił na jego skórze, pozostawiając trwały, enigmatyczny ślad. Czy może z innego powodu, którego nijak nie pamiętał. Unikał tej cyfry kiedy mógł. Do tego stopnia, że nawet kiedy dwa pełne oddziały Tsunami musiały ze sobą współpracować, albo jedną osobę odsuwał albo dodawał, byleby tylko suma żołnierzy była inna. Ósemka go prześladowała. Matka miała obecnie tyle kotów, dokładnie tyle lat należał do jednostki, mieszkanie najlepszego kumpla opatrzone było właśnie tym numerem, nawiedzała go w koszmarach, a apartamentowiec, w którym mieszkał, jako numer ulicy miał kwadrat ósemki właśnie. I nie miał pojęcia z czego wynikał ten lęk, po prostu tkwił mu w podświadomości od – jak na ironię – ośmiu lat.
Stanie w bezruchu nie mogło jednak pomóc w żaden sposób. Musiał podjąć akcję, jakkolwiek strach nie próbował przejąć nad nim kontroli. W końcu wężowe paszcze dało się odstrzelić i wtedy można było ponownie rozważyć temat ich liczebności. Byłoby mniej żywych i zdolnych do kąsania węży, a to oznacza, że nie byłoby ich już osiem. A nawet jeśli by odrastały niczym głowy hydry, to byłoby ich więcej – więc również nie osiem. Problem rozwiązany.
Nie wiedział na ile może ufać oplatającemu nadgarstek różańcowi, czy ochroni go przed małpią paszczą, tygrysimi łapskami, wijącym się kłębowiskiem wężowych ogonów. Próbował zmusić się do jakiegoś uskoku, uniku, byleby nie kusić losu i nie sprawdzać możliwości czarnych koralików w praktyce w takich okolicznościach. Yokai raczej by już go nie puścił po złapaniu, a w zwarciu broń Yosuke była wybitnie trudna w obsłudze. Póki jednak istniał jeszcze jakikolwiek dystans, chciał wystrzelić w stronę nue z karabinu. Bez celowania w konkretny punkt, nie był nawet pewien czy istota w którymś miejscu jest bardziej podatna na ataki. Coś mogło być na rzeczy ze szramą na boku hybrydy, ale jak na razie bardziej przejmować się musiał małpim ryjem. A strzał w głowę na ogół mało co przeżywało.
Rzuty:
Egzorcyzmy - wykorzystuję przedmiot jednorazowy: czekoladowe jajko (+45 do wyniku rzutu)
sukces (79)
Lęk - porażka (-21)
@Warui Shin'ya
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
W głowie dobrze się kojarzyło: nue zapowiadały chaos, zniszczenie i chorobę. Często uważano je za obraz ludzkich lęków. Wyjaśniano, że stąd ich rozczłonkowane z różnych zwierząt i sklejone w jedną formę sylwetki. Były tak nieopisane, bezsensowne i niepasujące jak strachy. W naturalny sposób zaczęły więc symbolizować trudności w zrozumieniu własnych psychicznych defektów - i to Nakashima odczuwał coraz bardziej. Choć huk naboju odbił się u dna jego ucha w znajomy sposób, trafiając jedną z wężowych głów, ścisk w gardle nie zluzował. Zdawał się tak samo intensywny, jakby rozpłatanie gadziej mordy nie przyniosło zasłużonej ulgi. Nasuwał się oczywisty wniosek, że bierze w tym udział coś więcej niż wizualna wersja potwora.
Nue warknął, lądując krzywo na przednich łapach. Strzał zadrapał bok małpiego pyska, chybiając o włos. Śmigły ogon zamienił się tymczasem we fresk, powodując żwawszy ruch reszty posykujących odpowiedników. Wyłaniały się zza yokai, gotowe ukąsać ofiarę, kiedy tylko znajdzie się w zasięgu pola. Na razie łapały powietrze, rozsierdzone kłapiąc gdzie się da, ale niebezpieczeństwo z ich strony rosło z każdym krokiem monstrum. Zwierzę naprężyło mięśnie i pomimo początkowego ogłuszenia skoczyło raz jeszcze - teraz będąc bliżej miało większe szanse na obalenie przeciwnika, przygważdżając go do gleby łapami uzbrojonymi w tnące szpony.
W oddali dało się wychwycić strzał z broni palnej. Musiał dochodzić gdzieś z zostawionej u dołu wioski. Zaraz za nim padły kolejne trzy, akurat w chwili, w której rejestr Nakashimy przysłoniła nadlatująca nawałnica mięśni.
Nue.
> Możesz rzucić k100 na egzorcyzmy, aby poznać jedną z informacji na temat yokai.
> (Sprecyzuję, bo mogłam źle określić. ) Dodatkowo rzucasz k100 na lęk - cyfra osiem. Jeżeli wypadnie ci potwierdzenie lęku to rzucasz jeszcze na siłę woli.
> Rzut na obrażenia.
TERMIN: 14/08, godz. 23:59.
TURA: 14 (Nakashima),
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Nakashima Yosuke: siła woli (1), percepcja - wzrok (1), egzorcyzmy (1, 2)
- ekwipunek: karabin snajperski (broń Tsunami), naboje: 6/7, pistolet (zwykły, 9mm) + po 2 magazynki, nóż, 2 woreczki fukumame, różaniec shintō, omamori: kōri, świeca ochronna, rózga, peleryna przeciwdeszczowa, paczka zapałek, kawałek kredy, notatnik, ołówek, butelka wody, racje żywnościowe
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Może to lepiej, że zamiast w trzyosobowej grupie, był teraz sam? Towarzysze nie musieli patrzeć na rozszerzone strachem oczy, na krople potu formujące się na skroni, drżenie ciała wywołane nie spotkaniem twarzą w twarz z dość przerażającym yokai, a liczebnością syczących paszcz wijących się zaraz za nim. Nie widzieli jak opanowany i racjonalny Nakashima ulega powoli panice z powodu tak głupiego, że aż wstyd było się do niego przyznawać. Gdyby to jeszcze bał się węży, dało się to jakoś wyjaśnić. Ostre kły, szczęki zdolne do rozwarcia się tak, żeby pożreć ofiarę żywcem w całości, trucizna, której jedna kropla zabijała dziesięciu dorosłych mężczyzn lub siła mięśni zdolna do połamania wszystkich kości i zaduszenia jednym uściskiem. Tego każdy mógłby się bać. To miało przynajmniej sens.
Był gotowy do następnego strzału, choćby miał władować kulkę w pozostałe siedem łbów, a resztę kolejnego magazynka umieścić w cielsku hybrydy. Skakała jednak na tyle zręcznie, że przeładowanie mogłoby okazać się wyjątkowo trudne, a sama szybkostrzelność karabinu pozostawiała sporo do życzenia. Nadal też była to broń na większy dystans, z bliska mająca mniejszą skuteczność. Odgłosy walki dobiegającej gdzieś od strony wioski dawały jednak minimum nadziei i o wiele bardziej Yosuke miał ochotę znaleźć się bliżej tamtego rejonu zamiast szukać odpowiedzi u mnicha na górze. W świątyni mogli trzymać drugą taką paskudę albo łaziły tam ośmioogoniaste kitsune, co wcale nie poprawiałoby jego sytuacji.
Sięgnął wolną ręką do pęku patyków przyczepionego do plecaka. Szybkim pociągnięciem rozsupłał sznurek, który przytrzymywał rózgę w miejscu, łapiąc ją teraz w dłoń. Nie miał czasu na zapalanie świec – o ile cokolwiek by dały w tym wypadku – ani chęci do walczenia w tak niewygodnym miejscu. Próby unikania masywnych, tygrysich łap prędzej czy później skończyłyby się zleceniem ze schodów. Liczył więc na to, że yokai nie oprze się sile zaklętej w badylach i na chwilę da mu spokój. Nawet jeśli nie na długo, to może byłby w stanie wyjść z zasięgu szponów. Ułamał w palcach kilka drobnych gałązek, próbując wylawirować spomiędzy kończyn bestii i rzucić rózgę jakby rzucał patyk psu gdzieś w bok, najlepiej umożliwiając sobie drogę powrotną w kierunku wioski. Ktokolwiek tam strzelał, mógł być po jego stronie. A nawet jeśli nie był – Nakashima mógł się wcisnąć w któryś z budynków. Chciał być jak najdalej od ośmiu ogonów, od tych ostrych pazurów i małpiego ryja. To wcale nie ucieczka, to po prostu taktyczny odwrót w celu przegrupowania się. Manewr jak najbardziej akceptowalny i sensowny.
Rzuty:
Egzorcyzmy - sukces (72)
Lęk - porażka (1)
Siła woli - porażka (26)
Zużywam przedmiot: rózga
Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Uderzenie cielska zwaliło z nóg - zwierzę było ogromną masą wyrobionych wieczną walką mięśni. Pod sierścią prężyły się muskuły, drżały przetaczające krew żyły, każdy milimetr tkanek wydawał się jednolitą bryłą cementu. Jedna z łap zaorała bok, pazury wczepiły się w mundur, drąc go z charakterystycznym pęknięciem szwów i włókien. Krańce szponów, ostre jak rzeźnickie noże, przecięły skórę z prostotą ostrza zagłębianego w pozostawioną na słońcu kostkę masła. Czerwień chlusnęła, impuls bólu od razu targnął nerwami, ale paszcza nie zdążyła znaleźć dla siebie miejsca podobnie jak zrobiły to szpony. Kilka tłustych kropel śliny spadło na kołnierz, szczękę i ziemię; rozchylona morda zamarła jednak kilka centymetrów nad twarzą żołnierza. Nue wyglądał jakby ktoś nagle wdusił odpowiedni klawisz na pilocie, zatrzymując go jak stopklatkę w filmie. Dopiero po sekundzie rozszerzyły się nozdrza, bezmyślne spojrzenie uciekło wyżej i na bok, podążając instynktownie tam, gdzie - zapewne w tej samej sekundzie, w której doszło do ataku - została ciśnięta przynęta.
Stworzenie jeszcze się wahało; walczyło z nieznanym przyciąganiem. Magnetyzm okazał się jednak istotniejszy i tym razem zadziałał po myśli Nakashimy. Mężczyzna mógł poczuć jak znika przygniatająca go waga kilkuset kilogramów (rozłożonych, na szczęście, na czterech potężnych łapach, a nie wszystkie znalazły oparcie na powalonym ciele). Nue zamachnęło się posykującymi ogonami; jedna z wężowych mord kłapnęła tuż przy łydce, ale została gwałtownie odciągnięta, gdy reszta zwierzęcia skoczyła ku wabikowi.
Gleba wokół żołnierza tymczasem wilgotniała od krwi. Pomysł, aby zmienić kierunek i wycofać się tą drogą, którą przybył, otrzymał nowe wytyczne: utrudnienie w postaci paskudnego, gorącego bólu, jaki wykwitał setkami spazmów ilekroć nacisnął na lewą nogę. Nie był to z pewnością stan, z którego nie można się wykaraskać, o ile otrzyma odpowiednią pomoc w odpowiednim czasie. Wszystko wskazywało zresztą na to, że odgłos wystrzałów jest coraz bliżej, jakby z każdym pokonanym metrem otwierał nowe drzwi dźwiękoszczelnych pomieszczeń. Nie minęło dużo czasu jak pomiędzy upadającymi, wijącymi się jeszcze wściekle u traperskich butów kitsune, dostrzegł znajomą postać.
Makioka zorientował się w towarzystwie pół sekundy później.
- Nakashima! - W tonie zadźwięczało wszystko; łącznie z zaskoczeniem, jakby widok rannego członka Tsunami był nie do pomyślenia. Po przyjrzeniu się łatwo było jednak dostrzec, że sam otrzymał solidny cios w szczękę. Brutalnie wymierzony atak fioletowiał na jego żuchwie - siniak był już wielkości dorodnej brzoskwini i rozłaził się dalej. Ubrania miał brudne i okurzone, jakby przed wstąpieniem do wioski postanowił paść na glebę i wynurzać się w pyle, ale przy odrobinie zainteresowania widać było kilka naderwanych miejsc zza których ciekła krew. Obrażenia musiały być jednak nie tak poważne. - Szukaliśmy cię! - Dopadł do dowódcy, gotów użyczyć mu pomocnego ramienia. Gdzieś ponad ramieniem Makioki zamajaczył nowy cień - kolejne wylęgające się zza kamiennej warstwy yokai. Coś bardziej humanoidalnego, może yawamaro, zdecydowanie mniejsze niż nue, które, jak przypomniało się Nakashimie, było zbyt trudne do zgładzenia bez odpowiedniego przygotowania. - Była tutaj taka dziewczynka - Hatake odetchnął, obniżając nadgarstek z pistoletem; więcej niż pewne, że nie była to specjalistyczna broń oddziału, więc powalone wokół stwory zostały raptem ogłuszone, nie ciężko ranne. - Wpadłeś na trop Takud... - Mężczyzna nagle przerwał, ze wzrokiem wbitym w ciemniejący bok towarzysza. - O cholera.
Nue.
> UŻYCIE PRZEDMIOTU: 1/2.
TERMIN: 21/08, godz. 23:59.
TURA: 15 (Nakashima),
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ UCZESTNIKÓW: 0.
ILOŚĆ SPÓŹNIEŃ MG: 0.
Nakashima Yosuke: siła woli (1, 2), percepcja - wzrok (1), egzorcyzmy (1, 2, 3)
- ekwipunek: karabin snajperski (broń Tsunami), naboje: 6/7, pistolet (zwykły, 9mm) + po 2 magazynki, nóż, 2 woreczki fukumame, różaniec shintō, omamori: kōri, świeca ochronna,
- zużyte przedmioty: czekoladowe jajko, rózga
- OBRAŻENIA: oszołomienie i zdenerwowanie wywołane irracjonalnym lękiem; ciężko rozorany lewy bok; po wydarzeniu konieczne jest rozegranie wątku w szpitalu, lazarecie garnizonu w Haiiro bądź bezpośrednio z medykiem innego gracza. W przypadku dwóch pierwszych możesz założyć, że lekarzem jest NPC. Wątek musi mieć min. 3 posty na głowę. Brak interwencji w ciągu dwóch najbliższych fabuł oznacza wdanie się zakażenia, które automatycznie daje ci -15 do rzutu na siłę i wytrzymałość na najbliższe 10 fabuł.
Być może jest to ostatnia kolejka, jeżeli zarządzisz odwrót.
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Nie miał wiele czasu, żeby oddalić się od wrogiej istoty i musiał to zrobić mimo ostrego bólu przeszywającego ciało za każdym razem, kiedy stawiał krok. Chęć ucieczki przed lękiem wspomagała go w pokonywaniu stopni w dół, ale wymieszane w chaosie myśli nie potrafiły połączyć się w coś logicznego. Co, jak już znajdzie się wśród budynków? Przemykać od jednego do drugiego, chować się pod dachami barwionymi czerwienią i zielenią, wybierać konkretne, może to tylko legenda, a kolor dachówek nie miał żadnego znaczenia? Uciekać? Niczego się nie dowiedział, nie miał żadnych informacji. Kompletna strata czasu. Może gdyby dotarł do świątyni, mnich byłby w stanie odpowiedzieć mu na jakieś pytania albo tam znalazłby trop. Mógł teoretycznie po rozproszeniu nue kontynuować wędrówkę i za wszelką cenę osiągnąć swój pierwotny cel, ale jaki był w tym sens, jeśli drogę powrotną zastawiałaby świergocząco-wyjąca i czasem sycząca hybryda kłapiąca dużą ilością paszcz?
Widok Makioki zrzucił jakiś kamień z serca Yosuke. To nie był kolejny wróg, wyposażony tym razem w broń palną, a sojusznik – najwyraźniej również po bitewnych przejściach, sądząc po siniaku oraz stanie odzieży. W dwubarwnych oczach Nakashimy wciąż malowało się przerażenie, teraz jeszcze potęgowane postępującą utratą sił. Dopadł do towarzysza, uczepiając się go drżącą ręką. Chciał odpowiedzieć, ale słowa jeszcze grzęzły mu w gardle, więc na pytanie o trop ostatecznie tylko pokręcił przecząco głową. Jego wzrok powędrował na powalone kitsune. Miał nadzieję, że nie były to jakieś bardzo lubiane koleżanki byakko, ale jeśli rzuciły się na żołnierzy, to same wybrały dalszy rozwój wydarzeń.
– Nue – wyrzucił z siebie wreszcie rozedrganym głosem. Uniósł dłonie, pokazując na palcach osiem, a potem kłapiącą paszczę. Sugiyama raczej załapałby o co chodzi z samą liczbą. Dla większości Japończyków ósemka była cyfrą szczęśliwą albo po prostu zwykłą, taką jak każda inna, jeśli nie wierzyli w przypisywane niektórym symbolom właściwości. U niego wywoływała zakorzeniony w podświadomości strach, którego nie potrafił wyjaśnić. Poniekąd go to irytowało. W loterii głupich lęków mógł trafić na anatidefobię, mógł bać się lalek i ich martwego, szklanego wzroku albo klaunów. Ale nie. Trafił na coś, co za każdym razem wyjątkowo rzucało mu się w oczy i powodowało ataki paniki.
Nawet rzucając się w trójkę na yokai, biorąc pod uwagę ich obecny stan, szanse powodzenia mieli dość niskie. Jeśli chcieliby się pozbyć stworzenia, musieli wrócić przygotowani, możliwe nawet, że z konkretnym sprzętem. Wabik powinien z kolei przyciągać jego uwagę wystarczająco długo, żeby zdołali dotrzeć na skraj wioski – pozostawało mieć jeszcze nadzieję, że istota zostanie w jej obrębie zamiast podążyć za nimi.
– Zawróćmy. – Decyzja nie należała do łatwych. Nie znosił porażek, a wypad do wioski wzbudzał w nim właśnie takie odczucie. Zamiast zdobyć informacje, zostali ranni i nie mieli nic wartego uwagi. Z innej strony, Nakashima nie zbadał tego miejsca dokładnie i wiedział, na co się przygotować w razie jakby chciał tu wrócić. W siedzibie z kolei mógł poobserwować drugiego dowódcę. Kwestią do przemyślenia w drodze powrotnej było tylko to, czy powinien wspominać o ataku nue i całej ukrytej przed śmiertelnikami wiosce. Być może lepiej było na razie utrzymywać, że napadły ich po prostu yokai w górach.
@Warui Shin'ya
Seiwa-Genji Enma and Itou Alaesha szaleją za tym postem.