Pomieszczenie nieduże, bardzo jasne, zaprojektowane w minimalistycznym klimacie... który dostrzec można w wejściu. I tylko w wejściu. Im dalej sięgnąć wzrokiem, tym więcej sygnałów, że miejsce stanowi prawdziwie artystyczną przestrzeń. W centrum sztaluga, komplet jeszcze nienaciągniętych płócien, niedokończonych obrazów, rysunków, poskładane farby, szkicowniki i narzędzia rysownicze w najszerszej, możliwej postaci. Wysoka półka z szafą, zapewne mieści komponentów jeszcze więcej. Jest też miejsce na stolik herbaciany z dwoma siedziskami, biurko z komputerem i tabletem graficznym. Podłoga opowiada historię malowanych kropel, które - w dziwny sposób - wciąż wydają się tworzyć pewien wzór.
Nie powinna była przywiązywać większej wagi do spotkania. Lakoniczna wiadomość, służyła informacji i dopełnieniu...obietnicy? zobowiązania? do jakiej zobligował się pan Yozei. Mimo to, czuła niespokojny rodzaj podekscytowania jednocześnie w pozytywnym i negatywny rozumieniu oczekiwanego wydarzenia. Nie pozwoliła, żeby żadne, zbędne interpretacje nie zasiedziały się w myślach, ale nie mogła zaprzeczyć, że było jej miło na myśl o zaproszeniu i obecności na pokazie w takim towarzystwie.
Zadbała, by wyglądała elegancko, okazja należała do tych wpisanych w tradycję Japońską i była wdzięczna babci, że wprowadziła ją w świat, który dla większości młodych, wydawał się obcy i nieznośny. Carei dostrzegała w niej klasyczne piękno, doceniając szczególnie, te artystyczne formy jej odzwierciedlania. Nawet jeśli taniec nigdy nie był wpisany w jej doskonałe umiejętności, tak obserwacja profesjonalistów, wywoływała w niej impulsywny zachwyt. Wiedziała nawet, że jeszcze dziś, gdy tylko otrzyma do rąk szkicownik, pierwszy z rysunków będzie zawierał samych tancerzy. Być może i samego towarzysza, który swoją postawą i manierami, wpisywał się w tradycyjny rys arystokratów. Nie tak łatwo było spotkać mężczyznę, który nie zagubił gdzieś natury gentelmanii. Chciała, czy nie, imponowało jej to. I doceniała.
Była gotowa wcześniej, przed umówioną godziną czekając w białej, dopasowanej koszuli, z półdługą spódnicą i ciemnymi botkami. Całości dopełniał prosty, bordowy płaszczyk i klasycznie, całkowicie rozpuszczone włosy. Usta delikatnie muśnięte błyszczykiem i..torebka, w której brakowało tylko szkicownika. Zgodnie z zapowiedzią, miał po nią przyjechać kierowca i zabrać na miejsce pokazu. Zaskoczenie wyjątkowe, ale nie protestowała, pozwalając, by mężczyzna zadbał o szczegóły organizacji - doceniając dbałość o szczegóły, które często innym umykały.
O czasie, pojawiła się przy ulicy i wjeździe na osiedle, przy którym już czekało auto, którego opis i dane otrzymała we wiadomości. Przywitała się najpierw z kierowcą, który otworzył jej drzwi i zaprosił o środka, by zmierzyć się wzrokiem z samym narratorem spotkania - Panie Yozei, dziękuję za zaproszenie - skłoniła się lekko, nim zajęła miejsce z tyłu, czując, jak lekki uśmiech wkrada się na wargi. Palcami lewej dłoni podsunęła na kolana pakunek, potem podsuwając bliżej mężczyzny - Dziękuję, za użyczenie ciepła - wydarzenia z fontanny, chociaż niecodzienne w swym przebiegu, wymagały wdzięczności i tej odmówić swemu towarzyszowi nie mogła.
@Yōzei-Genji Noriaki
Ubrany był w ciemny, granatowy garnitur i białą koszulę. Drogi materiał był dopasowany sugerując wprost, że wyszedł spod ręki krawca znającego się na swojej pracy. Karwat pod szyja był schludnie zawiązany. Jego długość przecinała prosta srebrna spinka, pasująca do makietów. Na kołnierzyku znajdowała się przypinka z symbolem klanu w tym samym minimalistycznym stylu. Zdecydowanie wrażenie odbiegało od tego, prezentowanego na balu.
- Przyjemność po mojej stronie, Pani Ejiri - schylił głowę w odpowiedzi i zapraszającym gestem zachęcił do tego by zasiadła. Sam również znajdował się na tylnym siedzeniu nie zwracając większej uwagi na kierowcę, który po chwili znalazł się na swoim miejscu i płynnie ruszył w dalszą podróż. Odebrał od kobiety pakunek - Byłem zobowiązany - nie była to jego dobroć, a właściwie gest wymuszony poczuciem winy. Nie rozdrabniał tego jednak bardziej przyjmując oferowaną wdzięczność. On sam również sięgnął po prostokątne zawiniątko - szkicownik. Owinięty był w delikatną na wpół przezroczystą białą bibułę. Po jej rozwinięciu widoczna była twarda oprawka w stonowanym zielonym kolorze obszyta pozłacaną nicią. Sama jej faktura przywodziła na myśl rzemieślniczy kunszt bo i owszem - kartki były skrupulatnie zszyte i wysokiej jakości. Przytrzymujący je grzbiet posiadał zapisane atramentem imię i nazwisko Carei. Była to tez jedyna widoczna ozdoba. Z tyłu szkicownika w prawym dolnym rogu znajdowała się niewielka sygnatura herbu Minamoto - Mam nadzieję, że Pani odpowiada - osobiście głowa go bolała od zastanawiania się jaki gust może mieć miastowa kobieta więc nakazał przygotować podarunek do własny smak.
- Była Pani może już kiedys na podobnych prezentacjach lub przedstawieniach, jak jiutamai? W zasadzie odbywają się dość cyklicznie w Asakurze. Zdarza się Pani może odwiedzać właśnie tę część miasta?
Mimowolnie, w naturalnym dla siebie, bardziej artystycznym odruchu, prześledziła elegancję, która otula postać nie tylko fizycznie. Widziała w kroju i barwach, rękę profesjonalisty. A chociaż jej własna prezencja, nie szczyciła się najbogatszą kolekcją, w nieokreślony sposób, wpisywała się tematycznie w dzisiejsze spotkanie. Kąciki ust zakołysały się delikatnie, dopóki jednak nie rysowała, nie potrafiła długo utrzymywać spojrzenia na męskim obliczu. Przystojnym, przyznać musiała.
Pochyliła i ona głowę, w podziękowaniu, nie dodając więcej do wymienionych na początek kurtuazji. Musiała mieć świadomość, że należało odłożyć na bok niepotrzebne interpretacje, które prawdopodobnie kiedyś, łatwiej mogłaby dopisać. Spotkanie, uczynione w ramach zadośćuczynienia, za które - wziął odpowiedzialność. Westchnęła cicho, przez nos, uspokajając przyspieszone wezwanie w piersi - nie odnajdowała w padających słowach żadnego uchybienia, w jakiś sposób jednak, pamiętając wydarzenie i kontrast zachowania, jakiego doświadczyła. Czy w towarzystwie bliskich sobie osób, pozwalał sobie na większa swobodę?
W ciszy obserwowała, jak podsunął nieduzi pakunek, który przejęła z delikatnością palców, które przesuwają malarskie płótno, świeżo pomalowane. Za przyzwoleniem, rozsunęła cieniutką oprawę i odkrywając zawartość. Z przypisaną jej naturze czułością, przesunęła opuszkami palców wzdłuż brzegów szkicownika, dostrzegając misterny kunszt artysty, który musiał zająć się wykonaniem - Jest piękny - potwierdziła, przez kilka sekund chłonąc zmysłami uczyniony podarek. Palec wskazując, nieco dłużej zatrzymał się przy sygnaturze nazwiska. Przymknęła powieki - brakuje tu tylko rysunków. Dziś pozwolę sobie na uzupełnienie pierwszej strony - zakomunikowała cicho, chcąc być może uprzedzić późniejsze pytania. Wiedziała, ze w perspektywie dostrzeganego piękna, bywała po prostu bezbronnie urzeczona, nie mogąc zatrzymać palców, ani natchnienia- Dziękuję - dodała jeszcze, pochylając głowę i w końcu wracając uwagą źrenic do tych, należących do Noriakiego.
- Zdarzało mi się uczestniczyć w podobnych, dawno temu - przyznała ostrożnie, oplatając palce na szkicowniku, którego, nie chowała jeszcze - i przyznam się, że kiedyś mieszkałam w Asakurze - przerwała na moment, ważąc słowa, które kiełkowały na języku. Sięgając spojrzeniem przed siebie, czując jak auto drga od cichego warkotu silnika - wyjazd poza Fukkatsu, zatarł wspomnienia, ale jestem związana z tym miejscem - zakończyła, na powrót zerkając ku towarzyszowi - czy mogę zapytać, skąd u Pana zainteresowanie tym konkretnym rodzajem sztuki? - nie wierzyła, by zabierał gościa na wydarzenie, które było mu całkowicie obce.
- Zna Pani historię jiutamai...? Sama technika praktykowana była na cesarskim dworze. W naturalny sposób przeszła z czasem jednak i do niższych warstw społecznych. Obecnie znana nam forma tańca została ukształtowana przez niewielkie, ciasne pomieszczenia, którym było daleko do tych pałacowych. Ruchy tancerki w naturalny sposób musiały się do nich dostosować. Nie są więc gwałtowne, zamaszyste, jest w nich za to dużo symboliki, subtelnych gestów, gry spojrzeniem i znaczących pauz. Myślę, że cenię sobie w całej sztuce właśnie to - minimalizm i okazję do kontemplacji. Urokliwe jest to, jak za pomocą tak niewielu, drobnych ruchów można zamknąć tak wiele historii. Bo też tyle ile widzów, tyle interpretacji i odczuć. Jiutamai niczego nie narzuca, nastawiona jest na doświadczenie. Mam nadzieję, że przypadnie Pani do gustu, Pani Ejiri - dało się wyczuć w wypowiadanych słowach szczerą nadzieję i pewne oczekiwanie - Wygląda na to, że jesteśmy już na miejscu. Wprowadzę Panią - i jak zapowiedział, tak też się stało. Samochód się zatrzymał, a sam Noriaki odeskortował Carei dedykowanym wejściem do teatru w Asakurze w którym całe wydarzenie było organizowane. Oczywiście nie dotyczyły ich żadne kolejki, a miejsca w loży VIP zasługiwały na swoją nazwę. Sam pokaz zaczął się od przyciemnienia świateł w całej sali. Na scenie pojawiła się cienista, kobieca sylwetka. Usiadła na środku zastygając w bezruchu i przyciągając spojrzenia. Drewniany łoskot, a potem szarpliwy dźwięk shamisena dały znak, że wszystko się zaczęło.
/zt x2 -> tu
Znajdywał się przy jej łóżku, wciąż było cicho i ciemno. Była noc, choć nawet nie spoglądał na zegarek w upewnieniu na godzinę. Uśmiechał się łagodnie, wciąż niepewny czy dziewczyna dobrze zareaguje na jego wygląd. Otwarte rany, z których ciekła krew, wszystko wyglądające na tak świeże i nieprzyjemne. Bolesne, chyba przede wszystkim, choć ten ból już dawno był tępy. Do niego można było przywyknąć, zapanować nad nim...
- Dzień dobry, Carei. Jestem tutaj, na podłodze - powiedział, po chwili rzeczywiście zasiadając na ziemi i czekając, aż dziewczyna powoli otworzy własne oczy, wiedząc że będzie wciąż jeszcze nieco zaspana. Uśmiechnął się do niej łagodnie, choć wtedy rany nieprzyjemnie się otworzyły. Miał jedynie nadzieję, że panujący półmrok w pomieszczeniu sprawi, że będzie się wydawał choć odrobinę mniej... nieprzyjemny w odbiorze.
- Nie musisz się śpieszyć. Będziemy tylko potrzebować... czegoś ostrego - zawahał się, zastanawiając co mogłoby się dobrze sprawdzić. Nóż? Scyzoryk? Coś, czym delikatnie można by było naciąć skórę. W końcu to krew była potrzebna.
W końcu jednak, kiedy Ejiri już w pełni się obudziła i podniosła z samego łóżka, kiedy już znaleźli się naprzeciwko siebie, Kyou powoli wyciągnął w jej stronę swoje przedramię, podwijając swój rękaw.
- Tutaj chyba będzie odpowiednie miejsce? - zaproponował, wskazując wewnętrzną stronę przedramienia. Samemu wybrał dłoń, na której rany były bardziej na opuszkach - to mogło znacznie ułatwić mu samą kwestię skaleczenia. Wystarczyło tylko bardziej rozdrapać, bardziej naciąć skórę tak, aby poleciała krew. - Twoje imię na moim przedramieniu, a moje na twoim... I musi być spisane krwią. Na twój znak, kiedy będziesz gotowa - powiedział spokojnie, uśmiechając się do dziewczyny, jakby chcąc dodać jej nieco pewności siebie we wszystkim, co mieli zamiar zrobić. Nawet jeśli nie było to przecież niczym złym - niczym niecnym. Po prostu było... czymś innym. Jakby po części nie powinni, a jednak robili coś, czego nie każdy potrafił zrozumieć.
Ale świadkiem wszystkiego był jedynie księżyc na niebie, a noc z pewnością była mroźna. Nawet jeśli był listopad, nawet jeśli w mieszkaniu wszystko wydawało się być zupełnie inne i przytulniejsze, to Kyou był wręcz pewny, że dzisiejsza noc był zimna. Przeczucie? A może zmartwienie? O to czy Jiro nie marzł w Nanashi, o to czy w ogóle posprzątał, o to jak się czuł po tym wszystkim...
W tym samym momencie, oboje przebili swoją skórę, czekając na krew. Po tym powolne, śliskie linie składające się w znaki tworzące ich imiona, zaczynały pojawiać się na ich ramieniu.
- Nakamura Kyou... - podał znów, jakby chciał mieć pewność, że Carei zapamięta jego imię. Nawet jeśli nie było wyjątkowe, nawet jeśli tak naprawdę nie było trudne. Chciał mieć pewność - a może chciał rozgonić swoim głosem resztki niepewności, która wciąż w nim siedziała? Czy dobrze robił? Czy powinien..? Po tylu latach...
Ale może czuł, że nie powinien być tak bardzo niepewny. Powinien... działać. Spróbować wpłynąć na to, co chciał aby miało miejsce. Również z ukaraniem swojego mordercy. Nawet jeśli w pewnym sensie chciał to wypierać - nawet jeśli nie przyznałby się do tego, chciał, aby tamten człowiek poniósł karę. Za to, że go zamordował - za wszystko co odebrał jego siostrze, ale i innym, którzy go znali. Chciał, aby to wszystko się odwróciło. Nie czuł zawiści, bardziej zdenerwowanie i determinację, ale i dziwnego rodzaju spokój, kiedy kończył kreślić swoje imię na skórze Carei. Tak, to towarzyszyło mu głównie - pewność i ciepło, spokój i opanowanie. To wszystko czym się zawsze charakteryzował, niezwykłą cierpliwością i wyrozumiałością. Rzadko podnosił głos, i żałował że zrobił to w stosunku do Jiro jeszcze kilka godzin wcześniej...
Powoli, czując że i Carei kończyła kreślić własne imię, w tej samej chwili oderwał palec od jej skóry, czując że...
Czując.
To była ta różnica. Zaczął czuć, ale nie ból. Ten jakby zniknął - podobnie jak rany z jego dłoni. Podobnie jak krew, która jeszcze kilka chwil temu znajdywała się na ziemi, przypominając o sposobie w jaki zginął - w jaki został zamordowany. Wszystko nagle zaczęło... jakby znikać. Wszystko było... inne. Takie jak podczas balu, kiedy nagle każdy przedmiot dookoła był... wyczuwalny. Kiedy mógł poczuć to na czym siedział, kiedy mógł poczuć temperaturę w pokoju, poczuć też obecność dziewczyny siedzącej naprzeciwko.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Powoli, usiadała naprzeciw ducha, podsuwając wyżej przydługie rękawy materiału, tym samym, kopiując gest Nakamury, odsłoniła wewnętrzną część lewego przedramienia, w nieokreślony sposób chcąc, by cięcie pochodziło bliżej serca. A to zdawało się słyszeć jej myśli, obijając się w piersi znowu mocniej, głośniej, szumiąc echem aż w skroniach, gdy pochyliła głowę w milczącej zgodzie. Szum rozgorzał w uszach tym bardziej wtedy, gdy zgodnie z prowadzonymi ją słowami, smukła, chodź krótka linia cięcia zalśniła czerwienią, a szkarłat liter jej tożsamości, zajaśniał na skórze jej ducha. Tak, jak ona właśnie została jego medium - Ejiri Carei - jak personalne echo, powtórzyła za duchem swoje własne imię,
Naprzemiennie chłód i gorąc przenikał skórę i miejsce , w którym zapaliły się ich nazwiska. Czuła przejmujące dreszcze, gdy dopełnili całości porozumienia. Raz podjęta decyzja, nigdy nie umykała jej woli. Tę, zdawała się mieć o wiele silniejszą, niż kruche ciało. Kilka kropel słabości owinęło ją, niby poranna mgła. Przymknęła powieki, wciągając ze świstem chłodne, nocno-świtające powietrze. Otworzyła powieki w momencie, gdy głębokie ślady na skórze towarzysza zasklepiały się, kryjąc tajemnicę licznych ran - Mam nadzieję...że dobrze się czujesz? - dopytała, powoli, podnosząc się z klęczek. Usiadła chwiejnie na brzegu łóżka, chcą uspokoić kołatanie serca. Musiała teraz przekalkulować wszystko. Poukładać. I zadbać, by Nakamura...rzeczywiście spełnił swój cel. Ale najpierw zadbać musiała o oczywistości. Musiał mieć gdzie mieszkać. I mieć z nią kontakt - Przez... przez jakiś czas będziesz spał u mnie. Pomogę coś znaleźć i... mam stary telefon. Wciąż działa. Na pewno na początek to wszystko, potem... - zawahała się - powiem, że jesteś moim wujkiem, rodziną - przełknęła ślinę. Kręciło jej się w głowie, chociaż nie była pewna, czy był to skutek samych wrażeń, czy efekty kontraktu. A mimo to, od bardzo dawna czuła się bezpiecznie.na tyle, że sen na nowo próbował wtargnąć w jej ciało - Odpocznij też - dodała jeszcze ciszej. Stawiali właśnie zupełnie nowe kroki na ścieżce, skrzyżowanych losów.
| zt x2
@Nakamura Kyou
Nakamura Kyou ubóstwia ten post.
Był przyzwyczajony do odwiedzania tych lepszych dzielnic Fukkatsu, chociaż ta naprawdę każda była lepsza od Nanashi. Zazwyczaj klienci zabierali go z klubu, chociaż zdarzały się takie sytuacje, jak ta, że dostawał wiadomość z adresem i datą spotkania. Czasami zastanawiał się na ile praca poza bezpiecznym lokalem, w którym zapewnioną miał ochronę, jest dla niego bezpieczna, ale ostatecznie decydował się na ryzyko, które wiązało się z sowitą zapłatą.
Stanął przed drzwiami, wysuwając z kieszeni granatowej kurtki dłoń, odzianą w czarną, skórzaną rękawiczkę, po czym ostrożnie nacisnął dzwonek. Odrobinę nieswojo czuł się bez swojego płaszcza, tak dla niego charakterystycznego, ale nadal nie miał czasu na zeszycie rozdarcia, które powstało jakiś czas temu, podczas przygody z Eri. Uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie, bo nawet jeżeli kobieta napędziła mu wtedy niezłego stracha, to ostatecznie okazała się całkiem miła.
Odgarnął i przygładził kilka kosmyków jasnych włosów, które wymknęły się podczas wędrówki, psując fryzurę. Zazwyczaj pozwalała włosom żyć własnym życiem i niesfornie okalać mu twarz, falując we wszystkich kierunkach. Na tę okazję wygładził je i utrwalił, zaczesując wszystkie do tyłu.
Prawdopodobnie nie wytrwają w tym ułożeniu długo, ale chociaż przez chwilę będzie miał satysfakcję, że zrobił coś ze swoim wyglądem i odrobinę się postarał. W wiadomości nie było nic o tym, jak ma wyglądać czy w co się ubrać, więc uznał, że ma całkowitą dowolność w tym zakresie.
Przestąpił z nogi na nogę i jeszcze raz pospiesznie zerknął na wiadomość w telefonie, żeby się upewnić czy dobrze trafił. Wyglądało na to, że niczego nie pomylił, ale to nie był jeszcze czas na odetchnięcie z ulgą, bo póki co, nikt mu jeszcze nie otworzył.
Pociągnął nosem i rozejrzał się dyskretnie, a gdy już miał zadzwonić po raz drugi, drzwi otworzyła mu drobna dziewczyna, prawdopodobnie w podobnym wieku. Odszukał jej spojrzenie i przekrzywił lekko głowę, podczas gdy na jego jasnej twarzy zaczął pojawiać się delikatnych uśmiech. Okazało się, że otworzenie drzwi wcale nie pomogło i był jeszcze bardziej zdezorientowany, niż wcześniej.
一 Witaj. Jestem Inka. Czy to ty do mnie napisałaś? 一 zapytał niepewnie, chociaż dalej lekko się uśmiechał. Dziewczyna była drobna, mniej więcej w jego wzroście i bardzo śliczna. Nie wyglądała jak jego typowi klienci. Co prawda spotykał się czasami z kobietami i to one głównie zapraszały go do siebie, bo krępowało je pojawianie się w domu publicznym lub w klubie, ale zazwyczaj były starsze i wyglądały mniej niewinnie.
Naturalnie nie miał zamiaru pytać o powody, dla których zdecydowała się, o ile to nie pomyłka, spotkać, chyba że sama będzie chciała o tym porozmawiać. Widział i słyszał w swoim krótkim życiu wiele, więc wątpił by coś go zdziwiło. Był dobrym słuchaczem, chociaż bywały osoby, które w ogóle nie chciały rozmawiać, woląc ograniczyć się do samej bliskości fizycznej lub takie, które wydawały jedynie sztywne polecenia. Potrafił dostosować się do każdego człowieka i każdej sytuacji. Na tym polegała jego praca, w której miał już kilka lat doświadczenia.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Nakamura Kyou gardzi postem aż przykro.
Przekręciła głowę, pozwalając, by czerń rozpuszczonych włosów rozsypała się na policzki i nos. Odetchnęła głębiej, starając się zdmuchnąć długie pasma, przysłaniające widok telefonu i wiadomości, którą zdążyła przeczytać tyle razy, ze niemal znała ją na pamięć. Data i godzina. Czas trwania, płatność z góry i ewentualna możliwość przedłużenia sesji. Odetchnęła raz jeszcze, w końcu podnosząc się, poprawiając przy tym zapinaną w pasie spódnicę w kolorze ciemnego bordo i bielącą się koszulę, której rękawy zdążyła podciągnąć, by przypadkiem nie przeszkadzały podczas pierwszych szkiców. Wiedziała przecież, że praca, którą miała stworzyć będzie wymagała więcej niż jednej sesji. Czy będzie potrafiła sprostać wymaganiom profesjonalisty?
Niemal podskoczyła, gdy u drzwi usłyszała pukanie. Podniosła się w pośpiechu, zanim jednak dotarła do wejścia, wciąż boso wsunęła się do pracowni, sprawdzając po raz setny, czy wszystko było na miejscu, gotowe do działania. Na stoliku kuchennym zostawiła też szkicownik, w którym miały powstać pierwsze rysunki, próbnie ustalając, co właściwie będzie źródłem obrazu. Kiedy w końcu stanęła u drzwi, wzięła kolejne dwa oddechy. To miała być jej praca. Ich. Nie mogła się wycofać, dlatego miejsce w pierwsi wydawało się uderzać w rytm powtórzonego pukania.
Zamarła na moment, w końcu mogąc zobaczyć swego anioła, jak w duchu zdążyła nazwać. Miałą świadomość, że każdy z modeli cechował się wyjątkowością urody na bardzo wiele sposobów, ale chłopak, który przed nią stanął, wydawał się pochodzić z jakieś baśni - Jesteś piękny - wymsknęło jej się na powitanie, czując jednocześnie, jak do lic zakrada się ciepło i zdradliwa czerwień wstydu - Tak, to ja, przepraszam... miło mi cię poznać, jestem Eji - dodała w końcu bardziej przytomnie, nerwowo zakładając pasmo włosów za ucho i odwzajemniając lekki uśmiech - wejdź, proszę - odsunęła się od wejścia dając przestrzeń, spoglądając przelotnie na swoje bose stopy. Czy powinna ubrać się bardziej oficjalnie? Z wahaniem, przymknęła drzwi, gdy gość znalazł się w środku.
- Chcesz... się czegoś napić? Potrzebujesz czegoś? - spojrzała w stronę otwartej kuchni - I może od razu uprzedzę, że... że robię to pierwszy raz - uniosła barki, spinając się i spoglądając w zakłopotaniu w dół, znowu na bose stopy. Czerwień na policzkach, prawdopodobnie rozlała się jeszcze głębiej. Znała się na malowaniu, kochała rysować, nigdy nie mając z tym większego problemu. A dziś czuła się jak prawdziwa nowicjuszka - przepraszam, za moją niezręczność - kontynuowała, przymykając na moment powieki - zapewne łatwiej ci...pracować z bardziej doświadczonymi - uniosła wzrok, szukając jasnego spojrzenia chłopaka - ale mam nadzieję, że też nie będziesz żałował - zakończyła pewniej, posyłając Ince ciepły, nieco luźniejszy niż początkowo uśmiech. Czy ktoś mógł ją winić za takie przejęcie?
@Inamori Kaoru
W wyniku długiej stagnacji oraz zmiany kwartału wątek zostaje odgórnie zakończony, a lokacja zwolniona do użytku nowych fabuł. W razie chęci kontynuowania gry, zapraszamy do rozegrania dalszej akcji w retrospekcjach.
Nie czuła się najlepiej. Cały dzień zdawał się dziwnie płytki, rozwleczony, mdły. Nie była w stanie jeść, z uczelnianych zajęć zwolniła się wcześniej, chcąc szybciej znaleźć się w mieszkaniu. Niepokój szarpał myślami, jak rozjuszony pies, od nowa wracając do postaci Kyou. Jej kontrahenta, z którym - nie miała ostatnio kontaktu. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał, a to budowało coraz silniejsze poczucie zaciskającej się na krtani pętli. Zdarzało się już, ze znikał na jakiś czas, ale - wiedziała, ze wszystko było w porządku, ze zajmował się sprawą, do której - jej samej, dostępu nie udzielił. Chociaż bardzo chciała pomóc. Jak echo, odbijały się słowa z kwietnia, które - mimo wyjaśnień, nie umiała zapomnieć. Czy gdyby yurei zawiązał kontrakt z kimś silniejszym, całość dochodzeń toczyłaby się skuteczniej?
Zatrzymała ołówek, który - dopiero zauważyła, zaciskała tak mocno, że złamała grafit, szorując po kartce, ukruszoną końcówką i rozmazując oblicze postaci, które w napierającej rozpaczy rysowała. Równie z opóźnieniem zorientowała, czyj profil tak niefortunnie rozdarła, przekłuwając źrenicę spoglądającą na nią przepraszająco.
- Kyou... - wyszeptała, unosząc dłoń, chociaż palce wciąż bieliły się od siły, z jaką oplatała niewielki rysik. Wilgoć łez pękła pod powiekami, dokładnie w momencie, gdy ból rozdarł jej umysł tak przeraźliwie, że przez płytki oddech, uleciał krzyk. Świat zawirował, obraz sprzed oczy zamazał się, pulsując jak uderzenia dzwonu, co rozbijał kolejne fragmenty czaszki i leciał w dół, niżej, wsiąkając w ciało i drąc żyły. Twardość i nagły chłód pod policzkiem dał znać, że upadła na podłogę i coś na kształt miękkiego ciężaru zaległo jej na plecach, piszcząc przeraźliwie. Łapanie oddechu przychodziło z trudem, z piekącym przeświadczeniem, że wdycha opiłki szkła, rozsypujące się wokół jak burza.
Ciemność opadała i odchodziła, uderzając światłem pęczniejącym w głowie i kurczący się do pyłku, cięższego niż czarna dziura. Nie liczyła czasu, który w końcu dał jej szansę uchylić powieki. Kocur, ocierał się o jej rękę, w panice zapewne próbując rozumieć, co się z nią działo. Kręciło jej się w głowie, i gdyby nie fakt braku zawartości w żołądku, zwymiotowałaby wszystko. Rozbiegany wzrok osiadł na wilgoci pochodzącej z przewróconej i rozbitej szklanki herbaty. Szkarłat jak kropelki atramentu, rozmazywały się na podłodze, odsłaniając rozcięcie na nagim przedramieniu. Z trudem, wyciągnęła drżące palce, odnajdując komórkę, częściowo również zalaną bladoróżowym już płynem. Ból nie przerywał swojej fali, z wysiłkiem, wysłała wiadomość, do jedynej osoby, którą szaleńcze myśli ściągały i była w stanie zrozumieć, co się działo. Brat. Jeszcze brat?
Jiro
Odetchnęła płytko, niemal z ulgą, gdy pazury cierpienia rozmiękły na chwilę, a mrok porwał ją w ramiona. Wilgoć rozmazywała się już słoną strużką, przez policzki, znikając mieszanymi kroplami w potarganych włosach. Nieprzytomność wyrywała ból, który uwiesił się jej umysłu i połączonego z nim, leżącego bezwładnie ciała.
@Hasegawa Jirō
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.