Apartament o minimalistycznym charakterze; czysty, wręcz sterylny. Dla wielu wnętrze może uchodzić za ascetyczne, ponieważ wyposażenie ogranicza się wyłącznie do najpotrzebniejszych mebli i przedmiotów; nie można uświadczyć tu zajmujących półki bibelotów, figurek czy niepasujących ozdobnych drobiazgów. Aranżacja jest przemyślana. W pokojach dominują stonowane odcienie — przede wszystkim biel, czerń i szarości, które optycznie powiększają (i tak rozległą) przestrzeń.
Kuchnia, salon i sypialnia to jedno pomieszczenie.
Lokator: Bai Ze — biały ośmioletni kocur pozbawiony przedniej lewej łapki (utracił ją w pierwszych miesiącach, spadając z dużej wysokości). Spokojny i cierpliwy, nie jest typem nakolankowego miziaka (ale jak się już go złapie, to pozwoli się porządnie wygłaskać). Uwielbia towarzyszyć w codziennych obowiązkach, obserwować i podkradać jedzenie ze stołu.
Pierwszym obrazem, który ujawnił się w tej wątpliwej przestrzeni była znana, jasna twarz o dwóch zaklętych w krysztale tęczówkach. Drugim natomiast był strój — bez wątpienia sięgał swoimi korzeniami nieposkromionej grzeczności. Ye Lian wyglądał, jakby był przygotowany na rozmowę biznesowa w drogiej restauracji, a nie na spotkanie towarzyskie z osobą, którą znał.
Wzrok spełzł o parę centymetrów — właśnie w tej chwili kobieta mogła uzmysłowić sobie, co okazało się w pierwszej kolejności (zaraz po spoglądnięciu na rozweseloną twarz) zwrócić uwagę stojącego w drzwiach mężczyzny. Zdążyły rozchylić się jedynie usta; zdarzył przedrzeć się przez nie cichy wdech, po którym blask powłóczystego światła wydobywającego się na korytarz gwałtownie schudł. Nim jednak mężczyzna zdążył zamknąć w panice drzwi, Black udało się je pochwycić. Chyba tylko zaskoczenie zdołało zatrzymać go w tym niewielkim otworze. Wzrok ogniskujący się na jasnych, dwukolorowych tęczówkach nabrał ostrożnych tonów wątpliwości.
— Black — wymsknęło się spomiędzy warg. — Za głośno. — Wzrok pomknął gdzieś za jej sylwetkę, w głąb rozświetlonego jarzeniówkami korytarza. — Co ty masz na sobie? — Nie musiała udzieliła mu odpowiedzi. Wiedział, że nie zamierza odpuścić, dlatego zwątpił, aby dobrym pomysłem było zostawianie jej na korytarzu. Słowa, którymi się posługiwała były na tyle zawstydzające, że z dwojga złego, wolał otoczyć ją murami własnego mieszkania, aniżeli pozwolić na jakiekolwiek domysły sąsiadów. — Wejdź — byle szybko — chciał dopowiedzieć, ale ugryzł się w język. Przepuścił kobietę i zamknął drzwi.
W pierwszym odruchu chciał zaoferować pomoc, ale szybko uzmysłowił sobie, że nie znajdowało się na niej już nic, co powinna z siebie zdjąć.
— Jest osiemnasta. Byliśmy umówieni na dwudziestą.
Oczywistość słów podbita była zapalonym w łazience światłem; na mieszkanie wydobywał się wilgotny zapach płynów do kąpieli i delikatnych męskich perfum. Ye Lian pstryknął w przełącznik. Wzrok bezustannie błądził po przestrzeni, zatrzymując się na sylwetce kobiety z grzeczności — na tyle ile było to konieczne. Mogła się domyśleć, że blondyn, którego znała nie uświadczał takich widoków i odczuł nie tyle zdenerwowanie, co wewnętrzny wstyd.
— Po prawej stronie możesz odłożyć buty. Wybacz, nie zdążyłem się przygotować.
Warui Shin'ya and Hecate Black szaleją za tym postem.
Była również gotowa na to, że będzie próbował ucieczki, więc asekuracyjnie złapała za drewno ciemnych drzwi, tym samym uprzedzając towarzysza przed ich zatrzaśnięciem. Zresztą... Nawet gdyby zdążył je zamknąć, a później jeszcze dla bezpieczeństwa przekręcić klucz w zamku, to z pewnością miał świadomość, że nie odpuściłaby tak łatwo. Mieszkając z budynku pełnym sąsiadów musiał liczyć się z tym, że długie korytarze niosły słowa głośnym echem.
– Black.
– Cześć przystojniaku – puściła mu szybkie oczko, przekrzywiając głowę nieco na bok. – Moje nazwisko tak bardzo ci się spodobało, że planujesz wymienić własne? To by wyjaśniało, dlaczego tak często je wymawiasz – Oczywiście, że sobie nie żałowała – pełną flirtu osobowość odziedziczyła w genach po ciotce Fionie, a Ye Lian miał w sobie jakiś dziwny zapalnik, który sprawiał, że nigdy nie gasnący płomyk zmieniał się w pożar trawiący wszystko dookoła.
– Sukienkę, kotku. Nie podoba ci się? Mogę ją zdjąć – Dźwięczny śmiech jeszcze przez moment wypełniał korytarz, nim Black nie postąpiła tych kilku kroków naprzód; drzwi w końcu trzasnęły o framugę, odcinając ich dwójkę od wścibskich uszu mieszkających dookoła ludzi. Zastanawiała się czasami, czy tutaj w Japonii sąsiedzi zachowywali się tak, jak na popularnych amerykańskich filmach, czy stali tuż przy drzwiach ze szklanką przytuloną do ucha i nasłuchiwali z intensywnością czekającego na ofiarę zwierzęcia.
– Naprawdę? Jak ten czas się ciągnie, gdy czekamy na dobre towarzystwo, nie miałam pojęcia, że jest jeszcze tak wcześnie – Machnęła bezwiednie ręką, posyłając mu w duecie subtelne spojrzenie, które nie pozostawiało wątpliwości co do tego, iż pojawiła się tu dwie godziny szybciej nie z przypadku.
Podeszła niespiesznie do wskazanego miejsca, rozplatając wpierw sznurówki trampek, później układając je równo. Prostując się przesunęła palcami między długimi kosmykami ciemnoczerownych włosów, zaczesując zbłąkane na twarzy pasma we właściwe miejsce.
– Śmiem twierdzić, że przygotowałeś się wręcz perfekcyjnie – Postawiła pierwszy krok ku niemu, później drugi, trzeci i jeszcze kolejny, aż w końcu znalazła się tak blisko, że czarna sukienka zlała się w jedno z równie czarną koszulą; Black wsparła ramiona na barkach Ye Liana, splatając palce dłoni gdzieś z tyłu za jego głową. Ozdobna torebka prezentowa wylądowała tuż obok nogi mężczyzny – dopiero teraz widziana na żywo okazała się znacznie większych gabarytów. – Masz na sobie tyle ubrań by ściąganie ich nie trwało za krótko ani za długo.
Smukłe pace przemknęły zaczepnie przez blada skórę karku mężczyzny, widać była, że znalazła albo znalazła się przy właściwej osobie, albo weszła w swój żywioł, bo iskry tańczące w dwukolorowych tęczówkach były niemal tak jasne jak barowe neony świecące za oknami.
– Dobrze cię widzieć – mruknęła w końcu, tym razem głosem nienakrapianym żadnym flirtem, a zwyczajną ulga przemieszaną ze spokojem. Twarz Hecate zniknęła w zgięciu szyi drugiego medium, gdy wiedźma wtuliła się w niego całym ciałem.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
Próbował odszukać na jej twarzy również takich oznak; oznak jakiejkolwiek metamorfozy — wydarzenie Halloween dawno wetknął między baśnie. Przebijając się przez unoszący tuman wspomnień, zdał sobie sprawę, jak przeszłość tamtego okresu stała się dla niego okropnie odległa. Niegdyś spacerował po nierównej krawędzi, czekając na byle pretekst do własnego potknięcia, teraz chciał za wszelką cenę ustać na pokaleczonych nogach.
— Cześć przystojniaku.
— Wolę zwykłe Ye Lian.
— [...] Mogę ją zdjąć.
Na drugą zaczepkę oszczędził komentarza, ale wzrok skontrolował roznegliżowaną sylwetkę, jakby pewność co do jej decyzji nie była jednak jasna. Kiedy odłożyła buty, mężczyzna stał już w wejściu do salonu, przygadał się jej z dziwną dozą niepewności osoby wciśniętej w za ciasny garnitur — jednakże wzrok miał wyrafinowany, jak gdyby sznurki dzisiejszego spotkania wciąż oplatały jego paliczki. Zamierzał ruszyć z kobietą do kuchni, jednak plany trzasnęły równie dźwięcznie co wyrzucona na podłogę torba — pełna ciężkiej zawartości.
Wraz z pierwszym kobiecym krokiem spięły się plecy, ściągnęły przesadnie łopatki; z drugim, tym niosącym zapach świeżego lasu, stopa osunęła się ustępliwie w tył; z trzecim, w którym usta wypuściły bezpruderyjne zaczepki na wysokość jego twarzy, podbródek uniósł się powściągliwie — ledwie zdołał ukryć skrępowanie spowodowane śmiałym dotykiem, wijącym się gdzieś z tyłu karku. Odwrócił głowę, nabierając cicho szeleszczącego tchu — walczył z nietaktem, pragnącym uwolnić go z objęcia — nie chciał, aby zrozumiała zaproszenie opacznie. Palce poruszyły się, unosząc odrobinę ponad linię talii.
— Black — wyrzęził. Wzrok Ye Liana pomknął na śnieżnobiałą ścianę; klatka piersiowa uniosła się odrobinę w zetknięciu z niewiele ważącym, drobnym ciałem. Mówił półszeptem: — Czemu zawsze zachowujesz się tak bezwstydnie? Dobrze wiesz, że nie to było celem naszego spotkania.
Oczy Hecate migotały niczym iskry z wysypanego paleniska, a on był wobec nich niczym drewno skwierczące w wysokich płomieniach. Uniósł dłonie, a gdy prawie zacisnęły się piętnem okowy wokół wąskich nadgarstków, zaniechał prób uwolnienia się z niekomfortowego zbliżenia. W momencie gdy kobieca twarz zniknęła w zagłębieniu przesiąkniętej perfumami szyi, odpuścił. Możliwe, że źródło tej decyzji błąkało się za rozczulającym gestem, w słowach niedotkniętych flirtem. Nigdy nikogo nie przytulał. Przypomniał sobie jak niegdyś we śnie, miał nie tyle okazję, ile odwagę objąć tego, którego kochał i jak bardzo nie wiedział, jak powinien to zrobić, niemal tracąc ostatnią szansę. Teraz po raz kolejny musiał ukazać komuś popsutą część własnej osobowości — awarię, z którą urodził się w śnieżnobiałym atłasie.
— Ameryka cię nie zmieniła — ocenił ze spokojem. Wiedźma przyciśnięta do jego krtani mogła odczuć drżenie wypowiadanych słów. W piersi biło cicho serce. — Ale to w porządku. Nie rozpoznałbym cię, jeśli nie byłabyś sobą. — Nie uogólniał. Gdzieś z tyłu głowy znajdowały się wszystkie problemy, które zawierała w wiadomościach tekstowych. Chłód palców tknął kobiecy nadgarstek, mając za zadanie wybudzić ją z transu. — Witaj z powrotem, Black. — Umilknął tylko na drobną chwilę. Z tej perspektywy twarz mężczyzny była dla niej nieosiągalna. — Wejdźmy do środka. Nie miałem w planach gościć cię w progu.
Warui Shin'ya and Hecate Black szaleją za tym postem.
– Gdybym zachowywała się bezwstydnie, to zamiast pytania czy zdjąć sukienkę podjęłabym akcję. Albo przyszłabym jeszcze wcześniej, żeby zastać cię podczas kąpieli w samym ręczniku przewieszonym przez biodra. Spadłby z ciebie szybciej, niż zdażyłbyś zatrzasnąć przede mną drzwi, to jest właśnie bezwstydność, kitten. – Nie omieszkała od razu sprostować, czemu towarzyszyło wcale nie tak subtelne wygięcie kącików ust w rozbawionym wyrazie. Bawiło ja to, jak łatwo się zawstydzał, czym prędzej chowając wszelkie emocje za wypracowanymi przed laty maskami. Chciała za wszelką cenę pozdejmować każdą po kolei – i tym razem o dziwo nie chodziło o warstwy ubrań – coby dotrzeć d tego, co tak skrzętnie pod nimi wszystkimi skrywał.
W zasadzie była dość zaskoczona tym, że nie odepchnął jej od razu – jak dotychczas sprawiał wrażenie osoby, która raczej niezbyt lgnęła do dotyku – i znów, kolejny punkt będący przeciwieństwem samej Black. Korzystała więc pełnymi garściami, przyciśnięta do niego jak zbłąkane dziecko do rodzica; nieczęsta forma dotyku w przypadku ich dwójki dawała zaskakujący spokój, rozluźniała wszystkie mięśnie i rozwiewała niepotrzebne myśli. Na rzecz pozostania w ten sposób jeszcze kilka minut dłużej była gotowa poświęcić zawierające alkohol plany na wieczór.
Zaśmiała się nagle, poruszona nagłym komentarzem.
– Oczywiście, że nie – Rześki zapach płynu do kąpieli wdarł się w płuca podczas branego przed wypowiedzią wdechu. – Nie ma takiej siły, mój drogi.
Spokojny głos Ye Liana oraz forma słów, których postanowił użyć posłały impuls do mięśni dziewczyny – na krótki moment poczuła się tak dziwnie, że ręce ciało samoistnie naparło bardziej na pierś mężczyzny, wtulając się w niego bez większej ingerencji mózgu czy świadomości. W przeciągu kolejnej minuty znalazła siłę, by postąpić krok w tył – twarz miała niezmienną, cały czas pewną siebie, delikatnie rozbawioną. Nawet jeśli to drobne zbliżenie wywarło na niej wrażenie, to postanowiła zachować ten fakt dla siebie.
– Masz może w planach kolację? Bo mogłabym cię zjeść w całości – Sugestywne oczko, które puściła mu w momencie wypowiadania słów z łatwością nakierowywało myśli na odpowiednie tory. Zaraz przeciągnęła się odrobinę, przy okazji łapiąc w palce sznurki pozostawionej przed chwilą torebki prezentowej. Ruszyła w kierunku kuchni, a znalazłszy się przy blacie postawiła nań pakunek. – Proszę. Mam nadzieję, że ci się spodoba. A ciotka przesyła pozdrowienia i butelkę swojego ulubionego wina.
Nie konkretyzowała niczego więcej, cierpliwie czekając aż Ye Lian zajmie się podarunkiem. Była ciekawa, czy choć trochę trafiła w gust przyjaciela, bo wybranie czegokolwiek okazało się większym wyzwaniem, niż początkowo przypuszczała. Ostatecznie, po kilku godzinach błądzenia między sklepami postawiła na sporo Amerykański słodyczy oraz słonych przekąsek. W pstrokatej torebce nie zabrakło również ozdobnego tomu książki, o której kiedyś rozmawiali. na samym dnie, w pudełku wyścielonym miękkim atłasem leżała częściowo barwiona czaszka kojota z dodatkiem barwnych kryształów – nie wyglądały na przyklejone żadną substancja, a po uważniejszej obserwacji dało się dojść do wniosku, że całość była ręczną robotą, podczas której autor wyhodował to drobne arcydzieło we własnym domu. Pod pudełkiem zaś krył się czarny pluszak – sporawy, na oko mający 120 centymetrów kot z obrożą i doczepioną do niej zawieszką z napisem "Salem".
– Wspominałam, że Fiona podarowała mi psa? – odezwała się po chwili ciszy, uprzednio zajmując miejsce na jednym z krzeseł przy stole. – Nazywa się Fornax, powinieneś kiedyś wpaść go zobaczyć.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.
— Nie wybiegaj myślami w przód, Black — skwitował. Oszczędził jej przy tym zapewnień, iż nigdy nie otworzyłby nikomu w tak kompromitującym stroju. Miał swoje granice.
Odsunął się, robiąc Hecate przejście. Szklane okowy tęczówek bezustannie badały wykrzywione kąciki rezolutnych warg. Uśmiechała się. Nie wiedzieć czemu miał wrażenie, że był to jej pierwszy uśmiech, od kiedy powróciła. W jego głowie zabrzmiało to nieco egoistycznie. Ale jej rozbawienie osiadłe na giętkich kącikach, w jakiś sposób ścieliło spokój — śmiała się z niego, stał się powodem, dla którego blask zawitał w tęczówkach. Strapiony, bo przecież nie opowiedział żadnego żartu, nawet nie potrafił — nie miał do tego zdolności — obserwował, jak kobiece oczy mrużą się w zadowoleniu. Zdał sobie sprawę, że uśmiech był czymś, co kochała, ale w pewnym momencie przypadkowo zgubiła i nagle odnalazła w tych przerażających sterylnych ścianach mieszkania numer cztery.
Kiedy dziewczyna ruszyła do kuchni, Ye Lian postąpił bezszelestnie w jej ślad. Zwrócił uwagę na stawianą na blacie torebkę prezentową — była wykonana z twardego papieru, z pewnością zdolnego udźwignąć niemały ciężar. Na przykład obiecany alkohol. Zdążył wysnuć wnioski i przyjrzeć się pakunkowi dostatecznie dobrze, kiedy stał w tym kłopotliwym uścisku. Stanął po drugiej stronie blatu i rzucił senkeshy wyważone, tajemnicze spojrzenie.
— A więc miałem rację? Wino, a nie whisky? — stwierdził poważnym tonem, zdolnym wprowadzić w niepotrzebne zakłopotanie. Ye Lian oczywiście nie miał takiego zamiaru. Nie był urażony, że zawartość zawierała wino, a nie (jak wspominała w SMSach) whisky — zresztą preferował je znacznie bardziej. Zwyczajnie nie spodziewa się, że przywiezie mu cokolwiek, a butelka wina, której szkło wychyliło się zza szeleszczącego papieru, rozjaśniła szarość tęczówek. — Nie chciałem, abyś przez nasze rozmowy poczuła obowiązek obdarowania mnie alkoholem. Nie musiałaś nic ze sobą zabierać.
Z kulturą przyjrzał się każdej kolejnej rzeczy. Choć podejrzewał, że torba oprócz pełnej butelki i stosem przeróżnych amerykańskich przekąsek nie kryje w sobie nic więcej. Pudło. Zaskoczył się, gdy wyciągnął coś, co wyglądało jak ładnie oprawiona książka. Ye Lian otworzył ją z ciekawością — nie mógł się przecież powstrzymać. Kiedy przewertował kartki, roztoczył się pod nosem przyjemny biblioteczny zapach papieru. Był pod wrażeniem, że zapamiętała.
To właśnie w tym momencie wysforował wzrok na Hecate; ramiona obniżyły się, a z ust wydobyło się ciche westchnięcie. Był rozczarowany?
— Nie wspominałaś o tych rzeczach. Dlaczego postanowiłaś mi to wszystko dać?
Do zawartości podarunku zaliczała się również ręcznie robiona czaszka i zabawkowy kot, którego plusz przypominał mu utracone dzieciństwo — wszystkie zabawki schowane gdzieś w piwnicy rodzinnego domu. Nie uważał, aby na to zasługiwał. Jedyny prezent, którego tak naprawdę mógł być godzien, to torba z bombą zdalnie odpalaną. Ye Lian nie był w stanie wypowiedzieć słowa, ale Black z pewnością to zrozumiała. Przecież dobrze go znała. Ze skonsternowaniem ułożył prezent na bezpiecznej części blatu. Minęła naprawdę długa cicha, kiedy sztywne usta ułożyły się pod ciche słowa: „dziękuję".
Przeszukał szafki i postawił na stole dwa wypolerowane kieliszki do wina. Stanął obok dziewczyny, rzucając jej ukradkowe spojrzenie. Sięgnął po korkociąg.
— Formax? Jak gwiazdozbiór pieca?
Odkorkował butelkę — zatyczka uskoczyła giętko w alabastrowe palce, nie zachlapując ich nawet kroplą szkarłatu. Przechylił butelkę w stronę kieliszka znajdującego się najbliżej Hecate. Napełnił go zgodnie z zasadą na 1/4 pojemności, co od razu obudziło w nim wspomnienia ostatnich urodzin; moment, w którym poprosił go, aby się z nim napił i kiedy dostrzegł, że wrócił z lampką wina zalaną po brzegi.
Ujął kieliszek: nadgarstek mężczyzny odgiął się miękko, a paliczki musnęły chodne szkło. Za każdym razem, gdy brał to naczynie w dłoń, zdawał się przelewać w ruchy najczulszą precyzję.
— Nawiązując do kolacji — odchrząknął cicho. — Przygotowałem chunjuan z tofu — domyślam się, że nigdy go nie jadałaś. To chińska przystawka, którą często podawano u mnie w domu. Zanim jednak wyciągnę ją na stół, napijmy się.
Opowieści o ekstrawertycznej ciotce nabrały miana legend, nic dziwnego, że nie chciał zwlekać. Chciał w końcu poznać jej gust. Dłoń zawisła w zawieszeniu (jasno sugerując, że nie powinni zbijać się o siebie szkłem), oczy wpatrywały się w jej pełną kolorów twarz.
— Za powrót?
Za powrót do porzuconego miejsca.
Za powrót nadziei na to, że może w końcu się udać.
Hecate Black ubóstwia ten post.
Obserwowała z zaciekawieniem, jak wyciągał z torby butelkę alkoholu. Wcześniej nie zdążyła poświęcić jej zbyt dużo uwagi, dopiero teraz dostrzegając jak wiele pracy Fiona musiała włożyć w wykonanie nie tylko samego trunku, ale i etykiety, którą starannie nakleiła na szkło - papier wyglądał na celowo postarzany, brakowało więc na nim sterylnej bieli. Uderzał raczej w beże i brązy, nosząc na sobie ślady ręcznej robótki. Przedstawiał nie tylko angielską, prawdopodobnie wymyśloną przez samą ciotkę nazwę, ale i leśne połacie, rozmaite grzyby, roślinności i czaszki wyglądające na namalowane akwarelami. A więc zamiłowanie do sztuki również musiała odziedziczyć właśnie z tej strony rodziny.
– Szczerze? Myślałam, że postawi na ulubione whisky, które zawsze dostaje od swojej przyjaciółki, pani Spellman, mi zresztą też wcisnęła butelkę... Ale później zaczęłam jej co nieco o tobie opowiadać i nagle zmieniła zdanie. Wiesz, jest dość dumna ze swojej... twórczości, że tak to ujmę. Chciała się nią podzielić, a gdybyś o nie zapytał, to pewnie chętnie zaczęłaby opowiadać o całym procesie powstawania – Nie byłaby absolutnie zdziwiona, gdyby Fiona zafascynowała się Ye Lianem w stopniu niemal równym co sama Hecate. Oczyma wyobraźni widziała, jak starsza kobieta łapie go pod ramię i prowadzi przez długie korytarze swojej posiadłości, by powolnym krokiem zmierzyć ku piwnicy, w której działa się największa magia. I jakkolwiek przerażająco mogłoby to wyglądać zważając choćby na fakt, że dom mieścił w sobie dość niepokojącą aurę, tak miejsce docelowe nie było nawet w najmniejszym stopniu straszne. – I o czym mówisz? Nie jestem typem, który przez samą rozmowę mógłby poczuć się do czegokolwiek zobowiązany. Jak jeszcze nie zauważyłeś, to jestem dość wolnym duchem, jeśli coś robię, to dlatego, że chcę, a nie dlatego, że wymaga tego ode mnie etyka.
Z nieskrywaną ciekawością patrzyła, jak wyjmował z torby kolejne przedmioty. Nad wyborem odpowiedniego prezentu spędziła trochę czasu, do samego końca starając się go jak najbardziej dopracować. Sklepowe witryny mieściły w sobie wiele przyciągających wzrok turystów bibelotów, a Black nie chciała kupować byle czego, od samego początku czując potrzebę wybrania czegoś wyjątkowego, czego nie rzuca się w kąt w moment po odebraniu. Czaszka mimo iż dość nietypowa, to miała w sobie coś, co uznała, że doda uroku temu sterylnemu mieszkaniu, jednocześnie nadmiernie nie ingerując w estetykę Ye Liana. Miała nadzieję, że patrząc na nią będzie mimowolnie przywoływał na twarz delikatny uśmiech, bo myśli odbiegną w kierunku nie tylko dzisiejszego spotkania, ale całej ich z pozoru ciężkiej do utrzymania relacji. Sam pluszak natomiast... nie było większego powodu; gdy tylko ujrzała go na półce wśród całej reszty od razu pomyślała o nim, o tym jak sprawiał wrażenie sztywnego dla tych, którzy nie go nie znali oraz o chłodzie, który czasami towarzyszył jego aurze. Widać było, że nic co znalazło się w torbie nie trafiło tam z przypadku. Nawet przekąski w ten czy inny sposób nawiązywały do tysięcy smsów, które między sobą wymienili – o nowych smakach, których chcieli spróbować, o widzianych w internecie dziwactwach, o pierdołach, o których czasami opowiadała, gdy wspominała o Salem które pamiętała z czasów dzieciństwa.
Nagle spojrzała na niego zszokowana. – Jak to dlaczego? – zapytała, wpatrując się w niego rozszerzonymi oczyma dziecko, które kompletnie nie zrozumiało sensu zadanego mu pytania. – Bo chciałam, jesteś moim przyjacielem, to oczywiste – Proste wytłumaczenie zwieńczyło drgnięcie mięśni unoszące oba kąciki ust ku górze; szeroki uśmiech, jaki wówczas wykwitł na twarzy Black nie mógł się równać szczerością z niczym innym. Wyglądała na uradowaną z samego faktu, że mogła mu cokolwiek podarować, nie wspominając już o czymś, co rzeczywiście by mu się spodobało. – Hah, nie ma za co kotek, przyjemność po mojej stronie! – Gdyby na nią wtedy spojrzał, mógłby dostrzec, że kolorowe ślepia dziewczyny rozświetlił blask miliona wiszących na niebie gwiazd. Nawet odbijane w szkle okien neony pobliskich klubów i sklepów nie mogły konkurować z iskrami tańczącymi w tęczówkach Black.
– Bingoo~ – Puściła mu szybkie oczko, unosząc przy okazji w górę kciuk ręki, na której nie opierała akurat policzka. – Jak byłam mała to często wychodziłam z bratem na dach żeby oglądać nocne niebo. Kompletnie się wtedy na tym nie znałam, to jego interesowały gwiazdozbiory i kosmos, więc musiał spędzić trochę czasu, żebym zaczęła dostrzegać wszystko to, co chciał mi pokazać. Dlatego teraz sporo moich zwierząt nazywam imionami gwiazdozbiorów. Stolas głownie się wybija, bo podczas gdy mi opowiadano o kosmosie, mnie interesowała Ars Goetia, więc wymieniałam się z bratem fascynacjami.
Gdy tylko odkorkował butelkę, nie potrafiła nie parsknąć śmiechem. Już w momencie w którym osobliwy zapach uderzył w nozdrza wiedziała, że alkohol musiał mieć co najmniej 112%, nie mogło być inaczej. A jednak mimo dość intensywnej woni przewijały się również ślady owoców oraz czegoś, co przypominało zioła. Black nie była tam ani trochę zdziwiona, nie miała najmniejszych wątpliwości, że prócz mocy w procentach, wino musiało również posiadać inne cechy, które wplotła w nie tak wprawiona wiedźma jak Fiona. Może uodparniało na choroby, może chroniło przed złymi duchami, może oczyszczało aurę, a może wszystko jednocześnie.
– No no, jakbym wiedziała, że planujesz mnie aż tak ugościć, to ubrałabym coś bardziej odpowiadającego eleganckiej kolacji – I ona ujęła kieliszek w dłonie, niespiesznie poruszając nadgarstkiem, by zawartość otuliła niższą cześć szkła. Po przytknięciu nosa do krawędzi była już niemal pewna, że ciotka dodała specjalny składni, który nigdy nie miał zostać odkryty. – W zamian zrobię ci kiedyś słynne apple pie Fiony. To nie to samo co wykwintna kolacja, ale myślę, że się nie pogniewasz.
Uniosła na niego wzrok. Za powrót, co? Mimo iż w głowie zagęściło się od słów, to żadne z nich nie przebiło bariery w postaci zamkniętych ust. Przez krótki moment wpatrywała się w ciemne wino, zastanawiając się, czy powinna cokolwiek powiedzieć. Zrezygnowała szybko, wystarczająco szybko, by nie zdążył zauważyć, a przynajmniej taką miała nadzieję.
– Za spotkanie – Jakiekolwiek wątpliwości zniknęły za uniesionym w toaście kieliszku. Chłód szkła czym prędzej dotknął nietkniętej żadną szminką wargi. Wino pachniało dość mocno, ale po trafieniu na język wcale takie nie było. Miało dość łagodny, owocowy smak. Znów nawiedziło ją jednak wrażenie, że ta ulotna niewinność musiała mieć jakiś haczyk. Postanowiła jednak nie uzewnętrzniać swoich przeczuć i dać losowi zadecydować.
– Zdradzisz mi jaki diabeł stoi za twoimi plecami i daje ci siłę do pracy o 5 rano? Zawsze mnie to intrygowało. Może warto nawiązać z nim współpracę? To dość powszechna wiedza, że czarownice współpracują z demonami. The devil is not as black as he is painted.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
Smak nie przypominał żadnego znanego napoju, a kosztował wielu. Był szczególnie oddany winom i całej przygodzie z nimi związanej. Degustacja zaskoczyła. Produkt bowiem nie okazał się cierpki albo — co gorsze — banalny i płytki, dla którego szkoda byłoby choćby ryzykować kacem. Wykwint był aksamitny, głęboki i bogaty. Niewielki łyk wystarczył, aby doświadczyć prawdziwej uczty. Błąkająca się w szarych tęczówkach iskra była dla Black potwierdzeniem, iż Fionie udało się odkryć najbardziej skryte preferencje senkeshy.
— Wiśnia, czereśnia, śliwka. — Usta odsunęły się od wypolerowanego szkła. — Owoce w swoich aromatach są dojrzałe, duszone, pieczone. Wyczuwam również skoncentrowany sok z granatu i likier z ciemnych owoców. — Język przesunął się miękko po podniebieniu, a kieliszek zawisł aksamitnie przy okrytej czarną koszulką piersi. — To niepokojące, że wiesz o mnie tak wiele.
Nie powinien o tym za wiele myśleć. Zawsze sprawiał wrażenie zamkniętego — nie chciał dać się przez nikogo poznać. Nie lubił zmian, bo zmianom towarzyszyła niepewność. Właśnie z jej powodu mieszkał w gwarnym centrum miasta, odrzucając na bok sny o wyprowadzce; o zakupie domu, gdzieś na peryferiach, o leśnych ścieżkach, które mógłby pokonywać w bezchmurne dni, o głowie pełnej natchnień. Mógł zmienić swoje życie w każdej chwili. Nie miał już żadnego powodu, aby się ukrywać. A jednak coś blokowało go przed sięgnięciem po wymarzony komfort.
— Jeśli pytasz mnie o schemat dnia, to równie dobrze mógłbym odwinąć pytanie na lewą stronę i dociekać informacji, jak twój umysł wytrzymuje ciężar nocy. — Kolejny łyk. Kieszek odsunął się od cienkich warg; wiszący nad głowami półcień, odkrywał na ich wierzchu cienką, wilgotną powłokę. — Kawa. — Nagłe wytłumaczenie okazało się fantazyjne, ale poważne — niepoddane żadnej wątpliwości. — Najlepiej smakuje o poranku, kiedy miasto jest pełne spokoju, snu i ładu. Można wtedy pomyśleć. Zebrać wszystkie refleksje, usiąść za biurkiem i oddać się rutynie, czerpać z niej największą satysfakcję. Przynajmniej do momentu, gdy ulice nie zapełnią samochody. Nie rozlegnie się na powrót jazgot spóźnionej gonitwy. Nie jest to robota żadnego demona, jednakże z ich szukaniem powinnaś uważać. He who sups with the devill should have a long spoon.
Kieliszek zadźwięczał wdzięcznie, gdy Ye Lian wsparł szklaną podstawkę o kuchenny blat; cicha prośba, aby poczekała, roztoczyła się ze skromnych, choć jawiących się surowością warg. Zniknął jedynie na chwilę. Hecate mogła usłyszeć, jak bezdźwięcznie porusza się po wielkim mieszkaniu. Na przestrzeń składał się jeden wielki pokój, w którym mieściła się kuchnia, salon i sypialnia — choć tę ostatnią część skrupulatnie osłaniał regał z książkami. Ye Lian wyłonił się za jej pleców, a cieniutki ciężar opadający zwiewnie na ramiona, podkreślił miękkość napływającego aromatu perfum.
— Nie nazwałbym tego wykwintną kolacją. Nie chcę, abyś miała co do niej zbyt wysokich oczekiwań. To zwykła przystawka — wyjaśnił wyważonym tonem, tak bardzo gryzącym się z miękkością słów. — Ale nie powinnaś ubierać się w taki sposób — ani na kolacje, ani z zamiarem przejścia całego miasta. Zarzuć to na siebie.
Dopiero po jego słowach, mogła zrozumieć, że mężczyzna wyciągnął z garderoby jedną ze swoich jasnych koszul. Śnieżnobiała, wyprasowana i przesiąknięta zapachem proszku do prania.
Gdzieś trzasnęły drzwiczki. Ye Lian wyciągnął z wnętrza piekarnika duże żaroodporne naczynie osłonięte pokrywką. Ułożywszy je na drewnianej podstawce, zaczął szykować chunjuan na czysty talerz. Na blacie tuż obok wciąż towarzyszył mu zalany czerwienią kieliszek.
— Nieczęsto go przy mnie wspominasz. — Poddał to stwierdzenie szerszemu przemyśleniu. Powrócił do wspomnień, gdy jeszcze jako mały chłopiec sam spoglądał w niebo. Taka już była właściwość gwieździstego nieba. Każdemu, kto na nie spoglądał, słodko ściskało serce. — To niebywale trudne. Kosmologia jest dyscypliną nauki, której przedmiot badań obejmuje całość wszechświata. Albo traktuje się gwiazdy jako gigantyczne kule płonącego gazu, które krążą w próżni, albo nadaje się im własne znaczenie — szersze i fantazyjne. Moja siostra przez bardzo długi czas próbowała przekonać mnie, że na niebie nastąpił kiedyś potężny wybuch i wszystkie gwiazdy rozpadły się na połowę, i spadły na ziemię. Uważała, że w taki sposób powstało życie, że od tamtej pory każdy błąka się po ziemskim padole w poszukiwaniu swojej roztrzaskanej części, ponieważ każdy ma tylko jedną. — Włożył szpatułkę do zlewu i odkręcił wodę, aby przemyć dłonie. — Miała wtedy około jedenastu lat.
Przez cały ten czas stał obrócony do Shirshiu tyłem — mogła widzieć, jak plecy prostują się giętko; jak dłoń sięga za ścierkę i suszy palce. Zwinięta pięścią uniosła się w końcu do ust. Cicho odchrząknął zreflektowany swoim przekazem.
— To dość infantylne. Wybacz, że o tym wspominam.
Hecate Black ubóstwia ten post.
– Taki urok Blacków – parsknęła krótko. – Wydają się wyjęci z codzienności, całkowicie od niej odklejeni i niepasujący do żadnych norm, może nawet trochę szaleni. Daj im jednak trochę czasu, a znajdą sposób by wkraść się w twoje życie i trochę nim zawieruszyć. Powinieneś coś o tym wiedzieć – puściła mu nawet porozumiewawcze oczko. Podejrzewała, wcale pewnie nie mylnie, że gdyby nie wkroczyła do świata Ye Liana, ten wiódłby dalej swoje dni ze stoickim spokojem, bez smsów w środku cichej nocy, bez wychodzenia naprzeciw swojej strefie komfortu, bez figlarnej nuty flirtu i niebezpieczeństwa, które tak często towarzyszyły Hecate. Nie mogła mu jednak odmówić uporu, rozpracowanie wszystkich masek którymi manewrował nie należało do najprostszych. Miał w sobie jednak coś, co przyciągało Black i już dawno temu postanowiła, że był człowiekiem, którego chciała mieć za przyjaciela. Nawet w chwilach takich jak ta nie przestawał jej fascynować – przyglądała się spokojnym, wyrachowanym ruchom, niewzruszonej niczym mimice i oczom, które tym, którzy go nie znali mogły wydawać się niemal zupełnie martwe, a jednak dla niej wciąż tętniły duszonym wewnątrz życiem. Co go powstrzymywało? Wciąż jeszcze nie wiedziała.
– Jeśli coś cię ciekawi, to wystarczy zapytać. To nie takie proste i aż tak proste zarazem – Kolejny raz zakręciła tkwiącym w szkle winem, tym razem już zwyczajnie dla zajęcia rąk. Nim kontynuowała, dała mu skończyć swoją myśl. Słuchając raz jeszcze umoczyła usta w czerwieni wina, niekoniecznie zwracając uwagę na towarzyszące mu ciepło. Chyba nie chciała się zastanawiać nad tym, jak wiele procentów w rzeczywistości posiadał ten alkohol. Nietrudno było zgadnąć, że musiał przekraczać normy – był zbyt niepozorny, nie miała wątpliwości co do tego, że atakował niespodziewanie i skutecznie. – Ten sam spokój, sen i ład o których mówisz stają się towarzyszami również nocą. Gdy świat spowija ciemność, zaczynasz go postrzegać w całkowicie inny sposób. Miejsca, które za dnia tętnią życiem pustoszeją i nikną w ożywionych cieniach, natomiast te, które w świetle słońca chowają się w mrok, nocą wychodzą z ukrycia, odsłaniając swoją prawdziwą naturę. To fascynujące, że przechadzając się drogą oświetloną jedynie wątłym światłem księżyca czujemy się kimś zupełnie innym, wyrwanym ze świata który jest nam tak dobrze znany. Powinieneś kiedyś spróbować, zdziwisz się, do jakich wniosków będziesz w stanie dojść. Jeśli zaś chodzi o demony... – pokręciła głową, na moment przymykając oczy, by zaraz znów je rozchylić, spoglądając na przyjaciela wzrokiem pełnym niebezpiecznego ognia, miliona dzikich iskier. – Co byłaby ze mnie za wiedźma, gdybym nie igrała z tym, co zakazane?
Gdy zniknął jej sprzed oczu wciąż siedziała na swoim miejscu, cały czas z policzkiem wspartym na dłoni i drugą ręką luźno ułożoną na blacie. Nie myślała nad niczym konkretnym, nie zastanawiała się też dlaczego postanowił nagle się oddalić. Po prostu czekała, bawiąc się tylko przejrzystym szkłem kieliszka, któremu co jakiś czas ubywało zawartości. Z jednej strony mogłaby sie przyzwyczaić do ciszy panującej w mieszkaniu Ye Liana, z drugiej wiedziała natomiast, że w ciągu dnia niewątpliwie docierały tu odgłosy miasta. Może ta koncentracja, a może właśnie jej brak sprawiły, że gdy na nagie ramiona spadł aksamit, Black wyprostowała plecy, odrywając policzek od dłoni. Szeroko rozwarte zaskoczeniem ślepia pognały ku sylwetce blondyna, lustrując skupioną twarz w poszukiwaniu odpowiedzi. Ta padła szybciej, niż by się tego spodziewała. Dotychczas leżące na odsłoniętej skórze ciemnoczerwone pasma długich włosów wyślizgnęły się spod jasnej koszuli, opadając w dół. Dziewczyna pochwyciła w palce miękki materiał, przyglądając mu się dłuższą chwilę w zastanowieniu. Nie spodziewała się tego, nie była w ogóle przygotowana na tak prosty a jednocześnie czuły gest, tym bardziej ze strony Ye Liana, który zdawał się raczej od nich stronić. Dało jej to do myślenia, zaczęła wertować w pamięci wiele chwil nie tylko w niedalekiej, ale i odległej przeszłości, zastanawiając się, czy kiedykolwiek wcześniej spotkała się z tak czystą intencją. Wiedziała doskonale, że niecodzienną dla Japończyków urodą i podkreśloną odpowiednimi ubraniami figurą przyciąga wzrok, była więc przyzwyczajona do tego, że ręce, które zwykle spoczywały na ramionach znajdywały się tam raczej w celu odsłonięcia czegoś więcej, niż skrycia przed cudzym wzrokiem.
Podetknięta pod nos tkanina pachniała dość osobliwie – przywodziła na myśl nie tylko właściciela części garderoby, ale i jakąś dozę bezpieczeństwa. Zawsze lubiła jego perfumy.
Musiała dopić lampkę wina do końca, by znaleźć odpowiednie słowa.
– Dlaczego nie? – zaczęła, niespiesznie wsuwając ręce w przydługie rękawy; koszula – tak jak podejrzewała – okazała się przyduża, lecz Black nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. – Twierdzisz, że mi nie pasuje? A może wyglądam jak dziwka? Zdradź mi swoje myśli – Zawsze stroniła od wulgaryzmów, nie potrzebowała ich by nadać słowom mocy, dziwnie więc było słyszeć odmianę.
Na powrót ułożyła podbródek na stulonej pięści, umykając wzrokiem ku przeszklonemu wyjściu na balkon; poczuła nagłą potrzebę zapalenia papierosa, a jednocześnie nie chciała zabijać osiadłej na koszuli woni zapachem tytoniu. – Każda kobieta lubi czuć się piękna i pociągająca, wiesz? – mruknęła, tym razem już jakoś mniej entuzjastycznie, tym razem bez uniesionych ku górze kącików ust. Ze wzrokiem wbitym w przestrzeń za oknem zamachała nogami w powietrzu.
Co ci z całego tego piękna?
Nic.
– Biel to chyba nie mój kolor – dodała po chwili, oglądając śnieżnobiały rękaw zaoferowanej koszuli. Dlaczego nagle się tym przejęła? Zwykle obróciłaby wszystko w żart, rzucając przy okazji jakimś dwuznacznym komentarzem byleby tylko wywołać zakłopotanie na twarzy Ye Liana, może przyprószyć mu policzki drobnym odcieniem czerwieni. Tym razem jednak czuła, że coś ją gryzło, coś nadżerało trzewia już od dłuższego czasu. Ramiona uniosły się zaraz w bezwiednym geście; nie było sensu nad tym teraz myśleć. Wystarczyło jak zawsze zamknąć pysk.
– Nieczęsto wspominam go przy kimkolwiek, nie jesteś w tej kwestii wyjątkiem – Wplecione w rude kosmyki palce zaczesały pasma w tył, odgarniając je z dwubarwnych oczu. Uniesiony nagle wzrok osiadł na plecach stojącego przy piekarniku medium; przemknął wpierw przez materiał ciemnej koszuli, zahaczył o odsłonięty kark, by na końcu zatrzymać się na jasnych włosach. – Zawsze krzywo patrzył na moje wybryki, nigdy do końca nie wiedziałam dlaczego, a później nie było już okazji żeby zapytać. Mimo tego ciotka porządnie nas wychowała, wprost mówiła, że powinniśmy trzymać się razem i może właśnie dlatego byliśmy mocno zżyci. A później jak zwykle wszystko trafił szlag i nasze drogi się rozeszły, nie wiem więc co się z nim teraz dzieje. Don't get too attached, everyone goes away eventually.
Zsunęła się niespiesznie z krzesła, gdy zaczął mówić; stawiane uważnie kroki ze względu na brak zostawionych w korytarzu trampek stały się bezdźwięczne. Nie mógł więc wyczuć dokładnego momentu, w którym znalazła się tuż obok niego nie tylko słuchając z zaintrygowaniem tego co mówił, ale i patrząc z fascynacją na operujące przy posiłku dłonie. Raz czy dwa machnęła tylko ręką w powietrzu, schładzając nieco blade lico. Bijące od skóry ciepło zrzuciła na buchająca z piekarnika temperaturę lub rozgrzewające działanie wina od Fiony. Bóg wie co jeszcze władowała w tajną recepturę.
– To dość dorosłe spojrzenie jak na jedenastolatkę – zauważyła, zerkając ku twarzy przyjaciela. – W innej rzeczywistości pewnie by się dogadali. Powietrze w Ameryce jest kojarzone z zanieczyszczeniem, ale są miejsca w których nocne niebo pokazuje się od całkowicie innej strony. Mój brat potrafił zarywać noce tylko po to, by spędzić je w całości na dachu i obserwować gwiazdy. Nasz dom jest na wzgórzu, więc nic mu ich nie przesłaniało. Zawsze się ze mnie śmiał, gdy mimo spędzonego na tłumaczeniu czasu nie potrafiłam odnaleźć konstelacji, którą on był w stanie wskazać z zamkniętymi oczami – Gdy kończyła mówić biodra miała już oparte o szafkę, a dłonie wsparte na jej krawędzi. Nie patrzyła już na Ye Liana, zamiast tego wbijając wzrok w podłogę tuż przed sobą. Nie doceniła go. Nawet nie śmiała myśleć, że jego obecność tak bardzo rozplątywała jej język. Minęło kolejne kilkanaście sekund podczas których nie odrywała wzroku od ziemi. W końcu jednak zadarła głowę, przechylając ją w moment później na bok; lśniące ślepia wyłapały profil mężczyzny bez najmniejszego problemu.
Smukłe palce Black wplątały się nagle kilka zbłąkanych kosmyków przesłaniających szare oczy kompana. Leniwym przesunięciem zaczesała pasma w tył, znajdując przy tym okazję do zaspokojenia ciekawości – zawsze chciała sprawdzić jak miękkie miał włosy i rzeczywistość wcale jej nie zawiodła. Czuły gest zwieńczyła niespodziewanym pstryknięciem w sam środek czoła.
– Nie wygaduj głupot, Ye Lian. Od kiedy przyjaciele przepraszają za dzielenie się wspomnieniami? – Nareszcie nadszedł moment, w którym uniosła kąciki ust w łagodnym uśmiechu, posyłając go jasnowłosemu bez zawahania. – Znamy się nie od dziś, doskonale więc wiesz, że nawet gdybyś opowiadał o nowym żwirku który chcesz kupić dla Bai Ze, to wciąż bym tu stała i słuchała. Za rzadko się otwierasz i chciałbym w końcu poznać źródło, które cię powstrzymuje. Ale może to moja wina, może nie dałam ci wystarczającego powodu do zaufania – Tym razem sięgnęła własnych włosów, przesuwając opadające pasma w tył, za ramiona. Zaraz zabrała się za podwijanie przydługich rękawów koszuli tak, by zatrzymały się na wysokości łokci. – Swoją drogą, gdzie on jest? Chciałam się z nim przywitać.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Ye Lian ubóstwia ten post.
Don't get too attached, everyone goes away eventually.
Mięsień na twarzy Ye Liana drgnął. Wbrew pozorom przeżywał wszystko bardzo mocno i bardzo głęboko. Uczucia i myśli, które w ciągu dnia tak starannie skrywał, usypiał i przygładzał, miały przykrą tendencję do niespodziewanych pobudek. Dlatego miał ochotę się zaśmiać: z siebie, z życia — całego bałaganu, który przypominał o sobie podczas wykonywania prozaicznych czynności; nawet podczas zwyczajnych spotkań. Odwrócił wzrok, odkładając poskładany w kostkę ręcznik na blat, zastanawiając się równocześnie, kiedy to wszystko się skończy. I czy kiedykolwiek.
W zamyśleniu wysunął szufladę i wyciągnął z niej talerze i dwie pary pałeczek.
— Nie ma na świecie człowieka, który urodziliby się z wiedzą absolutną — skomentował sucho. Dostrzegł cień Hecate swobodnie oparty o szafkę; była całkowicie bezdźwięczna. Zamiast rzucać mu pełne wyzwania błyszczące spojrzenia, wzrok był zbiedzony, utkwiony w podłożu. Całkowicie zmatowiały. To właśnie on wywołał w mężczyźnie fascynację, jednak porzucił ją wraz z uniesieniem kobiecego podbródka i ześlizgnięciem się z okrytych ramion rudych pukli włosów. — Empiryczne nabywanie wiedzy dopomina się potworzeń. Niewiedza jest potrzebna. Najwięcej pożytku dają nam pytania, na które nie potrafimy odpowiedzieć, ponieważ uczą nas myśleć. Jeśli podasz człowiekowi rozwiązanie, zyskuje jedynie drobną informację. Jednak gdy zadasz mu pytanie, poszuka własnych odpowiedzi. Tym sposobem, jeśli je znajdzie, będą dla niego cenne. Im trudniejsze pytanie, tym bardziej się staramy. Im bardziej wysilamy umysł, tym więcej się uczymy. Nieważne ile potrzebujemy na to czasu. Rezultat pozostaje niezmienny.
Gdyby nie drobny ruch wprawiający w łaskotki, nie zarejestrowałby nawet, że się poruszyła. Cienkie palce pochwyciły w swej delikatności grzywkę, która notorycznie skrywała lewe oko pod pojedynczymi zmatowiałymi kosmykami. Kiedy zajrzała w pełnie jego spojrzenia, mogła dostrzec nie tylko namiastkę zakrapianego tęczówki zaskoczenia, ale i jasność, wydobywającą się ze szczelin mozaiki, pokrywającej obwódkę źrenicy. Wzrok rzeczowy, arktyczny, surowy w swych zimnych barwach, niezbadany — nieosiągalny. Ale było coś jeszcze. Spowodowany winem różowawy rumieniec — dotykał skóry na wysokości kości policzkowych. Nim zdołał jakkolwiek zareagować, krótkie uszczypniecie, sprawiło, że zmarszczył brwi.
— Nie wygaduj głupot, Ye Lian. Od kiedy przyjaciele przepraszają za dzielenie się wspomnieniami?
Przemilczał cisnącą się na usta odpowiedź. Zamiast jednak kontynuować rozmowę, wolał zacisnąć palce na talerzu z wyłożonym chunjuan. Nie wiedzieć czasu poczuł, jak serce zadudniło niespokojnie w piersi. Dziwna fala ciepła przemknęła przez klatkę piersiową i naprawdę trudno było mu ją racjonalnie wytłumaczyć. Uczucie przypominało stan po wypiciu pięciu lampek wina. Wzrok Ye Liana kontrolnie oszacował stojący pusty kieliszek. Kolejne słowa sprawiły, że przymknął wolno powieki.
— Bai Ze? Z pewnością przysypia w którejś z szuflad. Ostatnio upatrzył sobie tę, w której przetrzymuję akcesoria zimowe. Z pewnością przyjdzie, jak tylko przysiądziemy do jedzenia.
Mężczyzna wydawał się posiadać doktorat w odwlekaniu zadawanych przez Black pytań. I choć wyglądał na niechętnego, czuł mrowiące napięcie, które nie pozwalało o sobie zapomnieć. Bez żadnego zbędnego słowa przeniósł przystawkę do miejsca, w którym — jeszcze do niedawna — siedziała. Dostawił również dla nich dwa talerze i pałeczki.
Ale może to moja wina, może nie dałam ci wystarczającego powodu do zaufania?
W chwili, gdy marmurowe palce zacisnęły się na oparciu krzesła, zastygł. Usta zwinęły się w linie. Co powinien jej odpowiedzieć? Komplikacje psychologiczne od zawsze powodowały, że sprawiedliwy opis istotnych wydarzeń nie miał tak naprawdę miejsca. Mógłby powiedzieć jej prawdę, ale człowiek zawsze wolał odwrócić głowę.
— To nie twoja wina — zaczął, prostując sylwetkę; rozległ się brzęk stawionego na blacie pustego kieliszka — ponieważ nie jesteś wyjątkiem. Przez całe swoje życie wysłuchiwałem, jak ludzie wmawiają mi, że jestem arogancki, nieobecny, wręcz nieprzyjazny. Dzieciństwo spędziłem na uczeniu się, jak wypełniać oczekiwania otoczenia i nie wyróżniać się z grupy, czyli jak maskować moje autystyczne cechy i zachowania. — Cichy dźwięk odsuwanego krzesła. — Nie jestem w stanie tego przeskoczyć. Mogę jedynie powiedzieć, że trudno mi posługiwać się takimi sposobami porozumiewania, jak choćby delikatne dotknięcie dla wyrażenia uczucia. Moja odmienność neurologiczna nie pozwala mi opanować tego uniwersalnego języka.
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz poruszał temat swojej przypadłości. Nie przypominał sobie bowiem aby kiedykolwiek rozmawiał o niej nawet z Ichiru — to chyba dlatego, że nigdy nie dostrzegał w nim negatywnych cech. Nie przerażał go chłód i odtrącanie, nawet cisza, gdy sam pławił się w swoich entuzjastycznych opowieściach. Ale czy w takim wypadku akceptował go pod każdym aspektem, czy nie interesowało go nigdy sięgnięcie zakopanego w Ye Lianie sedna? Czy nigdy nie chciał go prawdziwie poznać?
Powrót do wspomnień sprawił, że zimne palce mężczyzny oplotły się wokół szyjki butelki; chwilę później wino zabarwiło dwa stojące przy sobie kryształy.
— Chciałabyś poznać moje myśli?
Ye Lian usiadł. Spoglądnął na Hecate ukradkiem, z sugestią zaczepiając wzrok na przydużej, delikatnej tkaninie.
— Nie uważam, że wyglądasz jak rozpustnica, ale to wciąż odważny strój. Myślę, że zasługujesz na kogoś lepszego od rozgrzanych, niespełnionych fantazji mężczyzn, którzy myśleliby, że mogą mieć u ciebie jakieś szanse. — Przymknął oczy, a powietrze wślizgnęło się spomiędzy ust. No tak. Biel, prawda? — W zależności, w jaki sposób na nią spojrzysz. W wielu krajach jest traktowana jako odcień kojarzący się z elegancją i niewinnością. W buddyzmie uznawana jest za kolor żałobny. Obdarowanie drugiej osoby kwiatem koloru białego, znaczy, że żywimy wobec niej szczere i szlachetne uczucia. Kolor biały jest również szczególnie ceniony przez teologów. Uznają bowiem, że barwa czystości i niewinności, jest też symbolem odnowy życia duchowego. To kolor nierozszczepionego światła, więc jako kolor, który wszystko w sobie zawiera, stanowi symbol początku i otwartych możliwości.
Warui Shin'ya, Hecate Black and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
– Nie lubię prostych odpowiedzi, dlatego rzadko ich udzielam. Niemniej czasami warto zrobić wyjątek, nie wszystko wymaga komplikacji, żeby zaowocować w pozytywny efekt – przechyliła nieco głowę, przytulając policzek do okrytego białym materiałem ramienia. – To kolejna rzecz która zawsze mnie bawiła i fascynowała zarazem w całej naszej relacji. Różnice, które nas dzielą można by wymieniać przez cały dzień, byłabym pod wrażeniem, gdyby przedstawiono mi bardziej kontrastująca dwójkę. Piję między innymi do tego, że słuchając cię czasami mam wrażenie jakbym przebywała na wykładach jakiegoś uczonego doktora. Nie zrozumiem mnie źle, nie ma zamiaru ci ubliżać, nie mam tez nic złego na myśli. W zasadzie to mi imponujesz. Słowa którymi manewrujesz są barwniejsze od obrazów słynnego Boba Rossa, z pewnością nieco o nim słyszałeś. Teraz wiem, że tak po prostu masz, ale kiedyś długo głowiłam się nad tym, czy aby przypadkiem nie jesteś zaprogramowanym robotem. Gdyby słuchano nas z ubocza, ktoś mógłby uznać, że uważasz mnie za głupią, a ja ciebie za zadufanego w sobie snoba, bo nasza maniera mowy różni się aż tak bardzo – parsknęła krótko, kręcąc przy tym głową. – Mam wrażenie, że jesteś spięty Ye. I to spięcie nakłada na ciebie obrożę tak ciasną, że nie potrafisz już wkładać emocji w słowa. Czyżby szarpnięto nią o kilka razy za dużo?
Tym razem podniosła na niego uważny wzrok, wyraźnie czegoś szukając na bladym licu przyjaciela. Teraz, gdy grzywka nie przesłaniała oczu mogła w pełni zlustrować każdy, nawet najmniejszy jego element; wszystkie drobniutkie zmarszczki, gładką skórę, przymrużone z lekka powieki, długie rzęsy, prawdopodobnie byłaby w stanie zliczyć miliony przebarwionych żyłek w powściągliwych tęczówkach, gdyby tylko spróbowała. Poczuła nagłą, chciała znów go dotknąć, po raz kolejny zatopić palce między miękkimi kosmykami, przeczesać je niespiesznym ruchem, by zaraz przemknąć opuszkami również ku gładkiej skórze szyi, karku. Wiedziała doskonale czemu – po alkoholu zawsze odczuwała nieodgadnioną potrzebę fizyczności. Co tu mówić, gdy w grę wchodziło takie monstrum jak wino Fiony.
Biodra odbiły się gładko od szafki; ruszyła spokojnym krokiem w ślad za Ye Lianem, ani na moment nie spuszczając wzroku z okrytych czarną koszulą pleców. Zamierzała dziś rozwikłać choć część jego osobowości i była gotowa poświęcić na to nawet całą noc, jeśli będzie trzeba. Nie zajęła miejsca na krześle tak jak wcześniej, zamiast tego wspierając przedramiona na blacie stało, nachylając się lekko w przód; sięgająca bioder dziewczyny długość włosów nie pozwalała im wpaść do talerzy, nie przeszkadzała w jedzeniu. Pałeczki nie wiedzieć kiedy utkwiły między smukłymi palcami, tymi samymi, które jeszcze przed momentem przeczesywały blond kosmyki. Biel okrywającej ramiona tkaniny jedynie podkreślała ciemny tusz wielu tatuaży zdobiących ciało Black. Kontrastowały już nie tylko z dość bladą skórą, ale teraz również z śnieżnobiałym materiałem. Gdy zerkała na odkryte ręce nie czuła niczego poza satysfakcją.
Znów ją zaskoczył, lecz tym razem słowami. Nie samą ich formą, lecz raczej przekazem, który niosły. Naprawdę nie spodziewała się, że tak szybko zacznie mówić, a z drugiej strony wcale nie była lepsza; rozplatały im się języki, czy tego chcieli czy nie.
Pałeczki stuknęły o blat, gdy prostowała je w palcach. Słuchała, oczywiście, że tak. Niemniej brakiem kultury byłoby pozwolić przygotowanej przystawce wystygnąć. Jeden z krokiecików zyskał miano ofiary, trafiając po chwili między drewniane narzędzie. Black wpierw pozwoliła sobie na moment ekscytacji uderzającym w nozdrza aromatem, by zaraz spróbować również i smaku; ciasto było cienkie acz chrupkie, tworząc idealną izolację dla soczystego wypełnienia. Dziewczyna skinęła głową z wyraźnym uznaniem. Czy głupie amerykańskie ciasto mogło w ogóle konkurować z czymś takim? Zaczynała wątpić.
– Zauważyłam, przytulasz się całkowicie do bani – sprostowała bez cienia zawahania, od razu racząc go surową, niemniej niewątpliwie szczerą odpowiedzią. – Ludzie mają to do siebie, że z reguły unikają tego, co nieznane. Jakiekolwiek odstępstwo od normy, w tym przypadku wyalienowanie ze środowiska, jest dla nich czymś nienormalnym i niepojętnym. Mamy w sobie tę dziwną naturę, że podchodzimy niechętnie i sceptycznie do tego, z czym wcześniej nie mieliśmy styczności. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki, ale jest ich stosunkowo niewiele. Nie jestem więc zdziwiona tym, że rzucano ci krzywe spojrzenia i wymagano zmiany. W tym świecie odmiennych się depta, to przykre, ale prawdziwe – zrobiła krótką przerwę, chcąc dokończyć trzymany między pałeczkami kawałek. – Mówisz, że nie jesteś w stanie tego przeskoczyć, ale gdy próbowałeś, to czy rzeczywiście robiłeś wszystko co mogłeś? O nic cię nie oskarżam, po prostu wiem jak łatwo przychodzi nam rezygnacja, gdy jedyne z czym się spotykamy to odtrącenie. Wpasowywanie się w cudze oczekiwania nie jest jednak dobrym wyjściem kotek, wówczas niewiele zostaje w tobie... z ciebie samego, bo żyjesz wyobrażeniami innych.
Westchnęła w sekundę później, bezdźwięcznie odkładając pałeczki na talerzyk. Dotychczas wspierane na stole ręce oderwały się od niego leniwie, a ciało zmierzyło na powrót w kierunku Ye Liana. Stanęła tuż obok, niespiesznym ruchem wsuwając chłód palców pod przegub mężczyzny; opuszki przemknęły z lekkością motylich skrzydeł przez odsłoniętą skórę, aż nie dotarły do wnętrza dłoni. Pochwyciła go wówczas delikatnie, splatając ich palce ze sobą – dłuższą chwilę oczy przypatrywały się złączonym rękom, aż w końcu, po minucie lub kilku zerkając w szarość tęczówek.
– Już gdy byłam mała, to odstępowałam od rówieśników. Zawsze mówili, że jestem dziwna, nawiedzona. Wiesz jakie są dzieci, mają dużo do powiedzenia i zawsze jakimś cudem trafiają w sam środek, szczególnie, gdy sam też jesteś wrażliwym małolatem. To nic przyjemnego chodzić do szkoły, w której koleżanki i koledzy codziennie wytykając cię palcami jak jakiegoś potwora, którego należy jedynie unikać. Miałam o tyle szczęścia, że przy mnie był brat. dlatego teraz jestem jaka jestem. Sullivan zawsze mi powtarzał, że cała ta odmienność może stać się niezawodną bronią i miał całkowitą rację. Nie mam pojęcia skąd brał w sobie tę poważną dorosłość ale pomogło. Pozwól więc, że teraz ja będę dla ciebie tym, kim on był wtedy dla mnie i ci pomogę – Pochwycona dłoń jakimś cudem znalazła się tuż pod miękkimi wargami Black; skóra zetknęła się ze skórą, gdy dziewczyna znów wydychała trzymane w płucach powietrze. Muśnięcie było tak ulotne jak zapomniane wspomnienie z minionego lata, niemal nieistniejące.
Puściła go, ale tylko po to, by złapać za kieliszek. Kolejny łyk, kolejne uderzenie ciepła.
Zaśmiała się cierpko, słysząc jego słowa. Jeden krok w przód wytworzył między nimi dystans, który szybko zrujnowała, wyciągając ku niemu otwartą dłoń – intencje miała aż nazbyt oczywiste.
– Chodź, chciałabym zapalić – Bose stopy poruszały się po mieszkaniu bezszelestnie. Jedynym znakiem, że w ogóle przebywała w jego towarzystwie były słowa, które co rusz wypowiadała i woń lasu, która nieprzerwanie jej towarzyszyła. W wolną rękę złapała kieliszek; biel koszuli zafalowała w powietrzu tuż po uchyleniu balkonowych drzwi, na krótki moment wypełniając ciało dziewczyny chłodem. Wieczór okazał się zimniejszy niż początkowo zakładała, lecz nie wyglądała przy tym na szczególnie przejętą. Zamiast tego zajęła wolne miejsce na udostępnionym przez właściciela mieszkania hamaku. Jedno, standardowe pstryknięcie w dno paczki wyłuskanej bóg wie z której części sukienki wystarczyło, by pojedynczy papieros wysunął się ponad resztę. Po odpaleniu końcówki metolowym zippo spojrzała w kierunku przyjaciela z podwinięta do góry brwią; wyciągnięta w jego kierunku dłoń z palcami oplecionymi dookoła cygarów i zapalniczki jasno sugerowała, że gdyby tylko miał ochotę, mógł w każdej chwili wyłuskać oferowaną przez Black dawkę nikotyny.
– Czyżby? – mruknęła, bardziej sama do siebie niż do niego. Szary dym uniósł się puszystym kłębem ponad jej twarz. – Cóż, w takim razie wychodzi na to, że jesteś jedynym, który tak uważa. Zdążyłam już zauważyć, że przewrotny los lubi rzucać mi w tej kwestii kłody pod nogi. Widzisz, lubię flirtować, lubię się też zaczepiać i dobrze bawić. Chyba z czasem za bardzo weszło mi to w krew i odebrało umiejętność normalnego okazywania emocji, bo teraz nie umiem o nich nawet rozmawiać. Coś skręca mi żołądek w supeł, gdy przychodzi do poważnej rozmowy. Ludzie natomiast przywykli, więc nawet jeśli zaczynam mówić poważnie, to uważają, że żartuję, bo dlaczego miałabym tego nie robić? Czego innego mieliby się po mnie spodziewać – Założyła jedną nogę na drugą, wygodniej układając się na siedzeniu. Nie patrzyła na niego, zamiast tego obserwując migające w oddali neony klubów i restauracji. – Ciebie też to męczy, niejednokrotnie to pokazywałeś. Nie umiesz już nawet mówić do mnie po imieniu. Jedyne co od ciebie słyszę, to Black. Black to, Black tamto, Black jeszcze co innego. Naprawdę jesteś aż tak odrażony, że musisz zaznaczać... nie wiem, czy dystans czy różnicę między nami? Może jednak nie zasługuję na szacunek, tak samo jak nie zasługuję na biel.
Znów westchnęła, tym razem jakoś ciężko, jakoś tak głęboko, jakby na ramionach ciążyły jej miliony kilogramów nagromadzonego trudu. Jednym ruchem dłoni przetarła pozbawioną uśmiechu twarz, zaraz ponownie racząc płuca kolejną dawką nikotyny. Koszula chwilowo zniknęła z wątłych ramion, przewieszona przez stojące obok krzesło. Nie chciała by zapach jego perfum przesiąknął zapachem papierosów.
Bullshit.
@Ye Lian
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.