Yamura - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 28 Sty - 22:40
First topic message reminder :

Yamura


To krótki i wąski odcinek łączący ulice Fujikage i Nakahara. Mimo faktu, że znajduje się w samym centrum Fukkatsu, rzadko ktokolwiek korzysta z tego skrótu. Na jego trasie z niewiadomych przyczyn lampy uliczne często mrugają, przywodząc na myśl horrorowe scenerie, czego nie udało się naprawić mimo częstych reakcji odpowiednich służb. Yamura nie może poszczycić się również żadnym lokalem, ani nawet regularną dbałością o opróżnianie przesypujących się kontenerów. Problem ten niejednokrotnie spotykał się z irytacją właścicieli okolicznych sklepów, których witryny wychodzą wprawdzie na Fujikage bądź Nakaharę, ale tylne wejścia wciąż znajdują się na Yamurze. Wizja dostania się do miejsca pracy od zaplecza zwykle wywołuje w pracownikach mimowolne dreszcze, gdy samo przemierzenie klaustrofobicznej, ciemnej uliczki tworzy w myślach irracjonalnie obrazy pełne potworów czy napadów.

Haraedo

Nakamura Kyou

Pią 17 Mar - 15:07
Powtarzał w głowie jeszcze wciąż listę zakupów, upewniając się, że na pewno wszystko kupił. Cóż, obiecał pomoc Ejiri - a czasem przygotowany posiłek również się z nią wiązał, tym bardziej jeśli mogła zabrać później lunch na zajęcia na następny dzień lub po prostu nie musieć martwić się posiłkiem. Wciąż jego zarobki nie były tak komfortowe jak sprzed śmierci, ale udało mu się zacząć sprawnie korepetycje. Może powinien cieszyć się, że nie pracował i nie zginął w samym Fukkatsu? Mniej osób słyszało o śmierci, a jeszcze mniej było w stanie dopasować jego twarz do ofiary, co budziło mniej podejrzeń. A również mógł wykorzystać jednak swoją wiedzę...
Czuł, że coś było nie w porządku. Dziwne przeczucie, które starał się ignorować im bliżej budynku, w którym mieszkała Carei, się znajdywał. Głos, dziwnie znajomy, jakby jakaś szarpanina...
Nie, nie, tylko mu się wydawało, kiedy przerzucał siatkę z zakupami do drugiej ręki i zerknął jeszcze raz na uliczkę, z której dochodziły dziwne dźwięki. Nie powinien się interesować, nie powinien...
Wiedział, że nie - a jednak mimochodem ruszył w stronę, z której dochodziły dźwięki rozmowy. Tylko zerknie, upewni się że wszystko było w porządku - upewni się, że głosy wcale nie wydawały się być znajome, że to dziwne przeczucie, które miał, było tylko tym - zwykłym przeczuciem, które niewiele znaczyło.
... rozwalę ci łeb o ścianę.
Usłyszał groźbę, kiedy mimochodem znajdując się bliżej alejki. Nie słuchał nawet kolejnych słów, nie musiał wiedzieć, co dokładnie to wszystko miało znaczyć - nie musiał pytać, upewniać się. Wiedział, kim był grożący, a dość prędko dostrzegł, kto stał się jego ofiarą.
Nawet zapomniał o tym, że nie powinien się mieszać. Może popełniał kolejny błąd? Może powinien po prostu zniknąć stąd, zadzwonić na domofonie do mieszkania Carei i poczekać, aż mu otworzy. Wciąż nie rozumiał, co Jiro robił w takim miejscu - dlaczego tutaj był, dlaczego komuś groził? Nie chciał dopuścić do świadomości, że to był właśnie sposób chłopaka na zarobek w aktualnej chwili. Miał lepsze mniemanie o nim niż grożenie przypadkowym...
Zawahał się, dostrzegając, kto okazał się być ofiarą yurei.
Złapał Jiro za kaptur, ciągnąc skutecznie chłopaka do tyłu, chociaż stanowczo miał mniej siły od niego.
- Czy ty całkiem postradałeś zmysły, Jiro?! Zostaw ją! Czy ty naprawdę próbujesz się teraz bawić w napady w alejkach na bezbronnych? - zawołał, zaraz po tym odkładając siatkę z zakupami na ziemię i łapiąc drugą ręką Jiro za ramię, starając się go odsunąć od Ejiri.
- Carei... wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił, prawda? - zapytał, przenosząc wzrok na dziewczynę. Wątpił, żeby Jiro spełnił te zasłyszane groźby... ale wciąż...
- Hasegawa Jiro co ci strzeliło do tego pustego łba, żeby kogoś napadać w uliczkach!? - zawołał na niego, wzdychając. -  Puść ją, odsuń się od niej... Naprawdę... gorzej niż z dzieckiem... - westchnął, nie puszczając wcale bluzy chłopaka.

| 94-30 = 64 na odciąganie Jiro

@Ejiri Carei  @Hasegawa Jirō


Yamura - Page 2 VSPSQK5
Nakamura Kyou

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Pią 17 Mar - 18:04
Uderzenie. To w głowie. To w piersi. Nawet powieki uderzają o pęczniejące w kącikach łzy. Te płyną wartko, głupio, niezrażone zmianą emocji puchnących w Carei i szarpiących jak karuzela. Nawet, gdy słowa układają się w kolejne zaprzeczenia, co miały uspokoić, wyrwać z panicznego paraliżu. Umysł, jak woalem przysłonięty na logikę scenerii. wciska się scenariuszem, powtarzanym z przeszłości. Oddech skrócił się, więc tchu brakowało, co mógł napędzić do zmiany kierunku pędzącej emocji - ku katastrofie - Nie - jeszcze jedno, przypomniane zaklęcie słowa, jakby powtarzane już kilka razy, miało coś zmienić. Ale każde odbija się od nabitej siłą sylwetki. Tą siłą, która gasi w niej nadzieję, na ucieczkę. Paraliżuje, chociaż wciąż walczyła. Ze sobą, zdzierając zasłonę z myśli. Powoli, jak we śnie, wypycha inną, tę - podobną, co malowała jasne źrenice atakującego. Przez głowę - przeciskają się pytania i powtarzane imię, którego zdradzać nie chciała. Nie mogła. Obiecała. Sobie i jemu. Tylko czy z bezsilnością, gryzącą i kpiącą, miała szansę coś zmienić?
Jesli zmusisz mnie. Słowa wdzierają się ponownie, drwią z niej. To znowu jej wina? Ta, której pozbyć się nie mogła tyle lat? Głupia. Jak bardzo głupia musi być, by dać się tak podejść? - Puść mnie - odpowiedziała za to, bardziej desperacko, ni to prośbą, ni zduszonym jękiem, ni kiełkującym gniewem.
- Nic mu nie jest, wiedziałabym, gdyby było inaczej - przytomniej, jaśniej w odpowiedzi - więc mnie puść - czy była w tym gra na czas, czy już czysta prośba, znowu nie była pewna, ale - w odzewie, otrzymała tylko bliskość tak niechcianą, przerażającą. Chciałaby się stopić ze ścianą za plecami, ale męska dłoń chwyciła materiał płaszcza, zaciskając palce w pięść. I w gniew. I w zgodzie przełamanej, żaden dźwięk nie ulatuje z zaciśniętych warg, bo dłoń, która wcześniej szukała ratunku w zawartości torebki, w końcu trafiła na chłód metalu. Jej własne palce zacisnęły się, a gdy została uniesiona wyżej - pozwoliła bezwładnie, by torebka opadła niżej, w dłoni pozostawiając klucz francuski. Ten sam, którzy takim niepokojem brzęczał czasem, gdy obijał się o inne przedmioty.
Stłumione kroki i postać rozmazana - zgrywają się z jej własnym, bo desperackim zamachem. Na oślep chcąc uderzyć agresora wyżej, zmusić, by ją puścił, zostawił w spokoju. A chociaż metal ledwie szurnął ramię chłopaka, nie robiąc najmniejszej krzywdy, uchwyt zelżał, a ona - ze zduszonym jękiem, opadła na ziemię, na kolana, w końcu siadając na ziemi.
W bladej dłoni, wciąż zaciskała metal, zakleszczając niemal jego fakturę miedzy zbielałymi knykciami. W łoskocie przed sobą w końcu rozróżniając głos, znajomy bardzo - przyszedłeś po mnie - ze zduszonym łkaniem, uniosła głowę i pokręciła na boki, odpowiadając tym samym Kyou. Bała się, ale strach był krzywdą, której wytłumaczyć nie umiała - szukał ciebie - uniosła dłoń, ścierając i tak rozmazane już łzy. Tyle jej pozostało. Teraz też dopiero, składając w całość wymienione informacje. Jiro. TEN Jiro.

| Zamach nieudany

@Hasegawa Jirō   @Nakamura Kyou


Yamura - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Hasegawa Jirō

Pią 17 Mar - 19:18
  Zbyt skupiony na próbie wyciągnięcia z dziewczyny informacji, zatracił się trochę w całej tej sytuacji, zapominając o otoczeniu, na które powinien uważać. Może to wrodzona bezczelność zdołała przekonać podświadomość, że przecież nikt nie odważy się mu przeszkodzić. Zwłaszcza teraz, gdy kiełkowało w nim niepokojące zafascynowanie możliwością znęcania się nad kimś słabszym. Kimś, kto w dodatku okazywał swój strach tak obrazowo.
  Nagłe szarpnięcie w tył powitał automatycznym wsunięciem dłoni między krawędź materiału bluzy, a własną szyję. Zupełnie jakby spodziewał się, że ktokolwiek zdołał się zakraść i złapać kaptur jego bluzy, będzie walczyć na poważnie, zaczynając od próby uduszenia go. Dopiero to pozwoliło mu oderwać spojrzenie od zapłakanej dziewczyny i obejrzeć się na napastnika, przenosząc na niego całą wcześniejszą złość podsycaną zniecierpliwieniem.
  – Jesteś... – rzucił zaskoczony, gdy tylko rozpoznał jego twarz, a w jego ślepiach od razu zawitała dziwna mieszanka ulgi, ale i tryumfu.
  Zastosowanie się do polecenia przyszło nieco później, jakby uznał to za o wiele mniej ważnie w całej hierarchii wydarzeń. Puścił dziewczynę bez żadnego słowa sprzeciwu, bo i jaki sprzeciw można wystosować do klucza francuskiego mijającego go o cal. Nie mógł nawet powiedzieć, że było to ostatnie czego się spodziewał, bo wśród wszystkich, nawet tych najbardziej absurdalnych scenariuszy nie zakładał czegoś takiego.
  Ostatecznie dał się tym przekonać do odsunięcia się w tył, na bezpieczną odległość, dokładnie taką jaką wybrał Kyou, który nadal nie puszczał smyczy, którą zrobił sobie z jego kaptura.
  – Oczywiście, że nic jej nie zrobiłem. Tylko rozmawialiśmy.
  Rzucił dziewczynie ostrzegawcze spojrzenie. Może by nie próbowała zaprzeczyć, a może by ostrzec ją, że kolejna inżynierska sztuczka z kluczem może obrócić się przeciw niej.
  – Próba zaatakowania kogoś czymś takim nie wpisuje się w definicję bezbronności – zaznaczył, niby przypadkiem zahaczając spojrzeniem o nos nauczyciela, nie komentując jednak tego inaczej niż nerwowym odchrząknięciem.
  Zębatki pracujące w pocie czoła w umyśle Jiro w końcu zgniotły blokujące je ziarenko wcześniejszej złości i ruszyły z pełną parą, przetwarzając informacje, na które w pierwszym odruchu yurei w ogóle nie zwrócił uwagi. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy dotarło do niego co właściwie widzi.
  Dłoń wylądowała na ramieniu Kyou, dość niepewnie, jakby Jiro chciał się tylko upewnić. Jednak gdy napotkał opór w postaci żywego ciała, niemal od razu ją zabrał. Nie chciał żeby iluzja się rozwiała.
  – Szukałem cię – powoli potwierdził słowa dziewczyny, a z każdym słowem w jego głosie wzbierał się zachwyt – Chciałem się upewnić, że nic ci nie jest, ale widzę, że żyjesz.

@Nakamura Kyou @Ejiri Carei




Hasegawa Jirō
Nakamura Kyou

Pią 17 Mar - 19:43
Nie podejrzewałby Jiro o wyrządzenie komuś krzywdy - nie komuś pokroju Carei, nie komuś równie bezbronnemu jak on był. A może się mylił? Może się zmienił przez tyle lat? Nie mógł być pewny tego, nawet jeśli naiwnie chciał żyć we własnym przekonaniu, że tak nie było; że jednak chłopiec, któremu kiedyś pomagał wcale nie stał się bezmyślnym brutalem, który szuka jak dostać to czego chciał siłą.
Odciągnął go, ciesząc się szczerze że ten nie naciskał na znajdywanie się bliżej przerażonej kontrahentki. Nie potrzebowali tego - żadne z nich, żeby musieli siebie wzajemnie się bać, prawda?
A nawet jeśli, wolał żeby Jiro jemu złamał nos drugi raz niż żeby zrobił coś Carei.
- Przyciśnięcie kogoś mniejszego od ciebie również nie wpisuje się w definicję nie robienia niczego, jeśli chcesz iść w tę stronę argumentacji - odpowiedział, mimochodem jednak wyciągnął dłoń w stronę tej Carei, aby wyjąć klucz francuski z jej dłoni. Nie skomentował go, nie musiał przecież prawić żadnych lekcji na ten temat - jak bardzo było to niebezpieczne, jak bardzo mogło się obrócić przeciwko niej...
W tej chwili jednak chyba chciał, żeby przypadkiem ani Jiro nie spróbował znów obrócić się przeciwko niej, ani ona nie spróbowała ponownie zamachnąć się przedmiotem. Nie musiał martwić się o rany Hasegawy, bo w końcu wiedział, że ten nie żył - ale stanowczo chciał zatrzymać ewentualny konflikt, który przecież i tak już miał miejsce.
Kucnął przy dziewczynie, otaczając ją łagodnie ramieniem.
- Możesz mnie zawsze przywołać jeśli coś takiego się stanie znów, a nie będzie mnie w okolicy. Wystarczy myśl, dobrze? Nie zapominaj o tym... - przypomniał jej łagodnie, zaraz szukając po kieszeniach paczki chusteczek, które zaraz jej podał, aby mogła otrzeć łzy. - Oddam ci jak wrócimy do domu, dobrze? Byłem w okolicy, chciałem ugotować obiad jeszcze po zajęciach... - wyjaśnił krótko, po tym dopiero znów wstając i obracając się w stronę Hasegawy. Co miał z nim zrobić? Z jego zachowaniem, które naprawdę wykraczało poza jakiekolwiek normy - choć może tylko te, które on miał w sobie zakorzenione jako dzieciak wychowany w dobrym domu, w dobrej dzielnicy?
Zerknął w stronę jego dłoni, którą wyciągnął i tak szybko zabrał. Upewniał się? Nie był do końca pewny...
Skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na wyższego od siebie chłopaka - kiedy tak wyrósł? Nigdy się nad tym chyba nawet nie zastanawiał.
- To była twoja metoda na szukanie mnie? - zapytał, wzdychając. Był nieco zawiedziony, chociaż niekoniecznie potrafił się gniewać. Słyszał... jak nagle Jiro zmienił swój ton, swoje zachowanie. Może znów chciał wierzyć, że nie robił tego ze złych chęci ani pobudek? Pokręcił głową. Choć z drugiej strony... sam powiedział, że wróci. Po prostu nie chciał wracać z pustymi rękami, a nie miał już tak stałych zarobków jak kiedy pracował jako nauczyciel - korepetycje i prywatnych zajęć było na ten moment mniej, a też potrzebował balansować między sprawami legalności swojej pracy. - Przepraszam. Powinienem się odezwać, ale starałem się trochę... zorganizować wszystko. I tak, żyję. I nos też mam cały - powiedział, zerkając zaraz na Carei, jak ona się czuła. - Naprawdę nie musiałeś atakować mojej kontrahentki - dodał, marszcząc brew. Kiedy jednak zobaczył, że dziewczyna powoli czuje się lepiej, podał jej dłoń, aby pomóc wstać z bruku, zerkając zaraz po tym na Jiro.
- Carei, Jiro. Jiro, Carei.... Naprawdę nie mogliście spokojniej się poznać... - westchnął znów. - Zaprosiłbym cię na obiad, Jiro, ale... to mieszkanie osoby, którą zaatakowałeś. I chyba sam rozumiesz, że mam związane ręce po tym jak się zachowałeś, prawda? - powiedziedział, a jednak wyciągnął z kieszeni swój telefon, podając go chłopakowi. - Wpisz numer.

@Hasegawa Jirō  @Ejiri Carei


Yamura - Page 2 VSPSQK5
Nakamura Kyou
Ejiri Carei

Sob 18 Mar - 19:07
Zatraciła się. Dokładnie tak, jak nie powinna była robić. Klepane bez końca powtórzenia o byciu w teraźniejszości. O własnej zmianie. O sile, która niby w niej drzemała. Wystarczyło jedno, nagłe "spotkanie", by cofnęła się w tempie natychmiastowym, do znienawidzonej roli ofiary, którą prawdopodobnie, odegrała śpiewająco. Żałosne. Niemal do perfekcji opanowała zatracenie w przeszłości. W nabrzmiałej przerażeniem traumie. Jak dziecko, wepchnięte do głębokiej wody, które zapomniało, że przecież już uczyło się pływać. Nie utonęła tylko dlatego, że ten, którego sama próbowała chronić milczeniem - uratował ją. I niekoniecznie chodziło o zwalistą postać chłopaka, który ją zaatakował. Uratował przed nią samą.
Obecność jej kontrahenta, odwróciła bieg rozgrywającej sceny o całe 180% stopni. Z jakimś zamglonym podziwem rejestrowała szarpniecie z siłą, którą mimo wszystko - nie spodziewała się po Kyou. Upragniony dystans oddzielający ją od napastnika, wywołał natychmiastową falę impulsów, mieszanki ulgi i złości, tworzących mozaikę wirującego chaosu. Było jej niedobrze, przez moment, nie będąc w stanie nawet patrzeć na żadną z obecnych postaci, których głosy obijały się o ściany uliczki, jak spotęgowane jej urwanym oddechem echo.
Oczywiście, że nic jej nie zrobiłem. Tylko rozmawialiśmy. Zacisnęła usta i w końcu uniosła wzrok na najwyższego z zebranych. Nie miała pojęcia co siedziało mu w głowie, żeby w taki sposób zaczynam rozmowę. A tłumaczenie i zawoalowana groźba, brzmiały jej bardziej, jak jęk nastolatka, przyłapanego na kopaniu kota. Zacisnęła usta mocniej, ścierając kolejne, rozmazane ścieżki soli na policzkach. Mimowolnie drgnęła i skuliła się w sobie, gdy obok kucnął Nakamura. Dopiero, gdy łagodny dotyk, uświadomił ja o rzeczywistej obecności, z cichym westchnieniem, oparła czoło o ramię dawnego nauczyciela - Nie zapomniałam. Po prostu... myślałam, ze chce ci zrobić krzywdę - chciała dodać - że to ktoś z przeszłości. Morderca. - ale tylko uniosła twarz wyżej, nie kontynuując. Przyjęła chusteczki, wysuwając jedną i ścierając pozostałości wciąż cieknących łez. Wciąż, jakoś zachowawczo obserwowała stojącego obok chłopaka. Kiwnęła wolno głową, orientując się, że palce, jak zaklęte w kamień, wciąż desperacko zaciskały się na metalu. Rozluźniła dłoń, czując ból wracającego czucia. Jak niby inaczej miała się bronić? Przeżyła już najgorszy scenariusz. Tam - nie miała niczego podobnego i przegrała natychmiastowo. Tu - miałaby szansę. Nikłą, niemal śmieszną. Ale dającą szanse na ucieczkę. Choćby przez pryzmat zaskoczenia.
Zmysły i czucie, wracały na właściwe miejsce. Nie znaczyło to, że się uspokoiła. Wydarzenia, jak brzydki, bolesny kubeł wody przypomniał jej, jak bezbronna, naiwna? wciąż była. Zapiekło ją to bardziej.
Z pomocą ducha, podniosła się do pionu, w jakiś sposób, czując się też wywołana, gdy wspomniało "kontrahentce". Gdyby nie ufał przedstawionego oficjalnie "Jiro" - nie podawałby podobnych informacji. Czy to znaczyło, że ona powinna byłą też to zrobić? Uniosła brodę wyżej, chcąc - już z dystansu prześledzić twarz chłopaka. tego samego, zabawnego, w jakiś dziwny sposób uroczego, którego poznała na balu. On pomógł jej. Ona pomogła jemu. Teraz, stali naprzeciw siebie, jak skłócone rodzeństwo -  Nie, nie chcę go dziś tam widzieć - w głosie kołysało się wciąż drżenie, ale i kiełkująca pewność. Kyou bardzo precyzyjnie wyjaśnił powody, dla których, dodatkowa obecność byłaby...przekroczeniem i tak naruszonych granic. Ale zostawiła furtkę, jak szansę - nie tylko Hasegawie, ale i samej sobie - Mój też możesz mu podać - dodała, niemal na wydechu, z myślą, która tkała na języku dziwny, słodko-gorzki posmak.
- ...gdyby znowu chciał cię szukać. Tak będzie łatwiej.

@Nakamura Kyou   @Hasegawa Jirō


Yamura - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Hasegawa Jirō

Pon 27 Mar - 2:46
  Obserwowanie jak Kyou pomaga dziewczynie wstać, jak zabiera z jej rąk przedmiot, którym jeszcze przed chwilą chciała najpewniej rozłupać Hasegawie łeb, czy jak w końcu podaje jej chusteczki, utwierdziło go w przekonaniu, że nauczyciel faktycznie odzyskał swoje ciało. Niedowierzanie, czające się gdzieś na dnie serca, nadal podpowiadało mu, że to nieprawda. Nie mógł jednak w nieskończoność ignorować podsuwanych mu pod nos dowodów.
  – Nie powiesz mi, że to była nieskuteczna metoda – odezwał się, bez najmniejszego śladu poczucia winy w głosie.
  Był dumny jak kot, który właśnie przytargał właścicielowi pod drzwi jakieś niewinne i kolorowe ptaszysko. Czuł się zresztą podobnie w stosunku do Carei. Upolował ją. Zagonił w ślepy zaułek, by w końcu dostać to, czego chciał.
  – Kontrahentki – powtórzył powoli, przenosząc wzrok na dziewczynę.
  Już nawet otwierał usta, by coś powiedzieć, ale po krótkim zawahaniu się, zrezygnował. Może nie chciał być niemiły, a może dotarło do niego, że cokolwiek sobie o dziewczynie pomyślał, zrozumiał, że miała jedną, niekwestionowaną zaletę. Była kotwicą, która trzymała Kyou wśród żywych.
  – Poczekam cierpliwie aż zatęsknisz. Kilka kolejnych lat nie zrobi większej różnicy.
  Bez słowa sprzeciwu wziął podany mu telefon i wpisał własny numer. Z cyframi nie miał takiego problemu jak z alfabetem, więc mimo że zajęło mu to trochę dłużej, dał sobie radę. Wybrnął nawet z zapisania kontaktu, bo zwyczajnie wbił tam ikonkę onigiri. Nie oddał telefonu, zanim nie wszedł w listę smsów i nie przewinął kilku jej długości, by upewnić się, że nie ma tu żadnych wiadomości od niego. Nic jednak nie wyglądało na kilkuletni natłok wiadomości od jednego numeru. Nie potrafił określić czy poczuł ulgę, czy rozczarowanie.
  – Po co mi twój? Wystarczy jedna twoja przerażona myśl, a Kyou się zjawi. Wyjdzie taniej.
  Oddał nauczycielowi telefon, wymuszając tym samym jego uwagę na dłuższą chwilę.
  – Żartuje przecież. Nic jej nie zrobię. Ma szczęście, że to ja jestem twoim ulubieńcem.
  Mimo maski na twarzy, ślepia Jiro zmrużyły się nieco, gdy posłał Kyou uspokajający uśmiech, za którym jak zwykle kryła się niewypowiedziana groźba. Nigdy nie był bezinteresownie miły, zwłaszcza w podobnych okolicznościach.
  – Po prostu nie pozwólmy, żebym zrobił się zazdrosny – rzucił na pożegnanie, udając, że podcina sobie gardło wyimaginowanym nożem, gdy tylko wyłapał wzrok Carei i moment, w którym Kyou nie patrzył, co wyczynia.
  Wyszedł z zaułka i zniknął za rogiem głównej ulicy, zanim brak godności i burczący brzuch spowodują, że spróbuje jednak wysępić obiad, który miał go ominąć.

[z tematu]

@Ejiri Carei  @Nakamura Kyou




Hasegawa Jirō

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Sasaki Hotaru

Sob 1 Kwi - 23:01
15/03/2037

To był kolejny dzień balansowania na krawędzi, w poszukiwaniu zgubionego sensu życia, tak.. Jeśli jakkolwiek Hotaru się czymś takim przejmował. Jak zwykle był napity, jak zwykle pachniał fajkami, alkoholem i masą perfum. Ten człowiek nie umiał żyć normalnie. Tyle dobrego chociaż, że dzisiaj jeszcze nie gibał się na boki. Trzymał w miarę prosto idąc ulicą. Postanowił zrobić sobie skrót. Słyszał nieciekawe historie o tym miejscu, ale czego miał się bać? Nie miał klaustrofobii a strachu nie odczuwał bo zwyczajnie nie potrafił. Władował się w wąską uliczkę gdzie oparł się o ścianę i zapalił fajkę. Powoli się rozejrzał rozważając powrót do domu, lub kolejną rundkę w jakimś barze. Ból głowy znowu powrócił i tym razem ze zdwojoną siłą. Wolną rękę przyłożył do skroni gdzie widniała blizna po postrzale a raczej rykoszecie, którym oberwał. Nieco bezwiednym spojrzeniem spojrzał na swoje odbicie w kałuży czegoś.. Jego czerwone oko dziwnie błysnęło, ale się tym nie przejął, tak już miał.
Jak zwykle ubrany był elegancko, tym razem jednak brakowało mu krawatu? Tak się czasem działo, gdy pił. Gubił części garderoby.. Dobrze, że nie zgubił jeszcze samego siebie, w tym wszystkim. Gdyby nie te oko, całkowicie zlałby się z tym miejscem. Półmrok i ciemne ciuchy nie chodziły ze sobą w parze, a przynajmniej się nie lubiły. W międzyczasie wyjął telefon skrobiąc smsa. Zajęło mu to chwilę, nie chciał najebać sterty błędów i by miało to skład i ład.  Znowu  widział jego mordę w reklamach na internecie i aż westchnął. Czy jego ojciec aż tak był zadufany w sobie.                  To chyba jednak u polityków normalne. - Kolejny skandal, nigdy się nie zmienisz. Narośnie Ci tylko wrogów jak grzybów po deszczu a rodzina będzie cierpieć staruszku. - Stara się trzymać od tego z daleka, chociaż było ciężko. Nawet jeśli nie chciał był rozpoznawalny jako jego syn. Nieraz ucieczka przez fotoreporterami bądź freakami graniczyła z cudem. Powolnie strzepnął popiół z papierosa i uniósł głowę przymykając oczy. - A więc wylazłeś, dobrze wiedzieć, obyśmy na siebie nie wpadli szmato.. - Zmarszczył brwi po przeczytaniu kolejnego newsa i rzucił papieros na ziemie przygniatając go butem.


@SEIWA-GENJI RAINER



-Voice-- Voice 2 (Tanjiro)
Yamura - Page 2 Jue4p3E
*1*2*3*4*
“What would an ocean be without a monster lurking in the dark? It would be like sleep without dreams.”
Sasaki Hotaru
Seiwa-Genji Rainer

Sro 5 Kwi - 12:15
Postanawia wrócić pieszo. Choć ekran telefonu dogorywa kończącą się baterią, w słuchawkach sączą się zostają ostatnie nuty przypadkowej piosenki, on pełznie przez Nanashi jak porzucony przez klan szczeniak. Po drodze zbiera niechciane, w nienawistnych bluzgach rozrzucane przez przechodniów spojrzenia. Niektóre z nich, szczególnie te pląsające w źrenicach ciemnych jak zbliżająca się noc, przyjmuje z podobną buńczucznością. Własne spojrzenie ubiera więc w nieprzystającą dorosłym pogardę. Tę samą, którą wyczytać można u jego ojca. Tę samą, której dopuszcza się matka, gdy palce jej źle poprowadzą pędzel. Wyuczeni są oni, Minamoto, spoglądania na innych ze stopnia wyżej a wzrok ten niczym innym a umiejętnością. Nie przelewa się w genach, nie jest zapisany we krwi. Wielu twierdzi, że lekceważący ton i ten perfidnie wzniesiony ku niebu podbródek zawiązany jest na chromosomach. Bzdura. Cała klanowa obcesowość zapisana jest w wychowaniu. Krok po kroczku, by na dzieci narzucać ciężkie zbroje wstrzemięźliwości. Tej, która nie do serca nie dopuszcza najgorszych komentarzy; ślizgających się w swej obrzydliwości wyzwisk, jakby to ci kilkulatkowie właśnie winni byli krzywdom swoich rodziców. Ale tak już jest, mówiła matka i on tym słowom od małego przytakuje. Tak już jest i choćby wszelkie spojrzenia zebrał tuż przy sobie, tuż przy bijącym miarowo sercu, nie ugładziłby ich ostrości, bo każda niesprawiedliwość ma prawo istnieć swoją złością.
  Ulice śmierdzą alkoholem, ludźmi, nietrzeźwością z wolna wpijającą się w krwioobieg. Coś, co daje mu potoczną niewidzialność, bo przy rozbieganych spojrzeniach łatwiej schować klanowe rysy twarzy. Dlatego na głowie ten sam kaptur, co wcześniejszej nocy. Tej, którą okupywał na ciemnym placu zabaw. Maluje się pod nosem rozbawione parsknięcie, ale za tym nie idzie nic więcej. Może tylko kroki nabierają żywszego rytmu. Tak już jest, ale czasami bywa lepiej i teraz, myśli, jest trochę lepiej.
  Skręciwszy w Yamurę — tę przeklętą miejskimi legendami Yamurę — liczy na spokój. Nie boi się przecież duchów, bo te niczym więcej a zagubionym po śmierci człowiekiem. Jeśli demonem, to na swój sposób również tutejszym. Unosi więc spojrzenie samoistnie, by przy okazji dojrzenia czegoś, czegoś, podjąć odpowiednie decyzje. Zapewne nie ucieczki, ale szybszego kroku, świadomej zmiany drogi. Bo tak też go uczono, by nie wdawać się w każdą możliwą interakcję. Szanować siebie, swoje ciało, swoją duszę przede wszystkim.
  Jak w tym dramacie, gdzie scena oświetlona pojedynczym reflektorem, kuli się postać o zgiętych ramionach i ślimaczym wzroku pędzącym po telefonie. Wzrokiem mierzy ją szybko, zapobiegawczo, gdy, wciąż w klimatach absurdalnego filmu, zaobserwować krawat upadający na kilka kroków przed jej zatrzymaniem. Wzdycha westchnięciem wieczornego zmęczenia, bo na nogach od wpół do drugiej w nocy. Mimo to, ulegając podszeptom chwilowej dobroci, zatrzymuje się równolegle do mężczyzny.
  — To chyba twoje — mówi przy głośnie zblazowanym, ale wyraźnym, gdy palcem wskazuje upadłą część garderoby. Ta leży może z metr, dwa dalej. I powiedziałby coś jeszcze, jedno pożegnanie więcej, ale wraz ze wzrokiem krzyżującym się z tym ichniejszym, na twarzy maluje się zdziwienie. Po chwili przeistoczone w lisi, cwany uśmiech, rozbudza całą chłopięcą sylwetkę. — No proszę, już wiem, czemu ojciec nie chwali się tobą w mediach.
  Krótkie, rozbawione parsknięcie i wsunięcie dłoni w kieszenie spodni.
  — Dużo się o was mówi, o Sasakich. Ojciec kazałby mi się skłonić, ale myślę, że twój stan jest teraz bliższy ziemi.



Yamura - Page 2 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Sasaki Hotaru

Sro 5 Kwi - 15:29
Czarnowłosy nadal miał przymknięte oczy starając się zrelaksować i wyzbyć bólu głowy, to jednak nie działało. Nawet delikatne pomasowanie skroni a tabletek nie miał, więc musiał cierpieć, nie przeszkadzało mu to. Kątem oka zerknął na niedopałek, już zgnieciony jego butem. Widział w tym pewne porównanie, jednak nie wypowiedział go głośno. Naciągnął płaszczyk mocniej na ramiona gdy usłyszał za sobą kroki. W zasadzie miał się odwrócić by sprawdzić. Tymczasem słowa momentalnie zmusiły go by spojrzeć w kierunku osoby, która je wypowiedziała. Widząc Rainera powinien się wystraszyć, zdziwić? Ten w dodatku rozpoznał jego osobę, co mogło źle świadczyć. Czyżby kolejny, chętny do pozbawienia go głowy? O tym mógł świadczyć ten uśmieszek. Bezwiednie spojrzał na krawat i pokiwał głową. W zasadzie sądził, że zgubił go gdzieś w klubie, to było podejrzane, ale tylko wzruszył ramionami. - Tak mi się zdaje. - Widząc jednak zdziwienie na twarzy rozmówcy porzucił myśl, że ten szukał go celowo. Jedynie przechylił głowę, wymruczał też nieco nieprzyjemnym głosem. - Mi to pasuje, oby jak najmniej mówił. Jedynie na czym mu zależy to jebana sława. - Przyklepał włosy a potem prowizorycznie przywiązał krawat na szyi, nie chciało mu się bawić w jakieś węzły.
-Mam nadzieję, że nie skończy się to kolejną rodzinną tragedią. On lubi wyolbrzymiać i skupiać na sobie uwagę, głównie tych, których nie powinien.- Stwierdził na wieści o tym, że dużo się mówi. Jednak o nim samym niewiele, bardzo dobrze. Przynajmniej będzie miał spokój. - Kur.. Czaję Ty też nie należysz do tych co za nami przepadają, czaję aluzję. - Pokręcił głową, o dziwo cały czas zachowując spokój. Po co się unosić i starać zmienić czyjeś zdanie, skoro i tak, ma to głęboko w zadku. Zmierzył go ostrożnym spojrzeniem dwukolorowych oczu. Teraz miał chłopak powód by chwalić się jak widział, ze jeden z Sasakich stacza się na dno egzystencji, droga wolny, mógł robić co chciał w zasadzie.
Całe lata skrupulatnie chował to, że w zasadzie obwinia samego siebie a nie staruszka, za to co się stało wtedy na dachu. Świat byłby szczęśliwszy zapewne, gdyby to jego łeb roztrzaskała kula a nie jego brata, dla niego była ona przeznaczona. Teraz jedyne co mógł robić to zanosić kwiatki na grób i kontynuować życie poniekąd okraszone nienawiścią. Miał rację, to on był tym bliższym ziemi. - Jednak ukłonu się nie spodziewaj, to nie moja natura..
Od razu powiedział, nie chciał by Rainer takie miał oczekiwania, z resztą i tak spełzły by na niczym. - Po twoim uśmiechu widzę, że coś Cię wyraźnie cieszy, jest to mój stan czy może co innego? - W jego głosie w dalszym ciągu nie było żadnych emocji jak zawsze z resztą. Ten typ tak już ma. Przechylił jednak głowę i posłał nieco creepy uśmieszek. No cóż, jak Kai przewidział obsługa Sasanki prosta jak konstrukcja cepa.



-Voice-- Voice 2 (Tanjiro)
Yamura - Page 2 Jue4p3E
*1*2*3*4*
“What would an ocean be without a monster lurking in the dark? It would be like sleep without dreams.”
Sasaki Hotaru
Seiwa-Genji Rainer

Sob 6 Maj - 12:51
Nie sposób zaprzeć kwaśnego śmiechu, który ciężko kładzie się w gardle. Na tyle, że zaraz wykwita w postaci pobłażliwego uśmiechu. Kąciki ust ciągną do góry, gdy oczy mierzą postać chłopaka od czubków pokrytych ziemią butów po rozwichrzone włosy. Żałosne. Dlatego właśnie ludzie nie powinni pić, nie powinni swoich ciał na starcie tak silnych, spychać w odmęty używek. Może dlatego nimi gardził. Osobami łamiącymi się pod naporem procentów, wspomagaczy. Z miejsca więc podbródek Rainera sięga wyżej, ponad prowadzoną konwersację. Bo, jakby nie patrzeć, jest ponad nim. Jest ponad każdym, kto pijany jak zwierzę przemierza ciemniejsze ulice miasta. Idioci nieświadomie wystawiający swoje mięso na pastwę szalejących duchów. Głupi, ale w swej głupocie i uroczy. Jak te zwierzęta naiwni, pląsający po ziemi w słodkiej, tak słodkiej nieświadomości.
  Jedynie na czym mu zależy to jebana sława.
  — Nie dziwię się. — Nie dookreśla, ale przez słowa sączy się szew pogardy; tej samej, którą rzucał ojciec ku słabszym. Nie robi tego świadomie, ale jednak, wciąż, odsuwa się od chłopca na parę kroków, jakby stan upojenia był zaraźliwym. Mimo to nie do końca o alkohol chodzi. W głowie rysuje się tamtego słabość; jak drzazga wetknięta pod linie papilarne, przekazana w krwi. Zresztą, od tego samego ojca, którym widocznie gardzi. Uśmiech nie spełza z twarzy Seiwy, gdy usta rozmówcy upuszczają kolejne, sprzedające ojca słowa. Rainer nie powstrzymuje i rozbawionego parsknięcia. Chciałby wyłuskać z tamtego choćby nutę lojalności, ale każda kolejna werbalna pauza jest jedynie jej zaprzeczeniem.
  — Nie wiem, czy za wami przepadam, czy nie. Jesteście jak pchły w polityce. Małe a upierdliwe. Jedno wiem, mój ojciec szanuje twojego i z pewnością kazałby mi zrobić to samo. Nie przywykłem jednak do darzenia szacunkiem podpitych… pijanych. — Wraz z obróceniem głowy ku prawemu barkowi na lewy płat czoła opadają czarne kosmyki. — Ale może zmienię o tobie zdanie. Zaskocz mnie. Zrób coś, czego nie zrobiłoby odrzucone przez rodzica dziecko. Stań się kimś ponad pokraczną pijaczynę z lokalnego pubu. Dawaj, synu Sasakiego, pokaż ojcu, że też potrafisz na sobie skupić uwagę.
  Pod stopą ląduje porzucona przez innego przechodnia puszka po piwie. Rzęzi mocniejszym weń uderzeniem, by zaraz stać się dla Seiwy wygodną podpórką. Szydzi przy tym? Być może, ale jest to szyderstwo utkane w zabawę, w śmiech, aż w końcu wyzwanie. Są przecież niby tym samym. Synami silnych mężczyzn o zbyt dużych ego. Niby tym samym, ale zaprezentowanym w dwóch różnych światłach.
  — Co mnie śmieszy? — Zamyśla się, by rozbawienie ubrać w na przekór spokojną, zespoloną w jedno odpowiedź. — Uciekanie w używki, gdy i tak startujesz z dobrego poziomu. Zgrywanie nienawiści do rodziny, którą w każdym momencie możesz odrzucić. Jesteś definicją cliché. Kogoś, kto miał szansę odbić się od nudnych poczynań ojca, ale skończyłeś jak każdy bohater złej powieści. W banale.



Yamura - Page 2 Vibu4ed
Seiwa-Genji Rainer
Sponsored content
maj 2038 roku