To krótki i wąski odcinek łączący ulice Fujikage i Nakahara. Mimo faktu, że znajduje się w samym centrum Fukkatsu, rzadko ktokolwiek korzysta z tego skrótu. Na jego trasie z niewiadomych przyczyn lampy uliczne często mrugają, przywodząc na myśl horrorowe scenerie, czego nie udało się naprawić mimo częstych reakcji odpowiednich służb. Yamura nie może poszczycić się również żadnym lokalem, ani nawet regularną dbałością o opróżnianie przesypujących się kontenerów. Problem ten niejednokrotnie spotykał się z irytacją właścicieli okolicznych sklepów, których witryny wychodzą wprawdzie na Fujikage bądź Nakaharę, ale tylne wejścia wciąż znajdują się na Yamurze. Wizja dostania się do miejsca pracy od zaplecza zwykle wywołuje w pracownikach mimowolne dreszcze, gdy samo przemierzenie klaustrofobicznej, ciemnej uliczki tworzy w myślach irracjonalnie obrazy pełne potworów czy napadów.
Jak chociażby w tym starym, opuszczonym domku, w którym doszło do profanacji. Zniszczenie naczynia przyczyniło się do rozjuszenia starszej kobiety, jaka to nie miała problemów z poruszaniem się. Samo utknięcie w tych wspomnieniach powoduje, iż granica między realnym światem a tym, który dzieje się w mojej głowie, ulega swoistemu zamazaniu. Nie potrafię nadal się ruszyć. Nie potrafię się nadal rozluźnić, mimo słów należących do nieznajomego mężczyzny, w którym to intryguje mnie naprawdę wiele rzeczy.
Widzę, jak sylwetka mężczyzny ulega zmianie, co sprawia, iż jest bardziej ludzki. Przyziemny. Pozbawiony cech, które przed chwilą go wyróżniały. Tak wiele pytań ciśnie się na usta, ale nie wiem, czy jest to odpowiedni moment, aby je zadawać.
- Tam, gdzie mieszkam, to byłaby... cóż. - wzdycham, kręcąc na sekundę głową. - P-Potencjalnie idealna okazja, żeby mnie zaatakować. - palce zaciskam mocniej na pasku od torby. Innej torby. Tamta niestety pozostała na miejscu zdarzenia z pamiętnego przejścia kwietnia na maj. Staram się chwycić umysłem czegoś innego, czegoś znanego i czegoś, co nie będzie mi aż tak ciążyło emocjonalnie. Nie potrafię - umysł łatwo skupia się na ranie posiadanej przez ducha. - Czy jest coś... jak mógłbym ci pomóc? - wskazuję podbródkiem na ranę. Moja bardziej empatyczna strona postanawia przejąć prym, choć nie ma ku temu podstaw. Może to próba odsunięcia samego siebie i zniesienia ze względu na panujący w ciele dyskomfort. - Z tą raną, rzecz jasna. Trochę znam się na... medycynie. - dokańczam. Nie wiem nawet, czy istnieje taka możliwość.
Zapytać jednak nie zaszkodzi, bo, jak wiadomo - kto pyta, błądzić nie może. Ale może stawiać pierwsze kroki do Piekła. Umysł nadal trzymany jest na nieprzyjemnych łańcuchach, a nadnercza produkują niepotrzebną adrenalinę. Niestety - jego oczyszczenie i próba zrozumienia, co się dzieje, może trwać w moim przypadku wieki.
- Huh, widelec? - porażenie prądem i zesztywnięcie mięśni nie brzmi jak coś, co chciałbym przeżywać. Już z jednych objęć śmierci udało mi się uciec, a to, jaka sytuacja spotkała mężczyznę, nie należy zapewne do najprzyjemniejszych. - N-Nie przeszkadzało ci to? Wiesz, że widzisz duchy. Przynajmniej z początku. - staram się, aby to pytanie nie było nacechowane i nakierowane w jego stronę. Po prostu... człowiek nie budzi się nagle z wiedzą i doświadczeniem, co należy w tym kierunku robić.
To nie jest tak, że po przebudzeniu pojawia się instrukcja obsługi drugiego świata.
Gdyby tak było, nie uciekałbym.
- Więc t-tak się to zwie? - ach, powinienem bardziej się doszkolić w tym temacie. - Nie wiem. Była to... - ciężko jest mi o tym mówić, mając na uwadze słowa należące do Amayi. Jednak jej słowa dotyczące tego, żebym nie rozgrzebywał tematu na własną rękę, rozbrzmiewają niepewnie w mojej głowie - w szczególności, gdy biorę pod uwagę ostrzeżenie, iż ktoś może zechcieć to wykorzystać na swoją korzyść. - ...jakaś babcia. Wyjątkowo żwawa babcia. Niechcący s-stłukłem jakąś porcelanę i mnie zaatakowała. - na szczęście nie utykam na nogę, w której wcześniej znajdował się odłamek szkła, a siniaki i stłuczenia przykrywa długa, przyduża bluza, mająca na celu też ukryć problemy powiązane z jedzeniem przez ostatni miesiąc.
Czy moje nastawienie może działać pozytywnie na ducha? Nie wiem. Oby się tylko nie okazało, iż jest to jakiś senny realm, z którego się na razie nie wybudzę.
- Czyli potrzebny jest powód. Jeżeli człowiek, który umarł, uważa, że dokończył absolutnie wszystko, to nie powraca- - mówię prędzej do siebie, patrząc analizującym wzrokiem wprost w kierunku nadal nieznanego mi... no właśnie. - Zapomniałem. Gdzie są moje maniery-y - pochylam się nisko, a przynajmniej na tyle nisko, na ile wskazuje uprzejma kulturalność w mroku migających lamp. - Eiji. Umemiya Eiji. - to nazwisko nikomu nie powinno nic mówić. Jest pozbawione obciążających go win, a przynajmniej taka nadzieja tkwi wewnątrz mnie, licząc na to, iż nagle się nie okaże, że mam jakieś zatargi z rodzinami sprzed kilku pokoleń. - I pomyśleć, że tego się nie brało na poważnie. Z całym szacunkiem, oczywiście. - powracające zza życia grobowego kobiety, ludzie chcący wypełnić swoją ostatnią wolę.
- Jeżeli mogę się zapytać - b-bo nie chcę generalnie naruszać struktur, które powinny być nienaruszone - nie jestem w stanie wywnioskować zbyt wiele poza sylwetką, ubraniem i wiekiem (prawdopodobnym); biorę głębszy wdech, a ciemne tęczówki starają się odkryć aurę, jaką otacza się duch - jaki jest twój powód? Bez niego byś się tutaj nie znajdował. - brawo, Sherlocku. Naciskasz i dotykasz struktur, nawet jeżeli tego nie chcesz robić.
Nie jestem zadowolony sam z siebie, gdy myśli nadal pędzą w nieodpowiednim kierunku, a jąkanie przejmuje kontrolę nad moimi działaniami. Powinno być lepiej. Powinno być bezbłędnie. A jak jest? Jest po prostu źle. Widać, że jestem przeciążony tym wszystkim.
Informacjami.
C h a o s e m.
- Poruszając się po obrzeżach - rozpoczynam powoli - dane było mi ujrzeć jedynie dziecko. Więc... c-chyba miałem szczęście? - a mogło być gorzej. O wiele gorzej, biorąc pod uwagę to, że mieszkańcy zniszczonego miasta mogą chcieć się zemścić.
Słyszę coś, co wprawia mnie w... zaintrygowanie? Osłupienie? Jakby, nie wiem, czy na pewno dobrze to interpretuję, ale obecnie moja percepcja pozostaje zaburzoną - pełną błędów. Te powinny być natychmiast naprawione, ale tak się nie dzieje. Tkwię jedną stopą w gruncie rzeczywistości, drugą - nadal - w niepewności. Czy to, co mówi mi duch, ma rację bytu? Czy może po prostu pragnę znaleźć pod kopułą czaszki rozwiązanie tegoż całego bałaganu, który rozpoczął się od momentu wypadku?
Z kolei zdaję sobie sprawę z tego, iż Kamiko mi wspominała o duchach. O tym, że jej brat, Enma, zajmuje się zjawiskami paranormalnymi. Nie trzeba tutaj aż tak ogromu umiejętności w zakresie łączenia faktów, aby zauważyć pewne połączenia. Jeżeli te kropki łączą się w jedną, solidną całość, nie powinienem mieć absolutnie obaw - a te mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nadal istnieją.
- Na czym polegałby ten dowód? - patrzę uważnie.
Zdawać by się mogło, że niczym drapieżnik, który obserwuje swoją ofiarę. Nieufność? Nie. Prędzej próba zrozumienia, jakim bagażem emocjonalnym kieruje się mężczyzna.
Rzut: siła woli (fail)
@Shiba Ookami
HA! Wiedział że ten widelec go zdziwi. W sumie to prawie nikomu o tym nie opowiadał, bo w sumie też mało kto pytał. - No, byłem trzyletnim srajdkiem jak to zrobiłem. A że przygarnął mnie kapłan, to nawet jakoś się to ułożyło. Szczerze to miałem wrażenie że to bardziej duchom przeszkadzało, niż mi. - Zwłaszcza jak pomyśli o sobie i o tym jaki był za dzieciaka... Bogowie. Był okropny. Drugiego tak agresywnego gnoja ze świecą tylko szukać. No i też powiedział co go tam zaatakowało w nocy o północy, czy o której tam godzinie naprawdę. -Hmm... Szczerze to brzmi jak Yamauba. Taka starucha, co udaje miłą tylko po to by znienacka Cię pożreć. Ale swoje słabe punkty mają. - Skasował w przeszłości nie jedną i jeśli wróci do pracy, to pewnie nie ostatnią. -Dobrze że przeżyłeś prowokując atak. Gdyby uderzyła z zaskoczenia, to mógłbyś się nie wywinąć. - poklepałby go po głowie, ale w obecnym stanie nie było to możliwe.-Shiba Ookami, miło poznać. - Przedstawił się z uśmiechem. Tak, brzmiało to Jak Shiba Inu, ale na szczęście do tej pory chyba nikt nie powiązał faktów. - A, nie przejmuj się. Byłem Kannushi, to wiem jak bardzo lekceważąco wiele osób do tego podchodzi. Człowiek zdążył przywyknąć. - Odpowiedział z uśmiechem. Pytanie o powód go nie zdziwiło. Na jego miejscu też by się pewnie o to spytał. -Wiesz, świątynia została bez opieki i chciałbym żeby przetrwała w dobrym stanie jak nadłużej. W sensie opieka jest, ale nie tak dobra, bo mnie nie ma. Więc można powiedzieć że chciałbym mieć chram na oku i ludzi, którzy go odwiedzają. Zwłaszcza że z Osaki przyjechał inny kapłan, trochę dupek i niezbyt mu ufam. - odpowiedział zgodnie z prawdą. -Tylko wiesz. Zachowaj to dla siebie. Znajomość celu ducha jest niezbędna do tego żeby się go na stałe pozbyć wbrew jego woli. - Tak. Postawił na kartę atutową o nazwie... Odpowiedzialność i poczucie winy. -A, to też zależy gdzie szukasz. - W jednych miejsach był zaduch, w innych pustki. - Poza tym możliwie też dlatego że duchy mogą odzyskać fizyczne ciała i to chciałem na dowód. Gdybyś odwalił ze mną pewien rytuał, byłbym z krwi i kości. Znowu. Mogę obiecać że nie jest w żaden sposób groźny, ale wymaga przeprowadzenia go pomiędzy a 2 a 3 w nocy. I będziesz musiał się skaleczyć w palec. Dlatego nawet jeśli już, to lepiej zrobić to w nieco sterylnym miejscu. - Odczekał moment - Oczywiście zakłądając że będziesz chciał to zrobić.
Rzut: W.P.Bólu FAIL
#a2006d
czasami przez nie umierają.
A czasami dostają drugą szansę od losu. Nie wiem, czy moje przetrwanie w tym zaułku należy interpretować jako drugą szansę. Odkupienie win. Koszt w postaci widzenia... zjawisk paranormalnych. Im dłużej przyglądam się nieznajomemu (jeszcze), tym powoli, skrupulatnie, przekonuję się do tego, iż moje wcześniejsze założenia zawierały krytyczny błąd. Zaburzony nadal przez słabnącą pewność siebie, gdzie membrany myśli pozostają niemożliwymi do ruszenia bądź zmiany. Czy mnie to denerwuje? Owszem. Można powiedzieć, że bardzo, gdy sylwetka nadal
- Tak. K-Karafuruna jest... no cóż. Specyficzna. - mówię, przypominając sobie o każdym kolejnym wieczorze, gdzie krzyki bywają na porządku dziennym. - Ale nawet w centrum nie zamierzam aż tak spuszczać z gardy. - nauczony doświadczeniem.
Doświadczeniem, które jest zapomniane. Którego nie potrafię sobie przypomnieć, a na które ciało reaguje adrenaliną. Niepokojem i być może niechęcią.
T r o s k a
może wydawać się czymś kompletnie nieznanym, czymś, czego struktury umysłu wcześniej nie zaznały.
Jest niczym innym, jak elementem istnienia, które pragnę mieć i którego pragnę się trzymać - wszak troska, mimo i wbrew wszystkim jej słabościom, bywa przeze mnie doceniana. W świecie, gdzie większość jednostek zmienia się w jednolitą, szarą masę, ciężko o jej większą ilość. Co prawda jedna, zagubiona dusza, która obiera sobie za misję, aby pomóc każdemu, prędzej czy później upadnie na kolana. Przeklnie swój los. Zacznie narzekać. Poddenerwowanie sięgnie sufitu, a głowa uderzy o niego bez najmniejszego zastanowienia. Pomaganie, troska czy altruizm wymagają odpowiedniej dozy ostrożności, kiedy się nimi dzieli.
Określenia granicy, gdzie należy się wycofać - odpocząć, zadbać o samego siebie.
Czy żałuję? Nie zamierzam tego żałować.
- Hm. Czy d-duchy mogą zatem umrzeć? Wiem, że dziwnie brzmi to pytanie, ale nadal - jeżeli otrzymujecie obrażenia, to czy możecie zginąć "ponownie"? - podnoszę spojrzenie ciemnych obrączek źrenic w jego kierunku. To, że rany się leczą, mnie jednak nie przekonuje. A na pewno nie na tyle, abym schylił się bardziej ku totalnej ignorancji. - Może się leczą, ale na pewno nadal bolą. - a jak wiadomo - cierpienie nie jest wskazane. Choć niekoniecznie można nad nim uzyskać kontrolę, wszak różne rzeczy dzieją się z cudzej woli, niekoniecznie naszej.
Ale to nie oznacza, że my mamy je kontrolować i zadawać innym.
Czuję, jak głowa staje się ciężka, przeciążona kolejnymi myślami - pragnę chwycić za lejce, ale kompletnie mi się to nie udaje. Nic dziwnego zatem, że mięśnie nadal odmawiają posłuszeństwa.
- Aż tak dawałeś im w kość? - pytam się, choć nie naciskam na odpowiedź. Nie znam jego przeszłości, wszak nie posiadam możliwości zaglądania do cudzych umysłów. Może to i lepiej - prywatność jest zawsze w cenie. - Popatrzę. Poszperam. Poszukam. Słabe punkty, powiadasz? - co prawda analiza tematu na własną rękę może mnie zaboleć jeszcze bardziej, ale nie zamierzam się wycofywać. Jeżeli istnieją zagrożenia, które z jakiegoś powodu postanawiają dotknąć nie tylko mnie, gdzie nie wiem, czy jestem bezpośrednim celem, nie mogę pozwolić na ich dalszą ekspansję. Tutaj trzeba działać stanowczo, nawet jeżeli wspomnienia z tegoż wieczoru rozbrzmiewają w głowie niczym największa z możliwych obecnie traum. - Czasami odnoszę wrażenie
przerywam na ten drobny moment
- że mam więcej szczęścia niż rozumu. - może to wynik niskiej samooceny, która krąży pod kopułą czaszki ze wzmożoną częstotliwością, a może to po prostu słowa prawdy. Niestety - różnice się zacierają niczym poprzednie wydarzenia, które tracą na klarowności.
Poznanie imienia ducha jest zatem zbawienne - pozwala utrzymać w ryzach rozmowę, przełamać pewne lody, przejść do kolejnych etapów potencjalnej znajomości. Tylko na ile mogę mu ufać?
- Mnie również. - odpowiadam prosto, acz z kulturą w głosie. Bez sztuczności. Bez nadmiernej uprzejmości, którą często można zobaczyć w pokornych sylwetkach Japończyków - staram się od tych schematów uciekać niczym przed ogniem, który pragnie, abym stał się jego kolejnym paliwem. - Lekceważąco - z jednej strony tego nie zaznali. Ludzie, dopóki czegoś nie dotkną, nie usłyszą lub nie zobaczą... c-cóż. - to tak samo, jak można wierzyć w różne pokrętne rzeczy, płaską ziemię lub to, iż szczepionki powodują autyzm. I jakby, nic mi do tego. Niech każdy wierzy w to, na co ma konkretnie ochotę, ale podejrzewam, że w dzisiejszych czasach więcej jest masonów niż osób, które wierzą w istnienie duchów. - Ale szacunek zawsze się należy. - podśmiechiwanie się, wytykanie palcami czy inne formy ostracyzmu nie są dla mnie zrozumiałe.
- Brak zaufania jest rzeczą naturalną. - odpowiadam, wszak przekazanie pałeczki nie zawsze wiąże się z pełną chęcią tegoż czynu. Coś musiało jednak się stać, iż Shiba stracił swoje ciało, a co za tym idzie - życie. Nie widzę jednak niczego - żadnych obrażeń, żadnych krytycznych uszkodzeń. - A jednak decydujesz się podać mi coś, co m-może cię pogrzebać tym razem na stałe. - błysk hebanowych obrączek źrenic jest zauważalny w tym momencie bez najmniejszego problemu. - Dlaczego?
Być może powinienem zauważyć, ale tego mi się nie udaje osiągnąć. Przynajmniej nie teraz, kiedy klarowność umysłu nadal pozostaje w obrębie stanu zaburzonego.
- Z jakiego powodu ktoś chciałby się na stałe pozbyć ducha? - pytanie opuszcza moje usta bez większych skrupułów. - Wierzę, że nie każdy z nich jest dobry, ale co się dzieje z nim po jego pozbyciu? Znika, traci nawet swoją duchową formę? - to brzmi jak...
śmierć.
Jej skrupulatnie oplatające się wokół sylwetki ramiona; nie zamierzam jednak do tego dopuścić. Być może są różnice w podejściach wobec tegoż świata, ale nie zamierzam mimo wszystko i wbrew wszystkiemu uciekać się do takich decyzji.
- Gdzieś musi być jakiś h-haczyk - zatrzymuję się; jeżeli są inne osoby, które widzą duchy, na pewno miały one kontakt z Ookami. Dlaczego zatem im nie proponował czegoś takiego? - prawda? Z czymś to musi się wiązać. A tym bardziej - dlaczego ja? Zapewne chodzą po Fukkatsu inni, którzy też cię widzą.
Podejrzliwość nie jest moją mocną stroną. Tak samo pełne zaufanie, choć bywa ono mocno nadszarpywane.
Rzut: Siła woli (fail)
@Shiba Ookami
Ume słusznie zauważył że brak zaufania to coś normalnego, a Ookami obdarzył go dosyć sporym - Widziałem wielu ludzi, poznałem wielu ludzi. I wiem mniej więcej komu powinienem zaufać, a komu nie. Poza tym kto mówił że mówiłem całą prawdę? - Spytał się delikatnie wystawiając język wyglądając nieco goofy. Nie był lekceważący, ale podchodził do tego z dystansem. - Jest organizacja rządowa która skupia się na eksterminacji duchów, Yokai i tak dalej. Nie obchodzi ich czy to staruszka która chce zobaczyć jak wnuki dorastają, czy może seryjny morderca który istnieje po to by dalej zabijać. Duch to duch. Różni się tylko kolejność. - Taka smutna prawda, przez co do Tsunami nie pała większą miłością. - Haczyk jest, chociaż niewielki. Będziemy spojeni kontraktem. Kiedy będzie nieco trwalszy, będziesz mógł mi wydać dowolne polecenie, które moje ciało spełni samo. Jest też kwestia mojej umiejętności, ale w ciele nie będę jej raczej używał, bo za mocno rzuca się w oczy. Ale gdybym wewnątrz ciała używał jej za często i za długo, mógłbyś to odczuć. Nudności i tak dalej. - Odpowiedział w pełni szczerze. - A czemu ty? Powiedzmy że mam dobre przeczucie, a na kontrakt czekam już dość długo.
#a2006d
Przytakuję; czasami odnoszę wrażenie, że w biedzie idzie jedna rzecz zgodnie z ruchem wskazówek zegara - przeżywanie tego wszystkiego w jednej, nieodrębnej całości. Brzmi to nielogicznie, brzmi to nierealnie, ale to właśnie rodziny, które mają niewiele, są w stanie dać z siebie wszystko. Pokazać to, co ich interesuje. Niekoniecznie szczędzić każdego pieniądza, mimo iż mogłoby się wydawać na początku, że tak jest. Im dalej w las, tym jednak okazuje się, iż to te jednostki, które znajdują się wyżej w hierarchii, są bardziej chciwe, manipulacyjne, a przede wszystkim oszukańcze.
Powoli, acz skrupulatnie, huragan myśli ulega uspokojeniu. Zdrętwiałe ciało może się ruszyć spod nagięcia zdań przetrawianych w sercu za każdym razem, gdy sekundy mijają i zlewają się z tłem przeszłości. Nie jest to stan idealny, kiedy ujarzmiam te wyjące, nieokiełznane psy, ale jest to stan ku lepszemu stanu. Jakby, nie wszystko jestem w stanie zrozumieć na samym starcie, być może ekspozycja na czynniki stresujące kompletnie mi w tym nie pomaga, ale... taka jest kolej rzeczy.
Bo wiecznie nie mogę uciekać. Odwracać się i udawać, że problemu nie ma. Bo ten istnieje i żeruje niczym pasożyty, nie zamierzając tak łatwo odpuścić.
- Czyli - biorę głębszy wdech, odkrywając coraz to więcej niewiadomych, których - jak się obawiam - istnienie raczej nie powinno być jawne. Jakby było... kto wie, co miałoby później miejsce - został powołany specjalnie jakiś sztab w celu eliminacji duchów? Jaka jest dla niego z tego korzyść? Mało kto robi coś zupełnie bezinteresownie- - wiele nieścisłości, wiele, o wiele za wiele sygnałów, tudzież bodźców, które pragnę zrozumieć, ale te są ponad moją obecną wiedzę.
Może to i dobrze. Ciekawość to pierwszy stopień do Piekła, do ognia, nad którym zapanować się nie da; reaguję poniekąd z ulgą na to, że prędzej czy później to przestanie boleć. Jak się okazuje, tego typu istoty mają nadal wiele wspólnego ze swoimi cielesnymi odpowiednikami.
Odczuwają.
Cierpią.
Ranią się.
Rozmawiają.
Jedyne, co je wyróżnia, to niematerialna, pozbawiona ciekawskich oczu, forma; podnoszę brwi, słysząc o porywczości.
- Brzmi to intrygująco. - jąkanie się zanika wraz z niepewnością, która wcześniej jawiła się w ciemnych obrączkach źrenic. - Zgaduję, że wraz z wiekiem nadeszła odpowiednia pokora. - pokora tak sama jak moja, gdy pod kopułą czaszki zaczyna pojawiać się spokój. Pokora wobec człowieka, który zginął w okolicznościach, jakie to zostają poza zasięgiem mojej ludzkiej dłoni. Jakby każde lekkie podniesienie kącików ust do góry - choć niewielkie - kryło za sobą niewielką dozę współczucia. W końcu zniknięcie z tego świata, gdy ma się niepozałatwiane sprawy, nie wiąże się z niczym dobrym.
- Nikt nie mówił. - jestem w stanie się ruszyć; wreszcie zesztywiałe mięśnie chcą współpracować z moim układem nerwowym, rozluźniając uścisk dłoni na pasku od torby. Jak mocno ją trzymałem? Na tyle, że wewnątrz utworzył się ślad po materiale, z którego ten był wykonany. - Wyłożenie serca od razu na tacy jest odważnym czynem. Zawsze zachowujemy część informacji dla siebie i nie wszystkim się dzielimy. To naturalna kolej rzeczy. - ukrywanie a kłamanie to całkowicie dwie, inne domeny, które należy odróżniać, na co reaguję subtelnym podniesieniem kącików ust do góry. - Są ci, którzy tworzą wokół siebie aurę, dzięki której łatwiej się ufa. Istnieje termin mrocznego empaty, choć nie jest on szczególnie przychylny - niemniej jednak szanuję to, iż przy mnie zdecydowałeś się uchylić rąbka tajemnicy. - stwarzanie złudzenia zainteresowania w celu owinięcia wokół palca kogoś innego i utwierdzenia jej w przekonaniu, iż jest ważna. Iż nie jest wykorzystywana. Iż ma wsparcie, choć to wsparcie opiera się na innym zysku dla drugiej strony. - Historia pokazuje doskonale, do czego takie podejście prowadzi. - to, że zapomniałem wszystkiego, nie oznacza, iż nie drążę tematów we własnym, domowym zaciszu. - Raczej nie muszę o tym przypominać.
Bo tam, gdzie człowiek uważa siebie za bóstwo wobec innych, tam zawsze znajdzie się brak wiary i cierpienie; są to bolesne sprawy. Historie przykrych, których nie da się uniknąć. Jednostki wojskowe, jak słynna 731, która ma wiele za plecami i jest największym dowodem zbrodni wojennych tegoż kraju. To czasy, gdzie człowiek może albo zabijać, albo być zabijanym. Albo bawić się w Boga, dokonując tym samym eksperymentów.
- Absolutnie szczerze? - spoglądam poważnym wzrokiem w kierunku ducha, gdzie ta różnica w hierarchii niekoniecznie mi odpowiada. Przypomina o terminie niewolnictwa. Zdaję sobie sprawę z tego, iż jeżeli duch zawiąże kontrakt z kimś niepoczytalnym, może mieć ogrom kłopotów z tego tytułu. - Nie jestem zwolennikiem wydawania komuś poleceń. Rozkazywania, bawienia się w Boga i pana. - jeżeli miałbym określić swoje stanowisko, to byłoby ono działaniem na równi. Bez podziału, bez kategoryzowania. - Więc nie miałbym potrzeby tego wykorzystywania w żaden sposób. - powieki zamykają się na krótki moment, napawając się klarownością umysłu w tym momencie.
Z jednej strony obawa. Kłamstwo ma krótkie nogi i można je łatwo wychwycić w tonie głosu, w jego natężeniu czy też i ilości wypowiadanych słów. W mowie ciała, która sztywnieje, a reakcje stają się aż nadmiernie kontrolowane.
Z drugiej strony możliwość poczucia się... no cóż. Jako ktoś więcej, niż jedynie marny, odczuwający bóle w prawej ręce, pasjonat roślin, który zaprzepaścił wspomnienia wraz z udaniem się zbyt późną porą do mieszkania w Karafuruna Chiku. Nie, nie aż tak by mi to nie załatało moich problemów, skądże. Ale moja egzystencja miałaby więcej sensu, gdybym jednak wiedział, po co walczę i dlaczego walczę.
- Co się stanie, jeżeli będziesz czekał za długo na kontrakt? - proste pytanie opuszcza moje usta, pragnąc dopełnić pewnego rodzaju formalności.
Uzupełnienia wiedzy. Świadomości decyzji powiązanej, jak on to ujął, kontraktem.
Rzut: Siła woli (sukces)
@Shiba Ookami
Rzut: Próg Bólu - Sukces
#a2006d
wydaje się współpracować. Przynajmniej na razie. Cała ulga wydaje się być umiejscowiona właśnie poprzez rozluźniające się mięśnie, którymi mogę już poruszać bez większego problemu. Jedyne, co pozostaje po tej sytuacji, to ich ból. Nadwyrężenie. Spięcie, które nasila wcześniejsze objawy wynikające z wydarzeń w dębowym domu; to zaskakujące, jak każda komórka organizmu jest ze sobą na tyle zintegrowana, iż nawet taka głupota może wpłynąć na ostateczny wynik.
Mimo zapewnień, ta rana jest dla mnie czymś niepokojącym. Czymś, co wymagałoby opatrzenia. Może to już taka wbita w moim zachowaniu zasada, przed którą nie potrafię uciec. Wzbronić się czy też i postąpić kompletnie inaczej. Nic dziwnego, iż spojrzenie dokładnie ją obserwuje, bo i choć słowa te mogą mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości duchowej, tak widok nadal pozostanie ten sam.
- Słabe tłumaczenie. - to tak, jakby tłumaczyć, że w sumie to na Irlandii jest dużo rudych i piegowatych, więc reszta powinna zniknąć. Świat jest ogromny, duży i nie bez powodu zamieszkują na nim ludzie, który go doprowadzają do upadku na kolana. Matka natura jest doskonałym tego przykładem, gdzie ilość lasów uległa pomniejszeniu na rzecz rozwijającej się infrastruktury. Nadal tak się dzieje, a co może na to zdziałać zwykły, szary obywatel? Nic. - Duch czy człowiek, nie ma to znaczenia. Zabijanie to zabijanie.
Odpowiedź ta udowadnia, iż nie widzę nadmiernej różnicy między światem duchowym a rzeczywistym. Nie powinno się tego robić - odbierać wbrew cudzej woli życia - a prędzej, w przypadku wyjątkowo paskudnych jednostek, resocjalizować.
Czy przemknęła mi kiedykolwiek taka myśl o osobie, która mnie zaatakowała? Owszem, wszak jestem jedynie człowiekiem. Słabym, wiotkim, poddającym się emocjom. Ale nigdy bym tego nie zrobił ani nigdy bym tego nikomu nie zlecił.
- Mhm. Większość. - bo część z nich to naprawdę silne jednostki, w których to próba prześwietlenia jednak nie ma żadnego sukcesu. Wbrew pozorom wystarczy jedna, drobna dezintegracja, aby zobaczyć, iż ktoś pragnie ułożyć scenariusz pod własne widzimisię. Podnoszę spojrzenie na kolejne, podawane przez niego informacje. Jedna rzecz mnie mimo wszystko i wbrew wszystkiemu zastanawia.
Tli się, pragnie w y j ś c i a.
- Co się z tobą dzieje zatem... wiesz, po śmierci? - pytanie opuszcza gładko moje usta, choć nie zakładam bezpośrednio tego scenariusza. Wbrew pozorom chcę żyć i chcę jeszcze pożyć jakiś czas. Biorę głębszy wdech; jeżeli nie zacznę działać pod względem tego, co wcześniej miało miejsce, na pewno samemu go sobie skrócę. - Jak wygląda taki symbol? Jest duży? - to naturalne, wszak kto pyta, ten nie błądzi. Miejsce można wybrać, ale podejrzewam, że lepiej jest takie, które nie wyróżnia się i nie wychyla w niepotrzebny sposób. - Czy inni - tutaj się waham - tacy jak ja, są w stanie go jakoś wyczuć? Fakt, iż posiadałbym z tobą kontrakt?
Nie wiem, jak to działa. Nie wiem, do czego to może doprowadzić, ale wiem, że jeżeli jest za tym jakiś cel, to nie może być on tak zły. Czy jednak, mimo zapewnień, powinienem wierzyć, iż jestem dobrą osobą do podjęcia się tego kontraktu? W końcu różnica w naszych budowach ciała jest na tyle diametralna, że aż wręcz komiczna.
I to ja miałbym ujarzmić sylwetkę osobnika, który ma grubo ponad dwa metry wzrostu i co najmniej szerokość w postaci dwóch mnie w barach?
- Dobrze, w takim razie. - to nie tak, że wierzę w pełni. Wierzę w to, iż jeżeli rzeczywiście ma to odzwierciedlenie w japońskich wierzeniach, te informacje nie będą tak trudne do przeanalizowania. A przynajmniej mam taką nadzieję. Poza tym, jeżeli ten nie odnalazł od dłuższego czasu kogoś, z kim zechciały podpisać tę skrajną umowę, kto wie, do czego doprowadzą kolejne tygodnie bądź nawet i dni. - Jeżeli nie przeszkadza ci, że twój kontrahent będzie twoim totalnym przeciwieństwem i łatwym celem, nie reaguję sprzeciwem.
Niektórzy mówią, że najbardziej należy bać się tych, co nie mają nic do stracenia... i trochę w tym racji się znajduje.
Gdy ogień staje się niekontrolowany.
A oczy płoną e m o c j a m i - gniewem głównie.
- Czy są jakieś warunki co do tego, w jakim miejscu musi być zawarta ta... umowa? - spojrzenie hebanowych tęczówek nie płonie, ale za to jest zaintrygowane. Jakby autodestrukcja kazała mi podążać jedną ścieżką.
Jedyną słuszną, gdy mrok wydaje się być niekontrolowany, a kolejne mignięcia lamp doskonale udowadniają, że bez nich bylibyśmy kompletnie bez źródła światła.
A może jestem zbyt naiwny?
@Shiba Ookami
Szczerze to gdyby nie to że nie chciał chłopaka spłoszyć, to z zachwytu wydarłby ryj tak bardzo, że w Yakkari byłoby go słychać. Teraz tylko się modlić żeby nic po drodze się nie zjebało i faktycznie go podpisali. A potem... Będzie mógł wrócić do życia i skopać tyłek jednej osobie. Ewentualnie pogrzebać żywcem. - Spoko, nie przeszkadza. Prędzej się bym się spodziewał że to tobie by nie pasowało związać się z kimś, kto wygląda jakby mógł na luzie strzelić niedźwiedziowi w pysk. - No... Nikt nie mówi że tak się nie stało. Jeśli ktoś spytałby się jak bardzo za młodu był narwany... To tak. Był aż tak narwany. - Jednak Cieszę się że tak nie jest. - Normalnie popatałby go po łebku, gdyby mógł.
- Niby nie, ale lepiej to zrobić w sterylnym miejscu. W końcu wymaga to delikatnego skaleczenia się. No i musi być to pomiędzy 2 a 3 w nocy. - Więc nie dość że mieli jeszcze troszkę czasu, to mogli go wykorzystać by dostać się w takie miejsce. Bezpośrednio nic nie sugerował, jednak tylko matoł mógłby się nie domyśleć o co chodziło.
Ale o tym może podagamy dalej gdzieś indziej? Mi to nie szkodzi, ale lepiej żebyś nie stał w takiej alejce za długo bo jeszcze się przeziębisz. - Zarządził i ruszył w kierunku wyjścia z alejki razem z nowym znajomym i potencjalnym kontrahentem.
ZT x2
#a2006d
Przechylił nieco łeb, obserwując jak oddalone o kilkanaście metrów dwie postacie zniżają rozmowę do ponętnego szeptu — patrzył jak odziane w kusa sukienkę dziewczę przemyka dłonią wzdłuż męskiej piersi, jak ostatecznie dotyk spływa ku obcej dłoni, którą ułożyła sobie zachęcająco na biodrze, kokieteryjnym uśmiechem umalowanych ust mrucząc coś do niewątpliwie bogatego faceta; nietrudno było wywnioskować, że musiał by przy kasie, wystarczyło ogarnąć wzrokiem uszyty przez znanego projektanta garnitur, zerknąć ku drogim okularom siedzącym na nosie, dostrzec wystający z kieszeni designerski portfel oraz najnowszy model telefonu. Dobrze wybrała, była jak rekin szukający najsytszej ofiary.
Black wydał z siebie przeciągły, koci wręcz pomruk, przymykając na moment ślepia by w pełni delektować się szczypaniem przytrzymanej w płucach nikotyny. Dudnienie tkwiących w uszach słuchawek skutecznie zagłuszało słowa wypowiadane przez młoda dziewczynę i jej nocnego towarzysza, ale w gruncie rzeczy wcale nie musiał wiedzieć co szeptała kokieteryjnym głosem. Była jedną z lepszych w swoim fachu, nie posiadał więc nawet grama wątpliwości, że osiągnie cel nie tylko dzisiaj, ale i przyniesie przyszłościowe zyski.
Odbił się plecami od ściany gdy tylko obserwowana dwójka zniknęła za rogiem. Zamierzał znaleźć sobie zajęcie na resztę bezsennych godzin, choć nie był jeszcze pewien w co powinien włożyć ręce — w pracę, czy może, dla odmiany, w trochę przyjemności. Być może poświęciłby tej kwestii jeszcze dłuższy moment rozważać, gdyby nie fakt, że po kilku długich minutach marszu obca sylwetka odbiła się miękko od jego piersi. Z początku spodziewał się dostrzec jedną ze znajomych sylwetek, która być może ułatwiłaby mu wybór, lecz gdy tylko lód spojrzenia osiadł na ciemnej czuprynie, ślepia rozbłysły nowym blaskiem.
Nie znał go. Może to i lepiej?
— Wszystko w porządku? — zaoferowana dłoń zawisła w powietrzu, zwieńczając słodkie brzmienie zadanego pytania.
| ubiór — bez łańcuszków na szyi
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.