Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
02/04/2037
Czarnowłosy był po kolejnej rundce w barach, dzisiaj o dziwo nic nie zgubił. Był w bardzo fajnym nastroju. Droga minęła mu chybam, bez kompromitujących sytuacji. Kai był zajęty więc dlatego był sam. W zasadzie nie miał powodu nawet go informować, pomimo tego co mu studencik powiedział. Krok za krokiem, wchodził na schody. Tak to ich postanowił dzisiaj użyć, mimo iż gibał się na boki i obijał o ściany. Powoli i nieśpiesznie kontynuował swoją paradę. W międzyczasie pozbył się płaszcza, bo było mu gorąco. Chłopak myślał, że trafił na dobre piętro, więc wygrzebał z kieszeni kartę i ruszył do drzwi, oczywiście nie mając pojęcia, że zaraz naruszy czyjąś prywatność, całkiem przez przypadek. Alkohol w jego żyłach robił swoje. Nawet jeśli jeszcze nie padał, no to jednak stan był tego niemal bliski. Krok za krokiem aż doszedł do drzwi. Zdziwiony był, widząc, że drzwi są uchylone. Niezauważalnie, ale jednak. Chwycił za klamkę z głośnymi słowami, miał opierdolić Asami'ego za to, że zostawił otwarte drzwi. - Oi Asami Ty, cholero jedna! Drzwi nie zamknąłeś! Jak coś zginęło.. to się nie wypłacisz. - Z tymi słowami na ustach wszedł do środka. Zachybotał się i zamrugał oczami. To nie było jego mieszkanie, momentalnie jakby otrzeźwiał. Zapewne jego krzyki kogoś sprowadzą, no chyba, że właściciela lub właścicielki nie ma w środku. Czy powinien się wycofać? Niczego nie zabrał a wszędzie na korytarzach kamery. Nie miał się w sumie czego bać. Szybciutko więc zrobił krok w tył rozglądając się dookoła. Serce miał pod gardłem. może Kai miał cholerną rację by tyle nie pił. W zakłopotaniu podrapał się po karku, dalej bezpiecznie wycofując. No szlag by to, taka gafa.. W myślach tylko modlił się aby mieszkanie było puste i wszystko obyło bez kłopotów. Nawet momentalnie wytrzeźwiał! Co w jego wypadku po takiej ilości spitych drinków, było nie lada wyczynem.
Czarnowłosy był po kolejnej rundce w barach, dzisiaj o dziwo nic nie zgubił. Był w bardzo fajnym nastroju. Droga minęła mu chybam, bez kompromitujących sytuacji. Kai był zajęty więc dlatego był sam. W zasadzie nie miał powodu nawet go informować, pomimo tego co mu studencik powiedział. Krok za krokiem, wchodził na schody. Tak to ich postanowił dzisiaj użyć, mimo iż gibał się na boki i obijał o ściany. Powoli i nieśpiesznie kontynuował swoją paradę. W międzyczasie pozbył się płaszcza, bo było mu gorąco. Chłopak myślał, że trafił na dobre piętro, więc wygrzebał z kieszeni kartę i ruszył do drzwi, oczywiście nie mając pojęcia, że zaraz naruszy czyjąś prywatność, całkiem przez przypadek. Alkohol w jego żyłach robił swoje. Nawet jeśli jeszcze nie padał, no to jednak stan był tego niemal bliski. Krok za krokiem aż doszedł do drzwi. Zdziwiony był, widząc, że drzwi są uchylone. Niezauważalnie, ale jednak. Chwycił za klamkę z głośnymi słowami, miał opierdolić Asami'ego za to, że zostawił otwarte drzwi. - Oi Asami Ty, cholero jedna! Drzwi nie zamknąłeś! Jak coś zginęło.. to się nie wypłacisz. - Z tymi słowami na ustach wszedł do środka. Zachybotał się i zamrugał oczami. To nie było jego mieszkanie, momentalnie jakby otrzeźwiał. Zapewne jego krzyki kogoś sprowadzą, no chyba, że właściciela lub właścicielki nie ma w środku. Czy powinien się wycofać? Niczego nie zabrał a wszędzie na korytarzach kamery. Nie miał się w sumie czego bać. Szybciutko więc zrobił krok w tył rozglądając się dookoła. Serce miał pod gardłem. może Kai miał cholerną rację by tyle nie pił. W zakłopotaniu podrapał się po karku, dalej bezpiecznie wycofując. No szlag by to, taka gafa.. W myślach tylko modlił się aby mieszkanie było puste i wszystko obyło bez kłopotów. Nawet momentalnie wytrzeźwiał! Co w jego wypadku po takiej ilości spitych drinków, było nie lada wyczynem.
Dzisiejszy dzień nie był łatwy — zresztą żaden nie był specjalnie prosty od ostatnich dwóch miesięcy, a może nawet i dłużej. Ten wyróżniał się po prostu tym, że pierwszy raz od swojej prawie-śmierci postanowił wrócić do pracy i w dodatku był w stanie — wow, Kisara, cóż za wyczyn — wytrzymać w niej całą zmianę. Gdy wreszcie udało mu się donieść swoje obolałe kości z powrotem do mieszkania, było bardzo późno, jednak już samo przejście przez jego próg napełniło go nową energią i, jak zwykle, uczuciem komfortu. Nie zwlekając długo, wziął ze swojego pokoju rzeczy na zmianę i skierował się do łazienki. Prysznic na pewno będzie zbawienny w tej sytuacji.
Szum wody zagłuszał praktycznie każde odgłosy, więc nie miał możliwości usłyszeć, że coś jest nie tak. Gdy zatem uchylił drzwi i zobaczył w korytarzu pałętającego się po jego mieszkaniu… kogoś, serce podskoczyło mu do gardła. Czy to był— włamywacz? Jak się tu niby dostał? Był niemal pewny, że zamknął za sobą drzwi, aczkolwiek gdy próbował sobie przypomnieć samą czynność uruchamiania zabezpieczeń wejścia, nie mógł przywołać jej z dokładnością. Trochę sparaliżowany postanowił, że może lepszym rozwiązaniem będzie przeczekanie w ukryciu, aż ten ktoś sobie pójdzie. Co, jak miał broń? A nawet jeśli nie miał żadnej, i tak nie sądził, że mógł walczyć z nim wręcz, gdy zaszłaby taka potrzeba, na pewno nie w tak słabym stanie, w jakim wciąż się znajdował.
Przed zatrzaśnięciem drzwi na zamek powstrzymało go jednak zachowanie “włamywacza”. Chyba żaden złodziej nie wyglądał na tak zakłopotanego, jak już udało mu się dostać do czyjegoś mieszkania, prawda? Okej. Zacisnął mocno pasek od szlafroka wokół swojej talii. Okej. Przełknął ślinę w nagle suchym gardle i wyszedł całkowicie z łazienki. Napędzany nerwami zrobił to dość szybko i gwałtownie, w zasadzie nie sprawdzając, gdzie dokładnie znajduje się jego gość (?), więc wkrótce poczuł, jak ten (chłopak!) wpada na niego plecami. Skrzywił się mimowolnie, gdy do jego nozdrzy dotarł wpierw niesamowicie wyraźny zapach alkoholu (ile on tego wypił?), a zaraz potem, na dokładkę, ostra woń dymu papierosowego.
Wybornie.
Odsunął się o pół kroku i ogarnął go spojrzeniem od stóp do głów.
— Kim jesteś i co robisz w moim mieszkaniu?
Szum wody zagłuszał praktycznie każde odgłosy, więc nie miał możliwości usłyszeć, że coś jest nie tak. Gdy zatem uchylił drzwi i zobaczył w korytarzu pałętającego się po jego mieszkaniu… kogoś, serce podskoczyło mu do gardła. Czy to był— włamywacz? Jak się tu niby dostał? Był niemal pewny, że zamknął za sobą drzwi, aczkolwiek gdy próbował sobie przypomnieć samą czynność uruchamiania zabezpieczeń wejścia, nie mógł przywołać jej z dokładnością. Trochę sparaliżowany postanowił, że może lepszym rozwiązaniem będzie przeczekanie w ukryciu, aż ten ktoś sobie pójdzie. Co, jak miał broń? A nawet jeśli nie miał żadnej, i tak nie sądził, że mógł walczyć z nim wręcz, gdy zaszłaby taka potrzeba, na pewno nie w tak słabym stanie, w jakim wciąż się znajdował.
Przed zatrzaśnięciem drzwi na zamek powstrzymało go jednak zachowanie “włamywacza”. Chyba żaden złodziej nie wyglądał na tak zakłopotanego, jak już udało mu się dostać do czyjegoś mieszkania, prawda? Okej. Zacisnął mocno pasek od szlafroka wokół swojej talii. Okej. Przełknął ślinę w nagle suchym gardle i wyszedł całkowicie z łazienki. Napędzany nerwami zrobił to dość szybko i gwałtownie, w zasadzie nie sprawdzając, gdzie dokładnie znajduje się jego gość (?), więc wkrótce poczuł, jak ten (chłopak!) wpada na niego plecami. Skrzywił się mimowolnie, gdy do jego nozdrzy dotarł wpierw niesamowicie wyraźny zapach alkoholu (ile on tego wypił?), a zaraz potem, na dokładkę, ostra woń dymu papierosowego.
Wybornie.
Odsunął się o pół kroku i ogarnął go spojrzeniem od stóp do głów.
— Kim jesteś i co robisz w moim mieszkaniu?
Sam Sasaki napędzany był dziwną energią, skoro nawet otrzeźwiał. Nie miał pojęcia, że ów właściciel jest w środku i aktualnie korzystał z łazienki a dokładniej prysznica. Dlatego też nie spodziewał się kogokolwiek od tyłu. Dlatego też gdy tylko poczuł, jak w coś/kogoś uderza aż podskoczył. W dodatku głos również go zaskoczył. Sasanek nie był włamywaczem, do tego by się nie zniżył. Nie mógł jednak winić chłopaka, za to iż się zdenerwował na jego widok we własnym mieszkaniu. Automatycznie uniósł głowę do góry i spojrzał na niego swoimi dwukolorowymi oczyma, w których widać było jeszcze skutki alkoholu i przełknął ślinę. Nieznacznie też zachwiał w skutek odsunięcia się Kisary, na którym się w tym momencie opierał. Nawet nie zauważył kiedy z rąk wysunął mu się płaszcz. Stał niczym sparaliżowany, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. - J-Ja.. pomyliłem mieszkania, p..przepraszam..- Aż biedny dostał czkawki a jego poliki zaczerwieniły się gdy objął całą sylwetkę długowłosego. Ten był w samym szlafroku. Zrobił krok do tyłu przygryzając wargę. No i co teraz. Nie chciał mieć żądnych kłopotów. - Ja.. mieszkam na 10 piętrze.. Za dużo wypiłem i..- Zaczął się głupio tłumaczyć i sięgnął po upuszczony płacz by potem, niejako go objąć (płacz ofc) w zażenowaniu. - Nie jestem włamywaczem ani nic.. Nic nie dotknąłem nawet!- Chciał wybrnąć z tej dziwnej i niekomfortowej sytuacji, na tyle na ile mógł. Czy jednak wyższy od niego chłopak mu uwierzy. Tego nie wiedział, lecz miał nadzieję że tak. Po raz kolejny mu się odbiło więc zakrył ręką usta. W zasadzie nic więcej nie mógł zrobić.. Matko bosa, tak jeszcze się nie zbłaźnił w życiu. Odwrócił głowę, a jego poliki były coraz bardziej czerwone a serce waliło ze strachu. W końcu miało powody, nie wyglądał z resztą na włamywacza. Gdyby mógł to by uciekł, jednak drogę zagradzał mu Kisara i zapewne gdyby nie uwierzył to i tak nie udałoby się mu uciec, z resztą co by to dało skoro wszędzie kamery. Zwyczajnie chciał się zapaść pod ziemię.
Gdy chłopak się zachwiał, odruchowo złapał go za ramiona, żeby nie rozłożył mu się na podłodze. Na szczęście ten zdawał się odzyskiwać nad sobą panowanie… powoli. Przyglądał mu się przenikliwie i słuchał jego wyjaśnień, dostrzegając jawny wstyd, który objawiał się nie tylko w, mimowolnym pewnie, jąkaniu, ale też, ochhh, rumieńcach. Kisara uśmiechnął się kątem ust na ten widok, jednocześnie stopniowo próbując się pozbyć ze swojego ciała resztek zdenerwowania wtargnięciem chłopaka. Wyglądało na to, że był kompletnie niewinny i niegroźny. Właściwie to zdawał się obawiać Kisary bardziej, niż on Sasakiego, co było, nie przebierając w słowach, ujmujące.
Musiał spytać wpierw samego siebie, co chciał zrobić w zaistniałej sytuacji. Z pewnością wyrzucenie go za drzwi miało najwięcej sensu, mimo że może niezbyt uprzejme. Ale czy chłopak w ogóle był trzeźwy na tyle, żeby pamiętać następnego dnia, że wpadł do czyjegoś mieszkania z niespodziewaną wizytą? Pewnie nie. Kisara z pewnym zaskoczeniem uświadomił sobie, że nawet nie do końca przeszkadzało mu, że Sasaki się tu znalazł.
— Wierzę — odparł, tym samym przerywając jego nerwowy wyrzut słów. Odszedł kilka kroków w stronę drzwi, by tym razem zamknąć je prawidłowo. Czuł w sobie tlącą się iskierkę przyjacielskiej złośliwości, którą chciał przekazać Sasakiemu — skoro już zakłócił jego wieczorny sposób, niech poniesie tego konsekwencje, czyż nie? Gdy wrócił, wyjął ściskany przez chłopaka płaszcz z jego rąk, spokojnie zawiesił go na kołku z ciemnego hebanu, z całych sił starając się nie roześmiać na odgłos czkawki, jaka zaatakowała bruneta.
— Siadaj — zasugerował, a raczej wydał mu bezpośrednie polecenie, wskazując pokrytą kaszmirowym kocem sofę w otwartej przestrzeni pełniącej rolę swoistego salonu. Skoro kiepsko panował nad swoim ciałem, Kisara uznał, że jasne dyrektywy lepiej spiszą się w tym momencie. Miał nadzieję, że nie przesadzał; chłopak wyglądał na młodego, ale chyba nie aż tak. — Czyli jesteśmy sąsiadami, tak? — Cóż, Kisara nie był z tych, co przychodzą do swoich sąsiadów z ciastem na powitanie, nic dziwnego więc, że się nie znali. — Jak się nazywasz?
Musiał spytać wpierw samego siebie, co chciał zrobić w zaistniałej sytuacji. Z pewnością wyrzucenie go za drzwi miało najwięcej sensu, mimo że może niezbyt uprzejme. Ale czy chłopak w ogóle był trzeźwy na tyle, żeby pamiętać następnego dnia, że wpadł do czyjegoś mieszkania z niespodziewaną wizytą? Pewnie nie. Kisara z pewnym zaskoczeniem uświadomił sobie, że nawet nie do końca przeszkadzało mu, że Sasaki się tu znalazł.
— Wierzę — odparł, tym samym przerywając jego nerwowy wyrzut słów. Odszedł kilka kroków w stronę drzwi, by tym razem zamknąć je prawidłowo. Czuł w sobie tlącą się iskierkę przyjacielskiej złośliwości, którą chciał przekazać Sasakiemu — skoro już zakłócił jego wieczorny sposób, niech poniesie tego konsekwencje, czyż nie? Gdy wrócił, wyjął ściskany przez chłopaka płaszcz z jego rąk, spokojnie zawiesił go na kołku z ciemnego hebanu, z całych sił starając się nie roześmiać na odgłos czkawki, jaka zaatakowała bruneta.
— Siadaj — zasugerował, a raczej wydał mu bezpośrednie polecenie, wskazując pokrytą kaszmirowym kocem sofę w otwartej przestrzeni pełniącej rolę swoistego salonu. Skoro kiepsko panował nad swoim ciałem, Kisara uznał, że jasne dyrektywy lepiej spiszą się w tym momencie. Miał nadzieję, że nie przesadzał; chłopak wyglądał na młodego, ale chyba nie aż tak. — Czyli jesteśmy sąsiadami, tak? — Cóż, Kisara nie był z tych, co przychodzą do swoich sąsiadów z ciastem na powitanie, nic dziwnego więc, że się nie znali. — Jak się nazywasz?
Wodził wzrokiem za długowłosym niekoniecznie przekonany tym co ten zamierza zrobić. Zwłaszcza, że początkowo milczał. Stał więc i tulił swój płaszcz. Czuł się niczym owieczka czekająca na rzeź. Nie bardzo też rozumiał czemu chłopak zamknął drzwi skoro, i tak zapewne będzie zaraz wychodził gdy tylko rozwiążą tę sytuację, tak mu się przynajmniej wydawało, taki miał plan. Jeszcze bardziej zdziwił go fakt, gdy jego czarny płaszczyk zniknął mu z rąk. Normalnie by się ruszył, coś powiedział ale tym razem zastygł w miejscu zwyczajnie nie wiedząc co robić. Dalej miał pokryte czerwienią poliki, ale przynajmniej Kisara mu wierzył, jeden problem z głowy. Kolejny jednak się pojawił. Czuł się jak w potrzasku, przynajmniej częściowo. Atak czkawki nie minął a przynajmniej do momentu, gdy ten kazał mu usiąść. Zamrugał oczami nie kontaktując co Tu się dzieje. Przechylił głowę i przełknął ślinę. A-Ale... - Już miał zaoponować coś powiedzieć, jednak słowa uwięzły mu w gardle. Dlaczego to wszystko musiało przytrafić się jemu? Zagryzł dolną wargę i ruszył w kierunku sofy z kaszmirowym okryciem, jeszcze po drodze czknął i się lekko zachybotał, ale dotarł bez problemu.
Mówiąc tutaj o ciastkach, Sasaki również do takich nie należał. Siedząc już na sofie spojrzał w kierunku Kisary, obserwując go ostrożnie, jakby nie ufał. Jednak, nie zostało mu nic jak się posłuchać i zadość uczynić swoje najście. Na słowa tylko pokiwał głową zanim wybełkotał. - Sasaki Hotaru.. Mieszkam na 10 piętrze. - Powiedział i oderwał wzrok od niego. Jezusie nazarejski Kisara był w samym szlafroku a to przywodziło różne myśli do głowy zwłaszcza, gdy było się pijanym. Chyba już zapomniał jak Kai mu pierdolnął fotkę jak się powyginał pod prysznicem. To było jednak co innego. Schował twarz w dłoniach totalnie zażenowany. Nie dość, że był w mieszkaniu obcego gościa, ten paradował w szlafroku a on miał do tego pojebane myśli. To zdecydowanie nie było normalne. Starał się oddychać normalnie i przynajmniej uspokoić walące serce. W końcu co może mu się złego przytrafić. Zamach na własne życie już przetrwał, co może być gorszego. Bogowie, powiedzcie mi, że to się nie dzieje.. Powiedział tylko w myślach wydając z siebie krótkie jęknięcie. Życie widocznie bardzo go kochało. -Naprawdę przepraszam głupio wyszło, chyba musze odstawić procenty.. - Wymamrotał przez dłonie starając powstrzymać kolejne czknięcie.
Mówiąc tutaj o ciastkach, Sasaki również do takich nie należał. Siedząc już na sofie spojrzał w kierunku Kisary, obserwując go ostrożnie, jakby nie ufał. Jednak, nie zostało mu nic jak się posłuchać i zadość uczynić swoje najście. Na słowa tylko pokiwał głową zanim wybełkotał. - Sasaki Hotaru.. Mieszkam na 10 piętrze. - Powiedział i oderwał wzrok od niego. Jezusie nazarejski Kisara był w samym szlafroku a to przywodziło różne myśli do głowy zwłaszcza, gdy było się pijanym. Chyba już zapomniał jak Kai mu pierdolnął fotkę jak się powyginał pod prysznicem. To było jednak co innego. Schował twarz w dłoniach totalnie zażenowany. Nie dość, że był w mieszkaniu obcego gościa, ten paradował w szlafroku a on miał do tego pojebane myśli. To zdecydowanie nie było normalne. Starał się oddychać normalnie i przynajmniej uspokoić walące serce. W końcu co może mu się złego przytrafić. Zamach na własne życie już przetrwał, co może być gorszego. Bogowie, powiedzcie mi, że to się nie dzieje.. Powiedział tylko w myślach wydając z siebie krótkie jęknięcie. Życie widocznie bardzo go kochało. -Naprawdę przepraszam głupio wyszło, chyba musze odstawić procenty.. - Wymamrotał przez dłonie starając powstrzymać kolejne czknięcie.
Przekrzywił głowę na bok jak kot, który rozeznawał się w sytuacji. Położył dłonie na biodrach, zastanawiając się, co ostatecznie mógł zrobić z takim fantem, jakim był (możliwe nawet, że nastoletni) chłopak. Dostrzegłszy, że nadal męczy go czkawka, postanowił zlitować się odrobinę, tak też poszedł do kuchni, do dużej kryształowej szklanki nalał wody do pełna, po czym położył ją na niskim stoliku znajdującym się zaraz naprzeciwko sofy. Zanim jednak podał ją chłopakowi, podszedł bliżej, by obejrzeć go z bliska. Tak pijanej osobie równie dobrze mogło stać się coś po drodze, skoro z łatwością myli swoje mieszkanie z czyimś innym… Ujął go rzeczowo za szczękę, obracając jego głowę najpierw na lewego, a potem do prawego boku w poszukiwaniu jakichkolwiek urazów. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że wszystko było w porządku. Tak bliska odległość znowu naraziła go na bezpośredni kontakt z zapachem alkoholu i papierosów — tym razem jednak postarał się go całkowicie zignorować, tak jak wiele razy czynił to podczas swojej pracy. Za tym aspektem, za ogromną mieszaniną zapachów zalegających w szpitalnej przestrzeni, tęsknił zdecydowanie najmniej. A w zasadzie to wcale.
Uniósł brwi wysoko, widząc, jak Sasaki śledził praktycznie każdy jego krok, a następnie, jakby go olśniło, zerknął na samego siebie, odzianego w szlafrok z gładkiego, satynowego materiału. Choć miał bieliznę pod spodem, a długość jego ubrania była zdecydowanie rozsądna (nie to co inne jego “szlafroki”), trochę bardziej rozumiał teraz zakłopotanie mężczyzny. Tym razem nie wytrzymał — zaśmiał się w głos. Skończywszy prowizoryczny medyczny wywiad, podniósł jeszcze raz szklankę i wepchnął ją chłopakowi do ręki.
— Wypij to ładnie, do końca — powiedział, nadal rozbawiony. — Tylko powoli. Może pomoże ci na czkawkę. I przy okazji — przeciągnął słowa, absolutnie żartując sobie z niego — trochę ostudzi.
Tymczasem skierował się do swojej sypialni, by ubrać coś innego. Nie zastanawiając się długo, wybrał proste, wygodne ubrania przeznaczone przede wszystkim do relaksowania się w domowej ciszy. Kiedy tym razem wrócił do Hotaru, usadowił się w równie wygodnym fotelu, co znajdująca się po skosie sofa zajmowana przez chłopaka.
— Och — mruknął, uświadamiając sobie, że nadal przecież się nie przedstawił. — Ja jestem Satō Kisara. Widząc, jak alkohol na ciebie wpływa, nie mogę się nie zgodzić… Czemu wypiłeś tak dużo, Sasaki?
Uniósł brwi wysoko, widząc, jak Sasaki śledził praktycznie każdy jego krok, a następnie, jakby go olśniło, zerknął na samego siebie, odzianego w szlafrok z gładkiego, satynowego materiału. Choć miał bieliznę pod spodem, a długość jego ubrania była zdecydowanie rozsądna (nie to co inne jego “szlafroki”), trochę bardziej rozumiał teraz zakłopotanie mężczyzny. Tym razem nie wytrzymał — zaśmiał się w głos. Skończywszy prowizoryczny medyczny wywiad, podniósł jeszcze raz szklankę i wepchnął ją chłopakowi do ręki.
— Wypij to ładnie, do końca — powiedział, nadal rozbawiony. — Tylko powoli. Może pomoże ci na czkawkę. I przy okazji — przeciągnął słowa, absolutnie żartując sobie z niego — trochę ostudzi.
Tymczasem skierował się do swojej sypialni, by ubrać coś innego. Nie zastanawiając się długo, wybrał proste, wygodne ubrania przeznaczone przede wszystkim do relaksowania się w domowej ciszy. Kiedy tym razem wrócił do Hotaru, usadowił się w równie wygodnym fotelu, co znajdująca się po skosie sofa zajmowana przez chłopaka.
— Och — mruknął, uświadamiając sobie, że nadal przecież się nie przedstawił. — Ja jestem Satō Kisara. Widząc, jak alkohol na ciebie wpływa, nie mogę się nie zgodzić… Czemu wypiłeś tak dużo, Sasaki?
No, ni i co on miał kurwa powiedzieć? Całą sytuacja była zajebiście żenująca, gorzej być nie mogło. Nastolatkiem jednak nie był? Czy wyglądał na 17nastkę czy coś w ten deseń. Nevermind bout that so Gdy został złapany za podbródek w pierwszym odruchu chciał strzepnąć jego dłoń, starał się jednak ignorować napływającą doń krew. Milczał jak grób obserwując go nadal. W końcu niczego nie był pewien, złych zamiarów chyba nie miał, na to wychodziło.
W końcu jednak Kisara zdecydował się iść ubrać coś normalnego. Ciuchy, które nie będą wprowadzać w zakłopotanie. Słysząc jednak ostatnie słowa zrobił się czerwony jak burak, ostudzi. Czy aż tak po nim widać było, jak pojebane miał myśli. Cieszył się, że ten znikł w sypialni, przynajmniej nie widział tej purpury na ryjcu Sasanki. - Kurwa..- Przeklął pod nosem spoglądając na szklankę. ZA radą chłopaka nie wypił jej duszkiem, tylko powoli starając "ochłonąć".
Gdy Sato wrócił z wycieczki do sypialni czarnowłosy spojrzał na niego i w końcu usłyszał jego imię. Zadane pytanie zabrzęczało mu w uszach niczym kula, która była dla niego przeznaczona. - W zasadzie nie ma o czym mówić, duchy przeszłości mnie gonią, nawet praca nie umie ich odegnać, to jedyna rzecz jaka pozwala mi zapomnieć chociaż czasami. - Opowiedział zgodnie z prawdą i spojrzał między kolana czoło opierając na chłodnej szklance. Nie sądził, że to ma się zmienić, zapewne dalej będzie pił i kusił los, inaczej nie potrafił. I to nie tak, ż za każdym razem ląduję w mieszkaniu nieznajomego Sato.[/b] - Spojrzał na niego by jeszcze dodać. - Możemy o TYM zapomnieć i NIE wspominać. Pierwszy raz upokorzyłem się w ten sposób.. - Odstawił szklankę, która wydała delikatny dźwięk. Przetarł oczy i w sumie, dodał od siebie. - Ty zaś powinieneś zadbać by nie zostawiać otwartych drzwi.. To niebezpieczne. - Oparł polik na otwartej dłoni zaś łokieć wylądował na jego kolanie. Przynajmniej teraz mógł patrzeć na niego bez problemu.
@Satō Kisara
W końcu jednak Kisara zdecydował się iść ubrać coś normalnego. Ciuchy, które nie będą wprowadzać w zakłopotanie. Słysząc jednak ostatnie słowa zrobił się czerwony jak burak, ostudzi. Czy aż tak po nim widać było, jak pojebane miał myśli. Cieszył się, że ten znikł w sypialni, przynajmniej nie widział tej purpury na ryjcu Sasanki. - Kurwa..- Przeklął pod nosem spoglądając na szklankę. ZA radą chłopaka nie wypił jej duszkiem, tylko powoli starając "ochłonąć".
Gdy Sato wrócił z wycieczki do sypialni czarnowłosy spojrzał na niego i w końcu usłyszał jego imię. Zadane pytanie zabrzęczało mu w uszach niczym kula, która była dla niego przeznaczona. - W zasadzie nie ma o czym mówić, duchy przeszłości mnie gonią, nawet praca nie umie ich odegnać, to jedyna rzecz jaka pozwala mi zapomnieć chociaż czasami. - Opowiedział zgodnie z prawdą i spojrzał między kolana czoło opierając na chłodnej szklance. Nie sądził, że to ma się zmienić, zapewne dalej będzie pił i kusił los, inaczej nie potrafił. I to nie tak, ż za każdym razem ląduję w mieszkaniu nieznajomego Sato.[/b] - Spojrzał na niego by jeszcze dodać. - Możemy o TYM zapomnieć i NIE wspominać. Pierwszy raz upokorzyłem się w ten sposób.. - Odstawił szklankę, która wydała delikatny dźwięk. Przetarł oczy i w sumie, dodał od siebie. - Ty zaś powinieneś zadbać by nie zostawiać otwartych drzwi.. To niebezpieczne. - Oparł polik na otwartej dłoni zaś łokieć wylądował na jego kolanie. Przynajmniej teraz mógł patrzeć na niego bez problemu.
@Satō Kisara
Zgarnął jeszcze lekko wilgotne włosy na jedną stronę i po chwili zaczął niepospiesznie splatać je w luźny warkocz. Nawet nie zauważył, kiedy urosły mu takie długie — sięgały mu już do talii, gdy były rozpuszczone tak jak przed chwilą. Założył nogę na nogę, w międzyczasie słuchając chłopaka.
— Na dłuższą metę na pewno nie wyjdzie ci to na dobre — odparł, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie go nie przekona. Zresztą, gdy ktoś nie chciał poprawy swoich złych nawyków, taka poprawa nie miała szans nastąpienia zbyt szybko.
Uśmiechnął się, dokańczając swojego warkocza. Sam jego koniec splótł cienką, czarną frotką, by po chwili odrzucić go do tyłu, za plecy. Ułożył się wygodniej, zatapiając się głębiej w miękkim fotelu. Gdy już był w stanie się odprężyć, zaczął dostrzegać, jak świat widziany jego oczami zaczynał powoli tracić na ostrości, przywdziewając także charakterystyczną błyszczącą poświatę, która pojawiała się często, gdy był parę kroków przed zaśnięciem.
— Nie sądzę, że chcę o tym zapomnieć. To głównie wygodne rozwiązanie dla ciebie, czyż nie? — Splótł ręce na piersi. — Ale masz rację, to też mój błąd, że się nie upewniłem, czy drzwi są zamknięte. Zwracam trochę honoru.
— Na dłuższą metę na pewno nie wyjdzie ci to na dobre — odparł, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie go nie przekona. Zresztą, gdy ktoś nie chciał poprawy swoich złych nawyków, taka poprawa nie miała szans nastąpienia zbyt szybko.
Uśmiechnął się, dokańczając swojego warkocza. Sam jego koniec splótł cienką, czarną frotką, by po chwili odrzucić go do tyłu, za plecy. Ułożył się wygodniej, zatapiając się głębiej w miękkim fotelu. Gdy już był w stanie się odprężyć, zaczął dostrzegać, jak świat widziany jego oczami zaczynał powoli tracić na ostrości, przywdziewając także charakterystyczną błyszczącą poświatę, która pojawiała się często, gdy był parę kroków przed zaśnięciem.
— Nie sądzę, że chcę o tym zapomnieć. To głównie wygodne rozwiązanie dla ciebie, czyż nie? — Splótł ręce na piersi. — Ale masz rację, to też mój błąd, że się nie upewniłem, czy drzwi są zamknięte. Zwracam trochę honoru.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Zerkał tylko spokojnie jak ten zaplata warkocza, sam nie miał problemu z włosami, nie przepadał jednak za długimi, przynajmniej u siebie. Zbyt dużo z nimi roboty. Mycie, suszenie, od czasu do czasu odżywkowanie i inne pierdoły, oszczędzał sobie tego. - Hah, to nie tak, że nie wiem Sato-kun - No cóż, ten zdawał się być starszy od niego, więc użył tego zaimka, skoro już się zapoznali.
Na uśmiech nijak był w stanie odpowiedzieć, toteż tylko lekko przechylił głowę, nieco zdziwiony słowami Kisary. Nie chciał zapomnieć? Z czego to wynikało, przecież dla niego to też nie była przyjemna sytuacja prawda? Nie potrafił tego zrozumieć, toteż zapytał. - Dlaczego nie? W zasadzie dla Ciebie to też chyba nie było miłe zdarzenie, prawda?- Utkwił w nim swój wzrok nieco bardziej otwierając oczy. Różnobarwne tęczówki zaś wypełnione były zaskoczeniem.
Sasan miał wrażenie jakby chłopak zaczynał zasypiać, widocznie też miał ciężki dzień, ale pod innym względem niż sam Hotaru. Na słowa o honorze zaśmiał się pod nosem. W zasadzie to i dobrze, chociaż tyle. Sam potrał jedno oko nie chcąc jeszcze zasypiać, w końcu musiał odbyć swoją, karę. Ile to potrwa nie wiedział, zapewne do czasu aż któreś z nich nie uśnie. Strasznie mu się chciało palić, jednak sobie darował, to nie najlepszy moment ani miejsce. W międzyczasie rozejrzał się dookoła szukając czegoś co by mógł wykorzystać. Gdzieś w rogu zobaczył ładnie złożony kocyk. Tak więc ruszył w tamtym kierunku, po drodze podziwiał naprawdę ładne mieszkanie pana anastezjologa, podczas gdy jego własne się zgoła różniło, było mega minimalistyczne. Nawet lodówka świeciłą sporymi pustkami bo jadał na mieście zazwyczaj z przełożonym. Chwycił więc puchaty materiał i wrócił gdzie wcześniej. Szybkim ruchem rozłożył kocyk i go okrył. Tak po prostu, nie że chciał tuszować swoją przewinę czy coś. - Wyglądasz jakbyś miał zamiar usnąć, ja mogę poczekać do rana.. - Powiedział spokojnie i odwrócił się by ruszyć na swoje stare miejsce, na sofie z kaszmirkiem.
@Satō Kisara
Na uśmiech nijak był w stanie odpowiedzieć, toteż tylko lekko przechylił głowę, nieco zdziwiony słowami Kisary. Nie chciał zapomnieć? Z czego to wynikało, przecież dla niego to też nie była przyjemna sytuacja prawda? Nie potrafił tego zrozumieć, toteż zapytał. - Dlaczego nie? W zasadzie dla Ciebie to też chyba nie było miłe zdarzenie, prawda?- Utkwił w nim swój wzrok nieco bardziej otwierając oczy. Różnobarwne tęczówki zaś wypełnione były zaskoczeniem.
Sasan miał wrażenie jakby chłopak zaczynał zasypiać, widocznie też miał ciężki dzień, ale pod innym względem niż sam Hotaru. Na słowa o honorze zaśmiał się pod nosem. W zasadzie to i dobrze, chociaż tyle. Sam potrał jedno oko nie chcąc jeszcze zasypiać, w końcu musiał odbyć swoją, karę. Ile to potrwa nie wiedział, zapewne do czasu aż któreś z nich nie uśnie. Strasznie mu się chciało palić, jednak sobie darował, to nie najlepszy moment ani miejsce. W międzyczasie rozejrzał się dookoła szukając czegoś co by mógł wykorzystać. Gdzieś w rogu zobaczył ładnie złożony kocyk. Tak więc ruszył w tamtym kierunku, po drodze podziwiał naprawdę ładne mieszkanie pana anastezjologa, podczas gdy jego własne się zgoła różniło, było mega minimalistyczne. Nawet lodówka świeciłą sporymi pustkami bo jadał na mieście zazwyczaj z przełożonym. Chwycił więc puchaty materiał i wrócił gdzie wcześniej. Szybkim ruchem rozłożył kocyk i go okrył. Tak po prostu, nie że chciał tuszować swoją przewinę czy coś. - Wyglądasz jakbyś miał zamiar usnąć, ja mogę poczekać do rana.. - Powiedział spokojnie i odwrócił się by ruszyć na swoje stare miejsce, na sofie z kaszmirkiem.
@Satō Kisara
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
maj 2038 roku