Apartament nr 19 - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Satō Kisara

05.04.23 17:47
First topic message reminder :

Apartament nr 19



 


Rośliny... wszędzie.



Ostatnio zmieniony przez Satō Kisara dnia 06.04.23 8:05, w całości zmieniany 16 razy
Satō Kisara

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.


Satō Kisara

26.04.23 17:05
 Wyprostował nogi w momencie, gdy poczuł, jak rozchodzą się po nich igiełki odrętwienia. Chociaż przytulenie było niespodziewane, nie mógł powiedzieć, że nieprzyjemne — Kisara zdecydowanie lubił dotyk innych osób; mógł przynieść mu ukojenie, takie jakie pojawiło się i w tym momencie, ale też był punktem zaczepienia, dzięki któremu mógł zapomnieć o swoich zmartwieniach.
 Uniósł brew na jego następne słowa.
 — Nie powiedziałbym, że wyglądasz na dupka — odparł, kręcąc głową. Nie to wywołało u niego lekkie zdziwienie.
 Zamyślił się chwilowo na temat tego, co mówił chłopak. Faktycznie czuł się tak, jakby ktoś usunął z jego serca znaczący kawałek i w dodatku nie zrobił tego łagodnie, jak precyzyjnym i ostrym skalpelem, a zamiast tego odciął tępym, zardzewiałym nożem, pozostawiając ohydną i poszarpaną ranę w wyniku tego okrutnego działania. Wpadł w iście melancholijny nastrój, więc i zmęczenie od razu powróciło do niego z otwartą, łakomą paszczą.
 Dopiero gdy chłopak odezwał się ponownie, Kisara powrócił do niego swoim spojrzeniem i uwagą. Nie zarejestrował od razu, co się działo, ale automatycznie wstał z podłogi, kiedy Sasaki podniósł się z sofy. Zamrugał kilka razy, aż w końcu powrócił do rzeczywistości.
 — Och, jasne, jeśli chcesz — powiedział. Faktycznie było bardzo późno i musiał następnego dnia iść do pracy. Pewnie położyłby się spać znowu za parę minut, nie było więc sensu trzymać nadal biednego Hotaru w uwięzi. Gdy przypomniał sobie także, jak ruszać swoimi kończynami, podszedł do wieszaków, by podać chłopakowi jego płaszcz z powrotem. — Dziękuję ci. Idź i wyśpij się. Jeśli będziesz kiedyś potrzebował tych leków nasennych w związku z koszmarami, też daj znać. W końcu już wiesz, gdzie mieszkam.
 Zaśmiał się lekko. W międzyczasie odblokował drzwi wejściowe, żeby go wypuścić.
 — Do zobaczenia — rzekł, jednocześnie żegnając go poprzez uniesienie jednej dłoni.
 Gdy ten zniknął w korytarzu, Kisara upewniła się, że wszystko dokładnie zamknęła. Przez moment wpatrywała się w drzwi, po czym, westchnąwszy, udała się prosto do łóżka.

Koniec wątku.

@Sasaki Hotaru



   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara
Satō Kisara

30.06.23 23:19
28.04.2037 r.
03:10

 Serce w więzieniu z kości żeber trzepotało mu z prędkością skrzydeł kolibra. Początkowo wydawało mu się, że dłoń, której się przygląda, należała do kogoś zupełnie innego; jakby była oderwana od jego ciała. Działo się to za sprawą tego, iż teraz, w przeciwieństwie do wcześniejszego ukłucia bólu, rana nie była odczuwalna. Fakt, że to otępienie wkradało się do jego umysłu, oszukując bezkarnie zmysły, tylko potęgował odczucie paniki, które z wolna łapało go za gardło. W tym stanie był zupełnie bezużyteczny — mimo że cięcie na wnętrzu jego dłoni było dość płytkie i przecież opatrywał tego typu zranienia już nieraz, teraz to doświadczenie budowane latami wcale ani nie podsuwało mu rozwiązania tak błahego problemu, ani nie pozwoliło spojrzeć na sprawę z chłodnym obiektywizmem.
 „Co się dzieje?” Nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdy żadne słowo nie zdołało na czas przecisnąć się przez sklejoną krtań, zanim nie usłyszał kolejnych słów, które, dla miłej odmiany, wywołały u niego ulgę; zdołały trochę rozluźnić nagle spięte w kamień mięśnie. Kisara wziął pierwszy uspokajający oddech, następnie drugi i trzeci, a jak nawet to nie pomogło, próbował całą siłą woli zogniskować uwagę na brzmieniu głosu Ye Liana.
 — Tak, to krew — wychrypiał w końcu w odpowiedzi do telefonu, który jakimś cudem nadal znajdował się w jego drugiej dłoni. Skupienie się na potrzebie wyartykułowania tych kilku słów, wyrwało go nieco z amoku, dzięki czemu mógł wreszcie rozejrzeć się dokładniej po swojej sypialni.
 Bo to nie krew, tak naprawdę, wyprowadziła ją z równowagi. Gdy zerknęła bowiem — wcześniej jedynie przelotem — na stojącą obok szafkę nocną, dostrzegła, że leży na niej jedna jedyna rzecz, której nie miała prawo tam być — różowo-czerwona spinka z główką w kształcie truskawki, która przypominała trochę taką, jaką czasem spotkać można we włosach dziecka.
 Wzięła kolejny świszczący wdech do płuc. Spojrzała ponownie na ekran komórki, śledząc przez moment, jak mężczyzna pokonuje kolejne piętra wartkim krokiem. Nie miała siły nawet na wypowiedzenie żartu, który wątle pojawił się na przodzie jej umysłu, że Ye Lian, wow, pędzisz do mnie jak na ratunek królewnie uwięzionej w wieży. Wątek ten zatrzymał się przy niej jedynie na sekundę i prędko został zastąpiony przez inny.
 Ichigo… naprawdę tu była. Już— już wyszła. Chyba. Ale była. Jej spinka—
 Przetarł oczy i spojrzał ponownie na szafkę. Akcesorium nadal tam było.
Jakim cudem?
 „…anie mi otworzyć?”
 — Tak — odparł machinalnie. Chciał zobaczyć go osobiście, więc musiał, prawda? Choć czuł się niezwykle słabo, jakby coś wyssało z niego całą energię życiową, zaczął powoli zwlekać się z łóżka. Zatrzymał się jednak, jak usłyszał dwa prawie bliźniacze dźwięki, choć jeden wybrzmiał z pewnym opóźnieniem, właściwym połączeniu telefonicznemu — zgrzyt otwieranych drzwi. Żołądek ścisnął się mu jeszcze bardziej; był stuprocentowo pewien, że przed snem zamykał je na klucz.
 — W-Wszedłeś, prawda? — zwrócił się jeszcze do telefonu; do widocznej na ekranie linii szczęki blondyna, jego zdziwionego wyrazu twarzy, jak zwykle oszczędnego w ekspresyjności. — Jestem dalej w sypialni.
 Przełknęła ślinę, próbując jakoś… pojąć sytuację, która ją spotkała.
 — Proszę, chodź tu do mnie — praktycznie wyszeptała ostatnie słowa, odkładając urządzenie na łóżko, choć kompletnie zapominając się rozłączyć.




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Warui Shin'ya, Ye Lian, Amakasu Shey and Kurō Satō szaleją za tym postem.

Ye Lian

23.07.23 20:44
Początkowo nie dostrzegł w objawiającej się przestrzeni żadnych zarysów, mogących utwierdzić w przekonaniu, iż stanął na granicy znanego mieszkania. Pod stopami — obutymi w eleganckie, czyste podeszwy — rozciągała się jaskrawa smuga; przesuwała się wolno po podłożu, rozszerzając swój kąt na niemal całą szerokość drzwi. Jasność świateł docierających z korytarza odkryła w pierwszej kolejności pustą kanapę, na której odznaczały się przekrzywione poduszki, później zahaczyła o wysokie okno i ścianę przyozdobioną półkami (o zawartości nieznanej nawet jemu).

Do pomieszczenia zwabił go głos — niewyraźny, słaby i zduszony, jak gdyby wydobywał się z wnętrza przepełnionej obawami głowy aniżeli z ciemnicy rozpościerającej osmolone ramiona. Nie zawahał się, kiedy zamykające się drzwi — z namacalnym, delikatnym trzaskiem — zarzuciły na oczy mroczną kotarę. Przemierzył całą długość salonu. Wzrok zaczynał się adaptować, równie subtelnie co gnieżdżąca się w głowie niepewność czekającego ponurego scenariusza; lęk przed kolejnym spóźnieniem napawała mężczyznę lodowatą grozą.

— Proszę, chodź tu do mnie.

Kisara mógł usłyszeć dźwięk pokonywanych metrów; kroki Ye Liana wydawały się stanowcze, choć niesłychane ciche, jakby poruszał się po podłodze wyłożonej watą. Pogłos ustał w momencie, gdy ciemna sylwetka wyłoniła się zza ściany, a jej krystaliczne, niezgłębioną ciszą spojrzenie omiotło podnoszącego się z pościeli mężczyznę. Ye Lian jawił się w tym brutalnym mroku niczym niebezpieczny obserwator, pobudzony chorym, przeżartym obawą głosem — twarz okalał głęboki cień, a oczy zdawały się jedynym jasnym punktem na nieruchomym, sztywnym licu; były jak surowy, poszczerbiony kwarc.

Przybliżył się — dłoń wsunęła telefon komórkowy do tylnej kieszeni spodni; druga ściskała jasny przedmiot w cienkich palcach.

Bez słowa usiadł na skraju łóżka, a towarzyszący mu zapach żelu do kąpieli i płynu do prania roztoczył się wokół Ye Liana niczym osobliwa aura. Wpatrzony w zaspane oblicze Kisary był poważny i powściągliwy — twarz w żaden sposób nie ujawniła ucisku gniecionych organów i niesmaku stresu szczypiącego język. Zamiast jakiegokolwiek słowa sięgnął po jego dłoń. Ostrożnie, aby nie sprawić mu bólu, zasnął zimne palce wokół nadgarstka i obrócił zranienie, aby dokonać wyraźniejszych oględzin. Mdłe światło, które zapalił podczas ich rozmowy, wystarczyło, aby określić, że rana była niegroźna, choć z pewnością głęboka i dotkliwa. Spięte ramiona mężczyzny obniżyły się, spuszczone z nagromadzonych emocji, a nieruchome oczy przetoczyły się ponownie na jasną twarz, łowiąc w absolutnym turkusie odpowiedzi na niezadane pytania.

Wyprostuj, proszę palce — słowa, pomimo iż nacechowane rozkazem, były delikatne i sztywne jak ramy, ograniczające obraz. Zamilknął. W ciszy przetarł spływającą po nadgarstku krew, sięgając źródła; tknął ranę świeżą chusteczką i ucisnął. Z nozdrzy dobiegł delikatny świst powietrza. — Czy w którymś miejscu odczuwasz szczególny ból?

Rzadko znajdował się w podobnej sytuacji — na granicy poplątanych myśli, ściskając ciasno obcą dłoń, dając drugiej osobie namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Już dawno zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie być niczyim wsparciem; że wszystkie znajomości jakie zawiązał w swoim życiu posiadały identyczny schemat, nieustannie powtarzający.

Miał podejrzenia, ale takie na ogół nie umykały z wyważonych ust — z nich wydobywały się informacje poparte logiką, a myśli, które zajmowały umysł, dawno zmieniły kurs, pędząc w zakątki odległych baśni. Nie wiedział, jak powinien zacząć, utykając w impasie. Pozwalał mówić ciszy, dłoni powoli odkrywającej przeczyszczoną rysę.

Nigdy nie zostawiałeś otwartych drzwi — skomentował ostrożnie znaną oczywistość, poddając otwartej wątpliwości.

Ye Lian

Warui Shin'ya, Amakasu Shey, Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru and Yōzei-Genji Naksu szaleją za tym postem.

Satō Kisara

24.09.23 0:12
 Dreszcze przebiegły po kręgosłupie Kisary, gdy stał się w pełni świadomy obecności drugiego człowieka w mieszkaniu. Wiedział dzięki rozmowie przez telefon, że to z pewnością Ye Lian, aczkolwiek świadomość tego nie do końca stłumiła lęku związanego z tak pozornie nieprawdopodobną opcją, że niedawno był tu ktoś inny — i to nie byle kto, a Ichigo, jego zmarła dawno temu przyjaciółka. Kisara nie mógł tego pojąć. Fukai nawet przez chwilę nie była ogłoszona jako „zaginiona”; jej ciało zostało znalezione bardzo szybko, ale nawet mimo tego był to jedynie początek śledztwa. Jednakże to, co nie ulegało wątpliwości, była jej śmierć.
 Z pewnością to nie była ona.
 W spowitym półmrokiem pokoju na podłodze pojawił się świetlisty wielokąt, gdy otworzyły się drzwi do jego pokoju i do środka wślizgnął się mężczyzna. Kisara nie próbował się uśmiechać. Nie czuł potrzeby, by w obecności przyjaciela, który dobrze go znał, próbować utrzymywać pozoru dobrego humoru czy też bagatelizować swoje obecnie mroczne odczucia. Jego oblicze wyzbyte zwyczajowej wesołości przedstawiało się jednak niepokojąco — szczególnie gdy oczy, ponoć zwierciadło duszy, wydawały się nieobecne, jakby myśli za nimi skryte powędrowały poza rzeczywisty wymiar. To dopiero delikatny dotyk chłodnych palców sprowadził go z powrotem; obręcz z ich uścisku wokół nadgarstka sprawiła, że spojrzał po raz pierwszy tej nocy w srebrzyste oczy blondyna. Strwożony wyraz twarzy Ye Liana wywołał uścisk w jego brzuchu, bowiem uświadomił sobie nagle, że istotnie wyrwał go w środku nocy z łóżka, poniekąd przywołał do siebie i teraz zmusza go do pomocy mu, mimo że sam Satō doskonale byłby w stanie poradzić sobie z taką niewielką raną.
 Wykonał polecenie, by chociaż posłuszeństwem nieco mu się odpłacić, krzywiąc się lekko, gdy delikatne miejsce dostało zewnętrzny bodziec. Zanim odpowiedział, musiał przełknąć ślinę. Z wyrazistością poczuł także, jak bardzo jest spragniony.
 — Nic mnie nie boli — mruknął od razu, choć zreflektował się po sekundzie — to znaczy nic, oprócz teraz dłoni. Jest mi po prostu bardzo słabo… i jestem bardzo zdezorientowany. — Z potrzeby bliskości przysunął się jeszcze do Ye Liana, by z wolna oprzeć przechylającą się z wycieńczenia głowę o jego ramię. Wtulił policzek w materiał koszulki, jaką mężczyzna miał na sobie, i znajomy zapach wpłynął na jego samopoczucie, wyciszając nieco rozpierzchłe myśli. — Nie mam pojęcia, co się stało.
 Zagryzł wargę na kolejne jego zdanie. Już nie mógł spojrzeć mu w oczy z powodu obecnej pozycji, lecz wciąż miał dostateczny widok na szafkę nocną i spoczywający na niej przedmiot, którego obecności nie potrafił w żaden sposób wyjaśnić.
 — Nie, to prawda — odparł po chwili, opierając w końcu cały ciężar na blondynie. Ciężko było mu utrzymać się w pionie o własnych siłach i miał nadzieję, że nie powoduje swoim zerowym dystansem dyskomfortu u Ye Liana. — Wydaje mi się, że ktoś tu niedawno był. — Wciągnął powietrze do płuc. Parł do przodu, wiedząc dobrze, że w milczeniu nie dojdą do żadnego wniosku, nawet jeśli scenariusz rodzący się w umyśle Kisary był co najmniej absurdalny. Po chwili ciszy, napędzony nową myślą, kontynuował. — A’Lian, czy też widzisz spinkę tam na szafce? — Wydech. — Jeżeli tak— jeśli tak, to myślę, że to ktoś, kto znał Ichigo. — Obrócił trochę głowę tak, by móc zerknąć na twarz mężczyzny z dołu. — Bo, skoro nie żyje już od tak dawna, to nie mogła być ona, prawda?





   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Warui Shin'ya and Ye Lian szaleją za tym postem.

Ye Lian

23.11.23 21:45
Opadające — na posadzone obok siebie sylwetki — delikatne światło lampki nocnej konturowało twarze, wyróżniało każde zagięcie na ubraniach, na samej pogniecionej i odrzuconej kołdrze; w obliczu tej mdlej jasności wszystkie niewypowiedziane słowa nabierały wydźwięku. Nie były jedynie uwiezionymi myślami zamkniętymi wewnątrz czaszki. Były zrozumieniem — palcami utrzymującymi niewielką wagę rozgrzanej, wiotkiej dłoni, wsparciem dźwigającym przytkniętą do ramienia głowę, lekkim zapachem będącym okładem na rozgorączkowane myśli.

Nie skomentował. Nie od razu. W powietrzu pojawiła się szpilka ostrożności, którą Satō nie mógł z pewnością pomylić z niczym innym; mógł być jej pewien, nawet gdy opadająca na oczy ciemność przymkniętych powiek uniemożliwiała mu dostrzeżenie tego zapobiegawczego zawieszenia na statecznej twarzy. Mężczyzna go przecież znał. Mógł wywnioskować to po ciszy — jakby każdy niewypowiedziany przez Ye Liana dźwięk miał swoje osobiste tłumaczenie; jakby wystarczyła wibracja piersi mieszcząca w płuca większą podaż tlenu, poluźniający ucisk na miejscu podkreślonym bólem.

Nie wiedział, skąd wzięło się to dziwne uczucie, ale przekroczenie progu jego mieszkania, przywołało wspomnienia, którym niegdyś nie pozwolił się rozwinąć, na które naszło go swojego rodzaju odrętwienie — jakby utknął w dniu, w którym odebrał im jakąkolwiek szansę na przyszłość. I choć otrzymał wtedy zrozumienie ze strony Satō, nie mógł pozbyć się wrażenia, że zabrał jedynie jego czas, że przecież mógł zdać sobie sprawę z finału w momencie spotkania w tamtym klubie. Desperacja. Nie. Zagubienie?

Nadzieja.

Ale dlaczego wszyscy musieli za nią płacić?

Chciałbyś się czegoś napić?

Wyrywające się z ciszy słowa były niemal obce, a jednak tak złudnie bliskie, zwłaszcza gdy dźwięki przemykały pomiędzy pojedynczymi smolistymi, poplątanymi kosmykami włosów. Bliskość, jaką ich połączyła (nawet jeśli daleka od jakiejkolwiek intymności) trącała czymś, co kiedyś przecież było ciepłym latem.

Mężczyzna obrócił głowę i zogniskował wzrok na otwartej dłoni. Z wyczuciem i charakteryzującą go delikatnością odsunął skrawek materiału, aby upewnić się, że bruzdę nie zbroczy świeża krew. Podrażnienie zaczynało robić się opuchnięte, pudrowy karmazyn rzucał cień bólu, z pewnością przez jakiś czas pozostanie mu słaba blizna. Wyciągnął z kieszeni bandaż i gazę. Zdążył wziąć je przed wyjściem z mieszkania, ponieważ nie był pewny, z czym będzie mieć do czynienia na miejscu. Podejrzewał też, że przybycie z gotowym ekwipunkiem zaoszczędzi czasu w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy w mieszkaniu Kisary, który mógł już dawno zmienić położenie medykamentów. Przytrzymując kciukiem kwadrat opatrunku, drugą dłonią wolno owijał skórę. Raz za razem. Przemykający przez nieruchome tęczówki Ye Liana refleks żarówki, dodawał scenie niepokojącej baśniowości.

Bo, skoro nie żyje już od tak dawna, to nie mogła być ona, prawda?

Nie wiedział, jak powinien mu to wytłumaczyć. Przypuszczenia niósł ze sobą wraz z pokonywanymi stopniami schodów, a teraz te same siedziały obok niego — po drugiej stornie i wbijały palce w wolne ramię. Ye Lian spoglądnął kontrolnie na przerzucone czarnymi włosami oblicze. Dotyk pozwalał mu zachować sztywność myśli — dostarczał przytomności i wszelkiej gotowości. Zawiązał flegmatycznie, acz zręcznie dwa powstałe krańce bandaża.

Ty mi powiedz Kisara. Nie mogłaby? — Grafit oczu sięgał gdzieś w toń półmroku. Łopatki spięły się, powodując, że materiał koszulki Ye Liana zmarszczył się przy koniuszku nosa Satō. — Wydaje mi się, że znasz odpowiedź, ale boisz się przypisać jej dźwięk. Nie powinieneś też obawiać się mojego osądu. Czy na co dzień nie mówimy wystarczająco wiele głupot, nie zastanawiając się chociaż przez sekundę o ich konsekwencjach?

Zamilkł, aby po chwili dodać przyciszonym tonem — wydawało się kompletnie nie na temat:

Zwróciłeś może ostatnio uwagę na kręcącą się przy apartamentowcu kobietę? Zawsze w tej samej czerwonej sukience, o ciemnych włosach sięgających ramion? Wydaje się zawsze na kogoś czekać, jakby jej partner miał lada moment zjechać windą, wyjść przez główne drzwi i pochwycić ją za rękę. Przedawkowali — usta wypełnił szept przemykającego powietrza — dwa lata temu.

Ye Lian

Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

26.11.23 16:01
 Wdech. Dawka powietrza wpełzająca do środka, rozszerzająca płuca tlenem i azotem, aż uniosła się klatka piersiowa. Trwał tak przez chwilę, aż był w stanie wsłuchać się w swój - teraz uspokajający się - puls. I wtedy - wydech. Lekko zakręciło mu się w głowie, ale to nic. Stopniowo czuł się lepiej, odzyskiwał z czasem i dzięki obecności Ye Liana nieco opanowania. Ciepło drugiego ciała było znacznie skuteczniejsze wobec chłodnego odrętwienia, które chwilowo go dopadło, niż kołdra, w której był zaplątany.
 „Chciałbyś się czegoś napić?”
 - Tak - wychrypiał z ulgą, że nie musiał nawet o tym wspominać, a już jedna z podstawowych jego potrzeb zostanie zaspokojona. - Wodę? - prawie że zapytał, samemu nie będąc pewnym, co by chciał. Podejmowanie nawet takich błahych decyzji wydawało się ciężkie w takich okolicznościach. - Ale zaraz, na razie nie wstawaj - mruknął w jego szyję, do której przylgnął nos Kisary. Poczuł nagle, jak szloch rośnie mu w gardle do nieprawdopodobnych rozmiarów, pragnąc wydostać się na zewnątrz. Zacisnął zęby, by nie dać mu się wyrwać; nie dlatego, że nie chciał płakać przy nim, lecz dlatego, że nie chciał płakać wcale. Dość. Posłał obłok ciepłego powietrza ostatni raz ku skórze mężczyzny, gdy wypłynęło spomiędzy ust w szybkim, rozedrganym tempie. Być może kiedyś pozostawiłby po sobie jeszcze inną pamiątkę - pewnie łagodny pocałunek lud dwa - w ramach głębokiej wdzięczności, tym razem jednak nie należało to już do praw Kisary, które mógł sobie względem niego rościć. Choć czas na ubolewanie nad tym minął już dawno, w chwilach ogólnej słabości - takiej jak ta - nie sposób nie było czuć echa tamtych przykrych emocji.
 Uniósł się z męskiego ramienia, chcąc spojrzeć w jasne lico. Z zadowoleniem zauważył, że dawne, zamierzchłe już wrażenie, że nic nie jest w stanie wyczytać z oszczędnych ekspresji Ye Liana, nie powróciło. W mig wyczuł, że coś jest na rzeczy, a blondyn…
 - Wahasz się - zauważył. - Coś wiesz, ale tego nie mówisz. Czemu?
 Przez pewien czas przyglądał się bacznie jego profilowi, nie zwracając dużej uwagi na to, co w tym samym czasie robi z dłonią Kisary. Dopiero lekka szorstkość gazy przykuła jego uwagę i wtem zsunął lazurowe spojrzenie niżej. - Zawsze przygotowany - powiedział na wpół wytykającym, na wpół rozczulonym tonem. Nie sądził, że Ye Lian pozyskał te rzeczy z jego mieszkania, więc nie było innej opcji jak ta, iż wziął je ze sobą - w okazji, w pośpiechu gnając tu na górę. - Jesteś najlepszy, A’Lian - dodał, choć wiedział, nie bez ukłucia żalu, że ten się z nim nie zgodzi. Nie przeszkadzało to jednak Kisarze przed wygłaszaniem… cóż, faktów.
 Poruszył delikatnie palcami, gdy Ye Lian skończył opatrywanie płytkiej rany. Ruch pociągał za sobą lekkie pulsy bólu, ale nie było to coś, przez co miałby dużo cierpieć. Uśmiechnął się do niego, unosząc znikomo kąciki ust. Gdy zaś ponownie zaczął mówić, Kisara milczał do samego końca i nie dodał nic nawet podczas momentalnej pauzy. Z każdym słowem jego powieki rozwierały się szerzej, a twarz morfowała do maski szoku.
 - Ja… tak. Tak, zwróciłem uwagę. Ale - przełknął ślinę - ona czasem znikała, jakby nagle pochłaniała ją ziemia. Ręce praktycznie przechodziły jej przez ściany, przez przedmioty. - Zagryzł dolną wargę, a jego wzrok trochę stracił na ostrości; wydawało się, że wyraźnie się nad czymś zastanawiał. - Myślałem, że to moja głowa… Od mojej- próby. Od lutego… - nie mógł do końca się wysłowić. W końcu westchnął z rozdrażnieniem, przyłożył dłonie do oczu na parę sekund - po czym znowu westchnął, by ostatecznie spojrzeć na Ye Liana. - Od lutego widzę takich ludzi. Byłem pewien, że mam jakieś halucynacje. W końcu w tym stanie, jakim byłem wtedy - cóż, w jakim dalej po części jestem - to nie byłoby nawet takie dziwne i nieprawdopodobne. - Przekrzywił głowę. - Ale chwila, chcesz mi powiedzieć, że ty też? Już dwa lata temu? Jeszcze dłużej?
 Wstał - nieco zbyt gwałtownie, bo zatoczył się delikatnie i musiał wesprzeć dłoń na barku blondyna. Odsłonił wtedy swoją absurdalną niebieską piżamę w kreskówkowe wydry - długie spodnie, ale koszulka krótka trochę odsłaniająca brzuch - choć nie przejął się tym za bardzo, jako że myśli zaprzątały mu zupełnie inne rzeczy.
 - Co to wszystko znaczy? Jeśli wiesz - powiedz mi. Proszę. - Spojrzał na niego trochę zagubiony. - Czyli to serio mogła być Ichigo? W moim śnie i- tutaj? W pokoju?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian, Raikatsuji Shiimaura and Ejiri Carei szaleją za tym postem.

Ye Lian

26.12.23 23:26
Kisara nie zdawał sobie sprawy ze swojego błędu. Kiedy odsunął się od Ye Liana, ten uniósł jedynie wzrok. Sondował w spokoju prostującą się drobną sylwetkę. Twarz miał spokojną, choć w oczach migotała zdradliwa niepewność (dostrzegana jedynie przez osoby z niebanalną wprawą). Kiedy Satō wyplątał się z kołdry, kiedy bosa stopa pociągnęła za sobą fragment pościeli, rozlewając materiał na parkiecie, Ye Lian zacisnął szczęki — tylko chiński zwyczaj zdrobnienia jego imienia, zamknął usta przed niechlubnym komentarzem. Nie uważał się za bohatera. Nie był — jak nieustannie powtarzał — najlepszy. Idealizował go, a Ye Lian przyjmował te wszystkie określenia z kwaśnym niesmakiem; nie rozumiał jak po tylu nieprzyjemnościach, mężczyzna był w stanie to powtarzać. Sprawił mu ból — a jeśli nie był to ból, był to z pewnością zawód. Rozczarowywał ludzi na każdym kroku. Nikogo nie umiał uszczęśliwić i nikt nie musiał go zapewniać o tym, że jest inaczej. Trzymające fragment bandażu dłonie należały do manekina, który poza odpowiednim wyglądem, nie potrafił zaoferować nic więcej. Był pustym naczyniem, które od lat kierowane w nieodpowiedni sposób, przyczyniało się do coraz to większych smutków. Dlatego niezależnie jak bardzo Kisara by go przekrzykiwał, słowa te zawsze zginęłyby w brei niepowodzeń, która na przestrzeni prawie trzydziestu lat podtapiała zalane po pas nogi.

Oceniał każdy ruch. Rejestrował odgłosy stawianych miękkich palców, ten charakterystyczny szmer poruszających się wraz z Kisarą zarzuconych ubrań. Wystarczyło, że spoglądnął na unoszący się fikuśny wzór pidżamy i poznawał już buzujący w nim stan pełnych napiętych emocji. Kryształ tęczówek sięgnął twarzy, tych lazurowych obręczy, które z każdą chwilą wydawały się błyszczeć w dominujących ciemnościach. Teraz pomimo niesprzyjającemu półmrokowi widział je w pełnej krasie; tęczówkę przecinaną przez ostrą jak szpilkę źrenicę, drgającą, oczekującą odpowiedzi, równie silnie, co położona na ramieniu dłoń. Ye Lian przez cały ten czas zachowywał spokój. Nie poruszał się, tylko spoglądał, zadzierając spojrzenie. Wyglądał jak człowiek przyłapany na gorącym uczynku przez ograny ścigania. Mało brakowało, aby posłusznie pochylił głowę, wystawił nadgarstki i dał się wpakować do samochodu.

Najpierw uniosły się ramiona; cienka, szara koszulka z długim rękawem. Nabrał powietrza w płuca. To, co zamierzał mu powiedzieć, z pewnością przerastało ramy przyjętych możliwości. Kisara wydawał się nie być świadomy wagi problemu, bo przecież od tamtego felernego dnia, nie wspomniał mu o tym nawet słowem. Nie powiedział nikomu. Nie wiedział o drugiej stronie. Uparcie więc utrzymywał wszelką tajemnicę w sobie.

Od siódmego roku życia — odpowiedział krótko, utrzymując srebro na oczekujących odpowiedzi ślepiach. Poprawił siad i ściągnął łopatki. Nie przeszkadzało mu, że Kisara dominował go wzrostem. Przecież zawsze był od niego o kilka centymetrów wyższy. — Kisara — zaczął, zatrzymując oddech w ustach. — Usiądź. Przyniosę wodę.

Odważnie krzyżował ich spojrzenia — łagodny blask kryształu odbijał się w migoczącym lazurze morza. Wstał chwilę później. Wydawało się, że dłoń drgnęła z chęcią położenia palców na falującym ramieniu. Polecił, aby zajął miejsce na łóżku. Nie chciał rozpoczynać tego tematu w taki sposób. Jeśli Kisara go nie zatrzymał, wykonał jedynie kilka kroków. Gdzieś w kuchni rozniósł się dźwięk przekręcanego korka, pogłos przelewanej do naczynia cieczy. Bose stopy słychać było najpierw na kafelkach, później na parkiecie, gdy zmierzał z przeźroczystą szklanką do łóżka. Usiadł obok niego; materac ugiął się pod ciężarem, a przysuwający się zapach męskich perfum towarzyszył uniesionej szczupłej dłoni przekazującej kubek.

To nie są halucynacje, tylko twoja świadomość utknęła na granicy światów — rozpoczął ściszonym tonem. — Zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda życie po śmierci? Czy naprawdę posiadamy duszę? To co widzisz, dzierży kraina śmierci, nazywana inaczej Kakuriyo. — W tym momencie pozwolił sobie na zawieszenie głosu; na roztoczenie pojedynczych sylab po pomieszczeniu. Pomimo iż wzrok zdążył zawiesić się w dalekim kącie podłogi, był skoncentrowany. Wyglądał, jakby starał się z całych sił używać najbardziej przyswajalnych określeń. — Umarłeś. Szóstego lutego. I tylko szczęście szarpnęło cię z powrotem za rękę. Stałeś się medium. Senkeshą. To nie szósty zmysł ani nadzwyczajna umiejętność. To błąd, który wyświetlił się na ekranie twojego monitora, nie jesteś w stanie go już naprawić. Wiem, że wszystko, co mówię, brzmi niczym mit — wyprzedził go, godząc twarz tajemniczym spojrzeniem — jak coś niewiarygodnego, ale przyjcie ci teraz rozumieć jeszcze większe niedorzeczności niż leżąca na szafce spinka.

Słychać było, jak winda zatrzymuje się na piętrze. Wyszło z niej kilkoro ludzi.

I nie, Kisara. Ichigo tutaj nie było. Najprawdopodobniej. A przynajmniej nie w charakterze, jaki brałem pod uwagę. Wśród wszystkich ludzkich dusz, które po śmierci odeszły na spoczynek, znajdują się również te nieszczęśliwe, niosące emocjonalny bagaż nierozwiązanych spraw. To właśnie niespełnione byty błąkają się po Kakuriyo i szukają pomocy wśród nas. Zwykłych ludzi bądź senkeshy, nawiedzając sny i zawierając z nami kontrakty — wyjaśnił. — To jedyny sposób, aby pozbyły się balastu i zaznały spokoju. Bo tak — na granicy światów utrzymuje ich jedynie prywatny cel. Jednakże — wzrok spełzł na zabandażowaną dłoń — nie zauważyłem na ranie żadnej pieczęci. Powinienem ją dostrzec. — I po chwili ciszy. — Wiem, że możesz mieć wiele pytań, ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie

Ye Lian

Ejiri Carei and Satō Kisara szaleją za tym postem.

Satō Kisara

07.02.24 14:47
 Tak jak się spodziewał, częstowanie go słowami uznania spowodować mogło tylko niechęć. Mimo że oszczędna w ekspresji, wciąż była to niemożność w przyjęciu do swojej świadomości, że ktoś mógł myśleć o Ye Lianie - w jego mniemaniu - w sposób pozytywny i jednocześnie całkiem szczery. Trudno było Kisarze stwierdzić, co było lepsze - zapewnianie go w taki sposób jak dziś, nieustannie, czy jednak poprzestanie zgodnie z jego protestami - cichymi czy w pełni wokalnymi. Obie opcje wydawały się kiepskie i nie satysfakcjonowały Satou. Być może, gdyby Kisara już tak nie mówił, Ye Lian zaznałby większego spokoju, lecz prawdopodobnie zagłębiałby się nadal w swoich deprecjonujących myślach. Być może czarnowłosy nigdy nie wyraził się wystarczająco jasno, że nie mógłby trzymać wobec Ye Liana zawiści z powodu ich rozstania, bo wolał przeznaczyć swoje uczucia do stworzenia dobrej, wartościowej przyjaźni, niż marnować je na nic nie wnoszącą nienawiść. Zwyczajnie pewne znajomości powinny zostać w formie takiej, a nie innej, bo ona właśnie powodowała, że kwitły piękniej.
 Być może powinna mu powiedzieć o tym bardziej dobitnie. Tym razem jednak trudno było Kisarze ująć to w słowa, jako że coś w jej środku nadal drżało z niepokoju po dziwnym śnie, który, zdaje się, miał więcej z rzeczywistości niż mogłaby sobie wyobrazić. Taksowała wzrokiem blondyna, próbując uspokoić oddech, odzyskać rezon. Rozdziawiła usta ze zdziwienia po usłyszeniu tak młodego wieku. Oczywiście od razu napłynęły do niej wszelkie wścibskie pytania, które jednak powstrzymała przed wyjściem poza jej głowę. Pomimo polecenia zawahała się - strach sprawiał często, że musiała się ruszać, a nie siedzieć w miejscu. Widziała jednak sens w tym; była przecież taka słaba. Nienaturalnie - jakby coś wyssało z niej większość energii. To z pewnością nie było spowodowane skaleczoną ręką, rana była zdecydowanie za mała na takie objawy wykończenia.
 - Okej, okej - mruknął po chwili. - Tylko się przebiorę. - Pozwolił zatem oddalić się Ye Lianowi, samemu wkładając na siebie luźne domowe ubrania na miejsce przepoconej przez rzucanie się w łóżku piżamy, która z każdą chwilą coraz bardziej drażniła jego zmysł dotyku. Był zamyślony; bezsensownie długo spędził na wyborze koszulki i spodni, przerzucając materiał za materiałem z umysłem spowitym mgłą, by ostatecznie i tak wybrać najprostsze dresy. Zajęło mu to na tyle długo, że wciąż wciągał na siebie t-shirt, gdy mężczyzna wrócił do pokoju. Usiadł wtem obok niego, biorąc szklankę. Jako że chwycił obiema dłońmi, a o ranie na sekundę zapomniał, syknął cicho, gdy odczuł na niej ucisk. Szybko przełożył do zdrowej i wziął ostrożnego łyka.
 Mimo że w duchu czuł, że słowa Ye Liana to prawda, w pierwszej kolejności chciał zaprzeczyć. Niby jak miałby widzieć coś, co już nie żyło? Postanowił jednak wysłuchać go do końca. W końcu jasne było, że jego przyjaciel miał większą wiedzę na ten temat. W krótkim momencie ciszy od ścianek jej czaszki obijało się słowo Kakuriyo, jakby miało w przyszłości sprowadzić na niego dużo kłopotów. Dopiero przywołanie wspomnienia swojej śmierci mogło przechwycić teraz jego zainteresowanie. Po ramionach przeszły mu ciarki, słysząc ujęcie ich w takich… prostych słowach. „Umarłeś.” Jak wtedy pragnął, by w takim stanie już pozostał.
 - Brzmi nieprawdopodobnie - przyznał - a jednak. - Bez dalszych słów sięgnął przez Ye Liana w kierunku nocnej szafki, z której wreszcie odważył się wziąć spinkę. Obrócił ją kilka razy w dłoni, jakby nie wierząc, że jednak okazała się materialna. Pochylił się nieco, kładąc przedramiona na kolanach. Czy mógł taką samą posiadać i zwyczajnie nie pamiętać, że tam ją dał? Nie sądził.
 Poczuł nagłe ukłucie w skroni.
 „Potrzeba nam czegoś ostrego, Kiss.
 Spojrzał na niego gwałtownie. - Do… do kontraktu potrzeba rany? Krwi?
 Kolejny przebłysk pamięci; mętny, ale jest z pewnością sennym wspomnieniem. …ale czy na pewno już sennym? Czerwień spływała po palcach Ichigo bardzo wyraźnie. Później ta sama dłoń - tym razem coś kreśląca…
 „Pomóż mi, Kisara.
 Pisząca swoje imię.
 Spojrzał intensywnie w szare oczy, gdy jego własne wypełniały się ostatecznie zrozumieniem. Wypuścił zalegające ciężko w płucach powietrze i chwycił w pięść kołnierz koszulki, by pociągnąć go w dół, ukazując jednocześnie krwawe - choć już teraz zakrzepłe - znaki namalowane pod obojczykiem.
- Taką pieczęć? - szepnął.




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian ubóstwia ten post.

Ye Lian

02.03.24 20:59
Nieraz zdawał się przechodzić przez człowieka pewien impuls — kazał chronić drugą jednostkę za wszelką cenę. I choć na odcinku długiego życia przepływał przez Ye Liana wielokrotnie podobny prąd, nigdy nie wyrywał się w tym wyładowaniu na stwardniałe kości policzkowe, na zastygłe usta niezdolne do uśmiechu, na oczy pełne zagadkowych iskier skrywających nie tylko miliardy tajemnic, ale i uczuć. Już dawno zrozumiał, że emocjonalność nie jest opłacalna — a raczej, że jedynie wyszarpuje z człowieka strzępki duszy, do momentu aż traci się ją całkowicie, aż zapada się w kompletny marazm; staje się niezdolnym wykreować nic na ludzki wzór. Taka ofiara uczuć staje się ostateczną wydmuszką, pacjentem spoczywającym na szpitalnym łóżku podpiętym do setek elektrycznych urządzeń. I choć odrętwiałe ciało spoczywa na poduszkach niezdolne do jakiegokolwiek ruchu, tak ekrany potrafią wskazać szybko przymykany w żyłach puls, częstotliwość uderzanego w klatce piersiowej — wciąż żywego — serca.

Miał wrażenie, że w tym jednym momencie, to oczy stały się dla Kisary podobnym ekranem, bo tam, gdzie mężczyzna nie znajdował odpowiedzi, w zimnych tęczówkach drgała źrenica, ostatni ludzki dryg, ledwie dostrzegalny przez wprawne oko. Tak samo spięty ściągnął łopatki, a podkreślające ścięgna szczęki sugerowały, iż dyskretnie zacisnął zęby.

Zrobiłeś to — wypowiedział nagle, a ton przemykający przez usta mógł zabrzmieć dla Kisary niczym wyrok — nic nawet o tym nie wiedząc. Nie znasz konsekwencji. Nie zdajesz sobie sprawy, jakie to lekkomyślne, Kisara. Rozwiąż ten kontrakt, póki jeszcze możesz.

Przed zamrożonymi, lekko pobladłymi w półmroku tęczówkami mieniły się krwawe znaki na tej jasnej, gładkiej szyi. Dostrzegał je bardzo wyraźnie. Wywoływały w nim dreszcze; palce prawej dłoni, które dotychczas podtrzymywał na udzie, ściągnęły tkaninę spodni pod nieskazitelnymi opuszkami, równo przyciętymi paznokciami. 

Fukai Ichigo.

Jestem w stanie zaakceptować twoją ignorancję, Kisara, ale musisz zrozumieć, na co stać te dusze. To nie są ci sami ludzie — mówił spokojnie, ukrywając generujące się w nim napięcie i niezrozumiałą dla Satō nerwowość. — Potrzebują kontrahenta, aby uregulować swoje zaległe sprawy, potrzebują więc twojej energii, twojego ciała. Bo tak, każda przywrócona do życia dusza jest w stanie obudzić w sobie moc, a paliwem jesteś ty. W mgnieniu oka wyszarpią z ciebie każdą zgromadzoną siłę. Nim się obrócisz, staniesz się ich niewolnikiem, odwrócą się role i szarpną za łańcuch, kiedy stracisz czujność i poślą cię na bruk. Kisara, nie baw się w to, jeśli masz w sobie resztki instynktu samozachowawczego.

Odwrócił głowę od wyrysowanej na ciele pieczęci, dostrzegając w ułamku chwili te wpatrujące się w niego niebieskie oczy. Widać było, że Ye Lian powstrzymywał się przed wstaniem, ale z jakichś powodów wciąż obok niego siedział, zaciskając zęby, gryząc w ustach tę idiotycznie podjętą decyzję. Przymknął oczy, a sypkie blond pasemka okryły skronie, sięgnęły policzka. Jak bardzo mógł się przed nim otworzyć? Jak wiele mógł mu powiedzieć na ten temat? Czy w ogóle chciał przepychać tę bramę? Przecież zamknął ją już wieki temu. Kisara przecież nie miał pojęcia, jak wiele go to kosztowało.

Badania wielokrotnie wykazywały, iż bolesne przeżycia przynoszą trwałe rezultaty dla ludzkiej psychiki, co więc można powiedzieć o prawdziwie przeżytej śmierci? Można przez nią stracić swoją niewinność, zaserwować sobie traumę, zgromadzić doświadczenia i opracować wyuczony mechanizm zachowania i myślenia. A czy ich cele, często destrukcyjne dla nich samych, nie są tak naprawdę rozwiązaniem, a czystą zemstą? Oni kiedyś odejdą, Kisara. Ty zostaniesz z ciągnącą się za tobą kulą konsekwencji. Wyjaśnisz mi jak bardzo jest to wszystko warte?

Ye Lian

Satō Kisara ubóstwia ten post.

Satō Kisara

15.03.24 12:09
 Śledził wzrokiem jego pozornie nieruchome oblicze. Kisara wiedział dobrze, że reakcja mężczyzny będzie się kryć przede wszystkim w najmniejszych zmianach w wyrazie jego twarzy. Wnet udzieliło mu się spięcie, które wyczuł przez swoją małą obserwację. Drgnął niespokojnie, słysząc jego słowa. „Zrobiłeś to nic nawet o tym nie wiedząc”. Zamiast się zirytować za usłyszany w głębokim tembrze głosu osąd, zastanowił się wpierw nad wydarzeniami, które miały miejsce.
 - Dalej mam w głowie czarną plamę, gdy tylko próbuję coś sobie przypomnieć. Jedynie… fragmenty… - słowa, śmiech, przekonujący szept - jakby mnie zahipnotyzowała. - Zaśmiał się ponuro, kryjąc twarz w swoich dłoniach. - Ichigo zawsze była przekonująca. Pewnie nie miałem nic do gadania. - Krótka przerwa. - Myślę, że jakoś mnie zmusiła.
 Kołnierzyk t-shirtu wrócił na swoje miejsce, gdy uznała, że Ye Lian przyjrzał się wystarczająco złowieszczym, krwawym znakom. Kaskada ciemnych włosów z białym akcentem opadła jej na policzki, gdy wcześniej pochylała się nad własnymi kolanami, i których kosmyki teraz zatknęła za uszy. Czuła, że nawet tak drobny gest kosztował ją niesamowicie dużo energii - a raczej miała jej tak mało, że nawet taki mililitr zdawał się być pełnym zbiornikiem.
 Brał łyk za łykiem, przechylając chłodną w dotyku szklankę wody. W tym samym czasie słuchał i nabierał coraz więcej obaw do samego kontraktu, a raczej - w co takiego się nieświadomie wpakował. Miał przeczucie, że kluczem do zrozumienia zamiarów Ichigo było w pierwszej kolejności przypomnienie sobie minionego snu, do którego drzwi póki co pozostawały jednak zamknięte w jego umyśle. Z pewnością to także było zamiarem kobiety, przynajmniej na razie. Innym oczywistym działaniem powinno być także… spotkanie się z nią. W tym jednak był praktycznie zdany na nią - to ona znała jego adres, pewnie wiedziała nawet, gdzie Kisara pracuje i gdzie bywa poza szpitalem, a tymczasem Satou nie wiedział o niej zupełnie nic, poza tym, że zostawiła mu swoją spinkę i że teraz najwidoczniej są ze sobą związani tą dziwaczną, nieprawdopodobną umową.
 - Myślisz, że wszyscy z nich tak różnią się od swoich… żywych wersji? - spytała, choć bardziej retorycznie. To było jedno z takich pytań, na które odpowiedź nie miała wielkiego znaczenia. Jeżeli dobrze rozumiał, dusz było wiele, a zatem każda z nich mogła zachowywać się w odmienny sposób, zupełnie jak ludzie. Zamrugał, gdy informacje sprawiły, jakby coś kliknęło mu w mózgu. - W takim razie może dlatego jestem taka wykończona - przez moc. Może użyła jej po tym, jak stąd wyszła. Albo nawet na mnie - mówiła cicho, rozważając drogi, jakie mogła wybrać Fukai; próbując zrozumieć. Pokręciła głową, zmieszana. - Nie chcę się bawić. Mówisz, jakbym zrobiła to z nudy, a ja nadal nie wiem, co i czemu dokładnie się stało. - Westchnęła, wsuwając się głębiej na łóżko i przyciągając kolana do siebie. - Jak tylko myślę, że miałabym pozbyć się tej więzi, coś się we mnie skręca. Broni przed tym, za wszelką cenę. To w ogóle możliwe, by zerwać ten kontrakt? - Ścisnęło się jej gardło w buncie przed taką sugestią, zupełnie tak, jak mówiła.
 Szukał oparcia w Ye Lianie, przyglądając się jego gładkim rysom. Zastanawiał się, skąd te pełne ostrzeżeń słowa. Choć wyglądał na opanowanego jak zwykle, zdania przeplecione obawami nieco kontrastowały z tym spokojem.
 - Rozumiem, A’Lian. Z logicznego punktu widzenia masz rację - odparł, westchnąwszy cicho. - Proszę, daj mi trochę pomyśleć. Ona… była - jest? - dla mnie bardzo ważna. Czuję, że ten sen wszystko zmienił, ale jeszcze nie wiem co. - Jakaś odwracająca jego rzeczywistość prawda była w nim ukryta - słuszność tego stwierdzenia drgała mu pod skórą. Zacisnął wargi; wiedział, że pewnie blondynowi nie spodoba się ten tok myślenia. - Najpierw muszę się dowiedzieć. Nie mogę wykluczyć spotkania. Zresztą myślę, że ona i tak mnie znajdzie.
 Odłożył wreszcie szklankę na stolik, po czym, na wpół leżąc, oparł głowę o miękki zagłówek łóżka, a zgięte nogi o plecy Ye Liana. Zawsze czerpiąc ukojenia przez dotyk. Zerknął na niego przenikliwie.
 - Zdaje się, że dużo o tym wiesz… i że nie spotkałeś się z niczym pozytywnym w tym polu. Miałeś kiedyś taki kontrakt?




   
   

     WAS IT JUST A DREAM?
   

   

     AM I IN TOO DEEP?
   

Satō Kisara

Ye Lian ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku