Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Apartament nr 19
Rośliny... wszędzie.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Ye Lian przymknął oczy i cicho westchnął. Po jego dotychczas spiętych łopatkach przemknęło rozluźnienie; jakby za sprawka tego krótkiego wydechu, uleciało z niego całe zgromadzone napięcie. Nie mógł go obwiniać. Zrozumiał, gdy usłyszał, jakim tonem się do niego zwraca, jak przesuwa się na poduszki, jak podeszwy ciepłych stóp dotykając pleców – tych wiecznie wyprostowanych przez artystyczną klasę. Marszczący się materiał koszulki okrywający lędźwie uświadomił, jak surowo mógł wobec niego zabrzmieć. Nigdy nie nauczył się odpowiednio balansować dźwiękiem swoich myśli; każdy przekaz nabierał powagi, oskarżenia, przypominających ten rozgrywający się na sądowej sali. Kisara nie zasługiwał na takie traktowanie. Zwłaszcza w momencie, gdy zdał sobie sprawę ze swojej wyjątkowości. Przypominał sobie przeszłość, kiedy jako małe dziecko drżał w szpitalnym łóżku. Bandaż owijał się wokół czoła, niczym uwłaczająca przepaska, uwalniając jedynie wybrane, pojedyncze kosmyki blond włosów. Zamiast zwracać uwagę na ustępujący ból, wpatrywał się w ścianę – za sylwetkę swojej matki. Ta pochylała się blisko łóżka. Powtarzała w kółko coś o braku odpowiedzialności. Ale gorsza od reprymendy okazała się zjawa. Majaczyła na tle tego widowiska, a przygnębiająca aura rozmazywała się na drzwiach. Wtedy po raz pierwszy zbladł do odcieni bladej kredy, ciało oblał zimny pot. Nie potrafił wypowiedzieć słowa. Rodzicielka od razu wezwała lekarza, a Ye Lian nigdy już nie zmrużył oka w tej sterylnie białej sali. W obliczu otaczających paskudnych prawd, świata, który dotąd graniczył jedynie z dziecięcą fantazją, zachował zdrowy rozsądek, nie oszalał jak niektórzy, których później poznał. Obaj robili głupoty. On i Kisara. Ale byli silni; Nie zatracili się.
— Myślisz, że wszyscy z nich tak różnią się od swoich… żywych wersji?
— Nie mogę tego stwierdzić — przyznał ostrożnie, ważąc słowa. — Wiem jedynie Kisara, że do tego świata dostęp mają wynaturzenia niemieszczące się w twojej głowie. Wszystkie złe duchy, które do tej pory oglądaliśmy tylko za szklanym ekranem telewizora, wszystkie demony spisane w legendach i wierzeniach; w starych tomach, na pożółkłych stronach. Świat, który do tej pory mógł uchodzić za idyllę, zmienił się dla nas w pole minowe, które wymaga nie tyle rozwagi, co pomyślunku. Wiem, Kisara, że nie zrobiłeś tego celowo. — Ye Lian obrócił się lekko na tym zajmowanym skraju łózka, kładąc dłoń na zimnym prześcieradle. Spoglądał na mężczyznę znad ramienia; oczy błyszczały w półmroku. — Mogę się tylko domyślać, co czujesz — naprawdę. — Ale zależy mi na tym, aby cię ostrzec. Nie chcę, abyś się zawiódł. Zmagał się z tym wszystkim.
(sam?)
Ruch Ye Liana sprawił, że stopy Kisary zsunęły się na pogiętą pościel; gdyby chciał znów dotknąć mężczyznę z pewnością dosięgnąłby szczupłego biodra, albo uda okrytego ciemnym materiałem spodni. Nieprzeniknione, srebrne tarcze tęczówek zawiesiły się na tych wpatrujących się w niego łagodnych rysach twarzy i nie dzieląc się swoimi przemyśleniami, zastanawiał się, czy gdyby doszło co do czego, to czy byłoby go jeszcze raz stać na taką samą walkę, z jaką miał kiedyś do czynienia w przyszłości. Nie mógł jednak zabronić Kisarze na kontakt z tym yurei, niezależnie od poziomu zagrożenia, jakie mogło to za sobą nieść. Niestety. Zamiast tego mógł wzmocnić jego czujność. Na tym postanowił się skupić.
— Nigdy nie miałem kontraktu, Kisara — odparł niemal machinalnie. Ciało się nie poruszyło (najpewniej z kultury wychowania), choć wzrok zahaczał o poduszki, o które oparty był mężczyzna. — Ale poznałem istoty, które pozwalały uwierzyć w posiadaną przez nie dobroduszność; w to, że tkwi w nich więcej niż namiastka człowieczeństwa. Finalnie niestety się myliłem. Zamiast zrozumienia spotkały mnie same przykrości, przeszkody. Piętrzyły się. Życie nie stawało się przyjemniejsze. To był codzienny strach o to, co może spotkać mnie o poranku. A wszystko za sprawka wiary. Chęci zaufania. Może nie taki był ich zamysł. Może źle zinterpretowały intencje, zamiary, myśli. Ale czy w takim przypadku wciąż posiadają ten sam rozsądek? Czy jakaś część ludzkiej osobowości — jak na przykład empatia — nie zanikła całkowicie, nie została im odebrana na zawsze?
— Myślisz, że wszyscy z nich tak różnią się od swoich… żywych wersji?
— Nie mogę tego stwierdzić — przyznał ostrożnie, ważąc słowa. — Wiem jedynie Kisara, że do tego świata dostęp mają wynaturzenia niemieszczące się w twojej głowie. Wszystkie złe duchy, które do tej pory oglądaliśmy tylko za szklanym ekranem telewizora, wszystkie demony spisane w legendach i wierzeniach; w starych tomach, na pożółkłych stronach. Świat, który do tej pory mógł uchodzić za idyllę, zmienił się dla nas w pole minowe, które wymaga nie tyle rozwagi, co pomyślunku. Wiem, Kisara, że nie zrobiłeś tego celowo. — Ye Lian obrócił się lekko na tym zajmowanym skraju łózka, kładąc dłoń na zimnym prześcieradle. Spoglądał na mężczyznę znad ramienia; oczy błyszczały w półmroku. — Mogę się tylko domyślać, co czujesz — naprawdę. — Ale zależy mi na tym, aby cię ostrzec. Nie chcę, abyś się zawiódł. Zmagał się z tym wszystkim.
(sam?)
Ruch Ye Liana sprawił, że stopy Kisary zsunęły się na pogiętą pościel; gdyby chciał znów dotknąć mężczyznę z pewnością dosięgnąłby szczupłego biodra, albo uda okrytego ciemnym materiałem spodni. Nieprzeniknione, srebrne tarcze tęczówek zawiesiły się na tych wpatrujących się w niego łagodnych rysach twarzy i nie dzieląc się swoimi przemyśleniami, zastanawiał się, czy gdyby doszło co do czego, to czy byłoby go jeszcze raz stać na taką samą walkę, z jaką miał kiedyś do czynienia w przyszłości. Nie mógł jednak zabronić Kisarze na kontakt z tym yurei, niezależnie od poziomu zagrożenia, jakie mogło to za sobą nieść. Niestety. Zamiast tego mógł wzmocnić jego czujność. Na tym postanowił się skupić.
— Nigdy nie miałem kontraktu, Kisara — odparł niemal machinalnie. Ciało się nie poruszyło (najpewniej z kultury wychowania), choć wzrok zahaczał o poduszki, o które oparty był mężczyzna. — Ale poznałem istoty, które pozwalały uwierzyć w posiadaną przez nie dobroduszność; w to, że tkwi w nich więcej niż namiastka człowieczeństwa. Finalnie niestety się myliłem. Zamiast zrozumienia spotkały mnie same przykrości, przeszkody. Piętrzyły się. Życie nie stawało się przyjemniejsze. To był codzienny strach o to, co może spotkać mnie o poranku. A wszystko za sprawka wiary. Chęci zaufania. Może nie taki był ich zamysł. Może źle zinterpretowały intencje, zamiary, myśli. Ale czy w takim przypadku wciąż posiadają ten sam rozsądek? Czy jakaś część ludzkiej osobowości — jak na przykład empatia — nie zanikła całkowicie, nie została im odebrana na zawsze?
Warui Shin'ya and Satō Kisara szaleją za tym postem.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
maj 2038 roku