Główna sala
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo
Hecate Shirshu Black

Pon 31 Paź - 22:08
 Stała na uboczu, raczej unikając zgromadzonego centymetr do drzwi tłumu. Nie miała zamiaru przeciskać się między głodnymi wrażeń uczestnikami balu, dlatego wybrała bezpieczną opcję obserwacji. To, że nie wejdzie do sali jako pierwsza nie oznacza, że nie będzie mogła cieszyć się balem. Lubiła Halloween, przypominało jej o rodzinnym miasteczku w którym owego dnia wszystko zmieniało się nie do poznania. Salem lubiło obchodzić swoje przeklęte święto, a ona jako dziecko uwielbiała biegać ulicami w towarzystwie czarnego kota i zbierać łakocie.
 Na ustach wiedźmy plasował się charakterystyczny dla niej uśmiech. Była niezmiernie podekscytowana, co równie mocno podzielał siedzący na jej ramieniu dorodny kruk. Rozpostarł czarne skrzydła i zatrzepotał nimi, wydając z siebie pojedynczy skrzek. Hecate zaśmiała się pod nosem, przesłaniając usta wierzchem dłoni.
 – Chyba nie planujesz mnie zostawić? – odezwała się nagle, kątem oka spoglądając ku postępującemu krok w tył towarzyszowi. Głos czarownicy nie nosił na sobie śladów pretensji, wydawała się raczej rozbawiona. Dotychczas skrzyżowane na piersi ręce rozplotły się luźno, by po chwili jedna z dłoni złapała za nadgarstek mężczyzny. – Obiecałeś mi taniec i wspólną lampkę wina, mam nadzieję, że dotrzymasz danej obietnicy – Obróciła twarz ku niemu, posyłając mu figlarny uśmiech; w podniesionych kącikach ust coś się czaiło, coś, co idealnie oddawało klimat Halloween. Również czarne ptaszysko wlepiło w medium koralikowate ślepia.
 W końcu wielkie wrota zaskrzypiały porażająca i fala gości wlała się do wnętrza, jakby jutra miało nie być. Dwubarwne ślepia wiedźmy szukały jednej konkretnej osoby; już wcześniej nie ominęły jej słuchy o nadchodzącej zabawie, której nie miała zamiaru przegapić. Zasady nie były nazbyt skomplikowane, a sama idea gry brzmiała na tyle interesująco, by jej spróbować.
 Kruk zaskrzeczał nagle, najwyraźniej dostrzegając to, za czym jego właścicielka tak uparcie się rozglądała.
 – Oh, jest! – Zaklasnęłaby w dłonie gdyby nie to, że chłodnymi palcami wciąż oplatała nadgarstek towarzysza. – Musimy się zapisać – Posłała mu kolejny uśmiech, czym prędzej zmieniając kierunek ich trasy ku przebranemu za zombie kamerdynerowi.
Hecate Shirshu Black
Ye Lian

Pon 31 Paź - 22:28
@Hecate Shirshu Black

Relacja z Shirsu była... intrygująca. Tak. Tak właściwie mógłby ją nazwać — intrygującą. Bo jak inaczej określić więź, która formalnie nie miała prawa istnieć? Jedno spotkanie wystarczyło, aby los wpisał w jego życie kogoś, kogo nie mógł zwyczajnie odczepić od ogona i to nie dlatego, że tak słabo się starał, bo przerabiał wszelkie możliwe formy zaawansowanej izolacji i pseudo wojennych barykad, ale najzwyczajniej w świecie jakaś część tkwiąca w jego trzewiach zdawała się tego po prostu potrzebować. Zainteresowania? Nawet jeśli jej niezapowiedziane wizyty wywoływały na jego twarzy najczystsze przerażenie, to w środku coś zdawało się wypełniać rozszarpaną czarną jak otchłań lukę. Czyżby to jednak nie była cząstka tkwiąca w jego wnętrzu, a zwyczajny sentyment do okresu, w którym po raz pierwszy zaczerpnął u niej pomocy? Dokładnie jakby była reliktem, przenoszonym go w przeszłość? Może jednak nie było w nim żadnych ludzkich, czułych odruchów? Może to egoizm, który tak doskonale zdążył już w sobie poznać? Ten sam, z którego zdawał się tak skrupulatnie zbudowany.

Jakim cudem się tu właściwie znalazł? Pytanie, na które nie znał odpowiedzi, a przecież nie był nawet wstawiony. Kiedy palce medium zacisnęły się ciasno wokół nadgarstka, pospieszając go, kaptur zsunął się z jego jasnego łba; musiał zarzucić go z powrotem i przytrzymać palcami drugiej ręki.

Kiedy właściwie lampka wina ewoluowała w taniec? — skomentował, poprawiając maskę, która spowijała tajemnicą górną część bladej twarzy. Nie chciał rzucać się w oczy — jeśli Shirisu jakimś cudem udało się wyciągnąć go na tę imprezę, chciał pozostać na niej całkowicie anonimowy, a strój, który miał na sobie był w stanie mu to zapewnić. — Chyba że lampka wina jest ściśle związana z późniejszym tańcem, to by wiele wyjaśniało.

Parsknął. Nigdy nie szczerzył zębów w uśmiechu; unosiły się w górę jedynie kąciki ust. Wzrok mężczyzny zahaczył o bogato zdobiony wystrój. Skrywane w cieniu kaptura srebro tęczówek zatrzymywało się na każdym dostrzeżonym elemencie. Mimo iż umysł Ye Liana zarejestrował gdzieś w tle pełny entuzjazmu głos Black, nie zareagował na niego w żaden specjalny sposób. Potaknął, nie wiedząc nawet, na co się godzi, wciąż rozglądając się za osobą niosącą tu alkohol. Zabawne, że wystarczyła minuta, aby uzmysłowić sobie, że tego wieczoru będzie jednak niezbędny.

Jesteś pewna, że to dobry pomysł? — zapytał, kiedy się zatrzymali. Rzucił na nią okiem. Kiedy złapała za długopis, pochylił się w jej stronę, niczym mara wychylająca się zza szafy. Zamknął oczy i przytaknął pace do nasady nosa. Nic do niej nie docierało, spróbował więc konspiracyjnie: — Mieliśmy nie rzucać się w oczy. JA nie miałem rzucać się w oczy, pamiętasz? Przecież nie wpiszę się swoim nazwiskiem. — Spoglądnął na kartkę. Nagle jakby go oświeciło. Złapał za papier i zaczął czytać. — Zresztą, co to właściwie jest?
Ye Lian
Hecate Shirshu Black

Pon 31 Paź - 23:14
 – Lampka wina nigdy nie ewoluowała w taniec – zaczęła, przemykając językiem po dolnej wardze. Lian mógł być pewien, że jego niecodzienna towarzyszka zdecydowanie nie zanudzi go na śmierć. – Może za to ewoluować w butelkę – Puściła mu oczko, śmiejąc się zaraz pod nosem. Lubiła alkohol, a jeszcze bardziej lubiła alkohol w dobrym towarzystwie, którym zdecydowanie mogła okrzyknąć swojego balowego partnera.
 Obserwowała go kątem oka, jakby musiała się upewnić, że nie wykorzysta okazji, w której akurat nie zwracała na niego uwagi i nie czmychnie czym prędzej przez boczne wyjście lub wrota, przez które goście wciąż wchodzili do środka. Nie wyciągnęła go tu tylko dla własnej uciechy; uważała, że przyda mu się opuszczenie czterech ścian własnego domu i wyjście do ludzi. Niekoniecznie, po to, by z nimi rozmawiać, wystarczyło, żeby po prostu odetchnął innym powietrzem, rozprostował kości.
 Czy się o niego martwiła? Cóż, w jakimś stopniu z pewnością. Martwiła się o wszystkie swoje duchy, w tym te, których chciała wciąż pływały w bagiennym mule otaczającym jej chatę.
 – Czy dobry? Zdecydowanie nie. To doskonały pomysł – Obróciła się na pięcie, stając frontem do Liana. Wypuściła jego dłoń z lekkiego uścisku palców, by znów zapleść ręce na piersi i posłać mu pewny siebie, acz ponownie naznaczony nutą figlarności uśmiech.
 – Nie wiem, ale nazywa się Krwawe Łowy, co brzmi wystarczająco zachęcająco, by wziąć w tym udział, nie sądzisz? – odparła, nijak nie komentując wzmianki o rzucaniu się w oczy. Jak zamierzał to zrobić, gdy za partnerkę na bal wybrał sobie pannę Black? Mieszkała na cholernych bagnach z dala od wszystkich, zła renoma ciągnęła się za nią na każdym kroku. Gdy tak się pochylał nad jej ramieniem, siedzący na ramieniu czarownicy kruk stuknął szpiczastym dziobem czubek maski mężczyzny.
 – Myślę, że powinniśmy zacząć od kulturalnego drinka i drobnej przekąski, co o tym sądzisz, mój drogi? – Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu osoby rozdającej napoje bądź stolika, przy którym takowe mogłyby być umiejscowione. Obcasy butów Black stuknęły nagle o posadzkę, gdy dojrzała schludnie ubraną kelnerkę z tacką pełną lampek wina; czarny materiał lekkiej sukni powiewał przy każdym jej kroku. Pochwyciła od razu dwa kieliszki, czym prędzej wracając do swojego towarzysza, któremu wręczyła alkohol. – Daj już spokój. Mamy Halloween, co złego może się stać? Zabawmy się.
 Stolas zakrakał donośnie, jakoby chcąc przestrzec właścicielkę przed nadchodzącą katastrofą.



Główna sala Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Shirshu Black
Ivar Hansen

Wto 1 Lis - 13:18
  Słysząc od Keita o zabawie Halloween nie spodziewał się takiej ilości osób. Myślał, że zabierze go na coś bardziej kameralnego, w mniejszym gronie osób, aniżeli do rezydencji, która wywierała ogromne wrażenie nawet i na nim. Od kliku lat, zwiedzając świat wzdłuż i wrzesz, dawno nie był na tematycznej imprezie tego typu, więc skuszony słowami "będzie zabawnie", zgodził się przyjść na tegoroczną zabawę. Możliwe, że charytatywny bal bardziej skłonił go do zakupu biletu. Mając świadomość tego na co pójdą jego pieniądze, czuł się spokojniej z myślą, że po raz pierwszy od dawna będzie mógł dołożyć swoją cegiełkę do pomocy biednym dzieciom z tego miasta. To przypomniało mu jak bardzo dom dziecka był okrutny nie tylko dla niego, ale i dla innych dzieci, które starały się przetrwać.
  — Mam wrażenie, że powoli przestaję Cię znać — zaśmiał się spod zakrwawionej maseczki chirurgicznej, która przysłaniała mu usta, a jednocześnie tłumiła nieznacznie głos, wzrokiem przemierzając wystrój samego wnętrza, dostrzegając jego piękno, jak i bogactwo, za którym Gotō nie przepadał, a przynajmniej to zapamiętał kiedy opuszczał miasto. Nie chciał nawet myśleć, ile pomieszczeń posiadała rezydencja, w której rodzina Aikiryu zdecydowała się wyprawić tą uroczystość.
  — Naprawdę musiało podobać Ci się w zeszłym roku, że postanowiłeś mnie tu zaciągnąć — dokuczył mu, szturchając go łokciem. Tego, który przebrał się za członka Tsunami oraz tego, który postanowił go tu zaprosić. Zgodził się od razu, nie myśląc o tym, o czym w ogóle jest impreza. Zabawa to zabawa. Odkąd wyjechał, nie interesował się tym co dzieje się w mieście, więc niewiele wiedział o obecnej polityce i ogólnych nastrojach. O tym co warto zobaczyć, a czego unikać. Przez te około 2 tygodnia bycia tu, nie zdążył dowiedzieć się o rzeczach istotnych, będąc zajętym zdobywaniem sensownego mieszkania i jakieś stałej posady w pracy. Uznał więc, że taka zabawa dobrze mu zrobić, a sam fakt, że Keita dalej chciał go znać, wywoływała w nim uczucie radości, o którym głośno nie chciał mówić.
  Rozejrzał się raz jeszcze po sali, chcąc wyłapać gdzie dokładniej znajdował się alkohol, a gdzie ewentualne przekąski. Zauważył również, że wszyscy wydawali mu się tacy... ludzcy? Czy dziś wziął za dużą dawkę leków, że znowu nie potrafił oddzielić świata od tego co żywe, a co martwe? A może rzeczywiście żadnego ducha tu nie było?
  — Czy to była ta sama zabawa czy inna? — spytał się, wskazując palcem w stronę osób, które zapisywały się na jakiejś liście. Niemniej nie czekając na jego odpowiedź, ruszył w tamtą stronę, odruchowo łapiąc go za nadgarstek, by pociągnąć go za sobą. Skoro już go tu zabrał niech bawią się na całego.

@Keita Gotō
Ivar Hansen
Kawai Akane

Wto 1 Lis - 15:38
.    Halloween jest to dzień, w którym dzieciaki nawiedzają ludzi u drzwi, grożąc psikusem w zamian za cukierki. Rozsypanie mąki, czy rozlanie jakiejś farbki, było swoistą klasyką gatunku w kwestii psikusów. Było to takie niewinne i niegroźne, ale miało to być karą dla podłych dorosłych, którzy nie chcieli się bawić w jakże radosną zabawę. Zdarzali się też tacy, którzy faktycznie brali w tym udział. Przygotowywanie słodyczy, dekorowanie domów, czy nawet sami się przebierali. Nie można zapomnieć o też takich, którzy robili niespodziankę dzieciom, wylewając czekoladą na gotowane jajka i dając je uczestnikom strasznej zabawy, ale takie osobistości zasłużyły na jedno — rozbite jajka na drzwiach, jeśli nie cegły w oknie.
.    Rozchodząca wieść o zabawie, dotarła do czerwonowłosej, która nie miała zamiaru przepuścić okazji do obchodzenia. I tak nie tylko dorwała w swoje rączki odpowiedni dla niej strój, ale również porwała pewną programistkę na osobę towarzyszącą. Nie było opcji na odmowę, a przynajmniej tego nie przyjmowała do wiadomości pani kapitan incognito. – Masz dobry gust. – Odparła do niej, lustrując strój koleżanki po fachu. Widziała, że wybrała grzeczniejszą wersję ubioru o tematyce zakonnej. Oczywiście panna Kawai, dobrała konkretniejszą opcję, która to bardziej jej odpowiadała, choć nadal była z tych mniej gorszących, jeśli miało się świadomość o pierwszym wyborze. – Jak oceniasz mój strój? – Zadała Asami jakże niewinne pytanie, poprawiając trochę swój ubiór, mając nadzieję, że dobrze na niej leżało.
.    Przyglądając się wnętrzu pomieszczenia, doszła do pewnego, aczkolwiek oczywistego wniosku — wystrój wnętrza był ciekawy, idealny w klimacie tego święta. – Całkiem tu przytulnie. – Radośnie powiedziała na głos, doceniając starania dla organizatorów balu, a sama orkiestra też była niczego sobie. Jedynie tylko miała nadzieję, że nie będzie za sztywno i faktycznie będzie warto wspominać to wydarzenie. Prawdę mówiąc, nie musiał się oto obawiać, skoro była w towarzystwie drugiej siostry zakonnej, którą będzie mogła trochę pomęczyć lub dobrze się z nią bawić. Stojąc blisko, położyła dłoń na jej ramieniu, a następnie wlepiła żółte ślepia, skupiając na niej pełną uwagę. – Od czego więc zaczynamy, hm? – Zaczęła wesolutko. – Jest tu sporo alkoholu, czy nawet jedzonka, a może małe poszukiwania czegoś tajemniczego i mrocznego, aż można dostać gęsiej skórki? – Dokończyła swoją myśl.

@Shirai Asami
Kawai Akane
Nakamura Kyou

Wto 1 Lis - 20:03
Wiedział o tym miejscu - wiedział, co miało w nim miejsce, ale nigdy podczas swojej dusznej egzystencji nie zdecydował się na przestąpienie progów rezydencji. Rzadko sam, jako duch, opuszczał Fukkatsu, w którym w końcu zamieszkiwała jego siostra. A jednak czuł się, że był czegoś winny - zadośćuczynienia, poprawienia humoru czy zwykłego zaproszenia. Może właśnie dlatego pojawił się wtedy ponownie w jej śnie, informując ją o miejscu  i czasie, nie czekając nawet na potwierdzenie czy odrzucenie zaproszenia.
Może nie chciał naciskać? Może czuł się dziwnie również przez fakt, że po tak długim czasie, po raz pierwszy posiadał ciało? Nie przyzwyczaił się wciąż do faktu, że nic już przez niego nie przenikało - że ten uciążliwy ból w klatce piersiowej przestał się za nim ciągnąć. Jak było żyć bez niego? Można było go po prostu nie odczuwać? Czasem zapominał, że było to możliwe po śmierci - że może gdyby bardziej się postarał...
Jego wzrok kierował się po różnych twarzach i kostiumach. Nie był pewny czy oczekiwał, że się pojawi? Nie był pewny nawet czy wolałby, aby po prostu zignorowała wystosowane do niej zaproszenie. Może nie powinien go składać? Informować jej o tym miejscu? Choć czy zupełnie zignorowanie jej osoby pomogłoby mu w uciszeniu własnych myśli, że przecież powinien coś zrobić? Pomóc jej w jakiś sposób? Nawet poprzez takie zaproszenie tutaj na bal - w noc, w której granice między światami miały się zatrzeć i wszyscy na jeden moment mogliby zapomnieć o własnych troskach.
Przyglądając się powoli gromadzącym gościom, rozpoznał ją w tłumie wręcz od razu. Możliwe, że sen wcale nie oddawał jej postury i wzrostu - była wyraźnie od niego wyższa, choć miał nadzieję, że kapelusz, który znajdywał się na jego głowie, choć odrobinę doda mu wzrostu. Ale również nie spodziewał się z jej strony podobnej kreacji. Od razu powstrzymał wzrok, który zawracał w jedno miejsce, ruszając w jej stronę. W końcu skoro ją tutaj zaprosił sam, a ona rzeczywiście się zjawiła - nie powinien pozwolić jej zastanawiać się, gdzie on sam przebywał.
Chociaż tuż przed nią zdjął kapelusz zamaszystym ruchem - przy okazji szturchając innego przebierańca - kłaniając się nieco. Wydukał ciche przepraszam do nieznajomego, którego przez przypadek uderzył, wciąż zapominając o tym, że przecież nie przenikał przez ludzi i przedmioty.
Po tym jednak już skupił wzrok na Raji, podając jej rękę, aby mogła z nim wyjść na salę.
- Pozwolisz, że ruszymy na salę? Muszę przyznać, że się nie spodziewałem... - zaczął, zaraz nieco odchrząkując. - Bardzo mnie to cieszy, że przyjęłaś zaproszenie - poprawił się chcąc brzmieć odrobinę nieco pewniej. - A kreacja... wyglądasz pięknie - łagodnie, posyłając jej uśmiech, wciąż jeszcze nieco onieśmielony zarówno posturą przewyższającej go kobiety, ale również i jej wyborem stroju.
- Byłaś kiedyś tutaj? - zapytał, kiedy szedł wraz z nią korytarzem, rozglądając się po wystroju i przebierańcach obecnych już na miejscu. - Ja jeszcze nie miałem okazji wcześniej. Napijesz się czegoś?  - zaproponował od razu, dostrzegając również i miejsce poczęstunku.

@Yōzei-Genji Madhuvathi


Główna sala VSPSQK5
Nakamura Kyou
Hattori Heizō

Wto 1 Lis - 21:18
Nie zjawił się na imprezie tylko dlatego, że SMSem próbowano zmusić go do tego, żeby „ruszył dupę i przyszedł”. Właściwie widok wiadomości nie wywarł na nim żadnego wrażenia i nie czuł się zobowiązany, żeby odpowiadać na wezwanie Enmy. Teraz jednak, gdy zmierzał w stronę zatłoczonego budynku, który osobiście wolałby ominąć szerokim łukiem, uznał, że nie miał nic do stracenia. Skoro już w inny sposób zmuszono go, żeby tu przyszedł, mógł przynajmniej spędzić czas w towarzystwie kogoś, kto najwidoczniej nie znalazł sobie osoby towarzyszącej na ostatnią chwilę.
    Jego siostra szła u jego boku i już w samym jej sposobie poruszania się było znacznie więcej entuzjazmu. W zestawieniu ze swoim starszym bratem wyglądała tak, jakby zgarnęła dla siebie całą energię. Jej ciemne oczy błyszczały na widok wszystkich przebierańców. Nie była ani trochę zawiedziona tym, że się tu znalazła, bo wyobrażenia związane z tym zachodnim świętem wręcz przerosły jej oczekiwania. Był to pierwszy rok, kiedy w ogóle pozwolono jej wziąć udział w imprezie, jednak ze względu na to, że wciąż była nieletnia, musiała znaleźć jakiś sposób na przekonanie matki.
    Heizō był jej kartą przetargową.
    — Widzisz, mówiłam ci, że nie będziesz rzucał się w oczy — rzuciła rozbawiona, przenosząc wzrok na umalowaną twarz brata. Namówienie go do tego zabiegu, sprawiło jej niemałą satysfakcję i sam musiał przyznać, że w kwestii charakteryzacji odwaliła kawał dobrej roboty. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie przywykł do ciężaru dziwnych kosmetyków na swojej twarzy.
    — Świetnie. Teraz jest mi lżej z myślą, że wyglądam jak klaun — odbił piłeczkę sarkastycznym tonem, który Himari znała już na tyle dobrze, że jedynie roześmiała się i kręcąc głową, przeniosła wzrok na wyświetlacz telefonu.
    — Czekają na mnie w ogrodzie.
    — No to leć. Znasz zasady — spojrzał na nią znacząco. Zgodził się nie ślęczeć nad nią przez całą imprezę tylko dlatego, że ustalili, że na pewno zwiną się o wyznaczonej godzinie.
    — Tak, tak. O północy będę czekać przed salą, żebyś skradł moją duszę, ponury żniwiarzu — zaintonowała z teatralnym westchnięciem. Ułożywszy rękę na jego ramieniu, wspięła się na palcach i cmoknęła powietrze tuż przy jego policzku. Nie chciała zniszczyć swojego dzieła. — Dzięki, Hei. Jesteś najlepszy.
    — Wiem — rzucił jedynie, gdy młoda Hattori bez zastanowienia ruszyła pędem przed siebie, znikając gdzieś w tłumie. Przez moment widział jeszcze czubek jej ustrojonej głowy, ale kiedy tylko całkowicie zniknęła mu z oczu, udał się do sali głównej. Ludzie dopiero stopniowo gromadzili się w środku, więc zdołał przemieszczać się bez nieprzyjemnego ścisku. Większa swoboda w budynku działała też na dodatkową korzyść – miał na uwadze to, że jego kompan nie szczycił się najwyższą posturą, więc przynajmniej dużo łatwiej było odszukać go wzrokiem już teraz.
    — Boo — wydał z siebie bez emocji, gdy nagle wyrósł tuż obok znajomego chłopaka, tym samym obwieszczając, że pomimo oczywistego zignorowania jego wiadomości, jednak zjawił się na miejscu. Kto nie lubił niespodzianek?

@Seiwa-Genji Enma
Hattori Heizō
Gotō Keita

Wto 1 Lis - 21:50
  Na jego ciele nieaktualny uniform Tsunami; przebranie z nieobowiązującymi już barwami z dodatkiem sztucznej krwi. Ta w domyśle to pozostałość po najsłabszych, ale niedookreśla bardziej. Zamiast broni palnej, bo z tą nie wpuszczają na parkiet Boyaketa kyōkai-sen, w dłoni rzeźbiona przeszłością pałka. Tę przerzuca przez ramię, usta ugładza w przyjemny półuśmiech i w przestrzenie rezydencji rodziny Aikiryu wkracza jak swój. Zaproszony został, choć w zasadzie to wydelegowany przez tę łajzę paskudną —  Hayate Ito, jako jeden z przedstawicieli Kyōken. W tym i w tamym roku. I ma rację Ivar — jego wezwany na zawołanie partner w zbrodni — że go nie poznaje. Na tę wzmiankę unosi brew w niemym rozbawieniu, bo rzeczywiście hale Aikiryu nie pasują ludziom z Nanashi, w tym i jemu.
Takie wydarzenia to źródło kontaktów, Ivar — odpowiada poważnie; za poważnie, więc po chwili dodaje: — Choć w zeszłym roku było rzeczywiście okej. Nikt z biedy nie pogardzi darmowym żarciem i alkoholem, nie?
  Wzrusza ramionami i przed wejściem na główną salę dopala fajkę. Przydeptuje peta butem i wciąż w oparach nikotyny rusza ku pierwszej z czekających atrakcji — chmarze ludzi o już podpitych twarzach, nogach skąpo tupiących w miejscu i uśmiechach jakby szerszych, niemal żebrzących. A te wiadomo — proszą o namiastkę uwagi. Lawiruje więc między twarzami, tylko na niektórych zatrzymując się ciut dłużej. Są kobiety wysokie i postawne, szerokie w barkach i wąskie w talii. Są osoby o fikuśnych włosach, twarzach przykrytych maskami. Spojrzenie zawiesza na zakonnicy o dużych oczach i krwistych włosach (@Kawai Akane). Gdy i jej oczy lądują na jego twarzy, kulturalnie kiwa głową. Wprawdzie oboje prezentują sobą dwie służby — medyczną i para-wojskową. Rozbawia go ta myśl, więc i ku niej uśmiecha się delikatnie. Patrzy ku dziewczęciu z tęczówkami odbijającymi światło głównej sali. Ze spojrzeniem wciąż utkwionym w jaskrawych pasmach opadających na ramiona zagaduje partnera:
Dlaczego akurat chirurg? — Pytanie kręciło się pod językiem już od jakiegoś czasu; spojrzenie z zakonnicy spływa ku towarzyszowi: — Chcesz mi dzisiaj jeszcze wyciąć wątrobę?
  Z małym ociągnięciem idzie się za Ivarem. W tęsknocie za nikotyną zlizuje ostatni jej posmak z ust.
Nie brałem udziału w zeszłorocznych rozrywkach— odpowiada nachylając się tuż przy mężczyźnie, palcem hacząc o zapisane na kartce nazwiska. — Kojarzysz kogoś?
  Pytanie zawiesza przy jednym z ksyw, imion, haseł, które zna. Przy wdzięcznie zapisanym Raja ( @Yōzei-Genji Madhuvathi) uśmiecha się nieznacznie i stuka opuszkiem tuż koło ostatniej litery. Jeszcze na tydzień wstecz doleczał zacięcie na łydce, którego dorobił się w Kobayashi. Nie komentuje głośniej a jedynie nieudolnie kaligrafuje własne imię na kartce i na nowo rozgląda się po sali. Budzi się w głowie chęć na iście halloweenowe zagrywki, ale te w myśl imprez winny być zakrapiane. Chwyta więc Ivara w pasie, na moment, krótką chwilę, by zwrócić na siebie uwagę.
Co chcesz?
  Podbródkiem wskazuje bar, przy którym stoi zblazowany barman o podkrążonych, znudzonych oczach. Dziwnie przypomina mu kogoś innego; kogoś pracującego w tym samym zawodzie. Prycha rozbawiony i na nowo patrzy ku Ivarowi. Zirytowany sięga chirurgicznej maski, którą przy jednym pociągnięciu zsuwa z jego ust:
Nic nie rozumiem — mówi szybko. — Jeszcze raz, co chcesz?
  I już ma ruszać ku alkoholowi, ale wtem ramię mężczyzny haczy o inne. W jego opinii obce ciało nachalnie wpada na to jego, więc automatycznie napina ramiona i głowę w złowrogim nawyku nachyla ku prawemu barkowi*. Język przejeżdża po górnej linii zębów, gdy wzrok pada na twarz zamalowaną czarno-białymi farbami ( @Hattori Heizō). Mierzy sylwetkę wzrokiem, po czym zirytowany ponownie obraca się ku Ivarowi:
Wódka podwójna?

* Realizacja Psikusa — pech;

@Ivar Hansen


Ostatnio zmieniony przez Keita Gotō dnia Sro 2 Lis - 18:42, w całości zmieniany 3 razy
Gotō Keita
Yōzei-Genji Madhuvathi

Wto 1 Lis - 22:28
Nie należała do grona osób, które w jakiś wyraźny sposób potrafią się zakręcić. Na mieście, wśród ludzi, zazwyczaj było to jedynie kwestią przypadku, wpadnięcia na kogoś.
To, że na jegomościa, który ją tu zaprosił wpadła we śnie - to już kwestia, którą można pominąć przy odpowiedzi na pytanie Gdzie się poznaliście?
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zaproszenie nie było czymś, nie po tym, jak go potraktowała. Może i potem żałowała - tak na dobrą sprawę, możliwe, że faktycznie miał dobre chęci. Niepodbudowane żadną konkretną pobudką, potrzebą. Nie wymagał od niej niczego.
No, może poza pojawieniem się na balu.
Ekscytowała się? Może. Nie dałaby tego po sobie poznać, w ogóle nie było takiej opcji, ale tknęło to jej dziecięcą fascynację przebierankami i tak prostymi zabawami. Czy od razu, po odczytaniu zaproszenia, zaczęła zastanawiać się nad przebraniem? Oczywiście, że tak.
Chciała odegrać pewną fantazję, poczuć się jak Morticia Addams, poczuć się pięknie, choć ten jeden dzień w roku. To całkiem naturalna potrzeba, ale w obliczu tego, jak często musiała bardziej skupić się na funkcjonalności stroju, tracąc przy tym na walorach estetycznych, ilość nazbieranej energii musiała w końcu znaleźć ujście.
Nawet jeśli w obcasach nie chodziła jakoś perfekcyjnie.
Pociągnęła za sobą długą suknię, sunącą zgrabnie po posadzce, w rytm stukotu ciężkich butów. Misternie ułożone włosy, nad którymi spędziła znacznie zbyt długo, kiwały się delikatnie na boki, z każdym całkiem zgrabnie przekładanym krokiem. Była stabilna, jeszcze, bo nie dorwała się do ponczu.
Ustawiła się z początku nieopodal drzwi wejściowych, unosząc przy tym zgrabnie wytatuowaną brodę, by rozeznać się w otaczającym ją towarzystwie. Nie żeby była taka potrzeba - buty dawały jej wystarczające uniesienie, by widziała wszystko.
Czerwonowłosą wiedźmę ( @Hecate Shirshu Black ), którą kojarzyła z innej, nie tak przyjemnej okazji, z początku zignorowała, dopiero po sekundzie wracając w jej stronę spojrzeniem. Nie chciała wspomnieniami wracać do sytuacji z parku, więc tylko na krótkim zawieszeniu spojrzenia się skończyło. Jej towarzysza nie mogła powiązać z żadnym imieniem.
Co dalej? Ach tak. Pierwsza zakonnica na horyzoncie, z pewnością i nie ostatnia. Para przebrana za jakże urocze mumie, kilka innych, niewiele znaczących osób.
Tu jesteś.
Uniosła delikatnie kąciki ust, wypatrując swojego, cóż, towarzysza wieczoru ( @Nakamura Kyou ). Ruszyła w jego stronę, nie spiesząc się zbytnio, z każdym kolejnym krokiem formując na ustach szerszy, może odrobinkę groźny uśmiech. Pasował do ciemno pomalowanych oczu i ust podkreślonych na kolor wina. Był uroczy, w tym kapeluszu. Wyraźnie udzielał się jej ogólny dobry humor, jeśli dochodziła do takich wniosków trzeźwa.
Ujęła go bez zastanowienia pod ramię, chyląc się nieznacznie. Nie na tyle, by można było to uznać za niemiłe.
Kim bym była, żeby odmówić? Takiej formy przeprosin jeszcze nigdy nie dostałam — zerknęła na niego znacząco, chcąc i tym zasygnalizować, że już zła nie jest. Wybaczyła to, ot, drobne, nietaktowne zachowanie. Zbliżyła się do jego ucha, słysząc komplement, by szepnąć na nie ciche, ale jakże wyraźne dziękuję.
Nie, nie zdarzyło mi się —  rozejrzała się, gdy przeszli dalej, nieopodal baru. Spojrzenie rozjaśniło się na widok znajomej postaci. Odwróciła głowę w stronę partnera, puszczając jego rękę. W zamian tego przeszła za niego, układając palce na ramionach, by delikatnie, acz stanowczo, przekręcić go w stronę umęczonego życiem lokaja, zbierającego chętnych do gry.
Leć się zapisz, a ja nam wezmę coś do picia, hm? No już, już —  uśmiechnęła się delikatnie, prostując zaraz plecy. Nic im się nie stanie, jeśli na chwilkę się rozstaną, prawda? Ta, w zamian, odwróciła się na pięcie, by pewnym krokiem zajść od tyłu znaną jej osobę ( @Keita Gotō ), zawisnąć delikatnie nad jego plecami, gdy rozmawiał ze swoim partnerem, przebranym za jakże przerażającego, krwawego doktorka.
Nie znudziło Ci się Tsunami po ostatnim, Keita? — zaczęła, przechylając głowę tak, by czarne, śliskie włosy zgrabnie spłynęły po gołym ramieniu — Na twoim miejscu miałabym ich serdecznie dosyć.


Ostatnio zmieniony przez Yōzei-Genji Madhuvathi dnia Sro 2 Lis - 7:29, w całości zmieniany 1 raz



The Mother Of Harlots And Abominations Of The Earth
Yōzei-Genji Madhuvathi
Seiwa-Genji Enma

Wto 1 Lis - 23:54
Wsunął na kark złożony wachlarz i leniwie zaczął nim się drapać po ciepłej skórze. Nie był jakoś szczególnie introwertykiem, ale też nie przepadał za tłumami obcych ludzi, którzy niczym ślepe barany wpadali co rusz na siebie, deptali po stopach i upijali się do nieprzytomności. Ignoranci. Przecież taka noc jak ta, gdzie cienka granica między dwoma światami zacierała się, była idealną pożywką dla yokai. Ale cóż, to nie jego życie, nie jego sprawa. Sam alkoholu nie zamierzał dotykać i bynajmniej nie dlatego, że był abstynentem. O co to, to nie. Miał jednak swoje zasady i nie pijał w miejscach publicznych. Otumanione zmysły oraz opóźniona reakcja mogła skończyć się dla niego tragedią. Zarówno ze strony żywych, jak i martwych. Zwłaszcza tych drugich.
Skierował swe kroki w stronę środka sali, lecz bardzo szybko zmienił kurs, kiedy dostrzegł podłużny stół, który niemalże uginał się od nadmiaru jedzenia, przysmaków oraz innych rzeczy utrzymanych w halloweenowym klimacie.
- Bingo. - mruknął do siebie pod nosem pozwalając sobie na ledwo zauważalnych uśmiech. O tak, darmowe żarcie. To była kwintesencja całej tej imprezy. No bo, kurde, kto nie chciałby nażreć się za darmo? Chyba tylko jakiś głupiec!
Jak na prawdziwie zdecydowaną osobę przystało, Enma spędził kolejne dziesięć minut na wybieraniu tego, co najlepiej i najbardziej smakowicie się prezentowało. Ostatecznie decyzja padła na jedną z wielu babeczek o cudownie pomarańczowym kolorze przyozdobiona małymi nietoperzykami. Odsunął papierową papilotkę, i już miał się wgryźć w cukrowy przysmak, gdy niemal został staranowany przez dwójkę zakochanych w sobie gołąbeczków, którzy niczym na pachnącej łące trzymając się za dłonie obściskiwali się na każdy możliwy sposób. Bleh. Obrzydlistwo.
Oczywiście Enma zdążył w myślach przekląć ich na kilka pokoleń do przodu. Gdy tamci zniknęli w tłumie zdziczałej gawiedzi, na powrót skupił się na babeczkę. Ponownie podjął próbę ugryzienia jej, lecz i tym razem nie było mu to dane.
Boo
Aż chciało się zapytać "Co znowu"
Odwrócił głowę spoglądając na wymalowaną twarz. No proszę, a jednak się zjawił. Cóż za zaskoczenie.
- Och. - odpowiedział mu bezbarwnie, ale po krótkiej chwili jego usta ugięły się pod lekkim, lekko kwaśnym uśmiechem.
- A jednak jesteś niczym książę z bajki. Przetańczymy do północy, a potem znikniesz zostawiając po sobie jedynie pantofelek? - rzucił z lekką nutą drwiny.
Hattori.
Właściwie go nawet nie znał. Widzieli się może z dwa razy, gdzie za pierwszym razem o ich spotkaniu zadecydował los. Nawet nie los, a po prostu przypadek. Łączyło ich tyle co nic, oprócz zamiłowania do łuków i strzał, choć Enma nawet w tym przypadku nie był jakimś zwolennikiem tego typu broni. Jednakże rodzinna tradycja praktycznie wymusiła na nim naukę strzelania z łuku i potem jakoś tak wyszło. Ba! Enma nawet nie wiedział jak Hattori ma na imię. Nie pamiętał czy ten mu się przedstawiał czy też nie. Ot, w sumie mało istotny szczegół.
Prawdę powiedziawszy i tym razem los zadecydował, że spotkali się tutaj, na cholernym balu halloweenowym. Przy wyborze potencjalnego partnera na bal, Enma zamknął oczy i randomowo sunął palcem po ekranie, aż go zatrzymał. Traf chciał, że wypadło na ciemnowłosego. Jego brak wiadomości zwrotnej ni to grzało ni to ziębiło Enmę. Nie znał go, a to z automatu sprawiło, że nie czuł praktycznie nic w stosunku do jego obecności na balu. Zjawi się, czy też nie - tak naprawdę nie miało znaczenia.
No ale skoro już tu był....
- Babeczkę? - zapytał unosząc wyżej swoją wcześniejszą "zdobycz"
- Oczywiście nie mogą. Z tyłu masz stół, więc możesz sobie wziąć. - dodał, wreszcie wgryzając się w upragniony słodycz.

@Hattori Heizō


Główna sala Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Ivar Hansen

Sro 2 Lis - 2:13
  — Kontaktów powiadasz? — odpowiedź choć niezbyt przekonująca, przez co mniej słyszalna, tak do serca wziął sobie powagę jego słów. Ivara nie interesowało źródło kontaktów, o których myślał mężczyzna. Miał nieco inne spojrzenie na świat, mimo wszystko starał się patrzeć na niego dość neutralnie, z daleka trzymając się od większych konfliktów. Wychodził z założenia, że wystarczająco w swoim życiu przeżył i na ten moment chciałby dożyć spokoju, którego przez te wszystkie lata poszukiwał.
  — Pewnie masz rację — rzucił niewyraźnie przez maseczkę. Choć wychował się na niezbyt przychylnym gruncie, nie mógł powiedzieć, że na obecny moment był biedny. Pieniądze miał, w końcu stać było go na sześcioletnią wyprawę po świecie. Mimo to nie chwalił się nimi w żaden sposób. Lubił skromne życie, spanie pod gołym niebem i poczucie wolności, które mu to wszystko oferowało.
  Wzrokiem poszedł za spojrzeniem towarzysza, doglądając tego, co wypatrzył w tłumie ludzi. Dopiero wtedy przyjrzał się licznym strojom. Były to przebrania różnorakie, chociaż czasami tematycznie podobne do niektórych. Zauważył, że póki co w jakiś sposób bardziej wyróżniali się swoimi kostiumami, ale nie wiedział, czy dzięki temu zwracali na siebie większą uwagę. Wrócił spojrzeniem na niego, gdy do jego ucha dotarło pytanie o jego strój. Finalnie swojej uwagi nie zwrócił na nikogo konkretnego.
Czemu chirurg.
  — Bo nie pracownik szpitala psychiatrycznego — stwierdził, rozkładając przy tym swoje ręce, a na kolejne jego pytanie odpowiedział kącikiem ust, choć on tego widzieć nie mógł — Wolałbym Twoje serce od wątroby, nawet jak wypalone na wiór za sprawą papierosów — odpowiedział dosyć śmiało i na tyle wyraźnie, by słowa wydobywając się przez maskę nie stłumiły jego nagłej chęci powiedzenia czegoś takiego (psikus, wyznanie uczuciowe. Wyjątkowo suche, ale wyznanie!). Ivar nie miał większego problemu z wyrażaniem tego, co czuje. Czasami jedynie nie wiedział, czy taktowne jest powiedzenie czegoś wprost. Czasami również wolał coś przemilczeć dla siebie.
  — Nie, nie kojarzę. Nie wiem, czy znajdę tu kogoś znajomego — przyznał szczerze, wiedząc jak wiele relacji rozpadło mu się po opuszczeniu tego miasta. Silą rzeczy Ivarowi bliżej było do 40 niż do 30, w sumie wychodziło po równo. Z wieloma potracił kontakt, niektórzy wyjechali z miasta na zawsze, inni po prostu przepadli. Hansen również nigdy nie starał się dbać o swoje relacje, czując ich przesyt. Ludzi jak znał, to głównie na chwilę. Inaczej miało się to z Keita, z którym utrzymał kontakt po dziś dzień, odczuwając do niego nieznane mu przywiązanie.
  Po wpisaniu się na listę, palcem nieznacznie odsunął maseczkę, która przy dłuższych wypowiedziach mogła być problematyczna.
  — Tak naprawdę zawsze chciałem zajmować się medycyną kliniczną, ale wpisana w papierach schizofrenia uniemożliwia mi wykonywanie większości zawodów, szczególnie tych bardziej naukowych. Nikt nie chce zatrudniać osób chorych na umyśle, szczególnie w zawodach, które wymagają przejścia jakiś testów — przyznał, wzruszając jedynie ramionami na realność, w której przyszło mu żyć, zabierając palec z maski, by na powrót przysłonić swoją buzię.
  Do tej pory nie wierzył w to, że udało mu się uzyskać tytuł inżyniera. Finalnie dorobił się na wykonywaniu protez. Mimo wszystko wie, że bardzo duża liczba osób nie chce mieć osoby chorej w zakładzie pracy, szczególnie z tak skomplikowaną chorobą jaka jest schizofrenia. Nawet jeśli Ivar obecnie nie posiada zachowania strikte podlegające jego schorzeniu, tak na zawsze będzie mierzył się z tym piętnem. Aż do usranej śmierci.
  — Dlatego lubię przebierać się za medyków. A Ty? Skąd taki pomysł na pełen kontrowersji strój? — dopytał, odbijając piłeczkę w druga stronę, samemu głowiąc się nad oryginalnością tego zamysłu. Co prawda nie wiedział zbyt wiele na temat tego, co dokładnie dzieje się w Fukkatsu, ale doskonale pamiętał to jaką tajemniczością owiane zostało Tsunami oraz ile nieprzychylnych komentarzy było kierowane w ich stronę.
  Spojrzenie znowu kieruje w stronę tłumu, chcąc wypatrzeć to bardziej ciekawszy strój. Uwagę jednak przykuwa ponownie towarzysz, tym razem subtelnym, ale bardzo krótkim objęciem, którego nie spodziewał się z jego strony. Spoglądnął na jego twarz w chwilowym zamyśleniu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że choć wcale nie musiał, tak przez całe swoje życie był pod wpływem dosyć silnych leków, które wpływały chociażby na jego słabą głowę do procentów. Musiał o tym pamiętać jeżeli nie chciał skończyć z kompletnym zgonem, a także z innymi nieprzyjemnościami. I rzeczywiście, wymamrotał coś do siebie w tym chwilowym zastanowieniu, całkowicie nieświadom tego, że jego usta postanowiły przekształcić myśli na jakieś niezrozumiałe słowa.
  — Nic mocnego — odparł z przekąsem kiedy ten postanowił odsunąć maseczkę, tym samym ingerując w jego wspaniałomyślny strój chirurga. Nie mówi jednak nic więcej, uważnie przyglądając się zderzeniu, które miało właśnie miejsce. Gotów na to, by odciągnąć Keita od kłopotów, wzdycha cicho kiedy ten postanawia odpuścić.
  — Niech już będzie. Najwyżej będziesz mnie zbierać z podłogi — rzucił rozbawiony, na powrót wciągając maseczkę na swoją twarz, jeszcze przez tę chwilę chcąc pozostać w pełnym stroju. Niewiele później obok nich przemknęła kobieta, która stanęła zza Gotō i która zwróciła jego większą uwagę. Usłyszawszy słowa z jej ust wprowadziły go w mały niepokój, ale niezdrowo byłoby pytać o szczegóły. Mimo to pokusił się na to, aby ponownie zsunąć swoją maseczkę z ust, ukazując swoją twarz. Dało się na niej dostrzec kilka białych plamek, wskazujące na chorobę skóry.
  — Po ostatnim? — spytał unosząc brew w niemym pytaniu, niby zaciekawiony, choć prawdą było, że zwyczajnie martwił się o niego. Wiedział, że nie zawsze żyje zgodnie z prawem, a wzmianka o Tsunami była na swój sposób niepokojąca.

@Keita Gotō
Ivar Hansen
Munehira Aoi

Sro 2 Lis - 3:47
  Ostatnia impreza takich rozmiarów, jaką Aoi pamiętał za swojego życia, nie skończyła się wcale dobrze. Nie dosyć, że spędził ją, stojąc praktycznie w jednym miejscu, to na domiar złego, nie mógł przyznać się, kim tak naprawdę jest i dlaczego bierze udział w charytatywnej imprezie Nakadamed; publicznie nie był synem swoich rodziców. Publicznie, był jedynie kimś — ciężkim do określenia kimś, bez przeszłości, bez teraźniejszości i jak pokazała śmierć — bez przyszłości.
  - Yuri... obiecaj mi tylko jedno, że nie będziesz mnie ciągnąć do tańczenia. To nie skończy się wtedy dla nikogo dobrze...  - rozpoczął łagodnym tonem, pozwalając subtelnemu uśmiechowi ułożyć się na pełnych wargach. - Chyba że chcesz, żeby ktoś stracił czucie w stopach, to wtedy jestem idealnym partnerem - prawą dłoń Aoi poprowadził delikatnym muśnięciem po wewnętrznej stronie jej przedramienia, orientując się czy dalej jest przy nim; polegał na kobiecie w sposób absolutny. Była jego oczami. Głosem jego rozsądku. Wszystkim, co teraz posiadał. Wszystkim, czego potrzebował. Wszystkim, czego pragnął.
  Zgrzyt zawiasów otworzonych przed nimi wrót do rezydencji niósł ze sobą kuszące ciepło i cały bukiet zapachów, które mężczyzna wchłaniał niczym gąbka. Zgiełk, przyjemny szum licznych głosów, omiótł jego skroń, wślizgując się do ucha. Obie brwi automatycznie uniosły się nieco ku górze, kiedy mózg starał się przetworzyć ilość bodźców, które zaczęły na niego napierać.
  Nie wycofasz się już... Masz szansę, masz swoją szansę tuż na koniuszku języka.
  Pierwszy kontakt z ludzkim ciałem, zapewne kelnera lub kelnerki, przyprawił go o ciarki. Krótkie szturchnięcie ramieniem, rzucone w eter przepraszam Pana, uświadomiło mu, że nie jest tylko wonną parą, przez którą każdy mógł przejść. Nie wiedział, czy jest gotowy, aby zmierzyć się z taką ilością żywych ciał — pokusa popuszczenia wodzy była gigantyczna. Dopóki był trzeźwy, dopóki nikt go nie prowokował, wiedział, że będzie "starym" sobą.
  — Czy chcieliby Państwo wziąć udział w tegorocznej zabawie?
 Męski głos dobiegający z wnęki po prawej stronie sprawił, że Aoi drgnął w pierwszej chwili nerwowo, nie zdając sobie sprawy z tego, jak blisko niego stoi. Prawą dłoń zakleszczył na krótkiej szpicrucie, kiedy umysł starał się przemielić posłyszane słowa. Czy chciał brać w czymś udział? Nie. Czy było to spowodowane przyzwyczajeniami za życia? Tak. A więc czy powinien je porzucić na tę jedną noc? Jak najbardziej.
- Myślę, że tak... - ciało Aoi wychyliło się subtelnie w kierunku posłyszanego głosu, kiedy prawy łokieć wylądował na krótkiej drewnianej ladzie. W dziwny sposób odnalazł ją od razu, jakby kierował się zapachem buku, z którego była złożona. - Proszę zapisać... - we wręcz zalotny sposób skierował swoje słowa w kierunku mężczyzny, zwracając ku niemu bladą twarz, zapierając pod podbródkiem dłoń okrytą skórzaną rękawiczką, kiedy to palce obracały w powietrzu szpicrutą. - Munehira Aoi - jego głos niósł się w finezyjnym półszepcie, jakby nie chciał, aby ktoś poza nim i obcym, pochwycił jego tożsamość. - Oraz... skarbie? - Munehira wyciągnął wolne przedramię w kierunku Chie, jakby chciał ją sięgnąć, zaprosić bliżej siebie. Obroża umocowana na krótkim łańcuszku przy skórzanej rękojeści baciku zachrzęściła nieznacznie, obijając się o jego nadgarstek, wystający spod gęstego futrzanego rękawa. To był jego dzień... czy raczej noc. Moment, w którym wszystko to, czego pragnął, mogło się ziścić.

@Yuri Chie


Główna sala 0YAOCnr
Munehira Aoi
Hime Hayami

Sro 2 Lis - 14:58
Po ostatniej, dosyć... niefortunnej sytuacji, w którą uwikłał się zresztą na własne życzenie, nie był pewien, czy bal w towarzystwie Minoru to taki świetny pomysł. Doceniał gest, oczywiście, zawsze było to lepsze, niż pełny wyrzutu sms czy telefon, lepsze, niż kłótnia, czy przypadkowe prawie wyjście do klubu. Teraz był trzeźwy, świadomy podjętej decyzji. Nawet jeśli skręcało go w żołądku na samą myśl, że mogą gdzieś wyjść normalnie. Jako para.
Przed wyjściem zdecydowanie zbyt dużo czasu spędził przed lustrem, zastanawiając się, czy to w ogóle ma sens. Z drżącą dłonią, w której trzymał drobny pędzelek, wpatrując się w swoje nieznacznie zakrzywione odbicie. Już dawno powinien je wymienić, pęknięte na samym środku.
Wolał dostać się do posiadłości sam. Może i po to, by nie psuć niespodzianki, może po to, by sprawdzić, czy jednak się zdecyduje, nieobowiązany wcześniejszym spotkaniem. Zresztą, przygotować wolał się sam, bijąc się z widokiem pełnej butelki wciśniętej w kąt kuchennego blatu, który mijał za każdym razem, gdy uciekał na papierosa. Ale nie poddał się jej, a to jest w tym wszystkim najważniejsze. Niezależnie ile to od niego wymagało.
Wysiadł z taksówki, na szczęście nie zaczepiając się o nic frywolnie roznegliżowaną koszulą. Spojrzenie padło na ogromną posiadłość, na tłum ludzi, który wbrew pozorom, zapełniał mu jakiś komfort. W takiej mieszance łatwiej się schować, gdy nie było się na widoku, sam jak palec. Kątem oka sprawdził jeszcze telefon, godzina 20:57. Wyjątkowo, praktycznie jak nie on, był na czas. Nawet chwilę przed.
Mógł dzięki temu zapalić, pozwalając na delikatne otumanienie dymem, ten ostatni raz, zanim nie dostanie w twarz realnością sytuacji, na którą sam wyraził zgodę. Potem pozostanie tylko wielka miska ponczu, bo choć nie chciał o niej myśleć, był świadom, że prędzej czy później do niej wpadnie.
Czym się tak stresował? Nie potrafił dokładnie stwierdzić.
Nie spiesząc się, przeszedł do środka, w pobliże wejścia do wielkiej sali, po drodze wypuszczając ostatni kłębek dymu. Przemknął między ludźmi, nie zwracając na nich zbyt wielkiej uwagi, wypatrując jedynie jego. Gdziekolwiek by teraz nie był. Modlił się jedynie, że nie będzie kazał mu czekać.
Ciekawe stroje, mniej lub bardziej strojne, straszniejsze i ładniejsze. Pełna paleta, sycąca oczy, zapraszająca ogromem kolorów w swoje ramiona. Plan był prosty - poczekać przed wejściem na księcia z bajki.
Ale musiał zerknąć. Choćby i na moment.
Wściubił nos do środka. Zakonnice, doktorzy, Tsunami. Na białym mundurze zawiesił się na dłużej, podążył za nim jasnym spojrzeniem, nie do końca pewny, czy widzi dobrze. Czy to jednak strój, czy może....
Oh.
Zatrzymał się w pół kroku, dostrzegając, na kogo wpadł ów przebrany mundurowy. Kwestia realności przebrania została zepchnięta na bok. Nie był pewny, czy oczy nie płatają figla, gdy dobrze dostrzegł ciemną czuprynę i schowany pod nią makijaż. Zamrugał raz, drugi, by wyostrzyć delikatnie rozmazany obraz. Fuck.
To musiał być on. Nie ten, którego tu szukał, sprzedała go postura i charakterystyczne tatuaże, wystające spod przebrania. Nie jego się tu spodziewał, a przede wszystkim, nie jego chciał tu zobaczyć. Cofnął się prędko, wpadając przy okazji jeszcze na któregoś z bezszelestnie poruszających się kelnerów. Szok, że nie zrzucił postawionych na tacy kieliszków. Obrócił się, zdezorientowany, nie zdołał nawet przeprosić, porwał jedynie drinka i usunął się w kąt nieopodal drzwi. Miał nie pić.
Widać jak silna jest jego wola.
Schował nos w kieliszku, wypijając praktycznie całość na raz. Yoshida, pospiesz się...

@Minoru Yoshida


Główna sala Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Gotō Keita

Sro 2 Lis - 15:19
  Fukkatsu, jak każde zresztą miasto, rządziło się prawami siły i przynależności. Jedni i drudzy byli członkami czy to samozwańczych grup, czy też tych rządowych. Siłą, bo każda z wymienionych na pewnym etapie obijała mordę drugiej. Ivar uchronił się od członkostwa a remedium była ucieczka (czy jak nazywał to sam Hansem — “potrzeba zwiedzenia świata”). Keita jest sceptyczny jeśli chodzi o to wyjaśnienie, ale nie wnikał i zamierzał tego nie czynić. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. Nadal nie ufał, że mężczyzna zostanie na dłużej. Obietnice, jego i innych mieszkańców Nanashi, przestawały obowiązywać zawsze wtedy, gdy na horyzoncie majaczyła wolność i dogodniejsze życie. Z jednej strony im się nie dziwił, z drugiej czuł jak kołek przebija jego serce przy każdej znikającej z dzielnicy duszy.
  Główna sala z chwili na chwilę coraz bardziej zapełnia się ludźmi. Stroje w większości opiewają o podstawowe strachy. Są duchy i serialowi księża, wampiry i dyniowe stwory. Wśród zebranych i i dzieci, które w miniaturowych wersjach odzwierciedlają superbohaterów. Zaczyna przygrywać muzyka serwowana przez podnajęty zespół. Klasyczne nuty zgrywają się z kelnerami zgrabnie wnoszącymi na halę nowe przekąski. A to wszystko jak dopięta choreografia, w której surduty służby kontrastują z zebranymi wewnątrz monstrami. Myśli on, że to nawet urocze. Dorośli ludzie, z tak różnych warstw społecznych, bawiący się w równowagę i brak hierarchii. Tylko w niektórych oczach nuty codziennej biedy. Te wpisane we wsiąknięte do wnętrza policzki, wysuszone alkoholizmem języki czy ręce długie i chude jak u żywych szkieletów. Wszyscy oni zapewne z Nanashi, w dłoniach dzierżący bilety jak te złote z filmu o Willy Wonce.
Moje serce już raz wyciąłeś. W zupełności mi to wystarczy — mówi szeptem a szept ten jest śmiertelnie poważny, podgryzany spojrzeniem twardo lądującym na oczach Ivara; tych śmiejących się znad mdło-zielonej maseczki. — A wątroba ma się znakomicie*.
  Nie kontynuuje tematu. Kończącą zdanie kropkę stawia przy mocniej wypowiedzianej ostatniej z sylab. Lubił go, może i nawet zazdrościł tamtejszej decyzji o wyjeździe, ale na samo wspomnienie czasu sprzed sześciu lat robiło mu się niedobrze. A może to zapach alkoholu, który już na dobre osiadł na co poniektórych gościach. Szybko więc ucieka od tamtejszych emocji, jeszcze przez chwilę goniony przez aktualne — nieprzyjemne skrępowanie.
  Na wzmiankę o wymarzonym przez Ivara zawodzie marszczy brwi. Odważnie. Studia medyczne to wyzwanie z pogranicza absurdu — finansowego i czasowego. I na nowo kłuje go zazdrość, bo sam o sobie nigdy nie myślał w barwach wzniosłej pracy. Pozostawiając przy naprawianiu rozjebanych sprzętów bogatszym z miasta miał poczucie, że zajął odpowiednie miejsce w łańcuchu pokarmowym. Ale może się mylił.
Jak w takim razie zarabiałeś przez ostatnie sześć lat? — pyta kładąc dłoń na karku. — Wypadły mi z głowy twoje leki. Wezmę coś lekkiego. Nie chcę cię mieć na głowie. Przynajmniej nie najebanego.
  Nim odpowie na intencje swojego stroju, utknie w zdziwieniu kładzionym na postaci nie tak starej znajomej. Raja wyrasta przed nimi w stroju całkiem do niej niepasującym. Przynajmniej nie tej postaci, którą spotkał za pierwszym razem. Wtedy w amoku, z oczami zaczerwienionymi, przekleństwami utkniętymi między zębami. Teraz jej twarz znaczy zgrabny makijaż, niby to w nieładzie włosy i talia upchnięta w ciasny gorset. Uśmiecha się ku niej w skromnej ckliwości i cmoka w podziwie.
No, Rajka, krwiste szminki ci służą. Szczególnie temu połamanemu nosowi. — Zamyka zdanie w drgającym rozbawieniu, po czym spojrzeniem rysuje linię pomiędzy nią a Ivarem: — Poznaliśmy się niedawno w tym zapchlonym Kobayashi. Polazłem tam za Aią. Tej oczywiście ani widu, ani słychu, ale za to roi się w dzielnicy od Tsunami. Nie ma dla plebsu straszniejszego widma niż widmo władzy, wiadomo. W każdym razie nie zadziało się nic strasznego. Wpadliśmy na jeden z narwanych oddziałów a skończyliśmy u ciotki Yoshi.
  Wzrusza ramionami i poprawia odznakę wpiętą w pierś; tę obdrapaną zajebał kiedyś z warsztatu Yume, typa spod ciemnej gwiazdy i kumpla po fachu.
Dobrze cię widzieć żywą, Rajka — mówi do niej po chwili zawieszenia. — Za moment wracam, przyniosę wam procenty.
  Pałkę policyjną wkłada za pas i rusza ku barowi.


* Realizacja Psikusa — wyznanie uczuć, tsk;


@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Ivar Hansen


Ostatnio zmieniony przez Keita Gotō dnia Sro 2 Lis - 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Gotō Keita
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku