Główna sala - Page 6
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Nie 30 Paź - 19:59
First topic message reminder :

Główna sala


31 października główna sala to spełnienie marzeń wszystkich wielbicieli grozy. Ogromną przestrzeń przemodelowano na pomieszczenie pełne pajęczyn i ciężkich kotar w kolorze płynnego wina, obrazy zamieniono na malunki powykręcanych monstrów i zjaw, a stoły zastawiono potrawami wzorowanymi na częściach ciał, owadach i zwierzętach. Wokół panuje klimatyczny półmrok, mimo zdecydowanie dobrego przepływu prądu - nad głowami zebranych migają dające skąpe światło żarówki ciężkich żyrandoli, resztę ciemności rozganiają zaś liczne świeczki i świecie różnych wielkości.

W rogu gra wynajęta specjalnie na bal orkiestra, której zadaniem jest podsycenie uroku Halloween. Nie szczędzą zatem swoich sił przy odtwarzaniu najpopularniejszych utworów kojarzonych z tym świętem - w repertuarze nie zabraknie choćby Spooky Scary Skeletons Andrew Golda, ale również melodii z kultowych soundtracków kina grozy.

Zabawa rozpoczyna się o godzinie 21:00 - wtedy gargantuicznych rozmiarów wrota uchylają się, wpuszczając tłumy wiedźm, wilkołaków, wampirów i mumii, których stukot obcasów rozprzestrzenia się po pomieszczeniach jak klekot tysięcy kości.  Wśród gości nietrudno wychwycić okiem poprzebieranych na zakrwawionych lekarzy i pielęgniarki kelnerów, lawirujących między ciałami z tacami.



Ostatnio zmieniony przez Haraedo dnia Wto 31 Paź - 21:06, w całości zmieniany 1 raz
Haraedo

Minoru Yoshida
Sob 12 Lis - 15:31
Sztuczki Hime zazwyczaj działały na owianego oschłością Yoshidę. Teraz zdawało się, że działały na niego dużo bardziej niż te 6 lat temu, stęskniony za tym co utracił. Ulegał łatwo, czy to uśmiechowi czy sarnim oczom, które uparcie spoglądały na jego twarz. Choć wciąż bywał impulsywny w swoim zachowaniu, tak jedno spojrzenie na długowłosego powodowało, że Cayenne miękł. Czy to właśnie ludzie nazywają swoimi słabościami?
Dobrze, niech Ci już będzie — westchnął zrezygnowany, rozumiejąc jego potrzeby. Sam nie chciałby widzieć go zamaskowanego, jednak to nie Hime musiałby się martwić o rozpoznanie. Minoru nie chciał dokładać sobie dodatkowych problemów tego wieczoru, wolał się raczej zrelaksować w doborowym towarzystwie jego... kochanka? W sumie tak skupili się na ogóle sytuacji, że żaden z nich nie doprecyzował łączącej ich relacji.
Zmarszczył niezauważalnie brwi na samo wspomnienie o koledze. Mimo jego świadomości, Hayami nie miał pojęcia o tym, że Cayenne przez kilka lat wytrwale śledził jego poczynania, chcąc w jakiś sposób zadbać o jego dobro. Ciężko nie mówić tu o obsesji na jego punkcie i choć starał się zostawić mu minimalną prywatność w kontekście kochanków z jakimi przyszło mu się spotykać — chociażby dla własnego spokoju ducha —  tak nie był w stanie znieść informacji o tym, że zaczął spotykać się z kimś z Tsunami. Z czasem wyszło, że wcale nie traktował Hime ani trochę dobrze, a Yoshida nie potrafił już wytrzymać presji, która nad nim wisiała.
Kolegę z Tsunami? Czy to on Cię wtedy uderzył? — spytał tonem poważnym, nie mogąc oddzielić osobistych odczuć do tej grupy popaprańców, jak i do samego kolegi, któremu miał ochotę wywrócić jelita do góry nogami za to, co zrobił Hayami — Wrócimy do tej rozmowy i opowiesz mi skąd to nieporozumienie wyszło — dodał, czując ciepło jego policzka, jak i te, które rozgrzewało go od środka. Nie wiedział tylko, czy to efekt kumulującej się złości, a może Hime zachowanie działało na niego w taki sposób.
Okej — skomentował krótko, w tej chwili aż za bardzo skupiony na jego bliskości, która go w jednym momencie otumaniła. Prawdopodobnie gdyby niechciany telefon, Minoru miałby całkiem dobry humor spowodowany obecnością partnera na balu. Ten jednak został naruszony, sprowadzając go do chwili nagłego uniesienia, czując jak negatywne emocje przelewały się przez niego jeszcze chwilę.
Kurwa, uspokój się.
Wmawiał sobie kiedy poszedł w stronę baru, zamawiając im alkohol. Sobie wziął klasyczną whisky, ulubiony przysmak każdego Japończyka i którą postanowił tego wieczoru sączyć. Hime natomiast zamówił to, co zawsze, a tego drinka z pamięci nigdy nie mógł wyrzucić — tak jak pozostałe rzeczy z nim powiązane. Przewieszając laskę przez przedramię, w jednej dłoni trzymał swój specjał, a w drugiej podwójną wódkę z wodą gazowaną i cytryną. Dostrzegając go przy kolumnie, podszedł do niego zdecydowanym i pewnym siebie krokiem, zachodząc go ponownie od tyłu. Widocznie ta gra podobała mu się w obecnym stroju. Zza ramienia podał mu alkohol, a Hime oczami wyobraźni mógł dostrzec elegancki uśmiech, który był słyszalny w jego głosie.
Proszę bardzo, Twój specjał. Mam nadziej, że niczego nie pomieszałem — odpowiedział, chcąc wprowadzić nutkę niepewności do ich świeżo wznowionej relacji. Tak naprawdę minęło tyle lat, że obydwaj nie mogli być niczego pewni.
Zapytany o kłótnie, wypuścił powietrze nosem jakby samo wspomnienie o tym doprowadzało go do małe irytacji.
Tak, to tylko praca — odpowiedział zgodnie ze słowem, bo nawet jeżeli gdzieś wychodził, Cayenne zawsze i wszędzie był w pracy. Nie było mowy o tym, że nie mógł odebrać telefonu, czy nie przyjechać gdzieś kiedy była taka potrzeba. To pewien styl życia, który sobie wybrał, aby całkowicie nie zwariować.
Masz te urządzenia? Słyszałem, że rozdają je po zapisaniu się na listę — spytał, zmieniając zgrabnie temat. Nie lubił mówić długo o swoich problemach i problemikach. Pod tym względem nie zmienił się ani trochę. Kiedy Hime podarował mu osobny telefon z aplikacją, Cay zmarszczył się kiedy dostrzegł, że trzeba zrobić siebie na podobiznę swojego stroju. Nie lubił takich rzeczy, ale obawiał się dawać urządzenie w ręce Hime. Zrobiłby z niego jeszcze tego całego kopciuszka.
Więc? Co masz mi do powodzenia o tym koledze? — zagaił, powracając do tematu przed krótką rozłąką, w międzyczasie kiedy robił swoją podobiznę, a także głosując na pierwszą osobę, która pojawiła się na balu i którą dostrzegł od razu kiedy tylko weszła — na znienawidzoną Miyazaki. Dlaczego musieli ponownie krzyżować swoje drogi i to jeszcze w takim miejscu?

@Hime Hayami


Główna sala - Page 6 EHjauEm
Minoru Yoshida
Hime Hayami

Sob 12 Lis - 20:50
Opierał się plecami o ścianę jeszcze dłuższy moment, w oczekiwaniu na Minoru. Na niewielkim wyświetlaczu widniało już wpisane przez niego przezwisko. Księżniczka była tak wymowna. Avatar nie zajął mu długo, i faktycznie, chciał wziąć się też za ten dla Yoshidy, przekonany o tym, że zachwycony byłby wizerunkiem księżniczki Disneya, gdy ten ubiegł go jak chytry lis. Westchnął ciężko, sprzęcik zamieniając na szklankę z alkoholem, przy okazji przesuwając zgrabnie palcami po jego dłoni, zbyt dokładnie, by można to było uznać za przypadek.
Dziękuję — uniósł słodko kąciki ust. Wszystko się zgadzało. Dwie porcje czystej wódki, odpowiednia ilość cytryny. W jakiś sposób, może odrobinę naiwny, upewniło go to w przekonaniu, że nie popełnił błędu. Bo pamięta taki szczegół. Zastanowił się moment, jakoby chciał go utrzymać w słodkiej niepewności, dopiero po tym kiwając z uznaniem głową.
To tylko praca? Uniósł delikatnie brew, gdy twarz w okolicy ust wygładziła się nagle, nie pozostawiając nawet ślady po uśmiechu, który rozciągał ją jeszcze sekundę wcześniej. Przechylił pytająco głowę, gdy ręce skrzyżowały się zgrabnie na piersi, rozsuwając nieznacznie koszulę, spod której wystawała głowa jednych z wytatuowanej na niej postaci — Praca? Taka, że musisz kurwić na pół sali? —  w głosie nie było nawet grama wyrzutu, choć ten, jak wkurwiający kot, próbował wskoczyć na stół, na którym rozgrywała się dyskusja. Powstrzymał go jednak, nos ponownie chowając w szklance, której zawartość znikała w zawrotnym tempie. Może pijany nie będzie się tak spinać. Nerwowości wyuczył się dopiero, gdy Yoshida go zostawił. Kiedyś był łagodniejszy. Odetchnął powoli przez nos — Zresztą, nieważne. Nie chcę wiedzieć.
Teraz cięższa kwestia pojawiła się na planszy, as wyciągnięty z rękawa, na widok którego coś zakuło w pierś. Napiął machinalnie szczękę, niewielka blizna na dolnej wardze odezwała się, rozrywając skórę. Minęło już trochę czasu, a ten nadal nie mógł tego wszystkiego przeboleć.
Nie mam nic. Prawie połamał mi nos —  dotknął go końcem palca, w miejscu, w którym pozostawił najwięcej bólu — Zresztą, widziałeś jak wyglądałem. Nie pierwszy, może ostatni — zerknął na niego kątem oka. Inni mogli łamać nosy i zostawiać zgrabne, krwawe śliwy pod okiem, ale i Yoshida potrafił zrobić swoje. Tylko jego ślady zostawały gdzieś indziej. Ile by nie minęło, tego się nie zapomina.
Piekącej dłoni na szyi.
Nie zmieniło to faktu, że widząc jak ten usilnie próbował rozwiązać problem maski, która utrudniała spożycie alkoholu, wyciągnął ze swojej własnej szklanki słomkę i podstawił mu ją pod nos widząc, jak ten skupiony jest na niewielkim urządzeniu. Gdyby spytał, to ten i tak by pewnie odmówił.

@Minoru Yoshida


Główna sala - Page 6 Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Warui Shin'ya

Nie 13 Lis - 19:57
Powód, dla którego wgapiał się w ciemnowłosego chłopaka, nie do końca w ogóle istniał. Był pewien, że nie spotkali się nigdy wcześniej, ale może się mylił, zwiedziony dobrze zrobioną charakteryzacją? Marszcząc lekko brwi wpatrywał się w niego tak długo, aż nie odezwał się Seiwa-Genji. Zamrugał wtedy, koncentrację przerzucając na senkenshę.
- No, Margrabio. Pani potrzebuje prywatności. Chyba nie zostawisz jej tak samej?
- Właściwie to na tym polega prywatność.
Przesunął wzrokiem po Minamoto; nieodgadniony błysk zalśnił w krańcach jego przymrużonych ślepi, ale nim jakakolwiek emocja skrystalizowała się na twarzy, usta drgnęły, a on się uśmiechnął burząc wcześniejszy obraz. Rzadka rzecz.
Jeszcze przed wyjściem, choć miał już zaplanowany cały strój, długo męczył się z zostawieniem jednorazowej maseczki. Leżała na samym środku pustego blatu stołu; na podłodze walała się masa śmieci, gazet i wydruków, tworząc ogromny chaos dookoła czegoś, po co musiał sięgnąć. Palce miał jak zgrabiałe; drżały mu i zaciskał je cały czas w pięści, odwracając wzrok i wracając nim na nowo prosto w kierunku maski.
Ostatecznie tylko dzięki gwałtownej reakcji - wyjściu, trzaśnięciu drzwiami i zbiegnięciu po schodach - zdołał się powstrzymać przed złapaniem za nią i założeniem. Najgorzej było na początku - czuł się obnażony i wystawiony na ostrzał cudzych spojrzeń. Oceniany. Teraz jednak zapomniał kompletnie o fakcie, że ktoś był w stanie w pełnej krasie dostrzec pogardliwe rozbawienie; to jak spomiędzy spękanych warg wysuwają się białe zęby; jak lśnią w złotym blasku świec kły - i jak przy byle ruchu mięśni wyostrza się faktura blizn, wyszczególnionych nawet mimo nałożonego trupiego makijażu. Warui pochylił się nieco w stronę Enmy.
Chciał już coś powiedzieć, ale dokładnie w tej samej sekundzie, w której zaczerpywał tchu, wśród muzyki, zgiełku, rozmów i śmiechów rozległ się głośny trzask. Zareagował jak pies; automatycznie i nerwowo. Poczuł jedynie, jak łopatki ściągają mu się w naturalnym odruchu, prostując plecy i przekrzywiając tors frontem do...
... komentarz nieznajomego nie mógł być trafniejszy.
Wychwycił go tylko cudem, może dlatego, że stał blisko Enmy, a Enma - blisko komentatora. Starczyło jednak, by zdać sobie sprawę, że albo spektakl był niesamowicie wiarygodny, albo...
Wąskie źrenice rozszerzyły się natrafiając na ostry kraniec szkła podetknięty pod szczękę Miyazaki; złoto tęczówek stało się jedynie cienką obręczą ciasno opinającą nieprzeniknioną czerń.
Rozluźnione atmosferą zabawy tkanki zaczęły twardnieć pod wpływem nagłego uderzenia adrenaliny; gdyby nie warstwy ubrań, jakie miał na sobie, z łatwością można by dostrzec jak mięśnie tężeją, ściągane pod wpływem chwili agresji.
Patrzył na mężczyznę; w głowie odbijało się zbyt wiele głosów. Pytania o to, co tu właściwie ma miejsce. Szydercze wytyki, że mógł trzymać gardę, a nie opuszczać ją tylko dlatego, że znajdowali się na balu.
Niby charytatywnym.
Wreszcie w echach umysłu rozległ się ton Tsukiko, kiedy jeszcze odgrywając swoją rolę.
"Mam w takim razie upiorną nadzieję, że zadbałeś o odpowiednią dozę mroku w naszym grafiku.”
To on ją tu przyprowadził.
W jakimś stopniu zagwarantował jej to, czego chciała. Nawet jeżeli miało przyjść wkrótce, poczucie winy nie zdążyło się jeszcze jakkolwiek objawić; miał wrażenie, że czaszkę wypełnia mu biały szum, przerywany jedynie szeptem wcześniej wypowiadanych przez ludzi zdań - nic konkretnego, nic, co by mu się przydało. Sięgnął dłonią na bok; bezgłośnie, nie tworząc żadnego hałasu.
Pod opuszkami wyczuł lodowatą, śliską powierzchnię metalu.
Nóż?
Palec przesunął się wzdłuż przedmiotu, trafiając na ostry kraniec. Jeden z trzech. Widelec. Też dobrze. Podważył sztuciec kciukiem, chwytając go niespiesznie w dłoń. Zważył. Z tej odległości ciężko będzie spudłować - miał może dwa i pół metra dystansu. Wzrok na sekundę uciekł mu ku Tsukiko, ale prędko na powrót skupił się na jasnowłosym.
Kto to, do licha, był?
Ciepło ręki przeniknęło przez zimno przedmiotu. Nie miał czasu na zgadywanie; nie interesowało go to właściwie. Zamachnął się; dało się dostrzec jedynie szybkie śmignięcie ramienia; rozmazaną plamę, gdy zgięciem nadgarstka posłał pocisk przed siebie... w tej samej sekundzie robiąc dziwny krok w lewo. Rozległ się huk i szurnięcie, gdy uderzył biodrem w stół przestawiając go o pięć głośnych centymetrów. Zdążył po tym jedynie zarejestrować metaliczny dźwięk widelca, który - zamiast w jasnowłosego - trafił żałośnie* w posadzkę, po której prześlizgnął się prosto w tłum coraz bardziej zaintrygowanych zbiegowiskiem ludzi.
Ledwo docierało do niego, że w tej aferze przechodząca obok, podchmielona już nieźle wampirzyca dostrzegła całą scenę i przerażona skoczyła niekontrolowanie w przypadkowym kierunku - pechem: prosto na niego. Razem polecieli w mebel, tylko cudem utrzymując się na nogach; Shin'ya odruchowo złapał się krańca blatu, palcami trafiając prosto w miękką masę z musu mango, drugą ręką przytrzymując żywy taran drogowy. Zaskoczona, oparta o niego dziewczyna spojrzała prosto w jego twarz, ale nie miała co liczyć na odwzajemnienie spojrzenia. Nie tracił czasu; i tak już się zdradził. Machinalnie odszukał bark i odepchnął od siebie wątłe ciało, robiąc pierwszy krok w stronę Miyazaki i jej
(kurwa)
podwinął rękaw
(już)
stulił rękę w pięść
(martwego)
szarpnął ramieniem
(oprawcy)
wyprowadzając cios.



従順な


Warui Shin'ya

Miyazaki Żałość Tsukiko, Hasegawa Jirō and Munehira Aoi szaleją za tym postem.

Nakamura Kyou

Nie 13 Lis - 20:25
Możliwe, że zwyczajnie się nie spodziewał aż tak silnego uścisku - a może kobieta miała znacznie więcej pary w rękach od niego samego? Chociaż nie, aby ta kwestia miała być dla niego jakimkolwiek zaskoczeniem. Nigdy nie był sportowcem, nigdy nie troszczył się tak bardzo o to, aby budować własną siłę. Wręcz przeciwnie - był łatwym celem do spuszczenia łomotu, co też i nie raz mu się przydarzyło. A może po prostu sam się najczęściej o to prosił? Z pewnością wiele osób mogłoby to tak określić.
- Samo Fukkatsu też jest doskonałym miejscem, właściwie to tam studiowałem. Nie na tym uniwersytecie Fukkatsu, ale w mieście - doprecyzował niczym nawyk ze starych czasów. - Chętnie bym cię oprowadził trochę bardziej po mieście, ale niestety praca rzadko pozwala mi na pojawianie się w samym mieście - kontynuował, uznając że w łatwy sposób może skłamać, że mieszka gdzieś w okolicznych wioskach - jeśli nie w samej Sawie. W końcu jak mężczyzna będzie w stanie sprawdzić jego słowa? Nie będzie! I nigdy zresztą się już nie spotkają...
- Sześć lat? Szmat czasu... - przyznał, zastanawiając się przez moment, jak wiele zmieniło się przez ten czas w tym, czego jako duch nie dostrzegał. Nie był w stanie widzieć każdej  zmiany, która w większości przecież go nie dotyczyła. Nie mógł sprawdzać łatwo informacji, zmieniać kanałów w telewizji - nie był w stanie robić tego, do czego zarówno jako student, a później i nauczyciel przywykł, szukać informacji. Uczyć się, rozwijać. Może nawet tęsknił za trzymaniem w dłoniach nowej książki? Czytania artykułów na telefonie odnośnie ostatnich wydarzeń?
Uśmiechnął się nieco zakłopotany, wcale nie odmawiając alkoholu, który wypił wręcz na raz. Nie był nigdy typem ogromnego pijaka - a jednocześnie wcale nie miał zamiaru dzisiejszej nocy się powstrzymywać, choć wyraźnie nieco się skrzywił przy pierwszych łykach. Ponad dziesięć lat nie pił - kiedy był ostatni raz? Kiedy podjął się pracy w szkole, jeszcze na studiach? Możliwe, chociaż niektóre wspomnienia naturalnie się zacierały po takim czasie, tym bardziej przez czas, kiedy trwał jako duch.
Tyle lat trzymania się i pilnowania, żeby nie zapomnieć - żeby nie zniknąć. Czy jedna noc, podczas której posiadał ciało, mogłaby to wszystko zaprzepaścić? Przez odrobinę alkoholu? Nie, wątpił, na pewno tak nie mogłoby się stać.
Spojrzał zaskoczony za Rają, kiedy ta zdecydowała się jednak ich opuścić, ale skinął głową, nie mając tak naprawdę nic przeciwko. W końcu zaprosił ją tutaj w ramach przeprosin - i może nadziei, że podobne wyjście mogło dać jej chociaż odrobinę ukojenia dla tego dziwnego niepokoju, który pojawiał się w jej snach.
- Miłego tańca - rzucił jeszcze za nimi, po tym znów zwracając się do Ivara, tym bardziej w momencie, w którym ten rzucił słowa o... wykorzystywaniu? Uśmiechnął się lekko. W końcu brzmiało to nie tylko na dobrą przyjaźń, a może coś więcej między nimi? Chociaż niekoniecznie była to przecież jego sprawa - tym bardziej, kiedy spoglądał na nowo na urządzenie, ustawiając avatar i obserwujac spokojnie przydzieloną sobie rolę. Po tym kliknął szybko coś na nim, chowając do kieszeni płaszcza.
- Mhm. Jakiś pomysł, kto jest mordercą? - zapytał spokojnie z uśmiechem, zaraz zgarniając z tacki przechodzącego kelnera alkohol, który stanowczo miał trafić do kogoś innego - ale jakoś wcale mu to w tej chwili nie przeszkadzało. Co mu zrobią? Rano znów będzie duchem...
- Właściwie to tak, nie mam w zwyczaju celebrować halloween. Mam sporo pracy zazwyczaj i... - powstrzymał się, zauważając stan, w jakim nagle mężczyzna się znalazł. Przesunął wzrokiem zaraz za tym obrazem, na który ten się zapatrzył, samemu do końca nie rozumiejąc, co właściwie miało miejsce. Zanim zdążył jednak zareagować, towarzysz Ivara znalazł się obok, wyraźnie panując nad sytuacją.
Chociaż widząc też, co miało miejsce na sali, sam powoli zaczął się wycofywać w kierunku balkonu, łapiąc po drodze kolejne szkło z przygotowanym drinkiem.

| Kyou zt w kierunku balkonu
@Yōzei-Genji Madhuvathi  @Keita Gotō (love you, mam nadzieję, ze się nie obrazisz za przestawienie, na balkonie też się do ciebie odezwę. Główna sala - Page 6 1261403662 )  @Ivar Hansen


Główna sala - Page 6 VSPSQK5
Nakamura Kyou
Miyashita Ruuka

Nie 13 Lis - 21:11
Zabawę czas zacząć. Przynajmniej tak mógł skomentować początek rozgrywki, która wydawała się ciut... nieznacząca? Gdyby nie to, że jeszcze pamiętał o zapisie na 'łowy', to z pewnością ciemnowłosy przeoczyłby całe zajście. Tym bardziej, że swoją uwagę skupiał na zdobywaniu zimowych zapasów oraz napełnianiu własnego żołądka po długim okresie wyimaginowanego głodu.
- Tsk - parsknął tylko pod nosem, kiedy jakaś osoba w niekoniecznie stosownym dla duchowych gości zaczęła wypytywać się innych o role. Być może to sama niechęć do nie-do-końca-rozgarniętej organizacji, ale Ruu zrobiło się gorąco. Pewnie też dlatego sam chłopak postanowił pochwycić jakąś butelkę i zabrać talerz z przekąskami, udając się w stronę wyjścia, co by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i potencjalnie ochłonąć.

z/t


Główna sala - Page 6 3TGCubZ
Miyashita Ruuka
Nakajima Haru

Nie 13 Lis - 21:43
Być może to wszystko jest snem. Być może drobiny żwiru nie chrzęszczą wcale pod ciężkim krokiem wojskowych butów, a chłód nocy nie kąsa odsłoniętych fragmentów skóry niczym zniecierpliwiony kochanek. I może ciepły blask świec nie otula sobą wcale dwóch, jakże nieprzyzwyczajonych do swojej obecności sylwetek; noc zaś nie spoziera na nich z politowaniem uschniętych liści szeleszczących gdzieś w mroku. Bo może wcale tak naprawdę nie opuścił bezpiecznych przestrzeni swojego mieszkania, może cisza dalej zaciskała szpotawe paluchy na jego gardle. Może wciąż stał pochylony nad umywalką, trzymając się jej ram kurczowo, ze wzrokiem zwróconym na lejącą się z kranu wodę spłukującą plamy krwi. Odmawiając uparcie wyprostowania się, spojrzenia w popękane lustro (postacie w odbiciu szczerzą się do niego szeroko, z radością zmiażdżonych czaszek i połamanych kości) nim bezradność, ból oraz żal raz jeszcze przejmą nad nim kontrolę. Ale Haru wie, że nie tak łatwo jest mu pogrążyć się w marach nieświadomości, że jeszcze pierwsze promienie słońca nie wspięły się za linię horyzontu, sygnalizując odpoczynek, że czerń myśli należy tylko i wyłącznie do niego, nie zaś do pogrążonej w niebycie podświadomości (wie też, że jego nowi przyjaciele nie do końca potrafią rozrzedzić okalające umysł ciemności). Nie śni, nie śni. A mimo to nie potrafi się powstrzymać, gdy drobna, wypielęgnowana dłoń, tak krucha w obliczu jego dotyku, wślizguje się na powierzchnię ręki przysłoniętej częściowo skórzaną rękawiczką. I chłopak liczy, kciukiem przesuwając po każdym pojedynczym, szczupłym palcu, tak delikatnie, jakby był to odruch bezwarunkowy. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Nie śpisz Haru.
— Coleridge — odpowiada jej, nim niezręczność rozciągnie się do niebotycznych rozmiarów, pochłaniając sobą wszelkie możliwe słowa — Ale byłaś blisko — dodaje łagodniej, choć w niskim tonie głosu można wyczuć rozbawione wibracje. To nic, nie musiała znać najdoskonalszej prozy ni zawiłych wierszy, została zaproszona, by się bawić, skryć w tłumie strachów i upiorów, pić tyle ile zapragnie oraz jeść ile tylko będzie chciała, bez wspominania o kiepskich ocenach oraz swoich rzekomych brakach. Żadna troska nie powinna musnąć jasnych skroni, niezadowolona iskra zalśnić w srebrze tęczówek, ładnie skrojonych warg grymas jeden nie wykrzywi. I Nakajima nie ma pojęcia, jak to winien zapewnić, kiedy nieporadność oraz ubogie zdolności w komunikacji międzyludzkiej pozostawiały tak wiele do życzenia. Jednak zamierza się starać, zaprosił Raikatsuji w ramach przeprosin, świadomy, że nie uczyni tego wieczora niezapomnianym, ale przynajmniej będzie on znośny. Wspólnie zanurzają się we wnętrze rezydencji, mnogość głosów oraz aromatów dochodzi jakby z oddali, wszelkie dźwięki tłumi miękka wata adrenaliny, która uderza wprost do szybciej uderzającego serca, przypominając, jak bardzo nie przepadał za tłumami, jak łatwo można było zagubić się w morzu ciał i mimo wszystko wciąż być samotnym. Wszystkie zmysły koncentruje więc na dziewczęciu obok, na niespodziewanym chłodzie bijącym od własnego ramienia, na jej pewnych ruchach pozbywających się dyniowej głowy i licach skrytych pod makabrycznym makijażem.
— Ed Justin byłby dumny z takiego Dyniogłowego — mówi, nim zdoła przygryźć język oraz mentalnie kopnie się w kostkę. Miał unikać tematyki poezji, wychodził przez to zdecydowanie na pretensjonalnego dupka — Niezły — przytakuje po chwili, krótszej niż mu się wydaje, lecz dłużej, niż by sobie tego życzył — Całość wygląda upiornie ty wyglądasz upiornie, jednak nie brzmi to dobrze nawet w jego myślach, a przecież nie ma w tym nic ponad pochwałę dla pomysłowości szarookiej. Halloween było tożsame z horrorami nieustannie lecącymi na ekranach telewizorów, z lękami szelestem wydobywającymi się z przestrzeni zamkniętych szaf, z cieniem majaczącym w kąciku oka. Z niepewnością oraz trwogą. Było, albowiem teraz liczniejsze od zmór, wilkołaków, wampirów i mumii — klasyków gatunku — były pielęgniarki o zbyt krótkich spódniczkach, zakonnice namawiające do grzechów wszelakich, koty i demony nic z siłami ciemności niemające wspólnego. Wystarczył ledwie pobieżny rzut oka, by brunet mógł dostrzec więcej odsłoniętych męskich klatek piersiowych, niż by tego pragnął. Jakaś jego część, była nawet wdzięczna temu upadkowi tradycji, ta, która czasem zauważała biel kości wystającą z półprzezroczystego przedramienia, nonszalancko opartego o jakąkolwiek powierzchnię, kiedy poszarpaną przez szkło i odłamki metalu twarz dzieliło ledwie kilka centymetrów od jego własnej. Inna część z kolei była niemal rozgoryczona, ta, która namawiała w dzieciństwie do nocnego wymykania się na maratony strasznych filmów, do wysłuchiwania podcastów o niewyjaśnionych zjawiskach, która nakazywała kolekcjonować wszelkie książki o paranormalnej tematyce i teraz złościła się, że erotyzm stał się nieodłącznym elementem dzisiejszego święta. A może to nie tylko Halloween, ile razy widział komentarze — niezależnie od płci — pod zdjęciem, czy krótkim filmem przedstawiającym totalnego goblina, paskudną maszkarę, głoszące hear me out? Zbyt często i nie rzadko pod jego własnymi wideo. 
Obawiam się, że ofiary dżumy są zmuszone zachować milczenie w tym przypadku — czy to zabrzmiało, jak żart? Czy to w ogóle było śmieszne? Nie zdąży tego roztrząsnąć, pożałować komentarza, o fryzurze panny dyni też nie wspomni. Shiimaura nie czeka, odwraca się do niego plecami z prośbą, swoistym zadaniem i Haru musi przymknąć powieki, odetchnąć głębiej, nim przypomni sobie, że przed sobą nie ma wściekle różowych pukli, miast tego na wąskich ramionach rozpościera się kaskada lśniących włosów barwy onyksu. To wystarczy, by na nowo odnalazł równowagę, by paznokcie przesunęły się niemalże drażniąco po kobiecym skalpie głowy, kiedy próbował zapanować nad odstającymi kosmykami, zahaczając delikatnie knykciem palca wskazującego o płatek ucha, odgarnął kolejne pasmo, nim wziął się do zaplatania luźnego warkocza. Nie znał żadnej innej fryzury, praktykował tą zresztą tylko na młodszych kuzynkach (czyjaś twarz nadal pozostaje rozmazana, szumiąca statyczną bielą) i miał nadzieję, że to skromne doświadczenie będzie dla Rai wystarczające.
— Nie przepadasz za przyjęciami, czy za tematyką? — odzywa się w końcu, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi. Nie zdecydowałaby się tutaj przyjść. Czy to zwykła grzeczność nakazała jej się zgodzić? Wątpił. Brunetka nie wydawała się mu szczególnie spętana konwenansami, czy oczekiwaniami społeczeństwa — może to był zwykły impuls? Wyciąga dłoń, czekając, aż dziewczę zdejmie z przegubu gumkę, aby tym samym mógł zakończyć swą karierę fryzjerską. Kiedy warkocz zostaje spięty, chwyta ją za szczupłe ramiona i okręca młodszą od siebie studentkę tak, by ponownie rubin tęczówki, spleść się mógł ze srebrem jej wzroku. Smukłe palce chłopaka chwytają ją za podbródek, unosząc go niespiesznie, ostrożnie, żeby przypadkiem nie rozmazał makijażu i druga ręka wyciąga pojedyncze pasma, tak żeby wraz z grzywką mogły zdobić ładną twarz niczym ramy wymyślnego obrazu. Odsuwa się, trochę nie wiedząc, co dalej, co teraz powinien zrobić, zaproponować, wdzięczny, że maska zakrywa całe zagubienie, które mogło odbić się na jego obliczu.
— Gotowe — informuje, jakby to nie była oczywista oczywistość — Wolisz się rozejrzeć, czy...? — tutaj wskazuje na talerze z łakociami. I tylko jedna myśl przebija się przez wir innych, ta, która przyspiesza bicia serca, która czerń źrenic zmniejsza do wielkości główki szpilki. Nie każ mi tańczyć Raikatsuji, ja się do tego nie nadaje.

@Raikatsuji Shiimaura
Nakajima Haru

Warui Shin'ya, Mistrz Gry and Raikatsuji Shiimaura szaleją za tym postem.

Minoru Yoshida
Wto 15 Lis - 1:17
Wyczuwając subtelny dotyk, przez chwilę myślał, że to będzie właśnie moment, w którym razem rozluźnią się w swoim towarzystwie i przez ułamek sekundy zapomną o goniących za nimi zmorach. O szarej codzienności, która próbowała dobić go każdego dnia, a także  o piętrujących się obowiązkach. Telefon, choć wyprowadził go z równowagi, tak nie zamierzał przekładać emocji z nim związanymi na wspólnie spędzony czas. Innego zdania był jego partner, gdzie z miłego i subtelnego dotyku, którym poczęstował go tak niedawno, zaczął przypierdalać się do niego o rozmowę przez telefon. Choć Yoshida nie zapomniał jaki drink uwielbiał mężczyzna, tak najwyraźniej Hime zapomniał w jakim świecie żył Cayenne. Czy to właśnie tak smakowała utrata chęci do objęcia kogoś mu bliskiego w pasie? Czy w sumie mógł w ogóle mówić o tym, że Hime był dla niego w jakiś sposób bliski?
Hime. . . Ja nie wiem, czy przez ten czas zapomniałeś, z kim na co dzień przychodzi mi pracować — zaczął powoli i spokojnie, oblizując swoje wargi — Jeżeli moi ludzie pierdolą robotę, którą im zleciłem, to tak. Jest to taka praca, gdzie muszę kurwić na pół sali. Przykro mi, ale nie pracuję w branży, gdzie uprzejmą prośbą i dobrym słowem dopnę swego. Przecież o tym wiesz, a może zdążyłeś zapomnieć? — skomentował niezwykle ozięble, ale też tak, by wypowiadane słowa były słyszalne wyłącznie w ich otoczeniu (psikus, niesłuszne oskarżenie o zdradę).
Z jednej strony nie mógł mu mieć tego za złe, że nie pomyślał o czymś takim. Z drugiej wzrosło mu ciśnienie na samą myśl o tym, że zaczął tą bezsensowną gadkę, nie wiedząc nawet co miała ona oznaczać. Miał do niego pretensje oto, że wykłócał się z kimś przez telefon z uwagi na pracę? Nawet jeżeli pracą to nie było, nadal nie rozumiał skąd wyniknęła jego reakcja, gdzie te 6 lat temu problemu oto nie miał. Mógł kłócić się z każdym, nawet z nieistniejącym bratem.
Jak nie chcesz wiedzieć to na chuj pytasz — wycedził przez maskę, czując jak resztka dobrego nastroju dosłownie z niego ulatuje. Może po takiej przerwie nie było mądrym, aby zabierał go na jakiś bal, chcąc zacząć polepszać stosunki między nimi. Zacząć poznawać siebie na nowo. Nie spodziewał się chyba, że jeżeli zacznie go poznawać, to od najgorszej strony, której do tej pory nie miał okazji widzieć. Czy to przez niego właśnie taki się stał? Czy gdyby wrócił tuż po tym jak udało mu się uciec, Hime zachowywałby się dokładnie w taki sam sposób? Było to nurtujące pytanie, na które raczej nigdy nie zdoła poznać odpowiedzi. Miał jednak wrażenie, że niezależnie od tego, że jego zniknięcie nie było w pełni zależnie od Minoru, Hayami do końca życia będzie go za to obwiniać. Obwiniać za to, że został porwany, a kiedy udało mu się przeżyć katusze, które tam znosił, nie miał wystarczająco siły, aby wrócić.
Rozumiem, że właśnie tak chcesz spędzić ten wieczór? — spytał w końcu, czując to spojrzenie na sobie. Czując to ukucie bólu w klatce piersiowej — Jeżeli nie chciałeś tu przychodzić, po co zgodziłeś się na wspólne wyjście? Żeby mi teraz wypierdalać wszystkie możliwe brudy? Na tym Ci właśnie zależy? — rzucił już wyraźnie zły, a tę złość potrafił wyrażać w sposób nieuprzejmy. Nie rozumiał, po prostu nie rozumiał dlaczego Hayami zaczął się przypierdalać do niego zupełnie bezpodstawnie. Nawet rzucona słomka do jego alkoholu nie sprawiła, że poczuł się lepiej. W zasadzie czuł się jak stłamszone gówno, tylko dlatego, ponieważ chciał go tu zabrać. Rozumiał, że to jest jego dalsza część pokuty, którą musi znosić?  
Wiem, dlatego spytałem Cię oto kurwa z troski — przyznał, choć te wyznanie nie należało do najprzyjemniejszych — Zresztą, nieważne jak to powiedziałeś — dodał równie nieprzyjaźnie. W zasadzie delikatny ból w klatce piersiowej, który rozrastał się z każdą chwilą spowodował, że swój alkohol wcisnął Hayami w dłoń, odchodząc od niego, by móc ochłonąć. A chciał go skomplementować, wspomnieć coś o tym, że napracował się i postarał się, aby stać się księciem tego balu. Nie minęło nawet dobry kwadrans, a on nie zdążył  sypnąć mu trochę miłego słowa, z którym miał ochotę podzielić się tuż po tym jak alkohol zamieni z niego oschłego dupka w całkiem przyjemnego dżentelmena. Najwyraźniej będzie to znacznie trudniejsza do tego droga.
I może właśnie dopiero w chwili kiedy poszedł w głąb ludzi, przestając trzymać się ubocza przy jakimś filarze, mógł dostrzec pewien spektakl, który rozgrywał się na środku sali. W tym momencie nie wiedział, czy narastające uczucie złości było spowodowane po prostu gorszym nastrojem, a może samym faktem, że widział znienawidzoną Miyazaki w towarzystwie szaleńca. Wokół niej osoby, gdzie próbowały interweniować, a przy tym wszystkim brak ochrony, która dawno powinna zainteresować się Krwawymi Łowami. Ktoś do serca wziął sobie nazwę zabawy z rozgrywającej się aplikacji. Ale kto to był, skoro nienawidził ją tak samo mocno, co sam Yoshida? Zacisnął dłoń na rękojeści laski, bijąc się z myślami. Wrócić do wkurwiającego go Hayami'ego czy zaangażować się, by upewnić się, że jedyną osobą, która zabije Miyazaki będzie on sam?

@Hime Hayami


Główna sala - Page 6 EHjauEm
Minoru Yoshida
Ivar Hansen

Wto 15 Lis - 14:57
  Ten bal był tak chaotyczny, że powoli zaczynał nie dostrzegać to, co wokół niego się działo. Nie zauważał biegających dzieci, ani rozmów innych ludzi, odcinając się od obcych mu głosów, chcąc czuć się komfortowo w swojej strefie. Może właśnie dlatego nie zarejestrował momentu, w którym Keita zbliżył się do kogoś na tyle, że podarowana czułość była czymś, o czym Ivar mógł jedynie pomarzyć w najskrytszych pragnieniach. Takich, do których sam nie chciał się jeszcze przyznać. Widział to, doskonale odnalazł urokliwą postać, a mimo to postanowił odwrócić od tego swoje spojrzenie, nie chcąc pamiętać tego widoku. Może właśnie dlatego nie zwrócił na to większej uwagi, ostatecznie mężczyzna miał swoje życie i nie wiedział, jakie relacje łączyły go z innymi mieszkańcami. Choć nie tak dawno przyznał, że w teorii jest mu najbliższy, tak dostrzegał grono znajomych, którymi otaczał się towarzysz.
  — Ja mieszkałem tu już wcześniej, więc tego nie oczekuję. Nie jestem bezpośrednio stąd, ale przeprowadziłem się tu z ojcem... jak byłem dzieckiem, więc nie musisz mnie przekonywać do Fukatsu — odpowiedział krótko, nie mając siły i ochoty rozwodzić się nad tym, jak bardzo jego dzieciństwo zmieniło się za sprawą tej decyzji. Może gdyby zostali w Norwegii, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Może byłoby prostsze.
  Dodatkowo wizja tego, że miałby ktoś obcy go oprowadzać po mieście była dla niego nurtująca. Nie potrzebował tego, ponieważ Fukatsu doskonale znał. Również nie rozumiał dlaczego mężczyzna już po pierwszych chwilach znajomości deklarował takie obietnice, skoro i tak nie mógł z uwagi na pracę. Jednak ten temat odszedł na bok równie szybko co się pojawił.
  — Niestety pomysłu brak — uśmiechnął się z uprzejmością, ponieważ rzeczywiście ciężko było mu to zgadywać. Nie znał tu nikogo, a na podstawie wymienionych kliku zdań, nie mógł określić, czy ktoś pasuje do profilu mordercy. Poza jedną, jedyną osobą, ale na niego nie mógł głosować.
  — Zresztą, to i tak bez znaczenia, bo odpadłem już z rozgrywki — westchnął smutno, czując to jak napracował się nad podobizną, a jak szybko ludzie go wykasowali. Nigdy nie był dobry w tego typu zabawach, więc może to i lepiej.
Dalsza część zabawy przestała mieć znaczenie, w momencie kiedy prawdziwy horror zaczął rozgrywać się pośród par, które pojawiły się na tegorocznym balu. Słowa do niego nie docierały, ani te od Nakamury, ani jakiekolwiek inne. Głucho wszędzie, cicho wszędzie... jedynie makabryczność obrazu docierała do jego zmysłów, wywołując u niego odruchy traumy. Potwory z przeszłości pragnęły go dopaść, a on nie mógł uwolnić się z paraliżu, w który go chwyciły.  
Hej. Wszystko okej.
  Słowa te, choć niezwykle kojące, odbijały się echem od umysłu mężczyzny, starając się walczyć ze swoimi lękami. Uczucie to było nie do opisania, nie rozumiał też do końca dlaczego musiał zareagować w ten sposób. Starając się wyrwać z tego upiornego transu, dopiero znajomy i silny mu dotyk uwalnia go z sideł bezsilności, powoli i miarowo odzyskując czucie nie tylko w nogach, ale i na całym ciele. Nie wiedział, w którym momencie szklanka trzymana w dłoni wyślizgnęła mu się z ręki, rozbijając ją w drobny mak. To było przed czy po przyjściu Keita?
  Nie odzywał się, przytakując jedynie ostatnim słowom, które tym udało się przebić przez silną powłokę strachu. Odsunął się, na jeden krok i mimo tego, że mrowiące uczucie jasno sugerowało, że mógł ruszyć się z miejsca, czuł że jego nogi były jak z waty. Wątłe i niechcące współpracować.
  — Nie dam rady — wykrztusił z siebie, odruchowo łapiąc mężczyznę mocniej za dłoń, prawdopodobnie przelewając w ten sposób swój cały lęk, który gromadził się w nim przez tę krótką chwilę — Nie jestem w stanie się ruszyć — dodaje po złapaniu dwóch, może trzech panicznych oddechów, starając się odnaleźć w tej niekomfortowej dla niego sytuacji. Spojrzenia nie odwrócił od przedstawienia niezwykle dla niego brutalnego. Nie był w stanie opuścić Miyazaki, którą znał, a której działa się krzywda, mimo że faktycznie przy niej w ogóle nie był.
  — Ja nie mogę się ruszyć, Keita. Nie zostawiaj mnie teraz — odzywa się nagle i pod wpływem emocji, bojąc się zostać z tym sam. Nawet jeśli mężczyzna przy nim był i starał się już mu pomóc, tak Ivar najwyraźniej potrzebował pewnej deklaracji, przez którą może poczuje się pewniej — Proszę, nie idź nigdzie, nie idź tam — dodaje, odblokowując w sobie zalążek troski oraz świadomości, gdzie mężczyzna chciałby załatwić to po swojemu. Zapomniawszy o tym, że sprawy chciał zostawić ochronie, uczucie strachu całkowicie zaczęło przez niego przemawiać — Proszę, Keita. Nie możesz tam iść. Nie mogę Cię stracić. Nie może stać się Tobie krzywda — majaczy nie do końca świadom wypowiadanych słów, łapiąc się za głowę, czując jak to go wszystko przerasta (psikus, okazywanie komuś uczuć. Czuje jak ból w skroni rozprzestrzenia się błyskawicznie, a on walcząc z bezsilnością, nie był w stanie nic zrobić. Zupełnie nic.

@Keita Gotō
Ivar Hansen

Gotō Keita ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Wto 15 Lis - 16:59
Niemal po szlachecku, dygnęła, odgrywając też scenkę dla wcielenia swojej postaci. W podziękowaniu. Za rozmowę. Za towarzystwo. Za rozmowę. A zastany tłum kolorów i wirujących świateł, wprawiły ją w swoisty stan ekscytacji. Nie dlatego, że uwielbiała podobne wydarzenia. To artystyczna sceneria napawała ją przyjemnością. I chociaż w założeniu, całość miała wpisywać się w kanon Haloween z mrokiem w roli głównej, to zestawienia barw, woni i ruchów, tworzyło niemal senną scenerię jedno z obrazów, jakie ostatnio malowała. Czuła się tak, jakby wkradła się poza ramy obrazu i zaglądała do środka, wplatając swoje jestestwo w kanon malarski. Nie przeszkadzało jej nawet spore zamieszanie (a nawet niejedno) i szarpanina, od której w teorii miała trzymać się z daleka. Rościła sobie prawo do mniemania, że było tam już wystarczająco tłoku i osób prawdopodobnie bardziej utalentowanych do ogarniania posobnych naleciałości imprez. Nie omieszkała jednak prześlizgną się całkiem blisko przez zebrane jednostki. I to zapewne ja zgubiło.
Zatrzymała się w półkroku, dostrzegając coś bardzo znajomego w sylwetce, którą mijała niedaleko. Powinna była posłuchać intuicji, która pisnęła zaalarmowana. Zamiast tego, ciemne spojrzenie odwróciła w stronę twarzy - jeszcze przez chwilę zajętej rozmową., czy też śledzącą rozgrywającą się scenę. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy rozpoznała jasny błysk złota w oczach, które przecież znała. I kiedyś były jej tak bliskie. Bliższe, niż mogła się spodziewać. Nie powinny były robić na niej wrażenia. Było inaczej.
Zamarła sparaliżowana, słysząc jak kolejny dziś raz serce rozwija prędkość w gonitwie uderzeń. Tym razem jednak źródło mieszało się z chaosem tak wielu wrażeń, że robiło jej się słabo. I zimno. I gorąco, a żołądek wywrócił się w pętli zacisku. Nie. Nie. Nie tutaj. Nie teraz. Nie przy nim. On jeden z całego tłumu przecież wiedział. A całe lata milczenia upewniały ją, że musiał czuć to samo obrzydzenie do niej, jakie czuła do siebie. Czuła jak macki bólu oplatają skronie, jak zaciskają się. Niepokój wibrował, potęgując impuls, który wyprostował sylwetkę niby napiętą w skrzypcach strunę. Jak zaczarowana, stała nieruchomo, wpatrzona w jedną postać i chociaż ciało wyło, by się ruszyła, trwała w pozycji, niemal idealnie oddając wizję przebrania - upiora w bieli poszarpanej sukienki. Czy czas się zatrzymał? - Enma - czerwieniejące wargi poruszyły się z imieniem, które popłynęło ciszej, niż szept. I wystarczył ten jeden moment, a błysk złotych źrenic spotkał się z jej własnym. Czy ją widział? Czas przyspieszył. Jak oparzona, odwróciła się, by w kolejnej sekundzie przeciskać się pomiędzy tłumem. Nie była nawet pewna, gdzie dokładnie. Ignorowała tańczące głosy i nieustający, drażniący wszystkie zmysły szum, a może nawet swoje imię, które zadźwięczało w jej uszach. Nie była tylko pewna, czy usłyszała je, czy rozpaczliwie próbowała uciszyć sama we własnej głowie, głosy które drwiły.
Uporczywie ignorowała myśl, że postępowała głupio. Ale lęk dodawał skrzydeł, popychając ją dalej i dalej, w końcu dobijając najpierw chropowatej ściany, potem w panice zatrzymując się przy zamkniętym wyjściu - rozglądając się - za schronieniem. Potrzebowała uspokoić dudniącą w uszach krew, wycierając z bladych od makijażu, choć zaczerwienionych od emocji lic, tych kilka - równie głupich i dramatycznych jak jej zachowanie - łez. Wzięła głęboki oddech. Tłum pozwalał na anonimowość i jedna dodatkowa persona plącząca się przy ścianie - nie robiła różnicy. Prawie.

@Seiwa-Genji Enma  

edit: @Hasegawa Jirō


Ostatnio zmieniony przez Ejiri Carei dnia Sro 16 Lis - 22:36, w całości zmieniany 2 razy
Ejiri Carei
Hime Hayami

Wto 15 Lis - 19:53
Spojrzenie, jak dwie wielkie, srebrne monety zeszkliło się jaj ich polerowana powłoka. Hayami, choć kilka chwil temu tak pewny, dumny, przekonany o własnych słowach zmalał. Wbijany w drewnianą podłogę każdym kolejnym zdaniem, zgryźliwą uwagą, których tak naprawdę się nie spodziewał. Odsunął się nieznacznie, wpatrzony w jego twarz w dosyć tępym, może i odrobinę zszokowanym wyrazie. Przestraszył się? Najpewniej, gdzieś w głębi siebie, serce zatrzepotało pełne stresu, oddech się pogłębił. Nie o to przecież mu chodziło, prawda? Żadne z wypowiedzianych zdań nie było zabarwione formą wyrzutu, rzucone były na wiatr, po prostu, ot, bez uwagi. Nie miały być przytykiem, grzebiącym w świadomości Minoru jak w ognisku, nie chciał go przecież denerwować. Sam też przecież wycofał się z tej rozmowy, zdając sobie sprawę z tego, jak jednak mogło to zabrzmieć. A ten kontynuował, niezależnie od reakcji. Jakby wcale na niego nie patrzył.
Otworzył najpierw usta, by wyjaśnić swe intencje, a ten dalej, i dalej, nóż wpychał w i tak głęboką ranę, zmuszając go ciszy. To, w jaki sposób wypowiadał się o mężczyźnie z Tsunami nie było wyrazem jakiejkolwiek formy wyrzutów w stronę inną, niż jego. Nie było też rzeczą, o której mówiło mu się łatwo, gdy tak na dobrą sprawę został potraktowany w najwyższej formie nieposzanowania, niszcząc i tak kruchą pewność siebie. Zęby zacisnęły się na dolnej wardze, gdy broda drgnęła nerwowo. Nie chciał płakać. Nie miał trzech lat. Nie przy nim, jeszcze nie teraz, gdy ostatnio dał mu wystarczający pokaz swoich możliwości.
Ręce ciasno zacisnęły się dookoła ramion. Nie na to liczył, a tym bardziej nie tego potrzebował. Tej samozwańczej troski, rzucania kurwami. Odrobiny zrozumienia, głupiego "opowiesz mi o tym, gdy będziesz gotowy". Bo może i kiedyś chciałby, tak jak i sam nie naciskał na Yoshidę, by przytrzymać go siłą, zmusić do tego, by mówił, gdzie ten również gotów nie był. Albo wszystko, albo nic. Przecież to nie tak ma wyglądać.
Nie odezwał się do momentu, w którym ten go zostawił, samego, znowu, gdy zabolało najbardziej. Odwrócił spojrzenie w bok, z dala od otaczających go twarzy, by odbijająca się na skórze łza zniknęła w miękkich falbanach rękawa satynowej koszuli. Musiał odetchnąć, kompletnie zbombardowany jego słowami, gdy te odbijały się jeszcze echem.
Może to lepiej, że został sam. Na kilka długich minut, w trakcie których zniknął drink jeden, dwie kolejne lampki szampana. Nie potrafił się uspokoić, ludzi dookoła było zbyt dużo, by mógł to w swoim tempie przetrawić. Kilka głębokich, wyraźnie roztrzęsionych oddechów nie przyniosło oczekiwanego efektu.
Ruszył w końcu, gdy alkohol zadziałał w stronę, w kierunku której podążył mężczyzna. Modlił się, że i on zdążył ochłonąć, może i zdać sobie sprawę z tego, że sposób, w którym z nim przed chwilą rozmawiał wcale nie był lepszy. Wypatrzył go, na szczęście, charakterystyczną maskę, zapatrzonego na coś innego. Nawet nie spojrzał w jego stronę, nie sprawdzał, czy przyjdzie...
Kolejny głęboki oddech. Krucha ściana, która za zadanie oddzielać miała zewnętrzne bodźce od tego, co działo się w środku zadrżała w posadach, ale nie pierdolnęła jeszcze całkiem. Choć było blisko.
Yoshida, ja... poczekaj — złapał go za nadgarstek, jeśli ten zdecydował się jednak ruszyć w stronę zamieszania, które Hayamiego w ogóle nie zainteresowało. Miał coś, ba, kogoś ważniejszego na głowie — N-nie o to mi chodziło, naprawdę, nie denerwuj się na mnie — znów to samo spojrzenie. Wielkie, przestraszone i szkliste. Nadal trzymał go za dłoń, nie zamierzał też puścić.
Nie chcę psuć tego wieczoru, proszę, ja naprawdę... naprawdę nie to miałem na myśli — przełknął ciężko ślinę, oczy wbijając tam, gdzie zdawać się mogło były źrenice Minoru — Przepraszam.

@Minoru Yoshida


Główna sala - Page 6 Urb97L4
I was given a heart before I was given a mind
A thirst for pleasure and war, a hunger we keep inside
Hime Hayami
Hattori Heizō

Sro 16 Lis - 9:19
Słysząc dźwięk swojego imienia, skinął głową ku Rainerowi. W innej sytuacji być może poświęciłby mu więcej swojego czasu; może nawet zastanowiłby się nad tym, co łączyło go z Enmą, do którego tak otwarcie kleił się już na powitanie. Ale teraz… teraz spoglądał na to dziwaczne przedstawienie nieopodal. Nie było w tym niczego dziwnego – makabra od zawsze przyciągała ludzkie spojrzenia. I nie bez powodu tamowano ruch za każdym razem, gdy zdarzył się jakiś wypadek. Choć nie rozglądał się po sali balowej, był niemalże pewien, że niektórzy z uczestników już powyciągali swoje telefony, by skierować obiektywy kamery ku gwiazdom dzisiejszego wieczoru.
    — Jeszcze — rzucił mimowolnie w odpowiedzi, ale wzrokiem już wodził za nowym widokiem. Burza rudych kosmyków, która falowała w niekontrolowanym pędzie, gdy Warui ni stąd, ni zowąd zaczął miotać się dookoła, jakby wystarczył jeden bodziec, by odciąć go od zdolności racjonalnego myślenia. Hattori czuł, jak jego mięśnie napinają się, przechodząc w stan gotowości, jakby ciało już samoistnie wyczuwało, że za chwilę będzie musiało jakoś zareagować. Jakby coś podświadomie podszeptywało mu, że był w to zaangażowany. Przecież nie pozwoli, żeby-
    Widok podwiniętego rękawa zapalił czerwoną lampkę w jego głowie. Wystrzeliwując z miejsca do przodu, otarł się o ramię Rainera z taką siłą, że kwestią zaledwie kilku centymetrów byłoby wytrącenie go z równowagi, gdy i on właśnie kierował się ku centrum wydarzenia. To jednak nie jego chciał zatrzymać przed nieroztropną decyzją. To nie on w ślepym szale właśnie przymierzał się do ataku, który zaanonsował brzdęk upadającego sztućca, rzuconego wcześniej w jakimś idiotycznym odruchu.
    Co on, kurwa, sobie wyobrażał?
    Nie wtrącaj się – upomniał samego siebie w myślach, ale palce, jakby kompletnie stracił nad nimi świadome panowanie, w żelaznym uścisku zakleszczyły nadgarstek po stronie wyprowadzającego cios ramienia. Napięte przedramię zahamowało cios, przyjmując na siebie cały włożony w niego gniew i wszystko to, co akurat nim kierowało. Usta Heizō drgnęły, sprawiając, że przez jego twarz przemknął mimowolny cień niezadowolenia, bo przecież wiedział, jak niewiele brakowało, by doszło do tej całkowicie niepotrzebnej tragedii.
    — Shin, do jasnej cholery — głos wyrwał się spomiędzy warg bez charakterystycznego zdenerwowania, które w tej sytuacji powinno mu towarzyszyć. Wyrazy ostrym zdecydowaniem cięły powietrze, jak komenda rzucona pod adresem zwierzęcia, które na chwilę zapomniało, że przed momentem kazano mu stać w miejscu. Był to ton, który studził zapał i przywoływał do porządku nie dlatego, że Hattoriemu koniecznie zależało mu na posiadaniu choćby znikomej kontroli nad rudowłosym, ale dlatego, że chciał przebić się przez barierę niekontrolowanego amoku. Prośby o uspokojenie się na nic by się zdały. Potrzebował kubła zimnej wody, pierdolnięcia go w twarz tym kubłem, by gdzieś z głębi swojego umysłu – tam, gdzie jeszcze mógł tkwić zdrowy rozsądek – wygrzebał świadomość tego, że swoim pochopnym działaniem mógł skomplikować sprawy. Nawet zaszkodzić osobie, którą w przypływie adrenaliny chciał uchronić.
    Szarpnąwszy za jego nadgarstek, pociągnął go za sobą o krok do tyłu. Czujne spojrzenie tkwiło zawieszone na twarzy niewidomego, jak w niemym ostrzeżeniu, które zawisło w powietrzu, zagęszczając atmosferę jeszcze bardziej. Czarnowłosego nie interesowało to, czy mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany, czy w ogóle znał to uczucie. Zależało mu na tym, by być gotowym na odparcie ataku, gdyby ten zdecydował się zmienić cel.

Pisemna zgoda od Waru na akcję bez rzutu kością względem jej postaci. Critical hit.

@Warui Shin'ya  @Munehira Aoi  @Seiwa-Genji Rainer i cała reszta dookoła, ale to główne osoby z jakąkolwiek większą interakcją.
Hattori Heizō

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Miyazaki Żałość Tsukiko

Sro 16 Lis - 13:08
Jeden spokojny wieczór. Jeden. Czy naprawdę prosiła o aż tak dużo? Pazury niespokojnych myśli, które drapały od wewnątrz w kości jej czaszki sugerowały, że tak. Czuła, że ćmiący ból głowy narasta wraz z każdym kolejnym uderzeniem serca. Martwego serca, które umarło dawno temu. Może za długo próbowała temu zaprzeczać, ale wątpiła, by to był czas i miejsce na problemy egzystencjalne.
Miyazaki, jesteś pewna, że temu ślepemu szczeniakowi da się pomóc? Prowadziła kiedyś taką rozmowę, a jakże by inaczej. Wtedy była przekonana, że owszem. A teraz najwyraźniej przyjdzie jej zapłacić za swoją wewnętrzną dumę i upór. Każde działanie ma swoje konsekwencje, nawet jeśli podejmowane jest z dobrymi intencjami.
  Teraz jej oczy są nieprzyjemne, gdy śledzi ruchy Aoiego, które wydają się być powolne, wręcz ślamazarne w jej umyśle. A jednak mimo to Żałość stoi w miejscu, ignorując otoczenie, trawiąc sytuację w głowie.
— Biedny,  @Munehira Aoi  — Miyazaki jest pełna smutku, ale coś dziwnego narasta w jej głosie. — Tyle się nacierpiał w swoim życiu. Tyle przeżył, a śmierć też wcale nie była dla niego łaskawa. Powinien w końcu odpocząć.
  Żałość wzdryga się na moment, śliski ton połamanej osobowości (czy aby na pewno? nie wie, czy to omamy, halucynacje, ciągły napad psychotyczny, schizofrenia, osobowość mnoga, czy może dusza faktycznie może się połamać i zaprzestać istnienia w jednym kawałku?) wytrąca ją z równowagi, i Tsukiko nie daje jej szansy na odzyskanie kontroli. Wykorzystuje bezlitośnie moment zawahania, tą jedną ciemną myśl rodzącą się w umyśle i atakuje z prędkością węża.
— Oh, tak. Pomożemy mu. Ale najpierw niech zapłaci. Z d r a j c a — syczy, wślizgując się w nerwy i tkanki ciała, wypychając dominującą osobowość i przejmując stery.
  Była pani psycholog mruga, oczy nagle nabierają ostrości i pojawia się w nich drapieżność. Wściekłość i irytacja wypełnia jej żyły, gdy czuje dotyk na swoich włosach. Odwaga tego skrzywionego yurei ją drażni, a jednocześnie wzbudza pełne politowania rozbawienie.
  Jej spojrzenie nie zmienia się nawet o jotę, gdy ostre szkło trze o ozdoby na jej szyi. Porywczy, ślepy i chyba faktycznie głupi. Szum wokół nich wcale nie pomaga jej w podjęciu decyzji, co teraz najlepiej byłoby zrobić. Gdyby miała ze sobą katanę mogłaby poderżnąć ścięgna, a potem przebić to niewdzięczne gardło…
— Uspokój się. Mam Wam obu przypomnieć, że jesteśmy w tłumie ludzi? — Głos Żałości jest słaby, niezbyt dobrze radzi sobie z byciem zepchniętą na ubocze.
— Uspokój się, on zawsze był niestabilny, to nie jego wina — Miyazaki zdaje się wracać do opanowanej wersji siebie, bez dziwnych pomysłów.
  Tsukiko fuka na nie w myślach, jak urażony kot, ale niechętnie postanawia rozegrać sytuację inaczej. Milczenie z jej strony zaczyna się przeciągać, napięta żyłka na szyi pulsuje niebezpiecznie blisko szkła. Gdzie uderzyć, żeby zabolało najbardziej? W co wycelować?
  — Aoi — Jej głos jest nieco szorstki, neutralny. — Dlaczego mi to robisz? Dlaczego twierdzisz, że tęskniłeś? Możesz mnie obrażać, możesz mnie wyzywać, ale czemu kłamiesz?
  Jej głos zmienia się w syk wypuszczany wprost do jego ucha. Ton jest obniżony, by inni mieli problem z rozróżnieniem słów, ale ślepota wyostrzyła u Munehiry inne zmysły. Kto miał o tym wiedzieć, jak nie ona?
  — Tęskniłeś? Martwiłeś się? Szukałeś mnie? Śliczny z Ciebie kłamca — Niżej, coraz niżej, z coraz większym jadem. — A gdzie co się stało? Gdzie jak się czujesz? Gdzie byłaś? Czemu zniknęłaś? Czy wszystko w porządku? Nie. Nie. Nie. Od razu oskarżenia, od razu poczucie bycia skrzywdzonym. Egoistyczny gówniarz, który nigdy nie dorósł. Martwiący się tylko o siebie i o swoje własne uczucia, bo rodzice go nie kochali. Nie jesteś w tym sam, Aoi. Mnóstwo osób toczyło się po dnie, ale nie wszyscy przykładają nóż do osoby, za którą ponoć tęsknią. Porzuciłam Ciebie? Nie obrażaj mnie, porównując mnie do swojej matki, bo poświęciłam lata próbując podnieść ciebie z kolan, na których wylądowałeś. Nie ma mnie przez chwilę, a ty znów wracasz do tej starej pozycji. Jedynej, jaką znasz. Rudowłosy szczeniak, o którego jesteś zazdrosny, przynajmniej potrafi samodzielnie funkcjonować.
— Przestań, Tsuki — Żałość podejmuje próbę sięgnięcia po wodze swojej jaźni, ale Obsesja nie ma ochoty na uległość.
   Tsukiko bierze w końcu głęboki wdech, lodowaty ton zmiękcza się, szponiasta dłoń delikatnie przesuwa się po ramieniu starego podopiecznego. Jej rysy twarzy zmieniają się na znacznie bardziej łagodne, palce wchodzą na szyję ślepca, chociaż jej kark zaczyna drętwieć.
  — Ludzie patrzą, mój drogi. Psujesz innym zabawę. Zaraz wpadnie tutaj ochrona, a wtedy nici z twoich pragnień. Wiem, że jest ci ciężko kontrolować swoje emocje, ale to nie jest ani czas, ani miejsce. Zapomniałeś już, że wśród żywych ciał inaczej rozwiązuje się sprawy? — Brzmi miło, łagodnie, zupełnie inaczej, niż przed chwilą — Zabierz to szkło, podziękuj za przedstawienie i rozliczymy się ze sobą kiedy indziej, mój drogi. Ja nigdzie nie ucieknę. Wręcz przeciwnie. Mam pytania, na które bardzo, ale to bardzo potrzebuję odpowiedzi. Wiesz, że przecież nigdy bym Ciebie celowo nie skrzywdziła, prawda?
  Uśmiech wygląda na szczery, jednak nie sięga oczu, w których wciąż widać coś nieprzyjemnego. Tego jednak przecież Aoi nie może być świadom. Czuje, że jej stary znajomy, cechujący się słabą wolą odpuszcza, a przynajmniej na chwilę (udany rzut na perswazję, dogadane). Sytuacje przestaje wyglądać niebezpiecznie, teraz wystarczy tylko dobrze to rozegra-...
  Ich pozycja się teraz zmieniła i Tsukiko widzi, że  @Warui Shin'ya  wcale nie stoi w miejscu. Podobnie z resztą jak szczeniak tej starej kobiety sprzed wielu lat. Tak. Była taka jedna. Dawno, dawno temu. Zbyt dawno, by  Obsesja dbała o pamiętanie, że nazywał się  @Hattori Heizō  Pojedyncza zmarszczka pojawia się na jej czole, gdy teraz cała czwórka znajduje się niebezpiecznie blisko siebie. Na chwilę oczy kobiety decydują się spojrzeć na drugą stronę sali, prześlizgują się przez tłum, na moment zawieszając się na zamieszaniu, gdzie jest  @Keita Gotō i  @Ivar Hansen. Ivar dla Tsukiko nie istnieje, nie jest ani potrzebny, ani ważny, chociaż Miyazaki ma inne zdanie, a dla Żałości to już za dużo ludzi i wspomnień. Natomiast Keita... oh, tak. Zdradziecki szczur na tonącym statku. Jej emocje i wrogość wobec niego była abstrakcyjna według starych norm jej postępowania, ale jak najbardziej słuszna wobec celu, jaki jej teraz przyświecał. Przez chwilę się waha, ale niechętnie spuszcza z niego czujne spojrzenie, przekierowując wzrok na drugą stronę. A tam drugi pan z tłustym czerwonym X'em wypisanym na czole, czyli  @Seiwa-Genji Enma. Minamoto. Do niego też ma pytania. Wiele pytań.  Na całą resztę zbiorowiska nie zwraca uwagi. Tsukiko nie jest mistrzynią samokontroli i najpewniej rozpoczęłaby właśnie kolejną burdę, ale moment zawahania, gdy decydowała się, komu uprzykrzyć życie, Goto, czy Enmie,  wykorzystała Żałość.
  Dlatego potrzebowała medium. Żywego ciała. Z nim była świadoma, kiedy traciła kontrolę, i wciąż mogła próbować zapamiętać, co się stało. Będąc yurei kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że Obsesja robi, co jej się tylko żywnie podoba w ludzkich snach, tropiąc za śladem. Powrót z powrotem do rządzenia tym ciałem był nieprzyjemny, adrenalina pulsowała w żyłach, organizm po raz pierwszy od dawna próbował poradzić sobie z kortyzolem.
  Chryste, znajduje się w centrum zamieszania, a teraz nabrała ochotę na coś słodkiego. Palce zaciśnięte wokół smukłej nóżki kieliszka rozluźniły się, na twarz wstąpił dość sztuczny uśmiech.
  — Panie i panowie... dziękujemy za obejrzenie naszego drobnego przedstawienia, jesteśmy początkującą grupą teatralną, tak... następnym razem będziemy pamiętać o odpowiedniej zapowiedzi — Upija łyk alkoholu, mając ochotę dorwać się teraz do jakiejś butelki.
  Ma aktualnie koncentrację pieska prieriowego, wciąż do dokończenia sytuację z Aoim i jednocześnie powinna udzielić kilku odpowiedzi swojemu dzisiejszemu towarzyszowi... może to jednak czas na taktyczny odwrót i rozpłynięcie się w powietrzu, bo ten wieczór nie rozpoczął się z sukcesem. Jej spojrzenie skacze od ślepego byłego podopiecznego, do rudowłosego chłopaka, który skutecznie jest blokowany przez kogoś, kogo jest pewna, że powinna znać. Natomiast chyba potrzebowała lepszej fazy księżyca do określenie, kto to konkretnie był. Za to Aoiemu chyba też ktoś towarzyszył, ale dla jej nerwów to było zdecydowanie za dużo.
  — Może zejdziemy trochę z widoku, wzbudzamy odrobinę kontrowersji — rzuciła już znacznie dzisiaj.
  Pierwsza godzina, już tragedia. Zapowiadał się niesamowity bal.


Główna sala - Page 6 Sfq5ql1
Miyazaki Żałość Tsukiko

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Hasegawa Jirō

Czw 17 Lis - 16:23
  Nie mógł zapomnieć po co faktycznie zjawił się na balu. Skwapliwie korzystał z każdego możliwego zamieszania, każdej odwróconej bądź przytłumionej przez coraz większe ilości alkoholu uwagi, by zgarnąć dla siebie co lepsze fanty. Jego ostatnim nabytkiem był podprowadzony z jednej z dekoracji pomarańczowy worek ucharakteryzowany na uśmiechniętą dynię, dzięki czemu cały karton różnego rodzaju czekolad nie wyglądał w nim aż tak podejrzanie.
  Sam też nie szczędził sobie okazji żeby pożreć coś w ilościach wręcz hurtowych czy wychylić nieco procentów. Najpewniej dlatego zagrodził drogę Miniaturowej Białej Damie. Zgadzał się wzrost, przebranie było podobne, więc Jiro nie miał żadnych podejrzeń, że wcale nie dorwał znajomego dzieciaka z Nanashi. Obraz był nieco rozmyty, ale przekonanie o własnej nieomylności tylko rosło proporcjonalnie do stanu upojenia alkoholowego.
  – Rozłazicie mi się jak karaluchy. Mówiłem, że macie czekać – mruknął niezadowolony do niczego nieświadomej Carei, wciskając jej zdobycz w ręce – Zanieś do samochodu i wracaj.
  Może gdyby chwilę dłużej popatrzył na jej twarz, może gdyby jego wzrok nie błądził gdzieś ponad jej głową, a myśli nie były zajęte wszystkim, tylko nie chwilą zastanowienia się. Położył kluczyki do samochodu na samej górze kartonu, który jej wmusił, niczym wisienkę na torcie.
  – Tylko uważaj, jeden z kelnerów chyba coś podejrzewa. Zaraz trzeba będzie typa zutylizować.
  Ale najpierw musiałby go namierzyć. Najwidoczniej to dlatego spojrzenie ciemnych ślepiów, nieco zmrużonych zarówno przez podejrzliwość jak i próbę wyostrzenia obrazu, prześlizgiwało się po tłumie niczym szperacz.
  – Nie zgub kluczyków. Prowadzisz w drodze powrotnej – pouczył ją jeszcze, kładąc ręce na jej ramionach i obracając ją tak, by nakierować w stronę wyjścia, bo w jego mniemaniu straciła coś poprzednią werwę i najwyraźniej potrzebowała pomocy, by ją odzyskać.
  Miała na tyle szczęścia, że Jiro w stroju pokojówki nie bardzo był chętny, by sprzedać jej kopa na rozpęd, ale i tyle nieszczęścia, by już zostać wciągniętą w jego plany wyprowadzenia stąd jak najwięcej ilości żarcia.

@Ejiri Carei




Hasegawa Jirō

Warui Shin'ya ubóstwia ten post.

Gotō Keita

Czw 17 Lis - 18:40
Kręci głową w niezrozumieniu, spojrzeniem biegnąc od spanikowanego partnera po tworzący się w kącie duet. Wzdycha cicho i palce mocniej wszczepia w te drugie. Nie minęła godzina a zdążył umrzeć dwa razy. Pierwszy, gdy jego imię skreślono z listy graczy. Drugi, gdy te szare, w snach  i podziurawione jak powierzchnia księżyca tęczówki, wpadły w linię jego wzroku. I czuje zimny dreszcz pnący się od stóp przez całe ciało. W zdenerwowaniu zakręca on na policzkach, by jak macka wedrzeć się do gardła. Zapomina o oddechu, jakby ten pochłonęła sama Miyazaki, raz tylko wpijając się swoim wzrokiem w jego spojrzenie. Nieświadomie zaciska szczękę, jak wtedy, gdy w śnie spotkał ją po raz pierwszy. Jak wtedy, gdy wynurzyła się z ciemnego jak noc jeziora. Jej ciało pokryte cienką warstewką wody, włosy oplatające twarz w nierytmicznych wzorach i ten głos, niski, wysnuwany jakby spod wodnej tafli. Nie wypił dużo, pół drinka, ale w głowie wir jak u pijanego. Przestępuje z nogi na nogę, by znaleźć grunt pod stopami; by upewnić się, że w hali nie tylko on i ona, ale i cała masa innych osób.
  Spojrzeniem ucieka ku Ivarowi.
  Jak fala obijająca się o brzeg, tak i jego uderza panika znajomego. Może i dobrze, bo stopy mocniej wpijają się w ziemię. Zamglone przestrachem spojrzenie nakazuje jemu właśnie znaleźć spokój w tym wszystkim, w tej mało rozrywkowej sytuacji. Klnie cicho, do siebie, do swojego ducha, który niewygodnie porusza się w podbrzuszu. Niby nic, niby szkło roztrzaskane i groźba wysyczana w czyjąś szyję. Podobne dialogi codziennie wsiąkały w ulice Nanashi. W uszy jego i innych mieszkańców, którymi nie pozostało nic więcej, niż bezpodstawna agresja.
  I w nim też skaczą nitki poddenerwowania, ale nie jest idiotą, by angażować się w nieswoją walkę. Szczególnie teraz, kiedy z jednej strony spanikowany psiak, z drugiej ludzie jak rządne krwi drapieżniki okrążające teatralne duo. Kręci głową. Słowa Ivara zamyka w na wpół strachliwym, na wpół zdenerwowany spojrzeniu. Nie powinien go tutaj zabierać. Sam nie wie, czy o jego społecznych uprzedzeniach zapomniał, czy w ogóle nigdy się o nich nie dowiedział.
  Zbliża się do mężczyzny jak podjudzone zwierzę, ale nie mówi nic więcej. Po próbie zneutralizowania sytuacji przez Miyazaki, pozwala mu postać jeszcze chwilę, po czym raz jeszcze mierzy jego sylwetkę. Chwyta tę nieszczęsną maskę i zsuwa ją delikatnie z jego podbródka, po czym głosem — o dziwo — łagodnym mówi:
Będzie ci się lepiej oddychać — I jakiś delikatny uśmiech podmalowuje zdenerwowane oczy Keita. — I nigdzie nie biegnę, nie mam już dwudziestu lat, żeby rzucać się w każdą bójkę.
  Puszcza jego rękę, by wsunąć ją na jego pas i spróbować odbić jego sylwetkę od stojącego za nim stołu:
Chodź.

@Miyazaki Żałość Tsukiko  @Ivar Hansen
z/t


Główna sala - Page 6 AjTOsbT
Gotō Keita

Miyazaki Żałość Tsukiko and Ivar Hansen szaleją za tym postem.

Nagai Blotka Kōji

Pią 18 Lis - 16:15
Blotka, mimo swojej dość ekstrawertycznej natury, czuł się trochę zagubiony w natłoku wszystkich wydarzeń dziejących się na balu. Tutaj ktoś się kłócił, tam w tle leciało jakieś dziwne przedstawienie, ochrona była bardziej czujna... zaraz jeszcze jakiś wilkołak wyskoczy na środek i zacznie wyć. Tegoroczne Halloween chyba wyzwalało w ludziach wiele pierwotnych instynktów, a może ktoś po prostu dosypał coś ekstra do ponczu...
  — Myślę, że w natłoku tych wydarzeń obaj będziemy bezpieczni — rzucił, starając się manewrować między ludźmi. — Chociaż mógłbym popatrzeć, jak prowadzisz się po parkiecie. Jestem pewny, że akurat ty dałbyś sobie radę. A strój też masz akuratny, by porwać jakieś niewinne dziewczę i sprowadzić je na złą drogę.
  W jego głosie słychać rozbawienie, ale nie ulega wątpliwościom, że przynajmniej częściowo ta wypowiedź nie jest tylko i wyłącznie żartem. Widok Mifune-Lestata zaczepiającego jakąś uroczo wyglądającą pannę z pewnością byłby godny uwagi, natomiast Nagai wątpił, by kiedykolwiek miał być tego świadkiem. A szkoda.
  Jak dla niego najbezpieczniej było teraz przy stołach z jedzeniem na drugim końcu sali, tam więc skierował swoje kroki. Słysząc słowa Mifune fuka lekko pod nosem i zerka na niego z udawaną urazą i oburzeniem. No może nie aż tak bardzo udawaną.
  — Po pierwsze, katastrofa i pech mają różne oblicza, po drugie, to wcale nie tak, że zawsze je przewidujęa raczej sam jestem chodzącą katastrofą i pechem Poza tym taki ze mnie bojowy egzorcysta jak z Shingetsu owieczki. A błyszczeć nie planuję, ale przynajmniej jest tutaj szansa na dobrą zabawę. Chyba. O ile nic nie będzie próbowało nas pożreć.
  Dźwięk aplikacji sprawił, że zainteresował się w końcu dodatkową aktywnością, czyli Krwawym Balem. Miał wrażenie, że gierka leci bardzo szybko i trochę na ślepo, dlatego nawet rozglądanie się po tłumie niewiele mu dawało. Za to mógł pocieszająco poklepać towarzysza po ramieniu, gdy okazało się, że zabito go w pierwszej rundzie.
  — Czyżby mój pech przeszedł na ciebie? — Wykrzywił wargi w rozbawionym i nieco bezczelnym uśmiechu, patrząc na smutną przyciemnioną ikonkę. — Ale dobrze, co powiesz na to, by najpierw czegoś się napić, a potem zobaczyć, jakie ciekawe miejsca można tutaj zwiedzić i jakich ludzi poznać?
  Znając życie, pewnie mu też niedługo mina zrzednie. Natomiast zagapienie się w ekran sprawiło, że prawie skręcił sobie kark, gdy ozdobą zahaczył o czyjeś ramię i aż go obróciło w miejscu. Najpierw posłał spojrzenie pełne wyrzutu swojemu koledze (który zapewne również właśnie patrzył na aplikację i wspierał go w wyborze, więc nie zasługiwał na oskarżenia), a potem zaczął się kajać.
  — Bardzo Panią przepra... oj, znaczy Pana... oj... czekaj.  Czy my się przypadkiem nie znamy? — Plątał się w słowach, co było dla niego rzadkością, ale miał wrażenie, że mężczyzna w stroju pokojówki ( @Hasegawa Jirō ) jest mu jednak znany, ale chyba po prostu odrzucał od siebie prawidłową odpowiedź.
  Poprawił konstrukcję, z pewną dozą niepewności i podejrzliwości patrząc na znajomego-nieznajomego. W głowie rysowała mu się pewna odpowiedź, acz ten strój jednak był dość mylący. To była rzadka chwila, w której można było zaobserwować milczącego Blotkę w nienaturalnym dla niego środowisku.

@Kai Mifune


Główna sala - Page 6 I3axZ7I
Nagai Blotka Kōji
Sponsored content
marzec-kwiecień 2038 roku