To jedno z miejsc w typie convenience store - sklep pełen wszystkich tych produktów, o których myśli dzieciak chcący zostać dorosłym z portfelem wypchanym pieniędzmi. Półki wyłożone masą najróżniejszych słodyczy, słonych przekąsek, obiadowych dań czekających jedynie na odgrzanie przy jednej z oferowanych przez lokal mikrofalówek czy całej palecie różnej kategorii zupek insant. Prócz tego nie zabraknie również przygotowywanego na miejscu świeżego pieczywa oraz parujących i pachnących fast foodów. Nic dziwnego, że ów sklep jest punktem przesiadek nie tylko młodzieży, ale i znacznej części dorosłych. Odmienne osobistości przychodzą tu z różnych powodów - raz zaspokoić głód, raz spotkać sąsiadkę z mieszkania obok celem zamienienia z nią kilka słów, a raz by posiedzieć na ławce przed sklepem z miską ciepłego ramenu w dłoni i popatrzeć na ulicę przed sobą.
Izaya westchnął cicho, gdy stracił swoją wodę. Trudno, zawsze może kupić kolejną lub przecierpieć drogę powrotną do domu umierając z odwodnienia. Jedno jest pewne - na pewno kłócić się o to nie zamierzał. Może i był mniej-więcej w tym samym wzroście co ta szumowina, ale kwestia siły fizycznej jegomościa pozostała dla Hasegawy zagadką i lepiej niech tak pozostanie.
Okularnik zabrał się za swojego hot-doga, uciekając wzrokiem od okrutnika, złodzieja butelki wody. Gdyby posiadał zdolność jedzenia i maszerowania, to na pewno nie zostałby tutaj dłużej. Przebywanie w obecności tego człowieka z lekka go przerażało. Nie chodziło tu o sam wygląd, ale prymitywne zachowanie przytłaczało Izaye. Cholera go tam wie, co mu do łepetyny wpadnie. Zaraz może zechcieć oskubać go z portfela, telefonu i godności - a przynajmniej takie myśli biegały Izayi po głowie.
Niemal w język się ugryzł biorąc kolejny kęs, gdy dostał nagle w łeb. Co to to tak nagle?
- Dobry szczeniak? - Niemalże fuknął na tą łajzę. Nie rozumiał i raczej nie chciał rozumieć dlaczego takie określenie na niego padło. Trochę go to ugryzło wewnętrznie. Może jednak powinien się mu postawić i niczego nie kupić, skoro został zniżony do rangi posłusznego psa. Cóż za wstyd.
Wdech, wydech. Spokój.
- Pewnie, zapamiętam, Panie..? - Chyba wypadałoby znać nazwisko, jeżeli ma na niego "przelać" całą swoją uzbieraną dobroć w przyszłości. O ile, spotkają się jeszcze. Oraz, o ile będzie miał takie chęci.
@Hasegawa Jirō
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Może dlatego Jiro tak się w niego wgapiał, bezczelnie i z nieukrywaną ciekawością. Skupiony głównie na różnobarwnych tęczówkach, co chwilę przeskakując spojrzeniem z jednego oka na drugie i z powrotem.
– Masz oczy jak pluszaki. Takie wiesz, jak im jedno ślepie odpadło i ktoś na szybko doszył drugie, niepasujące.
Powinien mu kupić mordoklejkę, by oszczędzić sobie niepotrzebnych komentarzy, bo przeżuwanie hot-doga szło mu zbyt sprawnie, by go uciszyć na dłuższą metę. Musiał zresztą wykorzystać fakt, że ten nie uciekł.
– Hasegawa, o ile zostaniesz przy zwracaniu się per pan. Inaczej wystarczy Jiro – odparł zanim dotarło do niego, dlaczego może w ogóle pytać o jego personalia; zniżył głos niemal do ostrzegawczego warkotu – Jeżeli spytałeś żeby mnie podpierdolić policji to zapewniam, że wzruszą tylko ramionami, a ty już zawsze będziesz musiał oglądać się za siebie.
Zaraz po tym uśmiechnął się przymilnie, jakby wcale mu nie zagroził.
– Fajek nie masz, nie? Nie, nie masz. Nie wyglądasz na kogoś, kto pali – westchnął.
Warto było spróbować.
Warui Shin'ya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Przełknął z trudem kawałek hot-doga i spojrzał na łajzę z lekkim zaskoczeniem. Choć możliwe, że wyglądało to bardziej na przerażenie. Hasegawa Jirō? Kompletnie olał tą część o policji. Nie widział potrzeby, aby upewnić jegomościa, że nie jest kapusiem. Nie to było w tej chwili najważniejsze.
- Hasegawa Izaya. - Niepewnie wskazał na siebie dotykając palcem wskazującym swojej piersi. Dalej mu coś nie pasowało. To imię wprowadziło Izaye w zadumę. Coś dzwoniło, ale nie wiedział w którym kościele.
Okularnik przewertował swoją pamięć na szybko. A tak. Ojciec mu kiedyś wspomniał, że brata miał. Jakiś czas po tym, jak Hibiki się zabił. Ale czy to było to samo imię? Musiałby odkurzyć pamiętniki, aby to zweryfikować. Tam wszystko zapisywał, jeśli było to istotne. Zawsze jest opcja, że to jakiś jego daleki krewny, lecz dziwne by było mieć krewnego lumpa czającego się na ludzi, aby zdobyć jedzenie. Trochę wstyd byłoby się do tego przyznać. Opcjonalnie to niezręczny zbieg okoliczności.
- Głupie pytanie, wybacz, ale ile Ty masz lat? I urodziłeś się tutaj, prawda? - Zawahał się zadając to pytanie. Dość szybko wypadło mu z głowy zwracanie się do niego per pan. Najwyżej w nos dostanie jak Jirō będzie miał taki kaprys, trudno. Chciał mu jeszcze zaproponować przeprowadzenie testów DNA, ale to dopiero byłoby idiotyczne. Spotyka gościa pierwszy raz w życiu i taka propozycja? Koń by się uśmiał.
Z tego zdenerwowania sięgnął po listek leków z kieszeni, aby jakkolwiek się uspokoić. Wody nie potrzebował, choć sucho w gardle już miał. I tak zagryzie tabletkę hot-dogiem.
- Nie mam przy sobie. Palę tylko czasami jak najdzie mnie ochota. - Czuł, że i tak po tych słowach może zostać zobligowany do kupna szlugów. Nie szkodzi. To nie jest taki duży koszt. Przynajmniej jego domniemany krewny byłby zadowolony.
Sprawnie wycisnął pigułkę na otwartą dłoń i ją połknął. Listek trafił ponownie do kieszeni Izayi. Oj, jak bardzo będzie się męczyć z tymi myślami, czy to jest członek jego rodziny, czy też nie.
@Hasegawa Jirō
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
Zerknął na drugiego hot-doga, którego wcale tak dużo nie ubywało. Może nie smakował Izayi i będzie chciał się go pozbyć? Przypadkiem Jiro znał całkiem dobre miejsce do zutylizowania niechcianego jedzonka. Dość płynnie przeszło mu przyklejenie etykietki z imieniem do nieznajomego, skoro już się przedstawił. Istniała nawet szansa, że je zapamięta.
– Nie wiem, trzydzieści? – odparł bez zastanowienia; całkiem zapominając, że próby doliczenia się swojego wieku, po tym jak przyszło mu umrzeć i najpewniej utknąć z tym samym pyskiem jeszcze na długie lata, niekoniecznie mogłyby być zrozumiane przez zwykłych ludzi.
Posłał drugiemu rozbawione spojrzenie.
– Tak, tutaj się urodziłem. W monopolowym – zarechotał dumny z siebie – O co ci w ogóle chodzi, co? Jeżeli próbujesz się upewnić czy jesteśmy jakąś rodziną, to nie, nie jesteśmy.
Identyczne nazwisko nie uszło jego uwadze. Chociaż kto wie, może tylko brzmiało identycznie, a zapisane było zupełnie inaczej. Mogliby to sprawdzić gdyby Jiro potrafił się podpisać. Robił błędy nawet w swoim własnym imieniu.
– To nie jest moje prawdziwe nazwisko. Dostałem je w spadku po kartonie, w którym mnie podrzucili do Nanashi. Centrum medyczne Hasegawa czy coś. Pewnie te, odpady medyczne. Może się nie zmieściłem do okna życia – kolejny rechot z własnego żartu, choć tym razem podszyty dość ponurą nutą – ... więc możesz spać spokojnie.
Zauważył zdenerwowanie młodszego. Nie mógł się zresztą dziwić. Wyglądał porządnie, w przeciwieństwie do Jiro. Skaza na normalnej rodzinie w postaci zaplątanego w drzewo genealogiczne szczura z Nanashi musiała budzić niesmak.
Wyciągnął dłoń w kierunku Izayi, jakby wzięcie tabletki miało być zaproszeniem do częstowania cukierkami. Syp z górką, nie żałuj. Listek zniknął w kieszeni, ale wyciągnięta dłoń nadal trwała na swoim miejscu. Uparciuch się nie poddawał, wodząc ponaglająco wzrokiem od kieszeni do swojej ręki i z powrotem.
– Dziamgasz tego hot-doga jakbyś chciał, a nie mógł. Jak ci nie smakuje to oddaj, kupisz sobie innego. Po co masz się męczyć i umartwiać.
Warui Shin'ya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Pobłażliwie spojrzał na Jirō. Urodził się w monopolowym, ta, jasne. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić barmana odbierającego poród na blacie baru pomiędzy drinkami. Jeszcze niech powie, że od razu wlali mu do dzioba litr szkockiej. Choć, mogłoby to być całkiem zabawne i obrzydliwe za razem. Przynajmniej byłoby o czym opowiadać ludziom z serii "najdziwniejszych wydarzeń w życiu".
Parsknął śmiechem na wzmiankę o oknie życia. Niby smutna rzecz, prawda? Ale w taki sposób jak on to powiedział wydało mu się dość zabawne. Śmieszek taki z tego Hasegawy.
- I całe szczęście, że nie jesteśmy. - Darował sobie dopowiedzenie o ojcu, który mu raz wygarnął, że miał brata. Jeśli to nie on, to bardzo dobrze. Faktycznie, nie pomyślał również o znakach jakimi zapisuje się nazwisko. Zwyczajnie zestresował się słysząc nazwisko tego obszczymurka.
Dobrze, że Jirō sam stwierdził, że nie są rodziną lub nad tym się nie rozwodził. Najprawdopodobniej Izaya by w to uwierzył i dałby się łatwo wykorzystać swojemu domniemanemu bratu. Być może skakałby dookoła niego, spełniając każdą jego zachciankę, nieważne jak bardzo byłaby ona popieprzona. To byłoby coś w stylu zadośćuczynienia beznadziejnego życia.
Izayi nie umknął ten moment, gdy chłopina wyciągnął rękę w jego stronę. Jeszcze nie oszalał na tyle, aby rozdawać leki na lewo i prawo. Zbyt cenne dla niego były, nawet jeśli sam sobie receptę mógł wypisać. Patrząc na niego i tą wyciągniętą rękę widział zabiedzonego pieska, który próbuje wyprosić jak najwięcej. Tylko to spojrzenie nie pasowało.
- Chyba Cię pogięło. Nie dostaniesz leków, to nie są jakieś tam cukierki. Może byś się nie przekręcił, ale byłoby Ci nieswojo lub miałbyś niefajne efekty uboczne. - Leków nie dał, ale hot-doga mu wręczył z niezadowolonym westchnieniem. Najwyżej w domu coś zje, w końcu nie żywił się tylko i wyłącznie szybkim żarciem.
- Cóż. Mam nadzieję, że się wystarczająco już najadłeś. - Zamilkł na kilka sekund. - Niech zgadnę, często tu przebywasz strasząc ludzi, aby Ci coś do jedzenia przynieśli, nie? - Uniósł brew, gdy zerknął na swojego nieszczęsnego rozmówcę. Pewnie to jest pierwszy i ostatni raz, kiedy rozmawiają. Oby. Izaya i tak przypuszczał jaką odpowiedź dostanie, tak więc już wiedział, który sklep omijać szerokim łukiem.
@Hasegawa Jirō
Warui Shin'ya and Hasegawa Jirō szaleją za tym postem.
I całe szczęście, że nie jesteśmy.
Nie żeby Hasegawa nie zazdrościł nigdy innym dzieciakom rodzeństwa. Zwłaszcza, że niektóre rodziny w jego dzielnicy mnożyły się szybciej niż króliki i karaluchy razem wzięte, a tylko on trwał jako pojedyncze purchlę. Nie kryjąc się za żadną zasłoną subtelności, zmierzył drugiego osądzającym spojrzeniem. Tylko po co byłaby mu taka miastowa pierdoła za brata? To jakby wybrać najsłabsze kocie w miocie.
– Patrzcie jaki chytry, jeszcze się wydrze na człowieka – mruknął niezadowolony, gdy nie udało mu się wysępić leków, przyjmując resztą hot-doga jako nagrodę pocieszenia, w ogóle nie łącząc ze sobą tej kwestii i własnych słów.
Łypnął na młodszego spod byka, zaraz zabierając się za pożeranie najnowszej zdobyczy, mając nadzieję, że tyle żarcia mu wystarczy, by chociaż zagłuszyć burczenie w brzuchu. Do chłodniejszej nocy zostało sporo czasu, a jego samego czekała jeszcze wyprawa do centrum, by przetrzepać śmietniki tamtejszych knajp w poszukiwaniu najświeższych resztek. Nawet jeżeli łowy nie okażą się owocne jakby chciał, to w połączeniu z hot-dogami może uda się sprawić, że nie pójdzie spać głodny.
– Tak, dzięki. Całkiem fajne to żarcie, nie jadłem nigdy takiego.
Dokończył żarcie, ręce otrzepując z okruszków i dla pewności wycierając w spodnie, na wysokości ud. To sprawiło, że przypadkowo dotknął puszkę napoju, który również dostał od młodego, przypominając sobie o nim.
– A, i dzięki za energetyka. Mój szczeniak się ucieszy – rzucił szybko, pewny, że Izaya zaraz się stąd zmyje i nie zdąży mu chociaż podziękować.
W końcu zeżarł, a raczej oddał już wszystko, po co przyszedł. Jiro wahał się czy nie powinien przemilczeć ostatniego pytania, zwłaszcza z jedyną odpowiedzią jaka przychodziła mu do głowy.
– W sumie to nie, tak mi wpadło do głowy jak cię zobaczyłem. Wyglądasz na łatwego.
Nawet chomik biegający w kołowrotku, by napędzić dwie pozostałe przy życiu szare komórki Hasegawy zatrzymał się na moment.
– Zresztą, ja nie straszę ludzi. Sami się boją, więc to ich wina – wzruszył ramionami, wbijając spojrzenie prosto w drugą parę tak natarczywych oczu.
Warui Shin'ya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
W ciszy obserwował jak jego imiennik z nazwiska zaspokaja swój głód następnym hot-dogiem. Sam na nowo głodny się zrobił. Tak patrząc na niego, trochę się żal Izayi zrobiło. Taki duży chłop, do pracy się raczej nadaje, bo nogi i ręce ma - a stoi i wyłudza co popadnie, chyba, że tylko Izaya jest tym szczęśliwcem łaskawie wybranym do wyciągnięcia od niego jedzenia. Nie powinien go oceniać z góry, jak temu opryszkowi idzie w życiu, ale znów sam nie poczuwał się do odpowiedzialności bycia fundacją charytatywną niosącą pomoc takim indywiduom. Jeszcze ma co nieco w głowie i nie zamierzał wspomagać biednych na każdym kroku. A na starość? Jak już kompletnie mu odbije i będzie Hasegawie wszystko obojętnie, to czemu by nie? Oczywiście, jeśli tylko będzie go na to stać. A właśnie! Są już takie instytucje pomagające takim jak Jirō.
Podniósł brew na słowa o jakimś szczeniaku. Zamierza psa poić energetykiem? Zaczął się poważnie zastanawiać, czy ten człowiek przed nim jest jakkolwiek rozważny. Przecież zwierzak by mu się pochorował. A nie, przecież Jirō już wcześniej nazwał Izaye szczeniakiem. Doszedł do wniosku, że ma na myśli kogoś ze swojego grona znajomych. Lepsze to, niż żeby faktycznie dał energetyka psu... Chyba, że?
Izaye przytkało. Zamrugał kilka razy z niedowierzeniem, co właśnie usłyszał. Oczywiście, że odruchowo pomyślał o byciu łatwym w zaciągnięciu do łóżka, niż łatwym w wykorzystaniu, aby dostać coś materialnego. Teraz to mógłby się obrazić i iść w cholerę bez słowa, ale uznał, że byłoby to żałosne, gdyby dał się w taki sposób sprowokować takiemu... Takiej cholerze.
- Dzięki, zapamiętam. - Burknął zniesmaczony. - I nie jestem łatwy tak jak Ci się wydaje, szumowino. - Dalej żył w przeświadczeniu, że to bardziej o łóżkowe sprawy chodzi, niż o cokolwiek innego. W końcu, niby wygląda na takiego. Poniekąd mógł się martwić, że jest zniewieściały i to dlatego.
- Z resztą, nieważne. Do widzenia. - Z kolejnym fuknięciem odwrócił się tyłem, aby podreptać w swoją stronę. Ugryzł się w język, aby nic więcej nie dopowiadać i nie ciągnąć tej bezsensownej rozmowy.
Teraz pozostało tylko dotrzeć do domu, zrobić cokolwiek na kolację - czyli najprawdopodobniej zupkę błyskawiczną - i iść spać. Dzień jak co dzień.
@Hasegawa Jirō
zt?x2
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
- Jakie to bezsensowne - wydobyło się z ust ciemnowłosego, kiedy ostatnie punkty życia jego miniaturowej legendy spadły do zera, a na ekranie jego telefonu pojawił się dobrze znany w ostatnich dniach ekran porażki. Ktokolwiek odpowiadał za balans w HTFU z pewnością zamienił się na rozumy z jakimś orangutanem. Ostatni patch wydawał się problematyczny, jednak bieżąca aktualizacja dała radę to przebić. Przynajmniej będzie w stanie komuś na to ponarzekać, bo ostatnimi czasy Asami zdawała się znudzona ciągłym jego marudzeniem na stan jakiś automatycznych szachów. Zdawkowe odpowiedzi z pewnością nie starczyły, aby zaspokoić gorycz porażki. Klęska nigdy nie niosła za sobą pozytywnych emocji, a ewidentny hard-stuck w platynie nie należał do najprzyjemniejszych zjawisk. Unikając jednak nadchodzących, jesiennych chłodów, dawny policjant postanowił udać się do środka conbini. Pewnym krokiem udał się w kierunku jakiś słodszych przegryzek, zgarniając po drodze winogronową pantę. Czy byłoby to zbyt dużo cukru? Możliwe, ale nikt raczej nie miałby tutaj większego prawa do oceny jego diety. Sięgnął też po pocky o smaku matchy, czy jakieś maślane ciastka, aby to zgarnąć przy okazji paczkę z mini kabanosikami nadziewanymi chili. W końcu wypadało jakoś przełamać całą słodycz czy coś. Wraz ze swoją zdobyczą przysiadł przy jednym z wewnętrznych stolików, aby to zaraz potem przejść do tej lepszej części gry. W końcu niedługo kończył się limitowany banner na małą legendę Grubego Pieska, więc miał ostatnie dni na to, aby go wydropić i pochwalić się swoją zdobyczą przed jego grową znajomością.
Siedziała w kącie conbini z zarzuconym kapturem. Może umówiła się tutaj na spotkanie, ale czy to znaczy, że musi od razu dawać znać, gdy dotrze na miejsce? Czasami trzeba dać sobie czas w samotności, wypełnionej ciepłym makaronem w postaci drugiego i prawdopodobnie ostatniego posiłku tego dnia. Swoją drogą ciekawe czy dalej siedzi w platynie? Przykra sprawa spędzać tyle czasu nad czymkolwiek i dalej osiągać praktycznie zerowe rezultaty. Zaśmiała się pod nosem mimowolnie jednak idealnie w porę. Gdyby porażka miała zapach, wypełniłby on wnętrze całodobowego. Sprawdzając czas, domyśliła się, że towarzysz dzisiejszego wieczoru dotarł do celu, a nawet jeśli to nie on, mogła zgarnąć coś jeszcze na kolację.
Wyciągnęła z kieszeni lizaka — dyniowego, limitowana edycja sezonowa, może dopiero skończyła posiłek, ale czymś musiała się zatkać, skoro wewnątrz budynku panował okrutny i dyskryminujący zakaz palenia. Znalezienie znajomej, ciemnej czupryny okazało się wyjątkowo proste, gdy usiadł parę siedzeń dalej, zamiast jednak zawołać go jak normalny człowiek, wstała spokojnie i podeszła do niego od tyłu, ze spojrzeniem wlepionym gdzieś w stronę kasy czy też papierosów w okolicznej gablocie.
- Hej. - Boże, gdyby sama siebie zobaczyła w tej sytuacji, byłaby przekonana, że jest świadkiem jak jakiś creep, próbuje opchnąć losowemu dzieciakowi majeranek udający zioło, jeszcze z tą swoją chrypą po kilku godzinach nieodzywania się do nikogo. - Masz go? - W końcu odwróciła w spojrzenie swojego jedynego istniejącego oka w stronę Ruu, mając nadzieję, że jeszcze nie uciekł. - Grubego Pieska?
Hasegawa Jirō ubóstwia ten post.
- Huh? - rzucił tylko podirytowanym tonem, spoglądając w stronę Minamoto. Sam wyraz twarzy świadczyłby o ewidentnej porażce w jego staraniach. Na domiar tego dziewczyna mogła spokojnie dostrzec, że ostatnia dziesiątka, za którą rzucił Miyashita posiadała same duplikaty niskiego tieru. Zwyczajne śmieciowe przedmioty, których nigdy nie przyjdzie mu użyć. - Już prawie przyszedł, ale nie... Trzecia kopia Atramentowego Jelonka - wyjaśnił po krótce swoje hazardowe zmartwienia, aby sięgnąć po butelkę z butelkę winogronowego napoju. Ciut za szybko upił sporawy łyk, co poskutkowało niemal natychmiastowym odbiciem się i niemymi przeprosinami. Nie miał co prawda nic do Jelonka, jednak z pewnością preferował psie, czy kocie legendy. Do tego Gruby Piesek miał zniknąć i najprędzej pojawi się znowu za jakieś pół roku, jak nie dłużej. - Jakby nie starczyło to, że każdy nadużywa tej drużyny pod Rudego. I to tylko dlatego, że znerfili wszystko inne - dorzucił tylko po chwili, kontynuując marudną tyradę związaną z jego dzisiejszymi klęskami. Nie zmieniało to faktu, że niekoniecznie przeszkadzało mu używanie jednej postaci. Problemem jest to, gdy przynajmniej połowa lobby próbuje to robić. - Jak tobie poszło? - dopytał jeszcze, zastanawiając się, czy Sakuto sama próbowała swoich sił w psim bannerze, czy jednak czekała na coś innego.
@YŌZEI-GENJI SAKUTO