To jedno z miejsc w typie convenience store - sklep pełen wszystkich tych produktów, o których myśli dzieciak chcący zostać dorosłym z portfelem wypchanym pieniędzmi. Półki wyłożone masą najróżniejszych słodyczy, słonych przekąsek, obiadowych dań czekających jedynie na odgrzanie przy jednej z oferowanych przez lokal mikrofalówek czy całej palecie różnej kategorii zupek insant. Prócz tego nie zabraknie również przygotowywanego na miejscu świeżego pieczywa oraz parujących i pachnących fast foodów. Nic dziwnego, że ów sklep jest punktem przesiadek nie tylko młodzieży, ale i znacznej części dorosłych. Odmienne osobistości przychodzą tu z różnych powodów - raz zaspokoić głód, raz spotkać sąsiadkę z mieszkania obok celem zamienienia z nią kilka słów, a raz by posiedzieć na ławce przed sklepem z miską ciepłego ramenu w dłoni i popatrzeć na ulicę przed sobą.
Przeczesała włosy, zdejmując kaptur, nie najlepsza decyzja, biorąc pod uwagę jej wykrzywioną w wyrazie obrzydzenia twarz. Umarłaby, gdyby nie wyglądała jak najbardziej podejrzana osoba w pomieszczeniu. Na szczęście Ruuka był cudowną poprawą humoru, czy też raczej jego porażka. Przykry widok, naprawdę, nie ma nic gorszego, niż gdy życie rozda ci słabe karty i każde się mierzyć z ukochanymi przez koło fortunny, oops, bywa. Dogryzła się do plastikowego patyczka, gdy wydał ostatnie PF, kompletna porażka ekonomiczna oraz strategiczna, uśmiechnęła się delikatnie, będzie musiał pomodlić się o jakiekolwiek skrawki szczęścia w RNG, jeśli ma zamiar kiedykolwiek wyjść z platynki.
- Ah, moje kondolencje, ale przynajmniej nie wypadł ci Brzoskwiniowy Głaz czy inny gniot z pierwszej serii. - Paskudna rzecz, na samą myśl znowu wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, zobaczenie czegoś tak ohydnego w grze, na którą spędzała swój cenny, wolny od patrzenia na groteskę czas, było naprawdę traumatycznym przeżyciem. Progresywnie martwiąca ilość cukru spożywa przez Miyashite i odrobina litości, która nakazywała odwrócić wzrok od ekranu wyświetlającego coś, co za chwilę stanie się skalą szarości sygnalizującą porażkę, przebiegła się szybko po sklepie do wyuczonych na pamięć regałów. Cztery dorayaki, tyle samo taiyaki i dwa piwa, na później. Spacery po alkoholu stają się nieograniczonym źródłem rozrywki, gdy znasz już całą okolicę na pamięć. Podała chłopakowi ciastową rybę, niech wie jak dobry z niej człowiek.
- Nie ma co się dziwić, Rudy jest teraz w metcie, ale Sołtys dostał podobnie dobre buffy, może będziesz miał więcej szczęścia, kombinując z nim. - Ah, balans w HTFU, nieskończenie ciekawy i wcale nie irytujący temat. Ugryzła pierwsze tego wieczoru dorayaki, przynajmniej smak pasty z czerwonej fasoli nigdy jej nie zawiedzie w tym przykrym, niesprawiedliwym życiu.
- Rollowałam parę razy pod niego, ale raczej czekam na Rubinową Rybkę. - Przytaknęła sobie kilka razy z niewytłumaczalną ilością dumy. Może to przez te jej ciemne, prawie czarne, jednak posiadające fuksjowy rozbłysk oczka, mieniące się łuski w przepięknym gradiencie odcieni czerwieni, a może jej delikatny, uroczy kształt, Rubinowa Rybka od kilku miesięcy stanowiła główną motywację kobiety do otwierania gry praktycznie codziennie. Prawdopodobnie jest to wynik delikatnej obsesji, na punkcie kolekcjonowania rybich legend, którą zauważyli już wszyscy znajomi z gry oprócz samej Sakuto.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
- Śmietnikowa Panda nie byłaby taka zła - odpowiedział krótko Miyashita, próbując sobie przypomnieć starsze już datą legendy. Większość skalniaków, czy kropelek z pewnością była denna. Pośród tego znajdywał się też jednak szop - zwyczajne stworzenie, które miało jakiś swój urok. Kiedy jednak na ekranie jego telefonu pojawił się ponownie ekran klęski, nie pozostało mu nic innego jak mentalne przeklnięcie wszelkich rudych drużyn i wertykalnych członków klanu. Ze zrezygnowaniem schował telefon do kieszeni, skupiając tym razem uwagę na Sakuto, która zdążyła jakimś cudem zniknąć i powrócić do jego skromnego stoliczka.
- Niby tak, ale przy okazji znerfili obrażenia Psinki. Nie wiem, czy sam Sołtys Watahy da radę coś ugrać - skomentował z nieskrywanym zrezygnowaniem kwestie balansu w grze, aby chwilę później unieść brew ze zdziwienia. Nie spodziewał się, że ktoś będzie chciał grać jako Rubinowa Rybka. Jego spojrzenie z pewnością sugerowało czyste: 'Serio?'. - Co kto lubi - rzucił względem wodnego stworka, który w żaden sposób do niego nie przemawiał. Czerwony z pewnością nie był jego kolorem. Do tego podwodne zwierzęta niekoniecznie mu się dobrze kojarzyły. Jakby nie patrzeć, zdarzyło mu się z nimi popływać za pierwszego żywota. Nie żeby to wyraźnie pamiętał. - To jak tam praca? Rodzina? - dopytał, próbując zmienić nieco problematyczny na teraz temat. Alternatywą z pewnością byłoby pytanie o pogodę, jednak nocą raczej nie było nader słonecznie.
Słyszała wzmiankę o Śmietnikowej Pandzie przed nagłym spacerkiem, jednak starała się nie myśleć o niej zbyt intensywnie. Wybierając między jednym a drugim byle jakim piwem wolała nie zaczynać rozmyślania nad tym, czy "nie bycie aż takim złym" jest wystarczające, czy nawet akceptowalne.
Smak słodkiej czerwonej fasoli i rozmowa o bardzo przemyślanym balansie gry na szczęście stanowiły wystarczające rozproszenie od rzeczy, którymi lepiej nie zawracać sobie głowy.
- Prawda, prawda. Spróbuj może popróbować inne synergie na normalach. Wszędzie grają tym samym, tak czy siak, a przynajmniej nie spadniesz w randze, szukając kontry. - Przytaknęła sama sobie w geście pełnym samozadowolenia. - Polecam Neonowych w tym patchu swoją drogą, trzymają się w miarę stabilnie w porównaniu do reszty. - tak naprawdę nie grała Neonami, po prostu ostatnio coś o nich słyszała. Niby chciała mu coś doradzić, jednak grała drużynami pod Rudego, do czego nigdy się nie przyzna.
Widząc spojrzenie Miyashity po usłyszeniu o Rubinowej Rybce, cofnęła rękę ze zignorowanym przed niego Taiyaki. Najwidoczniej nie jest w stanie docenić rybiego uroku. Trudno, nie każdy musi mieć dobry gust.
Pora na jej ulubioną część każdej konwersacji przyszła zaskakująco szybko. Small talk, na samą myśl czuła nerwowy ścisk we flakach. Uniosła jedyną widoczną brew w wyrazie pełnym rozbawionego niedowierzania. Gdyby nie zakaz palenia zaciągnęłaby się do połowy filtra, na szczęście mogła teraz tylko o tym pomarzyć.
- Dobrze, cuchnie rozkładem tak samo, jak zazwyczaj. Rodzinka jeszcze żyje jakimś cudem, więc mają się świetnie.- Wzruszyła ramionami, jakby od lat nie martwiła się, że następnego dnia znajdzie ich martwych z jakiegokolwiek głupiego powodu. Przestała pamiętać twarze i imiona ludzi, na których mieli zlecenia lata temu, jednak wystarczyłoby, że chociaż jeden z ich współpracowników wystarczająco się postarał w imię zemsty, by zmienić całe życie najbliższych Sakuto, o tym nigdy nie śmiała zapomnieć.
Pochyliła się nad mężczyzną, wlepiając swoje czarne ślepie w jego lewe, jakby chciała w nim zobaczyć odpowiedź na każde następne pytanie. - -Jak tam twoja rodzina? Wszyscy żyją? Relacja z matką pozytywna? Gdzie widzisz się za pięć lat? - Nie miała zamiaru mu odpuścić po zejściu na tego typu tematy, musiał poczuć konsekwencje zejścia na tak grzeczne i nudne tematy.
Chwilę później odsunęła się, wracając do swojej standardowej martwej ekspresji. Skończyła na dzisiaj prace. Nie będzie męczyć biedaka po godzinach nawet dla zabawy. - Piwko? - Zaszeleściła siatką pełną zakupów i skinęła w stronę drzwi.
@Miyashita Ruuka
Yakushimaru Sakuya ubóstwia ten post.
- Normalne? Gdzie w tym zabawa? Wolę spaść do drewna, jak grać z bandą botów i quitterów - podsumował jakże irracjonalną propozycje. Zresztą, jaki był sens grania w coś bez jakiejkolwiek opcji progresu? Po co miał męczyć tryb, który zupełnie nic nie daje. Owszem, nic przy tym by nie stracił, ale... bez ryzyka nie było też zabawy. Zupełnie jak w gachy. Może i potrafiło podnieść to ciśnienie, jednak pozytywny wynik, czy ekran zwycięstwa z pewnością wydawał się lepszy, gdy kryły się za nim dodatnie cyferki. - Ta, ale jak nie zaczniesz nimi dobrze, to gra jest do niczego. Zresztą pół lobby i tak będzie forsować Ananashi z Rudym na czele - dorzucił tylko względem neonowej drużyny, wzruszając przy tym mimowolnie ramionami. Bądź co bądź, nawet jakby spróbował czegoś innego, nie zmieni to cudzej mentalności. Przynajmniej nie w sytuacji, w której nie ma żadnego posłuchu, czy renomy za swoim imieniem.
- To chyba dobrze. Już myślałem, że kogoś wysłali na drugą stronę - rzucił tylko z nieskrywanym przekąsem, aby chwilę później powieść wzrokiem za twarzą dziewczyny, która to postanowiła zmienić całą pogawędkę w coś na miarę pokoju przesłuchiwań. Zabawa w dobrą i złą glinę? Nie, z pewnością takie coś byłoby nader nudne. Tym bardziej zważywszy na pytania, które padły ze strony jego rozmówczyni. - Kto wie? Nawet nie wiem, czy wiedzą, że jeszcze żyje - odpowiedział siląc się przy tym na nader poważny i nieco przesadzony ton, aby nieco później dodać jeszcze tylko bardziej rozbawione: - To jak? Mam tę robotę? Czy muszę podać jakąś kiczową odpowiedź na ostatnie z pytań?
Zsunął się więc z krzesła, ruszając w kierunku wyjścia. Prostym ruchem głowy odmówił propozycji dziewczyny dotyczącej piwka. Mimo to, nie przeszkadzałby jej, jeśli zamierzała się napić. Ba, zostałby nawet by nie musiała pić z lustrem, czy odbiciem w witrynie sklepowej. Zresztą, rozmowa przy możliwych klientach niekoniecznie mu się uśmiechała. - Nie sądzisz, że ostatnio zrobiło się dość nudno? Z pół roku minęło jak zalało Nanashi, czy od czasu gdy grupa samozwańczych Pogromców Duchów polowała na coś w kanalizie, eh. Przydałoby się coś... coś nowego - rzucił tylko, mając na uwadze fakt, że raczej wszelkie media przycichły, a nadnaturalne wydarzenia albo mijały go szerokim łukiem, albo zapadły się pod ziemię. Sam niekoniecznie cieszył się na wszelkiego rodzaju tragedie naturalne i katastrofy klimatyczne, jednak odrobina chaosu z pewnością nie zaszkodziłaby miastu, czy samym planom dawnego policjanta.
około godziny 1 w nocy
Jaskrawy neon sklepowego szyldu widziała już w oddali — świetlistość nadgryzionego donuta wyróżniała się na tle otoczeni na tyle dobrze, by nie można było mówić o żadnej pomyłce. Zastanawiała się czasami, czy pracownicy stojącego nieopodal szpitala korzystali z oferty sklepu, szczególnie podczas nocnych zmian, gdy większość restauracji dookoła pogrążało się już w mroku, gdy właściciele gastronomicznych lokali kładli się do snu, a jedynymi ludźmi na nogach pozostawali właśnie ci poświęceni służbie zdrowia oraz prawa.
Dzwoneczek rozbrzmiał klimatycznym odgłosem nad uchylanymi drzwiami. Black weszła do środka bez zawahania, krótkim skinieniem witać się z pracownikiem trzeciej zmiany. Nie wdawała się jednak w żadne dłuższe rozmowy zamiast tego łapiąc za koszyczek i przechodząc do alejek. Nie przyszła po nic konkretnego, przywiała ją ot zachcianka i pulsująca w skroniach migrena. Przed powrotem do Kinigami chciała więc uzupełnić zapasy różnej maści przekąsek. Nic dziwnego, że wśród zakupu lądowały w głównej mierze słodycze opakowania instant ramenu, wszelkie chrupki i jeszcze kilka innych rzeczy które uznała za potrzebne. Będąc już przy samej kasie nie omieszkała upchnąć do papierowej torby również papierosy. Gdzieś w tle słyszała odgłos podjeżdżającego samochodu ale nie zwróciła na niego większej uwagi. Może to jeden z lekarzy nocnego dyżuru nad którym wcześniej rozważała. Nieistotne zresztą, nie czuła się dziś wystarczająco dobrze by myśleć o czymkolwiek innym niż długa, gorąca kąpiel.
Świetne plany zostały jednak, jak zwykle, pokrzyżowane gdy wychodząc ze sklepu dostrzegła, że wcześniej usłyszane auto nie ma aż tak nieznajomych kształtów jak mogłoby się wydawać. Wystarczyło zresztą odbić wzrokiem odrobinę n bok, by dostrzec również wcale nie tak obcą sylwetkę w objęciach wątłych ramion. Czujne ślepia wiedźmy zmrużyły się znacznie, gdy wyciągała jednego z ostatnich papierosów pomiętego opakowania; związane w niebanalny kucyk rude pasma zafalowały podczas stawianego naprzód kroku.
— To by wyjaśniało dlaczego przygotowanie kolacji tyle trwało — mruknęła w końcu z bardzo wyraźnym przekąsem zaakcentowanym w głosie. Szła bardzo miękko, niemal niesłyszalnie. Wyminęła zetkniętą ze sobą parę racząc ich jedynie kłębem wypuszczonego z ust dymu.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Shogo Tomomi ubóstwia ten post.
Odetchnął w czubek jasnej głowy, pozwalając, by prawie-nieznajoma odnalazła się w czasie i w końcu uniosła drżącą brodę. Co prawda, to nie ona była w niebezpieczeństwie, a zabrany już przez ratowników- chłopak, ale to ona zadzwoniła po niego. Nie pytał skąd miała numer. Zdążył się przyzwyczaić, że kontakty przechodziły z rąk do rąk i akceptował ten fakt dopóki - związane było z pełnioną przez niego profesją. Namiastka tego, czym zajmował się w przeszłości. Nikły łącznik z rzeczywistością, której mu brakowało. I jednocześnie środek - do celu. Zabawne, kogo można było poznać, będąc kierowcą.
Późna pora nie znaczyła, że miasto zasypiało. Budziła się przecież ta ciemniejsza strona. I ta rozrywkowa. Tylko kątem oka dostrzegł i usłyszał, jak w pobliskim sklepie uchylają się drzwi, dźwięcząc piskliwym sygnałem. Ale to nie dzwonek jak soczewka pociągnęła jego uwagę, a znajoma rudość włosów i wtórujący barwie ogień charakteru, zwerbalizowany i rzucony mu cięty komentarz. Nawet wsparta na nim dziewczyna uniosła pytająco spojrzenie, niepewnie zerkając to na niego, to na przechodzącą obok wiedźmę.
- Idź do niego - skwitował tylko, nie dając poznać, że cokolwiek niepokojącego w ogóle się zadziało. Rozluźnił chwyt i gestem wskazał wejście do szpitala. Nie sądził, by długo musiał namawiać, by pognała do swego chłopaka. Równocześnie, obrócił się w stronę Black - nie tak prędko - rzucił w jej stronę, chwytając za uniesiony z papierosem nadgarstek - skoro już się przywitałaś, możesz poczęstować mnie papierosem - dodał, by znowu rozsunąć palce, wypuszczając kobiecą dłoń, stajać jednak dokładnie przed nią, robiąc z siebie dość znaczącą przeszkodę - jeśli chciała przejść dalej. Zdążył już poznać, że rudowłosa potrafiła działać impulsywnie. Drapała, jak rozdrażniona kotka, gdy tylko czuła zagrożenie. Nawet to potencjalne. Kąsała, dopiero potem pytała. I rozpoznawał tę urażoną zaciętość, malującą rozchylone w wydychanym dymie usta i jarzące się dwubarwnie źrenicach.
- A jeśli chcesz drapać, przynajmniej celuj z drugiej strony - zawadiacki uśmiech, niby sztandarowa mina odsłoniła białe zęby. Mimowolnie zerknął w dół, palce chwyciły brzeg kurtki odsłaniając zwilgotniały od krwi bok. Rana była płytka. I wolał, by taką pozostała.
| ubiór - wszystko w czerni, wojskowe spodnie, bluzka bez kołnierza i suwaka. Na rękach rękawiczki bez palców (dla kierowców).
@Hecate Shirshu Black
but you do decide who owns who.
— Z tego co mi wiadomo, to poczęstunek powinien wynikać z dobrej woli, a nie być sugerowany — odparła, cofając wypuszczoną rękę, by znów zaciągnąć się fajką — powolny gest zrobił z tej czynności niepotrzebne show, całkiem jakby chciała zaznaczyć, że to on był na jej łasce, a nie na odwrót. Przez moment mierzyła się z nim na spojrzenia, być może szukając jakichkolwiek wyjaśnień w szmaragdzie jego oczu. Nie znalazła ich ani w intensywnej barwie ani na uformowanych w uśmiechu ustach. Nie grała na zwłokę niepotrzebnym strzępieniem języka ani żadnymi gestami. Po prostu stała nieruchomo i patrzyła, celowo odwlekając decyzję w czasie. — Nie zasłużyłeś — mruknęła ostatecznie, odrobinę przechylając głowę na bok; jedno z bioder wybiło się bardziej na bok, gdy przyjmowała wygodniejszą pozycję.
Spojrzała w dół kierowana nie tylko sugestywnymi słowami ale i odsłanianą kurtką. Nie wyglądała na szczególnie zaskoczoną widokiem poplamionego krwią ubrania, a nie należało to do łatwych zadań biorąc pod uwagę choćby nocną porę i czerń męskich ubrań. Uwolniła dłoń od papierosa, utrzymując filtr między białymi kłami. Sięgnęła niespiesznie do zaprezentowanej rany, powoli unosząc materiał koszulki w górę, by dać sobie lepszy wgląd na skalę obrażeń.
— Napatoczyłeś się na zajętą laskę i jej zazdrosnego chłopaka? — parsknęła, tym razem brzmiąc na szczerze rozbawioną — brakowało w jej głosie czegokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że była w jakikolwiek sposób zła. Wyminęła go w końcu lecz nie po to by odejść, a po to, by zbliżyć się do jego samochodu. Kiedyś miała okazję zajmować w nim miejsce pasażera, więc zapadł jej w pamięci. — Wyciągnij apteczkę. Chyba że jej istnienie jest równie opcjonalne co zapinanie pasów?
Swoje zakupy odłożyła chwilowo na ziemię, nie przejmując się w żaden sposób tym, czy cokolwiek się pogniecie lub rozwali, nie było tam nic co tym groziło, ot głupie przekąski na następnych kilka dni.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Shogo Tomomi and Mamoritai Akari szaleją za tym postem.
- Powinien... nie powinien, widać ignorowanie niektórych zasad weszło w nawyk - ale nie powiedział, czyich właściwie. Uniesiona brew była początkowo jedyną reakcją na komentarz, dopiero potem z przekorą wyszczerzył zęby, z krótkim, rażąco szczerym (ale wcale niewinnym) - Nie musiałem.
Zawiesił wzrok na wypchniętym biodrze i leniwie wrócił do wyzywającego profilu kobiety.
- Widzę, że wyrobiłaś już sobie o mnie niezłą opinię. Ale jeśli pójdziemy takim tokiem rozumowania... on skończył gorzej - wzruszył beztrosko ramieniem, nie odwracając się jednak w stronę szpitalnego wejścia, w którym wcześniej zniknął rzeczony chłopak. Stety, czy nie, nie miał też pojęcia czy był zazdrosny. Nie zdążył zapytać w ferworze krótkiej walki i prędkiej podróży. Nie spróbował nawet sięgnąć po właściwe tłumaczenie. Nie poczuwał się konieczności wyjaśniania nieporozumienia. Podobno prawda i tak zawsze wychodziła na jaw, a przekora nawet w zderzeniu z kobiecym niezadowoleniem, kusiła swoistym rodzajem rozrywki, którą rudowłosa sama podejmowała wielokrotnie w jego towarzystwie.
Patrzył z góry, nieruchomo, jak smukła dłoń bez wahania sięga zadartej kurtki, odsłaniając skalę rozcięcia. Przez moment obserwował też, jak kobieta podąża w stronę auta, wskazując na bagażnik. Ruszył w tej samej chwili, otwierając kliknięciem tył bmw. Pochylił się, wyciągając zawartość jednej ze skrytek. Pozostawił otwartą klapę, samemu opierając biodro o metaliczny bok auta - Wymiana - stwierdził tylko, podsuwając zapakowaną apteczkę pod dłonie wiedźmy, podczas gdy wolna ręka sięgnęła utkwionego między zębami papierosa, by wsunąć filtr między własne usta. Przymknął jadeitowe ślepia, zaciągając się przy tym mocno tytoniowym dymem. W międzyczasie, ściągnął kurtkę całkiem, rzucając materiał do wnętrza samochodu, podciągnął rękawy bluzki, zerkając w dół, do rozdartego boku - Mam zdjąć, podciągnąć, czy chcesz mi w tym pomóc? - mimo piekącej fali bólu, w oczach jarzyło się rozbawione zaciekawienie. Adrenalina, która wcześniej trzymała w ryzach dawkowaną powagę, roztapiał się pod dostrzeżonym, znajomym już ogniem. A przecież igrał z nim. Podsycał liżące płomienie wyżej, patrząc, jak skrzy się, ulatując błyskami w górę. Równie dobrze mogła w rozdrażnieniu rzucić w niego apteczką, ale dłonie pozostawił ułożone wzdłuż ciała. Palce niezajęte papierosem, od czasu do czasy wystukiwały rytm, które drgał mu dźwiękiem wyciszonej muzyki w aucie.
@Hecate Black
but you do decide who owns who.
— A mam zszyć ci tylko ranę, czy też usta? — odparła z czarującym uśmiechem rozciągającym usta, na próżno było się jednak doszukiwać serdeczności w rozciągniętych mięśniach twarzy.
Nie wdawała się już w bezsensowne zaczepki słowne, a przynajmniej chwilowo. Zaczęła od faktycznego odkażenia cięcia odpowiednim środkiem, ówcześnie wolną ręką podwijając materiał ciemniej koszulki w górę.
— Potrzymaj, chyba że rzeczywiście mam ci wyszyć obrazek na brzuchu — dodała po chwili, czekając cierpliwie aż ciemnowłosy wykona polecenie. Sprawnym ruchem który bogowie jedni wiedzieli gdzie wyuczyła nawlekła chirurgiczną nić na igłę zabierając się za skrupulatne zszywanie rany. Po zakończeniu pracy spojrzała na efekt końcowy chcąc ocenić, czy szwy wyszły satysfakcjonującą. Zaraz zresztą mruknęła ukontentowana, sięgając po bandaż by zwieńczyć udzielanie pierwszej pomocy zakryciem wszystkiego białym materiałem. Na koniec sprawdziła jeszcze czy supeł nie był za ciasny i odsunęła się na krok, by usiąść na brzegu otwartego bagażnika i odpalić drugiego papierosa; z pierwszym zdążyła się już pożegnać.
— To nic profesjonalnego, więc na zdjęcie nici będziesz musiał pójść do prawdziwego lekarza — dodała jeszcze, uśmiechając się półgębkiem.
@Shogo Tomomi
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
- Szkoda ust, jeszcze mogą się przydać - niemal wzruszył ramionami, zderzając z falującym jak oddech, rozdrażnieniem dziewczyny. Z względnym zainteresowaniem patrzył na smukłość dłoni, z precyzją dobierające właściwe narzędzia z apteczki.
- wszystkie wiedzmy tak mają, czy to tylko Twoja domena? - były żołnierz wydawał się całkiem oporny na serwowane emocje. Może chodziło o fakt, że mimo okazywanej niechęci, dziewczyna nie odmówiła mu pomocy.
Zdobyczny papieros tkwił miedzy wargami, niewyjmowany. Przytrzymywał w płucach dym dłużej za każdym razem, gdy ukłucie bólu dotykało skóry. Od czasu do czasu, wydychał tytoniową mgłę gdzieś nad głową dziewczyny, rozlaną aureolą nadając ognistym włosom niemal efektu płonięcia. Mrużył przy tym oczy zastanawiając się, czy podobnie zapłonęłyby dwubarwne tęczówki.
- Skoro masz taką fantazję... nawet myślałem o tatuażu - byc może zażartował, ale zgodnie z wiedźmią wytyczną, wolną dłonią przytrzymywał podciągnięty materiał. Nie komentował więcej procesu szycia, pozwalając by dziewczyna dokończyła dzieło i sfinalizowała wykorzystanie bandaża. Sam prawdopodobnie zatrzymałby się na przemyciu i zatamowaniu, czekając, aż regeneracja ciała sama dokończy proces. I byc może odrobinę wyżyje frustrację.
- Jak nie zapomnę - obsunął czerń bawełny, zakrywając bandaż - to może ktoś mi zdejmie, chyba, że będziesz chciała potrenować. Wydajesz się być obeznana w praktyce lekarskiej. Nie minęłaś się z powołaniem? - w kąciku ust wciąż tkwił dopalający się zwitek papierosa.
- Dziękuję - dodał na koniec nieco poważniej, pozbawiając głosy naleciałości rozbawienia. Pochylił nawet głowę w stronę dziewczyny - przyda się być poskładanym przy nowym kontrakcie. - dopowiedział prawie od niechcenia.
@Hecate Black
but you do decide who owns who.
Hecate Black ubóstwia ten post.