Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
Słowa chłopaka zwróciły jego uwagę. Posiadłości? Członkowie klanu? Czyżby… był z Minamoto? Nie mógł zrobić nic innego, jak zgodzić się z jego poleceniami; nie znajdował się na pozycji, w której mógłby dyskutować, gdy jego los w tym momencie był tak zależny od decyzji ich trójki. Obserwując jego plecy, gdy oddalał się od nich coraz bardziej, zdał sobie jednak sprawę z jednej ważnej rzeczy.
- Carei - zaczął cicho - na pewno dasz sobie radę z apteczką. W razie co wszystko ci powiem, okej? - Wiedział zresztą, że jak Ejiri się zaprze, tak zrobi wszystko, by się jej udało. Przełknął ślinę, gdy woda zakołysała ich pontonem, podkreślając inną palącą kwestię. - Ale wydaje mi się, że nie powinniśmy zostawać na wodzie. Tyle razy już się okazało, że nie jest na niej o wiele bezpiecznie niż na „lądzie”. - Skrzywił się, gdy spróbował podnieść się do siadu. Nie zabrakło cierpienia i dyskomfortu, ale dał radę. - Jeśli mi pomożesz się podnieść - i ty też, Shey - to się stąd jakoś wygramolę… jakoś.
Uśmiechnęła się, lekko zakłopotana. Nie lubiła sprawiać takich kłopotów innym. Przynajmniej fakt, że była ranna, trochę ją usprawiedliwiał. - I na brzegu już mnie opatrzysz, Carei. Może do tej pory wam tu nie zejdę - wysilił się na trochę humoru. Zaraz potem poprawił pas torby na swoim ramieniu i chwycił za leżącą nieopodal latarnię. - Znacie tę okolicę? Wiecie, gdzie możemy się tutaj schronić? - Rozpoznawał Asakurę, ale pokryta wodą i skąpana w ciemności prezentowała się dla niego zgoła inaczej. - Albo gdzie dokładnie pobiegł tamten chłopak?
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Shogo Tomomi, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Tak - spojrzała na przyjaciółkę, mając wrażenie, że słowa wyrwały ją z ciemności, która starała się nią zawładnąć i zmusić do bezruchu. I płaczu. wciągnęła ze środka materiały do oczyszczenia i opatrunku. Wszystko zgodnie z wytycznymi cichych słów, osłabionego uzdrowiciela - Staram się to robić delikatnie. I przynajmniej częściowo muszę zatamować wszystko. Po-poprawię na brzegu - szeptała, pochylając się do męskiej skroni. Dłonie musiała mieć zimne, dlatego kilka razy, ogrzewała je własnym oddechem, nim zetknęła się z rozgrzaną skórą już w momencie, gdy bandaż otulał rozerwane miejsca, a oczyszczone rany, przestawały uporczywie krwawić. Biel materiału nasiąkała, ale zdawało się, że rzeczywiście jej działanie miało skutek. I jeśli tylko znalazła nieco wody, podała Kisarze do popicia razem - z przeciwbólowymi, jeśli i te odnalazła w przepastnej skrytce torby - To, powinno mam nadzieję, pomóc ci się podnieść. - i jeszcze raz szept, ciepły. Otarła płynącą po brodzie strużkę.
Na głos Enmy, uniosła głowę, chwytając sens, który przekazywał. I jeśli miałaby stawiać, rzeczywiście siedziba Minamoto byłaby ostatnim bastionem oporu przed... przed czym? Kataklizm to jedno, ale szaleństwo atakujących ich yokaii, niespotykanych zjawisk, wybitnie świadczących o działaniu nadnaturalnego, kierowało odpowiedzi w stronę "drugiej" rzeczywistości. Tylko jakim cudem wszystko oszalało w takim stopniu? I czemu Eji nie potrafiła zrozumieć niczego, co przydarzyło się jej i przyjaciołom? - UFAM CI - podniosła się znowu, chcąc sięgnąć ramienia egzorcysty i pokręcić drżąco głową - ...ALE NIE MOZEMY TU ZOSTAĆ - dodała spoglądając najpierw na Shey - szukając w jasnowłosej wsparcia i potwierdzenia decyzji, potem na Kisarę , finalnie wracając do spojrzeniem do Enmy - IDŹ PIERWSZY, NIE BĘDZIEMY CIĘ SPOWALNIAĆ - dodała jeszcze, zsuwając wolno rękę z ramienia, wzdłuż łokcia i na moment przed tym, gdy chłopak wyrwał do przodu, musnąć jego chłodną dłoń.
Odetchnęła, spinając ramiona, by zgodnie ze słowami, pochylić się nad Kisarą i wraz z przyjaciółką, pomóc mu wstać - ja... znam to miejsce. Rezydencję klanu. Byłam tu kiedyś. Kilka razy - To wtedy też, na krótko zamarła, słysząc gdzieś za sobą - najpierw głos wołający Enmę, potem... ją samą. Odwróciła głowę, mimowolnie wstrzymując i towarzyszy, szukając wzrokiem - Alaeshy. Tańczące w ciemności cienie zdawały się nieprzeniknione. Ale - sylwetki wyłaniające się się z mroku, bardziej i bardziej przypominały jej kogoś - Ala?... - czuła się głupio, tak bardzo pamiętając, że do uszu wciskały się szepty, niezrozumiale, pełne okrucieństwa, żalu i bólu. Zmysły, zmęczone przytłaczająca ilością wrażeń, mogły z niej kpić. Ale coś żałośnie zakuło w sercu, wciskając gulę w krtań. Chciała przecież być odważna. Wykazać się dzielnością, pomocą. Ale coś rozklejało się pod powiekami, ładując piekąca falę łez.
Nie teraz. Nie teraz. Nie teraz. Proszę.
| Rzut na medycynę udany
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Ooo, czyli to co mnie poharatało to jakiś paranormalny twór? Dobrze wiedzieć. - Sam nie do końca wiedział, czy chce ściągnąć na siebie jakąkolwiek uwagę tutaj zgromadzonych, czy też podpytać dla rozeznania w terenie. To mógłby być ciekawy materiał do gazety.
Ścisną ranę otwartą dłonią, gdy tak się kulił w kącie pontonu. Oparł skroń o kolana. Był zmęczony. Miał dość.
Odzyskanie spokoju nie trwało znów tak długo. Co to to nie. Hasegawa nie widział wszystkiego dokładnie. Brak okularów naprawdę mu doskwierał. Szybko przemieszczające się plamki były dość irytujące. Najchętniej zamknąłby oczy i dał się wciągnąć w ten wir szaleństwa. W prawdzie już dawno w tym szaleństwie tkwił, choć tą myśl uparcie odrzucał. Teoretycznie jest bezpieczny, "daleko" od wody, raczej spory kawałek od wściekłych demonów. Tylko w teorii. Miał ochotę się poddać, samemu się rzucić do wody i zakończyć to wszystko. Dla świętego spokoju. Oczywiście, to tylko dołujące myślenie, Izaya jest zbyt dużą pizdą, aby się targnąć na swoje życie w taki żałosny sposób. Lepiej to przeczekać. Przecież wszystko będzie dobrze, prawda?
Kolejny wybuch? Aż głowę podniósł i oczy zmrużył. Tutaj siedział z rzekomym wariatem co pół szkoły powystrzelał, a teraz będzie miał do czynienia z wariatami z granatami? Aż zaczął się czuć jak szara myszka przy tych wszystkich kolorowych postaciach dookoła, które wydały mu się walnięte ponad miarę.
Najważniejsze, że ten "granat" jakkolwiek wpłyną na szalejące wybryki natury. A przynajmniej miał taką nadzieję. Najlepiej gdyby te duchy poszły w cholerę i zdechły przez tą eksplozję.
Mgła czy nie mgła, największe przerażenie złapało Izayę, gdy ponownie ujrzał ogromne odwłoki na cienkich odnóżach. Ta sylwetka była dość charakterystyczna, że bez problemu ją rozpoznał. Znów one! Znów te cholerne pająki. Wcześniej udało mu się między nimi czmychnąć i uciec bezproblemowo. Może nie są znów takie groźne? W końcu są różne pająki. Może one są na zasadzie psów. Są te agresywne i te spokojne? Oby, oj kurwa oby. Duchy z daleka już mniej robiły wrażenie na Hasegawie, ale pająki! Oo, to inna bajka. Humanoidalne stworzenia to pół biedy - o ile są daleko - ale pająki! Przecież one mogą zapieprzać jak motorówki.
Podobnie do pająków zimny dreszcz spowodował dosłyszany krzyk. Gwałtownie odwrócił głowę w stronę jego źródła. Otworzył oczy szeroko z przerażenia.
- Enma? - Miaukną z przerażeniem. Gdyby tylko dostrzegł swojego ukochanego przyjaciela bez zastanowienia rzuciłby się do wody, aby mu pomóc jak najszybciej. Tylko brak wizji go hamował. Tyle niewytłumaczalnych sytuacji napotkał w przeciągu ostatnich godzin, że zaczął myśleć o negatywnych skutkach ubocznych swoich leków. Halucynacje? Tego jeszcze nie doświadczył.
,,Proszę, niech Enma będzie cały i zdrowy, to tylko wymysł mojej wyobraźni!"
- Widzicie tutaj kogoś? - Spytał roztrzęsionym głosem. Od odpowiedzi swoich towarzyszy zależało, czy pogrąży się w nieskończonych wyrzutach sumienia. Nie darowałby sobie, gdyby porzucił Enmę na pastwę losu.
@Yakushimaru Seiya @Yakushimaru Sakuya @Hasegawa Jirō @Warui Shin'ya @Itou Alaesha @Hecate Shirshu Black
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Nie daj się zabić, Seiwa - rzuciła do niego z lekkim uśmiechem. Ujęła dłoń Eji w swoje długie palce. Miała wrażenie, że przyjaciółka była dziwnie nieobecna. - Dołączymy do ciebie.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Dzięki Interwencji Carei i wskazówkom poszkodowanej, udało się dokładnie opatrzyć rany Kisary. Wypatrzenie grupki która do was zmierzała było czymś łatwym. W końcu wannę(?) i ponton prowadził niebieski płomyk, który świecił z całych sił oświetlając im drogię. W końcu do was dotarli.
Uwagę Shey jednak ściągnęło coś innego. Strzępki białej mgły, której wydawało się że nikt inny nie dostrzega. Podążając za nimi wzrokiem w końcu dostrzegła samą siebie. W kimono i z kataną o mleczno białym ostrzu. Walczyła z czymś, jednak nie mogła dostrzec dokładnie z czym. Całość walki wydawała się być za szybka nawet dla jej wyćwiczonych w podziemnych walkach oczu. Jednak kiedy tylko starcie zwalniało, miecz zdawał się mniej falować niż reszta obrazu we mgle, którą druga Shey była spowita. Wystarczyło wyciągnąć dłoń po ten miecz.
Sei na szczęście wygrał walkę z kapciem ożywionym przez lata porzucenia i wyszedł z tego bez szwanku. Chociaż wyrzucony za burtę, nadal próbował do was dopłynąć odbijając się od jej tafli. Nie miał jednak szans z wiosłem. Klapek przepadł w odmętach morskich tylko po to wy powrócić po któregoś z was innego dnia, w innej rzeczywistości. Strzeżcie się klapka w mroku.
Pomimo krzyku z ciemności, nie mógł dostrzec Sanariego. Na domiar złego Sakuya wydawał się nie reagować na bodźce. Nie poruszył się zbytnio od czasu w którym wbiliście na jego ponton? Może to pogwałcenie przestrzeni osobistej uszkodziło mu zwoje i boi się teraz ruszyć i odezwać? Nie był martwy, ale zesztywniał jakby ducha zobaczył... Bo w sumie parka tu płynęła. Waru, który był gotowy wyskoczyć na brzeg z Sekatorem w łapach niczym Kuchisake-onna oraz Jiro który przysnął sobie z psiątkiem w dłoniach. Wilko-pieso dyskretnie wymknął mu się z uścisku i położył głowę na kolanach Hecate. Widocznie wcześniejsza eksplozja i nagłe zapadnięcie mroku nieco go wystraszyło. W końcu jeśli chodziło naszą wiedźmę, to pomimo tego że zakrzyknęła do Enmy wysiadającego z pontonu, zdążył szybko się oddalić pozostawiając pozostałe trzy sylwetki w tyle. Izaya mając za to rozterki na temat pająków, płynąc dalej miał piękne ujęcie na to jak Pajak zawija Enmę w kokon i porywa w mrok. Z drugiej strony to czy przypadkiem ta panienka z wanny nie zawołała do Enmy w całkowicie innym kierunku? Może nadmiar leków, bądź ich brak w połączeniu z adrenaliną przysparzały mu halucynacji? A może było tak jak mówiła Ala i coś się nimi karmiło? Negatywnymi emocjami, które generowali w tak wielkiej ilości? Wyszliście na brzeg i tak oto dostrzegliście oddalającego się coraz bardziej w kierunku rezydencji Enmę oraz Shey i Carei zajmujące się szanownom doktor Kisarą. Wtedy też każde z was, jak i trzech nowych towarzyszek dosłyszały coś co mroziło krew w żyłach. - Nigdy nie powinnam Cię urodzić. - Czarne, wychudzone widmowe ręce jakby wyrosły zza Itou, a wraz z nimi tors i głowa nieznanej większości obecnym kobiety. Gdyby Ala mogła się odwrócić rozpoznałaby twarz matki. Chociaż w jej wypadku wystarczył sam głos by dostrzec całość. Ramiona widma zacisnęły się na szyi malarki zaciskając się coraz mocniej i wbijając w młodą kobietę paznokcie. Zaczynała lecieć krew. Nie były to poważne rany, ale mimo wszystko... Były. Głos matki cuchnął śmiercią i smakował goryczą, był szorstki w dotyku, miał czarną barwę. Jaka by nie była, to raczej nie tak je zapamiętałaś. Kiedy którekolwiek z was skierowało światło na tajemnicze widmo, to zaczęło skwierczeć, piszczeć jak palony Nazgul i rozpadać się w proch. Ala pozostała żywa, ale należało ją opatrzyć. Na szczęście apteczka, którą posiadała Eji miała jeszcze kilka plasterków Hell'o kitty, resztkę bandaża i trochę odkażacza. Po chwilce na ogarnięciu się, mogliście ruszyć szlakiem Enmy.
Jednak Wru poczuł uścisk tak wielki, że zgięło go w spazmach, a następnie padł na ziemię. Przynajmniej jego ciało. Martwe. Każdy poza Izayą i Sakuyą jednak widział go nadal. W duchowej postaci. Samemu Rudemu coś uleciało z głowy. Ale co? Na pewno nie intelekt. Na pewno nie rozpoznawał tej lekarki, która tu była.
Nagle poczułeś ogromny ból. Rozumiany jedynie z czystej teorii. Poczułeś się jakby coś zniknęło i czegoś brakowało. Twój jęk zwrócił uwagę siedzącej na dachu siostry. Nie wyglądała na pierdolniętą bardziej niż zwykle, ale jedynie przypatrywała Ci się przez moment. Dopiero po spojrzeniu Ci w oczy jej wyraz twarzy złagodniał, złapała obklejony talizmanami kij i zlazła do ciebie. Coś mówiła, ale nie miałeś pojęcia co. Z jednej strony wyglądała na przejętą, a z drugiej zachowywała dystans. Mimo że kij miała opuszczony, palce drugiej dłoni miała ułożony w tak zwany pistolet. Obserwowała co zrobisz. Ale czy możesz się jej dziwić po tym co zobaczyłeś po drodze że jest ostrożna?
------------------------------------------------------
Czas na odpis wstępnie do 23.12.2023 do końca dnia, ale ze względu na święta mogę w razie czego przedłużyć. W końcu wiem że sporo z was będzie miało wiele na głowie z tej okazji. Wesołych świąt misie moje :serduszek:
`Shibi
@Amakasu Shey @Hasegawa Izaya @Ejiri Carei @Satō Kisara @Itou Alaesha @Hecate Shirshu Black @Warui Shin'ya @Seiwa-Genji Enma @Yakushimaru Seiya @Yakushimaru Sakuya @Hasegawa Jirō
Warui Shin'ya, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha, Hasegawa Izaya and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
- Dziękuję - rzekł na wydechu, gdy kobiety pomogły mu wstać. Dźwignięcie się w górę było najgorsze, podobnie jak wydostanie się z pontonu, lecz na szczęście po chwili odzyskał poczucie równowagi i był w stanie ustać. Co prawda nadal musiał nieco opierać swój ciężar ciała na jednej z dziewcząt, ale nie był w niebezpieczeństwie takim, że za chwilę miałyby się ugiąć pod nim kolana. Wziął kilka głębokich wdechów, ale wypowiedziane przez Ejiri słowa - a właściwie jedno imię - sprawiło, że zerknął na nią szybko.
- Ala? - spytał. Jedyna taka, jaka przyszła mu do głowy, to… - Alaesha? - Nie miał na tyle pokładów energii, by dobrze zadziwić się informacją, że okazuje się, iż cała ich trójka się zna; bardziej zaniepokojony był faktem, że kolejna ważna dla niego osoba tu była. W środku jednego wielkiego chaosu. Rozejrzał się wtedy uważniej, trzymając mocno w dłoni latarnię pozostawioną przez Enmę. Faktycznie, nieopodal mógł zauważyć nie jedną osobę, a całą grupę ludzi, oświetlaną przez niebieski płomyk.
Spojrzał ponownie na Carei, a to, co dostrzegł na dobrze znanej mu twarzy, chwyciło go za serce i ścisnęło. Pochylił się trochę i objął ją łagodnie, emanując całymi pokładami ciepła, jakie jeszcze w nim zostały. - Świetnie sobie poradziłaś - powiedział tak, że tylko Carei mogła go usłyszeć. - Jakoś wydostaniemy się z tego bagna.
Niestety niedługo po wypowiedzeniu tych słów, usłyszał wrzask od strony tamtych. Spojrzał dokładnie w tym momencie, w którym przerażająca istota zacisnęła swoje macki na szyi Itou. Nawet nie zauważył, jak jego nogi same zerwały się do biegu, napędzane szaleńczym zastrzykiem adrenaliny. Zbliżył się na tyle, że światło latarni padło ostro na widmo, które w momencie rozpadło się na drobny proszek.
- Ala! - krzyknął, opadając przy ciele kobiety na kolana. Wiedział, że będzie wkrótce żałował tego nagłego zerwania się, ale wspomnienia jej nieprzytomnego ciała sprzed kilku miesięcy wyraźnie wytoczyły się na przód jego umysłu i bolały. Dostrzegł u niej wątły oddech, ale zdecydowanie potrzebowała opieki. - Carei! Szybko! Zostało coś w torbie?!
Wtedy też inna osoba upadła na ziemię. Działo się tak dużo! Gdy jednak nad ciałem chłopaka dostrzegła kogoś - och, yurei, całe poparzone, dymiące wręcz, jej mózg zdawał się przeżyć przeciążenie z szoku. Słysząc jednak rzężący oddech Itou, w mig skupiła się na niej z powrotem. Wszystko. Po. Kolei.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Dango Kyōjurō szaleją za tym postem.
— Może kurwa już jesteśmy martwi — stwierdził, choć w odróżnieniu od niej wierzył w świat duchów i wiedział, że tylko one były w stanie stwierdzić, czy umieranie przypominało nieustającą walkę o życie, jakkolwiek ironicznie by to nie zabrzmiało. Już prawie zapomniał o tym, że dziś rano został wyrwany z łóżka niecodziennym telefonem. Nie był już nawet pewien, czy w kalendarzu wciąż widniał ten sam dzień czy tkwili tu już tydzień, ale nie zauważali biegu czasu przez natłok wszystkich wydarzeń. Jedna doba nie wystarczyłaby na tyle atrakcji.
Odepchnął się wiosłem mocniej. Chciał jak najszybciej dotrzeć do lądu, który już mieli przed oczami. Mokre nogawki spodni lepiły się do jego ciała i przypominały o tym, dlaczego miał już dość wody. Wyglądało na to, że przynajmniej poziom morza utrzymywał się już na w miarę stabilnym poziomie albo poziom ten był już tak wysoki, że przestawali zauważać zmiany.
— Jak to dlaczego? Bo trafiliśmy już na tyle jebanych potworów i zjawisk, przed którymi nigdzie kurwa nie ostrzegano, że uznałem, że brakuje nam tylko tego pierdolonego sandała do kolekcji. Nie wierzyłem nawet, że istnieje — wyjaśnił ze słyszalnym poirytowaniem. Nie był zły na zadawanie podobnych pytań, był wściekły z powodu tego, że był już zmęczony i jedyne, o czym marzył to solidny odpoczynek we własnym łóżku. Potem przypominał sobie, że jego pokój już dawno zamienił się w akwarium, a to wkurwiało go jeszcze bardziej.
— Młody, może się kurwa ockniesz? — sarknął w stronę młodszego brata, nabierając przynajmniej częściowej pewności, że wcześniej się przesłyszał. Głos Sanariego umilkł – za to nad jego uchem wybrzmiał kolejny krzyk; krzyk czarnowłosej.
— Ejiri? No nie gadaj kurwa, że gdzieś ją widzisz — zwątpienie w jego głosie świadczyło o tym, że wolał, żeby się pomyliła. Wolał też, żeby żadna ze znajomych osób nie była w to zamieszana, ale wszechświat znów miał wobec niego inne plany, bo już niebawem sam dostrzegł znajome twarze, do których stopniowo się przybliżali. Carei, Kisara, doktor Sato i chłopak, którego mgliście kojarzył, a fakt, że zdecydował się odłączyć od grupy nie pozostawił Seiyi zbyt wiele czasu na identyfikację. — Co wy tu kurwa robicie? — rzucił, ściągając przy tym brwi, gdy wyciągał pierwszą nogę na stabilny – oby – grunt. Druga tkwiła jeszcze przez moment w pontonie, który przytrzymywał przy brzegu, czekając aż pozostali pasażerowie opuszczą pokład.
„Nigdy nie powinnam cię urodzić.”
Słowa, jak lodowate szpikulce, wbiły się w jego uszy. Wypowiadający je głos był obcy, ale mimo tego sprawił, że mięśnie chłopaka zgodnie spięły się w gotowości do ataku, choć tym razem słownego, bo trudno było nie wziąć do siebie czegoś, czego usłyszenie z ust matki było bardzo prawdopodobne. Ale to nie była jego matka i kiedy tylko obejrzał się ku miejscu, z którego wybrzmiał nieprzyjemny ton, pierwszym, na co zwrócił uwagę, były chude palce, które wbijały się w szyję jego nowej znajomej.
— Wypierdalaj — rzucił bez namysłu, ale nie łudził się, że samo słowo podziało, jak magiczne zaklęcie, które odpędza złe duchy. Reagował szybko i porywczo – co zresztą robił zawsze – gdy obrócił w ręce wiosło, by wycelować końcem uchwytu w twarz upiornej kobiety. Starał się przy tym nie uszkodzić czarnowłosej, a na pewno nikt, kto dostał czymś twardym prosto w mordę nie był już tak chętny do zaciskania rąk na cudzej szyi. Gdy jednak drewniany trzonek trafił w miejsce, w którym Yakushimaru jeszcze przed momentem dostrzegał zarys głowy nieznajomej kobiety, ta rozpłynęła się w powietrzu, jakby od samego początku była tylko duchem. Gdy jednak wzrok chłopaka dosięgnął szyi dziewczyny, nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że rany były prawdziwe. Czy go to dziwiło? Nie bardzo. Po tym wszystkim, co dzisiaj przeszedł, już nic go nie dziwiło.
Coś łupnęło ciężko w tle. Gdyby nie duch unoszący się nad leżącym na ziemi ciałem, może nawet sprawdziłby, czy wszystko w porządku. Tymczasem nawet w tym wypadku nie wyglądał na zaskoczonego.
— Ja jebię. — Cisnął wiosłem w stronę pontonu i przesunął wzrokiem po zgromadzonych. Istna śmietanka towarzyska. Nikt tu za chuja do siebie nie pasował. Jedynym plusem było to, że znajdowali się już na lądzie.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Zmarszczył brwi, podejmując wewnętrzną walkę sam ze sobą, by nie podejść bliżej. By nie wyciągnąć dłoni w jego stronę i musnąć opuszkami lodowatej skóry na jego policzku.
A co, jeżeli to wszystko tylko iluzja?
Rozszarpane fragmenty w żadnym stopniu nie pasowały do siebie. Nie potrafił poskładać ich w całość, by tworzyły logiczną całość.
Cofnął się, a potem ruszył dalej korytarzem, zostawiając bliską mu osobę w tyle. Jeżeli Shizuru naprawdę nie żył, w co wątpił, to na rozpacz i żałobę przyjdzie jeszcze czas. Póki co musiał odnaleźć dziadka i starszyznę.
Ale zamiast nich odnalazł kogoś innego.
Nim jednak usta zdołały ją zawołać, silny ból przeszył jego ciało, na moment otumaniając. Palce dotknęły pulsującego miejsca na lewej skroni, gdy cierpiał w milczeniu. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Uniósł głowę i spojrzał na Kamiko. Nie miał pewności czy jest prawdziwa, czy też jest zwykłą marą, ale asekuracyjnie ułożył dłoń na rękojeści katany, gotowy w każdej chwili wyciągnąć ją gotową do użytku.
- GDZIE STARSZYZNA I DZIADEK? - zapytał, prostując plecy. - I CZEMU NIKT NIE NAPISAŁ NA NOWO AMULETÓW OCHRONNYCH? PRZECIEŻ TO PODSTAWA W CZASIE KRYZYSÓW. - kontynuował po chwili, ale ostatecznie nawet nie czekał na odpowiedź. Zamiast tego ruszył pospiesznie dalej, chcąc odnaleźć jedyną osobę, która mogła temu wszystkiemu zaradzić.
Dziadka.
Ye Lian, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Zaraz wróciła jednak do terenu przed sobą, ostatni raz obserwując jak Enma znika za murami rezydencji. Westchnęła wówczas ze zrezygnowaniem, darując sobie dalsze próby zwrócenia uwagi chłopaka. Zamiast tego odczekała aż wanna przybije do brzegu, a gdy brzeg wanny zarył o ląd, dziewczyna wyskoczyła z prowizorycznej łodzi, od razu podchodząc do lawirującego nad ziemię ognika, ówcześnie poczochrawszy jeszcze psa po kosmatej głowie.
— Gdzie teraz? — Zwróciła się łagodnie do ognika, zamierzając kontynuować podążanie trasa, przez którą ich prowadził. Zaraz jednak zerknęła ponownie ku bramie za którą zniknął Enma. Zastanawiała się dłuższa chwilę, wzrok wlepiając nieprzerwanie w jedno miejsce. W końcu jednak nabrała głębszego oddechu, ruszając tam, gdzie ostatnio widziała Enmę.
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Satō Kisara and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
Cztery nieznajome (naprawdę nieznajome?) sylwetki wyostrzyły się, nabierając wyraźniejszych kształtów, i tylko dzięki temu rozpoznał dwie z nich. Pierwsza - ta, której szukał od początku abstrakcyjnej misji, zniknęła w ciemności rezydencji tak szybko, że jakiekolwiek słowo nie zdołało opuścić gardła. Zachłysnął się jego nazwiskiem, zduszonym w gardle jak puste opakowanie. Podświadomie chciał ruszyć jego śladem, ale ciało nie drgnęło. Uwagę skradła ciemnowłosa dziewczyna, której krzyk dało się słyszeć zaledwie kilka uderzeń serca wcześniej. Dałby sobie rękę uciąć, że dochodził z zupełnie przeciwnego kierunku, ale nie zastanawiał się zbytnio nad racjonalnością wydarzeń. Rzeczywistość coraz bardziej traciła na wiarygodności, a cienka granica między snem a jawą zacierała się nieubłaganie.
Zbliżył się machinalnie w stronę pontonu, gdy nagle, jak za pstryknięciem palcami, zapadła kurtyna ciemności. Długie i bolesne sekundy musiały minąć, by w ogóle dotarło do niego to, co właściwie się wydarzyło. Mglący się wzrok opadł na leżące u stóp ciało, teraz pozbawione blasku życia wydawało się puste niczym kamienna skorupa.
Cichy głos szarpnął strunami niepokoju zalewającego go od środka, choć z zewnątrz ciężko było dostrzec jakąkolwiek emocję na jego twarzy. Dłoń powędrowała do miejsca, na którym powinno widnieć nazwisko i imię kontrahenta. Świadomość, że życie Seiwy mogło zakończyć się szybciej niż mrugnięcie mroziło. Sama utrata kontroli nad organizmem nie była tak przerażająca, jak myśl, że kolejne fragmenty wspomnień zostały mu brutalnie wyrwane, znowu.
Uczestnicząc w codzienności człowiek nie zastanawia się, jak bardzo jego istnienie jest kruche i jak bez problemu można je zdmuchnąć.
Ocknął się nagle, a chłodna kalkulacja i logika przezwyciężyła chaos, tłamsząc nadwyżkę emocji głęboko w sobie. Przecież znalazł się już kiedyś w podobnej sytuacji. W gabinecie luster. Wtedy też utracił władzę nad sytuacją na krótki okres, więc może i tym razem było podobnie.
Jeżeli Seiwa żył to cały proces powinien być odwracalny. A jego wspomnienia, te, które wciąż posiadał, powinny być na swoim miejscu.
Kątem oka dostrzegł jak Hecate pospiesznie kieruje się w stronę rezydencji. Nie mógł dłużej zwlekać. Ruszył jej śladem, pozostawiając wszystkich w tyle. Swoje ciało również. Nawet nie zorientował się, że biegnie, gotów wyminąć kobietę.
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Ejiri Carei, Satō Kisara and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.