Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
Wygięła się niemal, gdy z wody wyskoczyła bestia. Palce zacisnęły na prowizorycznej tarczy, drugą sprawdzając, czy Shey znajdowała się na pewno obok. Świst przecinający powietrze upewniał ją, że Enma już walczył. Rozejrzała się czujnie, próbując w pośpiechu zdecydować, czego mgła użyć, co ułatwi im... odwr...
- Carei! Shey!
Szarpnęła się w bok, dostrzegając wyczerpaną postać na dachu zatopionego auta - Bogowie, to... - wyszeptała drżąco, na wydechu, bo przyjaciółka już wypowiedziała na głos imię, które niemo zakołysało się i na jej ustach - Musimy go zabrać.. - podniosła, się pochylając nad kilkoma, wcześniej znalezionymi przedmiotami - ENMA! - krzyknęła, nie chcąc go rozpraszać dotykiem, ale dokładnie w tym samym momencie, chłopak jakby czytał w jej myślach - kucnął, a dłoń opadła na ramię. Drgnęła, ale nie poruszyła się, słuchając instrukcji. I chociaż kiwnęła głową, wskazała gestem dłoni najpierw w stronę Kisary, potem na petardy... i racę. Shey za sterem już kierowała ich ku wyznaczonemu celowi, ale zgodnie ze słowami Enmy, przygotowała paralizator, by w razie konieczności, móc go użyć.
Serce waliło jej tak głośno, że szum krwi w skroniach, niemal zagłuszał inne dźwięki. Miała wielką nadzieję, że odpalone i rzucone petardy, odciągną uwagę umi, a raca... w końcu to też światło. Widziane z daleka. Jeśli nie wesprze efektu odwrócenia, to może... może ktoś zwróci uwagę na czerwień wystrzelonej łuny.
Opadła na kolana chwytając w pierwszej kolejności petardy, które odpaliła i z zamachem rzuciła jak najdalej od nich, by huk, skusił chociaż część żerujących stworzeń. Odwróciła się raz, gdy dobili do dryfującego auta, a ciało? Kisary znalazło się w pontonie. Czuła jak spazm strachu tnie serce. Do tej pory - wśród pływających trupów, nie dostrzegła nikogo znajomego. Ale niepewność nie odpuszczała; będąc wciąż na kolanach, wyprostowała się, wyciągając obie ręce w górę, zaciskając prowizoryczny [pistolet w palcach i finalnie, wystrzelić racę zgodnie z jej przeznaczeniem. A chociaż wzrok przeskakiwał wciąz między zagrożeniami, śledząc falującą od szkarłatu toń, to żadna z otaczających ich yokai - nie zdecydowała się na atak. Przynajmniej na tę chwilę.
Opuściła ramiona, mając poczucie, jakby na barki opadło jej coś ciężkiego. Obróciła się, by wciąż na kolanach odwrócić się ku na wpół przytomnemu przyjacielowi, wdzięczna Enmie i Shey, że wciągnęli go na pokład- Jesteś ranny - pochyliła się, odgarniając z twarzy Kisary mokre pasma włosów - Musimy się wydostać z tego kotła, potem.. - jeśli będzie jakieś potem - s-spróbuję cię opatrzyć - odchyliła się, sięgając po ich prowizoryczną pokrywę - tarczę - d-dasz radę utrzymać? Tu p-przy granicy pontonu. Będą nas atakować - dygotała, gdy mówiła, a gdy zakończyła przeszył ją dreszcz, który szarpnął ciałem, jak kukiełkowym pociągnięciem nici. Musieli jeszcze przetrwać, by do Karafury dotrzeć.
| rzut na panie rybki - ale nie atakują.
@Amakasu Shey @Seiwa-Genji Enma @Satō Kisara
Seiwa-Genji Enma, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
- Dzięki! - powiedziała zmarzniętymi ustami, ale uśmiechając się szczerze.
Gdyby wiedziała, że tak szybko ich pływak zacznie wracać do siebie, szturchnęłaby go tylko łomem. Jednak widok zanurzonej twarzy sprawił, że jedyne, o czym myślała, to to, że facet ma zaledwie 3-4 minuty, zanim jego mózg zacznie obumierać. Mimo wszystko, widząc, jak nieznajomy niepewnie podążał za nimi, stwierdziła, że podjęła dobrą decyzję. Być może wcale nie wydostałby się z wody, a ona miałaby go na sumieniu. Jedynie co chwilę zerkała na niego, aby mieć pewność, że nadąża.
Z tunelu dobiegały kolejne potworne dźwięki, już po prostu niedorzecznie wyolbrzymione. Oni, powódź, ścieki wypływające na ulicę, puste miasto, w którym jednak napotyka losowych ludzi... Wszystko było dziwnym, wykrzywionym obrazem rzeczywistości.
Ścieżka, która jeszcze przed chwilą miała być ich drogą ucieczki, zaczynała być ślepym zaułkiem. Brodzili w wodzie, jednak parli do przodu – innej drogi na razie nie było widać. Niemal wpadła na wyższego z mężczyzn, gdy nagle stanął jak wryty. Zerknęła zza jego pleców i zauważyła ponton, a na nim zielonowłosego chłopaka w... stroju owcy? Okay, to robiło się coraz bardziej niewiarygodne. Jeszcze dziwniejsze było to, co jej znajomy-nieznajomy powiedział. Strzelanina? Niby kiedy, w trakcie potopu? Bo na pewno nie w ciągu kilku ostatnich lat. Mimo wszystko mocniej ścisnęła swój łom, który stał się niemal jej szczęśliwym amuletem. Zamierzała mieć się na baczności - dzisiejszy dzień nauczył ją, że nic nie było tym, czym wydawało się być.
Zielonowłosy krzyknął w ich stronę. Zdawało się, że sam się boi. Czując napięcie swojego towarzysza i jakąś dziwną lojalność wobec niego (jako pierwszej napotkanej dzisiaj osoby będącej w jednym kawałku), zaczęła szeptać.
- Jesteś pewien? Wystraszona owca rozstrzelała pół szkoły? - po czym dodała już głośniej do osoby na pontonie - Potrzebujemy pomocy, woda zaraz odetnie nam drogę i nie jesteśmy tutaj bezpieczni. Możemy na ciebie liczyć?
@Yakushimaru Seiya @Hasegawa Izaya @Yakushimaru Sakuya
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Uchylił opuchnięte od łez powieki, wreszcie będąc w stanie dostrzec twarze swoich wybawicieli. Krzyk jednego z nich sprawił, że poruszył się niespokojnie.
- N-Nie sądzę, że… póki… bardzo się… przydam - odparł słabo. Potrzebował wziąć głęboki wdech co parę słów, jako że dalej jego płuca pamiętały, że jeszcze niedawno zalegała w nich woda. W dodatku jej metaliczny smak wciąż powodował nudności.
Dotyk ciepłej dłoni Ejiri był niezwykle kojący. Kątem oka mógł zobaczyć wiosłującą Shey, silną jak zawsze, i nieznajomego, który najwidoczniej ustalał cel, do jakiego mają płynąć. Gdy z powrotem skrzyżował spojrzenie z Carei - jej tak zmartwione i opiekuńcze, omal nie mógł go wytrzymać. Bezdźwięczny szloch targnął jego ciałem. Chciał jej powiedzieć, co się mu przydarzyło, ale słowa zawiodły go raz jeszcze - prawie jak przy ich pierwszym spotkaniu. Zdołał kiwnąć głową, a zaraz potem jeszcze raz. Na ostatnie pytanie nie mógł od razu odpowiedzieć. Najpierw spróbował poruszyć zdrętwiałymi nogami - responsywne, ale takie ciężkie - i następnie dłońmi, całymi rękami. Bolało, ale musiał dać radę, prawda? Może będzie w stanie zrobić dla nich chociaż tyle; przydać się choć trochę.
- Tak, chyba - wychrypiał, skupiając rozbiegany wzrok na pokrywę. - Tylko… musisz mi pomóc trochę się tam przesunąć. - Chwycił ich tarczę jak najmocniej mógł. Miał nadzieję, że ją utrzyma - przemęczone walką z wodą ramiona nieco drżały mu z wysiłku.
WAS IT JUST A DREAM?
AM I IN TOO DEEP?
Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei and Yakushimaru Seiya szaleją za tym postem.
Impas. Nieufność między braćmi. To główna rzecz jaka obecnie się działa w portowej grupce. Sei był świadkiem jak jego młodszy brat przepowadza masowy mord, a następnie sam go zabija. A jednak... Stał tu. Naprzeciwko niego. W pontonie. W niewyobrażalnie niecodziennym stroju i czy... Czy to miało w ogóle jakikolwiek sens? Tak samo pora dnia. Zmiana zaszła zbyt szybko by była realna.
Itou miała podobne odczucia odnośnie otaczającej ich rzeczywistości i to od samego początku. Sakuya za to na samym początku zakwestionował realność otaczającej, go materii. Rzeczywistość wydawała się za to reagować na ich myśli wywierając na nich coraz większy nacisk. Tylko po to by ich myśli zajęły się czymś innym. Strachem najlepiej. Izaya za to był dla tego miejsca łatwym kąskiem, który zdołał przetrwać jedynie dzięki nadzwyczajnej ingenencji pioruna z burzy, która nad Asakuą zaczynała szaleć coraz mocniej. Błyskawice uderzały coraz częściej, a niebo co chwilę drżało od grzmotów. Jednak u was drżało od czegoś innego. Sei i Ala mogli dostrzeć światełko na końcu tunelu. A tak naprawdę to konkretnie dwa. Czerwone światełka umieszczone zdecydowanie za wysoko niż na wzrost zwykłego człowieka. Ala kojarzyła je doskonale. Należały do jej niedoszłego oprawcy. Wydobył się ryk, który wprawił powietrze w drżenie tak silne, że poczuli je w sercach nawet Sakuya z Izayą. Zupełnie jakby stanęli przed gigantycznym, głośno grającym głośnikiem. Coś zdecydowanie było nie tak. Z tych dobrych rzeczy Izaya już całkowicie odzyskał ostrość wzroku. Idealnie by móc dostrzec kolejne osoby nadpływające... wanną?
Ze złych... Łomot przybrał formę szybkich uderzeń, biegu. Woda sięgała wam do łydek.
Waruszek Okruszek, Szirszu, Jiro
Woda szalona, dwa kierunki i tylko jeden wybór, który musieliście dobrze przemyśleć by przypadkiem nie popełnić poważnego błędu. Wspólnie jednak zdecydowaliście się na kierunek i to praktycznie jednogłośnie. Albowiem koty, pies, Yokai i warzywo głosu nie mają.
Corvus wydawał się zachwycony wyborem imienia, ponieważ niemalże po chwili zaczął lizać swoją nową panią i się wtulać z jej ramiona ostatecznie zwijając się w kulę z brzuszkiem na wierzchu. Psi umysł był prosty i miał wszystko czego uważał że mu potrzeba. Zupełnie nie zdawał sobie z sprawy z sytuacji, która ich wszystkich otaczała.
Cebula za to już nie była tak odważna. Na słowa Jiro zawyła w niebogłosy, złapała Haasegawę za kawałek koszulki i wysmarkała nos. Glut który z niej wyleciał pachniał jak jakieś lekarstwo, ale był to syrop z cebuli. Niepokojąca mogła być sytuacja na niebie. Przepływając między uliczkami, mieliście ładne ujęcie na oddaloną Asakurę nad którą burza zdawała się niestabilna. Nie mogła się zdecydować i naprzemiennie słabnęła bądź przybierała na sile. Zupełnie jakby coś ją stąd wypierało. Nie zmieniało to faktu, że pioruny szalały tam co chwilę. W końcu płynąc porwał was nurt wprowadzając w iście dzikie zakręty i chybotając łodzią jak szaloną. Nawet jeśli była tak naprawdę niczym innym niż podejrzanie sprawną w takich warunkach wanną. W końcu zostali porwani do jednej z uliczek nieopodal brzegu, gdzie dostrzegli inną grupke ocaleńców. Poza tym z tunelu było słychać ryk i przyśpieszające kroki czegoś co ważyło co najmniej tonę albo dwie. Hecate zdecydowanie czuła obecność z tunelu. Złowrogą.
Wanno łódź uderzyła bokiem o ponton Sakuyi wprawiając go w ruch. A ryk się po chwili uwał, ale kroki były coraz głośniejsze, a sylwetka powoli nabierała barw. Oni się zbliżał i zdecydowanie nie był zadowolony tym że uciekła mu ofiara. Grupka stojąca po łydki w wodzie szybko musiała opuścić przylądek... O ile chciała przeżyć. Na szczęście nie byli już skazani tylko i wyłącznie na łaskę Sakuyi. Mogli równie dobrze załadować się do Nanashiańskiej Wanny o nietypowej załodze, którą stanowiły Amerykańska Piękność, Wilkopiesek, ognik, Ruzielec, Kapitan menel, dymne kotki, Tuszkot i... cebula? Sakuya nie dostrzegał już patrzących z ciemności oczu wilków gotowych go pożreć. Jedynym psem był tu tylko ten należący do wiedźmy z Kinigami. Mieliście kilka sekund na wymianę zdań, kiedy światło lamp zaczęło się zapalać i gasnąć. Cztery lampy, cztery razy. Wtem też jeden dźwięk zaczął się przebijać przez kroki Oni. Taki, który sprawił że serduszko Izi podskoczyło do gardła i prawdopodobnie chciał wskoczyć w menelskie objęcia swojego brata. Teke-teke
Niespodzianek jednak nie było końca. z miejsca w którym byliście można było dostrzec brzeg, a za nim... Daleko w wodzie ogromne na kilka pięter sylwetki. Niektórym mógło się nasunąć wiele teorii odnośnie sytuacji w mieście. A jedna z nich brzmiała. "Czy świat się kończy?"
Gdzieś za budynkami dostrzegliście światło racy.
Gratulacje! Zbiliście się w grupkę wielkością godną tym w postapo serialach. Przyszło wam stąd jeszcze uciec, zanim byty z tunelu rozedrą was na strzępy.
Możecie rzucić na Egzorcyzmy w celu rozpoznania bytów na wodzie. Jeśli sami się nie domyślicie co to, możecie mnie szturchnąć na DC
Shey, Pani Doktor, Carei, Enme
To, że żadna z rybich kobiet się nie rzuciła na żadnego z was było czymś nadzwyczajnym. Może to jakiś rodzaj boskiej ochrony? A może uszanowały wasze pozycje obronne i oszacowały że atak nie może być czymś rozważnym? Tak czy inaczej odbicie Kisary zakończyło się stuprocentowym sukcesem, który gdyby nie sytuacja, można by opić. Eji skutecznie odwróciła uwagę rybich bab petardami, a raca którą wystrzeliła pozwoliła wam dużo lepiej rozejrzeć się po otoczeniu. Jednak było to światło, które mogło oświetlić drogę nie tylko wam. Przede wszystkim... Pokazało gdzie aktualnie byliście i to w sumie przyniosło wam korzyści. Kiedy już wszyscy byli na pontonie, Wodne Panie zaczęły szaleć i uderzać w wasz środek transportu. Na wasze szczęście mieliście więcej niż jednego anioła stróża. Chociaż burza nad Asakurą wydawała się być wysoce niestabilna i chwiejna w mocy, wystrzelił z niej piorun który ugodził jedną z Umi Nyobo, która przestała się ruszać. Reszta wydawała się wstrząśnięta. Wy najwyżej dostaliście nieco po oczach światłem oraz poczuliście wibacje gromu oraz zapach ozonu. Daleko od was rozległ się kolejny huk. Głowa kolejnej rybiej kobiety została rozsadzona pomimo tego, że była w swej duchowej postaci. Pioun mógł być przypadkiem, ale ten strzał sprowadziła raca. Widocznie nie wszyscy Tsunami zginęli. Dało wam to okazję by się wymknąć z daleka od żerowiska tych potworów. Enma będąc szkolonym egzorcystą i wrażliwym na zmiany aur, wyczuł że błyskawica niosła w sobie taki sam boski pierwiastek jaki wyczuł wcześniej, a w dodatku przyniosła ze sobą prezent. Dziedzic klanu poczuł energię podobną do tej jaka roztaczała inkantacja zimnego światła. Falę oczyszczającej energii. Telefon każdego z was jeśli go posiadał, zawibrował. Gotowy i sprawny. Jeśli Enma miał go przy sobie, miał kilka nieodczytanych wiadomości. Byliście w okolicach centrum. Do każdego z miejsc mieliście tak samo blisko. Enma chciał płynąć do Karafuny. Mogliście się tam udać, jeśli chcieliście.
----------------------------------------------------------------
Przepraszam za obsuwę! Było przesunięcie terminu, a po nim dorwało mnie coś ^^.
Wyzdrowiałem i macie posta! Powoli, bo powoli zbliżamy się do końca. Czas na odpis macie do 5.12.2023
Jeśli trzeba przedłużyć, szturchać mnie bezlitośnie.
Buziaki, Shibi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
„Nie podchodźcie bliżej.”
— A co kurwa, teraz szczasz po gaciach bo skończyły ci się naboje? — sarknął, ale ciało chłopaka nadal pozostawało w bezruchu, bo nie był w stanie zignorować całej masy niepasujących do siebie elementów. Co on tu robił? Dlaczego wyglądał inaczej? Czemu dookoła jebało żarciem? — Jestem pewien. Rozjebał szkołę, ale nie wiem co tutaj robi. Powinien kurwa leżeć pod gruzami — może to lepiej, że mówił wystarczająco głośno, by słowa dotarły także do brata, który znajdował się nieco dalej. Chociaż zimna woda wspinała się aż po jego łydki, był sceptyczny co do tego, czy miał ochotę korzystać z pomocy kogoś, komu równie dobrze mogło za moment odjebać.
Zmrużywszy oczy, przeniósł spojrzenie na jakiś punkt ponad ramieniem swojego brata. Zbliżający się obiekt z początku był dla niego wyłącznie kolejnym zagrożeniem, jakby powódź, rozszalałe pioruny, pojebany dzieciak i zbliżający się Oni nie wystarczyły. Wanna – co kurwa? – ledwo zdążyła zderzyć się z pontonem, na którym siedział Sakuya, a ziemia, którą jeszcze czuli pod stopami, zadrżała gwałtownie, zmuszając chłopaka do obejrzenia się za siebie. Do tego momentu chciał wierzyć, że czarnowłosa tylko blefowała, ale gdyby nadal chciał trzymać się tej wersji wydarzeń, musiałby uznać, że przeżywali grupową halucynację.
— Niech to się już kurwa skończy — wymruczał pod nosem do siebie, ale znajdująca się obok kobieta bez trudu mogła usłyszeć jego zrezygnowany ton. Zaczynał żyć w coraz silniejszym przekonaniu, że przez ten cały czas tylko śnił. — Wskakujcie. — Musiał pohamować chęć pchnięcia ich w stronę pontonu. Zamiast tego, gdy złapał czarnowłosą za ramię, zaledwie ponaglił ją wymownym pociągnięciem w stronę łodzi, zanim jego ręka ześlizgnęła się z jej ciała. Nagle zmienił zdanie? Niezupełnie. Ale cherlawy piętnastolatek już na pierwszy rzut oka wyglądał na mniej upierdliwy cel niż przerośnięty demon.
— A ty zrób kurwa miejsce, młody. Nadal masz przejebane, żeby było jasne. — Nie było już odwrotu, gdy dosięgnął ręką krawędzi pontonu, przytrzymując go, by pozostał w miejscu na tyle długo, by pozostali mieli czas wgramolić się na niego albo do widocznie przeładowanej wanny, która jakimś cudem była w stanie utrzymać się na wodzie. Dopiero teraz przyjrzał się załodze nieco uważniej, ale nie na tyle, by zwrócić uwagę na towarzyszącą im cebulę. — Co tu się do chuja dzieje? — pytanie padło ku całej grupie nieznajomych, choć wydawali się nie mniej zdezorientowani niż on sam. Ledwo dostał się do pontonu – zapewne całkowicie ignorując protesty Sakuyi, jeśli jakiekolwiek się pojawiły, a w oddali dostrzegł wielkie sylwetki, na widok których z jego ust wyrwało się suche parsknięcie. No tak, oczywiście. Do kolekcji zaczynało brakować już tylko słynnego yokai w postaci sandała, w którego wiara była równie niepojęta, co wiara w Umibōzu, które wychynęły z głębin, a jednak mieli je przed oczami w całej swojej okazałości. — Nie żebym kurwa wierzył w to folklorystyczne pierdolenie, ale jeśli nie macie beczki, to lepiej stąd spierdalajmy. Daj mi to. — Wyciągnął wymownie rękę w stronę zielonowłosego. Był przekonany, że poradzi sobie z wiosłem znacznie lepiej.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Skakanie między zdenerwowaniem połączonym z adrenaliną, a płytkim spokojem tylko nabawiały Izayę bólów klatki piersiowej. Nerwobóle to paskudne uczucie, w życiu nikomu by tego nie życzył, tak jak i małej listy innych głupotek jak śmierć czy zachorowanie na nowotwór. Samo maszerowanie Hasegawie doskwierało. Dodatkowe zgarbienie było nieprzyjemne i usilne maszerowanie nie łączyły się dobrze. Ach, ta nieskalana prosta postura tak hańbiona przez "drobne" draśnięcie.
Może to samolubstwo, albo i nie, ale kompletnie olał sprawę między wysoką plamą, a zieloną - dziwnie znajomą - plamą. Może się znają, może nie. A co go to? Gorzej, że będzie miał do czynienia z tym domniemanym szkolnym strzelcem. A co jeśli będzie kolejną ofiarą? Taką do dobicia? Choć nie, z rozmowy słyszanej jako-tako mógł wynieść, że strzelec jest bezbronny. A może ma nóż. Tyle opcji! Najwyżej zostanie przez niego uduszony.
Mrużenie oczu przydało się. Powoli odzyskiwał wzrok, marnie, ale dalej. Utrata okularów swoje robiła, a plamki pozostały plamkami. Był w stanie dostrzec więcej detali, ale na dłuższą metę i tak niewiele to dawało. Nawet krew, którą uzbierał w dłoni nie była tak wyraźna. W pewnym sensie zaczął się zastanawiać, czy faktycznie nie umiera. Czytał, że proces umierania ma pewne następstwa - utratę zmysłów, powoli, jedno po drugim. Ale czy to prawda? No, na pewno nie, gdy ktoś traci łeb w ułamku sekundy. Gdyby tylko trzeźwo myślał, uzmysłowiłby sobie, że zwyczajnie jest ślepy jak szczur i tylko panikuje. Najpewniej to zrozumie, gdy w końcu uzna, że jest bezpieczny i nie umiera. Zaraz, a czy to nie płyną kolejne plamki gdzieś tam? Chyba, że to zwidy "umierającego".
Chłopak gwałtownie odwrócił głowę. To ten upierdliwy duch? Ziemia się trzęsie? Może zaraz się pod nimi rozstąpi i wybuchnie tu lawa? Oj to dopiero byłaby spektakularna śmierć, a nie tam jakieś głupie utonięcie. Tak czy siak, zaraz Hasegawa pewnie zejdzie na zawał.
- Jo dupia. - Wręcz wymamrotał do siebie samego. Najbardziej w obecnej chwili niepokoiła go ta podnosząca się woda. Dopóki nic na horyzoncie niebezpiecznego - o ile ten kleks w oddali nie jest groźny - nie było, to woda jest problemem. Nic tylko w kółko coś! Gdyby nie ten wysoki kleks oraz dziewczyna-kleks to pewnie faktycznie skończyłby tak jak w swoich poprzednich szybkich przemyśleniach mając głowę pod wodą. No to siup do wanny. Pontonu, a mniejsza. Pływa to pływa. Nieważne co. Usadowił się grzecznie na krańcu, pozostawiając reszcie najwięcej miejsca ile się dało. Siedział z podkulonymi nogami, uporczywie trzymając skrzyżowane ręce na ranie.
Oby to pływające cudo uniosło ich wszystkich i nie zatonęło pod ich ciężarem. Będąc obiektywnym, Izaya i tak miał w obecnej chwili najmniejsze szanse na przeżycie. Taki ot, zbędny balast, który będzie trzeba niańczyć. Jedyny tutaj nadający się na szybkie wyrzucenie poza burtę. Sam nie wiedział, czy by walczył zaciekle o miejsce w tej wannie.
@Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Yakushimaru Sakuya @Hasegawa Jirō @Warui Shin'ya @Hecate Shirshu Black
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and szaleją za tym postem.
Właściwie nie rozumiał tego co widzi. Grupa brodząca po kostki w mętnej powodziówce, w tym ciągnięty ponton i dzieciak na nim, jeszcze jakoś wpasowywali się w jego logikę, ale gdzieś w tle był Oni, potężna burza błyskająca, uspokajająca się i na nowo błyskająca, aż wreszcie wielopiętrowe potwory od których gwałtownie wciągnięte powietrze utknęło w przełyku. Bezdech trwał długo, ale powrót do rzeczywistości okazał się boleśniejszy.
Shin opadł bez ładu z powrotem na swoje siedzisko. Bestie w tle były potężne, ale jego westchnienie potężniejsze.
- Nie wiem.
Czy była to odpowiedź do nieznajomego i jego wystosowanego pytania z chujem w interpunkcji, czy była to ostateczna forma poddania się na natłok niezrozumiałych incydentów - ciężko stwierdzić. Nie panował nad niczym, niczego nie rozumiał, dalej bolała go skacowana głowa, w dłoni trzymał ogromny sekator, a pod butami walały mu się butelki z wodą mineralną bogowie wiedzą kiedy wrzucone w środek. Hecate wolała go ignorować na rzecz randomowego psa, czego nawet nie mógł mieć za złe, choć to on ją złapał, kiedy wypluła go jakaś międzygalaktyczna czarna dziura - i to już z kolei trochę irytowało. Wzburzenie ugłaskiwał Hasegawa, wpierw kocem, teraz opatrunkiem, który w bezmyślnym nawyku znów dotknął, lekko naciskając szorstki materiał.
- Proponuję spierdalać. Będę wiosłował w eskorcie wanny.
@Yakushimaru Sakuya @Itou Alaesha @Hasegawa Izaya
Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Ejiri Carei, Saga-Genji Shizuru, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Gdy chaos ataków minął, podciągnęła ciało bliżej Sato, by ściągnąć z siebie kurtkę, którą miała na sobie - J-jeśli mi powiesz, co mam zrobić, to opatrzę te rany - poczuła pod palcami lepką wilgoć krwi - przepraszam - szepnęła, nachylając się nad głową Kisary, by chłodnymi ustami złożyć pocałunek na rozgrzanym czole, przytrzymując gest dłużej - Odpocznij - dodała, odsuwając się wolno i przykrywając drżące ciało materiałem grubej kurtki - Zaraz do Ciebie wrócę - odwróciła się w stronę Enmy, wysuwając dłoń tak, by chwycić wolną rękę chłopaka. Podciągnęła się lekko, by pochylić się do ramienia - JEŚLI SIĘ UDA ZNALEŹĆ, ALBO ZATRZYMAĆ, POTRZEBUJEMY APTECZKI - i chociaż nie chciała rozpraszać chłopaka, nie chciała by pomyślał o jej słabości, pochyliła się tak, by na moment oprzeć policzek o jego bark. Opadła chwilę potem, odnajdując rękę Shey, jakby przypomnieć jej chciała, o swojej obecności. I o tym, że wciąż jeszcze mieli tu jakiś cel. Nie miała tylko bladego pojęcia - jaki dokładnie - Myślicie... że jeszcze kogoś spotkamy... - żywego - urwała, pozostawiając ostatni wyraz tylko w swoich myślach, przerażona własną refleksją. Spojrzenie pociągnęło ją w dal, pod niebo ciemniejące na zmianę i błyszczące od gromów. Czuła się tak bardzo mała w kołyszącym się pontonie na tle wypełnionej czerwienią wody i pływającego wokół zniszczenia. Próbowała nie myśleć o tych wszystkich bliskich jej sercu, których nie widziała. I miała nadzieję, że nie znajdzie wśród kształtów na gniewnej wodzie. Byłą paskudnie zmęczona i gdyby mogła, pozwoliłaby łzom wybić nowe źródło na zaczerwienionych od chłodu policzkach. Ale nie teraz.
| Rzut - medykuję, ale raczej średnio mi idzie
@Amakasu Shey @Seiwa-Genji Enma @Satō Kisara
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Ye Lian, Hecate Black, Satō Kisara, Saga-Genji Shizuru, Itou Alaesha and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
Pieprzone wniebowstąpienie.
Przykucnął w pontonie, przyglądając się swoim towarzyszom przez krótki ułamek sekundy, nim wyciągnął telefon skryty w kieszeni bluzy. Przesunął kciukiem po ekranie aby odblokować urządzenie i pospiesznie zaczął czytać wiadomości. To, co jednak go interesowało to fakt, czy był zasięg na tyle mocny, aby mógł skontaktować się dwoma osobami: Shin'ya i jego dziadek. Nie mógł zadzwonić, bo i tak by ich nie dosłyszał z powodu braku aparatów słuchowych. Ale mógł napisać. Odszukał w kontaktach numer do yurei i szybko wystukał krótką wiadomość od treści: "Gdzie jesteś? Wszystko dobrze? Spotkajmy się. Nacisnął "wyślij", a potem odnalazł numer do dziadka, któremu skrócił sytuacje i poprosił, aby ten uczynił do samo.
Spojrzał na Eji, gdy ta wyraziła swoją prośbę i niemo skinął głową. Sytuacja była tragiczna, ale wydawała się całkiem stabilna. Wzrok przeniósł na nową osobę, próbując krótko ocenić jej faktyczny stan. Było aż tak źle?
- JESTEŚMY W CENTRUM. - powiedział głośno, prawie krzycząc. - SHEY. RUSZAJMY. ZNAJDZIEMY WPIERW JAKĄŚ APTEKĘ ALBO SKLEP WIELOBRANŻOWY. TAM TEŻ BĘDĄ LEKI. NIE CHCĘ MIEĆ TRUPA W PONTONIE. - wskazał brodą na nieznajomą (nieznajomego?), wsuwając palce w swoje ciemne, teraz nieco pozlepiane od potu włosy, jednocześnie poprawiając opaskę, upewniając się, że żadne niesforne kosmyki nie zaburzają jego percepcje wzroku.
- ZAUWAŻYŁYŚCIE COŚ DZIWNEGO? - zapytał nagle, kierując swoją uwagę w stronę dziewczyn. - SPORO PRZESZLIŚMY. I JUŻ NIE WSPOMINAM O GŁODZIE, CHOCIAŻ NIE PAMIĘTAM KIEDY OSTATNIO JADŁEM, ALE CHCE WAM SIĘ PIĆ? ODCZUWACIE PRAGNIENIE? BO JA NIE. A POWINNIŚMY. PRZED SPOTKANIEM MIAŁEM SPORY TRENING SKACZĄC PO DACHACH SAMOCHODÓW. I CO? I NIC. ZERO POCZUCIA PRAGNIENIA. NIE WIEM CZY TO DOTYCZY TYLKO MNIE, ALE... NIE WYDAJE WAM SIĘ TO DOŚĆ DZIWNE? - i choć początkowo problem mógł wydawać się trywialny, to w rzeczywistości był cholernie poważny. Bo jeżeli jakiś yokai zaburzał funkcje fizjologiczne ich ciał, przez co nie odczuwali podstawowych potrzeb, to mogło okazać się bardzo niebezpieczne. Mogli umrzeć z głodu bądź odwodnienia, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- MUSIMY ZNALEŹĆ LEKI I CZYSTĄ WODĘ W BUTELCE. NAWET JAK NIE ODCZUWAMY PRAGNIENIA, MUSIMY SIĘ NAWODNIĆ.
@Ejiri Carei @Amakasu Shey @Satō Kisara
Warui Shin'ya, Ye Lian, Hecate Black, Ejiri Carei, Arihyoshi Hotaru, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Ejiri Carei, Arihyoshi Hotaru, Yakushimaru Seiya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.