Wygoda to przywilej nielicznych, jednak to od standardów danych osób zależy jej próg. Dla Jiro kanapa na której leżał była rajem. Stara i ujebana w czterdziestu różnych plamach, ale własna i nic poza nim oraz Karmelkiem się w niej nie zalęgło. Skubaniec własną dziurę wygryzł. Znowu leżałeś w mieszkaniu zupełnie jakby powódź nigdy nie nastała i była jedynie paskudnym snem. Mimo wszystko cokolwiek poprzedniej nocy wypiłeś, musiało być na tyle mocne że położyłeś się w mieszkaniu a nie na dachu czy w piwnicy. Muliło Cię i szczerze to jebnąłbyś się jeszcze na drugi boczek. Wtem nadszedł... Brzuch zasygnalizował głód burczeniem, które zapewne usłyszałby nawet pewien Minamoto bez aparatów słuchowych. Coś Ci z tyłu głowy mówiło że Tosia ogarnęła od znajomego kubełek kurczaczków, a ty w Kaeru zrobiłeś mały podbój. Trzeba żreć póki jest! Jeśli odchyliłeś głowę na bok, widziałeś lodówkę. Ponętną i nęcącą swoją zawartością. Jej drzwiczki były lekko uchylone, a z niej samej wydobywało się delikatne złociste światło. Zupełnie jakby krzyczała "Ach weź mnie, całą, bejba!"
Nie była daleko. Wystarczyło do niej wstać i złapać pierwszą lepszą rzecz do wszamania, bądź... Wszystko jak leci.
O dziwo twojego snu nie zakłóciły dziś żadne koszmary. Można by wręcz rzecz że spałeś jak ululane przez mamuśkę niemowlę. Co innego że obudziłeś się - jak z resztą mogłeś się domyślić detektywie - w środku nocy, ponieważ... Było ciemno. Niepokojący mógł być dla ciebie fakt, że lampka przy której zawsze się kładłeś była zgaszona i pomimo jakichkolwiek prób zapalenia, nie dało się tego faktu zmienić. Telefon również rył rozładowany, więc jedyne światło jakie dochodziło do twojego mieszkania, to te rzucane przez księżyc, który usilnie starał się przebić przez chmury, które delikatnie przysłaniały nocne niebo. Samo miasto wydawało się za oknem nie żyć. Brak świateł i cisza jak makiem zasiał. Mimo wszystko byłeś jednak silnym Senkensha. Zdolnym do wyczucia że coś jest nie tak. Do wyczucia obecności w swoim mieszkaniu. I tym razem zdecydowanie nie była to siostra z Happy Mealem bądź składnikami na śniadanie. Chociaż... Możliwe że była, ale to raczej nie był ten typ aury. Ten był mniej złowrogi.
Tak czy inaczej jego obecność w sypialni była słaba. Smród nieproszonego gościa dobiegał z salonu.
Twój dzień od samego poranka zapowiadał się świetnie i zdecydowanie na nic złego się nie zapowiadało. Piękne czyste niebo, słoneczna pogoda i cudowny widok z okna. Obecnie siedziałaś przed szkicownikiem i przelewałaś ten piękny widok na niego. Każdy szczegół, każdy liść, każdy kwiat... Nawet pszczoły i motylki, które na tych drugich ochoczo przysiadały. Tak detaliczny rysunek zajął ci niemal całe południe, przez co powoli ogarniało cię zmęczenie. Zaczęło się od pojedynczego ziewnięcia. Potem dopiero poczułaś opór na całym ciele. Zupełnie jakby to stało się znacznie słabsze. Czy była to najwyższa pora aby położyć się do spania? Chociaż na dziesięć minut? Zanim jednak cokolwiek zrobiłaś poczułaś dłoń na swoim ramieniu i głos nadchodzący z tego samego kierunku. - Panienko Ejiri. Panienko Ejiri.. - Sam głos był Ci bliski i znajomy. Brzmiał jak nie kto inny, tylko Jiro. Z tą różnicą że brzmiał grzecznie, spokojnie, delikatnie... Jak dobrze wychowany chłopak z dobrego domu. Jednak kiedy spojrzałaś w jego kierunku, nikogo nie dostrzegłaś. W pokoju byłaś sama, a uczucie dłoni na ramieniu nie znikało.
Kac. To pierwsza rzecz jaka uderza cię jeszcze przed otworzeniem oczu. Po ich otworzeniu możesz dostrzec sufit własnego mieszkania oraz wyczuć unoszącą się w powietrzu ostrą woń alkoholu. Nie pamiętasz nic co się wydarzyło poprzedniego dnia, co wskazywało jednogłośnie na to że zabawa musiała być przednia. Kiedy się w łóżku obracasz na boczek drugi, dostrzegasz Yelonka w koronkowej bieliźnie oraz kilka butelek po różnych akloholach na stoliczku. Gdybyś siebie nie znał pomyślałbyś że obrabowaliście monopolowy.
Jeśli skusiło cię wstać i spojrzeć przez okna bądź by chociaż założyć jakiekolwiek ubrania, mogłeś dostrzec że nadal była noc, którą rozświetlał jedynie księżyc. Wszystko też wskazywało na to że nie było prądu w całej dzielnicy, a twój telefon nie działał. Do tego był zbity. Chyba nie naprułeś się do tego stopnia by włączać tryb samolotowy i rzucać nim z dachu krzycząc "Transformacja, dziwko"? Nie, raczej nie. W końcu nie byłeś z Hasegawów.
Sen był przyjemny i zdecydowanie jeden z lepszych. Śniło Ci się że ochoczo lejesz Bakina po ryju za to co zrobił. Prawdopdoobnie by się na tym nie skończyło i sen leciałby dalej w najlepsze gdyby nie twój własny cholerny telefon. Dzwonił przez kilka chwil, a kiedy w końcu nie odebrałeś... Nieznany numer zostawił wiadomość głosową. - Dzień dobry. Sakuya wdał się w jakąś bójkę i szybko kazał mi zadzwonić pod ten numer. - Wiadomość nagrlał jakiś nieznany Ci, ale widocznie zestresowany chłopaczyna mniej więcej w wieku twojego młodszego brata. Głos miał nieco ochrypły i oddychał szybko. Jeśli spojrzałeś na zegarek, mogłeś łatwo dostrzec że jeszcze kilka minut i wybije szesnasta. Wtedy nie było już wielu lekcji, a uczniowie głównie zajmowali się obowiązkami, bądź uczęszczali na spotkania kół zainteresowań. Nie było też wielu nauczycieli na miejscu, więc dla łobuzów była to okazja idealna by dorwać jakiś słaby cel. Daleko do szkoły Sakuyi nie było. Kilka minut metrem bądź autobusem i będziesz na miejscu.
Twoja pobudka zdecydowanie nie należała do przyjemnych. Jeszcze zanim otworzyłaś oczy mogłaś z łatwością stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze do twoich nozdrzy docierał nieprzyjemny, metaliczny zapach krwi. Po drugie, leżałaś w nienaturalnej pozycji i coś mocno uwierało twoje kostki i nadgarstek prawej ręki. Po trzecie i najgorze, wszędzie poniżej twojej szyi czułaś wilgoć. W twojej podświadomości więc zrodziło się pytanie. Czy na pewno chcę otwierać oczy? Jeśli w końcu się na to zdecydowałaś, mogłaś dostrzec że leżałaś w wannie. Wannie pełnej krwi. Przykuta do rur kajdanami na łańcuchach. Ruszając nogami i wolną ręką mogłaś stwierdzić że na jej dnie z pewnością znajdują się jakieś bliżej niezidentyfikowane przedmioty. Jeśli zaś rozejrzałaś się po pomieszczeniu w którym Cię zamknięto, to mogłaś stwierdzić że przypominało ono piwnicę bądź kotłownię. Nie było wielkie. Mniej więcej pięć na pięć metrów. Drzwi do niego zdecydowanie były zakluczone i wykonane z grubej stali. Ściany za to już nieco mniej mogły się pochwalić. W wielu miejscach powstały zacieki i rozwijał się grzyb. Masz zdecydowane szczęście że nie jesteś ranna, bo zarazki czaiły się tu na każdym kroku. W prawej części pomieszczenia znajdował się stół a nad nim szyb wentylacyjny, jednak nie byłaś obecnie w stanie przyjrzeć się co się na nim znajduje.
Niezbyt kojarzysz czyje to auto ani co w ogóle w nim robisz. Twoja siędząca na siedzeniu obok przyjaciółka cytrynówka za to może wiedzieć na ten temat nieco więcej. Rozglądając się po aucie dostrzegasz kilka drobiazgów. Jak na przykład rozwalone miejsce na kluczyk z którego dyndały kable oraz otwarty schowek w którym było kilka klamotów. Zapalniczka, fajki, dezodorant... Bibeloty. A skoro o nich mowa, to pod lusterkiem zwisały dwie pluszowe różowe kostki. Kac był odczuwalny i nieco bolał cię łeb. Nie pomagał też zbytnio ten dziwny, oddalony szum, którego głośność powoli narastała.
Łóżko na którym spałaś wydawało się być wyjątkowo twarde, a wręcz wykonane z drewna. Poduszka zaś była jak worek wypchany słomą. Kiedy otworzyłaś piękne oczęta spostrzegłaś że chyba nie jesteś już w Kinigami. Byłaś zamknięta w celi, a leżałaś na drewnianej pryczce. Poduszką faktycznie zaś był worek siana. Jednak cela do współczesności miała jeszcze dalej niż Nanashi do statusu porządnej dzielnicy. Kraty były stalowe, ale domek sam w sobie drewniany i zdecydowanie staroświecki. Po elektryczności nie było nawet śladu. Kinkiety zamiast elektrycznych lamp oraz gdzie nie gdzie rozpalone świece. Nie miałaś na sobie swoich standardowych ciuchów, a więzienne łachmany będące tak naprawdę niczym więcej jak zbiorem pozszywanych ze sobą zużytych szmat.
Przy twojej pryczce rodem z siedemnastego wieku stał czysty nocnik i talerz z gotowanym pasternakiem oraz czerstwym chlebem. Jeśli zechciałaś, mogłaś się na spokojnie rozejrzeć co jest poza celą i jeśli się na to zdecydowałaś to poza stolikiem na którym leżały jakieś papiery i książka. Zdecydowanie ciekawszy był obiekt ulokowany przy drzwiach wyjściowych. Malutki piesek, a na jego szyi wisiał klucz. Drzemał sobie słodko ignorując krzyki podjudzonych ludzi jakie rozlegały się na zewnątrz.
Budzący się w nietypowym miejscu Hasegawa. Ktoś zaskoczony? Jeszcze zanim otworzyłeś oczy do twoich uszu docierają niezliczone rozmowy wielu ludzi. O pierdołach takich jak sytuacja w pracy bądź film który chciałeś obejrzeć, a ktoś ochoczo go opowiada nie pomijając spoilerów i szczegółów. Kiedy już oczęta misiaczku otworzyłeś, to spostrzegłeś że jesteś w metrze zajmując miejsce obok jakiejś staruchy która spała oparta o ciebie śliniąc się potwornie. Na domiar złego cały wagon był wypełniony okropnym zapachem zgniłego sera i gotowanych skarpet. Co tu robiłeś? Prawdopodobnie łyknąłeś nie tę tabletkę zanim jeszcze wsiadłeś do metra i cię ścięło. Teraz metro zatrzymało się na kolejnym przystanku i drzwi do wolności przed metrowymi świrami stały otworem. Zwłaszcza że zaczynała cię boleć głowa oraz poznasz całą fabułę kolejnego już filmu. Twoja podświadomość - bądź piguła - praktycznie sama cię nosiła skłaniając do wstania i ruszenia w stronę wyjścia z pojazdu.
Ding dong. To zegar z kukułką - prezent od jednego z pacjentów - wybił kolejną godzinę w twoim gabinecie. Tym razem skutecznie cię obudził. Obyła równo druga w nocy. Trochę późno gołąbeczku zważywszy na to że nadal siedzisz w swoim miejscu pracy. W szpitalu. Odziany w kitel. Kiedy podniosłeś głowę z biurka, początkowo nic nie widziałeś. Ale to tylko dlatego że jakaś kartka przykleiła Ci się do czoła. Po jej odgarnięciu z czoła i okazjonalnemu wyjrzeniu przez okno mogłeś dostrzec że prawdopodobnie w mieście nie ma prądu. Poza szpitalem który pracował na zapasowych generatorach właśnie na takie wypadki. Praktycznie nic cię nie trzymało w tym miejscu o tej porze. Wystarczyło zabrać rzeczy, wyjść, zamknąć gabinet i ruszyć do domu.
Jeśli tak uczyniłeś, mogłeś zauważyć nienaturalną pustkę na korytarzach i jeszcze dziwniejszą ciszę. Poza tym światło na korytarzach szwankuje, a w powietrzu unosiła się nietypowa dla tego miejsca woń słodkiej wanilii, ostrego chili i... rozkładu?
Budzisz się... W sumie to sam nie masz pojęcia gdzie. Tupiąc nóżkami po ziemi z całą pewnością możesz stwierdzić że podłoże jest z kostki, a ty siedzisz na ławce do której najwyraźniej jesteś przykuty łancuchem. Niestety w poszukiwaniu patyczka który Ci służył za przewodnika na pełen etat od czasu pamiętnej rozłąki z pieskiem, nie trafiłeś na nic. Patyczka albo nie było, albo znajdował się poza twoim zasięgiem. Całkiem niedaleko słyszałeś szum płynącej wody, a w twojej kieszeni wściekle zawibrował telefon. - Masz nieodsłuchaną wiadomość od: Vance - I jak na zawołanie twój telefon zaczął ją odtwarzać. -Myślałem o tym i to nie wyjdzie. Jednak jestem Hetero. - To to tyle. Można by powiedzieć że to koniec, ale kiedy tylko odtwarzanie dobiegło końca, telefon kontynuował. -Masz nowe powiadomienia od: Bank Współdzielczy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - Już wiesz... Że twój koszmar się zaczął.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w wydarzeniu. Każdy z was zaczyna osobno i w miarę postępów zaczniecie się łączyć w coraz większe grupki.
Liczę że każdy będzie się dobrze bawić
Czas na odpis 26.09.2023, 22:00
● Shibi[/size]
@Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Ejiri Carei @Warui Shin'ya @Yakushimaru Seiya @Itou Alaesha @Amakasu Shey @Hecate Shirshu Black @Hasegawa Izaya @Satō Kisara @Yakushimaru Sakuya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Munehira Aoi, Ejiri Carei, Satō Kisara and szaleją za tym postem.
- EJIRI?! - zapytał w czystym zaskoczeniu, pomagając jej wejść na pokład ich tymczasowego azylu. I choć początkowo chciał zadać wiele pytań, zwłaszcza o to co robiła w tak ponurym miejscu i tak daleko od jej domu, to ostatecznie postanowił porzucić niepotrzebne pytania. Mieli na głowie zdecydowanie większe problemy, choć niewątpliwie wydawało się, że dookoła było zaskakująco cicho.
Cisza przed burzą, przemknęło przez jego myśl, kiedy podpłynęli do sklepu z ubraniami.
- MIAŁEM DOSTAĆ SIĘ W JEDNO MIEJSCE, ALE NIE SĄDZĘ ABY NAM SIĘ UDAŁO. MYŚLĘ, ŻE ODPOWIEDŹ ZNAJDZIEMY W ASAKURZE. - odpowiedział na Wzrok Enmy zdawał się być nerwowy i niespokojny, co chwilę przeskakujący z jednego punktu na drugi. Dla osób z zewnątrz mógł wydawać się poddenerwowany, gdzie w rzeczywistości tylko tak mógł zareagować na ewentualne niebezpieczeństwo.
- NIE ODDALAJ SIĘ, DOBRZE? - krzyknął do Eji, a potem zwrócił się do Shey. - IDŹ Z NIĄ. ALE TAK, ABYM CIĘ WIDZIAŁ, OKEJ? - poprosił jasnowłosą. Nie chciał puszczać Ejiri samej, nawet jeżeli ta wskoczyłaby do sklepu na zaledwie kilka sekund. Nie chciał też iść z nią z wiadomych powodów. Co jak co, ale nie chciał przysporzyć jej niekomfortowego poczucia, kiedy będzie się przebierała. Shey z kolei była dziewczyną.
Kiedy obie weszły głębiej do środka, również Enma postanowił rozejrzeć się po okolicy. Na dachu jednego z samochodu dostrzegł martwe ciało. Zwłoki jak zwłoki, zdążył przywyknąć do tego widoku, choć napuchnięte ciała topielców robił wrażenie. To, co przykuło jego uwagę to umundurowanie mężczyzny oraz sprzęt, jaki znajdował się obok niego. Bo pospiesznym przejrzeniu rzeczy, na jego ustach pojawił się nikły uśmiech, a w głowie rozbrzmiało krótkie "Bingo"
Bez dłuższej chwili namysłu wyciągnął dłonie po przedmioty, dzięki temu zdobywając metalową pokrywę od kosza, która mogła posłużyć za tarczę, policyjna pałka Tsunami, co było idealne do walki z yurei i yokai. Choć nie było śmiertelne, to z pewnością zaboli ewentualnych przeciwników. Znalazł również działającą latarkę, która była o wiele lepsza od lampionu, który trzymał. Zostawił go na pontonie, dzięki czemu nadal mieli nikłe światło dookoła tymczasowego "pojazdu", od razu biorąc latarkę, którą schował za pasek spodni. Petardy na pewno będą pomocne, tak samo jak pistolet z racą i petarda dymna. Ale to, co było strzałem w dziesiątkę to paralizator. Idealnie.
Kiedy dziewczyny wróciły, wskazał ręką na rzeczy, które znajdowały się już na dnie pontonu. Nie zamierzał ich chować, w końcu razem siedzieli w tym gównie.
- PATRZCIE CO ZNALAZŁEM. - dał im czas na zaznajomienie się ze znaleziskiem, wyciągając latarkę, którą odpalił i gdy płynęli dalej, przesuwał wiązką światła po okolicy wyszukując czegoś, co mogłoby przykuć jego uwagę, zupełnie ignorując ilość ciał, które unosiły się na wodzie.
Spojrzał na piorun, który zachował się nienaturalnie, marszcząc przy tym lekko brwi. Nie odezwał się jednak, czując, że w tym momencie żadne słowa nie były potrzebne. Gdybaniami i tak nic nie zdziałają. To, co Enma chciał zrobić, to odstawić je w jakieś bezpieczne miejsce, a dopiero wtedy będzie mógł się zastanowić co dalej. Poprawił opaskę na włosach, bo kilka ciemnych kosmyków zdołało wyswobodzić się spod dziewczęcej ozdoby.
Zamarł, gdy jego oczom ukazała się zabarwiona krwią woda. Jej odór był wręcz namacalny, duszący i drapiący w gardle. Mimo wszystko uniósł wierzch dłoni i przywarł nim do nosa, chcąc choć trochę odciąć się od smrodu. Zmrużył oczy, gdy dostrzegł poruszający się w wodzie kształt.
Kobieta?
Nie, yokai.
Które ustrojstwo pływałoby-
Zamarł, czując jak serce przyspiesza boleśnie, a ciało zaczyna sztywnieć. Bo to nie było tylko jedno yokai, a kilka.
- Umi nyōbō.... - wyszeptał do siebie, a potem zerwał się na równe nogi, wyciągając miecz do połowy z pochwy, gotowy do wykonania szybkiego i prostego cięcia prosto w szyje, jakby któraś z nich postanowiła wyskoczyć z wody.
- ODPŁYWAMY. ALE JUŻ. - zarządził nerwowo, lewą nogą posyłając paralizator w stronę Shey.
- COKOLWIEK WYSKOCZY, OD RAZU RAŹ. NIE MAMY Z NIMI NAJMNIEJSZYCH SZANS. NIE W TAKICH WARUNKACH, GDZIE ZNAJDUJEMY SIĘ W ICH NATURALNYM ŚRODOWISKU. JAZDA.
Rzut na percepcje (wzrok): 56 + 15 = 71 (sukces)
Dorzut w przypadku sukcesu na percepcje: 89
@Amakasu Shey @Ejiri Carei
Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
Łódź nawet nie zdążyła się porządnie zatrzymać, a dwójka pasażerów już wystrzeliła w kierunku sklepu z ubraniami jakby zobaczyli przecenę w galerii. Jiro pomógł psiątku wydostać się na brzeg, dając mu możliwość pobiegnięcia za swoją właścicielką, podobnie jak wysadził dymne koty na brzeg. Tuszkot nie pozwolił na podobny manewr, wspinając się duchowi na ramiona, chcąc za wszelką cenę uniknąć spotkania z wodą. W łodzi została już tylko cudem ocalała cebulka, której również duch pomógł wysiąść. Dopiero wtedy wciągnął wannę na mieliznę, nie chcąc by ich jedyny środek transportu im tak po prostu odpłynął.
To czego bał się najbardziej, okazało się na szczęście niczym poważnym. Rana po ugryzieniu na wysokości łydki co prawda zabarwiła nogawkę dresu krwią, ale nie uniemożliwiła Hasegawie chodzenia. Zabolało jedynie, gdy przyschnięty materiał oderwał się od rany, a później szorował o nią przy każdym kroku. Nie było jednak tak źle jak podejrzewał.
Do sklepu nie miał zamiaru wchodzić, w pełni wystarczała mu własna koszulka i dresy. Zgarnął tylko z wystawy podjebki markowych sportowych butów. Czwarty pasek na każdym z nich wyglądał jednak na łatwy do zamalowania markerem. Teraz jednak liczyło się, by nie wejść do kwiaciarni na boso, bo najpewniej w tej wodzie nie zauważyłby jakiejś pułapki i tym razem naprawdę uniemożliwiłby sobie poruszanie się.
Wziął głęboki wdech i postawił pierwszy, najtrudniejszy krok w budynku, czując jak woda sięga zdecydowanie powyżej rany na łydce.
– Sora, jesteś tutaj? Potrzebuję apteczki... Najlepiej z medykiem gratis.
Przeszedł może ze dwa kroki w głąb pomieszczenia, przyłapując się na tym, że jego wzrok wcale nie próbuje wypatrzeć apteczki, a kogoś zupełnie innego. Odpowiedziała mu cisza, czego się poniekąd spodziewał. Asagami nie trwałby po kolana w tym syfie czekając na zbawienie.
Jiro nie odważył się wejść na zaplecze, gdzie znajdował się prowizoryczny gabinet, ani nawet spojrzeć za ladę. Wpatrując się tępo w jedną z roślinek, bladł coraz bardziej. Od razu na myśl przyszły mu uzbrojone zwłoki, którym tak beztrosko ukradł pistolet. Dotknął ich przecież, nic sobie nie robiąc z trupa, w końcu sam był martwy.
Ale teraz. Teraz sytuacja była inna. Mogła dotyczyć kogoś, kogo znał.
Drgnął gwałtownie na dźwięk głosu rudzielca, wyraźnie wyrwany ze swoich myśli i w końcu mógł utkwić spojrzenie w czymś innym, o wiele bezpieczniejszym niż ewentualne zwłoki. Otaksował zdobyczne ubrania krytycznym wzrokiem.
– No, całkiem ładnie. Przynajmniej nie widzę tych jeleni.
Gwałtownie wciągnięcie powietrza i wskazanie czegoś za jego plecami spowodowało, że Jiro automatycznie się odwrócił. Na szczęście tym razem ostatnie szare komórki zareagowały o wiele szybciej, sprawiając, że Hasgawa zamknął gwałtownie oczy, a później odwrócił głowę w bok żeby jak na złość nie spojrzeć w tym kierunku. Jakby to, co tam było, mogło wypalić mu ten widok nawet przez zamknięte powieki.
– Sprawdź czy tu są zwłoki. Na zapleczu jest kolejne pomieszczenie. Jeżeli jakieś są, to i tak mi nie mów. Po prostu sprawdź – odezwał się w końcu, mówiąc coraz szybciej jakby w obawie, że panika zaraz sprawi, że w ogóle nie będzie w stanie się odezwać.
Zacisnął obie dłonie na oddanym mu kocu, na szczęście nie musząc wbijać paznokci we własną skórę. Od wyjścia dzieliło go może kilka kroków, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Tuszkot ze zdenerwowaniem łaził mu po ramionach, chcąc go wyprowadzić z kwiaciarni, ale nie chcąc też wpaść do wody.
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Drżała, zaciskając palce na materii prześcieradła. W końcu pewniej rozglądając się po ich bardzo prowizorycznej łódce, pochyliła się w stronę Shey - ...powiedzieli mi, że byłaś tam w szpitalu ze mną, ale cię wypuścili - odezwała się początkowo niepewnie, jakby testowała równość swego głosu, nieskładnie. Sciągnęła kolana, podsuwając brudne, jeszcze umazane cudza krwią stopy i nabite brzydko siniaki. Palce mimowolnie, podążyły do ramienia jasnowłosej, zaciskając lekko, jakby chciała bez słów przekazać odrobinę ciepła. Przeniosła finalnie wzrok na Enmę, jakby czujnie zastanawiała się, o co właściwie miała go pytać, gdy dostrzegła malujące się mimicznie emocje - w jakie miejsce? Wiesz... co tu się dzieje?- zdążyła sprecyzować, dużo głośniej, pochylając się bardziej w jego stronę.
Kiedy na horyzoncie pojawiły się zdemolowane żywiołem sklepy, z jakąś ulgą przyjęła do wiadomości, że rzeczywiście mogą skorzystać z porzuconego dobytku. Ekstremalne warunki... wymagały ekstremalnych decyzji. Kiwnęła głową w stronę Enmy, nie mając najmniejszego zamiaru sprzeczać się z prośbą. Nie chciała być sama. Pociągnęła wiec przyjaciółkę za sobą, niepewnie pokonując wejście do sklepu odzieżowego. Nie próbowała przebierać smętnie wiszących materiałów, chociaż zapewne drogich, kiedyś nawet modnych. Ostrożnie zsunęła z siebie wiązaną piżamę, by naciągnąć na siebie jedyną w miarę dopasowaną część czarnych spodni. Przydużą bluzkę, wyjątków miękką, przyjęła z oddechem ulgi, czując niemal dreszcze ciepła. Znaleziona, równie za duża kurtka, dopełniała dzieła. Co najważniejsze, miała kaptur i kieszenie, i to kilka, które później mogły się przydać. Na nogi wcisnęła półdługie, wiązane za kostkę buty.
- Może się rozejrzymy... - zerknęła na przyjaciółkę, wsuwając się za puste zaplecze i okolicę za sklepem. Wstrzymała szarpniecie mdłości, gdy natrafiła ...na trupa. Kolejnego, ale mundur wskazywał na przynależność Tsunami. Czy gdzieś tutaj mógł być Yosuke lub Arihyoshi? Czy wybrzuszenia na wodzie napuchniętych ciał, mogły nieść kogoś znajomego? Ale chociaż skrzywiła się, wysunęła z martwych dłoni pałkę i pistolet z racą. Zdążyła też znaleźć paralizator, kilka petard suchych petard w plastykowej torbie i...latarkę. To ostatnio dało jej odrobinę więcej pewności. I chociaż wahała się, pokrywa śmietnikowa, także znalazła się z znaleziskach, które finalnie znalazły się też na pontonie - Też... mam kilka rzeczy - policzki nabrały zdrowszego różu, gdy w końcu, ubrana, płynęła dalej wraz z towarzyszami.
- Wcześniej... słyszałam jakieś strzały - dodała znowu głośniej, przypominając sobie początek wędrówki - Może z kimś, czymś walczyli. To znaczy... Tsunami - dodała, urywając, gdy zwróciła uwagę najpierw na zmieniającą się barwę wody, potem na obijające się obiekty i przeraźliwy smród gnijących ciał. Urwany szept Enmy a potem komenda niemal zerwała ją do pionu. Yokai. I jeśli ktoś mógł mieć rację w dziedzinie tych istot, to chłopak był pierwszy. Serce przyspieszyło gwałtownie, adrenalina spięła całe ciało, gdy wyciągała z kieszeni paralizator, idąc tokiem słów egzorcysty - stańmy... siądźmy plecami do siebie i do niego, żeby nic nas nie zaskoczyło - Ułożyła wieko metalu obok siebie, by móc łatwiej się ewentualnie zakryć. Siebie, lub towarzyszy. Być może walczyć nie potrafiła, próbując, naraziłaby niepotrzebnie nie tylko siebie. Mogła za to zapewnić tym walczącym swobodę niezagrażającą atakiem z zaskoczenia. i chociaż drżenie kołysało się we krwi wierzgającym niepokojem, odwróciła się pomagając odpłynąć z żerowiska yokai.
| Rzut na percepcję wzrok - sukces
| ubranko - za duża bluzka, czarna, równie za duża kurtka z kieszeniami, spodnie w tym samym kolorze, całość bez żadnych ozdób.
@Seiwa-Genji Enma @Amakasu Shey
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Serio uważasz, że mogłabym to sobie zrobić sama...? Ale ok, czaję, nie wyglądam na najbardziej wiarygodną.
Zrozumiała, że zbyt dosadnie wyraziła się o Onim. Dla zwykłych ludzi świat duchowy wcale nie był czymś oczywistym. Dzisiejsze „spotkanie pierwszego stopnia” nawet dla niej było całkowicie niezwykłe. Jednak, jakby na potwierdzenie jej szalonej historii, z tunelu dobiegł donośny ryk, głośniejszy od poprzedniego.
- Wiem, jak to brzmi, ale dosłownie goni mnie demon. Albo Wielka Stopa, Yeti lub inny potwór. Tak jakby nie miałam czasu się przyglądać. I zdaje się, nie ma sensu czekać, aby się przekonać. Tutaj nie jest bezpiecznie.
Niebo nad nimi rozdzieliła potężna błyskawica. Grzmot pojawił się niemal natychmiast po błysku, więc burza musiała być naprawdę blisko. Zmusiło to Itou do rozejrzenia się po okolicy. Zauważyła, że wyjście z tunelu kieruje bezpośrednio na port (od kiedy koło portu wychodził wielki tunel ze ściekami?!), który jednak w żaden sposób nie przypominał miejsca, które znała. Wszystko było zalane wodą, a dookoła walały się porwane szczątki. Czyżby tsunami? Zupełnie się tego nie spodziewała. To musiał być sen, to nie miało sensu. Dlaczego wszystko stanęło na głowie?
Nieznajomy wydawał się nie być aż tak zdziwiony zastanym stanem rzeczy. Wykonał drobny gest umożliwiający jej przejście przodem, jednak czuła jego badawcze spojrzenie. Opuściła ramiona i przełożyła łom do prawej ręki. Skrzywiła się na dziwny komentarz o pływaniu, po czym usłyszała przytłumiony krzyk „Pomocy!”. Rany, w wodzie jest człowiek! Nie słuchała, co mówił dalej jej towarzysz i puściła się biegiem po szorstkiej betonowej ścieżce – jedynym miejscu wciąż niezalanym przez wodę.
Stanęła obok częściowo zatopionego samochodu, o który niezbyt fortunnie zahaczył się chłopak. Jego twarz była zanurzona w wodzie. Ledwo przed chwilą do nich krzyknął, jednak czasu nie było wiele.
Woda tuż przy ścieżce nie była aż tak głęboka ze względu na liczne porwane z nurtem przedmioty, które najwyraźniej, podobnie jak niedoszły topielec przed nią, musiały zatrzymać się na pokaźnym dostawczaku. Miała tylko nadzieję, że cała ta misterna góra śmiecia nie runie podczas akcji ratowniczej. Musiała wyciągnąć głowę chłopaka na powierzchnię, a dostać mogła się do niego najszybciej po masce samochodu. Oparła się o nią dłońmi — okazała się całkiem stabilna — więc przeczołgała się po niej do przodu. Chwilę później, leżąc na masce, wyciągnęła przed siebie ramiona i uniosła jego twarz ponad wodę. Okazało się, że nie był to chłopak, a raczej mężczyzna, którego szczupła budowa ją zmyliła. Jego ciało drgnęło w lekkim kaszlnięciu – to dobry znak.
Zdała sobie sprawę, że będąc w tej pozycji, nie wyciągnie go na brzeg i musi wejść do wody. Podtrzymując jedną ręką głowę kolejnego-już-dziś-nieznajomego, zsunęła nogę do cholernie zimnej wody. Niemniej znalazła grunt.
- Co tak stoisz, pomóż mi! - zawołała do pierwszego, jednocześnie zsuwając się z maski do wody. Wspierając się o auto, zarzuciła sobie rękę drugiego mężczyzny na barki, dzięki czemu jego głowa znalazła schronienie od fal na jej ramieniu. - Trzymaj się, zaraz wszystko będzie ok.
@Yakushimaru Seiya @Hasegawa Izaya
Hecate Black, Raikatsuji Shiimaura, Ejiri Carei, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Hasegawa Izaya szaleją za tym postem.
- Zabierzcie to ode mnie - rzucił tylko spanikowanym głosem, niekoniecznie rozumiejąc to, że jego wilczy kompan szczęśliwym trafem poszedł gdzieś w długą. Odruchowo spróbował odsunąć się od ewentualnych zagrożeń w formie nieprzychylnej rzeki oraz leśnej bestii, która uczepiła się go nie tak dawno jak rzep psiego ogona. Nie przeszkadzało mu to jednak w próbie wycelowania bronią w kierunku psiego zagrożenia, co skończyło się tylko ewidentnym odkrztuszeniem się z jego strony. Dopiero po dłuższej chwili zdołał się jakoś uspokoić i zrozumieć to, że powinien być raczej, względnie bezpieczny. - Gdzie jesteśmy? - zapytał tylko pozostały duet, który znajdywał się w okolicy, aby następnie spróbować w jakiś sposób pozbyć się doczepionych do jego dłoni broni. W końcu może jakoś zostały poluzowane po dłuższej kąpieli, albo też jego ręce jakoś zmarszczyły się, aby to ułatwić. Niemniej, zostałoby mu jedynie zaczekać na odpowiedzi i ewentualny opatrunek. Alternatywnie na znalezienie miejsca, w którym mógłby znaleźć jakieś suche ubranie w okolicy.
Hecate Black, Hasegawa Jirō, Raikatsuji Shiimaura, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Przeszukanie karetki było zdecydowanie jedną z najlepszych decyzji jakich Kisara mogła się podjąć. W końcu Sakuya był nieco ranny, a ona przecież nie nosiła apteczki w kieszeniach. NIektóre rzeczy w niej rzucały się w oczy znacznie lepiej od innych. Te inne za to wydawały się być gdzie nie gdzie naupychane. Przynajmniej jeśli chodziło o tę jedną karetkę. Nadal było kilka innych, ale w sumie miałaś już to co było ci potrzebne żeby chłopaka opatrzyć, co z twoją wiedzą, umiejętnościami i przede wszystkim doświadczeniem było zaledwie formalnością. W jego udzie tkwił wbity kawałek drewna. Niezbyt duży, ale jednak wystarczający do tego by sprawić ból przy poruszaniu się. Zajęło Ci to trochę czasu, a Sakuyi sporo bólu. W końcu nie miałaś tego szczęścia żeby znaleźć środki przeciwbólowe bądź jakiekolwiek prochy, które mogłabyś podać młodemu. Jendak najdziwniejszą rzeczą była cisza dobiegająca od Aoiego. Stał "wpatrzony" w drzwi szpitala, a dziwna ciemność zdawała się przemykać przy oknach. Krok pierwszy. Krok drugi. Ciało ślepca kroczyło samo w stronę budynku kiedy ty zajmowałaś się rannym chłopakiem. Kiedy skończyłaś, mogliście dostrzec tylko jak Aoi naciska klamkę szpitala. Ciemna, pachnąca trupem mgła wystrzeliła przez nie uszkadzając ściany budynku krusząc je, a mężczyznę który otworzył drzwi pochłonęła w całości. Nie rzuciła się jednak na was natychmiast. Szalała niszcząc budynek od zewnątrz, a im więcej go niszczyła, tym więcej się jej pojawiało. Kiedy było jej zaś dostatecznie dużo, zaczynała szaleć w powietrzu nad wami wzmagając mało przyjemny wicher. W końcu mgła miotnęła jedną z karetek. Pojazd przeleciał tuż nad waszymi głowami uderzając w kamienny mur szpitala znacznie poszerzając bramę wjazdową. Problemem było jednak też to że woda zaczynała się już wdzierać również do was. W dość zastraszającym tempie. W całym tym nieszczęściu i tragedii pojawiło się światełko w tunelu. Z rzuconej karetki - tej której nie ruszałaś Kisaro - wypadł ponton ratowniczy. Nie było chyba innej opcji niż na niego wsiąść i ruszyć gdzieś daleko stąd.
Ty Saku mimo że nie dostrzegałeś mgły, czułeś na sobie wzrok zwierzęcia z którym płynąłeś. Nie rzucało się na ciebie, jednak na pewno patrzało nieufnie. W końcu zawyło, a kilkaset metrów dalej wycie odpowiedziało. Coś z tyłu głowy mówiło Ci że idą po ciebie. Zarówno ten cichy głos z tyłu głowy napędzany strachem, jak i dreszcz przebiegający po plecach. Pistolety pozostały niewzruszone. Trzymały się twoich zaciśniętych pięści, ale jeśli się przyjrzałeś, to nie dostrzegałeś żadnego kleju. Wicher się wzmógł, a karetka przeleciała Ci nad głową. Nie był to najlepszy moment na pytanie samego siebie na co się te gnaty trzymały. Wody przybywało coraz więcej, a wilcze wycie zdawało się zbliżać coraz bardziej. Chociaż najgorsza była chyba mgła która postanowiła ponownie sunąć w waszym kierunku, a której ty nie widziałeś. W przeciwieństwie do ciebie Kisaro. Wraz z mgłą powróciły szepty i wołania. Do ich puli dołączył głos Aoiego po którym nie było już śladu.
Pływanie pontonem może nie było czymś wygodnym w taką pogodę, ale niezbyt mieliście inne opcje. Kiedy obejrzałaś się Kisaro na szpital, widziałaś już tylko ruinę. Po chmurze nie było śladu. Płyneliście kilka ładnych chwil zanim dopadło was coś innego. Zbliżaliście się do tunelu którym zazwyczaj jechało się do skrzyżowania prowadzącego do dzielnicy portowej bądź w głąb centrum. Było ciemno, a wy wizieliście tylko kontury swoje i pontonu. Chociaż to Pani lekarzowa widziała więcej niż chłopak. W cieniu coś się czaiło. Sylwetka przypominająca wilczą. Dwa czerwone ślepia rozbłysły w ciemności, a warczenie niosło się echem. To coś skoczyło ku wam i dopiero w tym momencie Saku był w stanie dostrzec pojawiający się z nikąd wilczy kształt. Zielonowłosego uratowała tylko fala, która podbiła ponton obracając go przez co wilczy pocisk trafił... Kisarę. Wpadłaś do wody wraz z tym czymś. Szarpało Ci ubranie i ewidentnie próbowało zagryźć pod wodą. Jednak kiedy prąd porwał Cię poza tunel, a księżycowe światło padło na wilka. Ten ponownie stracił na wyraźności i wyskoczył w mrok.
Zostaliście rozdzieleni.
Sakuya. Tym razem miałeś wiosło i ponton, ale mroczna sylwetka wilka porwała twoją wybawczynię. Osobę, która opatrzyła twoje rany. Znowu byłeś sam. Wypłynąłeś z tunelu, jednak Kisary nie było ani śladu. W przeciwienstwie do czerwonych ślepi w cieniach pomiędzy budynkami. Już wiedziałeś że nie był to przypadek. Ogary polowały na ciebie. Płynięcie przed siebie w końcu sprawiło że dotarłeś do dzielnicy portowej, gdzie prąd zniósł ponton ku jednej z niżej położonych alejek. Po następnych kilkunastu metrach dostrzegłeś grupkę ludzi. Twojego brata, nieznajomą kobietę i jakiegoś chłopaka którego wyławiali. W cieniu nadal czaiły się czerwone ślepia, ale z dobrych rzeczy... Pistolety odpadły kiedy tylko do nich podpłynąłeś. Teraz trzymanie wiosła było o wiele łatwiejsze.
Kisaro. Wilk Cię opuścił, jednak to prąd trzymał cię w objęciach i prowadził przez miasto. Nieco cię przy tym podtapiając. Prawdopodobnie szukałaś czegoś czego mogłabyś się złapać by powstrzymać tę szaloną podróż. Na twoje nieszczeście nie było wielu takich rzeczy, do których byś sięgała. Musiałabyś najpierw podpłynąć, a przy prądzie nie było to łatwe. W końcu woda zaczęła zmieniać zabarwienie, a prąd tracić na mocy. Przybierała szkarłatny kolor, a jej smak... Zaczynał być metaliczny. Był to smak krwi. Rozwodnionej co prawda, ale jednak. W wodzie pływały również jakieś pół nagie kobiety, ale to co wbiło Ci się w uszy najbardziej to krzyk ENMY który powoli zaczynał sobie zdzierać gardło od tego nieustannego wrzeszczenia. Nie musiałeś się skupiać by zrozumieć co krzyczy. Sam pewnie by siebie zrozumiał z odległości. Udało Ci się wspiąć na jeden z Samochodów. Byłaś na widoku. Mogli po ciebie podpłynąć, chociaż nie było im zbyt po drodze. Z całą pewnością wszyscy się widzieliście. Problemem było to że wodne kobiety też was widziały.
Ulegliście rozdzieleniu do innych grup w wyniku rezygnacji Aoi. Musiałem też was nieco ponaglić, by całość mogła szybciej dobiec końca.
Kisiu. W razie czego możesz płynąć do nich wpław, ale wtedy zastosuj się do mechaniki swojej nowej grypy.
Ocena Seiwy była trafna. Wodne kobiety skorzystały z okazji i urządziły sobie w tym miejscu małe żerowisko w które tak ochoczo wpłynęliście. Innej drogi jednak za bardzo nie było. Musieliście się przedrzeć przez to miejsce by ruszyć do Asakury. Alternatywą było opłynięcie na około, ale czy mieliście na to czas w momencie gdy rozgrywała się tu istna apokalipsa? Mieliście przepłynąć szybko, jednak ENMA wykrzyczał swoje zamiary zapominając że w przeciwieństwie do niego Umi nyōbō nie były głuche. Poza tym nie były Yokai pozbawionymi rozumu. Raczej niezbyt pozytywnie widziały możliwość że trójka potencjalnych towarzyszy do dręczenia i w końcu zjedzenia miała im bezczelnie uciec. -Pobawcie się z nami miąska... - Szept dochodził z krwistej wody. Przypominał głos zwyczajnej, młodej dziewczyny, jednak to co wyskorzyło ku wam zdecydowanie jej nie przypominało. No, nie całkowicie. Rybie części nie umknęły uwadze nikogo z was, jednak maszkara leciała ku ENMIE który miał już wyjęty do połowy miecz. Prawdopodobnie skończyłaby jak Teke Teke kilka miesięcy temu, jednak Umi nyōbō wykazała się trzeźwością umysłu. Kiedy twój miecz miał ją przeciąć, nie minęła nawet sekunda w momencie kiedy cała jej sylwetka stała się przeźroczysta. Katana nie była bronią Tsunami. Przeniknęła więc przez powietrze, a rybna kobieta ponownie wpadła do wody. Po chwili poczuliście uderzenie w ponton od dołu. Zdecydowanie mieliście na nie branie. Moglibyście w sumie szybko stąd odpłynąć, gdyby nie mały szczegół nieopodal. Ktoś się wspiął na auto i była to Kisara. Żeby pod nią popłynąć musielibyście nieco zawrócić ryzykując walkę z baborybami. Pytanie tylko czy chcecie to zrobić?
Z dobrych więści za to... Shey i Eji nie dostrzegły wśród zwłok żadnej znajomej mordki.
Jeśli zdecydujecie się popłynąć po Kisarę, każdy z pontonowiczów musi rzucić kością k100. Wynik powyżej 50 oznacza że Umi nyōbō postanawia was zaatakować. Wtedy proszę o rzut na percepcję wzrok/słuch bądź zręczność by zdecydować o inicjatywie. Powyżej 50 osoba atakuje pierwsza. Poniżej 51 robi to Umi nyōbō. Jeśli atakujecie, rzućcie k100 na umkę zależną od rodzaju ataku (nie rzucamy na broń palną przy biciu pięścią). Jeśli Umi atakuje pierwsza, rzućcie k100 na zręczność. Fail oznacza ranę dla osoby rzucającej. Zdobyte przez was przedmioty mogą zostać użyte do zapewnienia konkretnych efektów. Lista poniżej. UŻYĆ MOŻNA TYLKO JEDNEGO PRZEDMIOTU W JEDNYM POŚCIE POD GROŹBĄ SMUTNEJ MINKI
- Spoiler:
- Itemki i efekty:
Metalową pokrywę od kosza - gwarantowane zablokowanie ataku rybnej baby i ochronienie siebie, bądź osoby obok. Jednorazowa.
policyjna pałka Tsunami - Gwarantowane trafienie Umi nyōbō. Jednorazowa, ponieważ jest już uszkodzona i łamie się po porządnym uderzeniu. Dostajecie +10 do inicjatywy i uników
Działającą latarka - +15 do rzutu na percepcję(wzrok)
Paralizator - Po trafieniu Umi, zostaje ona sparaliżowana. Każde z was dostaje +20 do rzutów na unik i atak, ponieważ jedna rybka tańczy w wodzie brekdensy. Po użyciu, musicie odczekać kolejkę zanim użyjecie go ponownie.
pistolet z racą - Rozświetla ciemności dając każdemu z was +10 do rzutu na percepcję(wzrok). Jednorazowy. Chyba że wpadną wam gdzieś dodatkowe race. Może sprowadzić pomoc.
Petardy - Robią huk. +5 do rzutu na atak (jeśli rzucicie Uni do pyska) LUB +5 na inicjatywę (jeśli rzucicie gdzieś daleko dla odwrócenia uwagi). 5 użyć ogólnie. można użyć kilku petard na raz dla lepszego efektu.
Maseczki chirurgiczne i nożyczki - Czy jestem piękna?
O tyle dobrze że Izia nie należał do ciężkich osób. Wciągnięcie go do was nie stanowiło praktycznie żadnego problemu. O tyle dobrze że zdecydowaliście się mu pomóc zamiast drzeć ze sobą koty, bo mógłby się chłopaczyna utopić. Samemu Izayi wzrok zaczynał wracać. Chociaż to i tak dobrze po tak bliskim spotkaniu z błyskawicą i przeżyciu by o tym opowiedzieć. Tyle czy ktokolwiek uwierzyłby w to że miejska legenda jest prawdziwa i się na ciebie uwzięła? A może w gigantyczne pająki, których nigdy wcześniej w życiu nie widziałeś?
Domysły Itou były słuszne. Mało prawdopodobne żeby kanał wypływał wprost na ulicę. Nawet jeśli znajdywali się w jakoś nisko położonej alejce, to i tak ciężko wytłumaczyć było czemu tunel urywał sie w tym miejscu. Sen? Możliwe. Problem w tym że kiedy tylko o tym pomyślałaś, z tunelu wydobył się ryk tak potężny, że wibracje poczuliście niemalże w ciałach. Izaya nic nie usłyszał, ale zdecydowanie odczuł to jak zadrżało podłoże. Itou i Yakushimaru za to mogli dosłyszeć jak coraz głośniejsze stają się potężne kroki w akompaniamencie jekiegoś ciężkiego obiektu ciągniętego po ziemi. Prawdopodobnie maczugi albo bogowie wiedzą czego. Mieliście kilka minut zanim będziecie mogli to coś ujrzeć. Może lepiej stąd pryskać? Problem w tym że podnosząca się woda w tym momencie naprawdę utrudniała już przejście bokiem, który widzieliście wcześniej. Można było skakać po autach, ale tylko samobójca mógłby robić coś takiego gdy coś ewidentnie próbuje ich dorwać. Wtem zobaczyliście wybawienie w postaci pontonu oraz siedziącego na nim zielonowłosego chłopaka w niedorzecznym stroju owcy. Bekonem pachniał z kilku metrów, jednak to co mogło was zaniepokoić to pistolety w jego dłoniach. No i to że widocznie był ranny i opatrzony. Sei nie miał problemów z rozpoznaniem brata. Prawdziwym problemem był niezrozumiały szept z tyłu głowy. "Zabij". A słyszał go tylko starszy Yakushimaru. Nie czuł jednak tego przerażającego uczucia braku kontroli nad swoim ciałem. Tylko co jeśli to nagle znowu się stanie? I ważniejsze pytanie... Czy ten Sakuya to ten sam psychol, który zmasakrował szkołę? Pistolety w końcu ma, prawda?
Kiedy tylko Shirshu wyszła z łódzi wannowej, psiak w piewszym momencie chciał wyskoczyć za nią. Jendak do tego mimo wszystko potrzebował pomocy Jiro. Kiedy tylko ją otrzymał, natychmiast pobiegł do Black starając się dotrzymać jej kroku. Co jak co, ale psiątko było wierne. Znalezienie odpowiednich ubrań oczywiście nie było żadnym problemem. Waru znalazł nawet kilka przydatnych - mniej lub bardziej - przedmiotów. Ciężko było stwierdzić czy zalany pistolet działał, ale trzeba było mieć nadzieję że właśnie tak było.
Shirshu za to musiała przejrzeć kilka półek, kiedy pies za to niuchał w poszukiwaniu skarbów i badając okolicę. Przyniósł ci pod nogi jakieś skarpety, bo oczywiście to była pierwsza rzecz na którą zwrócił uwagę. Chwilę póżniej do zestawu dołączyła ręka manekina i... paczka fajek. W pół wykończona, ale wydawały się być zdatne do zajarania. Były cienkie. Zapalniczki Ci już nie przyniósł. Zamiast tego... Tym razem nogę manekina. Wyglądało na to że psiątko lubiło się bawić w poszukiwanie skarbów. Szkoda tylko że podłoga sklepu nie nadawała się do rozkopania, by mógł schować swoje znaleziska. Jednak nie oponował jeśli chciałaś zabrać któreś z nich.
Jiro za to powinien być wdzięczny sobie samemu i jego instynktowi Janusza, który kazał podjebać buty. Prawie odrazu po wejściu do kwiaciarni wlazł w gwoździa, który został powstrzyman przez podeszwę. W samej kwiaciarni nic przydatnego mu się w oczy nie rzuciło. Z resztą tak samo żadne zwłoki. Możliwe że Sory nie było w środku kiedy wydarzył się kataklizm. Twoje rany za to chociaż bohatersko nabyte, były płytkie i można było je łatwo opatrzeć nawet nie posiadając rozległej wiedzy medycznej. Porzucone przez kompanów, a przygarnięte przez ciebie warzywko schowało się w twojej kieszeni. Ryczało dalej w niebogłosy, a w powietrzu unosił się drażniący zapach cebuli.
Jeśli po wszystkim Waru postanowił na prośbę sołtysa sprawdzić inne pomieszczenia, nie znalazł żadnych zwłok. Była to w sumie pocieszająca myśl, prawda?
Mogliście ruszać dalej swoją prowizoryczną łodzią w niezmienionym squadzie. Płynąc tak w końcu docieracie do rozwidlenia. Musieliście szybko zdecydować w którą stronę skręcić. Lewa czy prawa?
Wybaczcie, że u was mało akcji. Niedługo będzie jej więcej. Możecie rzucić kostką na orient. przestrzenną. Z pozytywnym wynikiem proszę przyjść do mnie, to powiem wam gdzie was poprowadzą ścieżki. Proszę żebyście podkreślili w poście którą z nich wybieracie.
-----------------------------------------------------------------------
Z przykrością ogłaszam, że na prośbę graczki, Aoi został wycofany z eventu. Stąd też delikatne opóźnienie, za które muszę was przeprosić. To co się z nim stało dokładnie dowiecie się na koniec wydarzenia. Kisara i Sakuya zostali przydzieleni do innych grup.
Czas na odpis do 16.11 do końca doby. (ale bądźmy szczerzy że możecie pisać póki odpisu nie dam, a jak trzeba przedłużyć to pisać mi na dc)
Jak czegoś potrzebujecie, to też pytać.
● Shibi
@Yakushimaru Sakuya @Itou Alaesha @Ejiri Carei @Hasegawa Jirō @Seiwa-Genji Enma @Warui Shin'ya @Satō Kisara @Hasegawa Izaya @Hecate Shirshu Black @Amakasu Shey @Yakushimaru Seiya @Munehira Aoi
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
„Pomocy!”
Chyba wszyscy kurwa jej potrzebowali. Ledwo zdążył skończyć zdanie, a czarnowłosa już pakowała się do wody. Nie do końca o to mu chodziło i już spodziewał się, że lada chwila woda porwie ich dwójkę. Musiało być bardzo blisko, gdy nieznajoma postanowiła przyjąć na barki dodatkowy ciężar, a woda nieubłaganie uderzała o ich ciała, jakby chciała zmusić ją do puszczenia bezpiecznej przystani. Jego reakcja nie była wynikiem poganiającego krzyku, bo już moment przed nim postąpił o pierwszy krok naprzód. Woda sięgała mu do pasa, a jej temperatura była daleka od przyjemnej. Bez przyzwolenia chwycił kobietę za ramię, zaciskając palce wystarczająco mocno, by nie wyślizgnęła mu się z palców, gdy ciągnął ją w stronę płycizny. Dopiero wtedy zauważył, że betonowy brzeg sekunda po sekundzie zaczynał znikać im z oczu.
Ale może mieli jeszcze chwilę?
— Kurwa. Jesteś w stanie biec? — spytał mężczyzny, gdy ich dwójka już znalazła się na bezpiecznym gruncie. Wyglądało na to, że nie zamierzał czekać na odpowiedź, bo był czy nie był w stanie – kolejny powód do ucieczki zbliżał się do nich bardzo ciężkimi krokami. — Spierdalamy stąd — polecił, ruszając naprzód. Woda na początku jedynie chlupotała pod podeszwami butów, ale w zastraszającym tempie sięgnęła kostek. Wyglądało to tak, jakby każda kolejna fala sprawiała, że woda pięła się coraz wyżej, jak głodna bestia chcąca pożreć wszystko na swojej drodze.
Nagle się zatrzymał. Widok pontonu automatycznie powinien skłonić go do próby ściągnięcia na siebie uwagi, bo wszystko wskazywało na to, że zaczynał być ich ostatnią nadzieją. Tymczasem stał, jak wryty, wpatrując się w ten jeden punkt.
— No kurwa nie wierzę — wymruczał pod nosem, czując jak wzbierają w nim sprzeczne emocje. Trudno było jednak przeoczyć widok kurczowo zaciśniętych pięści, gdy w parze z powracającą wściekłością – Zabij – nie był w stanie uwierzyć własnym oczom, a teraz też własnej głowie, która była przekonana, że Sakuya był trupem od co najmniej kilkunastu minut. Czy to możliwe, że wrócił tak szybko? Może wcale go nie zabił? Ta myśl przynosiła jednocześnie ulgę i nie, bo widok broni w rękach sprawiał, że zaczynał żałować, że go nie dobił. Wciąż jednak nie potrafił pozbyć się wrażenia, że coś tu ewidentnie nie grało. Młodszy Yakushimaru na pontonie wyglądał inaczej od tego, którego zastał w szkole. A mimo tego, gdy przyszło co do czego, usłyszał własny głos, który docierał do niego, jak zza cienkiej ściany: — Uważajcie. Ten skurwiel rozstrzelał pół szkoły.
Na pewno?
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Shogo Tomomi, Shiba Ookami, Satō Kisara and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Warui pół chwili później brodził już po kostki w wodzie innego pomieszczenia. Omiatał wnętrze spojrzeniem tylko pobieżnie, ale zwłok wbrew wszystkiemu niełatwo było skryć. Sam dobrze o tym wiedział; Hasegawa zresztą też i być może to było powodem, dla którego posłał go na misję sondującą. Opierając palce o drzwi szafki szarpnął jeszcze, zaglądając do środka. Prócz paru spuchłych od wilgoci kartonów upchniętych pod pustymi wieszakami nie było tam niczego wartego uwagi.
- Czysto - zakomunikował, otrzepując dłonie z niewidzialnego pyłu. Nerwowy odruch świadczył o opadającym poziomie adrenaliny. Jak wcześniej był bombardowany natłokiem myśli, teraz wszystkie obawy skraplały się i spływały po nim prosto w mętną ciecz. Pozostawało lekkie otępienie, podsycane jedynie denerwującą pulsacją. Chyba właśnie kac popchnął go w kierunku zgrzewki butelek z wodą, z której wyłuskał jedną, aby pociągnąć haust.
Nie zdążył dobrze przełknąć, jak oczy, aż do teraz bezcelowo krążące wzdłuż szyby witryny, nagle rozwarły się szerzej. Kaszlnął w nadgarstek, krztusząc się tylko pół sekundy, nim nie ulokował całej koncentracji w Jiro.
- Już wiem gdzie jesteśmy. - Hasegawa również musiał wiedzieć skoro bezproblemowo dotarł do wyznaczonego przez siebie celu, ale Shin'ya najwidoczniej potrzebował poczuć się tak samo pewnie w kwestii nawigacji. Przedzierając się przez gęstą, brudną wodę dotarł bliżej towarzysza, po drodze ściągając sekator z półki; podświadomie wolał mieć przy sobie coś, co mogło posłużyć za broń. Niósł więc w jednej dłoni narzędzie tortur każdego krzewu, w drugiej chlupotała mineralna w plastikowej butelce. Jej niezamkniętą szyjką wskazał okno, ulewając kilka nieskażonych kropel. - Płynąc na prawo dotarlibyśmy do centrum handlowego. - Kataklizm był stosunkowo świeżym problemem, ale Shin dopiero w tej sekundzie zdał sobie sprawę, że nie znał skali kataklizmu. Zalało wyłącznie część Karafuruny i Nanashi? Ale jeżeli potop przemknął ulicami dzielnicy, w której mieszkał, i zagnał go aż do slumsów, to gdzie miał swoje źródło? Musiał przepłynąć przez centrum z Haiiro, być może sięgnął też Asakury. Dobrze byłoby się dostać do rezydencji Minamoto. Dalej nie wiedział w jakiej sytuacji znajduje się Seiwa, ale nawet chcąc go odnaleźć jak najprędzej, wydawało się całkiem rozsądnym, aby zaopatrzyć się w coś więcej niż pordzewiały sekator i pół litra wody. - Z drugiej strony pewnie cała hołota skieruje się właśnie tam.
Seiwa-Genji Enma, Hecate Black, Hasegawa Jirō, Shogo Tomomi, Yakushimaru Seiya, Itou Alaesha and Yakushimaru Sanari szaleją za tym postem.
— Nazwę cię... — zamyśliła się na moment, obserwując każdą zmianę w barwie sierści kudłatego towarzysza. — Corvus. Kiedyś urośniesz duży i silny, nikt cię więcej nie skrzywdzi, obiecuję.
Nadawanie imienia psu napotkanego w tak absurdalnym scenariuszu prawdopodobnie mijało się z jakimkolwiek celem, ale nie chciała o tym myśleć. Zamiast tego wyprostowała plecy, powracając do swoich ludzkich towarzyszy, cały czas z psim towarzyszem u boku. Brakowało jej Stolasa, wskazałby jej właściwą drogą, tak, jak zawsze to robił.
— Nie mam żadnych obiekcji — wtrąciła tylko, gdy tamtych dwoje decydowało o kierunku dalszej podróży. Zmrużone ślepia wiedźmy nie wypatrywały niczego konkretnego, za główny punkt obserwacji obierając kosmate uszy wiernego przyjaciela. Raz czy dwa upewniła się, że ognik wciąż tkwił na teraz okrytym ciepłym odzieniem ramieniu przy okazji kilka razy zerkając ku cienistym kotom Jiro. W końcu wyciągnęła dłoń również ku nim, oferując darmowe głaski.
| Kostka 95 - 20 = 75 - sukces
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Hasegawa Jirō, Vance Whitelaw, Shogo Tomomi, Satō Kisara and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
– Ładna kokardka, jak na prezencie – skomentował nieujarzmione farfocle odstające z supła, który najpewniej miał utrzymać bandaż na swoim miejscu.
Brak profesjonalizmu u rudego sprawił, że yurei nie musiał obawiać się, że znowu zostanie posłany na tamten świat, tym razem przy pomocy jakiegoś podejrzanego sprzętu z apteczki. Zwykły opatrunek nie wyzwalał zagrożenia w postaci jego alergii.
Starał się skupić na oderwaniu od siebie demonicznej cebulki, która zanosząc się wniebogłosy, najwyraźniej musiała wpełznąć mu do kieszeni, choć był pewny, że porzucił ją przed kwiaciarnią. W tle nadal wyłapywał odgłosy przeszukiwania zaplecza, choć gdy trzasnęły drzwiczki od szafki zbladł odrobinę, święcie przekonany, że Warui upchnął w niej ewentualne zwłoki.
– Przestań się mazać – warknął do płaczącej cebulki i odstawił ją na ladę, tuż obok apteczki, której zawartość ostrożnie zaczął przetrząsać – Zmężniej, zapuść szczypior jak lew grzywę.
Przywołał do siebie powracającego dzieciaka, nie komentując jego najnowszego olśnienia, gryząc się boleśnie w język, by nie spytać go, czy zorientował się już, że są w kwiaciarni. Przytrzymał podbródek ich nowego nawigatora, by umożliwić sobie w miarę równe naklejenie mu na ranę opatrunku. Dla pewności jeszcze poklepał go dłonią po policzku żeby plaster mocniej przyległ do skóry.
– Zaszyjmy się gdzieś, poczekajmy aż ludzie ograbią centrum handlowe i wtedy ich pozabijajmy, kiedy będą osłabieni walką między sobą i sami przyniosą nam pod nos najlepsze kąski – powiedział, pakując do apteczki wszystkie rozrzucone rzeczy i zabierając ją razem z bronią i kocykiem jako swoje najnowsze zdobycze, zadziwiająco szybko przechodząc nad kataklizmem do porządku dziennego, odpalając w sobie tryb karalucha, którego jedynym zadaniem było teraz przetrwać, nieważne co działo się dookoła.
Wychodząc z kwiaciarni zauważył resztę ferajny siedzącą już w łódce, gotowych do drogi, rozwalonych wygodnie w ich wannie, zajmujących najlepsze miejsca. Brew drgnęła mu w nerwowym tiku. Kocim duszkom brakowało już tylko plecaczków na wielką wyprawę. Oblazły jego medium jak ślimaki.
– Kto pierwszy w łodzi, ten wiosłuje. Ja nie mogę, jestem ranny. Ledwo chodzę... – obraził się, opierając się gwałtownie o rudego, porzucając jednak pomysł teatralnego mdlenia; każdy z nich miał zajęte dłonie, a nie chciał wylądować niespodziewanie w wodzie – Poza tym, do kurwy nędzy, jestem kapitanem. Nie będę wiosłować.
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma, Satō Kisara, Yakushimaru Seiya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.