Wąska klatka schodowa i dwadzieścia par wspinających się na przemian schodów prowadzą na dach jednego z najwyższych budynków w mieście. Oficjalnie punkt widokowy funkcjonuje wyłącznie od wczesnych godzin porannych do zmierzchu i można wtedy zaoszczędzić sobie trudu korzystając za niewielką opłatą z szybkiej windy, lecz po godzinach wrota prowadzące na odpowiednie schody nie są wcale zamknięte. Sam dach jest odpowiednio zabezpieczony, choć w historii wieżowca są już odnotowane niechlubne, samobójcze skoki z jego szczytu. Aby spaść trzeba się jednak o to postarać, bo w innym wypadku pechowców wyłapią rozłożone dookoła sieci. Widok z tego miejsca zapiera dech w piersiach, szczególnie po zmroku, a kiedy w mieście mają odbyć się pokazy fajerwerków, miejsce oblegane jest przez otoczone aurą zauroczenia pary, które piknikują na betonie oglądając panoramę zza barierek.
TW: Autoagresja.
Zatrzymał się przy osiatkowanej barierce, przyglądając się z jednoczesnym zainteresowaniem i pogardą jej zabezpieczeniom. Ochrona przed samobójcami, parsknął w myślach. Metalowa konstrukcja drżała na wczesnojesiennym wietrze, wystarczyło ją tylko pchnąć, nieco mocniej niż pcha się drzwi na klatkę schodową. Gdyby tylko był nieco bardziej materialny, zrobiłby to, wyrwałby cienką siatkę i rzucił w dół. To przecież takie łatwe - i wcale nie było aż tak bardzo bolesne, jak próbowano wmówić żyjącym - raz już umarł. Mógłby umrzeć kolejny. I jeszcze jeden.
Lecz Irze wcale nie chodziło o pozbawianie się życia, a o ukaranie samego siebie. O przeniesienie na swoje ciało drzemiącej w nim agresji, bo tylko rozrywając się na strzępy mógłby znaleźć ukojenie na swojej duszy, bo skupiając się na szkarłacie spływającym po bladych przedramionach i gasząc papierosa na jasnej skórze, mógł na moment zapomnieć o bólu szarpiącym duszę, niewidocznych ostrzach przeszywających na wskroś serce. Jęk, jaki towarzyszył mu gdy rozżarzona końcówka papierosa spotykała się z ciałem, nawet stłumiony był w stanie zagłuszyć głosy w głosie.
Tych z kolei było coraz więcej i stawały się coraz bardziej natarczywe, aż w końcu zaprowadziły Samuru na dach, gdzie po raz pierwszy składał pocałunek na ustach swej miłości - nie pierwszej, lecz ostatniej, tej, która była przy nim, gdy wszyscy inni się odwrócili. Ale i ona wkrótce opuściła Irę, tak jak wszyscy po kolei w jego życiu.
Mógł tylko wpatrywać się w panoramę miasta tętniącego życiem, podczas gdy chude ramiona raz po raz unosiły się i opadały w cichych westchnieniach. Tylko tyle mu pozostało.
Nie czuł nawet wiatru we włosach.
@Ishida Hikaru
Stojąc na dachu nie czuł absolutnie nic. Patrząc przed siebie był w stanie dostrzec kakofonię najróżniejszych barw, a widok rzeczywiście był piękny, chociaż pewnie nie mógł się równać z tym, co widziano tutaj za dnia. Nie przyszedł tutaj jednak by podziwiać widoki. Wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza paczkę mentolowych papierosów, z których jednego wsadził sobie między wargi i odpalił, zaciągając się duszącym dymem. Jego usta szybko wypełnił smak mięty, który w połączeniu z dymem przywołał do oczu mężczyzny łzy. Przetarł twarz rękawem płaszcza, zaciskając zęby na papierosowym filtrze.
Niechętnie zbliżył się do barierki. Wyciągnął palec i popchnął metalową konstrukcję, która skrzypnęła z dźwiękiem, jakby zaraz miała się poddać temu delikatnemu pchnięciu. Ishida wykonał krok do tyłu i usiadł na pobliskiej ławce. Cały czas spoglądał przed siebie, wiedząc doskonale, że terapię szokową najlepiej jest sobie dawkować z umiarem. Nie przepadał za adrenaliną.
Wiedział, że nie był tu sam, jednak nie chciał dawać po sobie poznać, że świadomy jest czyjejś obecności. Sześć ostatnich lat nauczyło go nie ściągać na siebie uwagi niektórych bytów.
@Kiyama Ira Samuru
Bywały jednak takie dni, gdy zdawało mu się, że ktoś zawiesza na nim pełne współczucia — uczucia, którego nader wszystko nie mógł znieść — spojrzenie. Gdy na krótki moment kiełkowała w nim nadzieja, że być może istnieje ktoś, dla kogo nie jest niewidoczny. Lecz gdy próbował podążyć za osobą, z którą, jak mniemał, udało mu się skrzyżować wzrok, jej pociąg odjeżdżał, zamykały się za nią drzwi windy, rozpraszała się w napierającym zewsząd tłumie.
Niektórzy są skazani na samotność.
Nie zwracał uwagi na przybysza do momentu, gdy ten podszedł do barierki oddzielającej ich od przepaści i sprawdził wytrzymałość konstrukcji, zupełnie tak, jakby czytał Irze w myślach. Nieznajomy nie zamierzał jednak posunąć się dalej i oddalił się od siatki równie szybko, jak znalazł się przy niej. Odwrócił się i spojrzał w ślad za mężczyzną w płaszczu.
— Nie czujesz czasem potrzeby, by rozłożyć skrzydła? — zapytał, a zaraz potem gorzki uśmiech wykwitł na jego twarzy — Zresztą... nieważne, przecież i tak mnie nie słyszysz.
Podszedł do młodzieńca z rękami wsuniętymi w kieszenie kurtki i pochylił się nad nim, dokładnie lustrując jego twarz.
— Co tutaj robisz, hę? — rzucił, gdy ich oczy znalazły się na podobnej wysokości — Czekasz na dziewczynę? Chłopaka? Dilera?
@Ishida Hikaru
Był przyzwyczajony do spojrzeń. Nie wtapiał się w tłum, kolorowe włosy zawsze go wyróżniały z szarego tłumu. Nigdy mu to nie przeszkadzało, dzięki temu od zawsze pozyskiwał klientów. Odkąd jednak obudziła się w nim zdolność zaglądania za zasłonę, która oddzielała żywych i umarłych, wzrok stawał się niepewny. Nie zawsze mógł jasno stwierdzić, z kim miał do czynienia. Teraz jednak był tutaj sam z nieżyjącym nieznajomym. Nie chciał się angażować. Ignorowanie przychodziło mu zawsze z łatwością i łatwość tą miał zamiar wykorzystać. Palił więc papierosa, rozkoszując się widokiem i rozważał powolny powrót do mieszkania.
Nie było mu to jednak dane.
Westchnął, słysząc męski głos. Zastanawiał się, jak to jest, że duchy zawsze rozmawiają i odzywają się do niego, a on nie jest w stanie ich tak całkowicie ignorować… albo przynajmniej udawać, że to robi. To nie powinno być przecież takie trudne, niemniej jednak zawsze wydaje mu się, że nie wychodzi mu to naturalnie. Wydmuchał dym papierosowy i powoli spojrzał na nieznajomego.
– Dopalam papierosa – spojrzał na mężczyznę, gasząc papierosa na drewnianym siedzeniu ławki i przerzucając go przez ramie nieznajomego tak, aby papieros przeleciał przez barierkę. Niestety pet odbił się od metalowej konstrukcji i wylądował na dachu. Jak widać barierki sprawdzały się w swojej roli i nie pozwalały by cokolwiek przez nie przeleciało. – A ty? – zapytał od niechcenia. Ciekawość zawsze była jego słabą stroną.
@Kiyama Ira Samuru
Podobno prawdziwą wartość rzeczy docenia się dopiero po ich stracie. Więc Samuru doceniał życie, które wcześniej traktował w sposób lekkomyślny.
Ale to nic już nie zmieni.
Zresztą, to nie pragnienie ponownego zaznania ziemskich przyjemności i trosk sprawiało, że wciąż tkwił w tym miejscu. Miał do wykonania misję, obietnicę złożoną matce na łożu śmierci. Miał uratować Jino, jego małą Jino, przed macochą-tyranką i nieobecnym ojcem, dającym ciche przyzwolenie na traktowanie dziewczyny w ten sposób. Tylko jak?
Nie spodziewał się, że mężczyzna mu odpowie. Zamrugał nawet kilkukrotnie i rozejrzał się po punkcie widokowym, w pierwszej chwili przekonany, że zwracał się do kogoś innego. Albo że rozmawiał przez telefon, ale w jego rękach nie było ani urządzenia, ani słuchawek w uszach. Może mu się tylko zdawało? Może osiągnął już ten poziom delirium?
Ponownie pochylił się nad nieznajomym i spojrzał w jego oczy, w których zobaczył własne odbicie; żałosnej istoty o trupiobladym obliczu, z błękitem sińców pod oczami. Cofnął się o krok, niezrażony noedopałkiem, który przeleciał mu przez ramię. Bardziej zaaferowany był tym, że po raz pierwszy od śmierci miał szansę z kimś porozmawiać.
– A ja... – zaczął niepewnie, przyglądając się nieznajomemu z nielomfortową natarczywością – Potrzebuję ciała.
@Ishida Hikaru
Pomimo tego, że umarł, nie docierało do niego to, że życie było kruche i ulotne. Nawet teraz, gdy przed oczyma miał ducha informacja ta nie była w stanie rozruszać jego umysłu, pozwalając mu dojść do wniosku, że życie należało traktować jak największy skarb.
Przyjrzał się nieznajomemu. Nie wyglądał najkorzystniej, chociaż z pewnością za życia był przystojnym mężczyzną. Nie przypominał mu nikogo specjalnego, co z resztą nie było niczym dziwnym. Hikaru nie przykładał specjalnej uwagi osobom, z którym nie musiał wchodzić w jakiekolwiek relacje. Brązowowłosy wyglądał jak wiele osób, które Hikaru widział w swojej przeszłości. Narkomani nie byli rzadkim widokiem na ulicach Nanashi – bladzi z podkrążonymi oczyma. Niektórzy często zaciskali jeszcze w swoich skostniałych i pozbawionych życia palcach strzykawki albo torebeczki z białym proszkiem, którego czternastoletni wtedy Ishida bał się wyciągać.
– Swojego ciała, czy nowego? – zapytał, chcąc się upewnić. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, co duchy mogą chcieć i czego potrzebują, by przejść na drugą stronę. Z tego co było mu wiadome, niektóre dusze pozostawały na ziemi, pozbawione spokoju życia grobowego. – Niestety nie wiem, czy będę w stanie ci pomóc – skłamał, a na usta wkradł mu się lekki, łobuzerski uśmiech. Nie chciał prowokować ducha. Była to jednak gra, na której chciał coś ugrać.
@Kiyama Ira Samuru
Niejednokrotnie jego na jego knykciach wykwitały szkarłatne wybroczyny, gdy jego pięść kolejny raz spotkała się z cudzą twarzą lub zrobiła dziurę w ścianie. Nie miał swojej ulubionej gitary, bo żadnej nie był w stanie zatrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Podobnie z relacjami z ludźmi - związek trwający pół roku to absolutne maksimum, jakie udało mu się osiągnąć. Zespół? Trwali przy nim ze względu na pieniądze z koncertów, kiedy więc wszystko zaczęło się sypać, a Ira był zbyt naćpany, by mógł wystąpić przed publicznością, zaczęli jeden po drugim go opuszczać.
Zdecydowanie nie był osobą, która zasługiwała na drugą szansę. Potrzebował jej jednak - nie dla siebie, a dla kruchej istoty, którą obiecał chronić. I obiecywał sobie, że jeżeli tylko się uda, jeżeli tylko dane będzie mu przeżyć swoje życie jeszcze raz i ochronić Jino, to weźmie się w garść, znajdzie normalną pracę, zabierze ją z domu rodzinnego i zamieszka z nią w normalnej dzielnicy, bez pokus dawnych nawyków i ludzi, którzy wciągali go na dno.
Czasem fantazjował o tym, jak wówczas wyglądałoby ich życie. Przygotowywanie dla Jino bento do szkoły (nauczyłby się dla niej gotować, może nawet odłożył trochę na ryżowar, żeby kolejny raz nie przypalić ryżu?), a później pomaganie jej przy lekcjach (wbrew pozorom nie był przecież głupi, przez jakiś czas był nawet prymusem) i celebrowanie każdej chwili razem. Być może wróciłby do koncertowania, ale tylko w okolicy i w miejscach, gdzie nikt nie będzie próbował mu wcisnąć dragów. Przynajmniej nie tak łatwo.
— Nowego, własnego... To ma jakieś znaczenie? — wymamrotał wciąż nieco oszołomiony faktem, że ktoś go zauważał — Chcę tylko wrócić do materialnej postaci. Mogę być nawet emerytką ze sztucznym biodrem, nie zależy mi na tym.
Ramiona uniosły się i opadły bezwiednie w bezgłośnym westchnieniu. Dostrzegł jego uśmiech i domyślił się, że nieznajomy niekoniecznie mówi prawdę, że próbuje go przetestować, sprawdzić, gdzie leżą jego granice.
Te jednak było bardzo łatwo przekroczyć.
— Ależ oczywiście, że możesz mi pomóc — pochylił się nad nim z szelmowskim uśmiechem — Musisz tylko uprowadzić nastolatkę. No dajesz, nic złego się nie stanie.
@Ishida Hikaru
– Dla mnie ma znaczenie – uśmiechnąłem się z faktu, że tylko ja mogłem domyślić się o co mogło chodzić. W końcu sam handlowałem swoim ciałem. Nie sądziłem jednak, żeby jakikolwiek duch mógł zrobić z tego użytek. Oczywiście doskonale rozumiałem, o co chodziło nieznajomemu. Kontrakty nie były mi obce, a przynajmniej ich pojęcie, bo doświadczenia nie miałem zbyt wielkiego.
– To tak nie działa – prychnąłem, wywracając oczami, jakby to była informacja, którą każdy powinien znać i rozumieć. – Ciała nie można sobie wybrać – powiedziałem. Sam jednak nie byłem do końca pewny, jak to wszystko wyglądało. Zastanowiłem się nad tym chwilę…
– Czy ja ci wyglądam na osobę, która potrzebuje kogokolwiek uprowadzać? – zaśmiałem się. Porywanie kogokolwiek, a tym bardziej nastolatki, nie wchodziło w grę. Miałem obecnie wszystko, czego potrzebowałem i nie miałem zamiaru robić nic, co mogłoby mi to odebrać. – Czego ty w ogóle chcesz? Coś musi cię tu trzymać, skoro nie jesteś po drugiej stronie – zapytałem, krzyżując ręce na piersi.
@Kiyama Ira Samuru
Sam Ira do niedawna sądził, że nikogo nie potrzebuje, że poradzi sobie świetnie bez niczyjej pomocy. Zaczął więc odsuwać się od innych, reagował agresją na każdą próbę zwrócenia mu uwagi, że może powinien przystopować z ilością przyjmowanej trucizny, był uparty i opryskliwi. A później, gdy zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie, że potrzebuje kogoś, kto wyrwie z jego ręki strzykawkę, zamknie w pokoju bez klamek i zmusi do terapii, nie było już przy nim nikogo.
Przecież wcale nie chciał umierać. Przecież w ostatnich chwilach walczył o każdy oddech, dopóki nie zapadła ciemność.
— Nigdy nie lubiłem mojego ciała. Było takie... nijakie — odparł lekko, choć zapewne kobiety, które spotykał na swojej drodze, miały zgoła inne wrażenie. Słyszał przecież wielokrotnie komplementy na temat swojego wzrostu i dużych dłoni, umięśnionych ramion i brzucha (pod koniec życia stał się bardziej wiotki), tatuaży i kolczyków, zielonych oczu i prostego nosa, szerokich ust i linii szczęki. Ira natomiast nie przepadał za widokiem faceta w lustrze.
Wydawał się taki wybrakowany.
— Szczerze? — rzucił bez większego przekonania. Nie spodziewał się bowiem, aby nieznajomy przejmował się jego opinią, zwłaszcza wygłaszaną w stanie narastającego gniewu — Nie. Wyglądasz na takiego, co byłby w stanie obciągnąć dzianemu oblechowi za garnitur od Armaniego. Pizduś plastuś jesteś i tyle.
To nie tak, że sam był w jakiś sposób lepszy od niego, ale... to, co działo się z dilerem w 2031 pozostaje sprawą pomiędzy nimi. Poza tym raz się nie liczy, a po trzech kasuje.
Zamierzał odwrócić się na pięcie odejść - jedną z przywar Iry było wszak szybkie poddawanie się, gdy sprawy nie szły po jego myśli - lecz pytanie, jakie padło ust mężczyzny kompletnie wytrąciło go z kruchej równowagi. Doskoczył do niego z gwałtownością podobną dzikiemu zwierzęciu polującemu na swą zdobycz i w pierwszym odruchu zapragnął chwycić go za poły płaszcza. Zapomniał jednak, że nie jest już człowiekiem, a jedynie mglistą wizją osoby, która niegdyś stąpała po ziemi, nim na dobre spoczęła dwa metry pod nią. Ręce Samuru więc na wskroś przeszyły obce ciało na wysokości obojczyków.
— Kurwa — mruknął pod nosem, cofając się o kilka kroków do tyłu. Usiadł po turecku na zimnym betonie, wbijając spojrzenie w mężczyznę. — Nie zdążyłem dotrzymać pewnej obietnicy — wyjawił w końcu, bez wchodzenia w szczegóły.
@Ishida Hikaru