Wąska klatka schodowa i dwadzieścia par wspinających się na przemian schodów prowadzą na dach jednego z najwyższych budynków w mieście. Oficjalnie punkt widokowy funkcjonuje wyłącznie od wczesnych godzin porannych do zmierzchu i można wtedy zaoszczędzić sobie trudu korzystając za niewielką opłatą z szybkiej windy, lecz po godzinach wrota prowadzące na odpowiednie schody nie są wcale zamknięte. Sam dach jest odpowiednio zabezpieczony, choć w historii wieżowca są już odnotowane niechlubne, samobójcze skoki z jego szczytu. Aby spaść trzeba się jednak o to postarać, bo w innym wypadku pechowców wyłapią rozłożone dookoła sieci. Widok z tego miejsca zapiera dech w piersiach, szczególnie po zmroku, a kiedy w mieście mają odbyć się pokazy fajerwerków, miejsce oblegane jest przez otoczone aurą zauroczenia pary, które piknikują na betonie oglądając panoramę zza barierek.
Na dźwięk własnego imienia, poruszyła dłonią, jakby chciała ją unieść, ale zatrzymała się, niepewnie oczekując - czego właściwie? Carei doskonale wiedziała, że odkąd wróciła do Fukkatsu, przeszłość przewijała się wokół, wracając urwane wspomnienia, jak fragmenty rozsypanego witrażu. Ten w kolorach słonecznej żółci, podpisany był imieniem Alaesha. I chociaż tęsknota dawno temu, wierciła się niecierpliwie, przepaść, w której tonęła przez kilka lat, zdawała się wyssać światło ze szkiełek. W pryzmacie zdarzeń, witraż jawił się niby mętne, spękane i przybrudzone błotem lustro. A wystarczyło kilka ciepłych wyrazów i ramiona, które przygarnęły ją do siebie, by brzydkie widmo rozsypało się. A spięte od nagłego dotyku ciało, spięte niby smyczkowa struna, rozluźniło się. Pozwoliła skroni opaść niżej, opierając o kobiecy bok z niemożliwym do pomylenia rozczuleniem. Nie miała pojęcia, że tak czysta życzliwość i radość z obecności, może tak prędko przełamać dystans, który spodziewała się oferować początkowo.
Ledwie poruszyła wargami, ale zamiast tego przymknęła powieki, wdychając znajomą woń, nie przejmując się nawet, że kolejne, rzucone w przestrzeń pytania, nie znalazły na jej wargach odpowiedzi. W jakiś sposób, czuła się usprawiedliwiona, jakby prawda, przenikała przez skórę i objecie, w który znalazła się Ejiri. Z westchnieniem i powolnym kiwnięciem, przyjęła chłód, gdy drobne wydawałoby się ramiona, puściły ją wolno, płynnie, przechodząc w stronę malującego się na płótnie krajobrazu, pełnego barw i połączeń, które rzadko kiedy można było spotkać, nie tylko wśród artystów.
- Z przyjemnością z Tobą pójdę i zobaczę pracownię - odsunęła się ledwie o krok, obserwując kobietę, jak zbiera rzeczy. Na wargach błąkał się delikatny, ale mający swoje odbicie w źrenicach - uśmiech - Od południa mam zajęcia na uczelni, ale są w centrum, więc... jeśli nie masz innych planów... - zaczęła tłumaczenia, po czym urwała i pokręciła głową. Splotła dłonie za sobą i pochyliła się - Miło mi będzie wypić z Tobą kawę - zakończyła raźniej, lżej stawiając wyrazy, jakby pozbyła się niepotrzebnego z nich balastu.
- Daleko stąd mieszkasz? - zapytała, prostując się i ruszając w stronę szczytu schodów, które miały pokonać w dół - i widzę wciąż wolisz malować rano - nie pytała, stwierdziła raczej, przypominając sobie czasem, o jakich porach wyznaczała jej godziny ich artystycznych zajęć. I zrezygnowała z oficjalnego tonu, który próbowała przemycić pierwotnie. Już dawniej przeszły na "ty", w jakiejś naturalnej lekkości odnajdując w tym przyjemność. Pamiętała ją. Nigdy nie oceniała. I pociągała natchnieniem, niby skowronkowym śpiewem.
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Niemniej jej szybkie przemyślenia, a raczej odczucia, nie zmieniały ogromnej radości na widok Ejiri. Jak jej się zdawało — odwzajemnionej. W momencie, gdy Eji powiedziała, że chętnie napije się z nią kawy, promyk słońca wpadł na dotychczas zacienione miejsce, w którym stała. Słońce pięknie zagrało w jej włosach i oczach, wydobywając głębię kolorów. Kolejna myśl przemknęła jej przez głowę, że co by się nie wydarzyło, jest idealna taka, jaka jest.
— Ach, jakie piękne światło! W zasadzie jesteśmy tutaj zupełnie same, co jest dosyć niezwykłe. Nie musimy się aż tak spieszyć. Do pracowni podjedziemy samochodem i na uczelnię też mogę Cię odwieźć. I tak miałam w planach załatwić kilka rzeczy w centrum. Chodź, pozachwycajmy się jeszcze chwilę widokiem. — Ejiri kiwnęła z zadowoleniem głową i podeszła z Alaeshą bliżej barierek. Chwilę patrzyły na budzące się miasto, grzejąc swoje twarze w coraz cieplejszym słońcu.
— Co z tego widoku podoba Ci się najbardziej? Co byś przelała na papier? — Rzuciła, stwierdzając w duchu, że ich wspólnym językiem od zawsze była sztuka.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya and Shogo Tomomi szaleją za tym postem.
Przesunęła wzrokiem po linii barierek, podążając za kreską światła, która przesunęła się wzdłuż, by opaść na ziemię,doganiając dwie, stojące obok siebie kobiece sylwetki. Carei zatrzymała krok i pomysł, by ruszyć w stronę schodów - Najwięcej gości pojawia się tu wieczorami - potwierdziła, pochylając się lekko do przodu, jakby chciała wyjrzeć zza ramienia dawnej mentorki. Biel sukienki zafalowała przy poruszeniu, łamiąc i światło, które prześlizgnęło się przez całą długość materiału - och, będę wdzięczna! Do tej pory jeszcze nie nauczyłam się prowadzić. Wiem, że powinnam - zaśmiała się cicho - też myślałam tu rysować - wysunęła szkicownik i zatknięty za kartki, grafitowy rysik - czasem można tu zobaczyć bardzo ciekawych... gości - zakończyła bardziej niewyraźnie, bo nawet, jeśli miała na myśli duchy, nie miała pojęcia,co mogła o tym myśleć i czy w ogóle wiedziała o ich istnieniu Alaesha.
Bez zastanowiła, podążyła bliżej barierek,wspierając dłonie, na malowanym metalu, śledząc jak poranek, błyszczy coraz wyraźniej,opadając na roztaczające się miasto, niby szemrzące wiatrem skrzydło, gotowe do lotu. Zamyślenie utknęło jednak na pytaniu, które dostała tuż obok. Uwaga, niemal bezbłędnie, odnalazła wzrok towarzyszki. Właściwie po raz pierwszy,na dłużej i bez nieśmiałości, krzyżując spojrzenie z tym drugim. Artsytyczna natura, jak czar, wlewał w Carei pewność, czasem nawet bezwstydność, którą zapierała na prawdzie zawsze wtedy, gdy to talent był istotą rozmowy.
- Ty - uśmiech różowych warg rozciągnął się jasno - namalowałabym Ciebie - doprecyzowała, mrużąc w końcu powieki, by z westchnieniem wrócić wzrok do roztaczanego widoku - nic się nie zmieniło od tamtego czasu.To ludzie i ich twarze najbardziej pociągały moje natchnienie- pochyliła się, by wysunąć ręce dalej, a samej oprzeć się podbródkiem o wierzch przedramion - to piękno mnie w nich pociąga, to co w sobie niosą, chociaż większość nie zdaje sobie z tego sprawy i doszukuje się drugiego dna - westchnęła przez nos, podnosząc się znowu, by zaprzeć się biodrem o barierki,a ramiona wyciągnąć, gdy wiatr dmuchnął mocniej, niosąc w ich stronę kilka, porwanych liści, coś na kształt rozmarzonego wyrazu, zwartego na rozchylonych wargach, przemykając przez czarne ślepia, mówiło - jak wiele mówiła z serca - To wszystko jest piękne... ale w ludziach chyba widzę więcej. A może, próbuję uchwycić po prostu kształt życia - opadła na pięty,odchylając się już do właściwej pozycji - a Ty? - obróciła głowę, by móc zerknąć na czarnowłosą. Nie z każdym mogła rozmawiać o sprawach artyzmu tak otwarcie. Nawet na uczelni, wiele rzeczy było zamknięte w ramy, których przekraczanie nie było dobrze widziane.
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Z przyjemnością Cię odwiozę! – Ala uśmiechnęła się słodko, jednak po chwili jej mina spoważniała.
- Wiesz, że nie musisz przepraszać za to, że żyjesz? To znaczy, że żyjesz, jak Ci pasuje. Nie musisz robić prawka. Tak naprawdę nic nie musisz, możesz tylko chcieć. – Powstrzymała się od dalszego mówienia, obiecywała sobie, że nie będzie udzielała ludziom zbyt wielu rad. No, przynajmniej póki o to nie poproszą.
Spojrzała ponownie przed siebie, upajając się cudownym widokiem. Liście szumiały od lekkich powiewów wiatru, po niebie przemykały delikatne obłoki, a w oddali było słychać świergotliwe ptaki. Nie zwracała uwagi na budynki ani inne ludzkie elementy krajobrazu. Liczyła się tylko natura. To niewiarygodne piękno niejednokrotnie zapierało jej dech w piersiach. W takich momentach jej oczy zachodziły maluteńkimi łzami zachwytu. W zasadzie poza naturą tylko rozgwieżdżone nocne niebo wpływało na nią w ten sposób jeszcze intensywniej. Jednak nie była tutaj sama. Czas najwyższy, żeby przynajmniej częściowo, wróciła do rzeczywistości i rozmowy.
- Mówisz, że można tutaj spotkać ciekawych gości… Niewątpliwie.
Alaesha zauważyła dziwną nutę w głosie Eji, gdy wspomniała o gościach na punkcie widokowym. Jasne, bywali tutaj, choć niespecjalnie zwracała na nich uwagi. Aczkolwiek akurat w to miejsce przychodzą przedziwni ludzie i… nieludzie. Mogła mieć na myśli kogokolwiek.
- Szczególnie po zmroku lepiej sobie odpuścić wędrówki na górę. Lubią się tutaj kręcić szemrane osobistości. – Temat szybko się urwał, a na pytanie o Ali o widoki, Eji zaczęła się wiercić przy barierce z nową energią.
- Mnie byś namalowała? No tak, zawsze lubiłaś portrety. W takim razie przykro mi, że jestem jedynym człowiekiem w zasięgu wzroku! – Roześmiała się i uśmiechnęła filuternie.
- Ach, zazdroszczę Ci wiary w ludzi. Ja już dawno ją straciłam. Aczkolwiek, to cudowne, że tak myślisz. Też kiedyś kochałam ludzi. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo już nie jestem w stanie przypomnieć sobie tego uczucia. Goniłam w moim życiu za wieloma osobami i nikt mnie nie uszczęśliwił. Wręcz przeciwnie. Poczułam spokój, dopiero gdy zrozumiałam, że tylko ja mogę się uszczęśliwić. Choć to też „nie dało” mi szczęścia. Wydaje mi się, że bycie szczęśliwym jest ciągłą pracą i siłą do wybierania raz za razem swojej ścieżki. Kto wie, czy życie ma jakikolwiek określony kształt, czy nie jest jak glina, którą codziennie należy formować. Niemniej, między innymi, dlatego tak kocham naturę: krajobrazy, zwierzęta, rośliny, pogodę, żywioły. Zawsze są szczere i prawdziwe. I szalenie piękne.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
- Dziękuję - potwierdziła lekko - zajęcia mam dziś do późnego wieczora - odbiła uśmiech, utrzymując spojrzenie na tym jaśniejszym. Drgnęła jednak z blednącym wyrazem na ustach.
- Być może nie muszę, ale mogę. Bardziej jednak zapytałabym stwórcę, jaki był cel mojej kreacji. Nie chcieć też mogę - opuszki załaskotały, nerwowym impulsem, każąc tym samym opuścić spojrzenie. Pokręciła przy tym głową, chcąc zmyć nieprzyjemne wrażenie i zmienić temat - nie słuchaj mnie. Naczytałam się ostatnio filozoficznych koncepcji na dodatkowych zajęciach - skupiła się na otoczeniu. Na poranku, ciepłym towarzystwie, na wietrze, który kręcił urwanymi płatkami w oddali.
- Nie tylko wieczorem - zaśmiała się lekko, przytykając wargi do ułożonych na barierce rąk. Przekręciła głowę, by bokiem móc spoglądać na profil czarnowłosej obok - wydawało mi się, że wieczorem pojawiają się tu najczęściej zakochane pary... - ściszyła głos - spotkałaś kogoś nieprzyjemnego? - dopytała, zgarniając przy okazji nici włosów, które na moment, zsunięte z ramienia, przysłoniły jej widok kobiety i pociągnął uwagę przed siebie, dalej, jakby tłumiąca je rzeczywistość świadomie zerwała niewygodny topik.
- Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała, że jesteś piękna - zmrużyła powieki, gdy wokół paliczków zawirował powiew uchwyconego wiatru, który chłodem odbił się od paznokci, jakby chciał tam coś namalować, a potem pomknął dalej, w dół, gdzie wzrok Carei już nie sięgał - ale może, to nie ja powinnam o tym ci mówić - odsunęła się od barierek, wciąż zaplatając na metalu drobne palce.
- Nie wiem czy wiara jest tożsama z kochaniem - westchnęła, odpychając rodzące się na nowo poruszenie serca - piękno, jest... wpisane w naturę ludzkiego istnienia. Tak jak prawda i dobro, ale to nie są pojęcia rozumiane w sposób potoczny. Tak myślę. - pochyliła się nad poręczą ponownie, wspinając lekko na palce i zadzierając brodę wyżej - Szukam ich i próbuję uchwycić na rysunkach, właśnie przez tajemnice, jakie noszą...nosimy - odwróciła się do Alaeshy - ...ale masz rację co do przyrody, natury... daje oddech. Odpocznienie, gdy się za daleko poszło - uśmiechnęła się - w ludziach też są te żywioły. Pani... Ty, kojarzyłaś mi się z powietrzem. Z wiatrem, ale to tylko moje wrażenie - jeszcze raz poruszyła się, by przekręcić tym razem w miejscu i oprzeć placami o barierkę.
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
- Lubię słuchać filozoficznych koncepcji – co innego ma nas poruszać i pchać do przodu, jak nie nasze rozmyślania i ciekawe punkty widzenia? Chętnie o nich posłucham przy tej obiecanej kawie. – Powiedziała, mrugając jednym okiem w stronę Ejiri. Jednocześnie ignorując negatywny i bolesny wydźwięk jej wypowiedzi. Z jakiego powodu miałaby nie chcieć jej słuchać? I dlaczego wątpi w swoje istnienie? Choć Alaesha nigdy nie bała się poruszać trudnych tematów, to wiedziała, że nie zawsze jest czas i miejsce, aby zadawać więcej pytań. Czasem taki ton jest przelotnym zwątpieniem, gorszym dniem, a kiedy indziej czymś większym. Jeśli tak by miało być, to zorientuje się o tym później.
Eji próbowała jeszcze pociągnąć temat osób odwiedzających wieżę widokową. Niemal jakby próbowała ją podejść, albo wycisnąć informacje. Na szczęście mocniejszy podmuch wiatru przysłonił twarz Ejiri włosami. I dobrze, bo Ala nie była pewna, czy udałoby się jej ukryć zmienione spojrzenie i rozszerzone zdziwieniem źrenice. Szanse są zbyt małe, aby i ona mogła widzieć to, co ona. A na pierwszym spotkaniu nie chce wyjść na wariatkę. Nawet nie wiedziałaby, jak to ewentualnie obrócić to w żart.
- Udam, że nie słyszałam tego. Tego, że sądzisz, że jestem piękna. – Szybko wykorzystała inny temat z rozmowy, do urwania tego niewygodnego. Jednocześnie machnęła nerwowo ręką w powietrzu. Miało być nonszalancko, jednak niezbyt jej to wyszło.
- Wiara w ludzi mówisz… Ja już jej chyba po prostu nie potrzebuję, albo już po prostu jestem takim malkontentem. Ograniczyłam się do tego, aby mieć w życiu kilka osób. Choć i te zaufane osoby potrafią się wykruszyć.
- Reszcie po prostu nie ufam. Nie dlatego, żeby wszyscy mieli być źli. Raczej dlatego, że ludzie są tak różni. Myślą i czują zazwyczaj zupełnie inaczej ode mnie. Często nie potrafią zachować się inaczej niż raniąc, bo tacy właśnie są. Może ja też taka jestem w ich oczach. Czasem czuję się tak jakbym była tylko ja vs. wszyscy inni. Przez to nie wydają mi się piękni. Są dla mnie przeciwieństwem natury i porządku. Bo przykładowo, gdy widzę tygrysa, to boję się go, ale jednocześnie widzę jego piękno. A ludzi się tylko boję. Jedynie od czasu do czasu natrafiam na osobę, która wyróżnia się spośród szarej masy. Jest ona jak lśniący promień słońca, wręcz inny gatunek…
- Wow, co za rozprawa mi wyszła. Aż się gęsto zrobiło… A więc mówisz, że kojarzę Ci się z powietrzem? A to ciekawe. Ja zawsze o sobie myślałam jako o ogniu albo o wzburzonym i ciemnym morzu. Chyba mój wewnętrzny chaos powoduje takie moje myślenie. Ale powietrze… brzmi tak spokojnie. Brzmi jak wolność. Chciałabym zobaczyć siebie Twoimi oczami. – Uśmiechnęła się lekko, jednak wciąż patrząc przed siebie.
- Co zabawne, według znaków zodiaku znanych w Europie, moim żywiołem jest ziemia. Można więc powiedzieć, że przerobiłam już chyba wszystkie żywioły! – Zamilkła na chwilę. Słońce zaczęło unosić się coraz wyżej. Jeśli Eji ma zdążyć na zajęcia, to muszą już jechać. - To co, zbieramy się do mnie?
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- Powinnyśmy jeszcze zaprosić, mojego profesora z uczelni. Ucieszyłby się - uśmiechnęła się nieśmiało, ale szczerze, bo jasność zakołysała się w źrenicach, jak płomyki świec - ale może następnym razem - dodała prawie teatralnie - ciężko go przegadać i szybko zyskałby na przewadze w dyskusjach i Twojej uwagi - kontynuowała luźniej, zupełnie jakby zapomniała o powadze wcześniejszych, być może zbyt śpiesznie dodanego wyznania. Myśli w końcu, plątać się potrafiły jak rozjuszone pszczoły, gdy niesforna dłoń trąciła ul. Łatwiej było przeskoczyć w rejony, które - po tak długiej rozłące, mogły pomóc im wrócić do siebie. Samą myślą, karmiła nadzieję. Brakowało jej obecności, która w ten przewrotny sposób, rozumiała wyrywające nagle natchnienie, każące sięgnąć po rysik, dopingując nawet natchnienie, co ścigało się z dłonią, zbierającej na kartce szkicownika kolejne, płynne kreski.
Z westchnieniem pochyliła głowę. Nieprzyjemne wiercenie w krtanie, chciało nagle zaprzeczyć, wpłynąć zatrzymanymi słowami na czyste cięcie, kończące rozmowę o pięknie - Nie będę naciskać, ale zdania nie zmienię - mówiła wolno, odejmując spojrzenie kawowych tęczówek z twarzy starszej artystki - i myślę, że rozumiesz nawet dlaczego - zakończyła, pochylając wspartą na wierzchu dłoni twarz, by wargi zaprzeć na paliczku, zahaczając zębami o bladość skóry. W zamyśleniu, i tłumionymi słowami, których treść - tak myślała - przeleje na papier wieczorem. Znaleźć wcześniej musiała tylko, dawniej narysowany portret.
Pozostawała niemal w jednej pozycji, już wracając uwagę i spojrzenie ku mówiącej. Raz jeszcze, przypominało jej się, jak lubiła słuchać tych nieoczekiwanych wykładów, jakie otrzymywała na sesjach z artystką. I nawet, jeśli pierwotnie, nie miały tak wiele wspólnego z malarstwem, wszystko zdawało się nabierać nowego odcienia barw, blasku, który wyobrazić sobie mogła, wiedziony pędzlem Alaeshy, jak przewodnika natchnionej podroży. Nie dla każdego dostępnej.
- Ta różność właśnie... wydaje mi się tak piękna. I ujęta w profil spojrzenia, w zmarszczki pod powiekami. W uśmiech i cienie tańczące za każdym razem, gdy zmienia się ton głosu, albo kryje tajemnica - początkowo mówiła nieco odlegle, mieszcząc w głoskach wplecioną melancholię - i pewnie dlatego najpierw daję kredyt zaufania. Szansę - czasem niepotrzebnaą. Dodała w myśli, ale uśmiechnęła się blado, ale zaśmiała się, prostując ciało i stając naprzeciw czarnowłosej - widziałaś kiedyś burzę, prawda? Powietrze, które wiruje szaleńczo? Powietrze, daje życie z każdym wdechem, koi, ale potrafi wzburzyć tornado. A wolność... tak. Spróbuj zamknąć powietrze w dłoniach - poruszyła się, wysuwając bladość rąk przed siebie, w jakiejś artystycznej demonstracji. Splotła paliczki ze sobą, tworząc w nich prowizoryczną klatkę - wymkniesz się zawsze. Przynajmniej... dopóki nie zechcesz tam zostać. Im więcej przestrzeni zostawię, tym więcej miejsca... dla żywiołu - przechyliła głowę, a wraz z gestem, czarność wysuniętych pasm, umknęła na ramię. I tam zostało, wraz z ruchem samej wściekli - jeśli pozwolisz mi się namalować, to może uda mi się to przekazać - rozluźniła dłonie, wyprostowała się, opadając opuszkami na torbę, w której mieścił się szkicownik.
- Chodźmy - zgodziła się - ale prowadź - tęskniła za tym - wciąż mieszkasz w Asakurze? - pytanie padło już, gdy krążyły po schodach, pokonując odległość do auta, a potem już w aucie, zajmując się rozmową, która przypomnieć miała wiążącą na nowo przyjaźń.
@Itou Alaesha
Itou Alaesha ubóstwia ten post.
Ejiri, choć zdawałoby się, że jest po prostu wcieleniem wrażliwości i uroku, jak zwykle potrafiła zaskoczyć Alaeshę. Jej błyskotliwe odpowiedzi podsycały rozmowę niby porcja tlenu nad rozżarzonymi gałązkami. Do czasu, aż nie zgadzała się ze swoim rozmówcą. Wtedy jej upór, choć zdawał się delikatny jak pajęcza sieć, był w rzeczywistości upleciony w tak gęsty i mocny splot, że żadna muszka nie miałaby szans przelecieć obok. Nie mówiąc o tym, że cokolwiek mogłoby zaburzyć tę misterną, niby wątłą, a jednak hardą konstrukcję. Te ślepe uliczki Itou traktowała zarówno z wewnętrznym uśmiechem, jak i zdziwieniem – czas zdążył nieco zatrzeć pamięć o zawziętych potyczkach słownych dwóch dziewcząt prowadzonych na równym poziomie, pomimo sporej różnicy wieku. Jeśli Carei się z czymś nie zgadzała, a Alaeshy bardzo nie zależało na tym, by ją przekonać, to wolała z gracją przekierować rozmowę na inne tory. Zresztą, z czym miałaby się tutaj kłócić? Jeśli Eji uważa ją za jakąś wybitnie piękną, to kim ona jest, żeby z tym polemizować? Choć, gdyby miała być szczera, to wcale nie wiedziała, co dziewczyna miała na myśli, mówiąc, że Itou powinna wiedzieć, dlaczego zdania na ten temat nie zmieni.
Jej długowłosa przyjaciółka, bo w duchu tak właśnie o niej myślała, zaczęła coraz swobodniej mówić i kreślić przed swoją rozmówczynią coraz ciekawsze wizje. W tym momencie Alaesha zdała sobie sprawę, że nie tylko nie widziała Carei przez kilka lat, ale również, że nie miała okazji jej spotkać po zostaniu senkenshą. Zaczęła się jej przypatrywać i obserwowała, co niezwykłego splątane zmysły odczytają z drobnej sylwetki. Gesty Carei były niczym śpiew sikorki japońskiej, a aura ją otaczająca biała jak puch shima enaga. Była ciekawa, czy jej umysł robił jej psikusa dotyczącego porównań z tego powodu, że rozmawiały akurat o wietrze. Co ciekawe, gdy Ejiri odwróciła się przodem do swojej mentorki, ta mogła zauważyć, że spod warstwy białego puchu, gdzieś z jej wnętrza, uciekała krwistoczerwona smużka, delikatna niczym mgła.
- Bardzo podoba mi się to porównanie do wiatru. Jest takie poetyckie, a zarazem niesie ze sobą tyle siły. Pozwolę sobie zachować tę myśl na przyszłość. W zasadzie nie mam nic przeciwko temu, żebyś mnie namalowała. Chętnie na to przystanę, jeśli też mi pozwolisz stworzyć Twój portret. Bo wiesz... dla przyjemności czasem też szkicuję osoby, które lubię.
- Tak, dalej mieszkam w Asakurze. Jednak przerobiłam większość parteru na minigalerię sztuki – sama zobaczysz, jak dojedziemy na miejsce! - Mówiła do swojej towarzyszki, schodząc krętymi schodkami w dół.
@Ejiri Carei
ZAKOŃCZENIE WĄTKU
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Ziewnął szeroko, jakby zapomniał o dobrych manierach, świat przestał istnieć a wszystko dookoła niego zatrzymało się na jeden rozkaz. Albo w ogóle ich nie znał. Ostatnimi czasy miał problemy ze snem, przez co ciemne ślady pod oczami uwypukliły się jeszcze wyraźniej niż zazwyczaj. Droga ze szpitala do jego domu normalnie powinna zająć mu niecałe trzydzieści minut biorąc pod uwagę dość szybki chód, jakim każdego dnia się poruszał. Ale dzisiejszego dnia była na tyle ładna (fuj) pogoda, że Yuzuha postanowił zrobić krótką wycieczkę krajobrazową. W końcu psychiatra zalecał mu przebywanie na słońcu, na świeżym powietrzu. Zwłaszcza po tym, jak się dowiedział gdzie młody mężczyzna pracował i spędzał większość swojego dnia. Jednakże Yuzuha nie mógł nic poradzić na to, że towarzystwo nieboszczyków odpowiadała mu zdecydowanie bardziej od żywych ludzi. Trupy były milczące, emanowały spokojem. Nie pytały. Nie wyciągały dłoni, by go dotknąć. Nie szeptały po kątach i nie obdarzały go spojrzeniem pełnym oceny i pogardy.
Trupy były łatwiejsze w obsłudze aniżeli żyjące istoty.
Raikatsuji posłał ostatnie, niemal senne, spojrzenie w stronę panoramy miasta skąpanej w ciepłym świetle zachodzącego słońca zamierzając powoli kierować się w stronę schodów, by wrócić na odpowiedni szlak prowadzący w stronę miejsca, gdzie od ponad roku pracował. I mieszkał. Niestety, ale los dzisiejszego dnia ponownie zachciał sobie zadrwić z jasnowłosego, gdy na jego drodze stanął mężczyzna. Nie znał go. Zresztą, Yuzuha mało kogo znał, bo bardzo szybko zapominał totalnie randomowe twarze przyklejone do ludzi, z którymi miał styczność jedynie w przelotnym uniesieniu. Nieznajomy był wyższy, o co zresztą nie było aż tak trudno, lepiej zbudowany - i znów, żaden wyczyn, o opalonej skórze i oczach, które nienawidziły sprzeciwu. Mocno zarysowana szczęka poruszyła się, a cienkie usta wygięły w uśmiechu, kiedy złapał chłopaka za bluzę i przyciągnął bliżej siebie, racząc Yuzuhę nieświeżym oddechem.
- Dawaj portfel szczeniaku, a rozważę, żeby nie wyrzucić cie przez barierkę. - warknął złowrogo. Ale jego słowa przemknęły przez umysł Yuzuhy niewzruszenie, bo to nie była pierwsza taka sytuacja w jego życiu. To, co z kolei przykuło jego uwagę to kawałek brokuła, który utkwił pomiędzy dwójką a trójką w otworze gębowym mężczyzny. Było to na tyle niehigieniczne i denerwujące, że jasna twarz chłopaka wykrzywiła się w czystym zdegustowaniu. Zmiana w mimice nie umknęła uwadze napastnikowi, który z pewnością pogłaskałby nos Yuzu swoją pięścią, gdyby nie nagły odgłos kroków. Jak na zawołanie zarówno osiłek, jak i Raikatsuji odwrócili głowy, by spojrzeć na nowego aktora, który chcąc czy też nie - wkroczył na dzisiejszą scenę.
Yuzuha, o dziwo, pamiętał go. Pewnie dlatego, że nieznajomy (bo oczywiście jego imienia nie pamiętał), kręcił się bezczelnie dookoła jego siostry. A takich twarzy się nie zapomina.
- Ach. - wydał z siebie zaskoczenie, choć po tonacji nie można było tego wyczuć, a twarz pozostawała niewzruszona niczym spokojna tafla wody. Nagle wyciągnął dłoń w jego stronę, ale nie w geście proszącym o pomoc i ratunek, a wskazującym palcem na ciemnowłosego. Jakby go oskarżał o coś. Albo wskazywał.
- To mój kolega. On ma portfel i dużo pieniędzy. Dziś są moje urodziny i obiecał mi postawić jedzenie oraz alkohol. On ma portfel. - powiedział spokojnie, a lewy kącik lekko drgnął. Osiłek przeniósł spojrzenie z ciemnowłosego na Yuzuhę i uśmiechnął się niemal w tryumfie.
- Ach tak? - zapytał, wypuszczając chłopaka z uścisku, odepchnął go od siebie, po czym ruszył w stronę Sullivana.
Yuzuha spojrzał na niego. Wyciągnął dłoń i pomachał mu na przywitanie. I pożegnanie.
Bo po chwili zaczął uciekać w drugą stronę.
@Sullivan Black
„Strach. Nie ma nic wspanialszego. Uwielbiam na niego patrzeć, uwielbiam wdychać jego zapach.
A już najbardziej lubię go słuchać. Lubię też jego smak.”
Hecate Black ubóstwia ten post.
Los bywał jednak przewrotny; stawiał na drodze Blacka więcej przeszkód niż to wszystko było w ogóle warte. Chłopak nie był więc absolutnie zdziwiony tym, że po uzupełnieniu zapasu fajek i podjęciu decyzji o spacerze, coś znów się schrzaniło. Nie potrafił określić czy był bardziej skonsternowany czy zrezygnowany, gdy na drodze stanęła mu nieznajoma dwójka. A tak przynajmniej mu się początkowo wydawało, bo im dłużej skupiał lodowe ślepia na pozornie obcych ludziach tym bardziej nabierał przeświadczenia, że jednego z nich skądś kojarzył.
Nie zdążył zbyt wiele zrobić, nawet się w zasadzie dobrze nie zastanowił nad sytuacją, gdy jasnowłosego już nie było w polu widzenia. Mówił coś o pieniądzach, alkoholu i jedzeniu, bo tyle czarnowłosy zdążył wyłapać i zrozumieć. Cała reszta pozostawała jednak tajemnicą, której nie dane mu było rozwiązać bez skorzystania z zainstalowanego w telefonie tłumacza. Pozostał jedynie problem w postaci wściekle uśmiechniętego mężczyzny.
Westchnął.
Oczywiście. Ten dzień nie mógł skończyć się tak łatwo.
Ciemnoczerwoną ciecz brudzącą knykcie wytarł w materiał kurtki. Cóż, nic nie mógł na to teraz poradzić. Idąc dalej niezachwianym krokiem przez wiadukt zastanawiał się, czy e końcu mógł zamknąć ten cholerny dzień za sobą, czy już wystarczy tych wrażeń. Jeszcze nim zaczesał niesforne kosmyki w tył, filtr papierosa tkwił już na miejscu, przytrzymywany dodatkowo bielą zębów; metalowe zippo pstryknęło po chwili krótkim syknięciem — powstały płomień wylądował tuż pod pełną tytoniu końcówką znacząc ją wieloma odcieniami czerwieni, żółci i pomarańczy.
Szary kłąb dymu przesłonił na moment twarz bruneta niemniej to nie powstrzymało wilczych ślepii przed wyłapaniem sylwetki z ciemności otoczenia. Nie zastanawiał się długo, w zasadzie to w ogóle tego nie zrobił. Nogi same poniosły go naprzód, a gdy znalazł się tuż obok chłopaka, którego kiedyś poznał — to duże słowo, nie wymienili się wszak wtedy żadnymi informacjami; rzucenie imieniem pozostało jednostronne — w ciemnej uliczce, wyciągnął ku niemu opakowanie z wysuniętym papierosem. Miał nadzieję, że gest był wystarczająco sugestywny.
— Dupek.
To na pewno zrozumiał.
@Raikatsuji Yuzuha