Wąska klatka schodowa i dwadzieścia par wspinających się na przemian schodów prowadzą na dach jednego z najwyższych budynków w mieście. Oficjalnie punkt widokowy funkcjonuje wyłącznie od wczesnych godzin porannych do zmierzchu i można wtedy zaoszczędzić sobie trudu korzystając za niewielką opłatą z szybkiej windy, lecz po godzinach wrota prowadzące na odpowiednie schody nie są wcale zamknięte. Sam dach jest odpowiednio zabezpieczony, choć w historii wieżowca są już odnotowane niechlubne, samobójcze skoki z jego szczytu. Aby spaść trzeba się jednak o to postarać, bo w innym wypadku pechowców wyłapią rozłożone dookoła sieci. Widok z tego miejsca zapiera dech w piersiach, szczególnie po zmroku, a kiedy w mieście mają odbyć się pokazy fajerwerków, miejsce oblegane jest przez otoczone aurą zauroczenia pary, które piknikują na betonie oglądając panoramę zza barierek.
- Polubiła cię. - stwierdził, choć ów słowa do końca nie były prawdą. Enma nie miał najmniejszego pojęcia co zwierzęta myślą i czują. To nie tak, że nie miał do nich ręki czy ich nie lubił. Nie, wręcz przeciwnie. Uwielbiał czworonożne istoty, zwłaszcza koty, na których sierść miał alergię, jednakże nie należał do tych osób co "potrafią bez problemu złapać więź ze zwierzętami". Większość ich reakcji po prostu zgadywał.
- W sumie to na ulicy. Wyglądała na wystraszoną i jakby kogoś szukała. Albo komuś zwiała. Nie miała na sobie obroży, nie była też zachipowana, bo zabrałem ją do weterynarza, aby sprawdzili. Ponadto wyglądała tak, jakby ktoś.... wyżył się na niej. - wyciągnął dłoń i ułożył ją na głowie zwierzęcia, po czym łagodnie podrapał za uchem.
- Dałem ogłoszenie w internecie, ale nikt się po nią nie zgłosił. Została więc u mnie. - wzruszył lekko ramionami, jakby fakt, że przygarnął przybłędę z ulicy nie było jakimś szczególnym wydarzeniem. I choć sam wewnętrznie tak czuł, to jednak jego podświadomość inaczej szeptała, zwłaszcza, że przecież jako dziecko, zresztą jak każde, marzył o własnym zwierzęciu. Ale nigdy nie mógł nic posiadać. Nawet chomika czy rybki.
"Nie masz czasu zajmować się inną istotą, Enma. Skup się na egzorcyzmach i treningach", głos jego własnego dziadka po dzień dzisiejszy wypełniał wspomnienia młodego dziedzica. Teraz, kiedy miał trochę swobody, w pewien sposób wynagradzał sobie utracone dzieciństwo. Kupował to, co chciał. Jadł tylko to, na co miał ochotę. Trenował, kiedy mu to odpowiadało. Żył po swojemu, choć niewątpliwie klan dyszał mu w kark w wizja nieuniknionego objęcia władzy nad klanem zbliżała się nieubłaganie szybko.
- Hm? Ach, jasne. - z zamyślenia wyrwała go prośba Eji, na co uśmiechnął się delikatnie, lecz z pewną nostalgią ukrytą w jego spojrzeniu. - Potrzymaj ją proszę. - wręczył w jej dłonie smycz, a sam uniósł złoty łańcuszek. Delikatnie odgarnął jej włosy do przodu, nie chcąc przypadkiem pociągnąć jej i zrobić tym samym krzywdy. Nie wybaczyłby sobie tego, nawet, jak byłoby to tak głupie i trywialne jak szarpnięcie.
Objął drobną dziewczynę przerzucając błyskotkę, a następnie zapiął zapięcie, na końcu upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu i przy pierwszej lepszej okazji nie straci łańcuszka.
- Gotowe - odsunął się na odległość połowy kroku i odebrał od niej psa.
- Hm, znając się, to pewnie nie miałaś czasu na jedzenie. Jesteś głodna, prawda? Niedaleko stąd mają świetną butę z fastfoodami, więc jak masz ochotę- - zamilkł na moment zastanawiając się, czemu jest takim kretynem i myśli tylko i wyłącznie w kategoriach tego, na co on sam ma ochotę. Zagryzł lekko dolną wargę od wewnętrznej strony przełykając resztę nietrafionego zdania.
- Znaczy się, em... - spojrzał w bok, uciekając spojrzeniem. - ... pewnie powinnaś zjeść coś porządniejszego. Możemy iść do jakiejś lepszej restauracji. - dodał, czując ukłucie zażenowania swoją lekkomyślnością.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
- ...wyżył? - zmarszczyła brwi i podniosła się do pionu. Pamiętała małe, zabiedzone kocię, potargane prawdopodobnie nie tylko przez rzeczywistość, kiedy znalazła Jiro, swojego kota. I robiło jej się przyjemnie na myśl za każdym razem, gdy słyszała o podobnych wyczynach - dobrze, że ma teraz ciebie - nie drążyła tematu - masz tendencje przygarniać takie przybłędy pod skrzydła - uśmiechnęła się uśmiechem mnie rozbawionym, bo coś w jej słowach ma znaczenie większe, niż nawiązanie do psiej towarzyszki. Dawno, dawno temu, jak echo czuła opiekę, jaką nad nią roztaczał. Szczególnie, że nawet wtedy, czuła się trochę jak przybłęda. Nikt jednak nie uwierzyłby jej - dlaczego tak myślała. To już było nieważne. Tak jak nagły skurcz, który zakwilił gdzieś pod żebrami. Wracanie do przeszłości, nigdy nie kończyło się dla niej dobrze. Właściwie, nie kończyło się dla nikogo.
Prośbę wysuwała z niejaką obawą. Nie każdy mógł i chciał... jej dotknąć. A może też dokładniej, ona sama nie chciała każdego dotyku. Na ten niespodziewany, reagowała paniką, ale i kontakt sam w sobie, wywoływał w niej mimowolne spięcie. Nie tym razem. Wolno kiwnęła głową, przejmując i smycz, na której znajdowała się Mane. Odwróciła się, spierając z poruszeniem, jakie zakwiliło niespokojnie pod skórą dokładnie w miejscach, gdy ciepło dotyku naznaczyło linię gestu. Przymknęła powieki, gdy włosy zostały zgarnięte na bok i niemo wciągnęła powietrze, nieco może tylko zbyt szybko, gdy ramiona chłopaka na krótko otoczyły ją. Delikatna ozdoba opadła na szyję, zsuwając się nieco niżej, w zagłębienie między obojczykami - Dziękuję - powtórzyła jeszcze raz, przez moment trwając w bezruchu, chcąc też ułagodzić własną niespokojność. Palce, przesunęły się płynnie po maleńkim kwiatku obleczonym w centrum wisiorka.
Odwróciła się już pewniej, zastanawiając się cicho, czy róż nie zakwitł wyraźniej na policzkach. To też nie było ważne, bo zadane potem pytanie, rozbawiło ją. Pamiętała, jakim fanem fast-foodów był - Buerger z frytkami brzmi dla świetnie. I tak, jestem głodna - zaśmiała się już otwarcie - chodź, zanim zacznie mi burczeć, tak, że Mane pomyśli, że na nią warczę... - chwyciła ze stopnia schodów torbę i ruszyła, tylko tyle jednak, by móc zrównać krok z Enmą.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Nie należał do osób, którym zależało na innych ludziach, chyba że ci wyraźnie wpisywali się w krąg najbliższych mu osób. Nie pomagał bezdomnym, nie dorzucał się do zbiórek na sieroty czy też biedne, pokrzywdzone przez losy dzieci. Nie przygarniał zwierząt, choć w stosunku do nich miał o wiele bardziej miękkie serce. Pamiętał doskonale jak jeszcze za szczeniaka bardzo chciał mieć zwierzę. Bez znaczenia jakie. Pies, kot, królik czy nawet głupie rybki. Nie pozwolono mu, żeby przypadkiem nie zaprzątał sobie głowy "głupotami". Słowa jego dziadka tak mocno wgryzły się w jego umysł, że nawet kiedy zamieszkał sam, wciąż nie sprawił sobie żadnego towarzysza, choć zdarzało mu się dokarmiać bezpańskie koty w okolicy. Zawsze to "niby przypadkiem" szedł uliczkami, gdzie można było je spotkać i zawsze "niby to przypadkiem" miał przy sobie kilka puszek z kocią karmą.
Oczywiście nigdy otwarcie nie przyzna się do tego.
Måne była pierwsza. Sam do końca nie wiedział czemu zabrał ją do domu, ale czuł, że potrzebuje go tak samo, jak on potrzebował jej w tamtym momencie. I choć początkowo szukał jej właściciela a nawet kogoś, kto się nią zajmie - ostatecznie została z nim. A Enma nie żałował nawet przez sekundę decyzji, którą podjął.
Ruszył z psem za dziewczyną, powoli pokonując kolejne schody, aż wreszcie znaleźli się na samym dole. Od razu skierował swoje kroki w stronę budy z jedzeniem, która jak zawsze była oblegana przez głodomorów z każdej możliwej strony. Wpierw znaleźli jakieś bardziej ustronne miejsce, gdzie mogli usiąść, dopiero wtedy chłopak poprosił dziewczynę o przypilnowanie zwierzaka a sam udał się w stronę tłumu, by rozegrać prawdziwą batalię o zdobycie pożywienia. Walka zajęła z dobre piętnaście minut, kiedy to zwycięskim krokiem wrócił do Carei niosąc łupy w postaci jedzenia.
- Pani zamówienie. - powiedział lekko rozbawionym tonem podając jej papierową torbę skrywającą prawdziwe skarby.
Zajął miejsce tuż obok dziewczyny i położył swoją torbę na kolanach, skąd wyciągnął burgera. Na sam intensywny zapach jedzenia czuł, jak ślinianki zaczynają działać ze zdwojoną siłą a brzuch mimo wszystko kurczy się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę jeszcze dziś niczego nie jadł. Enma często zapominał o śniadaniu, a potem głód przestawał mu doskwierać, więc ostatecznie chłopak zazwyczaj żywił się jednym bądź maksymalnie dwoma posiłkami dziennie. Pewnie dlatego Kamiko dostawała szału i tak usilnie próbowała go karmić, nawet, jeżeli oznaczało to niespodziewane napady na jego mieszkanie.
Starł kciukiem nieco musztardy z kącika ust i spojrzał na dziewczynę, zdając sobie sprawę, że od dłuższego czasu milczał pochłonięty jedzeniem.
- Przywykłaś na powrót do Fukkatsu? - zagadnął. Co prawda od jej powrotu minęło ponad pół roku, ale Enma znał osoby, które potrzebowały naprawdę sporo czasu, żeby na powrót zaaklimatyzować się w jakimś miejscu.
- Wróciłaś z rodzicami czy sama?
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Ujmował ja sposób, w jaki traktował towarzyszącą mu Mane. Nie pamiętała, rzeczywiście, by kiedykolwiek widziała go z psem, chociaż jeśli się nie myliła i nic nie zmieniło przez lata - lubił koty. Nie pamiętała tylko, czy z wzajemnością. Z tym, zapewne nadrabiała jednak ona, rozczulając się nad kruszynami, tymi najczęściej zabiedzonymi, biegającymi dziko bez czyjejkolwiek opieki. Czasem, trudno było się do takich zbliżyć i mimowolnie, przenosiła tę nieufność, dystans dostrzegany w relacyjnej perspektywie zranień. Tak, jak między nimi. Refleksją, jak poprzednimi, nie dzieliła się, wiedząc, że bez kontekstu, trudno byłoby jej wytłumaczyć, co dokładnie miałaby na myśli. I czy na pewno się nie myliła.
Pokonywała stopnie, przeskakując czasem po dwa. Od czasu do czasu, zerkając przez ramię, czy dwójka jej dzisiejszych towarzyszy wciąż jest z nią i nikt przypadkiem nie stał się rozmazanym snem. Nie chciała, by płynące z dzisiejszego spotkania ciepło i wyrwana niemal z rzeczywistości - beztroska, okazała się jednym z wielu koszmarów, jakie - ostatnimi czasy nie tak często jej męczyły. A na pewno nie w formie, z którą mierzyła się przez lata.
Została sama, na jednak z niewielu wolnych ławek w pobliżu budki z fastfoodami. Z przyjemnością, zgodziła się na opiekę psiny, która tylko przez kilka chwil węszyła za chłopakiem, obserwując razem z Car - sylwetkę Enmy. Potem, Mane ułożyła się pod nogami ławki, a Eji pochyliła się, by palcami móc gładzić miękkość psiego futra na czubku łebka.
- Dziękuję - wyprostowała się niemal równocześnie z pojawieniem dawnego przyjaciela. Przejęła w obie dłonie upolowany zwycięsko posiłek, wcześniej układając na złączonych kolanach własną torbę, mając nikłe zabezpieczenie, przed kapiącym z burgera sosem. A tego, mimo wszystko, zawsze lubiła dużo. Pamiętał. Wargi, rozciągnęły się lekko, wdzięcznie i dopiero wtedy zajęła się posiłkiem.
Dotarła gdzieś do połowy całości burgera, odkładając jego zawartość na podkładkę, zerkając na Enmę, który zdążył wchłonąć swoją porcję. Milczenie nie było niezręczne. Wręcz odwrotnie. Darowana przestrzeń, cieszyła - po prostu obecnością - Chyba tak - kiwnęła głową, samej powtarzając gest chłopaka, przecierając usta i palce, wysuniętą z kieszonki chusteczką. Obserwowała twarz Seiwy, rejestrując z namysłem, pozostawioną drobinę sosu przy kąciku ust. Jej własny, uniósł się nieznacznie - Sama - zaczęła, zrywając pozostawioną zbyt długo uwagę - chociaż, nawet jakby przyjechali ze mną, nie byłoby większej różnicy - odkąd pamiętała, niewiele czasu poświęcali córce. To jej babcia zajmowała się jej wychowaniem. Teraz, nie miała dla niej tyle czasu i sił. Westchnęła lekko, uśmiechając się niezręcznie, zerkając dół - chyba już nie dam rady... chcesz skończyć? - przechwyciła w palce burgera. Zerknęła przy tym, na węszącą przy nogach Mane, ale wolała nie ryzykować, częstowania jej podobnymi specjałami.
- I... wciąż masz nieco sosu na twarzy - dodała cicho, niemal konspiracyjnie, lokując ciemne tęczówki dokładnie w miejscu, gdzie odznaczała się rozmazana, niczym resztka farby, musztardowa plama.
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.
Enma nigdy nie ukrywał, że jest łasuchem. Zwłaszcza w przypadku wszystkiego, co posiadało w sobie chociaż odrobinę cukru. Potrafił mieszać ze sobą tak bardzo nie pasujące rzeczy, że niejedna osoba łapała się za głowę i zastanawiała, jakim cudem jeszcze żyje a nie trafia na oiom z powodu rewolucji żołądkowych. I choć chłopak sam z siebie nie potrafił gotować, a szczytem jego kulinarnych eksperymentów było zagotowanie wody na parówki, to jednak nigdy nie odmawiał posiłku. Aż dziwne, że jego wzrost nie był w stanie przekroczyć upragnionego metru i siedemdziesięciu centymetrów.
- Ha? - spojrzał na nią zaskoczony, kiedy chciała oddać mu swój niedojedzony posiłek. Nie, to nie tak że się po niej brzydził, bo po kim jak po kim ale w stosunku do niej nigdy nie odczuwał tak negatywnych odczuć. Problem był zupełnie inny, zaskakująco przyziemny.
- Spójrz na ten bebzol. - klepnął się w brzuch, jakby tym gestem chciał potwierdzić wagę wypowiadanych przez siebie słów.
- Jak tak dalej pójdzie to rozleje się na wszystkie boki, Eji. Będę przypominał jedną, wielką mochi! Będziesz musiała turlać mnie do domu, bo nie będę w stanie sam się poruszać! - jęknął czując, jak wpakował w siebie żarcie aż pod sam korek.
Chociaż jakiś deser to pewnie by zjadł.
Jak to mawiali? Miejsce na deser jest w sercu, a nie w żołądku. Czy jakoś tak.
- Nie dam rady, Eji. Nie wcisnę w siebie nawet jednej, małej frytki. - machnął ręką sięgając po papierowy kubek z napojem i wypił spory łyk przez słomkę.
- Hm? Ach. - starł sos z twarzy, mając nadzieję, że nie pozostawił po sobie już żadnych śladów tak niezdrowego obżarstwa, jakiego właśnie się dopuścił. Jednakże zerknąwszy w stronę siedzącej obok dziewczyny, nie mógł powstrzymać się od zawadiackiego uśmiechu.
- I kto to mówi. Sama masz sos w kąciku ust. - wskazał palcem na swój własny, żeby pokazać jej dokładne miejsce, aczkolwiek nim Eji zdołała cokolwiek zrobić, wyciągnął dłoń w jej stronę i starł kciukiem pozostałość sosu z jej delikatnej wargi.
- Gotowe. - mruknął przesuwając językiem po palcu, żeby zlizać ketchup wymieszany chyba z majonezem. Jak gdyby nigdy nic odwrócił głowę i spojrzał w jasne niebo, czując przyjemne ciepło promieni słonecznych na swojej twarzy.
Zaskakująco przyjemnie dzisiaj było. Za sprawą pogody. Jedzenia. I jej obecności. Obecności, za którą tak bardzo tęsknił.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.
Mimowolnie parsknęła, zakrywając tylko usta, by nie roześmiać się w głos. Podążyła też śladem dłoni chłopaka, zatrzymując się we wskazanym miejscu. Rozbawienie rozmazało się nieco, plącząc nici wrażeń zupełnie innego kalibru, zamarkowała jednak wychylającą się nieśmiało emocję na dalszy plan. Nie powinna - Rzeczywiście, da Asakury miałabym daleko - czerwieniejące wargi wciąż kołysał ciepły uśmiech - ...ale trochę szkoda - wydęła usta jakby w zastanawiającym cmoknięciu - bo akurat mam wiśniowe mochi... i nie bardzo wiem, co z nimi teraz zrobić - przechyliła głowę, zgarniaj po drodze wysunięte pasmo czerni, które nitkami rozsypało się przez skroń i na policzek - robiłam je wczoraj - dodała, przesuwając palce przez umieszczoną na kolanach torbą. Jej zawartość kryła już wcześniej przygotowaną i zawiązaną ładnie, paczuszkę ze słodyczą. W ciemnej źrenicy zapaliło się coś, co dawno temu, w tych dobrych jeszcze chwilach, mógł widzieć tylko Enma. Ciepła na swój sposób figlarność, której niekiedy dawała upust w chwilach odprężonego rozbawienia.
Wyprostowała się na moment odchylając głowę nieco w górę, zerkając w jasną dziś, przedwiosenną przestrzeń nieba. Dzień jej wyjątkowo... sprzyjał. I zdecydowała się czerpać z niego, jak z nieoczekiwanego źródła - Może, Mane posmakuje?... - i tu nie przewidywała, żeby karmić psinę słodyczami, ale pozostawała w głosie niepewność, jakby podobny pomysł rzeczywiście chodził jej po głowie. Odwrócenie uwagi przyszło z ruchem smukłych palców chłopaka i gestem, który zetrzeć miał rozmazany sos. I we własnej perspektywie, nie zakładała obrotu sprawy odwrotnie do przewidywań - Oh - zdążyła tylko krótko wyartykułować, ale zanim uniosła chusteczkę, przez rozchyloną wargę przesunęło się nieznane dotąd ciepło dotyku. Wzięła nagły wdech, chcą słowem chociaż wybronić pełznące zawstydzenie, ale spojrzenie, jak podły zdrajca, podążyło na opuszek palca, który jeszcze przed momentem ciepłem przesunął się wzdłuż kącika ust. Drobina startego sosu, zniknęła na chłopięcym języku.
Przymknęła powieki. Nieznośność ciepłego napięcia, wspięło się na krtań, na zbladły w poruszeniu uśmiech. Gdy uchyliła spojrzenie, już na nią nawet nie patrzył, zerkając gdzieś w gorę, daleko. Zupełnie, jakby zrobił najzwyczajniejszą rzecz na świecie. Nie była taka. I chociaż rozpaczliwie trzymała w ryzach interpretację, finalnie, ciało zdecydowało samo. Jedną dłoń, tę bliżej chłopaka, ułożyła obok siebie na ławce. Tylko jednak po to, by wesprzeć się na niej i pochylić w stronę odwróconego profilem lica - Dziękuję - szeptem ledwie owiał oddech policzka, by nastąpiło po nim ledwie muśnięcie na chłopięcej skórze, nieco bliżej kącika warg, niż wypadało. Nie precyzowała, za co, czy dlaczego była wdzięczna. Podążyła za to linią "jak gdyby nigdy nic", by zbyt szybki, najpierw wrócić do pierwotnej pozycji, potem, zsuwając na bok torbę, wstać z ławki - Może do Asakury będzie za daleko, ale przyda nam się jeszcze spacer. Prawda Mane? - wzrok opuściła w dół, na sennie ułożonego psa. Uparcie, nie patrzyła w stronę Enmy, być może nie chcąc testować, czy cokolwiek zmieniło się w mimice chłopięcej twarzy. I czy przypadkiem, zamiast zakłopotania, nie znajdzie tam urazy, obrzydzenia, wywołanego jej nagłym dotykiem. I tak było już za późno, bo blade lica już oklejał szkarłat dudniącej emocji.
@Seiwa-Genji Enma
Warui Shin'ya, Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
Był obżarty. Niemoralnie, nieprzyzwoicie obżarty, ale na wiadomość o wiśniowych mochi poczuł ścisk w napiętym do granic możliwości żołądku. I choć oczami wyobraźni widział już siebie siedzącego w domu na kanapie i wciskającego sobie do gęby kolejne kawałki słodkiej przyjemności, to jednak nie chciał dać nic po sobie poznać. Nie chciał wyjść na pazernego łakomczucha. Och, ironio.
- Ekhm, no, to wielka szkoda. - zaczął od cichego kaszlnięcia, odwracając głowę gdzieś w bok, by dziewczyna nie była w stanie dostrzec jego miny. Choć dusza płakała, że musiał odmówić, to podświadomość klepała go po ramieniu, jakby była dumna z niego i jego wielkiego osiągnięcia, jakim było przeciwstawienie się łakomstwu.
Niestety, im Ejiri dłużej mówiła, tym jego siła woli coraz bardziej pękała pod naporem kuszących wizji o deserze, aż wreszcie rozpadła się na tysiące drobnych kawałków, których nikt nie byłby w stanie skleić w całość.
- No... dobra. Chyba nie mam wyboru, skoro tak przedstawiasz sprawę. Wezmę je od ciebie. - odezwał się po chwili, wyciągając dłoń po pakunek. I choć jego słowa zdawały się być przepełnione łaską, to gdy tylko palce dotknęły wręczonej mu paczuszki, dwubarwne tęczówki chłopaka zaiskrzyły w przypływie radości, a na bladych ustach pojawił się delikatny uśmiech sugerujący wyraźne zadowolenie ze słodkiej zdobyczy.
To, co wydarzyło się zaledwie parę ulotnych sekund później zdecydowanie zapisze się w jego pamięci.
Pocałunek był niespodziewany i niewinny, choć dla Enmy nawet tak drobny gest był w stanie wywołać istny chaos zarówno w jego umyśle, jak i klatce piersiowej.
- C-c-co ty?! - krzyknął, gwałtownie odwracając się do niej, jednocześnie odsuwając kawałek na ławce, aż pies podniósł głowę zaskoczony nagły rabanem. I choć jego reakcja w pierwszej sekundzie mogła wydawać się nieprzyjemna, podyktowana obrzydzeniem czy też inną negatywną emocją, tak po chwili jasne było, że było wręcz przeciwnie. Przyłożył lekko drżące palce do swojego policzka, miejsca, gdzie wciąż czuł miękkość ust dziewczęcia, a alabastrowa twarz w ciągu jednego uderzenia serca przybrała kolor niemal bordowy.
- D-d-dlac-czeg-go? - wydukał z siebie, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego to zrobiła. Lubiła go? W sensie, że lubiła go? Nie, nie, nie. Na pewno nie. Nie był ani atrakcyjny, ani wysoki, ani jakoś dobrze umięśniony. Na pewno nie lubiła go w taki sposób. Prawda? Nie, nie. Nie miał tyle szczęścia w życiu, aby taka dziewczyna jak ona spojrzała na niego w taki sposób.
Uspokój się Enma, to nic takiego. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
- L-ludzie pat-trzą... - powiedział cicho, odwracając głowę w bok i przyciągnął bliżej Mane. Czuł niestabilne kołatanie serca, jakby ktoś zamknął w jego klatce piersiowej niesfornego ptaka, i wiedział, że spojrzenie w stronę dziewczyny w tym momencie nie będzie najlepszą decyzją. I nie dlatego, że nie chciał. Bo chciał. Cholernie chciał. Ale... Po prostu... nie rozumiał.
Nie rozumiał i nie docierało do niego co właściwie się stało.
Z ulgą przyjął informacje o spacerze. Od razu podniósł się z ławki, trzymając w jednej dłoni paczuszkę i smycz, nim jednak ruszył, nadal nie spoglądając w stronę Eji, wyciągnął w jej stronę drugą dłoń.
- Spacer to dobry pomysł. Chodź. - powiedział cicho, czując, że końce jego uszu wciąż są czerwone.
@Ejiri Carei
Warui Shin'ya, Ye Lian and Ejiri Carei szaleją za tym postem.
- Absolutnie żadnego - zgodziła się z ciepłą satysfakcją wykwitającą na rozjaśnionych uśmiechem ustach - Mam nadzieję, że będą ci smakowały - wysunęła przed siebie smakołyki, lekko pochylając się przy tym, by chwycić spojrzeniem ja nośność błyszczących iskrą radości, dwubarwnych tęczówek. Czasem przypominał jej kota. Właściwie, odkopując zakurzone dawno temu wspomnienia, z tych dobrych czasów i bliskości, za którą milcząco tęskniła. A dziś - wciąż się bała. Momenty, jak teraz, wyrwane losowi, zapewne gdy nie patrzył, albo - może miał dobry humor, zapisywała na kanwie pamięci, jak ostra końcówką cyrkla, wyryte kiedyś na ławce imię. I nigdy nie przyznała się do tej winy, za każdym jednak razem czerwieniejąc, gdy ktoś ze szkoły toczył spekulacje na temat tajemniczej autorki.
Być może to rozmazane nici wspomnienia, jak babie lato osiadłe na wiśniowym drzewie, tak i jej myśli zakołysały się nieznośnością uwolnienia, pozwalając ciału podążyć za impulsem i tą samą tęsknotą, która mościła się pod skórą. Przebiła strefę własnego komfortu, przekraczając i granicę, które kreśliła wyraźnie do tej pory, jak ochronne kręgi. Nie chciała wiele. I chciała wszystko, obejmując ulotne ciepło, pozostawione na wargach, gdy umknęła z ławki. Drgnęła też, jak wyrwana do tablicy uczennica, przyłapana na zamyślonej nieuwadze. Cierpło już słowo przeprosin na języku, ale gdy niepokój odbił się od zaczerwienionego - jak jej własne - chłopięcego oblicza, coś niebezpiecznie poruszyło się w piersi. Niewdzięcznie przypominając, że nie powinna. A na pewno, nie wyobrażać za dużo.
- Ja... - ja co? - bo chciałam - podziękować - dodała cicho, ledwie znacząc szeptanymi wyrazami język. Wzrok wbiła we własne stopy, ramiona spięła, po czym uniosła dłonie do twarzy, chcą pozbyć się pełznącego aż na uszy ciepła. jak gdyby nigdy nic zakpiło z niej bardzo szybko. Obudziła się z pewnością, dopiero na ludzie patrzą. Do tego, w nieokreślony sposób, przyzwyczaiła się. Znowu jednak sięgając po linię wyszarpniętą z artystycznej płaszczyzny. Tylko tym razem, to oni byli obiektem spostrzeżeń, na namalowany obraz. A spacer, jak odwrócenie uwagi, miało pomóc przeskoczyć na nowy kadr rysowanej scenerii. Kiwnęła więc głową, dla potwierdzenia własnych słów. Zrobiła też krok w tył, gdy chłopak się podniósł. I gdy już myślała, że spokój zmył zawstydzenie, a język rozplatał węzeł, wyciągnięta dłoń wytrąciła ją z równowagi, serwując chwilowe zatrzymanie czasu. Zamrugała, nie do końca rozumiejąc, czy chciał, po prostu wskazać jej drogę, wsparła się na ramieniu czy...
Chwyciła wysuniętą ku niej rękę. Najpierw ledwie opuszkami, z pytaniem, muskając wnętrze chłopięcej dłoni, potem dając opleść ciepłu długich palców. Dała się poprowadzić.
| zt x2
@Seiwa-Genji Enma
Seiwa-Genji Enma and Ye Lian szaleją za tym postem.
Nie przewidywała tłumów o tak wczesnej porze. Nie w takim miejscu. Zgadywała, że mijani ludzie, zbierali się do pracy, niektórym przychodził do głowy treningowy, poranny bieg. Nie sądziła jednak, by wiele osób wpadło na pomysł wędrówki między uliczkami centrum, by odnaleźć się w pobliżu najwyższego punktu w mieście. Słońce jarzyło się coraz jaśniej, wciąż spowijając okolicę ciepłotą czerwieni, rozlewając się i odbijając w błyszczących taflach szyb. Mijała widoki wolnym krokiem, nie śpiesząc się, dając rześkiemu powietrzu wypełnić płuca. Niespokojność snów, które wyrwały ją ze spoczynku, zdawały się rozmywać z każdą pokonaną odległością, wysuwając coraz wyraźniej obraz punktu widokowego.
Pozwoliła czarnym włosom pozostać luźno rozsypane, nie plotąc klasycznego dla niej warkocza. Chciała wyjść z mieszkania, nim Jiro zamarudzi i wysunie się z pościeli, w której mruczącym kłębkiem grzał jej stopy, gdy rozkopywała pościel, wiercąc się bezsennie. Smukłe palce opierała na pasku przerzuconej przez ramię torby, w której znajdował się ulubiony szkicownik, zestaw ołówków i cała gama bibelotów, które tylko artystka mogła nosić ze sobą.
Unosiła twarz wyżej za każdym razem, gdy czuła ciepło opadających na policzek promieni. Kąciki ust unosiły się wtedy, w przypomnieniu odprężenia, wnikającego w skórę wraz ze znajomą tęsknotą. Brakowało wiatru, ale czuła delikatny powiew za każdym razem, gdy przeskakiwała kolejne stopnie, prowadzące na szczyt. Biała, malowana z boku motywem kwiatu wiśni, koronkowa sukienka, drgała cichym szelestem gładkiej tkaniny, gdy lizała dziewczęce łydki. Gdy znalazła się w końcu u celu, Carei miała ochotę zsunąć sandały, zaśmiać się przy tym, wiedząc, że pusta przestrzeń przyjmie dźwięk z równie radosnym echem. A jednak zamarła, przygryzając wargę, gdy tylko ciemne ślepka źrenic, objęły szeroką przestrzeń tarasu. Nie była sama.
Wypuściła powietrze, które zatańczył ze świstem między wargami, rezygnując z cichego szeptu, żeby zawrócić się i nie przeszkadzać czarnowłosej sylwetce, pochylnej nad czymś, czego z daleka - Ejiri nie rozpoznała. W gruncie rzeczy, nie musiały sobie przeszkadzać. Kobieta, zdawała się absolutnie nie zwracać uwagi na otoczeniu za nią, wpatrzona w coś, co zapewne tylko ona dostrzegała poza barierkami tarasu. Widok przecież, zapierał dech, szczególnie w porze kwitnienia, gdy w powietrzu unosiły się płatki czasem tworząc misterne kompozycje, godne cichego wdechu zachwytu. Im dłużej Carei przyglądała się nieznajomej, tym bardziej więcej szczegółów dostrzegała. A każdy z nich, trącał strunę rozmazanego wspomnienia. Przeszłości, w której naprawdę byłą szczęśliwa. Czy mogła się mylić?
Nim zdecydowała w pełni, kroki same zaprowadziły ją w stronę kobiecej sylwetki. A im bliżej była, tym większa pewnością rozpalała się w umyśle tożsamość, którą skłonna byłą przypisać nie-nieznajomej. Zatrzymała się miękko za plecami, w końcu mając okazję dostrzec w odchylonej dłoni pędzel i nieduży blok sztalugi, gdzie smukłe linie kolorów, barwiły się żywiołowością, jaką - pamiętała - Pani... Itou? - odezwała się w końcu, przełamując ciszę, niepewna, czy już wcześniej była usłyszana, czy może artystyczne skupienie i natchnienie, zamknęło ją - na bodźce zewnętrzne. A to, Carei doskonale znała. Uniosła dłoń, finalnie posuwając się jeszcze o krok, by znaleźć się w polu widzenia jej dawnej mentorki i nauczycielki rysowania - Nie powinnam nawet się dziwić, że to akurat Panią tu spotykam - uśmiech, ciepły, jasny, zakołysał się wdzięcznie na ustach, w końcu odrzucając całą nagromadzoną niepewność - nie chciałam przeszkodzić, ale... - zerknęła przelotnie na niedokończony jeszcze obraz - bardzo się cieszę, że znowu Panią widzę - pochyliła się lekko, w zwyczajowym dla Japończyków powitaniu. Palce zaplotła przed sobą, w końcu jednak krzyżując spojrzenie z tym, należącym do natchnionej artystki.
@Itou Alaesha
Warui Shin'ya and Itou Alaesha szaleją za tym postem.
Czyjś miękki głos wyrwał ją z transu, że aż podskoczyła. Niezależnie od sytuacji, nawet gdy wiedziała, że nie ma się czego bać, podskakiwała, a nawet krzyczała, gdy ktoś ją zaskoczył. Jej wzrok skrzyżował się z iskrzącym spojrzeniem szczupłej dziewczyny. Natychmiast poznała te oczy.
Carei! – Wykrzyczała, w ogóle nie słuchając co dziewczyna do niej mówi i chwyciła ją za ramiona. Ty, tutaj?! Jak się cieszę! Trzymając wyprostowane ręce na jej ramionach przyjrzała się swojej dawnej uczennicy, choć w głębi zawsze myślała o niej jako o bratniej duszy. Była taka jak kiedyś, ale teraz wyższa i po prostu kobieca. Przyciągnęła ją do siebie w uścisku, czując jak otacza ją lekki zapach płynący od burzy włosów. Po chwili radosnego powitania puściła ją i zaczęła dalej mówić. Całe wieki Cię nie widziałam! I czy ty powiedziałaś do mnie „Pani”? Daj spokój, mój do mnie Alaesha. Kiedy wróciłaś do miasta?
Zadała to pytanie, ale nie pozwoliła Carei odpowiedzieć, dalej wesoło świergocząc. Nie wiedziała, że ten dzień będzie aż tak dobry! Alaesha zerknęła na swój obraz. Hmm w zasadzie, to już skończyłam. Zaczęła w pośpiechu zbierać sztalugę, farby i pędzle, co rusz zatykając za ucho niesforny kosmyk włosów pobrudzonymi od zaschniętej farby palcami. Po chwili wyprostowała się i spojrzała w szeroko uśmiechniętą, choć wciąż trochę nieśmiałą twarz. W ogóle to otworzyłam pracownię! Chodź, pokażę Ci! Zaparzę nam pyszną kawę, wypijemy ją na tarasie i opowiesz mi, co u Ciebie.
@Ejiri Carei
Ejiri Carei ubóstwia ten post.