Punkt widokowy na miasto - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

26.08.22 23:54
First topic message reminder :

Punkt widokowy na miasto


Wąska klatka schodowa i dwadzieścia par wspinających się na przemian schodów prowadzą na dach jednego z najwyższych budynków w mieście. Oficjalnie punkt widokowy funkcjonuje wyłącznie od wczesnych godzin porannych do zmierzchu i można wtedy zaoszczędzić sobie trudu korzystając za niewielką opłatą z szybkiej windy, lecz po godzinach wrota prowadzące na odpowiednie schody nie są wcale zamknięte. Sam dach jest odpowiednio zabezpieczony, choć w historii wieżowca są już odnotowane niechlubne, samobójcze skoki z jego szczytu. Aby spaść trzeba się jednak o to postarać, bo w innym wypadku pechowców wyłapią rozłożone dookoła sieci. Widok z tego miejsca zapiera dech w piersiach, szczególnie po zmroku, a kiedy w mieście mają odbyć się pokazy fajerwerków, miejsce oblegane jest przez otoczone aurą zauroczenia pary, które piknikują na betonie oglądając panoramę zza barierek.

Haraedo

Ishida Hikaru

01.10.22 12:16
    Nie byłem samowystarczalny, daleko mi było od tego. Przez całe swoje życie polegałem na innych ludziach i na ich obrzydliwych rządzach. Moje ciało wykupiło mnie z ulic Nanashi i zaprowadziło do samego centrum miasta, do apartamentu, z okien którego mogłem spoglądać na szarych ludzi, przechodzących chodnikami. Lubiłem jednak być sam i w moim odczuciu samowystarczalność i samotność nie były pokrewnymi słowami.
   Spojrzałem na nieznajomego. Nie wyglądał zachęcająco ani też atrakcyjnie, niemniej jednak pod całym tym szkaradztwem, wynikającym z nadużywania narkotyków (mijałem na swojej drodze niejednego narkomana) pewnie krył się jakiś dziki urok, który mógł ściągać na siebie czyjeś spojrzenia. Na szczęście moja profesja już dawno wyzbyła mnie wszelkiego rodzaju pożądania względem ciała. Ludzki organizm był dla mnie niczym więcej, jak maszynką, która potrzebowała określonych rzeczy i szukała w nich spełnienia. Atrakcyjność była przereklamowana, w końcu kiedyś i tak wszyscy będą wyglądać tak samo.
   – I jak podoba ci się twoje ciało teraz? – zapytałem, a na usta wpłynął mi nieprzyjemny uśmiech. Nie było nic przyjemniejszego niż drażnienie się z duchami. To jak stukanie patykiem lwa, siedzącego w klatce. Nie było to rozsądne, ale moje życie nie należało do rozsądnych nigdy, a jednak dobrze mi wychodziło.
   – Mówisz jakby to było coś złego – prychnąłem. Słowa mężczyzny mnie nie uraziły, bo przecież stanowiły prawdę. Nie wstydziłem się tego, co robiłem w swoim życiu i nigdy nie miałem zamiaru pozwolić sobie na to, by ktoś czuł satysfakcję z próby poniżenia mnie w ten sposób. Uśmiechnąłem się więc. W końcu to ja żyłem, a on nie.
   Myślałem, że nasza rozmowa dobiegła końca. Chciałem nawet wyciągnąć kolejnego papierosa, niestety myliłem się. Miałem już doświadczenie w kontaktach z duchami, więc widok szarżującego na mnie mężczyzny, wyciągającego w moją stronę swoje łapska nie zrobił na mnie większego wrażenia, chociaż instynkt nakazał mojemu sercu szybsze bicie, jakby przyszykować ciało do ucieczki. Siedziałem jednak dalej, czując jak lodowate ręce rozsadzają moje ciało od środka. Nie było to przyjemne uczucie, ale całkowicie niegroźne.
   – Ochłonąłeś już byczku? – zapytałem, nawiązując oczywiście do jego dzikiej szarży, która od razu skojarzyła mi się z torreadorami i ich byczymi walkami. Moje czerwone włosy idealnie nadałyby się na płachtę na byka. Ostentacyjnie wstałem i przeszedłem przez mężczyznę. Oparłem się o skrzypiącą, metalową barierkę. – Może i mogę ci pomóc, ale co ja będę mieć w zamian? – zapytałem, nie odwracając się do niego. Bezinteresowność nigdy nie była moją cechą charakteru.

@Kiyama Ira Samuru
Ishida Hikaru
Munehira Aoi

23.11.22 4:06
   I chociaż nie widział, gdzie idzie, tę trasę miał wyrysowaną w pamięci wyraźnie, podążając nią od lat. W miejsce, które przecież przeznaczone było dla osób, które chciały cieszyć oczy widokiem nocnego, chociaż nadal pulsującego życiem miasta — a co było daleko poza jego zasięgiem. Przychodził tu jednak już za życia, nie sam, a z kimś, kogo teraz nie pamiętał. Z kimś, za kim jeszcze przed śmiercią potrafił tęsknić, teraz posiadając jedynie nieme wrażenie o braku; dziwną pustkę, która towarzyszyła jak cień, przesuwając się przez myśli, zaciemniając co poniektóre klatki wspomnień. Widma ludzi, widma odczuć, widmo życia. Widmo, którym się stał.
   - Jak to się stało, że przypadła Ci ta wspaniała zdolność widzenia nas? - zapytał bez większych ogródek, pozwalając głosu nieść się łagodnie przez ciszę, kiedy sam zaczął pokonywać wysokie schody prowadzące do punktu widokowego, pamiętając, że bramka jest zawsze otwarta i Shura nie będzie miał problemu z podążaniem za nim. A on, cóż, po prostu przesuwał się przez przeszkodę, zadowolony z faktu, że chociaż teraz, dzięki śmierci, nie widząc kompletnie nic; równie „nic” może go uderzyć, wpaść na niego — lub inaczej, on już nie mógł o nic zahaczyć. Ani o nikogo; egzystując w chłodzie własnego wyjałowienia. - Oczywiście, jeżeli nie jest to jakaś gigantyczna tajemnica - dodał po krótkiej chwili, umyślnej pauzie, przyciszając głos i „spoglądając” na Shure znad ramienia, jakby naprawdę potrafił go dojrzeć.-... lub to bolesny dla Ciebie temat. O dziwo, nawet jako bezpański pies, jeszcze mam jakieś ludzkie uczucia i zrozumienie dla innych. Nawet dla tych żywych - uśmiechnął się na moment cierpko, odwracając ponownie twarz w kierunku swojego ruchu, obejmując zdrowy odcinek dolnej wargi zębami, nie wiedząc, czy powiedział właśnie prawdę, czy jednak skłamał...
   Cisza. Kompletna cisza. Ani żywej, ani martwej duszy. Miał wewnętrzną, bardzo cichą nadzieję, że jego towarzysz, przypadkowe medium, z którym nie wiązało go nic, poza prawdopodobnie obustronnym nadmiarem wolnego czasu; ma całkiem dobrą kondycję i nie umrze w trakcie wspinaczki na dach. I o dziwo Aoi poczuł ukłucie zazdrości, za czymś, czego za życia nienawidził, a teraz nawet głupia zadyszka, była powodem do tęsknego rozgniewania. Żałosne.
   Sylwetka yurei zbliżyła się do barierek i zabezpieczającej krawędź siatki, kierując twarz ponad zarys budynków, linię świateł, ciemnych obłoków pary i dymu, wzbijającej się wprost w kierunku nocnego, przepastnie czarnego nieba. Nie rozumiał, dlaczego właśnie to miejsce, jakie wspomnienie spowodowało skierowanie ich spaceru właśnie tutaj. Nietknięta powieka zacisnęła się na moment na mlecznej gałce ocznej, jakby Aoi starał się resztkami sił wygrzebać z czarnej dziury, która ciągle wsysała tylko coraz to nowsze wspomnienia w swoją przepastną próżnię, uratować, choć strzęp czegoś, co sunęło czule przez skroń, osiadając ciężkim uderzeniem serca w klatce piersiowej, ścieląc się w kącikach oczu uczuciem... smutku, pieprzonego, okropnego, tragicznie przepastnego smutku. Wiedział, że jeszcze kilka miesięcy w tym stanie i to, co teraz stanowiło wyraźną linię jego rzeczywistości, kilka wspomnień układających się na zdrowy rozsądek, przepadnie tak samo, jak świadomość istnienia osób, które były czymś więcej niźli jedynie posępnym złudzeniem bliskości. Świadomością, jakoby okłamywał sam siebie, że ktoś kiedykolwiek taki istniał.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi
Seiwa-Genji Enma

14.12.22 1:58
Rzadko tu bywał, choć niewątpliwie było to błędem. Miejsce wydawało się spokojne, a przynajmniej takie się wydawało, kiedy byli tutaj tylko we dwójkę. Enma nie wątpił, że w czasie wakacji roi się tutaj od rodzin chcących spędzić niedzielne popołudnie na wspólnym pikniku, a wieczorami punkt widokowy przemieniał się w miejsce nocnych schadzek kochanków. Najważniejsze, że uporczywe szmery ludzkich rozmów ucichły i zabrały ze sobą irytujące dudnienie w głowie.
Pogoda dopisywała, aczkolwiek ciemnowłosy chłopak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeszcze dzisiaj, później w nocy miasto pokryją ciężkie, deszczowe chmury. Lubił deszcz. Jego zapach, dźwięk, chłód, który pokrywał skórę. Był z tych osób, które nie bały się zmoknąć, nawet jeżeli niosło to ze sobą nieprzyjemne objawy przeziębienia w późniejszych dniach.
- Hm? - spojrzał na swojego rozmówcy zdając sobie sprawę, że postanowił jako pierwszy przerwać milczenie. Wzruszył ramionami, jakby przyczyna, przez którą zaczął widzieć duchy nie była czymś nadzwyczajnym, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że było zupełnym przeciwieństwem jego odruchu. A znamiona przeszłości i tragedii, jaka go spotkała, wciąż stanowiły bolesne blizny nie tylko na ciele, ale również na duszy.
Zwłaszcza na duszy.
- Powiedzmy, że... - zaczął i zastanowił się przez chwilę, chcąc ubrać słowa najprościej jak tylko mógł, przy jednoczesnym nie zdradzeniu jakichkolwiek szczegółów zarówno odnośnie rytuału, jak i klanu, z jakiego pochodził. Enma uznał, że przecież Aoi i tak najpewniej za parę dni zapomniałby o tym. Zresztą, nie tylko o tym, ale i o Enmie samym.
- ... jestem przemyślanym produktem. - skończył zdanie i uśmiechnął się krzywo, mimo, że Aoi nie mógł tego dostrzec, z wiadomych powodów. Enma stanął obok niego, praktycznie zrównując się z nim i sam spojrzał po panoramie miasta, które z każdą kolejną, upływającą minutą układał się do snu.
- A ty? Jak to było z twoją śmiercią. Domyślam się, że ktoś ci pomógł. Wiesz kto? Czy raczej zostajesz w sferze domysłów z nadzieją, że kiedyś trafi się przełom w tej sprawie i dorwiesz swojego oprawcę? - zagadnął, wsuwając zmarznięte palce do kieszeni bluzy, nie odrywając wzroku od miasta.
- Wiesz, jestem detektywem. Mógłbym nawet ci pomóc w tej sprawie. Oczywiście za opłatą. - dodał z uśmiechem. Wszakże nie zamierzał pracować za darmo, prawda?

@Munehira Aoi


Punkt widokowy na miasto - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma
Munehira Aoi

23.12.22 10:38
    — Produktem? — Głos Aoi przebił się łagodnie, niesiony z przyciszoną lekkością utkwioną w krótkim pytaniu, bez przymusu zdzierania martwego gardła, kiedy wokół nich buczała już wyłącznie cisza sennego Fukkatsu, szumiąca biegnącym w latarniach i neonach budynków prądem. Krótkie zwarcia niczym szepty, wirujące między fasadami szklanych wieżowców, wymazując na kilka kolejnych godzin wspomnienie wżawy i ulicznego hałasu; życia. Cisza, której wyuczył się na pamięć. — Widzisz, to trochę jak ja. Tylko akurat nie po śmierci i nie przez korzyści, jakie z niej mogły płynąć, gdybym oczywiście przeżył, a za życia, więc współczuję. — Produkt. Narzędzie, które miało być przydatne, poręczne, spełniać swoje zadanie, nie sprzeciwiać się, milczeć i wykonywać każde zadanie bez kręcenia nosem, że nie chce. Jeżeli rodzice chcieli, to on również musiał chcieć tego samego. Bez własnego zdania, poczucia wolności, okruchów świadomości, że jest oddzielnym organizmem, a nie częścią toczącej się pomalutku maszyny siejącej spustoszenie wśród tych, którzy postanowili się sprzeciwić komuś bardziej „znaczącemu"; komuś, kto uważał, że ich życia są absolutnie nieistotne, sprowadzając je do wagi pchlej egzystencji, którą należało jak najszybciej ukrócić, rozgnieść pod paznokciem w chrzęście kruchego pancerzyka. Wyplenić robactwo. I między strzępami pamięci, nie było już w umyśle Aoi wspomnienia o tym, kiedy on sam zaczął myśleć w ten sam sposób. Kiedy zaczął dzielić ludzi na gorszych i lepszych. Na tych, którzy mieli prawo żyć, a na tych, którzy nie mieli nawet praw do zagarnięcia w dłonie brudnej wody z kałuży, aby ugasić pragnienie. Ot, zwykłe robactwo, to prawda.
    Przez krótki moment dłonie Munehiry splotły się ze sobą, na wysokości ust, kiedy czujny słuch wyłapywał każde kolejne słowo Shury, wsłuchując się w jego barwę. Jego głos niósł w sobie coś kojącego, pewne zmęczenie i zniechęcenie, które odnajdywało schronienie w świadomości Aoi, traktując je poniekąd jak swoje własne. Bo czy właśnie nie było to coś, co ich łączyło? I czy nie powinien o tym zapomnieć, a przynajmniej nie roztrząsać takich detali, aby przetrwać kolejny dzień, kolejną dobę, tydzień... kolejno miesiąc, bez poczucia, że śpieszy mu się bardziej do żywych, niźli zdawało mu się początkowo. Samotność, chociaż pamiętana jako codzienność, w formie yurei zdawała się bardziej paskudna, bo wypełniona emocjami, których nie znał za życia. Dlatego też nieznacznie obrócił twarz w kierunku Shury, ślepym spojrzeniem przesuwając przez jego ciało, chociaż przecież nie będąc pewnym czy zaszroniona tęczówka łapie cokolwiek. Wiedział jednak, że jest obok, dopóki zgłoski wplatały się w ciasno utkaną noc.
     Słysząc pytanie o swoją śmierć, uśmiechnął się blado, zaraz podbijając ten, prawie że pozytywny grymas perlistym śmiechem, opuszczając dłonie sprzed rozszarpanych warg w swobodnym ruchu. Poruszenie ramieniem ucięło jednak wszelką, bardzo złudną radość, opierając się zamyśleniem na linii gładkiego czoła, wyglądającego alabastrowym pobłyskiem spod zlepionych posoką popielatych kosmyków włosów. — Mam swoje typy  — rozpoczął miękko, pozwalając ciału zwrócić się w stronę mężczyzny, odszukując pokrytymi ranami palcami kieszeni swoich spodni, do których to od razu połowicznie wsunął dłonie. Kolejne słowa znów osiadły na wargi łaskotliwym uśmiechem. Nie sądził, aby mężczyzna był w stanie w jakikolwiek sposób mu pomóc; nie jeżeli chodziło o środowisko, z którego pochodził. Znał to bagno doskonale. Lepkie, śmierdzące, chociaż przykryte przypudrowanymi policzkami i drogimi materiałami strojów. Stęchłe. Na wpół martwe, zlane ropą z zachłannych pysków. — Uwierz mi, że tutaj nawet najlepszy detektyw nie pomoże. W grę wchodzi zbyt wysoka stawka. Towarzystwo, że tak się wyrażę, w jakim się wychowałem, jest jak ruchome piaski. Musisz trwać w bezruchu, bo jeżeli zaczniesz się za bardzo miotać, przez myśl, że może uda ci się uwolnić, wchłonie Cię całkowicie  — zakończywszy zdanie, spiął się automatycznie, wyłapując szelest kilka kroków od siebie, instynktownie zwracając twarz ku głębi ciemności. Kot? Pies? Człowiek? Ponownie cisza. Yokai? Nie, nie tutaj... Inne yurei? Robisz się przeczulony...  — Pieniądze nie stwarzają problemu, a bardziej to, czy jesteś w stanie poświęcić swoje życie, goniąc za nimi, Panie egzorcysto-detektywie. Co jeszcze ciekawego potrafisz? Uczysz sieroty kaligrafii po tym, jak uda Ci się rozwiązać jakąś niesamowicie krwawą sprawę czy może raczej piszesz haiku o każdej wyegzorcyzmowanej duszy?  — zaczepne, podbite bardziej nonszalancką nutą tlącą się na czubku języka, z wywiniętym w szelmowskim uśmiechu, nietkniętym przez psie kły kąciku ust.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

04.01.23 1:42
- Ano. - przytaknął mężczyźnie, samemu opierając się plecami o siatkę zabezpieczającą, zaciskając palce na metalu za nim. I choć zdawało się, że takie wspomnienia oraz doświadczenia powinny permanentnie odcisnąć swe piętno na jego umyśle, Enma sprawiał wrażenie, jakby tak naprawdę rozmawiał o pogodzie bądź innym, trywialnym temacie. Nic ważnego, ot, kolejny dzień w klanie, w którym przyszło mu się urodzić.
A przecież prawda była zupełnie inna.
Głęboko zakopana w odmętach podświadomości, wciąż świeża niczym niegojąca się rana. Ropiejąca, brudna i pełna jadu. Wspomnienia każdej nocy kładły swe obślizgłe palce na nim, wgryzając się głęboko w jego umysł, niosąc ze sobą obrzydliwe obrazy, wykrzywione twarze yokai i yurei, które z dnia na dzień stały się nieodłącznym elementem jego egzystencji. Strach, niepewność i okrucieństwo towarzyszyło mu w każdym momencie od chwili, gdy ponownie uchylił powieki po tym, jak został zamordowany na oczach wszystkich członków klanu. Prawie wszystkich, bo wśród gapiów brakowało tej jednej, najważniejszej w jego życiu osoby. Tej samej, która parę miesięcy później pozostawiła po dzień dzisiejszy bolącą na szyi bliznę. Tej samej, której istnienie, choć niewątpliwie już nie było pośród żywych, wciąż paliło w sercu chłopaka. Tej samej, za którą tęsknił każdej nocy, i każdego dnia.
Ale Enma musiał żyć dalej. I udawać przed światem, że nic się nie stało. Przecież tak miało być. Przedstawienie nadal trwało a on niczym marionetka musiał grać tak, jak los pociągnął za swe sznurki.
- Można powiedzieć, że całe moje istnienie zostało zaplanowano. To, że się urodzę oraz to, że umrę. Ot takie rodzinne zabawy. - uśmiechnął się gorzko, czując nieprzyjemny posmak na języku, jakby jad, którym był wypełniony w końcu zaczął się przelewać.
Wysłuchał uważnie jego słów, choć wielokrotnie musiał zdusić w sobie chęć wejścia mu w słowo, gryząc się w ostatniej chwili w język. Zupełnie ignorował otoczenie, choć ciężkie treningi, których doświadczył przez lata nakazywały mu pozostać wciąż czujnym. Ataki mogły nadejść z każdej strony, w każdej chwili. Nie tylko ze strony yokai, ale również ludzi. Czasami bywało tak, że ci ostatni byli o wiele gorsi od demonów.
- Oi, Aoi. Nie doceniasz mnie. - usta wykrzywiły się w słabym uśmiechu odsłaniając przy tym nieznacznie zęby.
- Mam swoje źródła. Nie tylko wśród żywych. Jestem najlepszym detektywem w tym mieście. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych jak i spraw, których bym nie rozwiązał. A co do pieniędzy.... - odsunął się od siatki i podszedł bliżej jasnowłosego. I choć nie mogli fizycznie się dotknąć, to Enma wiedział, że yurei z pewnością wyczuwa jego obecność, która w normalnych warunkach klasyfikowałaby się jako bezczelne przekroczenie wszelakich granic przestrzeni osobistej.
- Nie potrzebuję pieniędzy. Wszakże zapłata może zostać zaoferowana w innej formie. - zmrużył lekko oczy, a odpowiedź na to, jakie inne formy chodził mu po głowie postanowił zostawić dla wyobraźni jasnowłosego.
- Nie będę jednak się narzucał ze swymi usługami. Wiedz jednak, że jak któregoś dnia postanowisz z nich skorzystać, to z łatwością mnie znajdziesz. - powieki lekko opadły, kiedy przyglądał się uważniej paskudnemu profilowi mężczyzny.
- Tak. Dodatkowo szyję na drutach szaliki i sweterki dla sierot. Chcesz jeden? - zapytał tonem przesiąkniętym sarkazmem.
- Może kiedyś się dowiesz, ale z pewnością nie dzisiaj. Mam jednak wrażenie, że moje życie jest o wiele nudniejsze od twojej... egzystencji, mój drogi. Ale wiesz, mogę napisać haiku o tobie. Wręczyłbym ci je osobiście ale, no cóż, mamy tutaj pewne ograniczenia.

@Munehira Aoi


Punkt widokowy na miasto - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Munehira Aoi

20.01.23 15:37
     Zgrzyt metalowej siatki wgryzł się w słuch, przechodząc w zmarszczenie czoła i ściągnięcie brwi. Nie odważyłby się; za życia nigdy. Nie zaufałby. Nie ufał samemu sobie, a co dopiero zapewne zardzewiałej plecionce, której sploty mogły w każdej chwili puścić, ze świstem upuszczając ciało, które początkowo jeszcze spięte, dalej przebiłoby się przez opór powietrza bezwładnie jak szmaciana lalka. Bezmyślne zachowanie, kogoś, kto raz znalazł się na granicy i zdołał z niej zawrócić; teraz nie doceniając tego cholernie przecież kruchego życia, jakie mimo wszystko posiadał. Albo było mu obojętne. Skończyć to, co zaczął ktoś inny. Wiedząc, że zawsze można wylądować na jeszcze gorszej pozycji... Jako yurei, które miał tuż obok siebie, jako dowód, że może być fatalniej, jeszcze bezsensowniej, paskudniej. A czy właśnie nie tego głównie bali się ludzie? Brzydoty śmierci, jej naturalistycznej strony, tego rozerwanego ścięgna, które błyskało wilgotnością. Tak, jak Aoi nie miał możliwości zderzenia się naocznie z wulgarnością dosłownie nagiego, bo obranego ze skóry ciała, tak Shurę, tak samo, jak i miliony innych ludzi, właśnie to, mogło jeszcze trzymać „przy życiu". Nawet jeżeli nudnym i płaskim, to jednak życiu o aparycji „miłej” dla oka, więc mimo wszystko o większym znaczeniu.
     — Jak chcesz się zabić, to możemy Ci znaleźć przyjemniejszy sposób, a nie upadek z takiej wysokości, bo... wyglądałbyś wtedy gorzej ode mnie. — Krótki śmiech przesunął się przez słowa, opierając się na nich delikatnie i swobodnie, bo akurat w sferze śmierci czuł się jak ryba w wodzie i nikt mu nie mógł tego odebrać. 
     — Och spokojnie, to nie tak, że nie doceniam akurat Ciebie; nie doceniam nikogo, więc jesteś na równi ze wszystkimi, a to stanowczo lepsze niż bycie gorszym od innych, a czasami nawet od bycia ponad innymi. — Przyciszył głos, czując, jak fizyczność mężczyzny staje się bardziej namacalna, tak, jak i w metrze miał go na wyciągnięcie dłoni, teraz, Munehira odnosił wrażenie, że wystarczyło wykonać milimetrowy ruch, subtelne drgnięcie, aby przeniknąć przez jego ciało. Zabawne, kiedy brak cielesności eliminuje dyskomfort związany z tak bliską obecnością drugiego istnienia, co za życia wprawiałoby w rozogniony gniew, tak teraz, było... nijakie. Nierealne. Nie mające znaczenia, poza na wpół śmieszną zabawą w „nie możesz mnie dotknąć, chociaż chcesz". Shura miał coś, czego Aoi pragnął. Był kimś, kim sam chciał być. Był żywy. Nie poruszył się, wpółprzezroczysta forma trwała niewzruszona, majacząc obryzganą w krwi błękitną, letnią koszulą, tnąc ostrym kontrastem lekkiego odzienia na tle zbliżającego się zimna. Jedna z dłoni po krótkiej chwili wykonała nieznaczny ruch ku górze, przesuwając się swobodnie przez eter i też przez ramię Shury, zanim Aoi zatrzymał się i ponownie odezwał, podejmując po krótkiej ciszy rozmowę. — „Zaoferowana"... Fatalnie trafiłeś. Nie przeczytam Ci nawet bajki na dobranoc, a co dopiero wykonywanie jakichkolwiek przysług. Ale moja bezużyteczność potrafi być rozczulająca.  — Kłamstwo, które było nim jedynie połowicznie. Potrafił wiele, dokonał wiele i miał przed sobą jeszcze dużo punktów do odhaczenia, aby poczuć się spełnionym. Nikt jednak nie zakazał mu grania roli poszkodowanego, umęczonej duszy, która przez pecha samego faktu, że była kiedyś częścią czegoś żywego, teraz tułała się och jakże bez celu, och jakże bezsensownie przez to podłe miasto, pełne brutalności i syfu zalegającego pleśnią pod skórą każdego mijanego człowieka. — Z łatwością? — Pytanie zadrgało w subtelnym rozbawieniu, nim wypchnęło kolejne słowa, w tonie już śmiertelnie poważnym. — W takim razie na pewno skorzystam. Dla samego faktu, żeby przekonać się, jak łatwo Cię odnaleźć i dlaczego.
     — Chcesz mi powiedzieć, że nie uda Ci się ułożyć żadnego teraz? Nie jestem wymagający. To nie takie trudne. Siedemnaście sylab raczej udziergasz z głowy. Pięć, siedem, pięć.  — Na krótki moment odchylił głowę do tyłu, wzrokiem poszukując odpowiedzi, jakby ciemne sklepienie nieba ją w sobie zawierało, choć doskonale wiedzieli, że zamglone spojrzenie topiło się w głębi wiecznego mroku, a nie granacie naznaczonym świetlistymi punktami, niby to poprzekłuwanym cienką igłą, wpuszczając na ziemię światło innego miejsca, jaśniejszego i o wiele cieplejszego niż to, w którym przyszło mu trwać.  — Ślepota mnie nieznacznie ogranicza, ale nie szkodzi.  — Słowa musnęły wargi łagodnie, tkając je w chłodnym powietrzu, zanim to podbródek zwrócił się ku dołowi, pozwalając twarzy skierować się wprost pod spojrzenie Shury.    — ludzki ul szumi
złodziej ciszy umysłu
noc pustką piszczy
   — Subtelne klaśnięcie w zorane zębiskami dłonie, zadziałało niczym kropka na końcu haiku, pozwalając kącikowi warg drgnąć w uśmiechu.  — Możemy też pójść w tę stronę...
Noc umknie nagle
Gdy spotkamy się znowu
Bez sensu i tchu...

Jeżeli ślepy dał radę, to Ty, widząc wszystko to, co mi umyka, tym bardziej, detektywie-egzorcysto, aczkolwiek nie jestem fanem poezji, a poeta ze mnie marny. Co słychać. Więc szalik sprawdzi się o wiele lepiej.
— Oba przedramiona splotły się na torsie we wprawnym ruchu, a mleko rozlane na gałkach ocznych wbiło się w twarz Shury, zwodzone bliskością jego głosu. — Tylko nie szalej z kolorami za bardzo

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto - Page 2 0YAOCnr
Munehira Aoi
Seiwa-Genji Enma

17.02.23 2:04
Uśmiechnął się lekko pod nosem, i jakby na złość samemu sobie oraz całemu światu, oparł się jeszcze mocniej o metalową siatkę, aż ta niebezpiecznie zadrżała sprawiając wrażenie, że lada moment nie wytrzyma ciężaru i pęknie.
Czy chciał się zabić?
Nie. Enma nie miał skłonności samobójczych. Nigdy nie sięgał po żyletkę, by jej ostrzem rozciąć bladą skórę na nadgarstkach. Nigdy też nie zatrzymywał się na postach, przy torach bądź na skarpach. Nie spoglądał w przepaść z chęcią zrobienia o jeden krok za wiele. Nie, zdecydowanie nie był tym typem, który chce skończyć sam ze sobą przy każdej, nadarzającej się okazji.
Jednakże... Enma jednocześnie nie dbał o życie. Gdyby znalazł się w sytuacji zagrażającej jego istnieniu, to najpewniej poddałby się i nie podejmowałby walki o przetrwanie. I nie dlatego, że był tchórzem, a dlatego, że nie czuł... potrzeby, aby to zrobić. Jego życie praktycznie od szóstego roku życia zostało zaplanowane. To za niego zdecydowano jak będzie spędzał czas. Czego będzie się uczył. Do jakiej szkoły będzie chodził. Jak będzie wyglądała jego przyszłość. W tej kwestii nie miał nic do powiedzenia, a każde próby dziecięcego buntu kończyły się boleśnie. Dyscyplina, jaką wprowadzano w jego życiu skutecznie zdeptała wszelakie marzenia i plany, jakie miewały osoby w jego życiu. Enma nie miał celu. Nie, inaczej. Cel miał, musiał go mieć, ale tak naprawdę nie należał do niego, a do klanu. Dlatego też tak łatwo było mu pożegnać się z życiem, mimo że sam nie pchał się w objęcia śmierci.
- A jaką masz pewność, że stałbym się yurei po śmierci? - zapytał z lekkim rozbawieniem w jego głosie.
- Może od razu trafiłbym przed oblicze Enmy, który zważyłby moje grzechy i uczynki, a potem pokierował w odpowiednie miejsce mą duszę? - dodał, unosząc wzrok na niebo i przymknął na moment oczy, pozwalając wiatru na otulenie jego twarzy.
- Jeśli umrę, to umrę. Będziesz mógł przynosić kwiatki na mój grób. Lubię słoneczniki, bo są piękne w swej brzydocie. - i choć pozwolił sobie na parsknięcie, to w jego słowach można było odszukać ziarno prawdy. Jego myśli zaczęły rozjeżdżać się, oddawać słodkiej i błogiej chwili nieróbstwa, i ów stan z pewnością potrwałby kolejne długie minuty, gdyby nie cudowne haiku, jakie zaprezentował jasnowłosy.
Enma uchylił powieki i spojrzał na niego, kiedy ten skończył, a na jego twarzy, choć Aoi nie mógł tego dostrzec, malowało się zaskoczenie i nawet wdarł się tam błysk podziwu.
- Woah. - westchnął unosząc dłonie i krótko zaklaskał. O dziwo, szczerze.
- No powiem ci, że całkiem ładnie ci to wyszło. Jak będziesz miał ciało, to powinieneś wydać swój tomik. Byłbym pierwszy w kolejce do zakupu i zostałbym twoim najwierniejszym fanem! - nagle podszedł do niego i zatrzymał się dosłownie parę ledwo zauważalnych centymetrów od ducha.
- Aoi. Odnajdź mnie, kiedy zdobędziesz już ciało. Będę na ciebie czekał. A gdy już tego dokonasz, dostaniesz ode mnie mały prezent. Postaram się, obiecuję! A do tego czasu... nie pozwól, by ukradli ci wspomnienia. Nie pozwól, by negatywne emocje nad tobą zapanowały. Nie stań się borei. Obiecaj mi to. - powiedział cicho, odnajdując w rozmowie z nim zaskakująco wiele przyjemności. I chęci, aby ich ponowne spotkanie nastąpiło jak najszybciej.
Nie potrzebowali więcej zbędnych słów, nawet w chwili, w której Enma odwrócił się i powoli wycofał się, kierując kroki w stronę zejścia z góry.
Czuł, że słowa nie był już potrzebne.

zt

@Munehira Aoi


Punkt widokowy na miasto - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Munehira Aoi ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

19.03.23 2:06
| 18 marca, popołudnie

Oparła skroń o chropowata powierzchnię ściany, chłonąc chłód, jaki oferowała. Czuła, jak iskrzące we krwi impulsy zmęczenia, zajmując kolejne połacie ciała. Nawet jeśli w dużej mierze, pracowały dłonie i natchnienie umysłu, całe jej ciało zdawało się wołać o odpoczynek. Dzień był intensywny, niewiele z jej projektów należało do tak mocno przesyconych. Napędzało ją to do działania. Utrzymywało w stanie pobudzonego czuwania. Mimo to, pierwszą emocją, która trzymała ją w pionie, była czysta satysfakcja z wykonanego zlecania. Komplet rysunków - na bazie wielu szczegółowych opisów i rozmów ze świadkami, w kilku wariantach - został przejęty przez funkcjonariuszy i złożony do dokumentacji. Jeśli się nie myliła, co najmniej jedno miało posłużyć do publikacji w śledztwie, o poszukiwaniu... mordercy.  Carei pozwolono w końcu na spakowanie rzeczy i finalne - obleczona podziękowaniem oraz zapłatą -mogła opuścić jedno z tłocznych pięter komisariatu.  Przy głównym wyjściu czuła na sobie kilka, zapewne zdziwionych jej obecnością spojrzeń, ale zdążyła się przyzwyczaić.
Było coś jeszcze. Niespokojność dnia, jego intensywność, chociaż w ogromnej mierze bazująca na powadze wykonywanego zlecenia dla policji, opierało się i na tłumionym, podekscytowanym oczekiwaniu. Mogła udawać, zapierać się, że było inaczej, ale poranna wiadomość wprawiła jej ciało w rezonację, z której trudno było się wytrącić. Enma milczał. Długo. Miała świadomość licznych obowiązków, jakie musiał pełnić, jakimi obarczano jego barki plasując na pozycji, jaką mu przydzielono. Tak, wiedziała. Pamiętała, przywołując do porządku kłujące igły żalu. A jednak naiwnie czekała na wiadomość. Na znak, że jej obecność, wciąż znajdowała się na płaszczyźnie jego uwagi. Tęsknoty, którą sam przecież deklarował. Za wiele sobie wyobrażała. Dopowiadała. Koiła frustrację na różne sposoby, tłumiąc w końcu i oczekiwania, nadal nie bardzo rozumiejąc, co rzeczywiście w tym wszystkim sprawiało jej taki ból. I dlaczego.
Zakładała, że odpuściła, ale podekscytowanie plecione wespół z niepokojem wyznaczało ścieżkę kroków, które pokonywała wychodząc z komisariatu. Mogła przypuszczać, że był to zbieg okoliczności, że - akurat dziś napisał. Miała urodziny. Czy pamiętał? Nie chciała stawiać na żadną opcję - z jednej strony opierając się rozczarowaniu, z drugiej - kiełkującej na nowo - tęsknocie. Zapewne, mogłaby usłyszeć, ze była naiwna, ale... odkąd pełna nadziei, znaczyło to samo, co naiwna?
Z oddechem ulgi, zatrzymała się na jednym z ostatnich stopni, kierujących do wejścia. Miała jeszcze chwilę, dlatego zsunęła z ramienia, szeroką torbę ze szkicownikami i przyborami do rysowania, podsuwając pod krawędź stopnia. Sama, usiadła obok, bliżej prawego boku, nie chcąc zajmować miejsca dla potencjalnych... gości. Palcami chwyciła końcówkę splecionego warkocza i w nagłym impulsie, zsunęła wstążkę, rozplątując czarne pasma, które rozsypały się luźno na ramieniu i plecach. Czemu to zrobiła? Czemu chciała ładnie wyglądać? Mimowolnie poprawiła białą koszulę, której rękawy wciąż miała podwinięte. Rozpięty płaszcz pozostawiła luźno. Na nadgarstku, dostrzegła kilka pozostawionych, grafitowych smug. Niezlanie od tego, jak starała się, rysunkowe znaczniki, jak blizny, zdobiły blade place w różnych miejscach. Rozprostowała lekko zdrętwiałe dłonie, przecierając ich wnętrze przez materiał dżinsowych spodni, by ostatecznie, oprzeć łokieć na udzie, a policzek wesprzeć na drobnej ręce, na której zakołysała się też znajoma, delikatna ozdoba. Prezent od Enmy.
Przechyliła głowę, obserwując mijanych od czasu do czasu ludzi. Nie tak daleko, widziała budynek, na którego dachu znajdował się punkt widokowy na miasto. Pamiętała. Dawno temu, była tam. Brzmiało to jak odległy sen. Z krótkiego zamyślenia, wyrwały ją zbliżające kroki. Nie było w nich pośpiechu, który zapamiętała z pierwszego spotkania. Był tu. I nie był sam. Podniosła się z miejsca, nie chwytając jeszcze leżącej torby - Jesteś... - emocja przekuła się przez pierś, zawierciła niespokojnie, odejmując, a może dodając - rytmu kołyszącego się w piersi - Jesteście - poprawiła się, rozciągając w jasnym uśmiechu, maźnięte czerwienią wargi i w końcu spoglądając na merdające ogonem, towarzystwo jej dawnego? przyjaciela.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Seiwa-Genji Enma ubóstwia ten post.

Seiwa-Genji Enma

26.03.23 0:44
Pogoda na całe szczęście dopisywała. Leniwe, wiosenne promienie powoli kierowały się ku horyzontowi, by już w ciągu kolejnych dwóch godzin ułożyć się do snu, pozostawiając po sobie przyjemne uczucie ciepła na chłodnej skórze. Enma trzymał blisko nogi psa, bo choć zdążył nauczyć się jej nawyków, tak zabranie jej w zupełnie nowe miejsce mogło nieść ze sobą niespodziewane komplikacje. A tego wolał uniknąć, zwłaszcza, że nie miał pojęcia jak zachowa się przy Eji. Pozostało mu jedynie trzymać się naiwnie nadziei, że psina polubi dziewczynę.
W sumie jak tak teraz się zastanowić, to do Eji zwierzęta zawsze lgnęły. A przynajmniej było tak w czasach licealnych, o ile pamięć go nie zawodziła. Wszelakie bezpańskie koty nigdy przed nią nie uciekały, a nawet ptaki nie miały problemu siadać nieopodal jej osoby, jakby wiedziały, że nie uświadczą jakiekolwiek krzywdy ze strony ciemnowłosej.
Wyciągnął dłoń i dotknął łba Måne, która na moment zadarła go, aby na niego spojrzeć.
Weszli po schodach i już po krótkiej chwili, która choć trwała kilka ulotnych sekund, zaskakująco długo się ciągnęła, jakby jakaś niewidzialna siła za wszelką cenę nie chciała dopuścić do dzisiejszego spotkania. Kiedy znalazł się na miejscu, od razu dostrzegł dziewczęcą sylwetkę o długich i lekko powiewających na wietrze włosach. Mimo wszystko jego wyraz na twarzy momentalnie złagodniał, choć do tej pory usta miał ściśnięte mocno, w wąską linię, a brwi delikatnie ściągnięte. Znalazłszy się wystarczająco blisko, uniósł jedną dłoń w geście powitania.
- Jak zawsze jesteś przed czasem. - stwierdził przypominając sobie, że to on zawsze się spóźniał, choć niewątpliwie starał się być zawsze na czas.
- Oczywiście, że jesteśmy, przecież się umówiliśmy. - dodał z oczywistością w głosie, kierując wzrok dwubarwnych tęczówek na swoją czworonożną towarzyszkę.
- Poznajcie się. To Måne. Znalazłem ją parę miesięcy temu, więc może być nieco wystraszona i nieśmiała, ale jestem pewien, że przypadniecie sobie do gustu. - mruknął przenosząc spojrzenie na stojącą przed nim dziewczynę.
- Ja było w pracy? Ach, i najważniejsze. Wszystkie najlepszego, Eji. - uśmiechnął się do niej, jednocześnie wyciągając z kieszeni mały pakunek, w którym znajdował się delikatny, złoty wisiorek z zawieszką w kształcie słonecznika o czerwonych kamieniach w środku. Szczerze powiedziawszy nie wiedział co jej dać na urodzin. Przecież nie mieli ze sobą kontaktu przez bardzo długi okres czasu, przez kilka dobrych lat. Jej preferencje i gusta mogły ulec zmianie. Prawdę powiedziawszy, Enma celował bardziej w coś uniwersalnego, ale ostatecznie jego spojrzenie pochwycił ów słonecznik. Uznał, że będzie wyglądał bardzo ładnie na jej smukłej szyi. Aczkolwiek nie odczuje żadnej urazy, jeżeli nie spodoba jej się i ostatecznie prezent od niego spocznie na dnie jakieś szuflady.
Zrozumiałe.
- Masz jakieś specjalne miejsce, w które chciałabyś się udać?

@Ejiri Carei


Punkt widokowy na miasto - Page 2 Mrbg22G
Seiwa-Genji Enma

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

31.03.23 0:25
W powietrzu chwytała ulotną woń przebudzenia. Niewiele wspólnego miało to z wiosenną aurą, chociaż ta - rozkwitała. To, czym oddychała, wiązało się z jednoczesnym źródłem niepokoju i napięcia, co rozgrzewało się tłumioną ekscytacją. Jak wiele czasu minąć musiało, by rzeczywistość zgodziła się odpowiedzieć na jej nieme prośby? Czy może, znudziła się kpiną wymijania, jak niedokończoną grą? Eji zdążyła ochłonąć. To, co wcześniej kołatało uparcie, dopominając się o uwagę od pierwszej chwili, na balu, gdy zrozumiała, że on tam się znajdował, przygasiło palący wstyd, odsunęło winę. Pozostawiło tylko tęsknotę nienaruszoną, ale z tą - radziła sobie wystarczająco długo, by nie dać jej wyrwać się- tak, jak to zrobiła, gdy ją wtedy, po balu, znalazł. Jak robił to zawsze, odkąd pamiętała. Uciekała, gubiła się, ukrywała. Nie miało znaczenia. Znajdował ją zawsze. Być może, ale tylko być może dlatego, że chciała by ją znalazł. Miał w sobie coś z łowcy. Z tych co tajemnicą chronili w sobie niebezpieczeństwo, co potrafili uspać czujność i zaatakować. Czy byłą tą naiwną owieczką, co czuła się przy nim bezpiecznie?
Mimowolnie, jeszcze raz przeglądała wymienione z rana wiadomości. Czy niczego nie zrozumiała opacznie? Coś też brzydko zaswędziało emocją, gdy pojawiło się imię Many. Odpuściła jednak kreowanie dziwnych scenariuszy, nie chcąc karmić niepewności, pozostawiając znowu - w rękach losu jej własny. Nie chciała stawiać się w żadnej z ról, które kiedyś tak łatwo wcielała, chociaż miała wrażenie, że - znowu - odbierała w sobie ciche sygnały kwitnienia, przebudzenia, jak ze snu, co zbyt długo trzymam ją koszmarem. Nie chciała być naiwna, a pełna nadziei. Chciała obdarzać łagodnością, ale nie udzielać przyzwolenia na wszystko. Tak proste w swej odsłonie, że najtrudniejsze.
Nie umiała radzić sobie z uśmiechem, jakim ją obdarzał. Nie do końca. Nie walczyła więc z kradnącą jej własny uśmiech - czułością, gdy odbiła się spojrzeniem od tych jasnych, rysowanych ramą złota i słońca - Na dobre, warto czekać - uśmiech nie gaśnie, gdy wstawała, witając chłopaka i psinę, co dreptała tuż obok nogi. I z naturalna dla siebie delikatnością, kucnęła, nie chcąc z góry witać się z Mane - miło mi cię poznać, kochanie - odezwała się łagodnie, czuło. Znajdowała się na tyle nisko, że mogła spojrzeć stworzonku wprost w czujne ślepka. Eji wysunęła dłoń przed siebie, ale nie dotykając jeszcze psiego łebka, dając za to szansę, na oswojenie się z jej obecnością i zapachem. Bez gwałtownych gestów, ściszając nawet głos do łagodnej powagi. Dopiero potem, nie podnosząc się, spojrzała do góry, ze spojrzeniem jaśniejącym - gdzie ją znalazłeś? I... co cię natchnęło, by zatrzymać? - przechyliła głowę, na moment, podpierając łokieć na udzie, a podbródek na swojej dłoni, chcąc, byc może trochę bezkarnie, obserwować profil chłopaka - W porządku. Zapewne jutro będę miała powtórkę - odpowiedziała, pamiętając, ze na komisariacie uprzedzili ją o możliwości ponownego spotkania. Na kolejne słowa - nie była gotowa. W pozycji podpartego zaskoczenia, wydusiła zakłopotane - Oh - w końcu, unosząc się do pionu. Splotła niespokojnie dłonie przed sobą - Dziękuję... nie musiałeś - mrugała, nieco za szybko, ścigając spojrzeniem śliczna ozdobę, to lokując wzrok na oczach chłopaka. I nim ugryzła się w język, nim nieśmiałość, zatoczyła nad nią pełne koło, dygnęła - Możesz... możesz mi go założyć? - dłonie, sięgają rozsypanych czernią włosów, zgarniając pukiel na ramię - jeśli chcesz - dodała pospiesznie, czując, jak ciepło zakrada się na szyję właśnie, by wspiąć nieco wyżej.
I tylko pokręciła głową, bo miejsc specjalnych nie miała, ale... - Możesz nas zabrać, gdzie chcesz - głos zajaśniał tak jak uśmiech na początku, gdy spogląda w dół, znowu na czworonożna ich towarzyszkę - Poprowadź mnie.

@Seiwa-Genji Enma


Punkt widokowy na miasto - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei

Warui Shin'ya and Seiwa-Genji Enma szaleją za tym postem.

Sponsored content
maj 2038 roku