Schody do Niebios - Page 3
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 14:30
First topic message reminder :

Schody do Niebios


To tylko potoczna nazwa dla najwyższego drzewa w Fukkatsu, zwanego "Na mo naki ki", Bezimiennym Drzewem. W japońskiej religii shintō przyroda jest symbolem czystości; to miejsce kontaktu z bóstwami i duchami. Niektórzy wciąż wierzą, że po drzewach bogowie schodzą z niebios na ziemię.

Cedr osiągnął wysokość ponad trzydziestu dwóch metrów, z obwodem pnia wynoszącym ponad osiemnaście. Co do jego wieku, zdania są podzielone. Część specjalistów z dziedziny dendrometrii uważa, że może sięgać nawet 7000 lat - podobnie jak sławny Jōmon Sugi z wyspy Yakushima. Inni natomiast przypisują mu maksymalnie 3000. Bez względu jednak na liczby, drzewo to cieszy się szczególnymi względami tutejszej społeczności. Stanowi jeden z niewielu punktów nawiązujących do natury, co samo w sobie wywołuje zaskoczenie u wszystkich obcych. Nie można dziwić się ich reakcjom, gdy przemierzając bezkresne meandry szarych, brudnych, betonowych uliczek nagle natrafiają na miejsce z odrobiną barw. Stare korzenie wyrastają spomiędzy zniszczonego, "połamanego" bruku, a gałęzie pną się ku górze, obrośnięte soczystą zielenią, sprawdzając się idealnie jako zadaszenie podczas upalnych, letnich dni. Wiele złego można powiedzieć o mieszkańcach Nanashi, ale z całą pewnością nie zaliczają się do osób, które nie potrafią zadbać o to święte drzewo. Starsze pokolenie szepcze zresztą historie o bogach, których stopy kładą się na gałęziach cedru, rozkwitając liście na wiosnę. Ile w tym prawdy - ciężko stwierdzić.

Haraedo

Hasegawa Jirō

Wto 3 Sty - 0:09
  Nie rozumiał, co się tu działo. Czuł jakby błądził zupełnie po omacku, a wszystko za co próbowałby się zabrać było z góry skazane nie tylko na porażkę, ale i irracjonalną niechęć ze strony każdego ducha jakiego napotkali. Na strofowanie go przez staruszkę odpowiedział jedynie rozdrażnionym westchnięciem.
  Przywołany przez Shirshu samym spojrzeniem, znalazł się tuż obok niej, czując, że ona też nie ufa kolejnemu duchowi. Mimo że te lepiły się do niej niczym kocie kłaki do landrynki upuszczonej na dywan.
  Wyjście jest za wami.
  Jeszcze nigdy tak szybko nie zareagował na czyjeś słowa, mało sobie karku nie skręcając przy gwałtownym obejrzeniu się za siebie. Starucha faktycznie miała rację, Jiro od razu rozpoznał dzielnicę, z której tu przybyli. Skinął głową na rudzielca, dając jej znak, że tym razem nie wygląda to jak kolejna sztuczka tutejszych zjaw.
  – Spadamy stąd – mruknął dziewczynie prosto do ucha, jakby bojąc się, że ta spróbuje tu zostać i pociągnął ją delikatnie za rękaw, jak dzieciak.
  Spojrzenia Razaro i ziemniaczkowego yokai spotkały się na moment i yurei z zaskoczeniem odkrył, że w końcu ktoś nie patrzy tu na niego z niechęcią. Przygryzł wargę pod maseczką chirurgiczną, ulegając stworkowi i jeszcze natarczywiej pociągnął Shirshu w kierunku wyjścia.
  – Zostałaś przegłosowana, wychodzimy stąd.

@Hecate Shirshu Black @Mistrz Gry




Hasegawa Jirō
Hecate Black

Wto 3 Sty - 18:47
 Obserwowała bacznie wszystko dookoła siebie, coraz bardziej tracąc przy tym poczucie sensu. Skupiła się więc na Jiro i jego mimice oraz wypowiadanych przez kobietę słowach. Raz tylko spojrzała na trzymanego w rękach abura sumashi, gdy nieznajoma kobieta wspomniała o jego naturze. Musiała przyznać jej rację. To konkretne stworzonko było nad wyraz przyjazne i nie chciałaby musieć zostawiać go w miejscu, w którym wcale być nie chciał.
 – Zaopiekuję – obiecała, nie mając nic więcej do dodania. Chciała już wrócić do Kinigami, pokazać nowemu towarzyszowi jego nowym dom i przedstawić mu sąsiadów oraz okolice, powiedzieć gdzie nie powinien spacerować i na jakie miejsca uważać. Na szczęście taka opcja dość szybko się pojawiła.
 – Dobrze, chodźmy – odparła, czując któreś z kolei pociągnięcie za rękaw. Uległa namowom ich obojga, choć gdzieś z tyłu głowy wciąż przemykało kilka pytań, na które chciała poznać odpowiedzi. Tym razem dała jednak spokój i posłuchała Jiro.

z/t x2



Schody do Niebios - Page 3 Dbxp57j-dedbb91a-6777-42a9-adb3-e1e58d0c1967.png?token=eyJ0eXAiOiJKV1QiLCJhbGciOiJIUzI1NiJ9.eyJzdWIiOiJ1cm46YXBwOjdlMGQxODg5ODIyNjQzNzNhNWYwZDQxNWVhMGQyNmUwIiwiaXNzIjoidXJuOmFwcDo3ZTBkMTg4OTgyMjY0MzczYTVmMGQ0MTVlYTBkMjZlMCIsIm9iaiI6W1t7InBhdGgiOiJcL2ZcLzNhN2E1NDllLTIwOGItNDRiOS04NTAwLTE2NzY3NGI0YTY2NlwvZGJ4cDU3ai1kZWRiYjkxYS02Nzc3LTQyYTktYWRiMy1lMWU1OGQwYzE5NjcucG5nIn1dXSwiYXVkIjpbInVybjpzZXJ2aWNlOmZpbGUuZG93bmxvYWQiXX0
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Hecate Black
Mistrz Gry

Sob 14 Sty - 5:37
Opuściliście jaskinię, po której nie było śladu, kiedy tylko znaleźliście się w tak dobrze znajomym Nanashi. Nie było również śladu po płaczącym cesarzątku, który jeszcze kilka dłuższych chwil temu przeszkodził w waszym spokojnym spacerze. Wszystko wydawało się być takie, jakie powinno - bez płaczu, bez yokai chcącego was zwodzić i oprowadzać po ogrodach pałacu, który niczym nie przypominał slumsów Fukkatsu.
Byliście pewni, że coś za wami zostało - jakiś sekret, którego nie chcieliście zgłębiać, a który budził niepokój u stworzenia, które teraz przysypiało na rękach Shirshu, i które od dzisiejszej nocy chciało podążać za swoją nową przyjaciółką, aż do puszczy, w której wiedźma żyła.
W najbliższej przyszłości nie dotrze do was ani płacz cesarzątka, ani nie dostrzeżecie jego sylwetki przy mijanych bramach Torii, zupełnie jakby o wszystko zadbała staruszka, co do której mogliście być przekonani, że mieliście słuszne niepokojące wrażenie.

| Przepraszam za opóźnienia, czekałam na ustalenia.

Dziękuję za wzięcie udziału w misji! Oboje możecie zgłosić się po PF zgodnie z opisem w temacie. Dodatkowo Shirshu, podąża za tobą nowy towarzysz, który w przyszłości może zostać twoim chowańcem i uzyskasz dostęp do jego umiejętności i rozwoju, jeśli uiścisz zgodną z tematem o shikigami opłatę 500PF.

- Kyou

@Hecate Shirshu Black  @Hasegawa Jirō
Mistrz Gry
Anais

Wto 30 Lip - 21:27
13/04/2038, godz. 09:00


Ludzie chodzili tu i tam, zajęci swoimi sprawami. Pędzili tak, że mało kto, byłby w stanie, chociaż na chwilę przystanąć, by przyjrzeć się temu, co właściwie wyprawia się przy drzewie, które rzekomo dla wielu jest symbolem czegoś tam. Anais słyszała sporo na temat tego drzewa, czy to od okolicznych dorosłych, czy od tych, co ją przeganiali, gdy ponownie próbowała się na nie wdrapać. Chociaż od nich leciały prawie same niemiłe epitety. Nie rozumiała, co im przeszkadzało, że sobie tam wejdzie. Pewnie i tak faktycznie nie przejmowali się tym, że spadnie i coś sobie zrobi, a jedynie chcieli się na kimś wyżyć lub ukazać swoją wyższość. Bo są dorośli, to z automatu oznacza, że są mądrzejsi i wiedzą lepiej, niż taka gówniara, jaką była Anais. Dziś jednak nie planowała broić niczego, tak przysięgała sobie, gdy otworzyła swoje oczy, dzisiejszego ranka.
Poranna rutyna minęła jej dziś najzwyczajniej dość żwawo. Umyła ząbki z resztki pasty, którą ktoś kiedyś zostawił w publicznej toalecie na dworcu specjalnie dla niej; Włosami jakoś specjalnie się nie przejmowała. Wczoraj przecież oblała je wodą ze źródełka, co oznaczało, iż są już czyste. Nawet bandaż, który zgrabnie owinęła w miejscach, gdzie miała najwięcej blizn, jakoś nie specjalnie był dziś waleczny. Rewię mody zakończyła na założeniu zbyt długiej bluzy, która dla niej jest niczym sukienka. Dodatkowo wcale nie zapomniała o majtkach. Raz kolejny nie popełni tego błędu. I w takim oto „perfekcyjnym” stanie wybrała się na kolejną przygodę. Byłby to prawie idealny poranek, gdyby jeszcze miała co zjeść. Okoliczni sprzedawcy bardzo dobrze już ją znają i są jakoś bardziej czuli na, to gdy pojawia się w ich sklepie. Nawet jeśli stara się poruszać tak niezauważalnie i cicho jak tylko to możliwe to odsetek sukcesów, do porażek w wynoszeniu jedzenia, jest raczej na korzyść sprzedawcy. Nawet jeśli początkowo przymykał oczy na jej drobne kradzieże, bo przecież szkoda karcić dziecko, zwłaszcza takie, które mieszka na ulicy. To niestety z czasem, każde dobre serce musi powiedzieć dość.
W momencie, gdy swoim skocznym krokiem dotarła do tego dziwnego wielkiego drzewa, początkowo chodziła, wokół niego, nucąc tekst jakieś rymowanki, który gdzieś kiedyś usłyszała. Było to co prawda lekko pokraczne recytowanie, bo zapomniała połowy tekstu, ale tam, gdzie mogła, dodała coś od siebie i jakoś to brzmiało; a raczej ona tak twierdziła. Jako dziecko z niestwierdzonym ADHD, to było logiczne, że nie usiedzi grzecznie zbyt długo, a ze swoich porannych obietnic zrobi tylko chwilowe zaćmienie umysłu i zacznie robić to, przez co pewnie ponownie będzie miała kłopoty. Całe szczęście znała okolicę niczym własną kieszeń i wygrywała każdą zabawę w ganianego, nawet gdy byli w to włączeni starsi mieszkańcy nanshi.
Rozmyślała więc nad kolejnym swoim krokiem, uciszając co jakiś czas protesty swojego żołądka, który to domagał się coraz głośniej jedzenia. I kiedy miała już coś do niego powiedzieć, jej bystre oczka dostrzegły coś ciekawego; coś na tyle ciekawego, że nawet głód przy tym był niczym niemy krzyk. Mniej więcej rozpoznawała ludzi znajdujących się w tym miejscu. Nie w sensie, że ich znała, lecz dobrze mogła określić, kto nie pasuje do tego miejsca i stanowczo w nim nie mieszka. Zabłądził, a może kogoś szuka? Była ciekawska, a ciekawość u niej zawsze wygrywa z rozsądkiem. Ruszyła powolnym krokiem za nim, śledząc go przez drobny moment. Po czym, gdy przystanął, wysunęła się głową zza jego pleców. - dlaczego się zatrzymaliśmy? Tutaj nie ma nic ciekawego, powinniśmy chyba iść dalej – Okrążyła go, obracając się piruetami z wyciągniętymi rękami wzdłuż ciała. Przez chwile było słychać coś na wzór „łiiii”, by w następnej chwili straciła równowagę i wpadła na chłopaka. - ałć, patrzysz ty, jak chodzisz? – poprawiła swój kaptur oraz upewniła się, że bandaż na jej mordce, znajduje się na swoim miejscu. Nadal, leżąc na chłopaku, bo są przecież rzeczy ważne i ważniejsze. - nic mi nie jest, wszystko jest na swoim miejscu. Nie musisz się przejmować, a i przyjmuje przeprosiny. – spod białego materiału, mógł dostrzec lekki uśmiech, a chwilę później zmniejszenie ciężaru na sobie, gdy ta wreszcie z niego zlazła. Wyciągając następnie do niego rękę, by pomóc mu wstać; była grzeczną dziewczynką, pomagała innym nawet, wtedy gdy to ich wina. - skoro nic mi nie jest, to powiesz mi wreszcie, czego tu szukamy i dlaczego się zatrzymaliśmy? – zachowani Anais mówiło jedno. Jest pojebana i brakuje jej chyba kilku trybików w głowie, bo nikt o zdrowych zmysłach tak się nie zachowuje.

@Umemiya Eiji
Anais

Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Sro 31 Lip - 2:10
Pragnę czegoś nowego - pragnę możliwości odkrycia nietypowych rzeczy, co, jak się okazuje, nie jest zbyt trudne w tak dużym mieście. Smog, wszędobylski hałas, chmury dymu unoszące się nieustannie - niczym fala, która chce mnie wciągnąć pod wodę, a ja, no cóż, nie chcę się jej dać. Zamykam oczy, gdy podróżuję autobusem, trzymając prawą dłoń w kieszeni, a lewą na torbie z najpotrzebniejszymi obecnie rzeczami. Nie żebym chciał gdzieś nocować, ale zawsze butelka z wodą czy jakiś baton się przyda na dłuższe wyprawy, aby nie wchodzić do znacznie droższych sklepów. Co prawda rzucam jeszcze okiem na onigiri, które biorę w ilości trzech sztuk, gdyby głód chciał bardziej skupić na sobie uwagę. Stać mnie? Stać. Ale szkoda byłoby do kolejnego dnia wypłaty żyć o suchym ryżu. Życie jest zawsze kolorowe, gdy można je odpowiednio doprawić najróżniejszymi kolorami. Gdy nie jest smętne, melancholijne, a przede wszystkim nużące.

Niezwykłe drzewo zdobiące dzielnicę Nanashi przykuwa moją uwagę już od dłuższego czasu. Umiejętności korzystania z telefonu powracają skutecznie do łask, już nie jest mi tak trudno trafiać w odpowiednie ikonki, a i umysł zdecydowanie się klaruje. Może to jakaś pamięć mięśniowa, a może coś innego - nie mam bladego pojęcia. Liczy się to, iż korzystanie z map, mimo iż trochę problematyczne, nie jest tak straszne, jak to było na początku. Co się z tym wiąże, mogę pozwiedzać nieco miejsc przed powrotem do pracy w następnym miesiącu, a takim staje się Na mo naki ki.

Wysiadam na odpowiednim przystanku, rozglądając się po zdecydowanie biedniejszych budynkach Fukkatsu. Widok ten nie należy do najprzyjemniejszych i wcale nie chodzi tutaj o to, iż stanowił on antagonistę co do reszty miasta. Chodzi mi przede wszystkim o nierówności wynikające chociażby z tego, kto gdzie się urodził. Widząc te dysproporcje, ciężko jest mi się przestawić. Zwyczajnie zaczynam współczuć, a empatia z łatwością rozprasza się po otoczeniu, ciężko mi ją "wyłączyć", jakkolwiek by to nie brzmiało. Droga ta nie jest mi do końca znana, ale wiem, iż wybrałem ją samodzielnie i w zgodzie z tym, co podpowiada mi serce.

Dlatego, gdy udaje mi się dostać do Bezimiennego Drzewa, zachwycam się nim niemal od razu. Uczucie to jest tak nietypowe i tak przyjemne, że nie bez powodu chwytam za drobny notatnik, który udało mi się kupić w sklepie za niewielką ilość yenów, aby następnie zacząć zbierać informacje. Wedle źródeł internetowych - które staram się porównać z posiadaną obecnie wiedzą - ten cedr posiada pewnego rodzaju rozbieżność co do wieku. Jak to się mówi, zdania ekspertów są podzielone - jedni przypisują mu około siedem tysięcy lat, inni "jedynie" trzy tysiące. Gdybym tylko miał metr, to zapewne udałoby mi się odpowiednio zmierzyć, ale jest zdecydowanie jeden problem: to narzędzie musiałoby być bardzo długie. Jeszcze musiałbym tylko znaleźć odpowiednią formułę do obliczenia dla tego gatunku; naprawdę szkoda byłoby specjalnie ścinać tak ogromną roślinę dla rozwiązania sporu naukowców.

W Internecie znajduję informację o wysokości tego drzewa wynoszącej ponad trzydzieści dwa metry. Porównując to z innymi źródłami, biorę pod uwagę to, iż cedr może w niektórych przypadkach dorosnąć nawet do sześćdziesięciu metrów, co jest na pewno imponującym wynikiem. Co więcej, bardziej jest natywny dla innych części świata, niekoniecznie Azji. Odkładam na chwilę telefon i notuję intrygujące mnie rzeczy, uśmiechając się lekko i leniwie pod nosem. Długopis szura po kartce z notatnika, pozostawiając po sobie znaki; może i nie są równe. Może i są krzywe. Może i ciężko jest mi trzymać ten przedmiot, ale się nie poddaję. Chcę nauczyć się pisać lewą ręką, nawet jeżeli miałoby się to wiązać z bólem nadgarstka lub innymi nieprzyjemnościami.

Nie zamierzam się poddać.

Tylko który to będzie dokładnie gatunek? Nie mam pojęcia, a i ciężko byłoby mi sięgnąć po którąś z gałęzi, nie przykuwając na sobie uważnego wzroku tutejszych mieszkańców, dlatego nawet nie podejmuję się tego ryzyka.

Krążę spokojnie wokół drzewa, myśląc nad jego innymi zastosowaniami. Olejki eteryczne istnieją; szybko pragnę sprawdzić w wyszukiwarce ich zastosowanie, jak i skład, wierząc w to, iż stanowił on alternatywę do leczenia ran. Długo jednak się tym nie cieszę, gdy telefon o mało co nie ląduje na ziemi, przeżywam mini-zawał, a do tego słyszę głos kompletnie mi nieznany i - biorąc pod uwagę miejsce - poniekąd niepokojący.

- P-Proszę...? - pytam się, ale zanim uzyskuję możliwość odwrócenia się, staję się dosłownie słońcem, wokół którego krążą w zadowoleniu planety. Jedną z nich jest dziewczyna, której kompletnie nie kojarzę, a która to biega wokół mnie z piruetami, pobudzając ostrzegawczo czerwoną lampkę pod kopułą czaszki do zapalenia. - C-Czekaj, przystań na chwilę, bo się... - wywalisz. Nie, coś jest ewidentnie nie tak; myślę, ale zanim cokolwiek udaje mi się zrobić i przeanalizować, spotykam się z twardym gruntem. Ze sporą siłą ta uderza we mnie bez chwili zastanowienia nad tym, do czego mogą doprowadzić jej czyny, a ja jedynie - w akcie ochrony głowy przed potencjalnym uszkodzeniem - zakrywam ją łokciami, modląc się w duchu, iż poza zwykłym upadkiem do niczego innego nie dojdzie.

I tak oto leżę, z mocno naruszoną prywatną przestrzenią, przez co czuję się tak, jakbym chciał co najmniej uciec. Niezależnie od tego, jak staram się samego siebie uspokoić, jest mi ciężko podejść do tego jako do zwykłego wypadku bez obrażeń. Dziewczyna jest lekka, to prawda i chwała bóstwom, bo pewnie moje żebra od razu by się złamały pod większym ciężarem (skądże, przecież aż tak źle nie może być, prawda?), wysyłając sygnały bólowe poprzez i tak już nadszarpane nerwy; naruszone poprzednimi sytuacjami.

- J-Ja? - patrzę pierwsze w niebo, które wydaje się być tak beztroskie, jak ta dziwna i niepokojąca jednocześnie sytuacja; z myślenia o drzewie i jego niezwykłości myślę o tym, jak nietypowa osoba postanowiła mnie zaczepić. Dopiero potem, gdy ta nie decyduje się ze mnie zejść od razu, zauważam, iż ma na sobie bandaże. Wszelkiej ilości i wszelkiego rodzaju, z niewiadomych przyczyn. Niepokoi mnie to: na cosplay mi to nie wygląda. Okej, może znam tylko parę postaci anime, ale bez przesady; a może się mylę? Nie mam bladego pojęcia, czując raz po raz naruszanie przestrzeni prywatnej.

Cóż za nieprzyjemne uczucie; bez problemu moja twarz okrywa się rumieńcem. Jest mi wstyd, jest mi niespecjalnie dobrze w tej sytuacji.

- To dobrze, że nic ci nie jest, n-naprawdę... - cóż za dziwne spotkanie. Cóż za dziwna osoba. Jestem jednak uprzejmy, bo naprawdę ciężko jest nadwyrężyć moją cierpliwość, chyba że jest to człowiek, który wchodzi mi do mieszkania i postanawia przygwoździć do ściany. Zastanawiam się, skąd wzięła się u mnie aż tak silna zmiana charakteru w tamtej chwili i strach przejmuje kontrolę nad tym, co nieodkryte. Przeprosiny? To nie ja powinienem przeprosić. Jeszcze gdybym chodził z telefonem przy oczach, to na pewno byłaby moja wina, ale... Coś mi bardzo nie pasuje w zachowaniu nieznajomej. Co więcej, nie wiem, jak mam się wobec niech zachować, ale podejrzewam, że zwrócenie uwagi niewiele by tutaj dało i wniosło. Te bandaże, ten ubiór, ta zbyt duża bluza, to wszystko... jest tak do siebie niepasujące.

Całe szczęście, mogę oddychać w pełni i bez poczucia, iż siedzi na mnie coś o niekoniecznie sporej wadze, ale nadal istniejącej. Właśnie... ta waga. Nie wydaje mi się ona być zbyt duża jak na osobę, której bardziej się przyglądam. Bez najmniejszego trudu zauważam znaczące niedożywienie, jakie to normalnie wymagałoby hospitalizacji. I budzi to we mnie znaczący niepokój.

- Ach, dam sobie r-rady... - mówię, nie chcąc wykorzystać jej do podniesienia się. Co jak co, ale bałbym się o to, czy przypadkiem nie zrobi sobie wtedy krzywdy. - Czego tutaj szukamy? - podnoszę spojrzenie ciemnych obrączek źrenic. Kobieta... nie, nastolatka, zachowuje się bardzo specyficznie. Może jest na coś chora? Nie mam bladego pojęcia, ale lampka nadal się żarzy ognistą czerwienią. - Wystarczy spojrzeć na to drzewo. Nie jest takie zwykłe, jak mogłoby n-nam się wydawać... - no właśnie, notatki! Zbieram biedny notes z ziemi wraz z długopisem, aby następnie schować te rzeczy do torby. - Może zatrzymaliśmy się po to, aby nie biec z tłumem i odpocząć. - wzruszam lekko ramionami; przynajmniej taka jest moja wizja. Nie wiem, co jednak siedzi pod kopułą czaszki zielonowłosej, lecz mam pewność, iż zapewne coś innego. - Jak się w ogóle nazywasz? - otrzepuję się z brudu i kurzu, który zdobił miejsce, na które to upadłem, ażeby podnieść się i tym samym przyjrzeć jej uważnie.

Kim jesteś?

@Anais


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Matsumoto Hiroshi and Anais szaleją za tym postem.

Anais

Sro 31 Lip - 21:27
Przechylił lekko głowę w prawo, po czym zabrała rękę, gdy ten oznajmił, że da sobie radę i sam sobie wstał. A ona próbowała zrobić coś miłego, a jej pragnienie dobrego uczynku zostało dosłownie zdeptane z błotem. Zmartwiła się lekko tym faktem; wyciągnęła nawet lekko dłoń przed swoje oczka. - przecież się dziś myłam... – powiedziała trochę naburmuszonym tonem głosu. Było to jednak tak cicho, że kierowała to bardziej do samej siebie niż do chłopaka, ale oczywiście nie było szans, by jakimś magicznym cudem te słowa do niego nie trafiły. Nastrój dziewczyny jest jednak zmienny jak wiatr, czy coś tam innego. Bo już dosłownie sekundę wzruszyła ramionami i ponownie wróciła do swojej uśmiechniętej wersji. Pomimo upokorzenie, jakie chwilę temu zostało jej zaserwowane.

Gdy ten wspomniał o drzewie i wychwalał jego majestat, odwróciła się na chwilę, by na nie spojrzeć. Widywała je często, czy jednak nadal robiło na niej takie ogromne wrażenie? Chyba już do niego przywykła i stało się jakby jej codzienną rutyną. I jeśli tylko uda się jej wreszcie na nie kiedyś wdrapać, to zapewne już następnego dnia owa miejscówka zostanie przez nią porzucona, bo nie będzie już w niej nic ciekawego. Ot co tak działała jej poroniona logika. Oczywiście, gdy je pierwszy raz zobaczyła, to miała troszkę podobne odczucia co chłopak. Było to jakoś parę dni po tym, jak zamordowała swojego „tatka”. O ile zginął z jej rąk, bo nadal nie pamięta wszystkiego z tamtej nocy. - hmm drzewo...drzewo…. A TAK! Nie rosną na nim dobre owoce, ale jest wysokie! O TAAAAKIE duże… – wyciągnęła się najmocniej, jak tylko mogłaby pokazać mu, jak wielkie jest to drzewo dla niej. Przez co bluzka uniosła się lekko w górę, ukazując mu kolejną tonę bandaży oraz nieliczne blizny, które wychodzą spoza źle zawiązane miejsca. Nie ma tam jedynie blizn po nacięciach, ale jakby ktoś traktował ją czymś gorącym. Nie przejmowała się tym jakoś specjalnie, a raczej nie była tego świadoma, bo nie próbowała ponownie ich zakryć. Obecnie drzewo przed nią oraz dziwna fascynacja nim chłopaka, zdawały się czymś na tyle ważnym, że przykuły w pełni jej uwagę. Na ten moment, bo zaraz może się to zmienić. - to bardzo ładne drzewo, ale gdyby miało owoce, to byłoby najlepsiejsze drzewo – w momencie, gdy zaczęła mówić o jedzeniu, jej brzuch ponownie zaczął się domagać czegokolwiek, co zaspokoi nawet na chwilę jego pragnienie. Dlatego przyłożyła lekko palec do ust, spojrzała w dół i zaczęła bawić się nogą, kręcąc nią dołek w piasku. Zerknęła na niego spod swoich zielonkawych włosów. - nie masz czegoś dobrego w tej swojej torbie? – przeniosła nagle swój wzrok na torbę, gdzie mogły znajdować się dobroci. Jak już zauważyła wcześniej, nie wyglądał na takiego, kto mieszka w takim miejscu. Co musi oznaczać, że ma pieniądze, a skoro je ma to może kupić dużo jedzenia. No a skoro już będzie go miał dużo, to przecież może jej trochę dać. Szkoda by te dobroci poszły do kosza, bo się popsują. - dam ci coś za to..emmm….być może chcesz jedną z moich książek obrazkowych? – nie wiele miała, ale jeśli chce coś zjeść, to musi coś mu dać. Oczywiście niezłego! Nie zrobi z nim czegoś niegrzecznego, jest grzeczną dziewczynką i nie robi złych rzeczy. Mowa tu oczywiście o tego typu rzeczach, które Anais kiedyś widziała w gazetce, którą czytali starsi chłopcy.

Zanim pozwoliła mu dojść do słowa, pacnęła się nagle w czoło, co chwilę później skwitowała jęknięciem z bólu oraz przykucnięciem i próbą rozmasowania miejsca, w które chwilę temu sama sobie przywaliła. Głuptas z niej, nie przedstawiła się, więc nie są jeszcze kolegami. Chociaż „tatko”, kiedyś mówił, że nie wolno jej nikomu mówić, kim jest, ale go już nie ma i nie będzie zły, jeśli złamie jego nakaz. - Anis ma na imię Anais, a ty? Musisz mi powiedzieć, bo koledzy mówią sobie wszystko i robią DUUUUUŻO fajnych rzeczy... – chłopak niestety nie wiedział, w co się wpakował i z kim właśnie rozmawia. Wiele osób nie rozumie zachowania dziewczyny, ani nawet nie próbuje go zrozumieć. Z racji tego jej nadpobudliwość oraz mówienie rzeczy, które często nie mają sensu, zwyczajnie irytowały innych i dlatego izolowali się od niej. - jeśli chcesz odpocząć, możemy iść do domu Anais. Nie ma tam teraz nikogo, więc jest cicho i dużo miejsca do odpoczynku. – i tym razem nie czekała, aż on cokolwiek powie, a jedynie podbiegła do miejsca, gdzie zostawiła wcześniej swojego pluszaka. Dosłownie po sekundzie wróciła z pluszowym króliczkiem w łapach, który o zgrozo w plecach miał wbity prawdziwy nóż kuchenny, który był trochę podrdzewiały albo czymś ubrudzony. - to, co chcesz robić kolego?

@Umemiya Eiji
Anais

Matsumoto Hiroshi and Umemiya Eiji szaleją za tym postem.

Umemiya Eiji

Czw 1 Sie - 2:48
Może to i nieuprzejme z mojej strony, ale jakoś wolę sobie poradzić sam w tejże dziwnej i niespodziewanej sytuacji. Notatki walą się po ziemi i chociaż mam je w głowie, to jednak wolałbym, aby nie latały po mieście bez konkretnej potrzeby, natomiast duma gdzieś spada głęboko na dno i muszę ją z powrotem wydobyć. I nie żeby interesowało mnie zdanie ludzi dookoła, ale nie czuję się komfortowo w tymże momencie. Zdecydowanie byłbym bardziej ze sobą zgodny, gdyby moja prywatna przestrzeń nie została i tak już wystarczająco dobrze pogwałcona. Dlatego, w tym amoku i w tej desperacji, może zauważam ruch warg nieznajomej, ale nie jestem w stanie odszyfrować, co ta konkretnie miała na myśli.

Trudno jest jednak nie odwrócić wzroku od tak majestatycznego drzewa. Mało które gatunki cedru rosną poza swoimi ojczystymi terenami, a przede wszystkim dorastają do tak potężnych rozmiarów. To idealnie obrazuje, jak człowiek wobec natury jest jedynie pionkiem, ale w całości może znacząco wpłynąć na jej funkcjonowanie. I o ile się cieszę, iż w Japonii pozostaje ona częścią kultury, o tyle jednak w innych krajach wcale nie jest tak kolorowo. Człowiek sam sobie szkodzi i zaszkodzi do tego stopnia, że sprowadzi na siebie klęskę.

- Owoce? W ogóle na nim nie rosną, jedynie szyszki. - biorę głęboki wdech, zauważając liczne bandaże i blizny. Dziewczyna mnie niepokoi na tyle, iż nie wiem, czy przebywanie z nią jest jakkolwiek bezpieczne. Czy powinienem zawrócić? Czy powinienem odwrócić się na pięcie i udawać, że jej nie znam? To by było zbyt okrutne. Sam na jej miejscu nie chciałbym być zignorowany przecież.

Może to miała na myśli - szyszki. Ale one są niejadalne, choć nie należy w ogóle umniejszać jego znaczeniu. Tradycyjnie różne części są wykorzystywane w farmakologii, jak chociażby zmiany skórne, astma, zaburzenia neurologiczne... i wtedy światło pomysłu postanawia rozjaśnić mrok w moim umyśle. - Wbrew pozorom cedry, zależnie od gatunku, są w stanie dobić nawet do sześćdziesięciu metrów. - rzucam drobną ciekawostką na ich temat bez większego pomyślunku. Altantica, deodara... dwa z czterech gatunków rodzaju tego drzewa...

To brzmi tak znajomo, tak blisko...

- P-Podejrzewam, że gdyby miało owoce, byłoby znacznie niższe. - mówię. Albo byłyby trujące, albo nie do spożycia, chyba że po uprzedniej obróbce. Coś jednak błyska mi lekko pod kopułą czaszki i nie bez powodu opuszcza moje usta, kontynuując konwersację w obrębie jakże okazałego drzewa znajdującego się w dzielnicy Nanashi. - Ale jest inne drzewo, podobne do cydru. Nazywa się cytron, cedrat - wedle wyboru. I z tego, co wiem, ma jedne z największych owoców w swoim rodzaju. - dorzucam jeszcze kolejnymi ciekawostkami. Nie jest to dla mnie nic nadzwyczajnego; param się roślinami od momentu powrotu ze szpitala. Wiedza na temat ich zastosowań i pielęgnacji jest dla mnie niczym oddychanie - niczym coś, czego amnezja nie zdołała w pełni wyplenić.

Głowa nagle zaczyna mi pękać, jakoby część rozgałęzień postanowiła się ujawnić w najmniej korzystnym momencie. Ciężko jest mi się powstrzymać od grymasu bólu, który atakuje sztyletami, wbija igły pod kopułę czaszki, wstrzykuje swój jad i nie chce puścić - niczym zwierzyna wygłodniała i pragnąca czegokolwiek, co jest w stanie zaspokoić jej głód. Nie, to nie od upadku; jeżeli coś pamiętam, to na pewno coś, w co wkładałem sporo serca. Chwytam się za skronie, sycząc pod nosem z niezadowolenia i zaciskając mocno powieki. W tym momencie ucieszyłbym się naprawdę z przeciwbólowych, gdybym tylko miał je pod ręką, a niestety, nie pomyślałem o nich wcześniej.

Zęby się ze sobą stykają w nieporównywalnie dużej sile; szczękościsk od razu wchodzi, powodując tym samym uwidocznienie niespecjalnie dobrego stanu. Wdech, wydech. Skąd to znasz? Skąd ta wiedza nie wydaje ci się być tak obca, Eiji? Uciekasz od tego, ale i tak od tego przecież nie uciekniesz, prawda? W końcu to twoja część, twoja tożsamość, żal by było ją zmarnować.

Chwyć się rzeczywistości. Oddychaj, nie odpływaj. Przecież to potrafisz.

Dlatego tak bardzo skupiam się na postaci dziewczyny, choć nie jest to w żaden sposób pocieszające. Jej kolejne reakcje, kolejne ujawnione blizny, które ewidentnie nie są czymś, co powinno mieć miejsce w jej życiu, tak samo jak moje. Jej nietypowa aparycja, jej chudość; tak trudno mi uwierzyć, że ona istnieje. Może jest kolejną z wizji, która zdecydowała się mnie zaatakować, a ludzie patrzą na mnie nieprzychylnym okiem dookoła? Głowa zaczyna boleć mniej, jakoby muskana palcami odciągającymi ją od tego, co nieodkryte. Mniej się wierzga, a zamiast tego przechodzi bardzo powoli w stan wzmożonej czujności. Jest jednak ciężko.

Dlatego może bez zastanowienia i z wyjątkowo słabą wolą nie ukazuję sprzeciwu wobec udostępnienia swoich racji żywieniowych.

- Kiedy ostatnio coś... j-jadłaś? - rzucam pytaniem, zanim udaje mi się wydobyć z torby nieco zgniecione onigiri, które powinno zaspokoić chociaż na chwilę jej głód. Gdyby trzeba było, to mam jeszcze jedno, które mogę odstąpić, wraz z niezdrowym, pełnym cukru batonem. Staram się jednak kontrolować proces wydobywania jedzenia z torby, aby przypadkiem ta nie została zabrana całkowicie wraz z pozostałą zawartością. Lepiej dmuchać na zimne, choć zimnym bym tej sytuacji ewidentnie nie nazwał. - Nie potrzebuję nic w zamian, napr- - dorzucam jeszcze, spoglądając zarysem zmęczonych napadem bólu, ciemnych obrączek źrenic. Problemy ze snem nie pomagają. Prawa ręka z uszkodzonym nerwem - także.

Nie dokańczam tego zdania. Oczywistym jest, iż dziewczyna się niecierpliwi, wykonuje naprawdę ogrom gestykulacji i decyduje się kontynuować płynięcie w swoim wirze informacji. W tym momencie zastanawiam się, czy ta nie ma ADHD lub ADD, ale nie jestem specjalistą, żeby to stwierdzać. Co więcej, może to być dla niej krzywdzące.

Anis... Anais... nic mi na razie nie dzwoni pod kopułą czaszki. Jak jedynie lekko próbuję sobie przypomnieć, ponownie rozpoczyna się rozprzestrzenianie migreny, która nie zamierza zaprzestać w swoim postanowieniu. Nie chcę odpłynąć. Jej zachowanie, jej wszystko... tak dziwne. Tak nietypowe.

- Eiji- - decyduję się nie podawać nazwiska, uznając to za bezpieczniejszą opcję, dzięki której ewentualnie uniknę jakichś konsekwencji. Nie ufam jej na tyle, aby dzielić się czymś więcej poza jedzeniem i imieniem, ale nie oznacza to, iż mam się zachowywać jak ostatni, niewychowany wręcz dorosły, który powinien przejść przez resocjalizację. Do czego to doszło, że obawiam się potencjalnie niebezpiecznego zachowania? Może to ciało samoistnie się tak spina na myśl o kolejnym zagrożeniu, o kolejnym uszkodzeniu, które niosłoby za sobą dodatkowe kłopoty. - M-Myślę, że koledzy mówią sobie wiele, to prawda... - ale na pewno nie wszystko. Gryzę się w język. Dziwnie się czuję, gdybym miał jej wizji potencjalnie zaszkodzić, dlatego zamierzam przytakiwać prawie wszystkiemu.

No prawie - bo gdy ta proponuje odpoczynek u niej, na co kategorycznie nie zamierzam zgodzić, pędem, niczym błyskawica, po coś biegnie i mi to przynosi. Nie wiem, czy minęła sekunda, a może dwie, ale to wystarcza, aby zauważyć co prawda uroczego, pluszowego króliczka. I nic nie odejmowałoby mu tej fali słodkości, tego, iż jest maskotką przeznaczoną raczej głównie dla dzieci, gdyby nie fakt, że dzierży w sobie...

nóż.

I nie, to nie jest element garderoby. Nawet z tej odległości jestem w stanie stwierdzić, iż ostre narzędzie nie bez powodu wystaje z puchu i nici, będąc relikwią przeszłości. Ale tak nieprzyjemną, że ciało spina się w gotowości do ucieczki. Mam tylko nadzieję, iż ta tego nie zauważy. Jej zachowanie mnie niepokoi. Jej zachowanie powoduje, iż się boję. Ten nóż powoduje, iż niemal od razu kieruję lewą dłoń w kierunku prawej ręki, która została tak paskudnie pokiereszowana przez cholera-wie-kogo w zaułku. Wolałbym tego uniknąć. Nie chcę tego; muszę określić własne zasady. Muszę określić, na jakim gruncie stoję i dlaczego na nim stoję. Własny kodeks moralny, własne granice. Może dlatego zyskuję na pewności siebie, wiedząc, czego chcę uniknąć i do czego nie chcę doprowadzić. Za dużo krzywdy zadziało się ostatnio w moim życiu, abym na to pozwolił. Może to reakcja obronna, a może echo wewnątrz duszy.

- Podziękuję. - może te słowa brzmią zdecydowanie inaczej niż te, które wcześniej mówiłem, może znajduje się w nich jakiś lekki brak emocji, ale, gdyby odczuć tę aurę, można byłoby ją porównać do niemego strażnika. Strażnika, który stoi i obserwuje, ale gdy akcje zaczynają iść w złym kierunku, każe mi się odsunąć i samemu przejmuje inicjatywę, nie bojąc się wydobyć z siebie chłodu i stanowczości. - Wolę tutaj pozostać - "wolałbym" jest moim zdaniem nie na miejscu; chcę tutaj być - i przejść się po okolicy. - Nie uważasz, że to nie jest bezpieczne tak zapraszać nieznajomych do siebie? Mogą mieć oni w końcu różne zamiary. Nie mówię o sobie. Ale mówię o każdym innym. - powiadam gładko, bo i choć krzywdy nie zamierzam robić, tak jedno lub dwa ziarenka niepewności zasiać nie zaszkodzi. I, jeszcze zanim ta wejdzie mi w zdanie, dorzucam na szybko w miarę możliwości. - I nie, to że mnie znasz parę minut, nie oznacza, że nie jestem nieznajomym.

Z jednej strony dziwi mnie to zachowanie, które jestem w stanie z siebie wyłuskać, a z drugiej strony jest dla mnie cichym błogosławieństwem. Pierwszy raz zdarzyło się to wtedy, gdy Shinichi mnie przycisnął na moim mieszkaniu. Teraz... może nie jest to aż tak widoczne, ale na pewno puka pod membraną skóry, domagając się atencji.

@Anais


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Seiwa-Genji Enma, Matsumoto Hiroshi and Anais szaleją za tym postem.

Anais

Czw 1 Sie - 20:26
Ach więc to, co na nim rosło, nazywało się szyszki. Zatem stanowczo mogła stwierdzić, że szyszki były okropne i nie smakowały dobrze. Nie przyzna się jednak przed nim, że próbowała jedną zjeść; nie gdy chwilę wcześniej powiedział jej, że to nie są wcale takie owoce, o jakich ona myśli. Nie chce wyjść przed nim na głupszą, niż faktycznie jest. Musi pokazać mu, jak dorosła jest i jak potrafi o siebie zadbać i dlaczego to właśnie ona powinna dowodzić ich małą grupą obserwacyjną wielkie drzewo. Nie by ktokolwiek planował wybierać jakiegoś niepotrzebnego lidera, grupy istniejącej tylko w jej głowie. - no przecież, że SZYSZKI! Przecież każdy wie, że to nie są owoce i wcale nie są jadalne. – odpowiedziała mu jakoś z dziwnie zadartą mordką w górę, by pokazać mu, że o tym wiedziała. - cy...cy… cytryna? Cytron brzmi jak cytryna. Czy jego owoce są jak cytryna? Nie lubię cytryny, jest kwaśna i gorzka, jak tak niedobra czekolada. Lubisz gorzką czekoladę? Nikt normalny nie lubi gorz…. O JA CIE! – przerwała swój trajkot, gdy dostrzegła zmianę jego zachowania oraz fakt, że położył swoją dłoń na skroni. Robi to samo co ona, gdy ją boli, dlatego się tego domyśliła. - coś cię boli? Potrzebujesz pomocy? Halo kolego, jesteś tam? Nie umieraj, Anais będzie smutno. - próbowała chwycić go za rękę, by sprawdzić, czy jeszcze z nią tu jest. Wycofała się jednak gdy ten wykazał oznaki lekkiej poprawy. Skoro jednak nie umiera, to nie musi się aż tak martwić; przynajmniej nie tak mocno, bo coś się martwiła, skoro zareagowała. Smutno byłoby tak stracić nowo poznanego kolegę, który jako jedyny z nielicznych jeszcze z nią wytrzymuje.

Słysząc pytanie chłopaka, przyłożyła palec do ust, by się zastanowić nad odpowiedzią; zaczęła nawet liczyć na palcach drugiej ręki, by określić, ile dni minęło - chyba ze dwa dni temu albo może trzy? Nie pamiętam, byłam bardzo, ale to BARDZO zajęta – wzięła podarunek dość szybko, bo jeszcze mógł się rozmyślić i jednak jej nie dać jedzonka. Nie była jednak głupia i zanim zaczęła jeść, najpierw powąchała, to co dostała, by następnie polizać i ocenić czy nie jest czymś zatrute. Nie by miała jakiekolwiek pojęcie o tym, jak powinno smakować zatrute jedzenie, a jedynie kopiowała zachowanie z filmu, które widziała przez okno, gdy podglądała starszego pana, który miesza obok jej lokum. Spoglądała na niego, gdy po tym, jak jej język zdał relację jej mózgowi, że jest to cholernie dobre, nagle zacząć jeść już normalnie. - o ja cię! Tak jedzą bogacze z miasta, to .. takie dobre. Kocham dobre jedzonko, a ty? – zajadała powoli… tak chciało się powiedzieć. Bo zanim chłopak zanegował jej próbę odwdzięczenia się za jedzonko, to całkowicie już było w jej brzuszku, a ona czuła to błogie uczucie nasycenia, którego nie czuła już dość dawna. A nawet jeśli to nie było ono spowodowane czymś tak dobrym. - jesteś pewny Eiji? Mam dużo książek z ładnymi obrazkami, nawet z takimi dla dorosłych. NO… no takie z nagimi paniami, które mają większe niż ja. – zrobiła dziwny grymas i przez chwilę poklepała się po swojej klatce piersiowej. Anais oczywiście miała biust, jak to typowa nastolatka, jednak z powodu niedożywienia nie był on pewnie w pełni swojego rozkwitu.

Właśnie! Skoro ją rozumiał, to nie musiała mu tłumaczyć, dlaczego właśnie pokazała mu pluszaka! Był on dotychczas najlepsiejszym przyjacielem, teraz ma jeszcze do tego chłopaka. To logiczne, że muszą się poznać i nawiązać przyjacielskie relacje, co by nie sprawiać jej smutku z powodu kłótni między sobą. Nie chciała wybierać stron i lepiej by cała trójka była najlepsiejszymi przyjaciółmi i robili dużo rzeczy w ich małej grupie. Pojawienie się pluszaka wywołało jednak zmianę nastroju u chłopka, co dostrzegła Anais. Zdziwiło ją to, bo przecież jeszcze nic nie powiedziała ani nie zrobiła. Nie spodobał mu się jej przyjaciel? Co prawda pluszak był już nadgryziony czasem i nie miał uszka, ale nadal był piękny, przynajmniej dla niej. Ponownie na jej mordce pojawiła się widoczna zmiana nastroju. Z wesołej dziewczynki zrobiła się lekko poirytowana, co mogła sugerować mrużeniem oczu. Nagle jednak ponownie zrobiła się radosna, przy czym ponownie pacnęła się w głowę – o ja głuptasek. Co ty tu robisz miedziaku, miałeś zostać w domu. Wystraszysz mi kolegów... – chwyciła rączką za rękojeść noża i wyjęła go z pluszaka, po czym włożyła za jeden z pasków w bandażach. - nie musisz się bać. Miedziak nic ci nie zrobi. Nawet nie jest ostry. Znalazłam go porzuconego w koszu i co jakiś czas używam go do krojenia jedzenia. - widząc reakcję chłopaka oraz jego odmowę na jej zaproszenie, poczuła dziwną potrzebę wytłumaczenia mu tego, dlaczego w jej pluszaku jest wbity nóż. Trochę nakłamała, bo miedziak, wcale nie był takim tępym nożem i nie znalazła go w koszu, a w plecach swojego ojczulka. - jesteś na mnie zły? Nie chcesz już się ze mną bawić? Nie lubisz już mnie? – opuścił bezwładnie swoje ręce w dół, a na jej twarzy zagościł faktyczny smutek. Poczuła, że jej oczy się szklą i zaraz zacznie płakać. - ale...ale jesteś moim kolegą, nie jesteś nieznajomym...chciałam się tylko z tobą pobawić.. – powiedziała, przecierając ręką swoje oczka, z których spłynęło parę łez.

@Umemiya Eiji
Anais

Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.

Umemiya Eiji

Pią 2 Sie - 0:19
Patrzę na dziewczynę i zastanawiam się, co tam wędruje pod jej kopułą czaszki. Z jednej strony jest bardzo aktywna i niemal gotowa do podjęcia się czegokolwiek w ułamku sekundy, z drugiej wydaje mi się, iż jest to spowodowane jakąś chorobą. Albo brakiem wpojonych w umysł podstaw zachowania się wśród ludzi; to wszystko wskazuje mi na coś, czego nie jestem w stanie obecnie określić. Może gdybym tylko bardziej zagłębił się w temat i go przeanalizował, byłoby mi zdecydowanie łatwiej. Ale niestety - poszukiwanie tych informacji ewidentnie mogłoby zostać uznane za co najmniej niegrzeczne, dlatego decyduję się zachować ten drobny pomysł na inny raz.

- To prawda, ale mają swoje zastosowanie chociażby w medycynie. - wiadomo, zależnie od tego, jakie drzewo ma się na myśli i tak dalej, ale nie należy odejmować ich zastosowania. Zresztą, jak tak się temu przyglądam, człowiek naprawdę ma wiele pożytku z tego, co oferuje natura. Gdyby tylko o tym wiedzieli, to by się pewnie nie faszerowali niepotrzebnie niektórymi lekami, znajdując ich zdrowsze, tańsze jednocześnie alternatywy. - T-Tak, wyglądają jak cytryna... - mruczę pod nosem, zastanawiając się nad tym, ile informacji umknęło jej podczas całego życia. Pewnie dużo; nie czytam w umyśle, ale jestem w stanie po rozmowie wyczuć stosowne braki i poniekąd... niemożność odnalezienia jej na stabilnym gruncie informacji? Tak, to chyba tak mógłbym sformułować, patrząc na te zielonkawe, nietypowe włosy, na te bandaże i na te blizny. Wygląda to co najmniej paskudnie, ale nadal - nie zniechęca do rozmowy. Bo tutaj wygląd nie gra roli, tutaj rolę gra charakter i podejście do drugiej osoby. - Jest kwaśny, to prawda, ale w tym przypadku nie je się miąższu, a je się zamiast tego skórkę. Bodajże robi się z nich... dżem? Coś w rodzaju konfitury? - tutaj już się gubię i nie jestem w stanie złapać odpowiedniego słowa. Pewne ograniczenia nadal występują, ale jedna z pieczęci ulega rozwiązaniu. Muszę chwycić w najbliższym czasie za książki, które to się znajdują na półkach, aby przyswoić z nich odpowiednią wiedzę.

Cytron. Podobno ma ładny zapach, ale nie jestem w stanie jakkolwiek go sobie wyobrazić. Jeżeli tylko się uspokoję, to kiedyś, w przyszłości, swoją ciekawość zaspokoję. Jedyne, co mi teraz pozostaje, to notatki na temat cedru; szkoda byłoby, aby taki piękny okaz natury uległ zniszczeniu. Szczęście, że nikomu jeszcze nie wpadło do głowy, aby go podpalić. Zniszczenia na tym pomniku ewidentnie odbiłyby się na mieszkańcach nie tylko Fukkatsu, ale i całej wyspy; w końcu gdzie indziej można zobaczyć taki praktycznie cud świata?

Może gdzieś na wyspie są kolejne tego typu drzewa, ale nieco młodsze. Gdybym je porównał i przeprowadził trochę... własnoręcznych badań, może udałoby mi się ustalić jego odpowiedni wiek. Niestety, w obecnych warunkach nie jest to możliwe, ale później... kto wie. Może kiedyś zakończyłbym tę nieszczęsną debatę naukową co do realnego wieku cedru.

Dlatego, kiedy ból już decyduje się zaatakować w pełni, nic dziwnego, że na krótki moment mnie zmiata z planszy; napinam się i, gdy słyszę kolejne słowa, czuję się tak, jakbym już wcześniej umarł. Coś we mnie wcześniej umarło, coś ze mną się podziało, ale co konkretnie - tego nie jestem w stanie stwierdzić.

- J-Jest w porządku. - nie jest w porządku, Ume. Ten ból ewidentnie pochodzi z próby przypomnienia sobie czegoś na temat przeszłości, co wynika bezpośrednio z opowiadania o tym niezwykłym drzewie. Wzdycham ciężko, starając się odciągnąć umysł od kolejnych prób. Nie ma tak łatwo. Może interesuję się roślinami, ale to nie tak, iż za pomocą pstryknięcia palców uda mi się o nich zapomnieć. Jest jakiś powód, dla którego ta wiedza nie postanowiła tak łatwo wyparować. Dla którego wyobrażenie sobie owoców cytronu nie jest tak trudne, jak mogłoby się wydawać, bo przecież rosną natywnie dla Azji i przypominają dosłownie dłoń Buddy. - Nie zamierzam umrzeć. - jeszcze nie zamierzam. To byłoby zbyt smutne i zbyt tragiczne wykrzaczyć się tu i teraz z powodu głupiej migreny. Otchłań chce mnie pochłonąć, ale nie umrę w niej. Nie utopię się i nie pozwolę na to, aby woda wypełniła płuca w niemożliwym do uniknięcia uścisku samej śmierci.

Może dlatego spoglądanie na to, jak ta pochłania onigiri, jest dla mnie kojące. Ludzkie. Prawdziwe. Tym bardziej po takiej przerwie w napełnianiu własnego żołądka. Nie zamierzam jej otruć. Nie zamierzam zrobić niczego złego.

- Bogacze? Nie jestem bogaty... - tak myślę. Raczej nie, skoro właściciel bloku nie potrafi dostosować się do cen obecnego wynajmu, na szczęście nie pompując tak sztucznie rynku. I chwała mu za to, bo inaczej chyba jadłbym jedynie suchy ryż przez cały miesiąc. - A kto nie lubi...? Jakby... d-dobre jedzenie jest po prostu dobre. Nie jest monotonne. - bo o ile można jeść totalnie podstawowe produkty, o tyle jednak inaczej one smakują, gdy zostaną przyprawione odpowiednimi mieszankami. Chociaż, co ja tam mówię, jedząc co chwilę zupki instant, bo nie chce mi się gotować. Pewnie na tym portfel cierpi mocno; muszę kiedyś nauczyć się najprostszych przepisów.

I ten czas mijałby w miarę dobrej atmosferze, gdyby nie to, czego dowiaduję się o wydrukach posiadanych przez dziewczynę. Owszem, są różne książki, które wpadają w gusta równie różnych osób, ale nie tego się spodziewałem - nie tej informacji, nie tej gestykulacji, nie wskazania na piersi, które przecież faceci też posiadają, ale nie są wyrośnięte jak u kobiet; a to jednak tą płeć łatwiej jest zmanipulować seksualnością. Przypominam sobie sytuację sprzed dwóch dni, gdzie widziałem dziwną aurę u Amayi, kiedy to trójka kumpli zaczęła uderzać się po twarzach bez najmniejszego zastanowienia; gdzie naturalnie na nią spojrzałem, ale czułem się tak, jakbym odkrył coś, czego odkrywać nie powinienem.

Podnoszę spojrzenie, ale w oku nie pojawia się żaden charakterystyczny błysk będący jawnym przyzwoleniem na zaakceptowanie tego typu oferty; prędzej lekki rumieniec. Co jest tak interesującego w roznegliżowanych osobach, z którymi nawet nic cię nie łączy? Czy to nie podchodzi pod pierwotne instynkty, które w jakimś stopniu pozostają splugawione? Jakoś trudno jest mi wyobrazić sobie cokolwiek więcej. Nie czuję żadnego ziarenka ekscytacji. Nic. Zero. Prędzej wstyd rozchodzący się po tkankach - bo jak tak można? Bo jak tak ja mogę?

- Nie, tym bardziej nie... d-dziękuję. - nie potrzebuję napawać swojego wzroku takimi widokami. Nie ma to sensu.

Nie; coś jest ze mną ewidentnie nie tak - kto by pomyślał, że tak prosta informacja spowoduje zwątpienie w to, kim jestem, jakbym nie miał z tym do czynienia na co dzień. Chcę wierzyć, iż to wina naprawdę wielu innych rzeczy na głowie, ogólnego stresu, przeładowanego niepokojem ciała i zmęczenia widocznego w oczach, ale z czasem powinno być lepiej. A nie jest. Co mnie interesuje? Czy w ogóle powinienem to odkrywać? Czy jednak pozostawić tę kwestię zakopaną pięć metrów pod ziemią?

Pluszak tę kwestię skutecznie odsuwa na dalszy plan, kiedy to widzę nóż; nóż tak nieprzyjemny i tak zardzewiały, że przy rozcięciu trzeba byłoby zapewne zadbać o odpowiednie odkażenie rany - spinam się. I ciężko mi z tego stanu wyjść, gdy naprawdę, ale to naprawdę nie chcę widzieć tego narzędzia. Nie dzisiaj, może w dalekiej przyszłości, ale, na litość bóstw, nie teraz. Zamieram na ułamek sekundy, czuję napływ adrenaliny i czuję narastającą panikę. Nie. Nie teraz; mam ochotę się odsunąć.

Umemiya, spokojnie. To tylko nóż. To jest miejsce publiczne. Jeżeli do czegoś dojdzie, to na pewno ktoś wezwie pomoc. Myśl racjonalnie, nie wariuj.

- Ale nadal, to jest nóż. - odpowiadam po chwili uspokojenia się, po chwili, gdy ta wyjęła z niego nóż i schowała za bandaże; po chwili, gdy odpowiednią granicę stawiam między nami, nie chcąc doznać ponownych urazów. Dziewczyna nie jest normalna i uważanie, że będzie mi przy niej bezpiecznie, to tylko złudna, prowadząca do niczego bajka. Noż można wbić. Nie musi być ostry. Tak samo z długopisem, tak samo z czymkolwiek, co ma ostry trzon. W odpowiednich rękach wszystko może być śmiertelnym narzędziem. - I to zardzewiały nóż. - ryzyko sepsy. Z tego byłoby mi się na pewno ciężej odratować; muszę zachować ostrożność. I nie, to, że ona go sobie chowa, nie powoduje, iż się uspokajam. Czerwone lampki nadal świecą i nadal żarzą się na jasny, krwisty wręcz kolor.

- Nie jestem zły. Po prostu nierozsądne jest przedstawianie komuś na powitanie z kimś lub czymś ostrego narzędzia. Wtedy budzi się instynkt przetrwania, wtedy nadszarpane zostaje zaufanie. - odpowiadam spokojnie, jakbym prawie nie był sobą. Nie wiem, skąd się biorą u mnie tak nagłe zmiany nastroju w stosunku do tego, co było dosłownie minutę temu, ale ratuje mi to w tym momencie cztery litery. Kiedy jednak dochodzi do płaczu, staram się zachować nieco mniej stanowczą postawę, ale na tyle, aby nikt z tego nie wyszedł jako poszkodowany. Zwolnijmy, ale nie stańmy w miejscu. - W co chcesz się ze mną pobawić? - staram się odwrócić jej uwagę od mojej wcześniejszej reakcji, mając nadzieję, iż to zadziała. - Mam w torbie batona czekoladowego. Jeżeli obiecasz mi, że nie będziesz wyjmowała przy mnie noża, dam ci go. Co ty na to? - może jest to paskudny układ, bo wykorzystujący ewidentnie różnice w zasobności portfela, co nie zmienia faktu, iż stan komfortu również wykazuje znaczące różnice.

@Anais


nozomi

見つかって無くして わからないままで fate somehow brings me hope inside my heart
Umemiya Eiji

Matsumoto Hiroshi ubóstwia ten post.

Anais

Nie 4 Sie - 13:31
Przecież nie chciała zrobić mu niczego złego; pokazała mu swojego pluszaka oraz nóż jedynie w dobrych celach. Nie potrafiła ubrać w słowa tego, co chciała mu właśnie teraz przekazać, dlatego przez chwilę stała w milczeniu i przecierała oczka, by po chwili pociągnąć noskiem i spojrzeć na torbę chłopaka. Chyba pierwszy raz miała tak mieszane uczucia, z jednej strony chciała uciec i zaszyć się gdzieś nadal płacząc, z drugiej zaś nadal chciała się z nim bawić. Dawno nikt tak długo z nią nie rozmawiał, dodatkowo mało kto oferuje jej chęć zabawy i coś do jedzenia. Nawet jeśli ma to drugie dno, którego ona nie dostrzega to, zdaje się nie mieć jednak większego znaczenia. Pokiwała głową na jego słowa, potwierdzając, iż rozumie co powiedział. - p..prze..przepraszam – po wyjąkaniu tak prostej frazy słów, upewniła się by nóż, nie był dla niego widoczny. W tym miejscu nie może nic więcej zrobić, bo nie chciała go wyrzucać, a schowanie go w jakieś miejsce również opadało, patrząc na to, gdzie są. Obie opcje mogą spowodować, że go utraci na stałe. Pokiwała nieznacząco głowo, bardziej do samej siebie niż do niego, więc może to wyglądać z jego perspektywy ponownie nader dziwnie.

Przez cały ten zamęt z nożem, płaczem i mniej przyjemnymi rzeczami, przez chwilę mogło się zdawać, że Anais zapomniała albo zignorowała całą tę obcą dla niej wiedzę, lecz to nie prawda! Zapamiętała to wszystko, ba! Nawet wywarło to na niej równie mieszane uczucia, jak te odczute przez chłopaka chwilę później. Nie umiera, dodatkowo mówił o jedzeniu, co być może będzie nawet czymś dobrym oraz o...

M-me-MEDYCZNYCH rzeczach! Po przeszperaniu swoich wspomnień nie pamięta by, sama osobiście kiedykolwiek była zmuszona do wzięcia jakiegoś lekarstwa. Kiedy odczuwała ból lub zaczynała chorować to zwyczajnie spała i czekała, aż samo przejdzie. Czasami działo to się szybko, a czasami trwało to dłużej. Nigdy nie pokusi się jednak o wzięcie czegoś z tamtego dziwnego sklepu z lekami. Dobrze pamięta płacz dziecka, kiedy matka próbowała wcisnąć mu jakiś ohydny syrop, a on aż się zanosił płaczem i próbował się na siłę wyrwać. O tak! Lekarstwa nie są niczym dobrym i trzeba najlepiej trzymać się od nich, najdalej jak tylko się da. Niby bierze się je dla własnego dobra, lecz ten smak...bleee. Na samo to słowo aż się wzdryga i poczuła dziwne ciarki na ciele, co zapewne mógł dostrzec chłopak – szyszki są więc złe, nie lubię tych lekarstw, są paskudne.. – już lepiej kreowała się wizja zjedzenia cytryny, nie o wiele lepiej, ale lepiej. Otrząsnęła się z tego dziwnego uczucia obrzydzenia i ponownie przyłożyła palec do ust, jeżdżąc nim o jednego kącika, do drugiego. Starała się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek próbowała coś takiego jak dżem. Nagle zrobiła wielkie usta, na których nie było już śladu wcześniejszego smutku, tak jakby ktoś odjął to za pomocą magicznej różdżki. - czy dżem jest słodki? Bo chyba jadłam coś takiego, ale ten będzie kwaśny, nie będzie dobry...jadłeś go? Jesteś pewny, że jest zjadliwy i nie jest ohydny? – nie może być bardziej paskudny niż szyszki, ale nadal nie była co do tego pewna. Sam powiedział, że jest kwaśna. Nie wspomniał jedynie o tym, jak smakuje skórka. Zdaje to być poważną sprawą, którą Anais będzie musiała kiedyś dokładnie to zbadać, o ile dostanie w swoje łapki ów owoc. -a ten czekoladowy baton, pewnie jest smaczny. – to też zapamiętała i trudno będzie jej odpuścić temat. Na ulicy znalezienie słodyczy graniczy z cudem, więc nie często udaje się jej takowe spałaszować. Skoro ten jednak obiecał go jej dać, to już nastawiła się mentalnie na to i pewnie będzie jej bardzo smutno, jeśli ten postanowi zmienić zdanie co do swojej dobroczynnej hojności.

- masz tak dobre jedzenie, ładne ubrania; jesteś pewnie bogaty! A umiesz czytać? Poczytasz mi książkę? Nie musimy się bawić, jeśli nie masz ochoty, ale możesz mi poczytać. Mam tu gdzieś schowaną jedną książeczkę o jakimś kotku, chyba. – zanim ten ponownie zdołał cokolwiek zrobić, ta ruszyła szybko przed siebie, biegnąc w stronę sklepu. By następnie skręcić lekko w coś, co kiedyś chyba było szopką albo jakimś mini składzikiem. By nagle wyczołgać się z ów miejsca z książką w łapkach. Z wymalowaną radością na mordce, ruszyła w biegu do niego, machając książką – znalazłam! Chodź pod drzewko – krzyczała, wskazując na drzewo, by w międzyczasie prawie zaliczyć zderzeni z idącą parą, całe szczęście w ostatnim momencie udało się jej odbić w lewo, jednak z powodu poplątania swoich nóg, nagle utraciła grunt pod nogami; leciała przed siebie drobną chwilę, by nagle zaryć w ziemię nie daleko niego. Podniosła się, szybko zlokalizowała książeczkę i po oględzinach, w których stwierdziła brak uszkodzeń na niej, podniosłą się z ziemi. Otrzepała się z brudu i ruszyła już wolniej do niego. Czuła lekkie pieczenie w dłoniach i na łokciu, ale była do tego przyzwyczajona, więc nie zwracała jakoś większej uwagi na to. Gdy dotarła do miejsca, gdzie mieli usiąść, dostrzegła zwisający pasek przed oczkami. Puściła nagle książkę i zakryła się szybko, kuląc się i starając ukryć twarz przed wzrokiem ludzi, a najbardziej jego – [/b]nie patrz![/b]- krzyknęła i usilnie zaczęła obwiązywać swoją twarz pobrudzonym materiałem. To czy dostrzegł jej dość sporą bliznę na twarzy, jest już zależne od jego spostrzegawczości – widziałeś? – spytała cicho, będąc nadal skrytą. Poczuła dziwne uczucie wstydu, obrzydzenia wobec siebie. Tatko mówił jej wielokrotnie, że jest obrzydliwa i nie powinna pokazywać swojej twarzy innym.

@Umemiya Eiji
Anais
Sponsored content
maj 2038 roku