To tylko potoczna nazwa dla najwyższego drzewa w Fukkatsu, zwanego "Na mo naki ki", Bezimiennym Drzewem. W japońskiej religii shintō przyroda jest symbolem czystości; to miejsce kontaktu z bóstwami i duchami. Niektórzy wciąż wierzą, że po drzewach bogowie schodzą z niebios na ziemię.
Cedr osiągnął wysokość ponad trzydziestu dwóch metrów, z obwodem pnia wynoszącym ponad osiemnaście. Co do jego wieku, zdania są podzielone. Część specjalistów z dziedziny dendrometrii uważa, że może sięgać nawet 7000 lat - podobnie jak sławny Jōmon Sugi z wyspy Yakushima. Inni natomiast przypisują mu maksymalnie 3000. Bez względu jednak na liczby, drzewo to cieszy się szczególnymi względami tutejszej społeczności. Stanowi jeden z niewielu punktów nawiązujących do natury, co samo w sobie wywołuje zaskoczenie u wszystkich obcych. Nie można dziwić się ich reakcjom, gdy przemierzając bezkresne meandry szarych, brudnych, betonowych uliczek nagle natrafiają na miejsce z odrobiną barw. Stare korzenie wyrastają spomiędzy zniszczonego, "połamanego" bruku, a gałęzie pną się ku górze, obrośnięte soczystą zielenią, sprawdzając się idealnie jako zadaszenie podczas upalnych, letnich dni. Wiele złego można powiedzieć o mieszkańcach Nanashi, ale z całą pewnością nie zaliczają się do osób, które nie potrafią zadbać o to święte drzewo. Starsze pokolenie szepcze zresztą historie o bogach, których stopy kładą się na gałęziach cedru, rozkwitając liście na wiosnę. Ile w tym prawdy - ciężko stwierdzić.
Wszak życie to nie jest tylko i wyłącznie oddychanie, a też i poddanie się kulturze, obowiązującym regułom i trzymanie się ich, aby spełniać konkretnie standardy. Jak wiadomo, wszak nic nie stanowi jednego koloru, jest to mieszanina różnorakich barw. Barw, które tworzą jedną, zgrabną całość, pozwalając na funkcjonownaie. Martwi mnie zatem to, jak dziewczyna myśli głównie o jedzeniu, jak nie rozumie naprawdę wielu, podstawowych rzeczy i jak nie ma instynktu samozachowawczego wśród innych.
Mnie to nie przeszkadza. Zwyczajnie pod kopułą czaszki rodzi się ogrom pytań, które i tak nie rozwiążą tej zawiłej sytuacji.
Wędrowanie do cudzego mieszkania nie stanowi dla mnie czegoś, co pozwala mi spokojnie myśleć. Pędzące w lawinie sentencje i ostrzeżenia nie umykają mi sprzed oczu, które je uważnie rejestrują, co nie zmienia jednego, bardzo istotnego faktu - ciało pragnie się spiąć. Pragnie się wycofać, choć nadal robi te kroki do przodu i paskudnie udowadnia, że gdybym miał być bohaterem jakiegoś horroru, idealnie bym się na niego nadawał.
Prawdopodobnie będę tego żałował.
- Ani na książki, ani pod książki... - mruczę pod nosem, mając nadzieję na to, iż Anais jest w stanie zauważyć, że nie tylko sam papier może się zapalić. To przecież szeroka gama innych produktów, które mogą przyczynić się do kolejnej, nieszczęsnej tragedii, nawet jeżeli ten dom wygląda na taki, który już co najmniej niejedną z nich przeszedł. Gniew zauważam naturalnie, stanowi dla mnie coś podobnego do oddychania wręcz - percepcja emocji nie usypia się pod wpływem innych elementów otoczenia.
Nie potrafię mówić tego, co ślina na język naniesie, bez najmniejszych skrupułów. Zresztą... są gusta i guściki. Pacnięcie w ramię spowodowało spojrzenie nie tyle do końca zaniepokojonych wewnętrznie oczu, co prędzej zastanowienie w sytuacji, w której obecnie się znajduję. Jakbym miał w tym geście odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania trapiące mój umysł.
- Właśnie... jestem obcym. Wiem, wiem, dla ciebie już nie jestem, ale nadal... to dość niebezpieczne zapraszać kogoś, kogo poznałaś przed chwilą... - mam nadzieję, że to nie tylko pozwoli jej na utkwienie tych słów w głowie, w co szczerze powątpiewam. Powód jest bardzo prosty - podczas kontaktu z nastolatką czuję się tak, jakbym miał do czynienia z kimś o znacznie niższym wieku, gdzie wiosny nie pozwoliły w pełni wypuścić kolejnych pędów.
Ta cisza, jawna i zauważalna, spowodowała u mnie na twarzy widoczną konsternację. Czuły punkt. Cholera jasna, Umemiya, powinieneś wiedzieć, aby nie pytać o pewne kwestie. Aby ich unikać i nie rozdrapywać potencjalnych ran; zaciskam zęby, choć mimika twarzy nie ulega zmianie.
Ale jej - owszem. Puste spojrzenie pozbawione krzty wcześniejszej radości, jakby ktoś siłą wyrwał z jej serca resztkę emocji, spowodowały u mnie przerażenie. To ten moment, gdy empatia nie pomaga, choć ta nagła metamorfoza pozwala na stwierdzenie, iż naruszyło się tą cienką, bolesną granicę.
Oddycham, choć organizm pragnie wstrzymać działanie płuc na dobre kilkanaście sekund, gdy czuję, jak adrenalina uderza wprost do mojego krwioobiegu, powodując zwiększenie ciśnienia.
Nie rozumiem, co się obecnie dzieje, dlatego improwizuję, biorąc pod uwagę to, co jestem w stanie i zobaczyć, i usłyszeć. Z tego, co rozumiem...
cholera.
Dziewczyna nic nie pamięta. A na pewno nie to, co pozwoliłoby jej określić, od ilu lat tutaj mieszka.
...
- Anais, spokojnie... - odpowiadam, czując się odpowiedzialny w pełni za jej obecny, rozchwiany elementarnie stan, podejmując się powolnego działania bez gwałtownych akcji. Robi mi się jej cholernie żal, ale czy już wcześniej wobec niej nie miałem takich odczuć? Teraz te się pogłębiają, nabierają konkretnych rys, stają się wyraźniejsze. Każdy ma jakieś wady, ja też przecież niczego nie pamiętam. Cała moja przeszłość została wymazana za pomocą czegoś, czego i tak nie było mi dane zapamiętać. - Nie musisz pamiętać. Nie wymagam od ciebie tego, abyś pamiętała. Nikt nie wymaga. - nie wiem, co siedzi w jej umyśle, ale podejrzewam, że niepewność, która pragnie zawładnąć nad kolejnymi krytycznymi strukturami jej funkcjonowania.
A stres widać, gdy dziewczyna uderza rączkami o swoją głowę, udowadniając, jak bardzo to pytanie wpłynęło na jej umysł. Bardzo chciałbym jej pomóc, ale nie wiem, jak mógłbym tego dokonać; mrok nie opanowuje mojego serca, obojętność nie przejmuje prymu. Po prostu empatia nie łączy się z umiejętnościami, które dotyczą się stricte uspokojenia kogoś podczas takiego ataku. (porażka)
- Anais, proszę, spójrz na mnie. - wiem, że to raczej nie zadziała. Mój głos na pewno nie jest w stanie przebić się przez ten cały tłum nieszczęść dziejących się w jej głowie, ale jej kolejne słowa poniekąd przynoszą mi ulgę w tej sytuacji. I czoło zmarszczone ze zmartwienia. Już wcześniej było mi dane dostrzec, że coś jest nie tak, że coś wymaga odpowiedniej uwagi z mojej strony; widok blizny mnie nie obrzydza.
Nie razi. Nie powoduje poczucia zaburzenia w zakresie estetyki ludzkiego ciała. Sam nie wyglądam najlepiej pod materiałem bluz i podkoszulek mających na celu zakryć to, czego sam nie jestem do końca istnienia pewien.
- Spokojnie. Podążaj za mną - wdech i wydech. - ćwiczenia oddechowe, mam nadzieję, jakoś powinny pomóc jej w przezwyciężeniu tych uczuć. Ale nadal, nie jestem psychologiem. Wiem tyle, ile udało mi się wywnioskować z własnych sesji. Zresztą, sam nie powinienem tego robić. Więcej szkód niż pożytku.
Walić to. Zagubiona dusza jest w potrzebie. To nie jest pomoc długoterminowa, a pomoc tu i teraz, bez zobowiązań.
- Chcę ci pomóc. - powiadam te słowa jak najspokojniejszym, pozbawionym jakiegokolwiek krytycyzmu głosem. - Powiedz mi, czy jesteś w stanie nazwać pięć rzeczy, które widzisz?
Bo nie potrafię przejść obojętnie. Zapomnieć. Stać się kompletnie obcym człowiekiem.
@Anais
Czy jednak ktokolwiek tak właściwie mógł zrozumieć Anais i to, co czuje, skoro nawet ona nie umiała tego określić. Czasami zwyczajnie coś robiła, bez głębszego zastanowienia się, dlaczego właściwie wykonuje daną czynność, czy wykazuje jakieś odmienne zachowanie. Malująca się scena dobitnie o tym mówiła. Uderzenia w głowę może i nie były mocne, bolesne i nie miały na celu skrzywdzenia samej siebie. Czy to odruch mający na celu próbę przypomnienia sobie tego, czego niedane było jej pamiętać? Pierwsze słowa Eijiego odbiły się od niej, tak jakby miała na sobie nałożoną jakąś dziwną barierę. Dopiero gdy ten wspomniał, że nie musi tego pamiętać i poprosił o robienie tego, o co ją prosi, jej umysł zaczął się uspokajać, a ona sama próbowała wykonać jego polecenia, tak dobrze jak tylko potrafiła. Pomimo dalszego potoku łez, który moczył już nie tylko jej twarz, ale i rozluźnione bandaże, podjęte przez niego działania zaczynały być efektywne. Powoli uspokajała się, nawet jej oddech stał się bardziej rytmiczny, spokojniejszy i wolniejszy. Opuściła swoje rączki, zaprzestając tym samym atakowania swojej własnej persony.
Wsłuchiwała się w jego głos, który zdawał się być coraz bardziej kojący, głos, który odsuwał na bok wszystkie te nadlatujące mroczne myśli, które krzyczały w jej głowie. Tak jakby wyłączył je za pomocą jakiegoś magicznego przycisku. Otarła łzy w swój rękaw i pokiwała głową na znak zrozumienia tego, co do niej mówi – książka, jedzonko, torba, domek – zaczęła wskazywać na wymienione przez siebie rzeczy, chociaż nie wiedziała, po co jej kazał to robić, to grzecznie wykonał swoje zadanie, bo jeśli wykona je dobrze, to będzie z niej zadowolony. I wtedy Anais ponownie będzie dobrą dziewczynką i nie będzie musiała być karana; karana jak dawniej robił to jej tatko. Bo przecież kary to rzecz normalna, każdy je dostaje gdy jest niegrzeczny, prawda? Ona jednak ich nie chciała, nie teraz, nie od jej najlepsiejszego przyjaciela. – piąta rzecz, Anais, piąta to Anais – wskazała na siebie, bo przecież była rzeczą i tak była traktowana, przez swojego tatusia, który tak mówił gdy bawili się w wymyślone przez niego zabawy - Anais dobrze powiedziała? Anais nie dostanie kary, prawda? Anais wykonała zadanie. – zapytała cicho z domieszką strachu w głosie. Ponownie odważyła się wyciągnąć ku niemu swoje dłonie, chociaż i ten czyn niósł ze sobą domieszkę niepewności i zawahania, lecz w ostateczności dopięła swego i chwyciła go za bluzkę.
@Umemiya Eiji
Umemiya Eiji ubóstwia ten post.
Ciężko nie zapamiętać tego widoku po raz pierwszy, kiedy to na szpitalu mija się właśnie coś... takiego. Coś tak silnego. Coś, co wydaje się być realne, gdzie człowiek naprawdę się wykrwawia, kończąc tym samym swojego żywotu. Te iluzje śmiać się śmiały, wszak nie z tego, w jakim położeniu się znalazły, a prędzej z tego, z kim im przyszło mieć do czynienia. Niektóre zerkają ciekawsko, niczym pies zaintrygowany trzymaną przez właściciela piłką, inne - większość wręcz - stara się zwrócić moją uwagę, przekraczając granice dobrego smaku. Część z nich wygląda na przerażoną, jakoby nie wiedziała, co się dzieje dookoła; jakbym to ja miał być przewodnikiem wobec tego stanu, choć równie dobrze mógłbym do nich dołączyć.
Wszystko wydaje się być poza kontrolą i poza wyciągniętą do przodu dłonią; o dziwo rozsądek w takiej sytuacji pragnie uderzyć i pragnie mnie poprowadzić za rękę, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Bo w przypadku krzywdy nie potrafię podejść inaczej, jak po prostu chcieć pomóc. Chcieć pochylić się nad jednostką, której nie znam, ale która wydaje się być w tym momencie na tyle bliska, jakbym przekroczył jej membranę skóry, nawet jeżeli może mi się to tylko wydawać. Psychika ludzka jest na tyle kruchym tworem, że aż wręcz niebezpiecznie zagrożonym w rękach niedoświadczonego człowieka. Nie chcę przyczynić się do kolejnych skrzywień, które mogą nieść ze sobą niepotrzebne cierpienie.
I wszystkie przedmioty do przodu szłyby dobrze, gdyby nie ostatni element tej całej układanki.
- Anais żyje. Anais nie jest przedmiotem; przedmioty, w przeciwieństwie do istot, nie czują. To je odróżnia od nas. - tłumaczę spokojnym głosem, choć naprawdę boli mnie cholernie traktowanie siebie jako czegoś, nie jako kogoś. Nie jako istoty myślącej, a jako czegoś, co można - dosłownie - porównać do starych paneli zdobiących obszar pod naszymi stopami. Słowa dobieram jednak tak, aby nie urazić dziewczyny, a prędzej pokazać, gdzie w jej sposobie myślenia znajduje się widoczna niepoprawność wynikająca... no właśnie, z czego konkretnie? Nie mam bladego pojęcia. - Może to być pasek od torby. Twoje ubranie. Moja bluza. Pamiętaj, że ty jesteś od nich zdecydowanie wyżej. - powiadam jeszcze.
Kara.
Brzydzą mnie ludzie, którzy wystosowują wobec kogokolwiek karę. Biorąc pod uwagę to, iż wspomnienia u niej wydają się być zaburzone, staram się tematu nie rozwijać, a prędzej dać przestrzeń do wypowiedzenia się. Pozbawione krytycyzmu i oceniania oczy uważnie obserwują jej kolejne działania. Nie zamierzam jej odtrącać, ale też - nie wiem, w jaki sposób dokładnie doszło do wydarzeń, które spowodowały u mnie amnezję.
- Anais nie dostanie kary. Nigdy bym cię nie skrzywdził. - mówię, choć czuję, jak wewnętrzny płomień pragnie rozprzestrzenić się dookoła, nie wiedząc, z czego dokładnie to wynika. Jak można wobec kogokolwiek stosować przemoc? Rozumiem samoobronę, ale tutaj wydaje mi się, iż problem jest zdecydowanie głębszy. Pokazujący różnice w działaniu i rozumowaniu funkcjonującego dookoła świata. - I nikt nie powinien cię skrzywdzić.
Czuję, jak dłonie zaciskają się na moim ubraniu. Normalnie bym to odrzucił, wycofał, zniechęcił się zdecydowanie, uciekł. Spojrzenie skupionych oczu nie wędruje gdziekolwiek indziej. I choć staram się nasłuchiwać otoczenia, jest to jednak ciężkie w obliczu otaczających emocji, które można byłoby ciąć nożem. Nie zamierzam oceniać. Nie zamierzam krytykować. Zamierzam zrozumieć, zatopić się w tych emocjach, choć zapewne nie bez efektu ubocznego.
- Jakie są cztery rzeczy, które to możesz dotknąć? - kontynuujemy ugruntowanie tu i teraz, bo i choć obecny stan wydaje się być znacznie lepszy, tak chcę mieć absolutną pewność. Powoli, spokojnie i do przodu, byleby oswoić te obecnie wyjące psy pragnące wydostać się na wolność. Pośpiech tutaj nie ma sensu; muszę dać jej czas na powrót do siebie. - Czy mogę cię dotknąć? - pytam się, ale bez żadnego złego zamiaru. To ona znajduje się w potrzebie pomocy, dlatego skupiam się w pełni na jej stanie, nie zamierzając przekraczać niebezpiecznych i trudnych do zidentyfikowania granic. O ile ta ma w dłoniach moją bluzę, o tyle jednak może sobie nie życzyć kontaktu z mojej strony.
Jeżeli się zgadza, to obejmuję ją ramieniem i pomagam wytrzeć słone kryształy opuszczające jej lekko zaczerwienione oczy, mając nadzieję, że ta odrobina przyjacielskiej bliskości pozwoli jej wytrwać w tym mrocznym, nie do końca szczęśliwym świecie.
Jeżeli się nie zgadza - nie naciskam. Nie zamierzam naciskać.
@Anais
Anais ubóstwia ten post.
Nie! On taki nie był. Był dobry dla Anais, dał jej jedzenie, dobre jedzenie. I jeszcze przeczytał jej książkę o kotkach i teraz przyszedł do domu Anais, gdzie nikt nigdy nie chciał przychodzić z nią się pobawić. A więc ojciec musiał się mylić i Anais nie jest tylko przedmiotem, tak na pewno było; tak chce wierzyć i tak chce myśleć, ale pomimo chęci, może to być trudne. Zwłaszcza gdy jej psychika już dawno została poszatkowana i umodelowana na modłę jej oprawcy. – dobrze, skoro tak mówisz. Anais zapamięta, co Eiji mówi. – powiedziała, jak i pokiwała głową, by pokazać mu, że dotarły do niej jego słowa.
- nie będziesz mnie karać, tak jak, gdy byłam niegrzeczną dziewczynką? Tata mówił, że trzeba karać niegrzeczną Anais, bo była niegrzeczną dziewczynką. Anais nie chciała być niegrzeczna dla Eijiego, nie trzeba mnie karać. – powtórzyła raz jeszcze, pomimo iż ten powiedział wprost, że nie zamierza dawać jej kary, ani nie popiera samego faktu karania kogokolwiek. Dla niej jednak było to coś wręcz nierealnego, bo kary to był często chleb powszechny jej egzystencji w tamtym pomieszczeniu, czasami zdawało się nawet, że dostaje je bez konkretnego powodu. Była zmieszana, niepewna tego wszystkiego, tego co było dla niej całkiem nowe i nieznane. Co mógł poczuć po tym, jak ścisnęła jego bluzę jeszcze mocniej, gdy zaczęła się wypowiadać na temat kary. Sam głos był łamany, a oczy ponownie się zeszkliły, pomimo iż chwilę temu przestały ronić swoje łzy. Próbowała być jednak na tyle dzielna i w pewnym sensie silna, by ponownie nie zacząć płakać – cztery rzeczy, to.. em.. ksi-książka, zabawka, jedzenie i bluzka? Dobrze? – próbowała wybrnąć z zadania tak dobrze, jak tylko było to możliwe w jej przypadku. – dotknąć Anais? Anais jest brudna, ale jak chcesz…..to chyba możesz dotknąć Anais – nie wiedziała, o jaki dotyk mu chodzi, nie często była dotykana przez innych, a jeśli już się to działo to były to najczęściej momenty, w których była wyrzucana z jakiegoś miejsca. Zdziwiła się więc lekko, gdy ten ją objął, bo przecież była brudna i on się ubrudzi i nie pachniała najlepiej i nie wiedziała, też co właściwie powinna teraz zrobić. Stać i się nie ruszać, a może coś innego? Wzdryga się lekko, gdy ten zbliżył do niej swoją dłoń, lecz pozwoliła mu na, to by otarł jej łzy. - czy masz jeszcze jakieś zadanie dla Anais? Postaram się je wykonać, najlepiej jak umiem. – oświadczyła już trochę bardziej spokojna niż chwilę wcześniej, nawet jej oddech powrócił do normalności i gdzieś na mordce, zaczął się przejawiać zalążek dawnego uśmiechu.
@Umemiya Eiji
Zaskakujące są mechanizmy obronne, które rodzą się w umyśle zarówno młodszych, jak i starszych osób; nie mogę w nie zwątpić i nie zamierzam tego robić. Negowanie? Udawanie, że nie istnieją, tak samo jak problemy? Byłbym hipokrytą krążącym po labiryncie z opaską na oczach. Sam mam problemy, z którymi walczę. Demony, jakich to nie jestem w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka. Każdy z nas je ma, tylko pozostaje kwestia zrozumienia, z czego pochodzą, z jakich konkretnie sytuacji i dlaczego się pojawiły.
Nie potrafię odejść, pozostawić jej samej. Nie potrafię podejść obojętnie, jakoby tragedia nie dotykała struktur drżącej pod membraną skóry emocjonalności. To zaskakujące, jak empatia pomaga na ten moment, choć nie zamierzam ukrywać jej mroczniejszej strony - w momencie, gdy kurz po tej bitwie opadnie, a wszystko stanie się przeszłością, organizm będzie potrzebował czasu. Późnego, samotnego wieczoru, aby wszystko się zregenerowało. Aby wszystko powróciło do swojego pierwotnego stanu.
Zasiane ziarno może przynieść w przyszłości plony. Zmiany nie rozpoczynają się od wielkich kroków, prędzej od tych małych, niepozornych.
Będących niczym nadzieja; kiwam głową.
Światło, które może pokazać wyjście z tego stanu; światło, które może przyczynić się do lepszego jutra.
Bo taką mam nadzieję. Bo wiem, że nie zmienię ludzi jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zdaję sobie sprawę, iż jest to proces długotrwały, niekoniecznie przyjemny, czasami bolesny, ale wymagany. Wymagany po to, aby móc spojrzeć w kierunku nadchodzącego dnia nie z pustką w oczach, a zamiast tego z iskrą wiary w nadejście dobra.
- Nie zamierzam. - potwierdzam moje słowa, kiwając przy tym w odpowiednim geście głową. Czuję, jak coś we mnie pragnie pęknąć, w psy uciekają się do wycia na samą myśl o ludziach, którzy traktują innych jak swoją własność. Przed oczami mam dwie sceny: jedną ze szpitala, gdzie Matsumoto był zabierany nie jako człowiek, a jako ktoś o zdecydowanie niższej wartości w podyktowaniu sceptyczności. Druga polega na tym, co moje oczy zarejestrowały podczas pobytu z Ryo przy kawiarence, gdzie kobieta - mając w okowach inną osobę ze względu na wypłatę - pozwalała sobie o wiele za wiele. - Nikt nie może cię karać. Nawet twój tata. - nadal utrzymuję ten spokojniejszy ton głosu, choć również pragnę się złamać.
Wylać złość poprzez nieprawidłowe podejście, choć nie na nią, a na to, co obecnie odczuwam. Jak obecnie odczuwam - na to, co się dzieje pod kopułą czaszki, co niekoniecznie jest dla niej widoczne.
Przymykam powieki.
Muszę się skupić; biały kruk prędzej czy później odleci.
I zdaję sobie sprawę z tego, że dziewczyna może czuć się obecnie nie do końca bezpiecznie. Jeżeli przez większość swojego życia wmawiano jej, że jest jedynie czymś, co ma zaspokoić cudzą agresję, może czuć, jak fundamenty opadają. Jak wszystko zamienia się nie tyle w drobny mak, co prędzej wywołuje uczucie niepokoju, aby po chwili wszystko przestało się trząść. Albo kompletnie się rozbiło, wprowadzając nie tyle nowy rozdział w życiu, a bardziej nowe horyzonty. Nie jestem specjalistą; jestem jednak człowiekiem, który czuje, że coś jest nie tak. A widzę to poprzez jej mimikę twarzy, poprzez łamiący się głos, kompletnie inne emocje rozchodzące się po otoczeniu. Mowa ciała zdradza wiele, choć niewielu chce z tego daru korzystać.
- Tak, jest dobrze. Nie musisz się nawet o to pytać. - uśmiecham się lekko, choć nie na tyle, aby ta gama emocji przejęła aurę, jaką staram się wokół siebie wystosować; to właśnie te słowa poprzedzały co nieco kolejne czynności, które miały nadejść. - Absolutnie mi to nie przeszkadza.
Człowiek to stworzenie stadne, gdzie brak obok kogokolwiek doprowadza do jego narastającego szaleństwa. Nie da się żyć bez kontaktu, bez dotyku czy bez poczucia, iż ktoś jest obok, aby nas wesprzeć. Zdaję sobie z tego sprawę, nawet jeżeli większość mojego czasu to smętne siedzenie w pokoju.
Ale czy tego tak naprawdę chcę? Pragnę? Siedzieć w ciemni i absolutnie nic nie robić? Potrzebuję kontaktu z innymi, nawet jeżeli kontakt ten polega teraz na wsparciu. Wielu by się wycofało z nieznanego domu, widząc stan Anais, ale ja nie potrafię. Po prostu. Zamknąć oczy jest łatwo, ale oszukać samego siebie...
Przytulam ją zatem, obejmuję delikatnie - wszak naruszanie cudzej, prywatnej przestrzeni, nie jest w moich zamiarach. Nigdy bym nikogo tak nie skrzywdził. Zapach? Nie powoduje u mnie niechęci.
- Ostatnie, ale nie musisz go robić, jeżeli tego nie chcesz. - odsuwam się i wycieram jej łzy, mając nadzieję na to, iż ten koszmar w jej głowie kiedyś zniknie. Nie wiem, co konkretnie miało miejsce, ale jestem pewien jednego - krzywda. Mniej lub bardziej świadomie odczuwana z jej strony. - Jakie są trzy dźwięki, które możesz usłyszeć? - idziemy dalej. Skrupulatnie, acz bez pośpiechu. Widzę, że stan dziewczyny uległ znacznemu polepszeniu, wszak ta się ugruntowała z powrotem w ramionach otaczającej jej rzeczywistości, a nie tego, co działo się pod kopułą czaszki, ale kolejny krok nie zaszkodzi.
Też się boję. Tak cholernie się boję, ale nie mogę tego okazać.
Nie tutaj.
Nie teraz.
@Anais
Dlatego zachowanie chłopaka było godne podziwu. Jego gesty wobec niej oraz ogólny całokształt jest dla niej zbawienny, bo mało kto postępuje tak jak on; zwłaszcza gdy nie otrzyma od kogoś poklasku za takowe czyny. Jak to działa w świetle kamer internetowych gwiazdek, które często pomagają tylko wtedy gdy akurat robią jakiś filmik do internetu. Z innej perspektywy może i są to małe gesty, dla niej jest to jedna coś całkiem nowego i coś, co sprawia jej w sercu radość. Nawet jeśli o tym nie mówi oraz nie pokazuje tego w taki sposób, jak powinno się to robić.
Dodatkowo zadeklarował się, że nie planuje jej karać, nawet jeśli nie wykona jego zadania albo zrobi coś niegrzecznego. – nikt nie może karać Anais? Tato już nie może karać Anais, tato poszedł spać i nie obudził się jeszcze, a potem go zabrali i jeszcze nie wrócił, ale jak wróci, to Anais dba o dom i sprząta i … i… – zastanowiła się i zdaje się, że jakby powróciła do swojego pierwotnego stanu; tak jakby atak paniki, którym została zalana, nigdy nie miał miejsca. Wydukała, nadal będąc w jego objęciach. Przytulanie się było miłe, czuła ciepło jego ciała i jego przyjemny zapach. To było coś nowego, ale z całą pewnością, jest to czymś, co chętnie by zrobiła ponownie. Oczywiście, jeśli to będzie on, nie pójdzie z tym do kogoś obcego, bo wiadomo jakie zakończenie by było. – dźwięki, to… o! Anais wie! Kotek wydaje dźwięki, robi tak miau albo mrau – oderwała się lekko od niego i zrobiła łapkami gest, który ma symulować, to co robią kotki swoimi łapkami, co do kolejnych musiała się chwilę zastanowić. I to nie tak, że nie znała innych, było ich jednak tak wiele, że nie wiedziała, który dźwięk wybrać, który będzie najlepszą odpowiedzią i najbardziej mu się spodoba. – woda też wydaje dźwięk, ale Anais nie wie jak to wyrazić, ale robi takie plum, plum jak kapie. Czasami denerwuje to Anais, gdy robi tak w nocy... – bo kogo nie denerwuje, ta jedna cieknąc kropla wody, która notorycznie kapie do kranu. – wiatr też wydaje dźwięk! Robi tak szu, szu, szy, szy i czasami tak szzzzz, gdy mocno wieje i wtedy Anais tak słyszy w uszach. Też tak masz? – maiła nadzieję, że udzieliła dobrej odpowiedzi. I nie musiał się pytać o to, czy chce to robić, bo ta zabawa była całkiem fajna i zabawna. – teraz ty mi powiedz jakie dźwięki słyszysz – skoro się bawią, bo dla niej to zabawa, a nie jakiś magiczny sposób na uspokojenie jej, czy jaki cel to miało. A więc, skoro się bawią to i on musi też w tym brać udział, bo jaki byłby ubaw, gdyby tylko ona to robiła.
@Umemiya Eiji
Krytyczne struktury, jakich to próba zachwiania powoduje utratę gruntu pod nogami, gdzie cisza staje się więzieniem, a szept niemym krzykiem. Widzę, jak temat ten jest ciężki, a atmosfera nie zahacza o najprzyjemniejszą. Ciąży. Jest niczym najmniej przyjemne oblicze, gdy wcześniej zdołałem ją zapamiętać jako tą uśmiechniętą i pełną wigoru. Pełną energii, jakoby ta nigdy nie chciała w niej ulec upadkowi na kolana, a zamiast tego biegła przed siebie.
Teraz - niestety - doszło do odwrócenia tej roli. Do złamania tej fasady i wydobycia tego, jakie demony potrafią w ludzkiej, niewinnej duszy siedzieć.
Wiem, że nic nie zdziałam naciskiem, a co prędzej nie zamierzam go nawet stosować, dlategoż trwam w stanie pomocy na tyle, na ile mogę. Nie na tyle, na ile wytrzymam, bo w tym momencie ta kwestia zostaje odsunięta na bok. Nie liczę się ja, liczy się przede wszystkim Anais. To, jak ta się czuje, jakie emocje nią targają i co należy zrobić, aby nad nimi zapanować. Podaję pomocną dłoń, choć nie potrzebuję ku temu specjalnych okoliczności. Już wcześniej to robiłem, czytając książkę o walecznych kotach czy tłumacząc to, dlaczego cedr jest tak wyjątkowy w tej okolicy. Gdybym był całkowicie interesowną osobą, zapewne nie przejąłbym się jej losem i bym ją zostawił. Ta myśl kończy żywota niemal natychmiast, jak się pojawiła w mojej głowie.
Skażona.
Niepotrzebna.
Samolubna w całej swojej okazałości.
Brak wiedzy boli, ale nie na tyle, abym przestał w tym momencie funkcjonować.
- Nikt. Absolutnie nikt. - powtarzam raz jeszcze, trzymając w swoich objęciach dziewczynę, absolutnie niczego więcej nie wymagając. Nie wymagając odpowiedzi, nie wymagając wdzięczności. To nie jest coś, co robi się po to, aby czuć się lepiej. To coś, co robi się po to, aby ktoś inny poczuł się lepiej. - Nie wiem, co zadziało się z twoim tatą, ale żaden rodzic nie powinien krzywdzić swojego dziecka. - jeżeli ktoś je kocha, to nie powinno do tego dochodzić. Brzdęk metalu, uderzeń kolejnych o ludzkie ciało, pojawiających się plam po kontakcie ze skórą, powinien wówczas zaniknąć.
Stać się jedynie koszmarem, z którego można się obudzić. Niestety - realia są inne. Nie są tak barwne, a zamiast tego zahaczają o skrajny realizm, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi.
Dlaczego mnie to tak uderza? Dlaczego czuję się tak odpowiedzialny za to wszystko?
- To prawda, koty wydają taki dźwięk. - polecenia można interpretować na różne sposoby i ten mi kompletnie nie przeszkadza. Wskazuje to prawdopodobnie też na jej kreatywność, czego nie zamierzam zatrzymywać. To dobra cecha w świecie, gdzie człowiek chodzi utartymi ścieżkami.
Tak samo przedstawianie tego; koty są urocze. Sam chciałbym mieć kiedyś zwierzaka, ale niestety - jest to nie tylko towarzysz, ale też i życie, które znajduje się w moich rękach. Przy niskim budżecie i braku pieniędzy na weterynarza, gdyby do czegokolwiek doszło, plułbym sobie bardzo mocno w twarz. Sprzedał z liścia parę razy.
Nie chciał na siebie spojrzeć w lustrze.
- Tak, woda robi taki dźwięk. Plum. Czasami szzz, gdy otwiera się przykładowo butelkę z wodą gazowaną. Czasami robi większy huk. Przy uderzeniach kropelek deszczu brzmi jeszcze kompletnie inaczej. - przytakuję, podając kolejne przykłady do jej działania w postaci kreatywności. - Taka cieknąca z kranu, hm? - lekko się uśmiecham, bo chyba każdy z nas miał taką sytuację. Tyknięcia zegara. Krople wody spadające ostatkiem z kranu, byleby zacząć denerwować, tudzież grać na nerwach. U mnie to w większości są huki z imprez. - Słyszałaś może o zatyczkach do uszu? - nie wiem, czy proponowanie w takim domu, gdzie fundamenty są zaburzone, korków to dobry pomysł. Może nie aż tak, ale dałby odrobinę spokoju.
- Też tak mam. - uśmiecham się wspierająco. Całe szczęście; wydaje mi się, że ten "atak", choć nie mogę go tak ocenić w stu procentach, zostaje zażegnany.
A może nie? A może jest wręcz przeciwnie? Cisza przed burzą?
Nie mam bladego pojęcia - po prostu muszę być bardziej uważny na dobór słów i emocje, którymi otacza się nastolatka. Otrzymuję polecenie, na które decyduję się odpowiedzieć, gdy spojrzenie ciemnych obrączek źrenic skupia się na tym, aby wychwycić cokolwiek więcej z otoczenia. Przez krótki, acz możliwie widoczny moment.
- Słyszę ciebie. - odpowiadam jedną z najprostszych opcji, wszak nie jest to kłamstwo, a padające światło na cień prawdy. Co jeszcze słyszę? Może to zabrzmieć dziwnie, ale w sumie nie zamierzam się tym przejmować. - Słyszę siebie, swoje myśli i słowa, które wypowiadam. Dokładnie w tym jednym, konkretnym momencie. - choć są ze sobą bardzo często sprzeczne, a myśli ściągają mnie na samo dno, pragnąc zmieszać z mułem, trzymanie ich na wodzy wydaje się być jedyną logiczną opcją. - Słyszę też... - tutaj się zastanawiam. Nie mogę powiedzieć, że słyszę, jak serce mi bije już powolniej pod sklepieniem żeber. Nie mogę powiedzieć, że słyszę, jak nabieram powietrza do płuc, aby następnie się go pozbyć. Skup się, Eiji. Musisz się skupić. - Słyszę szum z zewnątrz. Prawdopodobnie poruszające się osoby. Albo samochody. - nie jest on na tyle dokładny, abym mógł go określić.
Ale jest na tyle dokładny, abym mógł stwierdzić, iż ten istnieje.
- Anais, powiedz mi, czy chciałabyś się nauczyć czytać? - proponuję, choć możliwe, iż jest to rzucanie się z motyką na słońce. To nie jest coś wielkiego, ale dla niej może tak jednak być. - Wtedy mogłabyś czytać to, co by ci się żywnie podobało. A może też i pisać? - dorzucam jeszcze w odmętach możliwości, nie wiedząc, jak ta zareaguje. - Albo rysować?
W końcu ten temat poruszam bez największego kontekstu, ale czy musi być ku temu powód?
@Anais
Nie można już cofnąć minionych wydarzeń. Podobno liczyło się wyłącznie to, co było teraz i co mogło się przydarzyć w jej późniejszym życiu. Uniosła w górę swoje łapki i uradowana aprobatą z jego strony, co do wyboru poprawnych dźwięków, zaczęła się cieszyć, jakby co najmniej odkryła coś nowego i bardzo ważnego. Nie zrozumiała jednak, o co chodziło z zatyczkami i po co one jej były, ale nim zdołała zapytać, Eiji zaczął wymieniać rzeczy, o które zapytała Anais. Nie spodziewała się, że i ten odpowie na jej pytanie, które co prawda było kopią, jego pytania, ale jednak ją zaskoczył. Dlatego postanowiła dopytać o te całe zatyczki, trochę później. Wsłuchała się w podane przez niego przykłady. Ona też go słyszała i poczuła jakąś dziwną chęć powiadomienia go o tym, ale przecież nie można wtrącać się gdy ktoś mówi, dlatego ugryzła się w język i zaczekała, aż ten skończy. Podane przez niego przykłady były chyba poprawne, dlatego udając, że wie, co robi, zwyczajnie pokiwała, głowią, w geście oświadczenia, że się zgadza. – Anais też słyszy Eijiego! – oznajmiła wreszcie, gdy ten skończył. Wytrzymała i tak długo w milczeniu, gdy go słuchała, a więc czułą się w pewnym sensie dumna ze swojego wyczynu. – a samochody robią takie wrum, wrum albo brum, brum? W Nanashi nie ma ich sporo, a u ciebie? – nie była głupia, wiedziała co to samochód, nie żyła w pewnym sensie pod kamieniem albo w piwnicy. Mimo że mieszkała w tak specyficznym miejscu, to bywała w normalnych częściach miasta i widziała różne rzeczy. Czasami je rozumiała, a czasami nie.
Kolejne pytanie trochę ją zdziwiło, bo spodziewała się kolejnej zgadywanki. Zrobiła trochę dziwną minę gdy się zastanawiała. - no ale Anais nie może chodzić do szkoły, kto będzie mnie uczyć czytać? Nie mam papierków, by dać komuś... – głupiutka nawet nie domyśliła się tego, że to on właśnie jej to proponuje; że to właśnie Eiji będzie właśni osobą, która będzie próbować ją nauczyć pisania, czytania no i rysowania. Dopiero po tym jak wymienił resztę, to dostała dziwnego przebłysku geniuszu i zrobiła taką dziwnie zabawną minę zdziwienia, robiąc duże „O” swoimi ustami. – aaa, Eiji będzie mnie uczył, emm znaczy, ty będziesz mnie uczył? No ale Anais nie jest dobra w uczeniu się, będziesz krzyczał na Anais, jak nie będzie umieć? – jakaś jej część chciała się zgodzić prawie natychmiast, ta inna zasiała jednak pewne obawy. Obaw wobec tego, że gdy nie będzie zbyt ładnie im szło, to będzie na nią zły i będzie krzyczał, że ta nie umie zrobić czegoś tak prostego jak przeczytanie jakiegoś zdania. – nie wiem, czy Anais może się nauczyć czytać albo pisać, czy rysować. Anais jest głupia… tata mówił, że Anais jest głupia jak mama i nic nie umie, ani do niczego się nie nadaje.
@Umemiya Eiji
Wiem.
Nie jestem w stanie naprawić czegoś, co wydaje się być muśnięte ręką niesprawiedliwości i braku zrozumienia w jeden, krótki wieczór. Nie jestem w stanie działać niczym najlepszy specjalista stąpający w murach oddziału szpitalnego w Fukkatsu. Jestem w końcu jedynie szarym obywatelem, który pragnie pomóc, nawet jeżeli nie ma ku temu odpowiednich predyspozycji. Powoli, do przodu - bo i choć wielu mogłoby się zniechęcić na samym starcie, a rozmowa z Anais mogła sprawiać wrażenie testu na anielskiej wręcz cierpliwości, czuję się tak, jakbym nie potrafił nawet na nią krzyknąć. Ocenić spojrzeniem, ustalić stosowną granicę, jak wcześniej to miało miejsce, gdy widziałem jej zardzewiały nóż, owszem. Ale uniesienie głosu, które przywołuje na myśl zapewne wspomnienia niepożądane? Nigdy.
Nie uważam, że każdy jest zniszczony. Uważam, że wielu z nas wstąpiło na ścieżkę, z której nie potrafi się wydostać. Albo nie wierzy, że się wydostanie kiedykolwiek, tkwiąc w otchłani własnych, pogrążających myśli. To właśnie ten błysk w hebanowych tęczówkach wydaje się być dominujący, przewodni prym. Bo tam, gdzie wielu straci wiarę, ja nie zamierzam się poddawać.
A sen, jakkolwiek by to nie brzmiało, jest dla mnie określeniem znalezienia się duszy w objęciach śmierci. To normalne. Dług wobec natury trzeba prędzej czy później spłacić.
- Nie, nie dowie się. I nie, nie powiem mu. - odpowiadam bez najmniejszej krzty zawahania. Ludzie nie powracają zza grobu. Nie mszczą się na zwykłych śmiertelnikach, którzy pragną wieść normalne życie, bez narzuconych wcześniej traum, a jak wiadomo - te pozostają. Utykają na zawsze w pamięci, choć - jak to pewna osoba stwierdziła - utrata wspomnień potrafi być swoistym błogosławieństwem. Możliwe, że darem od losu, szansą na ułożenie sobie na nowo życia. Niestety, tak się tylko i wyłącznie łatwo mówi; to nic przyjemnego, gdy "bliscy" patrzą na ciebie z żalem wypisanym na twarzy, a samemu nie jesteś w stanie wydobyć z siebie nic. Zero.
Niechaj mi ktoś da siły do udźwignięcia ciężaru własnego życia, cudzego życia i kto wie jeszcze czego, bylebym się nie złamał w pół i nie ugiął bez możliwości powrotu.
- To prawda. - kiwam głową i uśmiecham się w jej kierunku. Wygląda na to, iż napad niepewności powiązany z brakiem wspomnień, zostaje zażegnany na dobre. Mogę odetchnąć z ulgą; najwidoczniej to działa. Psychologiem nie jestem, ale do psychologa chodzę. Co prawda są to dwie inne rzeczy, ale podczas takich sesji człowiek może nauczyć się tego, jak u siebie zatrzymać napady paniki. A tym samym oswoić się z metodami, aby potencjalnie pomóc innym, choć niesie to ze sobą skrajny margines błędu. - Tak, robią. Zależy to od silnika i tego, czy jest elektryczny. Takie elektryczne wydają kompletnie inne dźwięki. - technologia poszła do przodu, a spalinowe pojazdy są porzucane na rzecz właśnie tych przyjaznych ekologii. Szkoda tylko, że nikt nie mówi, ile zanieczyszczeń powstaje podczas produkcji takich akumulatorów. - U mnie... trochę ich jest. Ale prędzej są to skutery. Albo motocykle. W centrum jest ich znacznie więcej. - nie rozumiem tego fenomenu, kiedy czasami korki są na tyle niekorzystne, iż lepiej jest się skłonić ku opcji skorzystania z komunikacji miejskiej.
No cóż. Kto bogatemu zabroni? Na pewno nie ja.
Temat pomocy w zakresie dobycia podstawowych umiejętności dotyczących pisania czy czytania może być ciężkim dla mnie orzechem do zgryzienia, ale nie zamierzam się poddawać. Początki zawsze są najtrudniejsze, a dopiero potem dochodzi do momentu, w którym człowiek może czuć się tak, jakby szło mu nieco bardziej z górki niż pod górkę. Nie inaczej liczę w przypadku Anais, proponując jej właśnie taką opcję.
- Popatrzę za jakimiś ośrodkami, które zechciałyby ci w tej kwestii też pomóc, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba. - nie wątpię, że muszą być jakieś punkty wsparcia. To nie jest tak, że mieszkańcy są pozostawieni sami sobie. Wymaga to kontaktów, ale powoli, z czasem, uda mi się je zyskać. - Absolutnie mi to nie przeszkadza. Zdaję sobie sprawę z tego, iż zaczątki tegoż tematu mogą być ciężkie. I w pełni świadomie podejmuję się takiej możliwości. - bo bycie dorosłym to bycie odpowiedzialnym. A dwadzieścia jeden lat na karku już powinno mnie trochę życia nauczyć. Staję się odpowiedzialny za to, co oswoję. Albo kogo. - Nie zamierzam krzyczeć. Nie krzyknąłem wcześniej, nie widzę ku temu powodu. - zapewniam ją w tej kwestii.
I to, że ona sama twierdzi, iż jest głupia, powoduje we mnie jakieś dziwne poczucie chęci wymierzenia sprawiedliwości tym osobom, które się do tego punktu kulminacyjnego przyczyniły. Do chwili, gdzie człowiek nie potrafi czytać, nie potrafi pisać, a do tego jeszcze nie wierzy w to, że kiedykolwiek mu się uda cokolwiek więcej osiągnąć. Nie zaciskam jednak pięści, nie chcąc wydobywać na zewnątrz negatywnej aury. Boli mnie to. Cholernie.
Z każdą, mijającą sekundą.
- Jest w stanie. Każdy jest w stanie, jeżeli ma tylko dwie sprawne ręce, działający nienagannie wzrok i funkcjonujący aparat mowy. I chęci. - przytakuję spokojnie. - To, co tata ci mówił, nie było prawdą. - nie wiem, na ile mogę pytać się o wspomnienia, dlatego nie chcę drążyć tematu, który może przyczynić się do kolejnego uspokajania. - Czy gdyby mi mój własny ojciec - nie pamiętam go, ale biorę za przykład w tej opowieści - mówił, że jestem głupi i nic nie umiem ani do niczego się nadaję - przymykam powieki na ten krótki moment - uwierzyłabyś w to?
@Anais
Przyłożyła dłoń do swojej głowy, próbując odgonić nadchodzący ból oraz to dziwne uczucie niepewności, które w ostatnich minutach natarczywie pustoszy jej umysł. Starała się oddychać w miarę równo, tak jak jej mówił. Pomijając tym jego wypowiedź o tym, że samochód może być również elektryczny i wtedy wydaje całkowicie inne odgłosy. Oprzytomniała jednak prawie natychmiast, gdy ten wspomniał o ośrodkach. Poczuła narastający strach na samą myśl o tym. Nie miała pojęcia, czym są takie ośrodki, co się w nich dzieje, ale widziała, nie słyszała jednak, że w takich miejscach nigdy nie dzieje się nic dobrego. Zwłaszcza gdy dotyczy to dzieci takich jak ona. Bezdomen dzieci, którymi nikt się nie przejmował. A jeśli już ktoś okazał swoje zainteresowanie, to miał w tym jakiś swój własny cel. Całe Nanashi, a raczej całe młodsze pokolenie z Nanashi było zapomniane przez innych. A przynajmniej ona tak to odbierała, gdy spojrzeć na całą agresję, jaką otrzymywała od innych. – Anis nie chce… boję się, Anais nie chce być zamknięta w ośrodku. Anais nie robi nic złego, by być zamknięta w ośrodku. – powiedział to tak cicho, że prawie niesłyszalnie, próbując raz jeszcze się uspokoić, ta jak jej mówił. Tym razem udało się jej całkowicie powstrzymać nadchodzący atak paniki, który zdawał się nie mieć takiej siły, jak ten wcześniejszy. – Anais chce się nauczyć czytać, pisać i rysować, ale tylko od ciebie. Nie w ośrodku… Anais ucieknie, jak przyjdą ludzie z ośrodka.. – oświadczyła i raz jeszcze, niepewnie powędrowała swoimi łapkami, by chwycić jego bluzę, tym razem postarała się skryć w niej twarzą, by ten nie widział, że znowu zanosi się płaczem. Czy jednak mówiła prawdę o ucieczce, czy tylko kłamała, to raczej nie było możliwe w obecnym momencie do zweryfikowania. Patrząc, jednak jak jest miotana poprzez takie emocje, jak strach, niepewność i obawa, to można brać pod uwagę, że to zrobi. – Anais ma sprawne ręce, Anais może mówić i też widzi. Anais chce umieć czytać jak Eiji – powiedziała, potwierdzając tym, jak się zdaje również to, że ma ona chęci, by podejść do wspomnianej nauki, z możliwie pełnym zaangażowaniem. – nie, bo Anais wie, że Eiji jest mądry i wie dużo rzeczy i twój tata nie ma racji. A jeśli tak mówi, to jest głupim głupkiem.. – odkleiła się lekko, by spojrzeć w jego twarz. – Eiji nie jest głupi jak Anais, bo umie czytać, wie dużo o dżemach i drzewie. – dopowiedziała jeszcze i już całkowicie oderwała się od niego. Nie spojrzała jednak już na niego, a utkwiła swój wzrok w ziemie, tak jakby bała się jego reakcji na jej własne słowa. Bo przecież uświadamiał już jej, że wcale nie jest głupia, nawet jeśli za takową się czasami uważa. Chociaż to czasami jest tu umowne, bo prawda może być troszkę gorsza. – jeśli Anais się nauczy czytać, będziemy mogli razem czytać. Tak samo, jak Anais będzie umieć rysować albo pisać.
@Umemiya Eiji