Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
Mimo że dziewczynę ledwo co poznał, długo zastanawiać się nie musiał — była jednym z nich. Nie miał pojęcia, po której stronie stoi, chociaż w tym momencie nie robiło mu to różnic. Ostatecznie nie był tu jako członek Shingetsu, poniekąd.
Finalnie plotki o dziwnych szeptach dotarła i do Cayenne, a on nie miał skrupułów powiedzieć o tym kobiecie. Dynamika tej znajomości pozwoliła na to, aby we dwójkę udać się do tego miejsca, pierwszą, lepszą zamówioną taksówką, by przekonać się o prawdziwości zdarzeń. Chcąc nie chcąc Minoru do serca brał sobie tego typu plotki. Przynależenie do określonej grupy zobowiązywało do interesowania się poszczególnym tematem, chociażby po to, aby mieć jak najrzetelniejsze informacje. Najlepiej z pierwszej ręki.
— No i jesteśmy — odezwał się kiedy udało im się dotrzeć do parku.
W pierwszym odruchu wyciągnął paczkę z papierosami. Jednego z nich wysunął z opakowania i przysunął do ust, wkładając go sobie między wargi. Taktycznie przysunął również je w stronę kobiety, spoglądając na nią kątem oka.
— To za drinka — wyrzucił i choć oczywiście wartość nie była porównywalna do szklanki alkoholu, tak poczęstowany papieros to jednak papieros. Kiedy Raja zdecydowała się przyjąć drobny upominek, mężczyzna schował paczkę z powrotem do kieszeni spodni i wyciągając zapaliczkę benzynową. Zapalił fajkę, wciągając szkodliwy dym aż do samych płuc.
Otoczenie na chwilę obecną wydawało się całkiem spokojnie i prócz paru zbłąkanych dusz po drodze, nie zauważył niczego podejrzanego. Może te plotki wcale nie były prawdziwe, a może będą musieli trochę spędzić tu czasu żeby móc się o tym przekonać?
— Jesteś całkiem odważna. Z nieznajomym iść w takie miejsce? — przyznał w końcu, ustami wypuszczając kępkę dymu, tym samym zatruwając nim środowisko. Ciekawe, czy dziewczę odbije piłeczkę w drugą stronę, wykazując się śmiałością i tą całą swoją zadziornością.
Aktualny wygląd — czarne jeansy, również ciężkie buty, luźna jedwabna, czarna koszula z odpiętymi kilkoma guzikami, sygnety na palcach.
Ekwipunek: w kieszeniach spodni ma papierosy, zapalniczka benzynowa, portfel i dokumenty, telefon, złożony nóż motylkowy.
@YŌZEI-GENJI MADHUVATHI
– Obyśmy się nie spóźnili – pokiwała głową, bardziej do siebie niż do niego. Nie była pewna, czy w ogóle chciał jej towarzyszyć w tym drobnym śledztwie, gdzieś po drodze zapomniała zapytać go o zdanie. Obcasy jej butów wypełniały nocną ciszę skuteczniej niż przyciszony ton, którym mówiła. Czy chciała się ukryć? Nie, już dawno przywykła do sławy przeklętej czarownicy żyjącej na odludziu. Jedyne czego chciała uniknąć, to rozbudzenia swoich własnych głosów; miała nadzieję, że jeśli będzie szeptała, to jej nie usłyszą, wszak do tej pory pozostawały zaskakująco ciche. Może czekały na odpowiedni moment, a może same były ciekawe plotek, które tkwiły wiedźmie w głowie?
Dostrzegła dwie postacie. Przez chwilę zastanawiała się, czy również oczy zaczęły płatać jej figle, lecz po chwili doszła do wniosku, że nie, to nie to, jeszcze nie jest z nią tak źle. Subtelny uśmiech wykwitł na ustach Black chwilę po tym, jak skinęła pozostałym głową w ramach powitania. Uwadze nie umknął szary kłąb dymu tytoniowego.
– Czy szanowni państwo mieliby może papierosa na zbyciu?
| IN THIS WHOLE WIDE WICKED WORLD THE ONLY THING YOU HAVE TO BE AFRAID OF IS ME |
Oczywiście, dopóki nie maczał palców w sprawach Minamoto. Ale nie wyglądał na takiego. Jeśli będzie inaczej - cóż. Inaczej zaczną rozmawiać.
Nawet jazda taksówką do obcego miejsca nie robiła na niej zbyt dużego wrażenia. Wyglądała spokojnie za okno, oglądając nocne miasto, myśląc o sobie tylko znanych sprawach. O tym, co mogą tam znaleźć. Kogo, może to lepsze określenie, jeśli plotki, o których wspominał Norishige.
Choć po twarzy nie było tego widać, dłonie dużo częściej zdradzały jej humor. To, jak z pewnego rodzaju podekscytowaniem skubała materiał rękawa, co rusz naciągając go na palce. Jak ugniatała zapiętą w pasie
Nie śmiałaby odmówić papierosa, bo i na nim właśnie najbardziej jej w sumie zależało. Podziękowała skinieniem głowy, odpaliła go swoją starą, plastikową zapalniczką. Wzór z kotkiem był dosyć wymowny.
Wypuściła dym kącikiem ust, zerkając na mężczyznę. Skrzyżowała ręce na piersi, przechylając głowę tak, by nieupięte włosy spłynęły powoli po ramieniu.
- Jesteś całkiem odważany, zabierając tutaj mnie - prychnęła, znów się zaciągając - Nie wiesz, co mogłeś mieć w drinku, nie? - nachyliła się lekko do niego, ot na sekundkę, by uśmiechnąć się brzydko i zaraz wrócić na swoje miejsce.
Z zamyślenia wyrwał ją stukot obcasów i charakterystyczne szuranie nogami. Obejrzała się w stronę, z której dochodził dźwięk. Odetchnęła ciężko, dłonią, w której trzymała papierosa sięgając, by w zmęczeniu pomasować mostek nosa. Jeszcze jego w tym rozgardiaszu brakowało.
Zerknęła na swojego własnego towarzysza, kiwając przy okazji głową, by poczęstował miłą panią. Ona ma mało.
Aktualny wygląd - długa, czarna sukienka z dwoma rozcięciami na udach, ciężkie buty, siateczkowy golf, torba zapięta w pasie
Minoru Yoshida ubóstwia ten post.
– ... i tak te szepty nie powiedzą nic ciekawego, możemy się założyć – mruknął, nawet nie próbując rozwikłać zagadki tego, jakim cudem wiedźma skacząc na obcasach i tak poruszała się szybciej niż on.
Kimkolwiek parkowy duch był, najpewniej pojęczy ze dwa trzy razy i będą mogli wrócić do domu. Zerknął na medium. Nie żeby mu przeszkadzało, że ktoś kto widzi paranormalne rzeczy się nimi interesował, ale po co interesowała się obcym duchem skoro miała Razaro tuż obok. Zgrzytnął zębami.
Niech interesuje się nim.
Chwilowy postój na wysępienie papierosa przyjął z niemałą ulgą, mogąc na moment uwolnić rękę z jej uścisku i zasłonić dłonią pysk, by stłumić ziewnięcie, co i tak zrobił wyłącznie z przyzwyczajenia, bo nadal miał czarną maseczkę na twarzy. Dopiero wtedy przyjrzał się bliżej pozostałej dwójce. Nie miał zamiaru ukrywać, że nie poznał drugiej kobiety.
– Ale z ciebie chytrus, Raja. Jak zawsze – rzucił, próbując stłumić kolejne ziewnięcie, raczej nie zastanawiając się nad tym co mówi, za to zauważając komendę, którą wydała towarzyszowi.
Ogólnie Jino kręci się gdzieś niedaleko was, jak chcecie możecie ją gdzieś dostrzec/usłyszeć jak nuci (:<
Będąc w pobliżu celu swojej wędrówki, zaczął dostrzegać coraz więcej sylwetek. Jak na plotki o nawiedzeniu, zbierało się tu podejrzanie dużo postaci – widać pogłoski musiały bardziej przyciągać uwagę niż odstraszać. Ciekawiło i zarazem niepokoiło go owe nielegalne zgromadzenie, ale jak już dzisiaj porzucił standardowe plany wkradania się w sny, żeby umilić czas zarówno komuś, jak i sobie, to nie zamierzał zawracać. Tym bardziej, że zaczęło go wabić czyjeś nucenie.
Odnalazł wreszcie dziewczę niewiele niższe od niego. Przechylił delikatnie głowę, przesunął powoli palcami po trzymanym złożonym wachlarzu. Stracił życie podczas festiwalu i już od dwóch lat paradował tak, jak wyglądał wtedy. Nie było tak źle, bo prezentował się naprawdę stylowo, choć można go było pomylić z faktyczną kobietą. Zawsze mógł umrzeć w kusym stroju pokojówki – takim to naprawdę nie zazdrościł. Wsłuchał się w melodię młodej duszyczki, zatrzymując się zaraz za nią. Kojarzył to, co nuciła, więc wkrótce dołączył do niej, tworząc cichą harmonię głosów. Powoli rozłożył trzymany w dłoni przedmiot, pozwalając mu zakryć ślady śmierci zdobiące jego klatkę piersiową, pokrywając po wieczność biel materiału dwiema czerwonymi smugami, tak niepasującymi do reszty okrywających go kolorów.
Poprawił materiał sukienki po czym wyprostował się robiąc pewniejszy krok do przodu.
I chociaż sam poniekąd był ciekawy, czy ów szepty są prawdziwe, to jednak w przeciwieństwie do większości tutaj wiedział co robić w danej sytuacji i przede wszystkim jak obchodzić się z demonami.
Odchrząknął lekko, po czym uśmiechnął się promiennie i uniósł dłoń wysoko nad głową, by pomachać do dwójki stojącej najbliżej niego.
- Cześć! Wy też przyszliście usłyszeć te szepty?! Ale super! Przez chwilę myślałam, że będę tutaj sama~ Kya, byłoby to straszne! Trochę się boję duchów, a wy? - zapytał głosem o wyższej tonacji i zrobił lekko przerażoną minę.
- A co... a co jak to prawdziwy duch? - dodał ciszej i rozejrzał się niespokojnie, choć w rzeczywistości nie potrafił odczuwać strachu. Już od dawna nie bał się potworów spod łóżka.
- Ach, zapomniałam się przedstawić... Emma-desu~!
ale umysł wyparł poza margines napływającą wizję. Nie, to niemożliwe. Po pierwsze - jeszcze wczoraj rozmawiali na temat plotek o szeptach i Minamoto wykazał się wystarczającym brakiem zainteresowania. Po drugie - to nie do końca ten stopień tonu.
Warui potrząsnął głową, przesuwając zaraz palcami po czole i skroniach. Musiał skupić się na zadaniu; zwłaszcza teraz, gdy wyłapywał więcej obcych głosów. Potrafił być cicho, działając jak dobrze wyszkolony szpieg, ale im więcej wrogów, tym mniejsze prawdopodobieństwo jego sukcesu. Na razie szło rozsądnie. Trzymał się w odpowiedniej odległości, by nie wejść w światło cyklicznie poustawianych latarni, ale mieć jako taki wgląd w to, co dzieje się w coraz liczniejszym skupisku. Kim byli ci ludzie? I przede wszystkim: co tutaj, u licha, robili?
Jeżeli to kolejn...
Jego wzrok przyciągnął ruch niecodziennej sukienki; i omal nie upuścił trzymanego w ręce aparatu, gdy rozpoznał kobietę odzianą idealnie jak na stos.
Shirshu.
Niech bogowie mają go w swojej opiece.
W pierwszym odruchu naszła go myśl, że przynajmniej wie, dlaczego zignorowała bestialsko jego zaproszenie do gry online - po prostu nie było jej przy komputerze, bo czas na pokonanie trasy z wygwizdowa leśnego wprost do centralnego parku wymagało sporego bagażu minut. Ale zaraz potem pojawiła się pretensja, że nie jego wzięła na tę misję. Przycupnięty za drzewem przyjrzał się mimowolnie stojącej obok Black postaci, wraz ze śliną łykając gorzki smak porażki.
Rzecz jasna zdawał sobie sprawę, że nie był jedynym w życiu Hecate. Jej dziwne zachowanie miało swój urok i choć większość traktowała ją jak odstający gwóźdź to wśród tłumów znaleźli się ci, których przyciągnęła oryginalna aura i entuzjastyczny styl bycia rudowłosej - dowód na załączonym obrazku.
Skrzywił się, przebiegając jeszcze przelotnie spojrzeniem po dwóch sylwetkach - mężczyzny i kobiety - znajdujących się w pobliżu Shirshu i jej towarzysza i obrócił głowę, by obejrzeć resztę okolicy. Sondował teren, w ręce ściskając niewielkie urządzenie; miało swoje lata, ale wciąż robiło zdjęcia, a niczego więcej nie potrzebował.
Zbliżała się zresztą północ, ale czy tajemnicze szepty będą miały miejsce, gdy tyle tu osób? W zasięgu wzroku Shin'yi mignęła następna postać; i dotarło do niego nucenie. Jakby na sam jego dźwięk zrobił krok w tył; przylegając ciaśniej ramieniem do szorstkiej kory drzewa.
Za dużo osób.
Lepiej będzie przejrzeć bardziej ustronne fragmenty parku.
Nie przypuszczała, że o tej porze w parku będzie aż taki tłum. Czyżby wszystkim było niemiłe życie, czy to właśnie ktoś z tej zgrai był żartownisiem, który próbował straszyć po nocach imprezowiczów wracających do domów z klubów? Bo taki właśnie scenariusz zakładała. Szepty i nawiedzenia, jasne. A o nią ktoś się martwił i po czole jechał jej czołg. Z tego co jej naopowiadali o tych całych duchach i innych niby to istniejących straszakach, zwyczajni ludzie i tak nie mogli ich zobaczyć czy słyszeć, wchodzić w interakcje, tak jak i one nie mogły dotknąć niczego, co znajdowało się w świecie śmiertelników. Na sto procent ktoś tu się po prostu bawił.
Przekradała się gdzieś w cieniu, pomiędzy drzewami, za krzewami, byleby pozostać jak najmniej widoczną – pomimo odcinającej się od tła bluzy w charakterystycznej barwie gangu sierot. Wychyliła się zza jednego pnia, spoglądając wprost w kierunku pana Hasegawy. Musiała się chwilę przyglądać zanim rozpoznała swojego sąsiada. Kojarzyła jego sylwetkę, w końcu czasem się zdarzało, że przynosiła mu jedzenie albo minęła gdzieś na ulicy.
Wreszcie odkleiła się od kryjówki, żeby przeczesać inny zakamarek, ale usłyszała znajomy głos. Westchnęła ciężko. Miała tu zrobić rozeznanie, a teraz wychodziło na to, że będzie się dodatkowo martwić o przyjaciółkę. Zbliżyła się do niej, może trochę źle robiąc z zachodzeniem jej pod kątem, z którego mogła jej nie zauważyć. Nie zamierzała jej wystraszyć, ale przypadkowo mogła do tego doprowadzić.
– Co tu robisz? – szepnęła i zrównała z nią krok. Materiał na twarzy odrobinę stłumił jej głos, ale nadal dało się ją rozpoznać. – O tej porze powinnaś być w domu – dodała zmartwionym tonem.
Wygląd: Żółta bluza, kaptur z uszami na głowie, czarna chusta zasłaniająca dolną część twarzy,
ciemnogranatowa koszulka, wielobarwne (ale dość ciemne), luźne spodnie, czarne trampki.
Włosy związane w dwa kucyki.
- Martwi się nie martwią, czy coś... - skomentował tylko pod nosem swoje stanowisko względem plotek. Następnie też rozejrzał się po okolicy, dostrzegając w oddali grupkę gapiów i... udał się w zupełnie inną stronę. Polowanie na duchy brzmiało jak coś interesującego, jednak niekoniecznie miał ku temu teraz predyspozycje, czy chociażby sam wygląd. Zostawiając za sobą niekoniecznie istniejące, wilgotne ślad, postanowił przyjrzeć się parkowym uliczkom. Po co? A nuż znalazłby sobie jakiegoś śpiącego człeka, któremu mógłby uprzykrzyć nieco pobudkę, szturchając go vez możliwości dotyku w okolicy wątroby. Czekając aż ten się zbudzi, coby pół śniącym wzrokiem dostrzegł jego duchową aparycję, umilając Ruu czas swoją reakcją.
— Mogę cię zapytać o to samo! — wyszeptała przez zaciśnięte zęby ze słyszalnym wyrzutem, marszcząc przy tym brwi. Długo jednak nie gniewała się na dziewczynę, gdyż bardziej skupiła się na jej... nietypowym ubiorze? No, na pewno ta czarna chustka na twarzy ją ciekawiła, bo do całej reszty nie mogła się doczepić; wyglądała osobliwie, ale ciekawie. — Cóż, powinnam, ale wraz ze znajomymi wybrałam się na te całe poszukiwania duchów. Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam. — mruknęła, wciskając ręce głęboko do kieszeni. — No dobra, ale co ty tutaj robisz i to ubrana w ten sposób? Chyba nie planujesz niczego nielegalnego? — zagadnęła ciekawsko, posyłając przyjaciółce wesoły uśmieszek i szturchnęła ją lekko w bark. Poczuła się nieco raźniej mając ją u boku, chociaż żadna nie powinna tutaj być o tej godzinie, eh! Macocha ją rozszarpie jak się dowie.
— Powinnyśmy podejść i się przywitać. Psychologa też obowiązuje kultura osobista — Szepnęła cicho w głowie Miyazaki. — Szepty. Pewnie znowu ktoś nieszczęśliwy potrzebuje pomocy, pytanie tylko, jak daleko zabrnął w swoim nieszczęściu.
— Ahah! Fakt. Powinnyśmy. Dla przypomnienia, niektórzy jednak sporo nam zawdzięczają. Mogliby zwrócić przysługę. A tych, których nie znamy, łatwo będzie namówić do odrobiny pomocy. Leczenie duszy jest trudne, a łamanie i manipulowanie, banalnie proste. Nie mamy czasu na zabawy w parku i kolejny problem na głowie. Mam przypomnieć, że spotkanie jakiegoś pieprzniętego yōkai niespecjalnie nam się przysłuży? — warknęła zaciekle Tsukiko.
— Nie pomaga się dla wdzięczności. A manipulacja nam nie przystoi, poza tym to nie moja specjalizacja. I nie oceniaj, nie znając sytuacji — Kąśliwa, acz wypełniona dziwnym spokojem kontra ze strony starej osobowości szybko nadeszła.
Żałość westchnęła ciężko, odruchowo podnosząc smukłe palce do głowy, chcąc sobie rozmasować skronie, licząc, że może w ten sposób zazna odrobinę spokoju i uciszy poruszone głosy, które odbijały się echem w jej czaszce. Dobrze, że tylko ona musiała znosić to roztrzaskane towarzystwo. A decyzja, by przyjść, spowodowana była instynktem. Może ktoś potrzebował pomocy, a ona wciąż nie potrafiła tego zignorować. Jednak gdyby wiedziała, ile spotka tutaj znajomych twarzy, pewnie nie zdecydowałaby się na przyjście. Ledwo znosiła natłok wspomnień związanych z jedną osobą, a co dopiero z większą ilością. Miyazaki martwiła się o wszystkich, a Tsukiko i jej obsesja nie potrafiły się uspokoić.
Obcasy wydawały z siebie cichy stukot w zderzeniu z chodnikiem, a ona sama przywołała na twarz maskę profesjonalnego psychologa. Popękaną, ale raczej na pierwszy rzut oka wszystko się zgadzało. To nie tak, że z niektórymi nie miała jeszcze okazji porozmawiać, i przy okazji wyjaśnić kilka spraw. Natomiast duża ilość yūrei i medium spinała jej instynkt, bo aktualnie musiała unikać wszelkich konfliktów, dopóki choć trochę nie doprowadzi się do porządku. Poza tym było też dużo nieznanych jej osób. W końcu przez rok zmienia się mnóstwo.
Kto jej powiedział o szeptach? Sama się dowiedziała? Nie, nie, chyba ktoś przyszedł, ktoś ze starych twarzy, wiedząc, że takie rzeczy ją interesują... ale czy na pewno? Kolejna zapomniana informacja, która sprawiła, że wargi zacisnęły się z powodu frustracji, niemniej zaraz to zmusiła się do opanowania własnej mimiki.
Ogarnij się. Na razie wolała nie iść w centrum zgromadzenia, nie chcąc specjalnie rzucać się w oczy, chociaż była szansa, że niektóre bardziej barwne postacie przyciągną całą uwagę. Mignął jej gdzieś Hayate, jednak na razie nie zdecydowała się, by podejść do kogokolwiek. Dziwiło jej, że nie widziała jeszcze tutaj rudowłosego nastolatka, który rzadko kiedy odmawiał sobie okazji do węszenia, gdy działo się coś dziwnego.
Wspomnienie za wspomnieniem. Cegiełka za cegiełką, ale dom zaraz znowu runie.
Czyjś pisk zwrócił jej uwagę, szare oczy skierowały się odruchowo w tamtą stronę, mięśnie spięły, gotowe do reakcji, ale to był tylko fałszywy alarm. Jest w porządku. Wszystko gra.
żałobny fascynator z czarną woalką, czarne, niewysokie obcasy i czarna parasolka.
Warui Shin'ya and Minoru Yoshida szaleją za tym postem.
Zasłyszał tę plotkę zupełnie przypadkiem, błąkając się bez większego celu po stacji metra. Dwie uczennice - na oko niewiele starsze od jego siostry, a może nawet i jej rówieśniczki - powtarzały ściszonymi głosami historie, od których włos się jeżył na głowie. Ira natomiast nigdy nie należał do osób, które poświęcają dużo czasu na myślenie o konsekwencjach (być może kiedyś było inaczej, w innym życiu, gdy mieszkał w pięknym domu otoczony troską), dlatego bez chwili wahania postanowił sprawdzić, czy w przekazywanej z ust do ust historii rzeczywiście kryje się coś strasznego. To nie tak, że miał coś lepszego do roboty. Nie miał też żadnego powodu, aby się czegokolwiek obawiać.
Przecież i tak już był martwy.
O północy więc stawił się w parku, niesamowicie żywym jak na tę porę; w ponurym milczeniu mijał twarze, które niegdyś mógłby uznać za znajome - tych, których serce wciąż trzepotało w piersiach i tych, którzy zamknęli swoje oczy, ściągniętych w to miejsce z zapewne tego samego powodu.
Nie był jednak istotą mogącą pochwalić się cierpliwością, dlatego też, przekonany, że nic ciekawego się nie wydarzy, zamierzał odwrócić się na pięcie i odejść. Wtedy też jego uwagę przykuł znajomy głos. A wraz z nim tsunami jasnych włosów.
— Jino...? — wymamrotał w przestrzeń. Chciał krzyknąć, zawołać ją, chwycić za ramię i odprowadzić w bezpieczne miejsce, lecz wiedział, że to bezskuteczne. Siostra go nie widziała, był tylko duchem, wspomnieniem, pozostawał niewidzialny dla jej oczu i niesłyszalny dla uszu.
Mimo to ruszył w jej stronę, szarpany ambiwalentnymi uczuciami - od radości z ponownego spotkania, przez wściekłość na jej lekkomyślność, po rozpacz z powodu własnej bezsilności. Mógł tylko patrzeć - chyba, że znajdzie materialnego pośrednika, jak nieznajomego na dachu, który pomoże skomunikować z Jino.
Skupiony na obecności siostry nie zdawał sobie - bądź też nie chciał zdawać - sprawy z tego, że towarzyszy jej yurei, z którym jeszcze niedawno dawał koncerty w tych samych miejscach.
Aktualny ubiór: Na sobie ma przetartą miejscami czarną skórzaną kurtkę, ciemny podkoszulek, podarte na kolanach spodnie z ciemnego materiału oraz zabłocone glany.
Wraz ze zbliżającą się północą, miały podobno rozbrzmieć szepty. Czy to one były powodem by tutaj przyjść? A może podziwianie księżyca w magicznym i sentymentalnym miejscu? Właściwie każdy powód był dobry, byleby się rozerwać i na chwilę oderwać myśli od nieuniknionego. Wewnętrzna pętla na szyi zaciskała się z każdą chwilą, ale zanim nie zmiażdżyła reszty jej człowieczeństwa, chciała skorzystać z okazji.
- Ile tutaj osób... - Wyszeptała nieco za głośno. Czy uda się jej usłyszeć coś więcej niż szmer od zebranych tutaj ludzi oraz duchów? Przypatrywała się kolejnym twarzom, nie będąc pewna czy spotka ich kiedykolwiek indziej? Chociaż zawsze mogła wejść w sny innych ludzi. Poprawiła białe włosy, wyglądała jak stereotypowe widmo. Śnieżnobiała skóra, równie jasna skóra, czerwone oczy... A ubrana jedynie w skromną koszulę nocną w tym samym kolorze co reszta ciała. Jedyne czarne bransolety wyglądały dużo za ciężko w porównaniu do ubrania jak i całej postury Karury.
- Czy powinnam się bać? - Zapytała samą siebie, chociaż była pewna, że nikt jej nie odpowie.
|
|