Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
— Mówiłam, że zawsze możesz mnie poprosić jakbyś czegoś potrzebowała. — westchnęła niebieskooka, przyglądając się przyjaciółce nieco zmartwiona. Widziała, że dziewczyna z dumy nie prosiła ją o większe przysługi, nie chcąc się też w pełni od niej uzależniać, ale nie mogła nic poradzić na to, że ze zwykłej sympatii martwiła się o swoją przyjaciółkę, że ta chodziła po nocy w poszukiwaniu "skarbów" gdzieś w parku. W końcu miała ją na wyciągniecie ręki i wystarczyło jedno słowo by Jino spróbowała jej załatwić to czego potrzebowała. Jedzenie, książki, jakieś ubrania... To przecież było na wyciagnięcie ręki dla blondynki. Chcąc nie chcąc, była z dobrego pod względami ekonomicznymi, domu. Pożyczenie koleżance sweterka czy dorzucenie się do jakiejś bułki, albo innej pierdoły do sprzedania, nie było wielką ujmą na honorze. — Ale znalazłaś coś ciekawego w takim razie? — dopytała, a na wspominkę o tłumacz jedynie skinęła jej głową. Fakt, tez się natknęła na trójkę, może czwórkę ludzi kawałek dalej, ale speszona od razu odwróciła się by im nie przeszkadzać. Wyglądali na dużo starszych od niej i jakoś nie chciała im przeszkadzać. Już miała zagadnąć Aki odnośnie jej pracy, jednak zobaczyła coś. Zobaczyła. Coś. Zastygła wpatrzona w krzaki i drzewa na prawo od siebie, mrużąc przy tym oczy, nie do końca wiedzą co wprawiło ją w takie osłupienie i lęk. Przełknęła ciężej ślinę i już miała informować o tym przyjaciółkę, nawet wyciągnęła rękę by chwycić ją za ramię, gdy nagle...
O boże!
Przed jej twarzą pojawiła się... kobieta? Tak, na to wskazywało ubranie i wysoki głos, ale coś jej w niej nie pasowało. Już pomijając fakt tego, że pojawiła się nagle, przyprawiając ją o lekki zawał. Zamrugała parę razy zdezorientowana i cofnęła się o krok w tył, zerkając kontrolnie na przyjaciółkę u boku. Kobieta jednak zwracała się bezpośrednio do niej, co obligowało ją do jakiejś odpowiedzi. Chyba? Za jedno musiała podziękować; przez pojawienie kobiety, kompletnie straciła zainteresowanie podejrzanie wyglądającymi drzewami i krzakami. Teraz w pełni skupiła się na złotookiej kobiecie odzianej w naprawdę ładną sukienkę i o naprawdę donośnym głosie. — O tak, jest... naprawdę chłodno! Aż pożałowałam, że nie wzięłam cieplejszej bluzy. — odparła, posyłając już nieco pewniejszy, wesoły uśmiech w kierunku kobiety, dłonią ciągnąc Aki za rękaw. — Ale przynajmniej jest rześko, tak idealnie na spacer, heh...
Przyjrzał się drugiej nastolatce, która tak samo nawet nie zerknęła w jego stronę. Niezaspokojone pragnienie zyskania atencji wywołało krótki ból w postrzelonym sercu – wyimaginowany, jednak niemal jak realny. Westchnął ciężko. Ciężko było nucić w duecie, kiedy duet się rozpadł, więc teraz Hayate miał chwilę na przyglądanie się mijanym postaciom, próbę wyłapania jakichś dźwięków. Cisza nocy potrafiła nieść głosy dość daleko, nawet we mgle. Jego wzrok prześliznął się po postaci odzianej w czerń, dzierżącej parasolkę, która zamajaczyła mu w zasięgu spojrzenia. Posłał w jej stronę lekki uśmiech, który mógł w sumie wyrażać ulgę. Jeszcze
Zatrzymał się przez to na trochę, przez co ludzkie dziewczęta oddaliły się od jego pozycji. Skoro się już do nich przylepił, to musiał je dogonić. Były za młode na narażanie swojego życia, a choć nie miał wpływu na ich świat, wciąż mógł chociaż spróbować odciągnąć od nich zagrożenia czyhające po stronie, po której on stąpał. Ewentualnie krzyczeć. Jeśli pani psycholog nie była wyłącznie przywidzeniem, to w parku znajdowała się co najmniej jedna osoba mogąca go usłyszeć.
A po chwili dostrzegł drugą znajomą postać. Jego rówieśnik, kolega po fachu. Zdarzyło się, że wystąpili razem tu i tam. Nie wyglądał najlepiej, na pewno inaczej niż go pamiętał za życia.
– Cześć, Ira – szepnął swoim naturalnie melodyjnym głosem. Nie poświęcał mu jednak wiele uwagi, bo odwrócił głowę w kierunku, w którym żeńskie grono właśnie powiększyło się o jedną damę wydającą z siebie wyjątkowo donośne dźwięki jak na takie chuchro. Zmrużył oczy. Powoli przechylił głowę, a długa, związana tasiemką kita zsunęła się z jego pleców i zadyndała bezwładnie. Zbliżył się w milczeniu, powoli obszedł Emmę po łuku. Pochylił się lekko nad jej ramieniem w trakcie tego okrążania, aż wreszcie stanął tak, że miał dziewczę przed sobą. Podobny wzrost, jeśli nie ten sam.
– Ładne perfumy – rzucił cicho. Przyjrzał się oczom postaci. Złoto, nierówne w barwie tęczówki. Spojrzenie Hayate powędrowało po szyi. – Sukienka też niczego sobie. – Pokiwał głową z uznaniem. Przyganiał kocioł garnkowi, jeśli pod ubraniami kryła się ta osoba, o której pomyślał. W końcu jemu się zmarło w żeńskim hanfu. Chociaż przynajmniej miał wymówkę – był na festiwalu wywodzącym się z Chin, a do tego był aktorem. Machnął lekko kilka razy wachlarzem, aż uniósł go do twarzy tak, że zasłonił jej połowę. Zachichotał i odwrócił się na pięcie, wprawiając w wirowy ruch delikatny jedwab okrywający jego własne ciało. Trochę zbyt tłumnie się tam zrobiło, chyba nadeszła pora na snucie się w samotności.
— Słuchaj. Otwórz oczy, spójrz na krzaki. Tam. 40 metrów od ciebie. Słuchaj — szepnęła Miyazaki.
Żałość przesunęła spojrzenie zgodnie ze wskazówką od samej siebie. A przynajmniej którejś wersji siebie. Chociaż ona się na chwile odcięła, to ta część niej, która była wyczulona na smutek innych, od razu wychwyciła kobiecy płacz. Instynkt pchnął ją do ruchu, bez zwracania większej uwagi na to, co dzieje się za nią. Jednak wpierw z rytmu wytrąciło ją zobaczenie Hayate. Odwzajemniła uśmiech, wiedząc, że na pewno musi jeszcze dzisiaj do niego podejść. Musi pamiętać, by do niego podejść. Wyglądał jednak jak na razie w porządku, więc znów chciała ruszyć w stronę krzaków, ale czyjś wysoki głos sprawił, że odruchowo obróciła głowę do tyłu, próbując zobaczyć, co się dzieje.
Oh.
— Warui Shin'ya — Ton Miyazaki był nabuzowane emocjami. — Nie tak powinno być. Trzeba było znaleźć go wcześniej, zamiast zaskakiwać nagłym pojawieniem się.
— Mówisz to tak, jakbyśmy miały wpływ na to, że nas nie było — rzuciła kąśliwie Tsukiko. — Ale fakt, dzieciak może być przydatny...
— NIE!
Usta Żałości drgnęły, gdy wściekłość na własną obsesję ją uderzyła. Szare oczy prześlizgnęły się po znajomej sylwetce, jakby odruchowo szukając u niego obrażeń. Intensywność wspomnień na chwilę ją przytłoczyła, ale pamiętała. A przynajmniej na razie. Czuła się rozdarta, oczy na chwilę zwróciły się ku krzakom, a następnie ponownie wróciły do osoby, którą traktowała jak członka rodziny. Jednocześnie coś gwałtownie ukuło ją w serce, bo tak. Mieli podobną aurę.
Uświadomiła sobie jednak, że Warui chyba nie miał okazji widzieć ją w formie yurei, zawsze wolała pozostawać w ciele, gdzie wyglądała bardziej... porządnie. I nie miała tej irytującej dziury po kuli w czaszce i wilgotnych od deszczu włosów, chociaż wcale nie padało. I rozmytego makijażu, który frustrował jej wewnętrzne poczucie estetyki. Bo przecież zginęła na pogrzebie. A może na cmentarzu, ale nieładnie, brzydko i...
Prrrr. Jej zdolność do selektywnej uwagi była w strzępach i traciła kontrolę łatwiej niż wcześniej, ale irytować się z powodu tego, jak wyglądała w formie ducha... czy już do reszty straciła ten cholerny rozum? Jakby miała na to jakikolwiek wpływ i nie tłumaczyła dziesiątkom yūrei, że to nie ma żadnego znaczenia.
Gdy dziewczyna odbiegła, na twarzy Żałości pojawił się zarys uśmiechu skierowany do rudowłosego nastolatka. Przyłożyła dwa palce do skroni, zaraz to niedbale salutując w jego stronę, czując, że czeka ją ciężka rozmowa. Dużo się zmieniło, ale wciąż potrafiła utrzymać fason, niemniej kosztowało ją to sporo siły woli. Ruszyła w stronę chłopaka, chociaż płacz, który słyszała, triggerował jej instynkt. Jednak Warui zasługiwał na coś więcej, niż przywitanie z daleka.
— Shin'ya — rzuciła najłagodniej, jak potrafiła, chociaż on nie mógł wiedzieć jeszcze, jak wiele ją kosztuje, by pamiętać. — Hmmh. Wciąż jesteś tak samo piękny, jak zawsze.
Mówiła to wcześniej. Wiele razy. Na pewno. A może tylko jej się wydaje? Może mówiła to komuś innemu? Ale nie kłamała. Nie lubiła kłamać. Gdy inni oceniali twarze, ona oceniała dusze.
Zachowywała się, jakby nic się nie stało. A przecież stało. Bardzo dużo. Musiała to wyjaśnić, ale jak wyjaśnić coś, czego się nie pamięta? Tak wiele lat robiła za ostoję, że przyznanie się do jakiejkolwiek słabości zżerało jej dumę, chociaż było to przecież z jej strony hipokryzją.
— To nie hipokryzja — Umysł wypełnił się głosem jej racjonalnej części. — Narcystyczne mechanizmy obronne często się pojawiają, gdy ego potrzebuje ochrony. Jesteś świadoma tego, co się dzieje, dlatego to boli bardziej.
— O japierdole, możemy przestać marnować czas? Przypominam, że wieczności nie mamy — warczy jej Obsesja.
Zignorowała ją. Czasem bardzo skutecznie potrafiła ignorować obydwa dystraktory.
— Wiem, że powinniśmy porozmawiać. Chyba wiszę ci kilka wyjaśnień, ale to... długa historia — Żałosne słowa wypowiedziane spokojnym tonem nie robią się nagle lepsze. — Podejrzewam, że badasz sprawę?
Jaką sprawę. Dlaczego... płacz. Pamiętaj o płaczu. Nie odpływaj teraz. Oczy Żałości wydawały się tracić czasem nieco koncentracji, ale maska szybko pojawiała się ponownie i spojrzenie nabierało na ostrości i żywości.
— Też to słyszałeś?
Warui Shin'ya and Yu Jino szaleją za tym postem.
- Ach, nie musisz się mnie bać! Przepraszam, że cię wystraszyłam. Szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że coś widziałam, chyba pająka, a ja ich tak nie lubię... - kontynuował, a niewinne kłamstwo prześlizgnęło się przez jego gardło niczym obślizgły gad.
- I nie chciałam być tu sama... Trochę się boję, hehe, chociaż ciężko mi się do tego przy- - kiedy mówiła spokojnie, coś przysłoniło jej widok dziewczyn. A raczej ktoś. Yurei. Umęczona dusza, która albo nie wiedziała, że nie żyje, albo nie potrafiła wypełnić swego życiowego celu i teraz błąkała się po ziemi. Błąkała i czekała na swój koniec. Gdyby nie znajdowali się w parku, wśród innych ludzi, to Enma najpewniej przystąpiłby do rytuału. Nie lubił samotnych dusz, które nie potrafiły znaleźć swojego miejsca. Teraz zdawały się niewinne, emanując tragizmem przedwczesnej śmierci, jednakże obłęd, który powoli zacznie zatruwać ich umysły w niedalekiej przyszłości w pewnym etapie stanie się ciężarem. Ciężarem, które skutki będą odczuwać niewinni.
Ale nie tu. Nie teraz.
-...przyznać. Bo wiecie, trzeba udawać, że nie jest się miękkim, zwłaszcza kiedy...
"Ładne perfumy"
Nożeszkurwa.
Złote spojrzenie chłopaka momentalnie spoczęło na twarzy ducha, a brew niebezpiecznie drgnęła. Enma naprawdę nie lubił zaledwie kilku rzeczy, a zbliżanie się do niego na niebezpiecznie bliską odległość, zwłaszcza przez wszelakie byty, zdecydowanie górowało na liście.
Wystarczyło mu jedno, krótkie spojrzenie, żeby zrozumieć i przede wszystkim rozpoznać w duchu członka klanu Minamoto. Jako przyszły dziedzic miał w obowiązku znać większość osób z klanu do dziesięciu lat wstecz, dlatego też nic więc dziwnego, że w jego głowie pojawiło się jedno imię: Hayato.
Czyli spotkał go ten okrutny los? Och ironio. Klan, który od setek lat zajmował się egzorcyzmami nie był w stanie wytropić i uwolnić jednego ze swoich? Ironia.
Jednakże pochodzenia ducha nie zmieniło faktu, że ten bezczelnie narażał się w tym momencie i pociągał za wyjątkowo napięte struny Enmy. Uśmiechnął się a na jego skroni zapulsowała żyłka, kiedy to uniósł lekko jedną nogę i z całą siłą kopnął ducha w bok uda w nadziei, że ten straci równowagę i poleci na ziemię, tym samym schodząc z pola widzenia Enmy.
- W każdym razie! Chciałam jedynie przeprosić za swoje zachowanie. I miałam nadzieję, że poznam tutaj kogoś miłego. Ach, najważniejsze! Nie przedstawiłam się. Nazywam się Emma. - powiedział do obu dziewcząt.
Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.
— Jak na moją niewiedzę czuję się całkiem nie najgorzej — skomentował, nie przypuszczając, że kobieta posunęłaby się na taki ruch w towarzystwie blondynki, do której tak śmiało wzdychała. Mimo to doceniał jej czarny humor i prawdopodobnie właśnie dlatego zaprosił ją do tego miejsca, również nie dociekając na temat jej przekonań. Znali się zbyt krótko, aby to poruszać.
Szepty. To właśnie one złączyły pokaźną gromadę mniej lub bardziej znajomych twarzy. Cayenne z początku nie rozpoznawał przybyłe osoby, miewał nie najlepszą pamięć do twarzy. Kątem oka widział dzieci, zbłąkane dusze, a także kobietę wyróżniającą się na tle innych osób. Czy to właśnie ona poprosiła go o papierosa?
— Aah, jasne. Nie widzę powodu, dla którego miałbym go nie dać — przyznał, ignorując charakterystyczne kiwnięcie swojej towarzyszki. Jednak ukazała mu świeżo poznaną zadziorność i wiedział już, że to będzie nieodłączny element tej osobowości. I chodź bolał go ten fakt, tak on wykazał się odrobiną przyzwoitości, częstując również mężczyznę obok rudowłosej piękności.
— Chytrus, nie chytrus, ale trochę jestem jej to winien — odpowiedział, wyjątkowo broniąc w tym nowo poznaną koleżankę. Przynajmniej ona będzie mogła zaoszczędzić na kilku papierosach.
Chwilową uwagę przykuła go pewna postać, zbyt urocza oraz zbyt energiczna. Przez chwilę zastanawiał się, czy słusznym pomysłem było tu przychodzić — ostatecznie spora ilość osób mogła być właśnie... taka. Kiedy pokręcił na to niechętnie głową, ignorując zachowanie niejakiej Emmy, chcąc wrócić spojrzeniem na rozmówców, jego oczom ujrzała się ona.
Niemożliwym było to, że znalazła się w tym miejscu. O tej godzinie, jako duch. Jakim cudem przeżyła jego atak? Czemu ona cały czas... istniała? Nie dało się ukryć, że Cayenne przez chwilę zamarł w bezruchu, tłumiąc w sobie narastającą go złość. Miyazaki na dobre miała przestać być jego problemem, a tymczasem pojawia się tu w formie ducha? Dlaczego posiadała w sobie tyle samozaparcia, nie chcąc odejść z tego cholernego świata. Nie spodziewał się, że będzie z niej tak irytujące utrapienie. Mimo gniewu, jak i chęci konfrontacji nie mógł w żaden sposób zareagować na obecność ducha. Zdemaskowałby siebie jako członka Shingetsu oraz Kapitan i naraziłby nie tylko swoją grupę na niebezpieczeństwo, ale i cały swój stworzony dobytek.
- Chodź na chwilę.
Nie zorientował się nawet, w którym dokładnie momencie został pociągnięty za nadgarstek, co zmusiło go do zareagowania. Dał siebie pociągnąć w stronę, w którą zmierzała towarzyszka, jednocześnie wytrącając siebie z głębokiego przemyślenia. Dopalił na szybko papierosa, choć ten powoli przestał się jarzyć przez to, że przez jakąś chwilę nie reagował w ogóle na otoczenie. Możliwym było, że właśnie z tego powodu nie dostrzegł czegoś, co zauważyła kobieta.
— Zauważyłaś coś? — spytał ją, nie mając świadomości o jej wadzie wzroku. Poszedł za nią, w dalszym ciągu nie dostrzegając, ani nie wyczuwając obecności dodatkowego ducha. Szloch nie był dla niego słyszalny, przynajmniej nie na razie. Czego więc chciała do niego Raja?
Miyazaki Żałość Tsukiko, Yōzei-Genji Madhuvathi and Hime Hayami szaleją za tym postem.
... i nagle cały świat jakby wybuchł wokół w podwójnym natężeniu. Do uszu dobiegły odgłosy z zewnątrz - rozmowy, pytania, szuranie podeszwami o żwir - kolory, zapachy. Przede wszystkim jednak z całą solidnością poczuł dotyk - gwałtowne uderzenie, od którego cofnął się o dwa kroki, bo inaczej straciłby równowagę. Wzrok zjechał z Tsukiko. Trafił na oblicze, od którego oczy Waruiego rozwarły się nieco szerzej. Miał wrażenie, że...
- ARARARA! Najmocniej przepraszam!
Skołowany zerknął ukradkiem na bok, jakby spodziewał się, że wszystkie spojrzenia nagle wycelują w niego, choć przecież nie miał powodu do tego, by czuć się nieswojo. Nie zrobił nic złego, a zapytany o powód przyjścia tu o tak późnej porze podałby ten, który był na podorędziu zapewne wszystkich zgromadzonych - tajemnicze szepty. Mimo wszystko zderzenie z jasnowłosą całkowicie wybiło go z rytmu. W umyśle tłukło się od nadmiaru bodźców; coś próbowało przebić się przez grubą membranę świadomości; coś, co Shin'ya z jakichś powodów odpychał od siebie jak niechcianą porcję zielonych warzyw. Kiedy dziewczyna raptownie się obróciła, zdążył jedynie sięgnąć w jej kierunku. Zakryte materiałem czarnych rękawiczek palce musnęły powietrze - dosłownie milimetr od jej nadgarstka. Nie zdążył o pół sekundy, ale może i dobrze.
Nie wiedziałby co miałby zrobić, gdyby jednak w porę chwycił za jej przegub. Wydawała się taka...
- Nie - rzucił do siebie stanowczo, kręcąc głową i szybko odnajdując postać Miyazaki; musiał się skupić na niej, zanim nie postanowi zniknąć raz jeszcze. Ruszył natychmiast z miejsca, wbijając skrzące się w ciemności ślepia w sylwetkę Tsukiko. Już go widziała. Sam z tej odległości wreszcie dostrzegł jej ułożone w nieładzie, mokre strąki włosów. I wychwycił makijaż - rozmazane plamy, spływające po skórze jak kleksy po atramencie. Na krótką chwilę to do spowolniło; nie znał tej jej wersji. Zawsze schludna, spokojna i stanowcza, nagle wydawała mu się o wiele bardziej ludzka i stłamszona.
Ale jej głos był taki jak dawniej; łagodny. Kiedy wypowiedziała jego imię, na powrót przyspieszył. Zostało mu kilka kroków. Mniej niż dziesięć, pięć...
- Wciąż jesteś tak samo piękny...
Zatrzymał się raptownie, jak po wejściu w ścianę.
- ... jak zawsze.
Ciężko sprecyzować co się stało; na pół kaszlnął, na pół się zadławił, gdy usłyszał te słowa. Chwała niebiosom, że nosił maskę, bo w innych okolicznościach...
Cholera.
Przyłożył nadgarstek do ust, napierając na mokry od śliny materiał, jakby w obawie, że kobieta zauważy cokolwiek na czarnej tkaninie, choć na jego korzyść działał jeszcze półmrok panujący w parku. Na litość boską, jeszcze tego brakowało, by po roku szukania jej po najpodlejszych zakamarkach Fukkatsu na dzień dobry splunął jej w oko, bo nazwała go pięknym.
Z wierzchem dłoni przy twarzy wpatrywał się w nią intensywnie; stał blisko, o wiele bliżej, niż normalnie pozwalał sobie przy kontakcie z innymi ludźmi. Krążył po jej źrenicach i po ranie ziejącej czernią. I po tuszu (to tusz?) do rzęs, ściekającym po policzkach jak ciemne łzy.
Tyle. Zmarnowanych. Miesięcy.
- Powinniśmy... - wymamrotał bezsilnie po dłuższej chwili ciszy, wreszcie odsuwając rękę. Mówił prawie szeptem; miał w podświadomości, że teraz ktoś może zwrócić na niego uwagę, a zwykły cywil uzna za wariata kogoś, kto gada do powietrza. Przyszła tu w tej formie, bo nie miała swojego senkenshy? Miał do niej setki... tysiące pytań. Kłębiły mu się w głowie jak ławica ryb, w którą wpłynął rekin. Jeżeli jakieś stawało się wyraźniejsze, zaraz odpływało poza jego świadomość. Przez kilka chwil był w stanie jedynie gapić się na Miyazaki, na przemian tuląc palce w pięści i rozprostowując je na siłę.
Gdyby nie zadała kolejnego pytania, pewnie dalej stałby jak ostatni idiota, chłonąc natarczywie całą jej osobę wszystkimi zmysłami. No tak. Przyszedł tu w konkretnym celu.
- Taki był plan, ale... - urwał, dostrzegając zmianę w jej wzroku. Nagle się wyostrzył - jak obraz po odpowiednim ustawieniu obiektywu. To podniosło również jego czujność, spinając i tak mocno naciągnięte mięśnie.
Czy też to słyszał?
- Co takiego? - Obrócił się, by przetrząsnąć okolicę spojrzeniem. Starał się też wsłuchać w dźwięki, ale prawdę mówiąc - nic szczególnego do niego nie docierało. - O czym mówisz? Szepty?
Miyazaki Żałość Tsukiko and Hime Hayami szaleją za tym postem.
Teraz jednak jej uwaga dryfowała między kobiecym płaczem, a Waruim, nie mogąc się zdecydować, czemu poświęcić całość swoich zasobów poznawczych. Odczuwała wewnętrzny nacisk, by pomóc nieznajomej i równie silne pragnienie, by sprawdzić, co się działo u yūrei, któremu starała się pomóc od lat, a międzyczasie wykształciła się między nimi dość konkretna więź.
Ostatecznie jednak póki co ponownie jej zainteresowanie wygrał Shin'ya, zapewne przez swoje dość chaotyczne zachowanie, które wręcz wymuszało skoncentrowanie się na jego osobie. Kącik ust Żałości drgnął w rozbawieniu, ale nie zdecydowała się na żadną zaczepkę. Zamiast tego przejechała palcami po swoich włosach, odruchowo, acz bezskutecznie próbując poprawić smętny kok.
— Pamiętaj o pozytywnym przewartościowaniu. Można to określić jako artystyczny nieład.
Zignorowała uwagę, bardziej skupiona na skandowaniu wzrokiem sylwetki nastolatka (chociaż raczej zasługiwał już na miano młodego dorosłego, ale pewne nawyki ciężko było zatracić). Wyglądał... dobrze. I to ją cieszyło. Nigdy nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której nie byłby w stanie sobie bez niej poradzić. Chociaż zawsze była gotowa zaoferować swoją pomoc, to wiedziała, jak nietrwałe bywa życie duszy, dlatego niezależność Waruiego zawsze ją cieszyła (nawet, gdy czasem bywała irytująca przez jego krnąbrność i upartość). Jednak może za rzadko wspominała w rozmowach z nim, że sama też nie jest wieczna, jak z resztą wszystkie yūrei.
Widziała teraz jego zawahanie, odrobinę zagubienia i bezsilności, a przynajmniej tak to wyglądało w jej oczach. Dlatego odruchowo uniosła bladą dłoń do góry, lekko przesuwając nią po jego maseczce, jakby nie rozumiejąc funkcji tego skrawka materiału. Następne powoli uniosła wyżej rękę i wplotła palce w rude włosy, drapiąc lekko skórę głowy nastolatka w pieszczotliwym geście. Jakby delikatnie tarmosiła niesfornego szczeniaka, który jednak ma w sobie tyle uroku, że ciężko się oprzeć potrzebie pogłaskania go po łebku. Nawet, gdy rozrabia, to wciąż ma pewne specjalne przywileje.
— Cieszę się, że jesteś cały — rzuciła, opuszczając po chwili dłoń, żeby przypadkiem jednak nie przesadzić z wpychaniem się w jego osobistą przestrzeń, a żeby odczarować nieco napiętą atmosferę, puknęła go zaczepnie parasolką w ramię — Zażartowałabym, że urosłeś, ale to chyba byłoby dość suche.
Jakby zapomniała, kogo w tym towarzystwie wcięło na rok. Jednak nie chciała, by długa i przynajmniej po części nieprzyjemna rozmowa (a na pewno nieprzyjemna dla jej rozchwianej psychiki) miała swój przebieg w parku, dlatego wewnętrznie odczuła ulgę, że Warui jednak łatwo potrafił poświęcić swoją uwagę zadaniu. Może uda jej się dzięki temu pozostać w miarę stabilną przez dłuższą chwilę.
— Nie, nie szepty — Pokręciła przeczącą głową, czarna woalka zafalowała wraz z ruchem. — Płacz, kobiecy. Z tamtych krzaków. Nie jestem w stanie określić, czy to yōkai, czy yūrei, ale raczej wątpię, że człowiek.
Miała jednak wrażenie, że w tą samą gęstwinę kierują się też inni. Nie była pewna, czy zmierzają w to samo miejsce, ale gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Nie chciała jednak pozostać bierna, więc jednak wykonała w tamtą stronę kilka kroków.
— Z taką ilością ludzi i innych istot nie będzie łatwo coś wyłapać.
Warui Shin'ya ubóstwia ten post.
Powiódł spojrzeniem za zdegustowanym wzrokiem kobiety, chcąc najpierw zobaczyć o co ta go znowu oskarża, zanim uda oburzenie. Niestety w tym przypadku nie musiał udawać. Piszczące stworzenie wbiegające w innych z chaotycznością chomika, który nagle wypadł z kołowrotka nijak nie pasowało do jego towarzystwa.
– Jeżeli okaże się, że łazi za mną, to przyjdę po egzorcyzmy.
Chwilowe rozejrzenie się przyniosło też znacznie więcej szczegółów. Zauważył kilka bardziej lub mniej znajomych twarzy, wzrok na dłużej zatrzymując jedynie na pewnej yurei w białych włosach. Kogoś mu przypominała. Miała całkiem miziable twarz. Nie przypomniał sobie jednak nic więcej, bo do rzeczywistości przywróciła go dość niespodziewana możliwość poczęstowania się papierosem, której nie miał zamiaru przegapić.
Nie ukrywał jednak pozytywnego zaskoczenia.
– Dziękuję, przyjacielu. Niech ci bóstwa w ugłaskaniu jej charaterku wynagrodzą.
Początkowo chciał z kulturą wziąć tylko jednego papierosa, ale korzystając z tego, że nowy facet Rajki zagapił się na kogoś, sięgnął po trzy. Nie zainteresował się tym, kto przykuł jego uwagę, uznając, że to pewnie Emma-desu, która chcąc nie chcąc (a pewnie bardziej chcąc) skupiała na sobie uwagę wszystkich, nawet chwilową. Ktokolwiek to zresztą był, Razaro podziękował stworzeniu w myślach, jakby to właśnie ono było fajkowym bóstwem i właśnie zesłało na niego te dary.
Jeden z papierosów wylądował za uchem, jako menelski symbol statusu, dobrobytu i bogactwa, a resztę schował do kieszeni bluzy. Będzie miał czym później szczuć Shirshu. Od razu też spojrzał na wiedźmę z rozbawieniem, może nieco z politowaniem. Gdzie były te jej szepty? Może zaginęły w gąszczu rozmów wszystkich tu zebranych? ... albo były nieśmiałe... albo zaraz zmienią się w krzyki, gdy zdesperowanemu duchowi nie uda się szeptem przebić przez wszechobecny szum.
– Każdemu kto jest wyższy ode mnie upierdoliłbym nogi w kolanach – mruknął do swojej medium, gdy Raja odciągnęła od nich fajkodawcę.
– Z jednej strony to trwa już trochę czasu, ale czego się spodziewa? To nie byłby pierwszy niezłapany morderca w historii – odrzekła spokojnie. W żadnym razie nie zamierzała bronić macochy Jino, zwłaszcza po tym, co zdążyła o niej usłyszeć. Takie naciskanie na stróżów prawa nie miało większego sensu. Jeśli przestępstwo było przemyślane to ilość poszlak stanowiła minimum, a jeśli w to wszystko zamieszany był byt z zaświatów, to mogli sobie szukać i przez najbliższe sto lat.
– Oj daj spokój. Nie tylko dla siebie tego szukam. – Przeżyła tyle lat sama, że teraz już nie potrafiła prosić o pomoc. Miałaby poczucie, że jest winna jeśli nie pieniądze, to chociaż przysługę. I tak była wdzięczna, że jasnowłosa nie traktowała jej jak śmiecia, podeszła do niej na ulicy, chciała utrzymywać kontakt mimo wiedzy o tym, jak Toshiko żyje. Z chęcią korzystała z pożyczonych ubrań, żeby przynajmniej w szkole wyglądać trochę lepiej, czasem pożyczała książki, żeby mieć co poczytać wieczorem albo przygotować jakiś szkolny projekt, kiedy była u niej w domu, była wdzięczna za możliwość wzięcia szybkiego prysznica w lepszych warunkach niż szkolna szatnia czy umywalka galerii handlowej. Jeśli już coś przyjmowała, to starała się, żeby było to coś o naprawdę niewielkiej wartości.
– Jeszcze nie, ale noc jest młoda – rzuciła, kierując na chwilę wzrok w stronę nieznajomych. Było tak jakoś… spokojnie. Nie działo się absolutnie nic. Cokolwiek tu „straszyło”, samo się mogło teraz wypłoszyć, a jeśli były to jakieś znudzone dzieciaki, to nawet obawiać zdemaskowania. Przynajmniej szansa na bycie świadkiem morderstwa spadała w obliczu takich… wręcz tłumów.
Drgnęła, zaskoczona przez osobę, która pojawiła się zaraz obok. Zamrugała szybko i odruchowo znów podsunęła czarny materiał na nos, zasłaniając większość twarzy. Spoglądała na terkoczącą dziewczynę spod kaptura, ale nie cofnęła się. Zamiast tego dyskretnie splotła swoje palce z dłonią Jino, a druga ręka, nadal ukryta w kieszeni, zacisnęła się powoli na złożonym nożu. Nauczyła się nie ufać nikomu, nawet uroczym kobietom w ładnych strojach. Im mniej podejrzanie wyglądali, tym bardziej podejrzani się stawali. Obcy zawsze będą obcy. Nie ufaj nawet sobie.
Milczała, zwłaszcza, że to nie do niej były kierowane słowa. Nawet nie zauważyła, jak bardzo się spięła, gotowa do obrony nawet nie tyle siebie, co po prostu przyjaciółki. Weszła w tryb najwyższej czujności. Czy nieznajoma była sama? Może już zostały otoczone? Co, jeśli ten tłum był tylko przykrywką i właśnie wpadły w jakąś zasadzkę? To nie był jej teren, znajdowała się daleko od innych Kyōken, pozostawała zdana na siebie, a jednocześnie nie zamierzała zostawiać blondynki, jeśli zrobi się gorąco. Już w głowie układała sobie plan ucieczki, jak najszybszej ewakuacji, uwzględniając drugą nastolatkę. Nawet spróbowała przypomnieć sobie, gdzie jest najbliższy posterunek policji, w razie jakby miały zagrażający ich bezpieczeństwu ogon.
Odskoczyła nagle, widząc tego kopniaka… w powietrze. Odruchowo wyciągnęła rękę z kieszeni i rozłożyła nóż, obracając rączkę w dłoni i zasłaniając się nim. Stanęła też tak, żeby choć częściowo swoim ciałem zasłaniać przyjaciółkę.
– To chyba nie park jest tutaj nawiedzony – mruknęła do Jino, nie spuszczając wzroku z nieznajomej. Czy też Emmy, jak się zaraz przedstawiła. – Słuchaj, Emmo. Nie lepiej ci wrócić do domu? Nie będzie pająków, zimna, będziesz bezpieczna. – W głosie zachowywała spokój. Kierowała się zasadą, żeby nie atakować, a ewentualnej przemocy używać tylko w samoobronie. Widywała chorych psychicznie, ludzi z tikami, zachowujących się nieprzewidywalnie. Lepiej było ich nie drażnić. – Nie zrozum mnie źle. Mamy takie okoliczności, że trochę ciężko teraz, no… zakumplowywać się. Ale możemy się tu spotkać za dnia i pójść na jakąś herbatę. – Starała się być jak najłagodniejsza, ale też nie zdradzić, że w zasadzie odrobinę również się boi. Jakieś morderstwa, szepty, a nagle na dwie nieletnie dziewczyny w środku nocy w parku wyskakuje znikąd kobieta. Co, jeśli to wcale nie była kobieta? Albo zaraz zaproponuje im po garści słodyczy i zaprosi do dziwnego, białego, lekko obdrapanego vana zaparkowanego za rogiem?
— Hehehe... he — zaśmiała się nerwowo, wysuwając się zza przyjaciółki, zerkając na trzymany przez nią nóż. Miała go cały czas? Huh, chyba nigdy się nie przyzwyczai do tego, jak funkcjonowała jej przyjaciółka. — O tak, spotkanie za dnia i ciepła herbata w oświetlony, publicznym i najlepiej tłocznym miejscu brzmi świetnie. — pokiwała głową, posyłając kobiecie niepewny uśmieszek, po czym mocniej chwyciła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w swoją stronę zaczynając się cofać. Zerknęła za siebie czy aby na pewno nikt przypadkiem nie zaszedł ich od tyłu; było czysto, można uciekać! Wróciła szybko spojrzeniem do Emmy i uniosła spokojnie rękę by jej przyjaźnie machnąć. — Bardzo miło było cię poznać, Emmo. Bezpiecznego powrotu do domu, złapiemy się eee... kiedyś, na pewno. A na nas, ten, pora. Dobranoc! — odparła po czym... Odwróciła się i najszybciej jak potrafiła puściła się biegiem po wydeptanej ścieżce, ciągnąc za sobą Aki i licząc na to, że ani kobieta, ani nikt inny nie postanowi ich gonić, a jej przyjaciółka nie będzie stawiać oporu. Biegła, po chwili zaczynając cicho charczeć przez lekką astmę.
— Przypomnij... mi... — wysapała, biorąc kolejny głębszy wdech. — ...Przypomnij mi abym już nigdy w życiu nie dawała się namówić na tak głupi pomysł jak ten! — wycedziła przez zęby, kontynuując bieg.