Park oblegany jest zwłaszcza na przełomie marca i kwietnia, kiedy zakwitają wszechobecne sakury. Wokół tworzą się wtedy ścieżki o liliowo-różowym kolorze, w powietrzu czuć słodki zapach wiśni, a sceneria nabiera romantycznej atmosfery. Bez względu jednak na porę roku, miejsce to stanowi doskonałe pole do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Park wprawdzie został ulokowany w centralnej części Fukkatsu, jednak jego rozległość sprzyja wyciszeniu, a zadbane trawniki, czyste, zawsze wyremontowane ławki i regularnie opróżniane śmietniki cieszą oko nawet najbardziej zaawansowanych pedantów. Terenami zielonymi pieczołowicie zajmują się ogrodnicy, których zadaniem jest dbanie o przejrzystość sadzawek, odpowiednio przystrzyżoną trawę czy odpowiednią ilość barwnych kwiatów. W parku znajdzie się również kilka niewielkich budek z lodami lub napojami.
- Martwi się nie martwią, czy coś... - skomentował tylko pod nosem swoje stanowisko względem plotek. Następnie też rozejrzał się po okolicy, dostrzegając w oddali grupkę gapiów i... udał się w zupełnie inną stronę. Polowanie na duchy brzmiało jak coś interesującego, jednak niekoniecznie miał ku temu teraz predyspozycje, czy chociażby sam wygląd. Zostawiając za sobą niekoniecznie istniejące, wilgotne ślad, postanowił przyjrzeć się parkowym uliczkom. Po co? A nuż znalazłby sobie jakiegoś śpiącego człeka, któremu mógłby uprzykrzyć nieco pobudkę, szturchając go vez możliwości dotyku w okolicy wątroby. Czekając aż ten się zbudzi, coby pół śniącym wzrokiem dostrzegł jego duchową aparycję, umilając Ruu czas swoją reakcją.
— Mogę cię zapytać o to samo! — wyszeptała przez zaciśnięte zęby ze słyszalnym wyrzutem, marszcząc przy tym brwi. Długo jednak nie gniewała się na dziewczynę, gdyż bardziej skupiła się na jej... nietypowym ubiorze? No, na pewno ta czarna chustka na twarzy ją ciekawiła, bo do całej reszty nie mogła się doczepić; wyglądała osobliwie, ale ciekawie. — Cóż, powinnam, ale wraz ze znajomymi wybrałam się na te całe poszukiwania duchów. Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam. — mruknęła, wciskając ręce głęboko do kieszeni. — No dobra, ale co ty tutaj robisz i to ubrana w ten sposób? Chyba nie planujesz niczego nielegalnego? — zagadnęła ciekawsko, posyłając przyjaciółce wesoły uśmieszek i szturchnęła ją lekko w bark. Poczuła się nieco raźniej mając ją u boku, chociaż żadna nie powinna tutaj być o tej godzinie, eh! Macocha ją rozszarpie jak się dowie.
— Powinnyśmy podejść i się przywitać. Psychologa też obowiązuje kultura osobista — Szepnęła cicho w głowie Miyazaki. — Szepty. Pewnie znowu ktoś nieszczęśliwy potrzebuje pomocy, pytanie tylko, jak daleko zabrnął w swoim nieszczęściu.
— Ahah! Fakt. Powinnyśmy. Dla przypomnienia, niektórzy jednak sporo nam zawdzięczają. Mogliby zwrócić przysługę. A tych, których nie znamy, łatwo będzie namówić do odrobiny pomocy. Leczenie duszy jest trudne, a łamanie i manipulowanie, banalnie proste. Nie mamy czasu na zabawy w parku i kolejny problem na głowie. Mam przypomnieć, że spotkanie jakiegoś pieprzniętego yōkai niespecjalnie nam się przysłuży? — warknęła zaciekle Tsukiko.
— Nie pomaga się dla wdzięczności. A manipulacja nam nie przystoi, poza tym to nie moja specjalizacja. I nie oceniaj, nie znając sytuacji — Kąśliwa, acz wypełniona dziwnym spokojem kontra ze strony starej osobowości szybko nadeszła.
Żałość westchnęła ciężko, odruchowo podnosząc smukłe palce do głowy, chcąc sobie rozmasować skronie, licząc, że może w ten sposób zazna odrobinę spokoju i uciszy poruszone głosy, które odbijały się echem w jej czaszce. Dobrze, że tylko ona musiała znosić to roztrzaskane towarzystwo. A decyzja, by przyjść, spowodowana była instynktem. Może ktoś potrzebował pomocy, a ona wciąż nie potrafiła tego zignorować. Jednak gdyby wiedziała, ile spotka tutaj znajomych twarzy, pewnie nie zdecydowałaby się na przyjście. Ledwo znosiła natłok wspomnień związanych z jedną osobą, a co dopiero z większą ilością. Miyazaki martwiła się o wszystkich, a Tsukiko i jej obsesja nie potrafiły się uspokoić.
Obcasy wydawały z siebie cichy stukot w zderzeniu z chodnikiem, a ona sama przywołała na twarz maskę profesjonalnego psychologa. Popękaną, ale raczej na pierwszy rzut oka wszystko się zgadzało. To nie tak, że z niektórymi nie miała jeszcze okazji porozmawiać, i przy okazji wyjaśnić kilka spraw. Natomiast duża ilość yūrei i medium spinała jej instynkt, bo aktualnie musiała unikać wszelkich konfliktów, dopóki choć trochę nie doprowadzi się do porządku. Poza tym było też dużo nieznanych jej osób. W końcu przez rok zmienia się mnóstwo.
Kto jej powiedział o szeptach? Sama się dowiedziała? Nie, nie, chyba ktoś przyszedł, ktoś ze starych twarzy, wiedząc, że takie rzeczy ją interesują... ale czy na pewno? Kolejna zapomniana informacja, która sprawiła, że wargi zacisnęły się z powodu frustracji, niemniej zaraz to zmusiła się do opanowania własnej mimiki.
Ogarnij się. Na razie wolała nie iść w centrum zgromadzenia, nie chcąc specjalnie rzucać się w oczy, chociaż była szansa, że niektóre bardziej barwne postacie przyciągną całą uwagę. Mignął jej gdzieś Hayate, jednak na razie nie zdecydowała się, by podejść do kogokolwiek. Dziwiło jej, że nie widziała jeszcze tutaj rudowłosego nastolatka, który rzadko kiedy odmawiał sobie okazji do węszenia, gdy działo się coś dziwnego.
Wspomnienie za wspomnieniem. Cegiełka za cegiełką, ale dom zaraz znowu runie.
Czyjś pisk zwrócił jej uwagę, szare oczy skierowały się odruchowo w tamtą stronę, mięśnie spięły, gotowe do reakcji, ale to był tylko fałszywy alarm. Jest w porządku. Wszystko gra.
żałobny fascynator z czarną woalką, czarne, niewysokie obcasy i czarna parasolka.
Warui Shin'ya and Minoru Yoshida szaleją za tym postem.
Zasłyszał tę plotkę zupełnie przypadkiem, błąkając się bez większego celu po stacji metra. Dwie uczennice - na oko niewiele starsze od jego siostry, a może nawet i jej rówieśniczki - powtarzały ściszonymi głosami historie, od których włos się jeżył na głowie. Ira natomiast nigdy nie należał do osób, które poświęcają dużo czasu na myślenie o konsekwencjach (być może kiedyś było inaczej, w innym życiu, gdy mieszkał w pięknym domu otoczony troską), dlatego bez chwili wahania postanowił sprawdzić, czy w przekazywanej z ust do ust historii rzeczywiście kryje się coś strasznego. To nie tak, że miał coś lepszego do roboty. Nie miał też żadnego powodu, aby się czegokolwiek obawiać.
Przecież i tak już był martwy.
O północy więc stawił się w parku, niesamowicie żywym jak na tę porę; w ponurym milczeniu mijał twarze, które niegdyś mógłby uznać za znajome - tych, których serce wciąż trzepotało w piersiach i tych, którzy zamknęli swoje oczy, ściągniętych w to miejsce z zapewne tego samego powodu.
Nie był jednak istotą mogącą pochwalić się cierpliwością, dlatego też, przekonany, że nic ciekawego się nie wydarzy, zamierzał odwrócić się na pięcie i odejść. Wtedy też jego uwagę przykuł znajomy głos. A wraz z nim tsunami jasnych włosów.
— Jino...? — wymamrotał w przestrzeń. Chciał krzyknąć, zawołać ją, chwycić za ramię i odprowadzić w bezpieczne miejsce, lecz wiedział, że to bezskuteczne. Siostra go nie widziała, był tylko duchem, wspomnieniem, pozostawał niewidzialny dla jej oczu i niesłyszalny dla uszu.
Mimo to ruszył w jej stronę, szarpany ambiwalentnymi uczuciami - od radości z ponownego spotkania, przez wściekłość na jej lekkomyślność, po rozpacz z powodu własnej bezsilności. Mógł tylko patrzeć - chyba, że znajdzie materialnego pośrednika, jak nieznajomego na dachu, który pomoże skomunikować z Jino.
Skupiony na obecności siostry nie zdawał sobie - bądź też nie chciał zdawać - sprawy z tego, że towarzyszy jej yurei, z którym jeszcze niedawno dawał koncerty w tych samych miejscach.
Aktualny ubiór: Na sobie ma przetartą miejscami czarną skórzaną kurtkę, ciemny podkoszulek, podarte na kolanach spodnie z ciemnego materiału oraz zabłocone glany.
Wraz ze zbliżającą się północą, miały podobno rozbrzmieć szepty. Czy to one były powodem by tutaj przyjść? A może podziwianie księżyca w magicznym i sentymentalnym miejscu? Właściwie każdy powód był dobry, byleby się rozerwać i na chwilę oderwać myśli od nieuniknionego. Wewnętrzna pętla na szyi zaciskała się z każdą chwilą, ale zanim nie zmiażdżyła reszty jej człowieczeństwa, chciała skorzystać z okazji.
- Ile tutaj osób... - Wyszeptała nieco za głośno. Czy uda się jej usłyszeć coś więcej niż szmer od zebranych tutaj ludzi oraz duchów? Przypatrywała się kolejnym twarzom, nie będąc pewna czy spotka ich kiedykolwiek indziej? Chociaż zawsze mogła wejść w sny innych ludzi. Poprawiła białe włosy, wyglądała jak stereotypowe widmo. Śnieżnobiała skóra, równie jasna skóra, czerwone oczy... A ubrana jedynie w skromną koszulę nocną w tym samym kolorze co reszta ciała. Jedyne czarne bransolety wyglądały dużo za ciężko w porównaniu do ubrania jak i całej postury Karury.
- Czy powinnam się bać? - Zapytała samą siebie, chociaż była pewna, że nikt jej nie odpowie.
Jesienna noc przynosiła ze sobą chłód, który zwiastował nieuchronnie zbliżającą się zimę. I choć temperatura wciąż oscylowała powyżej zera, to jednak palce oraz policzki kostniały od zimnego wiatru.
Na zegarkach wybiła równo północ, dookoła zapanowała cisza, jakby wszystkie okoliczne zwierzęta pospiesznie uciekły w poszukiwaniu kryjówek a wy mieliście wrażenie, że spomiędzy drzew powoli wylewała się gęsta mgła dodając jedynie poczucia grozy. Prawda jednak była taka, że ów zjawisko było tutaj już od początku, a większość z was dopiero teraz je zauważyło biorąc pod uwagę atmosferę, jaka dookoła panowała.
Światła latarń ustawionych wzdłuż ścieżki jedynie delikatnie odstraszały mrok, co w efekcie końcowym jedynie potęgowały cienie rzucane przez inne obiekty w parku.
Czekaliście.
Czekaliście.
I... czekaliście. Ale nic nie usłyszeliście. Niczego nie dostrzegliście. Jedynie cisza dookoła was była dziwna, tak jakby namacalna.
Czyżby rzekome "szepty" w rzeczywistości były tylko głupi plotkami...?
----
Niech każdy z was rzuci k100 w temacie z kostkami na PERCEPCJĘ. Macie do wyboru wzrok, słuch bądź powonienie. Musicie wybrać jedno. Próg powodzenia wynosi 50. Po rzuceniu kostką ci, którym udało się, niech czekają na pw od MG. Ci, którym z kolei nie powiodło się mogą spokojnie pisać w tym temacie.
Kolejka jest obojętna, możecie pisać po poście, dwóch, trzech, ile tylko chcecie. Jednakże termin na ostatni post to godz. 19:59 w czwartek 29.09
Powodzenia!
Prawie się już wycofywał; tłumy jakie się zebrały, skutecznie rozpraszały jego uwagę. Co rusz skakał od jednej osoby do drugiej, na nikim szczególnym nie skupiając się na dłużej; tylko parę razy sprawdził czy z Shirshu wszystko w porządku. Z tyłu głowy miał już myśl, że nawet jeśli jakiś wściekły yokai, umęczony yurei albo banda nastoletnich dzieciaków chcących stworzyć legendę miała zamiar sprezentować dziś kolejne szepty - to z pomysłu i tak nic nie będzie. Czas się przenieść w inny rejon parku. Czas...
I wtedy zobaczył ją, zamierając w połowie kroku jak zamiera postać w zapauzowanej grze.
Potrzebował zdecydowanie zbyt długiej chwili, aby się otrząsnąć, ale tak - nie pomylił się. Przykucnął niżej i zaklął niemo pod nosem, łapiąc w palce to, co akurat miał pod ręką; w pięści trzasnęły małe gałązki krzewu, ale on miał wrażenie, że pęka jego silna wola. Szukał jej tyle miesięcy... dzień w dzień wracał w ten sam punkt, kręcił się tam jak pies zostawiony przez właściciela. Na przemian wygrażał jej i wszystkim bóstwom na łeb, by zaraz potem z pretensjonalną miną dotykać wyszczerbionych ścian budynku, jakby w ogóle był w stanie znaleźć poszlakę, która będzie wystarczająca. Na litość boską: zachowywał się jak szaleniec wierzący w to, że na chropowatej powierzchni pojawią się napisy i wskazówki, po których będzie w stanie ją odnaleźć.
A teraz po prostu tutaj była.
Ubrana w stosowną czerń - bo przecież dalej Go opłakiwała - z koronkowymi wstawkami, z twarzą ściągniętą przez profesjonalny wyraz. Warui, skryty w cieniu, nie sądził, aby wyłowiła jego sylwetkę z absolutnej ciemności, w jakiej się ulokował; była zajęta sondowaniem terenu, a poza tym nagły krzyk zadziałał na nią jak magnes na opiłki. Bardzo dla niej typowe. Zyskał przynajmniej dzięki temu chwilę, aby się jej dokładniej przyjrzeć.
I rozważyć, czy w ogóle powinien wykonywać jakiś ruch. Był na granicy dwóch sprzecznych ze sobą decyzji, bo racjonalna część osobowości przypominała, że miał tu zadanie do wykonania. Misję, przez którą Enma wstał i wyszedł, zostawiając ciężką atmosferę w opuszczonej kawiarni; i parę zaskoczonych spojrzeń personelu, wwierconych w Shin'yę, który nie rozumiał, co właściwie miało miejsce.
"Bądź profesjonalny" - upominało sumienie. "Sam chciałeś tu przyjść".
Westchnął poddańczo, przyciskając stuloną w pięść rękę do czoła. Tak, chciał być profesjonalny. Przede wszystkim miał zamiar udowodnić Minamoto, że warto sprawdzić najmniej istotne tropy, aby zyskać pewność, ale jednocześnie był - cholera - idiotycznie stęskniony.
Obiecał sobie, że to tylko moment.
Przywita się.
Upewni.
A potem wróci do zadania.
Ruszył więc ze swojej kryjówki, sprawdzając pod palcami, czy maska zasłaniająca twarz trzyma się odpowiednio. Trzymała. Nie zamierzał szczególnie zakradać się do Miyazaki, ale jednocześnie wziął do siebie, aby w miarę możliwości nie wpaść nikomu innemu w zasięg wzroku. Kroki stawiał więc cicho i ostrożnie, ale dość prędko, przemieszczając się między drzewami, przebijając przez napływającą mgłę. Ignorował ją; cały obraz zawęził mu się do wyprostowanej sylwetki Tsukiko, od której dzieliło go już tylko kilka metrów...
Miyazaki Żałość Tsukiko ubóstwia ten post.
– Duchy to bajka do straszenia dzieciaków – rzuciła takim tonem, jakby była o tym w stu procentach przekonana. Jej nie miał kto straszyć opowieściami do poduszki i grozić, że jak nie będzie grzeczna to ją przyjdą i porwą, więc mogła udawać niezainteresowaną tematem. Tak naprawdę wierzyła we wszystko, a kilka razy nawet ktoś wśliznął się w jej sny. Nie pamiętała już szczegółów, ale w obliczu tych wszystkich zapodzianych na granicy dusz czuła się odrobinę nieswojo. Nie mogła zrobić wiele, żeby im pomóc i w teorii póki pozostawały bezcielesnymi zjawami nie groziło jej niebezpieczeństwo. Ale co, jakby jakiegoś przypadkiem uraziła? Albo jeśli jakiś się jej przyglądał, kiedy nie zdawała sobie z tego sprawy? Wolała nawet nie myśleć o jakimś dziwaku, który by ją śledził.
– A ja… – wzruszyła wreszcie ramionami. Co miała powiedzieć, że należy do gangu i tym razem była jedną z tych, którą wysłali na przeszpiegi? Nie mówiła Jino wszystkiego, ale bardziej żeby ją ochronić niż z braku zaufania. – Szukam przydatnych rzeczy zanim wywiozą śmieci. Ludzie potrafią wyrzucić coś, co w Nanashi będzie skarbem. Przy okazji zaciekawiło mnie, co tyle osób robi w parku o północy. – Nie lubiła kłamać, ale robienie tego w dobrej wierze było odrobinę czymś innym niż takie bezduszne łżenie w żywe oczy.
– Spokojnie, nie ładuję się w kłopoty. Mam pracę i nie chcę jej stracić przez wylądowanie w areszcie. – To akurat było najszczerszą prawdą. Z wyjątkiem ładowania się w kłopoty, ich przewidzieć nie mogła, a jednak raz na jakiś czas zdarzało się zrobić coś stojącego blisko granicy prawa. Jakieś drobne włamanie na teren chociażby. Przynajmniej nie musiała już tak często kraść, żeby w ogóle przetrwać.
Czyli Koji się pomylił przemknęło mu przez głowę, kiedy po północy nic się nie wydarzyło. Czy był rozczarowany? Nie, bynajmniej. Nienawidził yurei czy youkai, które poddawały się klątwom, silnym emocjom lub innym wpływom przez co stanowiły potencjalne zagrożenie. I nie dlatego, że walka z nimi była niebezpieczna, a dlatego, że burzyło to w pewien sposób ład i porządek, jaki łączył świat materialny oraz demoniczny. Porządek, który i tak był na skraju załamania.
Wyciągnął telefon z torebki i pospiesznie wystukał wiadomość do Koji'ego informując go, że nic tu nie ma. Odwrócił się i ruszył przed siebie, by opuścić jak najszybciej park, ale nie przewidział jednego... nie, dwóch.
Że los bywa złośliwy, i że on jest w tym parku. Teraz. Dzisiaj. O tej porze.
Zderzył się z czymś zaskakująco twardym i dość zimnym, prawie tracąc przy tym równowagę. Tylko sama Amaterasu wiedziała jakim cudem utrzymał się na nogach. Podirytowany zadarł głowę, by zbesztać przeszkodę, która śmiała stanąć mu na drodze, ale momentalnie poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy.
Te. Cholerne. Rude. Kłaki. Cholerny Warui.
Nożeszkurwajapierdolematkoamaterasuratuj.
Ze wszystkich osób to właśnie JEGO chciał uniknąć, bo istniało spore prawdopodobieństwo, że jego przykrywkę szlag trafi. Chciał krzyczeć, warczeć, kopać.
Zamiast tego po krótkiej chwili szoku uśmiechnął się przepraszająco.
- Ararara! Najmocniej przepraszam! Emma-desu bywa niezdarą, hihihi hiehiehie!- zapiszczał wysokim głosem.
- M-miłego wieczoru! - dodał pospiesznie, odwrócił się na pięcie niczym robot i podbiegł do pierwszej, lepszej osoby, byle jak najdalej od NIEGO.
- BARDZO ZIMNO, PRAWDA?! - zagadnął blondynkę stojącą obok innej dziewczyny.
- Widzisz, możesz próbować uciekać, a i tak sam w końcu do mnie przyleziesz - strzepnęła popiół na ziemię.
Żałowała, że nie zabrała kurtki. Zachciało się jej dobrze wyglądać, a i tez nie planowała takich późnych spacerów, jedyne co, to ewentualne zagrzanie czyjegoś łóżka. A tu ciągnęło po nogach, zmarzły dłonie przy kolejnym papierosie.
Rozejrzała się znudzona po zbierających się ludziach i innych, mniej fizycznych bytach, choć te starała się zignorować. Nie wyglądali jej na powód plotek, bardziej na samych nimi zainteresowanych.
I wtedy powietrze przeszył ten wysoki, niemożliwie drażniący głosik.
Emma-desu~!
Raja zwróciła głowę w stronę źródła tej abominacji, czując nieprzyjemny dreszcz na karku. Porównywalny do reakcji na drapanie tablicy długim paznokciem. Przełknęła ślinę, wyraźnie się krzywiąc. Zignorowała... ekhem, autorkę wypowiedzianych słów, krótko zerkając jedynie na Jiro, szukając w jego twarzy podobnie zdegustowanej reakcji. Nachyliła się do niego odrobinę, spojrzenie znów kierując na... Emmę. Tak.
- Ty takie indywidua za sobą zawsze ciągasz, czy to przypadek? - mruknęła. Dmuchnęła dymem w przeciwną stronę.
W okolicy zebrało się też trochę za dużo, jak na jej gust, młodzieży. Szukają sensacji, oczywiście, ale nie miała zbytniej ochoty bawić się w przedszkole w przypadku ewentualnej eskalacji sytuacji. Poza tym, nic ciekawego nie miało miejsca. Nawet na zapalenie kolejnego papierosa była wyraźnie zbyt znudzona. Zerknęła kątem oka na Norishige, obok którego cały czas stała.
- Najwyraźniej dzisiaj się z nami ni-.. - oh. Spięła się nagle cała, wyrwana z letargu, jakby wrzucili ją do bali z lodowatą wodą. Odwróciła powoli głowę w stronę nieopodal rosnących krzaków. Zacisnęła palce na przedramionach, słysząc cichutki, kobiecy płacz. Nie żeby był to nietypowy dla miast dźwięk, mieszkało w nich przecież za dużo ludzi, ale w tej sytuacji coś ją tknęło. Nie pasowało. Bo i nie brzmiało to jak zwykły płacz.
Obejrzała się na stojących obok niej ludzi. Razaroo, zarówno jak i jego towarzyszka oraz Norishige nie zdawali się zwrócić na to uwagi. Nie wydawało się jej, prawda? Oczy mogły płatać jej figla, zwłaszcza, że faktycznie działało tylko jedno z nich, ale nie przypominała sobie, żeby ze słuchem miała podobny problem. Przełknęła ślinę, usta na chwilę zaciągając w cienką linię.
- Chodź na chwilę - mruknęła do wyższego mężczyzny, łapiąc go zaraz za nadgarstek, by pociągnąć go za sobą. Czy poszedł za nią, czy nie - nie zmieniło to faktu, że powolnym, dosyć ostrożnym krokiem podeszła w stronę gęstych krzaków, by spróbować odnaleźć w nich źródło dźwięku. Nawet jeśli nie był to zbyt bystry pomysł, zważając na towarzyszące temu okoliczności.
Ciekawość to przecież pierwszy stopień do piekła.