Dyskoteka Collision Space - Page 2
Haraedo

Join the forum, it's quick and easy

Haraedo
Haraedo
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Haraedo

Sob 3 Wrz - 22:26
First topic message reminder :

Dyskoteka Collision Space


Stara fabryka puszkowanej zupy pomidorowej zyskała nowe życie, kiedy para młodych ludzi zainwestowała wszystkie swoje oszczędności w wykupienie i odnowienie wnętrza. Z pustej, nudnej przestrzeni wykreowali oni największą w dzielnicy Karafurana Chiku dyskotekownię. Wystrój wnętrza może nie prezentuje się elegancki, jednak to tłumy ściągające tu w każdy weekend w celu zabawy sprawiły, że da się tu poczuć jak w domu – każdy dodał coś od siebie, dzięki czemu powstał wielki, artystyczny projekt pod nazwą Collision Space. Wysokie sufity i otwarta przestrzeń byłej hali fabrycznej sprawiają, że nagłośnienie daje tu niesamowity efekt wielokrotnie powtórzonego echa, charakterystyczny już dla klubu, który szybko zaskarbił sobie sympatię tłumów.

Raz w tygodniu odbywają się tu również koncerty, podczas których można oglądać gwiazdę wieczoru z loży VIP-owskiej na balkonie ponad sceną. Dla klientów, którzy sypną trochę kasą czekają również stosy jedzenia w stylu fast-food oraz proste, acz bogate w alkohol drinki.

Haraedo

Gotō Keita

Nie 9 Paź - 12:37
  Wezbrała się ta irytacja znikąd bądź myślał, że znikąd. W rzeczywistości mierziła go postać Ishidy od momentu opuszczenia przez niego dzielnicy. Bez słowa i bez pierdolonego machnięcia ręką. Jakby go miasto pochłonęło. Buńczuczność wpoiło we własne trzewia. A wiadomo, że Fukkatsu oddychało tylko silnymi emocjami. Patrzy więc na niego z niewysławialnym zawodem. Nie posiada na tyle siły, chęci a przede wszystkim samoświadomości, by mu powiedzieć, że stał się symbolem wszystkich opuszczających Nanashi; tych, którzy bez chwili namysłu, bez najmniejszego drgnięcia serca kładli nogę poza granicą dzielnicy.
  Prostuje się i wyciąga drugą fajkę. Szuka uspokojenia tam, gdzie nałóg i gorzki posmak w gardle. W zdenerwowaniu nie mówi nic. Lepiej schować się w gniewie, niż wypuścić go poza napięte ciało. Rozważniej tak, bo dłonie ciężkie od roboty, uderzenia mocne, pozostawiane na ciele obrażenia w skali od niepokojących po nieświadomie śmiertelne. Mierzy chłopaka wzrokiem ni to po kumpelsku, ni ojcowsku. Jakieś pokłosie dawniejszej opiekuńczości tli się w sercu, ale to wygasa wraz z rozpalaną fajką. Powiedział sobie, że już dalej nie może babrać się w wyuczonej przez Kyōken życzliwości. Przychodził do nich podłamany, głodny, wyniszczony jak pozostawione bez opiekuna zwierzę. Przez lata wlał w organizację litry energii i mocnych, zbyt wykańczających uczuć. Ishida był ich uzewnętrznieniem.
  Kciukiem pociera odwróconą literkę “k”. Ta wypalona jak znak na bydlęcym ciele.
Nie wiem — odpowiada szczerze.
  Nie wie, dlaczego pozwolił unieść się przeszłości i w tych kasztanowych oczach znaleźć całą swą złość. Ona wciąż w napiętych jak u drapieżnika palcach. Dobrze, że te chwytają fajkę zamiast jego szyi. A było blisko. Wzdycha. Jesienny chłód opada na rozgrzane gniewem ciało, więc wzdryga się nieznacznie.
Może przesadzam. Dobrze, że ci lepiej — dodaje już na zakończenie, niby od niechcenia, ale w prawdzie to by skomentować jego zdanie jakkolwiek.
  Przestępuje z nogi na nogę i już chciałby wracać. Jeszcze niewinne słowo kotłuje się na języku. Wzrok utkwiony gdzieś z boku, myśli szybujące ponad tą sytuacją. Kiedy ku niemu ponownie spogląda ma uformowaną kolejną wypowiedź. Ta jednak, zanim upuszczona zostanie pomiędzy tę dwójkę, zwiesi się przed pierwszą sylabą.
Wychodzimy!
  Postać Tao wytacza się z klubu. Ma duże, zaaferowane oczy, lewa ręka przewieszona przed ramię zgiętej postaci. Druga sięgająca jego twarzy. Po palcach płynie krew siąpiąca z nosa. Słychać wymrukiwane przez poszkodowanego Tiena groźby, ale i po policzkach spływają pojedyncze łzy. Nie buduje się większa tragedia. Jedynie Tao, jak zwykle zresztą, zdenerwowana zdenerwowaniem. Później Tien kończący z kolejnymi kłopotami na plecach.
Czy warto pytać, co się stało?
  Kolejny buch wchodzi lepiej, ma posmak zbliżającego się końca imprezy. Dzieciaki zatrzymują się przy ich dwójce. Pachnące potem i alkoholem, brudem Nanashi i kwaśnym zmęczeniem, spoglądają to na Keitę, to na Ishidę.
Idziemy? — pyta w poddenerwowaniu dziewczyna, po czym dodaje: — Cześć, Ishida.
Idziemy — odpowiada im i zerka ku dawnemu znajomemu. — Do następnego.  
Odchodzi wysłuchując głośnych rantów podopiecznej.

z/t

@Ishida Hikaru
Gotō Keita
Asami Kai

Sro 8 Mar - 13:41
|6.02
Noc jest jeszcze młoda - usłyszał od przyjaciela podającego mu drinka. Zaraz potem ten sam przyjaciel podsuwał krawędź do przypieczętowania zachęcającego toastu. Kai tylko się zaśmiał by z entuzjazmem przybić szkło.
- Powiedz mi, kiedy bywa stara...? - Nigdy. To dopiero dzienne światło przypominało o dorosłości, obowiązkach. Noc była wymówką by odpuścić, zapomnieć, przypomnieć sobie jak to jest żyć bez kajdan codzienności. Dlatego bawił się przy barze, jak i pod sceną. Kompletnie nie znał artysty zabawiającego tłum jakąś mieszanką rocka i alternatywy, jednak kompletnie nie przeszkadzało mu to w skakaniu i wyśpiewywaniu refrenu. Gdzieś pomiędzy kolejnymi utworami dostrzegł znajomą sylwetkę. Przez chwilę przysiągłby, że coś mu się wydawało ale nie. Zaskoczony odprowadził ją spojrzeniem z rozdziawionymi z zaskoczenia ustami. Wrócił do rzeczywistości po szturchnięciu kumpla którego poklepał dając mu do zrozumienia, że potrzebuje chwili. Dał nura w tłum.
Zgrabnie przecisnął się spiralą przez bawiących się pod sceną przedostając się nieco mniej zaludnione okolice baru. Rozejrzał się zaczesując palcami wilgotne włosy do tyłu - Hej! - zawołał machając rękami bo jednak by przykuć większą uwagę, zaraz potem podszedł bliżej do wyróżniającej się z tłumu dziewczyny. Wyrózniającej bo nie koniecznie wyglądającej na taką, która bawi się dobrze. Nie mógł się powstrzymać by nieco z tego nie zakpić - Nigdy nie sądziłem, ze spotkam cię w takich okolicznościach. Przegrałaś jakiś zakład? - uniósł wesoło brwi.
Asami Kai
Ejiri Carei

Czw 9 Mar - 19:21
Musiała być jeszcze chora, albo nawrót gorączki, który podkusił ją, żeby zgodzić się na to wyjście. Nie wypiła ani kropli alkoholu, a czuła się zwyczajnie pijana. Natłok głosów, szumu, śmiechu, wrzasków. Mieszanka kolorów i zapachów, które powoli, wywoływała mdłości. Nie dlatego, ze nie podobała jej się muzyka - ta, wpisywała się w jej gusta. Za to otoczenie, napierające, przytłaczające swą nachalnością sprawiało, że czuła się jakby pokryto ją lepką warstwą, która przyciągała niechciane relacje. Tu - wiedziała doskonale, było jej winą. Mogła się tego spodziewać. A mimo to, w bezpośrednim zderzeniu, zamknięto ją w potrzasku. Tym bardziej, że winowajczyni jej zaproszenia, zapewne znudzona odmowami kolejnych "adoratorów" do tańca, znalazła sobie bardziej radosne towarzystwo, krążąc po parkiecie.
Carei zajęła miejsce najmniej narażone na niepotrzebne atrakcje. Zamówiony wcześniej drink, stał nietknięty, a sama artystka, wodziła palcem po zimnym brzegu naczynia, jakby chciała tam narysować miniaturowy zamek, obok, dopity już sok. Pozwalała tylko melodii płynąć do niej i byłą wdzięczna dla jednego z wyrozumiałych barmanów, który zapewnił jej nieco przestrzeni i z wprawą, zagadywał za każdym razem, gdy ktoś z gości, starał się "uratować" ją z samotności, jaką wybrała.
Sztywniara. Usłyszała nawet raz. Chciała wrócić już do siebie. I w głowie, nawet mieniło jej się, by zapytać o wsparcie barmana. Ale gdy usłyszała przez wibrujący tłum znajome "hej", mimowolnie odwróciła się. Dostrzegła też, ze jej barowe wsparcie, już odrywało się od zamówień, by prawdopodobnie znowu powtórzyć swoją rolę, ale Car odwróciła się w stronę zbliżającego chłopaka z malującą się na wargach ulgą - Kai - przechyliła głowę, dając szansę, by rozpuszczone włosy, zsunęły się z ramienia. Na wejście, podsunęła swojego drinka - trwamy w podobnym zdziwieniu. I śmiej się. Należy mi się - przyznała, nie przechwytując zaraźliwego zazwyczaj kaiowego uśmiechu. Przygryzła wargę - zabierzesz mnie stąd, proszę? - odezwała się raczej cicho, pochylając w stronę chłopaka. Wiedziała, że mogła w tym momencie przerwać mu zabawę. Odnajdował się jak nikt.

@Asami Kai


Dyskoteka Collision Space - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Asami Kai

Pią 10 Mar - 15:56
Gdyby dostrzegł sylwetkę kogoś innego prawdopodobnie nie zainteresowałby się w upewnieniu się, że oczy go nie zwodzą. Carei była jednak jedną z ostatnich osób która by podejrzewał o klubowanie, czy pogowanie pod sceną. Co więc tutaj robiła...? Z typową dla siebie wesołością wypisaną na twarzy podparł się jednym ramieniem o barowy blat witając przyjaciółkę. Uniósł wyżej ciemne brwi przyglądając się podsuwanemu ku niemu drinkowi. Cicha prośba pomimo panującego wokół hałasu słodko pobrzękiwała w uchu. Podciągnął kąciki ust wyżej, kiedy to dłoń objęła chłodne szkło napitku. Obrócił go w dłoni pod barowe światło, jakby wyceniał darowaną mu srebrną monetę - Oh, waluta nie jest zła... - osądził, a potem wzniósł lekko szkło w toaście którego treść mógł znać tylko on. Odstawił szklankę gdy na dnie ostały się jedynie drobinki nie do końca roztopionego lodu - Chodź, wisisz mi jeszcze hotdoga z żabki - dodał ćwierkająco przypieczętowując tym samym zawartą umowę. Oderwał się od baru i kiwną głową na znak, że tak jak teraz tu sobie stoją, tak w drugiej sekundzie może ich tu nie być i nie miał z tym najmniejszego problemu. Kiedy znaleźli się na zewnątrz spojrzał badawczo na Carei - Ale poważnie, jak to się stało, co? Serio przegrałaś jakiś zakład? - dociekał bo nie mieściło mu się trochę w głowie co nią kierowało. Jej twarz aż krzyczała, ze nie chce przebywać w klubie, a jednak jakoś się w nim znalazła. W między czasie na ekranie komórki sprawnie jedną dłonią wystukał wiadomość do kumpli by wiedzieli, że wymiksował się z dalszej zabawy. - Odprowadzić cię do domu? Chcesz się przejść czy podjechać metrem?
Asami Kai
Ejiri Carei

Sob 11 Mar - 23:06
Nie miała pojęcia, czego oczekiwała po tak podjętej decyzji. Czy był to nacisk i nieudana próba odmowny, czy dziwaczna, kierowana krótkim impulsem próba udowodnienia znajomym, że się mylili. Próba wpisania się w normy, poza które wymykała się wystarczająco skutecznie, by wytknąć ją palcami. Wszystko to - wciąż nie dawało jej właściwej argumentacji, którą mogłaby jasno zwerbalizować przez przyjacielem, który teraz - dziś zdał się jej odpowiedzią na cicho zanoszoną modlitwę. I nie skłamałaby, czując potrzebę schowania głowy pod ramię chłopaka, odgradzając ją tym samym od ogarniającego ją szumu głosów i wrażeń. Nie robiła tego często, intuicyjnie też czuła - ze Kai rozumiał jej obawę na najbardziej niewerbalnym poziomie.
Ulga jak słodkie lekarstwo objęło ją, wyrywając kolce z napiętych mięśni, w końcu nawet dając się porwać emocji, która delikatnie wygięła wargi - Wiesz, że nie jestem dobra w targowani - odbiła komentarzem, dużo lżej, odejmując ciążących na jej początkowych słowach naleciałościach żalu - Deal - kiwnęła głową na potwierdzenie zawartego kontraktu w jakiś odległy sposób, czując nawet rozbawienie. Te akurat zdawały się być ostatnimi czasy jej bliskie.
Zanim wyszła, na blat baru wyłożyła banknot napiwku, podsuwając w stronę barmana, który w nieokreślony sposób nad nią czuwał. Czy z poczucia obowiązku, czy z czegoś innego - nie wiedziała, ale była wdzięczna. Na wyjście posłała uśmiech, który zatrzymał nie jeszcze przez chwilę, aż chłodne powietrze smagnęło policzki i szarpnęła czarnymi pasmami włosów. Westchnęła - Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Nie umiem nawet sobie tego właściwie wytłumaczyć - pokręciła głową - nazwij to chwilą słabości - i mimo niechęci, ona sama wyklinała krótką wiadomość znajomej, że znika. Może i zniechęciła ją do towarzystwa, ale nie sądziła, by życzyła jej źle.
- Tak i... dziękuję - uniosła wzrok na chłopaka, chcąc uchwycić to roziskrzone, ciemne. Dłonią, trochę niezręcznie, sięgnęła męskiego rękawa kurtki - Pół na pół? - dodała, puszczając materiał - przejdźmy się ze dwa przystanki. Potem, możemy pojechać. Jesli nie przeszkadza ci taki plan - dłonie zwinęły się zamykając w lekkiej pięści - nie z emocji, a w potrzebie rozgrzania. Pozwoliła się poprowadzić, ufnie niemal podążając tuz obok. Okolica była jej  obca - a Ty... bywasz tutaj często? - przerwała krótki moment ciszy, tym razem samej zastanawiając się, kiedy Kai znajdował czas na podobne rozrywki - pomiędzy uczelnią i pracą. Obowiązków było sporo, tym bardziej, biorąco pod uwagę kierunek, w jakim specjalizował się chłopak. Był w tym jakiś podziw. Nie tylko za ilość ogarniętych obowiązków, ale za samą łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Czasem nawet zastanawiając się, czemu ze swoją ekstrawertyczną naturą, przy niej pozostał. Była jego przeciwieństwem. W wielu aspektach. A mimo to - odnajdowała łatwość w komunikacji. Być może - znowu, była to tylko jego zasługa.

@Asami Kai


Dyskoteka Collision Space - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Asami Kai

Nie 12 Mar - 1:45
Wiedział, ze chciała się stad wydostać więc opróżnił drinka. Nie chciał robić z niej desperatki więc lekko podsunął jej mało zobowiązujący układ będący też zgrabną wymówką do opuszczenia przybytku. Nie zachowywał się pośpiesznie, ze spokojem wyprowadził ich pod klub, a potem kierował dalej.
- Hah, możesz mieć ich więcej jeżeli będę obok - Poliki miał zarumienione od chłodu lub też na szybko wypitego drinka. Trudno było osądzić - Zastanawiam się w jakich innych klubach bym cię jeszcze wtedy spotkał - dodał po chwili żartobliwie odejmując głębi kontekstu wypowiedzianych wcześniej słów. Można było odnieść wrażenie, że droczył się w firmowy dla siebie sposób.
- Nie masz za co. Ciągle mi wisisz jeszcze hot-doga - uniósł wyżej brwi przypominając, że zamierza być w tej kwestii dość natrętnym windykatorem. Po chwili zmrużył lekko oczy czując jak jej ruch nie tylko szczypał kurtkę, lecz także łaskotał serce - Nie problem. Właściwie możemy przejść się do nocnego po hotdoga i kawę, a potem wsiądziemy w metro. Jest niedaleko jeden sklep niedaleko stacji. Powinien być jeszcze otwarty. - zapowiedział entuzjastycznie, jednocześnie szturchając przyjaciółkę lekko łokciem.
- To zależy co rozumiesz przez często. Na pewno nie codziennie ale nie zdążyło mi się rzadziej niż co najmniej dwa razy w tygodniu - zamyślił się na moment na poważnie kalkulując pewne mniej lub bardziej chwalebne statystyki - Nie zawsze odwiedzam jednak bary. Nie jest ze mnie aż takie zwierzę, a i mimo wszystko to kosztuje. Przeważnie jeżeli nikt mnie nie zaprosi to nie korzystam. Czasami się tylko włóczę, skaczę po jakimś dachu czy balkonie. Jest tu kolorowo i czasem można trafić na fajne widoki - potrzeba pogoni za adrenaliną była mu podobnie bliską jak za pieniędzmi czy jedzeniem - Ah, no i Haru mieszka w okolicy. Pisałam chyba na czacie raz, że czasem mnie nocuje. Nie mieszkam w akademiku, a do domu nie do końca mi po drodze więc tak, można powiedzieć że znam okolicę jak własną kieszeń. Napewno tu nie zginiesz jak jestem obok. W zasadzie jakbyś planowała kolejną chwilę słabości to mógłbym cię zabrać do jakiegoś bardziej akuratnego miejsca. Nie każdy bar czy klub wygląda jak Collision - wzruszył pocieszająco ramionami.
Asami Kai

Ejiri Carei ubóstwia ten post.

Ejiri Carei

Nie 12 Mar - 22:18
Szum dookoła ucichł, stłumiany uwagą na jednej tylko sylwetce. Z oczu zniknęła żałość, oddając jej w końcu naturalności i przekreślając obraz sztucznej, posadzonej na siedzisku barowym, porcelanowej lalki.
- Deali, czy okazji do targowania? - odbiła słowa i przypominała sobie, z jaką łatwością pociągał ją w stronę inną, niż skumulowane w głowie myśli. Pociągał w stronę teraźniejszości. Tak, zdecydowanie za dużo miała w głowie, próbując niepotrzebnie dociec ich źródeł - W żadnych - ucięła - Nic dwa razy się nie zdarza - zmrużyła ślepia, tym razem samej czujniej przyglądając się chłopakowi - i nie popełnia tych samych błędów - a co najmniej mocno chciała w to wierzyć. Zdążyła zauważyć, że czasem, pod wpływem natchnienia, potrafiła działać nieprzewidywalnie do siebie samej. Szczególnie, gdy chodziło o artystyczne klimaty. I być może to ta kategoria przesądzała o jej obecności na koncercie?
Wyrwanie się z dusznych objęć lokalu, dało kolejną szansę na oczyszczenie rozbieganych myśli. I oczywiście, ze miała za co dziękować, ale nie upierała się w powtarzaniu, szanując słowa - Pamiętam. Może nawet sama się skuszę - kiwnęła głową ze zgodą - dla mnie jednak już bez kawy o tej porze. Nie zasnęłabym do jutra - a wiedziała, że nie zawsze jej sny były spokojne, nawiedzane tak przez koszmary, jak i pół-świadomie sprowokowaną, duszną obecność. O tym co widziała, do tej pory nie dzieliła się z przyjacielem. Wystarczyło, że miał dość zastanawiającą minę, przyglądając się niektórym z jej rysunków, na których - malowała spotkane lub dostrzeżone yokai, czy yurei.
Drgnęła na szturchniecie, ale bez paniki, a łaskotania - Jak kiedyś ci oddam, uznaj to też za...chwilę słabości - wydęła wargi, raźniej stawiając kroki w przemierzanej ścieżce - właściwie... - zawahała się, zerkając na Kaia - ostatnio kogoś spoliczkowałam - tym razem zwarła wargi, czując jak nieprzyjemny skurcz atakuje żołądek.
Pokręciła głową - Byłam po prostu ciekawa, jak to wygląda... znajomi z uczelni, zazwyczaj chodzą na karaoke, ale śpiewanie nigdy mnie nie fascynowało - pociągnęła nosem - oh, rzeczywiście, pamiętam, że wspominałeś - na języku zakołysała się cisza - chodziło mi po głowie, nauczyć się tańczyć - i jeszcze raz zapadło z jej strony krótkie milczenie.

@Asami Kai


Dyskoteka Collision Space - Page 2 074f39fd9f83bce775651fa5ead9bce4

Blood beneath the snow
Ejiri Carei
Mae Haneul

Pią 31 Mar - 19:19
18/03/2037
godzina 00:02
____________


      — Zos...zostaw... — rwie się w charczeniu, rzęzi niespokojnie, ulewając się z sinych ust razem z krwistym skrzepem. Ten odrywając się od tchawicy, ląduje na betonie, znacząc jego szarość plugawą zawiesiną.
      Och, zdecydowanie. Jeszcze dwie minuty. Spokojnie. Mamy czas.
      Czas wyznaczany w brzdęku metalowego ostrza, które stuka jedno o drugie. W ciemności, jaka przegryzana jest w jednym, jałowym snopem światła, opadającym na rozciągnięty korpus. Ten, który nie sięga stopami ziemi, a drga raz po raz spazmatycznie na przerdzewiałych łańcuchach. Lear może sobie tylko wyobrażać, jak zimno ściany szarpie za rozgrzane plecy, kiedy ciało nie ma już siły się bronić i walczyć. Łechce to go, liże powoli każdy zakamarek rozedrganego w podnieceniu i rozbawieniu wnętrza; bo chce go widzieć w jeszcze żałośniejszej formie. Chce spijać z tej chwili łomot przerażonego serca, które w swoich uderzeniach silnie pompuje krew, która za chwilę, już za krótki moment tryśnie uwolniona, wyzwolona z formy nędznego ciała.
      — N...ni...nie
      Zaskakuje go to, nieznacznie, lecz nadal — że pomimo przemęczenia, struny głosowe próbują drgać i wybrzmiewać w słowach, które rolują się na spuchłym języku. Figura utkana zdawać by się mogło z ciężkiego mroku i tylko i wyłącznie z niego, z dwoma rozognionymi w krwistej czerwieni punktach, dwóch szafirach błyszczących z oczodołów zmusiła się do ruchu. Zmusiła, bo już czekała w delikatnym napięciu, kiedy minie ta jedna jeszcze minuta, jedna jedyna minuta, która pozwoli mu poczuć ulgę.
      Psujesz nam zabawę.
      Jest cierpliwy. Zawsze. Nawet wtedy, kiedy kciuk pod napiętą skórzaną rękawiczką, opada w zagłębienie tchawicy, drąc sztywnym palcem wyżej, przez grdykę, unieruchamiając giętką szyję w splocie długich palców. Nie mruga. Czerwona poświata opiera się na tkaninie zakrywającej twarz, rozpraszając światło w jego molekularnych drobinkach. Do nozdrzy uderza smród; stary pot zalegający grubą warstwą na skórze, brud przyklejony szarymi łatami do brzucha, lepkością wypełniając każdy najdrobniejszy por. Ścierwo... — wymyka się spomiędzy warg w zwierzęcym, niskim warkocie, kiedy z precyzją wbija się w bok grdyki, otwierając ją szeroko, ze świstem na wpół martwego mężczyzny wypuszczając gorąc powietrza, który już nie oprze się nigdy na słowach.



godzina 01:32
____________


    Róż. Rozwodniona czerwień wężowymi smugami układała się na porcelanie śnieżnobiałej umywalki, uciekając bez pośpiechu z powierzchni skóry, kiedy to lodowata woda opływała męskie dłonie. Szum, bo tylko on przedzierał się przez ciszę, siąknął w spokojny umysł, przyklejając się do powierzchni łazienkowych kafli. Oddech zdawał się łagodniejszy, choć nadal unoszący tors w głębokich haustach. Będzie myślał później; później będzie zastanawiał się nad tym, dlaczego znów stracił kilka godzin, jakby te nigdy nie istniały i nigdy nienadeszły. Jakby nigdy nie istniały... Każde wspomnienie wracało po czasie, jak kot, wyginając swój grzbiet pod ręką, pragnąc uwagi i pieszczoty; bycia zauważonym i dostrzeżonym.
    Przegryzione do gładkich kości zimnem palce odkładają ostatni nóż na białe płótno, zanim rubinowa tęczówka zawiesi się na odbiciu w lustrze. Wszystko niknie. Zdaje się nadal istnieć w napiętych mięśniach, ale wrażenie to; rozochoconej satysfakcji, ledwo już dotyka kącików ust. Pnie się ku czarnym jak ziarna pieprzu źrenic, ale bardziej do głębi wpada, między czarne sploty umysłu, do drugiego istnienia, które odpoczywa teraz i mruczy cicho. Bestia. Żarłoczna, wygłodzona bestia.
    Kiedy chłód nocy, łagodniejszy niż krystaliczność wody, która jeszcze piecze wspomnieniem na skórze dłoni, opada na twarz — Haneul już pierwsze, świadome swoje kroki kieruje w nicość. Byleby iść i byleby rozciągnąć się w neonach Karafuruny, aortach wiecznie żywej dzielnicy, między opitymi mordami i w spojrzeniach niewidzących, choć nadal tnących w pijackim animuszu przestrzeń. Brzydzi go to, ta ludzka niestabilność; ale tylko między nimi, między bezmyślną tuszą, może rozmyć się i karmić. W ich wulgarnych głosach, spoconych włosach przyklejających się do zgiętych karków, w ich marności i bezwartościowości, która bawi, tak cholernie go bawi.
   Rubiny nadal w przymrużeniu powiek przeskakiwałyby między budynkami, między zbitą hołotą lejącą się przez bruk chodników, gdyby nie wrzask, wbijający się gwałtem w bębenek ucha.
      — Co Ty sobie kurwa myślałeś?!
    Męski głos drga wysoko, uderzając w nutę wkurwienia, które wydziera się z jego trzewi, rozgryza gardło i razem z kropelkami śliny znaczy narastającą wokół nich z przejęcia ciszę. Bo chociaż Mae nie zna krępej sylwetki agresora, doskonale kojarzy smukłość ramion, za jakie tamten szarpie. Nienawidzi bawić się w wybawcę, bo wybawcą nigdy nie chce być, nie marzy o tym, nie zależy mu; ale teraz powiązany jest z innym istnieniem, a jeżeli te zgaśnie to i on rozmyje się znów i zacznie niknąć w szaleństwie.
    Przykłada do ust filtr papierosa, kiedy ogień drga na jego końcu, muskając suchy, wonny tytoń. Zaciąga się głęboko i stanowczym, chociaż powolnym i rozwleczonym krokiem podchodząc bliżej frontu Collision Space. Dopiero teraz dostrzega, gdzie jest, gdzie tak naprawdę zawędrował i nie potrafi uwolnić się od myśli, że nie jest to tylko przypadek.
    Lewa dłoń odnajduje kieszeń spodni, jak i usta ponownie okalają filtr papierosa. Dym w swojej szarości opiera się na twarzy, zakręca w kosmyki czerwoności włosów, jakby sam starał się teraz pierzchnąć w obawie przed tym, co może nastąpić dalej. Bo w klatce piersiowej wyje już kolejny demon, ten, który należy tylko i wyłącznie do niego, którego nie dzieli z Learem. Wie jednak, w klarownej prostocie, że nie może go spuścić z łańcuchów. Jeszcze nie teraz.
  Kciuk podkłada się pod biel peta, wystrzeliwując go w ramię zmachanego wieprza, iskrą, resztką rozpalonego tytoniu trafiając w ucho. Tyle wystarczy, tylko poczucie żaru na skórze, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Tyle też wystarczy Haneulowi, aby twarde spojrzenie utkwić w twarzy Yuushina, obejmując je na pozór obojętnie, z wierzchu jedynie, bo szafir włókien tęczówek nigdy nie jest w pełni spokojny. Drga, żyje, pulsuje jak dzikie zwierze.

@Hyeon Yuushin


[wygląd: ciężka, skórzana kurtka z licznymi aplikacjami na plecach w kształcie oczu, prosta czarna koszulka z długim rękawem, czarne, proste spodnie oraz masywne skórzane, wiązane oficerskie buty za kostkę. Na dłoniach liczne srebrne pierścienie, na szyi łańcuch o dosyć sporych oczkach, również srebrny.]
Mae Haneul

Chaisiri Ajzel and Hyeon Yuushin szaleją za tym postem.

Asami Kai

Pią 31 Mar - 22:53
Rozterkę brunetki podsumował cwaniackim uśmieszkiem i gestem dłoni wskazującym jej możliwość wyboru.
Nic dwa razy się nie zdarza.
Z pewną dozą żartobliwego politowania zaraz potem pokręcił głową - Pamiętaj, ty to powiedziałaś - on bowiem zapamięta i wspomni, gdy się zdarzy bo doskonale wiedział, ze było inaczej. Cóż, pomyłki... - To tylko kwestia odpowiedniego towarzystwa - tak uważał. Tak przy okazji dobrze się składało bo był najlepszym możliwym. Zresztą nie słowa, a czyny ukazą przyszłość.
Kiwal głową słuchając jej z uwagą i podtrzymując lekką rozmowę maszerując do przodu. Podniósł wyżej brwi słysząc o policzkowaniu. Nie potrafił sobie tego za bardzo wyobrazić - Spoliczkowałaś? Na pewno masz na myśli spoliczkowanie a nie szczypanie? - podobne do tego babcinego, kiedy to ofiara objadła się do syta i stała się pucołowata - Nie wiedziałem, że w tym ciele tkwi tak wiele agresji. Może jednak powinienem bardziej się przy tobie strzęś. Głupio byłoby się narazić - powiedział z powagą, która w jego ustach groteskowo się zniekształcała. Ale chętnie posłucha więcej. Więc nastawił uszu oczekując wyjaśnień.
Szli sobie do sklepu gawędząc, a potem dojadając niezdrowe, nocne zakąski na opuszczonym nocą placu zabaw nim rozeszli się pod blokiem Ejiri.

/zt x2 (kai & Carei)
Asami Kai
Hyeon Yuushin

Nie 2 Kwi - 23:30
  Nagle muzyka w klubie jakby przycichła. Czas również nieco zwolnił, kiedy Yuushin z zafascynowaniem przyglądał się, jak twarz stojącego przed nim mężczyzny nabiera koloru wprost proporcjonalnie do jego poziomu wkurwienia. Bo widział rosnące wkurwienie w oczach nieznajomego, rozedrgane kurwiki w oczach, nadające mu ten szczególny wygląd dzikości, wyrażenie pragnienia przelania krwi, skupione w całości na nim i tylko na nim. Szukał ofiary. A jego przeświadczenie, że właśnie ją znalazł, wywołało w Hyeonie nagły przypływ adrenaliny, przynoszącej moment otrzeźwienia dla zamroczonego przez wypity alkohol umysłu.
  Akurat.
  Twarz mężczyzny płynnie przeszła z koloru czerwonego w wręcz purpurowy, co mógł powiedzieć nawet pomimo niezbyt dobrego światła. Pulsująca żyłka na skroni podpowiadała Yuu, że nie był to najlepszy moment, żeby zapytać go, czy się przypadkiem czymś nie udławił albo nie dostał zaparcia, bo dokładnie tak wyglądał. Czuł, że wystarczająco sobie nagrabił i kiedy miał do wyboru mieć złamany nos albo zostać rozsmarowanym na ścianie, zdecydowanie wolał to pierwsze.
  Wcale jednak nie powstrzymało go to przed pozwoleniem sobie na szeroki uśmiech, który powoli rozlał się na jego twarzy, prawdopodobnie ani trochę nie pomagając sytuacji, w jakiej się znalazł. Och, no nie pomógł, nieznajomy jedynie zmarszczył brwi, a pragnienie przelania krwi zaczęło się bardzo szybko zmierzać w stronę rozsmarowania na ścianie, czego przecież chciał uniknąć.
  – Och no daj spokój – westchnął w końcu Yuu, choć jego ramiona zatrzęsły się od tłumionego śmiechu, od którego po prostu nie mógł się powstrzymać.
  – Zamknij mordę.
  – To nie tak, że kogokolwiek do czegokolwiek zmuszałem, wiesz?
  – Wychodzimy na zewnątrz.
  – Jesteś strasznie przewrażliwiony.
  – Rusz, kurwa, dupę, bo ci połamię szczękę tu i teraz! – Podniesiony głos mężczyzny i kropelki śliny, jakie rozbryzgiwał przy mówieniu jasno wskazywały, że był on już na granicy utraty kontroli i prawdopodobnie tylko czujne spojrzenia ochrony powstrzymywały go od tego, żeby rzucić się na Hyeona z gołymi rękami. Nieznajomy nie czekał, aż Yuu faktycznie sam się ruszy, tylko chwycił go ciężką ręką za ramię i mocno szarpnął, kierując ich kroki w stronę wyjścia z klubu.
  – Co ty sobie kurwa myślałeś?! – ryknął, gdy znaleźli się na parkingu przed klubem, popychając Hyeona do przodu na tyle mocno, że ledwo utrzymał równowagę. Nie zostawił go jednak samego na długo – kilka sekund później już stał przy nim, zaciskając palce na koszuli Yuu i mocno nim szarpiąc, tylko po to, żeby za moment znów go od siebie odepchnąć, głębiej na parking.
  Cóż, myślał sobie, że miło spędzi dzisiaj czas, znajdując jakiegoś kochanka lub kochankę – nie robiło mu to różnicy kogo. Dziewczyna, którą poznał, wydawała się naprawdę chcieć spędzić z nim tę noc: ich wspólny taniec, elektryzujący dotyk na skórze, zmysłowe ruchy, które budziły w nim nowe pokłady energii, zapach jej perfum i psotny błysk w oku, identyczny jak ten zawsze obecny pod jego tęczówką. Nic, absolutnie nic nie zapowiadało tego, że kiedy w końcu ich usta po raz pierwszy się złączyły, zostanie od niej odciągnięty z siłą, która niemal zwaliła go z nóg. Na szczęście szybciej natrafił na ścianę niż to nastąpiło. Być może partner, jak się okazało, tej dziewczyny nie byłby tak kosmicznie wkurwiony, gdyby Yuu w swoim trochę pijackim rozbawieniu nie zaproponował, że w sumie to mógłby się do nich przyłączyć. Choć nie był najwyższy, jego sylwetka świadczyła o rozbudowanej masie mięśniowej, z twarzy również przedstawiał się nie najgorzej, więc właściwie czemu nie? Teoretycznie nic nie ryzykował z propozycją, ale źle trafił czasowo i teraz musiał się mierzyć ze wszystkimi konsekwencjami.
  Eh, to miała być przyjemna noc.
  Wyprostował się, krótkim, analitycznym spojrzeniem omiatając swojego niestety-przeciwnika i próbując z mowy jego ciała wyczytać, jakiego rodzaju ruchów mógłby się po nim spodziewać. Sądząc po tym, jak głośno dyszał i jak rozszerzały mu się nozdrza – bardzo mocnych. Yuu westchnął głęboko, cierpiętniczo, postanawiając postawić na szybkość, podczas gdy mężczyzna postawi pewnie na siłę – przy takim balansie powinien się szybciej zmęczyć.
  Nadciągającą zza nieznajomego sylwetkę zauważył dopiero w ostatnim momencie, kiedy papieros odbił się od ucha jego przeciwnika. Brwi Hyeona uniosły się ze zdziwienia, gdy zobaczył, że osobą, która postanowiła zainterweniować, okazał się Haneul. Yurei, z którym zawiązał kontrakt. Partner biznesowy. Choć był jedną z tych osób, które w niewymuszony sposób zagarniały uwagę otoczenia, z miejsca uzyskując nad nim władzę, najwyraźniej nie działało to na chłopaka niedoszłej kochanki Yuu.
  – Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą – zakomunikował mu, szczerząc zęby, beztroski, jakby niepomny powagi sytuacji.
  – Chuja masz – wycedził przez zaciśnięte zęby mężczyzna, zaciskając dłonie w pięści.
  – Mogłem mieć twojego w ustach, ale nie chciałeś.
  – … ty mały jebany…
  – Niestety nie tej nocy – przerwał mu ze wzruszeniem ramion i trudno było powiedzieć, czy słowa Hyeona to celowa prowokacja czy już czysta głupota. Niezależnie od intencji, efekt mógł być tylko jeden i Yuu nie musiał długo czekać na reakcję – mężczyzna wyprowadził jeden krótki, bardzo szybki cios pięścią, który trafiłby go prosto w nos, gdyby nie fakt, że w ostatniej chwili się przed nim uchylił. Nie zrobił tego jednak dostatecznie szybko i poczuł jak knykcie mężczyzny suną po jego policzku – niewystarczająco mocno, żeby go zamroczyło, ale wystarczająco, by momentalnie odczuł ból i mógł się spodziewać wykwitu siniaka później. Nieznajomy nie marnował czasu, bo jego następne uderzenie nastąpiło błyskawicznie i było zbyt mocne i celne, żeby zakładać, że mężczyzna wyprowadza losowe ciosy – jego pięść wylądowała tuż pod splotem słonecznym Hyeona, pozbawiając go tchu i sprawiając, że wylądował na kolanach.
  – O kurwa – wycharczał po kilku długich sekundach, uświadamiając sobie, że nieważne, co zrobi, to na pewno nie był przeciwnik dla niego. Yuu uniósł załzawione spojrzenie na stojącego z boku tej sceny Hana, ale nie odezwał się słowem. Okej, chyba faktycznie nie mam tego pod kontrolą, zdawały się mówić jego oczy i wykrzywione w grymasie bólu usta.

@Mae Haneul
Hyeon Yuushin

Mae Haneul ubóstwia ten post.

Sponsored content
maj 2038 roku